Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Kent
Przystań
AutorWiadomość
First topic message reminder :
W tej lokacji obowiązuje bonus do rzutu kością w wysokości +5 dla Rycerzy Walpurgii i +10 dla Śmierciożerców.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Przystań
Niewielka przystań miesząca się w miasteczku portowym to główne miejsce spacerów mieszkańców. Można tu wynająć drewnianą łódkę ze sternikiem, ale marynarze niechętnie wpuszczają na swoje wody żółtodziobów. Najpiękniejsze są tu wschody oraz zachody słońca. Na pomoście czas chętnie spędzają rodziny z małym dziećmi, również mugolskie, urządzając tu pikniki. W tym miejscu nie wolno się kąpać, a nad porządkiem czuwa zawsze jakiś wilk morski. Prawdziwy relaks można poczuć na jednej z ławek znajdujących się niedaleko brzegu. Kilka z nich skrytych jest w cieniu, pozwalając schronić ciało przed ostrym słońcem. Zieleń oraz szum wody odpręży nawet najbardziej zestresowanego człowieka. W oddali można obserwować statki towarowe kursujące między Anglią a innymi krajami.
W tej lokacji obowiązuje bonus do rzutu kością w wysokości +5 dla Rycerzy Walpurgii i +10 dla Śmierciożerców.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Jak bardzo trzeba aby zaślepionym, by wdepnąć i to na własne życzenie, w pułapkę? Czym innym była chybotliwa łódź? Czy innym był list, który tak celnie trafiał w źródło zadry, która tętniła raną w sercu Mii? Każde kolejne elementy alarmowały o niebezpieczeństwie, które powinna była rozpoznać. A mimo to, parła do przodu, nie dostrzegając, czy też raczej ignorując wszelkie sygnały, wieszczące nieszczęście.
- Nie wiem - odezwała się nieco zaskoczona na słowa młodej kobiety, która pojawiła się obok. Zlustrowała delikatne lica i - może mogła się mylić - ale niewinność, która boleśnie zaskrzypiała w piersi, odbijając się do jej własnej ciemności. Czuła się dziwnie, jakby niepewna zamiarów nieznajomej, a mimo to, zaskoczenie to nosiło znamiona czegoś dobrego. jak często zdarzało się, ze trafiała w grono zupełnie nieznane, nie naznaczone brzemieniem jakie niosło jej nazwisko? - Też chciałabym wiedzieć - dodała jeszcze krótko, zaglądając najpierw w oczy rozmówczyni, potem przenosząc wzrok na mężczyznę, który pojawił się chwile później, a którego wzrok na moment skrzyżował się w jej własnym, wywołując nieznane jej od dawna poruszenie. kroki na schodkach zwiastowały pojawienie się dwóch kolejnych kobiet, które zdążyła dostrzec na przystani. Jaki był cel ich dziwnego spotkania?
Skrzypiące deski przypominały bardziej jęki upadłych dusz, które zaklęto w drewnianej strukturze łodzi. Odarte fragmenty nawierzchni i stan, w jakim znajdowała się całość sugerował wprost proporcjonalne obawy do wewnętrznego zapału. A jednak, czy Mia byłaby w stanie zignorować list i poddać się cicho ostrzegającego głosu rozsądku? Wiedziała, że nie. Przyszłaby tu nawet, gdyby wiedziała, co miało się wydarzyć kilka...chwil? minut? lat?...potem?
Gorączkowo mrugała, starając się oddzielić przenikliwy ton melodii, który skrawki świadomości wyłapywały od momentu, w którym...no właśnie. Kiedy i po co znalazła się na łodzi? Kto i dlaczego ją tu przywiódł? Rozglądała się po dnie i obcych, którzy trwali wokół niej. Zbierała chaotyczne fragmenty wiedzy, jak części układanki, które rozsypały się przy nieuważnym geście. Chciała się poruszyć, wyciągnąć różdżkę, zmusić ociężałe ciało, by wykonało jakiekolwiek działanie, przeczące ospałemu letargowi, w którym tkwiła. Ale to nie ona wybudziła się z odmętów odrętwienia.
Gwałtowne szarpnięcie bardzo skutecznie wyrwało z lepkich odmętów. Rzeczywistość powitał ją paskudnym bólem, który ogniskował się - znowu - na nodze, która jeszcze kilak tygodni temu zdążyła połamać i przypalić. naturalny w takich wypadkach - jęk, nie umknął z warg, które zacisnęła jeszcze gwałtowniej, niż wstrzymane powietrze. Ból rozlał się ogniem, a bladość oblicza i zaciśnięte w pięści - dłonie, były najbardziej widoczną oznaką kłopotu. I tylko ta słabość nie dała jej zareagować wystarczająco szybko, by ogarnąć co właściwie się zadziało. Wilgoć, która powiększała plamę z rozdartej w dnie duże, była zdecydowanie większym problemem niż jej własne uwięzienie. Padające inkantacje świadczyły, ze zebrani poświecili swój refleks, by spróbować naprawić szkodę, która groziła czymś zdecydowanie większym, niż niechybna nauka pływania.
Ze świstem wypuściła powietrze, chwytając różdżkę, która tkwiła bezpiecznie przy kieszeni płaszcza. I wtedy dostrzegła blade, kobiece dłonie, które zaprały się przy ciężkiej skrzyni. Adrenalina huczała we krwi Mii wystarczająco silnie, by zmusić ją do działania. Tonęli, a przynajmniej - utoną, jeśli szybko nie pozbędą się dziury. Dwa, jeśli nie zdołają załatać wyrwy - Mia pójdzie na dno, razem ze skrzypiącą złowieszczo łajbą. Jakoś tak dziwnie, kąciki warg uniosły się i wyraz ten przeniosła ku wciąż nieznajomej kobiecie, jak usłyszała, o imieniu Pandora. Czy kiedyś nie słyszała legendy z tym mianem? - Wingardium Leviosa - dwa w jednym. Jeśli zaklęcie uniesie lub chociaż ciężko przesunie od niej przygniatającą skrzynię, będzie mogła skierować ją wprost na otwór, który otwierał przejście potokom płynącej, szaro-zielonej wody.
- Nie wiem - odezwała się nieco zaskoczona na słowa młodej kobiety, która pojawiła się obok. Zlustrowała delikatne lica i - może mogła się mylić - ale niewinność, która boleśnie zaskrzypiała w piersi, odbijając się do jej własnej ciemności. Czuła się dziwnie, jakby niepewna zamiarów nieznajomej, a mimo to, zaskoczenie to nosiło znamiona czegoś dobrego. jak często zdarzało się, ze trafiała w grono zupełnie nieznane, nie naznaczone brzemieniem jakie niosło jej nazwisko? - Też chciałabym wiedzieć - dodała jeszcze krótko, zaglądając najpierw w oczy rozmówczyni, potem przenosząc wzrok na mężczyznę, który pojawił się chwile później, a którego wzrok na moment skrzyżował się w jej własnym, wywołując nieznane jej od dawna poruszenie. kroki na schodkach zwiastowały pojawienie się dwóch kolejnych kobiet, które zdążyła dostrzec na przystani. Jaki był cel ich dziwnego spotkania?
Skrzypiące deski przypominały bardziej jęki upadłych dusz, które zaklęto w drewnianej strukturze łodzi. Odarte fragmenty nawierzchni i stan, w jakim znajdowała się całość sugerował wprost proporcjonalne obawy do wewnętrznego zapału. A jednak, czy Mia byłaby w stanie zignorować list i poddać się cicho ostrzegającego głosu rozsądku? Wiedziała, że nie. Przyszłaby tu nawet, gdyby wiedziała, co miało się wydarzyć kilka...chwil? minut? lat?...potem?
Gorączkowo mrugała, starając się oddzielić przenikliwy ton melodii, który skrawki świadomości wyłapywały od momentu, w którym...no właśnie. Kiedy i po co znalazła się na łodzi? Kto i dlaczego ją tu przywiódł? Rozglądała się po dnie i obcych, którzy trwali wokół niej. Zbierała chaotyczne fragmenty wiedzy, jak części układanki, które rozsypały się przy nieuważnym geście. Chciała się poruszyć, wyciągnąć różdżkę, zmusić ociężałe ciało, by wykonało jakiekolwiek działanie, przeczące ospałemu letargowi, w którym tkwiła. Ale to nie ona wybudziła się z odmętów odrętwienia.
Gwałtowne szarpnięcie bardzo skutecznie wyrwało z lepkich odmętów. Rzeczywistość powitał ją paskudnym bólem, który ogniskował się - znowu - na nodze, która jeszcze kilak tygodni temu zdążyła połamać i przypalić. naturalny w takich wypadkach - jęk, nie umknął z warg, które zacisnęła jeszcze gwałtowniej, niż wstrzymane powietrze. Ból rozlał się ogniem, a bladość oblicza i zaciśnięte w pięści - dłonie, były najbardziej widoczną oznaką kłopotu. I tylko ta słabość nie dała jej zareagować wystarczająco szybko, by ogarnąć co właściwie się zadziało. Wilgoć, która powiększała plamę z rozdartej w dnie duże, była zdecydowanie większym problemem niż jej własne uwięzienie. Padające inkantacje świadczyły, ze zebrani poświecili swój refleks, by spróbować naprawić szkodę, która groziła czymś zdecydowanie większym, niż niechybna nauka pływania.
Ze świstem wypuściła powietrze, chwytając różdżkę, która tkwiła bezpiecznie przy kieszeni płaszcza. I wtedy dostrzegła blade, kobiece dłonie, które zaprały się przy ciężkiej skrzyni. Adrenalina huczała we krwi Mii wystarczająco silnie, by zmusić ją do działania. Tonęli, a przynajmniej - utoną, jeśli szybko nie pozbędą się dziury. Dwa, jeśli nie zdołają załatać wyrwy - Mia pójdzie na dno, razem ze skrzypiącą złowieszczo łajbą. Jakoś tak dziwnie, kąciki warg uniosły się i wyraz ten przeniosła ku wciąż nieznajomej kobiecie, jak usłyszała, o imieniu Pandora. Czy kiedyś nie słyszała legendy z tym mianem? - Wingardium Leviosa - dwa w jednym. Jeśli zaklęcie uniesie lub chociaż ciężko przesunie od niej przygniatającą skrzynię, będzie mogła skierować ją wprost na otwór, który otwierał przejście potokom płynącej, szaro-zielonej wody.
Mia Mulciber
Zawód : byłam
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
And I find it kinda funny, I find it kinda sad
That dreams in which I'm dying are the best I've ever had.
That dreams in which I'm dying are the best I've ever had.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Mia Mulciber' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 86
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 86
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Odpłynęli od brzegu, a w świadomości lady Kent również pojawiła się mgła. Zniknął weń sternik i przystań, zniknęły rozterki towarzyszące pojawieniu się tutaj. Po prostu płynęli, a Fantine przyjęła to za jako najbardziej naturalny stan rzeczy. Siedziała wyprostowana, ze splecionymi dłońmi na podołku, przysłuchując się innym, aż nie szarpnęło łodzią i niemal nie spadła z ławeczki. Zerwała się z miejsca, chcąc uniknąć losu kobiety, o której wciąż nie wiedziała, że nazywa się Mia, a potem... poczuła wilgoć w pantofelkach. Łódź nabierała wody. Słyszała głośny plusk i chlapanie, co mogło sugerować, że ktoś wypadł za burtę, jednakże cudzy los Rosierównę interesował tyle, co nic. Poczuła igłę strachu w sercu,bo chociaż potrafiła pływać, nie miała pewności, że wydostałaby się z tej cholernej łodzi. Właściwie jak ona się tu znalazła? Myślała gorączkowo, przewieszając sobie niewielką torebkę przez ramię i tułów na ukos, by jej nie przeszkadzała i nie zgubiła się przypadkiem.
Z ust młodziutkiej lady wydobyło się gniewne prychnięcie. Och, doprawdy? Ona miałaby znać się na łodziach? A wyglądała, jakby się znała? Miała ochotę przewrócić oczyma i zaśmiać się, bo wyglądało na to, że wciąż o tychże łodziach wie więcej, wychowała się wszak nad brzegiem morza. Nie trzeba było być specjalistą, by wiedzieć, że ową dziurę trzeba jak najszybciej załatać. Dusiła w sobie złość, ukrywając ją za maską nieprzychylnej, acz znużonej miny, unosząc nieco spódnicę, by uniknąć dalszego zamoczenia. Już była w jej oczach zniszczona i fakt ten bolał, bo lubiła tę suknię.
-Nie widzicie, że ta łódź nie płynie? - spytała uprzejmie, dobywając z torebki własnej różdżki.
Coś tutaj było cholernie nie tak. Ona, nienauczona życia rozpieszczona i zepsuta panienka to widziała, więc oni także powinni. Obracali się wokół własnej osi, a na dolnym pokładzie było coraz więcej wody. To nie było naturalne, a wśród gorączkowych myśli Różyczki pojawiły się także wątpliwości - czy mogły być to owe anomalie magiczne, o których opowiadał jej Tristan?
Uniosła różdżkę, celując w dziurę i wypowiedziała pewnie: -[b]Reparo!
Pytanie jej brzmiało: co było sprawcą tej dziury? Bądź kto?
Z ust młodziutkiej lady wydobyło się gniewne prychnięcie. Och, doprawdy? Ona miałaby znać się na łodziach? A wyglądała, jakby się znała? Miała ochotę przewrócić oczyma i zaśmiać się, bo wyglądało na to, że wciąż o tychże łodziach wie więcej, wychowała się wszak nad brzegiem morza. Nie trzeba było być specjalistą, by wiedzieć, że ową dziurę trzeba jak najszybciej załatać. Dusiła w sobie złość, ukrywając ją za maską nieprzychylnej, acz znużonej miny, unosząc nieco spódnicę, by uniknąć dalszego zamoczenia. Już była w jej oczach zniszczona i fakt ten bolał, bo lubiła tę suknię.
-Nie widzicie, że ta łódź nie płynie? - spytała uprzejmie, dobywając z torebki własnej różdżki.
Coś tutaj było cholernie nie tak. Ona, nienauczona życia rozpieszczona i zepsuta panienka to widziała, więc oni także powinni. Obracali się wokół własnej osi, a na dolnym pokładzie było coraz więcej wody. To nie było naturalne, a wśród gorączkowych myśli Różyczki pojawiły się także wątpliwości - czy mogły być to owe anomalie magiczne, o których opowiadał jej Tristan?
Uniosła różdżkę, celując w dziurę i wypowiedziała pewnie: -[b]Reparo!
Pytanie jej brzmiało: co było sprawcą tej dziury? Bądź kto?
Była także pewna chwila, której nie zapomnę. Był raz wieczór rozmarzony i nadzieje płonne przez dziewczynę z końca sali podobną do Róży, której taniec w sercu moim święty spokój zburzył.
Fantine Rosier
Zawód : Arystokratka
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
emanowała namiętnością skroploną winem
wiem, że pachniała jak Paryż choć nigdy tam nie byłem
wiem, że pachniała jak Paryż choć nigdy tam nie byłem
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
The member 'Fantine Rosier' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 55
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 55
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Senna atmosfera powoli otulała ją względnie ciepłym, miękkim kokonem spokoju i nieuwagi. Chwilowo niepomna zadziwiającej kumulacji przypadków zdawała się płynąć wraz z łódką, zapominając o domu, w którym czekała na nią tak niedawno poznana rodzina, o szlachetnym fiolecie wyściełającym większość jej myśli za dnia i w nocy, o podsumowaniu raportu, które zobligowała się przygotować, o włamaniu, czy w końcu o niestrudzonej, natrętnej myśli że powinna być teraz zdecydowanie gdzie indziej. Nawet półolbrzym bluzgający pod nosem, swą wielką posturą i jeszcze większą aurą nie zajmował jej myśli, chociaż magizoologiczny chochlik w jej głowie nakazywał jej uważne obserwacje i porównania. Wszystko za sprawą dziwnie harmonijnego gwizdu sternika, spokojnego rozbryzgu miękkich fal o burty i mlecznej mgły, która okalając ich wszystkich poczęła w nich wnikać, odmieniając sytuację, w której się znaleźli.
Pierwsza nastała cisza. Potem zrodził się nieprzyjemny, świdrujący gwałtem uszy dźwięk i zryw, dzięki któremu poleciała przed siebie, lądując na barierce pośród krzyków, chlupotu wody i nieznanego jej, dopiero rodzącego się roztrzęsienia. Sama nie pozostała cicha, dość głośno wyrażając swoje zaskoczenie i ból, jaki mu towarzyszył. Obiła się nieco, zupełnie nie rozumiejąc co się właśnie stało. Czyżby wpłynęli na skałę? Sternik wyglądał na takiego, co zjadł sobie zęby kursując pomiędzy tajemniczą wyspą równie tajemniczej panny F i portem, skąd więc to zatrzęsienie nieszczęścia? Uniosła się na rękach i płochliwie obejrzała w jego kierunku szukając zapewnienia, że wszystko będzie dobrze i jest to jedynie mały, błahy problem. Jednak największą bolączką okazało się to, że sternika nie zauważyła za sterem. Mylnie interpretując zmianę jego położenia wypadkiem rozejrzała się po pokładzie, jednak nigdzie nie dostrzegła szczupłej, starczej sylwetki. Rozpłynął się jak sen, którego szczegółów powoli nie potrafiła przywoływać do pamięci. Wcześniej słyszała chlupot ciężkiego ciała wpadającego w toń – czyżby to był on? Trzeba go było ratować!
Chciała się poderwać, chociaż nieprzemyślany ruch po pokładzie groził ponownym czułym objęciem klepek i niechybną kontuzją. Szczęście w nieszczęściu los wcześniej zadbał o jej chwilowe uziemienie, wplątując poły rozdartego płaszcza w wyrwę w podłodze. Szarpiąc się ku górze posłyszała skrzek rwanego materiału i bolesne zawodzenie szwów przy kapturze. Zaskoczona odwróciła się, wciąż wsparta na dłoniach i kolanach, po czym pochwyciła mokre od morskiej wody odzienie. Musiała się pozbierać do kupy, coś było wyraźnie nie tak jak być powinno. Słyszała podniecone głosy na dole, domyśliła się zatem że i tam sytuacja nie przedstawia się bajkowo. Sternik, muszą znaleźć sternika!
Szarpnęła materiałem, starając się wyzwolić płaszcz z oków drewnianych klepek. Chociaż podarty i mokry, wciąż zapewniał względną ochłodę przed chłodem, wolała go zatem zatrzymać, przynajmniej do powrotu do ciepłego, bezpiecznego domu. Panikowała, pierwszy raz znajdując się w takiej sytuacji. Przecież podejrzewała jakiś niegrzeczny, nieśmieszny żart losu, wyczuwała nienormalność tego zaproszenia i spodziewała się potencjalnych kłopotów. Czy z wiedzą, jaką posiadała teraz ponownie wsiadłaby do łódki? Ach, jakże ciekawa była zwierzęcia, do którego dostępu broniła jej sama natura!
Pierwsza nastała cisza. Potem zrodził się nieprzyjemny, świdrujący gwałtem uszy dźwięk i zryw, dzięki któremu poleciała przed siebie, lądując na barierce pośród krzyków, chlupotu wody i nieznanego jej, dopiero rodzącego się roztrzęsienia. Sama nie pozostała cicha, dość głośno wyrażając swoje zaskoczenie i ból, jaki mu towarzyszył. Obiła się nieco, zupełnie nie rozumiejąc co się właśnie stało. Czyżby wpłynęli na skałę? Sternik wyglądał na takiego, co zjadł sobie zęby kursując pomiędzy tajemniczą wyspą równie tajemniczej panny F i portem, skąd więc to zatrzęsienie nieszczęścia? Uniosła się na rękach i płochliwie obejrzała w jego kierunku szukając zapewnienia, że wszystko będzie dobrze i jest to jedynie mały, błahy problem. Jednak największą bolączką okazało się to, że sternika nie zauważyła za sterem. Mylnie interpretując zmianę jego położenia wypadkiem rozejrzała się po pokładzie, jednak nigdzie nie dostrzegła szczupłej, starczej sylwetki. Rozpłynął się jak sen, którego szczegółów powoli nie potrafiła przywoływać do pamięci. Wcześniej słyszała chlupot ciężkiego ciała wpadającego w toń – czyżby to był on? Trzeba go było ratować!
Chciała się poderwać, chociaż nieprzemyślany ruch po pokładzie groził ponownym czułym objęciem klepek i niechybną kontuzją. Szczęście w nieszczęściu los wcześniej zadbał o jej chwilowe uziemienie, wplątując poły rozdartego płaszcza w wyrwę w podłodze. Szarpiąc się ku górze posłyszała skrzek rwanego materiału i bolesne zawodzenie szwów przy kapturze. Zaskoczona odwróciła się, wciąż wsparta na dłoniach i kolanach, po czym pochwyciła mokre od morskiej wody odzienie. Musiała się pozbierać do kupy, coś było wyraźnie nie tak jak być powinno. Słyszała podniecone głosy na dole, domyśliła się zatem że i tam sytuacja nie przedstawia się bajkowo. Sternik, muszą znaleźć sternika!
Szarpnęła materiałem, starając się wyzwolić płaszcz z oków drewnianych klepek. Chociaż podarty i mokry, wciąż zapewniał względną ochłodę przed chłodem, wolała go zatem zatrzymać, przynajmniej do powrotu do ciepłego, bezpiecznego domu. Panikowała, pierwszy raz znajdując się w takiej sytuacji. Przecież podejrzewała jakiś niegrzeczny, nieśmieszny żart losu, wyczuwała nienormalność tego zaproszenia i spodziewała się potencjalnych kłopotów. Czy z wiedzą, jaką posiadała teraz ponownie wsiadłaby do łódki? Ach, jakże ciekawa była zwierzęcia, do którego dostępu broniła jej sama natura!
make me
believe
Salome Despiau
Zawód : Magizoolog stacjonarny, pretendentka do nagrody Darwina
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
When I walking brother don't you forget
It ain't often you'll ever find a friend
It ain't often you'll ever find a friend
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Salome Despiau' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 94
'k100' : 94
Lodowata woda błyskawicznie przeniknęła przez ubrania Oliego, sprawiając, że stały się niemożliwie ciężkie; poruszanie się nie było rzeczą najprostszą, a jeszcze trudniejszy okazał się powrót na łódkę – półolbrzymowi co prawda udało się chwycić za burtę i podciągnąć do góry, jednak gdy tylko pokład przechylił się (niebezpiecznie) w jego stronę, śliskie dłonie zsunęły się po wilgotnym drewnie, posyłając mężczyznę z powrotem pod powierzchnię.
Szarpnięcie spowodowane pojawieniem się dodatkowego, dwustukilogramowego balastu, nie mogło umknąć uwadze pozostałych pasażerów; łódź przechyliła się dokładnie w momencie, w którym Oliver schodził po prowadzących na dolny pokład schodkach. Nagła zmiana poziomów spowodowała, że czarodziej stracił grunt pod nogami i z impetem zleciał w dół, wpadając prosto na pochylającą się nad dziurą Fantine. Zaklęcie naprawiające, rzucone przez arystokratkę, okazało się skuteczne – brakujący fragment dna pokrył się nową warstwą drewna, odcinając dopływ wlewającej się do środka wody – ale kobieta nie miała okazji do podziwiania swojego dzieła. Zarówno Bott, jak i lady Rosier, upadli twardo na zalaną podłogę, przez kilka metrów turlając się boleśnie i zatrzymując się dopiero na przeciwległej ścianie, w bezładnej plątaninie rąk i nóg, przy okazji nabijając sobie kilka siniaków. Łokieć Olivera niefortunnie wylądował pod lewym okiem Fantine (lada moment rozleje się tam barwny siniec w kolorze dojrzałej śliwki), natomiast różdżka czarownicy – wciąż tkwiąca w jej dłoni – znalazła się między żebrami mężczyzny, na moment odbierając mu oddech.
W tym samym czasie Mii i Pandorze udało się wspólnymi siłami odsunąć ciężką skrzynię niemal zupełnie – chropowaty spód zazgrzytał ciężko o podłogę i wydawało się, że przyszła aurorka już-już uwolni się ze swojego tymczasowego więzienia, kiedy niespodziewane przechylenie się pokładu posłało ciężar z powrotem w jej stronę.
Zaklęcia Alastaira i Jocelyn, czy to ze względu na kapryśną magię, czy trudne warunki, nie przyniosły rezultatu; powietrze dookoła nich wydawało się zgęstnieć, a młoda uzdrowicielka poczuła nagłe osłabienie. Kolana ugięły się pod nią, a z nosa dosyć szybko zaczęła kapać krew, barwiąc szkarłatem przód jej szaty i skapując do zaścielającej pokład wody.
Mocne szarpnięcie Salome bez problemu uwolniło ją ze stworzonej przez materiał płaszcza pułapki; tkanina popruła się wzdłuż szwu, częściowo zostając między deskami, ale jednocześnie oddzielając się od reszty. Jej posiadaczka była (póki co) jedyną uczestniczką wyprawy, która była w stanie dostrzec niewyraźne, wyłaniające się z mgły światło; kula białego blasku wielkości latarenki przebijała się przez mlecznobiałe opary, drżąc lekko i kołysząc się w tę i z powrotem – trudno było jednak stwierdzić, w jakiej dokładnie odległości znajdowało się jej źródło.
Tymczasem z nieba zaczęły skapywać pierwsze ciężkie krople deszczu.
Oli, ST utrzymania się na wodzie nadal wynosi 30, do rzutu dolicza się biegłość pływania. Jeżeli oprócz tego chcesz wykonać inną akcję, rzucasz kością dwukrotnie; ST wdrapania się na pokład to 100 (dolicza się statystyka sprawności; jeżeli ktoś zdecyduje się Ci w tym pomóc, Wasze rzuty sumują się). Dodatkowo każda kolejka, którą spędzisz w lodowatej wodzie, będzie kosztować Cię 10 punktów żywotności.
Oliver i Fantine – upadek kosztował Was oboje po 10 punktów żywotności.
Mia – skrzynia ponownie mknie w Twoim kierunku, ST uniknięcia jej wynosi 70, do rzutu dolicza się statystykę uników. Zarówno Ty, jak i Pandora (która znajduje się najbliżej), możecie spróbować zatrzymać skrzynię – w tym wypadku czynności należy opisać jak najdokładniej i rzucić kością k100.
Alastair, Jocelyn i Salome – póki co jesteście jedynymi, którzy mają możliwość przejścia na pokład inny niż ten, na którym się znajdujecie; jeżeli się na to zdecydujecie, będzie to jedyna akcja, jaką będziecie mogli wykonać w tej kolejce.
Na odpis macie 48 godzin.
Szarpnięcie spowodowane pojawieniem się dodatkowego, dwustukilogramowego balastu, nie mogło umknąć uwadze pozostałych pasażerów; łódź przechyliła się dokładnie w momencie, w którym Oliver schodził po prowadzących na dolny pokład schodkach. Nagła zmiana poziomów spowodowała, że czarodziej stracił grunt pod nogami i z impetem zleciał w dół, wpadając prosto na pochylającą się nad dziurą Fantine. Zaklęcie naprawiające, rzucone przez arystokratkę, okazało się skuteczne – brakujący fragment dna pokrył się nową warstwą drewna, odcinając dopływ wlewającej się do środka wody – ale kobieta nie miała okazji do podziwiania swojego dzieła. Zarówno Bott, jak i lady Rosier, upadli twardo na zalaną podłogę, przez kilka metrów turlając się boleśnie i zatrzymując się dopiero na przeciwległej ścianie, w bezładnej plątaninie rąk i nóg, przy okazji nabijając sobie kilka siniaków. Łokieć Olivera niefortunnie wylądował pod lewym okiem Fantine (lada moment rozleje się tam barwny siniec w kolorze dojrzałej śliwki), natomiast różdżka czarownicy – wciąż tkwiąca w jej dłoni – znalazła się między żebrami mężczyzny, na moment odbierając mu oddech.
W tym samym czasie Mii i Pandorze udało się wspólnymi siłami odsunąć ciężką skrzynię niemal zupełnie – chropowaty spód zazgrzytał ciężko o podłogę i wydawało się, że przyszła aurorka już-już uwolni się ze swojego tymczasowego więzienia, kiedy niespodziewane przechylenie się pokładu posłało ciężar z powrotem w jej stronę.
Zaklęcia Alastaira i Jocelyn, czy to ze względu na kapryśną magię, czy trudne warunki, nie przyniosły rezultatu; powietrze dookoła nich wydawało się zgęstnieć, a młoda uzdrowicielka poczuła nagłe osłabienie. Kolana ugięły się pod nią, a z nosa dosyć szybko zaczęła kapać krew, barwiąc szkarłatem przód jej szaty i skapując do zaścielającej pokład wody.
Mocne szarpnięcie Salome bez problemu uwolniło ją ze stworzonej przez materiał płaszcza pułapki; tkanina popruła się wzdłuż szwu, częściowo zostając między deskami, ale jednocześnie oddzielając się od reszty. Jej posiadaczka była (póki co) jedyną uczestniczką wyprawy, która była w stanie dostrzec niewyraźne, wyłaniające się z mgły światło; kula białego blasku wielkości latarenki przebijała się przez mlecznobiałe opary, drżąc lekko i kołysząc się w tę i z powrotem – trudno było jednak stwierdzić, w jakiej dokładnie odległości znajdowało się jej źródło.
Tymczasem z nieba zaczęły skapywać pierwsze ciężkie krople deszczu.
Oli, ST utrzymania się na wodzie nadal wynosi 30, do rzutu dolicza się biegłość pływania. Jeżeli oprócz tego chcesz wykonać inną akcję, rzucasz kością dwukrotnie; ST wdrapania się na pokład to 100 (dolicza się statystyka sprawności; jeżeli ktoś zdecyduje się Ci w tym pomóc, Wasze rzuty sumują się). Dodatkowo każda kolejka, którą spędzisz w lodowatej wodzie, będzie kosztować Cię 10 punktów żywotności.
Oliver i Fantine – upadek kosztował Was oboje po 10 punktów żywotności.
Mia – skrzynia ponownie mknie w Twoim kierunku, ST uniknięcia jej wynosi 70, do rzutu dolicza się statystykę uników. Zarówno Ty, jak i Pandora (która znajduje się najbliżej), możecie spróbować zatrzymać skrzynię – w tym wypadku czynności należy opisać jak najdokładniej i rzucić kością k100.
Alastair, Jocelyn i Salome – póki co jesteście jedynymi, którzy mają możliwość przejścia na pokład inny niż ten, na którym się znajdujecie; jeżeli się na to zdecydujecie, będzie to jedyna akcja, jaką będziecie mogli wykonać w tej kolejce.
Na odpis macie 48 godzin.
- Żywotność postaci:
Postać Wartość Kara SALOME 208/208 - OLI 494/514 - MIA 272/292 - OLIVER 224/234 - JOCELYN 205/210 - ALASTAIR 225/225 - FANTINE 190/200 - PANDORA 200/200 -
Udało się! Na Merlina i wszelkie opatrzności, wyrwała płaszcz z uścisku podłogi i chociaż ten rozerwał się widowiskowo, pozostawiając część siebie poza zasięgiem Salome, wygrała ten mały pojedynek. Gdyby miała chwilę na ochłonięcie, pewnie nawet byłaby z siebie dumna. Teraz jednak sposobna była wstać z kolan i w popłochu rozejrzeć się po łódce. Poważnie nią zachwiało, gdy półolbrzym poczynił próbę dostania się z powrotem na statek, jednak zrządzeniem odgórnym nie poturbowało jej, nie połamało, nie zmusiło do oglądania wszystkiego z pozycji astralnej. Stanęła na nogi i przez chwilę była jedyną, której nic poważniejszego jeszcze nie dopadło.
Dojrzała światło w oddali. Mlecznobiałą kurtynę przecinała jasna, rozbujana łuna koncentrująca się w jednym, zdawało się niewysokim punkciku. Z tej odległości i przy takich warunkach ciężko jej było określić cokolwiek, toteż pierwszą myślą było, iż zbliżają się do wyspy panny F. Napełniło ją to swojego rodzaju optymizmem; zdawała się zapomnieć że kręcili się w kółko i stali w miejscu. Chlupot wody i uderzanie ciężkimi rękami o toń wybudziło ją z chwilowego letargu. Otrząsnęła się jak spod zaklęcia, przyciskając drżące ręce do piersi i rozglądając się za źródłem hałasu. Na rogate smoki, zapomniała że ludzie są za burtą! Prędko rzuciła się do wyłomu w barierce, padając na kolana i chwytając się jej mocno by nie spaść. Zobaczyła pod sobą Oliego, którego mina jasno wyrażała to jakim uczuciem darzy tę darmową kąpiel. Gdzie był sternik? Nie wypadł gdzieś z nim? Salome wyciągnęła ku niemu rękę, chcąc pomóc się wczołgać na pokład. Nie ufali sobie wzajemnie, jednak chyba taka sytuacja skłaniała do współpracy, prawda? Pierwsza próba na jej nieszczęście (i przy okazji jego) zakończyła się fiaskiem. Nie przemyślała tego i zapomniała, że z dorosłym mężczyzną miałaby problem, a co tu dużo mówić o krwi olbrzyma. Oli wyślizgnął się z jej uścisku, Salome zaś prawie wpadła do wody zaraz po nim. Besztana jego wyzwiskami nie wiedziała jak zabrać się do sprawy tak, by było względnie dobrze. Postanowiła więc improwizować.
Płaszcz, który z takim uczuciem ratowała jeszcze chwilę temu już nie spełniał swoich funkcji. Ciężki, mokry, postrzępiony nie dawał ani osłony przed wilgocią, ani ciepła. Ściągnęła go z ramion, przewiązując oba końce o wyszczerbione deski na burcie. Uczyniła z niego względnie stabilne strzemię, w które Oli mógł wsunąć stopę by pewniej się podciągnąć. Ona sama nie da rady go wciągnąć na pokład. – Spróbujmy teraz. Widziałam światło, gdzieś się zbliżamy, albo coś się zbliża do nas. – Przed oczami mignęły jej ryciny melanocetus – ryb głębinowych występujących poza światem magicznych, wabiących ofiary luminescencyjnym czułkiem umieszczonym na głowie. Wprost do najeżonej zębiskami paszczy. Wzdrygnęła się, wyciągając ku Oliemu rękę raz jeszcze. Tym razem pewniej złapała się desek tak, by nie wpaść do lodowatej wody i nie musieć ratować także i siebie. Marna byłaby z niej rusałka.
Dojrzała światło w oddali. Mlecznobiałą kurtynę przecinała jasna, rozbujana łuna koncentrująca się w jednym, zdawało się niewysokim punkciku. Z tej odległości i przy takich warunkach ciężko jej było określić cokolwiek, toteż pierwszą myślą było, iż zbliżają się do wyspy panny F. Napełniło ją to swojego rodzaju optymizmem; zdawała się zapomnieć że kręcili się w kółko i stali w miejscu. Chlupot wody i uderzanie ciężkimi rękami o toń wybudziło ją z chwilowego letargu. Otrząsnęła się jak spod zaklęcia, przyciskając drżące ręce do piersi i rozglądając się za źródłem hałasu. Na rogate smoki, zapomniała że ludzie są za burtą! Prędko rzuciła się do wyłomu w barierce, padając na kolana i chwytając się jej mocno by nie spaść. Zobaczyła pod sobą Oliego, którego mina jasno wyrażała to jakim uczuciem darzy tę darmową kąpiel. Gdzie był sternik? Nie wypadł gdzieś z nim? Salome wyciągnęła ku niemu rękę, chcąc pomóc się wczołgać na pokład. Nie ufali sobie wzajemnie, jednak chyba taka sytuacja skłaniała do współpracy, prawda? Pierwsza próba na jej nieszczęście (i przy okazji jego) zakończyła się fiaskiem. Nie przemyślała tego i zapomniała, że z dorosłym mężczyzną miałaby problem, a co tu dużo mówić o krwi olbrzyma. Oli wyślizgnął się z jej uścisku, Salome zaś prawie wpadła do wody zaraz po nim. Besztana jego wyzwiskami nie wiedziała jak zabrać się do sprawy tak, by było względnie dobrze. Postanowiła więc improwizować.
Płaszcz, który z takim uczuciem ratowała jeszcze chwilę temu już nie spełniał swoich funkcji. Ciężki, mokry, postrzępiony nie dawał ani osłony przed wilgocią, ani ciepła. Ściągnęła go z ramion, przewiązując oba końce o wyszczerbione deski na burcie. Uczyniła z niego względnie stabilne strzemię, w które Oli mógł wsunąć stopę by pewniej się podciągnąć. Ona sama nie da rady go wciągnąć na pokład. – Spróbujmy teraz. Widziałam światło, gdzieś się zbliżamy, albo coś się zbliża do nas. – Przed oczami mignęły jej ryciny melanocetus – ryb głębinowych występujących poza światem magicznych, wabiących ofiary luminescencyjnym czułkiem umieszczonym na głowie. Wprost do najeżonej zębiskami paszczy. Wzdrygnęła się, wyciągając ku Oliemu rękę raz jeszcze. Tym razem pewniej złapała się desek tak, by nie wpaść do lodowatej wody i nie musieć ratować także i siebie. Marna byłaby z niej rusałka.
make me
believe
Salome Despiau
Zawód : Magizoolog stacjonarny, pretendentka do nagrody Darwina
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
When I walking brother don't you forget
It ain't often you'll ever find a friend
It ain't often you'll ever find a friend
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Salome Despiau' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 67
'k100' : 67
Dobrze, że nie słyszę słów tamtego knypka, wtedy zabawilibyśmy się inaczej. Przynajmniej do momentu, w którym magiczna siła wyrzuca mnie za burtę. Wtedy chyba okazałbym się być wielkim przegranym tej walki.
Ubranie coraz bardziej nasiąka lodowatą wodą, mrożąc mnie na wskroś. Potrząsam głową, co chyba miało służyć za niekontencjalne pozbycie się wody z całego ciała. Nie wiem jak miałbym to zrobić, skoro tkwię w niej po szyję, ale myślenie nigdy nie było moją mocną stroną. Teraz też zresztą nie jest. Nie przychodzi mi do głowy, że złapanie się za burtę i próba podciągnięcia dwustukilowego ciała na pokład może uczynić jakiekolwiek szkody. Chciałbym po prostu znaleźć się z powrotem na czymś, czego dno nie kołysze się, nie jest przeraźliwie zimne i nie próbuje mnie utopić. Całkiem możliwe, że to dość niefortunne porównanie ze starą, przeciekającą, chociaż o tym nie wiem, łodzią, ale trudno. I tak upatruję w niej swej przystani, miejsca, które okaże się ostoją bezpieczeństwa. I wydaje mi się, że uchwycenie burty nie jest wcale takie trudne. Wszak posiadam godne pozazdroszczenia mięśnie, niewybredną siłę oraz zapierające dech w piersiach szczęście.
A jednak nie. Utrzymuję się na wodzie, która nie wlewa mi się nachalnie do gardła, za to podciągnięcie się wydaje być się niemożliwe. Chwytam grubymi palcami rant łodzi. Nic z tego. Dłonie ześlizgują się po mokrej, płaskiej nawierzchni, ląduję z powrotem do wody. W walce o przetrwanie nie zauważam niebezpiecznego przechylenia kutra, niekoniecznie zapewnienie bezpieczeństwa innym znajduje się teraz na pierwszym miejscu mojej listy ważnych spraw. Ważniejszą jest przeżycie, uratowanie swojego seksownego tyłka i przeżycia jeszcze wielu wspaniałych chwil, tym razem może pozbawionych wody, pływania, piekielnych, nieobecnych sterników i zniszczonych łodzi. Muszę chyba staranniej dobierać klientów. Nie wiem jeszcze tylko jak, skoro hajs tak kurewsko kusi. Na pewno zapomnę o moich przyrzeczeniach już nazajutrz. Zakładając, że przeżyję.
Kolejny raz postanawiam nie tylko nie zatonąć, ale między innymi wdrapać się statek. Zużywam do tego całą swoją silną wolę, umiejętności zajebistego pływaka oraz niepohamowaną potęgę bajecznych bicków. I prowizoryczne strzemię, które wyczarowuje, chociaż niedosłownie, nieznajoma panienka. Naturalnie, korzystam z niego. Dalej Ogden, wiem, że umiesz. Musisz się postarać, w przeciwnym razie jak zginiesz, to Dolohov cię zabije, a tego nie chcesz. Podciągaj się więc, tylko żwawo.
Znów po pierwsze usiłuję utrzymać się na wodzie, a po drugie próbuję wdrapać się na wspaniały pokład z pomocą jeszcze wspanialszej Salome.
Ubranie coraz bardziej nasiąka lodowatą wodą, mrożąc mnie na wskroś. Potrząsam głową, co chyba miało służyć za niekontencjalne pozbycie się wody z całego ciała. Nie wiem jak miałbym to zrobić, skoro tkwię w niej po szyję, ale myślenie nigdy nie było moją mocną stroną. Teraz też zresztą nie jest. Nie przychodzi mi do głowy, że złapanie się za burtę i próba podciągnięcia dwustukilowego ciała na pokład może uczynić jakiekolwiek szkody. Chciałbym po prostu znaleźć się z powrotem na czymś, czego dno nie kołysze się, nie jest przeraźliwie zimne i nie próbuje mnie utopić. Całkiem możliwe, że to dość niefortunne porównanie ze starą, przeciekającą, chociaż o tym nie wiem, łodzią, ale trudno. I tak upatruję w niej swej przystani, miejsca, które okaże się ostoją bezpieczeństwa. I wydaje mi się, że uchwycenie burty nie jest wcale takie trudne. Wszak posiadam godne pozazdroszczenia mięśnie, niewybredną siłę oraz zapierające dech w piersiach szczęście.
A jednak nie. Utrzymuję się na wodzie, która nie wlewa mi się nachalnie do gardła, za to podciągnięcie się wydaje być się niemożliwe. Chwytam grubymi palcami rant łodzi. Nic z tego. Dłonie ześlizgują się po mokrej, płaskiej nawierzchni, ląduję z powrotem do wody. W walce o przetrwanie nie zauważam niebezpiecznego przechylenia kutra, niekoniecznie zapewnienie bezpieczeństwa innym znajduje się teraz na pierwszym miejscu mojej listy ważnych spraw. Ważniejszą jest przeżycie, uratowanie swojego seksownego tyłka i przeżycia jeszcze wielu wspaniałych chwil, tym razem może pozbawionych wody, pływania, piekielnych, nieobecnych sterników i zniszczonych łodzi. Muszę chyba staranniej dobierać klientów. Nie wiem jeszcze tylko jak, skoro hajs tak kurewsko kusi. Na pewno zapomnę o moich przyrzeczeniach już nazajutrz. Zakładając, że przeżyję.
Kolejny raz postanawiam nie tylko nie zatonąć, ale między innymi wdrapać się statek. Zużywam do tego całą swoją silną wolę, umiejętności zajebistego pływaka oraz niepohamowaną potęgę bajecznych bicków. I prowizoryczne strzemię, które wyczarowuje, chociaż niedosłownie, nieznajoma panienka. Naturalnie, korzystam z niego. Dalej Ogden, wiem, że umiesz. Musisz się postarać, w przeciwnym razie jak zginiesz, to Dolohov cię zabije, a tego nie chcesz. Podciągaj się więc, tylko żwawo.
Znów po pierwsze usiłuję utrzymać się na wodzie, a po drugie próbuję wdrapać się na wspaniały pokład z pomocą jeszcze wspanialszej Salome.
no one cares
Oli Ogden
Zawód : zbir
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
- Kup mi whiskey.
- Będziesz pił whiskey? Jest 10 rano.
- W takim razie kup whiskey i płatki.
- Będziesz pił whiskey? Jest 10 rano.
- W takim razie kup whiskey i płatki.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półolbrzym
Nieaktywni
The member 'Oli Ogden' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 51, 62
'k100' : 51, 62
Wcześniejsze pytania oraz rozmyślania ucichły wobec zaistniałej sytuacji. Nie czuła się już tak pewnie, ostygła jej fascynacja zaproszeniem od tajemniczej panny Fancourt – och, może ona w ogóle nie istniała – właściwie to ledwo przypominała sobie moment wejścia na pokład, a to, kto ją na niego zaprosił i kto łłódką kierował pozostawało rozmazaną, niewyraźną plamą w jej wspomnieniach. Krótkie spojrzenia wymieniane z innymi czarodziejami wskazywały na to, że żadne z nich nie było lepiej zorientowane, jednak nikt nie wypowiadał tego na głos. Wyglądało to tak jakby zostali nagle wybudzeni z głębokiego snu tylko po to, by zastać swą rzeczywistość w stanie rozpadu. Wody wydawały się spokojne, wręcz jakieś znajome, otulone bezpieczną mgłą, lecz okazały się zdradliwe, złowieszcze, gdyż ta dziura, wyraźna jak atramentowa skaza na bladym papierze, budziła w niej pewne obawy – nawet jeśli na razie była zbyt zajęta ciężką skrzynią, aby zdać sobie sprawę, co to oznaczało. Jej wysiłek nie przyniósł oczekiwanego efektu, może krawędź przesunęła się minimalnie, a w tym czasie to kobieta, której noga była zablokowana przez przeszkodę, zdołała rzucić udane zaklęcie. To, oraz fakt, że Reparo wypowiedziane przez ciemnowłosą osóbkę, również się spełniło, sugerowało, iż chociaż wszystko jawiło się dość surrealistycznie, to magia wciąż działała. Chwila rozluźnienia nie trwała długo, napięcie już ogarnęło jej nerwy i starała się pozostać w gotowości, nawet wyciągnęła z kieszeni swoją różdżkę. Kątem oka dostrzegła krew na twarzy Jocelyn. Uniosła brwi, czy coś ją ominęło, a może to nadal anomalie, przybyłe do ich świata wraz z nadejściem maja? Zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, podłoże pod jej stopami mocno zafalowało, a po schodkach stoczył się mężczyzna, wpadając wprost na tę pannę w długiej, eleganckiej sukni. Nie dane jej było zaobserwować dalszego przebiegu ich kolizji, ponieważ ta uparta drewniana skrzynia ponownie została wprawiona w ruch, jeszcze zanim na dobre zdjęła z niej dłonie, i groziła ponownym przytrzaśnięciem czarownicy. W ogóle nie miała pojęcia o żegludze, właściwie to niespecjalnie choćby potrafiła pływać, ale jeśli coś już kolejny raz wstrząsało ich łodzią, to skrzynia mogła nieustannie zmieniać miejsce, czyniąc kolejne zniszczenia, może nawet robiąc kolejną dziurę, która wpuściłaby jeszcze więcej wody do środka i niechybnie by ich w końcu zatopiła. Świadomość tego, że być może krążyło nad nią prawdziwe zagrożenie wkradała się powoli do jej umysłu, złośliwie przypominając o jej niewielkim doświadczeniu jeśli chodziło o radzenie sobie z trudnościami. Ucieczka przed dwoma napastnikami, konieczność działania pod presją oraz stosowania zaklęć, wcześniej uznawanych przez nią za typowo pojedynkowe były dla niej równie osobliwe i niecodzienne jak pozycja, w której znajdowała się teraz. Każda sekunda wydłużała się, zalewając ją wyrzutami. Być może to była jej nauczka. Została zwabiona pochlebstwami na temat jej ekspertyzy, gdy tak naprawdę ograniczała się ona do wyrabiania amuletów, co mogło niewiele mieć wspólnego z artefaktami czy rzadkimi, cennymi przedmiotami.
Wzięła głębszy oddech, ścisnęła palce na swej dość giętkiej, osikowej różdżce, po czym wycelowała w zbliżającą się przeszkodę.
— Reducio! — wypowiedziała pewnie inkantację. Jej wcześniejsza próba zatrzymania skrzyni nie poskutkowała; może miało to coś wspólnego z jej zaniedbaną formą, może nie przyłożyła się wystarczająco. Sprawy miały się nieco inaczej teraz, gdy każda minuta zapraszała do jej serca kolejne obawy. Zaklęcie z dziedziny transmutacji pomniejszało przedmioty, ufała – może łudziła się – iż okaże się na tyle silne, że zamieni przeszkodę w niewielkie pudełeczko, coś na kształt szkatułki i będą mogli skupić się na ważniejszych kwestiach. Co się działo na górze? Co w nich uderzyło? Czy to wszystko było z góry zaplanowane?
Wzięła głębszy oddech, ścisnęła palce na swej dość giętkiej, osikowej różdżce, po czym wycelowała w zbliżającą się przeszkodę.
— Reducio! — wypowiedziała pewnie inkantację. Jej wcześniejsza próba zatrzymania skrzyni nie poskutkowała; może miało to coś wspólnego z jej zaniedbaną formą, może nie przyłożyła się wystarczająco. Sprawy miały się nieco inaczej teraz, gdy każda minuta zapraszała do jej serca kolejne obawy. Zaklęcie z dziedziny transmutacji pomniejszało przedmioty, ufała – może łudziła się – iż okaże się na tyle silne, że zamieni przeszkodę w niewielkie pudełeczko, coś na kształt szkatułki i będą mogli skupić się na ważniejszych kwestiach. Co się działo na górze? Co w nich uderzyło? Czy to wszystko było z góry zaplanowane?
we all have our reasons.
The member 'Pandora Sheridan' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 96
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 96
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Nie jestem na siebie zły, że moje zaklęcie podziałało. Czuję może pewne zawiedzenie i lekko kręci mi się w głowie, ale cieszę się, że inni przynajmniej poszli w moje ślady i również spróbowali. Młodej uzdrowicielce najwyraźniej nie poszczęściło się, zupełnie tak jak i mnie. Nie wiem czy to wpływ dziwnych anomalii, bo sam niczego bardziej osobliwego niż sytuacja w której się znajdujemy nie odczuwam - czy może najzwyczajniej wyszedłem z wprawy. Ostatnie dni nie sprzyjały częstemu sięganiu po różdżkę. Na całe szczęście Fantine ma o wiele większą skuteczność, a ja zupełnie zapominam o chwilowym oburzeniu w jakie wprawiła mnie jej uwaga. Wbrew pozorom znam się nieco - nawet jeśli tylko nieco - na sztuce. Nie mówiąc już o tym, że mnie wezwano tu by wyjaśnić jakąś rodzinną aferę… Zatem jeżeli nie chodziło o nagie portrety któregoś z moich krewnych lub dokumentację przedstawiającą ich w jakiejś niekomfortowej sytuacji, to ktoś najwyraźniej nas oszukał. Choć zastanawianie się czy w istocie tak było nie miało chyba sensu - wszystko na to wskazywało.
Świst powietrza dźwięczy w moich uszach, kiedy czuję dodatkowy opór po jednej ze stron burty. Nie mam pojęcia co jest jego powodem, ale sam uświadamiam sobie, jak bardzo niestabilnie stoję na nogach. Wszystko dziej się zbyt prędko i sam nie wiem już o co chodzi, gdy jakiś mężczyzna wpada na lady Rosier. Źródło problemu zniknęło, ale podłoga wciąż jest mokra i zalana. Kiedy jednak myślę o schodach prowadzących na górę nie decyduję się na ich użycie - wspomnienia marcowej wyprawy do Rosji zdecydowanie wciąż powodują we mnie mdłości. Nie wiem też, czy chcę się przekonać co rzeczywiście się tam dzieje, nawet jeśli wiem, że kiedyś nadejdzie na to czas. Cieszę się, że przynajmniej ciemnowłosej nieznajomej udaje się wydostać, choć radość ta nie trwa zbyt długo, gdy dostrzegam pędzącą na nią skrzynię. Jestem jednak chyba zbyt daleko by móc ruszyć z pomocą. Dopiero po chwili dostrzegam, że nogi Jocelyn uginają się w kolanach i wygląda na nieco słabszą. Najpierw spostrzegam czerwone krople krwi w wodzie pod jej nogami, dopiero potem podążam za szlakiem szkarłatnych przebarwień aż do jej nosa. Co się stało? Nie zauważyłem żeby się przewróciła lub uderzyła, choć faktem jest, że przez dłuższą chwilę musiałem patrzeć w przeciwną stronę. Bardzo zdezorientowany i niepewien co robić wciąż stoję chwiejnie na nogach, nie chowam jednak różdżki, bardzo mocno zaciskając na niej palce, jakbym bał się, że może wydarzyć się coś jeszcze gorszego. Przekonuję się powoli do skierowania się w stronę schodów, choć tego nie robię, po części martwiąc się o zdrowie towarzyszy, którym w tym momencie nie mogę pomóc, po części wciąż nie wiedząc co mnie tam czeka.
Świst powietrza dźwięczy w moich uszach, kiedy czuję dodatkowy opór po jednej ze stron burty. Nie mam pojęcia co jest jego powodem, ale sam uświadamiam sobie, jak bardzo niestabilnie stoję na nogach. Wszystko dziej się zbyt prędko i sam nie wiem już o co chodzi, gdy jakiś mężczyzna wpada na lady Rosier. Źródło problemu zniknęło, ale podłoga wciąż jest mokra i zalana. Kiedy jednak myślę o schodach prowadzących na górę nie decyduję się na ich użycie - wspomnienia marcowej wyprawy do Rosji zdecydowanie wciąż powodują we mnie mdłości. Nie wiem też, czy chcę się przekonać co rzeczywiście się tam dzieje, nawet jeśli wiem, że kiedyś nadejdzie na to czas. Cieszę się, że przynajmniej ciemnowłosej nieznajomej udaje się wydostać, choć radość ta nie trwa zbyt długo, gdy dostrzegam pędzącą na nią skrzynię. Jestem jednak chyba zbyt daleko by móc ruszyć z pomocą. Dopiero po chwili dostrzegam, że nogi Jocelyn uginają się w kolanach i wygląda na nieco słabszą. Najpierw spostrzegam czerwone krople krwi w wodzie pod jej nogami, dopiero potem podążam za szlakiem szkarłatnych przebarwień aż do jej nosa. Co się stało? Nie zauważyłem żeby się przewróciła lub uderzyła, choć faktem jest, że przez dłuższą chwilę musiałem patrzeć w przeciwną stronę. Bardzo zdezorientowany i niepewien co robić wciąż stoję chwiejnie na nogach, nie chowam jednak różdżki, bardzo mocno zaciskając na niej palce, jakbym bał się, że może wydarzyć się coś jeszcze gorszego. Przekonuję się powoli do skierowania się w stronę schodów, choć tego nie robię, po części martwiąc się o zdrowie towarzyszy, którym w tym momencie nie mogę pomóc, po części wciąż nie wiedząc co mnie tam czeka.
Let's stay lost on our way home
Alastair Nott
Zawód : Urzędnik Departamentu Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
Hell is empty and all the devils are here
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Moment przebudzenia zawsze był najbardziej bolesny. Mia, zwyczajowo wyrywana gwałtownie ze snu - własnym krzykiem i koszmarami, czuła się podobnie. Różnica polegała na dziwnym odrętwieniu, które wierciło się pod skórą, jak krew, której przywrócono zamknięty bieg. Czarnowłosa nie umiała znaleźć przyczynowego związku, który łączył jej obecność w skrzypiącej łajbie. Pamiętała list i jej wędrówki na przystań, ale w którym momencie wszystko umknęło jej z pola widzenia, jak rozmywająca się kropla farby?
Z bólem radziła sobie nieźle. Lata na Nokturnie nauczyły ją, że nigdy nie może pokazać emocji, które zalewały ciało w jątrzącej ranie. Mia wciąż nie wiedziała, co właściwie stało się z jej nogą, ale moment, w którym - z pomocą czarnowłosej, dziwnie znajomej-nieznajomej - odsunęły ciężką skrzynię, pulsowanie nieprzyjemnie uderzyło, sprawiając, że zwarła usta, by bolesne westchnienie nie umknęło w werbalizację. Magia była dziś posłuszna i gdyby nie okoliczności, spojrzałaby na swoja różdżkę z mieszanką podziwu i zaskoczenia. Czasu jednak nie miała, bo ledwie odsunięty ciężar, razem z dzikim szarpnięciem, postanowił zaatakować powtórnie. Co się właściwie działa na przeklętej łodzi?
Kątem oka zarejestrowała poruszenie i zbitek dwóch, splecionych w przypadkowym uścisku czarodziejów. Ale nie miała okazji na komentarz. Z zaciśniętą w palcach różdżką, w pierwszym odruchu, szarpnęła się gwałtownie, podciągając nogi pod siebie. Wiodąca ręka wysunęła się do przodu, kilka sekund po tym, jak usłyszała inkantację jedynej towarzyszki, która zechciała jej pomóc. Wzrok pobiegł do mężczyzny, ale umknął tak szybko, jak znalazł się na męskim obliczu i nieskazitelnej zieleni spojrzenia, które z łatwością przyciągały jej własne. I zapewne, nie tylko jej. Nott. Szlachcic. Mogłą się w ogóle dziwić?
- Impervius - już z chwilą wymówienia zaklęcia, dostrzegała przeraźliwie jasną, sunącą ku ciężkiej przeszkodzie, smugę czaru. Musiało być silne i to sprawiło, że nie spróbowała podążyć wzrokiem za własnym działaniem, przymykając powieki w niemym oczekiwaniu na kolejną dawkę bólu. Plan był niemal prostu, chociaż zahaczał o jakąś abstrakcyjną formę wykorzystania prostej formuły. Niedotykalna skrzynia mogła w równym stopniu nie dotknąć celu, którym były jej nogi. Z magią nie dało się sprzeczać i coś, co wydawało się głupie, ale działało - przestawało nosić miano idiotyzmu. W to przynajmniej wierzyła. Co za ironia. Czy kiedyś nie słyszała wrzaski kierowane w jej stronę? "Niedotykalna Mia"? Do śmiechu wcale jej jednak nie było. A wspomnienie wydawało się równie absurdalne, co wysunięty w pośpiechu pomysł.
Z bólem radziła sobie nieźle. Lata na Nokturnie nauczyły ją, że nigdy nie może pokazać emocji, które zalewały ciało w jątrzącej ranie. Mia wciąż nie wiedziała, co właściwie stało się z jej nogą, ale moment, w którym - z pomocą czarnowłosej, dziwnie znajomej-nieznajomej - odsunęły ciężką skrzynię, pulsowanie nieprzyjemnie uderzyło, sprawiając, że zwarła usta, by bolesne westchnienie nie umknęło w werbalizację. Magia była dziś posłuszna i gdyby nie okoliczności, spojrzałaby na swoja różdżkę z mieszanką podziwu i zaskoczenia. Czasu jednak nie miała, bo ledwie odsunięty ciężar, razem z dzikim szarpnięciem, postanowił zaatakować powtórnie. Co się właściwie działa na przeklętej łodzi?
Kątem oka zarejestrowała poruszenie i zbitek dwóch, splecionych w przypadkowym uścisku czarodziejów. Ale nie miała okazji na komentarz. Z zaciśniętą w palcach różdżką, w pierwszym odruchu, szarpnęła się gwałtownie, podciągając nogi pod siebie. Wiodąca ręka wysunęła się do przodu, kilka sekund po tym, jak usłyszała inkantację jedynej towarzyszki, która zechciała jej pomóc. Wzrok pobiegł do mężczyzny, ale umknął tak szybko, jak znalazł się na męskim obliczu i nieskazitelnej zieleni spojrzenia, które z łatwością przyciągały jej własne. I zapewne, nie tylko jej. Nott. Szlachcic. Mogłą się w ogóle dziwić?
- Impervius - już z chwilą wymówienia zaklęcia, dostrzegała przeraźliwie jasną, sunącą ku ciężkiej przeszkodzie, smugę czaru. Musiało być silne i to sprawiło, że nie spróbowała podążyć wzrokiem za własnym działaniem, przymykając powieki w niemym oczekiwaniu na kolejną dawkę bólu. Plan był niemal prostu, chociaż zahaczał o jakąś abstrakcyjną formę wykorzystania prostej formuły. Niedotykalna skrzynia mogła w równym stopniu nie dotknąć celu, którym były jej nogi. Z magią nie dało się sprzeczać i coś, co wydawało się głupie, ale działało - przestawało nosić miano idiotyzmu. W to przynajmniej wierzyła. Co za ironia. Czy kiedyś nie słyszała wrzaski kierowane w jej stronę? "Niedotykalna Mia"? Do śmiechu wcale jej jednak nie było. A wspomnienie wydawało się równie absurdalne, co wysunięty w pośpiechu pomysł.
Mia Mulciber
Zawód : byłam
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
And I find it kinda funny, I find it kinda sad
That dreams in which I'm dying are the best I've ever had.
That dreams in which I'm dying are the best I've ever had.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Przystań
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Kent