Camden Market
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 20:10, w całości zmieniany 1 raz
smile because it happened
jestem może bledsza,
trochę śpiąca, trochę bardziej milcząca, lecz widać można żyć bez powietrza.
Rozpłakała się, czując okropne pazury wbijające się jej w ramię, a także krzyki najprawdopodobniej właściciela papugi. Chciała stąd uciec. Do swojego salonu, gdzie byłaby bezpieczna, ale ten dzień robił się coraz gorszy! Z każdą chwilą czuła się gorzej.
smile because it happened
jestem może bledsza,
trochę śpiąca, trochę bardziej milcząca, lecz widać można żyć bez powietrza.
- Ale ze mnie ciamajda - mruknęła, podciągając nosem, chcąc pozbyć się łez, które zalały jej całą twarz. Próbowała się uśmiechnąć, ale wyszedł ten grymas bardzo blady. Dopiero gdy mężczyzna, papuga i jeszcze inna kobieta zniknęli, mogła przyjrzeć się dokładniej tej, która ją uratowała. Wydawała się dziwnie znajoma, chociaż Lorelei na pewno nie kojarzyła jej ze swojego salonu fryzjerskiego. - Przepraszam, ale... Czy my się znamy? - spytała cicho, wciąż wstydząc się tej całej sytuacji, która zaszła przed chwilą.
smile because it happened
jestem może bledsza,
trochę śpiąca, trochę bardziej milcząca, lecz widać można żyć bez powietrza.
- Tak... Chyba właśnie stamtąd - zaczęła dukać, chociaż głos jej się uspokoił i mogła skupić się faktycznie na dopasowaniu rys kobiety do określonego czasu i miejsca. A lochy w których odbywały się zajęcia z eliksirów było tym właśnie miejscem, gdzie idealnie pasowała. - Byłam Krukonką, ale nie kojarzę pani z mojego domu. Czy nie miała pani dwóch starszych braci? - spytała, przypominając sobie już dwójkę starszych od siebie chłopaków, którzy trzymali się razem. Machnęła jednak na to swoją malutką rączką i oznajmiła już o wiele promienniej:
- Zapraszam jednak do mojego salonu fryzjerskiego na Pokątnej. Moja wybawczyni na pewno znajdzie tam chwilę wytchnienia.
Zaraz jednak podskoczyła, przypominając sobie, że faktycznie musiała iść do pracy. Podziękowała, żegnając się równocześnie z dawną koleżanką i teleportowała się zaraz pod salon.
|zt
z.t
smile because it happened
jestem może bledsza,
trochę śpiąca, trochę bardziej milcząca, lecz widać można żyć bez powietrza.
Opuszczenie Międzynarodowej Konfederacji Czarodziejów przez Wielką Brytanię odbiło się donośnym echem wśród całej czarodziejskiej społeczności, w miejscach takich jak londyński port odciskając swoje piętno szczególnie mocno. Camden Market, zazwyczaj tętniący życiem i kuszący egzotycznymi zapachami, od wielu dni wydawał się opustoszały; wprowadzenie wysokich ceł na sprowadzane z zagranicy towary uderzyło w kieszenie kupców. Niektórzy, uznając, że handel przestał im się opłacać, zrezygnowali z rozkładania tu swoich stoisk, inni zmuszeni zostali do podniesienia cen, co z kolei zniechęciło potencjalnych klientów. Ogólne nastroje były ponure, a złość na poczynania obecnej władzy dało się wyczuć w powietrzu.
Tego dnia po targu kręcili się jedynie pojedynczy nabywcy, wśród których znalazła się Vivienne. To właśnie tutaj miała spotkać się z jednym ze swoich stałych dostawców, który, wróciwszy niedawno z dalekiej podróży, rzekomo miał do zaoferowania naręcze rzadkich przedmiotów. W liście, jaki właścicielka Czegoś niezwykłego otrzymała kilka dni wcześniej, barwnie zachwalał jakość swoich produktów, obiecując kobiecie, że na pewno przyciągną do jej sklepu wielu zainteresowanych klientów. Vivienne, dotarłszy na umówione miejsce, nigdzie nie mogła go jednak wypatrzyć – mężczyzna najwidoczniej się spóźniał.
Evelyn zjawiła się na Camden Market w poszukiwaniu rzadkich ingrediencji, koniecznych do wykonania zamówionego eliksiru. Rzeczona mikstura była na tyle skomplikowana, że nie wszystkie potrzebne do jej uwarzenia składniki można było dostać w aptece; lady Slughorn wiedziała jednak, że kupcy w porcie często handlowali rzadkimi ziołami. I rzeczywiście – nie musiała szukać długo, zanim dostrzegła stoisko zastawione obiecująco wyglądającymi fiolkami.
Zanim którakolwiek z kobiet zdążyła dokonać planowanej transakcji, dookoła zapanowało nerwowe poruszenie, a napięta atmosfera, wisząca w powietrzu od samego rana, wreszcie znalazła swoje usprawiedliwienie – na plac, na którym znajdował się targ, z obu stron zaczęli wylewać się ubrani w barwne szaty czarodzieje. Było ich zdecydowanie zbyt wielu, żeby można było uznać to za przypadek, a gdy podeszli bliżej, Evelyn i Vivienne mogły dostrzec, że niektórzy trzymali w dłoniach transparenty z obraźliwymi hasłami pod adresem Brexitu oraz Wilhelminy Tuft. Przestrzeń wypełniły głośne okrzyki, a ku niebu z różnych stron zaczęły wystrzeliwać kolorowe iskry. Demonstracja, choć sama w sobie nie wyglądała na groźną, z całą pewnością nie była legalna i pojawienie się magicznej policji stanowiło jedynie kwestię czasu. Protestujący czarodzieje, po kilkunastu z każdej ze stron, stanowili zdecydowane utrudnienie dla ewentualnej szybkiej ewakuacji, jednak pozostanie w miejscu groziło wmieszaniem się w skandujący tłum; z kolei wytłumaczenie funkcjonariuszom, że jest się jedynie przypadkowym przechodniem, mogło nie należeć do prostych zadań.
Evelyn i Vivienne mogą uniknąć udziału w demonstracji, jeżeli odnajdą kryjówkę, w której uda im się ją przeczekać. W tym celu mogą spróbować przekonać właściciela stoiska z ziołami, żeby pozwolił im ukryć się na zapleczu swojego sklepu. Mogą to zrobić na trzy sposoby:
- kłamstwo:
- Wymyślić na poczekaniu przekonującą bajeczkę, która wzbudzi w mężczyźnie litość. W tej opcji do rzutu kością dolicza się bonus przysługujący za biegłość w kłamaniu, a stopień trudności wynosi:
- 80, jeżeli Vivienne i Evelyn zdecydują się działać na własną rękę,
- 60, jeżeli postanowią współpracować, przy czym w przypadku wyrzucenia niewystarczającej liczby oczek przez którąkolwiek z kobiet, historyjka zostanie spalona, a mężczyzna odmówi pomocy obydwóm.
W przypadku porażki, istnieje możliwość skorzystania z którejś z pozostałych opcji.
- zastraszanie:
- Spróbować zagrozić mężczyźnie, powołując się na szlacheckie nazwisko i szerokie powiązania oraz strasząc go ewentualnymi konsekwencjami. W tej opcji do rzutu kością dolicza się bonus przysługujący za biegłość w zastraszaniu, a stopień trudności wynosi:
- 85, jeżeli Vivienne i Evelyn zdecydują się działać na własną rękę,
- 65, jeżeli postanowią współpracować, przy czym w przypadku wyrzucenia niewystarczającej liczby oczek przez którąkolwiek z kobiet, mężczyzna odmówi pomocy obydwóm.
W przypadku porażki w zastraszaniu, mężczyzna zrezygnuje z dalszej dyskusji - nie będzie możliwości skorzystania z żadnej z pozostałych opcji.
- łapówka:
- Zaproponować mężczyźnie zapłatę za udzielenie schronienia w wysokości 40 punktów ze skrytki. Koszt łapówki może zostać pokryty przez jedną z kobiet (jeżeli Evelyn i Vivienne działają osobno) lub obie (jeżeli działają razem - wtedy koszt dzieli się po połowie, każdy wypłaca 20 punktów). Przy wyborze tej opcji należy wykonać rzut kością, do wyniku dodając bonus za biegłość retoryki, a stopień trudności wynosi:
- 60, jeżeli Vivienne i Evelyn zdecydują się działać na własną rękę,
- 40, jeżeli postanowią współpracować, przy czym w przypadku wyrzucenia niewystarczającej liczby oczek przez którąkolwiek z kobiet, mężczyzna odmówi przyjęcia łapówki od obydwu.
W przypadku porażki, istnieje możliwość skorzystania z którejś z pozostałych opcji. Jeżeli Vivienne lub Evelyn nie dysponują wystarczającą ilością punktów, mogą zaciągnąć pożyczkę zgodnie z mechaniką forumową.
- mechanika:
- Aby przekonać funkcjonariusza magicznej policji do zaniechania aresztowania, należy użyć przekonujących argumentów i wykonać rzut kością. Do rzutu dolicza się bonus za biegłość retoryki. Stopień trudności wynosi:
- 80, jeżeli każda z kobiet będzie działać jedynie na własną rękę, przekonując mężczyznę, że znalazły się na targu przypadkowo,
- 60, jeżeli kobiety zdecydują się na współpracę, przedstawiając zgodną wersję wydarzeń, przy czym w przypadku wyrzucenia niewystarczającej liczby oczek przez którąkolwiek z kobiet, porażka będzie dotyczyła obydwu,
- 40, jeżeli któraś z kobiet zdecyduje się obarczyć winą tę drugą, przekonując mężczyznę, że to ona przyprowadziła ją na targ; w przypadku, gdy kobiety obarczą się winą nawzajem, sukces odniesie ta, która wyrzuci wyższy wynik.
Datę spotkania możecie założyć sami. Czara Ognia nie kontynuuje z Wami rozgrywki. Wszystko jest w Waszych rękach.
Miłej zabawy!
Nie mogła powiedzieć, żeby szczególnie przepadała za Londynem. Miasto było wielkie, tłoczne i pełne mugoli, chociaż to tu znajdowało się wiele miejsc ważnych dla czarodziejskiego społeczeństwa. Nie mogła więc nie doceniać jego roli, choć zazwyczaj przybywała tutaj z konkretnych powodów, jak na przykład sprawunki, zwykle powiązane z alchemią, zielarstwem lub powiększaniem zbioru interesujących magicznych ksiąg. Tak przynajmniej było zanim Wielka Brytania wystąpiła z magicznej konfederacji; już od pewnego czasu Slughornowie zaczynali napotykać problemy podczas prób handlu z zagranicznymi sprzedawcami, ceny towarów często były wyższe, a niektóre składniki znacznie trudniej było dostać.
Mimo to dzisiejszego dnia pojawiła się w magicznym porcie, wiedząc, że nawet w obecnych czasach przy odrobinie szczęścia wciąż jeszcze można było nabyć tutaj rzadkie ingrediencje z dalekich krajów, niedostępne w rodowych szklarniach Slughornów ani w znanych jej aptekach alchemicznych. Jej brat znał pewnego handlarza takimi składnikami; już kilkakrotnie towarzyszyła mu podczas zakupów w tym miejscu, więc wiedziała, kogo szukać, chociaż nie miała pewności, czy zostanie potraktowana poważnie bez towarzystwa Ignatiusa. Brat jednak był dzisiaj bardzo zajęty innymi pilnymi sprawami, więc Evelyn postanowiła samotnie udać się do dzielnicy portowej, nie przeczuwając jeszcze, że ta próba samodzielności może przynieść jej kłopoty.
Portowy targ wydawał się dużo bardziej opustoszały niż zwykle. Zeszłego lata było tu tak tłoczno, że z trudem można było dostać się do straganu z ziołami, teraz natomiast widziała tylko pojedynczych nabywców, nawet stoisk było dużo mniej, zupełnie jakby sprzedawcom przestał opłacać się ten handel. Może postanowili przenieść się do innych krajów, których polityka nie stawała właśnie na głowie? Nie wiadomo.
Szybko odnalazła stoisko, którego szukała, to samo, które odwiedzała z bratem, chociaż z tej odległości nie była pewna, czy obsługujący je czarodziej to był ten sam, który niegdyś obsługiwał Ignatiusa. Ruszyła w tamtą stronę, zauważając leżące na ladzie fiolki i pakuneczki, w których zapewne znajdowały się zapakowane składniki. Pytanie, czy ich jakość będzie równie dobra, jak kiedyś? Nie tak dawno ktoś próbował sprzedać jej zioła, które były zupełnie skruszałe, za cenę prawie dwa razy wyższą niż kilka miesięcy temu.
Wtedy jednak, zanim zdążyła dokładnie obejrzeć składniki i dokonać zakupu, nagle zauważyła zamieszanie. Na targ zaczęli wsypywać się pokrzykujący czarodzieje trzymający transparenty z obraźliwymi hasłami pod adresem Brexitu i Minister Magii. Było ich wielu, szybko wypełnili pobliski placyk, a Evelyn zdała sobie sprawę, że ich obecność oznacza potencjalne problemy. Wątpiła, żeby w świetle obecnych dekretów podobne zgromadzenie było legalne, więc lada chwila mogli się tu pojawić przedstawiciele ministerstwa. Rozejrzała się nerwowo, a z jej twarzy zniknęło wcześniejsze wyniosłe opanowanie. Lepiej, żeby nie została zobaczona w takim miejscu; jakkolwiek zgadzała się z tym, że Brexit szkodził interesom jej rodu, a pani minister najprawdopodobniej oszalała, jako szlachcianka nie mogła jawnie deklarować tego typu poglądów, na pewno nie w miejscu publicznym i nie w taki sposób.
Rozejrzała się nerwowo, zaledwie kilka metrów dalej zauważając inną kobietę w szlacheckim stroju. Jej przynależność rodowa nie miała w tej chwili większego znaczenia, Evelyn przydałby się jakikolwiek szlachetnie urodzony sojusznik, a obie nie miały teraz zbyt wielu opcji; placyk był zajęty przez tłum, a przed nimi rozciągały się jednym ciągiem kramy. Przesunęła się w stronę kobiety, przez ramię zerkając na kramarza i jednocześnie mając nadzieję, że i ona będzie chciała znaleźć bezpieczną kryjówkę. W końcu co dwie szlachcianki to nie jedna, a jak na złość jej brata dzisiaj tu z nią nie było, żeby swoim autorytetem mógł wpłynąć na handlarza ziołami.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Felix, qui potuit rerum cognoscere causas.
Ostatnio zmieniony przez Evelyn Slughorn dnia 19.04.17 22:01, w całości zmieniany 1 raz
A jeśli była mowa o tym była niezwykle zadowolona dzisiejszym dniem. Zwłaszcza myśl o tym, że przyszła do portu w zupełnie innym celu niż zwykle ją zadowalała. List, który niedawno dostała od jednego ze swoich dostawców wzbudzał w niej same pozytywne emocje. Kilkukrotnie w głowie odtwarzała sobie jego treść. Produkty, które tak zachwalał musiały być warte zachodu. Przyciągnięcie klientów do sklepu to jedno. Na pewno by jej to pomogło w interesach, które w ostatnim czasie szły dość marnie. Jednak każda taka dostawa dawała szansę na znalezienie czegoś, co zainteresuje właśnie ją. Wiele razy już się spotykała z tym, że jej dostawcy nawet do końca nie wiedzieli, co tak naprawdę ze sobą mają a ona potrafiła na tym wyciągnąć korzystne warunki oczywiście dla siebie. Taki właśnie sposób dostaw był znacznie łatwiejszy i przyjemniejszy niż ruszanie samotnie na kolejne wyprawy by znaleźć coś ciekawego. Było jednak coś, co ją z pewnością irytowało a było to niedostosowanie się do tego, co się wcześniej obiecało. A więc samo spóźnienie jej dostawcy wprawiało ją w prawdziwą złość.
W trakcie jej oczekiwań stało się jednak coś niespodziewanego. Widok czarodziejów odzianych w niecodzienne szaty był dosyć dziwny a jednocześnie miała jakieś złe przeczucia z tym związane. Wszystko się potwierdziło w chwili, gdy spostrzegła ich transparenty. Tego tylko jej brakowało do szczęścia. Zwykłe załatwianie interesów kończy się jakimiś zamieszkami typowych ignorantów. Teraz nie było szans by cokolwiek załatwić. Pozostał większy problem musiała jakoś stąd zniknąć zanim wezmą ją przypadkiem za jedną z nich. Nagle spostrzegła jak dołączyła do niej inna kobieta. Najwyraźniej i ona nie miała ochoty mieszać się w to wszystko. Skierowała na nią teraz swój wzrok.
- Dziwny to i dość niecodzienny sposób nawiązywania znajomości - odrzekła w jej kierunku. Sama nie wiedziała czy miała ochotę zawiązać z nią jakąś znajomość, ale obecnie każdy sojusznik mógł być użyteczny byle się stąd wydostać. - Zakładam, że również nie masz ochoty brać w tym udziału. Proponuje gdzieś się schować i to spokojnie przeczekać zanim i my będziemy miały kłopoty - odparła rozglądając się za odpowiednią kryjówką.
To, co tu się działo, ani trochę jej się nie spodobało. Niemal instynktownie przeczuwała kłopoty, które mogły spaść i na nią, kiedy nielegalna demonstracja przyciągnie uwagę tych z ministerstwa. Ci pewnie nie będą zadawać pytań, a nie chciała zostać mylnie uznana za uczestniczkę tego zgromadzenia. Wtedy nieuchronnie wylądowałaby w Tower, a z pewnością była to jedna z ostatnich rzeczy, na jakie mogła mieć ochotę, nawet jeśli ojciec pewnie postarałby się o jej jak najszybsze zwolnienie.
Należało szybko wymyślić sposób na ukrycie się. Pierwszym, co przyszło do głowy Evelyn, było zagadanie sprzedawcy od ingrediencji. Był on jednak dość oporny, i o ile Ignatiusa darzył pewnym respektem, tak jego młodszą siostrę zwykle traktował z przymrużeniem oka i istniało ryzyko, że po prostu ją odprawi, skoro nie towarzyszył jej brat.
Przesunięcie się w stronę nieznajomej kobiety było dość spontanicznym odruchem i nie była pewna, czy nie będzie tego żałować, ale istniała szansa, że dwie szlachcianki z rodów robiących tutaj interesy zrobią większe wrażenie na sprzedawcy niż jedna. To nie tak, że nagle wzięło ją na wspaniałomyślność; myślała przede wszystkim o sobie i swoim bezpieczeństwie.
Kobieta zauważyła ją i odezwała się, a Evelyn ostrożnie i z pewnym wahaniem pokiwała głową. Potrzebowała sojusznika. Nawet, gdyby została złapana, to we dwie miały większą szansę przekonać tych z ministerstwa, że po prostu spotkały się tu na zakupach. Pałętająca się samotnie szlachcianka mogłaby budzić większe podejrzenia.
- W rzeczy samej, nie mam. Wolę nie mieć nic wspólnego z takimi... zajściami – obrzuciła spojrzeniem kłębiące się na placyku zgromadzenie z transparentami. – Evelyn Slughorn – przedstawiła się; podczas rozmowy ze sprzedawcą lepiej, żeby nie okazało się, że nawet nie znały swoich imion, bo wtedy ich próba przekonywania od razu zostanie spalona. – Mój brat zna sprzedawcę ziół. Spróbuję go przekonać, żeby udzielił nam schronienia, ale liczę także na twoją pomoc.
Powoli ruszyła w stronę stoiska, próbując ułożyć w głowie sensowne wytłumaczenie i mając nadzieję, że kobieta ją poprze. Przywołała mężczyznę, który krzątał się w dalszej części swojego kramu, po czym zaczęła snuć historię o tym, że wspólnie wybrały się na zakupy, kiedy nagle zostały zaskoczone przez protest, w którym nie uczestniczą.
- Naprawdę nie szukamy kłopotów ani ich panu nie sprawimy. Chcemy tylko przeczekać zamieszanie, które zastało nas podczas naszych zakupów, a potem bezpiecznie opuścić targ... Chciałam zresztą kupić u pana zioła, jestem siostrą Ignatiusa Slughorna, który regularnie zamawia u pana ingrediencje – mówiła, starając się podkreślić swoje powiązanie z bratem, a także wzbudzić w mężczyźnie nadzieję na zysk... Którego nie otrzymałby, gdyby odmówił pomocy, bo wtedy Evelyn na pewno nic tu już nie kupi. Takie bycie zdaną na czyjąś łaskę i niełaskę nie było niczym przyjemnym, ale i tak było lepsze niż zaciągnięcie do Tower, co mogłoby stanowić plamę na wizerunku Slughornówny.
| próbujemy opcji z kłamstwem
Felix, qui potuit rerum cognoscere causas.
'k100' : 78
- Vivienne Travers - odparła w kierunku dziewczyny, gdy ta się jej przedstawiła. Nie była pewna jak to się dalej potoczy, ale obecnie zdawała się rozumieć podobnie jak ona, że tylko za pomocą współpracy mogą coś osiągnąć nawet, jeśli ich rody za sobą nie przepadają.
Kiwnęła delikatnie głową w geście zgody i ruszyła za swą towarzyszką w kierunku stoiska. Plan zasugerowany przez Evelyn wydawał się w każdym razie najrozsądniejszy na obecną sytuacje. W końcu i ona chciała znaleźć bezpieczną kryjówkę i przeczekać to całe zamieszanie. Pomimo że sama prowadziła sklep w tej okolicy to raczej nie bardzo znała się z resztą handlarzy z okolicy. Cóż natura samotniczki i niechęć do dzielenia się własnymi poglądami zawsze dają pewne efekty. Najlepiej, więc było postawić na znajomość brata tej dziewczyny z tym handlarzem. Gdy tylko znalazły się na miejscu pozwoliła mówić nietypowej sojuszniczce. W końcu lepiej było by to ona zaczęła. Słuchała uważnie słów ze strony dziewczyny spoglądając niepewnie na mężczyznę. Jej mina wyrażała głębokie zaniepokojenie zwłaszcza, gdy rozglądała się wokół widząc cały ten chaos. Była to zręczna gra, która miała ukazywać, że nie jest ani trochę z tym powiązana i wszystko, co się teraz działo strasznie ją niepokoiło. A miał to być taki spokojny i udany dzień.
- To wszystko prawda - powiedziała lekko przestraszonym głosem. - Nie mamy nic wspólnego z tym, co się tu teraz dzieje. Proszę niech pan okaże serce - odrzekła spokojnie. Miała tylko nadzieje, że nie zacznie wypytywać nagle o ich pochodzenie czy coś. Ciężko by było wyjaśnić wspólne zakupy szlachcianek z nieprzychylnych sobie rodów. Jednak w obecnej sytuacji nie sądziłaby chciał marnować na coś takiego czas.
'k100' : 15
Skinęła głową, gdy kobieta się przedstawiła. Miała nadzieję, że nie będzie żałować tej „współpracy”, o której zdecydował właściwie przypadek. Zbieg okoliczności, że kobieta akurat teraz była najbliżej i w dodatku była szlachcianką, a więc osobą również potencjalnie zainteresowaną uniknięciem wpadnięcia w łapy tych z ministerstwa. To mogło stanowić cień na reputacji każdej z nich, nawet, jeśli były niewinne i wcale nie brały udziału w demonstracji. A Evelyn bardzo dbała o swoją reputację oraz szacunek rodziny.
Niestety okazało się, że sprzedawca nie był skory do współpracy. Początkowo słuchał słów Evelyn, przyglądając jej się sceptycznie, ale gdy już myślała, że może ustąpi, skuszony perspektywą zarobku, który otrzymałby, gdy wdzięczna za ukrycie jej Evelyn zrobiłaby u niego zakupy, okazało się, że to wcale nie miało wyglądać tak łatwo.
- Wynocha – mruknął, zerkając szybko na demonstrację i kręcąc się nerwowo za ladą, zupełnie, jakby sam miał ochotę szybko zniknąć. Być może także bał się problemów, ale Evelyn natychmiast poczuła złość i miała ochotę dosadnie mu uświadomić, z kim miał do czynienia. Była szlachcianką z rodu Slughorn, którego członkowie regularnie zapewniali mu zysk, a jednak potraktował ją z jawnym lekceważeniem i brakiem szacunku jak podrzędną szlamę. Oburzona, ściągnęła usta i spojrzała na niego wyniośle, po czym sięgnęła dłonią do kieszeni, by wydobyć mieszek z brzęczącymi monetami. Liczyła, że widok pieniędzy skusi mężczyznę, a także uświadomi mu, że miał do czynienia z osobami szlachetnego pochodzenia, których nie przegoni stąd tak łatwo.
- To będzie pańskie, jeśli tylko pozwoli mi pan przeczekać na zapleczu, póki to zamieszanie nie dobiegnie końca – powiedziała poważnym tonem, a jej spojrzenie było chłodne i pełne determinacji. Było kwestią czasu, zanim zjawią się ci z ministerstwa. Mogli tu być lada chwila.
Jednocześnie spojrzała w bok na swoją nieoczekiwaną towarzyszkę, zastanawiając się, czy ta weźmie z niej przykład i zaoferuje krnąbrnemu kupczykowi coś, co nakłoni go do współpracy. Teraz musiała przede wszystkim pomyśleć o sobie, mając nadzieję, że uniknie kłopotów. Jeśli i pieniądze go nie skuszą... Cóż, w ostateczności mogła spróbować zagrozić mu konsekwencjami ze strony jej rodu.
| próbuję opcji z łapówką
Felix, qui potuit rerum cognoscere causas.