Dynia na parę
Strona 20 z 20 • 1 ... 11 ... 18, 19, 20
AutorWiadomość
First topic message reminder :
★★
[bylobrzydkobedzieladnie]
Dynia na parę
Do budynku prowadzi spokojna wiejska dróżka zaczarowana magią, która odstrasza mugoli. Trudno pomylić go z jakimkolwiek innym, już na zewnątrz da się zauważyć olbrzymie zapasy wielkich pękatych dyni.
Wewnątrz restauracji można dostać właściwie wszystko, co można zrobić z dynią: od ponczu, poprzez ciasto i smakołyki, na zupach i wykwintnych daniach skończywszy. Dania z dyni cieszą się niesłabnącą popularnością wśród czarodziejów, a co ważne - oprócz restauracji w Świecie Dyni znajduje się również sklep, w którym można zakupić dla siebie nie tylko słodycze oraz konfitury, ale nawet ozdoby wykonane z tego wyjątkowego dla czarodziejów owocu.
Szczególnie tłoczno jest tutaj w okolicach Nocy Duchów, ale dyniowe smakołyki smakują równie dobrze przez cały rok.
Wnętrze utrzymane jest w schludnej estetyce przydrożnej gospody, a choć ceny nie należą do najniższych, ruch nie słabnie już od niemal stu lat istnienia tego miejsca.
Miejsce to nawiedziły anomalie, które niedawno przetoczyły się przez cały kraj. Przed Nocą Duchów 1956 r., po ustabilizowaniu tego miejsca, nadano mu nowe życie i nową nazwę. "Dynia na parę" została wybrana przez zwycięzców konkursu na dyniowy lampion, Josepha Wrighta i Florence Fortescue. Od tamtej pory też rolę kelnera pełni Chłopiec, Który Był Kiedyś Strachem Na Wróble imieniem Heath - został ożywiony przez dziecięcą magię anomalii.
W tej lokacji obowiązuje bonus do rzutu kością w wysokości +5 dla Zakonników i +10 dla Gwardzistów.Wewnątrz restauracji można dostać właściwie wszystko, co można zrobić z dynią: od ponczu, poprzez ciasto i smakołyki, na zupach i wykwintnych daniach skończywszy. Dania z dyni cieszą się niesłabnącą popularnością wśród czarodziejów, a co ważne - oprócz restauracji w Świecie Dyni znajduje się również sklep, w którym można zakupić dla siebie nie tylko słodycze oraz konfitury, ale nawet ozdoby wykonane z tego wyjątkowego dla czarodziejów owocu.
Szczególnie tłoczno jest tutaj w okolicach Nocy Duchów, ale dyniowe smakołyki smakują równie dobrze przez cały rok.
Wnętrze utrzymane jest w schludnej estetyce przydrożnej gospody, a choć ceny nie należą do najniższych, ruch nie słabnie już od niemal stu lat istnienia tego miejsca.
Miejsce to nawiedziły anomalie, które niedawno przetoczyły się przez cały kraj. Przed Nocą Duchów 1956 r., po ustabilizowaniu tego miejsca, nadano mu nowe życie i nową nazwę. "Dynia na parę" została wybrana przez zwycięzców konkursu na dyniowy lampion, Josepha Wrighta i Florence Fortescue. Od tamtej pory też rolę kelnera pełni Chłopiec, Który Był Kiedyś Strachem Na Wróble imieniem Heath - został ożywiony przez dziecięcą magię anomalii.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 19:52, w całości zmieniany 3 razy
Odetchnął z ulgą, gdy starsza czarownica prowadząca dzisiejszy konkurs wreszcie zagoniła chłopca z drewna do środka pomieszczenia. Nie bardzo wiedział jak się od niego odgonić. Normalnie chętnie skorzystałby z jego towarzystwa, ale teraz akurat miał coś do zrobienia, prawda?
-Może jeszcze zacznie rechotać? Albo robić coś innego... nie wiem błyskać oczami? - wysnuł przypuszczenie. W sumie to w świecie dyni przydarzyło mu się wiele dziwnych rzeczy. Najpierw rechocząca dynia, potem mały wybuch, a do tego jeszcze ten chłopiec z drewna. Ciekawe co jeszcze wymyśli krnąbrna magia. Dobrze, że nie te wszystkie „przygody” nie były niebezpieczne tak jak to się czasem zdarzało.
-Nie… poza tym myślisz, że on już zostanie żywy? Nie zamieni się z powrotem w stracha na wróble? – był ciekawy tego jakie Gwen ma zdanie na ten temat.
I znów właścicielka Dyni miała dla nich zadanie, które tak szczerze mówiąc średnio przypadło Heathowi do gustu. W końcu nie był największym fanem warzyw, pewnie jak każdy chłopiec w jego wieku. Nie był zbytnio przekonany co do stwierdzenia, że surowy miąższ z dyni mógł być smaczny, ale… chyba nie mieli większego wyboru prawda?
Bezradnie spojrzał na Gwen gdy ta zaproponowała mu żeby spróbował. Nie bardzo miał jak odmówić, w końcu to przez niego wylał się ten cały miąższ. Westchnął tylko ciężko patrząc na paćkę na ich stoliku.
-Okej, spróbuję- zgodził się mimo wszystko. Spojrzał spode łba na klepsydrę. Czy ten czas za szybko nie uciekał? Jedzenie na szybko podobno było nie zdrowe, a przynajmniej to mu ciągle powtarzała jego guwernantka. Mały Macmillan zaczął zgarniać miąższ palcami i ładować sobie do buzi. Przez to, że mieli jakiś czas, w którym musieli się zmieścić nawet zapomniał o tym, że ta cała dynia miałaby być niesmaczna. O właśnie, czy muszę jeszcze wspominać o tym, że po całym tym jedzeniu chłopiec zapewne będzie cały ubabrany w tym pomarańczowym warzywie?
| Jem dynię, a Gwen mi kibicuje
-Może jeszcze zacznie rechotać? Albo robić coś innego... nie wiem błyskać oczami? - wysnuł przypuszczenie. W sumie to w świecie dyni przydarzyło mu się wiele dziwnych rzeczy. Najpierw rechocząca dynia, potem mały wybuch, a do tego jeszcze ten chłopiec z drewna. Ciekawe co jeszcze wymyśli krnąbrna magia. Dobrze, że nie te wszystkie „przygody” nie były niebezpieczne tak jak to się czasem zdarzało.
-Nie… poza tym myślisz, że on już zostanie żywy? Nie zamieni się z powrotem w stracha na wróble? – był ciekawy tego jakie Gwen ma zdanie na ten temat.
I znów właścicielka Dyni miała dla nich zadanie, które tak szczerze mówiąc średnio przypadło Heathowi do gustu. W końcu nie był największym fanem warzyw, pewnie jak każdy chłopiec w jego wieku. Nie był zbytnio przekonany co do stwierdzenia, że surowy miąższ z dyni mógł być smaczny, ale… chyba nie mieli większego wyboru prawda?
Bezradnie spojrzał na Gwen gdy ta zaproponowała mu żeby spróbował. Nie bardzo miał jak odmówić, w końcu to przez niego wylał się ten cały miąższ. Westchnął tylko ciężko patrząc na paćkę na ich stoliku.
-Okej, spróbuję- zgodził się mimo wszystko. Spojrzał spode łba na klepsydrę. Czy ten czas za szybko nie uciekał? Jedzenie na szybko podobno było nie zdrowe, a przynajmniej to mu ciągle powtarzała jego guwernantka. Mały Macmillan zaczął zgarniać miąższ palcami i ładować sobie do buzi. Przez to, że mieli jakiś czas, w którym musieli się zmieścić nawet zapomniał o tym, że ta cała dynia miałaby być niesmaczna. O właśnie, czy muszę jeszcze wspominać o tym, że po całym tym jedzeniu chłopiec zapewne będzie cały ubabrany w tym pomarańczowym warzywie?
| Jem dynię, a Gwen mi kibicuje
The member 'Heath Macmillan' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 88
--------------------------------
#2 'Dzieci w Dyni' :
#1 'k100' : 88
--------------------------------
#2 'Dzieci w Dyni' :
Złapała światło wciskając je do dyni mając cichą nadzieję, że tym razem zakończą już wyścig o najlepszą dynię. Trochę wątpiła w to, że uda im się cokolwiek wygrać, ale Randall zdawał mieć się całkiem inne zdanie. Zamrugała zdziwiona, gdy kobieta odezwała się ponownie. Spojrzała niepewnie na stół, a potem na Randalla i w końcu westchnęła.
- Dobra, Lupin. - powiedziała spoglądając na niego z uniesionymi wysoko brwiami. Westchnęła, jeszcze raz rozmyślając, czy w ogóle powinna to robić. Ale wtykać mu miąższu do ust, czy też znów zachęciania go by zjadł nie miała ochoty robić jeszcze bardziej. - Umiem grać zespołowo. Więc zjem te dynie, a raczej resztki. - zapowiedziała mu podchodząc do stołu na którym pracowali. Była już pewna, że następną imprezę wybierze ona sama i nie da się namówić na nic Randallowi, potrafił ją przekonać - a bardziej zaciągnąć. Zawody z udziałem dyni nie były złe, i może gdyby nie to, co działo się dookoła lepiej byłaby w stanie oddać się grze. Ale chociaż próbowała. - A potem postawisz mi kolejkę ognistej. - dodała jeszcze zabierając się do jedzenie resztek, które pozostały po ich próbach zmierzenia się z dynią i tym, co w końcu z nią zrobili.
| jem dynie! mam 5 w zwinności.
- Dobra, Lupin. - powiedziała spoglądając na niego z uniesionymi wysoko brwiami. Westchnęła, jeszcze raz rozmyślając, czy w ogóle powinna to robić. Ale wtykać mu miąższu do ust, czy też znów zachęciania go by zjadł nie miała ochoty robić jeszcze bardziej. - Umiem grać zespołowo. Więc zjem te dynie, a raczej resztki. - zapowiedziała mu podchodząc do stołu na którym pracowali. Była już pewna, że następną imprezę wybierze ona sama i nie da się namówić na nic Randallowi, potrafił ją przekonać - a bardziej zaciągnąć. Zawody z udziałem dyni nie były złe, i może gdyby nie to, co działo się dookoła lepiej byłaby w stanie oddać się grze. Ale chociaż próbowała. - A potem postawisz mi kolejkę ognistej. - dodała jeszcze zabierając się do jedzenie resztek, które pozostały po ich próbach zmierzenia się z dynią i tym, co w końcu z nią zrobili.
| jem dynie! mam 5 w zwinności.
The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Zakon Feniksa
The member 'Justine Tonks' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 46
'k100' : 46
Wątpiła w sukces rzucenia przez nią zaklęcia, dziś chyba niewiele jej wychodziło - ale Clara nie zamierzała się poddać, nie teraz. Obiecała sobie przecież, że cały ten trud zrobienia perfekcyjnej dyni będzie jedynie zabawą, choć trudno było sprostać tak wysokim wymaganiom. Perfekcjonistom było zazwyczaj trudniej. Szczególnie, jeśli chcieli udowodnić swoją wartość - nawet w tak nieistotnych sprawach jak tworzenie przerażającego lampionu na Noc Duchów. Jednak słowo się rzekło, a obie czarownice starały się dać z siebie wszystko, nie zapominając przy tym o towarzyskich możliwościach. Miały czas na rozmowę oraz relaks, odcięcia się od polityczno-społecznych wydarzeń mających miejsce dookoła nich. Świat nie był bezpieczny, działo się coś niedobrego i obie o tym wiedziały. Bez względu jak mocno Willy wsiąkła w swój własny świat. Zresztą, ostatnio przekonała się niestety o tym jak niespokojne nadeszły czasy, nie tylko dla czarodziejów. Mimo to przetrwała te trudy, dziś należał im się odpoczynek. Wzięcie głębszego oddechu w płuca oraz zasmakowanie chwilowej wolności jaką oferowała konkurencja. To nic, że chyba były na ostatnim miejscu, nieważne.
Najdziwniejsze jednak było spotkanie… chłopca będącego strachem na wróble. Albo na odwrót. Waffling wpatrywała się w niego z niemałym zdziwieniem; usta rozszerzyły się nieznacznie, natomiast oczy zdradzały obawy. Tych nie dostrzegła u Lovegood, dlatego potrząsnęła głową starając się wrócić do rywalizacji. Pomimo odczuwalnej, chwilowej słabości, która wzięła się nie wiadomo skąd. Może to obecność dziwacznych zjawisk, może coś innego - Clarence nie dociekała. Skoncentrowała się za to w pełni na towarzyszce.
Wnet właścicielka Świata Dyni obwieściła, że udało im się nie tylko złapać światło do wydrążonej dyni, ale także mieli zamiar zjeść wypływający na stół miąższ. To było dziwne. Clara spojrzała niepewne na Willow, potem z powrotem na kobietę z wałkiem w ręku i znów na czarownicę obok.
- Mhm, no dobra, choć to trochę obleśne - stwierdziła bez przekonania, ale kiedy tylko blondynka wystartowała z jedzeniem, to Waffling dołączyła się do niej, starając dokładnie przeżuwać. No, może przy okazji trochę się spiesząc, ale przecież nie chciałaby umrzeć przez zakrztuszenie. To dopiero byłaby durna śmierć.
| Jem dynię.
Najdziwniejsze jednak było spotkanie… chłopca będącego strachem na wróble. Albo na odwrót. Waffling wpatrywała się w niego z niemałym zdziwieniem; usta rozszerzyły się nieznacznie, natomiast oczy zdradzały obawy. Tych nie dostrzegła u Lovegood, dlatego potrząsnęła głową starając się wrócić do rywalizacji. Pomimo odczuwalnej, chwilowej słabości, która wzięła się nie wiadomo skąd. Może to obecność dziwacznych zjawisk, może coś innego - Clarence nie dociekała. Skoncentrowała się za to w pełni na towarzyszce.
Wnet właścicielka Świata Dyni obwieściła, że udało im się nie tylko złapać światło do wydrążonej dyni, ale także mieli zamiar zjeść wypływający na stół miąższ. To było dziwne. Clara spojrzała niepewne na Willow, potem z powrotem na kobietę z wałkiem w ręku i znów na czarownicę obok.
- Mhm, no dobra, choć to trochę obleśne - stwierdziła bez przekonania, ale kiedy tylko blondynka wystartowała z jedzeniem, to Waffling dołączyła się do niej, starając dokładnie przeżuwać. No, może przy okazji trochę się spiesząc, ale przecież nie chciałaby umrzeć przez zakrztuszenie. To dopiero byłaby durna śmierć.
| Jem dynię.
Odpłynę wiotkim statkiem w szerokie ramiona horyzont pęknie jak szklana obroża pożegnają mnie ciszą gęstych drętwych zmierzchów iluminacje światła jak ostatni pożar.
Clarence Waffling
Zawód : numerolog, włóczęga, kelnerka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
mieć ręce pod głową
zmrużone oczy
patrzeć jak życie
się toczy…
zmrużone oczy
patrzeć jak życie
się toczy…
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Neutralni
The member 'Clarence Waffling' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 49
'k100' : 49
Nie zamierzam robić sobie nadziei, właściwie to chyba z tego wyrosłem, co samo w sobie jest dziwne. W końcu przez większość czasu zachowuję się jak dziecko z tym swoim ukrywaniem prawdziwych emocji - tak jest jednak dużo prościej przejść przez życie. Nawet jeśli wszyscy wokół są niezadowoleni. - Dzięki za troskę Tonks - odpowiadam jednak, całkiem wesolutki, bo nie ma czym się przejmować. No, oprócz wyglądem dyni. Ta prezentuje się dość przeciętnie, ale ostatecznie ma wszystko, oczy, nos i usta, a nawet słodką dekorację z pestek. Szaleństwo. - Ale dobry z nas duet. Na kursie i rzeźbieniu w warzywach, zobacz jaki piękny ten kotek. Jak będzie konkurencja wycinania cukinii zgłoszę nas od razu - paplam dalej, po czym rzeczywiście biorę się do roboty. Udaje mi się wyczarować światło, więc przynajmniej z tej strony nie grozi mi przypał. Przymykam oczy i oddycham z ulgą. Tym bardziej, że Just udaje się zamknąć światło w naszej super dyni. Ech, zdążyłem się już do niej przyzwyczaić. - Dobra robota partnerko - chwalę kobietę, bo odwaliła w końcu kawał dobrej roboty, to nie kłamstwo.
- Rany, patrz, to strach na wróble. Żywy. Chyba noc duchów to zaczęła się już dzisiaj - mruczę skonfundowany i drapię się po głowie w konsternacji. Przez co moje światło nie jest tak imponujące jak mogłoby być, ale to dobrze, bo łatwiej po nie sięgnąć. Co się udało.
Potem słucham właścicielki i uśmiecham się szeroko. Obżeranie się jedzeniem tak ohydnie, prosto ze stołu, bez sztućców. Świetnie, to brzmi jak wyzwanie dla mnie. Ciekawe czy znajdę tam robaki. - Zawsze w ciebie wierzyłem, Tonks. Ale że jesteś gotowa do takich poświęceń to się nie spodziewałem, brawo - komentuję sobie dalej, nim wybrzmiewa sygnał jedzenia na czas. No to jem, szybko, nie przejmując się niczym. W końcu co gorszego może się stać niż szalejąca dookoła wojna. Na pewno nie mało elegancka konsumpcja dyniowego miąższu.
Jemy
- Rany, patrz, to strach na wróble. Żywy. Chyba noc duchów to zaczęła się już dzisiaj - mruczę skonfundowany i drapię się po głowie w konsternacji. Przez co moje światło nie jest tak imponujące jak mogłoby być, ale to dobrze, bo łatwiej po nie sięgnąć. Co się udało.
Potem słucham właścicielki i uśmiecham się szeroko. Obżeranie się jedzeniem tak ohydnie, prosto ze stołu, bez sztućców. Świetnie, to brzmi jak wyzwanie dla mnie. Ciekawe czy znajdę tam robaki. - Zawsze w ciebie wierzyłem, Tonks. Ale że jesteś gotowa do takich poświęceń to się nie spodziewałem, brawo - komentuję sobie dalej, nim wybrzmiewa sygnał jedzenia na czas. No to jem, szybko, nie przejmując się niczym. W końcu co gorszego może się stać niż szalejąca dookoła wojna. Na pewno nie mało elegancka konsumpcja dyniowego miąższu.
Jemy
I don't know
how to deal with serious emotions
without turning them
into a fucking joke
how to deal with serious emotions
without turning them
into a fucking joke
Randall Lupin
Zawód : były policjant, kurs aurorski zawieszony
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Don't get attached.
Don't get attached.
Don't get attached.
Don't get attached.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Nieaktywni
The member 'Randall Lupin' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 62
'k100' : 62
Naprawdę trzymała kciuki za Poppy, jednocześnie samej żałując, że światełko, które wyczarowała, rozbłysło tak intensywnym światłem. Trochę przesadziłaś, mówiła sobie w myślach, krzywiąc się przepraszająco za każdym razem, kiedy kochanej pannie Pomfrey nie udało się dosięgnąć latającej wysoko błyskotki.
– Przepraszam, Poppy – uścisnęła przyjaciółkę, kiedy ta malutka konkurencja dobiegła końca. – Tak się skupiłam na tym, żeby magia nie rozbudziła anomalii, że… sama widzisz! Ale spójrz, jednak mamy świecącą dynię – uśmiechnęła się w stronę pogodnej prowadzącej, tym krótkim gestem dziękując za współpracę.
Bo w istocie wydawało jej się, że to wszystko i już nawet miała wychodzić zza ławki, kiedy okazało się, że musi zmienić swoje plany. Spojrzała jeszcze raz na Poppy i wzruszyła w niewiedzy ramionami, wyciągając kąciki ust w dół. Sama nie do końca rozumiała.
– Dynia jest ciężkostrawna na surowo – szepnęła do niej. Jej matka była domowym wirtuozem w kuchni, ale nigdy dyni nie oporządzały na surowo, stąd jej podejrzenia i odważna teoria. – Ja też nie jestem przekonana.
Czuła głód, ale raczej spowodowany chęcią zjedzenia czegoś sycącego, a nie miąższu z dynii. Och, gdyby zamieniła go w dżem ze skórką pomarańczową… wtedy byłby zjadliwy!
– Tak, podziękujemy – jeszcze raz uśmiechnęła się w stronę kobiety, tym razem bardziej ze skruchą niż wesołością. – Myślisz, że swoim klientom też podawali surową dynię ze stołu? – nachyliła się do Poppy, szepcząc z wciąż utrzymującym się na ustach uśmiechem. – Ale… ale może jest pyszna…
Mimo wszystko zrezygnowała. Nie miała na nią ochoty w takiej formie.
– Przepraszam, Poppy – uścisnęła przyjaciółkę, kiedy ta malutka konkurencja dobiegła końca. – Tak się skupiłam na tym, żeby magia nie rozbudziła anomalii, że… sama widzisz! Ale spójrz, jednak mamy świecącą dynię – uśmiechnęła się w stronę pogodnej prowadzącej, tym krótkim gestem dziękując za współpracę.
Bo w istocie wydawało jej się, że to wszystko i już nawet miała wychodzić zza ławki, kiedy okazało się, że musi zmienić swoje plany. Spojrzała jeszcze raz na Poppy i wzruszyła w niewiedzy ramionami, wyciągając kąciki ust w dół. Sama nie do końca rozumiała.
– Dynia jest ciężkostrawna na surowo – szepnęła do niej. Jej matka była domowym wirtuozem w kuchni, ale nigdy dyni nie oporządzały na surowo, stąd jej podejrzenia i odważna teoria. – Ja też nie jestem przekonana.
Czuła głód, ale raczej spowodowany chęcią zjedzenia czegoś sycącego, a nie miąższu z dynii. Och, gdyby zamieniła go w dżem ze skórką pomarańczową… wtedy byłby zjadliwy!
– Tak, podziękujemy – jeszcze raz uśmiechnęła się w stronę kobiety, tym razem bardziej ze skruchą niż wesołością. – Myślisz, że swoim klientom też podawali surową dynię ze stołu? – nachyliła się do Poppy, szepcząc z wciąż utrzymującym się na ustach uśmiechem. – Ale… ale może jest pyszna…
Mimo wszystko zrezygnowała. Nie miała na nią ochoty w takiej formie.
Ja nie przeczuwałam, tyś nie odgadł, że
Nasze serca świecą w mroku
Nasze serca świecą w mroku
Czarownica nie kłamała - choć przeważnie surowy miąższ dyni nie jest najatrakcyjniejszy smakiem, zaczarowana odmiana pękatego warzywa robiła na podniebieniu niesamowite wrażenie. Bezkształtna pulpa zmieszana z większymi odłamkami dyni miała obłędny smak i była samym zdrowiem. Doskonale posiliła was pomimo osłabienia zagwarantowanego przez niestabilną magię skupioną wokół młodego lorda Macmillana.
Wszystkie pary oprócz Poppy i Eileen (na które czarownica spojrzała naprawdę zasmuconym spojrzeniem, przekonana, ze jej dynia im nie smakowała) zdołały dojeść resztki. Kilku czarodziejów - Heath, Matt, Joseph, Marcelle, Maxine i Willow - pochłaniało resztki nieco zbyt łapczywie w stosunku do swoich możliwości, wskutek czego rozbolał ich brzuszek.
- Wszyscy spisaliście się doskonale, ale zwycięzca może być tylko jeden! Wygrywa stolik z numerem trzecim! Joseph i Florence! - zarządziła czarownica, z zadowoleniem człapiąc do zwycięskiej pary, zachęcając ich, by wspięli się na stół, przy którym pracowali i pokazali się wszystkim. - Zgodnie z obietnicą, aż do przyszłej Nocy Duchów, Nocy Duchów w 1657 roku, będziemy gościć was w naszym lokalu za darmo. A wy: wymyślicie dla mojej karczmy nową nazwę, z którą odrodzimy się po kryzysie, jaki spotkało to miejsce. - Zaklaskała dłońmi, gorliwie zachęcając do aplauzu również pozostałych uczestników zabawy. W końcu: najważniejsza była dobra zabawa. Wyraźnie czekała, aż Joseph i Florence coś powiedzą: zapewne oczekiwała wyboru nazwy lokalu.
Po wszystkim zaprosiła was na wielką ucztę do środka, gdzie chłopiec, który kiedyś był strachem na wróble, przyuczał się już do roli kelnera. Syto zastawione przysmakami stoliki kusiły tak kolorem posiłków, jak ich zapachem. W wazach znajdowały się zupy i poncze, na tacach kawałki przepięknych tart, w wielobarwnych papilotkach pęczniały babeczki, a talerze zapełnione były dyniowymi zapiekankami, pieczeniami i szaszłykami. Poczęstunek przygotowano dla was, był darmowy.
Heath, nie możesz wziąć nowego kolegi do domu - dostał tutaj nową pracę i przyjął imię Heath na twoją cześć. Poprosił, żebyś go czasem odwiedzał i wyraził nadzieję, że wasza przyjaźń przetrwa długo, choć trochę się zasmucił, że raczej nie przyjmą go już w Hogwarcie.
Wszyscy mogliście zabrać ze sobą swoje lampiony.
Możecie, nie musicie, dodać posta kończącego, możecie też kontynuować rozgrywkę luźno. To już koniec wydarzenia (tym razem naprawdę).
Florence i Joseph proszeni są o napisanie przynajmniej postów kończących, w których wybiorą nową nazwę lokalu.
4. Lily i Matt: 3,33
2. Gwen i Heath: 5
8. Poppy i Eileen: 4
9. Randall i Just: 4
5. Ben&Kudłacz i Anthony: 5,33
7. Marcella i Shelta: 4
1. Maeve i Maxine: 6
6. Willow i Clarence: 3
3. Florence i Joseph: 9
Mimo wszystko Gwen była naprawdę całkiem zadowolona z wyglądu ich wspólnej dyni, a już na pewno była dumna z Heatha. Chłopiec, mimo niekoniecznie sprzyjających okoliczności, był naprawdę cierpliwy i zaangażowany.
– Błyskanie oczami byłoby chyba całkiem fajne. – Gwen zaśmiała się cicho. – Może w ten sposób by cię broniła przed koszmarami? – zaproponowała. Nie miała wprawdzie pojęcia, czy Heath boi się ciemności, ale złe sny zdarzają się każdemu. Nawet jej.
Skinęła głową, myślą, że może jednak mimo wszystko taki kolega przydałby się Heathowi. W końcu nie miał w posiadłości żadnych dzieci w swoim wieku. Musiał się często nudzić.
– Och, nie mam pojęcia, Heath. Ale kto wie, magia jest nieprzewidywalna, szczególnie ta twoja! Może już zawsze będzie żywy? A może powoli, z dnia na dzień, będzie robił się coraz to powolniejszy i bardziej drewniany, aż w końcu znów będzie strachem na wróble? Jeśli tak to niech cieszy się życiem tak długo, jak je ma. Właściwie wszyscy chyba powinniśmy tak robić.
Obserwowała, jak Heath wcina dynie, cały czas mu kibicując. Ostatecznie chłopiec spisał się świetnie. Wszystkie pozostałości dyni zniknęły ze stolika.
– Wiedziałam, że dasz radę, Heath! Piątka! Dobra była? – Wystawiła rękę.
Po chwili ogłoszono zwycięzców. Heath i Gwen wprawdzie takowymi nie zostali, ale malarka szczerze biła brawo tym, którym się udało. W końcu wszyscy rzeźbili zupełnie uczciwie. Malarka nieco żałowała, że nie spróbowała nieco trudniejszego wzoru, ale po prostu wolała nie ryzykować i chciała dać szansę Heathowi: co prawda rzeźbienie nosa dyni niekoniecznie mu wyszło, ale zawsze była taka szansa! Gdyby próbowali tworzyć nietoperza na tle cmentarza, jak początkowo planowała Gwen, prawdopodobnie nie pozwoliłaby mu nawet chwycić dłuta do ręki, by nie zniszczył jej autorskiego dzieła. A przecież nie o to w tej zabawie chodziło.
– Z tego twojego kolegi jest niezły rzeźbiarz – powiedziała rudowłosa na ucho Heathowi. Następnie odsunęła się od niego i dodała już głośniej: – To co, bierzemy dynię i idziemy do środka? Jak się czujesz? Chcesz coś jeszcze zjeść?
Słuchając chłopca, wzięła dynie pod pachę i ruszyła do wewnątrz Świata Dyni, trzymając Heatha za rękę.
| z/t
– Błyskanie oczami byłoby chyba całkiem fajne. – Gwen zaśmiała się cicho. – Może w ten sposób by cię broniła przed koszmarami? – zaproponowała. Nie miała wprawdzie pojęcia, czy Heath boi się ciemności, ale złe sny zdarzają się każdemu. Nawet jej.
Skinęła głową, myślą, że może jednak mimo wszystko taki kolega przydałby się Heathowi. W końcu nie miał w posiadłości żadnych dzieci w swoim wieku. Musiał się często nudzić.
– Och, nie mam pojęcia, Heath. Ale kto wie, magia jest nieprzewidywalna, szczególnie ta twoja! Może już zawsze będzie żywy? A może powoli, z dnia na dzień, będzie robił się coraz to powolniejszy i bardziej drewniany, aż w końcu znów będzie strachem na wróble? Jeśli tak to niech cieszy się życiem tak długo, jak je ma. Właściwie wszyscy chyba powinniśmy tak robić.
Obserwowała, jak Heath wcina dynie, cały czas mu kibicując. Ostatecznie chłopiec spisał się świetnie. Wszystkie pozostałości dyni zniknęły ze stolika.
– Wiedziałam, że dasz radę, Heath! Piątka! Dobra była? – Wystawiła rękę.
Po chwili ogłoszono zwycięzców. Heath i Gwen wprawdzie takowymi nie zostali, ale malarka szczerze biła brawo tym, którym się udało. W końcu wszyscy rzeźbili zupełnie uczciwie. Malarka nieco żałowała, że nie spróbowała nieco trudniejszego wzoru, ale po prostu wolała nie ryzykować i chciała dać szansę Heathowi: co prawda rzeźbienie nosa dyni niekoniecznie mu wyszło, ale zawsze była taka szansa! Gdyby próbowali tworzyć nietoperza na tle cmentarza, jak początkowo planowała Gwen, prawdopodobnie nie pozwoliłaby mu nawet chwycić dłuta do ręki, by nie zniszczył jej autorskiego dzieła. A przecież nie o to w tej zabawie chodziło.
– Z tego twojego kolegi jest niezły rzeźbiarz – powiedziała rudowłosa na ucho Heathowi. Następnie odsunęła się od niego i dodała już głośniej: – To co, bierzemy dynię i idziemy do środka? Jak się czujesz? Chcesz coś jeszcze zjeść?
Słuchając chłopca, wzięła dynie pod pachę i ruszyła do wewnątrz Świata Dyni, trzymając Heatha za rękę.
| z/t
But I would lay my armor down if you said you’d rather
love than fight
love than fight
- No i proszę, zawodnik z ciebie na medal! - znów zawołała uradowanym tonem. Dziś to właściwie tylko chwaliła Joey'a, a musiała z tym uważać, bo jeszcze by się za bardzo przyzwyczaił i co wtedy? Jak potem zajdzie taka potrzeba, żeby go zbesztać, to będzie to za mocno przeżywał!
Na szczęście tym razem konkurs już naprawdę dobiegł końca. Florence z niecierpliwością wyczekiwała ogłoszenia zwycięzcy - spodziewała się, że właścicielka lokalu spróbuje jeszcze trochę podkręcić napięcie, ale nie! Para, która wydrążyła najlepszą dynię została wymieniona niemal od razu! I Florence nie mogła się nadziwić, bo przecież usłyszała imię swoje oraz Josepha! Ale czy na pewno? To nie była pomyłka?
- Wygraliśmy, o na słodkiego Godryka, Joseph, rozumiesz to, naprawdę wygraliśmy! - zawołała, zasłaniając usta i nie do końca wierząc, że to wszystko prawda. Na stół się oczywiście wspięła - chociaż miała przed tym pewne opory i dopiero doping ze strony Joey'a a także naglące machnięcia wałkiem kazały jej postawić nogę na blacie, by podziękować wszystkim innym za zabawę.
- Oh, aż nie wiem co powiedzieć! Ja, eee... mam nadzieję, że bawiliście się dobrze, ze swojej strony mogę was zapewnić, że byliście godnymi przeciwnikami! - zaczęła, nie mając pojęcia, czy powinna wygłosić jakąś dłuższą mowę, czy może tylko bąknąć parę zdań. Zdecydowała się na tę drugą opcję, bo wiedziała, że jej towarzysz prawdopodobnie od razu by zasnął, poza tym, nie chciała ich przetrzymywać. Na pewno woleli znów wejść do lokalu i się posilić (przynajmniej ci, którzy nie wcinali wcześniej z blatu surowego dyniowego miąższu). - A co do samej restauracji...! Po ultraszybciej naradzie z Josephem, uznaliśmy, że nadajemy jej nazwę "Dynia na parę"! - bo w końcu wygrali ten konkurs działając w parze, prawda? Ponadto taka nazwa sugerowała potencjalnym klientom, że to idealne miejsce, aby zjeść romantyczną, dyniową kolację we dwoje! Idealnie! Florence już nie mogła się doczekać, aby opowiedzieć wszystko Floreanowi, kiedy tylko wróci do domu.
zt
Na szczęście tym razem konkurs już naprawdę dobiegł końca. Florence z niecierpliwością wyczekiwała ogłoszenia zwycięzcy - spodziewała się, że właścicielka lokalu spróbuje jeszcze trochę podkręcić napięcie, ale nie! Para, która wydrążyła najlepszą dynię została wymieniona niemal od razu! I Florence nie mogła się nadziwić, bo przecież usłyszała imię swoje oraz Josepha! Ale czy na pewno? To nie była pomyłka?
- Wygraliśmy, o na słodkiego Godryka, Joseph, rozumiesz to, naprawdę wygraliśmy! - zawołała, zasłaniając usta i nie do końca wierząc, że to wszystko prawda. Na stół się oczywiście wspięła - chociaż miała przed tym pewne opory i dopiero doping ze strony Joey'a a także naglące machnięcia wałkiem kazały jej postawić nogę na blacie, by podziękować wszystkim innym za zabawę.
- Oh, aż nie wiem co powiedzieć! Ja, eee... mam nadzieję, że bawiliście się dobrze, ze swojej strony mogę was zapewnić, że byliście godnymi przeciwnikami! - zaczęła, nie mając pojęcia, czy powinna wygłosić jakąś dłuższą mowę, czy może tylko bąknąć parę zdań. Zdecydowała się na tę drugą opcję, bo wiedziała, że jej towarzysz prawdopodobnie od razu by zasnął, poza tym, nie chciała ich przetrzymywać. Na pewno woleli znów wejść do lokalu i się posilić (przynajmniej ci, którzy nie wcinali wcześniej z blatu surowego dyniowego miąższu). - A co do samej restauracji...! Po ultraszybciej naradzie z Josephem, uznaliśmy, że nadajemy jej nazwę "Dynia na parę"! - bo w końcu wygrali ten konkurs działając w parze, prawda? Ponadto taka nazwa sugerowała potencjalnym klientom, że to idealne miejsce, aby zjeść romantyczną, dyniową kolację we dwoje! Idealnie! Florence już nie mogła się doczekać, aby opowiedzieć wszystko Floreanowi, kiedy tylko wróci do domu.
zt
What is my life?
Am I doing this right?
I just realized that I might
Not know what the hell is going on!
Am I doing this right?
I just realized that I might
Not know what the hell is going on!
Florence Fortescue
Zawód : Bezrobotna
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
If you can't see anything beautiful about yourself...
Get a better mirror
Look a little closer
Stare a little longer
Get a better mirror
Look a little closer
Stare a little longer
OPCM : 5 +2
UROKI : 4 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 10
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 3
Genetyka : Czarownica
Neutralni
To nie było przyjemne - to jedzenie z blatu resztek dyni, chociaż... kiedy już się przełamał i zaczął, to musiał przyznać, że ta dynia (jak na warzywo oczywiście) była całkiem smaczna. Tym bardziej więc przyspieszył i tym łapczywiej pochłaniał miąższ, coby być pierwszym. I choć już pod koniec czuł, że zaczyna go boleć brzuch, to... to najwyraźniej było warto.
Kiedy czarownica obwieściła w końcu wszystkim wszem i wobec, że to oni - Joseph i Florence - wygrali, Joe, jak na Wrighta przystało, ryknął radośnie ciesząc się z wygranej. No! I co? Kto jest mistrzem dłuta?! Nie Benjamin, nie Maxine, ale on! Joseph Zwycięzca Wright!
Cieszył się jak dziecko, choć nagroda, jak już wcześniej wiedział, jakaś ekscytująca nie była. Mniejsza jednak o to, bo już chwycił Florence mocno w pasie i podniósł wysoko, śmiejąc się przy tym wesoło.
- Wygraliśmy! - zawtórował jej radośnie stawiając bezpiecznie na blacie ich stołu, by samemu również wskoczyć tuż obok niej. A niech wszyscy ich zobaczą i podziwiają ich dzieło!
- Ćwiczcie rzeźbienie w dyniach, bo za rok też się spotykamy, nie? - dodał swoje trzy knuty do super-krótkiej przemowy Florki. No! I takie właśnie powinny być przemowy! Szybko, zwięźle i na temat.
Z nową nazwą dla Świata Dyń też im poszło sprawnie. Joe wprawdzie początkowo zastanawiał się nad "Zjednoczonymi z Dynią", ale szybko doszedł do wniosku (pobolewający go brzuch mu w tym trochę pomógł), że nie jest aż takim fanem tych warzyw. A "Dynia na parę" była całkiem fajną nazwą tym bardziej, że można ją było odczytać dwojako. W sensie: dwa znaczenia miała - jedno bardziej kulinarne, a drugie tak jakby romantyczne, więc wszystko się ładnie układało.
Ostatecznie sam zeskoczył z blatu, Florce w tym przedsięwzięciu pomógł i mogli się udać na świętowanie... choć on osobiście już nie zamierzał nic jeść. Może mieli tu też jakąś herbatę. Miętową najlepiej.
zt
Kiedy czarownica obwieściła w końcu wszystkim wszem i wobec, że to oni - Joseph i Florence - wygrali, Joe, jak na Wrighta przystało, ryknął radośnie ciesząc się z wygranej. No! I co? Kto jest mistrzem dłuta?! Nie Benjamin, nie Maxine, ale on! Joseph Zwycięzca Wright!
Cieszył się jak dziecko, choć nagroda, jak już wcześniej wiedział, jakaś ekscytująca nie była. Mniejsza jednak o to, bo już chwycił Florence mocno w pasie i podniósł wysoko, śmiejąc się przy tym wesoło.
- Wygraliśmy! - zawtórował jej radośnie stawiając bezpiecznie na blacie ich stołu, by samemu również wskoczyć tuż obok niej. A niech wszyscy ich zobaczą i podziwiają ich dzieło!
- Ćwiczcie rzeźbienie w dyniach, bo za rok też się spotykamy, nie? - dodał swoje trzy knuty do super-krótkiej przemowy Florki. No! I takie właśnie powinny być przemowy! Szybko, zwięźle i na temat.
Z nową nazwą dla Świata Dyń też im poszło sprawnie. Joe wprawdzie początkowo zastanawiał się nad "Zjednoczonymi z Dynią", ale szybko doszedł do wniosku (pobolewający go brzuch mu w tym trochę pomógł), że nie jest aż takim fanem tych warzyw. A "Dynia na parę" była całkiem fajną nazwą tym bardziej, że można ją było odczytać dwojako. W sensie: dwa znaczenia miała - jedno bardziej kulinarne, a drugie tak jakby romantyczne, więc wszystko się ładnie układało.
Ostatecznie sam zeskoczył z blatu, Florce w tym przedsięwzięciu pomógł i mogli się udać na świętowanie... choć on osobiście już nie zamierzał nic jeść. Może mieli tu też jakąś herbatę. Miętową najlepiej.
zt
Beat back those Bludgers, boys,
and chuck that Quaffle here
No team can ever best the best of Puddlemere!
No team can ever best the best of Puddlemere!
Joseph Wright
Zawód : Bezrobotny
Wiek : 28 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
What if I'm far from home?
Oh, brother I will hear you call.
What if I lose it all?
Oh, sister I will help you out!
Oh, if the sky comes falling down, for you, there’s nothing in this world I wouldn’t do.
Oh, brother I will hear you call.
What if I lose it all?
Oh, sister I will help you out!
Oh, if the sky comes falling down, for you, there’s nothing in this world I wouldn’t do.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Max była naprawdę dzielna, jak na gryfonkę przystało - zjadła cały miąższ, który w trakcie rzeźbienia w dyni wypłynął na blat ich stolika. Jednak ani to, ani piękna dynia nie zagwarantowało im zwycięstwa. Przyszły tu, żeby się dobrze bawić, by oderwać myśli od niepokojów... Mimo to Maeve odczuła niewielkie ukłucie rozczarowania. Klaskała, gdy ogłoszono wyniki, klaskała też, gdy Joseph z Florence wspięli się na stół i wyjawili im nową nazwę lokalu. Kątem oka obserwowała minę Maxine, nie była jednak w stanie ocenić, czy towarzyszka czuła się dobrze i jak zniosła tę przegraną. Na szczęście nie był to mecz, nie była to też żadna istotna rywalizacja - dlatego nie myślała o tym wiele. - Ja tam wolę nasz lampion - mruknęła do panny Desmond, poważnie zastanawiając się nad zabraniem go ze sobą do domu. - Idziemy do środka? - zapytała jeszcze, nim zajęła się oczyszczeniem swych ubrań z pozostałości warzywa, które eksplodowało. Rzeźbienie trochę im zajęło, zdążyła w tym czasie zgłodnieć, zaś kiedy będą miały kolejną okazję, by trochę porozmawiać, nie miała pojęcia. - Chodź, chociaż na chwilę - zachęciła towarzyszkę, mając okazję, że oferowane przez Świat dyni - czy raczej Dynię na parę - dania zagłuszą ból przegranej. Wzięła pod pachę dynię i ruszyła w kierunku budynku wraz z Max, by zabawić tam trochę czasu, a w końcu rozejść się i wraz z lampionem wrócić do posępnie pustego mieszkania.
| 2xzt
| 2xzt
Maeve Clearwater
Zawód : Rebeliant, wywiadowca
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
The moments of peace that we find sometimes, they aren't anything but warfare, thinly disguised.
OPCM : 22+1
UROKI : 32+4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Metamorfomag
Sojusznik Zakonu Feniksa
Strona 20 z 20 • 1 ... 11 ... 18, 19, 20
Dynia na parę
Szybka odpowiedź