Wydarzenia


Ekipa forum
Salon
AutorWiadomość
Salon [odnośnik]12.06.16 19:02
First topic message reminder :

Salon

Pomimo odbudowy starej chaty niektóre rzeczy się nie zmieniły: znajdujący się w kwaterze salon nie należy do największych, nie odznacza się też przepychem. Jego wystrój jest skromny, choć przytulny; przywodzi na myśl coś związanego z domem, daje poczucie bezpieczeństwa. Jedną z pokrytych kremową tapetą ścian zajmuje stary zegar, a dookoła niego i na pozostałych ścianach wiszą kolorowe puste ramki, przygotowane do tego, aby zakonnicy włożyli do nich swoje zdjęcia.
W salonie znajdują się dwie sporych rozmiarów brązowe kanapy, do których przystawiony jest niewysoki stolik wykonany z ciemnego dębowego drewna, na którym spoczywa błękitna serweta. Na nim, a także na wszystkich innych powierzchniach w pomieszczeniu, pełno jest przeróżnych drobiazgów, które nie wiadomo kto tu zostawił i które nie wiadomo do czego służą. Koloru pomieszczeniu nadają różnobarwne poduszki i duża, pomarańczowa szafa oraz firany w oknach, których barwa co jakiś czas ulega zmianie. Również tutaj, jak w prawie że całej chacie, można spotkać małe, świetliste leśne stworzonka przypominające patronusy - niewątpliwie ktoś zakupił je na Festiwalu Lata i postanowił wypuścić w kwaterze Zakonu.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Salon - Page 24 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Salon [odnośnik]07.04.19 20:04
Dobrze było usłyszeć, że przynajmniej część z osób, których dziś nie było, po prostu wyjechało. Losy kilku, w tym jej siostry, pozostawały jednak nierozstrzygnięte i Charlie mogła się tylko zastanawiać, czy to był tylko przypadek, czy może zniknięcie Very miało coś wspólnego z przynależnością do Zakonu.
Potrzebowali nowych Zakonników. Charlie jako osóbka z natury miła i tolerancyjna nie negowała motywacji żadnego z nich, znała zarówno Elyon, jak i Rię czy Caileen, a także Anthony'ego - nawet jeśli ich znajomość była naznaczona wieloma zbiegami okoliczności i pechowymi przypadkami. Każdy kiedyś zaczynał i każdy z nich prędzej czy później przeżywał ten moment, kiedy bańka naiwności pękała i ukazywał się świat pełen szarości, zła i strachu. Kiedy dołączała do Zakonu w kwietniu sytuacja nie była ani w części tak niebezpieczna jak dziś, wtedy wydawało się, że walczą tylko z Grindelwaldem i rządami Tuftów. Później jednak nadeszły anomalie, a także ludzie zwący się rycerzami Walpurgii, i niebezpieczeństwo stało się dużo bardziej realne. Niektórzy z nich już stracili życie lub zniknęli, i najprawdopodobniej na nich się nie skończy. Wiedziała już, że sytuacja jest bardzo groźna i każde kolejne słuchanie o nieszczęściach stopniowo odzierało ją ze złudzeń.
Charlie bała się o swoją rodzinę, choć nie dla niej tu była, jej bliscy potrafili się strzec prawdopodobnie lepiej niż ona sama, może z wyjątkiem matki, która po zaginięciu Very znów pogrążyła się w depresji i smutku. Nie miała jednak ukochanego ani dzieci, ale chciała przyłożyć swój kociołek do tego, by świat stał się bezpieczniejszy dla przyszłych pokoleń. Nie potrafiła walczyć, w starciu z władającymi czarną magią osobnikami byłaby praktycznie bezbronna, ponieważ poświęciła życie rozwojowi naukowemu, a zwłaszcza alchemicznemu, ale Zakon potrzebował przecież również alchemików, uzdrowicieli i naukowców, i to w takiej formie mogła się przydać. Jej rodzice i rodzeństwo byli dorośli i podejmowali własne decyzję, ona podjęła swoją, choć każdego dnia myślała z niepokojem o bliskich w Kornwalii, a także o zaginionej siostrze, która mogła błąkać się gdzieś bez pamięci jak niegdyś Alex, albo w najgorszym wypadku być martwa.
Zarumieniła się lekko, słysząc słowa Poppy, ale zarazem było jej bardzo miło. Przytaknęła też słowom Susanne o zaklęciu Reparifarge.
- To zaklęcie cofające skutki transmutacji, też wydaje mi się że może zadziałać na ich mgłę i odwrócić efekt jej działania, a tym samym udaremnić unik lub ucieczkę, ale jeśli zostanie użyte odpowiednio szybko – rzekła po słowach Sue oraz Hannah. Jeśli dziś wszystko pójdzie dobrze, być może skończą z anomaliami raz na zawsze, a wtedy będzie mogła bez strachu podszkolić chętnych w używaniu tego zaklęcia, chociaż miała nadzieję, że sama nie będzie nigdy zmuszona używać go w ten sposób.
Profesor Bagshot znów zabrała głos, przestrzegając ich o ostrożności, a to tym bardziej dobitnie świadczyło o zagrożeniu. Musieli bardziej uważać na to, komu ufali, chociaż Charlie była całkowicie przekonana, że jej najbliżsi mają serce po dobrej stronie, że w jej rodzinie nie kryli się rycerze Walpurgii ani nikt, kto ich wspierał, ale co do innych osób przewijających się przez jej życie choćby w pracy nie mogła mieć żadnej pewności, więc w pracy musiała uważać jeszcze bardziej niż dotychczas.
Podobała jej się wieść, że odtąd mieli spotykać się tutaj, a nie w Świńskim Łbie, gdzie dotarcie było problematyczne i przede wszystkim każdy mógłby tam wejść, a gromadzące się regularnie duże ilości tych samych osób na co dzień tam nie bywających na pewno przyciągało uwagę. Chata obłożona zaklęciami wydawała się bezpieczniejsza niż przypadkowy pub.
Ucieszyła ją też wiadomość o powodzeniu misji, które wykonywało tak wielu z nich, także Charlie z towarzyszącym jej wówczas Archibaldem. Co prawda osiągnęli wtedy tylko połowiczny sukces, ale najwyraźniej połączonych starań wszystkich grup wystarczyło, by całość się powiodła. Dowiedziała się też, kto wybierał się do Azkabanu i spojrzała na te osoby z mimowolnym podziwem dla ich odwagi, ale i z obawą. Miała nadzieję, że wszyscy, zarówno Zakonnicy jak i dzieci, powrócą cali i zdrowi. Oprócz dzieci najbardziej martwiła się chyba o Susanne i Rię, choć wierzyła, że świetnie sobie poradzą. Obie były dużo lepsze w czarach niż ona.
- Jeśli będzie można jakoś pomóc tutaj, również chciałabym coś zrobić. Mogę też udostępnić uzdrowicielom specyfiki lecznicze, przyniosłam ich dziś całkiem sporo... na wszelki wypadek. – Oczywiście wolałaby, żeby wszyscy wrócili w jednym kawałku, ale było całkiem prawdopodobne że po wszystkim czekający na powrót Zakonników uzdrowiciele będą mieć pełne ręce roboty, więc Charlie mogła im pomóc choćby eliksiralnie albo asystując przy różnych czynnościach. Nie potrafiłaby siedzieć spokojnie w domu, kiedy ktoś mógłby potrzebować jej pomocy, więc była gotowa pozostać w chacie i wraz z innymi niewyruszającymi do Azkabanu czekać na oby szczęśliwe powroty wszystkich grup.
Ożywiła się na wzmiankę Archibalda o kwiatach paproci.
- Byłabym bardzo wdzięczna za dostęp do kwiatów paproci i innych ingrediencji roślinnych. Im więcej felix felicis zdołamy uwarzyć tym lepiej. Na ten moment dysponuję tylko trzema fiolkami, to bardzo trudny eliksir wymagający rzadkich składników oraz długiego czasu dojrzewania, bo każda fiolka po uwarzeniu musi czekać trzy miesiące zanim będzie gotowa do użycia. Przyjmę także krew jednorożca, która również jest potrzebna do tego eliksiru, i właściwie wszystko, co tylko możecie zaoferować. Jeśli macie jakieś konkretne potrzeby co do eliksirów również będę wdzięczna za informacje – powiedziała; wydzielenie miejsca na tablicy na notatki od alchemików było jednak dobrym rozwiązaniem, mogłaby spisać wszystko to, co było potrzebne.
Nadal zastanawiała ją też kwestia Percivala, ale w głębi duszy cieszyło się, że czarodziej ich poparł. Wierzyła, że tak właśnie jest, w przeciwnym wypadku nie złożyłby Wieczystej Przysięgi. Była przekonana, że ktoś tak odważny, kto odwrócił się od zgubnych poglądów swojej rodziny, a także posiadający ogromną wiedzę bardzo się im przyda. Wciąż była pod wrażeniem tego, ile wiedział o magicznych stworzeniach, poza tym podarował jej kilka cennych składników.
Największy szok przeżyła jednak, słysząc końcowe słowa profesor Bagshot na temat skrzyni Grindelwalda oraz tego, kto naprawdę uwolnił anomalię. Więc to Gwardia uwolniła anomalie i była przyczyną tylu tragedii, z którymi począwszy od maja tak często stykała się w Mungu? Choć wielokrotnie zastanawiała się nad tym, czym były anomalie, skąd się wzięły i dlaczego, nie spodziewała się że odpowiedź była taka. Powiodła spojrzeniem po twarzach Gwardzistów, którzy przez tyle miesięcy dźwigali na swoich barkach ogromne brzemię i świadomość tego, jak wielu ludzi zginęło przez ich decyzję. Wierzyła jednak, że chcieli zniszczyć zawartość skrzyni powodowani dobrymi chęciami, że uwolnienie tego koszmaru było skutkiem ubocznym. I co, jeśli rzeczywiście to było i tak mniejsze zło, bo gdyby skrzynia istniała nadal, jej wybuch byłby jeszcze groźniejszy w skutkach i mógłby ogarnąć anomaliami cały świat, a może nawet go zniszczyć? Wierzyła jednak, że profesor Bagshot miała rację i tak rzeczywiście mogło być.




Best not to look back. Best to believe there will be happily ever afters all the way around - and so there may be; who is to say there
will not be such endings?
Charlene Leighton
Charlene Leighton
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Chciałoby się uciec,
ale nie przed wszystkim się da.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5367-charlene-leighton https://www.morsmordre.net/t5375-listy-do-charlie https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t5388-skrytka-bankowa-nr-1338 https://www.morsmordre.net/t5387-charlene-leighton
Re: Salon [odnośnik]07.04.19 21:06
Na moim czole pojawiły się zimne krople potu, kiedy wspomniano o narażaniu najbliższych. Cały czas wydawało mi się, że moja przynależność do Zakonu właśnie chroni Florence przed złem tego świata, a nie jeszcze bardziej ją naraża. Zerknąłem na Frances, zaraz potem przenosząc wzrok na swoje znoszone skórzane buty, które jednak były jednymi z najbardziej wygodnych jakie posiadałem. Tak już miałem, że kiedy przyzwyczajałem się do jakiejś rzeczy, nosiłem ją zanim się nie rozpadła. Nie dlatego, że nie stać mnie na nową, ale dlatego, że jakoś zapominałem o wymianie. Florence zawsze zauważa moje faux pas tego typu, pewnie niedługo je po prostu wyrzuci bez mojej wiedzy. Była dla mnie niezwykle ważną osobą, a ja każdego dnia narażałem jej życie. Od razu zacząłem się zastanawiać w jaki sposób mógłbym ją bardziej zabezpieczyć, ale na razie przyszły mi do głowy tylko zaklęcia ochronne na nasze mieszkanie. Kilka już rzuciłem, jednak to wciąż za mało, musiałem się kogoś dopytać jakie jeszcze mógłbym dodać. Poza tym Florence mogłaby się nauczyć bronić, przecież ona nic nie wie o magii praktycznej, a zdecydowanie powinna. Świat jest wystarczająco niebezpieczny, nawet kiedy nie należało się do tajnej organizacji. Te przemyślenia wyrwały mnie na moment z dyskusji, ale i tak usłyszałem wiadomość profesor Bagshot. Spojrzałem na nią zaskoczony, czując jak szczęka opada mi ze zdziwienia. - To my wywołaliśmy anomalie? - Powtarzam, bo nie mogę uwierzyć, że to wszystko co się działo od wielu miesięcy to nasza wina. Ten chaos, przerażeni mugole, walczące z anomaliami dzieci. - Dlaczego dowiadujemy się o tym dopiero teraz? - Pytam, bo właśnie to boli mnie najbardziej. Każdy ma prawo popełnić błąd: powiedzmy, że otwarcie skrzyni mogło nim być, ale Gwardziści wcale nie musieli wiedzieć co się stanie, kiedy to zrobią. Rozumiałem to i nie miałem tego im za złe. Tylko dlaczego się o tym od razu nie dowiedzieliśmy? Dlaczego ukrywali przed nami coś tak wielkiego i to przez tyle miesięcy? Poczułem się oszukany, przecież mieliśmy sobie ufać.
Zastanawiałbym się nad tym jeszcze długo gdyby nie pytanie Elyon. Jakkolwiek mnie nie bolało to zatajanie prawdy, teraz wiele osób miało narazić swoje życie i pójść do Azkabanu. Jej pytanie było trafione: czy my mogliśmy pomóc, zostając na miejscu? Inne osoby podchwyciły ten temat, więc czekałem z niecierpliwością na odpowiedź. Nie szedłem z nimi, czego poniekąd żałowałem, więc może uda mi się chociaż pomóc jakoś tutaj.


not a perfect soldier
but a good man

Florean Fortescue
Florean Fortescue
Zawód : właściciel lodziarni
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Pijemy z czary istnienia
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Salon - Page 24 F2XZyxO
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3393-florean-fortescue https://www.morsmordre.net/t3438-laverne#59673 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f278-pokatna-5-2 https://www.morsmordre.net/t4591-skrytka-bankowa-nr-854 https://www.morsmordre.net/t3439-florean-fortescue#59674
Re: Salon [odnośnik]07.04.19 21:09
Blady uśmiech na chwilę pojawił się na jego twarzy, kiedy Bathilda przywitała się z każdym z nowych członków, w tym i z nim. Szybko jednak zniknął, i to szybciej niż Anthony S. i Benjamin sprowadzili jego pomysł i słowa do realności. Nie chciał rozpoczynać dyskusji, ani wyjaśniać co tak naprawdę miał na myśli poprzez swoje pytanie o szlachciców, którzy podczas Stonehenge poparli samozwańczego lorda. Na pewno nie chciał wypełniać tablicy wszystkimi członkami rodów. Za reakcję Skamandera obwiniał samego siebie, w końcu nie dopowiedział swojego pomysłu, a i tak, nie było to teraz znaczące.
Z kolei pytanie Benjamina, które było skierowane w stronę nowych członków, w dodatku uwaga dotycząca egoistycznych pobudek trochę go zabolała. Rozumiał jego wątpliwości, z drugiej strony uczucie, że Wright całkiem w niego powątpiewa było nieprzyjemne. Swoim działaniem podczas Stonehenge (powiedzmy, że) sprowadził śmierć na członków swojego rodziny, zaczynając od dzieci, a kończąc na samym nestorze. Jeżeli chodzi o egoizm, nie myślał tylko o swojej rodzinie, ale o czarodziejach Kornwalii i nie tylko, generalnie tych, którzy „nie posiadali etykiety czystokrwistości”. Jego odpowiedź na tę uwagę była niewerbalna i ograniczała się do poważnego i wyraźnie smutnego spojrzenia.
Uwagę Foxa natomiast przyjął skinieniem głowy. Całkowicie rozumiał, że musiał zachować tajemnicę. Zresztą i tak nie śmiał nic mówić, nie tylko dlatego, że tak należało robić, ale dlatego, że każdy Macmillan pomyślałby, że zwariował. Nie znaczyło to jednak, że wierzył swojej rodzinie co do jednego. W końcu nie miał jak zaufać komuś takiemu jak dalecy kuzynowie z Blacków, którzy otwarcie poparli samozwańczego lorda. Wręcz przeciwnie, musiał już teraz nastawiać się na to, że może pewnego dnia spotkają się twarzą w twarz i wymienią się całkiem nieprzyjemnymi czarami.
Oczywiście – odpowiedział jedynie Foxowi.
Kwestia ingrediencji natomiast przykuła jego uwagę. Słysząc, że Archibald oferuje swoje zasoby i on zareagował:
Jeżeli chodzi o roślinne składniki, także chętnie służę pomocą… mam nadzieję, że Charlene się o tym przekonała.
Skupił się natomiast na tym, co Bathilda miała do powiedzenia. Tak, samo jak Florean wyraźnie zdziwił się na to, co usłyszał. Zaraz po tym uważnie słuchał, co inni mają do powiedzenia w kwestii misji. On wierzył w zdolności Ministra i nie wątpił, że wszystko mu się uda. Uwagi i chęć pomocy osób powątpiewających była dla niego czymś zrozumiałym. I on, gdyby tylko mógł jakoś pomóc, a przy tym nie narażać wszystkich na niebezpieczeństwo, zaoferowałby swoją pomoc. Jednak zdarzenia z Stonehenge wciąż odciskały piętno na jego zdrowiu psychicznym.  Tak czy siak, nie zamierzał jednak drugi raz ponawiać tego, co powiedział Anthony Skamander. Jedyne o co mógł się bać, jeżeli chodzi o misję, to bezpieczeństwo Rii. Nie mógł jej jednak przed niczym powstrzymywać. Na pewno wiedziała na co się piszę. Poza tym, była w jednej grupie z Brendanem, a to dawało mu swego rodzaju pociechę i pewność, że nic złego nie powinno się stać.

| Wybaczcie, że krótko i pomijam część kwestii, ale weekend jest czasem dla mojej rodziny, więc nie mam dużo czasu na pisanie


Каранфиле, цвијеће моје
да сам Богд'о сјеме твоје.
Ја бих знао гдје бих цвао,
мојој драгој под пенџере.
Кад ми драга иде спати,
каранфил ће мирисати,
моја драга уздисати
Anthony Macmillan
Anthony Macmillan
Zawód : Podróżnik i wynalazca nowych magicznych alkoholi dla Macmillan's Firewhisky
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Na zdrowie i do grobu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Salon - Page 24 4d6424bb796c4f2e713915b83cd7690217932357
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5779-anthony-macmillan https://www.morsmordre.net/t5786-bato https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f143-kornwalia-puddlemere-dwor-macmillanow https://www.morsmordre.net/t5790-skrytka-bankowa-nr-1421 https://www.morsmordre.net/t5806-anthony-macmillan
Re: Salon [odnośnik]07.04.19 21:18
Skinął głową Bathildzie, już dawno oswoił się z perspektywą wyprawy do Azkabanu. Miejsce było przerażające, splot wypaczonej magii, samo jądro ciemności. Anthony, Sophia, Gabriel, Jessa, Randall i Piers, druga fala światła. Spojrzał w kierunku Carter, odrobinę uśmiechając się do niej. Oby nie towarzyszyło im ich dotychczasowe szczęście z anomaliami.
Spoważniał, na jego twarzy odbił się cień zawodu. W pewnym sensie zabolały go tajemnice Albusa Dumbledore'a, nie przekonywało go wyjaśnienie "łatwości wyboru". Profesor prowadził grę, w której oni byli trochę jak pionki. Stawką była przyszłość świata, więc nie skomentował, nie podważał autorytetu zmarłego czarodzieja.
Z ciekawością zerknął na Jessę, która głośno zwróciła uwagę na pewną zastanawiającą sprawę - Harold Longbottom szedł sam z kamieniem. Jednak zamiast kwestionować ten wybór, skierował pytanie do pani profesor i byłego ministra:
- Dlaczego? - powiedział łagodnie, nie chcąc za bardzo naciskać. Mogła to być tajemnica kluczowa dla ich zwycięstwa, o której lepiej było głośno nie mówić. Zerknął na Gwardzistów, zastanawiając się ile oni właściwie wiedzą.
Sussane rzuciła światło na zagadkową zdolność Śmierciożerców, będącą do tej pory jednym z bardziej użytecznych i niezrozumiałych sekretów.
- Wiesz może czy pod taką postacią są bardziej narażeni na działanie wiatru? Ta forma jakieś większe wady? - dopytywał. - Bylibyśmy w stanie osiągnąć coś podobnego?
Słowa Ulyssesa nasunęły mu pewną myśl, poruszyły małe trybiki w głowie.
- Interesujące - skomentował w pierwszej chwili. - Jeśli wcześniejszym posiadaczem był Gellert Grindelwald i Czarny Pan rzeczywiście go zabił, to teoretycznie powinien być jej prawowitym posiadaczem - zaczął ostrożnie dzielić się swoimi przemyśleniami. - Pasuje do niego zabicia obezwładnionego przeciwnika, ale już poszukiwania oraz pojmania niekoniecznie, może to któryś ze Śmierciożerców pojmał Grindelwalda, przy okazji go pokonując. W takim wypadku, Riddle nie byłby prawowitym panem różdżki. Rozumiem, że wtedy byłaby ona tylko bardzo dobrą różdżką? Zauważyłby różnicę? - zapytał, kierując te słowa właściwie do wszystkich zebranych. - Musimy się jak najwięcej dowiedzieć o okolicznościach zdobycia Czarnej Różdżki. Jeśli Voldemort odkryje sekret jej mocy, to wtedy może zabić Śmierciożercę i zyskać nad Berłem Śmierci pełną władzę...
Artur Longbottom
Artur Longbottom
Zawód : Rebeliant
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
Tylko w milczeniu słowo,
tylko w ciemności światło,
tylko w umieraniu życie:
na pustym niebie
jasny jest lot sokoła
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Salon - Page 24 Tumblr_n8cqa3m4uo1r9x5ovo5_250
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t6321-artur-longbottom https://www.morsmordre.net/t6433-merlin#164095 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t6850-skrytka-bankowa-nr-1487 https://www.morsmordre.net/t6391-artur-longbottom#162495
Re: Salon [odnośnik]07.04.19 21:20
Czuła na sobie palące spojrzenie. Wiedziała, z której strony przyszło i jak tylko poczuła, że jest dłuższe, niż się spodziewała, obróciła w jego stronę głowę. Utkwiła wzrok w oczach Brendana, próbowała wydrzeć z nich potrzebny sobie upór, jednocześnie nadając swoim tęczówkom wrażenia miękkich, nie spotykanych na co dzień – nie powiedziała mu o tym w listach, chociaż wymienili ze sobą kilka, mogła o tym wspomnieć. Nie przeplatając między kolejnymi spojrzeniami przeprosin, znów utkwiła wzrok w przemawiającej osobie – profesor Bagshot. Nie było czasu na jakiekolwiek wytłumaczenia, ale też nie miała jak ich mu wykładać, w rzeczywistości wiedziała tyle, ile powiedział jej ojciec. Nie wiedziała, dlaczego akurat Percival był tym, który zabrał ją z bunkra i gdzie wtedy mogli być Fred i Sam. Usta poruszyły się nerwowo, skrzyżowała ramiona na piersiach.
Do tej pory nie miała żadnej informacji od Billy’ego i uznawała to za zły znak, ale rozumiała też motywy tych działań – na pewno chciał chronić swoją córkę, to było w tej chwili najważniejsze. Na pewno nie kariera, nie on sam, Amelia była na pierwszym miejscu. Zresztą, sowie poczta w taką pogodę działała okrutnie źle i posyłanie wiadomości było nieodpowiedzialne. Nadchodziły czasy mroczne, przykryte ciemnymi chmurami nieufności wobec wszystkich, których się kiedyś znało. Vincenta już dawno przy nich nie była, ale wciąż tkwiły w niej zadry ich dziecięcych lat, kiedy zdradzał i tchórzył, odwracał się od swojej rodziny. Otworzyła usta, wypuszczając przez nie powietrze, a gdy słowa ich Przewodniczki płynęły dalej, spojrzeniem błądziła między liniami wyłożonych paneli. W końcu podniosła go, zakotwiczając jeszcze raz na twarzy Brena, choć na znacznie krócej – potem Sama i Bena. Tak było bezpieczniej – to oni wiedzieli lepiej, kto będzie na tyle odpowiedzialny, by dołączyć do walki. Walki – bo tym była wojna. Przywdziewała szatę splecioną z wątpliwości, strachu, niepewności i zdolności podejmowania trudnych decyzji, które nigdy nie ukryją się za pogodnym, niby beztroskim uśmiechem. Szli dalej, więc i ona nie chciała zatrzymywać się na dłużej przy jednej myśli – skinęła wolno głową Haroldowi, przyznając mu rację w ujrzeniu znacznie szerszego horyzontu sytuacji. Wspomnienie o misji w Azkabanie wywołało gęsią skórkę na jej rękach i drobne drgnięcie mięśni tuż przy jej uszach, jak pies myśliwski nadstawiający uszu przy drobnym szmerze gdzieś w gęstwinie. Nie sądziła jednak, że sedno ich spotkania przemieni się w poznanie prawdy na temat anomalii. Jako pierwszy przyszedł szok – nagły i na tyle ciężki, że opadł na dno jej żołądka z głuchym hukiem. Nie potrafili tak fałszywie ocenić pierwszego, najmocniejszego faktu – to Zakon Feniksa wywołał anomalie – patrzyła na to szeroko i w końcowym rozrachunku najbardziej trafiło do niej to, że byli tylko narzędzeniem w rękach Dumbledore’a. Ku większemu dobru. To wszystko dążyło do większego dobra. Mimo ofiar i cierpienia.
Zacisnęła powieki, skrzywiła się, kiedy te kilka zdań wcierało się w jej umysł jak wybijane dłutem na kamieniu. Musiała szybko wrócić na ziemię. Spotkanie jeszcze się nie skończyło.
Dzieci czują się przy nas bezpieczne? Jeśli wyrwą się, bo poczują się zagrożone… to nie będzie zwiastowało dobrze. Są wśród nas ci, którym dzieci ufają? – rzuciła pytanie w eter, zerkając spod zmarszczonych brwi na zakonników, którzy niedługo podejmą się trudnej wyprawy do Azkabanu. – Zawsze pozostają patronusy. Przenoszą wiadomości, są przewodnikami, sprawdzą się.
Przeniosła wzrok na Ulyssesa z ogromną uwagą przysłuchując się jego opowieści o czarnej różdżce. Do tej pory nie przeczytała ani nie usłyszała podobnych szczegółów - Ollivander był niezwykle cennym sojusznikiem.



pora, żebyś ty powstał i biegł, chociaż ty nie wiesz,
gdzie jest cel i brzeg,
ty widzisz tylko, że
ogień świat pali
Jackie Rineheart
Jackie Rineheart
Zawód : auror
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
only now do i see the big picture
but i swear that
these scars are
fine
OPCM : 25+3
UROKI : 10+2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 12
SPRAWNOŚĆ : 14
Genetyka : Czarownica
Salon - Page 24 7sLa9Lq
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5414-jackie-rineheart#122455 https://www.morsmordre.net/t5418-kluska-jackie https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f205-opoka-przy-rzece-wye-walia https://www.morsmordre.net/t5423-skrytka-bankowa-nr-1349 https://www.morsmordre.net/t5424-jackie-rineheart
Re: Salon [odnośnik]07.04.19 21:41
Złożenie zeznań na Mulcibera w jakiś sposób stało się też wyzwalające. Nie miała już problemów z mówieniem o tym, co jej się stało. Nie miała z tym problemów też wcześniej, ale teraz potrafiła mocniej odciąć od wszystkiego emocje. Chociaż czuła na sobie spojrzenia, to nie one im przeszkadzały a bardziej to, co wiedziała że dostrzeże w ich spojrzeniach. Współczucie, a może nawet litość - nie potrzebowała ich. Była żołnierzem, była gwardzistą i wiadomym będzie, że rany staną się jej codziennością. Spojrzała w kierunku alchemiczki marszcząc lekko brwi i spoglądając na fiolkę.
- Nie wiem. - odpowiedziała szczerze wskazując dłonią na fiolki ustawione na szafce. - Moje wspomnienie jest tutaj, możesz sama to sprawdzić, pewnie będziesz miała większą pewność. Dzieliła nas spora odległość. - odpowiadała spokojnie, bez większych emocji i spojrzała w kierunku Brendana i skrzyżowała z nim spojrzenia. - Nie jestem pewna, czy jest, czy to właśnie eliksir. Wyrwałam się od razu, gdy próbowała spętać mój umysł. Więc albo ona nie jest tak silna, albo ja jestem silniejsza od niej. - wzruszyła lekko ramionami. Skupiła się dalej na dyskusji przenosząc spojrzenia na kolejno zabierających głos zakonników. Jej spojrzenia skrzyżowały się z Lucindą, której skinęła głową.
- Są do waszej dyspozycji. - skinęła jej głową gdy ta potwierdziła, że zajmie się wspomnieniami. - Na razie je tutaj zostawiam. Ale będę potrzebowała niektórych na powrót, dlatego ktoś kto nie wyrusza z nami może się podjąć zrobienia kopii. - teraz, wyruszając do Azkabanu nie potrzebowała tych wspomnień, o tym co zrobił jej Mucliber pisała o tym raport i mówiła o tym, opowiadała też o tym, co spotkało ją w lesie i o tym, co zrobiła jej Rookwood, ale spotkania z Mulciberem nie opisywała i je potrzebowała po powrocie mieć znów w swojej głowie. Przesunęła spojrzeniem po zebranych poszukując Pomony. Gdzie była?
Na słowa Foxa zmarszczyła brwi i pokręciła głową wydymając lekko usta, jakby dając znak, że nie do końca się z nim zgadza. Otwierała już usta, jednak zamknęła je, gdy odezwała się Susanne. Dokładnie o to jej chodziło. Chociaż jasnowłosa kobieta wyłożyła to zdecydowanie lepiej niż ja. Głos Hannah zwrócił ku niej spojrzenie Just. - Tak. Zaklęciem które wskazała Susanne. Ale nie należy ono do prostych. - zgodziła się z kobietą która wypowiadała się przed nią.
- To może głupie, a nawet oczywiste. Ale pamiętajcie, to proste rozwiązania, są czasem najlepsze. - zgodziła się ze słowami, które wypowiedział Fred. Musieli być ostrożni. Cholernie ostrożni.
W końcu natrafiała spojrzeniem  na Bathildę, która zabrała głos. Słuchała jej ze spokojem, nie zdradzając emocji na twarzy. To była słuszna decyzja, a nawet słuszne. Musieli odsunąć na bok łączące ich więzi - przynajmniej w kwestii własnych sojuszników. Jej spojrzenie powędrowało do Harolda, który odezwał się po Bathildzie. I on miał słuszność. Podejmowali się dodatkowych działań, a to na Bones jako pierwszą zwrócą się spojrzenia. Gdy Bathilda znów zabrała głos i to jej imię padło jako pierwszy wyprostowała się lekko. Oczy na ułamek sekundy rozszerzyły się, ale zaraz przywołała na twarz spokój i skinęła lekko kobiecie głową. Brwi zmarszczyły się lekko, gdy kobieta wymieniała dalej, a jej spojrzenie ponownie skrzyżowało się z Brendanem któremu skinęła głową wiedziała, że wspomoże ją miał więcej doświadczenia niż ona. Poczuła też na sobie spojrzenie Maxine, na którą spojrzała i której również skinęła głową.
Z założonymi na piersi dłońmi słuchała słów Bathildy, prawdy, o której już wiedziała. Obserwowała zakonników i ich reakcję. Nie oceniała, gdyby tamtego dnia była wraz z nimi, byłaby również za otwarciem skrzyni - nie miała co do tego wątpliwości. Przesuwała spojrzenie po zakonnikach zabierających głos, a jasne tęczówki zawisły na Skamanderze. Tak, miał rację, choć była ona brutalna. Musieli zrobić wszystko, by dzieci przeżyły, ale to nie one były najważniejsze. Jej usta zacisnęły się na pytanie Floreana. Ale milczała, nie podejmując tego tematu.
- Ci z was, którzy nie mają ze sobą eliksirów powinni zaopatrzyć się jako pierwsi. - przesunęła spojrzeniem po zakonnikach, którzy wybierali się razem z nimi zaczynając od tych, którzy wyruszali po raz pierwszy i tych którzy byli z nimi dłużej ale mogli nie mieć gdzie zaopatrzyć się wcześniej. - Weźcie tak, żeby nie były wam przeszkodą. - zwróciła się do członków swojej grupy. Powinni być rozważni, zbyt wiele mogło okazać się niepraktyczne i uciążliwe.



The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.


Ostatnio zmieniony przez Justine Tonks dnia 08.04.19 10:59, w całości zmieniany 2 razy
Justine Tonks
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Salon - Page 24 1
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3583-justine-just-tonks https://www.morsmordre.net/t3653-baron#66389 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f437-lancashire-forest-of-bowland-stocks-reservoir-gajowka https://www.morsmordre.net/t4284-skrytka-bankowa-nr-914#89080 https://www.morsmordre.net/t3701p15-just-tonks
Re: Salon [odnośnik]07.04.19 22:24
A więc Aldrich wyjechał. Sophia spojrzała w kierunku Jessy, która posiadała informację, której nie miała Sophia. Z Aldrichem przyjaźnili się od lat, a jednak nie napisał do niej ani słowem o swoim wyjeździe. Może wyjeżdżał w pośpiechu, a może wstydził jej się przyznać do tego, że porzucał Zakon? A może przez jej oddanie pracy oddalili się od siebie zbyt mocno, by dawna więź mogła przetrwać? Jeśli tak, było w tym wiele jej winy, bo jej życie towarzyskie od kilku miesięcy mocno kulało. Tak czy inaczej nie mogła go winić, nie uważała go też za tchórza. Mimo własnego oddania sprawie rozumiała, jak ważne było dla niego dobro siostrzenicy, więc miała nadzieję, że oboje znajdą bezpieczeństwo i szczęście. Dobrze było wiedzieć, że on, Margo i jeszcze kilka osób po prostu wyjechali.
Sophia nie miała już rodziny, której życie mogłaby narazić. Działając do Zakonu ryzykowała tylko i wyłącznie swoim własnym życiem, co było dla niej położeniem komfortowym, bo nie musiała się bać, że ktoś jej bliski ucierpi przez nią. Jej własne poświęcenie było akceptowalne, bo jako auror i tak ryzykowała życiem każdego dnia. Nie było już nikogo, kogo by kochała i w obecnych czasach coraz bardziej cieszyła się ze swojej samotności. Tym łatwiej będzie jej działać, a także wyprawić się do Azkabanu. Wiedziała jednak, jak trudno było tym, którzy posiadali bliskich, na przykład Aldrichowi i wielu innym. Pozostawało też faktem, że ich sojusznicy znikali – wyjeżdżali lub przepadali bez wieści, jak Vera, której nie widziała od dnia misji w starym warsztacie. Jak wielu z nich odnajdzie się martwymi lub nie odnajdzie się nigdy? Liczyła się z tym, że poniosą jeszcze niejedną ofiarę, bo czasy spokoju minęły i wyglądało na to, że nie wrócą prędko.
Z uwagą wysłuchała wszystkich padających informacji na temat rycerzy Walpurgii, zarówno ich personaliów, jak i innych szczegółów które należało znać. Zapamiętała padające nazwiska, choć większości z tych osób nie znała osobiście, można było jednak skorzystać ze wspomnień lub zdjęć. Większym zdziwieniem było dowiedzenie się o nawróconym rycerzu, który złożył Wieczystą Przysięgę i zgodził się ich wspierać – ale Sophia przypomniała sobie, że już go poznała, w listopadzie w klubie pojedynków, gdzie okazał się godnym i bardzo walecznym przeciwnikiem o dużych umiejętnościach. Carter nie zamierzała kwestionować woli Gwardzistów w tej kwestii, na pewno mieli swoje powody, dlaczego postąpili tak a nie inaczej. Jeśli jego skrucha i nawrócenie były szczere, mógł okazać się cennym sojusznikiem, zwłaszcza jeśli zdradził tyle interesujących informacji i dzięki niemu poznali tyle dodatkowych personaliów. Przysięga zabezpieczała ich natomiast przed ewentualnymi skutkami ubocznymi okazanego zaufania – ale naprawdę potrzebowali każdego, kto mógł pomóc w walce.
Sama nie mogła się pochwalić w ostatnim czasie żadnymi sukcesami, ani w naprawie anomalii ani w listopadowej misji, którą zawaliła na całej linii i najprawdopodobniej nigdy nie wybaczy sobie tego, że nie zdołała ocalić mugoli na moście. Prawie każdego dnia moment runięcia mostu dręczył ją w snach, ale może w Azkabanie będzie miała okazję zadośćuczynić błędom z tamtego dnia.
Na moment zacisnęła usta, odpychając od siebie te myśli. Kieran od pewnego czasu uczył ją oklumencji, a ona sama wieczorami ćwiczyła oczyszczanie umysłu, i musiała umieć odtrącać od siebie zbędne, mącące umysł myśli. Skupiła się na innej kwestii.
- Dobrze wiedzieć, że można jakoś przerwać tę mgłę, bo za jej sprawą mogą z łatwością uciekać przed naszymi nawet najmocniejszymi zaklęciami. To chyba znak, że czas podszkolić się w transmutacji – rzekła na wieść o działaniu mgły oraz możliwościach jej odwracania. – Czymkolwiek jest ta zdolność, daje im naprawdę duże możliwości, jeśli chodzi o ucieczki i unikanie zaklęć, ale nie wszyscy, z którymi miałam okazję walczyć, korzystali z niej, więc może posiedli ją tylko ci najsilniejsi.
To musiała być trudna umiejętność. Tak jak nie każdy Zakonnik potrafił wyczarować patronusa działającego jak tarcza, tak pewnie równie trudne było nauczenie się przemiany w mgłę. Tak jej się przynajmniej wydawało, bo gdyby było to łatwe, każdy z nich unikałby wszystkich rzucanych w nich zaklęć, a tak nie było. Poza tym każda zdolność miała swoje ograniczenia.
Pokiwała głową na wieść, że od teraz mieli spotykać się w starej chacie. Miało to sens, biorąc pod uwagę, że do Świńskiego Łba mógł wejść każdy i łatwo byłoby ich wyśledzić, nie było tam też tylu ochronnych zaklęć. To miejsce wydawało się bezpieczniejszą kryjówką, choć zarazem w obecnych czasach musieli jeszcze bardziej uważać na to, komu ufali, bo nigdy nie wiadomo, z której strony nadejdzie zdradziecki cios. I Sophia przez moment myślała że powinni zrekrutować Bones, ale przyjęła do wiadomości logiczną argumentację ministra – będzie bezpieczniej i dla niej i dla nich, jeśli pozostanie nieświadoma, bo to na nią zwrócą się podejrzenia w pierwszej kolejności, jeśli ktoś zorientuje się o podziemnej działalności aurorów. Także Carter ostatnimi czasy była coraz bardziej podejrzliwa, działała w podziemiu nie tylko jako Zakonniczka, ale nawet jako aurorka, bo w obecnym porządku nie mogli należycie wypełniać swojej roli w pełni legalnie. To uczyło ją większej ostrożności. Czasy naiwnie idealistycznej Puchonki dobiegały końca. Musiała ostatecznie zabić w sobie dawną Sophię, by stać się lepszym aurorem i Zakonniczką. Może i lepiej, że teraz nad wprowadzaniem nowych będą czuwać gwardziści, bo choć potrzebowali nowych ludzi, to każde słabe ogniwo stanowiło ryzyko dla reszty.
Później profesor Bagshot zaczęła mówić o misjach. Sophia znowu zaczęła słuchać uważniej. Sama niestety nie przyłożyła ręki do sukcesu w stworzeniu przejścia, bo prawie dała się zabić wielkiemu wężowi, ale mogła jeszcze to nadrobić, wykazując się w Azkabanie. Oby tylko Samuel rzeczywiście pozwolił jej się wykazać. Spojrzała porozumiewawczo na Jessę – dwie silne, rudowłose kobiety znów miały walczyć ramię w ramię, jak wtedy w Dziurawym Kotle. Podejrzewała, że anomalia nie pozwoli im się do siebie zbliżyć tak łatwo. Żadne nie pozwalały, a ta ponoć miała być najsilniejsza ze wszystkich. Musieli bezpiecznie przeprowadzić dzieci do anomalii, a potem wrócić, ale choć miała świadomość ogromnych umiejętności Longbottoma, również zastanawiała się, czy posyłanie go samego z kamieniem to dobry pomysł. Ale Bathilda i Gwardia z pewnością wiedzieli, co robią. Wszyscy wyruszali tam, by wybawić kraj od piekła anomalii i ocalić wiele niewinnych istnień.
Ale nie to było najbardziej zaskakujące. Staruszka zostawiła najbardziej kontrowersyjne wyznanie na koniec. A więc to Gwardia sprowadziła na świat anomalie? To Zakon przyczynił się do cierpień tylu ludzi?
- Dlaczego dowiadujemy się o tym dopiero teraz? – zapytała odruchowo. Ale wiedziała też, jak ogromnym brzemieniem musiało to być, i jeśli profesor Bagshot miała rację, to może i tak było to mniejsze zło? Nie dowiedzą się już, co by było, gdyby nie otworzyli skrzyni, choć zapewne robiąc to mieli słuszne pobudki, chcieli pokonać czarnoksiężnika. A dziś mieli szansę coś zmienić i pozbyć się anomalii raz na zawsze. – Zresztą nieważne. Pewnie mieliście swoje powody, dla których nie powiedzieliście nam prawdy, ale teraz najważniejsze jest jedno – sama wyprawa do Azkabanu i zmierzenie się z tym, co tam na nas czeka.



Ne­ver fear
sha­dows, for
sha­dows on­ly
mean the­re is
a light shi­ning
so­mewhe­re near by.

Sophia Carter
Sophia Carter
Zawód : Auror
Wiek : 24
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Świat nie jest czarno-biały. Jest szary i pomieszany.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3633-sophia-carter https://www.morsmordre.net/t3648-listy-do-sophii https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f308-beckenham-overbury-avenue-13 https://www.morsmordre.net/t3765-skrytka-bankowa-nr-925 https://www.morsmordre.net/t3647-sophia-carter
Re: Salon [odnośnik]07.04.19 23:03
Spojrzał na Jackie, gdy ta wspomniała o czarodzieju, który pomógł jej po makabrycznych zdarzeniach dotrzeć do domu. Nie powiedział nic. Stał cały sztywny, napięty, jak kamienny posąg. Utrzymywał ten sam śmiertelnie poważny wyraz twarzy, nie dołączając z wielkim zaangażowaniem do dyskusji. Poruszanych było tak wiele tematów, wszystkie były ważne. Niektórzy myśli wypowiadali za niego, zwłaszcza kiedy to inni aurorzy przemawiali, identyfikował się z nimi w dużej mierze. Zatem nie odzywał się, po prostu słuchał.
Zgadzał się, że potrzebują systemu do gromadzenia danych, ale również trafiały do niego postulaty o zabezpieczeniu całej tej wiedzy o przeciwniku, aby nie dostała się w niepowołane ręce. Dlatego też stanowczą decyzję Profesor Bagshot o ostrożniejszym dobieraniu sojuszników na przyszłość uznał za jak najbardziej stosowną. Potrzebowali takiego środka zaradczego. Sojusznicy znikali, pojawiali się nowi – zbyt duża rotacja utrudni im znacząco działanie, dlatego ktoś musiał nad tym zapanować. Gwardziści mieli prowadzić resztę, nieprawdaż? Doskonale rozumiał też stanowisko byłego Ministra Magii, aby jednak do organizacji nie wcielać Edith Bones. Była potężną czarownicą, jednak przez politykę obecnej władzy nieustannie pozostawała na celowniku. To i tak cud, że udało jej się umożliwić warunki do niejawnej pracy w Departamencie Przestrzegania Prawa Czarodziejów.
Po informacjach o skrzyni Grindelwalda nie mógł pozostać bierny. Uniósł brwi, dając tym samym wyraz swojemu zdziwieniu. Stłumił jednak szybko wszelkie wątpliwości. Wiedział, że Dumbledore nie był zwykłym czarodziejem, wielu ludzi wciąż go podziwiało, choć już lata minęły od jego śmierci. Ale myśl, że wszystko dokładnie zaplanował, że nawet zza grobu w jakiś sposób pociągał za wszystkie sznurki… Czy powinni go winić za cokolwiek? Szkoda było czasu na kierowanie podobnych uczuć w stronę osoby już martwej. Musieli skupić się na chwili obecnej, wciąż bardzo żywych wrogach. Otworzenie skrzyni było konieczne do zakończenie terroru Grindelwalda, tak przynajmniej została im przedstawiona sytuacja. Gwardziści nie uczynili tego ze złymi intencjami. Chodziło o większe dobro, o którym rozprawiał niegdyś najpotężniejszy czarnoksiężnik. Tylko co się z nim stało? Czy nie ma już z jego strony zagrożenia? Zniknął, a Rineheart chciał wierzyć, że to było równoznaczne z jego śmiercią.
Dopiero podczas dyskusji o zaprezentowanym planie działania w Azkabanie Kieran nieco się ożywił. Spojrzał na Justine i skinął w jej stronę głową z uznaniem. To jej powierzono jego los i kilku innych osób. Wierzył że sobie poradzi. Wszyscy przez te kilka miesięcy niesamowicie dojrzeli, poczynili wielkie postępy, Tonks dołączyła do Gwardii. Stawali się coraz silniejsi, a z Haroldem Longbottomem po swojej stronie mieli większe możliwości. Rozumiał wątpliwości innych, że oddanie kamienia wskrzeszenia jednej osobie może być ryzykownym rozwiązaniem. Ale nie wędrował on w niekompetentne ręce. To Anthony złożył dalsze wyjaśnienia w tej kwestii, bardzo zresztą rozsądne i logiczne.
Dzieci, które były ważnym elementem w procesie okiełznania anomalii nie były ich priorytetem. Były ważne, ale nie najważniejsze. Zgadzał się z tą opinią, zgadzał się w pełni a Anthonym, lecz kładzenie na szali tak młodych istnień, decydowanie o ich losie, jakby mieli do czynienia jedynie z przedmiotami… To nawet dla niego nie było proste. Ale głównym celem ich misji było zapanowanie nad chaosem, do jakiego dopuścić musieli. Uczynili to nieświadomie. Czy odpowiedzialność spada tylko na nich? Czy ich przygniecie?
Nawet jeśli to my wywołaliśmy anomalie, nie zapominajmy, że zostaliśmy do tego zmuszeni przez zbrodnie Grindelwalda – rzekł dosadnie, spoglądając na młodego Fortescue, lecz nie czynił mu żadnych wyrzutów. Tak jak i Sophii, która na całe szczęście szybko wycofała się z zadanego pytania. – Musimy ostatecznie wyplenić zło, które wyrządził – dodał z mocą, zdecydowanie, nie chcąc już widzieć u nikogo zawahania. Czekała ich misja, podczas której mogli spodziewać się wszystkiego. Mury Azkabanu nie będą dla nich litościwe.


We can make it out alive under cover of the night; Trees are burning, ravens fly, smoke is filling up the sky,
WE ARE RUNNING OUT OF TIME
Kieran Rineheart
Kieran Rineheart
Zawód : Rebeliant, auror
Wiek : 54
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowiec
I pochwalam tajń życia w pieśni
i w milczeniu,
Pogodny mądrym smutkiem
i wprawny w cierpieniu.
OPCM : 40 +5
UROKI : 30 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20 +3
Genetyka : Czarodziej
Salon - Page 24 AiMLPb8
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5879-kieran-rineheart https://www.morsmordre.net/t5890-aedus#139383 https://www.morsmordre.net/t12481-kieran-rineheart https://www.morsmordre.net/f205-opoka-przy-rzece-wye-walia https://www.morsmordre.net/t5895-skrytka-bankowa-nr-1467 https://www.morsmordre.net/t5907-k-rineheart#139780
Re: Salon [odnośnik]08.04.19 0:18
Zebranie skupiało wystarczająco wiele osób, by momentami, ciężko było skupić uwagę na każdym, który dodawał od siebie kilka słów. Skamander wyłapywał poszczególne relacje i opowieści, ale nie do każdej się odnosił, chociaż - rejestrował jej przebieg. od czasu do czasu marszczył brwi, a na usta wdzierał się niezidentyfikowany grymas - ni to strapienia, ni złości, czy konsternacji. Była to raczej mieszanka, kryjąca słowa, których nie podjął wyjawienia. Drażniły go niektóre wypowiedzi i płynąca z nich bezmyślność, ale nie był osamotniony w postawie. Padło wystarczająco komentarzy, pod którymi się podpisywał - Dziękuję za doprecyzowanie - zerknął na Brendana, gdy podjął jego wypowiedź o "rycerskich" zdolnościach. Być może Skamander był rozkojarzony, dając popis słabości. Skupienie było tym, co powinien uczynić. Tym bardziej w perspektywie ich zadania.
profesor mówiła wiele. O tym, że zakonna wiedza miała być ograniczona dla nowych i przyszłych uczestników idei - popierał z całą mocą. Być może była to konieczność, patrząc w perspektywie walki, jaka przed nimi stała i coraz częściej pojawiających się zakonnikach, którzy mylili wojnę z baśniową historią o zbawianiu zła. Oni, musieli to zło wyplenić, nie zbawiać. I nie był przeczekalnią - Tak jest - pierwsze potwierdzenie i skinienie głowy posłał, gdy zmęczone spojrzenie Bathildy zatrzymało się na jego własnym. Rozluźnił zaplecione ramiona, by po chwili złożyć je w tym samym geście, gdy wrócił temat śmierci Rogersa. Szanował Bones, ufał jej i podziwiał za wszystko co robiła, ale to Rogers był niedoścignionym autorytetem. I była to kolejna śmierć na liście Voldemorta, której nigdy nie miał darować - Zgadzam się - dopowiedział krótko po słowach Harolda, nie wdając się w szczegóły. Szefowa biura robiła i tak wiele. Pamiętał spotkanie na Wzgórzu. Działa w tej samej sprawie chociaż na innej zasadzie. Rzucanie na jej barki kolejnej odpowiedzialności, mijało się z celem.
Bathilda mówiła dalej, a Skamander w skupieniu podejmował jej słowa, wychwytując niewypowiedziany smutek. Mówiła wiele, a i tak miał nieodparte wrażenie, że kryła coś więcej, coś, czego jeszcze? nie mogła im powiedzieć. Pytanie więc zawisło w powietrzu, zatrzymane, gdy padło jego imię - Oczywiście -  na kilka sekund zatrzymał się przy kobiecej twarzy, obleczonej w zmęczenie, potem, odnajdując wzrokiem każdego, kto miał mu towarzyszyć podczas misji. Anthony, Sophia, Artur, Gabriel, Jessa i Randall. Anthonemu gotów był powierzyć własne życie, myślał i działał jak żołnierz, a jego zdolności nie raz udowadniały, jak groźnym przeciwnikiem dla wrogów potrafił być. Z Jessą i Gabrielem zdołali podjąć się szaleńczej misji po wybuchach anomalii, ufał im. Sophia była biegła w magii obronnej, z Randallem nie miał jeszcze wiele wspólnego, ale skład miał znaczenie. Cel był jasny, a opowieść o kamieniu wskrzeszenia dawała możliwość, która wcześniej stała pod wielkim znakiem zapytania - Pomoc naszemu Ministrowi można okazać w inny sposób, skoro musi iść sam, powinien otrzymać nieco inne wsparcie. Eliksiry, być może przedmioty, które pomogą przejść bardziej niezważonym. Mamy w posiadaniu kilka luster dwukierunkowych. Można byłoby rozdzielić je tak, by mieć ze sobą kontakt - spojrzał najpierw na Marcellę, potem na Gabriela i Jessę - odetchnął cicho i odezwał się dopiero, gdy wspominano samą, czarną różdżkę, a potem - relację kuzyna, z którym kontakt wzrokowy złapał - Być może, ktoś biegły w nauce, mógłby podjąć się znalezienia informacji - nie o samym Bagmanie, a o jego misji? czy tych smierciotulach. Może to będzie trop - tu prześledził siedzących w pomieszczeniu, szukając chętnych. Nawet, jeśli była to oficjalna wyprawa, dokumentacja musiała spłonąć razem z Ministerstwem.
Nieprzyjemny impuls przecisnął się przez całą długość kręgosłupa, gdy prawda, która tyle czasu nosili gwardziści, w końcu została odsłonięta. Wieści jednak wyglądały inaczej niż się spodziewał i początkowy chłód zniknął. Dumbledore wszystko przewidział. I chociaż wina za tak wiele śmierci, nie zelżała ani odrobinę, to poczuł dziwną ulgę, osiadającą na jego barkach. Nie pomylili się. Umysł większy od nich, dokonał wyboru, przygotował ich na to, z czym mierzyli się do tej pory - Zrobiliśmy to, co było konieczne. Nic wam po wiedzy, jeśli prawda była niepełna - i chociaż odpowiadał Floreanowi, to słowa kierował do wszystkich, którzy na dłużej wieszli spojrzenie na gwardzistach. I chociaż nie był legilimentą, czytał z ich twarzy niemal jak z ksiąg.
Wystarczyło, że wzięli odpowiedzialność i winę na swoje barki. jaki sens miało rozciąganie informacji do głów, które - wielu wypadkach - mogły narobić więcej szkód i niezrozumienia? Nie komentował dłużej, nie podejmował pytań o smokologa, na które już udzielono odpowiedzi, nie angażował się w dyskusje, które nie miały być kontynuowane. Szykowali się do misji i to ona miała być priorytetem tego spotkania, nie dyskusje o możliwościach, które minęły.


Darkness brings evil things
the reckoning begins
Samuel Skamander
Samuel Skamander
Zawód : Rebeliant, auror
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
I've come too far, to go back now
I'll never close my eyes
OPCM : 51 +3
UROKI : 29 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 18
Genetyka : Czarodziej
Salon - Page 24 9l89Y7Y
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1272-samuel-skamander https://www.morsmordre.net/t1372-filozof#10888 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f186-harley-street-5-3 https://www.morsmordre.net/t3509-skrytka-bankowa-nr-358#61242 https://www.morsmordre.net/t1597-samuel-skamander#280340
Re: Salon [odnośnik]08.04.19 0:54
Gdyby Lorraine nie upomniała go, wypowiadając na głos jego imię, Lucan prawdopodobnie znów odniósł by się raczej dość niegrzecznie w stosunku do Desmond. Tymczasem jednak zerknął tylko na siostrę - rozumieli się prawie bez słów, jak to rodzeństwo. Jedno jej słowo wystarczyło mu, aby się uspokoił. No, może nie do końca, ale nie rzucał już głośnych reprymend. Słowa Susanne puścił mimo uszu, a w kierunku Desmond posłał raczej nieprzychylne spojrzenie. Niewiedza nie była żadnym wytłumaczeniem.
- Pomyśl trochę, zanim będziesz pytać - i tymi słowami miał zamiar zakończyć swój udział w dyskusji na ten temat - tym bardziej, że Lorraine wyjaśniła wszystkim zebranym, dlaczego nie dało się swobodnie i bez przeszkód zaglądać na zgromadzenia rycerzy i przewidywać ich planów. Lucan wiedział, że gdyby jego siostra potrafiła tego dokonać, już dawno by to zrobiła. Oboje nie należeli przecież do zakonu od wczoraj. Byli świadomi tego, że aby powstrzymać rycerzy, należało wykorzystać każdą sposobność.
Chciał wierzyć w to, że jego rodzina będzie bezpieczna. Nie ufał ślepo swojemu statusowi ani nawet zaklęciom obronnym nałożonym na swój dom - powoli zastanawiał się, czy nie powinien może nakazać Melanii oraz rodzicom opuszczenie Doliny Godryka i wyjazd za granicę. Tam wszyscy byliby bezpieczni, a Lucan mógłby skupić się tylko i wyłącznie na próbach naprawienia całego tego bałaganu. Naprawdę chciałby, żeby to było takie proste. Ale doskonale wiedział, że tak się nie da. Jego żona była uparta niczym osioł i nie było szans, by opuściła Dolinę Godryka. Rodzice z resztą tak samo. To był w końcu ich dom. Lucan przeklinał czasami upór Abbottów...
- Śmierciotule, dementorzy... miłe zwierzaki. Widać pufki pigmejskie były dla niego za nudne - sapnął, słysząc doniesienia Anthony'ego Skamandera. Nie znał się na magicznych stworzeniach aż tak dobrze, najbliższe jego sercu były tylko kuce i znikacze. Nawet on jednak był świadom, że zarówno śmierciotula jak i dementor były śmiertelnie niebezpieczne... i mogły mieć ze sobą coś wspólnego. Niezły trop.
- Jeśli faktycznie okaże się, że to zaklęcie będzie przeciwdziałać czarnej mgle rycerzy i jeśli ktoś będzie chciał podszkolić się z transmutacji, to zapraszam - odezwał się tak, by inni mogli go usłyszeć bez przeszkód. Znał tę inkantację bardzo dobrze, parę miesięcy temu to właśnie ją wykorzystał, aby odczarować jednorożca zaklętego w smoczą bestię w rezerwacie. Załatwili tamtą anomalię z Jessą w tempie wręcz ekspresowym. W tej jednej dziedzinie czuł się najpewniej - chociaż oczywiście z ewentualnymi lekcjami musieli zaczekać dopiero aż do momentu, jeśli kiedy wszyscy wrócą z Azkabanu. Lucan szczególnie nadstawił więc ucha w momencie, gdy była mowa o ewentualnej pomocy z zewnątrz. Tej, pochodzącej od zakonników, którzy nie wyruszali na wyprawę. Nie był wtajemniczony we wszystkie szczegóły planu, dlatego z zainteresowaniem spojrzał na profesor Bagshot, gdy poruszono także kwestię powrotu. Chociaż nawet ten temat blakł, gdy na jaw wyszła prawda o pierwotnym źródle anomalii, dręczących Anglię od dłuższego czasu.
Ciężko było tego słuchać. Lucan wolałby wciąż sądzić, że te potworne wybuchy magii powstały w wyniku działania rycerzy, a nie z powodu decyzji gwardzistów oraz planu Dumbledore'a. I nawet jeśli to Grindelwald był prawdziwym twórcą anomalii, nie było łatwo przyjąć do wiadomości, że to właśnie zakon wypuścił je na świat. Lucan spoglądał na swojego syna codziennie i martwił się o jego życie, świadom, że dziecięce wybuchy niekontrolowanej magii mogą zaatakować w każdej chwili. A przecież podczas pierwszomajowej nocy zginęło tylu niewinnych.
Czy naprawdę nie dało się w żaden sposób tego uniknąć?
Lucan spojrzał bez słowa w stronę Samuela. Nie zamierzał ukrywać, że niełatwo było przełknąć informację, że przyjaciel tak długo go okłamywał. Jednocześnie miał świadomość tego, że w tej chwili nie byli przyjaciółmi. Jeden z nich był doświadczonym gwardzistą, natomiast drugi szeregowym żołnierzem zakonu. W tej chwili nie potrafił w sobie znaleźć współczucia dla gwardzistów, którzy tak długo chowali tę informację w sekrecie. Musiał to jakoś przełknąć - i skupić się na misji. Odchrząknął.
- Porzućmy na razie ten temat, tak samo jak rozmowy o Percivalu. Musimy się skupić na zadaniu, które nas czeka. - jego także paliły pytania - o mgłę, o rycerzy, o to, ile te parszywe gnoje wiedzą o zakonie. Nie musiał za to pytać, czemu prawda o anomaliach była trzymana w sekrecie. Rozumiał pobudki kierujące Bathildą i gwardzistami. Ale to wszystko mogło poczekać. Szykowali się na tę akcję tak długo, naprawiali miejsca z niestabilną magią za wszelką cenę, kolekcjonowali dusze uwolnione ze szczątków dementorów - wszystko dla tej jednej chwili. I jak raz, to nie rycerze byli ich przeciwnikami. Lucan domyślał się, że anomalia postawi przed nim znacznie cięższe wyzwania. No i nie można zapomnieć też o strażnikach Azkabanu - tym razem żywych, jeśli można je w ogóle tak określić. - Czy jest coś jeszcze, co musimy wiedzieć o tej anomalii-matce?


We carry on through the stormTired soldiers in this war
Remember what we're fighting for


Lucan Abbott
Lucan Abbott
Zawód : Znawca prawa, pracownik Służb Administracyjnych Wizengamotu
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
If you can't fly, run
If you can't run, walk
If you can't walk, crawl!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6172-lucan-havelock-abbott https://www.morsmordre.net/t6437-loki#164163 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f204-dolina-godryka-norton-avenue-rezydencja-abbottow https://www.morsmordre.net/t6547-l-h-abbott
Re: Salon [odnośnik]08.04.19 1:14
Skupiła się na słowach Zakonników. Zarówno na tych przychylnych, jak i na tych znacznie mniej. Najbardziej przemówiły do niej jednak słowa czarodzieja nazywanego przez innych Frederickiem. Prawdą było to, że nie wiedziała czy była gotowa. Gorące zapewnienia byłyby tylko słowami rzuconymi na wiatr. Nie miała pojęcia co przyniosą im kolejne dni, tygodnie, miesiące. Wiedziała, że to nie słowa, a czyny świadczą o prawdziwości jakichkolwiek zapewnień. Nikomu niczego nie udowodniła, żadne z nich nie miało powodów ku temu aby im zaufać czy przyjąć jak swoich. Nie zamierzała więc bronić się przed oceniającymi spojrzeniami Zakonników.  Najwyraźniej taka była kolej rzeczy. Gdy Bathilda Bagshot zapytała ją dlaczego tutaj jest, odpowiedziała jej szczerze i z szacunkiem. Powiedziała czym się zajmuje i zaoferowała swoją pomoc. Na tę chwilę mogła zrobić zaledwie tyle.
Dalej poświęciła uwagę napływającymi zewsząd informacjom. Zdecydowała się nie komentować w żaden sposób nowinek dotyczących Percivala Blake’a. Czuła, że jako jedna z nowych osób, nie ma prawa podejmować żadnych dyskusji, szczególnie że jedna z Gwardzistek powiedziała, że decyzja już zapadła. Sama zresztą nie miała tak szerokiego pojęcia o sytuacji mężczyzny, aby podejmować śmiałe osądy. Tak też skupiła się na informacjach o Rycerzach, Śmierciożercach jakie im dostarczył. Nie posiadała żadnych informacji na ten temat, pokiwała jedynie energicznie głową, gdy Charlene powiedziała, że Lupus Black pracuje na tym samym oddziale co Roselyn.
Zakonnicy poruszali przeróżne tematy, jednak w końcu Bathilda Bagshot ponownie zabrała głos. Wieść o tym, że to Gwardziści i Zakon Feniksa był odpowiedzialny za wybuch anomalii wstrząsnęła nią. Bagshot wyjaśniła im czym groziło przetrzymywanie mocy w skrzyni, ale mimo wszystko świadomość, że to oni byli za to odpowiedzialni była przerażająca. Tak samo jak to, że musieli tam zabrać niewinne dzieci. Nie mający żadnej pewności czy przeżyją. Świadomość ta wywoływała jej wewnętrzny opór. Była matką. Nie mogła o tym nie myśleć w takich kategoriach. Nawet jeśli inni mieli podobne rozterki, nikt nie zawetował misji. To się działo, a plan rozwijał się na jej oczach. Wiedziała, że może zrobić niewiele, dlatego też zwróciła wzrok ku Hannah, Charlene i Ollivanderowi, gdy ci wspomnieli o wsparciu z zewnątrz. - Eliksiry lecznicze z pewnością się przydadzą, myślę jednak że w pierwszej kolejności powinny przysłużyć się im podczas walki. Jeśli nie wrócą tutaj i żaden uzdrowiciel nie będzie mógł im pomóc, powinni mieć coś przy sobie. - ponuro pokiwała głową - Jeśli misja się powiedzie lub nie, powinniśmy przygotować się do tego, że wielu może wrócić rannych. Czy jest miejsce w jakim będziemy mogli na nich czekać, by pomóc już po wszystkim?
- zwróciła się ku Bathildzie.



what we have become but a mess of flesh and emotion - naked on all counts

my dearest friend


Roselyn Wright
Roselyn Wright
Zawód : Uzdrowiciel w leśnej lecznicy
Wiek : 31
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
the healer has the
b l o o d i e s t
hands.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
when will enough be enough?
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6412-roselyn-wright https://www.morsmordre.net/t6516-furia#166169 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f415-szkocja-highlands-knieja https://www.morsmordre.net/t6553-skrytka-bankowa-nr-1612#167244 https://www.morsmordre.net/t6551-r-wright#282514
Re: Salon [odnośnik]08.04.19 2:18
Słuchając traktujących o rodzinie słów profesor Bagshot nie byłem w stanie nie pomyśleć o Charlotte, która w domu miała zastać jedyne krótki liścik z informacją, że wyjeżdżam na kilka dni i nie jestem do końca pewien, kiedy wrócę. Oczywiście było to naciągnięciem prawdy: mogłem w ogóle nie wrócić. Nie bałem się zostawiać jej w domu, nie kiedy Archibald wiedział o jej istnieniu i był w stanie zajrzeć do niej, kiedy mnie by nie było - w ostateczności nawet przygarniając ją pod swoją pieczę i zajmując się tym, co po sobie bym dla niej zostawił. Nie znałem bardziej odpowiedniej po temu zadaniu osoby, a ponieważ Prewett niejednokrotnie mówił, abym nie zastanawiał się i prosi go o pomoc kiedy tej będę potrzebować - tak więc wczoraj nie wahałem się ani przez chwilę przed wysłaniem do niego listu. Wiedziałem, co należało robić - nie mogłem wybrać jej ponad Zakon i ponad wojnę, która toczyła ten kraj od środka. Oczywiście, kiedy odniesiemy sukces to również i ona będzie beneficjentką naszych poświęceń.
Może chociaż w ten sposób byłem jej to w stanie jakkolwiek wynagrodzić.
Zlustrowałem spojrzeniem Bertiego, słysząc o jego kontaktach z Vablatsky. Zmarszczyłem lekko brwi zastanawiając się, jak w ogóle do niej trafił. Jeżeli potrafiła wyleczyć sinicę i była badaczem Rycerzy Walpurgii to musiała posiadać znaczną wiedzę w dziedzinie magii leczniczej: skąd ją posiadała pozostawało zagadką. Na pewno nie pracowała w Świętym Mungu, co do tego byłem prawie że stuprocentowo pewien. - Bertie, skąd wytrzasnąłeś tę całą Vablatsky? Gdzie można ją znaleźć? - zapytałem, chcąc żeby ta informacja wyraźnie wybrzmiała w pomieszczeniu. Jeżeli Bott nie wróciłby z Azkabanu warto, żeby tak istotna informacja nie przepadła wraz z nim.
Wsłuchałem się uważnie w głos wpierw Ollivandera, pozostając pod całkowitym wręcz zachwytem dla jego wiedzy o czarnej różdżce. Informacje zarysowane przez niego były fenomenalnymi wieściami. Później poświęciłem swoją uwagę całkowicie pani profesor Bagshot, kiedy zaczęła wyjaśniać nam powód spotkania się w starej chacie zamiast pod Świńskim Łbem. Uniosłem odrobinę wyżej brwi kiedy wyjawiła, że od tej pory to Gwardziści będą w pełni odpowiedzialni za filtrowanie nowych kandydatur na członków Zakonu Feniksa. Oznaczało to oczywiście kolejne odpowiedzialności i decyzje do podejmowania, ale nie jawiły mi się one jako brzemię, a raczej wyraz zaufania i podkreślenia naszej funkcji. W wyrazie akceptacji i wdzięczności skłoniłem lekko głowę przed naszą przywódczynią, bez słowa sprzeciwu przyjmując dalej polecenia. Powiodłem spojrzeniem po grupie, do której zostałem przydzielony - mieliśmy naprawdę dobry zespół, uzupełniający się wzajemnie pod kątem mocnych i słabych stron.
Chociaż dalej stara czarownica mnie zaskoczyła, nie dałem tego po sobie poznać. Nie spodziewałem się, że zdecyduje się wyjawić historię powstania anomalii właśnie teraz - lecz, patrząc z drugiej strony był to moment paradoksalnie najlepszy, pozwalający w Zakonnikach wzbudzić pewne poczucie współodpowiedzialności za to, co się stało. Oczywiście, jak absurdalne by to nie było, tak na równi z oburzeniem w salonie starej chaty zapanowało bezbrzeżne zdziwienie, a na twarzach niektórych pojawiła się determinacja. To było naprawdę dobre posunięcie, godne najlepszego psychologicznego stratega.
Słowa Anthony'ego Skamandera skradły moją uwagę całkowicie. Wszystko, co było związane z czerwcowym najazdem Rycerzy na Azkaban budziło moje zainteresowanie. Kolejna część jego wypowiedzi sprawiła jednak, że wyraźnie pokiwałem głową.
- Anthony ma rację. Nie bez powodu zostaliśmy podzieleni w taki sposób, pani profesor wie co czyni - powiedziałem na głos, dla siebie zachowując jednak skojarzenie, które podpowiedziała mi wybujała wyobraźnia. Longbottom idący sam z kamieniem był niczym Frodo, który z Pierścieniem zakradał się do Góry Przeznaczenia, w czasie gdy reszta Drużyny Pierścienia - w tym wypadku my - skupiała na sobie uwagę oka Saurona, którą w tej sytuacji była żyjąca na wyspie Azkaban anomalia. Ta sama anomalia, która również raz ocaliła mi życie.


Alexander Farley
Alexander Farley
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 23
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

Alex, you gotta fend for yourself

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Salon - Page 24 9545390201fd274c78230f47f1eea823
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t927-alexander-farley https://www.morsmordre.net/t999-fumea https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t3768-skrytka-bankowa-nr-277 https://www.morsmordre.net/t979-a-selwyn#5392
Re: Salon [odnośnik]08.04.19 13:35
Bathilda patrzyła na was ze spokojem w oczach. Sińce pod jej oczami były wyraźne, silne, blada skóra ciasno opinała policzki, a sieć zmarszczek dodawała jej powagi pomimo ciepłego uśmiechu na ustach. Nie wtrącała się w rozmowy, które zostawiała decyzjom Zakonników, ale wskazówki zegara leniwie przesuwały się po tarczy zegara. Wpierw zwróciła się do Benjamina.
- Grindelwald został pokonany. Odebraliśmy mu jego moc - tak pokonany nie stanowił żadnego wyzwania dla rycerzy. Niestety, odnaleźli go przed nami. Pracujcie nad tym, drodzy Zakonnicy - uchwyciła spojrzeniem Ulyssesa, później Artura. - Nie wolno nam pominąć żadnego tropu. - Być może dlatego moment później spojrzała na Anthony'ego mówiącego o Bagmanie. - To bardzo prawdopodobne - podniosła jego słowa - Fakt, że nie da się go znaleźć w dokumentach, wydaje się przynajmniej niepokojący. Nie ignorujcie tej wskazówki. Jeśli ten człowiek może być kluczem do porozumienia się z dementorami - musicie z tego skorzystać.
Z tym samym spokojem spojrzała na Julię, później na Jessę, która ją wsparła, na końcu na Foxa oraz Marcellę i Artura, którzy podważyli sens planu. Harold westchnął ciężko, ale nie zabrał głosu.
- A kto ochroni dzieci, Fredericku, kiedy ty będziesz chronił Harolda? - zapytała spokojnie, spoglądając w oczy bystrego aurora. - Zapewniam cię, że nasz nowy sojusznik potrzebuje mniej ochrony niż sześciolatek w Azkabanie. Nie możecie też ruszyć wszyscy razem - jest was ponad dwadzieścia osób, zbyt trudno będzie wam o siebie zadbać, a nierozproszona siła anomalii uderzyłaby na was zbyt mocno. Szanse na przetrwanie choć jednej grupy zmalałyby. - Przeniosła spojrzenie na Lucindę, uśmiechając się lekko na jej słowa.
- Dziękuję, Anthony - Bathilda zwróciła się do aurora, który podjął tematy z poprzednich spotkań - nie mijające się wszak z prawdą, skinęła także głową Alexandrowi. Później spojrzała na Harolda, który - uchwyciwszy jej wzrok - w końcu sam się odezwał:
- Jako minister przez długi czas miałem dostęp do Azkabanu. Wbrew temu co mówiono - połączenie nie zostało zerwane. Zostało, ale w inny sposób, niż to przedstawiono. Anomalia wewnątrz tego miejsca zniszczyła tam dosłownie wszystko, a destrukcja postępowała w zastraszającym tempie. Zakazałem się zbliżać - ale sam ten zakaz pominąłem, zastanawiając się nad istotą zrodzonego tam zjawiska. Nie posiadałem informacji, które udało się zebrać wam, anomalia pozostała dla mnie zagadką: ale nauczyłem się z nią obchodzić. To ja ochronię was, nie wy mnie - odnalazł spojrzeniem Foxa, później Julię i Jessę. - Postaram się trzymać anomalię w ryzach tak długo, jak długo będę w stanie. Jej moc skoncentruje się na was. Anomalia chce dostać i zniszczyć dzieci, które musicie przeprowadzić bezpiecznie. Nie jest mi potrzebny balast, sam przejdę niezauważony - nic wam nie przyjdzie po kamieniu, jeśli dzieci nie dotrą na miejsce. To one są najważniejsze. Nie obawiajcie się przejścia, z którego korzystałem wcześniej - zniszczyłem je przed szczytem w Stonehenge. - Wydawał się być pewien swoich słów - choć jego twarz pozostawała surowa. Bathilda powoli skinęła głową, nie zdradzała zaskoczenia.
- Dzieci są bezpieczne. Przyprowadzę je na miejsce, gdy nadejdzie czas - odparła na słowa Maxine. - Niestety - dodała, słysząc Jackie - większości z was dzieci nigdy nie widziały. Próbowałam je przygotować na ten dzień i zrobiłam, co mogłam. Są mądre, a ostatnie wydarzenia sprawiły, że nie mogły być dłużej nieświadome swojej mocy. Pamiętajcie jednak, że są to dzieci, które wiele przeszły. Być może będzie wam to ratunkiem - być może przeszkodą.
Z pewnym smutkiem przeniosła jednak wzrok na Floreana, później na Sophię a wyraz strapienia wyraźnie wstąpił na jej twarz. Na końcu odnalazła twarz Kierana.
- Nie, Floreanie - zaprzeczyła jego słowom, choć nie od razu, wciąż łagodnie. - Nie my wywołaliśmy anomalię. Długo sądziliśmy, że tak się stało, to prawda, ale w rzeczy samej jedyne, co zrobiliśmy, to wybraliśmy odpowiedni moment na jej nadejście. Moment, w którym anomalia nie przewyższyła nas mocą. Być może masz słuszność, czując się źle z kłamstwem, którego doświadczyliście: jeśli jednak chcesz kogoś winić za mówienie nieprawdy, wiń za to wyłącznie mnie. To ja zobowiązałam Gwardię do milczenia. Dziś, kiedy wiemy, że nie mogliśmy zrobić nic innego - wiem też, że prawda jest wam należna. - Uśmiechnęła się przepraszająco - już nie do Floreana, ale do gwardzistów, którzy tamtego dnia byli u jej boku.
Na końcu jej wzrok zwrócił się na Elyon, a potem na Hannę, która powtórzyła jej słowa.
- Tak - odpowiedziała spokojnie. - Wszyscy pomożemy. Wszyscy jesteśmy potrzebni do otwarcia przejścia i podtrzymania go, póki nasi przyjaciele przez nie nie przejdą. Tam też najrozsądniej będzie wyczekiwać końca - pomoc uzdrowicieli bez wątpienia okaże się nieodzowna. Co do powrotu... - ponownie obejrzała się na Harolda, który skinął głową:
- Ja się tym zajmę - odparł z przekonaniem. - Jeśli wszystko pójdzie z planem, a anomalia zniknie, raz na zawsze, powrót będzie tylko formalnością.
Bathilda wyglądała na bledszą, niż wcześniej, kiedy wciąż wspierała się dłońmi o oparcie drewnianego krzesła. Zbierała myśli, a wypowiadanie kolejnych słów zdawało się sprawiać jej coraz więcej problemów. Nie wyglądała jednak na słabszą - coś w tym wszystkim przychodziło jej z ogromnym ciężarem.
- Rozdajcie eliksiry, uzupełnijcie ekwipunek, podzielcie się ostatnimi informacjami i rozplanujcie ostatnie aspekty waszej wyprawy. Nadszedł czas. Kiedy będziecie gotowi, splećcie ręce. Anthony, weź to - przekazała w dłonie aurora niewielką figurkę kota. - Zaklęcie portus aktywuje świstoklik i przeniesie was na miejsce, z którego wspólnie otworzymy przejście. Ja pójdę po dzieci. Benjaminie, Alexandrze, Brendanie, Fredericku, Justine, Samuelu, Haroldzie  - odnalazła spojrzeniem każdego gwardzistę oraz dawnego ministra - proszę, dokończcie swoje sprawy i chodźcie ze mną. Poczekam na was w pokoju gościnnym  - dołączymy do pozostałych za moment. - Wzięła głębszy oddech, zupełnie jakby podniesienie głosu wymagało od niej ogromnych pokładów energii - ale zrobiła to:
- A kiedy wrócicie - pomnijcie słowa Fredericka. Nie zapomnijcie o zdjęciach, mogą wam pewnego dnia ocalić życie. - Spojrzała łagodnie na Susanne, gestem dziękując jej za tę pomoc.  - Pamiętajcie o tym, co wspólnie zbudowaliśmy: i nie dajcie sobie tego odebrać. Niezgoda jest waszym wrogiem, nigdy nie zapominajcie, że walczycie po tej samej stronie. Porzućcie wewnętrzne spory i zrozumcie, że wszyscy patrzycie w jednym i tym samym kierunku. Prawdziwy wróg czeka gdzie indziej - a każdy wasz wewnętrzny rozłam jest jego zwycięstwem. Przed wami ciężkie zadanie: ale podołacie mu, bo Zakon Feniksa jest dzisiaj silny. - Skinęła głową, wolnym krokiem opuszczając salę.

Świstoklik przeniesie wszystkich zakonników tutaj - i tutaj należy napisać post przed upływem 72h; w salonie możecie wcześniej wciąż kontynuować rozmowy i wymieniać się przedmiotami, w tym eliksirami.
Gwardziści, którzy ruszą za Bathildą, oczekują prywatnej wiadomości.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Salon - Page 24 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Salon [odnośnik]08.04.19 17:42
Nie włączał się już w dyskusję. Obserwował. I nie mógł zignorować zachowania Bathildy. Czy tylko on miał wrażenie, że jej ostatnie słowa brzmiały jak pożegnanie? Jakby ten ostatni raz chciała im wszystkim przypomnieć co sprawiło, że stworzyli tak liczną grupę? Tego nie wiedział i miał nadzieję, że tym razem z jakiekolwiek powodu jego przeczucia są po prostu błędne. Nie chciał robić zamieszania wcześniej, więc kiedy starsza czarownica poprosiła ministra i gwardzistów do siebie, a im kazała się przygotować, Gabriel postanowił uposażyć się w eliksiry przygotowane przez najznakomitszych alchemików w Zakonie. Trudno się dziwić, że to do Poppy zwrócił się o pomoc. Ufał jej zdolnościom, poza tym, czy jako królik doświadczalny nie był zobowiązany do zaopatrywania się właśnie u panny Pomfrey? Dzięki uprzejmości Zakonniczki wyposażył się w trzy fiolki; tę z eliksirem samoregeneracji  i eliksirem znieczulającym. Nie warto było brać ze sobą więcej niżeli było to konieczne, prawda? Umiejscowił je w bezpiecznym miejscu, w sakwie materiałowej przypiętej do paska spodni. - Dziękuję, Poppy - zwrócił się do czarownicy z delikatnym uśmiechem. Szybko też wycofał się, robiąc miejsce innym Zakonnikom, którzy tak jak on powinni uposażyć się na dzisiejszą wyprawę. Zastanawiał się jak to wszystko będzie wyglądało. Martwił się o dzieci, to chyba normalne, prawda? Każdy by się martwił, nawet jeżeli zdawał sobie sprawę z tego, że gdyby na jednej szalce położyć życie trojga dzieci, a na drugiej życie całych rodzin brytyjskich to niestety te cudowne dzieci są na przegranej pozycji, jakkolwiek okrutnie to nie zabrzmiało. Wśród zebranych szukał tego jednego spojrzenia niebieskich oczu osadzonych na bladej twarzy, okalanej przez niezwykle jasne włosy.

/o łaskawa poppy, podbieram od ciebie eliksir samoregeneracji i eliksir znieczulający
Gabriel X. Tonks
Gabriel X. Tonks
Zawód : zagubiony w wojennej zawierusze
Wiek : 30
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
I've got a message that you can't ignore
Maybe I'm just not the man I was before
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6145-gabriel-tonks https://www.morsmordre.net/t6193-gabrysiowe-listy https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t6795-skrytka-bankowa-nr-1529 https://www.morsmordre.net/t6194-gabriel-tonks
Re: Salon [odnośnik]08.04.19 18:27
Gdy ostatnie słowa Bathildy wybrzmiały w pokoju, Elyon poczuła jak nieprzyjemny, ciężki kamień osiadł na dnie jej żołądka. A więc to już teraz. To już zaraz. Ostatnie prywatne przygotowania w gronie Gwardzistów i Ministra Longbottoma, rozdanie eliksirów najbardziej ich potrzebującym, wymiana zapewnień przepełnionych pokrzepieniem - lub tych absolutnie cichych, wyważonych, naznaczonym niewerbalnym zrozumieniem. Żałowała, że tak późno dołączyła do Zakonu; jej różdżka nie zdążyła jeszcze odznaczyć się waleczną użytecznością, nie miała okazji pozostałych Zakonników poznać na poprzednich spotkaniach, stanąć u ich boku jako pełnoprawny członek ich szeregów. W ich oczach wciąż musiała być niewiadomą, o ile w ogóle była: na horyzoncie malowała się bowiem wizja tak ponura, tak niepewna, że Elyon nie pomyślałaby ani razu zakwestionować pełnego sceptyczności powitania.
Wzrokiem odprowadziła profesor Bagshot i towarzyszącego jej czarodzieja, a gdy zebrana w salonie społeczność rozpoczęła praktyczną część przygotowań, z łatwością uchwyciła wśród nich poszukujący jej samej wzrok Gabriela. Nie musiał wołać jej imienia, nie musiał zapewniać, że nie pomyliła się w odczytaniu jego intencji: Elyon ruszyła w stronę mężczyzny, ostrożnie, by nie przeszkodzić pozostałym w ich zajęciom. Do użycia świstokliku wciąż mieli chwilkę czasu, a ona nie wybaczyłaby sobie, gdyby tam, gdziekolwiek miał ich przenieść, zaprzepaściła szansę wypowiedzenia choćby kilku słów w jego stronę. Uściśnięcia jego dłoni, zrobienia czegokolwiek, tak, by nie żałować.
- Masz wszystko? - zapytała, spojrzała na trzymane przez niego eliksiry. Jej głos drżał trochę zbyt mocno; nie chciała ujawniać słabości, och, Merlinie, jak bardzo nie chciała by dostrzegał to, jak się martwi. A jednak reakcje organizmu zdawały się żyć własnym życiem, wbrew jej usilnym staraniom i błaganiom. - Gabriel, ja wiem, że ty wiesz, jesteś aurorem, pewnie niejeden raz byłeś w niebezpieczeństwie, ale... Bądź ostrożny, dobrze? Uważaj na Just, na siebie, na dzieci, na wszystkich, i na siebie. Uważaj. - Kiedy dobór słów stał się tak okrutnie trudny? Kiedy przestała móc znieść jego spojrzenie? Otworzyła usta, nabrała powietrza, pragnęła powiedzieć coś jeszcze - i zamknęła usta, wypuściła powietrze, zamilkła.
Walczymy tu nie o siebie, nie we własnej sprawie; nie pojawiliśmy się tu po to, by roztoczyć nad najbliższymi opiekę. Wręcz przeciwnie, zapewne oni ucierpią jako pierwsi, powiedział wcześniej Benjamin, a jego słowa dźwięczały jej w uszach. Miał rację. To nie był czas na okazywanie słabości. To nie był czas na wylewanie łez. To nie był czas na powątpiewanie, że wszyscy z nich powrócą w dobrym zdrowiu, celebrując sukces.
Kolejny wdech miał za zadanie uspokoić nagle pobudzone nerwy. Elyon uniosła dłonie, poprawiła kołnierz Gabriela, przyklepała go delikatnie - i kiwnęła głową, zgadzając się ze światem, że był gotowy.


we saw the power to change the future in our dream

Elyon Meadowes
Elyon Meadowes
Zawód : Ofiolog, hodowca jadowitych węży
Wiek : 26
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
where did the beasts go?
where did the trees go?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7170-elyon-meadowes https://www.morsmordre.net/t7188-ribbit https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f31-lavender-hill-24 https://www.morsmordre.net/t7187-skrytka-nr-1769#192058 https://www.morsmordre.net/t7191-e-meadowes#192186

Strona 24 z 47 Previous  1 ... 13 ... 23, 24, 25 ... 35 ... 47  Next

Salon
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach