Ślepy zaułek
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Ślepy zaułek
Opodal podniszczonej knajpy, gdzieś koło wiecznie nieświecącej latarni znajduje się wąska, pogrążona w mroku uliczka - uliczka zakończona wysokim, masywnym murem, którego to nie sposób przeskoczyć, na którego nie sposób się wspiąć, nawet przy pomocy drugiej osoby. Ludzie szemrają, iż to właśnie tutaj, wśród wiecznie zalegających śmieci i odpadków, kamiennych ścian budynków poplamionych czerwienią, swe spotkania odbywają podejrzane typki Śmiertelnego Nokturnu. Paserzy, nieszkodliwi przemytnicy, handlarze ziela wiedźm, czy i gorsi, zepchnięci poza margines społeczny recydywiści umiłowali sobie ów ślepy zaułek do załatwiania swych szemranych interesów, ubijania targów, załatwiania między sobą zatargów. Obowiązuje ich chyba jakaś niepisana zasada, gdyż zaułkiem tym potrafią się dzielić, potrafią nie wchodzić sobie w paradę - a przynajmniej w większości przypadków. Jedynie czasem znaleźć tu można jakiegoś nieboszczyka.
The member 'Barry Weasley' has done the following action : rzut kością
'k100' : 99
'k100' : 99
Merlinie! krzyknęłam w myślach, kiedy zobaczyłam, jak śmiało rudy odpycha moje zaklęcie. Jeśli zdawało mu się, że to mało, to głęboko się mylił, acz to dopiero był początek. Zniechęcona obroną Weasley'a na dzień dobry (a właściwie dobranoc, bo miałam nadzieję, że jedno zaklęcie i po sprawie, a tu nici), postanowiłam sięgnąć głębiej w arsenał swoich magicznych zdolności. Jęzlep wydawał mi się prostym, zabawnym zaklęciem, które idealnie pasowało do aury rozsiewanej przez Barry'ego. Poczułam, jak krew przypływa mi do głowy, a tętnice wychylają się, żeby ujrzeć światło dzienne. Uwielbiałam stany, w których kompletnie traciłam kontrolę nad samą sobą, rzucając się bezmyślnie w wir działań. Niepohamowana złość skierowana w stronę zielonookiego dwudziestodwulatka musiała ujrzeć światło dzienne, a przynajmniej to latarniane. Miałam go serdecznie dosyć, a gotująca się w moich żyłach s z l a c h e t n a ciecz płynęła coraz szybciej i szybciej. Miałam nadzieję, że jest z siebie dumny. Gratulacje, Barry, rozgniewałeś Calypso. Powodzenia.
Musiałam się jednak zabezpieczyć, bo nie miałam najmniejszej ochoty trafiać sama w siebie jęzlepem. Gdyby jednak tak się stało, nie byłoby zbyt śmiesznie. Zapadłabym się chyba pod ziemię albo od razu poszła w swoją stronę, nic nie mówiąc. Najpierw jednak musiałam spróbować.
- Protego - poszłam w jego ślady, próbując rzucić zaklęcie odbijające to głupawe, śmieszne zaklęcie, które przed chwilą skierowałam w stronę rudzielca. Błagam, niech się uda mówiłam do siebie w myślach, bojąc się upokorzenia.
Musiałam się jednak zabezpieczyć, bo nie miałam najmniejszej ochoty trafiać sama w siebie jęzlepem. Gdyby jednak tak się stało, nie byłoby zbyt śmiesznie. Zapadłabym się chyba pod ziemię albo od razu poszła w swoją stronę, nic nie mówiąc. Najpierw jednak musiałam spróbować.
- Protego - poszłam w jego ślady, próbując rzucić zaklęcie odbijające to głupawe, śmieszne zaklęcie, które przed chwilą skierowałam w stronę rudzielca. Błagam, niech się uda mówiłam do siebie w myślach, bojąc się upokorzenia.
Gość
Gość
The member 'Calypso Lestrange' has done the following action : rzut kością
'k100' : 50
'k100' : 50
Nie, nie, nie, nie, nie. Wiedziałam, że to nie może się dobrze skończyć. Poczułam na sobie coś dziwnego, zaklęcie uderzyło we mnie, a chwilę później... Zamiast języka miałam coś, z czym nie dało się nic zrobić. Rozczarowana opuściłam dłoń, w której miałam różdżkę i z zażenowaniem spojrzałam na Barrego. Oby tylko nie śmiał się zbyt głośno. Ech, kogo ja oszukuję?
Poprawiłam na sobie materiał sukni, próbując sprawiać wrażenie nieco dostojniejszej, jakby nic się nie stało. Uśmiechnęłam się sama do siebie i schowałam różdżkę za pas. Wyglądałam tak pięknie... Dobrze, że nikt poza tym szczeniakiem mnie nie widział, bo porażka byłaby jeszcze bardziej bolesna.
- Łele, blebłeła - zdołałam z siebie wykrztusić, zanim chwyciłam się wolną dłonią za usta. Nie miałam zamiaru powiedzieć ani słowa, zanim nie uda mi się jakoś ściągnąć tej głupiej klątwy. Iskry padające z moich oczu zdawały się być dużo groźniejsze. Miałam nadzieję zemścić się na chłopaku, a zamiast tego trafiło we mnie. Świetnie, Caesar na pewno byłby dumny. Postanowiłam naprawić swój błąd, skupiając się jak najbardziej mogłam. Tarantallegra - pomyślałam, błagając Merlina odobre kostki powodzenie. Jeśli znów mi się nie powiedzie, po prostu sobie pójdę. Dość już mam bycia na przegranej pozycji.
Poprawiłam na sobie materiał sukni, próbując sprawiać wrażenie nieco dostojniejszej, jakby nic się nie stało. Uśmiechnęłam się sama do siebie i schowałam różdżkę za pas. Wyglądałam tak pięknie... Dobrze, że nikt poza tym szczeniakiem mnie nie widział, bo porażka byłaby jeszcze bardziej bolesna.
- Łele, blebłeła - zdołałam z siebie wykrztusić, zanim chwyciłam się wolną dłonią za usta. Nie miałam zamiaru powiedzieć ani słowa, zanim nie uda mi się jakoś ściągnąć tej głupiej klątwy. Iskry padające z moich oczu zdawały się być dużo groźniejsze. Miałam nadzieję zemścić się na chłopaku, a zamiast tego trafiło we mnie. Świetnie, Caesar na pewno byłby dumny. Postanowiłam naprawić swój błąd, skupiając się jak najbardziej mogłam. Tarantallegra - pomyślałam, błagając Merlina o
Gość
Gość
The member 'Calypso Lestrange' has done the following action : rzut kością
'k100' : 19
'k100' : 19
To co widział, wręcz prosiło zarówno o gromkie brawa za jej głupotę, jak i o gromki śmiech z tego nieudanego dla dziewczyny widowiska. Wpierw nieco uśmiechnął się szerzej na widok, jak dostaje własnym zaklęciem. Niech pije nawarzony przez siebie kociołek. Oby tylko był słony, bo ma zamiar doprawić przyprawami do tego wszystkiego. Oczywiście potem nie miał zamiaru zdejmować zaklęć. Szybciej odeśle do Cezara, niżeli to wykona. Ona zaczęła walkę na zaklęcia, więc niech cierpi za swe błędy.
Słysząc jej próby powiedzenia czegokolwiek, parsknął śmiechem. No nie mógł inaczej zareagować. Ba, nawet to trochę pomogło pozbyć się złego nastroju. Zaraz jednak przestał się śmiać, bo próbowała rzucić na niego zaklęcie, ale te nawet nie chciało wyjść z jej różdżki. Widział tylko nieudolne machnięcie, ale żadnego płomyka w jego stronę. - Co jest? Słów zabrakło?- rzucił wesoło, lecz zamierzał wykonać teraz swój odwet. - Lapifors- powiedział wesoło rzucając na dziewczynę zaklęcie transmutujące ją w króliczka. Zmienił w ostatniej chwili zwierzątko, aby nie było, że umie ją zmieniać tylko w tchorzofretki.
Słysząc jej próby powiedzenia czegokolwiek, parsknął śmiechem. No nie mógł inaczej zareagować. Ba, nawet to trochę pomogło pozbyć się złego nastroju. Zaraz jednak przestał się śmiać, bo próbowała rzucić na niego zaklęcie, ale te nawet nie chciało wyjść z jej różdżki. Widział tylko nieudolne machnięcie, ale żadnego płomyka w jego stronę. - Co jest? Słów zabrakło?- rzucił wesoło, lecz zamierzał wykonać teraz swój odwet. - Lapifors- powiedział wesoło rzucając na dziewczynę zaklęcie transmutujące ją w króliczka. Zmienił w ostatniej chwili zwierzątko, aby nie było, że umie ją zmieniać tylko w tchorzofretki.
Barry Weasley
Zawód : sprzedawca u Ollivandera
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Well someday love is gonna lead you back to me
But 'til it does I'll have an empty heart
So I'll just have to believe
Somewhere out there you thinking of me...
But 'til it does I'll have an empty heart
So I'll just have to believe
Somewhere out there you thinking of me...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Barry Weasley' has done the following action : rzut kością
'k100' : 46
'k100' : 46
Zabawnym było ujrzeć tak szczęśliwego Barry'ego. Jak niewiele było mu potrzeba do szczęścia? Jedynie piękna, wychowana dama, której przypadkiem splątał się język. Bardzo chciałam zaśmiać się sama z siebie, z tego, jaką ofiarą się stałam, ale dystans do samej siebie z pewnością nie polepszyłby mojej sytuacji. Czekałam z niecierpliwością, z różdżką w pogotowiu, na kolejny atak Weasley'a. Gdy tym razem to jemu się nie udało, postanowiłam dać sobie spokój z magią i skopać mu tyłek bez jej użycia. Próbując coś powiedzieć, znów wyszłam na kompletnie obłąkaną, ale tym razem postanowiłam się nie przejąć. Odrzuciłam warkocz do tyłu, zacisnęłam pięści i podeszłam kilka kroków bliżej do ofiary mojego przyszłego uderzenia. Albo i nie. Szybkim ruchem dłoni usiłowałam go trzasnąć. Celowałam w twarz, uważnie przyglądając się jego piegowatym policzkom, które w mgnieniu oka miały stać się czerwone. Miał się zwijać bólu, miałam mieć z tego zabawę. Tak samo, jak on miał przed chwilą ze mnie. Zamachnęłam się bez słowa. Dasz radę, Calypso.
Gość
Gość
The member 'Calypso Lestrange' has done the following action : rzut kością
'k100' : 13
'k100' : 13
Nie przejął się tym, że zaklęcie mu nie wyszło, a szkoda. By ją włożył do jakiegoś kartonu i wyslal do Cezara. Ale jak odejdzie z językiem przyklejonym do podniebienia, to też nie będzie źle. Przynajmniej będzie miał kolejną rzecz, by jej wytykać. Nie dość, ze tchórzofretka, to i jeszcze nie umiejąca rzucać prostej tarczy.
Chciał dać jej spokój i odejść, ale Calypso chyba nie. Uważnie ją obserwował chowając szybko różdżkę do kieszeni. On zakończył walkę, a nie będzie bić się na pięści z kobietą. Nie jest damskim bokserem. Co to, to nie. Można wiele złego o nim powiedzieć, ale nie to, że bije kobiety. Przynajmniej celowo. Jak już, to szybciej obezwładni czy zrobi unik. Widząc rozjuszoną dziewczynę, myślał o uniku, ale ta nagle się potknęła i zdążyła wyciągnąć dłoń, która ledwo musnęła jego policzek. Barry złapał dziewczynę i pomógł jej się wyprostować, po czym cofnął się o krok. - Powinnaś podszkolić się w obronie, jak i w chodzeniu.- rzucił w jej stronę rozweselony, po czym kiwnął jej głową i zniknął w ciemnościach. Ona także zaraz zniknęła.
zt oboje
Chciał dać jej spokój i odejść, ale Calypso chyba nie. Uważnie ją obserwował chowając szybko różdżkę do kieszeni. On zakończył walkę, a nie będzie bić się na pięści z kobietą. Nie jest damskim bokserem. Co to, to nie. Można wiele złego o nim powiedzieć, ale nie to, że bije kobiety. Przynajmniej celowo. Jak już, to szybciej obezwładni czy zrobi unik. Widząc rozjuszoną dziewczynę, myślał o uniku, ale ta nagle się potknęła i zdążyła wyciągnąć dłoń, która ledwo musnęła jego policzek. Barry złapał dziewczynę i pomógł jej się wyprostować, po czym cofnął się o krok. - Powinnaś podszkolić się w obronie, jak i w chodzeniu.- rzucił w jej stronę rozweselony, po czym kiwnął jej głową i zniknął w ciemnościach. Ona także zaraz zniknęła.
zt oboje
Barry Weasley
Zawód : sprzedawca u Ollivandera
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Well someday love is gonna lead you back to me
But 'til it does I'll have an empty heart
So I'll just have to believe
Somewhere out there you thinking of me...
But 'til it does I'll have an empty heart
So I'll just have to believe
Somewhere out there you thinking of me...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
/25 października
Ronan nie za dobrze się dzisiaj czuł. Ile to już? Dwa tygodnie? Nie, mniej. Musiał to zrobić. Nienawidził prosić swojej mamy o pomoc. Ale ona sama dała mu te pieniądze. Poza tym on je potrzebuje. Dobrze, że jego mama nie wie na co. Głowa go bolała, dokuczał mu kaszel. Czuł się słabo, a rano wymiotował. Wiedział co może mu pomóc, przynajmniej teraz.
Chłopak umówił się z Barrym. Przyszedł w umówione miejsce dziesięć minut wcześniej. Barry do dobry kumpel, na pewno przyjdzie. Musi przyjść. Ronan zaczął łazić w kółko próbując się uspokoić. Trudno mu się było skupić. A jutro ma umówione spotkanie o prace. Nie może tego opuścić. A jak będzie się czuł jak dzisiaj, to na pewno nikt go nie zatrudni.
Ogarnij się chłopie, to ostatni raz...
Zawsze był ostatni raz. Ale teraz to już naprawdę. Chłopak włożył ręce do kieszeni od skórzanej kurtki. Oparł się o ścianę jakiegoś budynku. Próbował się uspokoić, albo chociaż żeby wyglądać na spokojnego. Ostatni raz...
Ronan nie za dobrze się dzisiaj czuł. Ile to już? Dwa tygodnie? Nie, mniej. Musiał to zrobić. Nienawidził prosić swojej mamy o pomoc. Ale ona sama dała mu te pieniądze. Poza tym on je potrzebuje. Dobrze, że jego mama nie wie na co. Głowa go bolała, dokuczał mu kaszel. Czuł się słabo, a rano wymiotował. Wiedział co może mu pomóc, przynajmniej teraz.
Chłopak umówił się z Barrym. Przyszedł w umówione miejsce dziesięć minut wcześniej. Barry do dobry kumpel, na pewno przyjdzie. Musi przyjść. Ronan zaczął łazić w kółko próbując się uspokoić. Trudno mu się było skupić. A jutro ma umówione spotkanie o prace. Nie może tego opuścić. A jak będzie się czuł jak dzisiaj, to na pewno nikt go nie zatrudni.
Ogarnij się chłopie, to ostatni raz...
Zawsze był ostatni raz. Ale teraz to już naprawdę. Chłopak włożył ręce do kieszeni od skórzanej kurtki. Oparł się o ścianę jakiegoś budynku. Próbował się uspokoić, albo chociaż żeby wyglądać na spokojnego. Ostatni raz...
Gość
Gość
Chłopak dostał wiadomość od Ronana i zgodził się na dzisiejsze spotkanie. Lubił chłopaka, ba. Nawet go w miarę dobrze znał, bo byli razem w jednym dormitorium. Czego dawniej się nie robiło dla jakichś głupich ściąg, czy zrobienia kawału dziewczynom z pierwszego rocznika. Teraz może niektóre priorytety się pozamieniały, bo oboje zazwyczaj spotykają się w nieco różnym punkcie, tranzakcyjnym. Chłopak przygotował sobie to, co zazwyczaj Ronan kupuje i ruszył kilka minut przed spotkaniem do punktu, w którym mieli siebie zobaczyć. Nie spieszył się zbytnio, ale rozglądał się, czy nikt za nim nie idzie. Po wizycie siostry i niektórych wypadkach po drodze, wolał jednak mieć stuprocentową, jak i nie większą pewność, że te spotkanie będzie w miarę bezpieczne jak i spokojne od różnych dodatkowych atrakcji magicznych. Owszem, Weasley miał przy sobie różdżkę, ale schowaną w kieszeni w szacie, którą miał na sobie, a jej kaptur zasłaniał jego rude kudły.
Gdy zjawił się na miejscu, podszedł do Ronana ściągając kaptur z głowy. Nie było dla niego bezpieczne chodzić po Nokturnie główną ulicą bez kaptura. Chociaż teraz to możnaby chrzanić całe te bezpieczeństwo, bo po Nokturnie to różni ludzie chodzą. Tak sie mawia aktualnie...
- Jesteś, stary druhu. Jak tam samopoczucie?- zaczął luźną pogawędkę uśmiechając sie swobodnie, jakby wcześniejsze jego prywatne sprawy nie przytłaczały jego spokojnego ducha. Wyciagnął nawet ze swej wsiąkiewki jeden papieros i zapalniczkę. Zaraz odpalił mugolskie dzieło i zanurzył się w tytoniowym amoku. Niedawno zaczął to stosować, aby nieco zastąpić narkotyki, lecz wiadomo, że to działało na krótką metę. Tak czy siak, jest w swoim nałogu.
Gdy zjawił się na miejscu, podszedł do Ronana ściągając kaptur z głowy. Nie było dla niego bezpieczne chodzić po Nokturnie główną ulicą bez kaptura. Chociaż teraz to możnaby chrzanić całe te bezpieczeństwo, bo po Nokturnie to różni ludzie chodzą. Tak sie mawia aktualnie...
- Jesteś, stary druhu. Jak tam samopoczucie?- zaczął luźną pogawędkę uśmiechając sie swobodnie, jakby wcześniejsze jego prywatne sprawy nie przytłaczały jego spokojnego ducha. Wyciagnął nawet ze swej wsiąkiewki jeden papieros i zapalniczkę. Zaraz odpalił mugolskie dzieło i zanurzył się w tytoniowym amoku. Niedawno zaczął to stosować, aby nieco zastąpić narkotyki, lecz wiadomo, że to działało na krótką metę. Tak czy siak, jest w swoim nałogu.
Barry Weasley
Zawód : sprzedawca u Ollivandera
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Well someday love is gonna lead you back to me
But 'til it does I'll have an empty heart
So I'll just have to believe
Somewhere out there you thinking of me...
But 'til it does I'll have an empty heart
So I'll just have to believe
Somewhere out there you thinking of me...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Ronan nigdy jakoś nie przejmował się swoim bezpieczeństwem. Szaty nosił zazwyczaj na jakieś spotkania o pracę, czy inne gówno. Najlepiej czuł się w mugolskiej, skórzanej kurtce. Nie był jakimś szlachcicem żeby w szatach non stop latać. Poza tym, czasy się zmieniały. I coraz większa ilość czarodziei rezygnowała z szat na co dzień. W każdym razie Barry mądrze się posunął. Ronan nie pomyślał że ktoś mógł go śledzić. Kurde, przecież ich interesy były nielegalne. A ten tak sobie łazi po Nokturnie w mugolskim wdzianku. No cóż, aktualnie trudno mu o czymkolwiek myśleć.
Facet od razu się uśmiechnął widząc tą rudą gębę. Ile oni razem czasu spędzali, kiedyś. Teraz widzieli się zazwyczaj po to, by załatwić interesy. A szkoda. Brakowało mu, takich zwykłych pogawędek.
-Jak tam samopoczucie? No więc, gdybym cię nie lubił dostałbyś w zęby.- Powiedział, śmiejąc się. Śmiech szybko przerodził się w kaszel. -Bywało lepiej.- Dodał przecierając oczy. A no fakt, bywało. Ronan spojrzał ze zdziwieniem na papierosa Barrego. -Moja mama takie pali. Nie rozumiem jej. Jest czarodziejką, ale z jakiegoś powodu woli mugolski świat.- Powiedział odganiając przy okazji myśli od tego, jak bardzo boli go głowa. Pomimo swojego kiepskiego samopoczucia, nie narzekał. Chętnie porozmawia sobie z dobrym kumplem. Nawet gdyby miał umierać.
Facet od razu się uśmiechnął widząc tą rudą gębę. Ile oni razem czasu spędzali, kiedyś. Teraz widzieli się zazwyczaj po to, by załatwić interesy. A szkoda. Brakowało mu, takich zwykłych pogawędek.
-Jak tam samopoczucie? No więc, gdybym cię nie lubił dostałbyś w zęby.- Powiedział, śmiejąc się. Śmiech szybko przerodził się w kaszel. -Bywało lepiej.- Dodał przecierając oczy. A no fakt, bywało. Ronan spojrzał ze zdziwieniem na papierosa Barrego. -Moja mama takie pali. Nie rozumiem jej. Jest czarodziejką, ale z jakiegoś powodu woli mugolski świat.- Powiedział odganiając przy okazji myśli od tego, jak bardzo boli go głowa. Pomimo swojego kiepskiego samopoczucia, nie narzekał. Chętnie porozmawia sobie z dobrym kumplem. Nawet gdyby miał umierać.
Ostatnio zmieniony przez Ronan Haddad dnia 26.01.16 21:19, w całości zmieniany 1 raz
Gość
Gość
Gdyby Ronan mieszkał na Nokturnie, to by się przywykł do stałej czujności obserwowania z każdej strony. Na Nokturnie nie jest bezpieczne, nawet w ciągu dnia, bo tu zazwyczaj jest pochmurno, a i ludzie chodzą zazwyczaj w szatach, jak taki Barry. A mugoskie wdzianki... no cóż, można było je spokojnie nosić, ale to wiąże się z pewnym ryzykiem, które czasem trzeba wziąć na siebie.
Zaśmiał się słysząc jego odpowiedź i wypuścił pierwszy dym mugolskiego wynalazku. Lecz gdy ujrzał kaszel, to zaraz postarał się skierować koniec papierosa w inną stronę, aby dym nie leciał w stronę Ronana. Nie chciał podrażniać jego płuc, czy wywoływać jakichś chorób. Ludzie róźnie reagują na nikotynę.
-Niedawno odkryłem te papierosy. Ale muszę przyznać, że podczas przerwy to potrafi na kilka godzin uspokoić człowieka. A co, mam przestać palić?- powiedział spogladająć na niego i oparł się o mur naprzeciwko Ronana. Trzymał papierosa w dłoni i jeszcze raz wciągnął dawkę nikotyny, aby po chwili wypuścić ją w prawą stronę. Jeśli Ronan źle się czuje, czy nie lubi zapachu nikotyny, niech powie. Weasley w końcu nie jest jakimś złośliwym gościem, tylko chce być nieco rozluźnionym bez brania narkotyków, co jest bardzo trudne dla rudzielca. Sam czuje po kościach, że wkrótce zbliża się termin wziecia kolejnej dawki, ale chciał ją wydłużyć do maksimum. W razie, gdyby ktoś chciał niespodziewanie do niego wpadnąć.
Zaśmiał się słysząc jego odpowiedź i wypuścił pierwszy dym mugolskiego wynalazku. Lecz gdy ujrzał kaszel, to zaraz postarał się skierować koniec papierosa w inną stronę, aby dym nie leciał w stronę Ronana. Nie chciał podrażniać jego płuc, czy wywoływać jakichś chorób. Ludzie róźnie reagują na nikotynę.
-Niedawno odkryłem te papierosy. Ale muszę przyznać, że podczas przerwy to potrafi na kilka godzin uspokoić człowieka. A co, mam przestać palić?- powiedział spogladająć na niego i oparł się o mur naprzeciwko Ronana. Trzymał papierosa w dłoni i jeszcze raz wciągnął dawkę nikotyny, aby po chwili wypuścić ją w prawą stronę. Jeśli Ronan źle się czuje, czy nie lubi zapachu nikotyny, niech powie. Weasley w końcu nie jest jakimś złośliwym gościem, tylko chce być nieco rozluźnionym bez brania narkotyków, co jest bardzo trudne dla rudzielca. Sam czuje po kościach, że wkrótce zbliża się termin wziecia kolejnej dawki, ale chciał ją wydłużyć do maksimum. W razie, gdyby ktoś chciał niespodziewanie do niego wpadnąć.
Barry Weasley
Zawód : sprzedawca u Ollivandera
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Well someday love is gonna lead you back to me
But 'til it does I'll have an empty heart
So I'll just have to believe
Somewhere out there you thinking of me...
But 'til it does I'll have an empty heart
So I'll just have to believe
Somewhere out there you thinking of me...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Chłopak sam nie może uwierzyć jak zmalała jego czujność. Za czasów Hogwartu, to on był najbardziej "trzeźwy" Zawsze wszystko planował, był ostrożny. A teraz co? Będzie miał problemy bo wziął pierwsze lepsze ubrania. Już ma problemy, ale to nie z powodu ubioru. Co te narkotyki robią z ludźmi...
Ronan znowu się uśmiechnął. Jakie to miłe że Barry pomyślał że kaszle z powodu dymu. Niestety, kaszle z powodu braku tego, do czego już się zdążył przyzwyczaić. -Spokojnie, pal sobie. Sam bym zapalił, ale zostawiłem w domu.- Czy z nim jest już naprawdę tak źle?
Brawo Ronan, zostawiłeś papierosy w domu...Człowieku zacznij myśleć...
Arab akurat palił codziennie. Czy to mu jakoś pomagało? Wytrzymał te dwa tygodnie. Z założenia miał przestać brać. I może by wytrzymał, gdyby nie fakt że jutro ma to spotkanie. Pewnie będzie jak zawsze. Poda swoje nazwisko. Będą się go pytać kim jest jego ojciec. Usłyszą słowo "arab" i powiedzą mu "Dziękuje, ale niestety nie spełnia Pan wymagań. Szerokiej drogi." A Ronan znajdzie się w punkcie wyjścia.
-Lubię z tobą rozmawiać. Ale wiesz po co przyszedłem.- Powiedział i znowu zaczął kaszleć. No więc czuł się słabo. Jego samopoczucie można porównać do samopoczucia szmaty do wycierania podłóg. Nie za fajnie prawda?
Ronan znowu się uśmiechnął. Jakie to miłe że Barry pomyślał że kaszle z powodu dymu. Niestety, kaszle z powodu braku tego, do czego już się zdążył przyzwyczaić. -Spokojnie, pal sobie. Sam bym zapalił, ale zostawiłem w domu.- Czy z nim jest już naprawdę tak źle?
Brawo Ronan, zostawiłeś papierosy w domu...Człowieku zacznij myśleć...
Arab akurat palił codziennie. Czy to mu jakoś pomagało? Wytrzymał te dwa tygodnie. Z założenia miał przestać brać. I może by wytrzymał, gdyby nie fakt że jutro ma to spotkanie. Pewnie będzie jak zawsze. Poda swoje nazwisko. Będą się go pytać kim jest jego ojciec. Usłyszą słowo "arab" i powiedzą mu "Dziękuje, ale niestety nie spełnia Pan wymagań. Szerokiej drogi." A Ronan znajdzie się w punkcie wyjścia.
-Lubię z tobą rozmawiać. Ale wiesz po co przyszedłem.- Powiedział i znowu zaczął kaszleć. No więc czuł się słabo. Jego samopoczucie można porównać do samopoczucia szmaty do wycierania podłóg. Nie za fajnie prawda?
Gość
Gość
Ślepy zaułek
Szybka odpowiedź