Izba przyjęć
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Izba przyjęć
Wezwanie z Munga przyszło do Ciebie nagle, zupełnie niespodziewanie, na dodatek było jeszcze na tyle zawiłe, że miałeś/miałaś problem ze zrozumieniem go, co tylko spotęgowało Twój strach. Czyżby komuś z Twoich bliskich stało się coś złego? Pędem wpadasz na izbę przyjęć, rozglądając się dookoła dzikim wzrokiem dopóty, dopóki nie zauważasz podstarzałej kobiety w niestarannie zrobionym koku, która siedzi za podniszczonym kontuarem z jasnego drewna. Podchodząc do niej pospiesznie, nie spodziewasz się, że odbiegać będzie ona od tak pochwalanego przez Ciebie obrazu miłej starszej pani. Tymczasem jednak kobieta ostentacyjnie Cię ignoruje, choć wyraźnie nie umykasz jej uwadze, a gdy już się odzywa, skrzekliwy głos wdziera Ci się w uszy tak, że z pewnością przez co najmniej tydzień będzie on Twoim towarzyszem niedoli. W sidłach nieprzyjemnego monologu o wyrywaniu sobie żył dla tych niewdzięczników nie widzisz szansy na ratunek. Po chwili pomaga Ci jednak miła stażystka, osobiście wszystko sprawdzając i zabierając Cię z tego domu wariantów... Ostatnim, co widzisz, są jeszcze białe ściany i drewniana podłoga oraz inni, bardziej nieszczęśliwi potrzebujący. Pikanie aparatury miesza się z chaotycznymi wypowiedziami.
Kolejne niepowodzenie wywołało w niej trwającą sekundę irytację, którą jednak natychmiast odgoniła od siebie. Nie było sensu złościć się i tupać nogą, chociaż skłamałaby, gdyby powiedziała, że widok ledwie zasklepionej rany nie wywoływał w niej lekarskiej frustracji. Nie pozwoliła jednak, by poniosły ją emocje; zrobiła po prostu krok do tyłu, biorąc dwa głębokie wdechy i starając się nie wsłuchiwać w ciche inkantacje nieznanych jej formuł, dobiegające ze stanowiska, przy którym pracował łamacz. Kątem oka widziała, że zdołał już pozbyć się płomieni pełzających po przedramionach jednego z mężczyzn i właśnie miał zamiar powtórzyć to samo z drugim. W tym czasie ona powinna była zajmować się już rozległymi poparzeniami, które wyglądały paskudnie i z całą pewnością tak samo bolały.
Nie mogła jednak pozostawić rozcięcia w takim stanie; musiała wziąć się w garść. I nie chodziło tu już o oczywistą kompromitację w oczach pacjentów i nieznajomego jej mężczyzny; ta zbytnio jej nie interesowała. Niemożliwość ulżenia w cierpieniu i udzielenia prawdziwej pomocy – już tak.
Wyciągnęła różdżkę przed siebie, po raz kolejny (i oby ostatni) kierując ją w stronę kiepsko zaleczonej rany i powtarzając dokładnie tę samą formułę zaklęcia, co przed chwilą.
– Vulnera Sanantur.
Po czym pozostało jej już tylko mieć nadzieję, że tym razem jej umiejętności nie odmówią jej posłuszeństwa.
jezus, przepraszam, nie wiem, co te kostki.
Nie mogła jednak pozostawić rozcięcia w takim stanie; musiała wziąć się w garść. I nie chodziło tu już o oczywistą kompromitację w oczach pacjentów i nieznajomego jej mężczyzny; ta zbytnio jej nie interesowała. Niemożliwość ulżenia w cierpieniu i udzielenia prawdziwej pomocy – już tak.
Wyciągnęła różdżkę przed siebie, po raz kolejny (i oby ostatni) kierując ją w stronę kiepsko zaleczonej rany i powtarzając dokładnie tę samą formułę zaklęcia, co przed chwilą.
– Vulnera Sanantur.
Po czym pozostało jej już tylko mieć nadzieję, że tym razem jej umiejętności nie odmówią jej posłuszeństwa.
jezus, przepraszam, nie wiem, co te kostki.
sorrow weighs my shoulders down
and trouble haunts my mind
but I know the present will not last
and tomorrow will be kinder
and trouble haunts my mind
but I know the present will not last
and tomorrow will be kinder
Ostatnio zmieniony przez Margaux Vance dnia 27.02.16 2:43, w całości zmieniany 1 raz
Margaux Vance
Zawód : starszy ratownik magicznego pogotowia ratunkowego
Wiek : 27
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
all those layers
of silence
upon silence
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
The member 'Margaux Vance' has done the following action : rzut kością
'k100' : 27
'k100' : 27
Alfred nie wiedział, co się dzieje. Miał wrażenie, że cały świat wiruje mu przed oczami i wszystko dzieje się bez niego i poza nim. Jedyne na czym skupiał swoje myśli to biedna Maire. Co robiła w domu? Czy się bała, gdy obrączka świeciła krwawą czerwienią? Nie wiedział, co on by zrobił, gdyby nagle podczas papierkowej roboty, zobaczył alert. Gdzie by jej szukał? Kto pomógłby ją namierzyć? Czuł się jak ostatni kłamca. Najpierw obiecywał jej, że nic mu nie jest, a teraz świat jakby zatrzymał się przez chwilę, aby doszczętnie zniszczyć psychikę z powodu przepowiedni. Łudził się, że to tylko sen, ale czuł swój każdy mięsień, wołający o pomstę do doliny mugoli. Gdyby mógł sam zmniejszyć ten ból, niepokój o najbliższych, już dawno rzuciłby odpowiednie zaklęcie. Zapewne zaskakujący to był widok, widząc dwumetrowego prawie faceta skulonego jak małe zastraszone dziecko. Czy po tej przepowiedni wszystko będzie tak jak kiedyś? Gorzki zapach szpitala wyraźnie wybił go z przemyśleń. Gdyby miał tylko siłę, zapewne zacząłby się wyrywać i prędko teleportowałby się do swojego ukochanego domu. Jednak Alfred nie mógł nic zrobić. Czuł się wyssany od środka, skupiając myśli tylko na żonie, którą tak pragnął zobaczyć: całą i zdrową. Zamknięty we własnym świecie, nawet nie widział, gdzie jest i kto się nim zajmuje. Jego spojrzenie błagało o jak najszybsze zdjęcie klątwy, zabranie bólu i oczyszczenie umysłu.
If I risk it all,
could You break my fall?
could You break my fall?
McLaggen odetchnął z ulgą, kiedy widział co działo się z płomykami, które powoli zaczęły się cofać. A potem weszły do przedramienia chłopaka, zupełnie jakby były częścią jego ciała. Sytuacja opanowana. Felix miał teraz trafić w ręce uzdrowiciela. Spojrzał na blondynką, która zajmowała się właśnie czarodziejem, który miał szczęście nie oberwać klątwą. Od razu zjawił się obok Alfreda. Spojrzał na niego, próbując zbadać w jakim jest stanie. Zapewne w opłakanym.
-Ten chudzielec jest już do waszej dyspozycji.-mruknął do uzdrowicielki, a potem całą swoją uwagę skupił na Alfredzie. Znowu przyłożył różdżkę do przedramienia dosyć masywnego mężczyzny. Hector był pewien, że czarodziej był wyższy od niego i normalnie nawet McLaggen nie wszedłby mu w drogę, ale teraz? Wyglądał jak małe dziecko. Po chwili znowu zaczął mamrotać formułki zaklęć, których pacjent zapewne nigdy nie słyszał, natomiast Hector miał je w małym paluszku. Wyryte w pamięci jak mantrę. Był całkowicie skupiony na swoim zadaniu. Miał nadzieję, że pójdzie mu tak szybko jak z poprzednim mężczyzną. Ale kto wie w jakich okolicznościach oberwali (pan z brodą na pewno nie wiedział), może Alfred oberwał gorzej? Teraz był już nieco bardziej rozluźniony, chociaż patrzył na Felixa, czy przypadkiem coś się nie nawraca. Oby nie. Lubił niespodzianki, ale bez przesady.
-Ten chudzielec jest już do waszej dyspozycji.-mruknął do uzdrowicielki, a potem całą swoją uwagę skupił na Alfredzie. Znowu przyłożył różdżkę do przedramienia dosyć masywnego mężczyzny. Hector był pewien, że czarodziej był wyższy od niego i normalnie nawet McLaggen nie wszedłby mu w drogę, ale teraz? Wyglądał jak małe dziecko. Po chwili znowu zaczął mamrotać formułki zaklęć, których pacjent zapewne nigdy nie słyszał, natomiast Hector miał je w małym paluszku. Wyryte w pamięci jak mantrę. Był całkowicie skupiony na swoim zadaniu. Miał nadzieję, że pójdzie mu tak szybko jak z poprzednim mężczyzną. Ale kto wie w jakich okolicznościach oberwali (pan z brodą na pewno nie wiedział), może Alfred oberwał gorzej? Teraz był już nieco bardziej rozluźniony, chociaż patrzył na Felixa, czy przypadkiem coś się nie nawraca. Oby nie. Lubił niespodzianki, ale bez przesady.
Gość
Gość
The member 'Hector McLaggen' has done the following action : rzut kością
'k100' : 98, 42
'k100' : 98, 42
Zaklęcie, mające za zadanie zagojenie ciętej rany, tym razem poskutkowało odrobinę lepiej; jednak gdy do tego dołożyć poprzednie zasklepienie, po rozcięciu pozostała tylko cienka różowa kreska, z którą na pewno poradzą sobie odpowiednie maści. Panna Vance bez większych wyrzutów sumienia może pomóc Felixowi, który został uwolniony z pod działania klątwy.
Hector radził sobie wyśmienicie, zdjęcie klątwy z lorda Parkinsona zdawało się być dla niego dziecinną igraszką. Błękitne płomienie, podobnie jak w przypadku Felixa, zniknęły całkowicie, pozostawiając po sobie jedynie bliznę. Teraz wszystko zależy od interwencji uzdrowicielki, by po nieprzyjemnym incydencie nie pozostał najmniejszy ślad.
| Hector otrzymuje 10 pkt za pomoc.
Hector radził sobie wyśmienicie, zdjęcie klątwy z lorda Parkinsona zdawało się być dla niego dziecinną igraszką. Błękitne płomienie, podobnie jak w przypadku Felixa, zniknęły całkowicie, pozostawiając po sobie jedynie bliznę. Teraz wszystko zależy od interwencji uzdrowicielki, by po nieprzyjemnym incydencie nie pozostał najmniejszy ślad.
| Hector otrzymuje 10 pkt za pomoc.
Obserwowanie, jak pod wpływem jej zaklęcia, częściowo zasklepiona rana zamienia się w cienką, różową kreskę, dodało jej nieco utraconej pewności siebie. Choć przez cały czas starała się zachowywać opanowany wyraz twarzy i nie dać po sobie poznać, że uroki, które powinna mieć w małym palcu, z jakiegoś powodu sprawiły jej kłopot, to tym razem pozwoliła sobie na ciche odetchnięcie. Być może efekt nie był idealny – całkowite usunięcie śladów rozcięcia wciąż wymagało zastosowania leczniczych maści – ale z tym bez problemu powinni poradzić sobie stażyści. – No i już po wszystkim – odezwała się do mężczyzny, posyłając mu pokrzepiający uśmiech. – Za chwilę ktoś do ciebie przyjdzie, ale gdybyś mnie potrzebował, będę zaraz obok – dodała, spoglądając w stronę pozostałych dwóch poszkodowanych.
Chwilę później znalazła się przy Feliksie, którego przedramiona co prawda nie stały już w błękitnych płomieniach, ale i tak nie wyglądały najlepiej; zmarszczyła brwi, przyglądając się świeżym poparzeniom. – Za moment coś na to poradzimy – zapewniła, a jej rysy wygładziły się niemal natychmiast. Wyciągnęła różdżkę, zawieszając jej koniec bezpośrednio nad jedną z najrozleglejszych oparzelin. – Cauma sanavi – powiedziała, skupiając się na poprawnym rzuceniu zaklęcia i mając nadzieję, że niepożądane działanie klątwy skończyło się wraz ze zniknięciem niebieskiego ognia.
Chwilę później znalazła się przy Feliksie, którego przedramiona co prawda nie stały już w błękitnych płomieniach, ale i tak nie wyglądały najlepiej; zmarszczyła brwi, przyglądając się świeżym poparzeniom. – Za moment coś na to poradzimy – zapewniła, a jej rysy wygładziły się niemal natychmiast. Wyciągnęła różdżkę, zawieszając jej koniec bezpośrednio nad jedną z najrozleglejszych oparzelin. – Cauma sanavi – powiedziała, skupiając się na poprawnym rzuceniu zaklęcia i mając nadzieję, że niepożądane działanie klątwy skończyło się wraz ze zniknięciem niebieskiego ognia.
sorrow weighs my shoulders down
and trouble haunts my mind
but I know the present will not last
and tomorrow will be kinder
and trouble haunts my mind
but I know the present will not last
and tomorrow will be kinder
Margaux Vance
Zawód : starszy ratownik magicznego pogotowia ratunkowego
Wiek : 27
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
all those layers
of silence
upon silence
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
The member 'Margaux Vance' has done the following action : rzut kością
'k100' : 69
'k100' : 69
Tak doświadczona uzdrowicielka jak Margaux od razu powinna zauważyć, że zaklęcie zaczyna działać - rany powstałe wskutek oparzenia zaczęły się stopniowo zasklepiać odnowionymi tkankami. Wkrótce bolesny obrzęk powinien zniknąć, a w miejscu ran powinny powstać świeże zabliźnienia. Pytanie na ile czar okaże się skuteczny - w końcu ogień powstał w wyniku klątwy, a one zawsze pozostawiają po sobie ślady. Panna Vance powinna czym prędzej zająć się oparzeniami Alfreda, by zredukować prawdopodobieństwo powstania blizn. Całkowite efekty działania zaklęć będą widoczne dopiero za kilkanaście minut; dopiero wtedy będzie można zaaplikować pastę na oparzenia, która, miejmy nadzieję, okaże się wystarczająco skuteczna, by na przedramionach mężczyzn nie pozostały paskudne ślady.
Udało się. Wypuściła z płuc powietrze, obserwując z satysfakcją, jak zaognione rany pokrywają się świeżą, różową tkanką, a choć nie mogła tego zauważyć gołym okiem, to wiedziała, że rwący ból też stopniowo zaczynał zanikać. Przyglądała się procesowi odrobinę dłużej niż zazwyczaj, bo czarnomagiczne pochodzenie poparzeń budziło w niej lekkie podejrzenia, ale póki co wszystko przebiegało dokładnie tak, jak powinno – odwróciła się więc w stronę trzeciego z mężczyzn, Alfreda, uprzednio zapewniając Feliksa, że w razie czego będzie zaraz obok.
Rany na przedramionach, które zobaczyła, wyglądały co najmniej tak samo poważnie jak te, które dopiero co zdołała zasklepić, ale tym razem nie wywołały już u niej charakterystycznej zmarszczki pomiędzy brwiami. Zaniepokojenie budził jednak sam stan mężczyzny; mimo że był przytomny, wydawał się dziwnie nieobecny, zupełnie jakby nie do końca zdawał sobie sprawę z tego, gdzie się znajduje. – Za chwilę wszystko będzie dobrze – zapewniła go łagodnie i bez względu na to, czy zareagował, czy też nie, pochyliła się, przykładając różdżkę do oparzelin, dokładnie tak samo, jak zrobiła to kilka minut wcześniej. – Cauma sanavi – powtórzyła, mając nadzieję, że zaklęcie okaże się równie skuteczne, co w poprzednim przypadku, bo jeżeli miała uchronić pacjenta przed noszeniem paskudnych znamion przez resztę życia, nie mogła pozwolić sobie na pomyłki.
Rany na przedramionach, które zobaczyła, wyglądały co najmniej tak samo poważnie jak te, które dopiero co zdołała zasklepić, ale tym razem nie wywołały już u niej charakterystycznej zmarszczki pomiędzy brwiami. Zaniepokojenie budził jednak sam stan mężczyzny; mimo że był przytomny, wydawał się dziwnie nieobecny, zupełnie jakby nie do końca zdawał sobie sprawę z tego, gdzie się znajduje. – Za chwilę wszystko będzie dobrze – zapewniła go łagodnie i bez względu na to, czy zareagował, czy też nie, pochyliła się, przykładając różdżkę do oparzelin, dokładnie tak samo, jak zrobiła to kilka minut wcześniej. – Cauma sanavi – powtórzyła, mając nadzieję, że zaklęcie okaże się równie skuteczne, co w poprzednim przypadku, bo jeżeli miała uchronić pacjenta przed noszeniem paskudnych znamion przez resztę życia, nie mogła pozwolić sobie na pomyłki.
sorrow weighs my shoulders down
and trouble haunts my mind
but I know the present will not last
and tomorrow will be kinder
and trouble haunts my mind
but I know the present will not last
and tomorrow will be kinder
Margaux Vance
Zawód : starszy ratownik magicznego pogotowia ratunkowego
Wiek : 27
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
all those layers
of silence
upon silence
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
The member 'Margaux Vance' has done the following action : rzut kością
'k100' : 33
'k100' : 33
Zaklęcie nie dało natychmiastowych efektów jak w przypadku Felixa, jednak po chwili obserwacji Margaux mogła zaobserwować stopniową reakcję tkanek. Choć proces regeneracji był o wiele wolniejszy, wszystko zmierzało w dobrym kierunku. Wystarczy jeszcze nałożyć maść na oparzenia, której aplikacja będzie niezbędna przez następny miesiąc, kilka razy dziennie, by nie pozostały ślady po tej felernej przygodzie. Jeśli żaden z objawów nie nawróci, Alfred i Felix będą mogli wyjść do domu po kolejnej dobie. Theo może zostać wypisany już dzisiaj i także dostanie maść, by cienka blizna całkowicie zanikła.
W pierwszej chwili myślała, że nic się nie stało. Zamarła na trzy długie sekundy, z różdżką zawieszoną nad poparzonymi przedramionami, z rosnącym zaniepokojeniem wpatrując się w zaczerwienione, rozognione rany, które w najgorszych miejscach wyglądały tak, jakby co najmniej kilka warstw skóry zostało spalonych żywcem. Wymamrotała coś niezrozumiale, jak gdyby chcąc zakląć tkanki do współpracy, a te, jak na zawołanie, zaczęły reagować.
Z opóźnieniem, bo z opóźnieniem, ale oparzeliny stopniowo się zasklepiały, sprawiając, że obrażenia nie wyglądały już aż tak groźnie. Margaux odetchnęła z mieszaniną ulgi i zadowolenia, chowając różdżkę do kieszeni szaty. Miała zamiar monitorować stan obu mężczyzn aż do czasu wypisania ich z oddziału, póki co jednak zniknęła za drzwiami izby przyjęć, by po chwili wrócić z dwoma niskimi słoiczkami, zawierającymi maść na oparzenia oraz drugą, przyspieszającą gojenie się ran. Bez słowa zabrała się do pracy, aplikując gęstą, żółtawą substancję o intensywnie ziołowym zapachu; najpierw na wstępnie zasklepione poparzenia, które wydawały się bardziej naglące, później na rozcięcie na plecach Theodore’a, które na tym etapie wyglądało już całkiem przyzwoicie.
Kiedy skończyła, zapewniła jeszcze całą trójkę, że ich przygoda nie powinna pozostawić po sobie żadnych trwałych uszkodzeń, o ile oczywiście będą stosować się do zaleceń i regularnie korzystać z przepisanych maści.
| chyba Margaux może się już odmeldować?
Z opóźnieniem, bo z opóźnieniem, ale oparzeliny stopniowo się zasklepiały, sprawiając, że obrażenia nie wyglądały już aż tak groźnie. Margaux odetchnęła z mieszaniną ulgi i zadowolenia, chowając różdżkę do kieszeni szaty. Miała zamiar monitorować stan obu mężczyzn aż do czasu wypisania ich z oddziału, póki co jednak zniknęła za drzwiami izby przyjęć, by po chwili wrócić z dwoma niskimi słoiczkami, zawierającymi maść na oparzenia oraz drugą, przyspieszającą gojenie się ran. Bez słowa zabrała się do pracy, aplikując gęstą, żółtawą substancję o intensywnie ziołowym zapachu; najpierw na wstępnie zasklepione poparzenia, które wydawały się bardziej naglące, później na rozcięcie na plecach Theodore’a, które na tym etapie wyglądało już całkiem przyzwoicie.
Kiedy skończyła, zapewniła jeszcze całą trójkę, że ich przygoda nie powinna pozostawić po sobie żadnych trwałych uszkodzeń, o ile oczywiście będą stosować się do zaleceń i regularnie korzystać z przepisanych maści.
| chyba Margaux może się już odmeldować?
sorrow weighs my shoulders down
and trouble haunts my mind
but I know the present will not last
and tomorrow will be kinder
and trouble haunts my mind
but I know the present will not last
and tomorrow will be kinder
Margaux Vance
Zawód : starszy ratownik magicznego pogotowia ratunkowego
Wiek : 27
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
all those layers
of silence
upon silence
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Margaux zaaplikowała maść na poparzenia, które następnie dokładnie zabandażowała. Następnie odprowadziła nieszczęśników do jednej z wolnych sal. Przez noc odwiedziła ich kilka razy, zmieniając opatrunki i oceniając stan zaleczenia. Rano obydwoje zostali wypuszczenie do domu. Jeśli Felix wraz z Alfredem będą przestrzegać zaleceń kobiety, to po miesiącu poparzenia całkowicie się zasklepią. Ich przedramiona zdobić będą niewielkie pozostałości blizn, u obu takie same - u Felixa przez wzgląd na niewielką wagę, a u Alfreda przez długie oczekiwanie na ściągnięcie klątwy.
| zt dla wszystkich
Margaux otrzymuje 10 pkt za pomoc.
| zt dla wszystkich
Margaux otrzymuje 10 pkt za pomoc.
Zielone płomienie lizały jego ciało, nie wyrządzając mu jednak najmniejszej krzywdy; prowizorycznie zasklepiony przez Samaela kikut lewej dłoni zaczął jednak ponownie krwawić, jakby transport siecią Fiuu odnowił ranę, z której teraz nieprzyjemnie skapywała krew, brudząc przy okazji wypolerowaną posadzkę w izbie przyjęć. Zdawało się jednak, że nagłe pojawienie się Colina nie wzbudziło większego zainteresowania, jakby codziennie lub przynajmniej co drugi dzień pojawiały się tu osoby z odciętymi kończynami, wykrwawiające się na środku korytarza i błędnym wzrokiem szukające jakiejkolwiek pomocy. Czuł się osłabiony utratą krwi, a na nogach trzymał go wyłącznie nieopuszczający go szok, powiększany za każdym razem, gdy spojrzenie księgarza spoczęło na lewej ręce pozbawionej dłoni. Ten dłoni, która zapewne dalej spoczywała w salonie Avery'ego. Nie miał pojęcia, na jaki oddział wysłał go Samael, ale białe ściany i starsza kobieta w białym fartuchu, siedząca znudzona za kontuarem lady upewniły go, że trafił mimo wszystko do szpitala. Więc gdzie, do jasnej cholery, są ci wszyscy uzdrowiciele?!
Przycisnął okaleczoną dłoń do brzucha, aby choć trochę zatamować narastające krwawienie, ale dotyk sprawił tylko, że Colin parsknął głośno z bólu; podrażniona rana zapiekła, brudząc jego koszulę potokiem krwi - wcale nie błękitnej - a księgarz poczuł, jak kolana same się pod nim uginają. Adrenalina utrzymująca go w stanie względnego spokoju zaczęła gwałtownie spadać, pozostawiając Colina w ponurej rzeczywistości obezwładniającego bólu. Bezwiednie, nie miał bowiem już to na to najmniejszego wpływu, osunął się uroczo na ziemię wprost na niewielką kałużę swojej własnej krwi, zupełnie nieprzejęty faktem, że wyglądało to wyjątkowo komicznie. Kątem oka dostrzegł, że w końcu ktoś się nim zainteresował; głośny okrzyk i tupot stóp dobiegał z daleka, ignorowany przez Colina. Chciał tylko, aby ból się skończył, a błyszcząca poświata nad jego głową zgasła, pogrążając go w błogosławionej, pozbawionej cierpienia ciszy i ciemności. Z dala od Samaela, życiowych porażek i kikuta dłoni.
Przycisnął okaleczoną dłoń do brzucha, aby choć trochę zatamować narastające krwawienie, ale dotyk sprawił tylko, że Colin parsknął głośno z bólu; podrażniona rana zapiekła, brudząc jego koszulę potokiem krwi - wcale nie błękitnej - a księgarz poczuł, jak kolana same się pod nim uginają. Adrenalina utrzymująca go w stanie względnego spokoju zaczęła gwałtownie spadać, pozostawiając Colina w ponurej rzeczywistości obezwładniającego bólu. Bezwiednie, nie miał bowiem już to na to najmniejszego wpływu, osunął się uroczo na ziemię wprost na niewielką kałużę swojej własnej krwi, zupełnie nieprzejęty faktem, że wyglądało to wyjątkowo komicznie. Kątem oka dostrzegł, że w końcu ktoś się nim zainteresował; głośny okrzyk i tupot stóp dobiegał z daleka, ignorowany przez Colina. Chciał tylko, aby ból się skończył, a błyszcząca poświata nad jego głową zgasła, pogrążając go w błogosławionej, pozbawionej cierpienia ciszy i ciemności. Z dala od Samaela, życiowych porażek i kikuta dłoni.
Izba przyjęć
Szybka odpowiedź