Wydarzenia


Ekipa forum
Ulica
AutorWiadomość
Ulica [odnośnik]10.03.12 22:57
First topic message reminder :

Ulica

Śmiertelny Nokturn ściśle sąsiaduje z ulicą Pokątną, przecinając się z nią opodal banku Gringotta. Z początku wąska, klaustrofobiczna, kamienna uliczka, z wieloma odnogami i ślepymi zaułkami, z pustostanami i zabitymi deskami oknami; dalej rozszerzająca się, skupiająca więcej czarnomagicznych sklepów, lokali wątpliwej jakości - ciągle jednak tak samo przygnębiająca, przerażająca i zapuszczona. Mało nań latarni czy umocowanych ścian budynków lamp, jeszcze mniej działających. Niewielu również przechodniów.
Śmiertelny Nokturn to nie tylko ulica; to serce nielegalnego półświatka, ostoja życiowych wykolejeńców. To prawdziwe życie.
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ulica - Page 4 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Ulica [odnośnik]09.07.16 12:05
Nie znosił tych nadumanych paniczyków z perfumowanymi szatami, wypomadowanymi włosami, buźkami gładkimi jak pupcia niemowlaka i gładkimi dłońmi, które nigdy nie miały do czynienia z żadną pracą. Bo przerzucania papierków za biurkiem, gryzmolenia podpisów ze swym ważnym nazwiskiem i rżnięcie sekretareczek raczej nie wiązało się z wysiłkiem. Z prawdziwą pracą.
Dlatego Graves lubił ich prowokować, zwłaszcza, kiedy pojawiali się na j e g o terenie. Nie powinni wypuszczać się z dala od swoich rezydencji, swoich pałacyków, ani tym bardziej szarogęsić się po Nokturnie. Tutaj obowiązywały inne prawa, twarde prawa, takie, o jakich te arystokratyczne burżuje nigdy nie słyszały. Nie potrzebował do tego kompanów, ani specjalnej przyczyny. Wystarczył bezczelny uśmieszek chłystka, sposób, w jaki otarł się o ramię Gravesa, jak rozłożył szeroko ramiona, pytając, jaki ma problem. Ciężkie spojrzenie mężczyzny, prawa dłoń zaciśnięta w pięść - przemoc fizyczna zawsze satysfakcjonowała go bardziej, nie bał się pobrudzić rączek krwią przeciwnika - i już wystarczyło, żeby delikwent wziął nogi za pas, gnając przed siebie, aż się za nim kurzyło. Pewnie bał się pobrudzić swoją śliczną sukienkę; kij w dupie jednak sprawił, że Graves (doskonale znający wszystkie skróty) nie musiał nawet za nim biec i rozpychać ludzi łokciami. Bez trudu odnalazł swego przyjaciela, teraz zakapturzonego w towarzystwie jakiejś panny. Ojej, czyżby chłoptaś czegoś się przestraszył, ukrywając twarz, licząc, że Graves nie rozpozna tego śmiałka, który odważył się z nim zadrzeć? Już zacierał ręce, zbliżając się do żałosnego widowiska, uważając, by nie nadepnąć na szkło, które dźwięczało ostro na kamiennym, wilgotnym bruku. Podszedł do towarzystwa zadziwiająco cicho, zgrabnie jak na takiego olbrzyma i... rozpoznał Cassandrę, która wielokrotnie składała go do kupy po mniejszych i większych bójkach.
-Masz problem z tą kutwą? - spytał kobiety, całkiem uprzejmie, zachodząc mężczyznę od tyłu i łapiąc go za kark jak niesfornego szczeniaka - widzę, że nie tylko mi zalazł za skórę - dodał Graves z ponurym wyrazem twarzy - no, przeproś panią - zawołał, potrząsając chłoptasiem, aż zadzwoniły mu wszystkie zęby. Dopiero teraz na jego twarz wpłynął uśmiech, załagodzony obecnością Cassandry.


I show not your face but your heart's desire
Ain Eingarp
Ain Eingarp
Zawód : Wielość
Wiek : nieskończoność
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
I show not your face but your heart's desire.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Ulica - Page 4 3baJg9W
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f47-sowia-poczta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f55-mieszkania http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Ulica [odnośnik]05.08.16 19:42
Ledwie pytanie o to, czy ktoś go śledzi, padło z jej ust, a już stał przy nim mężczyzna, który - najwyraźniej - gonił go przez Nokturn. W pierwszej chwili nie poznała oprycha, odsunęła się subtelnie, krusząc mocniej potłuczone szkło grubym obcasem niskiego buta. Wtem jednak obcy zwrócił się do niej po imieniu, a ona dopiero teraz odważywszy się na niego spojrzeć, dostrzegła Gravesa. Los bywa taki przewrotny.
Jej usta ułożyły się we wdzięcznym uśmiechu, a broda uniosła dumnie ku górze, zupełnie jakby uzdrowicielka ponownie odzyskała rezon i pewność siebie. Mężczyzna nie był jej wrogiem, ale tego aroganckiego przygłupa mógł pomóc postraszyć - i wyegzekwować to, co było jej należne.
- Wpadł na mnie - rzuciła cicho, wolnym krokiem przechodząc bliżej Gravesa. Kiedyś zastanawiało ją, czy nie był dalszym potomkiem olbrzymów, wydawał się naprawdę... wielki. Skrzyżowała ręce na piersi, przerzuciwszy przez ramię gruby warkocz kruczych włosów. - To wszystko, po czym chodzimy, to były fiolki i słoje z eliksirami do mojej lecznicy. - Uniosła wzrok na mężczyznę, wiesz, co to oznacza, prawda? Kiedy przyjdziesz do mnie po raz kolejny po bójce w Mantykorze, mogę nie mieć specyfików, które będą mi potrzebne. - Zniszczył wszystko - dodała dobitniej, na wypadek, gdyby jej poprzednie słowa nie były wystarczająco jasne. Wierzyła, że jej... przyjaciel, zdoła dać szlachciurowi odpowiednią nauczkę. Nie powinien więcej zapuszczać się w te strony.
- Nazwał mnie impertynencką - dodała oskarżycielskim tonem, spoglądając w oczy Lestrange'owi szamoczącemu się w uścisku Gravesa, nie miał większych szans - był jak niesforne kocię w pysku matki  -być może próbujące wymachiwać miękkimi jeszcze pazurami. Przy Gravesie była duża odważniejsza, nie czuła respektu przed nieznajomym, zwłaszcza przed arystokratą - którzy nigdy nie nauczą się, że to nie jest miejsce dla nich. Bała się tylko tych, którym towarzyszył potężny czarnoksiężnik, ci, co spotykali się w Białej Wywernie. Ale ten chłystek nie wyglądał na jednego z nich.
- Trzynaście galeonów - rzuciła, wciąż cicho, przyglądając się ślicznej twarzy młodzieńca. Tyle kosztowały zakupy, nie okłamywała swojego nieoczekiwanego bohatera. - Myślisz, że ma przy sobie tyle?




bo ty jesteś
prządką

Cassandra Vablatsky
Cassandra Vablatsky
Zawód : Szeptucha
Wiek : 28 (30)
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna

i am my mother's savage daughter

OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 16
UZDRAWIANIE : 28 +10
TRANSMUTACJA : 24 +2
CZARNA MAGIA : 1 +1
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Jasnowidz

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t569-cassandra-vablatsky https://www.morsmordre.net/t943-zorya-utrennyaya#4959 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2811-skrytka-bankowa-nr-3#45477 https://www.morsmordre.net/t1510p15-cassandra-vablatsky#13947
Re: Ulica [odnośnik]09.08.16 21:35
Graves był nadzwyczaj prostym człowiekiem. I wyjątkowo niekonfliktowym, zwłaszcza na środowisko, w jakim przyszło mu dorastać oraz żyć. Na Nokturnie wszak wrzało od bójek, bijatyk, czasami nawet morderstw, ale ciała wrzucano do Tamizy szybciej, aniżeli czarodziejska policja czy też aurorska brygada ratunkowa (w mniemaniu mężczyzny zasługująca raczej na nazwę "ekipy remontowo-budowlanej", bo po ich wjeździe, połowa zrujnowanych kamienic mogła poszczyć się nowymi kształtami rzygaczy oraz gzymsów, niekoniecznie ładniejszymi od poprzednich) zdołała się choćby o nich dowiedzieć. Graves nie stronił od walk na pięści, nie unikał alkoholu, nie cackał się z niedołęgami, podnoszącymi na niego rękę, ani z podobnymi temu kundlowi, paniczykami, ale sam również nie szukał kłopotów. Miał wystarczająco wiele lat na karku i zbyt dużo widocznych blizn, by był gotów jak za młodu ryzykować życiem za jedno krzywe spojrzenie. Na Nokturnie nawet najwięksi twardziele chadzali stadami - wystarczający dowód na niebezpieczeństwo, czyhające na każdym kroku ciemnej plątaniny brudnych uliczek. Młodzieniaszek musiał być więc albo głupi, albo niespełna rozumu - albo i jedno, i drugie. Graves nie roztrząsał tej kwestii, skupiając się na tarmoszeniu chłopaka, trząchając nim jak workiem kartofli, tuż nad głową Cassandry. Ściągnął groźnie czarne brwi, łypiąc nieprzyjaźnie na gładziutkiego paniczyka, kiedy z ust kobiety padły tak poważne zarzuty.
-Za kradzież karali kiedyś obcięciem dłoni - burknął, z zainteresowaniem śledząc ruchy chłopaczka, który przestał się już wyrywać i stawiać idiotyczny opór, ale jak na komendę wepchnął ręce do przepastnych kieszeni szaty - świadome zniszczenie to prawie to samo - stwierdził, uśmiechając się szeroko i spoglądając na wiedźmę, jakby szukając u niej aprobaty. Cóż, można by rzecz, że płacił wobec niej swój dług, ostatnio nieuregulowany rachunek lub po prostu zarabiał właśnie na przyszłościowe skorzystanie z usług Cassandry. Ona mogła zadecydować, cóż począć z tym gałganem, szamoczącym się w mocnym uścisku olbrzymiego mężczyzny.
-Na pewno ma - zapewnił Vablatsky, uśmiechając się jeszcze szerzej i w lot chwytając zamiary kobiety. Potężne łapsko zagłębiło się w ciele chłopaszka, dokładnie obmacując każdy zakamarek, w jakim mogłaby zostać ukryta ciężka sakiewka. Kontrola zapewne nie była przyjemna, ale Gravesa zupełnie to nie obchodziło, gdy z triumfalnym błyskiem w oku wyciągał skórzany mieszek, z przyjemnie dźwięczącą zawartością - nie będzie ci już potrzebna - zwrócił się chłodno do chłopaka, nagle rozluźniając chwyt za kołnierz. Młodzieniec boleśnie upadł na bruk, a Graves pogonił go kilkoma solidnymi kopniakami, w karykaturalnie wypiętą tylną częścią ciała - i do stu diabłów, nie pokazuj się mi więcej na oczy - wrzasnął za nim, już rozbawiony prędkością, z jaką chłopak pognał przed siebie.
-Dzielimy się po połowie - dodał, już łagodniejąc i wysypał połowę zawartości sakiewki na wyciągnięty podołek Cassandry.


I show not your face but your heart's desire
Ain Eingarp
Ain Eingarp
Zawód : Wielość
Wiek : nieskończoność
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
I show not your face but your heart's desire.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Ulica - Page 4 3baJg9W
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f47-sowia-poczta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f55-mieszkania http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Ulica [odnośnik]21.08.16 19:31
Cassandra przyglądała się, jak Graves trzęsie fircykiem, z rękoma założonymi na piersi, bezpiecznie oddalona już o parę kroków - żeby przypadkiem nie oberwać jego czaszką lub, jeśli jucha tryśnie z nosa, żeby nie ubrudził jej koszuli. Potakiwała niemo słowom oprycha, patrząc prosto w oczy onego czarodzieja, zupełnie tak, jak gdyby była panią sytuacji. Co prawda nie była, nie mogła do końca ufać Gravesowi, nie wiedziała, czy nagle mu nie odbije i nie warknie na samą Cassandrę, a gdyby to zrobił - to ona byłaby na miejscu szlachciura, ale uzdrowicielka wierzyła w zdrowy rozsądek dryblasa: była na tym terenie jedyną uzdrowicielką, tacy jak on potrzebowali takich jak ona, żeby trzymali ich w jednym kawałku. Siniaki czy potłuczenia mógł wylizać jak pies, ale kiedy do rany wdawało się zakażenie, potrzebna mu była pomoc kogoś, kto nie zawodził - tutaj tym kimś była Cassandra. Łypnęła okiem na Gravesa, jakby w obawie, czy ten o tym pamięta - zajęty był jednak tarmoszeniem obcego mężczyzny. Nie obszedł jej szczególnie jego los, nie znali się, a niebawem rozejdą się w dwie różne strony: o ile jej towarzysz da mu odejść, w to jednak nie zamierzała się wtrącać.
Co prawda mężczyzna nie zniszczył jej rzeczy do końca świadomie, ale biegnąc środkiem Nokturnu mógł przynajmniej przypuszczać, że na kogoś wlezie, dlatego właśnie biegnąć należy patrzeć nie pod nogi, a przed siebie. A oczy mieć otwarte, nie zamknięte. Generalnie wychodząc z domu lepiej jest być mądrzejszym niż głupszym.
- Zmiażdż mu kości w dłoniach, Graves - zaproponowała obojętnie. - Poboli, poboli i przestanie, a nauczka zostanie już na zawsze. Ucinać nie ma sensu, jego rodzice się zdenerwują. - Skinęła głową na jego ubiór, jakby oceniając zamożność chłopca. Przy Gravesie był chłopcem, chronionym przed nimi jedynie nazwiskiem ojca. - Mogliby cię szukać - Przesunęła czule dłonią po jego ramieniu, macki arystokratów były długie, nie dość długie, by sięgnąć tutaj... o ile nie przesadzą. Wtedy musiałby go po prostu od razu zabić, nie mógłby go puścić bez ręki do domu -  a czy do końca sobie na to zasłużył? Niekoniecznie, westchnęła w duchu, kiedy jednak skopany w swój szlachecki tyłek młodzian oddalał się już od nich w pośpiechu. - Ach, nieważne - mruknęła pod nosem, wspinając się na palce, by odebrać monety przekazane jej przez Gravesa. Czternaście galeonów, facet był dziany - może jednak jeszcze kiedyś tutaj wróci?
- Stoi - przytaknęła więc, chowając monety do kieszeni. - Dziękuję za pomoc, odwiedź mnie za parę dni. Syrop dla twojej przyjaciółki będzie potrzebował więcej czasu na leżakowanie przez tego gnojka. - Prychnęła zniesmaczona. - Ale widzę, że z twoją ręką już wszystko w porządku. - Przyjrzała się badawczo jego ramieniu, ha, prawie się oderwało ledwie tydzień temu - a dziś działało jak nowe. Wygląda na to, że jesteśmy kwita, Graves.




bo ty jesteś
prządką

Cassandra Vablatsky
Cassandra Vablatsky
Zawód : Szeptucha
Wiek : 28 (30)
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna

i am my mother's savage daughter

OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 16
UZDRAWIANIE : 28 +10
TRANSMUTACJA : 24 +2
CZARNA MAGIA : 1 +1
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Jasnowidz

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t569-cassandra-vablatsky https://www.morsmordre.net/t943-zorya-utrennyaya#4959 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2811-skrytka-bankowa-nr-3#45477 https://www.morsmordre.net/t1510p15-cassandra-vablatsky#13947
Re: Ulica [odnośnik]26.08.16 17:09
Łypnął złowrogo na trzymanego za kark chłopaczka, jakby jeszcze zastanawiał się, co z nim zrobić. Operacja przemyślenia faktów widocznie kosztowała go dużo; pogłębiająca się bruzda na szerokim, nieco cofniętym czole świadczyła o intensywnym wysiłku umysłowym olbrzyma. Graves chyba nie doszedł jednak do żadnych sensownych wniosków - zerknął jeszcze raz na Cassandrę, jakby szukając pomocy u kobiety, po czym wzruszył potężnymi ramionami, jednocześnie trzęsąc szlacheckim paniątkiem, jak jakąś nadzwyczaj wątłą wierzbą bijącą. Puścił książątko zupełnie nieoczekiwanie, w akcie prawdziwej, królewskiej łaski. Mógł mianować się samozwańczym władcą Nokturnu, kazać temu filistrowi całować sobie buty, a potem opowiadać o tym dzieciom - czy pewniej, kumplom przy kuflu Ognistej w Białej Wywernie, wśród salw śmiechu oraz niewybrednych wyzwisk rzucanych na te arystokratyczne szuje. Plugastwo jeszcze gorsze od robactwa pleniącego się w jego ciasnym mieszkaniu; Graves chętnie wyrwałby nogi z dupy temu gnojkowi, ale jak słusznie zauważyła Cassandra - chwilowy przebłysk satysfakcji oraz szacun na dzielni nie był wart późniejszego gnicia w Tower, czy co gorsza, w Azkabanie. Podsumowując, młody miał szczęście. Upadek na twardy bruk, siniaki na karku od silnego uścisku Gravesa, sponiewieranie delikatnych uszu przez nieodpowiednie słownictwo, drogie ubranie ubabrane odchodami psidawka oraz staracenie oszczędności. Niewielka cena za wtargnięcie na Nokturn oraz pohańbienie (skąd w jego słowniku takie trudne wyraz?) tutejszej kobiety. Mężczyzna jeszcze chwilę spoglądał w zadumie w kierunku galopującego dzieciaka, po czym wyjął z wypchanego mieszka mniej więcej połowę zawartości, którą wpakował do swych kieszeni, po czym wcisnął sakiewkę kasandrze.
-Schowaj ją na piersiach - poradził ponurym tonem, zupełnie niezainteresowanym, raczej... przyjacielskim, bo choć z Cassandrą widywał się od przypadku do przypadku, to zdecydowanie wolał mieć w niej dobrą duszę, aniżeli wroga - dla Georgii? - odburknął, zakładając ręce na piersi i krzywiąc się silnie - ta zdradziecka harpia wbiła mi nóż w żebra! Twierdziła, żem oszukiwał w karty - nadął się jak balon, gotowy wybuchnąć kolejnymi pokładami gniewu oraz szeregiem wyzwisk, ale na powrót złagodniał, gdy kobieta wspomniała o jego niedawno wyleczonym ramieniu - jest jak nowe - mruknął z zadowoleniem, napinając imponujący mięsień - może powinienem częściej cię odwiedzać, hę? - spytał z rubasznym uśmiechem, po czym wykonał gest na kształt salutu i oddalił się, wesoło pogwizdując.


I show not your face but your heart's desire
Ain Eingarp
Ain Eingarp
Zawód : Wielość
Wiek : nieskończoność
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
I show not your face but your heart's desire.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Ulica - Page 4 3baJg9W
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f47-sowia-poczta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f55-mieszkania http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Ulica [odnośnik]07.09.16 17:58
Cassandra stała obok w Gravesa w podobnej zadumie, obserwując uciekającego paniczyka. Ładny był, ale niezbyt mądry, zdaniem uzdrowicielki ludzie zdecydowanie zbyt często szukali mocnych wrażeń na Nokturnie. Nie rozumiała dlaczego, być może nieznane przyciąga, a ciemność wydaje się fascynująca, póki się w nią nie wejdzie, ale zderzenie z twardą rzeczywistością, jak w przypadku tego nieszczęsnego młodzieńca, bywa bardzo bolesne. Mogło być boleśniejsze, powinien potraktować to jako ostrzeżenie - i zmądrzeć na przyszłość. Nie polubiła go, był arogancki, wdarł się tutaj znikąd, ociekał arogancją i sądził, że pieniądze wystarczą na zadośćuczynienie wszystkich krzywd. Pieniądze były ważne, ale dla większości ludzi tutaj, satysfakcja ze skopania szlacheckiego tyłka była jednak ważniejsza. Ludzie tacy jak on nie rozumieli, że ludzie, którzy nie mieli złota, również mieli swoją dumę. Mężczyzna zniknął w końcu w mroku uliczek, a ją z zamyślenia wytrącił przyjacielski głos osiłka.
- Co? - Otrząśnięta łypnęła na niego spode łba, nim sens jego słów do końca do niej dotarł. -Ach, tak, słusznie - odebrała sakiewkę, zgodnie ze wskazówką Gravesa wsuwając ją pod koszulę; przezorny zawsze ubezpieczony, nie było dobrze trzymać złotych monet na wierzchu. Nawet, jeśli czuła się tutaj dość pewnie, by nikt nie zwrócił na nią uwagi, to lepiej było nie prowokować losu. Westchnęła, mężczyźni stąd... byli tacy jak wszędzie.
- Georgia to wrażliwa kobieta, a takie nie lubią, kiedy się je oszukuje - oznajmiła krótko, bo choćby Graves grał w te karty uczciwie, Cassandra miała powody podejrzewać, że w przynajmniej kilkunastu innych kwestiach nie był z nią do końca szczery. Widziała go z paroma innymi kobietami, a kiedyś szykował na nią truciznę, niezbyt chlubna historia związku. Obrzuciła spojrzeniem napięty mięsień, nie spojrzeniem pełnym kobiecego zachwytu, choć i takie byłoby na miejscu, co chłodnym, wykalkulowanym i fachowym, odpowiadała przecież za zdrowie tego człowieka. Rana wyglądała na dobrze zaleczoną, uzdrowicielka przytaknęła - właściwie bardziej samej sobie niż jemu, Graves nie wydawał się być niezadowolony.
- Obyś nie musiał - szepnęła dość głośno, by mężczyzna to usłyszał. Naturalnie, miała nadzieję, że będzie musiał, tylko to zapewniało jej przeżycie w tym miejscu, ale nie wypadało mówić o tym otwarcie. Skinęła głową na pożegnanie, kiedy ten zasalutował  - Bywaj, Graves - pożegnała go jeszcze i oddaliła się w swoją stronę.

/zt x2




bo ty jesteś
prządką

Cassandra Vablatsky
Cassandra Vablatsky
Zawód : Szeptucha
Wiek : 28 (30)
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna

i am my mother's savage daughter

OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 16
UZDRAWIANIE : 28 +10
TRANSMUTACJA : 24 +2
CZARNA MAGIA : 1 +1
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Jasnowidz

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t569-cassandra-vablatsky https://www.morsmordre.net/t943-zorya-utrennyaya#4959 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2811-skrytka-bankowa-nr-3#45477 https://www.morsmordre.net/t1510p15-cassandra-vablatsky#13947
Re: Ulica [odnośnik]10.09.16 13:37
|29 lutego

Nienawidził picia na pusty żołądek. Kończyło się to zawsze źle, niezależnie od ilości spożytego alkoholu. Miał w tym spore doświadczenie, ponieważ nader często zapomniał o przykrych konsekwencjach podobnych libacji, powtarzając je raz za razem, jednakże w innych miejscach, z innymi osobami. Zazwyczaj otaczał się stałą rzeszą pochlebców (fanów!), bo był nie dość, że nader towarzyski, to jeszcze i wspaniały, więc naturalne, że podrzędne, marne człowieczki łaknęły obecności lorda Parkinsona u swego boku, by choć odrobinę opromienił ich obłożone znojami życie szaraczków. Nie posiadał jednak zupełnie oporów przed nawiązywaniem nowych znajomości, tak zwanych knajpianych. Szastając złotem na prawo i lewo zbierał wokół siebie pokaźną trzódkę amatorów mocniejszych trunków, gotowych skakać na jednej nodze na barze, byle tylko Marcel zasponsorował następną kolejkę. A on lubował się w tym podziwie, nawet jeśli wyrażał się on jedynie w rozkochaniu w złotych krążkach, jakie niefrasobliwie rzucał na drewniany kontuar. Tato zawsze zarzucał mu nieposzanowanie pieniędzy, na co Marce wzruszał ramionami i niezmiennie odpowiadał, że nie podciera się galeonami tylko dlatego, że mogłyby poranić mu tyłek. Lekkomyślność zapewniała mu popularność, a mniej więcej tyle potrzebował do szczęścia. Tyle i tylko tyle, plus oczywiście profity płynące z uroczej reputacji, na jaką gorliwie pracował kilka lat.
Nie spodziewał się jednak, że w czasie najbardziej zaangażowanego barowego rajdu natknie się na NIĄ. Selina Lovegood, dawne wspomnienie z pięknego Beauxbatons, kobieta-enigma, która zawsze mu się podobała, mimo że nie miała cycków i oburzała się na sugestie Marcela o ich zaklęciowym, trwałym powiększeniu. Często wagarowali razem-osobno (urocze spotkania na błoniach w czasie lekcji, wrogie spojrzenie pod tytułem "czemu nie jesteś w klasie" i milcząca wymiana łobuzerskich uśmiechów), w końcu spierając się o jej piersi - Parkinson nie miał wstydu - lub o jego brwi. Ech, jedyna myśl, spędzająca sen z marcelowych powiek, a przeklęta Lovegood musiała znaleźć ten słaby punkt. I nagle, po latach, w czasie których mężczyzna już o niej zapomniał, Selina odsłaniała się przed nim w pełnej krasie, lekko wstawiona, tak jak pamiętał to z czasów młodości. Młodzieńczości, bo przecież nie dopuszczał do siebie faktu upływającego czasu.
Powitał ją markowym ucałowaniem policzków, nie dając się w żaden sposób zbyć ani zwieść i już po niezręcznej chwili pierwszego kontaktu, wychylali razem kieliszek za kieliszkiem. Jeden z lepszych sposobów na nudę, lecz... i on okazywał się nużący, gdy zawartość szklanek, kufli oraz wszelkich naczyń do podawania alkoholu pustoszała w zatrważającym tempie, a pogawędka nie zmieniała rytmu, może jedynie nieco zwalniała, ze względu na drobne zaburzenia percepcji obu państwa. Marce nie był pewny, które z nich rzuciło w końcu pomysłem równie entuzjastycznie, jak starowinki rzucały swymi grosikami na kościelną tacę, ale gdy rozumienie częściowo wróciło, maszerowali już dzielnie w kierunku Śmiertelnego Nokturnu wsparci o siebie ramionami.
-Nie sądzisz... że będziemy się tam zbytnio wyróżniać? - Marce wydął wargi, patrząc najpierw po sobie, potem krytycznym wzrokiem mierząc ałtfit Seliny - trzeba coś z tym zrobić - mruknął do siebie, przesuwając w zamyśleniu dłonią po swojej pelerynie w kolorze głębokiej śliwki -na razie kaptury muszą wystarczyć, chociaż to takie banalne - westchnął z boleścią, nasuwając kawałek materiału w ten sposób, by ocieniał mu twarz - myślisz, że podają tu lepszą Ognistą? - spytał nagle, powątpiewająco, jakby cała ta wyprawa służyła jedynie zdobyciu napitku. A mogli przecież wylądować u niego w łóżku i uraczyć się najlepszą, szlachecką nalewką!

|rzucam za dwoje jedną kością
Marcel Parkinson
Marcel Parkinson
Zawód : Doradca wizerunkowy "he he"
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Na górze wino
na dole dwa
jestem przystojny
soł chapeau bas
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3606-marcel-parkinson https://www.morsmordre.net/t3826-eros https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f107-egerton-crescent-44 https://www.morsmordre.net/t3989-skrytka-bankowa-nr-916#77266 https://www.morsmordre.net/t3988-pan-ladny
Re: Ulica [odnośnik]10.09.16 13:37
The member 'Marcel Parkinson' has done the following action : rzut kością


'Nokturn' :
Ulica - Page 4 3UGhSwL
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ulica - Page 4 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Ulica [odnośnik]10.09.16 15:32
/29 lutego

Nie było sensu liczyć, który to już wieczór spędzała poza domem. Nie miało znaczenia, o której tym razem przekroczy próg mieszkania ani czy znowu słońce będzie jej przeszkadzać w zmrużeniu oczu, by zaznać choć odrobiny snu, by potem wznowić maraton. Ile jeszcze tak mogła? Czy musiała się nad tym zastanawiać? Było dobrze, dopóki kilka godzin po powrocie nie budziły ją drgawki, a żołądka nie szarpały sensacje. Było idealnie, póki nie wstawała, potykając się po zostawione butelki, prawie kopiąc przy tym śpiącego kota, walcząc z przyciąganiem ziemskim, które ciągnęło ją w dół. Łazienka była jej katharsis. Kompletnym oczyszczeniem. Wyrzucała z siebie cały syf, jaki w siebie wlała poprzedniego dnia, mając wrażenie, że zaraz padnie z wycieńczenia. A potem obmywała twarz i patrzyła w swoje odbicie na popękanym lustrze. Nie walczyła z własnym widokiem, nie tworzyła kolejnych pajączków na powierzchni, powoli godząc się z tym obrazem. Często siedziała na zimnych kafelkach, raz jeszcze zapadając w krótką drzemkę, czując kojącą ulgę wypływającą z oczyszczenia. A następnie brała prysznic, ubierała się i zaczynała wszystko od nowa. Niekończące się tournee.
Chciałaby zostać bez pamięci. Obliviate byłoby prawdziwym ukojeniem. Czy ktoś mógłby się zlitować i wypowiedzieć tą inkantację z odpowiednią mocą? Przecież nie poczuje strachu chwilę przed utraceniem wszystkiego, skoro miała wrażenie, że to już dawno zostało jej odebrane. Jaką wartość miały wspomnienia, skoro nie mogła do nich wrócić i jedynie była prześladowana ich widmem? Czy wszystko nie byłoby ł a t w i e j s z e gdyby była carte blanche i budowała wszystko od nowa, nie pamiętając o domkach z kart, które zostały zniszczone w przeszłości? Miała wrażenie, że prościej było usunąć gruzy i kłaść cegły na gładkim gruncie zamiast próbować stale łatać dziury. Przestała w końcu robić to już dawno, a mróz rzeczywistości dopadał ją w pustych ścianach. Wtedy zapomniałaby też o wszystkich uczuciach, te pętelki by po prostu zniknęły. Uwolniłaby się. W końcu. Czy to nie brzmiało pięknie?
Moment bycia słabej i zagubionej przez moment chwilę po inkantacji, skonfundowanie i nadzwyczajnie nieodporność na jakikolwiek atak powstrzymywały ją przed jakąkolwiek próbą wprowadzenia tego eksperymentu w życie. Na razie. Póki bursztynowa ciecz służyła jako środek tymczasowy, typowo zapobiegawczy.
Nie spodziewała się, że nawiedzi ją jednak faktycznie kolejny duch z przeszłości. Bogaty paniczyk, zakochany w sobie jak w kimkolwiek innym, choć posiadał zadziwiającą zdolność skłaniania innych do dzielenia jego uczuć. Nie potrafiła zrozumieć dziewcząt, które z wyrazem uwielbienia wisiały mu na ramieniu, traktując bez składu o rzeczach, których nie potrafiła nawet zrozumieć. Sam jego widok wykrzywiał jej twarz. Aż w końcu korytarze przestały być jedynym miejscem, na którym się spotykali. Zajęcia tańca, drużyna Quidditcha, aż wreszcie jej ukochane błonia, na których spędzała zastraszającą ilość czasu, nie uważając, by lekcje były wartościowsze od rwania w tym czasie źdźbieł trawy, które potem porzucała w zielonym gąszczu. Nie lubiła tracić godzin na rzeczy, które wydawały jej się kompletnie nieprzydatne. Potrzebowała p a s j i, a nie nudnych, zakurzonych ksiąg, od których tylko kichała. I pewnego dnia ze zdziwieniem zauważyła, że nie tylko ona postanowiła zerwać się z historii sztuki. Początkowo była wściekła, że ten intruz zaburza jej spokój i zagrabia j e j przestrzeń dla siebie, ale wtedy o wiele szybciej mijała jej złość. Miała w sobie więcej zrozumienia. Nie skazałaby nikogo na katorgi wykładu o transformacji kierunków dekadenckich artystów. Zauważyła podobieństwo w tym aroganckim dupku i sprowokowało to na jej twarzy uśmiech. Może wcale nie był taki zły? Co prawda jego zainteresowania tylko częściowo pokrywały się z jej własnymi, ale jednak mecze i związana z nimi adrenalina pociągały ją najbardziej, a Marcel był częścią składu, który dawał jej te emocje. Wtedy jeszcze nie była na tyle zaślepiona, by nie dostrzegać tego. I wtedy definitywnie nie śmierdziała alkoholem, krzywiąc się na sam jego zapach. Jej nastoletnia wersja siebie pogardziłaby tym uaktualnieniem.
Te przesadne gesty, teatralna ekspresja, brak zgody na wtrącenie się, kiedy odgrywał swój teatrzyk - to wszystko było takie drażniące. Ale pod pewnym względem była taka sama. Nie wierzyła w sentyment, ale nie miała nic przeciwko towarzyszowi. Potrzebowała rozproszenia i rozrywki. Dała się temu porwać, już nie pamiętając, kiedy ostatni raz tak szalony pomysł wpadł do jej głowy lub postanowiła wprowadzić go w życie. Była irytująco n u d n a i stateczna ostatnimi czasy.
Nie wypiła jeszcze aż tyle, by miało ją szarpać od jednego krawężnika do drugiego, jednak obce ramię wcale nie zaszkodziło. Nawet, jeśli ta cała idea trzymania się pod ramię z mężczyzną wydawała jej się odrażająca. Sam Marcel był bardziej kobiecy od niej, więc dawała sobie wierzyć, że odwrócili role.
-Och, ty z pewnością.-żachnęła się, odwzajemniając spojrzenie pełne krytyki. Jej własna szata połyskiwała granatem, prawdopodobnie wyglądając jednak zbyt szlachetnie jak na nokturnowe standardy. Podążyła za jego ruchem, naciągając materiał na głowę, by zasłonić złote kosmyki, które mogłyby wyłonić się spod tkaniny. Parsknęła pod nosem z jego rozmyślań.-Jesteś pewien, że przeżyjesz bycie passe?-zakpiła, widząc jego boleści związane z tak sztampowym zachowaniem.
-Myślę, że podają najgorszą.-odpowiedziała z szerokim uśmiechem na twarzy, który w świetle latarni wyłonił się spod cienia, jaki rzucał kaptur.-Zaręczam ci, że nie pożałujesz.-dodała z pewnością siebie, mimo że wnętrzności rwały ją w proteście.




I care for myself.
The more solitary, friendless, unsustained I am,
the more I will respect myself.
Selina Lovegood
Selina Lovegood
Zawód : ścigająca Os, naczelna zołza, bywalczyni kolumn Czarownicy
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
pride
will be always
the longest distance
between us
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Ulica - Page 4 ANUtJXt
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t986-selina-lovegood#5480 https://www.morsmordre.net/t1028-alfred-wlasnosc-seliny-lovegood#5823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f133-queen-elisabeth-walk-137-2 https://www.morsmordre.net/t3514-skrytka-bankowa-nr-290#61348 https://www.morsmordre.net/t1131-panna-lovegood
Re: Ulica [odnośnik]10.09.16 15:32
The member 'Selina Lovegood' has done the following action : rzut kością


'Nokturn' :
Ulica - Page 4 3UGhSwL
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ulica - Page 4 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Ulica [odnośnik]14.09.16 18:51
Przetwarzał bodźce wyjątkowo opieszale, jakby alkohol wypłynął nie tylko na jakość informacji, niemalże siłą wtłaczanych mu do głowy, ale również na tempo ich przesyłania. Do kompletnego utopienia się w upojeniu brakowało niewiele - ot, jeden mały kieliszeczek... albo ogromny kufel Ognistej. A może dwa, trzy i tak dalej, aż poczuje, że nie może dalej rachować? Liczby nie istniały w tej abstrakcyjnej rzeczywistości, którą kolorował różnobarwnymi zestawami do płukania żołądka. Nie miał jeszcze trzydziestu lat, a podejrzewał u siebie wątrobę stetryczałego starca. Chrzanić to. Chrzanić to wszystko. Ważne było tu i teraz, a Parkinson miał wszystko. Wygląd, pieniądze, drapieżną manierę, szczęście i całkiem niezłą dupeczkę u swego boku. Selinie co prawda nadal nie wyrosły cycki, ale obiektywnie oceniając, była ładna. Nadawała się na jego towarzyszkę - w razie niewygodnych pytań zawsze mógł odpowiedzieć, że nosi za nim płaszcz - a kompania podczas niezbyt eleganckiej popijawy pozostawała przez Marcela nieoceniona. Lubił pić z kobietami, były wtedy łatwiejsze; z Lovegood natomiast nie zakładał żadnych scenariuszy, po prostu płynąc z prądem wzburzonego morza, nieco mocniejszego od łagodnego smaku kremowego piwa.
Proste równanie zamroczonego umysłu. Równe kroki, ugięcie nóg, zachwianie się, złapanie się obrzydliwie śliskiej ściany, metodyczne parcie naprzód. Gdyby miewał jakiekolwiek problemy, zostałaby alkoholikiem. Nie znajdował odpowiedzi, ale nie pamiętał pytań i w momencie, kiedy patrzył w niebo (a słońce nie przedzierało się przez zasłonę z ciemnych, kłębiastych chmur), kierował nim dziecięcy odruch warunkowy. Nic nie kryło się w gestach, nic pod głupkowatym uśmiechem rozświetlającym przystojną twarz, nic pod czupryną niesfornych włosów i zupełnie nic w lekko nieprzytomnym spojrzeniu. Był pusty, wydrążony, egzystując wyłącznie dla zabawy. Mieli spotkać ją tutaj. W dziwnym miejscu, pełnym cieni, strasznych ludzi, pająków oraz czarnych kotów. Marce skakał po kamieniach, omijając omszały bruk i śpiących pod krzywymi murami żebraków, zastanawiając się, czy to właśnie ta frajda i czy już grali, chociaż mieli przecież znowu się napić. Więcej, więcej, w jego żołądku tkwiła czarna dziura wchłaniająca wszystko, więc mógł zmieścić każdą ilość Ognistej - tylko udawał słabego, wiedząc, że impreza rozkręca się wówczas, gdy część przestaje kojarzyć, a reszta jest zlana w trupa i robi, co tylko żywnie im się spodoba, nie dbając o konsekwencje. Alkohol czyścił pamięć lepiej od zaklęcia zapomnienia.
-Ja? - uniósł brodę z królewską godnością, wpatrując się w Selinę z wysokości, zapewnionej mu przez nierówny chodnik - nigdy nie jestem passe, choćbym włożył wór na ziemniaki - parsknął z irytacją, czerwieniejąc na twarzy ze złości. Jakże ona śmiała tak insynuować, wredna, mała szuja. Nic się nie zmieniła od szkolnych lat. Identycznie bezczelna, z identycznym zamiłowaniem do tego, co zakazane oraz... nielegalne? Serce Marcela zabiło szybciej, ponieważ również wyczuwał przygodę w powietrzu śmierdzącym wymiotami i fekaliami.
-Oby tylko nikt nam nie naszczał do kufli - mruknął posępnie, choć wydawało mu się to mało prawdopodobne. Może i wyglądał na żółtodzioba, ale na litość, nawet czarnoksiężnicy z Nokturnu musieli czytywać Czarownicę i orientować się w aktualnych trendach. Dom Mody Parkinson dbał również o takich odszczepieńców, o czym Marcel nie omieszkał poinformować zacnego mężczyznę bez jednego oka, czatującego w jakiejś bramie. Wcisnąwszy mu w rękę wizytówkę, brunet ponownie zakpiła miłością własną, a wraz z nią do całego świata, więc w zgodzie z nią, z uśmiechem podnosił różdżkę, celując bezpośrednio w Selinę.
-Causa color - wyszeptał, chichocząc pod nosem. Był naprawdę miły, ratując Lovegood przed konsekwencjami płynącymi z powodu jej braku gustu; grafitowa, ciemna peleryna z pewnością wpasuje się lepiej w tutejsze standardy od tych krzykliwych fatałaszków, jakie na sobie miała.
Marcel Parkinson
Marcel Parkinson
Zawód : Doradca wizerunkowy "he he"
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Na górze wino
na dole dwa
jestem przystojny
soł chapeau bas
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3606-marcel-parkinson https://www.morsmordre.net/t3826-eros https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f107-egerton-crescent-44 https://www.morsmordre.net/t3989-skrytka-bankowa-nr-916#77266 https://www.morsmordre.net/t3988-pan-ladny
Re: Ulica [odnośnik]14.09.16 18:51
The member 'Marcel Parkinson' has done the following action : rzut kością


'k100' : 42
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ulica - Page 4 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Ulica [odnośnik]03.10.16 18:37
Stawiasz stopy powoli, ale ciało pcha cię do przodu i kroki robią się drobniejsze, niestabilne i opierasz się nagle o ścianę dłonią. Jak ci lekko, jak radośnie. Nie, no wcale tak się nie zapowiadało. Wcześniej byłas bardzo smutna. Siedziałaś z butelką wina w pokoju i płakałaś łzami solnymi. Przeszłość uderzyła w twoją krew. I krew zamieniła się w wino. I teraz to wino prowadzi cię do przodu. Przez ulice zbrukane kłamstwem i zdradami. Takimi podobnymi do twoich własnych życiowych ścieżek.
Co się wydarzyło, że skręciłaś nie w tę ulicę, która powinnaś. Czemu znów zapuszczasz się w te okolice, które są nieznane. Kusisz los, chcesz sobie coś udowodnić? A może chcesz wypuścić się daleko, daleko, aż za granicę poznania, by tam dostać pstryczka w nos, być poszkodowaną, biedną kobietką. Raz jeszcze poczuć się kobietą w potrzebie, tylko.. czy nadejdzie jakakolwiek ratunek? Wszak na Nokturnie raczej nie ma ryucerzy na białym koniu. Raczej szuje i złoczyńcy.
Więc co ty tu do diaska robisz, Matyldo?


If there is a past, i have
forgotten it
Mathilda Wroński
Mathilda Wroński
Zawód : malarka
Wiek : 26
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
Deszczowe wtorki, które przyjdą po niedzielach
Kropelka żalu, której winien jesteś ty
Nieprawda że tak miało być
Że warto w byle pustkę iść
To wciąż za mało, moje serce, żeby żyć
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9242-mathilda-wronski#281180 https://www.morsmordre.net/t2026-sowa#30026 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f354-szkocja-timbermoore-marefield-grove-13 https://www.morsmordre.net/t9271-skrytka-bankowa-450#282368 https://www.morsmordre.net/t1698-mathilda-wronski#18244
Re: Ulica [odnośnik]03.10.16 18:37
The member 'Mathilda Wroński' has done the following action : rzut kością


'Nokturn' :
Ulica - Page 4 ZVMSMCU
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ulica - Page 4 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Ulica [odnośnik]03.10.16 20:44
Podążałem w cieniu wąskich uliczek. Było ciemno w chuj. Ledwie widziałem własną rękę, którą wtykałem sobie do ust papierosa. Nie miało to dla mnie jednak większego znaczenia bo nie było możliwości bym się zgubił w tym dobrze mi znanym labiryncie wąskich uliczek. Przepychałem się nimi w kierunku swojego domu. Byłem zmęczony i wolałem nie ryzykować przechadzki głównymi ścieżkami, choć te zdecydowanie szybciej doprowadziłyby mnie do celu. Mimo to wolałem nałożyć dogi i nie szarpać się z jakimiś kłopotami lub nie marnować czasu na strzępienie ryja gdybym jednak trafił na jakąś znajomą twarz. Nie chciało mi się.
W pewnym momencie do moich uszu dobiegł głos kobiety, upadku i ucieczki. Oczywistym dla mnie było co się nieopodal mnie wydarzyło i szczerze mówiąc miałem to w głębokim poważaniu. Przynajmniej do moment w którym zdałem sobie sprawę, że głos ten brzmiał znajomo. Zatrzymałem się, zmarszczyłem w zastanowieniu czoło. W kościach poczułem, że mimo wszystko nie chcę się upewniać co to tożsamości właścicielki. Bo podejrzewałem kim mogła być, lecz trochę nie dowierzałem. Mimo to niechętnie się wychyliłem z pomiędzy budynków i spojrzałem na tą kobiecą sylwetkę udającą wyrzuconą na bruk rybę. Zakląłem pod nosem, a potem zrobiłem to jeszcze raz gdy zdałem sobie sprawę, że to faktycznie ona. Przez myśl przeszło mi by udać, że niczego nie widziałem, lecz sumienie mi przypomniało w jakim stanie ją ostatnio zostawiłem. Bo tak, pamiętałem wszytko i specjalnie dumny z siebie nie byłem. Niestety. Wyrzucam niedopałek.
Wyszedłem z cienia. Podszedłem ku niej wolnym krokiem i z westchnięciem przykucnąłem przy tej harpii. Przy słabym świetle nieba i tym mizernym, dobywającym się okazyjnych latarni próbuję złapać jej spojrzenie.
- Czy tobie życie niemiłe? - Spytałem się jej szorstko, bo to co wyczyniała mądrym nie było. Osobiście nie raz miewałem wizję w której rzucam nią przez okno, lecz o tej porze w TAKIM stanie na Nokturnie to byłaby najprzyjemniejsza rzecz jakiej mogłaby tu doświadczyć.
Matthew Bott
Matthew Bott
Zawód : Prace dorywcze
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Jam jest Myśląca Tiara,Los wam wyznaczę na starcie!
OPCM : 8+2
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 3
ZWINNOŚĆ : 17+3
SPRAWNOŚĆ : 24+6
Genetyka : Wilkołak

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t3558-matt-w-budowie#62851 https://www.morsmordre.net/t4002-poczta-matta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f136-smiertelny-nokturn-36-5 https://www.morsmordre.net/t4772-skrytka-bankowa-nr-901 https://www.morsmordre.net/t3713-matthew-bott

Strona 4 z 12 Previous  1, 2, 3, 4, 5 ... 10, 11, 12  Next

Ulica
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach