Sala balowa
AutorWiadomość
First topic message reminder :
[bylobrzydkobedzieladnie]
Sala balowa
Okazała sala balowa w rezydencji Lady Adelaide Nott gościła niejeden sabat. To jedno z ważniejszych miejsc dla młodych szlachciców, bowiem każdy, kto pragnie zaistnieć w świecie arystokracji musi choć raz zatańczyć na marmurach Hampton Court. Sala jest bardzo jasna, z akcentami kolorystycznymi charakterystycznymi dla rodu Nottów; na podwyższeniu w jednym z rogów sali stoją instrumenty gotowe zagrać najpiękniejszą muzykę do tańca, znajdująca się na półpiętrze arkada, na którą prowadzą szerokie i kręte marmurowe schody umożliwia dogodne obserwowanie parkietu, a gdzie nie gdzie pod ścianami stoją sofy o skórzanych obiciach, zapraszające zmęczonych tancerzy do chwili wypoczynku. Jednak zdecydowanie najbardziej kunsztowny element wystroju stanowią bogate żyrandole, mieniące się tysiącami kryształów umieszczonych na ramionach ze szczerego złota.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 12.08.21 21:21, w całości zmieniany 9 razy
The member 'Xavier Burke' has done the following action : Rzut kością
'k20' : 15
'k20' : 15
Zjawiłam się w Hampton Court, bo tak mi wypadało. Zaproszenie od Leandra Notta było zaskakujące, nie chciałam dopytywać, skąd mnie zna, domyślałam się, że to ze względu na moje ostatnie działania. Tu wolałam pozostać anonimowa. Tylko nowych twarzy miało skrywać się pod maskami, tak więc i ja zadbałam o to, by taką przywdziać. To nic nowego, robiłam to dzień w dzień, gdy tylko rozpoczynałam pracę, albo prywatne zlecenia. Tym razem jednak była ona namacalna, prawdziwa i wyjątkowo pożyteczna w tym dniu. Suknię dostałam od Deirdre, moja kuzynka wspomniała, że nie muszę jej oddawać, ale i tak wydawało mi się, że wypada. Sama nie gustowałam w takich rzeczach, całe życie byłam w cieniu i w cieniu wolałam pozostać. Pod palcami wyczuwalny był drogi materiał, zwykle nie miałam z takimi do czynienia. Ciemny granat rozpoczynał się tuż przy szyi i kończył przy kostkach. Nie miałam podobnych kreacji w swojej szafie, moje spódnice się do tego nie umywały. U góry aksamitna, z pojedynczym szerokim paskiem pomiędzy piersiami, wykonanym z siateczki. Czy na to też mówiło się dekolt? Od talii w dół była nieco bardziej zdobna, a drobne niteczki odstawały od niej. Nigdy sama bym tego nie wymyśliła, ale skoro kuzynka mi to wysłała, to chyba mogłam je zaufać, że się nie ośmieszę. Włosy spięłam w wyjątkowo ciasny kok, nie ozdabiając ich bardziej. Wychodziłam z założenia, że włosy nie mogą spadać w moje oczy, bo wtedy niczego bym nie dostrzegła. Deirdre wspominała o biżuterii, to też zajrzałam do starej szafy matki, a potem do komody. Nie było tego dużo. Długo zastanawiałam się, czy to dobry pomysł i czy powinnam brać jej rzeczy. Spędziłam u niej cały poranek, nawet nie zauważyła mojej obecności. Zdecydowałam się tylko na kolczyki. Drobne kawałki howlitu widniały teraz w moich uszach. Wzięłam jeszcze głęboki wdech, na twarz ubierając maskę. Volto, bo taki to był typ maski, przykrywała całą moją twarz, zostawiając jedynie przestrzeń na oczy. Może powinnam chodzić w takiej częściej? Wiedziałam, że muszę ją ozdobić, ale nie miałam do tego wielkiego plastycznego talentu. Poza tym... Taka zwykła biała maska o żadnym wyrazie twarzy, wyjątkowo do mnie pasowała. Przekonał mnie jednak zamysł, że ta biała volto to maska, którą ubiorę tam dla nich, a to do tego dodam jeszcze jedną, tak, aby się wystroić. Czy to miało sens? Na volto nałożyłam więc kształt colombiny, była srebrna z cyrkonią na czole. Patrzyłam długo w lustro na siebie w tym stroju. Czułam się niczym w kostiumie. Nie wiedziałam, jak dokładnie będę się tam odnajdywało wśród wszystkich tych ludzi, do których stanowczo nie pasowałam. Taka celebracja krwi była wydarzeniem wzniosłym i potrzebnym, ale ja nie byłam dla nich znacząca. Nie przeszkadzało mi to, gdyby nie maska to na pewno by mnie tam nie zobaczyli. Nie z braku szacunku dla lady Nott, słyszałam o niej... Zwyczajnie z braku wyraźnych przesłanek, że powinnam tam być. Walczyłam w Jego imieniu, ale robiłam to nie dla tytułów czy honorów, te były zbędne. Wygrana w trakcie szkolnych rozgrywek była wystarczająca. Przekraczając bramę rezydencji, widać było przepych, do którego nie byłam przyzwyczajona. Przyszłam tam sama i nie chciałam nawiązywać głębokich przyjaźni. Wcześniej przymocowałam maskę do twarzy zaklęciem Semper Fidelis. Stanęłam gdzieś nieco bardziej z tyłu, obserwując zbierających się tam ludzi, a potem uczyniłam to co oni, pochwyciłam kieliszek alkoholu z lecącej tacy, obserwując to, co miało mieć miejsce.
Mam na sobie taką suknię i taką maskę.
Mam na sobie taką suknię i taką maskę.
dobranoc panowie
Teacher says that I've been naughty, I must learn to concentrate. But the girls they pull my hair and with the boys, I can't relate. Daddy says I'm good for nothing, mama says that it's from him.
The member 'Rita Runcorn' has done the following action : Rzut kością
'k20' : 6
'k20' : 6
Nie byłby godzien swego nazwiska, gdyby odmówił wzięcia udziału w maskaradzie, w dodatku tej jednej, jedynej, która już od dawna była na językach wszystkich i która jeszcze przez wiele tygodni będzie wspominana, nie tylko przez szczęśliwców, którym było dane bawić w Hampton Court, ale również przez niżej urodzonych, żądnych plotek odnośnie znamienitego wydarzenia lub przynajmniej ich strzępów, wpadających w ich dłonie niczym okruchy z pańskiego stołu. Wyglądał tego wieczoru z więcej niż jednego powodu, pozwalał jednak sobie pohamować ekscytację godną młodziutkiej debiutantki i cierpliwie znosił rozbrzmiewające w rodowej posiadłości, niekończące się rozmowy o przygotowaniach do sabatu. Nie zazdrościł damskiej części towarzystwa złożoności planów obejmujących nie tylko wybór kreacji spośród wachlarza możliwości zaproponowanych przez dom mody Parkinson, ale także szereg zabiegów urodowych, dobór biżuterii, idealnych pantofli, futra czy misternego upięcia włosów. Dla niego przygotowania były o wiele prostsze, choć wcale nie znaczy to, że podchodził do tematu niedbale. Wczesnym wieczorem przywdział specjalnie uszytą na tę okazję wystawną szatę wyjściową w kolorze kruczej czerni, z wyższym kołnierzem-stójką, obszytym bogato złotą nicią układającą się w finezyjne ornamenty, obejmujące również część barkową i schodzące klinem w przestrzeń między łopatkami, oplatające mankiety rękawów szerokimi pasami, a z przodu biegnące po obu stronach wzdłuż rządka guzików, na które składały się oszlifowane, połyskujące tajemniczo czarne turmaliny oprawione w złoto - same w sobie były prawdziwym jubilerskim majstersztykiem. Perfekcyjne taliowanie lejącego się i połyskującego głębią koloru materiału sprawiało, że szata podążała za ciałem i idealnie z nim współgrała, zamiast je ograniczać. Schowany częściowo pod kołnierzem, lecz widoczny pomiędzy rozpiętym, najwyższym guzikiem purpurowy fular idealnie współgrał z wytypowaną na sabat maską. Twarz Maghnusa skryta była za maską typu volto, odpowiednio przerobioną na jego potrzeby; na kremową, iluzorycznie postarzoną część imitującą usta i szczękę, nałożono misternie zdobioną, złotą colombianę, której krawędzie płynnie przechodziły w szczegółowe ornamenty, stanowiące również podstawę, za którą przytwierdzone były purpurowo-bordowe pióra, pozłocone u nasady, by przejście kolorystyczne było płynne i spójne. U szczytu maski, w centralnym punkcie powyżej brwi osadzony został rubin otoczony pomniejszymi czarnymi turmalinami. Bulstrode z niemałą ciekawością wyglądał spotkania z pozostałymi uczestnikami maskarady, zastanawiając się nad tym, jak skutecznie będą wzajemnie odczytywać tożsamości ukryte za fasadą bogatych materiałów i jubilerstwa. Progi Hampton Court przekroczył do spółki z kuzynem, Cathalem, który zdecydował się eksperymentalnie odstąpić od barw rodowych - czy słusznie? Miało się okazać już wkrótce. Maghnus odprowadził go spojrzeniem, gdy ten postanowił od razu wmieszać się w gromadzące się powoli towarzystwo, a sam, pochwyciwszy jeden z kieliszków, skierował swe kroki nieco w bok sali, by prześlizgnąć się spojrzeniem po obecnych już przedstawicielach socjety i spróbować dostrzec którąś z osób, z którymi planował współdzielić celebrowanie przełomu starego i nowego roku.
half gods are worshipped
in wine and flowers
in wine and flowers
real gods require blood
Maghnus Bulstrode
Zawód : badacz starożytnych run, były łamacz klątw, cień i ciężka ręka w Piórku Feniksa
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
gore and glory
go hand in hand
go hand in hand
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Maghnus Bulstrode' has done the following action : Rzut kością
'k20' : 16
'k20' : 16
To nie był jego pierwszy sabat, i nie pierwszy bal maskowy, ale jego obecność tutaj wiązała się z pewnego rodzaju przywilejem, a także obowiązkiem, który zamierzał spełnić należycie. Nikt nie pragnął jego obecności tu przez wzgląd na szanowane nazwisko — umożliwiono mu to dzięki temu kim był, kim się stał. Zapracował na to uznanie ciężko. Jako czarnoksiężnik, wierny sługa Czarnego Pana i Śmierciożerca. Przyjął zaproszenie lady Nott bez grymasu na twarzy, choć podobne imprezy nigdy nie leżały w kręgu jego szczególnych zainteresowań — od tanecznych przyjęć wolał opasłe, zakurzone woluminy, od hucznych zabaw eksperymenty, a kurtuazyjnych rozmów czarnomagiczną praktykę. A jednak elementem wielu jego badań i studiów była obserwacja — jej obiektem byli ludzie, czarodzieje, których poczynania śledził czujnym spojrzeniem, w twarzach odnajdując odpowiedzi na pytania dotyczące gnębiących ich emocji. Maskarada była więc grą, w której było to utrudnione. Piękne oblicza ukryte były pod barwnymi maskami; poznanie wymagało wysiłku, chęci i zaangażowania. A on lubił taką formę rozrywki. Pojawienie się w sławiennym Hampton Court było szansą na poszerzenie sieci kontaktów. Towarzystwo arystokratów, ale teraz także innych osobistości spoza szlacheckiego świata było szansą, której nie zamierzał zmarnować. Doceniał możliwość podjęcia dialogu z inteligentnymi czarodziejami o pewnych, mocno sprecyzowanych poglądach.
Przywdział na siebie czarną szatę, elegancką, odświętną i perfekcyjnie skrojoną, uszytą jeszcze przez cudowną Solene, nim ich drogi się rozeszły. Zawsze dbała o jego prezencję, nawet wtedy kiedy on nie przykładał do tego żadnej wagi. Strój przez nią uszyty uznał za dobry wybór; znała się na tym. Znała się na nim i jak nikt wiedziała w czym prezentował się najlepiej. Nie zakładał jej często — pamiętał jedno wydarzenie, na które ją założył it o niedługo po tym, jak wyszła spod zręcznych palców panny Baudelaire. Elegancka szata była w kolorze połyskującej w świetle, eleganckiej czerni. Kołnierzyk, podobnie jak i mankiety wykonane były z tkaniny o płóciennym, drobnym splocie. Odznaczała się na nich faktura winorośli wyszyta znacznie jaśniejszym, srebrzystym haftem. Na szyi, tuż pod grdyką, kołnierzyk spięty był połyskującą srebrną szpilką, która na tle całokształtu była jedynym silnie wyróżniającym się elementem. Twarz przykrywała częściowo Colombina wykonana z czarnego atłasu, zapleciona z tyłu czarną wstążką. Nie była matowa — połyskiwała drobinami diamentowego pyłu, którego zdobycie nie stanowiło dla niego żadnego problemu. Maska bez trudu zdradzała jego tożsamość — choć raz, dla odmiany. Zwykle ta, którą nosił doskonale ukrywała jego oblicze.
Po przybyciu nie pchał się w tłum, ale nie zamierzał stać całkiem na uboczu. Rozejrzał się po najbliższym otoczeniu, wyszukując wzrokiem osobę, która mogłaby stać się na chwilę lub dwie odpowiednim towarzystwem. Kobieta w masce volto okazała się być dość intrygującą, by stawić jej czoła. Biorąc po drodze kielich z lewitującej tacy, ruszył w jej stronę nonszalanckim krokiem. Damy powinny trzymać się swych lordów — kobieta, która trzymała się z boku nie mogła nią być w żadnym stopniu. W przeciwieństwie do nich wyglądała tak, jakby nie chciała być rozpoznana, a to sprawiło, że chciał znaleźć się tuż obok.
— Osobliwa maska — rzekł, przystając obok. Wokół niech roznosił się zapach tytoniu, ale i wody kolońskiej na bazie cytrusów, skóry i piżma. Patrzył przed siebie, na pojawiających się gości. I choć wzrok przeczesywał jednostki z przodu, jego uwaga koncentrowała się na kobiecie obok.— Kryjące się za nią piękno nie zasługuje nawet w niewielkiej części na to, by być przedstawione światu? — Uniósł jedną brew, a kąciki ust mu zadrżały. Maski na maskaradach dodawały tajemniczości, ale rzadko miały być czymś, co całkowicie pozwoli gościom zniknąć, wtopić się w tłum.
| rzucam na opętanie i drinka
Przywdział na siebie czarną szatę, elegancką, odświętną i perfekcyjnie skrojoną, uszytą jeszcze przez cudowną Solene, nim ich drogi się rozeszły. Zawsze dbała o jego prezencję, nawet wtedy kiedy on nie przykładał do tego żadnej wagi. Strój przez nią uszyty uznał za dobry wybór; znała się na tym. Znała się na nim i jak nikt wiedziała w czym prezentował się najlepiej. Nie zakładał jej często — pamiętał jedno wydarzenie, na które ją założył it o niedługo po tym, jak wyszła spod zręcznych palców panny Baudelaire. Elegancka szata była w kolorze połyskującej w świetle, eleganckiej czerni. Kołnierzyk, podobnie jak i mankiety wykonane były z tkaniny o płóciennym, drobnym splocie. Odznaczała się na nich faktura winorośli wyszyta znacznie jaśniejszym, srebrzystym haftem. Na szyi, tuż pod grdyką, kołnierzyk spięty był połyskującą srebrną szpilką, która na tle całokształtu była jedynym silnie wyróżniającym się elementem. Twarz przykrywała częściowo Colombina wykonana z czarnego atłasu, zapleciona z tyłu czarną wstążką. Nie była matowa — połyskiwała drobinami diamentowego pyłu, którego zdobycie nie stanowiło dla niego żadnego problemu. Maska bez trudu zdradzała jego tożsamość — choć raz, dla odmiany. Zwykle ta, którą nosił doskonale ukrywała jego oblicze.
Po przybyciu nie pchał się w tłum, ale nie zamierzał stać całkiem na uboczu. Rozejrzał się po najbliższym otoczeniu, wyszukując wzrokiem osobę, która mogłaby stać się na chwilę lub dwie odpowiednim towarzystwem. Kobieta w masce volto okazała się być dość intrygującą, by stawić jej czoła. Biorąc po drodze kielich z lewitującej tacy, ruszył w jej stronę nonszalanckim krokiem. Damy powinny trzymać się swych lordów — kobieta, która trzymała się z boku nie mogła nią być w żadnym stopniu. W przeciwieństwie do nich wyglądała tak, jakby nie chciała być rozpoznana, a to sprawiło, że chciał znaleźć się tuż obok.
— Osobliwa maska — rzekł, przystając obok. Wokół niech roznosił się zapach tytoniu, ale i wody kolońskiej na bazie cytrusów, skóry i piżma. Patrzył przed siebie, na pojawiających się gości. I choć wzrok przeczesywał jednostki z przodu, jego uwaga koncentrowała się na kobiecie obok.— Kryjące się za nią piękno nie zasługuje nawet w niewielkiej części na to, by być przedstawione światu? — Uniósł jedną brew, a kąciki ust mu zadrżały. Maski na maskaradach dodawały tajemniczości, ale rzadko miały być czymś, co całkowicie pozwoli gościom zniknąć, wtopić się w tłum.
| rzucam na opętanie i drinka
pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
The member 'Ramsey Mulciber' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 27
--------------------------------
#2 'k20' : 5
#1 'k100' : 27
--------------------------------
#2 'k20' : 5
Sabat nadszedł nie wiedzieć kiedy i nim lady Lestrange się zorientowała trzeba było szykować się do wyjścia i nastawić do wielu godzin przebywania pośród zdecydowanie zbyt sztywnych ludzi. Całkiem możliwe, że wizja taksujących spojrzeń i komentarzy o jej stanie cywilnym w końcu zniechęciłyby ją do przyjęcia corocznego zaproszenia, jednak wizja drobnego żartu, na jak pozwoliła sobie w tym roku, skutecznie motywowała do wyjścia z domu. Ona oraz czekające już na nią towarzystwo, przez które zapewne nie dadzą jej później w domu żyć. Perseus czekał już w holu, kiedy zeszła odziana w futrzany płaszcz i maską w ręku, a jej mina jasno świadczyła o tym, że była dumna ze swoich przygotowań.
-Tak jak wspominałam, mam dla ciebie prezent - to mówiąc podała mu zdobiony krawat, wykonany z tego samego materiału, co jej suknia. - Będziemy do siebie doskonale pasować.
Pomysł wspólnego przybycia na sabat zrodził się w sumie ledwie kilka dni wcześniej, od razu jednak stwierdzili, że i bez masek byłby on całkiem zabawny, z nimi natomiast ich mała gra nabierała rumieńców. Dobrze było mieć u swego boku kogoś, kto potrafił dołączyć w ucieczce przed skostnieniem i arystokratyczną nudą.
Oddawszy okrycia na wejściu przeszli dalej prezentując balowe stroje i maski w pełnej krasie. Octavia po ostatnim wyskoku postanowiła trzymać się jak najbardziej poprawnego kroju, na ten wieczór wybierając koronkową górę z długim rękawem i gorsetem z delikatną kolorową nicią oraz rozkloszowany dół z lamówką u dołu. Do tego pasująca maska z materiału, z którego zrobiona była suknia wraz z koronką o kolorze jej wyszyć i dolnej lamówki. Całości dopełniały rozsiane, drobne diamenciki oraz wróżkowy pyłek. Włosy miała puszczone luźno z wpiętymi kilkoma błyskotkami, na ustach królowała nieodłączna dla niej czerwień, a za nią niosły się perfumy z nutą bursztynu, ambry i kadzidła. Gdy zostali dostrzeżeni przez kilka zgromadzonych już matron rozpoczęło się komentowanie ich strojów, powstał jednak drobny zgrzyt i nieporozumienie, zerkały one chyba bowiem na dwie różne osoby, jedne mówiły o czarnej kreacji, kiedy kilka omawiało kompletnie białą.
Patrząc na ilość zebranych trafili zapewne gdzieś w środku długiej kolejki gości, dzięki czemu można było przynajmniej rozejrzeć się jeszcze spokojnie po sali i zgarnąć co ciekawsze drinki. Bo tak jak jedni przybyli poplotkować, inni potańczyć, jeszcze inni zabłysnąć, tak ta konkretna dwójka miała bardzo konkretne oczekiwania.
Octavia ma na sobie taką suknię, acz z bardziej zakrytymi ramionami oraz taką maskę. Na komplet rzucono odpowiednie zaklęcie i tak 1/3 zgromadzonych widzi, jak gdyby były one białe ze złotymi dodatkami, pozostałe 2/3 są przekonani, że to czerń z dodatkiem srebra.
-Tak jak wspominałam, mam dla ciebie prezent - to mówiąc podała mu zdobiony krawat, wykonany z tego samego materiału, co jej suknia. - Będziemy do siebie doskonale pasować.
Pomysł wspólnego przybycia na sabat zrodził się w sumie ledwie kilka dni wcześniej, od razu jednak stwierdzili, że i bez masek byłby on całkiem zabawny, z nimi natomiast ich mała gra nabierała rumieńców. Dobrze było mieć u swego boku kogoś, kto potrafił dołączyć w ucieczce przed skostnieniem i arystokratyczną nudą.
Oddawszy okrycia na wejściu przeszli dalej prezentując balowe stroje i maski w pełnej krasie. Octavia po ostatnim wyskoku postanowiła trzymać się jak najbardziej poprawnego kroju, na ten wieczór wybierając koronkową górę z długim rękawem i gorsetem z delikatną kolorową nicią oraz rozkloszowany dół z lamówką u dołu. Do tego pasująca maska z materiału, z którego zrobiona była suknia wraz z koronką o kolorze jej wyszyć i dolnej lamówki. Całości dopełniały rozsiane, drobne diamenciki oraz wróżkowy pyłek. Włosy miała puszczone luźno z wpiętymi kilkoma błyskotkami, na ustach królowała nieodłączna dla niej czerwień, a za nią niosły się perfumy z nutą bursztynu, ambry i kadzidła. Gdy zostali dostrzeżeni przez kilka zgromadzonych już matron rozpoczęło się komentowanie ich strojów, powstał jednak drobny zgrzyt i nieporozumienie, zerkały one chyba bowiem na dwie różne osoby, jedne mówiły o czarnej kreacji, kiedy kilka omawiało kompletnie białą.
Patrząc na ilość zebranych trafili zapewne gdzieś w środku długiej kolejki gości, dzięki czemu można było przynajmniej rozejrzeć się jeszcze spokojnie po sali i zgarnąć co ciekawsze drinki. Bo tak jak jedni przybyli poplotkować, inni potańczyć, jeszcze inni zabłysnąć, tak ta konkretna dwójka miała bardzo konkretne oczekiwania.
Octavia ma na sobie taką suknię, acz z bardziej zakrytymi ramionami oraz taką maskę. Na komplet rzucono odpowiednie zaklęcie i tak 1/3 zgromadzonych widzi, jak gdyby były one białe ze złotymi dodatkami, pozostałe 2/3 są przekonani, że to czerń z dodatkiem srebra.
Octavia A. Lestrange
Zawód : Konsultant artystyczny w rodzinnej operze
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Odrobina szaleństwa jeszcze nikomu nie zaszkodziła
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Octavia Lestrange' has done the following action : Rzut kością
'k20' : 11
'k20' : 11
Słyszała trochę o sabatach organizowanych przed lady Nott. Zeszłoroczny, chociaż w nim nie uczestniczyła, był jej najlepiej znany, gdy jego mniejsza wersja zawitała w progu jej mieszkania. Usłyszała wtenczas o temacie przewodnim, o wymogach stroju. Pamiętała nadal mężczyznę odzianego w czerń z maską w całokształcie przedstawiającego cerbera; piekielną bestię. Kto by pomyślał, że takowy zawita wtedy do niej i zaspokajając ciekawość, opowie o nocy oraz balu, podzieli się szczegółach nieznanymi dla osób, które nie miały okazji być wtenczas w Hampton Court. Nie spodziewała się, że rok później zaproszenie na sabat dotrze i do niej. Początkowe niezrozumienie zmieniło się w wahanie czy to najlepszy pomysł. Wszelkie wątpliwości rozwiał jednak ten, który w ostatnim roku zawitał w jej życiu, swoją osobą wywracając spokojną codzienności do góry nogami. Była mu za to wdzięczna, chociaż chyba nigdy nie powiedziała tego wprost. Wybór sukni, którą zamówiła i dodatków, nie zajął jej dużo czasu, wiedziała dobrze, czego chce. Nie potrzebowała dużego blasku, może nawet nie chciała. Lśnić miały arystokratki, przyciągać spojrzenia i budzić zachwyt. Samej wolała w podobnych sytuacjach, nie rzucać się w oczy, nawet jeśli z doświadczenia przyszło jej przekonać się, że nie zawsze było to możliwe.
Spoglądając w lustro, nie mogła powstrzymać uśmiechu, który cisnął się na wargi, podkreślone już pomadką w kolorze burgundowym. Ciemnozielony materiał sukni zdawał się wpadać w czerń, lecz wystarczyła odrobina światła, aby wyciągnąć z niego zielony refleks, rozchodzący się po całości. Tym razem uciekła przed odważnymi dekoltami, wybierając coś całkowicie odwrotnego; półprzeźroczysty materiał, rozciągnięty, aż do zdobienia na szyi i dalej na ręce, tworząc delikatne rękawy przylegające do ciała. Piękne hafty z wszytymi drobnymi kamieniami szlachetnymi, nadawały odrobiny blasku, którego potrzebowała i ciągnęły się w dół, wzdłuż dekoltu. Dwa pasy równie ciemnego materiału, podkreślały górną część kreacji, opadając miękko na ramiona. Sięgający do ziemi, dół sukni nie został bez dodatków, specjalnie wykonane przeszycia, wizualnie nadawał potrzebnej objętości i podkreślały identyczne hafty, ciągnące się aż do połowy długości w równych odstępach. Nic nie było w tym przypadkowego. Widząc całość, nie żałowała żadnego wydanego galeona i prośby skierowanej ku głowie rodziny Blythe. Nigdy nie sądziła, że znów poprosi o cokolwiek, tego, który w garści trzymał jubilerski biznes rodziny, a któremu nawet jej brat podlegał. Jednak tylko on miał dostęp do drogich kruszców, kamieni, jakie chciała w tej sukni. Nie odmówił niczego, dlatego była mu wdzięczna, jak nigdy. Odsuwając się od rodziny, przestała czerpać korzyści z ich znajomości, ale najwyraźniej nie stanowiło to problemu i w oczach bliskich nie skreślało jej całkiem. Dobrała do tego maskę, klasyczna colombina wydawała się idealnym wyborem. W kolorze czerni, ozdobiona ciemnozieloną obwódką na krawędziach i pięknym wzorem podobnym do tego, który miała przy szyi. Również tutaj znalazło się miejsce na parę kamieni, nadających blasku, ale nie przytłaczającymi. Przyciemniła oko, aby współgrało z kolorem maski, a tym samym wyciągnęło brąz jej tęczówek. Włosy upięła w elegancki i klasyczny kok, aby gęste fale nie okrywały karku. Nie byłoby to zbyt wygodne na dłuższy czas. Wiedziała, co robi oraz wiedziała, jak by finalnie wszystko było idealnie tak, jak chciała.
Docierając na miejsce, spojrzała uważniej na towarzyszącego jej mężczyznę. W jego spokoju szukała własnego, który wraz z przekroczeniem progów Hampton Court, rozszedł się po ciele. Cichy odgłos obcasów pozwolił rozluźnić sylwetkę i pozbyć się do końca widocznego spięcia. Łagodny i ledwie widoczny uśmiech na moment pojawił się na jej ustach, kiedy znalazła się na sali, wśród wszystkich, którzy oczekiwali na rozpoczęcie sabatu. Pochwyciła jeden z kieliszków, kiedy srebrna taca pojawiła się obok. Drugą dłonią musnęła ramię Macnaira, tuż nad łokciem, zerkając na niego po to, by podchwycić spojrzenie ciemnych oczu, jednak nie zdecydowała się odezwać, chociażby słowem. Nauczyła się czerpać więcej z milczenia, a zwłaszcza teraz.
|sukienka, rozcięcie dekoltu nie sięga tak nisko i kończy się mniej więcej w połowie, ale zdobienie ciągnie się dalej.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Spoglądając w lustro, nie mogła powstrzymać uśmiechu, który cisnął się na wargi, podkreślone już pomadką w kolorze burgundowym. Ciemnozielony materiał sukni zdawał się wpadać w czerń, lecz wystarczyła odrobina światła, aby wyciągnąć z niego zielony refleks, rozchodzący się po całości. Tym razem uciekła przed odważnymi dekoltami, wybierając coś całkowicie odwrotnego; półprzeźroczysty materiał, rozciągnięty, aż do zdobienia na szyi i dalej na ręce, tworząc delikatne rękawy przylegające do ciała. Piękne hafty z wszytymi drobnymi kamieniami szlachetnymi, nadawały odrobiny blasku, którego potrzebowała i ciągnęły się w dół, wzdłuż dekoltu. Dwa pasy równie ciemnego materiału, podkreślały górną część kreacji, opadając miękko na ramiona. Sięgający do ziemi, dół sukni nie został bez dodatków, specjalnie wykonane przeszycia, wizualnie nadawał potrzebnej objętości i podkreślały identyczne hafty, ciągnące się aż do połowy długości w równych odstępach. Nic nie było w tym przypadkowego. Widząc całość, nie żałowała żadnego wydanego galeona i prośby skierowanej ku głowie rodziny Blythe. Nigdy nie sądziła, że znów poprosi o cokolwiek, tego, który w garści trzymał jubilerski biznes rodziny, a któremu nawet jej brat podlegał. Jednak tylko on miał dostęp do drogich kruszców, kamieni, jakie chciała w tej sukni. Nie odmówił niczego, dlatego była mu wdzięczna, jak nigdy. Odsuwając się od rodziny, przestała czerpać korzyści z ich znajomości, ale najwyraźniej nie stanowiło to problemu i w oczach bliskich nie skreślało jej całkiem. Dobrała do tego maskę, klasyczna colombina wydawała się idealnym wyborem. W kolorze czerni, ozdobiona ciemnozieloną obwódką na krawędziach i pięknym wzorem podobnym do tego, który miała przy szyi. Również tutaj znalazło się miejsce na parę kamieni, nadających blasku, ale nie przytłaczającymi. Przyciemniła oko, aby współgrało z kolorem maski, a tym samym wyciągnęło brąz jej tęczówek. Włosy upięła w elegancki i klasyczny kok, aby gęste fale nie okrywały karku. Nie byłoby to zbyt wygodne na dłuższy czas. Wiedziała, co robi oraz wiedziała, jak by finalnie wszystko było idealnie tak, jak chciała.
Docierając na miejsce, spojrzała uważniej na towarzyszącego jej mężczyznę. W jego spokoju szukała własnego, który wraz z przekroczeniem progów Hampton Court, rozszedł się po ciele. Cichy odgłos obcasów pozwolił rozluźnić sylwetkę i pozbyć się do końca widocznego spięcia. Łagodny i ledwie widoczny uśmiech na moment pojawił się na jej ustach, kiedy znalazła się na sali, wśród wszystkich, którzy oczekiwali na rozpoczęcie sabatu. Pochwyciła jeden z kieliszków, kiedy srebrna taca pojawiła się obok. Drugą dłonią musnęła ramię Macnaira, tuż nad łokciem, zerkając na niego po to, by podchwycić spojrzenie ciemnych oczu, jednak nie zdecydowała się odezwać, chociażby słowem. Nauczyła się czerpać więcej z milczenia, a zwłaszcza teraz.
|sukienka, rozcięcie dekoltu nie sięga tak nisko i kończy się mniej więcej w połowie, ale zdobienie ciągnie się dalej.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Chodź, pocałuję cię tam, gdzie się kończysz i zaczynasz. Chodź, pocałuję cię w czoło, w duszę. Pocałuję cię w twoje serce. Na dzień dobry. Na dobranoc. Na zawsze. Na nigdy. Na teraz. Na kiedyś.
Ostatnio zmieniony przez Belvina Blythe dnia 15.08.21 3:06, w całości zmieniany 2 razy
Belvina Blythe
Zawód : Uzdrowicielka na urazach pozaklęciowych, prywatny uzdrowiciel
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Nasze miejsce jest tutaj
W nocy
Bez nikogo
W nocy
Bez nikogo
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
The member 'Belvina Blythe' has done the following action : Rzut kością
'k20' : 6
'k20' : 6
Ambiwalentny. Tak można nazwać stosunek Perseusa do tegorocznego sabatu; chciał pojawić się w Hampton Court, a jednocześnie przez moment gotów był wziąć na siebie noworoczny dyżur w Mungu, aby tylko mieć wymówkę. Pragnął brylować w towarzystwie, a jednocześnie planował odnaleźć znajome sylwetki i ukryć się z nimi z kieliszkiem gdzieś na kanapie w najciemniejszym kącie, z dala od spojrzeń socjety. Zabiegać strojem o uwagę i pozostać niezauważonym.
Ostatecznie uległ namowom lady Lestrange (które wcale nie były jakoś szczególnie długie; miał bowiem słabość do przyjaciółki, mimo, że jej pomysły doprowadzały go czasem do białej gorączki) i postanowił dołączyć do planowanego przez nią w tym roku żartu.
Miał na sobie czarną szatę, elegancką w swej prostocie, tradycyjną przez swój krój, lecz przy okazji nowoczesną dzięki krawatowi (wykonanego z tego samego materiału, co suknia Octavii, zamówionego u tego samego twórcy), który zastępował klasyczny żabot. — Nie zdziwiłbym się, gdyby był różowy i tylko ja widziałbym go jako czarny — rzucił z rozbawieniem, dając jej przy tym znak, aby sprawdziła, czy przy zakładaniu ozdoby nie odgiął przypadkiem kołnierzyka czarnej koszuli. Długą drogę musiał przebyć Perseus, aby stawić się na sabacie w towarzystwie przyjaciółki — z Londynu do Thorness Manor i z powrotem, co nie umknęło uwadze bliskich. Spodziewał się zatem, że wkrótce czeka go poważna rozmowa.
Porcelanowa maska w stylu Volto (choć Perseus preferował jej inną nazwę — Larva, czyli duch), której wykonanie zlecił zaraz po otrzymaniu zaproszenia od lady Nott i krótkiej wymianie korespondencji z Octavią, była bezpiecznym schronieniem przed ciekawskimi spojrzeniami, dawała względne poczucie anonimowości. Podobnie jak krawat, maska również była zaczarowana, w związku z czym dla jednych jawiła się jako biała ze złotymi ornamentami, podczas gdy drudzy widzieli ją jako czarną ze srebrnymi zdobieniami.
Wreszcie dotarli do Hampton Court, a Perseusa ogarnął zachwyt; nie tylko samymi dekoracjami i atrakcjami przygotowanymi po to, aby umilić towarzystwu wieczór, ale także kolorowymi strojami, muzyką, grą świateł. Tak bardzo przywykł do szpitalnej skromności i szarości, że arystokratyczny przepych mocno na niego oddziaływał.
Kiedy jednak wszyscy wokół przywdziali maski, aby stać się kimś innym, Perseus pozostał tym, kim zawsze był — cichym obserwatorem, cieniem u boku lady Lestrange, wspierającym przyjacielem. Jedynym, co mogło stanowić dla gości szanownej lady Nott podpowiedź odnośnie jego tożsamości, były wykonane z białego złota spinki do mankietów z herbem Blacków. Ledwie zauważalny detal, dyskretny uśmiech w stronę spostrzegawczego rozmówcy.
— Liczysz, ile już razy powiedziałem ci, że wyglądasz zjawiskowo? — zapytał z uśmiechem, który wprawdzie był niewidoczny pod maską, lecz objawiał się w błyszczących oczach lorda Blacka. — Bo chciałbym znów to powiedzieć. Naprawdę, jestem w szoku, że możesz wyglądać jak... kobieta. Dama.
Następnie przeniósł wzrok w stronę kilku sędziwych dam, wśród których najwyraźniej panowało jakieś poruszenie. Najwidoczniej plan Octavii zadziałał, skoro tak żywo dyskutowano o kolorze ich strojów. W jednym jednak musiały być zgodne; wraz z Perseusem pasowali do siebie, co z kolei mogło stanowić, że tę dwójkę łączyło coś więcej niż wymieniane na przyjęciach uprzejmości.
Chwycił zaraz za pierwszy z brzegu drink na mijającej go latającej tacy i już miał unosić go do ust, gdy przypomniał sobie o masce. Cóż, przyjaciółka nie musiała widzieć jego twarzy, by wiedzieć, jaką miał teraz minę. Czy to kara od losu za ten mały, koleżeński przytyk sprzed kilku chwil?
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatecznie uległ namowom lady Lestrange (które wcale nie były jakoś szczególnie długie; miał bowiem słabość do przyjaciółki, mimo, że jej pomysły doprowadzały go czasem do białej gorączki) i postanowił dołączyć do planowanego przez nią w tym roku żartu.
Miał na sobie czarną szatę, elegancką w swej prostocie, tradycyjną przez swój krój, lecz przy okazji nowoczesną dzięki krawatowi (wykonanego z tego samego materiału, co suknia Octavii, zamówionego u tego samego twórcy), który zastępował klasyczny żabot. — Nie zdziwiłbym się, gdyby był różowy i tylko ja widziałbym go jako czarny — rzucił z rozbawieniem, dając jej przy tym znak, aby sprawdziła, czy przy zakładaniu ozdoby nie odgiął przypadkiem kołnierzyka czarnej koszuli. Długą drogę musiał przebyć Perseus, aby stawić się na sabacie w towarzystwie przyjaciółki — z Londynu do Thorness Manor i z powrotem, co nie umknęło uwadze bliskich. Spodziewał się zatem, że wkrótce czeka go poważna rozmowa.
Porcelanowa maska w stylu Volto (choć Perseus preferował jej inną nazwę — Larva, czyli duch), której wykonanie zlecił zaraz po otrzymaniu zaproszenia od lady Nott i krótkiej wymianie korespondencji z Octavią, była bezpiecznym schronieniem przed ciekawskimi spojrzeniami, dawała względne poczucie anonimowości. Podobnie jak krawat, maska również była zaczarowana, w związku z czym dla jednych jawiła się jako biała ze złotymi ornamentami, podczas gdy drudzy widzieli ją jako czarną ze srebrnymi zdobieniami.
Wreszcie dotarli do Hampton Court, a Perseusa ogarnął zachwyt; nie tylko samymi dekoracjami i atrakcjami przygotowanymi po to, aby umilić towarzystwu wieczór, ale także kolorowymi strojami, muzyką, grą świateł. Tak bardzo przywykł do szpitalnej skromności i szarości, że arystokratyczny przepych mocno na niego oddziaływał.
Kiedy jednak wszyscy wokół przywdziali maski, aby stać się kimś innym, Perseus pozostał tym, kim zawsze był — cichym obserwatorem, cieniem u boku lady Lestrange, wspierającym przyjacielem. Jedynym, co mogło stanowić dla gości szanownej lady Nott podpowiedź odnośnie jego tożsamości, były wykonane z białego złota spinki do mankietów z herbem Blacków. Ledwie zauważalny detal, dyskretny uśmiech w stronę spostrzegawczego rozmówcy.
— Liczysz, ile już razy powiedziałem ci, że wyglądasz zjawiskowo? — zapytał z uśmiechem, który wprawdzie był niewidoczny pod maską, lecz objawiał się w błyszczących oczach lorda Blacka. — Bo chciałbym znów to powiedzieć. Naprawdę, jestem w szoku, że możesz wyglądać jak... kobieta. Dama.
Następnie przeniósł wzrok w stronę kilku sędziwych dam, wśród których najwyraźniej panowało jakieś poruszenie. Najwidoczniej plan Octavii zadziałał, skoro tak żywo dyskutowano o kolorze ich strojów. W jednym jednak musiały być zgodne; wraz z Perseusem pasowali do siebie, co z kolei mogło stanowić, że tę dwójkę łączyło coś więcej niż wymieniane na przyjęciach uprzejmości.
Chwycił zaraz za pierwszy z brzegu drink na mijającej go latającej tacy i już miał unosić go do ust, gdy przypomniał sobie o masce. Cóż, przyjaciółka nie musiała widzieć jego twarzy, by wiedzieć, jaką miał teraz minę. Czy to kara od losu za ten mały, koleżeński przytyk sprzed kilku chwil?
Na krawat oraz maskę Perseusa zostało rzucone zaklęcie, dzięki czemu 2/3 zebranych widzi je w kolorze czarnym z dodatkiem srebra, a 1/3 jako biel ze złotem. Inspiracja maski — dla postaci widzących biel i złoto oraz dla postaci widzących czerń i srebro. Drobna uwaga: jeżeli postać decyduje się na zobaczenie sukni i maski Octavii w jednym kolorze, w takim samym widzi również krawat i maskę Perseusa.
Rzucam na drinka.
Rzucam na drinka.
[bylobrzydkobedzieladnie]
{............................. }
Ce qu'on appelle une raison de vivre , est en
même temps une excellente raison demourir .
même temps une excellente raison de
Ostatnio zmieniony przez Perseus Black dnia 15.08.21 10:50, w całości zmieniany 1 raz
The member 'Perseus Black' has done the following action : Rzut kością
'k20' : 18
'k20' : 18
A więc tak wyglądał Sabat.
Luksusowy przepych zapierał dech w piersiach, a ilość piękna, skrzącego się na każdym metrze kwadratowym, zarówno pod postacią ozdób, jak i otumaniających dekoracyjnością strojów czarodziejów, przytłaczał nawet zajmującą się na co dzień artyzmem Deirdre. Owszem, spodziewała się efektownych wnętrz oraz dopracowanych do perfekcji atrakcji, lecz to, co napotkała w Hampton Court, przerosło nawet najodważniejsze oczekiwania. Madame Mericourt była wprost oczarowana, a to zdarzało się niezwykle rzadko. Bywała przecież na francuskich salonach, odwiedzała modne galerie sztuki, brała udział w wernisażach wysokiej klasy, obracała się w towarzystwie ludzi ceniących kunszt i powab, mistrzów wielu sztuk, lecz do tej pory nie doświadczyła czegoś tak kompletnego, dopracowanego, przypominającego o tym, że magia nie miała granic nie tylko w zadawaniu bólu, ale i tworzeniu niewyobrażalnego piękna. Każdy detal przyciągał wzrok, zapadając na stale w pamięć. Droga ku posiadłości, urozmaicana ognistymi występami, przytłaczający majestat głównego holu, szemrzący gwar rozmów skrytych za maskami czarodziejów w kreacjach zapierajacych dech w piersiach, girlandy kwiatów, zaczarowane płatki śniegu, marmury i cała architektura, oraz magiczna aura, unosząca się w powietrzu razem z najwspanialszym zapachem - wszystko to nie zlewało się w jedno, a stanowiło barwny korowód, pieszczący wymagające zmysły Deirdre. Nigdy wcześniej nie doświadczała tak głęboko, przejęta w ten prawie dziecięcy sposób; przekroczenie progu Hampton Court mogło równać się tylko z pierwszym pojawieniem się w Hogwarcie, gdy stała się wręcz upojona zamkiem, jego sekretami, potencjałem i rozpoczęciem się nowego etapu.
Sylwestrowa noc niosła podobny ciężar. Żegnała ubiegły rok, debiutowała w nowym, w wyjątkowy sposób, zostawiając za sobą najgorsze miesiące. Rok temu nie łudziłaby się, że przetrwa poród, że zostawi przy sobie dzieci, że przetrwa stawiane przed nią wyzwania, że stanie się jeszcze potężniejsza - i że zapadnie się jeszcze mocniej w nienawistno-miłosny mrok, stale pochłaniający część myśli. Starała się jednak nie skupiać na tym, czy go rozpozna - i czy znów poczuje palące ukłucie zazdrości, widząc u jego boku półwilę, przyciągającą wzrok nawet mimo twarzy skrytej za maską - a po prostu czerpać pełnymi garściami z tej wyjątkowej nocy, by choć na kilka godzin zapomnieć o ciężarze odpowiedzialności, wojennych planach i ofiarach, jakie musiała ponieść.
W Hampton Court pojawiła się jednym z powozów Averych, towarzysząc Elaine; rozdzieliły się dopiero przy wejściu, tak widocznie musiało być, lecz Deirdre nie czuła lęku. Przyjęła wskazówki arystokratki, zresztą, przesłonięte twarze dawały poczucie bezpieczeństwa, komfortowej anonimowości, dzięki której nie czuła się wystawiona na surowe oceny. Swobodnie ruszyła ku sali balowej, rada, że jej wręcz niewinnie zachwycony wyraz twarzy skryty jest za złoconą maską colombiną, mistrzowsko wykonaną z jubilerskich okuć, precyzyjnie oddających kwietno-wężowe motywy. Wróżkowy pył dodawał masce blasku, a spięta z tyłu aksamitna, czarna tasiemka podkreślała wysoko upięte włosy. Już nie w egzotyczny kok i nie w krótką, orientalną fryzurę madame Mericourt. Część włosów upięto tuż nad karkiem w dwa finezyjne koki, ozdobione złotymi wsuwkami, a twarz okalały pojedyncze kosmyki, podkreślające detale maski. Tylko krwistoczerwone usta pozostały bez zmian - i kolorystyka stroju, utrzymanego w głębokiej czerni. Długa suknia ściśle opinała talię, rozszerzając się swobodnie ku dołowi, bez koła ani gorsetu, a materiał sięgał aż do szyi, choć od pasa w górę został utkany z koronki i ozdobiony złotymi przeszyciami. Ręce ponad łokcie skrywały czarne rękawiczki z drogiej, miękkiej skóry, a suknia odsłaniała jedynie ramiona w orientalnym odcieniu kości słoniowej. Głębokie rozcięcie sukni odsłaniałoby długą nogę, lecz tylko przy gwałtowniejszym ruchu: na razie, w kontraście z barwnymi kreacjami arystokratek, prezentowała się dość skromnie, choć cały urok kreacji polegał na jej zmysłowym kroju. I na pewności, z jaką Deirdre znalazła się już wśród gości, machinalnie odbierając z tacy jeden z kielichów, ciągle nie mogąc wyjść z podziwu oraz pozbyć się niesamowitego wrażenia, jakie zrobił na niej Sabat - a ten przecież dopiero się zaczynał.
sukienka (inne buty, ofc, niewidoczne spod materiału) i maska; rzut na locus nihil i rzut na alkohol
Luksusowy przepych zapierał dech w piersiach, a ilość piękna, skrzącego się na każdym metrze kwadratowym, zarówno pod postacią ozdób, jak i otumaniających dekoracyjnością strojów czarodziejów, przytłaczał nawet zajmującą się na co dzień artyzmem Deirdre. Owszem, spodziewała się efektownych wnętrz oraz dopracowanych do perfekcji atrakcji, lecz to, co napotkała w Hampton Court, przerosło nawet najodważniejsze oczekiwania. Madame Mericourt była wprost oczarowana, a to zdarzało się niezwykle rzadko. Bywała przecież na francuskich salonach, odwiedzała modne galerie sztuki, brała udział w wernisażach wysokiej klasy, obracała się w towarzystwie ludzi ceniących kunszt i powab, mistrzów wielu sztuk, lecz do tej pory nie doświadczyła czegoś tak kompletnego, dopracowanego, przypominającego o tym, że magia nie miała granic nie tylko w zadawaniu bólu, ale i tworzeniu niewyobrażalnego piękna. Każdy detal przyciągał wzrok, zapadając na stale w pamięć. Droga ku posiadłości, urozmaicana ognistymi występami, przytłaczający majestat głównego holu, szemrzący gwar rozmów skrytych za maskami czarodziejów w kreacjach zapierajacych dech w piersiach, girlandy kwiatów, zaczarowane płatki śniegu, marmury i cała architektura, oraz magiczna aura, unosząca się w powietrzu razem z najwspanialszym zapachem - wszystko to nie zlewało się w jedno, a stanowiło barwny korowód, pieszczący wymagające zmysły Deirdre. Nigdy wcześniej nie doświadczała tak głęboko, przejęta w ten prawie dziecięcy sposób; przekroczenie progu Hampton Court mogło równać się tylko z pierwszym pojawieniem się w Hogwarcie, gdy stała się wręcz upojona zamkiem, jego sekretami, potencjałem i rozpoczęciem się nowego etapu.
Sylwestrowa noc niosła podobny ciężar. Żegnała ubiegły rok, debiutowała w nowym, w wyjątkowy sposób, zostawiając za sobą najgorsze miesiące. Rok temu nie łudziłaby się, że przetrwa poród, że zostawi przy sobie dzieci, że przetrwa stawiane przed nią wyzwania, że stanie się jeszcze potężniejsza - i że zapadnie się jeszcze mocniej w nienawistno-miłosny mrok, stale pochłaniający część myśli. Starała się jednak nie skupiać na tym, czy go rozpozna - i czy znów poczuje palące ukłucie zazdrości, widząc u jego boku półwilę, przyciągającą wzrok nawet mimo twarzy skrytej za maską - a po prostu czerpać pełnymi garściami z tej wyjątkowej nocy, by choć na kilka godzin zapomnieć o ciężarze odpowiedzialności, wojennych planach i ofiarach, jakie musiała ponieść.
W Hampton Court pojawiła się jednym z powozów Averych, towarzysząc Elaine; rozdzieliły się dopiero przy wejściu, tak widocznie musiało być, lecz Deirdre nie czuła lęku. Przyjęła wskazówki arystokratki, zresztą, przesłonięte twarze dawały poczucie bezpieczeństwa, komfortowej anonimowości, dzięki której nie czuła się wystawiona na surowe oceny. Swobodnie ruszyła ku sali balowej, rada, że jej wręcz niewinnie zachwycony wyraz twarzy skryty jest za złoconą maską colombiną, mistrzowsko wykonaną z jubilerskich okuć, precyzyjnie oddających kwietno-wężowe motywy. Wróżkowy pył dodawał masce blasku, a spięta z tyłu aksamitna, czarna tasiemka podkreślała wysoko upięte włosy. Już nie w egzotyczny kok i nie w krótką, orientalną fryzurę madame Mericourt. Część włosów upięto tuż nad karkiem w dwa finezyjne koki, ozdobione złotymi wsuwkami, a twarz okalały pojedyncze kosmyki, podkreślające detale maski. Tylko krwistoczerwone usta pozostały bez zmian - i kolorystyka stroju, utrzymanego w głębokiej czerni. Długa suknia ściśle opinała talię, rozszerzając się swobodnie ku dołowi, bez koła ani gorsetu, a materiał sięgał aż do szyi, choć od pasa w górę został utkany z koronki i ozdobiony złotymi przeszyciami. Ręce ponad łokcie skrywały czarne rękawiczki z drogiej, miękkiej skóry, a suknia odsłaniała jedynie ramiona w orientalnym odcieniu kości słoniowej. Głębokie rozcięcie sukni odsłaniałoby długą nogę, lecz tylko przy gwałtowniejszym ruchu: na razie, w kontraście z barwnymi kreacjami arystokratek, prezentowała się dość skromnie, choć cały urok kreacji polegał na jej zmysłowym kroju. I na pewności, z jaką Deirdre znalazła się już wśród gości, machinalnie odbierając z tacy jeden z kielichów, ciągle nie mogąc wyjść z podziwu oraz pozbyć się niesamowitego wrażenia, jakie zrobił na niej Sabat - a ten przecież dopiero się zaczynał.
sukienka (inne buty, ofc, niewidoczne spod materiału) i maska; rzut na locus nihil i rzut na alkohol
there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down
✦
I'll lick your wounds
I'll lay you down
✦
OPCM : 45 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
Śmierciożercy
The member 'Deirdre Mericourt' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 89
--------------------------------
#2 'k20' : 9
#1 'k100' : 89
--------------------------------
#2 'k20' : 9
Sala balowa
Szybka odpowiedź