Wydarzenia


Ekipa forum
Wnętrze
AutorWiadomość
Wnętrze [odnośnik]16.07.16 18:40
First topic message reminder :

Wnętrze

Wnętrze pubu tonie w mroku; za ladą brodaty barman gromi wszystkich spojrzeniem, nieprzerwanie wycierając szmatką kufle. Co dziwne, te i tak zawsze są brudne i kleją się do dłoni oraz ust. Nie przeszkadza to jednak miłośnikom wysokoprocentowych trunków oraz hazardu, którzy i tak licznie gromadzą się tutaj każdej nocy. Stoliki są od siebie dość oddalone - na tyle, aby dźwięki rozmów i zawieranych umów nie docierały do nieodpowiednich uszu.
Sala ma wysoki sufit i kilka okien, przez co pomieszczenie to wydaje się być dużo większe, niż jest w rzeczywistości. W nocy oświetlone jest dzięki nie gaszącym się świecom. Między kilkoma stołami, przy których niemal zawsze zasiada komplet gości, lawiruje kelnerka starająca się dopilnować, aby każdy z gości miał zawsze pełny kufel.

Czarodziejskie oczko, Kościany Poker
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 19:56, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Wnętrze - Page 3 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Wnętrze [odnośnik]19.02.17 18:56
On sam miał już chyba dosyć wyjazdów. Swoje w życiu już zwiedził. Mało kto może pochwalić się takim bagażem wspomnień i doświadczeń co on. Teraz nareszcie nadszedł czas aby John Idiota Carter nareszcie usiadł na tyłku i zajął się tym co ważne.
-Może i tak, ale pisanie powtórnie tych wszystkich egzaminów nijak mi się nie uśmiecha. -Westchnął ciężko na samą myśl o tym jaką katuszę przeżył w szkole. Prymusem nigdy nie był, a do klasy wyżej jakoś zdać musiał. Gorszych tortur nie było. 
Nie było sensu się obwiniać za coś czego nie dało się powstrzymać. Teraz tak myślał, ale przedtem... nie potrafił wyrzucić z głowy tego, że może gdyby odezwał się do brata, pojednał coś by się zmieniło. Może nie byłoby go tam wtedy z Marlene? Może by nie zginęli? Czy jednak takie myśli mają jakikolwiek sens? Stało się. Nic i nikt tego nie zmieni.
-Lepiej bym tego nie powiedział. - Choć to trudne muszą zostawić to wszystko za sobą i iść dalej. Nie oglądać się za siebie, nie rozpamiętywać, łapać życie pełnymi garściami.
-Liczę na to. -Wstał i uśmiechnął się w stronę dziewczyny z zamiarem odprowadzenia jej do drzwi. Może to on ją gdzieś zabierze? "Zajączek" nie jest zbyt przyjemnym miejscem choć i on znajdzie swoich amatorów. Miał nadzieję, że nie spieprzy tego co udało mu się w minimalny sposób naprawić i że jakoś z Sophie się dotrą nieważne ile to potrwa. Gorzej sprawa wciąż wyglądała z Raidenem. Będzie musiał jakoś dogadać się z tym dzieciakiem. Tylko jak?

|ztx2?
Gość
Anonymous
Gość
Re: Wnętrze [odnośnik]28.03.17 17:04
|5 kwiecień

Po małym incydencie z pierwszego kwietnia nie było już co prawda śladu, ale jakiś dziwny niesmak pozostał. Będzie musiał w najbliższym czasie pomyśleć jakoś o zabezpieczeniu pubu. Może wystarczyłby po prostu inny pracownik, który mógłby mieć oko na to, czego on sam nie zawsze jest wstanie zauważyć? Latek mu przybywa, a chęci jest coraz mniej i przydałby mu się szczerze mówiąc ktoś do pomocy. Niestety funduszy na nowy personel aktualnie mu brakowało, z powodu  zbliżającego się remontu tej rudery. Dość sporo galeonów będzie musiał na to przeznaczyć, czy mu się to podoba, czy nie. Oby efekt był równie dobry, co ilość przeznaczonych na niego środków.
- Zazdroszczę ci. - Jego rozmyślania przerwał jeden z klientów siedzących przy barze. nie widywał go tu zbyt często. Przychodził tu może co drugi weekend, aby w spokoju napić się piwa, dziś jednak było trochę inaczej. Zamiast kufla chmielnego afrodyzjaku zamówił czystą. Wszystko byłoby w porządku, gdyby ostatecznie nie wypił praktycznie za jednym zamachem kilkunastu kieliszków. Na szczęście mężczyzna był zaskakująco spokojny i ugodowy. Nikomu nie zawadzał, z nikim nie rozmawiał. Po prostu siedział i pił.
- Czego? - Zapytał zaciekawiony odstawiając na bok polerowane przed chwilą przez niego szklanki i opierając się dłońmi o blat baru.
- Tego. - Mężczyzna rozejrzał się po pomieszczeniu machając na nie ręką, aby następnie wbić swój wzrok ponownie w kieliszek tak jakby ten miał mu wyjawić wszystkie sekrety świata. Wypił jego zawartość jednych haustem krzywiąc się przy tym niemiłosiernie, a następnie odstawił ponownie kieliszek na blat z głuchym brzdękiem. Oparł łokcie na barze zatapiając palce w swoich włosach i poruszył jednym z palców lewej ręki dając mu znak, że ma mu ponownie polać. To nie był dobry pomysł, ale w końcu klient nasz pan. Wzdychając uniósł butelkę nalewając jej zawartość do teraz już pełnego kieliszka gościa.
- Tej rudery? Nie ma za bardzo czego zazdrościć. - A już tym bardziej czym się chwalić. gdyby chociaż on sam zapracował sobie na ten "przybytek". Odkupił go za grosze od właściciela, który raczej bardziej traktował go jak dorosłego dzieciaka, któremu trzeba było pomóc, aniżeli potencjalnego kupca. Bez względu na to wszystko czuł jednak do mężczyzny niewiarygodną wdzięczność. Nie wiadomo jak potoczyłyby się jego losy bez Zajączka. Prawdopodobnie dość marnie, ale nie było co gdybać.
- Wolności. Zazdroszczę ci wolności. - Mężczyzna wybełkotał pod nosem wciąż nie podnosząc głowy. Jego praca nie ograniczała się wyłącznie do podawania drinków, obsługiwania gości, sprzątania, uzupełniania zapasów, czy sporadycznego gotowania. Nie. On dodatkowo był również prywatnych psychologiem tych wszystkich ludzi. Powinien znacznie podnieść ceny, bo zdecydowanie zarabia za mało.
- Nie masz czego zazdrościć kolego. - Spojrzał z pożaleniem na mężczyznę, aby następnie podać zamówienie innemu uroczemu klientowi czekającemu przy kontuarze. Jakby się tak miał zastanowić to faktycznie nie było czego zazdrościć. Jego wolność ograniczała go gorzej niż ktokolwiek mógłby sobie to wyobrazić. Nie narzekał jednak. Dobrze było mu w Anglii, po tylu latach spędzonych na obczyźnie. Całkiem przyjemnie też mu się tu pracowało, choć nie zawsze było łatwo. Żony, ani dzieci nie miał, bo nie czuł potrzeby, aby zakładać własną rodzinę, a raczej doszedł do wniosku, że się do takich rzeczy nie nadaje i po prostu odpuścił. Jedynymi jego bliskimi są jego przyjaciele oraz Bonnie, Sophie i Raiden. To właśnie wokół ich wszystkich kręci się aktualnie jego życie. czy to była wolność? Zależy jak się na to spojrzy.
- Ten świat jest popieprzony wiesz John? Żyjemy jak na uwięzi, wstając codziennie rano i wracając późnym wieczorem. I tak w dzień, w dzień. Dzień, w dzień. - Powiedział zrozpaczonym głosem przyciągając bliżej siebie kieliszek niczym w geście obronnym. czasem naprawdę nienawidził tej roboty. Może i był empatycznym facetem, ale nawet on miał swoje granice, które aktualnie mężczyzna siedzący przy barze bezczelnie przekraczał. Nie przepadał za gadaniem o głupotach, a już tym bardziej jeśli sprowadzały się one wszystkie do jednego i tego samego.
- Kobieta? - Bardziej stwierdził niż zapytał, tak jakby to jedno słowo miało być odpowiedzią na każde pytanie. Może było. Jakby nie patrzeć to właśnie wokół płci pięknej kręcił się cały ten "popieprzony świat". Taka już była ich natura. Zawrócą ci w głowie, przekręcą ci całe życie do góry nogami, a potem... potem są dwa wyjścia: możecie postarać się nie pozabijać, albo zostawi cię na pastwę losu. sam nie do końca wiedział, która opcja była gorsza.
- Żona. - Mężczyzna podniósł nareszcie głowę prostując się na krzesełku i  łapiąc za kieliszek. - Taka to może człowieka wykończyć. - Oznajmił po raz kolejny opróżniając zawartość kieliszka.
- Taki już ich urok. Może jednak powinieneś przeprosić? Nawet jeśli to nie twoja wina dobrze wiemy, że takie sytuacje obrócą się i tak przeciw nam. - Co jak co, ale kobiety miały wrodzony talent do obracania kota ogonem. Nawet jeśli coś winą faceta nie było, ostatecznie i tak się nią stanie. za to już je chyba kochamy, prawda? Po tym mężczyźnie jakoś miłości jednak nie widać.
- Może. - Mruknął pod nosem dając Johnnemu znak, aby ten nalał mu kolejny kieliszek. Facet ledwo na krześle siedzi, nie ma co się nawet okłamywać, że ustoi sam na dwóch nogach. Dla tego pana impreza się na dziś skończyła, a barek zamknął.
- Nie może, tylko na pewno. A picia na dziś koniec. I tak w ten jeden dzień nadrobiłeś kolejny miesiąc. - Facet wydawał się być ułożony i porządnym. Nijak nie pasował do tego miejsca, dlatego też, tym bardziej powinien już sobie odpuścić, a on mu w tym pomóc. - Masz gdzie się przespać? Do żony lepiej w tym stanie nie wracaj. Porozmawiacie jutro. - Zapewne nie byłaby za bardzo zachwycona, a już tym bardziej jeśli małżeństwo jest ze sobą skłócone. Lepiej, aby specjalnie nie narażał się jeszcze bardziej na gniew czcigodnej małżonki.
- Zatrzymam się u znajomego. - Na szczęście facet był bardziej ugodowy niż myślał i nie miał zamiaru robić mu tu rabanu, z powodu, że John nie chce mu już niczego podać. To dość rzadko spotykane zjawisko w tym miejscu.
John kiwnął głową, aby udać się na zaplecze i już po chwili wrócić z talerzem, na którym znajdowała się pieczeń i kila ziemniaków. Ugotował wcześniej dla jednego z klientów trochę za dużą porcję, resztę miał zjeść, ale najwyraźniej ktoś inny bardziej tego teraz potrzebuje.
- Zjedź, poczujesz się lepiej. A do końca dzisiejszego wieczoru pijesz już tylko wodę. - Upomniał faceta kładąc przed nim talerz z jedzeniem i uśmiechając się półgębkiem. Dopowiedział mu on podobnym jedzeniem i dość niechętnie zabrał się za jedzenie, patrząc jednak tęskno na butelki znajdujące się za plecami Johna.
- Jeśli poczekasz godzinę dostarczę cię jakoś do twojego znajomego. W tym stanie lepiej jeśli nie będziesz sam włóczył się po tej okolicy. - A ta nie należała do zbyt przyjemnych, szczególnie jeśli miało się na sobie drogo wyglądający płaszcz, tak jak jego gość. Miałby poczucie winy jakby dowiedział się, że po wyjściu z jego pubu mężczyźnie coś by się stało. Lepiej jest dmuchać na zimne, a skoro facet nie tego robić sam, to ktoś inny musi zrobić to za niego.
W odpowiedzi jego gość poruszył jedynie smętnie głową grzebiąc widelcem w ziemniakach.
Będzie musiał wcześniej zamknąć co nijak mu się nie podobało, ale empatia znajdująca się na dnie podświadomości jednak wygrała ten pojedynek. Jeśli tak dalej pójdzie to najprawdopodobniej splajtuje, a nie zrobi remont. Z ciężkim westchnieniem pochwycił trzy pełne kufle piwa z blatu, aby zanieść go do jednego ze stolików, wciąż jednak obserwując kątem oka pijaczka przy barze.

|zt
Gość
Anonymous
Gość
Re: Wnętrze [odnośnik]04.04.17 19:53
|24 kwietnia?

Kwiecień plecień, bo przeplata trochę barów, trochę lata. Ludzie się nie zmieniali, choćby bardzo tego chcieli a przynajmniej takie miała wrażenie. Była chodzącym przykładem tego, że każda próba pójdzie na marne a samo próbowanie było stratą czasu, jeśli stare nawyki wciąż wodziły na pokuszenie. Albo po prostu nie chciała nic zmieniać i szukała sobie wymówek, bo tak było prościej.
Po raz kolejny w miesiącu wybrała się do lokalu, w którym kiedyś bywała dość często, głównie chyba po to, żeby sprawdzić czy coś się zmieniło. Wmawiała sobie, że tryb życia jaki prowadziła jej nie odpowiada, bo przecież nie jest kobietą łamiącą wszelkie schematy (z pewnością) i powinna zająć się swoją pracą. Powinna... dlatego kolejny wieczór spędzała w pubie. Poza tym świadomość, że mieszka niemal pokój w pokój ze swoim byłym chłopakiem sprawiała, że nie miała ochoty przebywać w domu. To zresztą stanowiło kolejny powód jej rozterek resztek moralnych, chociaż doskonale wiedziała, że wspólne mijanie się na korytarzu jest nieuniknione nawet w środku cholernej nocy.
Kiedy już została zmierzona wzrokiem przez wszystkich zebranych w pomieszczeniu, zajęła miejsce przy barze w odległym kącie z wyczekiwaniem spoglądając w stronę barmana. Do najmilszych nie należał, nie wspominając o tym, że szowinistyczne męskie poglądy ją irytowały w ostatnim czasie coraz mocniej. Cóż jednak mogła na to poradzić? Nic. Dlatego zajęła się swoim alkoholem a jakiś czas później nawet próbowała dołączyć się do pokera, co skończyło się na znużonym spojrzeniu i zwykłym przyglądaniu się.

Gość
Anonymous
Gość
Re: Wnętrze [odnośnik]18.11.17 18:21
8 maj


Powróciwszy z Rumunii poprosiła - chociaż bardziej pasowałoby słowo zażądała - kilku dni wolnych, aby mogła nie tylko odetchnąć, ale i zorientować się co w brytyjskich trawach piszczy. Rzecz jasna zamiast czas ten spędzić produktywnie, najwięcej szlajała się po barach i innych podejrzanych miejscach, zapoznając się z nowościami przed podsłuchiwanie rozmów i czytanie Proroka; a po wybuchu magii w nocy pierwszego maja bezdyskusyjnie musiała stawić się w Ministerstwie Magii, aby spróbować choćby pomóc ogarnąć chaos, który zataczał coraz szersze kręgi. Całe Wyspy wywróciły się do góry nogami, jakby ktoś przewlókł je na lewą stronę i wszyscy zdawali się zdezorientowani, zagubieni - ona także. Nie okazywała tego po sobie, choć niepokoiły ją krwotoki z nosa, bądź przypadkowe zaklęcia, które wydobywały się z jej różdżki, zamiast zamierzonych. Udawała, że wszystko jest w najlepszym porządku. Pokładała ufność w tych, których Czarny Pan skupił wokół siebie, w ich bystre umysły i ogromną wiedzę, wierząc, że zdołają odnaleźć sposób na okiełznanie anomalii, a jednocześnie wzmocnienie ich. To tylko kwestia czasu.
Przez cały tydzień miała ręce pełne roboty. Większość czasu spędzała w Ministerstwie, bądź w terenie, próbując odnaleźć odpowiedź na pytanie, czy anomalie wpłyną na przemiany wilkołaków i uczynią ich jeszcze bardziej niebezpiecznymi dla społeczeństwa. Czas znalazła jedynie na swe pierwsze spotkanie z poplecznikami Czarnego Pana, lecz po tygodniu - zdecydowanie powiedziała basta. Potrzebowała chwili na oddech. No i alkoholu, to oczywiste. Nie miała ochoty na męskie towarzystwo, poprzedniego dnia Christopher skutecznie zszargał jej nerwy, poczuła przesyt. Pragnęła ujrzeć dawno niewidzianą twarz, więc wybrała się na sowią pocztę, wysyłając Mii list z propozycją spotkania.
Otrzymała odpowiedź ze zgodą, więc wieczorem ósmego zjawiła się w pubie Pod Wypatroszonym Zającem; nie było to może miejsce eleganckie, czy modne, lecz zarazem pozbawione rozchichotanych dziewczątek, które ledwie ukończyły Hogwart i ganiających za nimi młokosów, którzy równie dobrze również mogliby nosić spódnicę. Pod Wypatroszonym Zającem nie rozwadniali alkoholu, a z czarodziejskiego gramofonu płynęła dobra muzyka, odpowiednia do tańca, lecz nie zagłuszająca rozmów. Kilka stolików zajmowali czarodzieje spod ciemnej gwiazdy, szepcząc coś pomiędzy sobą i od czasu do czasu wybuchali szyderczym śmiechem. Sigrun, ubrana w ciemną suknię i z oczyma mocno podkreślonymi węgielkiem, zajęła miejsce przy barze, zamawiając ognistą whisky i sączyła ją nieśpiesznie, czekając na pannę Mulciber.


She's lost control
again
Sigrun Rookwood
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am

r u i n a t i o n
OPCM : 35 +2
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 47 +5
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Metamorfomag
i n s a n e
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t5310-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/t5379-astrid#121534 https://www.morsmordre.net/t12476-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/f100-harrogate-skala https://www.morsmordre.net/t5380-skrytka-bankowa-nr-1330#121543 https://www.morsmordre.net/t5381-sigrun-n-rookwood#121544
Re: Wnętrze [odnośnik]17.12.17 2:44
Nie spała dobrze. Nie licząc koszmarów, które zalały ją już w momencie, w którym starała się zamknąć zmęczone płaczem powieki, wiedziała, ze sen nie przyjdzie. Ciało dygotało w sprzecznej kawalkadzie emocji. Ból wykrzywiał blade oblicze Mulciber, która z twarz wciśnięta w poduszkę, próbowała uspokoić spazmatyczne łkanie. Gniew wypalał się bez końca i bez końca, na nowo zapalał, jak pochodnia. A wszystko obleczone w histeryczną wręcz pewność, że sama była sobie winna. Zderzyła się z przeszłością, tą jaśniejsza, która w znajomym, okrutnym obrazie wytłumaczyła Mii, że znowu nie zasługuje na nic, prócz cierpienia. Nienawidziła go. Podły zdrajca. Parszywa gnida. Kłamca...którego kiedyś przecież kochała. Głupia. Skończona kretynka. Nie istniało coś takiego, jak miłość, a ona, zaślepiona, nadała się nabrać. Teraz płaciła i zapłaciła cenę za swój kretynizm. Coś, cicho podpowiadało, nadal zbyt cicho, by wyłowiła myśl z panującego w jej umyśle chaosu, że był to ostateczny cios. Rana, która otrzymała na koniec. Złamanie, które miało zakończyć iluzję, której - chociaż nigdy nie przyznała się otwarcie - wciąż się trzymała.
List, który otrzymała, oderwał od gniewnych rzutów magią w ścianę pokoju. Ślady na pobielonej strukturze, znaczyły teraz krwawe ślady po uderzeniach, ale nic nie pomagało. Ból nie mijał. A propozycje spotkania, przyjęła jak ratunek. Potrzebowała obecności kogoś, kto siłą charakteru przysłoni jej idiotyczną, masochistyczną galopadę bólu. A Sigrun zawsze myślała jasno. Uczyła ją pierwszych, skutecznych uderzeń i czuła sie przy niej po prostu dobrze. Nie musiała milczeć, trzymać języka za zębami. Pozwalała, by w jej towarzystwie dudniący w niej gniew ulatywał, wykorzystany. Nie musiała udawać. Ile było w tym jej własnych podpowiedzi, a ile prawdy, nie obchodziło jej. Rookwod miała w sobie siłę, której niejednemu mężczyźnie brakowało. Mówiła to o myśli bez owijania w konwenanse rozmowy. Po prostu.
Z cieniami pod oczami i gniewno-pustą iskrą w stalowoszarych źrenicach, pojawiła się pod wskazanym w liście lokalem. Mia nie pamiętała, czy kiedykolwiek zawitała w progi Wypatroszonego Zająca, ale i to nie miało znaczenia. Spotkałaby się z nią nawet a podłej spelunie na Nokturnie. Nim uchyliła wrota d baru, zsunęła z szyi bielącą się jasno chustę.
Uderzył ją mdły zapach piwa i półmrok, do którego szybko sie przyzwyczaiła. Zlokalizowała kilka, odwróconych ku niej spojrzeń, brodatego barmana i w końcu natrafiła na jasne włosy, odznaczające się na tle otaczając ją mroku. Mulciber rozpięła półdługi płaszcz, odsłaniający czarną, długą spódnicę, białą koszulę i wiązaną kamizelkę. Włosy miała tylko częściowo zaplecione, gdzieś po drodze gubiąc rzemyk, który kończył warkocz czarnych włosów. Szydercze śmiechy w oddali, zignorowała, nie dając się (jeszcze) sprowokować gwizdom, które przecięły powietrze. Nie zmierzyła parszywców spojrzeniem, kierując kroki wprost do siedzącej przy barze kobiety - Zaczęłaś pić beze mnie? - odsunęła stołek, siadając na podwyższeniu i z miejsca zamawiając ognistą. Potrzebowała czegoś, co wypali jej gardło, a tutaj, nie musiała sie martwić o opinię, który alkohol wypadał damie.
Mia Mulciber
Mia Mulciber
Zawód : byłam
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
And I find it kinda funny, I find it kinda sad
That dreams in which I'm dying are the best I've ever had.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3609-mia-mulciber-budowa#64835 https://www.morsmordre.net/t3846-dimitry#71894 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f161-grimmauld-place-12-5 https://www.morsmordre.net/t4458-skrytka-bankowa-nr-888#95128 https://www.morsmordre.net/t3864-mia-mulciber#72368
Re: Wnętrze [odnośnik]01.01.18 20:07
-Może - odparła Rookwood, siląc się na niewinny ton, co w jej przypadku brzmiało karykaturalnie; nie pasował do ostrego spojrzenia spod ciężkich, czarnych od węgla powiek i drapieżnego uśmieszku, który błąkał się na ustach. Cierpliwość nigdy nie należała do mocnych stron kobiety, nawet kwadrans oczekiwania na Mię musiała umilić sobie szklanką whisky, jednakże ta nie musiała się przecież martwić. Znała Rookwood nie od wczoraj, znała jej zdolności co do zatruwania swojego organizmu bardzo dużymi dawkami alkoholu. To nie była nawet przystawka -Niech Cię to nie martwi, możemy pić nawet i do białego rana, jeśli dotrzymasz mi kroku - dodała, pozwalając sobie na uszczypliwy żart: nawet jeśli Mulciber zamierzała tego wieczoru oszczędzić sobie zniszczenia, to podobne wyzwanie winno ją odwieść od tego niezwykle niemądrego pomysłu. -Chociaż muszę przyznać, że wyglądasz jakbyś to Ty piła beze mnie całą ubiegłą noc - wilczy uśmiech Sigrun niec zbladł; obdarzyła Mię badawczym spojrzeniem, a jej uwadze nie umknęły cienie pod oczyma, zmęczone oczy, kwaśna bardziej niźli zwykle mina. Oblicze przyszłej aurorki zdawały się spowijać ciężkie chmury.
Osobowość Rookwod wykluczała empatię i współczucie, nie była do podobnych uczuć zdolna; troszczyła się wyłącznie o tyłek swój i swego bliźniaka, może nieco o starszych braci, którzy zazwyczaj doskonale radzili sobie sami i nie potrzebowali ani troski, ani pomocy młodszej siostry, która ledwo nad sobą panowała. Temat poruszała głównie z ciekawości: zastanawiało ją co, bądź kto Mię z równowagi wyprowadził, co było przyczyną podkrążonych oczu; Mulciber była silną kobietą i czarownicą, a to Sigrun niezwykle szanowała. Darzyła przyszłą aurorkę nicią swojej pokracznej sympatii, wyrażającej się w chęci do wspólnych nocy spędzanych na upojeniu alkoholowym i pokazywaniu mężczyznom gdzie ich miejsce. A ponadto łączyło ich odległe pokrewieństwo. Babka ze strony matki, Gudrun z Borginów, wywodziła się z Mulciberów, więc najpewniej były dalekimi kuzynkami.
Chwyciła za szklankę i duszkiem wypiła całą zawartość, tylko po to, by zamówić kolejną.
-Dwie podwójne - rzuciła władczo do barmana, oczekując, że alkohol znajdzie się przed nimi w mgnieniu oka.


She's lost control
again
Sigrun Rookwood
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am

r u i n a t i o n
OPCM : 35 +2
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 47 +5
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Metamorfomag
i n s a n e
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t5310-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/t5379-astrid#121534 https://www.morsmordre.net/t12476-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/f100-harrogate-skala https://www.morsmordre.net/t5380-skrytka-bankowa-nr-1330#121543 https://www.morsmordre.net/t5381-sigrun-n-rookwood#121544
Re: Wnętrze [odnośnik]21.01.18 1:55
Wzrok utkwiła w ścianie za barmanem, jakby próbując przebić się przez jej fakturę. W rzeczywistości siliła się na ignorowanie pulsującego w skroniach bólu głowy. Bezsenna noc, koszmary i łzy nie były fascynującym połączeniem. Nie, gdy starała sie poradzić sobie z przeszłością, tak nieoczekiwanie stając na jej drodze. Zdarte knykcie na dłoniach, których nawet nie próbowała maskować, znaczyły się sinym śladem na bladej skórze.  
Czuła się pusta, jakby ktoś wypłukał jej serce ze wszelkiej zawartości, pozostawiając ledwie skorupę. Nie, myliła się. Serca tam już nie było. Zabrał je ktoś wcześniej, zanim ta podła gnida złamała jego wytarte ślady - Martwię się tylko tym, że dałam ci fory - w oczach błysnęła znajoma złośliwość, ale nie skierowana bezpośrednio w kobietę. Znały się na tyle dobrze, że jawne przytyki traktowała jak czysty wyraz przyjaźni. Poprawiła się na stołku i przesunęła bardziej stronę Sigrun. Ciemne, przenikliwe źrenice nosiły w sobie pewną nieokiełznaną dzikość, a to przyciągało wzrok, nie tylko męskich spojrzeń. Była piękna. I na szczęście o tym doskonale wiedziała.
Wzrok zderzył się z jej własnym i przez kilka sekund Mia czuła, jakby ktoś przewiercał się przez jej umysł - żałuję, ale nie - zabębniła palcami wolnej dłoni o blat baru. Nosił ją, wciąż wyczuwała szarpiące się pod skóra nitki napięcia, jakby szukające wyzwolenia - Dziś mam nadzieję nadrobić. Mam nawet toast - urwała, gdy półprzeźroczysta szklanica z bursztynowo mieniącym się płynem stanęła przed nią. Nie patrzyła na barmana, zapominając o jego twarzy już w momencie, w którym przysiadła się do Rookwood. Z uwagą zaplotła blade palce na naczyniu i uniosła go ważąc w dłoni. Przyjemny ciężar. Na początek dzisiejszej nocy miało wystarczyć.
- Za połamane zęby zdrajców - uderzyła w szklankę towarzyszki i wychyliła połowę zawartości na wydechu. Odsunęła brzeg naczynia od ust w końcu czując, jak palący w język płyn rozchodzi się niżej, atakując gardło i w końcu neutralizując paskudny posmak krwi, który czuła w ustach. Znieczulenie miało przychodzić stopniowo, ale tego potrzebowała. Odrętwienie i obrzydliwie drażniące poczucie zdrady, bardzo łatwo wypłukiwało się alkoholem - A ty, za co dziś pijesz? - list, który otrzymała wyrwał ją z kawalkady samopowtarzalnego nieszczęście i była za to wdzięczna Sigrun, ale zakładała, że przyczyną spotkania nie była wyłącznie chęć upicia. Takich zapewne sylwetek miała pod dostatkiem, a jednak wybrała dziś ją.
Mia Mulciber
Mia Mulciber
Zawód : byłam
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
And I find it kinda funny, I find it kinda sad
That dreams in which I'm dying are the best I've ever had.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3609-mia-mulciber-budowa#64835 https://www.morsmordre.net/t3846-dimitry#71894 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f161-grimmauld-place-12-5 https://www.morsmordre.net/t4458-skrytka-bankowa-nr-888#95128 https://www.morsmordre.net/t3864-mia-mulciber#72368
Re: Wnętrze [odnośnik]21.02.18 19:42
-Z tymi forami to było raczej na odwrót - odcięła się z krótkim śmiechem. Nie brała odzywek Mii na poważnie, ani jej własne także nie były tak przez nią odbierane. Obie już wiedziały na ile mogą sobie pozwolić i gdzie leży granica. Co prawda obie lubiły wystawiać przez nią często duży palec u stopy, jednakże znały się wzajemnie juz dość długo i dobrze, by przekomarzanki nie przeradzały się w poważne konflikty. Inaczej ten Pub najpewniej zniknąłby z powierzchni ziemi. Zarówno Sigrun, jak i Mia miały tak silne, porywcze charaktery, że w prawdziwej awanturze zrobiłyby tu prawdziwy koniec świata. Mówiąc krótko: były po po prostu siebie warte.
-To co? - wtrąciła się jeszcze, niezmiernie ciekawa przyczyny kiepskiego stanu Mii. W oczach Rookwood była silną i niezależną kobietą, z którą należy liczyć - i która nie da sobie w kaszę dmuchać, dlatego też te podkrążone oczy i pełne dziwnego smutku tęczówki budziły niepokój zmieszany z zaciekawieniem.
Ujęła w dłoń podaną przez barmana szklankę, przez chwilę wprawiając bursztynowy trunek w ruch okrężnym gestem dłoni. Nie odrywała spojrzenia od oczu Mii, nie uśmiechała się już kpiąco, minę miała raczej uprzejmie zainteresowaną - lecz zaraz zaśmiała się, kiedy towarzyszka wygłosiła swój toast. Uderzyła swoim szkłem w szklankę Mii i uniosła je do ust, by napić się trochę.
-Mam nadzieję, że te zęby połamałaś Ty - powiedziała od razu, unosząc brew -Chodzi o kogoś konkretnego? - dopytała.
Tyle czasu Rookwood nie było w kraju, że po prostu nie była na bieżąco z tym, co działo się u ludzi, których los ją interesował. Droga z Wielkiej Brytanii do Rumunii była długa, a jej sowę krótko przez wyjazdem zagryzł pies. Kontaktowała się rzadko i właściwie głównie z braćmi i ojcem, bo najważniejszą wszak osobę miała tam przy sobie. Christopher wyjechał wraz z nią, więc przez długi czas nie czuła potrzeby powrotu. Mogłaby tam siedzieć i dłużej, byle z nim, gdyby nie wezwanie od Ramseya - jego nie mogła zignorować.
-Hmmm... - najchętniej wzniosłaby toast za lepsze jutro bez szlamu, przyjechała dopiero co wszak właśnie po to, by o nie walczyć, lecz wolała nie poruszać tego tematu w towarzystwie osoby na kursie aurorskim - nawet jeśli nosiła nazwisko Mia Mulciber -Za silne i niezależne kobiety. Za nas - powiedziała w końcu, uśmiechając się szelmowsko, by zamaskować nieco banał własnych słów.


She's lost control
again
Sigrun Rookwood
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am

r u i n a t i o n
OPCM : 35 +2
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 47 +5
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Metamorfomag
i n s a n e
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t5310-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/t5379-astrid#121534 https://www.morsmordre.net/t12476-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/f100-harrogate-skala https://www.morsmordre.net/t5380-skrytka-bankowa-nr-1330#121543 https://www.morsmordre.net/t5381-sigrun-n-rookwood#121544
Re: Wnętrze [odnośnik]10.04.18 17:43
- Chciałabyś - niemal z ulgą przyjmowała głos Sigrun. Na pozór zalążkowe słowa, które miały prowadzić do sprzeczki, czyniły z ich prostej wymiany ciepłe, chociaż niecodzienne przywitanie. Okazywanie względnie pozytywnych emocji w ich wydaniu różniło się od narzuconych przez konwenanse standardów. Mia nie uśmiechnęła się, ale w zmęczonym spojrzeniu błysnęło rozbawienie. Niewielu udawało się wyrwać Mulciber ze stanu nieustannej czujności. Zbyt często przypominała dzikie zwierzę, które wyrwało się z klatki, ale nadal wyczuwała niebezpieczeństwo - wiszący gdzieś nad głową kij, którym zdzielono ją tyle razy. Przy Rookwood nie musiała stawiać na baczność wszystkich murów, które na co dzień przywdziewała. Nie znaczyło to jednak, że odpuszczała całkowicie. Nikt, kto wychował się na Nokturnie nie potrafił wyrwać się ze szponów nawyków. I Sigrun wiedziała o tym dobrze - Błędy -   zdawkowa odpowiedź przymknęła przez usta młodszej dziewczyny jakoś sucho, nieznośne gorzko. Przekręciła jednak głową pospiesznie, jakby chciała przerzucić natrętną myśl gdzieś dalej. Koniec użalania. Koniec głupich błędów. Czas na odreagowanie, a pomóc miała jej w tym zawartość szklaneczki, która zamówiła najpierw sama, potem postawiono przed nią kolejną.
Nie opróżniła całości, jak miała w planie. Pozornie banalne pytanie wyrwało Mię z odrętwienia, które trzymało zbyt długo - Niestety tylko nos - wyjść suche stwierdzenie, ale gorycz wypełzła, niby ukryty wąż - ..ale przy najbliższej okazji będą tez i zęby - nie wierzyła, by Jo planował w krótkim czasie na spotkanie. Właściwie nie sądziła, żeby kiedykolwiek chciał jeszcze ja spotkać. Mia dosadnie uzmysłowiła mu co zrobi przy następnym spotkaniu. I zdecydowanie była to groźba. Nie miał prawa więcej się do niej zbliżać. Nie ręczyła za siebie - Błąd - powtórzyła jak echo wcześniejsze słowo, Błąd z przeszłości, który wypełzł mi na drogę. Już nie warty wspominania - nie należała do osób wylewnych, ale i nie planowała wyrzucać z siebie bólu, który w ostatecznym rozrachunku - hartował ją. A to najważniejsza lekcja - ...dobrze, że jutro mam wolne - dodała ciszej, szybko ucinając temat i podnosząc głowę wyżej, bez wahania krzyżując spojrzenie z kobietą i nie bez drgnienia ust odwzajemniając w końcu uśmiech - Za nas - coś w słowach wydało się Mulciber ważnego, coś czego ulotna myśl nie pochwyciła, ale zapamiętała. Nachyliła się nieco bliżej, ani nie odrywając wzroku, ani nie gasząc delikatnego wygięcia warg, na których zatrzymały się krople alkoholu. I zanim cokolwiek więcej pomyślała, musnęła policzek Sigrun. Ot, wydawałoby się banalnie, jak przyjaciółkę na powitanie. Może tylko zbyt blisko kącika ust - Dobrze, że wróciłaś - odsunęła się i dopiero wtedy opróżniła całą, pozostałą w szklanicy zawartość bursztynowej ognistej.
Mia Mulciber
Mia Mulciber
Zawód : byłam
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
And I find it kinda funny, I find it kinda sad
That dreams in which I'm dying are the best I've ever had.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3609-mia-mulciber-budowa#64835 https://www.morsmordre.net/t3846-dimitry#71894 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f161-grimmauld-place-12-5 https://www.morsmordre.net/t4458-skrytka-bankowa-nr-888#95128 https://www.morsmordre.net/t3864-mia-mulciber#72368
Re: Wnętrze [odnośnik]13.04.18 18:30
Miała nadzieję posłuchać jak Mia spuściła komuś dobre manto, niczym dziecko bajki na dobranoc; rozsiadła się na krześle wygodniej, szklankę miała pełną, w tle cicho grała muzyka - czegóż chcieć więcej? Niestety odpowiedź Mii nie nasyciła spragnionego krwi choćby w opowieściach umysłu. Zacmokała cicho z dezaprbatą w odpowiedzi. - Mam nadzieję, Mia. Skurwysynom nie należy odpuszczać, jeszcze się przyzwyczają, że mogą z tobą pogrywać jak zechcą - powiedziała po chwili, bez cienia niezadowolenia, czy złości; w jej głosie próżno było szukać przygany, czy pouczającego tonu. Nie miała zamiaru jej pouczać, bo Mia radziła sobie doskonale. Stwierdziała jedynie oczywiste fakty, które czasami po prostu dobrze było wygłosić na głos. - Mężczyzna? - spytała zdawkowo, spojrzeniem uważnie badając twarz Mulciberówny; w jej oczach dostrzegła tyle złości i goryczy, że zdziwiłaby się, gdyby chodziło o co innego. Uczucia czyniły z człowiekiem naprawdę dziwne rzeczy i bynajmniej nie miała na myśli ckliwej, banalnej miłości ze stron romantycznych opowieści i słów piosenek; wystarczyło samo silne pożądanie, chemia pomiędzy ludźmi, by doprowadzić wszystko do katastofy - od namiętności do nienawiści tylko jeden krok.
Szkło uderzyło o szkło, Rookwood przytknęła je do ust i wysączyła zawartość - za nie obie, za silne kobiety, które znały swoją wartość i nie potrzebowały u swego boku nikogo innego, by twardo stąpać po ziemi. Kiedy Mia nachyliła się ku niej, Sigrun uczyniła to samo, przekonana, że chce wyszeptać jej coś na ucho; rzeczywistość okazała się jednak milsza od przypuszczeń, a przelotny całus popieścił skórę prowokująco blisko kącika ust. - Choćby dlatego było warto - wymruczała zadowolona, a zanim Mia zdążyła się odsunąć - ona także obdarzyła ją przelotnym pocałunkiem, tym razem złożonym na jej wargach, szybko i subtelne, pozornie tak jak robi to po prostu przyjaciółka - a mimo to i tak za plecami usłyszała przeciągły, męski gwizd.
- Po co ci w ogóle była ta robota? - nie potrafiła się powstrzymać przed zadaniem tego pytania, bo po prostu nie potrafiła tego zrozumieć. Umysł Rookwood nie był w stanie pojąć co robił Mulciber na kursie aurorskim. Nie czyniła jej wyrzutów, chciała usłyszeć słowo wyjaśnienia od Mii.


She's lost control
again
Sigrun Rookwood
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am

r u i n a t i o n
OPCM : 35 +2
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 47 +5
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Metamorfomag
i n s a n e
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t5310-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/t5379-astrid#121534 https://www.morsmordre.net/t12476-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/f100-harrogate-skala https://www.morsmordre.net/t5380-skrytka-bankowa-nr-1330#121543 https://www.morsmordre.net/t5381-sigrun-n-rookwood#121544
Re: Wnętrze [odnośnik]14.04.18 22:43
Odsłanianie tego, co działo się w jej głowie, nie miało sensu. Tym bardziej, gdy decyzją nieodwołalną pogrzebała przeszłość. Tę uraczoną zdeptaną tęsknotą, która zmieniła się w gorycz. Dokonała zemsty, opłakała żałobę i teraz nie miała prawa wracać do wspomnień. Do kolejnej z kurczącej się listy osób, które przebiły się przez jej system obronny... i zniknęły. Zostawiły ją. Nie miała się prawa nad faktem użalać, a mimo to ból narastał, niby gnijąca rana. Mia czuła, że kiedyś ziemia po prostu osunie sie pod jej nogami i pochłonie. Może podświadomie, tego właśnie pragnęła? Idąc pod prąd w autodestrukcyjnej ścieżce? - Nie odpuszczam - usta zacisnęła lekko na wspomnienie gniewu i burzowej fali, która ją pochłonęła na sam widok Bojczuka - Ten nie będzie pogrywał, chyba, że ma ochotę na wizytę w Mungu. Tym razem połamię mu coś więcej - nie chciała go widzieć i wiedziała, że jeśli ten wpadnie na idiotyczny pomysł nieprzypadkowego pojawienia się w jej okolicy, mogło się skończyć paskudnie. Dla nich obojga.
Nie poruszyła się na pytanie Sigrun, ale zamiast słów powoli kiwnęła głową. Czy żałowała? Nie umiała sobie odpowiedzieć. Kochała i pożądała. Z całą porywczością, którą przypisywano Mulciber. I były momenty, w których rzeczywiście wierzyła. Teraz mogła jedynie pluć sobie w twarz, za własną naiwność. Więcej tego błędu nie mogła popełnić. A potwierdzeniem miał być brzęk szła i ostry posmak alkoholu na języku. To jednak, co oderwało cień zaścielający jej umysł, to dotyk. Ciepło bijące z kobiecej skóry i nieznośna myśl, że po prostu chciałaby znaleźć się bliżej. Brakowało jej bliskości kogoś, przed im nie musiała się ani kryć, ani bronić.
Nieuchwytny dreszcz przemknął wzdłuż kręgosłupa, gdy ciepło oddechu zaścieliło jej własne wargi. Ledwie muśnięcie naznaczyło olejnym dreszczem i lekkim uniesieniem uśmiechu. Ten umknął, gdy salę przeciął irytujący ją gwizd. Nie odwróciła się jedna, torpedując winowajcę piorunem szarych źrenic. Uwagę pozostawiła na Sigrun. Była jej warta, jako jedyna w całej, okolicznej przestrzeni - Nie znałaś mojego brata, prawda? - nie pytała, stwierdzała. Nieczęsto wspominała Elijaha, a każde słowo wydawało się boleśnie drgać na języku - Nigdy nie robiłaś czegoś, wyłącznie ze względu na... kogoś? - czy Mia popełniła błąd? Większość jej otoczenia wieściło jej porażę i mało to wierzył w jej aurora przyszłość. Ostatnimi czasy, nawet dziewczyna zaczynała w to wątpić. Ale była uparta. I dumna. Była w końcu Mulciberem i przyznawanie się do błędów wykraczało poza zasięg jej możliwości.
Mia Mulciber
Mia Mulciber
Zawód : byłam
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
And I find it kinda funny, I find it kinda sad
That dreams in which I'm dying are the best I've ever had.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3609-mia-mulciber-budowa#64835 https://www.morsmordre.net/t3846-dimitry#71894 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f161-grimmauld-place-12-5 https://www.morsmordre.net/t4458-skrytka-bankowa-nr-888#95128 https://www.morsmordre.net/t3864-mia-mulciber#72368
Re: Wnętrze [odnośnik]15.04.18 21:46
- No i bardzo dobrze - ucieszyła się Rookwood, kiwając głową z uznaniem. To ceniła w Mii: upartość i zaciętość, których wielu kobietom brakowało. Ona była jednak inna, nosiła przecież nazwisko Mulciber, a oni nie puszczali zniewag i uraz w niepamięć, o tym Sigrun zdążyła się już przekonać. - Gdybyś potrzebowała nie tyle pomocy - bo wiem, ze jej nie potrzebujesz - co towarzystwa podczas łamania tego i owego, to wiesz gdzie mnie szukać - zaoferowała się, puszczając do Mulciberówny oczko.
Westchnęła ciężko, kiedy towarzyszka kiwnęła głową; a więc jednak mężczyzna. Czasami miała ochotę zetrzeć każdego z nich powierzchni ziemi, byli absolutnie zbędni, a kobiety radzić sobie mogły doskonale same - dowód miała na to przecież mnóstwo, choćby w osobie Mii, czy Cassandry Vablatsky. Brak szowinistycznych uwag i zbędnego komplikowania wszystkiego były nader kuszącą opcją, lecz cóż - świat byłby bez z nich z pewnością nudny. Rookwood lubiła eksperymentować, nigdy nie grzeszyła pruderyjnością, a w chwilach, kiedy brał ją we władanie epizod maniakalny, traciła wszelkie hamulce; całowała już kobiety tak, jak całuje się mężczyznę, ba! Z niektórymi szła dużo dalej, potraciła docenić ich piękno i kształty; a Mia była przecież zjawiskowo piękna, nie tylko dzięki rysom twarzy i zgrabnym, gibkim ciele - to jej siła jawiła się Sigrun najpiękniejszą. Dlatego obdarowała ją przelotnym pocałunkiem, choć nie sądziła, by mogło to pójść dalej - nie miała pewności, czy Mia zareagowałaby tak samo, a zresztą łączyły ich na tyle dobre relacje, że szkoda byłoby to wszystko psuć.
- Nie - odparła zgodnie z prawdą, pomimo iż Mia rzuciła w powietrze pytanie retoryczne. - No może... kiedyś - Sigrun udawała, że się zastawia, robiąc przy tym dziwne miny, lecz prędko przyznała, że i owszem. Zaprzeczenie byłoby z jej strony hipokryzją i kłamstwem, łatwym do wykrycia; bo ona także dzięki własnemu bratu była w tym miejscu, co obecnie. Gdyby nie Christopher, pomimo zamiłowania i ręki do polowań, Sigrun nie zostałaby nigdy łowcą wilkołaków; najpewniej zatraciłaby się w szaleństwie, stoczyła na dno, wpadła do otchłani piekieł. Tak, ona także wybrała zawód przez kogoś, lecz jednocześnie - nie występowała tym samym przeciwko własnej rodzinie.
Noc była młoda, a one miały sobie jeszcze wiele do opowiedzenie. Sigrun zamówiła po prostu całą butelkę.

| zt x2


She's lost control
again
Sigrun Rookwood
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am

r u i n a t i o n
OPCM : 35 +2
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 47 +5
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Metamorfomag
i n s a n e
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t5310-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/t5379-astrid#121534 https://www.morsmordre.net/t12476-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/f100-harrogate-skala https://www.morsmordre.net/t5380-skrytka-bankowa-nr-1330#121543 https://www.morsmordre.net/t5381-sigrun-n-rookwood#121544
Re: Wnętrze [odnośnik]01.07.18 20:58
| 13.07

Trzynaście kroków. Dokładnie tyle musiała uczynić po błotnistej ścieżce prowadzącej prosto do wnętrza pubu. Trzymaną w dłoni miotłę, na której przyleciała, oparła o ścianę, gdzie stało już kilka mioteł należących do innych bywalców. Miała nadzieję, że nikt nie połakomi się na kradzież, ale z drugiej strony była to już dość wiekowa miotła, w której część witek była powyginana i tylko desperat mógłby się na nią połaszczyć. Pamiętała jeszcze czasy, kiedy Lyanna grała w szkolnej drużynie i była całkiem przyzwoitą szukającą, choć później, po szkole zdecydowała się na łamanie klątw i quidditch oraz latanie poszły w odstawkę na dłuższy czas. Chociaż ostatnio, odkąd zanikła teleportacja, musiała wyciągnąć miotłę ze schowka i na nowo odkryć uroki latania.
Wchodząc do środka zrzuciła kaptur płaszcza, odsłaniając gęstą burzę brązowych włosów. Obrzuciła obojętnym wzrokiem kilku klientów siedzących przy stolikach, nawet kiedy jeden z nich zagwizdał cicho na jej widok. Bywała w takich miejscach na tyle często, że dawno przestało to na niej robić większe wrażenie. Wiedziała też, że dla prawdziwie wartościowych mężczyzn, takich o czystej krwi, i tak była nikim, z kolei zdanie mieszańców jej nie obchodziło. Może i miała skalaną krew, ale nie czuła się taka jak oni. Sama nie wiedziała, czym dokładnie była, zawsze miała pewien problem ze zdefiniowaniem swej tożsamości. Czarownica półkrwi urodzona w dobrej i konserwatywnej czystokrwistej rodzinie, wyrzutek, czarna owca, źródło rozczarowań ojca, który od przeszło dwóch miesięcy gryzł ziemię zabity przez anomalię. W Hogwarcie Tiara umieściła ją w Slytherinie, w domu krzewiącym konserwatywne wartości, gdzie także w pewnym sensie była wyrzutkiem, bo choć nie przyznawała się do swojego statusu, plotki o nim w pewnym momencie i tak zaczęły krążyć, zapewne za sprawą kuzynów Zabinich o czystej krwi, którzy wstydzili się czarnej owcy, plamy na honorze rodziny. Niemniej jednak starała się być dobrą Ślizgonką, nie cierpiąc szlamu jak większość i nie spoufalając się z mieszańcami, choć wielu zakładało, że jako również mieszaniec powinna się z nimi utożsamiać. Ale nie chciała być i nie była jak szlamolubni Gryfoni, którzy uważali, że skaza na krwi to nic takiego.
Tak czy inaczej niekiedy rozmaite interesy i inne sprawki zmuszały ją by takie miejsca odwiedzać, na przykład gdy umawiała się z kimś chcąc opchnąć jakiś przedmiot lub zielarski składnik. Czasem lubiła też tak po prostu napić się czegoś i poobserwować ludzi lub posłuchać, co mają do powiedzenia. Odkąd umarł jej ojciec cieszyła się dużą swobodą i robiła, co chciała.
Usiadła przy jednym ze stolików, uprzednio zamawiając kufel piwa. Przysiadła w taki sposób, by móc obserwować drzwi oraz większość sali, ale zarazem nie rzucała się w oczy.
Lyanna Zabini
Lyanna Zabini
Zawód : łamaczka klątw i zaklinaczka
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5959-lyanna-zabini https://www.morsmordre.net/t5962-ceres https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f276-okolice-guildford-samotnia-nad-rzeka-wey https://www.morsmordre.net/t5963-skrytka-bankowa-nr-1488 https://www.morsmordre.net/t5964-lyanna-zabini
Re: Wnętrze [odnośnik]08.07.18 20:10
Ulotniła się z domu tuż po zakończonej kolacji, gdy znajomi Cedrika – nie szczędząc pochwał pod adresem serwowanych potraw oraz pięknej pani domu – opuścili Mansfield Road i udali się złapać swojego świstoklika. Nie zniosłaby kolejnej nocy pod jednym dachem ze znienawidzonym mężem, obecnie zbyt pijanym, by przejmować się nieobecnością żony. Spencer-Moon był łasy na komplementy, a dziś nasłuchał się ich pod dostatkiem, dlatego z czystym sumieniem mógł udać się na spoczynek, co jednak nie było dane jego małżonce. Jak zwykle sięgnęła po wino już na początku tego kameralnego przyjęcia, lecz musiała zachować względną trzeźwość umysłu, gdyż nie wiedziała przecież, jak przebiegnie spotkanie i czy Cedrik nie zechce przypadkiem później jej za nie podziękować. Gdy jednak wszystko udało się bez zarzutu, chęć sięgnięcia po używki stała się silniejsza, nie do zwalczenia. Caley założyła więc czarną pelerynę i w lawirując w wieczornej mgle ruszyła przed siebie, kierując kroki ku barowi na przedmieściach.
Nie zdziwiła ją garstka czarownic i czarodziejów znajdująca się w środku; zdecydowana większość ludzi wolała teraz siedzieć w domach niż rozbijać się po pubach, lecz bywali i tacy, którzy woleli zaryzykować bezpieczeństwem, niż gnić w znienawidzonych czterech ścianach. Caley zdecydowanie należała do tych drugich, lecz nie zamierzała przesadnie socjalizować się z dzisiejszą klientelą. Podeszła do baru i zamówiła Porter Starego Sue, po czym już miała udać się do stolika na uboczu, gdy jej uwagę zwróciła burza znajomych, brązowych włosów, a tłumaczka natychmiast rozpoznała ich właścicielkę. Uśmiechając się pod nosem, podeszła od tyłu do miejsca, w którym siedziała Lyanna.
- Panno Zabini, cóż za niespodziewane spotkanie. Znów przy alkoholu – uśmiechnęła się ironicznie pod nosem, wspominając okoliczności, w jakich poznała łamaczkę klątw.
Na morzu szalał sztorm, bujając statkiem niemiłosiernie, a biedna Lyanna przypłaciła ciekawość świata chorobą morską, na którą córka i siostra żeglarzy znała odpowiednie lekarstwo. Będąca jeszcze wtedy panną Goyle, przyniosła do kajuty znajomej karafkę pełną alkoholu, zapewniając pannie Zabini spokojniejszy sen, a sobie samej nową relację. I chociaż tego potencjału nigdy nie wykorzystała, teraz nadarzała się odpowiednia okazja, by powspominać dawne czasy.
- Ile ja bym dała, by mieć twoje włosy – bezceremonialnie zajęła miejsce na krześle naprzeciwko, nie pytając nawet, czy Lyanna jest umówiona i na kogoś czeka – Myślę nad zmianą fryzury, doradzisz mi coś? Ale najpierw oczywiście wypijmy za spotkanie – uniosła do góry swój kufel, a czujne spojrzenie utkwiła w towarzyszce.




Drag me down to the water and
hold me down until I'm full.
Until I struggle no longer,
until I've drowned in my

sinful will

Caley Goyle
Caley Goyle
Zawód : tłumaczka
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
but it's in my roots, it's in my veins, it's in my blood and I stain every heart that I use to heal
the pain
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
our dead drink the sea
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5536-caley-spencer-moon https://www.morsmordre.net/t5568-idun https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f218-dzielnica-portowa-orchard-place-9 https://www.morsmordre.net/t5567-skrytka-bankowa-nr-1368 https://www.morsmordre.net/t5566-caley-spencer-moon
Re: Wnętrze [odnośnik]10.07.18 19:13
Siedziała samotnie, pewna, że tak właśnie spędzi resztę wieczoru – samotnie, ewentualnie opędzając się od towarzystwa jakiegoś nachalnego mężczyzny. Nie przyszła tu dziś w żadnym jasno sprecyzowanym celu – szukała po prostu ucieczki od czterech ścian wciąż kojarzących się z ojcem, który nią gardził, a gdzie z konieczności musiała zamieszkać, kiedy w dzień pierwszomajowego wybuchu anomalii w mieszkaniu na Pokątnej zawalił się sufit. Dom na przedmieściach pod Londynem miał jednak swoje zalety, jeśli chodziło o jej pracę i dyskretne zajmowanie się klątwami i innymi ciekawymi przedmiotami. Ale nie dało się zapomnieć, że to było królestwo jej ojca, nawet jeśli od przeszło dwóch miesięcy był martwy. Ojciec był też dobrym przykładem na to, że nigdzie nie jest bezpiecznie, bo anomalie wyrwały go nocą z własnego łóżka i rozszczepionego rzuciły daleko od domu, gdzie samotnie się wykrwawił znaleziony przez kogoś przypadkowego dopiero po kilku dniach.
Upiła łyk zawartości swojego kufla, i wtedy nagle usłyszała za sobą kobiecy głos zwracający się do niej po nazwisku. Odruchowo obejrzała się w tamtą stronę, zauważając postać, którą po chwili rozpoznała. Caley jeszcze wtedy Goyle, którą poznała płynąc statkiem do Norwegii. Nie znosiła tamtej podróży zbyt dobrze z powodu sztormu, do czego nie była przyzwyczajona, bo spędziła całe dotychczasowe życie na lądzie i nieco się rozchorowała, kiedy łajbą bujało na wszystkie strony. Caley poratowała ją alkoholem i wtedy właśnie zawarły swą znajomość, spędzając podróż wspólnie. Chociaż Lyanna nie należała do najbardziej towarzyskich ludzi, dobrze było poznać rówieśniczkę z dobrej rodziny, mającą podobne zapatrywania na świat. Od tamtego momentu minęło sporo czasu, ale Lyanna pamiętała Caley. Kiedyś mimochodem słyszała nawet o jej ślubie z jakimś ważniakiem z ministerstwa, i zdawała sobie sprawę, że gdyby nie skaza na krwi ją spotkałby podobny los, ale ojciec nawet nie zadał sobie trudu, by zadbać o to, by jego córka nie pozostała samotna. Zawsze powtarzał, że nikt wartościowy i tak nie zechce takiego kukułczego jaja, które zbrukałoby krew jego potomstwa, dlatego Lyanna żywiła przekonanie, że pisana jest jej samotność, tym bardziej, że kiedyś, jeden raz, rzeczywiście zaczęła czuć do pewnego mężczyzny coś więcej, ale gdy dowiedział się, że jej krew nie była czysta, bezlitośnie nią wzgardził i urwał znajomość. Wtedy ją to bolało, ale później uczyniło mocniejszą. Ostatecznie nie potrzebowała męża, nie chciała powoływać na świat kolejnych wyrzutków, którymi ich ojciec będzie gardził tak, jak Vincent Zabini gardził nią. Nie chciała kochać, chciała tylko przeżywać przyjemności i powiększać swoje umiejętności i wiedzę o interesujących ją dziedzinach magii. Jej ambicje wykraczały ponad typowe dla większości kobiet pragnienie wyjścia za mąż i posiadania dzieci.
- To rzeczywiście zaskakujący zbieg okoliczności, ale miło cię znów spotkać po takim czasie. Słyszałam, że sporo się w twoim życiu zmieniło od tamtego dnia, prawda? Jak przychodzi ci odnajdywanie się w tej... nowej roli? – zapytała, patrząc, jak Caley siada przy jej stoliku. Nie miała nic przeciwko takiemu towarzystwu. W jej pytaniu nie było też złośliwości ani kpiny, ostatecznie nie wiedziała, jak wygląda małżeństwo dawnej panny Goyle.
Słysząc komplement na temat włosów lekko chwyciła je w dłonie. Rzeczywiście, były piękne. Długie, gęste i obecnie nieco splątane, w nieładzie rozsypywały się na jej ramionach i plecach tworząc burzę loków. Matka, poza skazą na krwi, podarowała jej też swoją urodę. Elaine naprawdę musiała być pięknością, skoro Vincent Zabini zwrócił na nią uwagę. Niestety nawet piękna twarz i włosy nie mogły utrzymać miłości męża, kiedy wyszło na jaw, że młoda Francuzka wcale nie była czystej krwi wbrew temu, co mu mówiła. Oszukany Vincent przepędził ją, kiedy Lyanna miała może rok. Córkę zatrzymał i w akcie wielkiej łaski nawet dał jej nazwisko, ale starannie wpajał pogardę do matki i obrzydzenie do krwi płynącej w jej żyłach.
- Nic szczególnego z nimi nie robię. Po prostu... takie już są – rzekła, wzruszając lekko ramionami. – I chętnie się napiję – uniosła kufel. – Za spotkanie!
Upiła łyk, nie przestając przyglądać się Caley.
- Więc czym się aktualnie zajmujesz, droga Caley? – zapytała po chwili, próbując zagaić rozmowę z długo nie widzianą znajomą. Ostatnimi czasy niewiele miała okazji do rozmów i kontaktów innych od tych czysto zawodowych. Chodziła własnymi ścieżkami, poza tym naprawdę niewiele jej dawnych szkolnych znajomości przetrwało próbę czasu.
Lyanna Zabini
Lyanna Zabini
Zawód : łamaczka klątw i zaklinaczka
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5959-lyanna-zabini https://www.morsmordre.net/t5962-ceres https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f276-okolice-guildford-samotnia-nad-rzeka-wey https://www.morsmordre.net/t5963-skrytka-bankowa-nr-1488 https://www.morsmordre.net/t5964-lyanna-zabini

Strona 3 z 7 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Next

Wnętrze
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach