Prosektorium
AutorWiadomość
First topic message reminder :
W tej lokacji obowiązuje bonus do rzutu kością w wysokości +5 dla Rycerzy Walpurgii i +10 dla Śmierciożerców.
Prosektorium
Piętro to wypełnia charakterystyczny zapach niewątpliwie kojarzący się ze stanem rozkładu i śmierci; taka otoczka skutecznie odstrasza osoby, które nie mają wyraźnego powodu, by zapuścić się do podpiwniczonej części szpitala. Prosektorium to przestronna sala z dwoma wielkimi, metalowymi stołami, specjalistyczną aparaturą i kilkoma siedzeniami na podwyższeniu przeznaczonymi dla obserwujących stażystów. Dzienne światło sączy się przez kilka niewielkich okien, lecz przy oględzinach ciał sala oświetlana jest jasnym blaskiem jarzeniówek. Z tej sali można dostać się także do chłodni służącej do przechowywania zwłok oczekujących na autopsję.
W tej lokacji obowiązuje bonus do rzutu kością w wysokości +5 dla Rycerzy Walpurgii i +10 dla Śmierciożerców.
The member 'Ramsey Mulciber' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 68
--------------------------------
#2 'k10' : 8
--------------------------------
#3 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 68
--------------------------------
#2 'k10' : 8
--------------------------------
#3 'Anomalie - CZ' :
Alexander Selwyn, Josephine Fenwick. Nic jej to nie mówiło, ani jedno, ani drugie, jeśli był tutaj dopiero stażystą, był też zdecydowanie zbyt młody, żeby Cassandra mogła go skojarzyć. Dziewczyna pewnie była w wieku zbliżonym do jego. Z lekkim niepokojem obejrzała się za siebie, nie minie dużo czasu, nim bijące źródło anomalii zbudzi się ponownie, nie wydawało się jej to najlepszym miejscem na pogawędkę; zresztą jeśli Mulciber zamierzał zaimperiusować każdego, kto tutaj wejdzie, mogli opuścić Munga z całą świtą. Słysząc, że wypowiada zaklęcie, skierowała kraniec różdżki na Ramseya, szepcząc inkantację:
- Sonorus - mogli przynajmniej spróbować to przyśpieszyć. Wciąż nie odzywała się żadnym słowem, jedynie wsłuchując się w wymianę zdań. Dotarcie do sposobów walczenia z tą przedziwną siłą nie było wcale łatwe, ona musiała w tym celu sprzedać Czarnemu Panu samą siebie. Jeśli ci dwoje nie byli z nimi ani z Ministerstwem - to z kim? Przypominali dwoje dzieciaków, które po prostu szukały wrażeń, ale pozory bardzo często bywały złudne. Być może szarpanie marionetkami z taką łatwością w wykonaniu Mulcibera powinno ją przerazić - ale od zawsze spodziewała się po nim najgorszego i nigdy nie zwątpiła w jego czarnoksięskie umiejętności. Był jak potwór, który wzbudza grozę. Nie tylko na Nokturnie.
- Sonorus - mogli przynajmniej spróbować to przyśpieszyć. Wciąż nie odzywała się żadnym słowem, jedynie wsłuchując się w wymianę zdań. Dotarcie do sposobów walczenia z tą przedziwną siłą nie było wcale łatwe, ona musiała w tym celu sprzedać Czarnemu Panu samą siebie. Jeśli ci dwoje nie byli z nimi ani z Ministerstwem - to z kim? Przypominali dwoje dzieciaków, które po prostu szukały wrażeń, ale pozory bardzo często bywały złudne. Być może szarpanie marionetkami z taką łatwością w wykonaniu Mulcibera powinno ją przerazić - ale od zawsze spodziewała się po nim najgorszego i nigdy nie zwątpiła w jego czarnoksięskie umiejętności. Był jak potwór, który wzbudza grozę. Nie tylko na Nokturnie.
bo ty jesteś
prządką
prządką
The member 'Cassandra Vablatsky' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 32
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 32
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Ból paraliżował jej ciało i myśli, nic zaskakującego, że zaklęcie się nie udało – z wielkim trudem przypomniała sobie samą inkantację, a skoncentrowanie się na czymś innym niż ból pozostawiało poza zasięgiem jej możliwości. Z każdą chwilą zapadała się w sobie, stopniowo zapominając o rzeczywistości – po co tu przyszli, gdzie dokładnie się znajdowali… Takie szczegóły nie miały znaczenia przy bólu, który zawładnął jej ciałem i umysłem. Nie zwracała uwagę na ciepłą ciecz, która spłynęła z jej nosa w kierunku ust, a zimny pot zrosił jej ciało niczym w silnej gorączce. Krzyk nie przynosił ukojenia, słowa, by to się skończyło, nie znalazły odzewu, chociaż łkając błagała o litość, jednocześnie grzebiąc własną dumę i godność. Ból w najczystej postaci… Jeszcze daleka droga przed nią nim dotrze do ukojenia, stając się nieczułą na wszelkie bodźce. Chciałaby zemdleć tak po prostu, nie martwiąc się o to, co stanie się dalej.
Alex. Był przy niej. Coś szeptał. Nie opuścił jej… Dlaczego nie sprawi, by to się skończyło? W desperackim geście zacisnęła wolną dłoń na jego szacie uzdrowiciela, licząc na to, że dostrzeże jej rozpacz i to zakończy. On ją w to wciągnął, niech więc to naprostuje. Poczuła jego dłoń na swojej ręce, w której trzymała różdżkę. Zadziałał instynkt i wola przetrwania. Ten niepozorny patyk wykonany z czarnego bzu był jej ostatnią kotwicą, ostatnią szansą na obronę przed bólem. Alex, choć miał być dla niej, a ona dla niego, nie sprawi, że to się skończy, więc zakończy to sama. Szarpnęła ręką. Różdżki nie pozwoli sobie odebrać.
| rzut na utrzymanie różdżki
Alex. Był przy niej. Coś szeptał. Nie opuścił jej… Dlaczego nie sprawi, by to się skończyło? W desperackim geście zacisnęła wolną dłoń na jego szacie uzdrowiciela, licząc na to, że dostrzeże jej rozpacz i to zakończy. On ją w to wciągnął, niech więc to naprostuje. Poczuła jego dłoń na swojej ręce, w której trzymała różdżkę. Zadziałał instynkt i wola przetrwania. Ten niepozorny patyk wykonany z czarnego bzu był jej ostatnią kotwicą, ostatnią szansą na obronę przed bólem. Alex, choć miał być dla niej, a ona dla niego, nie sprawi, że to się skończy, więc zakończy to sama. Szarpnęła ręką. Różdżki nie pozwoli sobie odebrać.
| rzut na utrzymanie różdżki
these violent delights have
violent ends...
Josephine Fenwick
Zawód : przyszła aurorka
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
W całym magicznym świecie gasną światła. Nie ujrzymy ich już za naszego życia.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Josephine Fenwick' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 9
'k100' : 9
Josephine nie udało się utrzymać różdżki, która pojawiła się w dłoni Alexandra. Ledwo rączka wyślizgnęła się z jej palców, uderzyło w nią zaklęcie Ramseya.
| Jest to post uzupełniający, kolejka pozostaje niezmienna, ze względu jednak na jej wydłużenie, otrzymujecie dodatkowe 24h na odpis liczone od czasu dodania niniejszego posta.
Alexander, możesz podjąć w swoim poście dowolną akcję. Zapoznaj się też proszę z nowym opisem zaklęcia Imperius (a zwłaszcza ostatnimi trzema zdaniami).
Josephine, w swoim poście możesz odpowiedzieć na akcję wykonaną przez Alexandra i spróbować przełamać zaklęcie Imperius. ST wynosi 129, do rzutu doliczana jest biegłość jasny umysł.
| Jest to post uzupełniający, kolejka pozostaje niezmienna, ze względu jednak na jej wydłużenie, otrzymujecie dodatkowe 24h na odpis liczone od czasu dodania niniejszego posta.
Alexander, możesz podjąć w swoim poście dowolną akcję. Zapoznaj się też proszę z nowym opisem zaklęcia Imperius (a zwłaszcza ostatnimi trzema zdaniami).
Josephine, w swoim poście możesz odpowiedzieć na akcję wykonaną przez Alexandra i spróbować przełamać zaklęcie Imperius. ST wynosi 129, do rzutu doliczana jest biegłość jasny umysł.
Próbowała jeszcze czarować, lecz pod moim szarpnięciem różdżka łatwo wyślizgnęła się z ręki Josie; wcale a wcale jednak mnie to nie ucieszyło. Była w okropnym bólu, zabranie jej różdżki nie stanowiło więc jakiegokolwiek wyzwania w moim położeniu. Wcisnąłem własną do wewnętrznej kieszeni szaty i już złapałem bzowe drewno na obu końcach chcąc ją przełamać, ale wtedy dopadła mnie fala pytań zadanych mi przez Mulcibera.
- Nie, nie pracuje w szpitalu. Zabrałem ją ze sobą, bo... - urwałem, posyłając Josie zmartwione spojrzenie. - Bo nie chciałem iść tu sam - dokończyłem, przenosząc spojrzenie znów na Mulcibera. Taka była też prawda, pójście samemu na anomalię byłoby skrajną głupotą, a więź łącząca mnie z Josie była po wydarzeniach z przełomu kwietnia i maja na tyle silna, że wybór padł właśnie na nią. Następne pytanie sprawiło zaś, że w mojej głowie zapaliła się ostrzegawcza lampka. Nie mogłem zdradzić mu tajemnic Zakonu, musiałem jakoś minąć się z prawdą.
- Liczyliśmy po prostu na to, że nasze umiejętności wystarczą. Po całym Londynie krążą zresztą pogłoski o zwykłych ludziach, którzy na własną rękę naprawiają magię w miejscach takich jak to. Wy też przecież nie jesteście ministerialnymi urzędnikami - wzruszyłem ramionami, po raz kolejny obrzucając badawczym spojrzeniem stojącą przede mną dwójkę czarodziejów. Zaraz jednak przypomniałem sobie o tym, że miałem rozprawić się z różdżką Jo. Złapałem więc dobrze za oba końce i zacząłem zbliżać je do siebie. Drewno było giętkie, jednak ostatecznie ustąpiło - z trzaskiem i syknięciem różdżka złamała się, stanowiąc w moich dłoniach dwa oddzielne kawałki. Cisnąłem je w najdalszy kąt prosektorium, tak, żeby nikt nie był w stanie za szybko ich znaleźć. Wtedy też Mulciber wypowiedział kolejną inkantację. Czułem, jak włosy na karku stają mi dęba, a oddech więźnie w gardle. Nie, nie, nie, obijało się tylko w moim umyśle, kiedy promień trafił w Jo. Nie byłem mimo to w stanie nic powiedzieć - już było za późno.
| Przepraszam za opóźnienie, życie mnie niespodziewanie dopadło.
- Nie, nie pracuje w szpitalu. Zabrałem ją ze sobą, bo... - urwałem, posyłając Josie zmartwione spojrzenie. - Bo nie chciałem iść tu sam - dokończyłem, przenosząc spojrzenie znów na Mulcibera. Taka była też prawda, pójście samemu na anomalię byłoby skrajną głupotą, a więź łącząca mnie z Josie była po wydarzeniach z przełomu kwietnia i maja na tyle silna, że wybór padł właśnie na nią. Następne pytanie sprawiło zaś, że w mojej głowie zapaliła się ostrzegawcza lampka. Nie mogłem zdradzić mu tajemnic Zakonu, musiałem jakoś minąć się z prawdą.
- Liczyliśmy po prostu na to, że nasze umiejętności wystarczą. Po całym Londynie krążą zresztą pogłoski o zwykłych ludziach, którzy na własną rękę naprawiają magię w miejscach takich jak to. Wy też przecież nie jesteście ministerialnymi urzędnikami - wzruszyłem ramionami, po raz kolejny obrzucając badawczym spojrzeniem stojącą przede mną dwójkę czarodziejów. Zaraz jednak przypomniałem sobie o tym, że miałem rozprawić się z różdżką Jo. Złapałem więc dobrze za oba końce i zacząłem zbliżać je do siebie. Drewno było giętkie, jednak ostatecznie ustąpiło - z trzaskiem i syknięciem różdżka złamała się, stanowiąc w moich dłoniach dwa oddzielne kawałki. Cisnąłem je w najdalszy kąt prosektorium, tak, żeby nikt nie był w stanie za szybko ich znaleźć. Wtedy też Mulciber wypowiedział kolejną inkantację. Czułem, jak włosy na karku stają mi dęba, a oddech więźnie w gardle. Nie, nie, nie, obijało się tylko w moim umyśle, kiedy promień trafił w Jo. Nie byłem mimo to w stanie nic powiedzieć - już było za późno.
| Przepraszam za opóźnienie, życie mnie niespodziewanie dopadło.
Ból zdawał się jej towarzyszyć od zawsze, a gdy nagle zniknął - równie nagle jak się zaczął, można było pomyśleć, że nigdy go nie było. O fakcie przeżywanych katuszy świadczyła tylko suchość w gardle - musieli znajdować się w prawdziwych katakumbach, skoro nikt nie usłyszał jej wrzasków. Wspomnienie bólu przypominało jeden z koszmarów sennych, przepełnionych strachem i oczekiwaniem na nadchodzący poranek. Im bardziej starała się przypomnieć, co sprawiało jej ból, tym mózg zdawał się w ogóle zapominać o całym zajściu. Wypierał prawdę, jednak wiedziała, że te kilka ostatnich minut nie było urojeniem. Na krótką chwilę przed uderzeniem kolejnego zaklęcia, wyczuła strach narastający w piersi i rozczarowanie samą sobą: cóż z niej miała być za aurorka, skoro nie potrafiła ich ochronić.
Imperius oczyścił jej myśli zanim kwas zdążył się rozlać po jej ciele. Nie słuchała, o czym mówią, nie było to istotne, na zimnej posadzce było jej całkiem dobrze. Bez różdżki nie miała jak się obronić, zaklęcie pochłaniało resztki jej wolnej woli. Bezwiednie uśmiechnęła się do Alexandra, starając się wynurzyć na powierzchnie zanim całkowicie utonie. Momentami zapominała, dlaczego w ogóle walczy.
| rzut na przełamanie imperiusa
Imperius oczyścił jej myśli zanim kwas zdążył się rozlać po jej ciele. Nie słuchała, o czym mówią, nie było to istotne, na zimnej posadzce było jej całkiem dobrze. Bez różdżki nie miała jak się obronić, zaklęcie pochłaniało resztki jej wolnej woli. Bezwiednie uśmiechnęła się do Alexandra, starając się wynurzyć na powierzchnie zanim całkowicie utonie. Momentami zapominała, dlaczego w ogóle walczy.
| rzut na przełamanie imperiusa
these violent delights have
violent ends...
Josephine Fenwick
Zawód : przyszła aurorka
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
W całym magicznym świecie gasną światła. Nie ujrzymy ich już za naszego życia.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Josephine Fenwick' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 57
'k100' : 57
Różdżka Josephine pękła z cichym trzaskiem, rdzeń został przerwany. Niedługo później aurorka zmuszona była poddać się w nierównej walce z imperiusem rzuconym przez Ramseya.
|Tu kończy się interwencja Mistrza Gry. Gdyby była jeszcze potrzebna, poinformujcie o konieczności arbitrażu, w razie pytań związanych z imperiusem pozostaję wciąż do dyspozycji.
Josephine, znajdujesz się pod imperiusem. Od teraz na początku każdego wątku możesz rzucać kością w celu próby uwolnienia się, ST niezmiennie wynosi 129. O sukcesie poinformuj proszę Mistrza Gry.
Cassandra i Ramsey - możecie kontynuować naprawianie lokacji.
|Tu kończy się interwencja Mistrza Gry. Gdyby była jeszcze potrzebna, poinformujcie o konieczności arbitrażu, w razie pytań związanych z imperiusem pozostaję wciąż do dyspozycji.
Josephine, znajdujesz się pod imperiusem. Od teraz na początku każdego wątku możesz rzucać kością w celu próby uwolnienia się, ST niezmiennie wynosi 129. O sukcesie poinformuj proszę Mistrza Gry.
Cassandra i Ramsey - możecie kontynuować naprawianie lokacji.
przepraszam za zamieszanie
- Dobrze nam poszło - skwitowała zwyciężony pojedynek, nieco ignorując swój znikomy wkład w jego ostateczny wynik. Oczywistym było, że bez Ramseya napastnicy stanowiliby dla Cassandry znacznie większe wyzwanie, wyzwanie, któremu najpewniej nie byłaby w stanie sprostać. Żeby jednak podkreślić ten fakt słowem, musiałaby również posiadać choć odrobinę przyzwoitości, a ta była jej obca. Wycofała się od trójki czarodziejów, zostawiając z zaimperiusowanymi nadgorliwcami ich oprawcę, by zbliżyć się z powrotem do bijącego źródła anomalii, które znajdowało się gdzieś tutaj. Wyczuwała to, lekkie drżenie powietrza, czarnomagiczny swąd tak podobny sięganiu po klątwy bez umiejętności stabilnego zapanowania nad nimi. Znała sztukę czarnej magii, ale nie była w niej biegła, wiedziała, że choć dzięki Mulciberowi była w stanie zbliżyć się do tej mocy, poczuć ją, zrozumieć, to przy ujarzmianiu owej mocy - znów - stanowiła jedynie niewielką pomoc. Objęła dłonią różdżkę, wciąż trzymaną na wierzchu, nie powinni byli zwlekać z tym tak długo. Magia zostawiona samej sobie stawała się chaotyczna, niepewna i trudniejsza do zrozumienia.
- Ramsey - wypowiedziała jego imię miękko, kiedy uniosła już rózdżkę, dwójka czarodziei nie stanowiła już żadnego zagrożenia. Mogli ich zostawić samym sobie - niech poczekają, potem razem opuszczą to miejsce; uzdrowiciel i jego przyjaciółka przebrana za uzdrowicielkę będą razem stanowić doskonałą eskortę, która u nikogo nie wzbudzi podejrzeń. Moc anomalii nieco ją przerażała, ostrza, które zostały przez nią wprawione w ruch stanowiły śmiercionośne zagrożenie, ale jeśli stawienie im czoła było jedyną drogą do zrozumienia ich i ujarzemienia - a trwała w przekonaniu, że tak właśnie była - nie zamierzała stać bezczynnie. Jej córka była ich ofiarą, to musiało się skończyć. - Nie zwlekajmy dłużej - niemal poprosiła, starając się połączyć różdżką z wszechobecną grozą, zmusić ją do posłuszeństwa, szepcząc inkantację zapamiętaną z pergaminów przekazanej jej przez Mulcibera, nie mogła się pomylić, dokładnie je pamiętała; to było zbyt ważne, by mogła sobie pozwolić na pomyłkę.
- Dobrze nam poszło - skwitowała zwyciężony pojedynek, nieco ignorując swój znikomy wkład w jego ostateczny wynik. Oczywistym było, że bez Ramseya napastnicy stanowiliby dla Cassandry znacznie większe wyzwanie, wyzwanie, któremu najpewniej nie byłaby w stanie sprostać. Żeby jednak podkreślić ten fakt słowem, musiałaby również posiadać choć odrobinę przyzwoitości, a ta była jej obca. Wycofała się od trójki czarodziejów, zostawiając z zaimperiusowanymi nadgorliwcami ich oprawcę, by zbliżyć się z powrotem do bijącego źródła anomalii, które znajdowało się gdzieś tutaj. Wyczuwała to, lekkie drżenie powietrza, czarnomagiczny swąd tak podobny sięganiu po klątwy bez umiejętności stabilnego zapanowania nad nimi. Znała sztukę czarnej magii, ale nie była w niej biegła, wiedziała, że choć dzięki Mulciberowi była w stanie zbliżyć się do tej mocy, poczuć ją, zrozumieć, to przy ujarzmianiu owej mocy - znów - stanowiła jedynie niewielką pomoc. Objęła dłonią różdżkę, wciąż trzymaną na wierzchu, nie powinni byli zwlekać z tym tak długo. Magia zostawiona samej sobie stawała się chaotyczna, niepewna i trudniejsza do zrozumienia.
- Ramsey - wypowiedziała jego imię miękko, kiedy uniosła już rózdżkę, dwójka czarodziei nie stanowiła już żadnego zagrożenia. Mogli ich zostawić samym sobie - niech poczekają, potem razem opuszczą to miejsce; uzdrowiciel i jego przyjaciółka przebrana za uzdrowicielkę będą razem stanowić doskonałą eskortę, która u nikogo nie wzbudzi podejrzeń. Moc anomalii nieco ją przerażała, ostrza, które zostały przez nią wprawione w ruch stanowiły śmiercionośne zagrożenie, ale jeśli stawienie im czoła było jedyną drogą do zrozumienia ich i ujarzemienia - a trwała w przekonaniu, że tak właśnie była - nie zamierzała stać bezczynnie. Jej córka była ich ofiarą, to musiało się skończyć. - Nie zwlekajmy dłużej - niemal poprosiła, starając się połączyć różdżką z wszechobecną grozą, zmusić ją do posłuszeństwa, szepcząc inkantację zapamiętaną z pergaminów przekazanej jej przez Mulcibera, nie mogła się pomylić, dokładnie je pamiętała; to było zbyt ważne, by mogła sobie pozwolić na pomyłkę.
bo ty jesteś
prządką
prządką
The member 'Cassandra Vablatsky' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 53
'k100' : 53
Nie miał żadnych wątpliwości, co do tego, że każdy wymierzony w nich imperius był wystarczająco silny, by ich psychicznie zniewolić, podporządkować sobie i zmusić, by podświadomie wypełniali jego wolę. Kiedy klątwa uderzyła w dziewczynę, jeszcze przez chwilę trzymał uniesioną różdżkę, przezornie, gdyby coś miało jednak potoczyć się inaczej niż zakładał. Ale tak się nie stało. Zarówno Alexander, jak i Josephine stali się marionetkami w jego dłoniach. Wysłuchał słów czarodzieja, przyglądając mu się wnikliwie i uważnie. To nie był koniec pytań, które przychodziły mu na myśl, lecz Cassandra miała rację — już i tak zbyt długo zwlekali. To miejsce było napęczniałe magią, aż kipiało nią i w każdej chwili mogło stać się coś nieoczekiwanego. Dlatego obniżył różdżkę, nie poruszywszy się jeszcze, gdy dobiegł go głos uzdrowicielki. Dobrze im poszło, nie mogło inaczej. Mieli do czynienia z jakimiś nowicjuszami. — Selwyn — wymówił jego nazwisko. — Zaśpiewaj nam coś odpowiedniego do okazji.— Nie wątpił, by jakieś, jakiekolwiek zdolności muzyczne posiadał, w końcu był arystokratą, a jego ród słynął z zamiłowania do teatru i opery. — Fenwick, będziesz mu wtórować.— Nie tyle liczył na przedstawienie, co chciał ich słyszeć, gdy zajmą się stabilizacją energii. Dzięki temu, skupiony na tym, po co tu przyszli, będzie miał pod kontrolą ich lokalizacje. Nie będzie mógł na nich patrzeć, ani ich pilnować, a nie miał czasu na sprawdzanie, czy jakimś merlińskim sposobem nie umkną spod jego władzy. Poza tym, czy jeśli zdolności młodego uzdrowiciela okażą się przyzwoite, nie umili im w ten sposób tego jakże przyjemnego wieczoru już-nie-we-dwoje?
Dopiero wydawszy proste polecenia, ruszył do Cassandry, rozglądając się pobieżnie wokół. Przystanął obok niej i zerknął na jej różdżkę, a później na nią, obserwując jej zmagania z niestabilną siłą. Dobrze sobie radziła. Widział w jej twarzy determinację, siłę i wolę walki, a to czyniło go zadowolonym i usatysfakcjonowanym. Po chwili uczynił to samo. Przymknął oczy, wziął głęboki wdech. Zasady działania magii nie były mu obce, pojmował to, co się działo i wierzył, że dzięki metodzie, którą otrzymali od Czarnego Pana uda im się to zrobić bez najmniejszych przeszkód. Skoncentrował się na tym, czego chcieli i wykorzystał do tego swoją siłę.
| k100+43*3
Dopiero wydawszy proste polecenia, ruszył do Cassandry, rozglądając się pobieżnie wokół. Przystanął obok niej i zerknął na jej różdżkę, a później na nią, obserwując jej zmagania z niestabilną siłą. Dobrze sobie radziła. Widział w jej twarzy determinację, siłę i wolę walki, a to czyniło go zadowolonym i usatysfakcjonowanym. Po chwili uczynił to samo. Przymknął oczy, wziął głęboki wdech. Zasady działania magii nie były mu obce, pojmował to, co się działo i wierzył, że dzięki metodzie, którą otrzymali od Czarnego Pana uda im się to zrobić bez najmniejszych przeszkód. Skoncentrował się na tym, czego chcieli i wykorzystał do tego swoją siłę.
| k100+43*3
pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
The member 'Ramsey Mulciber' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 25
'k100' : 25
Magia opadała, dziwna moc szukała ujścia, aż w końcu ukorzyła się przed nimi, jak uległe zwierzę, które kończy nierówną walkę; przesyciło ją dziwne uczucie, uczucie mocy, siły, przedziwnej mocy. Anomalii: siły przerażającej, obcej i niezwykle potężnej. Cassandra chciała ją poznać, zobaczyć, nawiązać pierwszy kontakt, który umożliwi kolejne, dzięki któremu będzie w stanie porozumieć się z tą mocą - i odkryć jej tajemnice. Na ten moment żywioł wydawał się jej równie zagadkowy, co wcześniej, nie miała wiedzy, która umożliwiałaby jej snucie teorii i hipotez, ale to nie była żadna przeszkoda. Od zawsze szybko się uczyła, jej umysł był otwarty, chłonny i bystry. Posiadała przecież umiejętności uzdrowicielskie, których bynajmniej nie wyniosła z tego miejsca: a jednak przewyższała nimi niejednego wykwalifikowanego medyka. Nie była skromna, nie była też pyszna, była świadoma własnych umiejętności. Opuściła różdżkę, kiedy magia ucichła - wciąż była niestabilna i jej spokój mógł zostać przerwany przez najmniejsze poruszenie. Kontrolnie zerknęła okiem na dwójkę zaimperiusowanych czarodziejów, śpiewając piosenki nie mogli przeszkodzić. Ale - czy jej się wydawało, czy rzeczywiście widziała coś, a może kogoś, wystającego spod stołu?
- Mamy towarzystwo - rzuciła krótko do Mulcibera, obchodząc mebel tak, by mieć do mężczyzny lepsze dojście. Już na pierwszy rzut oka wydawał się nieprzytomny, ale wystarczyło sprawdzić tętno, żeby upewnić się, że był również żywy. - Nic nie słyszał - dodała bez zawahania, przesuwając dłonią ku materiałowi szat zwiniętemu przy krwawych plamach; posoki było dość dużo, by mogła mieć pewność, że był nieprzytomny od dłuższego czasu. I nie słyszał inkantacji niewybaczalnych klątw rzucanych przez Mulcibera. - Zajmę się nim - mruknęła bez zawahania; trudno stwierdzić, co stałoby się z martwym czarodziejem: czarnomagiczne anomalie mogły wykorzystać ciało do własnych celów - obawiała się tego. Trup zresztą zawsze oznaczał pytania, a oni pytań nie potrzebowali. Udało im się załatwić ten pojedynek czysto - i taką ta sytuacja winna pozostać. Rozdarła prześcieradło okrywające jednego z nieboszczyków, zabierając niewielkie skrawki materiału, przy pomocy których zaczęła opatrywać nieszczęśnika prowizorycznymi opatrunkami.
- Mamy towarzystwo - rzuciła krótko do Mulcibera, obchodząc mebel tak, by mieć do mężczyzny lepsze dojście. Już na pierwszy rzut oka wydawał się nieprzytomny, ale wystarczyło sprawdzić tętno, żeby upewnić się, że był również żywy. - Nic nie słyszał - dodała bez zawahania, przesuwając dłonią ku materiałowi szat zwiniętemu przy krwawych plamach; posoki było dość dużo, by mogła mieć pewność, że był nieprzytomny od dłuższego czasu. I nie słyszał inkantacji niewybaczalnych klątw rzucanych przez Mulcibera. - Zajmę się nim - mruknęła bez zawahania; trudno stwierdzić, co stałoby się z martwym czarodziejem: czarnomagiczne anomalie mogły wykorzystać ciało do własnych celów - obawiała się tego. Trup zresztą zawsze oznaczał pytania, a oni pytań nie potrzebowali. Udało im się załatwić ten pojedynek czysto - i taką ta sytuacja winna pozostać. Rozdarła prześcieradło okrywające jednego z nieboszczyków, zabierając niewielkie skrawki materiału, przy pomocy których zaczęła opatrywać nieszczęśnika prowizorycznymi opatrunkami.
bo ty jesteś
prządką
prządką
Prosektorium
Szybka odpowiedź