Mniejsza sala balowa
Dach pałacu na przedmieściach Londynu przyprószył już lekko pierwszy śnieg, przypominając związanym z Hampton Court czarodziejom o nadchodzącym wielkimi krokami sabacie. Evandra czuła z tym wydarzeniem szczególną więź, nostalgicznie wracając pamięcią do pierwszego balu, na którym mogła po raz pierwszy pokazać się w towarzystwie. Już wtedy nieobce było jej wrażenie, że spojrzenia wszystkich skupione są na niej, czujnie wyczekujące najdrobniejszego potknięcia. Od zawsze wymagało się od niej więcej, niż od innych, nienagannej prezencji, czarującego uroku w konwersacji, adekwatnych komentarzy, zwinności w tańcu, słowem - ideału. Zadanie to czarownica wzięła sobie do serca, po dziś dzień dążąc do perfekcji, tym właśnie sposobem ponownie znajdując się w murach pałacu swej mentorki.
Stała właśnie w głównym korytarzu ze splecionymi ze sobą dłońmi, czekając na przybycie kuzynki. Długa, wełniana spódnica w kolorze zgaszonej czerwieni, uszlachetniona jedwabnymi, połyskliwymi nićmi, została spięta w wąskiej talii szarfą. Nosiła ją dla wygody i czystego sumienia podstarzałych matron, nie chcąc drażnić ich spróchniałej estetyki. Wpuszczona weń lekka, grafitowa bluzka zapięta rzędem guzików, zdobiona była perłową broszką z morskim motywem. Słysząc dźwięk otwieranych drzwi, odruchowo wyprostowała się niczym struna, dopiero po chwili rozluźniając się i wyciągając ręce, by uścisnąć dłonie Eurydice.
- Cieszę się, że dołączyłaś. Przed nami sporo pracy! - przywitała ją szerokim uśmiechem, który nie wskazywał wcale na tragedie, z jakimi musiała borykać się w ostatnim miesiącu. - Chodźmy, lady Adalaide nie będzie nam dziś towarzyszyć, pomówię z nią później, podsumowując nasze postanowienia.
Zaczekała chwilę, aż służba odebrała płaszcz od młodziutkiej półwili i poprowadziła przez hol do północnego skrzydła. Szła pewnym krokiem, świetnie orientując się już w tutejszej plątaninie korytarzy. Spędziła w nich długie dni, kiedy tuż po zakończeniu szkoły zgodziła się z matką, wedle opinii której towarzystwo osiągającej setny rok życia starej pannie Nott miało wyjść Evandrze na dobre. Czy zawiązały ciche przymierze, mające ukształtować młodą lady Lestrange na przyszłą doyenne rodu Rosier? Czy już wtedy wszyscy w kuluarach powtarzali między sobą plotkę, jakoby ręka półwili została już komuś obiecana, mimo widniejącego na niej braku zaręczynowego pierścionka? Nieświadoma ich Evandra przebyła u matrony istną szkołę życia, poznając tajniki prawdziwej dorosłości, przed którą dotychczas chciano ją uchronić. Dziś przyszła kolej na nią, by wyciągnęła pomocną dłoń do tej, w której pokładano nadzieje na najlepszy tegoroczny debiut. Zaszczycona możliwością prowadzenia kuzynki, podeszła do tej kwestii bardzo poważnie.
- Jak wrażenia po koncercie? Czy planujesz już własne przedsięwzięcie? - spytała, spoglądając na kuzynkę z błyskiem w oku, dobrze wiedząc że Eurydice nie mogła się już doczekać, by otrzymać odpowiedzialność za jedno z wydarzeń. Czy sama panna Nott zdawała sobie sprawę z własnych predyspozycji? Nawet jeśli nie, Evandra była tu po to, by rozpalić w kuzynce miłość oraz pasję do podobnych przyjęć.
Na sali roiło się od dostawców oraz służby, którzy zostali tu dziś zebrani, by mogły ustalić wszystko, co najważniejsze podczas jednego spotkania. Dopieszczaniem szczegółów Evandra miała zajmować się kolejny miesiąc, bo znając siebie, zafiksuje się na punkcie niedoskonałości kwiatów i szukać będzie wiązanek idealnych, ale tym razem czekały ją także przygotowania do zbiórki żywności w Londynie, oraz wydarzenia charytatywne na terenie własnych hrabstw, a także przyjęcie świąteczne i pierwsze urodziny syna. Jak w takim natłoku zajęć znaleźć czas na spokój?
- Twoja ciotka wyraziła się jasno i zgadzam się z nią w tej kwestii, musimy dopilnować, by tegoroczny sabat był wspanialszy od poprzedniego. Nie chcemy przecież, żeby mówiono o niedociągnięciach, przyjęcie musi zachwycić największych sceptyków - mówiła, idąc środkiem sali, wskazując dłonią na rozpakowywane właśnie z kufrów tkaniny oraz wstążki, mające posłużyć im inspiracją.
- Potrzebuję twej oceny względem kwiatowych ozdób. Zależy mi na niepowtarzalnych kompozycjach, które zachwycą, a nie przytłoczą. Zapadną na długo w pamięć, staną się w nowym roku przypomnieniem dla pięknych chwil, będących uczczeniem tegorocznych sukcesów.
Przystanęła i odwróciła się do kuzynki, brzeg jej spódnicy zafalował, opadając miękko na lakierowany parkiet. Utkwiła wzrok w błękitnym spojrzeniu półwili i odetchnęła cicho, czując w opuszkach palców znajome mrowienie. Była podekscytowana przygotowaniami i powrotem do obowiązków w towarzystwie. Podczas gdy w ostatnich miesiącach spędzała czas na poznawaniu zasad rządzących Château Rose, śledząc księgi i szukając porad u lady Cedriny, to spotkania z przyjaciółmi poza Kent napawały ją prawdziwą radością, jak i spełnieniem. Sukcesywnie, małym krokami, powracała do dawnej świetności, a ciepłe przyjęcie ze strony lady Adalaide Nott wyłącznie dodało jej sił oraz pewności, że nawet jeśli jej nieobecność została zauważona, to wciąż mogła cieszyć się zaszczytem sympatii najbardziej wpływowej czarownicy szlacheckich kręgów.
- Naciskałabym na róże, naturalnie, wszak klasyka nigdy nie wychodzi z mody, lecz chętnie sięgnę po coś nowego, bardziej odważnego. - Zafascynowana perfumiarskim światem Eurydice z pewnością miała w tym temacie sporo wiedzy, ale nie był to jedyny powód, dla którego zwróciła się po pomoc właśnie do niej.
and i'll show you
hands ready to
bleed
Skrywając kolejne ziewnięcie, uśmiecha się w zakłopotaniu do służącej, która odpowiada jej tym promiennym, choć wnętrze dziewczyny ma chęć zapłakać straszliwie, bo przecież to oczywiste, oczywiste, iż oznaki snu pozbawienia wiązały się w ciężką pracą słodkiej lady, która nocami przygotowywała się do swej roli, nie pozwalając żadnej z pokojówek pomóc sobie w zbieranych materiałach, ni przeszkadzać w zaciszu własnej sypialni. Jak wspaniale było widzieć, jak panienka dorasta, wcale a wcale nie zajmując się niemądrymi książkami. Na pewno tak było, zdecydowanie. Powóz zatrzymuje się przed rezydencją szanownej cioteczki i lenistwo ulatuje wraz z chłodniejszym tchnieniem dnia, oczy skrzą w zauroczeniu kiedy podaje rączkę woźnicy, który pomaga jej bezpiecznie zejść. Pojedyncze płatki śniegu tańczyły w powietrzu, a Eurydice zapragnęła dołączyć do nich w zachwycie, czując, jak radość wypełnia ją całą. Och, och, będą się cudownie bawić! Znaczy pracować, ale bawić też. Niemal przeskakuje schodki, ignorując płaczliwe `proszę nie biegać panienko!`, gdy drzwi otwierają się przed nią i dumnie może wkroczyć do pałacyku, tak przecież jej doskonale znanym. Małe kroki kieruje w stronę smukłej sylwetki, instynktownie ciepły uśmiech na różanych wargach wywołującej.
- Moja najsłodsza kuzynko, jak mogłabym się nie pojawić? Tak bardzo mnie cieszy myśl, iż wspólnie będziemy tworzyć coś tak niezwykłego - odpowiedziała miękko, paluszki splatając z palcami lady Rosier, ścisnęła je na chwileczkę w pełnym przywiązania geście, nim uwolniła półwilę od siebie - Moja droga szanowna cioteczka lady Nott musi być bardzo zajęta, jak miło by było odpocząć wspólnie przy herbatce - troska się wyraźnie, pozwalając ostrożnie zsunąć białe futro ze swych ramion. Debiut był coraz bliżej, nie mogła więc pozwolić, by jakakolwiek niedyspozycja z powodu kruchego zdrowia pojawiła się w podobnym czasie. Nie przeżyłaby tego, rzuciłaby się z najwyższej - i najładniejszej - wieży w tym poczuciu zawstydzenia...albo nie, to pewnie boli, a dłonie nie byłyby malowniczo ułożone. Może jezioro? O tej porze roku było zbyt zimno. Trucizna? Krwią zachlapałaby jedną z ulubionych sukienek. Co za potworny los, współczuła sobie okrutnie, nawet umrzeć łatwo nie można z upokorzenia. Podążała za swą krewniaczką posłusznie, nie rozglądając się wcale, wszak jako dziecko biegała z radosnym piskiem po tych korytarzach.
- Jestem pod wrażeniem lady Primrose - odpowiedziała powoli, rączki za plecami zaplatając, gdy powaga pytań zrosiła skronie młódki - Z tak niepokojącego miejsca potrafiła stworzyć naprawdę niepowtarzalne wydarzenie. Talent jej oraz lady doyenne Burke na długo pozostanie wielką inspiracją dla młodych lady - dodała pogodnie. Zaraz jednak wzrok odwróciła zawstydzona wyraźnie - Och, chodzi mi po głowie pewne przedsięwzięcie, trochę poważniejsze i nieco bardziej skomplikowane, ale wydaje mi się, że mogłoby odmienić życie wielu osób. Boje się - zawahała się, nim nieśmiało spojrzała wprost w oczy Wandy - Boje się, że mój wiek oraz brak doświadczenia mogą bardziej jednak zaszkodzić niż pomóc - przygryzając dolną wargę, pokręciła złoto srebrną główką, zaraz to ożywiając się na nowo, gdy pojawiły się na mniejszej sali balowej. Na niej zaś wrzało, gorączkowe ruchy, obce twarze, poczucie pędu wrzące w błękitnych żyłach. Aż splotła ze sobą dłonie zaintrygowana, wyobrażając sobie, jak za parę lat to ona dumnie będzie tym zarządzać, a młode lady będą łapczywie pochłaniać każde słowo przezeń wypowiadane. I będzie wspaniale, Euri stanie się wzorem i...i. Zamrugała, otrząsając się ze swych uroczych fantazji, skupiając się na głosie syrenki. Policzki wypełniły się powietrzem w oburzeniu, bo oczywiście, że ten sabat będzie lepszy niż poprzedni. W końcu to ONA na nim zalśni, oczaruje każdego, kto nań spojrzy. Duh.
- Nie będzie ni jednego błędu Evandro, nie może być - chabrowe oczy, jeszcze większe pod wpływem wzruszenia, spozierały na kuzynkę z niewinnością i nadzieją - Nie dopuścimy do tego, by ktokolwiek kręcił zgrabnym noskiem na cokolwiek. Jesteśmy tutaj przecież obie, więc wiadome jest, że wszyscy będą zachwyceni - uznała poważnie, z niezmąconą pewnością siebie. Lady Nott rozejrzała się po pomieszczeniu, z lekko zmarszczonymi brwiami, albowiem dodawało to jej powagi, a drobna skrzywienie nie groziło brzydkimi bruzdami.
- Kwiaty mają swój własny język, każdy oznacza coś innego. Pytanie więc, czy pragniesz nadać nową symbolikę mu, czy też zanurzyć się w ich sekretny przekaz? - zapytała, rozczulony uśmiech rozjaśnił śliczną buzię. Kwestia aromatów oraz kwietnych kompozycji była jej równie bliska, co powieści romantyczne z taką namiętnością czytane - Żadnych róż - aż skrzywiła się odrobinkę - Nie tych czerwonych przynajmniej. Wando, doskonale wiesz, że każdy będzie się ich spodziewał. Lady doyenne Rosier i jej czerwone róże. Co powiesz więc na drobny figielek? - pyta, a psota przemyka po urokliwej twarzy - Dajmy im oczekiwane róże, te, na których obecności tak ci zależy. Ale w innym kolorycie. Co powiesz na róże herbaciane? Eleganckie i niezbyt przytłaczające, podkreślające swą skromnością inne kwiecie. Uznawane za wyraz sympatii i radości dla drugiej osoby - zamyśliła się, paluszek wskazujący do policzka przytykając - Dobrym kontrastem będą białe lilie, których oczekuje szanowna cioteczka Nott, wszak musimy pokazać, iż łączy nas wspólna idea. Czystość i skromność, klejnot w koronie dobieranego bukietu. Aż wreszcie czerwone piwonie, pełne pasji oraz symbolizujące najpiękniejsze uczucie ze wszystkich. Miłość. Co o tym sądzisz? - zapytała, mając nadzieję, iż jej wybór oraz kompozycja aromatów nie wypadną źle. Że słowa krytyki nie sięgną tak dotkliwie serca małej lwicy.
sighed in unison
- Nonsens! - prychnęła od razu na wzmiankę o młodym wieku i braku doświadczenia. - Będą zachwyceni! Oczywiście w zależności od tego co zamierzasz pokazać - zaznaczyła od razu, porozumiewawczo puszczając kuzynce oczko. - Każdy od czegoś zaczynał, a po debiucie wszelkie drzwi staną przed tobą otworem. Zastanów się, moja droga, wybierz mądrze. - O tym, że najdroższa kuzynka pełna jest niezwykłych talentów wiedziała już od dawna, tajemnicą zaś pozostawało na którym kierunku zamierzała się skupić.
Pokiwała głową, słuchając pełnej wiary w sukces deklaracji, lecz kolejne słowa płynące z ust kuzynki wzbudziły w Evandrze zastanowienie. Mało eleganckim gestem wywróciła oczami, słysząc o przewidywalności czerwonych róż.
- Choć bardzo bym chciała, nie możemy im dać wszystkiego, co nowe. Ludzie potrzebują mieć świadomość, że zastaną coś, co znają, by mieć poczucie pewności, świadomość osadzenia w bezpiecznym, znanym sobie miejscu. - Machnęła ręką w kierunku sali bez wskazania żadnego konkretnego elementu. - Drobny figielek zakończyć się może wezwaniem uzdrowicieli co do niektórych starszych przedstawicieli szlachty. - Usta Evandry wygięły się w lekkim uśmiechu, gdy wracała z pobłażliwym spojrzeniem na rozświetlone ekscytacją lico Eurydice. Zaskoczenie gości sabatu było początkowo jednym z największych wytycznych lady Rosier, pragnącej wykorzystać otrzymaną od lady Nott władzę względem ustaleń co do wydarzenia. Plan zakładał wprowadzenie nowych, niezwykłych rozwiązań, które zachwycą zebranych, porwą ich serca i każą wołać o więcej. Entuzjazm młodziutkiej półwili wykraczał natomiast nieznacznie poza ustalone w głowie Evandry założenia. Należało je prędko ukierunkować...
- Żółte róże są… nijakie - mruknęła w zastanowieniu ze ściągniętymi brwiami. - Piękne, naturalnie, ale bez polotu, nie wprawiają w zachwyt. - Zacmokała z niezadowoleniem, nie będąc przekonaną do przedstawionego pomysłu. - Lilie mi odpowiadają, niosą za sobą symbole, których znaczenie może nam się przydać - zgodziła się w tej konkretnej kwestii. - Ale piwonie? - Tym razem brew Evandry powędrowała ku górze. - Rozumiem, że w znajomości światów nie masz sobie równych, ale zastanów się proszę czy aby na pewno jest to dobre rozwiązanie. Kojarzy się grzecznością, nieśmiałością i uległością. Ale proszę, opowiedz mi coś o niej - poleciła, nie chcąc być tą, która neguje każdy podsunięty pomysł, zwłaszcza widząc wpływający na twarzy Eurydice sprzeciw. - Poza tym, co to za połączenie? Chcę, by kwiatów było wiele. Na sali balowej girlandy i bukiety przy stolikach. Mają zdobić poręcze schodów i przesłaniać kinkiety, część jadalna ma korespondować z balową, być jej nieodłączną częścią. Zależy mi na odejściu od utartych przy poprzednich sabatach ścieżek - myślała na głos, robiąc kolejne kilka kroków w głąb sali, rozglądając się po zawieszonych na ścianach bogatych ornamentach. - To wszystko już znają, nic w tym nadzwyczajnego. Odejdźmy od myślenia w kategoriach piękne-szpetne, zastanówmy się nad samym wrażeniem, jakie chcemy uzyskać, wprowadzając ich do świata, o którym nie wiedzieli, że chcą się w nim znaleźć. - Łatwo powiedzieć, trudniej z osiągnięciem celu, ale dla Evandry, która lubiła podejmować się wyzwań, nie było lepszego zadania.
and i'll show you
hands ready to
bleed
- Twoje wsparcie jest słodsze niż sam miód, otuchą koi wszelkie niepewności - westchnęła aż przejęta, opuszki paluszków do gładkiego policzka przykładając - Debiut daje tyle możliwości, jak strasznie jest podjąć się błędnej ścieżki - nie groziła jej ona nigdy, wszak mała lwica nie była skłonna do pomyłek, jednak podobna skromność była mile widziana u tak młodego stworzenia - Ale masz rację, muszę zastanowić się poważnie nad swymi planami, niesienie pomocy innym nie powinno być czymś błahym - nawet jeżeli nad podobną troskę przedkładała ulubione tomiki romantyczne. Uznając, iż ukazała wystarczającą dobroć swej natury, z przyjemnością podjęła się kwestii organizacyjnej. Do której podchodziła z zastanawiającą powagą, poświęciła nawet kilka leniwych poranków, by przejrzeć wszystkie swoje ulubione zielniki oraz fragmenty powieści, prawiące o kwiatach, przez co musiała ten czas nadrabiać drzemkami uraczonymi maseczkami upiększającymi. Jedna z pokojówek zaproponowała okład z karaluchów i Euri naprawdę poważnie zastanawiała się, czy przypadkiem dziewuchy nie zwolnić, albowiem podobne szaleństwo oraz obrzydlistwo nie było mile widziane w jej otoczeniu. Jednak pozostała wyjątkowo łaskawa, a służka została przeniesiona na usługi do mniej lubianej kuzynki, niech jej proponuje jakieś fujki. Dlatego też, mając serce tak ciepłe, czyste oraz niewinne, nie rozumiała zupełnie reakcji drogiej kuzynki, jak mogła podważyć jej zdanie, kiedy sama o roślinach wiedziała tyle, że niektóre pachną? Spokojnie Eurydice, oddychaj, biedna syrenka została otoczona przez różane ogrody i by nie oszaleć, musiała zaakceptować ich obecność, nie dziwota, iż w podobnych chwilach, zdjęta słabością oraz uwiązaniem do podobnego symbolu, musiała nań naciskać. Och, jak okrutnie blondyneczka współczuła drugiej półwili, dlatego też uśmiechnęła się z łagodnością niebywałą, jakby do czynienia miała z niezbyt inteligentnym dzieckiem.
- I uważasz, że czerwone róże mogą doprowadzić do omdleń? Nie bądź niemądra Evandro, nadajesz im zbytniej ważności, jakby bez nich świat miał się rozpaść na drobne kawałki - machnęła drobniutką rączką lekceważąco, jakby podobne założenie było bardziej niedorzeczne, niż to całe utyskiwanie społeczeństwa o brak chleba, przecież mogli jeść ciasteczka. Co to za kłopot? - Sama wspominałaś, iż po debiucie otwiera się wiele drzwi, nie każde z nich muszą za sobą mieć to samo kwiecie - och, czy nie miała iść jej na ustępstwo i w swej łaskawości zgodzić się na ten gatunek? Tylko ta czerwień, ach ileż można na nią patrzeć, czy znudzona wystarczająco nią nie była? - Odrobina urozmaicenia będzie czymś miłym - zakończyła pewnie, gotowa zaoferować swojej towarzyszce alternatywną wersję wiązanki. Bo to nie tak, iż na poczekaniu podobny układ wymyśliła, och była niebywale utalentowana, tego nie mogła sobie sama odmówić, jednak sabat nie był byle przyjęciem w przyjemnym gronie znanych sobie dam. To był jej debiut! Nie mogła byle czego zaoferować, tylko po to, by przyznano jej rację, choć rację tą miała. W asyście ukochanego kuzyna Oleandra, z uwagą przyglądała się szklarniom Flintów, beztrosko zamówienia do ulubionych kwiaciarni składała, byleby dobrać najpiękniejszy bukiecik, jaki czarodziejski świat widział. A Evandra. Ta zdrajczyni, uznała, iż jest on błędny? Bez polotu? Czy ona wiedziała, do kogo mówi? Do lwicy rodu Nott, która urządzała herbatki ulubionym lalkom oraz wspaniałe śluby z wujaszkami, zanim ta jako lady Lestrange odkryła, że wodorosty są obrzydliwie oślizgłe. Oburzające.
- Och, Wando - chaber oczu zaszklił się smutkiem, gdy małe rączki pochwyciły równie szczupłe dłonie. Delikatnym uściskiem je uraczyła, chcąc okazać swe wsparcie - I pomyśleć, że gdyby zdecydowano inaczej, tak podobne słowa nie miałyby miejsca, ale to nie twoja wina, wrażliwość artystyczna, zwłaszcza w kwestii przeplatania ze sobą barw nie jest ofiarowywana każdemu - westchnęła z żalem, gdyby tylko jasnowłosej lady za męża wybrano jej wspaniałego szanownego brata Leandra, tak podobna ignorancja nie miałaby miejsca. On by jej pokazał prawdziwy kunszt, subtelności w pociągnięciach pędzla - Nazwać herbaciane róże po prostu żółtymi, jest jak uznanie jednorożca za byle szkapę. Wiem, że w twoim sercu gości tylko ten przeraźliwie monotonny karmin, ale gdybyś tak zechciała spojrzeć i na inne rodzaje miłego ci kwiecia, tak ujrzałabyś jak kremową żółć przenika nuta pomarańczy, nienachalny róż na krańcach płatków, blada czerwień podkreślająca ich urok. Plączą się ze sobą, niby najpiękniejsza mieszanina, pozostawiając niedosyt patrzącemu. Dlatego pięknie uzupełniają biel lilii, nie pozwalając im blado ani zbyt jasno wypadać, nazbyt dziewczęco oraz naiwnie - wyjaśniła, puszczając w międzyczasie swą rozmówczynię, w zachwycie opowiadając o właściwościach rośliny, gotowa obrócić się z furkotem zdobionej spódnicy dla efektu. I knykciami zasłania usteczka, czując, jak tli się w niej jakaś pobłażliwość, którą chichotem słodkim maskuje - Nie widziałaś zbyt wielu piwonii, nieprawdaż? To silne kwiaty, ilość oraz układ płatków tylko nadaje im mocy, tej wyrazistości, która w połączeniu z odcieniem karminu sprawia, iż jest to pociągająca, niemal odurzająca mieszanka. Nie można przejść obok obojętnie, dlatego przełamią tę twoją nieśmiałość oraz uległość, której się obawiasz - próbowała ją zapewnić, wskazać dobrodusznie błędne założenia oraz uprzedzenia, bez wytykania głupstw, jakie właśnie unosiły się w powietrzu. Gdyby tylko posłuchała się lwiątka, tytuł lady doyenne wszak wcale nie sprawiał, iż pozjadała wszystkie rozumy. Na kolejną dawkę informacji, to ona aż brew uniosła w niedowierzaniu - Zależy ci na odejściu od utartych przy poprzednich sabatach ścieżek, a mimo to wciąż skręcasz w tę samą uliczkę pełną twoich czerwonych róż oraz wszystkiego, co już było - pokręciła główką w nagłym znużeniu, czy to czas na herbatkę? - Oprawa dla kwiatów powinna być kontrastem, powiewem świeżości, wobec słodyczy aromatu. Gałązki drzewa świerkowego oraz jemioły wyglądałyby cudownie, a przy tym nie przytłaczałyby całej kompozycji, jeśli chciałabyś ją przenieść również na poręcze schodów oraz inne miejsca - dodała, unosząc butnie twarzyczkę. Czy lady Rosier słyszała w ogóle samą siebie? Każde słowo, jakie padało z malinowych warg, przeczyło drugiemu, mówiła, że wszystko każdy zna, więc powinni powracać do tego, jednocześnie nie powracając. Cóż za bezsens!
sighed in unison
Ciężar tej decyzji spadł niespodziewanie na Evandrowe ramiona, momentalnie wybijając ją z rytmu przygotowań. Zgubiła się w kwiatowym wywodzie, wyłapując tylko niektóre frazy, jakich zlepek nijak nie chciał przylgnąć do umysłu lady Rosier i wyrwać ze zbędnych w tym momencie rozmyślań. Nie odezwała się więc słowem w poprzedniej kwestii, pozostawiając Eurydice w dalszej niewiedzy, zaraz zamrugała kilkakrotnie, zdumiona ostatnimi słowami kuzynki. Ostatnia przecież była do tkwienia we wspomnieniach, bez perspektyw na przyszłość, do zamknięcia się nowe możliwości, bo choć rzeczywistość nie miała zamiaru zostawiać jej w spokoju, zarzucając kolejnymi komplikacjami, tak parła niestrudzenie w poszukiwaniu rozwiązań.
- Moją nieśmiałość i uległość? - Nie do pomyślenia, zerknęła tylko na krzątającą się wokół pałacową służbę, by sprawdzić czy nikt nie posyła im przelotnych spojrzeń oburzonych bezpośredniością i zażyłością obu młodych kobiet, biorąc pod uwagę ich obecne pozycje. - Zważaj na słowa - rzuciła poważniejszym, choć wciąż miękkim tonem. Nie chciała, by tak przebiegała ich praca. Sprzeczki były zbędne, miały zbyt mało czasu, by wdawać się w długie dyskusje czy przekomarzanki, o wycieczkach w przeszłość nawet nie wspominając. - Wobec tego niech będzie - zgodziła się wreszcie z cichym westchnieniem, bardziej dla załagodzenia sytuacji, niż rzeczywistego przekonania względem proponowanych wiązanek. Jeśli wskazywane przez Eurydice kwiaty rzeczywiście wizualnie prezentowały się zniewalająco, jak i posiadały piękne znaczenie, to wszyscy będą zachwyceni, bez względu na to, czy w bukietach znajdą się czerwone róże czy też nie. Naturalnie chciała, aby kuzynka miała wkład w swój pierwszy sabat, ale to znajomość kwiatów, ich właściwości, zapachów i barw u panny Nott była jednym z powodów, dla których Evandra zdecydowała się zwrócić z prośbą o pomoc właśnie do niej.
- Podoba mi się pomysł z jemiołą, koresponduje ze świętami, kojarzy się z miłym zwyczajem - dodała jeszcze na przełamanie, bo ostatnim, czego pragnęła, to zniechęcenie kuzynki do dalszych działań, a tymczasem dodatek wskazanej przez Eurydice zieleni mógł rzeczywiście złożyć na wśród bukietów zmyślną klamrę. Ścisnęła mocniej dłonie obejmujące jej szczupłe palce i wprowadziła na twarz uśmiech.
- Skoro kwiaty zostały wybrane, przejdźmy do dodatków i ich kolorystyki. Dalej zajmiemy się jadalnią - zawyrokowała bez chwili do stracenia, prowadząc młodszą półwilę w kierunku długiego blatu, na którym przygotowała wcześniej serwety i obrusy o różnych kolorach i wzorach. Ozdobne pierścienie do serwetek, szklane i kryształowe wazony, równo ułożone stosy wstążek. - Mówię o odejściu od utartych ścieżek, bo oczekujemy innej, nowej jakości. - Używając liczby mnogiej miała na myśli siebie, ale i lady Adelaidę Nott. - Jednak takie zmiany należy wprowadzać inaczej, niż gwałtownie. Przede wszystkim zachować równowagę, wpasować się w gust, przekonać do siebie, wzbudzić zaufanie, a dopiero wtedy wprowadzać zmiany, kiedy uwierzą, że to, co robisz, było ich własnym pomysłem. Inaczej będą oponować zanim zadadzą sobie trud, by zrozumieć co usiłujesz zdziałać. - Choć przed momentem sama zachowała się w podobny sposób, wciąż mówiła o nich, wciąż jeszcze nie uznając swej przynależności do szlacheckiej starszyzny. Zatrzymała się przy stole i wysunęła wiązową różdżkę, by szybkim ruchem zmusić wstążki do prezentacji. - Marzy mi się tajemniczy półmrok. Blade światła, migoczące w co ciemniejszych kątach. - Odeszła kilka kroków, rozglądając się po sali balowej. Uniosła dłonie, tak i jak i wcześniej zrobiła to Eurydice, wpadając w kwiatowy trans. - Płomienie świec i tańczące cienie, w oknach ciężkie zasłony, dzięki którym czas w tym miejscu nie istnieje, nie widać wschodzącego ponad horyzontem słońca. - Na powrót odwróciła się do niej, utkwiwszy nań wyczekujące, ale i pełne nadziei spojrzenie. - Myślisz, że będzie współgrać z herbacianymi różami?
and i'll show you
hands ready to
bleed
Jasna główka przekręca się na bok, w najszczerszym zdziwieniu oraz odcieniu krzywdy, która osiadła w kącikach warg zmuszając, by te wygięły się w podkówkę zgnębioną. Niewinność przylgnęła wokół czerni źrenic, pozbawiona całkowitego zrozumienia wobec szorstkości srebrnowłosej nimfy. Cóż takiego powiedziała, iż spotkała się z tak okropnym skarceniem? Mówiła szczerze, z pasją, z uwielbieniem wobec każdego płatka, barwy przeplatającej się na ich miękkiej powierzchni. Skąd więc ta uraza, dąsy jak u rozkapryszonego dziecka? Nie do pomyślenia, nadąsała się sama, powietrzem policzki blade napełniając, nim głos zabrała.
- Dlaczego? - pyta, z krzywdą tak żywą w melodii głosu, iż gdyby któraś z jej służek tuż obok stała, tak przed swą panią na kolana by padła, zapewniając, iż wszystko jest w porządku. Że nic się nie stało i zaraz podadzą ciasteczka, jej ulubione cytrynowe - Przecież tak określiłaś piwonie, jako nieśmiałe i uległe. Wycofujesz się teraz z własnego zdania? - unosi brwi naiwnie, absolutnie nie zdając sobie sprawy, jak mogły wybrzmieć jej słowa z kontekstu wyrwane. Oczywiście, iż miała na myśli kwiaty, do życia prywatnego lady Rosier nie wnikała, nazbyt zajęta własnym, by móc wysnuwać przypuszczenia inne ponad te, w których tylko przekonywała się, iż u boku Leandra niewiasta prezentowałaby się mniej spięta oraz znacznie bardziej szczęśliwsza. Lecz w swej dojrzałości postanawia zignorować to poczucie absolutnej niesprawiedliwości względem swej skromnej osoby, były szlachetnymi damami, klejnotami swych rodzin, nie powinny marnować czasu na sprzeczki, które w życie nawet nie zdołały wejść. Eurydice nie zamierzała się kłócić, chociaż gdyby to mężczyzna zarzucał jej jakieś okropieństwa i krytykował ją, jak jakąś głupią gąskę, tak poprosiłaby rozpaczliwie szanownych lordów braci, by wyzwali tego niegodziwca na pojedynek. Przed nią prezentowała się jednak zniewalająca półwila, tak też lady Nott mogła tylko pogrążyć się w ogromie smutku zalewającym jej duszę, którego nie łagodziła nawet zgoda na wybrane kwiaty.
- Yhm... - odpowiedziała, noskiem siąkając, gdy padło kolejne przytaknięcie. Oczywiście, że się jej podobał, wszystko, co wybierała, musiało być idealne, była artystką, kreatorką aromatów, muzą kogoś na pewno, nie mogła się mylić - Przepraszam na moment - oddaliła się od Wandy na chwilę, uwagę ściągając jednej z pokojówek szanownej cioteczki lady Nott, by wspinając się na samiutkie czubki pantofelków, mogła szepnąć kilka zdań kobiecie na ucho. Dopiero po tym, poważnie jej głową skinęła i zbliżyła się do długiego blatu, na którym były rozsiane dodatki. Wsłuchała się całkowicie w mowę towarzyszki, ale wciąż będąc tak przeraźliwie załamaną, skrzywdzoną, potraktowaną okrutnie, powstrzymała napływ entuzjazmu oraz najwspanialszych rad, które z pewnością odmieniłyby magiczne społeczeństwo swoją wyjątkowością. Nie zamierzała być przy tym skwaszona, była w końcu dorosła, świadoma swych obowiązków i noszenia się godnie. Ale ten ból w piersi okropny był nie do zniesienia. Co za żal, na pocieszenie zdecydowanie musiała odwiedzić bibliotekę, romanse na pewno poprawią jej humor.
- Coś powinno przełamywać ten półmrok - odzywa się wreszcie, po tym milczeniu, z nieśmiałością, jakby nie wiedziała, czy w ogóle rozchylać różane usteczka powinna - Coś, co rozgromi ciemność, przez co lady nie będą czuć się jak w krypcie pomimo przyjemnych dekoracji. Powinno skrzyć, błyszczeć, świecić...ale nie brokat. Przez rok na zajęciach któryś, siedziała za mną jakaś maszkara, która dosłownie w nim tonęła - aż drobne rączki do piersi przyłożyła poruszona, zaraz brwi marszcząc lekko - Ale nie pamiętam za nic, kto to był. Nie ważne, może to i lepiej - pamięć złotej rybki jak zwykle pomogła odwrócić uwagę od rzeczy mniej istotnych, tak też na nowo twarzyczka uśmiechem się rozjaśniła wreszcie - Wydaje mi się, że będzie pięknie to wyglądało. Myślałaś już nad kolorem obrusów? - pyta się, nie narzucając się wcale. Czyż nie była po prostu fantastyczna? Pan ojciec zdecydowanie powinien jakąś nagrodę jej sprawić. Może nowe futro? Z białych lisów najlepiej!
sighed in unison
- Tak określiłam piw… piwonie? - Zawahanie wdarło się do półwilich umysłów, Evandra odprowadziła ją wzrokiem, milknąc na moment. Splecione ze sobą dłonie czekały w niepokoju i oczekiwaniu na decyzję. Czy to zmęczenie tak na nią wpływało? Śmierć brata, atak serpentyny, teleportacyjna czkawka. Do tego wieści o Tristanie, spotkanie z Deirdre. Odpoczynek nie wchodził w grę, miała na końcówkę tego roku poważne plany i nic nie mogło stanąć na jej drodze.
Dostrzegła nieśmiałość w głosie lady Nott i przestąpiła z nogi na nogę, nie mogąc patrzeć na ten bijący od niej smutek. Eurydice miała w sercu Evandry szczególne miejsce, młoda lwica traktowana była niczym bliska siostra, którą już w dzieciństwie wychowywała na swój wzór. Podobieństw między nią a lady Lestrange sprzed kilku lat było tak wiele, że musiała wręcz postawić się na jej miejscu, zrozumieć źródło żalu i niechęci.
Zbliżyła się do niej i ciepło objęła ramieniem. Przepraszam, że się uniosłam, miał mówić jej wzrok, kiedy sięgnęła dłonią ku twarzy Eurydice i matczynym gestem podniosła jej podbródek, zmuszając do spojrzenia. Uniosła kąciki karminowych ust, chcąc załagodzić sytuację i nie kłócić się już więcej.
- Czy mówisz o lady Cordelii? - spytała, przypominając sobie listy, jakie słały sobie jeszcze gdy Eurydice uczyła się w Hogwarcie. - Skoro tak lubi, gdy się błyszczy, to i na sabacie jej się spodoba - kontynuowała rozbawionym tonem, wypuszczając ją wreszcie z objęć, dość niechętnie, bo z trudem przyznawała jak bardzo zdążyła za kuzynką zatęsknić.
- Uwaga, gaszę światło! - zawołała do środka sali, by pracująca tu służba na siebie nie powpadała. Wiązowa różdżka, zdolna do eleganckich zaklęć, w tym szczególnie transmutacji wymierzona w żyrandole, krótki ruch nadgarstkiem i w pomieszczeniu zapanował półmrok. Jedynymi źródłami światła stały się pojedyncze kinkiety, rzucające delikatny blask na zebranych. Eurydice miała rację, ciemności mogłyby przysporzyć wielu narzekań ze strony starszych lady, których wzrok nienawikły do takich warunków nie byłby w stanie dostrzec kto z kim tańczy z drugiej strony sali, ani co tak naprawdę ma na sobie nielubiana koleżanka. Evandra też o tym pomyślała, choć bardziej kierując się przekonaniem, że skoro już ma pojawić się na przyjęciu, wszyscy muszą ją zobaczyć.
- Ignis fatuus! - Machnęła różdżką, wystrzeliwując migoczącą kulę w kierunku wysokiego sufitu. Szybująca kula w zderzeniu ze sklepieniem roztrzaskała się na miliony kolorowych iskier, które spadając na drewnianą posadzkę i twarze wpatrzonych w fajerwerki czarodziejów, nie raniły ich skóry. - Chcę, by z nieba sypał się śnieg, delikatny i błyszczący, ale nienachalny niczym brokat - oświadczyła z szerszym uśmiechem, mając nadzieję, że ten nieplanowany pokaz choć trochę rozchmurzy kuzynkę i pomoże wkupić się w jej łaski.
Na sali znów pojawiło się światło i służba wróciła do swojej pracy, natomiast wzrok Evandry spoczął na Eurydice. - Chciałabym utrzymać ten efekt w jadalni, zestawiając ciemne obrusy z kontrastującą porcelaną. Elegancko, z nutą dekadencji, co o tym myślisz? - Tym razem to ona zapytała co sądzi, prosząc o jej opinię. Nie miała wciąż pewności czy to dobry pomysł, czy zbytnio na siłę nie zamierza postawić sabatu na głowie.
and i'll show you
hands ready to
bleed
- O kim? - zapytała tym razem ona, w meandrach pamięci wyszukując rzeczonego imienia, które mogłaby dopasować do danej panny z dobrego domu. Na próżno, wspomnienia odmawiały uparcie współpracy, zamazując rysy twarzy brokatowej maszkary. Może i była to ta cała Cordelia, Eurydice nie mogła tego wykluczyć, zdolność do zapominania tego, co dlań było niewygodne, w tym momencie okazała się dosyć zawstydzająca - Na pewno, tylko osoby gustu pozbawione mogłyby narzekać na coś, w czym postanowiłaś pomóc - wydawała swój osąd surowy, bo to przecież niemożliwe, by ktoś mógł narzekać na cokolwiek, za co zabrała się jej srebrnowłosa syrenka. Obserwowała swoją kuzynkę pilnie, ostrzeżenie miast zmartwień przysporzyło tylko zaintrygowanie. Co mogła planować? Och, och, drobne dłonie splotły się ze sobą, przyciągnięte do piersi, gdyż tak przejęta była, a potem westchnęła z zachwytem na opadające skry. Miały opadać tak ciągle? Jak wspaniale! Na pewno nikt nie ośmieli się krzywić na panujący półmrok, kiedy tak piękne światełka nań opadać będą, błyszcząc się niewinnie.
- Cudowne - szepce, absolutnie oczarowana - To będzie niesamowite Evandro! - dodała głośniej urzeczona, uwielbiając wszystko, co migotało ślicznie. Jej debiut będzie idealny, po prostu perfekcyjny - Myślę, że będzie to ładny akcent. Dodałabym również czarne zasłony, aby zachować ciągłość kolorystyczną, tylko powinny być ozdobione podobnymi iskrzącymi drobinami pasującymi pod barwę magicznego śniegu. Och, och! I nie powinny być ciężkie, zamykające pomieszczenia w klaustrofobiczny sposób, bardziej cienkie i zwiewne, przez wiatr poruszane, jakby kryły za sobą jakąś tajemnicę - rozmarzyła się wyraźnie - Tylko krzesła nie mogą być tak przygnębiające, niech zostaną obite zielenią albo czerwienią dla kontrastu - zastanawia się na głos, zaraz jednak jaśnieje, ponieważ powraca pokojówka zaróżowiona na twarzy. Euri uśmiecha się promiennie raptownie, chwytając za delikatną rączkę krewniaczki - Chciałam ukoić twą niepewność, mam nadzieję, iż mi to wybaczysz - odzywa się łagodnie, prosząc skinięciem, by pokojówka zbliżyła się, zaraz uwagę zwracając na przemykającą obok drugą służkę - Przynieś mi moja droga kryształowy wazon - zarządza dumnie. Wysłana wcześniej pokojówka na stole rozkłada naręcza kwiatów, które lady Nott muska z niebywałą czułością, by kiedy to wymagany wazon postawiono przed nią, mogła się wziąć za swoją pracę. Czerwone piwonie miały być podstawą akcentującą cały bukiet, ponad nimi ułożyła herbaciane róże, by wreszcie klejnotem koronnym okazała się biel lilii. Pojedyncze gałązki świerkowe wplotła w kwiecie, dodając doń gałązek jemioły i odsunęła się odrobinę, patrząc w skupieniu na swoje dzieło - I co o tym sądzisz? Naturalnie, powinny być ozdobione jeszcze wstążką, najlepiej złotą i może perełkami, jednak chciałam ci pokazać, że to zestawienie nie będzie wyglądać źle - kończy nieśmiało, z obawą zaklętą w chabrze oczu czekając na werdykt starszej szlachcianki.
sighed in unison
Słuchała właśnie dalszej propozycji względem dekoracji krzeseł, zastanawiając się który z odcieni najbardziej pasowałby do wymarzonej przezeń przestrzeni, kiedy Eurydice ujęła jej dłoń i spojrzała łagodnie swymi chabrowymi oczami. Wybaczyć? Nie rozumiała do końca co też panna chce osiągnąć. Zdumiała się także na widok służki z naręczem kwiatów, nie spodziewając się dodatkowych prezentacji. W milczeniu odczekała aż pojawi się wezwany kryształowy wazon i zbliżyła się o kilka kroków do stolika. Stojąc za plecami młodszej, przyglądała się jej pracy ponad ramieniem, obserwując czujnie każdy ruch drobnej, półwilej dłoni. Zorientowanie się w tym co się dzieje, zajęło jej krótką chwilę. Kiedy wzrok Evandry spoczął na piwoniach, zastanowiła ją gęstość i rozłożystość płatków, niewinność kwiatów wzbogacona została głęboką, odważną czerwienią. Herbaciane róże cechowały się delikatną, kremową barwą, nasadą o pomarańczowej nucie i bladoróżowych końcówkach. Wetknięte celem zwieńczenia kompozycji białe lilie górowały widowiskowo, dumne pręciki dodawały charakteru, nie pozwalając bukietowi na nijakość.
Słysząc zadane pytanie stanęła obok Eurydice i uniosła dłoń, muskając czerwone płatki, chcąc poczuć pod palcami ich delikatność. Przeniosła wzrok na młoda lwicę, twarz lady Rosier rozpromieniła się w dumnym uśmiechu.
- Rzeczywiście, zestawienie nie wygląda źle - przyznała kuzynce rację. - Masz świetne wyczucie kompozycji, łączysz ze sobą pozornie niepasujące elementy celem uzyskania nowej, świeżej jakości, godne pogratulowania. - Pokiwała głową z uznaniem, jeszcze raz sięgając spojrzeniem na kwiaty i analizując dalsze sugestie. - Twierdzisz więc, że złote wstążki i perełki będą tu idealnym dopełnieniem? - spytała jeszcze, chcąc się upewnić, że panna Nott ma wszystko dobrze zaplanowane i jest pewna swoich decyzji. Chciała aby Eurydice miała wkład w swój pierwszy sabat i niepotrzebne martwiła się o jej gust. Przez lata spędzone osobno kuzynka nie porzuciła pogłębiania swojej wrażliwości, wciąż pozostając czułą na tak subtelne różnice, jak dobór odpowiednich kwiatów do sali balowej, czym napełniła serce Evandry jeszcze większą radością.
- Skoro mówimy o jadalni i krzesłach, przejdźmy dalej. Przyznaję, że zaintrygowałaś mnie tą propozycją zieleni. - Posłała jej perskie oczko i wskazała otwartą dłonią przejście do kolejnej sali, zapraszając weń półwilę. Miały przed sobą jeszcze sporo pracy i wiele kwestii należało przedyskutować równie uważnie, co temat kwiatów. Szczęśliwie zaangażowanie lady Nott było godne pochwały, Evandra nie mogła sobie wymarzyć lepszej pomocy przy tym przedsięwzięciu. Przy każdym z poprzednich sabatów to właśnie ona trwała u jej boku, kręcąc nosem na przebierane suknie, jakie wedle opinii Eurydice niegodne były Evandrowego oblicza. Przeplotkowane na temat balów długie godziny miały dziś swój ostateczny egzamin, decydujący o tym czy wysiłek się opłacił. Czarownica ruszyła szerokim przejściem, zostawiając za sobą mniejszą salę balową, kierując się ku jadalni.
| zt
and i'll show you
hands ready to
bleed
- Och, zdecydowanie! - zachwyca się, drobne dłonie splatając ze sobą, by wierzch jednej móc do policzka przysunąć - To byłby taki śliczny motyw, och proszę, proszę, musimy go użyć jeszcze w jakiś inny sposób! Nie ma nic bardziej eleganckiego, a przy tym skromnego w swym przepychu, jak perły - pozwoliła sobie wyrazić swą skromną opinię, zapominając prędko o brokatowych potworach oraz wstrząsających kruchym wnętrzem dąsach. Wystarczył zwykły komplement, by nastrój arystokratki uległ kolejnej zmianie, a wszystko, co złe precz odeszło przynajmniej na godzinę, nim podane niedobre ciasteczko rzuci ją na nowo w otchłań rozpaczy. Póki co pozostawała jednak zadowolona, gotowa dreptać za lady Rosier pośród znajomych korytarzy, wymieniając się swymi bezcennymi uwagami, jakby Euri naprawdę była już dorosłą, godną poważania czarownicą. Jak cudownie, aż westchnąć chce, aczkolwiek kwestia krzeseł jest na tyle zajmująca, iż te całe wzdychania wypycha z umysłu, nazbyt zajęta.
- Pragnę zapewnić, iż to dopiero początek - odpowiada arogancko, teatralnie zadzierając nosek, chociaż chichocze zaraz, jakby dokonała właśnie jakiejś psoty. Podskakuje tylko raz jeden, zanurzając się zaraz w rozmowę, przejmując się niemal każdym elementem i stanowczo żądając od służby herbaty dla ciężko pracujących dam. Miały jeszcze tyle pracy przed sobą, zdecydowanie zasłużyły na minutę odprężenia, przecież od wysiłku się siwieje! Tak mówiła mamusia, a ona na pewno ma rację! Nie mogła skazać na równie okrutny los swej towarzyszki, to przecież oczywiste.
| zt
sighed in unison
Szepty rozchodzą się po posiadłości o cyrkowym gabinecie, który specjalnie na okazję sabatu został zaklęty w mniejszej sali balowej. Tworzą go oprawione w złocone ramy lustra, które odbijają nie tylko światło i piękno obecnych tu dam, ale także pozwalają na swobodne poruszanie się poprzez przekroczenie ich ram. W środku lustrzanego labiryntu zbudowano komnaty, które mają na celu zapewnienie gościom niepowtarzalnych cyrkowych wrażeń. Punktualnie o godzinie dziesiątej wieczorem chętni spróbowania swoich sił w magicznych wyzwaniach gabinetu luster zostali poproszeni o zebranie się tuż przed wejściem, gdzie przebrani w wymyślne stroje cyrkowcy mieli podzielić wszystkich na pary.
Każda para zmierzy się z czterema z dziesięciu sal losowanych poprzez rzut k10. Pierwszy rzut k10 dla każdej pary wykonuje Mistrz Gry: wyznacza on pierwszą salę. W czasie mierzenia się z pierwszym zadaniem jedna z postaci z pary wykonuje dodatkowo rzut k10, by określić, do której sali trafią postaci po przekroczeniu ramy lustra (analogicznie w kolejnych salach). Jeżeli rzut k10 wyniesie tyle samo co w którejkolwiek z poprzednich tur należy zwiększać otrzymany wynik o jedno oczko w górę aż do momentu otrzymania wyniku k10, którego dana para jeszcze nie miała w czasie rozgrywki.
W każdej sali znajdują się po trzy ramy z przejściami, oznaczone kolejno numerami 1, 2, 3. Przed wkroczeniem do pierwszej sali dla każdej pary Mistrz Gry wykonuje cztery rzuty k3: wyznaczają one numery ram, które para musi pokonać na swojej trasie. Aby przejść przez lustro, należy wskazać rozwiązanie zagadki przedstawionej przez odbicie w lustrze opisane danym numerem. W przypadku niepowodzenia w pomieszczeniu otwiera się czwarta rama, przez którą postaci mogą przejść do następnej sali, nie otrzymują jednak punktów za rozwiązanie zagadek.
Poprawne rozwiązanie zagadki wylosowanej na kościach k3 przez Mistrza Gry, pozwala postaciom podjąć próbę rozwikłania zagadki z innej ramy, aby zyskać dodatkowe punkty.
Każda postać z pary może wykonać tylko jeden rzut na rozwiązywanie zagadki w danej sali: jeżeli postaci ze sobą współpracują nad tą samą zagadką, ich rzuty się sumują. Mogą ze sobą współpracować także postaci z różnych par, o ile spotkają się razem w sali; jednakże, aby dana para była w stanie przejść przez ramę, przynajmniej jedna postać z tej pary musi uczestniczyć w rozwiązywaniu zagadki wskazanego lustrzanego odbicia.
Rzuty można wykonywać przed dodaniem posta fabularnego w temacie Rzuty kością w dziale Szafki zniknięć, należy je jednak zalinkować w dopisku pod postem.
Czas na zebranie się w temacie wynosi 48 godzin.
W wątku obowiązuje wymóg minimum 300 słów na post.
Spośród chętnych pary zostaną dobrane losowo.
Gdy usłyszała o szklanym labiryncie, w pierwszym momencie chciała zbyć go machnięciem ręki i powrócić do zwiedzania Hampton Court na własną rękę, zagadywania nieznajomych i czerpania resztek satysfakcji z prowadzonych rozmów. Po zastanowieniu doszła jednak do wniosku, że adrenalina idąca za rywalizacją może pomóc jej wyładować energię, która już teraz przyspieszała jej kroki i sprawiała, że była żywsza, bardziej gadatliwa i sarkastyczna. Wystarczyło podjąć się wyzwania, być może zwyciężyć. Nie miała pojęcia, nie zależało jej. Nie zależało jej już na niczym poza krótkimi impulsami rozrywki, nawarstwiającymi się, aby ukryć ziejącą pod nimi pustkę. Przyszła więc tam, gdzie miała wejść do labiryntów, przyjrzeć się sobie w kryształowych zwierciadłach, przypomnieć skołatanemu ego jak doskonała była. Stanęła z boku, krzyżując szczupłe ramiona na piersi i oczekując na wskazówki. Nie była trzeźwa, ale nie była też pijana. Czerwona szminka niemal zupełnie znikła z jej ust od ciągłego przygryzania; pozostał jedynie ponętny, szkarłatny osad kojarzący się raczej ze świeżo wypitym winem niż kosmetykiem. Skryta za ciemną maską twarz unosiła się dumnie, błękitne oczy śledziły pozostałych. Wiele wysiłku wkładała w to, aby nie podrygiwać skrytymi pod sukienką kolanami, nie podpierać się ściany, nie okazywać zdenerwowania za każdym razem, gdy jej spojrzenie wyłapało w tłumie kontur znajomej sylwetki. Nie szukała już przyjaznych twarzy, nie liczyła na to, że wejdzie do środka w dobrym towarzystwie. Nie zależało jej. Na niczym nie zależało.
will you be satisfied?
Na sali balowej w Hampton Court, gdzie odbywał się noworoczny sabat, organizowany tradycyjnie przez lady Adelaide Nott, zaczęła głośno rozbrzmiewać muzyka, najlepsi muzycy w całej Wielkiej Brytanii grali najpiękniejsze melodie klasyków, a nogi aż same rwały się do tańca. Kontredans, kadryl, walc wiedeński i walc angielski - wszystko to i jeszcze więcej po prostu zachwycało. Nikogo nie trzeba było zachęcać do wyjścia na parkiet. Bardzo szybko zgęstniał od wirujących w tańcu par, zwłaszcza złożonych z panien i kawalerów, młodych małżeństw i narzeczeństw. Starsze matrony obserwowały zabawę zza wachlarzy, ich mężowie zaś w niewielkich grupach dyskutowali z kielichami w dłoniach, zapewne o polityce.
Polityczne intrygi, wojenne konflikty i wszelkie problemy Fantine zepchnęła jednak poza skraj świadomości, nie myślała o tym zupełnie, skupiając się na tu i teraz. Chwila była bowiem piękna, warta zapamiętania; lord Bulstrode nie kłamał, że maskaradę i zabawę miał we krwi, tańczył dobrze, walc z nim był czystą przyjemnością. Poprowadził Różę na parkiet, gdy tylko rozbrzmiały pierwsze takty wiedeńskiej odmiany tego tańca, Fantine zaś nie przestawała się uśmiechać (szczególnie kiedy kątem oka dostrzegła w lustrze oprawionym w złotą ramę jak jej szkarłatna spódnica pięknie wiruje, kiedy Maghnus uniósł ją lekko ponad ziemię).
Walc się skończył, lecz bal dopiero się zaczynał. Występ cyrkowej grupy zachwycił wielu gości i pociągnął za sobą kolejne wieści. Ponoć w innej, mniejszej sali balowej miała rozpocząć się zabawa, mająca źródło właśnie w cyrkowych atrakcjach, związana z salą luster. O ile same w sobie akrobacje nie wzbudziły w Fantine szczególnego entuzjazmu, preferowała klasyczny balet, o tyle zagadką luster poczuła się wręcz zaintrygowana. Spojrzała wymownie na lorda Bulstrode, który wciąż trwał obok.
- Bardzo chciałabym przekonać się co przygotowała dla nas lady Nott tej nocy - wyrzekła, uśmiechając się przy tym niewinnie do Maghnusa, sugerując jednako, że chętnie wybierze się o dwudziestej drugiej pod drzwi mniejszej sali balowej w jego towarzystwie. Lord Bulstrode zdążył już skraść Fantine pocałunek, poprosić do jednego z intymniejszych tańców, nie czuła się zatem nieprzyzwoicie proponując mu wspólną zabawę.
Z chęcią przyjęła oferowane przez arystokratę ramię, jakby to on znów zaprosił ją, aby kilka minut przed wyznaczoną godziną opuścić główną salę balową, gdzie nadal grała muzyka i wiele par wciąż wirowało w tańcu.
- Czy odwiedził pan kiedyś londyński cyrk? Cyrk Carringtonów, nie mylę się? - zastanowiła się Rosierówna, spoglądając na lorda Bulstrode; ona sama nigdy nie miała okazji, by oglądać ich spektakle na żywo, wiedziała jednak, że coś podobnego wciąż działa w Londynie.
wiem, że pachniała jak Paryż choć nigdy tam nie byłem
Mógł też oszukiwać samego siebie, rozpatrując przyszłą towarzyszkę życia jedynie w kategoriach politycznych, ale prawda brzmiała tak, że czasem - rzadko - czuł się zwyczajnie samotny. Na przykład dzisiaj. Zmierzał do sali luster, choć już przed wejściem miał wrażenie, że jest odgrodzony od Sabatu nieprzeniknioną, szklaną szybą. Został tutaj zaproszony, na krótka chwilę stał się częścią ich świata, mógł próbować zacisnąć tutaj prawdziwe sojusze (co czynił), ale żaden flirt nie będzie trwały, a żadna rozmowa nie zadziergnie się w przyjaźń. Był tylko obserwatorem w tym świecie, choć ambicjami sięgał wyżej.
A najbardziej bolało to, że po tańcu z dawną narzeczoną poczuł się bardziej samotny niż wcześniej. Nie pragnął jej towarzystwa, sojusz z Deirdre wciąż pozostawał kruchy, więc tym dziwniejsze, że bez niej czuł się mniej swobodnie niż przy niej.
Może to dlatego, że "nowi" goście powinni trzymać się razem - pomyślał usprawiedliwiająco, gdy wszedł do sali, a jego wzrok padł na znajome, długie, bardzo jasne włosy.
Omal nie zatrzymał się w pół kroku, ale szybko odzyskał rezon i stanął na wprost Elviry Elisabeth, choć w uprzejmej odległości. W liście dała mu wprost do zrozumienia, że nie pragnie jego towarzystwa, ale on zdradził, w co będzie ubrany. Zadarł lekko głowę do góry, a choć pod maską nie była w stanie dostrzec jego uśmiechu, to prawdopodobnie go rozpozna. Może nawet dostrzeże błysk ciekawości w źrenicach widocznych spod maski - bowiem z ciekawością rejestrował jej rozmazaną szminkę i smętną minę.
Może i on też nie bawił się doskonale, ale przecież nie wypadało tego okazywać.
więc pali się słowa. Nikt o treści popiołów nie pyta.