Palarnia
Palarnia wydaje się idealnym miejscem na załatwianie męskich spraw i interesów.
W tej lokacji obowiązuje bonus do rzutu kością w wysokości +5 dla Rycerzy Walpurgii i +10 dla Śmierciożerców.
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 20:41, w całości zmieniany 2 razy
Nim wybiło pół do ósmej wieczorem w bocznej uliczce obok lokalu rozległ się znajomy trzask aportacji. Parę sekund później echem poniósł się odgłos przewracanego kubła na śmieci oraz miauczenie przestraszonego kota, by z tego wszystkiego wyłonił się elegancko, niemalże odświętnie ubrany lord Nott. Pokonując dzielącą go odległość od wejścia, nawet nie zwrócił uwagi na innych. Zaledwie przelotnie pociągnął wzrokiem po twarzach pozostałych mężczyzn próbujących dostać się do Palarni, po czym sam wcisnął się między niedużą kolejkę i wszedł do środka, rzucając mężczyźnie pilnującemu drzwi cyniczną namiastkę uśmiechu. Dotarłszy do głównej sali ekskluzywnej Palarni, pozwolił obsłudze zająć się płaszczem, a w międzyczasie zaczął rozglądać się za interesantem dzisiejszego wieczoru. Oczywiście w towarzystwie indywidualnie dobranej szklaneczki drogiej whisky oraz pasującego smakiem i zapachem papierosa. W lokalu o takim prestiżu nie mogło być mowy o pomyłce, gdy ktoś pokroju Cassiusa siadał w miękkim fotelu. Absolutnie nie miał tu na myśli tylko siebie, bowiem cóż byłoby to za spotkanie bez odpowiedniego towarzystwa. Głęboko wierzył, że żaden brudas pokroju Weasleyów nie postawi tutaj swoich stóp, profanując to niemalże święte miejsce. Już wystarczy samej styczności z nimi w innych sferach życia.
Wziąwszy pierwszy łyk wykwintnej whisky, zaczął wodzić poważnym wzrokiem po zebranych tu i ówdzie gościach Palarni. Większość z nich znał jeszcze z przyjęć organizowanych przez jego ojca czy sabatów ciotki Adelaide, od której to zasłyszał kilka interesujących plotek o co poniektórych czarodziejach i czarownicach. Kochana cioteczka wiedziała jak sprawić, by zaczął słuchać. Wystarczyła choćby najmniejsza insynuacja, by Cassius zaczął drążyć temat, doprowadzając do niemałego skandalu. Jednakże bycie miłośnikiem towarzyskich plotek, a puszczanie ich w obieg znacząco od siebie obiegały. Oba zajęcia, pasje można by rzec, miały ze sobą równie dużo wspólnego, lecz dzieliła je zasadnicza różnica (przynajmniej w oczach kogoś, kto był Nottem z krwi i kości) : kobieta roznosiła plotki; mężczyzna ich słuchał. Ilość egzemplarzy Czarownicy składowanych przez każdą czarownicę mówiła sama za siebie. Całe szczęście w tym lokalu kobiety nie były mile widziane. Nie chciał nawet myśleć, co by sobie pomyślały widząc uncje wypitego tutaj alkoholu czy wypalonego tytoniu. Dopiero rozpętałaby się afera będąca jednym wielkim nieporozumieniem.
We're not critics, we just hate it all anyway
those warnings prepared you for
Stojąc naprzeciw rozmówcy nieopodal wejścia trzymał w ręku szklankę wypełnioną whisky. Właśnie strzepywał popiół z papierosa, kiedy kątem oka dostrzegł Cassiusa wchodzącego do środka, Tristan zjawił się nieco wcześniej - samotnia, jaką była palarnia, wydawała mu się jego prywatną oazą, kiedy dnie spędzał w towarzystwie sióstr i matki - a niedługo również żony i, kto wie, aby ironii stało się zadość, może również córki. Ubrany wydawał się takoż odpowiednio do rangi lokalu, wyjściowa czarodziejska szata niemal błyszczała czernią, a nić wieńcząca rękawy dodawała do stroju barwę rodowej czerwieni - mocniej podkreśloną drobną, choć skrzącą szlachetnym złotem broszą herbowej róży. Tristan po krótkiej chwili luźnej konwersacji przeprosił swojego rozmówcę, udając się w ślad za Nottem, który zdążył w tym czasie rozgościć się przy jednym z wolnych stolików.
- Witaj, Cassiusie - powitał go, odkładając swoją szklaneczkę na jego stolik, by móc wyciągnąć ku niego dłoń w powitalnym geście. Cenił Notta między innymi za jego podejście do dobrej rozrywki i odpoczynku, na próżno było szukać czegoś, co zastąpi dobrą szklankę dobrego alkoholu w wyśmienitym towarzystwie i przy dźwięku najlepszej muzyki. - Widziałem, jak wchodziłeś, stałem nieopodal. Ze starym Wiggym, uwierzysz, że niedawno aresztowano jego matkę za rzucanie zaklęć na Pokątnej? Ta kobieta musi mieć z dwieście lat, przecież sam Wiggy to już staruszek. - Zasłonił nieokreślony grymas dłonią z papierosem, zaciągając się nikotynowym dymem. Nigdy nie lubił cygar ani fajek - nawet, jeśli wydawały się bardziej dystyngowane. - Najwyższy czas przestać się łudzić, że ktokolwiek ma to pod kontrolą. - Nie budziło się w nim, broń Merlinie, współczucie - ale jak większość bał się rodzącego się chaosu. Wiggy był politykiem, nie należał do najwyższej kasty, ale w obliczu ministerialnego szaleństwa wszyscy pozostawali równi. Czasy, w których Ministerstwo przestawało liczyć się z arystokracją, musiały budzić niepokój.
the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n
Nieszczególnie świadomy obecności swojego rozmówcy, pozwolił sobie na krótką chwilę relaksu w postaci kolejnych łyków whisky. Opróżniwszy ją, zaciągnął się papierosowym dymem, przytrzymał przez moment w płucach i wydmuchnął przed siebie, stwarzając pozorną izolację od innych. Gdy dostrzegł przez szare gęstwiny inną sylwetkę, strzepnął popiół do eleganckiej, kryształowej popielniczki i sięgnął po wyciągniętą dłoń towarzysza, ściskając ją stanowczo.
— Dobry wieczór, Tristanie — odparł, posyłając mężczyźnie salonowy uśmiech, po czym przyjął w fotelu taką pozycję, aby wygodnie wysłuchać świeżych informacji. W trakcie nie okazał niczego innego niż niesmak, choć niewątpliwie miał styczność z podobnymi wydarzeniami.
— Pozostaje mi nic innego niż wyrażenie współczucia — rzekł cicho, wziąwszy kolejną porcję dymu w płucach. — Mam związane ręce. Niestety. — dodał, rzucając Tristanowi coś na podobieństwo przepraszającego spojrzenia. Całe szczęście to nie Cassius był odpowiedzialny za owe aresztowanie, ale pośredniczył w kilku innych, co ani trochę nie wzbudzało jego poczucia winy. Względem niektórych należało zastosować pewne restrykcje, lecz to nie tyczyło się szlachetnie urodzonych.
— Nie będę ukrywać przed tobą Tristanie, że ministerialny korytarze usłane są plotkami — powiedział, wodząc palcem po obwodzie pustej szklaneczki. Niechybnie czekał na możliwość zamówienia kolejnej, lecz najpierw należało rozwiać wątpliwości. — Niewiele brakuje, by wszyscy zaczęli trząść się ze strachu przed szaloną Minister Magii — dodał z pogardą — a są nawet tacy, którzy wiernie słuchają jej poleceń i jeśli nie weźmiemy sprawy we własne ręce, skończymy w Azkabanie. Oczywiście nie chcę nic sugerować — uniósł ręce w obronny geście, nie zważając na roztrzepywany popiół z nieco zapomnianego papierosa — ale zaczynamy tracić na znaczeniu. Jeśli tak dalej pójdzie, wszyscy urzędnicy trafią na przesłuchania, a któż to wie, jakie pytania zadadzą mi albo moim kuzynom. Nie chcę nawet sobie wyobrażać, że mieliby przeszukać mój dworek.
Urwał, nerwowo stukając palcami w szklaneczkę, ewidentnie pragnąc jej zawartości. Tylko niech ktoś na Merlina naleje do niej czegoś mocnego!
We're not critics, we just hate it all anyway
those warnings prepared you for
- Zastanawia mnie ile jeszcze razy będziemy się musieli wymienić wyrazami współczucia... - urwał, spoglądając na Cassiusa przepraszająco, nie chcąc, by wziął jego słowa za nietaktowe nastroszenie - my wszyscy, naturalnie, bo i ja przekazałem Wiggy'emu jedynie wyrazy współczucia, nim zorientujemy się, że słowa to za mało. Siedzimy z założonymi rękoma, kiedy władza wyraźnie z nas kpi. - Z wyraźnym na twarzy niesmakiem po powitaniu zajął miejsce przy stoliku Cassiusa, z cichym brzdękiem odkładając na stół trzymaną szklaneczkę whisky, a z trzymanego papierosa dekadencko strzepnął popiół do eleganckiej popielniczki, nim rozsiadł się w fotelu wygodniej, miękko opierając się o oparcie. Z zainteresowaniem słuchał jego słów, zawsze chętnie wysłuchując pogłosek z ministerialnych korytarzy. Rzadko bywał w Biurze Oswajania Smoków, załatwiając formalności. - Co mówią ludzie? - zapytał więc wprost, oddzielając plotki męskie, polityczne, od plotek damskich, towarzyskich. Wieść o tchórzostwie, szerzącym się konformizmie, nieszczególnie go zaskoczyła, gdyby czarodzieje zachowywali się inaczej, Minister już dawno zostałaby kopnięta w tyłek i wyrzucona ze stanowiska. Ale ludzie woleli pozostać potulni, a ich rozmowa, zasłyszana przez niewłaściwych ludzi, prowadzona w tym tonie, prawdopodobnie mogła doprowadzić ich do więzienia Tower równie skutecznie, co samoobrona jego siostry dokonana przed paroma dniami na Pokątnej. Ale Tristan lubił prowokować. Był wychowany, jak na młodego lorda przystało, po książęcemu, i pozostawał przekonany, że wolno mu wszystko. Uwięzienie Darcy jedynie to przekonanie utwierdziło, wyciągnął ją w kilka chwil.
- Oczywiście - skinął głową, zapewniając go, że nie wyczuł w jego słowach absolutnie żadnej sugestii. - Nie ośmieliliby się - żachnął się od razu na myśl, że mogliby przeszukać i jego dom, o tyle, o ile z czarnomagicznych ksiąg może dałoby się wytłumaczyć przy niezastąpionej pomocy nestora, o tyle samo z pozostałości po Dianie byłoby już trudno. Tylko w ciągu minionego miesiąca Tristan uczynił przynajmniej trzy rzeczy, za które powinni go zamknąć w Azkabanie i zdecydowanie nie podobał mu się kierunek, w jakim zmierzała polityka. Przesłuchania brzmiały poważnie, wszyscy byli zagrożeni - nie tylko Cassius, ale i pozostali Nottowie pozostający w szeregach rycerzy a robiący zawrotne kariery w Ministerstwie. Tristan nie wiedział o nich wszystkiego, jak się domyślał, nie wiedział o nich zapewne w ogóle zbyt wiele. I cieszyła go ta niewiedza, nikt, kto stał u boku Toma Riddle'a, nie był niewinny. Ale jego wiara w siłę arystokracji - była naiwna. - Wyobraź sobie, że dopuściliby do użytku veritaserum... - Tyle by wystarczyło, żeby zgarnąć ich wszystkich: przesłuchać choć jedną z osób gromadzących się wśród Rycerzy. Każdy jeden znał przecież wszystkich. Czy ta myśl nie budziła popłochu również w jego sercu? - Kiedyś szaleńców strącano ze skały w otchłań - na śmierć. - Dziś daje im się władze i otacza honorami. Naprawdę nikt nie próbuje się podburzać? Ten komediodramat już jakiś czas temu przestał być śmieszny - prychnął z niesmakiem. - Tej prukwie można wytłumaczyć znaczenie tradycji zapewne jedynie ścinając jej głowę... i wystawiając ją na publiczny pokaz - Jak kiedyś królom. Naciskać arystokracji na odcisk? Karygodne. I lekkomyślne.
the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n
— Szepczą o jakichś rychłych zmianach — zaczął, dusząc niedopałek papierosa w popielniczce. — Nie jestem w stanie ustalić ich źródła, lecz wszystko zaczęło się od półsłówek, że to jakaś manipulacja arystokracji, próba wielkiego przewrotu. Rzekomo wysadzenia szanownej Minister z siodła. To zawsze zaczyna się tak samo, wiesz o tym. — Chyba każdy zdawał sobie sprawę, jak funkcjonowały plotki. Wystarczyło jedno niedopowiedzenie, by zasiać niepewność.
— Powinniśmy zrobić coś z tymi plotkami. Im dłużej będziemy zwlekać, tym większa szansa, że szefowie departamentów podejmą radykalne działania. Niektórzy już zaczynają badać grunt. Wiesz, szukają nieprawidłowości, jakichś podejrzanych przesłanek wskazujących na łamanie prawa. Co prawda nie wszyscy pracownicy są tego świadomi, ale niektórzy na pewno czują w kościach,że coś się święci. Moglibyśmy ich przekonać. Powinniśmy zacząć działać. Jeśli nie w naszym interesie, to chociażby w interesie naszych rodzin. — Mimo pełnego zaangażowania słyszalnego w głosie Cassiusa ostatnie zdanie wypowiedział tak, by tylko Tristan mógł zrozumieć jego sens. Obaj (i nie tylko oni) złamali prawo wystarczającą ilość razy, żeby wylądować przed Wizengamotem i tylko wzajemna nieufność oraz ostrożność chroniła ich dotychczas. Na pewno nie sugerował otwartego działania. Jakikolwiek, bez względu na przekonania czy poświęcenie, akt względem Minister Magii postawiłby arystokrację w bardzo złym świetle. Potrzebowali czegoś cichego, tak jak cały ten zakon, o którym nie wiedział niemal nikt; a może jeszcze czegoś mniej.
— Myślisz, że dalibyśmy radę wepchnąć kogoś do jej gabinetu? — wymamrotał w stronę mężczyzny, po czym kiwnięciem głowy przywołał kogoś z obsługi, chcąc zamówić kolejną porcję whisky. — Mam nadzieję, że się skusisz? — spytał, choć i tak nie zamierzał raczyć się alkoholem w samotności, a tym bardziej przyjmować odmowy; nie w takim towarzystwie. Otrzymawszy szklaneczkę bursztynowego płynu, wziął niewielki łyk, po czym z wewnętrznej kieszeni marynarki wyciągnął kolejnego papierosa, którym zaciągnął się szybko, jakby chciał ukryć targające nim nerwy i emocje.
— Veritaserum wykończyłoby nas — odparł, otaczając się kłębem papierosowego dymu — ale szanowna Minister wydaje się zbyt honorowa, aby zalecić takie działania. Chociaż kto wie... mogłaby za to skończyć na naszym stosie. — Swoją myśl podsumował cynicznym uśmieszkiem oraz kolejnym łykiem whisky. W emocjach, w zaangażowaniu w sprawę ani trochę nie odczuwał zamroczenia, które powodował alkohol. Z resztą pijał go wystarczająco dużo, aby takie dawki nie robiły na nim wrażenia. Stanowił w ten sposób twardego zawodnika i być może miałby jakieś szanse w starciu z legendarnym eliksirem prawdy, choć nie zamierzał sprawdzać swojej teorii w praktyce. Nie miał tak dużego zaufania, by komukolwiek powierzyć rycerskie sekrety, a nawet odrzeć się z własnej tajemnicy. Nie powinien o czymś takim myśleć. Nigdy nie wiadomo, czy jakiś legilimenta nie czaił się pośród gości, a gdyby na takiego trafił, owy czarodziej natrafiłby na myśl skierowaną w stronę Tristana: Zapolujemy na smoczycę?
We're not critics, we just hate it all anyway
those warnings prepared you for
- Ciekawe - skwitował jego słowa, patrząc gdzieś przed siebie, na rozpitą twarz starszego czarodzieja siedzącego trzy stoliki dalej. Arystokracji przyzwyczaili się do luksusów i władzy, walka o nią mogła okazać się zbyt trudna dla opasłych bogactwem mężczyzn. Skinął głową, przyznając Nottowi rację.
- To zawsze zaczyna się tak samo - powtórzył za nim, odkładając pustą szklaneczkę alkoholu na stół. - Ale tak samo się też kończy, zupełnie jakby czarodzieje wierzyli, że samo słowo wystarczy, aby zmienić świat. - Jakby nie patrzeć, w tym momencie robili to samo: rozmawiali, nie podejmując żadnych środków. Bez niedopowiedzeń, wprost, ale wciąż tylko rozmawiali. Cassius proponował coś więcej, proponował działanie, przejście do ataku. I miał rację, sądząc, że go zrozumie, Tristan nie dbał o siebie - ponad siebie znacznie wyżej stawiał swoich bliskich. Ród, najbliższe sercu siostry, z których jedna ucierpiała już na tym śmiesznym reżimie. - Interes naszych rodzin to nasz interes - przyznał, trudno powiedzieć, czy bardziej do siebie, czy do niego; nie sądził, by Cassius miał na ten temat inne zdanie, podobnie jak on był oddanym dziedzicem swojego nazwiska. Uniósł ku niemu wzrok z zainteresowaniem.
Wepchnąć kogoś do gabinetu - to byłoby właściwie łatwe. Imperius rzucony na jedną sekretarkę powinien załatwić sprawę, Tuft nie była ani przebiegła ani ostrożna ani nawet szczególnie inteligentna.
- Tylko co dalej? - Utkwił w nim spojrzenie, kiedy zawołał obsługę i jedynie skinął głową na znak, że nie odmówi - gdzieżby mógł - kolejnej szklaneczki alkoholu. Umilkł jednak na moment, kiedy mężczyzna z obsługi znalazł się bliżej nich, ściany miały uszy, a tej rozmowy nie powinien nikt słyszeć. Nie dzisiaj, w dobie powszechnej paranoi. Dopiero odebrawszy szklaneczkę i uraczywszy się trunkiem, jął kontynuować:
- Jeśli jest tylko marionetką... po prostu zastąpi ją kolejna. Kiedy róży utnie się gałąź, kolejna odrośnie silniejsza i piękniejsza. Trzeba zniszczyć korzeń, nie kwiat, który i tak już usycha. - Jak długa Wilhelmina mogła się jeszcze utrzymać przy władzy, z całym absurdem, jaki ze sobą przyniosła? Jeśli nic się nie zmieni - niedługo. Ale jej następca nie będzie lepszy, ktoś tutaj pociągał za sznurki - prawdopodobnie. - Ale korzeń czasem trudno znaleźć - dodał w zamyśleniu, obracając w dłoni szklaneczkę złotego trunku, spojrzał znad niego na Cassiusa. Domysły mogły pozostać jedynie domysłami, Tristan nie miał prawa być pewnym tego, o czym mówił, ale ciekaw był zdania swojego kompana. Ze zrezygnowaniem zgniótł papierosa w leżącej pomiędzy nimi popielniczce, ledwie krótką chwilę później poszukując kolejnego, gdzieś w wewnętrznej kieszeni czarodziejskiej szaty, a gdy go znalazł, nie śpiesząc się z jego zapaleniem, upił łyk whisky.
- Z pewnością jest zwyczajnie głupia, a to wiąże się z honorem. Wszystko zależy od tego, jak mocno pochłonie ją szaleństwo. Być może nie byłby to taki głupi ruch z jej strony - stwierdził po dłuższej chwili zastanowienia. - Przynajmniej, patrząc na to z naszego punktu widzenia. - Zgadzał się z Cassiusem. Użycie Veritaserum wreszcie rozbudziłoby gniew wszystkich tych, którzy skrywali tajemnice, a wydawałoby się... że tych było więcej niż spokojnych czarodziejów. Popełniłaby ruch, który przelałby czarę goryczy wszystkich tych, którzy wciąż siedzieli z założonymi rękoma. Leniwie zapalił papierosa i zaciągnął się duszącą nikotyną, podchwytując jego spojrzenie. Zapolujemy, kiedy nadejdzie czas. Kiedy odnajdziemy korzeń.
- Dziwi mnie, że on nic dotąd o niej nie wspominał. - Znów uniósł na niego wzrok. Wiesz który on, Cassiusie, wszechpotężny on. Mógł mieć swoje plany, których jeszcze im nie zdradził?
the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n
Uniósł wzrok nad szklaneczki, obejmując Tristana krótkim spojrzeniem, po którym wziął niewielki łyk oraz kolejną porcję papierosowego dymu.
— Korzeń z pewnością istnieje — wymruczał, zezując wzrokiem na jakiegoś mężczyznę obok. — Czyż nie powinniśmy zapuścić własnego? On byłby zadowolony, czyż nie? — Nie miał co do tego pewności. Nie był jego przyjacielem, ale przypuszczał, że dostęp do informacji z samego gabinetu Minister Magii byłby sporym ułatwieniem dla dalszych działań. Może nie dałoby się w ten sposób wyeliminować Zakonu Feniksa, ale przecież nie byli oni jedynym wrogiem, któremu musieli stawić czoła. Grindelwald i Wilhelmina Tuft wraz z jej gabinetem wydawali się być pionkami na szachownicy. Tymczasem Rycerze stali na wyjściowej pozycji i czekali na odpowiednią okazję do ataku. Nie lubił snuć takich domysłów mimo wychowania opartego na plotce czy odpowiedniej perorze. Rozsiewanie niepewności, zawieranie cichych układów politycznych było dużo bardziej pewne niż bezcelowe przypuszczenia. Ale to i tak nie miało zbyt wielkiego znaczenia. Pogrążał samego siebie we własnych myślach, próbując uchwycić coś, czego nie dało się dostrzec gołym okiem.
Zdusił w niedopałek papierosa w eleganckiej popielniczce, z trudem powstrzymując niekontrolowane drżenie palców. Milczał zbyt długo, choć nie traktował tego jako rażącego faux pas. Zastanawiał się nad precyzyjną odpowiedzią; raczenie Tristana półsłówkami prowadziło donikąd. Spojrzał na niego z odrobiną przestrachu, uświadamiając sobie, że nie byli tutaj bezpieczni. Właściwie nigdzie nie byli. Wszędzie czaili się szpiedzy, których należało wykryć, nim podejmie się kolejne kroki.
— Może on nie uważa jej za dostatecznie dobrego przeciwnika? Któż to wie, nie jesteśmy w stanie przeniknąć wielkości jego myśli — rzekł cicho, starając się jednocześnie podtrzymać rozmowę w dobrym tonie. Byłoby dziwnym, gdyby wstał i wyszedł, zostawiając Tristana samego. Spotkali się celem krótkiej, naprawdę przypadkowej rozmowy. Nie snuli żadnych planów, choć te ucieszyłyby Cassiusa, gdyby miały dużo wspólnego z konkretnym działaniem aniżeli pustym rzucaniem słów na wiatr.
We're not critics, we just hate it all anyway
those warnings prepared you for
- Byłby - przytaknął, choć były to jedynie rozważania, żadne z nich nie mogło wiedzieć, co w rzeczy samej zadowoli wszechpotężnego Toma Riddle'a. Czarnoksiężnik miał wszak swój plan, którym się z nimi nie dzielił, to nie podlegało najmniejszej dyskusji. Wydawało się jednak, że zadowalały go czynności podjęte celem poszerzenia wpływów i szerzenia jego idei. Bo to przecież idea była w tym wszystkim najważniejsza. Zmarszczył brew, unosząc na Cassiusa wzrok znad szklanki whiskey, wyciągnął rękę by strzepnąć pył z papierosa, kłęby dymy owijały ich obu niby wstęgi śmiercionośnych oparów. - Ty, Nicholas, Perseus, jest was dość, by zastawić sidła, dość, by słuchać. Ale czy dość, by pozostać niezauważonym? - Sidła Tuft w Ministerstwie były szersze. Może warto byłoby poszukać popleczników słusznej idei wśród innych polityków i pracowników bliższych Wilhelminie? Cisza, która między nimi zapadła wprawiła w zamyślenie również i jego, czy kiedykolwiek wcześniej zastanawiał się nad tym, jak potężne byłby jego własne wpływy, gdyby Riddle rzeczywiście zaczaił się na Ministerstwo Magii? Zdobyłby je, w to nie wątpił, był najpotężniejszym czarnoksiężnikiem, jakiego Tristan widział w swoim życiu, a przy tym sprawnym manipulantem, zdolnym legilimentm, czarodziejem posiadającym potężną moc i człowiekiem o niebywale rozległej wiedzy. Podziwiał go, jako swojego przewodnika i mentora, jako kogoś, w kogo wierzył i kogoś, za kogo gotów był walczyć. Tor rozmowy nakierował jego myśli na to, kim sam Tristan mógł się stać, podążając za nim - choć wystarczyłyby mu moce, które byłyby w stanie przywrócić do życia słodką Marianne.
- Nikt nigdy nie będzie mu godnym przeciwnikiem - stwierdził pusto, upijając łyk zimnej whisky, choć wiedział, że mówi coś, o czym Cassius wiedział równie dobrze, co on sam. Bał się wpływów Ministerstwa, ale Toma bał się bardziej - a on był niebezpiecznie blisko. Zagrożenie stało tuż obok, namacalne, oboje ścierali się z nim oko w oko, nie raz, nie dwa. Tom Marvolo Riddle miał w sobie coś wyjątkowego. Przerażającego, ale wyjątkowego i innego niż wszyscy, naprawdę innego. - Może chcieć ją poznać, obserwować... może sam nie zna jeszcze korzenia? - Absurdalne, przecież on wiedział wszystko. - Cokolwiek szykuje, musimy być na to gotowi - dodał ciszej, spoglądając na niego porozumiewawczo. Byli wierni idei: obaj. I będą wierni rozkazom, kiedy takie padną.
the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n
Na jego nieszczęście, szklaneczka z alkoholem okazała się być pusta, a popiół oderwał się od niedopałka wraz z minimalnym drgnięciem dłoni, gdy tylko uświadomił sobie, jak bardzo mógł być w błędzie. Nie wiedział dokładnie nic i zdawał się być zadowolony z tego faktu. Był bezpieczny jeszcze przez chwilę, nim zostanie niejako przymuszony do reakcji. Czuł nutę grozy zionącą w słowach Tristana, a jednak nie bał się ani przez chwilę. Wygiął usta w czymś przypominającym sardoniczny uśmiech, wyzwalając z siebie jednocześnie ciche, słyszalne tylko dla jego rozmówcy prychnięcie. Nie przystawało przecież śmiać się głośno.
— Mój drogi kuzyn, Nicholas — odparł cicho — chyba nie jest gotowy na tak śmiały krok. Z resztą powinieneś wiedzieć, że właśnie on jest najmniej pożądanym człowiekiem w tym zestawieniu. — zamilkł na moment, pozwalając, by na jego twarz wpłynęło samozadowolenie, a głos stał się bardziej lekceważący. — Tak bardzo chce zostać kolejnym Ministrem Magii, a kopanie dołków pod swoim poprzednikiem nie jest najlepiej postrzegane. — zerknął na trzymany w palcach niedopałek papierosa, po czym wcisnął go niedbale do popielniczki. — A Perseus ma zbyt dużo zajęć, żeby brać na swoje barki jeszcze jedno zobowiązanie. — dodał znacznie ciszej, rozważając myśl wyciągnięcia kolejnego papierosa. Nie wahał się ani przez moment, wyciągając zwitek tytoniu, który zaraz wcisnął między wargi, pocierając kciukiem drugi koniec. Wypuścił pierwsze smugi dymu, zaciągając się szybko i krótko, stopniowo zwalniając do leniwego rytuału: dym w płuca, strzepanie popiołu do popielniczki, dym w powietrze i od nowa.
W milczeniu przysłuchiwał się słowom Tristana. Ledwie widocznym ruchem głowy przytakiwał sformułowaniom wyrażającym jasno i dobitnie potęgę czającą się w ciemnych uliczkach. Strach rozsiewany znikąd pochodził przecież tylko od jednej osoby i przez lata zdołał zakorzenić się, a nawet wykiełkować w sercach tych, którzy trwali przy Riddle'u, okazując swoją wierność ideałom. Wprawdzie nie był już dzieckiem i nie bał się stawiać czoła lękom, jednak w tym jednym czarodzieju tkwiło coś niesamowitego na tyle, że pragnął za nim podążać, a jednocześnie nie chciał stracić swojej unikalnej wartości. Tyle chyba dało się pogodzić, chcąc uchować ład i porządek przynależny czarodziejom i czarownicom zrodzonym z najczystszej, najszlachetniejszej krwi.
— Będziemy gotowi — wymamrotał cicho w odpowiedzi. — Zaczerpnąłbym świeżego powietrza — dodał nagle nieco głośniej, rzucając powłóczyste spojrzenie na obsługę lokalu, która zajmowała się jego płaszczem. Udzielona mężczyznom, bywalcom Palarni, informacja nie była istotna. Nie wszyscy z nich byli na tyle głupi, by wziąć ją do serca. Przy tym stoliku, podczas niepozornej rozmowy, wydarzyło się coś wystarczająco istotnego, aby stanowiło zagrożenie dla porządków Ministerstwa. Nie było to jednak dość jasne sformułowanie, wszak szlachcice nader często rozmawiali o polityce, nie przebierając w słowach. Nie zdradziliby przecież własnej intrygi w publicznym miejscu.
We're not critics, we just hate it all anyway
those warnings prepared you for
Westchnął, upijając ostatni łyk whisky, po czym ze stukotem odstawił naczynia na stolik. Zaciągnął się papierosem po raz ostatni, wypuszczając na siebie chmurę nikotynowego dymu, po czym dogasił peta w elegancko zdobionej, choć brudnej już popielniczce. Uniósł ku niemu samo spojrzenie, kiedy podjął temat kuzynostwa, po czym przewrócił oczyma - Nicholas nie był jedynym mężczyzną, którego znał, a który ostrzył sobie zęby na fotel Ministra Magii. I w tym zestawieniu, nie kibicował Nottowi. Mąż Druelli, jakkolwiek wielkim idiotą by nie był, pozostawał mężem Druelli. Nawet, jeśli będzie beznadziejnym politykiem, bo nagłego oświecenia bynajmniej się po Cygnusie nie spodziewał, to przynajmniej jego żona, siostra Tristana, zyska na tym wpływy i wygodę. Nie chciał jednak wdawać się w podobną dysputę, bo też kontakty z Cassiusem znaczyły dla niego zapewne więcej niż te z Cygnusem. Pomijając kwestie czysto prywatne, zdaniem Tristana Nicholas nie był ani lepszym ani gorszym kandydatem - był po prostu kolejnym, a jego marzeń nigdy dotąd nie brał na poważnie.
- Sądzisz, że mu to zaszkodzi? - I tak przecież nie krył się ze swoimi ambicjami, i tak mało kto, jak mu się zdawało, brał Nicholasa na poważnie w kwestii polityki. - Być może przysporzyłoby mu to więcej sławy. - Kącik jego ust uniósł się lekko ku górze, lubił Notta, lubił obu Nottów, ale nie mógł się wyzbyć pewnej dozy pobłażania względem starszego z nich. Czy ktokolwiek w świecie prawdziwej polityki miał go za poważnego gracza? Nazwisko sprawiło, że niewątpliwie o nim słyszeli, lecz jak sądził Tristan - na słyszeniu się kończyło. Póki co. Na słowa o Perseusie - skinął głową, o nim nie wiedział wiele ponadto, że dostawiał się do jego narzeczonej w sposób jakkolwiek nieprzyzwoity i to już po tym, kiedy Evandra otrzymała zaręczynowy pierścień ozdobiony szkarłatnym rubinem. Nie negował jego obowiązków - być może je miał, czymkolwiek się zajmował; Tristan nie wiedział o nim zadziwiająco wiele. Powiódł wzrokiem za dłonią Cassiusa sięgającą po kolejnego papierosa, w wahaniu samemu mrużąc oczy - dopiero po dłuższej chwili sięgając dłonią za poły czarodziejskiej szaty, skąd wyjął puzderko. Odchyliwszy jego wieczko bokiem dłoni wysunął zeń papierosa, po czym podpalił go różdżką. I przytaknął skinięciem głowy na jego propozycję, świeże powietrze zrobi dobrze im obojgu niezależnie od przypadkowych bądź nie spojrzeń obsługi lokalu.
A oni - będą gotowi.
- Chodźmy - rzucił więc, nie wypuszczając spomiędzy palców kopcącego się papierosa, stanąwszy na nogach podążył za spojrzeniem Cassiusa - do szatni. - Widziałeś ostatnią akcję Pustułek? Nie spodziewałem się po nich takiej... waleczności. - Quidditch zawsze był neutralnym tematem, doskonałym, by go zmienić z knucia politycznych intryg dla uspokojenia nerwów obsługi lokalu. - Wygrały ze Srokami do zera, niesamowite - mówił więc dalej, kiedy ruszali już w stronę wyjścia. - Po prostu ich zmiażdżyły...
/zt x2
the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n
Tu także w wyniku rozładowania magii zapanował istny chaos - moc magiczna była niestabilna, niebezpieczna. Choć za dnia Ministerstwo nie dopuszczało nikogo w pobliże okolic, w których magia szalała najbardziej, ministerialne próby zaprowadzania porządku kończyły się klęską. Nie minęło parę dni, gdy czarodzieje zaczęli zastanawiać się, czy aby na pewno Ministerstwo chce, aby magia została doprowadzona do porządku - postanowili więc wziąć to w swoje ręce.
Odkąd Ministerstwo Magii oznaczyło to miejsce jako niebezpieczne, pojawienie się w nim mogło grozić aresztowaniem przez Oddział Kontroli Magicznej. Do czasu uspokojenia się magii nie można rozgrywać tu wątków innych niż te polegające na jej naprawie.
Elegancka palarnia od kilku dni pozostawała opuszczona - nikt nie mógł zbliżyć się do środka z powodu szalejącej wewnątrz anomalii. Wyrafinowane wnętrza były kompletnie zniszczone: magia skumulowana w tym miejscu rozbiła wewnętrzne cząstki czarodziejskich obrazów, sprawiając, że przedstawione na nich sytuacje, głównie morskie eskapady oraz wichury, przebiły się do reprezentacyjnych sal dla dżentelmenów. W większości nich szalały potworne wiatry, zacinał lodowaty wiatr a podłogi spływały deszczem oraz rozmiękłym śniegiem. Gdzieniegdzie uderzały także pioruny. Przejście do serca anomalii było możliwe tylko przy zabepzieczeniu się przed tymi intensywnymi zjawiskami atmosferycznymi.
Wymaganie: Poprawne rzucenie zaklęcia Caleum przez obydwu czarodziejów.
Niepowodzenie skutkuje jeszcze gwałtowniejszym atakiem wylewających się z obrazów sztormów. Potężny wiatr przewraca was na posadzkę a lodowaty deszcz zacina w twarze. Otrzymujecie 20 obrażeń tłuczonych, jesteście przemarznięci i przemoczeni. Przez najbliższy tydzień będzie nękać was czarodziejskie przeziębienie. Dalszą naprawę anomalii uniemożliwiła wam pogoda, która zepchnęła was z powrotem do drzwi.
Przed rozpoczęciem kolejnego etapu należy odczekać co najmniej 24h. W tym czasie do lokacji może przybyć kolejna (wyłącznie jedna) grupa chcąca ją przejąć, by naprawić magię na sposób inny, niż miała być naprawiona dotychczas.
Walka odbywa się zgodnie z forumową mechaniką oraz z arbitrażem mistrza gry do momentu, w którym któraś z grup zdecyduje się na ucieczkę bądź nie będzie w stanie prowadzić dalszej walki.
Wymaganie: ST ujarzmienia magii jest równe 150, a sposób obliczania otrzymanego wyniku zależny jest od wybranej metody naprawiania magii.
Uwaga - jeżeli postać posiada zerowy poziom biegłości organizacji, mnoży statystykę nie razy ½, a razy 1. Postać posiadająca pierwszy poziom biegłości mnoży razy 1½.
W metodzie neutralnej każdy gracz uzyskuje wynik o wartości k100+Z; wyniki obu graczy sumuje się i tę sumę należy przyrównać do wymaganego ST.
W metodzie Rycerzy Walpurgii każdy gracz uzyskuje wynik o wartości k100+(CM * poziom biegłości organizacji); wyniki obu graczy sumuje się i tę sumę należy przyrównać do wymaganego ST.
W metodzie Zakonu Feniksa każdy gracz uzyskuje wynik o wartości k100+(OPCM * poziom biegłości organizacji); wyniki obu graczy sumuje się i tę sumę należy przyrównać do wymaganego ST.
Docieracie do środka palarni, przystając obok jednego z obrazów. Sztorm nie robi wam krzywdy, ale wtem tuż przy ramie pojawia się namalowana postać marynarza. Spogląda na was surowo, hipnotyzująco, bije od niego intensywna energia. - Co tu robicie, szczury lądowe? - warczy, wyciągając przed siebie oskarżycielsko palec. Jeśli posiadacie wystarczającą wiedzę z zakresu historii magii, rozpoznacie w nim Kapitana Filiusa, który w 1752 roku, podczas Buntu Goblinów, przewoził część uciekinierów na kontynent - były to stworzenia chcące uniknąć represji. Powinniście podjąć rozmowę z Kapitanem na temat rebelii, co może go uspokoić i pomóc wam dokończyć naprawę anomalii.
Wymaganie: ST udanej rozmowy z kapitanem o rebelii goblinów wynosi 60, do rzutu dolicza się bonus wynikający z biegłości historia magii.
W przypadku niepowodzenia rozwścieczony Kapitan uderza drewnianym kikutem dłoni w ramę obrazu, co wywołuje jej pęknięcie. Zalewany falami pokład statku wręcz wypada do środka palarni; część desek przygniata was, z trudem wydostajecie się spod gruzów a lodowate podmuchy wiatru utrudniają wam ucieczkę. Otrzymujecie po 100 obrażeń tłuczonych a wnętrze palarni zostaje zasypane beczkami z prochem, zwojami lin i całym rynsztunkiem statku, co uniemożliwia naprawę anomalii.
Od soboty nie potrafiłem usiedzieć w jednym miejscu, żeby nie zamęczać się myślami lub nie mieć ochoty czegoś rozsadzić. Nerwy zaczęły mnie zjadać, z dnia na dzień coraz mocniej podszywane nerwami. Zerkałem na każdy zegarek w zasięgu mojego wzroku, nie wierząc że czas najzwyczajniej w świece płynie dalej, a o Josephine nie ma jakichkolwiek informacji. Zaczynałem czuć irytację - dla mnie prawdopodobnie zbyt naiwnie naturalnym było, że sprawa zaginięcia czterech aurorów powinna być wśród pracowników Brygady Uderzeniowej najintensywniej rozpatrywaną sprawą. Tymczasem żaden krok nie został poczyniony, a przynajmniej nie taki, który dałby namacalne dowody, że coś w sprawie drgnęło. Nie raz i nie dwa udałem się na miejsce zdarzenia, za każdym razem dochodząc do tego samego wniosku, który później uparcie wypierałem ze swojej świadomości: jeżeli ktokolwiek znajdował się w budynku nie miał najmniejszych szans przeżyć. Wtedy budziły się we mnie jednak głosy podsuwające te same, trudne do racjonalnego wytłumaczenia alternatywy: anomalia ich przeniosła. Albo jakimś cudem zadziałała teleportacja, skoro nie znaleziono ani różdżek, ani ciał. Albo stał się cud i zadziałała ochronna magia Zakonu i za sprawą Josephine cała czwórka została wyrzucona na drugim krańcu świata, właśnie w tej chwili podejmująca rozpaczliwe próby powrotu do Anglii.
Bezczynność i rozmyślania doprowadzały mnie do szału.Anomalia z Susanne pokazała mi jednak, że istnieje skuteczne ujście dla emocji: nie dość, że pożyteczne dla ogółu społeczeństwa, tak jeszcze w pewien sposób dla mnie samego oczyszczające i pozwalające się skonfrontować z zagrożeniem innym niż to czyhające w mojej własnej głowie.
Idąc do palarni zaciągnąłem kaptur głęboko na głowę, notabene popalając papierosa. W ostatnich dniach wróciłem do tego zwyczaju, odnajdując namiastkę spokoju w miarowo wypalających się bibułach i nikotynie. Wypuściłem obłok dymu z płuc i prześlizgnąłem się przy samej ścianie budynku, ciskając niedopałek na chodnik. Wychynąłem na ulicę i dostrzegłem kierującą się w tym samym kierunku co ja kobiecą postać. Co ważniejsze, dobrze mi znaną kobiecą postać. Zbliżyłem się, zatrzymując przed wejściem do palarni - zza drzwi dochodził nas stłumiony odgłos rozbijających się o ściany wzburzonych fal.
- Lubisz pływać? - bez powitania czy jakichkolwiek ogródek zapytałem Jackie, po czym bez ostrzeżenia złapałem za klamkę, rozwierając drzwi na oścież i wręcz wskakując do wnętrza pogrążonej w sztormowej zawierusze palarni, z różdżką w dłoni i inkantacją na ustach.
- Caelum!
| Wyposażenie: różdżka, fluoryt, czerwony kryształ, bransoleta z włosów syreny, eliksiry:
- eliksir przeciwbólowy (1 porcja, stat. 5)
- eliksir przeciwbólowy (2 porcje, stat. 7)
- wywar ze szczuroszczeta (2 porcje, stat. 5)
- eliksir ożywiający (1 porcja, stat. 5)
- eliksir ochrony (1 porcja, stat. 23, moc = 117)
#1 'k100' : 70
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Noce bywały długie i wyczerpujące, więc kiedy okno zapukała sowa niosąca propozycję wspólnego jej spędzenia, serce zabiło jej mocniej. Chciała zaproponować ojcu, żeby znaleźli na liście miejsce, którego szaleństwo mogliby uciszyć razem. Alexander wciąż jednak był dobrym kompanem do podobnych eskapad. Pamiętała ich wspólny pojedynek, pamiętała misję w bułgarskim więzieniu.
Byli razem w porażce – może tym razem będą razem w zwycięstwie.
Pod swoją czarną peleryną miała spodnie i długą szatę, która, gdyby nie jej zawód, mogłaby być pomylona z żałobną suknią. Była na bakier z modą – dobierała ciuchy według ich przydatności i funkcjonalności. W tym wypadku kolor i wygodny, ciepły materiał, miał jej zapewnić ochronę przed warunkami nie tylko panującymi w Londynie, ale przede wszystkim – w Palarni. Od znajomych aurorów słyszała, co tam się działo. Że obrazy wylały z siebie sceny przedstawiające niebezpieczne żywioły i teraz te szalały w pomieszczeniu. Jak burza w szklance wody.
Skorzystała z Błędnego Rycerza – dziwnie pustego o tej porze – ale wysiadła ulicę bliżej, żeby ciemniejszymi uliczkami przemknąć się niepostrzeżenie bliżej eleganckiego (dotąd) lokalu. Szybkim marszem pokonała dzielącą ją od celu odległość, a kiedy zobaczyła przy drzwiach Selwyna (?), przyspieszyła. Różdżka odpowiedziała ciepłem na skok adrenaliny.
– Lubię. Ale nie w taką pogodę. Nie pogardziłabym odrobiną słońca – odparła sucho, choć miała nadzieję, że Gwardzista odczyta to jako niemrawa forma żartu.
Weszła zaraz za nim i krzyknęła niemal w tym samym momencie, nakierowując różdżkę na ten mały kataklizm. Musieli działać sprawnie.
– Caelum!
pora, żebyś ty powstał i biegł, chociaż ty nie wiesz,
gdzie jest cel i brzeg,
ty widzisz tylko, że
ogień świat pali
but i swear that
these scars are
fine
Strona 1 z 4 • 1, 2, 3, 4