Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Kornwalia
Teatr na klifach
AutorWiadomość
Teatr na klifach
Wśród nagich, granitowych skał klifów nadmorską straż pełnią kamienne rzędy widowni, usytuowane w zboczu. Wzorowany na swych antycznych poprzednikach, Teatr Minack uosabia w sobie esencję sztuki teatralnej. Chociaż na pierwszy rzut oka cały przybytek wydaje się być niepozorny, to jednak jego twórcy szczegółowo zadbali o odtworzenie całej infrastruktury starożytnej. Gdy akurat nie są w teatrze wystawiane żadne sztuki, Minack jest doskonałym miejscem na wybranie się na popołudniowy spacer - zasiadając na widowni można wtedy obejrzeć niezwykły spektakl, jaki prezentuje zachodzące na horyzoncie słońce, powoli opadając ku morskiej toni.
Gdy jesteś duchem i płaczesz, czujesz się… dziwnie. Bo przecież widzisz łzy, tak samo przezroczyste i niematerialne jak cała ty, które spadają na ziemię i znikają gdzieś we wnętrzu czarnej ziemi, ale nie możesz ich poczuć. Słyszysz szloch, ale masz wrażenie, że to jednak nie ty robisz to wszystko, tylko ktoś obok. Ale obok nikogo nie ma i Lana była tego świadoma aż nadto.
Goniła go, ale zniknął. Jeszcze tego samego wieczora skorzystała z okazji, że wszyscy są zalani w sztok i podczas imprezy urodzinowej Bertiego opuściła Ruderę, by Franza poszukać. Nie mógł przecież uciec daleko, prawda? A jednak; okrążyła Dolinę Godryka chyba z sześć razy, ale ani śladu jej narzeczonego-nienarzeczonego. Pewnie ktoś go wciągnął przy teleportacji. Ona sama zabrała się do Londynu z jakąś miło wyglądającą, trzeźwą blondynką (bo z mężczyzną to nigdy, a fe, testosteron!) w stroju meduzy, Vanish się nazywała. Albo Vanity, nieistotne zresztą. Lana szukała go po całym mieście: zaglądała do każdego parku, do każdej kawiarni (tak je przecież lubił, ekspresjonista jeden), wypytywała czarodziejów, ale Diggory jakby wyparował.
W swoich poszukiwaniach zapędziła się aż tutaj. Nie była pewna, jak się właściwie tu znalazła, ale ważne, że siedziała na widowni, zupełnie bez nadziei, wylewając te swoje dziwne, duszne łzy i obserwując zachód słońca, i wściekając się, i smucąc. Musiała wyglądać jak przykład ducha, z posępnością wymalowaną na twarzy było jej ładniej.
Może się gdzieś schował. Może się przestraszył – ale ona głupia była, nie powinna krzyczeć, mogliby dojść do porozumienia, ale nie, Bergman musiała się unieść. A może – to była chyba najstraszniejsza ze wszystkich opcji – może z a p o m n i a ł. To się przecież zdarzało na froncie, że żołnierz tracił zmysły i puszczał w odmęty niepamięci wszystko, co nie dotyczyło wojny. Albo może tak zadziałało u niego przeistoczenie się w ducha. Nie miała pojęcia, nie była psychologiem przecież.
Gość
Gość
- Ekhem - odchrząkuje Franz, kiedy wreszcię się znalazł ponad Laną. Laną Bergman, czyli piękną angielką, którą pan Diggory poznał za swojego krótkiego życia. Kiedy widział ją ostatnio, to na niego krzyczała, a poza tym, to jeszcze krzyczała na niego razu jeszcze uprzedniego, a z tego co zapamietał, to ona wiele razy na niego krzyczała. Ale trzeba jej przyznać, że kilka razy była też delikatna i słodka. I dała się mu trzymać za rączkę, całować po szyji i nawet powiedział jej kiedyś, że będzie panią Diggory. Czego się nie mówi, żeby otrzymać od kobiety to na czym mężczyźnie, szalonemu mężczyźnie najbardziej zależy.
A Franz był małym wieprzkiem, gladiatorem szaleństwa, wariatem i artystą. Kochał kochać i nienawidził zarazem. Miał wizję swoją innego świata, chciał zmienić go i zawojować aż do końca. A ona mu staneła na drodze i rozkojarzała go. Nie na długo, na szczęście i nieszczeście, na obie te przypadłości, poszedł na wojnę. No i szybko bardzo zginął. Ciekawe czy dostała od niego te obrazy okropne, pewnie zagineły w zawierusze wojennej.
Uciekł od niej i znów pojawił się obok. Ona szukała niego, ale parła wciąż na przód a on... on szedł za nią. Gdyby tylko się obejrzała, to by go zalazła. Ale to on chciał znaleźć ją, bo tak go wzrusza , że go szukała. Po co go szuka, może chce już przejść na drugą stronę?
Chyba nie jest aż tak głupi, by sądzić, że mógłby jej to załatwić. Kim właściwie był, nikim przecież.
- Otrzyj te łzy, panienko - mówi w końcu, wypinając dumnie pierś i się do niej prężac pięknie, wszak chciałby, żeby zobaczyła go takiego jakim on chce sie jej pokazać w końcu. A chce być dumny i poważny. Dlatego tak unosi twarz, że słońce by mu przechodziło idealnie przez profil, szkoda, że jest już ciemno to ani słońca nie ma, tylko go widać dobrze. Duchy to jednak lepiej w ciemności oglądać, widzieliście kiedyś ducha za dnia? Masakra, wnętrzności mu widać.
Gość
Gość
A więc jednak przyszedł. Przyszedł tu do niej i stał tak teraz, unosząc ten swój podbródek poważnie i z dramatycznym zacięciem. Lana na początku miała ochotę go opierniczyć od stóp do głów, ale potem pomyślała, że może znowu się przestraszy i ucieknie, więc powstrzymała swoje choleryczne zapędy i tylko tak patrzyła przez chwilę, zastanawiając się, jak miałaby sobie otrzeć łzy, skoro jej ręce przez policzki przenikają.
— Panienko Bergman — uściśliła zaskakująco spokojnie, chcąc sprawdzić, czy pamięta, wpatrując się w niego tym badawczym wzrokiem. Jakby nie pamiętał, to by chyba pękło jej serce.
— Panienko Bergman — uściśliła zaskakująco spokojnie, chcąc sprawdzić, czy pamięta, wpatrując się w niego tym badawczym wzrokiem. Jakby nie pamiętał, to by chyba pękło jej serce.
Gość
Gość
Mecz kończy się po jego myśli. Wykrzykuje resztki płuc, by okazać swoją radość, jednocześnie przypominając znajomej o wygranym zakładzie. Większość osób biegnie do obu drużyn, by móc ich wyściskać i pogratulować udanego meczu, ale Florian nie ma zamiaru tego robić. Zamiast tego odwraca się i szuka w tym tłumie Matyldy. Ignoruje okrzyki, zachęcające go o dołączenie do postmeczowej imprezy, bo w końcu ją zauważa. Zaczyna przeciskać się przez tłum, który z każdą minutą zaczyna go coraz bardziej denerwować. Co i rusz spogląda na Matyldę, nie chcąc stracić jej z oczu. Nawet nie zastanawia się nad tym czy przypadkiem nie zepsuje jej spotkania albo... randki? Nie zastanawia się też nad tym czy ona w ogóle ma ochotę się z nim spotkać. Ich ostatnie spotkanie nie skończyło się najlepiej, ale w zasadzie też nie najgorzej. Przynajmniej Florian stara się widzieć w tym jakąkolwiek jasną stronę. Przecież mogli powiedzieć sobie o wiele więcej gorszych słów, ewentualnie zacząć rzucać w siebie naczyniami jak na najlepszych mugolskich filmach komediowych.
Udaje mu się opuścić tłum kibiców, więc przyspiesza kroku i dogania Matyldę już biegiem. - Mathilda! - Woła, zrównując się z nią. Czy to dziwne, że wyzbył się prawie całego żalu, który czuł zaledwie parę tygodni temu? Przez ten czas miał szansę jeszcze raz wszystko przemyśleć i doszedł do wniosku, że dalsze chowanie urazy nie ma najmniejszego sensu. Dalej trzyma te wspomnienia głęboko w pamięci tylko czy ciągłe wyjmowanie ich na światło dzienne to nie marnowanie życia? Florian chce wierzyć, że zaczynanie od nowa jest możliwe i ma sens. Nie planuje walki o Mathildę i powrotu dokładnie do tego co wcześniej ich łączyło. Chce tylko spróbować, zobaczyć na czym stoją i czy mogą stać na czymś lepszym. A co z tego wyniknie to już czas pokaże. - Nie spodziewałem się ciebie tutaj - mówi, poprawiając kolorową czapkę, która lekko opadła mu na oczy przez to doganianie Matyldy. A jej obecność na meczu tak naprawdę wcale aż tak go nie zdziwiła, ale musi jakoś niezobowiązująco zacząć rozmowę. Jeszcze raz spogląda za siebie, uśmiechając się na widok Gnomów szczęśliwych ze zwycięstwa. - Spieszysz się gdzieś? Czy może masz czas na jakiś spacer? - Pyta, mając nadzieję, że się zgodzi. Pogoda jest wyjątkowo ładna jak na tą porę roku, dookoła nich same piękne widoki... Towarzystwo też nie najgorsze. Nie może powiedzieć nie.
Udaje mu się opuścić tłum kibiców, więc przyspiesza kroku i dogania Matyldę już biegiem. - Mathilda! - Woła, zrównując się z nią. Czy to dziwne, że wyzbył się prawie całego żalu, który czuł zaledwie parę tygodni temu? Przez ten czas miał szansę jeszcze raz wszystko przemyśleć i doszedł do wniosku, że dalsze chowanie urazy nie ma najmniejszego sensu. Dalej trzyma te wspomnienia głęboko w pamięci tylko czy ciągłe wyjmowanie ich na światło dzienne to nie marnowanie życia? Florian chce wierzyć, że zaczynanie od nowa jest możliwe i ma sens. Nie planuje walki o Mathildę i powrotu dokładnie do tego co wcześniej ich łączyło. Chce tylko spróbować, zobaczyć na czym stoją i czy mogą stać na czymś lepszym. A co z tego wyniknie to już czas pokaże. - Nie spodziewałem się ciebie tutaj - mówi, poprawiając kolorową czapkę, która lekko opadła mu na oczy przez to doganianie Matyldy. A jej obecność na meczu tak naprawdę wcale aż tak go nie zdziwiła, ale musi jakoś niezobowiązująco zacząć rozmowę. Jeszcze raz spogląda za siebie, uśmiechając się na widok Gnomów szczęśliwych ze zwycięstwa. - Spieszysz się gdzieś? Czy może masz czas na jakiś spacer? - Pyta, mając nadzieję, że się zgodzi. Pogoda jest wyjątkowo ładna jak na tą porę roku, dookoła nich same piękne widoki... Towarzystwo też nie najgorsze. Nie może powiedzieć nie.
Florean Fortescue
Zawód : właściciel lodziarni
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Pijemy z czary istnienia
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Uciekając przed tłumem, nie sądzisz, że ktoś szczególny cię goni. Chciałaś tylko odejśc i w spokoju spędzić resztę wieczoru. Jego głos paraliżuje ci ruchy, nagle zwalniasz kroku i patrzysz jak się pojawił zaraz obok. To takie dziwne, że wciąż chce mieć cie na oku? Na jego miejscu, też byś tego mogła chcieć. Zwęszył łatwą zdobycz, chce ją zjeść. No, nie dasz mu? Chociażby przez wzgląd na stare czasy, nie baw się z nim w niedostępną. Przeceż taka nie jesteś.
- Już mi się nie śpieszy, a ty...? - tu spoglądasz na towarzyszki Floreana, które gdzieś tam w tyle zażarcie dyskusją są zajęte. Zdają się wcale nie zauważyć, że uciekł im kolega. Może nie jest to dla niej aż takie istotne, jak dla ciebie? Unosisz na niego spojrzenie i po raz pierwszy od początku roku, masz wrażenie, że te oczy wcale nie śledziły cię z zazdrością. Były tak dobroduszne, że to niemożliwe by kiedykolwiek mogły od ciebie oczekiwać czegoś złego. Że się w nich przejrzysz, że okażesz swoje słabości największe. Patrząc w te oczy, odnaleźć jesteś w stanie swoją lepszą wersję, tę sprzed sześciu lat. I nagle tak płaczliwie chciałabyś wycofać cały ten czas i znów być tym uroczym podlotkiem, który mając krótkie i kręcące się na końcach włosy, całą swoją atencją obdarzał tego chłopca, który chce dziś... spacerować.
- Dawno już nie spacerowałam z nikim - to taka przemiła prośba z jego strony, żeby tak po prostu pobyć ze sobą, obok siebie i rozmawiać o takich nieistotnych rzeczach.. jak mecz. Więc wymieniacie kilka zdań o tym, jak się podobał mecz, czy był męczący i komu kibicowaliście. Ty mu uświadamiasz, że nie kibicowałaś nikomu, że chciałaś pojść z bratem spędzić czas. Gdzie on jest teraz? Nieważne, i tak już odeszliście daleko.
- Patrz, to jest teatr - pokazujesz na te schodki przypominające siedziska. Już biegniesz nieco prędzej od niego i odwracasz się w pewnej chwili pokazując, by zaraz cię dogonił. Przecież scena was wzywa, tylko cóż dziś zadeklamujecie? Twoje stopy już znajdują się na deskach i już nie biegniesz, stajesz i odwracasz się wtym piruecie do niego.
- Pamietasz jakąś sztukę?
Może razem bawili się w teatr? On może to pamietać, ona niekoniecznie.
- Już mi się nie śpieszy, a ty...? - tu spoglądasz na towarzyszki Floreana, które gdzieś tam w tyle zażarcie dyskusją są zajęte. Zdają się wcale nie zauważyć, że uciekł im kolega. Może nie jest to dla niej aż takie istotne, jak dla ciebie? Unosisz na niego spojrzenie i po raz pierwszy od początku roku, masz wrażenie, że te oczy wcale nie śledziły cię z zazdrością. Były tak dobroduszne, że to niemożliwe by kiedykolwiek mogły od ciebie oczekiwać czegoś złego. Że się w nich przejrzysz, że okażesz swoje słabości największe. Patrząc w te oczy, odnaleźć jesteś w stanie swoją lepszą wersję, tę sprzed sześciu lat. I nagle tak płaczliwie chciałabyś wycofać cały ten czas i znów być tym uroczym podlotkiem, który mając krótkie i kręcące się na końcach włosy, całą swoją atencją obdarzał tego chłopca, który chce dziś... spacerować.
- Dawno już nie spacerowałam z nikim - to taka przemiła prośba z jego strony, żeby tak po prostu pobyć ze sobą, obok siebie i rozmawiać o takich nieistotnych rzeczach.. jak mecz. Więc wymieniacie kilka zdań o tym, jak się podobał mecz, czy był męczący i komu kibicowaliście. Ty mu uświadamiasz, że nie kibicowałaś nikomu, że chciałaś pojść z bratem spędzić czas. Gdzie on jest teraz? Nieważne, i tak już odeszliście daleko.
- Patrz, to jest teatr - pokazujesz na te schodki przypominające siedziska. Już biegniesz nieco prędzej od niego i odwracasz się w pewnej chwili pokazując, by zaraz cię dogonił. Przecież scena was wzywa, tylko cóż dziś zadeklamujecie? Twoje stopy już znajdują się na deskach i już nie biegniesz, stajesz i odwracasz się wtym piruecie do niego.
- Pamietasz jakąś sztukę?
Może razem bawili się w teatr? On może to pamietać, ona niekoniecznie.
If there is a past, i have
forgotten it
forgotten it
Mathilda Wroński
Zawód : malarka
Wiek : 26
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
Deszczowe wtorki, które przyjdą po niedzielach
Kropelka żalu, której winien jesteś ty
Nieprawda że tak miało być
Że warto w byle pustkę iść
To wciąż za mało, moje serce, żeby żyć
Kropelka żalu, której winien jesteś ty
Nieprawda że tak miało być
Że warto w byle pustkę iść
To wciąż za mało, moje serce, żeby żyć
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz
Nieaktywni
Podąża za jej wzrokiem, odwracając się w kierunku dziewczyn. - Nie. Inaczej nie próbowałbym cię dogonić - zauważa, wzruszając lekko ramionami. Niby miał iść na imprezę pomeczową, ale wtedy jeszcze nie wiedział, że na trybunach spotka Matyldę. To zmusiło go do szybkiej zmiany planów, jednak dotychczas ani razu nie pożałował tej decyzji. I ma nadzieję, że tak pozostanie.
- W takim razie czuję się zaszczycony, że teraz robisz to ze mną - odpowiada wesoło, samemu nie wiedząc, skąd wzięła się w nim ta radość. Gdyby choć chwilę pomyślał, doszedłby do wniosku, że nie ma do niej absolutnie żadnego powodu. Burzliwe rozstanie, rozłąka na tyle lat, burzliwe pierwsze spotkanie. Chociaż może właśnie to spotkanie po długiej przerwie wprawia go w tak dobry nastrój. Przecież jeszcze parę miesięcy temu żył w przekonaniu, że Matylda odeszła już na zawsze i nigdy więcej jej nie zobaczy. Albo i zobaczy, ale jak już będzie za późno; kiedy oboje będą w podeszłym wieku z ogromnym bagażem różnorakich doświadczeń. Jednak los postanawia rzucić ich sobie i to już drugi raz. Tak, to chyba jest powód do radości.
Szczególnie, że Matylda zachowuje się całkiem inaczej niż podczas ich spotkania w lodziarni. Jest otwarta, wesoła, rozmowna. W zasadzie jest dokładnie taka jak podczas ich związku, co Florian od razu zauważa, ale sam jeszcze do końca nie odnajduje się w tej sytuacji. W końcu zmieniła się o sto osiemdziesiąt stopni w stosunku do ich ostatniej rozmowy i Florek nie jest pewny, co spowodowało tą zmianę.
Tak czy inaczej wierzy, że nastrój tego popołudnia nie ulegnie zmianie. Rozgląda się więc po teatrze i musi przyznać, że wygląda bajecznie. Dopiero po krótkiej chwili orientuje się, że Matylda już biegnie przed siebie i każe się dogonić. Florek z początku tylko śmieje się pod nosem i przyspiesza kroku, jednak ostatecznie również rusza biegiem i wskakuje na scenę. Patrzy ze zdziwieniem na Matyldę, na jej piruet, na jej radość i napatrzyć się nie może. Podejrzewa, że to może być jedno z ich ostatnich takich spotkań, dlatego też ma zamiar po prostu cieszyć się chwilą i za wiele nie myśleć. Jakby wszystkie mury żali i niedomówień pomiędzy nimi runęły.
Unosi brwi, zaskoczony jej pytaniem. Sztuka, sztuka, sztuka. Oh! On całe życie zaczytuje się w nudnych historycznych księgach, nie w dramatach. Pamięta jedynie trochę Szekspira z mugolskiej szkoły, jednak czuje, że Romeo i Julia to nie najlepszy wybór. - Szekspira, niestety tylko pobieżnie - przyznaje, co nie przeszkadza mu w nagłym zastygnięciu. Patrzy wprost na słońce, mrużąc oczy. - Tak ponurego dnia i tak pięknego, jak żyję, nigdy jeszcze nie widziałem - wygłasza z lekkim teatralnym przesadzeniem, po czym spogląda na Matyldę, już ze swoim naturalnym wyrazem twarzy. Kłania się lekko. - Makbet. Twoja kolej - Czy bawili się kiedyś w teatr? Wiele prawdopodobne, przecież było niewiele rzeczy, których nigdy razem nie zrobili.
- W takim razie czuję się zaszczycony, że teraz robisz to ze mną - odpowiada wesoło, samemu nie wiedząc, skąd wzięła się w nim ta radość. Gdyby choć chwilę pomyślał, doszedłby do wniosku, że nie ma do niej absolutnie żadnego powodu. Burzliwe rozstanie, rozłąka na tyle lat, burzliwe pierwsze spotkanie. Chociaż może właśnie to spotkanie po długiej przerwie wprawia go w tak dobry nastrój. Przecież jeszcze parę miesięcy temu żył w przekonaniu, że Matylda odeszła już na zawsze i nigdy więcej jej nie zobaczy. Albo i zobaczy, ale jak już będzie za późno; kiedy oboje będą w podeszłym wieku z ogromnym bagażem różnorakich doświadczeń. Jednak los postanawia rzucić ich sobie i to już drugi raz. Tak, to chyba jest powód do radości.
Szczególnie, że Matylda zachowuje się całkiem inaczej niż podczas ich spotkania w lodziarni. Jest otwarta, wesoła, rozmowna. W zasadzie jest dokładnie taka jak podczas ich związku, co Florian od razu zauważa, ale sam jeszcze do końca nie odnajduje się w tej sytuacji. W końcu zmieniła się o sto osiemdziesiąt stopni w stosunku do ich ostatniej rozmowy i Florek nie jest pewny, co spowodowało tą zmianę.
Tak czy inaczej wierzy, że nastrój tego popołudnia nie ulegnie zmianie. Rozgląda się więc po teatrze i musi przyznać, że wygląda bajecznie. Dopiero po krótkiej chwili orientuje się, że Matylda już biegnie przed siebie i każe się dogonić. Florek z początku tylko śmieje się pod nosem i przyspiesza kroku, jednak ostatecznie również rusza biegiem i wskakuje na scenę. Patrzy ze zdziwieniem na Matyldę, na jej piruet, na jej radość i napatrzyć się nie może. Podejrzewa, że to może być jedno z ich ostatnich takich spotkań, dlatego też ma zamiar po prostu cieszyć się chwilą i za wiele nie myśleć. Jakby wszystkie mury żali i niedomówień pomiędzy nimi runęły.
Unosi brwi, zaskoczony jej pytaniem. Sztuka, sztuka, sztuka. Oh! On całe życie zaczytuje się w nudnych historycznych księgach, nie w dramatach. Pamięta jedynie trochę Szekspira z mugolskiej szkoły, jednak czuje, że Romeo i Julia to nie najlepszy wybór. - Szekspira, niestety tylko pobieżnie - przyznaje, co nie przeszkadza mu w nagłym zastygnięciu. Patrzy wprost na słońce, mrużąc oczy. - Tak ponurego dnia i tak pięknego, jak żyję, nigdy jeszcze nie widziałem - wygłasza z lekkim teatralnym przesadzeniem, po czym spogląda na Matyldę, już ze swoim naturalnym wyrazem twarzy. Kłania się lekko. - Makbet. Twoja kolej - Czy bawili się kiedyś w teatr? Wiele prawdopodobne, przecież było niewiele rzeczy, których nigdy razem nie zrobili.
Florean Fortescue
Zawód : właściciel lodziarni
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Pijemy z czary istnienia
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
- Z tobą jest zawsze przyjemnie - komplementujesz go i odchodzisz, pewnie na tej scenie się zakręciłaś, pewnie stoisz, piruety robisz i zachowujesz się nienormalnie. Bo jesteś szczęśliwa? Bo nikogo nie bijesz, nie wyzywasz? Ależ ktokolwiek byłby tak naiwny i twierdził, że już cie przejrzał, niech wie, że jesteś artystką. Że jesteś nieprzewidywalna przede wszystkim.
Stoicie więc w tym wietrze, który jednak nie jest aż tak drażniący. Może nieco nawet dodaje urokliwości do tego spotkania. On mówi, między wierszami, że dzień jest dobry. Ale ty, ty mu masz coś wiekszego do powiedzenia, prawda?
Matyldo weź wdech jeden. Drugi, bo musisz się jeszcze mieć siłę na powiedzenie tego na co on czeka. Całego wiersza wydeklamowanie zajmuje ci chyba wieczność, bo się nie śpieszysz. Macie cały czas na ziemi. Ale mówisz z pamięci, pomijasz tylko ostatnie słowa, bo czekasz żeby tym razem on mógł wykazać się znajomością. Na pewno ma to jeszcze w głowie, przecież kiedyś, co prawda przed pięcioma wiekami, ale było takie coś, taki epizod wieleznaczący - kiedyś czytaliście sobie książki i ty wziełaś do serca wyzwanie, nauczyłaś się kilkunastu sonetów szekspirowskich. On wolałby pewnie, byś swoją pamięć spożytkowała na coś innego, na jakieś informacje które przydałyby mu się do badań. Był zawsze pod wrażeniem, jak łatwo przychodzi ci zapamiętywanie. Te sonety, pisane przez kogoś, kto prawdopodobnie nie istniał do kogoś, kogo już nigdy nie znajdziemy. Owiane tajemnicą, na wskroś namiętne. Dziś nimi oddychasz, mówisz czule słowa mówiące o miłości wiecznej, kształtujesz pomiędzy wami niezręczną sytuację. Bo cóż to jest, te pięć lat twego nowego życia, jeżeli w pamięci są wciąż wspomnienia. A jedno z nich przywołuje te słowa Szekspira, które tak mile cię łaskoczą. Jakbyś była zadowolona, ba, właściwie to nie jakbyś, bo jesteś. I z przejęcia drżysz na wietrze jak jakiś liść, który ma zostać niedługo przez jesień zgubiony. A jednocześnie jesteś tak bardzo pewna siebie, patrząc rozbawionym spojrzeniem prosto w oczy jego. Są wciąż tak ci miłe, jak nic innego na tej planecie. Maślanym jednak nie jest twoje spojrzenie, po prostu się chcesz skupić na wszystkich jego reakcjach na każde z tych słów. I w końcu przestajesz mówić, chociaż jeszcze gdzieś w powietrzu wiszą te ostatnie literki.
Cóż to znaczy Matyldo, czemu wybrałaś tak romantyczny sonet. Czyżby ta cała złość ci przeszła, czyżbyś tęsknocie znów otworzyła bramy do swego życia? A może to z przekory, może ty się tylko bawisz. Chociaż jesteś artystką, wy rzadko kiedy się na prawdę b a w i c i e.
Stoicie więc w tym wietrze, który jednak nie jest aż tak drażniący. Może nieco nawet dodaje urokliwości do tego spotkania. On mówi, między wierszami, że dzień jest dobry. Ale ty, ty mu masz coś wiekszego do powiedzenia, prawda?
Matyldo weź wdech jeden. Drugi, bo musisz się jeszcze mieć siłę na powiedzenie tego na co on czeka. Całego wiersza wydeklamowanie zajmuje ci chyba wieczność, bo się nie śpieszysz. Macie cały czas na ziemi. Ale mówisz z pamięci, pomijasz tylko ostatnie słowa, bo czekasz żeby tym razem on mógł wykazać się znajomością. Na pewno ma to jeszcze w głowie, przecież kiedyś, co prawda przed pięcioma wiekami, ale było takie coś, taki epizod wieleznaczący - kiedyś czytaliście sobie książki i ty wziełaś do serca wyzwanie, nauczyłaś się kilkunastu sonetów szekspirowskich. On wolałby pewnie, byś swoją pamięć spożytkowała na coś innego, na jakieś informacje które przydałyby mu się do badań. Był zawsze pod wrażeniem, jak łatwo przychodzi ci zapamiętywanie. Te sonety, pisane przez kogoś, kto prawdopodobnie nie istniał do kogoś, kogo już nigdy nie znajdziemy. Owiane tajemnicą, na wskroś namiętne. Dziś nimi oddychasz, mówisz czule słowa mówiące o miłości wiecznej, kształtujesz pomiędzy wami niezręczną sytuację. Bo cóż to jest, te pięć lat twego nowego życia, jeżeli w pamięci są wciąż wspomnienia. A jedno z nich przywołuje te słowa Szekspira, które tak mile cię łaskoczą. Jakbyś była zadowolona, ba, właściwie to nie jakbyś, bo jesteś. I z przejęcia drżysz na wietrze jak jakiś liść, który ma zostać niedługo przez jesień zgubiony. A jednocześnie jesteś tak bardzo pewna siebie, patrząc rozbawionym spojrzeniem prosto w oczy jego. Są wciąż tak ci miłe, jak nic innego na tej planecie. Maślanym jednak nie jest twoje spojrzenie, po prostu się chcesz skupić na wszystkich jego reakcjach na każde z tych słów. I w końcu przestajesz mówić, chociaż jeszcze gdzieś w powietrzu wiszą te ostatnie literki.
Cóż to znaczy Matyldo, czemu wybrałaś tak romantyczny sonet. Czyżby ta cała złość ci przeszła, czyżbyś tęsknocie znów otworzyła bramy do swego życia? A może to z przekory, może ty się tylko bawisz. Chociaż jesteś artystką, wy rzadko kiedy się na prawdę b a w i c i e.
Miłości nie odmienią chwile, dni, miesiące:
Ona trwa - i trwać będzie aż po sam skraj zagłady.
Ona trwa - i trwać będzie aż po sam skraj zagłady.
If there is a past, i have
forgotten it
forgotten it
Mathilda Wroński
Zawód : malarka
Wiek : 26
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
Deszczowe wtorki, które przyjdą po niedzielach
Kropelka żalu, której winien jesteś ty
Nieprawda że tak miało być
Że warto w byle pustkę iść
To wciąż za mało, moje serce, żeby żyć
Kropelka żalu, której winien jesteś ty
Nieprawda że tak miało być
Że warto w byle pustkę iść
To wciąż za mało, moje serce, żeby żyć
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz
Nieaktywni
Siada na kamieniu i przygląda się Matyldzie z wyraźnym zafascynowaniem, kiedy ta zaczyna wygłaszać wiersz. To zafascynowanie rośnie z każdym wypowiedzianym przez nią wersem, choć przecież nie powinno. Pokłócili się, rozstali, nie widzieli przez wiele lat i znowu się kłócili i znowu rozstali i nie widzieli przez... miesiąc. Tak czy inaczej to spotkanie nie powinno tak wyglądać, a jednak wygląda, i Florek nawet się nad tym nie zastanawia. Po prostu żyje chwilą. Przygląda się Matyldzie, chcąc dokładnie zapamiętać jak wygląda na tle oceanu, jak się uśmiecha, jak się smuci, jak przeżywa każde wypowiadane słowo. Zawsze podziwiał jej miłość do poezji i do sztuki oraz jej umiejętność łatwego utożsamiania się z bohaterem. On sam całe życie zaczytywał się w książkach historycznych, które z poezją niewiele miały wspólnego aczkolwiek niektóre z wydarzeń nadawałby się na naprawdę fascynującą książkę. Wciąż doskonale pamięta jak kładli się razem w parku i sobie czytali; z jaką łatwością Matylda wszystko zapamiętywała. On, kiedy czytał, robił mnóstwo notatek i tym samym czytana książka robiła się dwa razy grubsza od wkładanych w nią kawałków pergaminu.
Wybór wiersza go zaskakuje i wcale tego nie ukrywa. Nigdy nie był najlepszy w kłamaniu, a teraz nawet nie widzi powodu, dla którego miałby tuszować swoje emocje. Kończy, ale Florek nie dopowiada ostatnich słów. Jeszcze przez chwilę przygląda jej się w ciszy, zastanawiając się, czy to na pewno nie jest sen. Bo to wszystko wydawało się nierealne. Sama bliskość Matyldy, jej pogoda ducha, chęć spędzania z nim czasu. Jakby ostatnie pięć lat w ogóle nie miało miejsca. A przecież miało i pomimo piękna ich spotkania Florean nie potrafi o tym zapomnieć. - Kochał choć raz któryś z ludzi - kończy cicho, bo pamięta. Nawet nie był tego świadomy, dopóki Matylda nie zaczęła mówić, tym samym otwierając zapomniane szufladki z wspomnieniami. Jakie sielankowe życie prowadzili, jak żywili się tą wzajemną miłością. - Co się stało? - Jednak zadaje to pytanie, patrząc Matyldzie prosto w oczy. Nie chce psuć tego nastroju, jednak nie potrafi się nim w pełni cieszyć, kiedy z tyłu głowy ciągle pamięta ich ostatnie rozmowy. Tak, chce żeby one poszły w niepamięć. Bardzo. Tylko woli głośno o tym powiedzieć niż być zawieszonym w tej niepewności.
Wybór wiersza go zaskakuje i wcale tego nie ukrywa. Nigdy nie był najlepszy w kłamaniu, a teraz nawet nie widzi powodu, dla którego miałby tuszować swoje emocje. Kończy, ale Florek nie dopowiada ostatnich słów. Jeszcze przez chwilę przygląda jej się w ciszy, zastanawiając się, czy to na pewno nie jest sen. Bo to wszystko wydawało się nierealne. Sama bliskość Matyldy, jej pogoda ducha, chęć spędzania z nim czasu. Jakby ostatnie pięć lat w ogóle nie miało miejsca. A przecież miało i pomimo piękna ich spotkania Florean nie potrafi o tym zapomnieć. - Kochał choć raz któryś z ludzi - kończy cicho, bo pamięta. Nawet nie był tego świadomy, dopóki Matylda nie zaczęła mówić, tym samym otwierając zapomniane szufladki z wspomnieniami. Jakie sielankowe życie prowadzili, jak żywili się tą wzajemną miłością. - Co się stało? - Jednak zadaje to pytanie, patrząc Matyldzie prosto w oczy. Nie chce psuć tego nastroju, jednak nie potrafi się nim w pełni cieszyć, kiedy z tyłu głowy ciągle pamięta ich ostatnie rozmowy. Tak, chce żeby one poszły w niepamięć. Bardzo. Tylko woli głośno o tym powiedzieć niż być zawieszonym w tej niepewności.
Florean Fortescue
Zawód : właściciel lodziarni
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Pijemy z czary istnienia
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Cichość przejmująca zatrzymuje ci ramiona, nie wirujesz. Patrzysz w wyczekiwaniu na jego odpowiedz, lecz ona sie nie pojawia. Niewyartykułowana w czasie, w odpowiednim czasie, ma stracić na wartości. Zawiedziona zaczynasz być, już się planowałaś wycofać. I w ostaniej z sekund ubiegających, powiedział to wreszcie. I możesz mrugnąć, usmiechnąć się trumfalnie. Na krótko, na kilka chwil. Bo kiedy on zadaje pytanie, jeszcze się uśmiechasz. Znak zapytania w głowie ci miesza, bo już miałaś garść innych pięknych sonetów do zacytowania. Ale ich już nie będzie, bo pojawia się pytanie. Co się stało? Co się zmieniło, w domyśle czy już będzie tak zawsze, albo jak długo to potrwa i dlaczego to co zeszłe nie ma już prawa bytu. A może własnie ma. Matyldo, odpowiedz, teraz na ciebie czas.
Odsuwasz się, radości aura rozprysła się niczym bańka z mydła. Oczy masz szklane, utkwione gdzieś spojrzenie w jego głowie. Jak to, nie rozumie cie telepatycznie? Chcesz jego głowę ująć w dłoń i policzek pogłaskać, chcesz mu złożyć jeden z pocałunków, albo i ich tysiące. Ale jesteś smutna. Smutno się cofasz i mrugnęłaś, a później już nie uniosłaś na niego spojrzenia.
- Chciałam cię takiego zapamietać- a tylko zdążyła to powiedzieć, znów nie może oderwać od niego spojrzenia. - Uśmiechniętego i pełnego życia. Nawet masz ten sweter co go tak lubię. Byłoby idealnie - i chociaż w uniesieniu radości siedzisz, nagle wszystko chcesz odepchnąć od siebie, kiedy uświadamiasz sobie tę smutną prawdę. Zaciśniete ręce na płaczszu masz i zawijasz się nim mocno. - Muszę jechać Florean, albo zniknąć przynajmniej, żebyśmy nie zrobili znów sobie krzywdy
Górnolotne słowa, ale przecież tylko jednego chcesz. Żeby uderzył ręką w stół, a jak go tu nie ma, to przynajmniej tupnął. I powiedział, że nie jedziesz nigdzie. Więc patrz i czekaj na to, co chcesz.
Wszak jesteście w teatrze.
Odsuwasz się, radości aura rozprysła się niczym bańka z mydła. Oczy masz szklane, utkwione gdzieś spojrzenie w jego głowie. Jak to, nie rozumie cie telepatycznie? Chcesz jego głowę ująć w dłoń i policzek pogłaskać, chcesz mu złożyć jeden z pocałunków, albo i ich tysiące. Ale jesteś smutna. Smutno się cofasz i mrugnęłaś, a później już nie uniosłaś na niego spojrzenia.
- Chciałam cię takiego zapamietać- a tylko zdążyła to powiedzieć, znów nie może oderwać od niego spojrzenia. - Uśmiechniętego i pełnego życia. Nawet masz ten sweter co go tak lubię. Byłoby idealnie - i chociaż w uniesieniu radości siedzisz, nagle wszystko chcesz odepchnąć od siebie, kiedy uświadamiasz sobie tę smutną prawdę. Zaciśniete ręce na płaczszu masz i zawijasz się nim mocno. - Muszę jechać Florean, albo zniknąć przynajmniej, żebyśmy nie zrobili znów sobie krzywdy
Górnolotne słowa, ale przecież tylko jednego chcesz. Żeby uderzył ręką w stół, a jak go tu nie ma, to przynajmniej tupnął. I powiedział, że nie jedziesz nigdzie. Więc patrz i czekaj na to, co chcesz.
Wszak jesteście w teatrze.
If there is a past, i have
forgotten it
forgotten it
Mathilda Wroński
Zawód : malarka
Wiek : 26
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
Deszczowe wtorki, które przyjdą po niedzielach
Kropelka żalu, której winien jesteś ty
Nieprawda że tak miało być
Że warto w byle pustkę iść
To wciąż za mało, moje serce, żeby żyć
Kropelka żalu, której winien jesteś ty
Nieprawda że tak miało być
Że warto w byle pustkę iść
To wciąż za mało, moje serce, żeby żyć
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz
Nieaktywni
Nie chciał psuć nastroju. Podoba mu się to spotkanie i pragnie takich więcej. Tylko gdyby nie zadał tego pytania, nie wiedziałby na czym stoi. Czy to jednorazowy wyskok czy jest szansa na więcej? Nie chce ponownie lokować w niej swoich uczuć jeżeli mają znowu się rozstać. Chociaż na zastanawianie się chyba jest już za późno, bo Florek nawet przez ten czas rozłąki czuł coś do Matyldy i już wiedział, że tak będzie zawsze. Może nie miłość, może sentyment, ale coś na pewno. - Przepraszam. Nie chciałem psuć nastroju - mówi więc o tym o czym właśnie myśli. Uśmiecha się lekko i spogląda na swój sweter, którego wcześniej jakoś nie łączył z Matyldą. Najwidoczniej mu umknęło, że tak go lubiła albo po prostu o tym zapomniał. Nagle uderza go myśl, ile jeszcze rzeczy mu uciekło. Rzeczy, które wówczas były dla niego oczywiste. I jak Matylda się zmieniła przez te wszystkie lata w najprostszych czynnościach. Czy dalej lubi pić te same napoje i czy chodzi spać o podobnej godzinie? Czy słucha tej samej muzyki i czy słodzi herbatę?
- Znowu chcesz zniknąć? - Pyta z niedowierzaniem i smutkiem w głosie. - Tak po prostu pojawiłaś się po tylu latach i od razu chcesz wyjeżdżać? A gdybym się ciebie nie zapytał to w ogóle poinformowałabyś mnie o tym? Czy ot tak zapadłabyś się pod ziemię i wróciła za dziesięć lat, żeby znowu namieszać mi w głowie? - Unosi się, ale nie po to, żeby znowu się z nią kłócić. Wyrzuca z siebie żale, bo nie chce, żeby wyjeżdżała. Nie rozumie jej sposobu rozumowania, a chce go zrozumieć albo chociaż spróbować. Bo przecież ich relacja nie może wyglądać tak jak teraz. Za kolejne pięć lat w jego życiu może nastąpić wiele innych rewolucji. Może będzie miał żonę i piątkę dzieci? I Matylda znowu wyskoczy jak filip z konopi, by namieszać w serduszku biednego lodziarza? - Dlaczego mielibyśmy siebie skrzywdzić? A nawet jeżeli to przecież ucieczka nie zdziała niczego dobrego - dodaje, opatulając się mocniej szalem, bo od tej wody wiał coraz silniejszy wiatr.
- Znowu chcesz zniknąć? - Pyta z niedowierzaniem i smutkiem w głosie. - Tak po prostu pojawiłaś się po tylu latach i od razu chcesz wyjeżdżać? A gdybym się ciebie nie zapytał to w ogóle poinformowałabyś mnie o tym? Czy ot tak zapadłabyś się pod ziemię i wróciła za dziesięć lat, żeby znowu namieszać mi w głowie? - Unosi się, ale nie po to, żeby znowu się z nią kłócić. Wyrzuca z siebie żale, bo nie chce, żeby wyjeżdżała. Nie rozumie jej sposobu rozumowania, a chce go zrozumieć albo chociaż spróbować. Bo przecież ich relacja nie może wyglądać tak jak teraz. Za kolejne pięć lat w jego życiu może nastąpić wiele innych rewolucji. Może będzie miał żonę i piątkę dzieci? I Matylda znowu wyskoczy jak filip z konopi, by namieszać w serduszku biednego lodziarza? - Dlaczego mielibyśmy siebie skrzywdzić? A nawet jeżeli to przecież ucieczka nie zdziała niczego dobrego - dodaje, opatulając się mocniej szalem, bo od tej wody wiał coraz silniejszy wiatr.
Florean Fortescue
Zawód : właściciel lodziarni
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Pijemy z czary istnienia
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Machnięciem ręki nie odsuniesz przeszłości, a jednak spróbowałaś. I teraz stoisz naprzeciwko niego i oboje patrzycie przelotnie na ten sweter ładny, na prawdę jest ładny. Po pierwsze ma kolor, to takie wyjątkowe, że przepadasz za kolorami, które są w jego osobie. Wydaje się, jakby zabrał je wszyskie i tobie zostawił tylko czerń - wszak innych barw nie nosiłaś od rozstania. Dziś wydaje ci się, jakby był to początek życia. Ale wcale nie lepszego.
Na wyczuwalny smutek w jego głosie reagujesz czujnym spojrzeniem. Jesteś gotowa usłyszeć niesłyszalne, zobaczyć to, czego się tak wzbraniałaś u innych. Więc gdzie to jest? Bierzesz wdech i nie umiesz go wypuścić.
- Nie wiedziałam, że to ci miesza w głowie - odpowiadasz cicho, w głębi ducha robisz zaś taniec szczęścia, bo ta jego pretensja wydaje ci się niczym wyznanie miłosne. Którego przecież nie mogłaś usłyszeć od bardzo dawna. A więc jeszcze istnieją mężczyźni, którzy tak mówią? Bujda, że nie wiedziałaś, że to mu miesza w głowie. W innym wypadku byś tu dziś mu nie urządzała takich pokazówek. A ty co, a ty mu tańczysz, ty mu miłość wyznajesz, prawie się potknęłaś w jego ramiona, więc już nie kłam. Manipulatorka, a może tylko fatalna kobieta. Zdecyduj się.
- Powiedz mi, że mam zostać - prosisz go więc, bo tak bardzo lubisz tego słuchać. Ostatnim razem powiedział ci to Samuel. I byliście szczęśliwi przez całe dwa miesiące, aż nie spytałaś się go, czy nie możesz być jego jedyną. Nie mogłaś.
I znów spuszczasz oczy i znów nie jesteś pewna jak powiedzieć to co takie proste.
- Uciekanie wychodzi mi dobrze, nawet jeszcze lepiej niż ranienie ludzi - przyznajesz się do winy i tym razem nie cofniesz się, stoisz i czekasz.
I właściwie jaka różnica, kto co dziś powie. Macie jeszcze tyle niezapisanych dni przed sobą, które moga sie nigdy nie wydarzyć. Ty patrzysz na jego ręce opatulające się szalem, sama zakładasz nerwowo kosmyk czarnych włosów za ucho. Czy to jest sen czy to wszystko dzieje się na jawie?
Na wyczuwalny smutek w jego głosie reagujesz czujnym spojrzeniem. Jesteś gotowa usłyszeć niesłyszalne, zobaczyć to, czego się tak wzbraniałaś u innych. Więc gdzie to jest? Bierzesz wdech i nie umiesz go wypuścić.
- Nie wiedziałam, że to ci miesza w głowie - odpowiadasz cicho, w głębi ducha robisz zaś taniec szczęścia, bo ta jego pretensja wydaje ci się niczym wyznanie miłosne. Którego przecież nie mogłaś usłyszeć od bardzo dawna. A więc jeszcze istnieją mężczyźni, którzy tak mówią? Bujda, że nie wiedziałaś, że to mu miesza w głowie. W innym wypadku byś tu dziś mu nie urządzała takich pokazówek. A ty co, a ty mu tańczysz, ty mu miłość wyznajesz, prawie się potknęłaś w jego ramiona, więc już nie kłam. Manipulatorka, a może tylko fatalna kobieta. Zdecyduj się.
- Powiedz mi, że mam zostać - prosisz go więc, bo tak bardzo lubisz tego słuchać. Ostatnim razem powiedział ci to Samuel. I byliście szczęśliwi przez całe dwa miesiące, aż nie spytałaś się go, czy nie możesz być jego jedyną. Nie mogłaś.
I znów spuszczasz oczy i znów nie jesteś pewna jak powiedzieć to co takie proste.
- Uciekanie wychodzi mi dobrze, nawet jeszcze lepiej niż ranienie ludzi - przyznajesz się do winy i tym razem nie cofniesz się, stoisz i czekasz.
I właściwie jaka różnica, kto co dziś powie. Macie jeszcze tyle niezapisanych dni przed sobą, które moga sie nigdy nie wydarzyć. Ty patrzysz na jego ręce opatulające się szalem, sama zakładasz nerwowo kosmyk czarnych włosów za ucho. Czy to jest sen czy to wszystko dzieje się na jawie?
If there is a past, i have
forgotten it
forgotten it
Mathilda Wroński
Zawód : malarka
Wiek : 26
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
Deszczowe wtorki, które przyjdą po niedzielach
Kropelka żalu, której winien jesteś ty
Nieprawda że tak miało być
Że warto w byle pustkę iść
To wciąż za mało, moje serce, żeby żyć
Kropelka żalu, której winien jesteś ty
Nieprawda że tak miało być
Że warto w byle pustkę iść
To wciąż za mało, moje serce, żeby żyć
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz
Nieaktywni
Za trzy lata skończy trzydzieści lat, a w tym momencie czuje się jak zagubiony nastolatek. Odwraca na moment wzrok, nie za bardzo wiedząc, jak zareagować na jej słowa. Cały czas się w tym gubi. Doskonale wie, co do niej czuje, a jednak z różnych przyczyn nie jest pewny czy powinien się tym z nią dzielić. Czy ona na pewno odzwierciedli jego uczucia. Czy nie zniknie tak jak ma w planach. Florek chyba by nie wytrzymał, gdyby to zrobiła, chociaż starałby się tego po sobie nie okazywać. Co prawda jest wrażliwym Puchonem, ale miał okazję przeżyć w życiu parę nieprzyjemnych sytuacji, a te kolorowe ubrania to tylko swego rodzaju manifest - nie oznaka niewyczerpanego optymizmu. Bo wie, że zło ciągle krąży, ale nie chce się nim zbytnio przejmować. W końcu nie odpowiada na jej stwierdzenie, niech sama dopowie do jego słów to, co chciałaby od niego usłyszeć.
A jednak ona dokładnie precyzuje, co chce od niego usłyszeć. I dziwi się mocno, nie spodziewając się po niej czegoś takiego. Czyżby jednak...? Spogląda na nią z tą wyraźną nutką zdziwienia wymalowanego na twarzy, zastanawiając się, czy powinien powiedzieć jej prawdę. Przemyka mu przez głowę myśl, że może nie powinien spełniać każdego jej życzenia. Może powinien powiedzieć nie, Matyldo, nie będziemy się w to bawić, a jednak... - Nie wiem dlaczego chcesz to ode mnie usłyszeć. Nie wiem co to zmieni, przecież wiesz, co myślę - mówi i wstaje z kamienia, podchodząc bliżej niej. Wiatr rozwiewający włosy, ruiny teatru, ocean i miłosne wyznania. Czy mogło być romantyczniej? - Zostań. Matyldo, nie widzieliśmy się przez tyle lat. Wiele się zmieniło, ale... - przerywa w ostatniej chwili. Mało brakowało, a jednak padłyby te słowa wyznań miłosnych. Wzdycha cicho, lekko się uśmiechając. Jakby przepraszał za to niedokończenie wypowiedzi. - Uciekanie łączy się z ranieniem ludzi, więc powiedziałbym, że to i to wychodzi ci tak samo dobrze - stwierdza, spoglądając w jej zielone oczy, tak odstające od tej całej czerni. Nie chce znowu rozdrapywać starych ran, ciągle pamięta, że akurat w ich związku wina leżała po obydwu stronach. - Gdzie chcesz wyjechać? Co będziesz tam robić? - Bo przecież nigdzie nie będzie ci lepiej niż tu.
A jednak ona dokładnie precyzuje, co chce od niego usłyszeć. I dziwi się mocno, nie spodziewając się po niej czegoś takiego. Czyżby jednak...? Spogląda na nią z tą wyraźną nutką zdziwienia wymalowanego na twarzy, zastanawiając się, czy powinien powiedzieć jej prawdę. Przemyka mu przez głowę myśl, że może nie powinien spełniać każdego jej życzenia. Może powinien powiedzieć nie, Matyldo, nie będziemy się w to bawić, a jednak... - Nie wiem dlaczego chcesz to ode mnie usłyszeć. Nie wiem co to zmieni, przecież wiesz, co myślę - mówi i wstaje z kamienia, podchodząc bliżej niej. Wiatr rozwiewający włosy, ruiny teatru, ocean i miłosne wyznania. Czy mogło być romantyczniej? - Zostań. Matyldo, nie widzieliśmy się przez tyle lat. Wiele się zmieniło, ale... - przerywa w ostatniej chwili. Mało brakowało, a jednak padłyby te słowa wyznań miłosnych. Wzdycha cicho, lekko się uśmiechając. Jakby przepraszał za to niedokończenie wypowiedzi. - Uciekanie łączy się z ranieniem ludzi, więc powiedziałbym, że to i to wychodzi ci tak samo dobrze - stwierdza, spoglądając w jej zielone oczy, tak odstające od tej całej czerni. Nie chce znowu rozdrapywać starych ran, ciągle pamięta, że akurat w ich związku wina leżała po obydwu stronach. - Gdzie chcesz wyjechać? Co będziesz tam robić? - Bo przecież nigdzie nie będzie ci lepiej niż tu.
Florean Fortescue
Zawód : właściciel lodziarni
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Pijemy z czary istnienia
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Już otwierasz usta, ale tylko uśmiech z nich wychodzi, nic ponadto. Bo on nie potrzebuje wyjaśnienia, dlaczego tego potrzebujesz, nie chciał go naprawdę, skoro zaraz powiedział to co cię tak wzmacnia. Zostań, nie idź. To na prawdę wiele znaczy, chociaż może wydawać się wymuszone. Ale nawet wymuszone wiele znaczy. Możesz się uśmiechnąć i mrużąc oczy patrzeć na niego w spokoju. Chce, żebyś została, i bardziej go zrani odejście niż trudna przyszłość.
- Pojechałabym do Ameryki, wiesz że tam kochają moje obrazy? Rothko się we mnie zakochał i prosił, żebym wracała jak najprędzej. Bawi się w Picassa, czy co, ale ja kocham jego żonę i w życiu nie pozwoliłabym mu się dotknąć. Jest też ten problem z Lucjanem Freudem, który zerżnął wszystko co namalowałam i przekuł to w swój sukces. Przez niego nie mam tu szans, wszyscy myslą, że to ja naśladuję jego - rozgadałaś się więc unosisz palec i nim kiwasz - Ale tak nie jest, a ostatnio jak się widzieliśmy, to znów zabrał mi wszystkie pomysły. Chyba mam zbyt dużą słabość do anglików - i tym razem taka zawieszona patrzysz na Floreana, bo on jest właśnie tym angolem, do którego miałaś największą slabość, a który jednocześnie był ci taki drogi. I jak nigdy, dziś miałaś wrażenie, że w końcu ktoś znów cie widzi. Jakiś dawno zapomniany rumieniec wyszedł ci na policzki i kręcisz głową.
- Nie pojadę, nie mogę- i w tym śmiechu, co ci klatkę rozpiera, odgarniasz wlosy z twarzy. - Już dawno nie czułam się tak dobrze jak dziś
Matylda oszalała.
zt x2
- Pojechałabym do Ameryki, wiesz że tam kochają moje obrazy? Rothko się we mnie zakochał i prosił, żebym wracała jak najprędzej. Bawi się w Picassa, czy co, ale ja kocham jego żonę i w życiu nie pozwoliłabym mu się dotknąć. Jest też ten problem z Lucjanem Freudem, który zerżnął wszystko co namalowałam i przekuł to w swój sukces. Przez niego nie mam tu szans, wszyscy myslą, że to ja naśladuję jego - rozgadałaś się więc unosisz palec i nim kiwasz - Ale tak nie jest, a ostatnio jak się widzieliśmy, to znów zabrał mi wszystkie pomysły. Chyba mam zbyt dużą słabość do anglików - i tym razem taka zawieszona patrzysz na Floreana, bo on jest właśnie tym angolem, do którego miałaś największą slabość, a który jednocześnie był ci taki drogi. I jak nigdy, dziś miałaś wrażenie, że w końcu ktoś znów cie widzi. Jakiś dawno zapomniany rumieniec wyszedł ci na policzki i kręcisz głową.
- Nie pojadę, nie mogę- i w tym śmiechu, co ci klatkę rozpiera, odgarniasz wlosy z twarzy. - Już dawno nie czułam się tak dobrze jak dziś
Matylda oszalała.
zt x2
If there is a past, i have
forgotten it
forgotten it
Mathilda Wroński
Zawód : malarka
Wiek : 26
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
Deszczowe wtorki, które przyjdą po niedzielach
Kropelka żalu, której winien jesteś ty
Nieprawda że tak miało być
Że warto w byle pustkę iść
To wciąż za mało, moje serce, żeby żyć
Kropelka żalu, której winien jesteś ty
Nieprawda że tak miało być
Że warto w byle pustkę iść
To wciąż za mało, moje serce, żeby żyć
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz
Nieaktywni
Powoli kroczyła ścieżką, wsłuchując się w odgłos fal uderzających o skały, któremu co jakiś czas towarzyszyły pojedyncze skrzeki mew. Czuła, jak jej głowa uwalnia się od wszelkich zbędnych myśli, wyzbywając się panującego w niej chaosu. Przed oczami stopniowo pojawiał się znajomy widok kamiennych rzędów oraz sceny, które były świadkiem niejednego fenomenalnego przedstawienia, granego przez wybitnych aktorów. Belle pamiętała jak będąc jeszcze uczennicą Hogwartu marzyła o tym, iż któregoś dnia i ona będzie mogła stanąć na tej scenie jako jedna z artystek, wcielając się w jedną z głównych ról. Do tej pory wspomnienie tego pragnienia poruszało jej serce. Wówczas jednak była zupełnie inną osobą; teraz aktorstwo nie było jedynie pasją, ale i sposobem na życie.
Usiadła na widowni. Jej wzrok spoczął najpierw na scenie, później zaś na widnokręgu, by w końcu nie widzieć już nic oprócz ciemności. Zamknęła oczy, wsłuchując się w otaczające ją dźwięki. W tym momencie wszystko zniknęło - jej problemy, codzienne obowiązki... Dosłownie wszystko pozostawiając jedynie ją i morze. Nie liczyło się już nic więcej. Trwając w tak błogim stanie nagle dopadła ją myśl, by wstać i iść przed siebie aby na końcu zostać objętą przez ramiona morza, które z pewnością pochłonęłoby ją. Gwałtownie otworzyła oczy, odsuwając od siebie podobne myśli. Zamiast nich pojawiły się nowe, poruszające sprawę, która ostatnimi czasy nie dawała jej spokoju. Louvel... Imię to przewijało się przez jej umysł już niejednokrotnie od ich pierwszego i jak na razie ostatniego spotkania. Chociaż od tamtego momentu ich oczy się już nie skrzyżowały, to czuła jakby to groźne spojrzenie towarzyszyło jej każdego dnia, oskarżając o wszystkie kłamstwa, których się dopuściła. I rzeczywiście była winna, bowiem historia zawarta w jej listach była wyssaną z palca, zaś osoba Monici nigdy nie istniała. Belle nie miała jednak złych intencji, dopuszczając się tego czynu. Z biegiem czasu zrozumiała, iż ta wymiana listów przypominała jej pracę w Mungu - poprzez opowiadane opowieści, starała się ludziom poprawić humor, wesprzeć ich w trudnych chwilach, może nawet ostatnich w ich życiu. Lord Rowle wysyłając swój list był opętany przez rozpacz po stracie żony. Odpisując na niego, Cattermole miała na celu pomoc. Ostatecznie jednak prawdą było, że zbyt długo trwała ta znajomość. Gdyby w odpowiednim czasie zdążyła wszystko przerwać, możliwe iż nic by się nie wydarzyło. Naturalnie podejmowała podobne próby - do domowego kominka trafiło wówczas wiele pożegnalnych kartek, których nie potrafiła wysłać. Dalej więc brnęła we własne kłamstwa, co doprowadziło ją do tego właśnie punktu w jej życiu, kiedy siedząc w swoim ulubionym miejscu starała się znaleźć odpowiednie wyjście z sytuacji. A przynajmniej tak cały czas sobie wmawiała, bowiem rozwiązanie wymyśliła jeszcze tego samego dnia, w którym się spotkali. Wystarczyło, iż powie prawdę. Brzmiało niezwykle prosto, lecz takie nie było. Przekonała się o tym, gdy zgodziła się na kolejne spotkanie, na którym miała się pojawić. Godzina oraz miejsce było już ustalone i była prawie pewna, iż Louvel się tam pojawił. Jedynym elementem którego brakowało była ona. Strach wziął nad nią górę - nie potrafiła się przyznać, chociaż niejednokrotnie dopadał ją moment, w którym naprawdę tego chciała. Cóż, dla Belle kłamanie nie było sztuką, ale szczerość.
Kobieta westchnęła ciężką, czując nagły ciężar swoich przemyśleń. Powoli wstała, czując potrzebę poruszania się. Postanowiła zejść nieco niżej, by ostatecznie znaleźć się na scenie. Stanęła przodem do morza, patrząc prosto w fale dała się pochłonąć swoim myślom.
Wymyśliłam Cięnocą przy blasku świec, nauczyłam się ciebie po prostu chcieć.
Teatr na klifach
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Kornwalia