Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Kent
Przystań
AutorWiadomość
First topic message reminder :
W tej lokacji obowiązuje bonus do rzutu kością w wysokości +5 dla Rycerzy Walpurgii i +10 dla Śmierciożerców.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Przystań
Niewielka przystań miesząca się w miasteczku portowym to główne miejsce spacerów mieszkańców. Można tu wynająć drewnianą łódkę ze sternikiem, ale marynarze niechętnie wpuszczają na swoje wody żółtodziobów. Najpiękniejsze są tu wschody oraz zachody słońca. Na pomoście czas chętnie spędzają rodziny z małym dziećmi, również mugolskie, urządzając tu pikniki. W tym miejscu nie wolno się kąpać, a nad porządkiem czuwa zawsze jakiś wilk morski. Prawdziwy relaks można poczuć na jednej z ławek znajdujących się niedaleko brzegu. Kilka z nich skrytych jest w cieniu, pozwalając schronić ciało przed ostrym słońcem. Zieleń oraz szum wody odpręży nawet najbardziej zestresowanego człowieka. W oddali można obserwować statki towarowe kursujące między Anglią a innymi krajami.
W tej lokacji obowiązuje bonus do rzutu kością w wysokości +5 dla Rycerzy Walpurgii i +10 dla Śmierciożerców.
[bylobrzydkobedzieladnie]
The member 'Mia Mulciber' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 9
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 9
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Jej zaklęcie niestety się nie udało. Może zbyt mocno się pospieszyła, a może to stres wpłynął na to, że nie wyszło. A może kapryśna anomalia. Czar, choć prosty i należący do tych podstawowych, był daleki od ideału; choć praca w Mungu w pewnym sensie przygotowała ją do tego, że czasem trzeba działać pod presją, ta sytuacja była inna i zwiastowała nowe, nieznane jej jeszcze zagrożenie.
Chwilę po tym, jak wypowiedziała inkantację, poczuła jak ogarnia ją słabość. Zakręciło jej się w głowie i osunęła się na kolana, a z jej nosa zaczęła spływać krew. Przez krótką, ulotną chwilę wpatrywała się jak zahipnotyzowana w czerwone krople skapujące do płytkiej kałuży wody, która utworzyła się na dnie. Na szczęście to komuś innemu udało się załatać dziurę zanim wody przybyło, a po kilku sekundach słabości Josie zebrała się w sobie; otrzeźwiło ją uczucie zimna w nogach, którymi wciąż klęczała w wodzie i podniosła się, a kropelki krwi zaczęły spływać po jej ustach na ubranie. Sięgnęła do twarzy dłonią wolną od różdżki, machinalnie ocierając krew. Nie była to odpowiednia chwila na próbę uleczenia się, bała się zresztą, że anomalie znowu ją zaatakują i odbiorą jeszcze więcej sił, a to byłoby teraz niewskazane. Musiała więc zachować energię na później, tym bardziej, że wciąż wydawało się grozić im jakieś nieznane niebezpieczeństwo.
I tak przez atak nagłego osłabienia, które ją zdekoncentrowało, straciła kilka cennych chwil na reakcję i już inni zdążyli uporać się zarówno z dziurą, jak i ze skrzynią. Znowu coś zatrzęsło łodzią, a po chwili dostrzegła zamieszanie z boku, gdy jeden z mężczyzn z góry spadł po schodkach wprost na kobietę która naprawiła wyrwę w podłodze. Po tym, jak coś wstrząsnęło statkiem i uszkodziło dno nastało zamieszanie, a Jocelyn wciąż nie była pewna, co w ogóle się działo i czy coś jeszcze im nie groziło, dlatego nie chowała różdżki, woląc być gotowa na ponowne jej użycie, oby bardziej fortunne niż poprzednie.
- Co to było... to, co się stało? – zapytała cicho, patrząc w miejsce, gdzie przed chwilą ziała dziura. – Czy ktoś wie, dokąd w ogóle płyniemy?
Rozejrzała się chaotycznie po wnętrzu. Bała się, ale nie mogła pozwolić, by zawładnęła nią panika. Musiała myśleć racjonalnie i spróbować zrozumieć swoje położenie, więc przemieściła się do przodu, podążając za Alastairem i próbując dostrzec cokolwiek... Nie była pewna, czy był ktoś, kto kierował tym statkiem, przynajmniej nie potrafiła sobie przypomnieć nikogo takiego. Nie wiedziała też, co robić, bo przecież nie znała się na łodziach. Stanęła obok Notta, dłonią ścierając resztki krwi z twarzy. Na szczęście słabość była tylko chwilowa.
- Może powinniśmy sprawdzić, co się tam dzieje? – zapytała go, zerkając w górę, gdzie nad schodami znajdował się górny pokład. Dół sprawiał teraz niemal klaustrofobiczne wrażenie, co pogłębiał fakt, że przez brudne okienka prawie nic nie było widać i nie wiedziała co się dzieje na zewnątrz. To zwiększało jej dezorientację i niepokój, który z każdą chwilą się zwiększał.
Chwilę po tym, jak wypowiedziała inkantację, poczuła jak ogarnia ją słabość. Zakręciło jej się w głowie i osunęła się na kolana, a z jej nosa zaczęła spływać krew. Przez krótką, ulotną chwilę wpatrywała się jak zahipnotyzowana w czerwone krople skapujące do płytkiej kałuży wody, która utworzyła się na dnie. Na szczęście to komuś innemu udało się załatać dziurę zanim wody przybyło, a po kilku sekundach słabości Josie zebrała się w sobie; otrzeźwiło ją uczucie zimna w nogach, którymi wciąż klęczała w wodzie i podniosła się, a kropelki krwi zaczęły spływać po jej ustach na ubranie. Sięgnęła do twarzy dłonią wolną od różdżki, machinalnie ocierając krew. Nie była to odpowiednia chwila na próbę uleczenia się, bała się zresztą, że anomalie znowu ją zaatakują i odbiorą jeszcze więcej sił, a to byłoby teraz niewskazane. Musiała więc zachować energię na później, tym bardziej, że wciąż wydawało się grozić im jakieś nieznane niebezpieczeństwo.
I tak przez atak nagłego osłabienia, które ją zdekoncentrowało, straciła kilka cennych chwil na reakcję i już inni zdążyli uporać się zarówno z dziurą, jak i ze skrzynią. Znowu coś zatrzęsło łodzią, a po chwili dostrzegła zamieszanie z boku, gdy jeden z mężczyzn z góry spadł po schodkach wprost na kobietę która naprawiła wyrwę w podłodze. Po tym, jak coś wstrząsnęło statkiem i uszkodziło dno nastało zamieszanie, a Jocelyn wciąż nie była pewna, co w ogóle się działo i czy coś jeszcze im nie groziło, dlatego nie chowała różdżki, woląc być gotowa na ponowne jej użycie, oby bardziej fortunne niż poprzednie.
- Co to było... to, co się stało? – zapytała cicho, patrząc w miejsce, gdzie przed chwilą ziała dziura. – Czy ktoś wie, dokąd w ogóle płyniemy?
Rozejrzała się chaotycznie po wnętrzu. Bała się, ale nie mogła pozwolić, by zawładnęła nią panika. Musiała myśleć racjonalnie i spróbować zrozumieć swoje położenie, więc przemieściła się do przodu, podążając za Alastairem i próbując dostrzec cokolwiek... Nie była pewna, czy był ktoś, kto kierował tym statkiem, przynajmniej nie potrafiła sobie przypomnieć nikogo takiego. Nie wiedziała też, co robić, bo przecież nie znała się na łodziach. Stanęła obok Notta, dłonią ścierając resztki krwi z twarzy. Na szczęście słabość była tylko chwilowa.
- Może powinniśmy sprawdzić, co się tam dzieje? – zapytała go, zerkając w górę, gdzie nad schodami znajdował się górny pokład. Dół sprawiał teraz niemal klaustrofobiczne wrażenie, co pogłębiał fakt, że przez brudne okienka prawie nic nie było widać i nie wiedziała co się dzieje na zewnątrz. To zwiększało jej dezorientację i niepokój, który z każdą chwilą się zwiększał.
Zamknięci w ramach schematówPamiętajmy, by nie zgubić siebie.
Okej, różdżka to podstawa, bez różdżki ani rusz. Nawet jeśli magia szalała, nawet jeśli stawała się nie tylko nieprzewidywalna, ale również niebezpieczna - była jednak częścią mojego życia. I reszty czarodziejów. Gdy więc tylko dostrzegłem moją różdżkę, gdy ta już spadała w otwór, za którym zaraz znajdowały się schody na dół - ruszyłem pędem w tym kierunku, nie mogąc jej zgubić, a już na pewno nie mogłem pozwolić na to, aby uległa zniszczeniu. Nie poradziłbym sobie bez niej. Wiedziałem to bardzo dobrze, doskonale zdając sobie sprawę z faktu jak bardzo byłem uzależniony od magii. Bez niej nie potrafiłem praktycznie nic. Ale czy kiedykolwiek powiedziałbym o tym na głos? Phy!
- Łoooł, łoooł! - Wydałem z siebie samoistnie i po części nieświadomie, gdy łódka szarpnęła nagle, a ja - tracąc równowagę - zacząłem machać łapami we wszystkie strony, szukając czegoś, co mogło mnie uratować. Odruch obronny - jakkolwiek szybki nie był - trochę jednak zawiódł, bo moje dłonie nie natrafiły na nic przydatnego, a ja sam sturlałem się po schodach niczym piłka, by po drodze poobijać się, walnąć w coś i w końcu się zatrzymać, zbyt rozkojarzony i zaaferowany tą sytuacją, by zrozumieć co się stało. Zamiast tego wyrzuciłem z siebie kilka siarczystych przekleństw, rzucając chyba wszystkie jakie posiadałem w swym słowniku (a akurat słownik przekleństw miałem bogaty).
Dźwignąłem się na nogi i jeszcze chwilę dochodziłem do siebie, odruchowo masując bolące miejsce na żebrach i łapiąc oddech z trudem i boleścią. Czy kapnąłem się o tym, że prawdopodobnie nabiłem lasce siniaka? Nie, co mnie to. Czy kapnąłem się, że na nią wpadłem i ją przewróciłem? No raczej. Czy miałem z tego względu wyrzuty sumienia. Ha! Nie.
Nie podszedłem do Fatine, by podać jej rękę, pomóc wstać. Nie odezwałem się do niej. Ba! Nawet na nią nie spojrzałem, a zastosowałem sprytną taktykę pod tytułem - odejść niż rozpęta się burza, której jakoś się w sumie spodziewałem, czułem ją w trzewiach. Zamiast tego sięgnąłem po moją różdżkę, a potem rozjerzałem się po obecnych, ze zdziwieniem przyjmując wszechobecną wodę. W sumie moje ubrania tez były mokre, bo przecież przeturlałem się po tej wodzie, no nie?
- Dobra, wiara. Co się tu dzieje, ktoś coś ogarnia czy wszycy wiedzą tyle co ja czyli nic? - Mruknąłem, chwilowo mając w dupie to, co się działo na górze pokładu.
- Łoooł, łoooł! - Wydałem z siebie samoistnie i po części nieświadomie, gdy łódka szarpnęła nagle, a ja - tracąc równowagę - zacząłem machać łapami we wszystkie strony, szukając czegoś, co mogło mnie uratować. Odruch obronny - jakkolwiek szybki nie był - trochę jednak zawiódł, bo moje dłonie nie natrafiły na nic przydatnego, a ja sam sturlałem się po schodach niczym piłka, by po drodze poobijać się, walnąć w coś i w końcu się zatrzymać, zbyt rozkojarzony i zaaferowany tą sytuacją, by zrozumieć co się stało. Zamiast tego wyrzuciłem z siebie kilka siarczystych przekleństw, rzucając chyba wszystkie jakie posiadałem w swym słowniku (a akurat słownik przekleństw miałem bogaty).
Dźwignąłem się na nogi i jeszcze chwilę dochodziłem do siebie, odruchowo masując bolące miejsce na żebrach i łapiąc oddech z trudem i boleścią. Czy kapnąłem się o tym, że prawdopodobnie nabiłem lasce siniaka? Nie, co mnie to. Czy kapnąłem się, że na nią wpadłem i ją przewróciłem? No raczej. Czy miałem z tego względu wyrzuty sumienia. Ha! Nie.
Nie podszedłem do Fatine, by podać jej rękę, pomóc wstać. Nie odezwałem się do niej. Ba! Nawet na nią nie spojrzałem, a zastosowałem sprytną taktykę pod tytułem - odejść niż rozpęta się burza, której jakoś się w sumie spodziewałem, czułem ją w trzewiach. Zamiast tego sięgnąłem po moją różdżkę, a potem rozjerzałem się po obecnych, ze zdziwieniem przyjmując wszechobecną wodę. W sumie moje ubrania tez były mokre, bo przecież przeturlałem się po tej wodzie, no nie?
- Dobra, wiara. Co się tu dzieje, ktoś coś ogarnia czy wszycy wiedzą tyle co ja czyli nic? - Mruknąłem, chwilowo mając w dupie to, co się działo na górze pokładu.
Oliver Bott
Zawód : Złodziej i oszust do wynajęcia
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Bo większość ludzi to durnie. Więc trzeba to wykorzystać.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Prowizoryczne, stworzone przez Salome strzemię, okazało się strzałem w dziesiątkę: Oliemu bez większego problemu udało się wdrapać z powrotem na pokład. Przemoczony i zziębnięty, ale przynajmniej cały, mógł już spokojnie stanąć na własnych nogach. Jeżeli by się rozejrzał, to zarówno on, jak i jego towarzyszka, dostrzegliby wspomnianą już latarenkę, kołyszącą się we mgle kilka metrów od dryfującej łódki. Bo łódka faktycznie dryfowała; zderzenie z nierówną płycizną wprawiło ją co prawda w ruch obrotowy, ale im więcej czasu mijało, tym wyraźniej można było dostrzec, że stały punkt w postaci kuli światła się przesuwał. Wkrótce w ślad za nim z gęstych oparów wyłoniły się też inne kształty: szare i ostre sylwetki skał, wysokich i stromych, oraz – wciśnięty między nie – maleńki, drewniany pomost, nad którym właśnie kołysała się samotna latarnia. Łódź poruszała się równolegle do linii brzegowej w oddaleniu około dwóch metrów od wyznaczonej przez koniec pomostu linii; oprócz niego, czarodzieje nie byli w stanie dostrzec żadnego punktu, w którym można by było zejść bezpiecznie na brzeg.
Pod pokładem sprawy zdawały się uspokajać; dziura w dnie nie stanowiła już zagrożenia, a celnie wymierzone zaklęcie Pandory trafiło prosto w mknącą w kierunku Mii skrzynię, wypełniając powietrze głośnym tąpnięciem. Masywne drewno pękło pod naporem uroku, miażdżone ze wszystkich stron siłą magii; skrzynia zapadła się do środka, a pomieszczenie wypełniło się intensywnym zapachem nadpsutych ryb, gdy z wnętrza zniszczonego pojemnika wysypała się cała jego zawartość, zaściełając zalaną wodą podłogę grubą warstwą śliskich stworzeń. Mimo że zaklęcie Mii się nie udało, gasnąc zanim zdążyło dosięgnąć celu, przyszła aurorka mogła odetchnąć z ulgą (nawet jeżeli powietrze, którym oddychała, nie pachniało najlepiej); zagrożenie zniknęło, choć nie zniknął ból w lewej kostce. Wykręcony pod nietypowym kątem staw pulsował nieprzyjemnie, skręcony bądź zwyczajnie zraniony, co prawda nie uniemożliwiając dziewczynie poruszania się, ale mocno je utrudniając.
Wszyscy – na odpis macie 72 godziny, przy czym w ciągu obecnie trwającej kolejki każdy z Was może napisać tyle postów (i wykonać tyle akcji), ile zdąży. Nie obowiązuje kolejność odpisów, ale nie możecie dodawać postów jeden pod drugim – między Waszymi odpisami musi znaleźć się przynajmniej jeden post innej postaci.
Łódka, na której płyniecie, dryfuje wzdłuż brzegu i w ciągu trwającej kolejki możecie wykorzystać moment, w którym znajdzie się ona najbliżej pomostu. ST bezpiecznego przeskoczenia z pokładu na molo wynosi 75, a do rzutu dolicza się statystyka sprawności – możecie jednak wykonywać inne czynności, żeby ułatwić sobie zadanie oraz pomagać sobie wzajemnie. ST korzystniejszego ustawienia łódki za pomocą steru wynosi 30, jednak ponieważ żadne z Was nie posiada biegłości żeglarstwa, od rzutu kością odejmuje się 50 oczek. ST zaklęć jest zgodny z obowiązującą na forum tabelą. Jeżeli sytuacja na pokładzie w jakikolwiek sposób się zmieni (w wyniku podejmowanych przez Was czynności), Mistrz Gry wtrąci się w trakcie kolejki, zmieniając wartości ST wydostania się na brzeg i opisując nowe okoliczności.
Rzutu kością nie wymaga przemieszczanie się między pokładami ani podniesienie różdżki przez Oliego. Dopóki kostka Mii nie zostanie wyleczona, obowiązywać ją będzie kara -5 do wszystkich czynności związanych z poruszaniem się.
Postaci, które w tej kolejce wykażą się największą aktywnością (ale aktywnością produktywną, bezcelowy spacer między pokładami raczej nie będzie brany pod uwagę), otrzymają bonusy do kości, obowiązujące do końca trwania wydarzenia.
W razie jakichkolwiek pytań i wątpliwości, możecie pisać bezpośrednio do mnie – najlepiej na gg (2830032), bo tam będę w stanie odpowiedzieć Wam najszybciej.
Powodzenia!
Pod pokładem sprawy zdawały się uspokajać; dziura w dnie nie stanowiła już zagrożenia, a celnie wymierzone zaklęcie Pandory trafiło prosto w mknącą w kierunku Mii skrzynię, wypełniając powietrze głośnym tąpnięciem. Masywne drewno pękło pod naporem uroku, miażdżone ze wszystkich stron siłą magii; skrzynia zapadła się do środka, a pomieszczenie wypełniło się intensywnym zapachem nadpsutych ryb, gdy z wnętrza zniszczonego pojemnika wysypała się cała jego zawartość, zaściełając zalaną wodą podłogę grubą warstwą śliskich stworzeń. Mimo że zaklęcie Mii się nie udało, gasnąc zanim zdążyło dosięgnąć celu, przyszła aurorka mogła odetchnąć z ulgą (nawet jeżeli powietrze, którym oddychała, nie pachniało najlepiej); zagrożenie zniknęło, choć nie zniknął ból w lewej kostce. Wykręcony pod nietypowym kątem staw pulsował nieprzyjemnie, skręcony bądź zwyczajnie zraniony, co prawda nie uniemożliwiając dziewczynie poruszania się, ale mocno je utrudniając.
Wszyscy – na odpis macie 72 godziny, przy czym w ciągu obecnie trwającej kolejki każdy z Was może napisać tyle postów (i wykonać tyle akcji), ile zdąży. Nie obowiązuje kolejność odpisów, ale nie możecie dodawać postów jeden pod drugim – między Waszymi odpisami musi znaleźć się przynajmniej jeden post innej postaci.
Łódka, na której płyniecie, dryfuje wzdłuż brzegu i w ciągu trwającej kolejki możecie wykorzystać moment, w którym znajdzie się ona najbliżej pomostu. ST bezpiecznego przeskoczenia z pokładu na molo wynosi 75, a do rzutu dolicza się statystyka sprawności – możecie jednak wykonywać inne czynności, żeby ułatwić sobie zadanie oraz pomagać sobie wzajemnie. ST korzystniejszego ustawienia łódki za pomocą steru wynosi 30, jednak ponieważ żadne z Was nie posiada biegłości żeglarstwa, od rzutu kością odejmuje się 50 oczek. ST zaklęć jest zgodny z obowiązującą na forum tabelą. Jeżeli sytuacja na pokładzie w jakikolwiek sposób się zmieni (w wyniku podejmowanych przez Was czynności), Mistrz Gry wtrąci się w trakcie kolejki, zmieniając wartości ST wydostania się na brzeg i opisując nowe okoliczności.
Rzutu kością nie wymaga przemieszczanie się między pokładami ani podniesienie różdżki przez Oliego. Dopóki kostka Mii nie zostanie wyleczona, obowiązywać ją będzie kara -5 do wszystkich czynności związanych z poruszaniem się.
Postaci, które w tej kolejce wykażą się największą aktywnością (ale aktywnością produktywną, bezcelowy spacer między pokładami raczej nie będzie brany pod uwagę), otrzymają bonusy do kości, obowiązujące do końca trwania wydarzenia.
W razie jakichkolwiek pytań i wątpliwości, możecie pisać bezpośrednio do mnie – najlepiej na gg (2830032), bo tam będę w stanie odpowiedzieć Wam najszybciej.
Powodzenia!
Jest już kurewsko zimno i powoli tracę nadzieję. Burta wydaje się być śliska pod uchwytem niezgrabnych, przemoczonych palców, nie jestem też pewien czy prowizoryczne strzemię tej laski jest mi w czymkolwiek stanie pomóc. Równie dobrze może się przerwać pod naporem mojej muskulatury, ale mam nadzieję, że jednak nie. Napinam mięśnie starając się ze wszystkich sił się podciągnąć, aż wreszcie się udaje. Łódka kołysze się gwałtownie, kiedy zamiast robić za boczny balast staję na środku pokładu. Cieknie ze mnie woda, mam wręcz wrażenie, że leje się ze mnie jakbym był jakimś cholernym wodospadem. Oddycham ciężko, dłońmi przecieram oczy, spojrzeniem napotykam na kobietę. Gdyby nie ona, możliwe, że męczyłbym się dalej w tej paskudnej, mrożącej cały organizm wodzie. Wzdrygam się, bo nieprzyjemny dreszcz przebiega mi wzdłuż kręgosłupa. Wiatr, chociaż ledwie wyczuwalny potęguje nieznośne uczucie chłodu. Spluwam na deski.
- Dzięki lala - mówię do niej, podchodząc bliżej. Na chwilę zaciskam swoje ręce na jej ramionach, kiwam głową jakbym nad czymś intensywnie myślał, ale bez obaw, nie jestem fizomenem. Poklepują ją jeszcze po barku, a potem spoglądam na przykuwające wzrok niewielkie, mgliste światełko. To chyba taka sama pieprzona latarenka co przy tamtym pomoście. Zaczynam podejrzewać, że płyniemy w kółko i nie, żeby tak naprawdę było. Rozglądam się po pokładzie, a dostrzegłszy różdżkę schylam się po nią i wkładam za pasek, żeby na pewno tym razem mi nie uciekła.
- Tam jest jakiś ląd. Spróbuję tam zeskoczyć i jak się uda to ci pomogę - stwierdzam tonem znawcy, nawet jeśli kurwa szczerze wątpię w powodzenie tej szalonej misji. Pocieram dłonią nos, starając się podejść najbliżej brzegu szalonego kutra. Czekam dość długą chwilę, aż widok pomostu staje się pewniejszy, a skok jak najkrótszy. Nie żebym umiał takie rzeczy oceniać, ale nie mam lepszego pomysłu. Magia pewnie chciałaby mnie zabić, dlatego nie decyduję się na jej użycie. Już bardziej ufam sile swoich mięśni, bez względu na to, że dziś kurwa nic nie idzie po mojej myśli. Kiedy uznaję, że to już, ta najmniejsza odległość, to próbuję skoczyć. Najwyżej umrę przydzwaniając łbem w skały, co tam. Od czegoś umrzeć trzeba.
- Dzięki lala - mówię do niej, podchodząc bliżej. Na chwilę zaciskam swoje ręce na jej ramionach, kiwam głową jakbym nad czymś intensywnie myślał, ale bez obaw, nie jestem fizomenem. Poklepują ją jeszcze po barku, a potem spoglądam na przykuwające wzrok niewielkie, mgliste światełko. To chyba taka sama pieprzona latarenka co przy tamtym pomoście. Zaczynam podejrzewać, że płyniemy w kółko i nie, żeby tak naprawdę było. Rozglądam się po pokładzie, a dostrzegłszy różdżkę schylam się po nią i wkładam za pasek, żeby na pewno tym razem mi nie uciekła.
- Tam jest jakiś ląd. Spróbuję tam zeskoczyć i jak się uda to ci pomogę - stwierdzam tonem znawcy, nawet jeśli kurwa szczerze wątpię w powodzenie tej szalonej misji. Pocieram dłonią nos, starając się podejść najbliżej brzegu szalonego kutra. Czekam dość długą chwilę, aż widok pomostu staje się pewniejszy, a skok jak najkrótszy. Nie żebym umiał takie rzeczy oceniać, ale nie mam lepszego pomysłu. Magia pewnie chciałaby mnie zabić, dlatego nie decyduję się na jej użycie. Już bardziej ufam sile swoich mięśni, bez względu na to, że dziś kurwa nic nie idzie po mojej myśli. Kiedy uznaję, że to już, ta najmniejsza odległość, to próbuję skoczyć. Najwyżej umrę przydzwaniając łbem w skały, co tam. Od czegoś umrzeć trzeba.
no one cares
Oli Ogden
Zawód : zbir
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
- Kup mi whiskey.
- Będziesz pił whiskey? Jest 10 rano.
- W takim razie kup whiskey i płatki.
- Będziesz pił whiskey? Jest 10 rano.
- W takim razie kup whiskey i płatki.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półolbrzym
Nieaktywni
The member 'Oli Ogden' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 94
'k100' : 94
Z radością dostrzegam, że zagrożenie pędzące w stronę ciemnowłosej nieznajomej o pięknym obliczu. Kobiecie z krótszymi włosami udaje się rzucić zaklęcie, które brzmi dla mnie dość obco, zatem prawdopodobnie dotyczy dziedzin z którymi nie jestem zbyt mocno związany - sądząc po jego skutku, być może transmutacji. Wszystko wydaje mi się teraz dziwnie spokojne i statyczne, jakby coś zachęcało mnie do wzięcia spraw w swoje ręce. Potem moje spojrzenie kieruje się na Jocelyn i uważnie powtarzam jej słowa w głowie. Kilka minut zajmuje mi przytaknięcie i skinienie głową. To chyba dobry czas na zastanowienie się nad jakimś wyjściem z sytuacji - zwłaszcza, że tu na dole, wszystko powoli się uspokaja.
- Chyba nie mamy innego wyjścia - przyznaję, bo nie oczekuję, żeby ktoś, szczególnie nam, a przynajmniej mi nieznajomy, przybył tu z wieściami.
Upewniam się, że w dłoni wciąż mam różdżkę, choć niepokój sięgania po nią wcale nie minął. Mimo wszystko dotyk chłodnego drewna na skórze sprawia, że czuję się nieco pewniej. Z podniesionymi ramionami obrzucam jeszcze pomieszczenie krótkim spojrzeniem, po czym kieruję się na schody. Wspinam się po stopniach, jeden po drugim, a choć nie jest to długa wędrówka - każdy kolejny krok wydaje mi się dłużyć. Mimowolnie wzdrygam się dostrzegając ponownie światło dzienne i czując powiewy wiatru na rękach. Widok za burtą przywodzi niemiłe wspomnienia marcowych wydarzeń, jednak zbieram się do kupy, dla siebie, a także dla zachowania dobrej twarzy przy towarzyszach. Nie znam się szczególnie na morzu, ale nawet ja dostrzegam, że łódź dryfuje przy brzegu. Miga mi też kontur pomostu, nie jestem jednak w stanie zebrać się na skok. Mój wzrok mimowolnie kieruje się w stronę steru - nie wygląda specjalnie skomplikowanie, ale szczerze mówiąc całą swoją żeglarską wiedzę zostawiłem gdzieś dawno za sobą. Co mówił Glaucus i inni marynarze? Może jednak będę w stanie przypomnieć sobie jak go użyć, choćby na tyle, by jakoś korzystniej ustawić łódź? Może nas wszystkich nie zatopię? Mimo braku potrzebnej wiedzy podejmuję jednak próbę, chwytam za ster i staram się wykonać jakiś manewr, choć będąc szczerym, sam do końca nie wiem na czym ma polegać.
Rzucam na zmianę kursu statku.
- Chyba nie mamy innego wyjścia - przyznaję, bo nie oczekuję, żeby ktoś, szczególnie nam, a przynajmniej mi nieznajomy, przybył tu z wieściami.
Upewniam się, że w dłoni wciąż mam różdżkę, choć niepokój sięgania po nią wcale nie minął. Mimo wszystko dotyk chłodnego drewna na skórze sprawia, że czuję się nieco pewniej. Z podniesionymi ramionami obrzucam jeszcze pomieszczenie krótkim spojrzeniem, po czym kieruję się na schody. Wspinam się po stopniach, jeden po drugim, a choć nie jest to długa wędrówka - każdy kolejny krok wydaje mi się dłużyć. Mimowolnie wzdrygam się dostrzegając ponownie światło dzienne i czując powiewy wiatru na rękach. Widok za burtą przywodzi niemiłe wspomnienia marcowych wydarzeń, jednak zbieram się do kupy, dla siebie, a także dla zachowania dobrej twarzy przy towarzyszach. Nie znam się szczególnie na morzu, ale nawet ja dostrzegam, że łódź dryfuje przy brzegu. Miga mi też kontur pomostu, nie jestem jednak w stanie zebrać się na skok. Mój wzrok mimowolnie kieruje się w stronę steru - nie wygląda specjalnie skomplikowanie, ale szczerze mówiąc całą swoją żeglarską wiedzę zostawiłem gdzieś dawno za sobą. Co mówił Glaucus i inni marynarze? Może jednak będę w stanie przypomnieć sobie jak go użyć, choćby na tyle, by jakoś korzystniej ustawić łódź? Może nas wszystkich nie zatopię? Mimo braku potrzebnej wiedzy podejmuję jednak próbę, chwytam za ster i staram się wykonać jakiś manewr, choć będąc szczerym, sam do końca nie wiem na czym ma polegać.
Rzucam na zmianę kursu statku.
Let's stay lost on our way home
Alastair Nott
Zawód : Urzędnik Departamentu Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
Hell is empty and all the devils are here
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Alastair Nott' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 92
'k100' : 92
Sytuacja wydawała się spokojniejsza niż jeszcze kilka chwil temu, ale nadal było daleko od ideału. Znajdowała się na łodzi z gromadą obcych ludzi, płynąc nie wiadomo gdzie i po co. Skoro już na samym wstępie okazało się, że panna Fancourt zaprosiła więcej ludzi, najwyraźniej każdemu obiecując coś innego, i skoro na łodzi doszło do takich nieoczekiwanych komplikacji, to nie wiadomo, czego można było spodziewać się dalej. Nic dziwnego, że Jocelyn nadal czuła niepokój; w końcu nie przywykła do takich zdarzeń, wiodąc spokojne życie i nigdy nie mając skłonności do poszukiwania wrażeń czy kłopotów. Wciąż jednak liczyła, że niedługo bezpiecznie dotrą na brzeg, a tam dowie się wreszcie, dlaczego naprawdę została tu sprowadzona, i czy tajemnicza panna Fancourt wie cokolwiek na temat jej brata. Na ten moment nie miała pojęcia, co się działo poza statkiem i jak daleko byli od celu; oby niedaleko, bo wolałaby już znaleźć się jak najdalej od wody, która znajdowała się niepokojąco blisko.
Spojrzała na Alastaira; nie ulegało wątpliwości, że żeby dowiedzieć się, co się dzieje na zewnątrz, powinni wyjść na górny pokład. Z mętnych okienek rozmieszczonych wzdłuż dolnego nic nie było widać poza kłębiącą się mgłą. Mężczyzna pierwszy ruszył po schodkach, ale Josie zawahała się przy dolnym stopniu i obejrzała się w bok na czarodziejów pozostałych na dole; miała wrażenie, że ich problemy nie skończyły się wraz z załataniem dziury i zniszczeniem skrzyni, z której wydostały się gnijące ryby. Josie zmarszczyła nos od przykrej woni, która wypełniła pomieszczenie, ale miała inne zmartwienia, więc szybko przestała zwracać na nią większą uwagę i podążyła w stronę pozostałych, zauważając, że jedna z kobiet, ta, którą wcześniej przygniotła skrzynia (Mia), miała wyraźne problemy z poruszaniem.
- Może spróbuję pomóc? Znam się trochę na magii leczniczej – zaproponowała. Nie chciała jej tak zostawiać, zresztą mogło się okazać, że wszyscy będą potrzebowali pełnej sprawności, jeśli statek trzeba będzie nagle opuścić. Choć miała nadzieję, że przy opuszczaniu nie będzie konieczne zanurzanie się w tej lodowatej wodzie...
Pochyliła się nad kobietą, szybko oceniając, że jej kostka najprawdopodobniej została skręcona.
- Arcorecte Maxima – wypowiedziała, celując końcem różdżki w jej kostkę, mając nadzieję, że tym razem magia będzie bardziej łaskawa. Ślady krwi na jej twarzy i ubraniu wyraźnie przypominały, co się wydarzyło podczas poprzedniej próby rzucenia zaklęcia, więc miała nadzieję, że tym razem pójdzie lepiej, i nie zaszkodzi ani sobie, ano kobiecie, której postanowiła pomóc. Ale magia była tak nieprzewidywalna, że Jocelyn czuła obawy, ilekroć używała magii, bo nigdy nie wiadomo, czym to się mogło skończyć.
Spojrzała na Alastaira; nie ulegało wątpliwości, że żeby dowiedzieć się, co się dzieje na zewnątrz, powinni wyjść na górny pokład. Z mętnych okienek rozmieszczonych wzdłuż dolnego nic nie było widać poza kłębiącą się mgłą. Mężczyzna pierwszy ruszył po schodkach, ale Josie zawahała się przy dolnym stopniu i obejrzała się w bok na czarodziejów pozostałych na dole; miała wrażenie, że ich problemy nie skończyły się wraz z załataniem dziury i zniszczeniem skrzyni, z której wydostały się gnijące ryby. Josie zmarszczyła nos od przykrej woni, która wypełniła pomieszczenie, ale miała inne zmartwienia, więc szybko przestała zwracać na nią większą uwagę i podążyła w stronę pozostałych, zauważając, że jedna z kobiet, ta, którą wcześniej przygniotła skrzynia (Mia), miała wyraźne problemy z poruszaniem.
- Może spróbuję pomóc? Znam się trochę na magii leczniczej – zaproponowała. Nie chciała jej tak zostawiać, zresztą mogło się okazać, że wszyscy będą potrzebowali pełnej sprawności, jeśli statek trzeba będzie nagle opuścić. Choć miała nadzieję, że przy opuszczaniu nie będzie konieczne zanurzanie się w tej lodowatej wodzie...
Pochyliła się nad kobietą, szybko oceniając, że jej kostka najprawdopodobniej została skręcona.
- Arcorecte Maxima – wypowiedziała, celując końcem różdżki w jej kostkę, mając nadzieję, że tym razem magia będzie bardziej łaskawa. Ślady krwi na jej twarzy i ubraniu wyraźnie przypominały, co się wydarzyło podczas poprzedniej próby rzucenia zaklęcia, więc miała nadzieję, że tym razem pójdzie lepiej, i nie zaszkodzi ani sobie, ano kobiecie, której postanowiła pomóc. Ale magia była tak nieprzewidywalna, że Jocelyn czuła obawy, ilekroć używała magii, bo nigdy nie wiadomo, czym to się mogło skończyć.
Zamknięci w ramach schematówPamiętajmy, by nie zgubić siebie.
The member 'Jocelyn Vane' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 44
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 44
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Udało się, na Merlina, udało się! Niczym rasowa siłaczka dźwignęła dwustukilowego półolbrzyma swoją jedną chudziutką rączką. Nie ukrywała iż gest ten był bardziej dla poprawienia morali, cóż bowiem jej siła znaczyła przy jego muskułach zdolnych łamać czaszki wrogów? Mimo to wszystko udało się tak jak to sobie zaplanowała. Zdolność myślenia dziedziczy się wraz z magią.
Czucie w barku zapewne wróci jej dopiero za kilka chwil, jednak uczucie, bądź co bądź, uratowania czyichś tyłów było niesamowite. Była tak dumna, że właśnie teraz najchętniej pokazałaby się światu. Czarującemu lordowi, gburowatemu czarodziejowi z Borgina, głupiutkiemu włamywaczowi z Trout Road. Własnej siostrze chciałaby się pochwalić swoją małą przygodą, ba, opowiedzieć o niej nawet Apo, by mógł pokiwać swoją mądrą głową i uznać to za niezwykle zabawny przypadek. Otrzepała mokre dłonie o spódnicę i stanęła prosto, wtedy też niczym okowy zamknęły się na jej ramionach dwa bochenki chleba w postaci dłoni Oliego. Struchlała, nie wiedząc jak na to zareagować, gdyż z jego twarzy wyczytać się dało jedynie głęboki proces myślowy zachodzący gdzieś na poziomie „zabić czy nie wróg?”. Klepnięta w ramię zachwiała się niczym chorągiewka przy bramce quidditcha. Niebanalne podziękowanie rozbrzmiało jej w uszach głośnym, groźnym pomrukiem. Nerwowo się uśmiechnęła.
- Ależ nie ma za co. – Z nie mniejszym entuzjazmem podeszła także i do jego małej obietnicy. Ratowało ją to, ponieważ sama nie wierzyła iż wydostanie się na ląd o własnych siłach. Łódka nie nabierała już wody, jednak pewność co do tego że nie zatonie była dość ograniczona. Gdy mężczyzna wykonał swój widowiskowy popis, prawie zaklaskała w dłonie. Wtem z dolnego pokładu poczęła wychodzić reszta. Uspokoiła się nieco gdy ich zobaczyła nawet, jeżeli ciągle nie wiedziała z kim tak naprawdę ma do czynienia. Obecność innych ludzi w takim samym jak i ona stanie napawała ją pewnym rodzajem wewnętrznej harmonii. Było to uczucie podobne do pragnienia, by nie jej powodziło się lepiej, a innym gorzej. Nie powinna tak myśleć, jednak teraz to dodawało jej wiary w siebie i siły do działania. Na żeglarstwie znała się jak nieśmiałek na starożytnych runach, toteż pozostawiła to w niewątpliwie sprawniejszych rękach Alastaira. Sama rozejrzała się i dostrzegła przy wyrwie po Olim linę. Że też wcześniej jej nie zauważyła.
- Sądzę, że przycumowanie jej do pomostu będzie dobrym pomysłem. – Pochwyciła ciężki splot i dźwignęła go na wysokość własnego pasa. Gdy już Nott szczęśliwie pokierował ich w kierunku molo, rzuciła Oliemu linę, w nadziei iż nawet nie słysząc jej, będzie wiedział co z nią zrobić. Gdy łódka podpłynęła w dogodny punkt, łagodnie przeskoczyła wyrwę, starając się wylądować na suchych deskach. Uraz czy wpadnięcie o wody mogłoby się skończyć nieciekawie, dlatego profilaktycznie pokierowała ciężarem nieopodal półolbrzyma, by, zgodnie ze swoimi słowami, w razie wypadku był jakoś w stanie jej pomóc. Cóż, podróż już za nimi, teraz tylko znaleźć dom panny Prancourt i zabrać się za oględziny jej pupila.
Czucie w barku zapewne wróci jej dopiero za kilka chwil, jednak uczucie, bądź co bądź, uratowania czyichś tyłów było niesamowite. Była tak dumna, że właśnie teraz najchętniej pokazałaby się światu. Czarującemu lordowi, gburowatemu czarodziejowi z Borgina, głupiutkiemu włamywaczowi z Trout Road. Własnej siostrze chciałaby się pochwalić swoją małą przygodą, ba, opowiedzieć o niej nawet Apo, by mógł pokiwać swoją mądrą głową i uznać to za niezwykle zabawny przypadek. Otrzepała mokre dłonie o spódnicę i stanęła prosto, wtedy też niczym okowy zamknęły się na jej ramionach dwa bochenki chleba w postaci dłoni Oliego. Struchlała, nie wiedząc jak na to zareagować, gdyż z jego twarzy wyczytać się dało jedynie głęboki proces myślowy zachodzący gdzieś na poziomie „zabić czy nie wróg?”. Klepnięta w ramię zachwiała się niczym chorągiewka przy bramce quidditcha. Niebanalne podziękowanie rozbrzmiało jej w uszach głośnym, groźnym pomrukiem. Nerwowo się uśmiechnęła.
- Ależ nie ma za co. – Z nie mniejszym entuzjazmem podeszła także i do jego małej obietnicy. Ratowało ją to, ponieważ sama nie wierzyła iż wydostanie się na ląd o własnych siłach. Łódka nie nabierała już wody, jednak pewność co do tego że nie zatonie była dość ograniczona. Gdy mężczyzna wykonał swój widowiskowy popis, prawie zaklaskała w dłonie. Wtem z dolnego pokładu poczęła wychodzić reszta. Uspokoiła się nieco gdy ich zobaczyła nawet, jeżeli ciągle nie wiedziała z kim tak naprawdę ma do czynienia. Obecność innych ludzi w takim samym jak i ona stanie napawała ją pewnym rodzajem wewnętrznej harmonii. Było to uczucie podobne do pragnienia, by nie jej powodziło się lepiej, a innym gorzej. Nie powinna tak myśleć, jednak teraz to dodawało jej wiary w siebie i siły do działania. Na żeglarstwie znała się jak nieśmiałek na starożytnych runach, toteż pozostawiła to w niewątpliwie sprawniejszych rękach Alastaira. Sama rozejrzała się i dostrzegła przy wyrwie po Olim linę. Że też wcześniej jej nie zauważyła.
- Sądzę, że przycumowanie jej do pomostu będzie dobrym pomysłem. – Pochwyciła ciężki splot i dźwignęła go na wysokość własnego pasa. Gdy już Nott szczęśliwie pokierował ich w kierunku molo, rzuciła Oliemu linę, w nadziei iż nawet nie słysząc jej, będzie wiedział co z nią zrobić. Gdy łódka podpłynęła w dogodny punkt, łagodnie przeskoczyła wyrwę, starając się wylądować na suchych deskach. Uraz czy wpadnięcie o wody mogłoby się skończyć nieciekawie, dlatego profilaktycznie pokierowała ciężarem nieopodal półolbrzyma, by, zgodnie ze swoimi słowami, w razie wypadku był jakoś w stanie jej pomóc. Cóż, podróż już za nimi, teraz tylko znaleźć dom panny Prancourt i zabrać się za oględziny jej pupila.
make me
believe
Salome Despiau
Zawód : Magizoolog stacjonarny, pretendentka do nagrody Darwina
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
When I walking brother don't you forget
It ain't often you'll ever find a friend
It ain't often you'll ever find a friend
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Salome Despiau' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 23
'k100' : 23
Mimo początkowych niepowodzeń, skok Oliego zakończył się sukcesem – półolbrzym z łatwością przeskoczył przez burtę, pokonując odległość dzielącą go od brzegu i lądując na niewielkim pomoście. Drewno jęknęło pod jego ciężarem, ale wydawało się solidne. Znalazłszy się już na stałym lądzie, czarodziej mógł bez problemu zobaczyć za sobą strome schodki, prowadzące w głąb wysepki.
Alastair mógł mówić o szczęściu – pomimo raczej skromnego doświadczenia w żeglarstwie, udało mu się wykorzystać chwiejący się ster do zmiany kursu magicznej łodzi. Kuter odbił nieznacznie w stronę brzegu, zmierzając teraz prosto ku pomostowi.
Pomysł Salome na przycumowanie łodzi do brzegu również był dobry; rzucona przez nią lina pomknęła w kierunku pomostu, prosto w ręce stojącego tam Oliego. Samej czarownicy nie poszło już jednak tak dobrze – jej stopa pośliznęła się na wilgotnych deskach, odbierając skokowi sporą część koniecznego do pokonania wyrwy impetu. Oli był w stanie ją złapać, gwarantując bezpieczną przeprawę, oznaczało to jednak wypuszczenie z rąk liny.
Jocelyn udało się skutecznie uleczyć skręconą kostkę Mii – młoda Mulciberówna poczuła krótkie, mocne szarpnięcie bólu, który jednak błyskawicznie ustąpił, pozostawiając stopę w pełnej sprawności.
Oli, jesteś już bezpieczny – możesz jednak (jeśli chcesz) wciąż pisać w tej kolejce, pomagając pozostałej części grupy. ST złapania Salome oraz ST przywiązania liny do pomostu jest w obu przypadkach równe 30 (do rzutu dolicza się wartość statystyki sprawności), możesz jednak wykonać tylko jedną (bądź żadną) z tych czynności. Jeżeli nie zdecydujesz się na pomoc Salome, czarownica wpadnie do wody; jeżeli natomiast wypuścisz z rąk linę, zsunie się ona do wody i stracisz jedyną okazję do przycumowania łodzi do brzegu.
Mia, dzięki pomocy Jocelyn odzyskałaś utracone punkty żywotności. Możesz już poruszać się bez problemów.
Dzięki interwencji Alastaira, łódź zmieniła kurs, zbliżając się do pomostu. Jeżeli łódź zostanie przycumowana za pomocą liny, ST pokonania odległości między pokładem, a lądem, zmaleje do 20 i takie pozostanie; jeżeli natomiast łódź będzie nadal się poruszała, ST wynosić będzie: 30 (dla osoby, która zdecyduje się na pokonanie odległości jako pierwsza), 40 (dla następnej), 50 (dla kolejnej), i tak dalej. ST zejścia na pomost można obniżyć o dodatkowe 10 oczek, jeżeli którakolwiek z osób znajdujących się już na brzegu zdecyduje się pomóc osobie przeskakującej.
Nadal możecie używać zaklęć i próbować wpłynąć na sytuację na inne sposoby. Mistrz Gry wtrąci się w razie konieczności.
Kontynuujemy bieżącą kolejkę.
Alastair mógł mówić o szczęściu – pomimo raczej skromnego doświadczenia w żeglarstwie, udało mu się wykorzystać chwiejący się ster do zmiany kursu magicznej łodzi. Kuter odbił nieznacznie w stronę brzegu, zmierzając teraz prosto ku pomostowi.
Pomysł Salome na przycumowanie łodzi do brzegu również był dobry; rzucona przez nią lina pomknęła w kierunku pomostu, prosto w ręce stojącego tam Oliego. Samej czarownicy nie poszło już jednak tak dobrze – jej stopa pośliznęła się na wilgotnych deskach, odbierając skokowi sporą część koniecznego do pokonania wyrwy impetu. Oli był w stanie ją złapać, gwarantując bezpieczną przeprawę, oznaczało to jednak wypuszczenie z rąk liny.
Jocelyn udało się skutecznie uleczyć skręconą kostkę Mii – młoda Mulciberówna poczuła krótkie, mocne szarpnięcie bólu, który jednak błyskawicznie ustąpił, pozostawiając stopę w pełnej sprawności.
Oli, jesteś już bezpieczny – możesz jednak (jeśli chcesz) wciąż pisać w tej kolejce, pomagając pozostałej części grupy. ST złapania Salome oraz ST przywiązania liny do pomostu jest w obu przypadkach równe 30 (do rzutu dolicza się wartość statystyki sprawności), możesz jednak wykonać tylko jedną (bądź żadną) z tych czynności. Jeżeli nie zdecydujesz się na pomoc Salome, czarownica wpadnie do wody; jeżeli natomiast wypuścisz z rąk linę, zsunie się ona do wody i stracisz jedyną okazję do przycumowania łodzi do brzegu.
Mia, dzięki pomocy Jocelyn odzyskałaś utracone punkty żywotności. Możesz już poruszać się bez problemów.
Dzięki interwencji Alastaira, łódź zmieniła kurs, zbliżając się do pomostu. Jeżeli łódź zostanie przycumowana za pomocą liny, ST pokonania odległości między pokładem, a lądem, zmaleje do 20 i takie pozostanie; jeżeli natomiast łódź będzie nadal się poruszała, ST wynosić będzie: 30 (dla osoby, która zdecyduje się na pokonanie odległości jako pierwsza), 40 (dla następnej), 50 (dla kolejnej), i tak dalej. ST zejścia na pomost można obniżyć o dodatkowe 10 oczek, jeżeli którakolwiek z osób znajdujących się już na brzegu zdecyduje się pomóc osobie przeskakującej.
Nadal możecie używać zaklęć i próbować wpłynąć na sytuację na inne sposoby. Mistrz Gry wtrąci się w razie konieczności.
Kontynuujemy bieżącą kolejkę.
- Żywotność postaci:
Postać Wartość Kara SALOME 208/208 - OLI 494/514 - MIA 292/292 - OLIVER 224/234 - JOCELYN 205/210 - ALASTAIR 225/225 - FANTINE 190/200 - PANDORA 200/200 -
Zdążyła jeszcze dostrzec jak ciemnowłosa czarownica rzuca zaklęcie, próbując się ratować i wtedy, nieco ku jej zdziwieniu, drewniana skrzynia zaczęła trzeszczeć, zapadać się w sobie, oznajmiając wszystkim zebranym donośnym tonem, że Reducio zadziałało. Najwyraźniej używanie różdżki wychodziło jej znacznie lepie niż próby siłowe, potrafiła jednak powstrzymać zadowolony uśmiech, głównie ze względu na zapach jaki zaczął się rozprzestrzeniać po dolnym pokładzie, notabene skutek wyboru jej czaru. Zmarszczyła nieznacznie nosek, wyczuwając jak pomimo grubej podeszwy jej butki powoli zaczynały moknąć. Woda, która zdążyła już wcześniej wpłynąć do środka zmieszała się z wysypem ryb, przez co jej poziom podniósł się nieznacznie. Być może był to już produkt jej imaginacji, ale zdawało jej się, iż nagle podłoże stało się dziwnie lepiące, jakby nie chciało pozwolić jej odejść. Wszystko stało się przytłaczające, kilka osób było już tłumem, brakowało miejsca na oddech, niepewność na temat tego, co właściwie się wydarzyło, uciskało jej myśli i wręcz żałowała, że skierowała się na dół. Niewiedza wywoływała u niej wielki dyskomfort; było prawdopodobne, iż zdołali już przybić do brzegu, stąd to uderzenie w dół łodzi — panna w długiej sukni chyba coś mówiła na temat ich zastoju — a pozostali goście, którzy byli nad nimi, może już dawno się wydostali na suchy ląd. W czasie gdy tak rozmyślała, Jocelyn nie traciła cennych minut i demonstrowała swoje umiejętności z dziedziny magii leczniczej, co chyba nawet poskutkowało. Czy jednak sama nie była wcześniej ranna? Cóż, na pewno umiała o siebie zadbać. Pandora rzuciła jeszcze spojrzenie w stronę kobiety, która wciąż jej kogoś przypominała i przez moment wyglądało jakby miała coś powiedzieć, lecz zrezygnowała. Nie mogła się tu już przydać, a ze względu na nieprzyjemny ucisk, tworzący się pod jej sercem, skierowała się ku schodkom. Musiała wyminąć kilka przeszkód po drodze, gdzieś kątem oka dostrzegała podnoszące się dwie postacie, ale nie miało to dla niej znaczenia. Raz, dwa, trzy... tak szybko jak mogła wspinała się po stopniach, każdy przybliżał ją do podmuchów wiatru, które nieśmiało odgarnęły jej kosmyki włosów z twarzy, kiedy w końcu wyłoniła się z czeluści dolnego pokładu. Jeśli oczekiwała, że wszystko się teraz jakoś ułoży, niestety na przeciw stało tylko rozczarowanie. Było dość ciemno, ledwo wyłowiła wzrokiem mężczyznę, zdaje się znajomego panny Vane. Panował nad sterem, chociaż z jego słów wynikało, iż nie znał się za bardzo na żegludze. Być może był zbyt skromny, czy po prostu miał szczęście, dla niej liczyło się to, że dzięki jego działaniom ich sytuacja się poprawiła. Wciąż ściskając różdżkę w prawej dłoni, zbliżyła się ostrożnie do burty, o ile to można było tak nazwać, i dostrzegła jaśniejącą w mroku latarenkę. Widziała też pomost, wszystkie mięśnie w jej ciele pragnęły skoczyć ku niemu, uwolnić się od ciągłego falowania, poczuć w końcu grunt pod stopami, acz szanse były bardzo nikłe. Zanim zdążyła zmienić zdanie, półolbrzym zdołał już wykonać to zadanie. W jego stronę leciała lina, rzucona przez czarownicę, której imienia nie znała, ale która nawet w tym półświetle wydawała jej się znajoma, i Pandora zobaczyła szansę na zejście na ziemię. Już unosiła kąciki warg w półuśmiechu, gdy coś poszło nie tak. Wystarczyło jedno poślizgnięcie, mała nieostrożność, a drobna postać spadała ku wodnym odmętom. Fale krążyły złowieszczo wokół pomostu, a spotkanie z nimi nie mogło być przyjemne. Dopiero w tej sekundzie, zdała sobie sprawę, gdzie wcześniej widziała tę kobietę. Podążając za tą myślą, zrobiła odważny krok do przodu dla lepszej widoczności i wycelowała w nią (Salome). Drugi raz obie wpakowały się w kłopoty!
— Mobilicorpus — wymówiła z determinacją, mając nadzieję, że czar się powiedzie i zdobędzie chwilę czasu potrzebną na obmyślenie dalszej części planu. Unieruchomienie jej być może dałoby możliwość uratowania w jej inny sposób...
— Mobilicorpus — wymówiła z determinacją, mając nadzieję, że czar się powiedzie i zdobędzie chwilę czasu potrzebną na obmyślenie dalszej części planu. Unieruchomienie jej być może dałoby możliwość uratowania w jej inny sposób...
we all have our reasons.
The member 'Pandora Sheridan' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 74
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 74
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Przystań
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Kent