Dynia na parę
AutorWiadomość
First topic message reminder :
★★
[bylobrzydkobedzieladnie]
Dynia na parę
Do budynku prowadzi spokojna wiejska dróżka zaczarowana magią, która odstrasza mugoli. Trudno pomylić go z jakimkolwiek innym, już na zewnątrz da się zauważyć olbrzymie zapasy wielkich pękatych dyni.
Wewnątrz restauracji można dostać właściwie wszystko, co można zrobić z dynią: od ponczu, poprzez ciasto i smakołyki, na zupach i wykwintnych daniach skończywszy. Dania z dyni cieszą się niesłabnącą popularnością wśród czarodziejów, a co ważne - oprócz restauracji w Świecie Dyni znajduje się również sklep, w którym można zakupić dla siebie nie tylko słodycze oraz konfitury, ale nawet ozdoby wykonane z tego wyjątkowego dla czarodziejów owocu.
Szczególnie tłoczno jest tutaj w okolicach Nocy Duchów, ale dyniowe smakołyki smakują równie dobrze przez cały rok.
Wnętrze utrzymane jest w schludnej estetyce przydrożnej gospody, a choć ceny nie należą do najniższych, ruch nie słabnie już od niemal stu lat istnienia tego miejsca.
Miejsce to nawiedziły anomalie, które niedawno przetoczyły się przez cały kraj. Przed Nocą Duchów 1956 r., po ustabilizowaniu tego miejsca, nadano mu nowe życie i nową nazwę. "Dynia na parę" została wybrana przez zwycięzców konkursu na dyniowy lampion, Josepha Wrighta i Florence Fortescue. Od tamtej pory też rolę kelnera pełni Chłopiec, Który Był Kiedyś Strachem Na Wróble imieniem Heath - został ożywiony przez dziecięcą magię anomalii.
W tej lokacji obowiązuje bonus do rzutu kością w wysokości +5 dla Zakonników i +10 dla Gwardzistów.Wewnątrz restauracji można dostać właściwie wszystko, co można zrobić z dynią: od ponczu, poprzez ciasto i smakołyki, na zupach i wykwintnych daniach skończywszy. Dania z dyni cieszą się niesłabnącą popularnością wśród czarodziejów, a co ważne - oprócz restauracji w Świecie Dyni znajduje się również sklep, w którym można zakupić dla siebie nie tylko słodycze oraz konfitury, ale nawet ozdoby wykonane z tego wyjątkowego dla czarodziejów owocu.
Szczególnie tłoczno jest tutaj w okolicach Nocy Duchów, ale dyniowe smakołyki smakują równie dobrze przez cały rok.
Wnętrze utrzymane jest w schludnej estetyce przydrożnej gospody, a choć ceny nie należą do najniższych, ruch nie słabnie już od niemal stu lat istnienia tego miejsca.
Miejsce to nawiedziły anomalie, które niedawno przetoczyły się przez cały kraj. Przed Nocą Duchów 1956 r., po ustabilizowaniu tego miejsca, nadano mu nowe życie i nową nazwę. "Dynia na parę" została wybrana przez zwycięzców konkursu na dyniowy lampion, Josepha Wrighta i Florence Fortescue. Od tamtej pory też rolę kelnera pełni Chłopiec, Który Był Kiedyś Strachem Na Wróble imieniem Heath - został ożywiony przez dziecięcą magię anomalii.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 19:52, w całości zmieniany 3 razy
No i pięknie. Florence jeszcze ozdobiła ich Olbrzyma Kanibala i Joe był pewny, że teraz to wygraną mają w kieszeni. No bo kto ich niby przebije? Jego kochany braciszek mógł się schować ze swoim małym warzywkiem, ot co, nieważne jak się natrudził, żeby wyrzeźbić w nim straszną minę.
Czekał więc na werdykt pani sędziny z niecierpliwością (w końcu przerwała mecz, tfu, rzeźbienie w dyni donośnym łupnięciem wałka o blat stołu) i tylko starł pobieżnie kolejną część miąższu tym razem ze swoich ciuchów. Pewnie powinien to zrobić zaklęciem, ale to później. Lepiej by było, gdyby przy okazji nie oberwał jakąś niespodziewaną anomalią, prawda? No i czekał na ten werdykt i odebranie nagród i gratulacji... ale się nie doczekał, bo okazało się, że to nie koniec.
Joseph nawet nie wyciągał swojej różdżki. Z ich dwójki oboje wiedzieli, kto się lepiej spisuje z zaklęciami, tak? Joe więc tylko szarmanckim gestem wskazał na Florkę kłaniając się przed jej umiejętnościami. Niech działa, a on zaraz dopełni resz...
Zaraz, czy to chłopiec, który jeszcze przed chwilą był strachem na wróble?
- Tak, tak - odpowiedział lekko roztargniony na pytanie przyjaciółki, wciąż z zafascynowaniem przyglądając się dzieciakowi... ostatecznie jednak wrócił spojrzeniem do Flo i jej jasnej kuli światła.
No tak, to było oczywiste, że panna Fortescue podoła temu zadaniu.
Joe uśmiechnął się, po czym podskoczył, by złapać światło i zamknąć je w światło-pułapce, którą miał już do tego celu przygotowaną. To nie powinno być trudne, nie? Był wysoki, zwinny... a kula światła to przecież nie złoty znicz, który na meczu Max mu zwinęła sprzed nosa... nie, nie było sensu wracać do tego wspomnienia.
Zwinność: 14
ST 67
Czekał więc na werdykt pani sędziny z niecierpliwością (w końcu przerwała mecz, tfu, rzeźbienie w dyni donośnym łupnięciem wałka o blat stołu) i tylko starł pobieżnie kolejną część miąższu tym razem ze swoich ciuchów. Pewnie powinien to zrobić zaklęciem, ale to później. Lepiej by było, gdyby przy okazji nie oberwał jakąś niespodziewaną anomalią, prawda? No i czekał na ten werdykt i odebranie nagród i gratulacji... ale się nie doczekał, bo okazało się, że to nie koniec.
Joseph nawet nie wyciągał swojej różdżki. Z ich dwójki oboje wiedzieli, kto się lepiej spisuje z zaklęciami, tak? Joe więc tylko szarmanckim gestem wskazał na Florkę kłaniając się przed jej umiejętnościami. Niech działa, a on zaraz dopełni resz...
Zaraz, czy to chłopiec, który jeszcze przed chwilą był strachem na wróble?
- Tak, tak - odpowiedział lekko roztargniony na pytanie przyjaciółki, wciąż z zafascynowaniem przyglądając się dzieciakowi... ostatecznie jednak wrócił spojrzeniem do Flo i jej jasnej kuli światła.
No tak, to było oczywiste, że panna Fortescue podoła temu zadaniu.
Joe uśmiechnął się, po czym podskoczył, by złapać światło i zamknąć je w światło-pułapce, którą miał już do tego celu przygotowaną. To nie powinno być trudne, nie? Był wysoki, zwinny... a kula światła to przecież nie złoty znicz, który na meczu Max mu zwinęła sprzed nosa... nie, nie było sensu wracać do tego wspomnienia.
Zwinność: 14
ST 67
Beat back those Bludgers, boys,
and chuck that Quaffle here
No team can ever best the best of Puddlemere!
No team can ever best the best of Puddlemere!
Joseph Wright
Zawód : Bezrobotny
Wiek : 28 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
What if I'm far from home?
Oh, brother I will hear you call.
What if I lose it all?
Oh, sister I will help you out!
Oh, if the sky comes falling down, for you, there’s nothing in this world I wouldn’t do.
Oh, brother I will hear you call.
What if I lose it all?
Oh, sister I will help you out!
Oh, if the sky comes falling down, for you, there’s nothing in this world I wouldn’t do.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Joseph Wright' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 78
--------------------------------
#2 'k3' : 3
#1 'k100' : 78
--------------------------------
#2 'k3' : 3
Nie szło jej za dobrze. W sumie to zrobiła na tej dyni jedną wielką paciaję która mogłaby przypominać człowieka tylko gdyby ten człowiek wcześniej wpadł w ręce jakiegoś niezbyt wesołego trolla. Przechyliła głowę i przygryzła lekko wargę ze zrezygnowaniem, nie marudząc ani chwili, kiedy Matt ze swoim super nożem postanowił wkroczyć do dzieła. Tak więc mieli trzy niezdarne, rozciapciane dziury, sporo miąższu z dyni i bardzo elegancki nos. Aż zaklaskała lekko.
- Pięknie, najładniejszy nos w okolicy. - stwierdziła zupełnie jakby to miało zmienić fakt, że w sumie to wszystko inne wyszło paskudnie. Co tam, ona nawet w tej pokraczności dostrzegała jakiś urok. Zaraz z resztą im przerwano, a w tym samym czasie dookoła zaczął biegać ożywiony strach na wróble.
Nie było to coś przez co nawet taka Lil by panikowała, ale jednak przesiadła się za Matta, bo skoro to anomalia to wolała się odsunąć, a Matt na pewno się nie przejmuje, co nie? I tak lekko skryta słuchała dalszych instrukcji.
- No dobra to ja czaruję. - nie lubiła. Unikała tego. Ale w sumie to chyba robiła to lepiej niż Matt, a jemu łapanie światełka powinno pójść lepiej. No, oby jej teraz wyszło! - Lumos Maxima.
- Pięknie, najładniejszy nos w okolicy. - stwierdziła zupełnie jakby to miało zmienić fakt, że w sumie to wszystko inne wyszło paskudnie. Co tam, ona nawet w tej pokraczności dostrzegała jakiś urok. Zaraz z resztą im przerwano, a w tym samym czasie dookoła zaczął biegać ożywiony strach na wróble.
Nie było to coś przez co nawet taka Lil by panikowała, ale jednak przesiadła się za Matta, bo skoro to anomalia to wolała się odsunąć, a Matt na pewno się nie przejmuje, co nie? I tak lekko skryta słuchała dalszych instrukcji.
- No dobra to ja czaruję. - nie lubiła. Unikała tego. Ale w sumie to chyba robiła to lepiej niż Matt, a jemu łapanie światełka powinno pójść lepiej. No, oby jej teraz wyszło! - Lumos Maxima.
Maybe I'm scared because you mean more to me than
any other person.
any other person.
The member 'Lily MacDonald' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 52
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
--------------------------------
#3 'k3' : 2
#1 'k100' : 52
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
--------------------------------
#3 'k3' : 2
- Najstraszniejszy - poprawiłem ją strzepując z ręki miąższ zamaszystym ruchem. Podparłem się po tym rękami o biodra i wyprostowałem by tak z góry spoglądać na swoje rękodzieło. Nie miało oczu. Ani ust. Wszędzie walały się flaki. Tak właściwie to nie mieściły się na tym pizdowato małym stoliku i leciały na ziemie. Ale nos był. Ten mały, kanciasty otworek będący jedynym miejscem z którego będzie ziało światło skupiał na sobie uwagę. Tak właściwie to on też wyglądała koszmarnie. No ale jakby nie było takie było założenie, prawda? Więc wszystko się zgadzało.
Uśmiechnąłem się pod nosem rozbawiony trochę niepokojem Lil. Pomasowałem ją po pleckach uspokajająco powstrzymując się od komentarza, że przecież drewniany gnojek wygląda na maks dziesięciolatka chociaż w oczach skrzyło mi rozbawienie. Trochę mniejsze, gdy się skapnąłem, że ożywieniec zawraca głowę i jest głośny.
Gdy Lil wyczarowała lumos wziąłem tą bańkę-wstańkę magiczną i podskoczyłem chcąc w nią złapać magiczne światło, które rozświetli nozdrzowe mroki naszej dyni.
|st 65, zwinność: 18
Uśmiechnąłem się pod nosem rozbawiony trochę niepokojem Lil. Pomasowałem ją po pleckach uspokajająco powstrzymując się od komentarza, że przecież drewniany gnojek wygląda na maks dziesięciolatka chociaż w oczach skrzyło mi rozbawienie. Trochę mniejsze, gdy się skapnąłem, że ożywieniec zawraca głowę i jest głośny.
Gdy Lil wyczarowała lumos wziąłem tą bańkę-wstańkę magiczną i podskoczyłem chcąc w nią złapać magiczne światło, które rozświetli nozdrzowe mroki naszej dyni.
|st 65, zwinność: 18
I'll survive
somehow i always do
somehow i always do
The member 'Matthew Bott' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 9
--------------------------------
#2 'k3' : 3
#1 'k100' : 9
--------------------------------
#2 'k3' : 3
- Oczywiście świętuję we Fleetwood. W naszej rodzinnej karczmie na pewno będzie się tego dnia działo. odwiedzę też groby, wiesz, nie tak dawno pochowaliśmy kuzynkę ze strony Jaydena. Nawet dwie. Ich dusze na pewno potrzebują trochę wsparcia - nie mówiła o tym z żalem, a bardziej tak, jakby rodzina planowała remont i wypadałoby pomóc z tapetowaniem. Nie wierzyła, że śmierć był końcem podróży, tak samo jak nie wierzyła, że człowiek teleportując z jednego do drugiego miejsca znika na czas podróży - Jeżeli będzie jednak jakiś większe wydarzenie na mieście to się pewnie pojawię. Mogłybyśmy się zmówić, a potem udać się do mnie. Będzie dużo tańca i zabaw - zapowiedziała z entuzjazmem z którym również obserwowała udekorowaną przez Figg dynię.
Kiedy właścicielka prezentowała sposób na odpowiednie rozświetlenia wystruganej w warzywie lampy spojrzenie Shelly uciekało chętniej za ożywionym strachem na wróble, który był efektem niecodziennej transmutacji obiektu nieożywionego w ożywiony. Co ciekawsze wykazywał cechy samoświadomości! Fascynujące! Chrząknęła przywołując jednak swoją uwagę na Figg oraz dynię i potrzebę wywołania światła:
- Lumos Maxima!
Kiedy właścicielka prezentowała sposób na odpowiednie rozświetlenia wystruganej w warzywie lampy spojrzenie Shelly uciekało chętniej za ożywionym strachem na wróble, który był efektem niecodziennej transmutacji obiektu nieożywionego w ożywiony. Co ciekawsze wykazywał cechy samoświadomości! Fascynujące! Chrząknęła przywołując jednak swoją uwagę na Figg oraz dynię i potrzebę wywołania światła:
- Lumos Maxima!
angel heart | devil mind
The member 'Shelta Vane' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 95
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
--------------------------------
#3 'k3' : 1
#1 'k100' : 95
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
--------------------------------
#3 'k3' : 1
Westchnęła cicho. Wiadomym było, że Shela będzie chciała świętować u siebie, a widzieliście kiedyś Szkoda, co swoje tradycje przenosić ma na ziemię angielską? Nigdy się tak nie stanie.
- Och, nie wiedziałam... - powiedziała cicho. Właściwie jej kuzyna też kojarzyła tylko z opowieści, nie miała okazji go poznać. A właściwie miała, choć nie wiedziała, że to był właśnie ten człowiek. Gdyby tylko to pojęła, świat wyglądałby zupełnie inaczej! - Mogę przyjechać potańczyć, ale święcenie drzewka odpada. - pokręciła lekko głową. Miała swoje własne, szkockie lasy.
Shelly stworzyła tak silne światło, że Marcella aż lekko zmrużyła oczy. W dodatku gdzieś niedaleko kręcił się też ożywiony strach na wróble, który w ogóle był przeuroczą atrakcją wieczoru. Wydawało się, że lubił rozrabiać i oby nie kręcił się tylko przy ich dni! Marcy złapała za pułapkę i postanowiła rzucić ją w stronę unoszącego się na ziemi światełka. Wycelowała i wyrzuciła ją.
| Rzucam pułapką - spostrzegawczość II
- Och, nie wiedziałam... - powiedziała cicho. Właściwie jej kuzyna też kojarzyła tylko z opowieści, nie miała okazji go poznać. A właściwie miała, choć nie wiedziała, że to był właśnie ten człowiek. Gdyby tylko to pojęła, świat wyglądałby zupełnie inaczej! - Mogę przyjechać potańczyć, ale święcenie drzewka odpada. - pokręciła lekko głową. Miała swoje własne, szkockie lasy.
Shelly stworzyła tak silne światło, że Marcella aż lekko zmrużyła oczy. W dodatku gdzieś niedaleko kręcił się też ożywiony strach na wróble, który w ogóle był przeuroczą atrakcją wieczoru. Wydawało się, że lubił rozrabiać i oby nie kręcił się tylko przy ich dni! Marcy złapała za pułapkę i postanowiła rzucić ją w stronę unoszącego się na ziemi światełka. Wycelowała i wyrzuciła ją.
| Rzucam pułapką - spostrzegawczość II
nim w popiół się zmienię, będę wielkim
płomieniem
The member 'Marcella Figg' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 6
--------------------------------
#2 'k3' : 3
#1 'k100' : 6
--------------------------------
#2 'k3' : 3
Zgrywam się. Robię to całe życie. Może już nigdy nie mam się zmienić, czas pokaże. Na razie brnę w irytującą aurę nieznośnego typka, który sobie coś ubzdurał. Przyczepił się, bezczelny. I jeszcze każe ozdabiać dynię, wycinać jakieś dzikie wzory w miękkim miąższu zgniłego warzywa. Jestem okrutny, na pewno to dla mnie otworzono wszystkie kręgi piekielne. Najzabawniejsze, że chęć poczucia adrenaliny w żyłach sprawiłaby, że poczułbym ekscytację na myśl o tym, że miałbym rzucić się w te siedem piekieł. Naprawdę, prawie zacząłem się śmiać pod nosem. A nie, jednak to robię.
- Spoko Tonks. Nie musisz brać wszystkich moich słów tak poważnie - odpowiadam, przekornie puszczając kobiecie oczko. Żeby przyznała, że przecież będzie jej tego brakować. Tak, nie odpuszczam. Jednak naprawdę jest w porządku. Nie miałem zamiaru jej podrywać, chociaż tak chyba wyglądają wszystkie moje relacje z kobietami. Prawdopodobnie dlatego ciągle dostaję kosza. Smutne, pociąłbym się moim mistrzowskim nożem, ale jednak rzeźbienie w dyni wydaje się ciekawsze od sentymentalnej podróży w zaświaty na oczach przerażonych uczestników. Oraz właścicielki z wałkiem, jej boję się najbardziej. - Pożyteczne nawyki, hoho - rzucam ni to zdziwiony, ni to będąc człowiekiem pod wrażeniem. No dobrze, skoro tak stawia sprawę. - Nie martw się, cokolwiek złapię, nie będzie to ani trochę dobre - mówię całkiem beztrosko jak na tak niemiłe słowa. Chyba właśnie obrażam samego siebie, chociaż Just przy okazji też. Nie wiem. Nieszczególnie mnie to zajmuje, jak zwykle paplam co mi ślina na język przyniesie. A podobno trochę wydoroślałem. No, trochę na pewno.
- Dawaj, będzie z niej piękny kotek - zachęcam do sięgnięcia po pestki i ozdobę tego przeuroczo strasznego stworzenia. - Wystraszyłbym się takiego kociaka w noc duchów - mlaskam z pozornym profesjonalizmem. Sądząc, że to koniec przygody, ale przecież jeszcze światło. Nie wiem dlaczego o nim zapomniałem. Fantastycznie. - Dobra, to spróbuję - rzucam, chociaż trochę to się cykam, bo wcale nie wiem czy uda mi się zaklęcie. Trochę przypał jeśli nie, ale to nie będzie pierwsza moja życiowa porażka. Więc raz, raz, Lupin. - Lumos maxima - wypowiadam w takim razie i macham różdżką. Oby się udało, a jeśli tak, to oby Just jakoś złapała to światło. To brzmi trochę idiotycznie, ale nie będę się kłócić z regułami gry. Po prostu próbuję nas wszystkich nie zabić. Życzę sobie powodzenia.
- Spoko Tonks. Nie musisz brać wszystkich moich słów tak poważnie - odpowiadam, przekornie puszczając kobiecie oczko. Żeby przyznała, że przecież będzie jej tego brakować. Tak, nie odpuszczam. Jednak naprawdę jest w porządku. Nie miałem zamiaru jej podrywać, chociaż tak chyba wyglądają wszystkie moje relacje z kobietami. Prawdopodobnie dlatego ciągle dostaję kosza. Smutne, pociąłbym się moim mistrzowskim nożem, ale jednak rzeźbienie w dyni wydaje się ciekawsze od sentymentalnej podróży w zaświaty na oczach przerażonych uczestników. Oraz właścicielki z wałkiem, jej boję się najbardziej. - Pożyteczne nawyki, hoho - rzucam ni to zdziwiony, ni to będąc człowiekiem pod wrażeniem. No dobrze, skoro tak stawia sprawę. - Nie martw się, cokolwiek złapię, nie będzie to ani trochę dobre - mówię całkiem beztrosko jak na tak niemiłe słowa. Chyba właśnie obrażam samego siebie, chociaż Just przy okazji też. Nie wiem. Nieszczególnie mnie to zajmuje, jak zwykle paplam co mi ślina na język przyniesie. A podobno trochę wydoroślałem. No, trochę na pewno.
- Dawaj, będzie z niej piękny kotek - zachęcam do sięgnięcia po pestki i ozdobę tego przeuroczo strasznego stworzenia. - Wystraszyłbym się takiego kociaka w noc duchów - mlaskam z pozornym profesjonalizmem. Sądząc, że to koniec przygody, ale przecież jeszcze światło. Nie wiem dlaczego o nim zapomniałem. Fantastycznie. - Dobra, to spróbuję - rzucam, chociaż trochę to się cykam, bo wcale nie wiem czy uda mi się zaklęcie. Trochę przypał jeśli nie, ale to nie będzie pierwsza moja życiowa porażka. Więc raz, raz, Lupin. - Lumos maxima - wypowiadam w takim razie i macham różdżką. Oby się udało, a jeśli tak, to oby Just jakoś złapała to światło. To brzmi trochę idiotycznie, ale nie będę się kłócić z regułami gry. Po prostu próbuję nas wszystkich nie zabić. Życzę sobie powodzenia.
I don't know
how to deal with serious emotions
without turning them
into a fucking joke
how to deal with serious emotions
without turning them
into a fucking joke
Randall Lupin
Zawód : były policjant, kurs aurorski zawieszony
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Don't get attached.
Don't get attached.
Don't get attached.
Don't get attached.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Nieaktywni
The member 'Randall Lupin' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 77
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
--------------------------------
#3 'k3' : 1
#1 'k100' : 77
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
--------------------------------
#3 'k3' : 1
Gdy rozglądał się dookoła widząc już gotowe dynie z dumą zauważył, że ich własna całkiem nieźle wygląda. Co prawda najładniejszą udało się wykonać Josephowi. Młody obserwował ich dzieło spode łba. Trochę był obrażony za to posądzenie o sabotać. Co mógł poradzić na to, że magia wokół niego trochę szaleje? No nawet bardziej niż trochę, ale to tylko taki szczegół.
Mały Macmillan od razu zainteresował się srebrnymi kulami. Zwracały na siebie uwagę i nawet bez zamkniętego w środku światła mogły się podobać. Gdy usłyszał jak działała pułapka od razu sięgnął po kulę. Nie potrafił czarować, więc siłą rzeczy konieczność rzucenia zaklęcia spoczywała na Gwen. On sam spróbuje złapać światło do środka.
W sumie nawet mu się to zadanie spodobało. Z takimi wyzwaniami sobie zazwyczaj radził. Miał nadzieję, że nie inaczej będzie teraz.
Spodobała mu się pochwała Gwen. Nie był co prawda w stanie wyciąć tego nieszczęsnego nosa, ale z pestkami sobie na szczęście poradził. To w sumie nie była żadna filozofia.
-No... trochę są, ale czasem są zabawne- stwierdził po prostu. Nie mógł im zapobiec, więc jedynie pozostało mu się pogodzić z tym, że dziwne rzeczy będą się wokół niego działy.
-Jasne!- odpowiedział tylko w kierunku Gwen i czekał aż ta rzuci zaklęcie, które potem powinien złapać. Cała procedura musiała pójść dość sprawnie, więc Heath skupił się najlepiej jak potrafił na nadchodzącym zadaniu. Pech chciał, że ożywiony chłopiec podszedł właśnie do ich stolika i próbował namówić Heatha na wspólną zabawę. Normalnie mały lord nie dałby się długo namawiać i razem z byłym strachem na wróble odeszliby kawałek dalej i zajęli się własnymi sprawami, ale teraz Heath miał coś ważnego do zrobienia.
-Zostaw... zaraz, dobra? Jak tylko skończę- mruknął w kierunku chłopca trochę próbując się od niego opędzić. Nim się spostrzegł Gwen rzuciła zaklęcie i Heathowi nie pozostało nic innego jak tylko rzucić kulę w stronę światła. Oby się udało.
| Rzucam pułapką, mam spostrzegawczość I
Mały Macmillan od razu zainteresował się srebrnymi kulami. Zwracały na siebie uwagę i nawet bez zamkniętego w środku światła mogły się podobać. Gdy usłyszał jak działała pułapka od razu sięgnął po kulę. Nie potrafił czarować, więc siłą rzeczy konieczność rzucenia zaklęcia spoczywała na Gwen. On sam spróbuje złapać światło do środka.
W sumie nawet mu się to zadanie spodobało. Z takimi wyzwaniami sobie zazwyczaj radził. Miał nadzieję, że nie inaczej będzie teraz.
Spodobała mu się pochwała Gwen. Nie był co prawda w stanie wyciąć tego nieszczęsnego nosa, ale z pestkami sobie na szczęście poradził. To w sumie nie była żadna filozofia.
-No... trochę są, ale czasem są zabawne- stwierdził po prostu. Nie mógł im zapobiec, więc jedynie pozostało mu się pogodzić z tym, że dziwne rzeczy będą się wokół niego działy.
-Jasne!- odpowiedział tylko w kierunku Gwen i czekał aż ta rzuci zaklęcie, które potem powinien złapać. Cała procedura musiała pójść dość sprawnie, więc Heath skupił się najlepiej jak potrafił na nadchodzącym zadaniu. Pech chciał, że ożywiony chłopiec podszedł właśnie do ich stolika i próbował namówić Heatha na wspólną zabawę. Normalnie mały lord nie dałby się długo namawiać i razem z byłym strachem na wróble odeszliby kawałek dalej i zajęli się własnymi sprawami, ale teraz Heath miał coś ważnego do zrobienia.
-Zostaw... zaraz, dobra? Jak tylko skończę- mruknął w kierunku chłopca trochę próbując się od niego opędzić. Nim się spostrzegł Gwen rzuciła zaklęcie i Heathowi nie pozostało nic innego jak tylko rzucić kulę w stronę światła. Oby się udało.
| Rzucam pułapką, mam spostrzegawczość I
The member 'Heath Macmillan' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 53
--------------------------------
#2 'k3' : 1
--------------------------------
#3 'Dzieci w Dyni' :
#1 'k100' : 53
--------------------------------
#2 'k3' : 1
--------------------------------
#3 'Dzieci w Dyni' :
- Myślisz, że wygramy? - spytał Anthony'ego dychawicznym szeptem, przyglądając się z zachwytem stworzonej przez nich dyni. Wyjątkowo piękna, naprawdę, to im się udało. Jak tak skroją Rycerzy Walpurgii, jak tę dynię, świat nie miał się o co martwić. Chętnie zwerbalizowałby swe przekonania, ale wolał nie pogarszać humoru posępnego Skamandera, który jednak, wbrew smutnym oczekiwaniom, brał udział w zabawie na całego, elegancko ozdabiając warzywo pesteczkami. - Klasa sama w sobie. Dodałeś mu...dżentelmeńskiego powabu - pochwalił współtowarzysza dyniowej doli. Prawie zaklaskał w ręce, ale musiał uchylić się przed dziwnym strachem na wróble oraz posiadającą wałek damą, która wkrótce przedstawiła im kolejne wyzwania. Jaimie słuchał uważnie, w zamyśleniu, od razu przystając na propozycję kontuzjowanego aurora. - Byłeś u Tonks? Jest naprawdę dobra w te lecznicze klocki. Może cię też wymasuje, kto wie - rzucił pogodnie, resztką sił postrzymując się od dwuznacznego mrugnięcia, które z pewnością okazałoby się obrazoburcze i źle odebrane. Zachował siły na to, by zlowić, siłą swych wyćwiczonych mięśni i trenowanego latami refleksu światełko i umieścić je w odpowiednim miejscu. Anthony zadbał o to, by Lumos Maxima byla jak najsilniejsza, podkreślając tylko walory estetyczne wspaniale wyrzeźbionej dyni, ale to Benjamin musiał dokończyć dzieła. Nie odczuwał przesadnej tremy, wierzył w swoje umiejętności. Najpierw jednak zdekoncentrował go powrót Kudłacza, który machając wesoło ogonem, wyłonił się spod nieodległego stolika. - Gdzie byłeś, łapserdaku - mruknął do niego, ale bez złości, zezując tak, by sprawdzić, czy Dyniowy Kudłacz prezentuje się tak samo elegegancko jak Kudłacz Futrzasty, grzecznie przysiadający pomiędzy nogami Anthony'ego i Benjamina. - Trzymaj kciuki - polecił Skamanderowi oraz wiernemu, czworonożnemu przyjacielowi, po czym rzucił się na światełko, chcąc umieścić je w odpowiednim miejscu i złapać w pułapkę, mogącą poprawić ich notowania oraz nadać dyni prawdziwego oświecenia.
| próbuję na zwinność!
| próbuję na zwinność!
Make my messes matter, make this chaos count.
Benjamin Wright
Zawód : eks-gwiazda quidditcha
Wiek : 34
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I wanna run against the world that's turning
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
OPCM : 37 +7
UROKI : 34
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 43
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Dynia na parę
Szybka odpowiedź