Prosektorium
AutorWiadomość
First topic message reminder :
W tej lokacji obowiązuje bonus do rzutu kością w wysokości +5 dla Rycerzy Walpurgii i +10 dla Śmierciożerców.
Prosektorium
Piętro to wypełnia charakterystyczny zapach niewątpliwie kojarzący się ze stanem rozkładu i śmierci; taka otoczka skutecznie odstrasza osoby, które nie mają wyraźnego powodu, by zapuścić się do podpiwniczonej części szpitala. Prosektorium to przestronna sala z dwoma wielkimi, metalowymi stołami, specjalistyczną aparaturą i kilkoma siedzeniami na podwyższeniu przeznaczonymi dla obserwujących stażystów. Dzienne światło sączy się przez kilka niewielkich okien, lecz przy oględzinach ciał sala oświetlana jest jasnym blaskiem jarzeniówek. Z tej sali można dostać się także do chłodni służącej do przechowywania zwłok oczekujących na autopsję.
W tej lokacji obowiązuje bonus do rzutu kością w wysokości +5 dla Rycerzy Walpurgii i +10 dla Śmierciożerców.
Był w Świętym Mungu parę razy, jednak nie chodziło o sprawy zawodowe. Chociaż w sumie też. Ale najważniejsze było jedzenie. Może i nie mieli jakiegoś niesamowitego kucharza, ale Raiden musiał oddać mu jedno - potrafił przyrządzić idealny barszcz. A nic nie poprawiało humoru w zimny dzień jak ostry barszcz. I... No, dobra. Wczorajsza noc z Artis przebiła dzisiejszą chęć na zupę i zadowolony uśmiechnął się do siebie. Tak bardzo odleciał myślami, że w ogóle nie zarejestrował odpowiedzi lady Yaxley.
- Chciałabyś... No, wiesz... Z nim? - spytał, patrząc na truposza, wykrzywiając twarz w charakterystycznym grymasie. - Obrzydlistwo.
Wydawało mu się, że jest chyba jedynym człowiekiem na świecie, którego nie obchodzą tytuły szlacheckie czy ta żałosna sprawa nazywana czystością krwi. Już nie raz i nie dwa miał upuszczać krwi członkom arystokratycznych rodów i krew mieli identyczną jak menel w kącie ulicy na Nokturnie. Chociaż musiał podziękować takim państwu Macmillan, bo spłodzili genialną córkę. Jednak było to ustępstwo jedno na milion, bo oczywiście Miles był typowym skurwysynem, który nie liczył się z nikim i z niczym. Dopiero wtedy gdy uderzył w rodzinę Cartera, Raiden postanowił pokazać mu, że nie wszyscy bali się tego statusu, który niezasłużenie przypadł mu przy urodzeniu. Cholerny sukinkot. Miał nadzieję, że już więcej nie będzie musiał oglądać tej obrzydliwej gęby.
Słysząc jej komentarz o braku marynarki lub nawet kamizelki, wykrzywił twarz za jej plecami.
- No, wybacz, pani kultowość, ale wydaje mi się, że to nie od temperatury pokoju się rozchoruje - odparł jej nieco zgryźliwie, patrząc wymownie na Yaxley'ową. Zaraz jednak jego zainteresowanie przeniosło się na wspomnianego trupa dzieciaka, którego wczoraj przesłuchiwał. Wyglądał żałośnie. Dalej słyszał ten skomlący głosik, jednak nie powstrzymało to tego ćpuna, żeby zaatakować kobietę. Że też się wtedy odwrócił! Nie dopatrzył tej jednej jedynej rzeczy. Ale bez tego Artis nie trafiłaby do niego do domu... Chociaż nie wiedział czy silne obtarcie i stłuczona broda miały jej pomóc w pracy w jakikolwiek sposób. Przez to że znowu o niej myślał, znowu słowa rudowłosej pani koroner wyleciały mu z głowy. Lub przynajmniej ich większość. Zaraz jednak znowu wrócił na ziemię i słuchał wszystkiego co mówiła. - Nekrofile od razu by się na niego rzucili - mruknął, obserwując nieboszczyka. Prócz oczywistych śladów po wstrzykiwaniu sobie narkotyków, obitej lekko twarzy, którą miał już wczoraj na przesłuchaniu, nie wyglądał na poturbowanego. Dlatego wzięto pod uwagę właśnie truciznę. Zaklęcie zostawiłoby jakiś ślad. I zawiadomiło strażników oczywiście... Na pytanie o ważność jego osoby, Raiden podniósł na nią spojrzenie, po czym znowu wrócił do patrzenie na ćpuna. - Najwyraźniej był - odparł, żałując, że wczoraj tak mało z niego wyciągnęli. Gdyby nie wygłup martwego, mógłby jeszcze coś wycisnąć. Najwidoczniej komuś zależało i to cholernie, żeby milczał. Miał nadzieję, że zatrzymano wszystkich strażników, którzy mieli tej nocy wartę. - Miał jakieś rzeczy osobiste, gdy go przynieśli? - spytał Rowan, przejeżdżając palcami po krawacie.
- Chciałabyś... No, wiesz... Z nim? - spytał, patrząc na truposza, wykrzywiając twarz w charakterystycznym grymasie. - Obrzydlistwo.
Wydawało mu się, że jest chyba jedynym człowiekiem na świecie, którego nie obchodzą tytuły szlacheckie czy ta żałosna sprawa nazywana czystością krwi. Już nie raz i nie dwa miał upuszczać krwi członkom arystokratycznych rodów i krew mieli identyczną jak menel w kącie ulicy na Nokturnie. Chociaż musiał podziękować takim państwu Macmillan, bo spłodzili genialną córkę. Jednak było to ustępstwo jedno na milion, bo oczywiście Miles był typowym skurwysynem, który nie liczył się z nikim i z niczym. Dopiero wtedy gdy uderzył w rodzinę Cartera, Raiden postanowił pokazać mu, że nie wszyscy bali się tego statusu, który niezasłużenie przypadł mu przy urodzeniu. Cholerny sukinkot. Miał nadzieję, że już więcej nie będzie musiał oglądać tej obrzydliwej gęby.
Słysząc jej komentarz o braku marynarki lub nawet kamizelki, wykrzywił twarz za jej plecami.
- No, wybacz, pani kultowość, ale wydaje mi się, że to nie od temperatury pokoju się rozchoruje - odparł jej nieco zgryźliwie, patrząc wymownie na Yaxley'ową. Zaraz jednak jego zainteresowanie przeniosło się na wspomnianego trupa dzieciaka, którego wczoraj przesłuchiwał. Wyglądał żałośnie. Dalej słyszał ten skomlący głosik, jednak nie powstrzymało to tego ćpuna, żeby zaatakować kobietę. Że też się wtedy odwrócił! Nie dopatrzył tej jednej jedynej rzeczy. Ale bez tego Artis nie trafiłaby do niego do domu... Chociaż nie wiedział czy silne obtarcie i stłuczona broda miały jej pomóc w pracy w jakikolwiek sposób. Przez to że znowu o niej myślał, znowu słowa rudowłosej pani koroner wyleciały mu z głowy. Lub przynajmniej ich większość. Zaraz jednak znowu wrócił na ziemię i słuchał wszystkiego co mówiła. - Nekrofile od razu by się na niego rzucili - mruknął, obserwując nieboszczyka. Prócz oczywistych śladów po wstrzykiwaniu sobie narkotyków, obitej lekko twarzy, którą miał już wczoraj na przesłuchaniu, nie wyglądał na poturbowanego. Dlatego wzięto pod uwagę właśnie truciznę. Zaklęcie zostawiłoby jakiś ślad. I zawiadomiło strażników oczywiście... Na pytanie o ważność jego osoby, Raiden podniósł na nią spojrzenie, po czym znowu wrócił do patrzenie na ćpuna. - Najwyraźniej był - odparł, żałując, że wczoraj tak mało z niego wyciągnęli. Gdyby nie wygłup martwego, mógłby jeszcze coś wycisnąć. Najwidoczniej komuś zależało i to cholernie, żeby milczał. Miał nadzieję, że zatrzymano wszystkich strażników, którzy mieli tej nocy wartę. - Miał jakieś rzeczy osobiste, gdy go przynieśli? - spytał Rowan, przejeżdżając palcami po krawacie.
Hello darkness, my old friend
Come to talk with you again
Come to talk with you again
Śmierć jest idiotyczna. Rodzisz się, żyjesz, a raczej w większości ludzi jest to egzystencja. Mężczyźni sadzą drzewo, budują dom, płodzą syna, a kobiety dbają o siebie, leżą i pachną. A co nas czeka na końcu? Śmierć. Bujdy! Urodzisz się i i tak nie będziesz mógł żyć tak jak chcesz, będziesz nieszczęśliwy i umrzesz. Ale i tak w tym całym bezsensie jakim jest nasze istnienie odnajdujemy coś ważnego dla czego chcemy żyć, wstać rano z łóżka i prowadzić ten nasz egzystencjalny los. Ci ludzie też coś takiego posiadali. Kto wie, może ten chłopak nawet za to zginął?
Wzdychając wskazała ręką na stolik stojący przy ścianie za mężczyzną, a raczej na przedmioty tam leżące.
-W tamtym pudełku masz wszystko, ale są to jeszcze wcześniej zarekwirowane przedmioty. Nic innego przy sobie nie miał. Przeszukałam też ubrania, są w workach, nie miały żadnych ukrytych kieszeni.- Do jej zadań należała również rewizja rzeczy osobistych zmarłego pod kątem odnalezionych poszlak w czasie autopsji. Fakt, faktem, często to jej pomagało. Niejednokrotnie znalazła jakąś poszlakę, a nawet przegapione dowody przez aurorów, bądź funkcjonariuszy. Denerwowało ją to... jest profesjonalistką i wymaga tego samego od innych, ale jak widać nie każdemu zależy na swojej pracy tak samo jak jej. Nie rozumie tego. Większość ludzi, których zna i nie zachowują choćby pozorów starania się w swojej pracy muszą ją wykonywać gdyż jest to ich źródłem utrzymania. Ona nie musi tego robić... ale chce. Nie tylko dlatego, że lubi tą pracę, jak bardzo by to dziwnie nie brzmiało, ale też dlatego, że siedząc w domu jak większość jej "znajomych" arystokratek po prostu by zwariowała.
-Lepiej się zastanów co za kretyni dopuścili do podania mu zatrutego jedzenia.- A takowymi na pewno musieli być. Ciekawe jak wielu z nich poniesie konsekwencje... ilu zostanie wylanych, a ilu jedynie zawieszonych.
-Na tą chwilę przenoszę mężczyznę do kostnicy. Zbadałam go pod każdym możliwym kątem, nie ma sensu go tutaj trzymać. Ma jakąś rodzinę?- rzuciła okiem na Cartera oczekując odpowiedzi.
Słowo które mogłoby definiować dzisiejszego dnia tego mężczyznę to zdecydowanie "rozkojarzenie", a nawet pokusiłaby się o "dezorientacja". Szczerze mówiąc, obserwowanie go w takim stanie było dość zabawne. Przynajmniej miała jakąkolwiek formę rozrywki w tych jej "lochach", a musiała przyznać, że obserwowanie tego mężczyzny z głową w chmurach było w pewnym sensie ciekawym zjawiskiem. Raczej nie chciał tu być, ale nie dziwiła się. Większość ludzi z własnej woli by tu nie przychodziło, jakby nie patrzeć nie jest to urocza kawiarenka, oświetlona popołudniowym słońcem z roznoszącym się zapachem świeżo zaparzonej kawy i kwiatów stojących w wazonach. Nawet osoby, które widują od czasu do czasu ciała nie zbyt chętnie się tu pojawiają. Nie ma w przebywaniu tu niczego przyjemnego to prawda, ale dla niej samej to miejsce w większym stopniu kojarzy się z satysfakcją.
-Udana noc jak sądzę. -Odwracając od niego wzrok pochwyciła dokumenty leżące na stole prosektoryjnym, na którym leżały niestety nie tylko dokumenty. Wolnym krokiem udała się w kierunku biurka, na które odłożyła je, pochwyciła w dłoń pióro i zaczęła wypełniać puste luki w aktach ofiary pochylając się nad meblem. Jej gość postanowił sobie postać to i ona powinna.
-Usiądziesz?- Etykieta... w tym pomieszczeniu próbuje się od niej uwolnić, ale jak widać jej matka i guwernantka wystarczająco głęboko jej zakorzeniły ją w umyśle, że teraz nawet trepanacja czaszki by nic nie dała.
Wzdychając wskazała ręką na stolik stojący przy ścianie za mężczyzną, a raczej na przedmioty tam leżące.
-W tamtym pudełku masz wszystko, ale są to jeszcze wcześniej zarekwirowane przedmioty. Nic innego przy sobie nie miał. Przeszukałam też ubrania, są w workach, nie miały żadnych ukrytych kieszeni.- Do jej zadań należała również rewizja rzeczy osobistych zmarłego pod kątem odnalezionych poszlak w czasie autopsji. Fakt, faktem, często to jej pomagało. Niejednokrotnie znalazła jakąś poszlakę, a nawet przegapione dowody przez aurorów, bądź funkcjonariuszy. Denerwowało ją to... jest profesjonalistką i wymaga tego samego od innych, ale jak widać nie każdemu zależy na swojej pracy tak samo jak jej. Nie rozumie tego. Większość ludzi, których zna i nie zachowują choćby pozorów starania się w swojej pracy muszą ją wykonywać gdyż jest to ich źródłem utrzymania. Ona nie musi tego robić... ale chce. Nie tylko dlatego, że lubi tą pracę, jak bardzo by to dziwnie nie brzmiało, ale też dlatego, że siedząc w domu jak większość jej "znajomych" arystokratek po prostu by zwariowała.
-Lepiej się zastanów co za kretyni dopuścili do podania mu zatrutego jedzenia.- A takowymi na pewno musieli być. Ciekawe jak wielu z nich poniesie konsekwencje... ilu zostanie wylanych, a ilu jedynie zawieszonych.
-Na tą chwilę przenoszę mężczyznę do kostnicy. Zbadałam go pod każdym możliwym kątem, nie ma sensu go tutaj trzymać. Ma jakąś rodzinę?- rzuciła okiem na Cartera oczekując odpowiedzi.
Słowo które mogłoby definiować dzisiejszego dnia tego mężczyznę to zdecydowanie "rozkojarzenie", a nawet pokusiłaby się o "dezorientacja". Szczerze mówiąc, obserwowanie go w takim stanie było dość zabawne. Przynajmniej miała jakąkolwiek formę rozrywki w tych jej "lochach", a musiała przyznać, że obserwowanie tego mężczyzny z głową w chmurach było w pewnym sensie ciekawym zjawiskiem. Raczej nie chciał tu być, ale nie dziwiła się. Większość ludzi z własnej woli by tu nie przychodziło, jakby nie patrzeć nie jest to urocza kawiarenka, oświetlona popołudniowym słońcem z roznoszącym się zapachem świeżo zaparzonej kawy i kwiatów stojących w wazonach. Nawet osoby, które widują od czasu do czasu ciała nie zbyt chętnie się tu pojawiają. Nie ma w przebywaniu tu niczego przyjemnego to prawda, ale dla niej samej to miejsce w większym stopniu kojarzy się z satysfakcją.
-Udana noc jak sądzę. -Odwracając od niego wzrok pochwyciła dokumenty leżące na stole prosektoryjnym, na którym leżały niestety nie tylko dokumenty. Wolnym krokiem udała się w kierunku biurka, na które odłożyła je, pochwyciła w dłoń pióro i zaczęła wypełniać puste luki w aktach ofiary pochylając się nad meblem. Jej gość postanowił sobie postać to i ona powinna.
-Usiądziesz?- Etykieta... w tym pomieszczeniu próbuje się od niej uwolnić, ale jak widać jej matka i guwernantka wystarczająco głęboko jej zakorzeniły ją w umyśle, że teraz nawet trepanacja czaszki by nic nie dała.
Anguis in herba
But I'm holding on for dear life
Won't look down, won't open my eyes
'Cause I'm just holding on for tonight
Won't look down, won't open my eyes
'Cause I'm just holding on for tonight
Ostatnio zmieniony przez Rowan Yaxley dnia 03.11.16 19:41, w całości zmieniany 1 raz
Rowan Yaxley
Zawód : Tłumacz i nauczyciel języków obcych, były koroner
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowa
When the fires,
when the fires are consuming you
And your sacred stars
won't be guiding you
I got blood, I got blood,
blood on my name
when the fires are consuming you
And your sacred stars
won't be guiding you
I got blood, I got blood,
blood on my name
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Raiden miał zupełnie inne podejście do życia niż Yaxley'owa. Brał z niego garściami, wiedząc, że nie ma co się odwracać za siebie i uważać na każdym kroku. To tyczyło się jedynie polowań i akcji. Świat może i był popieprzony, ale w tym wszystkim dalej było wiele piękna, a wachlarz przyjemności jakie proponowało życie było nie do ogarnięcia przez ludzki umysł. Każdy poranek i każda noc jak widać kryły w sobie wiele zagadek. Carterowi udawało się je często odkrywać.
Był rozkojarzony to mało powiedziane. Jak można było po takim wieczorze i nocy wrócić normalnie do pracy bez wspominania wszystkiego, co się tam działo. W jadalni, po drodze do i w sypialni. Nie mogli go winić za to, że był człowiekiem i reagował dość emocjonalnie, instynktownie, intuicyjnie na takie sprawy. Może gdyby się to nie wydarzyło, większą uwagę skupiałby na Rowan Yaxley, jednak tak się nie stało i jego myśli zajmowała blondynka o zdecydowanie za dużym syndromem wiernościrodzinie matce. Przy ich poprzednim spotkaniu wspomniała o tek kobiecie co najmniej trzy razy podczas gdy o ojcu w ogóle nie wspomniała. Rozumiał, że jeśli coś by się wydarzyło, większy szum na pewno zrobiłaby stara pani Macmillan. Nie obchodziło go i nie myślał wcale o fakcie, że Artis należała do rodziny szlacheckiej. Nawet jeśli była to akcja na jedną noc, nie zamierzał pozwolić wyparować jej sobie z głowy. Za bardzo odpowiadała mu bliskość Macmillan, nie traktował jej jako przystanek na drodze - odwiedzić i pojechać dalej. Gdyby nie uciekła rano, chętnie poczułby jej ciepło przy boku. Z uśmiechem zobaczyłby twarz młodej pani auror. Zamiast tego zostały mu krwawe szramy na plecach i zaognione otarcia. Mimo że spał zaledwie trzy godziny i prócz aktualnego rozkojarzenia, czuł się świetnie. Owszem. Słuchał tego, co mówiła i rejestrował ważniejsze zdania, jednak nie podchodził do niej i do sprawy tak jak zawsze. Jego umysł został jeszcze w domu i zatrzymał się na podróży w górę schodów na piętro.
- Nic nie wiemy o żadnej rodzinie. Zapewne wychowywała go od jakiegoś czasu niezła banda popaprańców wierząca w nadejście Antychrysta - mruknął, marszcząc charakterystycznie nos, zaglądając pod prześcieradło, by zobaczyć na ramieniu dzieciaka tatuaż. Takie same rysunki widniały na ścianach jego mieszkania. Ono dosłownie w nich tonęło. - Ktoś z aurorów się nim interesował? - Jakby nie patrzeć policja dalej współpracowała z biurem łowców czarownic, więc Artis powinna... Została do niego przydzielona, chociaż znając i dedykując z jej wcześniejszego zachowania, odpuści sobie tę sprawę. Myśląc o niej, nie mógł się skupić, a co dopiero gdyby ją teraz zobaczył.
Zerknął z dziwnym zaczepnym uśmiechem na Rowan, gdy wspomniała o nocy. Nic jednak nie powiedział, bo nie zamierzał oświecać jej jednym ze swoich tryliona różnych odpowiedzi a propos seksu. Łaskawca? Raczej dalej rozkojarzony. Do tego uważne spojrzenie koronera przypominało mu o tym za co uwielbiał wyzwania.
- Może położę się na kozetce i zacznę opowiadać ci historię swojego życia, a ty będziesz rysowała sprośne rysuneczki w swoim kajeciku? - spytał, jednak zaraz klepnął na fotelu, biorąc wcześniej pojemnik z rzeczami dzieciaka. Siedząc, zaczął przeglądać je, przyglądając się każdej z osobna. - A ty miałaś udaną noc? - wypalił niby niezainteresowany, nie odrywając spojrzenia od dziwnej haczki w kształcie trójkąta. A może to była zawieszka?
Był rozkojarzony to mało powiedziane. Jak można było po takim wieczorze i nocy wrócić normalnie do pracy bez wspominania wszystkiego, co się tam działo. W jadalni, po drodze do i w sypialni. Nie mogli go winić za to, że był człowiekiem i reagował dość emocjonalnie, instynktownie, intuicyjnie na takie sprawy. Może gdyby się to nie wydarzyło, większą uwagę skupiałby na Rowan Yaxley, jednak tak się nie stało i jego myśli zajmowała blondynka o zdecydowanie za dużym syndromem wierności
- Nic nie wiemy o żadnej rodzinie. Zapewne wychowywała go od jakiegoś czasu niezła banda popaprańców wierząca w nadejście Antychrysta - mruknął, marszcząc charakterystycznie nos, zaglądając pod prześcieradło, by zobaczyć na ramieniu dzieciaka tatuaż. Takie same rysunki widniały na ścianach jego mieszkania. Ono dosłownie w nich tonęło. - Ktoś z aurorów się nim interesował? - Jakby nie patrzeć policja dalej współpracowała z biurem łowców czarownic, więc Artis powinna... Została do niego przydzielona, chociaż znając i dedykując z jej wcześniejszego zachowania, odpuści sobie tę sprawę. Myśląc o niej, nie mógł się skupić, a co dopiero gdyby ją teraz zobaczył.
Zerknął z dziwnym zaczepnym uśmiechem na Rowan, gdy wspomniała o nocy. Nic jednak nie powiedział, bo nie zamierzał oświecać jej jednym ze swoich tryliona różnych odpowiedzi a propos seksu. Łaskawca? Raczej dalej rozkojarzony. Do tego uważne spojrzenie koronera przypominało mu o tym za co uwielbiał wyzwania.
- Może położę się na kozetce i zacznę opowiadać ci historię swojego życia, a ty będziesz rysowała sprośne rysuneczki w swoim kajeciku? - spytał, jednak zaraz klepnął na fotelu, biorąc wcześniej pojemnik z rzeczami dzieciaka. Siedząc, zaczął przeglądać je, przyglądając się każdej z osobna. - A ty miałaś udaną noc? - wypalił niby niezainteresowany, nie odrywając spojrzenia od dziwnej haczki w kształcie trójkąta. A może to była zawieszka?
Hello darkness, my old friend
Come to talk with you again
Come to talk with you again
Domyślała się, że chłopak ten raczej szczęśliwej rodzinki nie posiadał. Nie on pierwszy i niestety nie ostatni. W przypadku gdy ofiara nie zostaje niezidentyfikowania, bądź nie ma bliskich którzy mogliby się ciałem zająć sprawami pogrzebowymi zajmuję się Ministerstwo.
-Nikt, od chwili przetransportowana go tu nie było w tym pomieszczeniu nikogo zainteresowanego jego osobą.- Szczerze nienawidziła pracy papierkowej. Chyba jak i większość osób, ale ona naprawdę tego nie znosiła. Nie dość, że było to okropnie nudne przez fakt, iż musiały one być niezwykle szczegółowe to w dodatku moment, w którym wpisywała powód śmierci w jednej z luk w tabeli był dołujący, a jeszcze bardziej dołującym momentem jest ten gdy ta luka pozostaje pusta. W tym przypadku nie miała z tym problemów, lecz pozostawała jeszcze tylko jedna kwestia - kto jest mordercą?
Na słowa mężczyzny przewróciła oczami, ukrywając uśmiech za pasmami spływających na jej twarz włosów, próbujących uwolnić się spod jarzma jej kucyka, który już nie był tak schludny jak na początku dnia.
-Kuszące, ale obawiam się, że zabrakłoby mi kartek.-Odpowiedziała równie figlarnie, wciąż skanując wzrokiem leżące przed nią dokumenty.
Ma nadzieję, że ta sprawa zostanie rozwiązana. Nie okłamując się śmierć przez truciznę jest niemal, że uwłaczająca. Ale nie tyle ofierze co zabójcy. Oby szybko odnaleźli tego tchórza.
Pytanie mężczyzny lekko zbiło ją z tropu. Udaną noc? Jeśli powrót z pracy późnym wieczorem przez nadmiar obowiązków, spędzenie trochę czasu z synem i przespanie o dziwo całej nocy można do takowych zaliczyć to tak, miała dobrą noc. Wątpiła jednak, że Raiden zadał jej to pytanie właśnie w tym kontekście. Jej noce w porównaniu z jego na pewno były niezwykle różne. Po części mu zazdrości. Chciałaby posiadać taką swobodę i chwytać z życia pełnymi garściami jak on. Z drugiej strony nigdy by się z nim nie zamieniła. Należy do tego typu ludzi, którzy egzystują, ale kochają i chcą żyć, bo mają dla kogo.
-Może położę się na kozetce i zacznę opowiadać ci historyjkę swojego życia, a ty będziesz rysował mniej sprośne rysuneczki w moim kajeciku? - Uniosła brew przekręcając głowę w kierunku mężczyzny spoglądając na niego wyzywająco niemal cytując całą jego wcześniejszą odpowiedź. Następnie zamknęła akta odłożyła pióro, a plik dokumentów schowała sprawnie do teczki. Pochwyciła ją i udała się w kierunku mężczyzny kładąc akta na stoliku z rzeczami osobistymi ofiary.
-To wszystko co na tą chwile mam. Jeśli znajdziesz jakąś nową godną mojego zainteresowania poszlakę zgłoś się do mnie, może coś jeszcze z chłopaka wykrzeszę.
Podeszła bliżej i zza jego pleców spojrzała mu przez ramię, próbując powtórzyć jego gest z początku ich spotkania.
-Znalazłeś coś ciekawego?
-Nikt, od chwili przetransportowana go tu nie było w tym pomieszczeniu nikogo zainteresowanego jego osobą.- Szczerze nienawidziła pracy papierkowej. Chyba jak i większość osób, ale ona naprawdę tego nie znosiła. Nie dość, że było to okropnie nudne przez fakt, iż musiały one być niezwykle szczegółowe to w dodatku moment, w którym wpisywała powód śmierci w jednej z luk w tabeli był dołujący, a jeszcze bardziej dołującym momentem jest ten gdy ta luka pozostaje pusta. W tym przypadku nie miała z tym problemów, lecz pozostawała jeszcze tylko jedna kwestia - kto jest mordercą?
Na słowa mężczyzny przewróciła oczami, ukrywając uśmiech za pasmami spływających na jej twarz włosów, próbujących uwolnić się spod jarzma jej kucyka, który już nie był tak schludny jak na początku dnia.
-Kuszące, ale obawiam się, że zabrakłoby mi kartek.-Odpowiedziała równie figlarnie, wciąż skanując wzrokiem leżące przed nią dokumenty.
Ma nadzieję, że ta sprawa zostanie rozwiązana. Nie okłamując się śmierć przez truciznę jest niemal, że uwłaczająca. Ale nie tyle ofierze co zabójcy. Oby szybko odnaleźli tego tchórza.
Pytanie mężczyzny lekko zbiło ją z tropu. Udaną noc? Jeśli powrót z pracy późnym wieczorem przez nadmiar obowiązków, spędzenie trochę czasu z synem i przespanie o dziwo całej nocy można do takowych zaliczyć to tak, miała dobrą noc. Wątpiła jednak, że Raiden zadał jej to pytanie właśnie w tym kontekście. Jej noce w porównaniu z jego na pewno były niezwykle różne. Po części mu zazdrości. Chciałaby posiadać taką swobodę i chwytać z życia pełnymi garściami jak on. Z drugiej strony nigdy by się z nim nie zamieniła. Należy do tego typu ludzi, którzy egzystują, ale kochają i chcą żyć, bo mają dla kogo.
-Może położę się na kozetce i zacznę opowiadać ci historyjkę swojego życia, a ty będziesz rysował mniej sprośne rysuneczki w moim kajeciku? - Uniosła brew przekręcając głowę w kierunku mężczyzny spoglądając na niego wyzywająco niemal cytując całą jego wcześniejszą odpowiedź. Następnie zamknęła akta odłożyła pióro, a plik dokumentów schowała sprawnie do teczki. Pochwyciła ją i udała się w kierunku mężczyzny kładąc akta na stoliku z rzeczami osobistymi ofiary.
-To wszystko co na tą chwile mam. Jeśli znajdziesz jakąś nową godną mojego zainteresowania poszlakę zgłoś się do mnie, może coś jeszcze z chłopaka wykrzeszę.
Podeszła bliżej i zza jego pleców spojrzała mu przez ramię, próbując powtórzyć jego gest z początku ich spotkania.
-Znalazłeś coś ciekawego?
Anguis in herba
But I'm holding on for dear life
Won't look down, won't open my eyes
'Cause I'm just holding on for tonight
Won't look down, won't open my eyes
'Cause I'm just holding on for tonight
Rowan Yaxley
Zawód : Tłumacz i nauczyciel języków obcych, były koroner
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowa
When the fires,
when the fires are consuming you
And your sacred stars
won't be guiding you
I got blood, I got blood,
blood on my name
when the fires are consuming you
And your sacred stars
won't be guiding you
I got blood, I got blood,
blood on my name
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Mimo że widzieli się drugi raz, Rowan od razu wyzbyła się wobec niego czegoś takiego jak dystans godny kobiety jej statusu. Nie była Yaxley'em z krwi. To było pewne, jednak przeżyła ileś lat wśród tej rodziny i spodziewał się nie dość, że faceta, słysząc jej nazwisko to jeszcze kogoś wbitego na patyk. Sztywnego jak... Badyl. Dane mu było zastać coś zupełnie innego. Dopiero potem jeszcze dowiedział się, że jest to wdowa. Całkiem młoda wdowa musiał przyznać. Nie kojarzył jej z Hogwartu, ale pewnie dlatego że był zbyt zajęty sprawami innej wagi. Jak na przykład biciem się z Macmillanem. Na to wspomnienie uniósł brwi i wbił spojrzenie w trzymaną przez siebie bransoletkę. Słysząc swoje słowa, jednak płynące z ust rudowłosej, podniósł na nią wzrok i przez chwilę się w nią wpatrywał.
- O, pani Yaxley. Aż mam łaskotki, gdy tak przejmujesz kontrolę - rzucił, prostując się i poprawiając podwinięte już rękawy koszuli. Jego mina wyrażała więcej niż można było wyczytać z jego nastawienia do niej. Gdy położyła mu akta przed nosem, zerknął na nie jedynie, ale nie zaczytywał się. Coś mu chodziło po głowie - nie wpadł jeszcze dokładnie na te tory. Pracę trybików w mózgu Raidena przerwała Rowan, gdy nachyliła się nad nim. Carter odwrócił się, siedząc teraz do niej frontem i patrzył na nią, nie podnosząc się z fotela.
- Jak coś znajdę, to cię poinformuję - odparł zgryźliwie, po czym znowu zanurkował w rzeczach osobistych dzieciaka. W pewnym momencie jednak jakby na coś wpadł. Wstał i nie odrywając spojrzenia od Rowan, mruknął, patrząc na nią tajemniczo:
- Powinnaś czasem wychodzić z tej swojej klity i spędzić noc jak dorośli.
Po tym przeprosił ją i wyminął, by podejść razem z pudłem rzeczy osobistych prosto do trupa narkomana. Odsłonił jego prawą dłoń i zaczął się jej przyglądać.
- Chodź tu - rzucił do Yaxley'owej, machając na nią, jednak nawet nie spojrzał w tamtą stronę. Zbyt go pochłonęło to, co zaczął badać. - Powiedz mi - czy to ci wygląda na rękę, która często trzymała różdżkę? - spytał, a gdy rudowłosa potwierdziła jego słowa, zamyślił się. Wezwano ich w sprawie rzucanych zaklęć z mieszkania tego dzieciaka. Jednak on najwyraźniej nie trzymał w dłoniach drewna już długi czas zbyt zajęty ćpaniem. Raiden nie mógł sobie przypomnieć czy ktokolwiek z policjantów rekwirował mu różdżkę, gdy go aresztowano... Zmarszczył brwi.
- O, pani Yaxley. Aż mam łaskotki, gdy tak przejmujesz kontrolę - rzucił, prostując się i poprawiając podwinięte już rękawy koszuli. Jego mina wyrażała więcej niż można było wyczytać z jego nastawienia do niej. Gdy położyła mu akta przed nosem, zerknął na nie jedynie, ale nie zaczytywał się. Coś mu chodziło po głowie - nie wpadł jeszcze dokładnie na te tory. Pracę trybików w mózgu Raidena przerwała Rowan, gdy nachyliła się nad nim. Carter odwrócił się, siedząc teraz do niej frontem i patrzył na nią, nie podnosząc się z fotela.
- Jak coś znajdę, to cię poinformuję - odparł zgryźliwie, po czym znowu zanurkował w rzeczach osobistych dzieciaka. W pewnym momencie jednak jakby na coś wpadł. Wstał i nie odrywając spojrzenia od Rowan, mruknął, patrząc na nią tajemniczo:
- Powinnaś czasem wychodzić z tej swojej klity i spędzić noc jak dorośli.
Po tym przeprosił ją i wyminął, by podejść razem z pudłem rzeczy osobistych prosto do trupa narkomana. Odsłonił jego prawą dłoń i zaczął się jej przyglądać.
- Chodź tu - rzucił do Yaxley'owej, machając na nią, jednak nawet nie spojrzał w tamtą stronę. Zbyt go pochłonęło to, co zaczął badać. - Powiedz mi - czy to ci wygląda na rękę, która często trzymała różdżkę? - spytał, a gdy rudowłosa potwierdziła jego słowa, zamyślił się. Wezwano ich w sprawie rzucanych zaklęć z mieszkania tego dzieciaka. Jednak on najwyraźniej nie trzymał w dłoniach drewna już długi czas zbyt zajęty ćpaniem. Raiden nie mógł sobie przypomnieć czy ktokolwiek z policjantów rekwirował mu różdżkę, gdy go aresztowano... Zmarszczył brwi.
Hello darkness, my old friend
Come to talk with you again
Come to talk with you again
-Lubię swoją klitkę. Zresztą co ty wiesz o byciu dorosłym?-Przesunęła się aby ten mógł przejść i zdziwiona śledziła wzrokiem jego poczynania. Pięknie jeszcze mi rozkazuje. Westchnęła i czy chcąc czy nie podeszła w kierunku mężczyzny przyglądając się bliżej dłoni chłopaka.
-Faktycznie- Jakby nie patrzeć różdżka to trzecia ręka czarodzieja. Nie ma dnia, w którym by z niej nie korzystała, przez co na jej i dłoniach innych tworzą się charakterystyczne zaróżowione odcisk. Tak jak w przypadku trzymania pióra. Uniosła głowę wbijając wzrok w przeciwległą ścianę. Nagle odwróciła się w kierunku Raidena przypominając sobie o czymś ważnym.
-Chwila... przez to wszystko zapomniałam na śmierć. - Musiała przyznać, że te słowa wychodzące z ust koronera brzmiały dość dziwnie.
Z powodu autopsji ciała tego chłopaka, później stażystów, którzy spędzili tu cały dzień, a teraz przez Raidena zapomniała przeglądnąć dzisiejszą pocztę, a wydawało jej się, że widziała tam coś godnego jej i funkcjonariusza uwagi. Podeszła szybko do biurka, przy którym wypełniała wcześniej dokumenty i pochwyciła z niego kilka listków. Przeglądnęła je i tak jak się jej wydawało między nimi znalazła wyniki toksykologiczne.
-Gdy go wczoraj zamknęliście zrobiono mu badania, dziś przyszły wyniki, ale z racji tego, że zginął przesłano je prosto do mnie.- Szybko rozerwała pieczęć wyjmując wyniki przejechała po nich wzrokiem.
-Tak jak przypuszczałam, na podstawie stanu ciała ofiary brał on narkotyki już od dłuższego czasu. Jego organizm jest całkowicie wyniszczony, nie muszę patrzeć w wyniki aby to wiedzieć wystarczy spojrzeć na niego i do tego nie trzeba być koronerem. Ten chłopak i tak by zginął, tylko z powodu innej trucizny.-rzuciła okiem na mężczyznę wciąż stojącego przy stole prosektoryjnym, po czym oparła się o biurko powracając do przeglądania wyników.
-Po takiej dawce nie byłby w stanie rzucić jakiekolwiek zaklęcie. Nie mógłby choćby powiedzieć słowa, a co dopiero wypowiedzieć zaklęcie. Widziałam już coś takiego, człowiek jest całkowicie otępiały nie zdaje sobie sprawy co się wokół dzieję.- Szkoda, że ten chłopak był na tyle głupi, że tak się zniszczył, a wystarczyło tylko pójść po rozum do głowy i rzucić to paskudztwo. Nie rozumiała czemu w ogóle ktoś się za to chwyta.
-To nie on rzucał te zaklęcia, nie był w stanie. To musiał być ktoś inny. Jeśli należałby do jakiejś sekty na pewno wiedzieliby o tym, że bierze, oraz zdawali sobie sprawę, że jest on niekontaktowy, więc wykluczyłabym wtykę w Ministerstwie, która by im napomniała, że zgarnęliście ich kolegę. W takim razie ktoś musiał to widzieć, czyli prawdopodobnie wtedy w mieszkaniu musiał przebywać ktoś z tej całej sekty. Chłopak trafiając do aresztu znalazłby się tym samym na darmowym, przymusowym odwyku i po jakimś czasie w końcu by otrzeźwiał, a wtedy mógłby chlapnąć co nie co. Pozbyli się więc problemu.- Przerwała odkładając dokumenty za siebie na blat. Jednym sprawnym ruchem rozwiązała swój kucyk, aby jej włosy rudymi kaskadami spłynęły jej na plecy. I tak już z jej porannej fryzury niewiele pozostało. W końcu zamyślona zwróciła wzrok na mężczyznę.
-W takim razie jeszcze raz przyglądnę mu się bliżej. Przynajmniej masz już jakiś punkt zaczepienia.
-Faktycznie- Jakby nie patrzeć różdżka to trzecia ręka czarodzieja. Nie ma dnia, w którym by z niej nie korzystała, przez co na jej i dłoniach innych tworzą się charakterystyczne zaróżowione odcisk. Tak jak w przypadku trzymania pióra. Uniosła głowę wbijając wzrok w przeciwległą ścianę. Nagle odwróciła się w kierunku Raidena przypominając sobie o czymś ważnym.
-Chwila... przez to wszystko zapomniałam na śmierć. - Musiała przyznać, że te słowa wychodzące z ust koronera brzmiały dość dziwnie.
Z powodu autopsji ciała tego chłopaka, później stażystów, którzy spędzili tu cały dzień, a teraz przez Raidena zapomniała przeglądnąć dzisiejszą pocztę, a wydawało jej się, że widziała tam coś godnego jej i funkcjonariusza uwagi. Podeszła szybko do biurka, przy którym wypełniała wcześniej dokumenty i pochwyciła z niego kilka listków. Przeglądnęła je i tak jak się jej wydawało między nimi znalazła wyniki toksykologiczne.
-Gdy go wczoraj zamknęliście zrobiono mu badania, dziś przyszły wyniki, ale z racji tego, że zginął przesłano je prosto do mnie.- Szybko rozerwała pieczęć wyjmując wyniki przejechała po nich wzrokiem.
-Tak jak przypuszczałam, na podstawie stanu ciała ofiary brał on narkotyki już od dłuższego czasu. Jego organizm jest całkowicie wyniszczony, nie muszę patrzeć w wyniki aby to wiedzieć wystarczy spojrzeć na niego i do tego nie trzeba być koronerem. Ten chłopak i tak by zginął, tylko z powodu innej trucizny.-rzuciła okiem na mężczyznę wciąż stojącego przy stole prosektoryjnym, po czym oparła się o biurko powracając do przeglądania wyników.
-Po takiej dawce nie byłby w stanie rzucić jakiekolwiek zaklęcie. Nie mógłby choćby powiedzieć słowa, a co dopiero wypowiedzieć zaklęcie. Widziałam już coś takiego, człowiek jest całkowicie otępiały nie zdaje sobie sprawy co się wokół dzieję.- Szkoda, że ten chłopak był na tyle głupi, że tak się zniszczył, a wystarczyło tylko pójść po rozum do głowy i rzucić to paskudztwo. Nie rozumiała czemu w ogóle ktoś się za to chwyta.
-To nie on rzucał te zaklęcia, nie był w stanie. To musiał być ktoś inny. Jeśli należałby do jakiejś sekty na pewno wiedzieliby o tym, że bierze, oraz zdawali sobie sprawę, że jest on niekontaktowy, więc wykluczyłabym wtykę w Ministerstwie, która by im napomniała, że zgarnęliście ich kolegę. W takim razie ktoś musiał to widzieć, czyli prawdopodobnie wtedy w mieszkaniu musiał przebywać ktoś z tej całej sekty. Chłopak trafiając do aresztu znalazłby się tym samym na darmowym, przymusowym odwyku i po jakimś czasie w końcu by otrzeźwiał, a wtedy mógłby chlapnąć co nie co. Pozbyli się więc problemu.- Przerwała odkładając dokumenty za siebie na blat. Jednym sprawnym ruchem rozwiązała swój kucyk, aby jej włosy rudymi kaskadami spłynęły jej na plecy. I tak już z jej porannej fryzury niewiele pozostało. W końcu zamyślona zwróciła wzrok na mężczyznę.
-W takim razie jeszcze raz przyglądnę mu się bliżej. Przynajmniej masz już jakiś punkt zaczepienia.
Anguis in herba
But I'm holding on for dear life
Won't look down, won't open my eyes
'Cause I'm just holding on for tonight
Won't look down, won't open my eyes
'Cause I'm just holding on for tonight
Rowan Yaxley
Zawód : Tłumacz i nauczyciel języków obcych, były koroner
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowa
When the fires,
when the fires are consuming you
And your sacred stars
won't be guiding you
I got blood, I got blood,
blood on my name
when the fires are consuming you
And your sacred stars
won't be guiding you
I got blood, I got blood,
blood on my name
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
- Cóż. Jeśli twoja dorosłość tak wygląda, to faktycznie nie chcę dożyć twojego wieku - odgryzł się. Słowne przepychanki były po prostu częścią jego samego, a podteksty znajdowały się w ponad osiemdziesięciu dziewięćdziesięciu procentach jego wypowiedzi. Czy to była jakaś wina? Lubił swoje życie, podobnie uważając, że był uroczy. - Siedząc w tym miejscu, nie dziwne, że nie wiesz jak wygląda świat zewnętrzny - dodał, nie zamierzając również kryć się ze swoim zdaniem na temat spędzania czasu przez panią koroner. Bo na dziecko słońca nie wyglądała. Obserwował ją również, gdy zaraz po nim zaczęła badać dłoń dzieciaka. - Nie nosił też żadnej bransoletki - mruknął, wskazując przegub. Ta którą znalazł nie mogła należeć do niego, bo widoczne byłyby ślady od otarć lub lekkie wgniecenie skóry. Czyja więc była i co oznaczały te dziwne zawieszki? Musiał ją zanieść do badacza run. Spojrzał na Rowan pytająco, gdy posłała mu nieobecne spojrzenie, a potem zaczęła szukać czegoś w porannej poczcie. To tutaj też dolatywały sowy? Sądząc po chorobliwym wręcz porządku, nie mógł sobie tego wyobrazić. Ale w końcu to był szpital, a nie zasyfione łajnami ptaków Ministerstwo. Gdy mówiła, kiwał jedynie głową. Tak. Wiedział to wszystko, jednak dlaczego nikt do cholery nie powiedział mu, że nie znaleźli różdżki?! Czy on wszystko musiał robić sam? - Oj, kochana. Nie wiesz co on wczoraj odwalał - odetchnął, przypominając sobie jak zaatakował Artis. Ćpun ćpunem ale potrafił jeszcze walczyć o swoje. Może i powinien mu podziękować. Dzięki temu znaleźli się w jego domu, a potem rozwiązało się to już samo. W najlepszym dla niego tego słowa znaczeniu.
Odprowadził spojrzeniem Yaxley'ową, gdy krzątała się przy swoim stanowisku. Przy bliższym poznaniu może i byłaby całkiem dobrą towarzyszką. Jednak Carter dalej był rozdarty między nocną Macmillan, a sektą szajbusów, którzy grasowali po Whitechapel. Z tego co mówił wczoraj dzieciak byli groźni i nie zgadzał się z Rowan w kwestii, że nie zależałoby im na wyciszeniu swojego członka. Żaden ze strażników, aurorów, policjantów nie mógł mieć własnej z tego korzyści, chyba że...
Zerknął na nią, gdy rozpuszczała włosy. Zdecydowanie było jej tak lepiej. Ogniste pukle powinny być wolne, a nie związane brutalną gumką. Odetchnął, przejeżdżając dłonią po włosach. Wszystko pokrywało się z jego myślami. Dlaczego więc wpadli na to dopiero tutaj? Podszedł do Rowan i pocałował ją w policzek z zawadiackim uśmiechem.
- Dzięki, słońce - rzucił jedynie zanim opuścił prosektorium, powracając do Ministerstwa. A więc przygoda zaczynała się układać w większą układankę. Mieli rację. Dzieciak nie był winny dość niewinnych zaklęć, więc kto jest rzucał? I po co? Wiedzieli, że go złapią? Prawdopodobne...
|zt x2
Odprowadził spojrzeniem Yaxley'ową, gdy krzątała się przy swoim stanowisku. Przy bliższym poznaniu może i byłaby całkiem dobrą towarzyszką. Jednak Carter dalej był rozdarty między nocną Macmillan, a sektą szajbusów, którzy grasowali po Whitechapel. Z tego co mówił wczoraj dzieciak byli groźni i nie zgadzał się z Rowan w kwestii, że nie zależałoby im na wyciszeniu swojego członka. Żaden ze strażników, aurorów, policjantów nie mógł mieć własnej z tego korzyści, chyba że...
Zerknął na nią, gdy rozpuszczała włosy. Zdecydowanie było jej tak lepiej. Ogniste pukle powinny być wolne, a nie związane brutalną gumką. Odetchnął, przejeżdżając dłonią po włosach. Wszystko pokrywało się z jego myślami. Dlaczego więc wpadli na to dopiero tutaj? Podszedł do Rowan i pocałował ją w policzek z zawadiackim uśmiechem.
- Dzięki, słońce - rzucił jedynie zanim opuścił prosektorium, powracając do Ministerstwa. A więc przygoda zaczynała się układać w większą układankę. Mieli rację. Dzieciak nie był winny dość niewinnych zaklęć, więc kto jest rzucał? I po co? Wiedzieli, że go złapią? Prawdopodobne...
|zt x2
Hello darkness, my old friend
Come to talk with you again
Come to talk with you again
|5 kwiecień
Kolejny dość długi dzień, który na szczęście dobiegał już końca. W najbliższym czasie postanowiła sobie, że przestanie brać nadgodziny, ale jak widać na postanowieni się skończyło. Jakoś nie mogła sobie dać spokoju. To właśnie pracy poświęcała niemal tyle samo czasu, co swojemu dziecku i choć wiedziała, ze nie jest to rzeczą, którą powinna się chwalić, to dla niej samej nie stanowiło to żadnego problem. Miała jednak ciche wyrzuty sumienia, że nie poświęca swojej rodzinie tyle czasu ile powinna. Dlatego też postanowiła ten stan rzeczy zmienić. Oby tylko na pustych obietnicach się nie skończyło.
Że też właśnie teraz musiała dostać tej upartej czkawki, która za nic nie chciała ustąpić! Chowała właśnie dokumenty do teczki, gdy ni stąd, ni zowąd po prostu zniknęła, o czym wcześniej zaalarmowało ją głośnie: Hep! i ciche kliknięcie. Naprawdę coraz bardziej zastanawiała się, czy czasem ktoś rzeczywiście w dzieciństwie nie rzucił na nią żadnej klątwy.
|zt --> hep!
Kolejny dość długi dzień, który na szczęście dobiegał już końca. W najbliższym czasie postanowiła sobie, że przestanie brać nadgodziny, ale jak widać na postanowieni się skończyło. Jakoś nie mogła sobie dać spokoju. To właśnie pracy poświęcała niemal tyle samo czasu, co swojemu dziecku i choć wiedziała, ze nie jest to rzeczą, którą powinna się chwalić, to dla niej samej nie stanowiło to żadnego problem. Miała jednak ciche wyrzuty sumienia, że nie poświęca swojej rodzinie tyle czasu ile powinna. Dlatego też postanowiła ten stan rzeczy zmienić. Oby tylko na pustych obietnicach się nie skończyło.
Że też właśnie teraz musiała dostać tej upartej czkawki, która za nic nie chciała ustąpić! Chowała właśnie dokumenty do teczki, gdy ni stąd, ni zowąd po prostu zniknęła, o czym wcześniej zaalarmowało ją głośnie: Hep! i ciche kliknięcie. Naprawdę coraz bardziej zastanawiała się, czy czasem ktoś rzeczywiście w dzieciństwie nie rzucił na nią żadnej klątwy.
|zt --> hep!
Anguis in herba
But I'm holding on for dear life
Won't look down, won't open my eyes
'Cause I'm just holding on for tonight
Won't look down, won't open my eyes
'Cause I'm just holding on for tonight
Rowan Yaxley
Zawód : Tłumacz i nauczyciel języków obcych, były koroner
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowa
When the fires,
when the fires are consuming you
And your sacred stars
won't be guiding you
I got blood, I got blood,
blood on my name
when the fires are consuming you
And your sacred stars
won't be guiding you
I got blood, I got blood,
blood on my name
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
|13 kwiecień
Praca stety, bądź niestety nie brała jeńców. Koronerzy mieli ostatnio ręce pełne roboty i w żaden sposób nie mogli sobie pozwolić na jakikolwiek "zator" w toczonych się sprawach. A właśnie w takim jednym Rowan utknęła.
Nie była w stanie samodzielnie poznać przyczyny śmierci jednego z denatów. Nie było to zaklęcie, ani też śmierć wywołana w sposób mechaniczny. Rudowłosa wykluczyła wszelkie inne opcje i pozostała jej tylko śmierć spowodowana trucizną. Ale jaką? I tu własnie pojawiał się problem...
Praca jako koroner wymagała dość szerokiego spektrum wiedzy, niestety jednak ona w porównaniu do swojego kuzynostwa nie odziedziczyła drygu do alchemii dlatego też w pracy dość często zmuszona była w kwestii eliksirów, bądź trucizn oddawać pałeczkę specjalistą. Co jednak się dzieje gdy i specjaliści nie potrafią jej pomóc? Nikt w Mungu nie był w stanie połączyć objawów oraz wyników z wymazów w konkretną całość. Nie lubiła zostawać niedokończonych spraw, a w pracy starała się być perfekcjonistą dlatego właśnie ją tak to gryzło. Po zwróceniu się z prośbą do Ministerstwa w sprawie znalezienia innych biegłych pozostawili jej wolną rękę. Jej kuzyn Quentin niestety był zajęty, ale już nie raz o uszy obiło jej się nazwisko Rowle. Ulżyło jej więc gdy kobieta zgodziła się jej pomóc. Kwiecień nie był dobrym miesiącem. W pracy mieli urwanie głowy. Całe Ministerstwo błądziło niczym w amoku, trupów było coraz więcej, a miejsca w Kostnicy coraz mniej. A niestety w żaden sposób nie zapowiadało się, że będzie lepiej. To wygląda jakby czarodziejska Anglia w którymś momencie po prostu stanęła na głowie. Oczywiście, że już wcześniej zdarzały się zabójstwa, ale nigdy nie na aż tak szeroką skalę. Statystyki są niestety nieugięte i mówią same za siebie.
Westchnęła odchylając się na krześle ze wzrokiem skupionym na pliku kartek leżącym na stole prosektoryjnym. Były to wyniki badań toksykologicznych, które tak samo jak i jej, jak i pracownikom Munga niewiele mówiły. Jedyne co jej pozostało to czekać na "wsparcie", choć szczerze nienawidziła bezczynności...
[bylobrzydkobedzieladnie]
Praca stety, bądź niestety nie brała jeńców. Koronerzy mieli ostatnio ręce pełne roboty i w żaden sposób nie mogli sobie pozwolić na jakikolwiek "zator" w toczonych się sprawach. A właśnie w takim jednym Rowan utknęła.
Nie była w stanie samodzielnie poznać przyczyny śmierci jednego z denatów. Nie było to zaklęcie, ani też śmierć wywołana w sposób mechaniczny. Rudowłosa wykluczyła wszelkie inne opcje i pozostała jej tylko śmierć spowodowana trucizną. Ale jaką? I tu własnie pojawiał się problem...
Praca jako koroner wymagała dość szerokiego spektrum wiedzy, niestety jednak ona w porównaniu do swojego kuzynostwa nie odziedziczyła drygu do alchemii dlatego też w pracy dość często zmuszona była w kwestii eliksirów, bądź trucizn oddawać pałeczkę specjalistą. Co jednak się dzieje gdy i specjaliści nie potrafią jej pomóc? Nikt w Mungu nie był w stanie połączyć objawów oraz wyników z wymazów w konkretną całość. Nie lubiła zostawać niedokończonych spraw, a w pracy starała się być perfekcjonistą dlatego właśnie ją tak to gryzło. Po zwróceniu się z prośbą do Ministerstwa w sprawie znalezienia innych biegłych pozostawili jej wolną rękę. Jej kuzyn Quentin niestety był zajęty, ale już nie raz o uszy obiło jej się nazwisko Rowle. Ulżyło jej więc gdy kobieta zgodziła się jej pomóc. Kwiecień nie był dobrym miesiącem. W pracy mieli urwanie głowy. Całe Ministerstwo błądziło niczym w amoku, trupów było coraz więcej, a miejsca w Kostnicy coraz mniej. A niestety w żaden sposób nie zapowiadało się, że będzie lepiej. To wygląda jakby czarodziejska Anglia w którymś momencie po prostu stanęła na głowie. Oczywiście, że już wcześniej zdarzały się zabójstwa, ale nigdy nie na aż tak szeroką skalę. Statystyki są niestety nieugięte i mówią same za siebie.
Westchnęła odchylając się na krześle ze wzrokiem skupionym na pliku kartek leżącym na stole prosektoryjnym. Były to wyniki badań toksykologicznych, które tak samo jak i jej, jak i pracownikom Munga niewiele mówiły. Jedyne co jej pozostało to czekać na "wsparcie", choć szczerze nienawidziła bezczynności...
[bylobrzydkobedzieladnie]
Anguis in herba
But I'm holding on for dear life
Won't look down, won't open my eyes
'Cause I'm just holding on for tonight
Won't look down, won't open my eyes
'Cause I'm just holding on for tonight
Ostatnio zmieniony przez Rowan Yaxley dnia 18.06.17 17:52, w całości zmieniany 4 razy
Rowan Yaxley
Zawód : Tłumacz i nauczyciel języków obcych, były koroner
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowa
When the fires,
when the fires are consuming you
And your sacred stars
won't be guiding you
I got blood, I got blood,
blood on my name
when the fires are consuming you
And your sacred stars
won't be guiding you
I got blood, I got blood,
blood on my name
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Panna Rowle nie lubiła wyściubiać nosa poza Departament Tajemnic.
Tylko tam mogła pracować w ciszy i spokoju nad tym, nad czym powinna i czemu winna była poświęcać swój cenny czas. Ostatnimi czasy jednak pracownicy innych departamentów przypomnieli sobie o jej istnieniu i wyciągali doń dłoń po pomoc zupełnie tak, jakby Daphne Rowle była osobą skorą do bezinteresownej pomocy. Podejrzewała, że ktoś, chcąc zażartować, polecił jej osobę służbom, gdyż znowu zwrócono się doń o pomoc w identyfikacji trucizny, jaka pokonała ofiarę.
Tym razem jednak na parapecie komnat alchemiczki zjawiła się sowa z listem od czarownicy krwi szlachetnej, dlatego też panna Rowle zdecydowała się nie ignorować tejże wiadomości. Odesłała wiadomość potwierdzającą, iż zjawi się i wspomoże panią Yaxley swą wiedzą, a pod nosem uśmiechnęła się, że czarodzieje znów sięgają po tak sprytną broń, jaką były trucizny.
Dawniej mówiło się, iż trucizna jest bronią kobiet, lecz Daphne była zdania, iż autorem tych słów był mężczyzna, który nie radził sobie na eliksirach, bądź ktoś dosypał mu środka na rozwolnienie. Trucizny bowiem, w mniemaniu wilczycy, były sztuką, były środkiem ludzi sprytnych i przebiegłych. Węży, w ludzkiej skórze.
Ciekawiło ją jedynie jakiej krwi jest ofiara. Jeśli byłby to mugol, musiałaby powstrzymać się od klaśnięcia w dłonie z radości. Jeśli czarodziej krwi czystej, mogłaby jedynie ubolewać, iż prawdziwych czarodziejów jest coraz mniej. Chyba, że byłby zdrajcą krwi, wtedy uśmiechnęłaby się parszywie w duchu. W mniemaniu Lady Rowle podobni osobnicy nie zasługiwali na los inny, niźli śmierć. Plugawili swoje nazwisko, pochodzenie i rodzinę zamiłowaniem do szlamu i chęcią pomocy im. Niektórzy z nich naprawdę pragnęli żyć w cieniu brudu mugoli, przez których cały ich świat musiał być ukryty.
Zjawiła się o umówionej godzinie, ubrana w lawendową, prostą koszulę zapinaną aż pod szyją i ciemną spódnicę do kostek z wysokim stanem. Srebrzyste włosy spięła w luźny kok nad karkiem, by nie przeszkadzały jej w pracy.
-Pani Yaxley! – wyrzekła, przekraczając próg prosektorium -Jeśli wciąż potrzebuje pani mej pomocy, oto jestem.
Tylko tam mogła pracować w ciszy i spokoju nad tym, nad czym powinna i czemu winna była poświęcać swój cenny czas. Ostatnimi czasy jednak pracownicy innych departamentów przypomnieli sobie o jej istnieniu i wyciągali doń dłoń po pomoc zupełnie tak, jakby Daphne Rowle była osobą skorą do bezinteresownej pomocy. Podejrzewała, że ktoś, chcąc zażartować, polecił jej osobę służbom, gdyż znowu zwrócono się doń o pomoc w identyfikacji trucizny, jaka pokonała ofiarę.
Tym razem jednak na parapecie komnat alchemiczki zjawiła się sowa z listem od czarownicy krwi szlachetnej, dlatego też panna Rowle zdecydowała się nie ignorować tejże wiadomości. Odesłała wiadomość potwierdzającą, iż zjawi się i wspomoże panią Yaxley swą wiedzą, a pod nosem uśmiechnęła się, że czarodzieje znów sięgają po tak sprytną broń, jaką były trucizny.
Dawniej mówiło się, iż trucizna jest bronią kobiet, lecz Daphne była zdania, iż autorem tych słów był mężczyzna, który nie radził sobie na eliksirach, bądź ktoś dosypał mu środka na rozwolnienie. Trucizny bowiem, w mniemaniu wilczycy, były sztuką, były środkiem ludzi sprytnych i przebiegłych. Węży, w ludzkiej skórze.
Ciekawiło ją jedynie jakiej krwi jest ofiara. Jeśli byłby to mugol, musiałaby powstrzymać się od klaśnięcia w dłonie z radości. Jeśli czarodziej krwi czystej, mogłaby jedynie ubolewać, iż prawdziwych czarodziejów jest coraz mniej. Chyba, że byłby zdrajcą krwi, wtedy uśmiechnęłaby się parszywie w duchu. W mniemaniu Lady Rowle podobni osobnicy nie zasługiwali na los inny, niźli śmierć. Plugawili swoje nazwisko, pochodzenie i rodzinę zamiłowaniem do szlamu i chęcią pomocy im. Niektórzy z nich naprawdę pragnęli żyć w cieniu brudu mugoli, przez których cały ich świat musiał być ukryty.
Zjawiła się o umówionej godzinie, ubrana w lawendową, prostą koszulę zapinaną aż pod szyją i ciemną spódnicę do kostek z wysokim stanem. Srebrzyste włosy spięła w luźny kok nad karkiem, by nie przeszkadzały jej w pracy.
-Pani Yaxley! – wyrzekła, przekraczając próg prosektorium -Jeśli wciąż potrzebuje pani mej pomocy, oto jestem.
here in the forest, dark and deep,
I offer you eternal sleep
I offer you eternal sleep
Ostatnio zmieniony przez Daphne Rowle dnia 23.05.17 16:02, w całości zmieniany 2 razy
Daphne Rowle
Zawód : Niewymowna, alchemiczka i trucicielka
Wiek : 28
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
jeśli przeżyje choć jeden wilk,
owce nigdy nie będą bezpieczne
owce nigdy nie będą bezpieczne
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Słysząc dźwięk otwieranych się dziwi odwróciła się w ich kierunku widząc przed sobą srebrnowłosą kobietę. Szczerze mówiąc nie kojarzyła jej za dobrze. Pewnie nieraz widywały się w szkole, tym bardziej, że z tego co pamięta przynależały do jednego domu. Na sabatach, bądź innych przyjęciach zapewne też spotkały się raz, czy dwa. Logicznie, więc nigdy ze sobą nie miały okazji rozmawiać, aż do dzisiejszego dnia, oczywiście.
- Panno Rowle. - Skinęła zdawkowo głową w jej kierunku wstając z krzesła. - Potrzebuję. Całe dwa dni chodziłam po Mungu z wynikami toksykologicznymi, ale nikt nie był w stanie mi jej udzielić.- Westchnęła ciężko biorąc do ręki plik dokumentów, podchodząc bliżej kobiety i podając je jej. Miała nadzieje, że jej pomoże. Nienawidziła niedokończonych spraw, a rozpoznanie trucizny mogło być kluczowe w sprawie. Potrzebowali jak najwięcej poszlak, aby funkcjonariusze policji mogli ruszyć sprawę do przodu. Niestety, aktualnie nie mieli ich za wiele.
- Kobieta, lat trzydzieści osiem, krew czysta. - Zaczęła opowiadać zostawiając za sobą kobietę, sama podchodząc do jednego ze stołów prosektoryjnych, aby częściowo zdjąć z niego biały materiał odsłaniając bardziej ciało kobiety. Była drobna, jej twarz okalały nieliczne, małe zmarszczki. Za życia zapewne uznawana była za piękną kobietę teraz jednak choć blada jej skóra okalana była ciemnymi sińcami. Nie były to jednak ślady pośmiertne, a wywołane nieznaną przyczyną. Uniosła jej dłoń trochę wyżej, aby Daphne mogła zobaczyć ją w pełnej okazałości. To właśnie kończyny miały najgłębszy, lekko fioletowy odcień. Paznokcie jej za to były całkowicie bordowe.
- Piołun i waleriana. - Powiedziała cicho myśląc o wynikach.
Naprawdę nie miała pojęcia co to mogło być. Eliksiry nigdy nie były jej specjalizacją i choć tego nie lubiła musiała poprosić kogoś innego o pomoc. Trucizny w jej mniemaniu były bronią może i subtelną, ale przeznaczoną dla tchórzy. Jej rodzina była znana ze swych dokonań na polu bitwy. Większość członków jej rodziny ze względu prawdopodobnie na pokrewieństwo z rodziną Slughorn radzili sobie całkiem dobrze w dziedzinie eliksirów, wątpiła jednak, aby ktokolwiek z nich wybrał właśnie takową metodę morderstwa. Burke musiał patrzyć w oczy ofierze, której odbierał życie, i która dobrze zdawała sobie sprawę z tego, że ginie właśnie z jego ręki.
- Panno Rowle. - Skinęła zdawkowo głową w jej kierunku wstając z krzesła. - Potrzebuję. Całe dwa dni chodziłam po Mungu z wynikami toksykologicznymi, ale nikt nie był w stanie mi jej udzielić.- Westchnęła ciężko biorąc do ręki plik dokumentów, podchodząc bliżej kobiety i podając je jej. Miała nadzieje, że jej pomoże. Nienawidziła niedokończonych spraw, a rozpoznanie trucizny mogło być kluczowe w sprawie. Potrzebowali jak najwięcej poszlak, aby funkcjonariusze policji mogli ruszyć sprawę do przodu. Niestety, aktualnie nie mieli ich za wiele.
- Kobieta, lat trzydzieści osiem, krew czysta. - Zaczęła opowiadać zostawiając za sobą kobietę, sama podchodząc do jednego ze stołów prosektoryjnych, aby częściowo zdjąć z niego biały materiał odsłaniając bardziej ciało kobiety. Była drobna, jej twarz okalały nieliczne, małe zmarszczki. Za życia zapewne uznawana była za piękną kobietę teraz jednak choć blada jej skóra okalana była ciemnymi sińcami. Nie były to jednak ślady pośmiertne, a wywołane nieznaną przyczyną. Uniosła jej dłoń trochę wyżej, aby Daphne mogła zobaczyć ją w pełnej okazałości. To właśnie kończyny miały najgłębszy, lekko fioletowy odcień. Paznokcie jej za to były całkowicie bordowe.
- Piołun i waleriana. - Powiedziała cicho myśląc o wynikach.
Naprawdę nie miała pojęcia co to mogło być. Eliksiry nigdy nie były jej specjalizacją i choć tego nie lubiła musiała poprosić kogoś innego o pomoc. Trucizny w jej mniemaniu były bronią może i subtelną, ale przeznaczoną dla tchórzy. Jej rodzina była znana ze swych dokonań na polu bitwy. Większość członków jej rodziny ze względu prawdopodobnie na pokrewieństwo z rodziną Slughorn radzili sobie całkiem dobrze w dziedzinie eliksirów, wątpiła jednak, aby ktokolwiek z nich wybrał właśnie takową metodę morderstwa. Burke musiał patrzyć w oczy ofierze, której odbierał życie, i która dobrze zdawała sobie sprawę z tego, że ginie właśnie z jego ręki.
Anguis in herba
But I'm holding on for dear life
Won't look down, won't open my eyes
'Cause I'm just holding on for tonight
Won't look down, won't open my eyes
'Cause I'm just holding on for tonight
Rowan Yaxley
Zawód : Tłumacz i nauczyciel języków obcych, były koroner
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowa
When the fires,
when the fires are consuming you
And your sacred stars
won't be guiding you
I got blood, I got blood,
blood on my name
when the fires are consuming you
And your sacred stars
won't be guiding you
I got blood, I got blood,
blood on my name
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Daphne miała dobrą pamięć, wystarczyło więc kilka spotkań, by dana twarz utkwiła jej w głowie.
Nie mogła powiedzieć, by znała Rowan Yaxley dobrze, bądź choćby odrobinę, lecz z pewnością kojarzyła jej twarz i wiedziała z jakiego domu się wywodzi. Nigdy wszak nie wiadomo, kiedy taka wiedza się przyda, czyż nie? Alchemiczka należała do osób przezornych. Nie dziwiła się jednak, jeśli druga osoba o niej nie wiedziała zbyt wiele, bądź nie kojarzyła alchemiczki wcale – to nawet ją radowało. Wolała pozostać w cieniu. W czasach szkolnych nie wychylała się przed szereg, nie była towarzyska, zaszywała się w kącie pokoju wspólnego i studiowała księgi o eliksirach, bądź smarowala kolejne wypracowanie na numerologię. Podczas sabatów, na które chadzała niechętnie, również trzymała się z boku. Mówiono, że ma się za kogoś jeszcze lepszego, niż szlachetni, zgromadzeni czarodzieje, bądź zamiast serca ma bryłę lodu. Nie pozwalała się prosić do tańca i z rzadka wdawała się w konwersacje, a jej mina mówiła wprost: wolałabym być gdzieś indziej. Czasami Daphne pragnęła być niewidzialna, by móc w ciszy poświęcić się temu co chciała osiągnąć.
A była to, ku chwale ironii, sława i pamięć za alchemiczne osiągnięcia, a także spełnienie celów Czarnego Pana.
-Będę szczera, pani, tak pomiędzy nami… – westchnęła, odgarniając za ucho kosmyk, który wymknął się spod rzemienia. –Odnoszę wrażenie, że znacznie obniżyły się standardy w naszym szpitalu i pracują tam osoby… dość niekompetentne. W dniu wczorajszym pracownik czarodziejskiej policji prosił mnie o podobną przysługę, gdyż Ci z Munga znów nie podołali zadaniu.
Ton alchemiczki pozornie wskazywał na to, że ubolewa nad stanem służby zdrowia na Wyspach, lecz wprawne ucho na pewno usłyszałoby, że panna Rowle mówiła to z przekąsem i pewną satysfakcją.
Podeszła bliżej, gdy Rowan odsłoniła ciało.
Truchło nie wadziło Daphne wcale. Nie wywołało przerażenia. Nie skrzywiła się, nie uniosła brwi, nie zmarszczyła lekko zadartego nosa, nie drgnęła wręcz. Spojrzenie miała beznamiętne i obojętne, jakby patrzyła na coś niewartego jej uwagi, coś zwykłego, może niesmaczny obiad.
Tak po prawdzie – Daphne nie była obojętna śmierć. Kto mógłby być? W istocie, śmierć tej konkretnej kobiety jej nie wzruszała. Nie obchodziła choćby w najmniejszym stopniu. W głębi ducha śmierć Daphne jednak przerażała. Nie widok truchła, nie ból, nie cierpienie, lecz sam moment śmierci, kiedy człek przestaje istnieć. Lękała się tego. Lękała się nieznanego i pragnęła pozostać na tym padole łez na zawsze.
-Mam pewne podejrzenie… Zachowam to jednak dla siebie, póki nie będę pewna – wyrzekła ostrożnie, nachylając się nad dłonią trupa i przyglądając się plamom. –Ma pani jakieś podejrzenia co do… motywu?
Nie mogła powiedzieć, by znała Rowan Yaxley dobrze, bądź choćby odrobinę, lecz z pewnością kojarzyła jej twarz i wiedziała z jakiego domu się wywodzi. Nigdy wszak nie wiadomo, kiedy taka wiedza się przyda, czyż nie? Alchemiczka należała do osób przezornych. Nie dziwiła się jednak, jeśli druga osoba o niej nie wiedziała zbyt wiele, bądź nie kojarzyła alchemiczki wcale – to nawet ją radowało. Wolała pozostać w cieniu. W czasach szkolnych nie wychylała się przed szereg, nie była towarzyska, zaszywała się w kącie pokoju wspólnego i studiowała księgi o eliksirach, bądź smarowala kolejne wypracowanie na numerologię. Podczas sabatów, na które chadzała niechętnie, również trzymała się z boku. Mówiono, że ma się za kogoś jeszcze lepszego, niż szlachetni, zgromadzeni czarodzieje, bądź zamiast serca ma bryłę lodu. Nie pozwalała się prosić do tańca i z rzadka wdawała się w konwersacje, a jej mina mówiła wprost: wolałabym być gdzieś indziej. Czasami Daphne pragnęła być niewidzialna, by móc w ciszy poświęcić się temu co chciała osiągnąć.
A była to, ku chwale ironii, sława i pamięć za alchemiczne osiągnięcia, a także spełnienie celów Czarnego Pana.
-Będę szczera, pani, tak pomiędzy nami… – westchnęła, odgarniając za ucho kosmyk, który wymknął się spod rzemienia. –Odnoszę wrażenie, że znacznie obniżyły się standardy w naszym szpitalu i pracują tam osoby… dość niekompetentne. W dniu wczorajszym pracownik czarodziejskiej policji prosił mnie o podobną przysługę, gdyż Ci z Munga znów nie podołali zadaniu.
Ton alchemiczki pozornie wskazywał na to, że ubolewa nad stanem służby zdrowia na Wyspach, lecz wprawne ucho na pewno usłyszałoby, że panna Rowle mówiła to z przekąsem i pewną satysfakcją.
Podeszła bliżej, gdy Rowan odsłoniła ciało.
Truchło nie wadziło Daphne wcale. Nie wywołało przerażenia. Nie skrzywiła się, nie uniosła brwi, nie zmarszczyła lekko zadartego nosa, nie drgnęła wręcz. Spojrzenie miała beznamiętne i obojętne, jakby patrzyła na coś niewartego jej uwagi, coś zwykłego, może niesmaczny obiad.
Tak po prawdzie – Daphne nie była obojętna śmierć. Kto mógłby być? W istocie, śmierć tej konkretnej kobiety jej nie wzruszała. Nie obchodziła choćby w najmniejszym stopniu. W głębi ducha śmierć Daphne jednak przerażała. Nie widok truchła, nie ból, nie cierpienie, lecz sam moment śmierci, kiedy człek przestaje istnieć. Lękała się tego. Lękała się nieznanego i pragnęła pozostać na tym padole łez na zawsze.
-Mam pewne podejrzenie… Zachowam to jednak dla siebie, póki nie będę pewna – wyrzekła ostrożnie, nachylając się nad dłonią trupa i przyglądając się plamom. –Ma pani jakieś podejrzenia co do… motywu?
here in the forest, dark and deep,
I offer you eternal sleep
I offer you eternal sleep
Daphne Rowle
Zawód : Niewymowna, alchemiczka i trucicielka
Wiek : 28
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
jeśli przeżyje choć jeden wilk,
owce nigdy nie będą bezpieczne
owce nigdy nie będą bezpieczne
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
- Więc nie tylko pani ma takie zdanie. - Stwierdziła zerkając na kobietę. - Brakuje specjalistów, osób z odpowiednio dużym doświadczeniem i wyszkoleniem. I to nie tylko w Mungu, a w całym Ministerstwie sytuacja wygląda podobnie. Brakuje personelu, więc zatrudniają kogo się da. - Sytuacja w czarodziejskim świecie nie wygląda zbyt kolorowo i faktycznie zaczyna w niektórych miejscach brakować ludzi do pracy. Dobrym przykładem jest choćby właśnie zawód koronera. Niegdyś na całe Ministerstwo zatrudnionych było ich dwóch, a ci wywiązywali się bez problemu ze swoich obowiązków, teraz jest ich znacznie więcej, a nie wiedzą niekiedy w co ręce włożyć.
- Zastanawia mnie, czy to na pewno było morderstwo. - Odwieczne pytanie, na które nie tak łatwo było znaleźć odpowiedź. Jako koroner Rowan musi być równie spostrzegawcza co auror. Szukać, łączyć ślady, analizować. Raz rozwiązanie jest niemal banalne, innym jednak razem zupełnie ją przerasta. Niestety nie wszystkie sprawy zostają rozwiązane. Niektóre zgony zostaną już na zawszę owiane tajemnicą, spakowane w teczkę, zamknięte w archiwum i zapomniane.
- Trucizny można równie dobrze użyć do samobójstwa. - Wbrew wszelkich pozorom samobójców, jak i ofiar morderstw nie brakowało. Ludzie naprawdę czasem zadziwiają ją swoją głupotą. Jak można tak nie doceniać życia? Pracuje w zawodzie, w którym śmierć jest bardziej jej towarzyszem, aniżeli wrogiem. Dawno się już pogodziła z tym, że ta kiedyś po wszystkich w końcu nadejdzie, dlatego ceniła sobie to, że może jeszcze oddychać dużo bardziej, niż ktokolwiek inny.
- Była w ciąży. Trzeci miesiąc. - Brzuch nie był nadal widoczny, zapewne z powodu drobnej postury kobiety, ale o samej ciąży musiała ona wiedzieć. Jeśli było to samobójstwo, to leżał przed nią potwór, a nie człowiek.
- Jej mąż będzie dziś przesłuchiwany. Jeśli o tym nie wiedział, zapewne będzie to dość podejrzane. - Nie mówiła więcej. dziecko mogło być męża, bądź i nie. Różnie się układa. To całkiem dobry motyw do morderstwa, bądź... do samobójstwa. Jej zadaniem jednak nie było prowadzenie śledztwa, a dowiedzenie się co było przyczyną śmierci kobiety. Resztą zacznie cię już policja.
- Zastanawia mnie, czy to na pewno było morderstwo. - Odwieczne pytanie, na które nie tak łatwo było znaleźć odpowiedź. Jako koroner Rowan musi być równie spostrzegawcza co auror. Szukać, łączyć ślady, analizować. Raz rozwiązanie jest niemal banalne, innym jednak razem zupełnie ją przerasta. Niestety nie wszystkie sprawy zostają rozwiązane. Niektóre zgony zostaną już na zawszę owiane tajemnicą, spakowane w teczkę, zamknięte w archiwum i zapomniane.
- Trucizny można równie dobrze użyć do samobójstwa. - Wbrew wszelkich pozorom samobójców, jak i ofiar morderstw nie brakowało. Ludzie naprawdę czasem zadziwiają ją swoją głupotą. Jak można tak nie doceniać życia? Pracuje w zawodzie, w którym śmierć jest bardziej jej towarzyszem, aniżeli wrogiem. Dawno się już pogodziła z tym, że ta kiedyś po wszystkich w końcu nadejdzie, dlatego ceniła sobie to, że może jeszcze oddychać dużo bardziej, niż ktokolwiek inny.
- Była w ciąży. Trzeci miesiąc. - Brzuch nie był nadal widoczny, zapewne z powodu drobnej postury kobiety, ale o samej ciąży musiała ona wiedzieć. Jeśli było to samobójstwo, to leżał przed nią potwór, a nie człowiek.
- Jej mąż będzie dziś przesłuchiwany. Jeśli o tym nie wiedział, zapewne będzie to dość podejrzane. - Nie mówiła więcej. dziecko mogło być męża, bądź i nie. Różnie się układa. To całkiem dobry motyw do morderstwa, bądź... do samobójstwa. Jej zadaniem jednak nie było prowadzenie śledztwa, a dowiedzenie się co było przyczyną śmierci kobiety. Resztą zacznie cię już policja.
Anguis in herba
But I'm holding on for dear life
Won't look down, won't open my eyes
'Cause I'm just holding on for tonight
Won't look down, won't open my eyes
'Cause I'm just holding on for tonight
Rowan Yaxley
Zawód : Tłumacz i nauczyciel języków obcych, były koroner
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowa
When the fires,
when the fires are consuming you
And your sacred stars
won't be guiding you
I got blood, I got blood,
blood on my name
when the fires are consuming you
And your sacred stars
won't be guiding you
I got blood, I got blood,
blood on my name
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Nie tylko brak doświadczenia był według Daphne problemem, jeśli rozchodziło się o problem z personelem.
Nie tylko zresztą w Mungu, lecz także innych, magicznych instytucjach. Lady Yaxley wywodziła się z rodu Burke, więc Daphne śmiało wyrzekła:
-Być może problemem jest nie ilość, a jakość, pani… – głos Daphne stał się cichszy – Do Hogwartu przyjmowano osoby, które nigdy nie powinny zasługiwać na wiedzę magiczną, gdyż ich magiczna nie była. Nie są zbyt mądrzy, ani zdolni, nie potrafią wykorzystać różdżki i wiedzy tak jak należy to czynić, więc nie dziwne, że personel jest niekompetentny, skoro daje się im pracę…
Antymugolskie nastroje w świecie czarodziejów sprzyjały śmiałym wygłaszaniu takich opinii, a ponadto Daphne wywodziła się z rodziny Rowle, którzy nigdy nie ukrywali nienawiści i pogardy dla mugoli. Alchemiczka za młodu nasiąkła ideologią czystej krwi i niechęcią… Ba! Czystą nienawiścią do szlam, zdrajców i mugoli.
-Oczywiście masz rację, milady, jednakże wiele trucizn zabija powoli i boleśnie, gdyż taki jest ich cel
Ileż bym dała, by ujrzeć zdrajcę Weasleya, wijącego się z bólu i obłędu w kałuży własnej krwi, dzięki kielichowi eliksiru agonii.
Prędko przepędziła tę rozkoszną myśl na skraj umysłu, by skupić się na truchle na stole. Daphne także nie rozumiała jak można rozstać się z życie – któż bowiem wiedział co będzie dalej? Od maleńkości miała do czynienia z duchami. Lasy wokół zamku Beeston były nawiedzona, a Rowle’owie nauczyli isę jak podporządkowywać sobie zjawy. Niektóre z nich wyjawiły Daphne, że lękają się tego co będzie dalej.
-Tym bardziej wątpię w samobójstwo. Skoro mogła zdobyć truciznę, to równie dobrze zdobyłaby środek poronny, skoro ciąża była niepożądana.
Alchemiczka skinęła głową i zamyśliła się. Wedle jej mniemania głównym podejrzanym stawał się mąż – któż bowiem chciałby wywłokę za żonę? Jeśli martwa czarownica za swego żywota rozchyliła uda przed innym, a pod sercem pojawiło się ziarno tej zdrady, gniew małżonka był w pełni zrozumiały. Daphne nabierała pewności, że nieboszczka musiała mieć w swym rodowodzie szlamę, bądź mugola.
Albo Weasleya, oni mają zdradę we krwi.
Nie tylko zresztą w Mungu, lecz także innych, magicznych instytucjach. Lady Yaxley wywodziła się z rodu Burke, więc Daphne śmiało wyrzekła:
-Być może problemem jest nie ilość, a jakość, pani… – głos Daphne stał się cichszy – Do Hogwartu przyjmowano osoby, które nigdy nie powinny zasługiwać na wiedzę magiczną, gdyż ich magiczna nie była. Nie są zbyt mądrzy, ani zdolni, nie potrafią wykorzystać różdżki i wiedzy tak jak należy to czynić, więc nie dziwne, że personel jest niekompetentny, skoro daje się im pracę…
Antymugolskie nastroje w świecie czarodziejów sprzyjały śmiałym wygłaszaniu takich opinii, a ponadto Daphne wywodziła się z rodziny Rowle, którzy nigdy nie ukrywali nienawiści i pogardy dla mugoli. Alchemiczka za młodu nasiąkła ideologią czystej krwi i niechęcią… Ba! Czystą nienawiścią do szlam, zdrajców i mugoli.
-Oczywiście masz rację, milady, jednakże wiele trucizn zabija powoli i boleśnie, gdyż taki jest ich cel
Ileż bym dała, by ujrzeć zdrajcę Weasleya, wijącego się z bólu i obłędu w kałuży własnej krwi, dzięki kielichowi eliksiru agonii.
Prędko przepędziła tę rozkoszną myśl na skraj umysłu, by skupić się na truchle na stole. Daphne także nie rozumiała jak można rozstać się z życie – któż bowiem wiedział co będzie dalej? Od maleńkości miała do czynienia z duchami. Lasy wokół zamku Beeston były nawiedzona, a Rowle’owie nauczyli isę jak podporządkowywać sobie zjawy. Niektóre z nich wyjawiły Daphne, że lękają się tego co będzie dalej.
-Tym bardziej wątpię w samobójstwo. Skoro mogła zdobyć truciznę, to równie dobrze zdobyłaby środek poronny, skoro ciąża była niepożądana.
Alchemiczka skinęła głową i zamyśliła się. Wedle jej mniemania głównym podejrzanym stawał się mąż – któż bowiem chciałby wywłokę za żonę? Jeśli martwa czarownica za swego żywota rozchyliła uda przed innym, a pod sercem pojawiło się ziarno tej zdrady, gniew małżonka był w pełni zrozumiały. Daphne nabierała pewności, że nieboszczka musiała mieć w swym rodowodzie szlamę, bądź mugola.
Albo Weasleya, oni mają zdradę we krwi.
here in the forest, dark and deep,
I offer you eternal sleep
I offer you eternal sleep
Daphne Rowle
Zawód : Niewymowna, alchemiczka i trucicielka
Wiek : 28
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
jeśli przeżyje choć jeden wilk,
owce nigdy nie będą bezpieczne
owce nigdy nie będą bezpieczne
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Rodzina Burke, ani też i Yaxley nigdy nie kryła swoich poglądów. Te też poglądy od wielu lat zakorzeniane są w kolejnych pokoleniach. To samo tyczy się również i jej. Jak większość znanych jej szlachciców nienawidzi mugoli. Powód, a raczej powody są raczej oczywiste. Raczej tłumaczyć ich nie trzeba, a już na pewno Lady Rowle, która najwyraźniej również takowe spojrzenie na świat popierała.
Jednakże słowa Raidena sprzed miesiąca wciąż echem, cicho rozbrzmiewały w głowie Rowan. Wyrzuciła szybko z głowy niepokojące myśli wracając do rzeczywistości i tego co obecnie było najważniejsze. Denatka.
- Ma milady oczywiście rację. - Zgodziła się z jej słowami uparcie wpatrując się w ciało leżące na stole przed nią. W Ministerstwie i w Mungu można bez problemu zauważyć ewidentne braki, jak i w ilości, tak i w kompetencji.
- Faktycznie może brzmieć to idiotycznie, ale praca nauczyła mnie tego, że ludzie często robią niespodziewane rzeczy. - Niektórzy z tych ludzi nie widziało innego rozwiązania niż śmierć. Dla Rowan samobójstwo było czymś niezrozumiałym. Jej praca pozwoliła jej zrozumieć czym tak naprawdę jest śmierć. Pogodziła się też ona z faktem, że ta pewnego dnia przyjdzie również i po nią i że powinna się tego spodziewać prędzej, niż później.
- Muszę przyznać, że zdziwiła mnie lady tym, że zgodziłaś się ze mną spotkać właśnie tu. Większość dam unika raczej tego typu miejsc. - Prócz jej samej, oczywiście. Ale tak jak stwierdził przed laty jej ojciec: "Ten zawód pasuje nawet do ich rodziny". Rowan od zawsze uwielbiała stawać na przekór matce. Niestety, okazji na to nie było za wiele. Wbrew wszelkim pozorom lady Yaxley naprawdę lubi swoją pracę. Może to nie jest typowa praca dla dam, ale jest to jej praca, którą sama wybrała. Zamiast być uzdrowicielem dbającym o żywych, jest koronerem dbającym o martwych. Bo czym im nie należy się już choć chwila uwagi?
- Może to nie jest trucizna? Mogła coś przedawkować? - Skierowała pytające spojrzenie w kierunku jasnowłosej kobiety.
Jednakże słowa Raidena sprzed miesiąca wciąż echem, cicho rozbrzmiewały w głowie Rowan. Wyrzuciła szybko z głowy niepokojące myśli wracając do rzeczywistości i tego co obecnie było najważniejsze. Denatka.
- Ma milady oczywiście rację. - Zgodziła się z jej słowami uparcie wpatrując się w ciało leżące na stole przed nią. W Ministerstwie i w Mungu można bez problemu zauważyć ewidentne braki, jak i w ilości, tak i w kompetencji.
- Faktycznie może brzmieć to idiotycznie, ale praca nauczyła mnie tego, że ludzie często robią niespodziewane rzeczy. - Niektórzy z tych ludzi nie widziało innego rozwiązania niż śmierć. Dla Rowan samobójstwo było czymś niezrozumiałym. Jej praca pozwoliła jej zrozumieć czym tak naprawdę jest śmierć. Pogodziła się też ona z faktem, że ta pewnego dnia przyjdzie również i po nią i że powinna się tego spodziewać prędzej, niż później.
- Muszę przyznać, że zdziwiła mnie lady tym, że zgodziłaś się ze mną spotkać właśnie tu. Większość dam unika raczej tego typu miejsc. - Prócz jej samej, oczywiście. Ale tak jak stwierdził przed laty jej ojciec: "Ten zawód pasuje nawet do ich rodziny". Rowan od zawsze uwielbiała stawać na przekór matce. Niestety, okazji na to nie było za wiele. Wbrew wszelkim pozorom lady Yaxley naprawdę lubi swoją pracę. Może to nie jest typowa praca dla dam, ale jest to jej praca, którą sama wybrała. Zamiast być uzdrowicielem dbającym o żywych, jest koronerem dbającym o martwych. Bo czym im nie należy się już choć chwila uwagi?
- Może to nie jest trucizna? Mogła coś przedawkować? - Skierowała pytające spojrzenie w kierunku jasnowłosej kobiety.
Anguis in herba
But I'm holding on for dear life
Won't look down, won't open my eyes
'Cause I'm just holding on for tonight
Won't look down, won't open my eyes
'Cause I'm just holding on for tonight
Rowan Yaxley
Zawód : Tłumacz i nauczyciel języków obcych, były koroner
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowa
When the fires,
when the fires are consuming you
And your sacred stars
won't be guiding you
I got blood, I got blood,
blood on my name
when the fires are consuming you
And your sacred stars
won't be guiding you
I got blood, I got blood,
blood on my name
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Prosektorium
Szybka odpowiedź