Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Szkocja
Schronisko dla magicznych stworzeń
Strona 1 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
AutorWiadomość
Schronisko dla magicznych stworzeń
Schronisko zlokalizowane jest w głębi szkockich borów nad brzegiem niewielkiego leśnego jeziora; podzielone na kilka dużych wybiegów i dwa podłużne budynki stanowi swoistą enklawę w liściastej głuszy, a spokój znajdują tu przeróżne zwierzęta domowe - od szczurów po psy - i magiczne stworzenia. Większe okazy, jak smoki czy jednorożce, są od razu transportowane do odpowiednich rezerwatów, ale pozostałe magiczne stworzenia znajdą tu bezpieczeństwo i profesjonalną opiekę specjalistów. Każdy z odwiedzających schronisko może wybrać sobie jedno z dostępnych stworzeń i je adoptować, ale trzeba uważać - pod urokiem słodkich i smutnych oczu nietrudno się rozpłynąć; w rezultacie wielu gości schroniska wychodzi nie z jednym, ale nawet z kilkoma zwierzakami, zapewniając im nowy, lepszy dom. Po schronisku swobodnie chodzi stado kotów, które miauczeniem zwiastują nadejście kolejnych gości; z kolei w budynkach spotkać można lelka wróżebnika, niuchacza i królika należące do właściciela i niepodlegające adopcji.
W lokacji można zdobyć kota. Warunkiem otrzymania zwierzaka jest rozegranie sesji na co najmniej 5 postów oraz rzut kostką. Jeśli wynik wypadnie między 10-35, 61-85 lub wyrzucisz 100, kotek wędruje w twoje łapki. Każda osoba z sesji może rzucić raz kostką; sesję z rzutem można rozegrać jedną postacią tylko raz w ciągu cyklu fabularnego (nie miesiąca fabularnego); po wygraniu kotka tą samą postacią nie możesz adoptować kolejnego.
W lokacji można zdobyć kota. Warunkiem otrzymania zwierzaka jest rozegranie sesji na co najmniej 5 postów oraz rzut kostką. Jeśli wynik wypadnie między 10-35, 61-85 lub wyrzucisz 100, kotek wędruje w twoje łapki. Każda osoba z sesji może rzucić raz kostką; sesję z rzutem można rozegrać jedną postacią tylko raz w ciągu cyklu fabularnego (nie miesiąca fabularnego); po wygraniu kotka tą samą postacią nie możesz adoptować kolejnego.
Lokacja zawiera kostki.
Clementine długo namawiała ojca do wizyty w magicznym schronisku. Mężczyzna odmawiał jej tej przyjemności, tłumacząc się brakiem czasu i niebezpieczeństwem. Długo wyjaśniał jej, że podróż do Szkocji będzie męcząca . Chociaż dziewczyna ostatnio coraz częściej sama mogła wędrować po Londynie, pod warunkiem, że ojciec bądź zaufany znajomy odstawiał ją na umówione miejsce i odbierał stamtąd, podróż do Szkocji to była całkiem inna sprawa. Clementine długo czekała aż nadarzy się okazja, aby ktoś mógł wybrać się tam razem z nią. W końcu nadszedł ten dzień.
Clementine po pokonaniu kilku kominków sieci fiuu, dostaje się do powozu, który na prośbę Rodricka Baudelaire oraz Pana Ollivandera, ma przewieść młodą panienkę Baudelairę i adepta różdżkarstwa po prywatnym terenie należącym do Colina Fawleya. Emmie jest podekscytowana. Nie wie, kiedy wychyliła się przez okno powozu, opierając dłoń o ramę okienka, nad udami biednego Titusa. Nasłuchuje dźwięków przyrody. Śpiewów ptaków. W drugiej dłoni trzyma rąbek sukni, podciągając ją w górę, żeby mogła podeprzeć się kolanem o siedzisko w powozie, kiedy na jednym, wątłym ramieniu, podpiera swój ciężar, żeby nie spaść na towarzyszącego jej mężczyznę. W pewnym momencie powóz podskakuje na nierówności, a równowaga dziewczęcia zostaje zachwiana. Clemmy bezwładnie ląduje na kolanach młodziana, dalej jedną ręką przytrzymując się otwartego okienka.
— Słyszałeś? To Dirikrak — w przejęciu Clementine nie od razu reaguje na to, że siedzi na jego nogach. Usadowiona jest bokiem na jego kolanach, ale twarzą do niego, bo wygina się, żeby nasłuchiwać dźwięków z prawej strony powozu. Tak jest jej nawet wygodniej niż w poprzedniej pozycji. Uśmiecha się, zaczesując swoje rude pukle za ucho, tym samym sprawiając, ze włosy opadają na jego rękę, łaskocząc mężczyznę. Emmie delikatnie opiera się ręką na udzie Tito i dopiero teraz dociera do niej pozycja w jakiej się znajdują. Dlatego cofa dłoń. Nie robi tego gwałtownie, mimo, że czuje nagłe skrępowanie sytuacją.
— Mugole wierzą, że dirikraki wymarły. Nazywają je dodo. Często użyczają swoich piór do rdzeni różdżek. Łatwo je zdobyć, bo gubią je podczas teleportacji. Na pewno jest ich tu bardzo dużo — dodaje ciszej, cofając rękę z okienka i wyciągna ją przed siebie, żeby znaleźć siedzisko kanapy w powozie. Zamiast tego natrafia na dłoń Titusa. Dlatego cofa własną i pozostaje na dotychczas zajmowanym miejscu. Titus cieszy się sympatią Clementine, dlatego Emmie ma nadzieję, że nie jest na nią zły, że użycza jego kolan do siedzenia.
— Możemy spróbować zebrać pióra dirikraka. Myślisz, ze lord Fawley na to pozwoli? — pyta nieśmiało, licząc na to, że jego odpowiedź zasugeruje jej, czy nie uraziła go w jakiś sposób podczas tej przejażdżki po schronisku. Czekał ich przecież długi dzień spędzony razem. Clementine szukała osobników możliwych do zaadoptowania do jej hodowli, a Tito rdzeni do różdżek.
" There's no need to be perfect to inspire others let people get inspired by how you deal with your imperfections |
Clementine Baudelaire
Zawód : hodowczyni ptaków
Wiek : 19 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
There's no need to be perfect to inspire others let people get inspired by how you deal with your imperfections.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Nieaktywni
Titus był podescytowany perspektywą spędzenia całego dnia w towarzystwie panny Baudelaire - już przy pierwszym spotkaniu, kiedy niezauważony przysłuchiwał się jej grze, wydała mu się intrygująca. Później okazało się, że to mało powiedziane! Imponowała mu swoją wiedzą na temat ptaków, ale także charakterem - tak łagodnym i wręcz uroczym, tym, że pomimo faktu iż nie mogła podziwiać otaczającego ich piękna w pełnej krasie, zachowała optymizm i radość życia. Lubił takich ludzi, w tych trudnych czasach pogoda ducha była niezwykle ważna, a on uśmiechał się za każdym razem gdy mógł z nią porozmawiać. Może też trochę dlatego, że jej blade policzki, jasne oczy i rude kosmyki (Titus chyba bardzo lubił ten kolor włosów, skoro swoje uczucia zwykle lokował w rudych niewiastach - najpierw Lyra, szkola przyjaciółka, później siedząca razem z nim w powozie Clem i wreszcie Lotta, która - ku jego zmartwieniu - nagle zniknęła nie dając żadnego znaku) bardzo mu się podobały. Obserwował jak smukłe palce zaciskają się na krawędzi okna, nieznacznie uniósł ręce chcąc łapać ją w nagłym wypadku, ale nie wyglądało na to, żeby miała zaraz wypaść z powozu, więc trochę się uspokoił, patrząc na nią z łagodnym uśmiechem. Wtem jednak powóz podskoczył, a ona całkiem nagle wylądowała mu na kolanach, co sprawiło, że jego twarz przybrała iście buraczanego odcieniu. Dobrze, że nie mogła tego zobaczyć. Wstrzymał powietrze - nie przeszkadzało mu takie ustawienie, choć z początku poczuł się nieco skrępowany. Widząc jednak jej zadowolenie, jej ekscytację śpiewem wpadającym do powozu, postanowił nie przerywać kontaktu, choć w duchu dziękował, że jej ojciec był gdzieś daleko... Poczuł przyjemny dreszcz biegnący po linii kręgosłupa, kiedy połaskotały go ogniste kosmyki, zaś gdy oparła dłoń na jego udzie kompletnie nie mógł skupić się na niczym innym. Wcześniej z uwagą słuchał każdego kolejnego słowa, teraz obchodziła go tylko ta drobna rączka, znajdująca się zdecydowanie zbyt blisko... ekhm... Poczuł jak policzki mu płoną, ba! Paliły go nawet końcówki uszu!
- Ci mugole... - tylko tyle zdołał z siebie wyrzucić, co dziwne, bo zwykle przecież gęba mu się nie zamykała - paplał co ślina na język przyniosła, zacieszając się przy tym jak dziecko, które dostało swoje ulubione cukierki. Kiedy ich dłonie spotkały się na siedzisku, ponownie wstrzymał powietrze, drugą ręką nerwowo drapiąc się po policzku. W pewnej chwili miał ochotę objąć ją ramionami by nie spadła przy kolejnym podskoku, ale trochę się bał, że mogłaby to źle odebrać, więc jedynie delikatnie wsparł jedną dłoń na dziewczęcej talii, tym samym nieznacznie ją przytrzymując.
- Pozwolisz, że... no... nie chciałbym żebyś spadła. - wytłumaczył, wlepiając spojrzenie w jej twarz - Mam nadzieję, że pozwoli. Chciałbym wrócić do domu z nowymi rdzeniami. - przyznał, zgodnie zresztą z prawdą. Miał nadzieję, że uda mu się przywieźć do posiadłości Ollivanderów jak najwięcej materiałów, chociaż gdyby wrócił z pustymi rękoma i tak tryskałby entuzjazmem - towarzystwo panny Baudelaire było niezwykle inspirujące.
- Tyle wiesz o ptakach, to naprawdę imponujące. - dodał, zerkając w kierunku okna. Powóz jeszcze chwilę mknął przed siebie, by ostatecznie zwolnić, a później stanąć.
- Poczekaj, chyba będziemy wysiadać. - przytrzymał się nieco mocniej, tym razem faktycznie obejmując ją znacznie śmielej, by nieznacznie wychylić się przez otwór - Tak, poczekaj, pomogę ci wysiąść... - zaczął się gramolić i kręcić, plątając w połach sukni Clementine - Och, to... kurcze... - ciężko było wygramolić się z owej plątaniny, co pewnie z punktu widzenia osób trzecich mogłoby wyglądać całkiem śmiesznie, ba! Nawet Titusa trochę bawiło, więc roześmiał się, w końcu wychodząc z powozu, a później pomógł i jej, chwytając drobną, dziewczęcą dłoń.
- Ci mugole... - tylko tyle zdołał z siebie wyrzucić, co dziwne, bo zwykle przecież gęba mu się nie zamykała - paplał co ślina na język przyniosła, zacieszając się przy tym jak dziecko, które dostało swoje ulubione cukierki. Kiedy ich dłonie spotkały się na siedzisku, ponownie wstrzymał powietrze, drugą ręką nerwowo drapiąc się po policzku. W pewnej chwili miał ochotę objąć ją ramionami by nie spadła przy kolejnym podskoku, ale trochę się bał, że mogłaby to źle odebrać, więc jedynie delikatnie wsparł jedną dłoń na dziewczęcej talii, tym samym nieznacznie ją przytrzymując.
- Pozwolisz, że... no... nie chciałbym żebyś spadła. - wytłumaczył, wlepiając spojrzenie w jej twarz - Mam nadzieję, że pozwoli. Chciałbym wrócić do domu z nowymi rdzeniami. - przyznał, zgodnie zresztą z prawdą. Miał nadzieję, że uda mu się przywieźć do posiadłości Ollivanderów jak najwięcej materiałów, chociaż gdyby wrócił z pustymi rękoma i tak tryskałby entuzjazmem - towarzystwo panny Baudelaire było niezwykle inspirujące.
- Tyle wiesz o ptakach, to naprawdę imponujące. - dodał, zerkając w kierunku okna. Powóz jeszcze chwilę mknął przed siebie, by ostatecznie zwolnić, a później stanąć.
- Poczekaj, chyba będziemy wysiadać. - przytrzymał się nieco mocniej, tym razem faktycznie obejmując ją znacznie śmielej, by nieznacznie wychylić się przez otwór - Tak, poczekaj, pomogę ci wysiąść... - zaczął się gramolić i kręcić, plątając w połach sukni Clementine - Och, to... kurcze... - ciężko było wygramolić się z owej plątaniny, co pewnie z punktu widzenia osób trzecich mogłoby wyglądać całkiem śmiesznie, ba! Nawet Titusa trochę bawiło, więc roześmiał się, w końcu wychodząc z powozu, a później pomógł i jej, chwytając drobną, dziewczęcą dłoń.
Every great wizard in history has started out as nothing more than what we are now, students.
If they can do it,
why not us?
If they can do it,
why not us?
Czuje jego dotyk u dołu kręgosłupa i wyczuwa napięcie jego mięśni, dlatego instynktownie próbuje wychylić się w przód, żeby sięgnąć stopami podłoża i zsunąć się z jego kolan. Zanim zdąży zorientować się w przestrzeni, słyszy jego ton. Zwraca twarz w jego stronę, skupiając się na słowach. Titus miota się trochę. Gdyby mogła spojrzeć w jego twarz, wiedziałaby dlaczego, tymczasem zastanawia się nad tym. Nie wie czy to irytacja, skrępowanie, czy inna emocja. Dlatego postanawia o to spytać:
— Nie przeszkadzam Ci tak?
Sama próbuje wyplątać się ze swojej sukni, ale nie jest to łatwe. Na krawędzi przysiadł Titus, blokując jej ruchy, co odkryła, kiedy próbowała siąść obok. Zaczepiona, zajmuje dalej miejsce na jego nogach, starając się nie ograniczać jego prywatności w żaden dodatkowy sposób. Żeby odciążyć go ze swojego ciężaru, chociaż nie waży znowu tak dużo, opiera się ręką o kanapę obok jego głowy. Drugą wspiera się za sobą o ściankę powozu. Nic już nie może zrobić, bo każdy jej kolejny ruch wprawia Titusa tylko w coraz większe napięcie. Nie zna dokładnej przyczyny, ale stara się nie stresować go bardziej. Wraca do tematu dirikraka, bo przecież znaleźli się tu w pewnym celu.
— To dlatego, że chciałabym zaadoptować jak najwięcej osobników w swojej oranżerii. Rozejrzysz się? Może zobaczysz coś, czego ja nie mogę? Bardzo zależałoby mi na benglikach. Podobno mają czerwone upierzenie, z białymi kropkami. To niewielkie ptaki ozdobne. Widzisz takie?
Słyszy o tym, że zbliżają się do głównego budynku schroniska, gdzie opuszczą powóz. Daje wiec Tito działać. Stara mu się pomóc w rozplątaniu materiałów jej sukni. Opiera się na jego ramionach, żeby zsunąć się na ziemię, kiedy udaje im się uwolnić fragment tkaniny. Potyka się od razu, kiedy staje na ziemi, ale Titus jest blisko więc kontroluje sytuacje. Niedługo później pomaga jej zejść na dół. Przytrzymuje jego rękę i w końcu staje obok niego, poprawiając włosy. Poza powzem panuje nna temperatura. Nie słyszy już teleportacji i odgłosów dirikraka, ani żadnego innego śpiewu podobnego osobnika czy trzepotu skrzydeł. Jest… cicho. Bardzo cicho. Dobiega ją dopiero miauczenie dziesiątek kotów, łaszących się pod ich stopami.
— Och.
Clementine nigdy wcześniej nie spotkała kota, czytała o nich, Duny opowiadał jej o tygrysach, ale nie miała okazji go głaskać, ani poznać ich zachowań, dlatego, chwyta mocniej dłoń mężczyzny, bo nie wie czy koty są groźne. Te, o których opowiadał Beckett nie były, ale Duncan przybliżał jej tylko najpiękniejsze historie.
— Titus, czy… czy to koty? — pyta niezdecydowana, bo chociaż na ptakach zna się, jak nikt inny, mruczenie tego zwierzęcia wprawia ją w osłupienie. Jest przemiłe i odprężające, dlatego w końcu, w swoim wielkim zaufaniu, Clementine kuca, wyciągając dłoń, do której kotek się łasi. Głaszcze go, badając jego zachowania i czując, jak ten pomruk wypełnia jej serduszko ciepłem, a ciało drganiami i gęsią skórką. To bardzo ujmujące doświadczenie napada ją ze wszystkich stron.
— To bardzo przyjemne — przyznaje — myślisz, że wszystkie zwierzęta są tu tak uprzejme? Mam nadzieję, że ptaki są równie kochane. Pomożesz mi znaleźć biuro? Chciałabym spytać, czy mają jakieś ptasie stworzonka do adopcji.
— Nie przeszkadzam Ci tak?
Sama próbuje wyplątać się ze swojej sukni, ale nie jest to łatwe. Na krawędzi przysiadł Titus, blokując jej ruchy, co odkryła, kiedy próbowała siąść obok. Zaczepiona, zajmuje dalej miejsce na jego nogach, starając się nie ograniczać jego prywatności w żaden dodatkowy sposób. Żeby odciążyć go ze swojego ciężaru, chociaż nie waży znowu tak dużo, opiera się ręką o kanapę obok jego głowy. Drugą wspiera się za sobą o ściankę powozu. Nic już nie może zrobić, bo każdy jej kolejny ruch wprawia Titusa tylko w coraz większe napięcie. Nie zna dokładnej przyczyny, ale stara się nie stresować go bardziej. Wraca do tematu dirikraka, bo przecież znaleźli się tu w pewnym celu.
— To dlatego, że chciałabym zaadoptować jak najwięcej osobników w swojej oranżerii. Rozejrzysz się? Może zobaczysz coś, czego ja nie mogę? Bardzo zależałoby mi na benglikach. Podobno mają czerwone upierzenie, z białymi kropkami. To niewielkie ptaki ozdobne. Widzisz takie?
Słyszy o tym, że zbliżają się do głównego budynku schroniska, gdzie opuszczą powóz. Daje wiec Tito działać. Stara mu się pomóc w rozplątaniu materiałów jej sukni. Opiera się na jego ramionach, żeby zsunąć się na ziemię, kiedy udaje im się uwolnić fragment tkaniny. Potyka się od razu, kiedy staje na ziemi, ale Titus jest blisko więc kontroluje sytuacje. Niedługo później pomaga jej zejść na dół. Przytrzymuje jego rękę i w końcu staje obok niego, poprawiając włosy. Poza powzem panuje nna temperatura. Nie słyszy już teleportacji i odgłosów dirikraka, ani żadnego innego śpiewu podobnego osobnika czy trzepotu skrzydeł. Jest… cicho. Bardzo cicho. Dobiega ją dopiero miauczenie dziesiątek kotów, łaszących się pod ich stopami.
— Och.
Clementine nigdy wcześniej nie spotkała kota, czytała o nich, Duny opowiadał jej o tygrysach, ale nie miała okazji go głaskać, ani poznać ich zachowań, dlatego, chwyta mocniej dłoń mężczyzny, bo nie wie czy koty są groźne. Te, o których opowiadał Beckett nie były, ale Duncan przybliżał jej tylko najpiękniejsze historie.
— Titus, czy… czy to koty? — pyta niezdecydowana, bo chociaż na ptakach zna się, jak nikt inny, mruczenie tego zwierzęcia wprawia ją w osłupienie. Jest przemiłe i odprężające, dlatego w końcu, w swoim wielkim zaufaniu, Clementine kuca, wyciągając dłoń, do której kotek się łasi. Głaszcze go, badając jego zachowania i czując, jak ten pomruk wypełnia jej serduszko ciepłem, a ciało drganiami i gęsią skórką. To bardzo ujmujące doświadczenie napada ją ze wszystkich stron.
— To bardzo przyjemne — przyznaje — myślisz, że wszystkie zwierzęta są tu tak uprzejme? Mam nadzieję, że ptaki są równie kochane. Pomożesz mi znaleźć biuro? Chciałabym spytać, czy mają jakieś ptasie stworzonka do adopcji.
" There's no need to be perfect to inspire others let people get inspired by how you deal with your imperfections |
Clementine Baudelaire
Zawód : hodowczyni ptaków
Wiek : 19 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
There's no need to be perfect to inspire others let people get inspired by how you deal with your imperfections.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Nieaktywni
- Nieeee, coś ty! - to nawet miłe. Energicznie pokręcił głową. Był jurnym młodzieńcem, towarzystwo uroczych niewiast jak najbardziej mu odpowiadało, ale szlacheckie wychowanie nie pozwalało na zbytnią wylewność w tym temacie. Choć nie oszukujmy się - Titus był akurat zdecydowanie zbyt swawolny jak na młodego arystokratę. Kiedy oparła się ręką o siedzenie, jej dekolt znalazł się mniej więcej na wysokości oczu chłopaka, więc to w niego wlepił spojrzenie, znowu na krótką chwilę zapominając o całym bożym świecie! Dopiero jej głos wyrwał go z zamyślenia - i dobrze, bo już zaczął sobie wyobrażać nie wiadomo co... A tak? Tak uniósł wzrok.
- Jasne! Będę cię informował o każdym, którego zobaczę! - obiecał pełen entuzjazmu, od razu rzucając okiem naokoło - niestety aktualnie widział tylko ściany powozu i Clementine, która z powodzeniem zajmowała całą jego uwagę. Któż jednak mógłby się skupić mając przy sobie taką kobietę?...
Kiedy wysiedli poprawił poły płaszcza, chwytając mocno jej dłoń by nic sobie nie zrobiła - nie chciałby widzieć żadnych niedoskonałości wykwitających na tej bladej skórze. Poczuł, że mocniej ściska jego rękę, więc nieznacznie się uśmiechnął.
- Tak, to koty, cała masa kotów. - pokiwał głową, przykucając obok i wyciągając dłoń by złapać jedno zwierze na kark - niestety kociak sprawnie uniknął jego palców - Wiesz, że mruczenie kota dobrze wpływa na człowieka? Już nie pamiętam o co dokładnie chodziło, ale z pewnością o coś ważnego. - zmarszczył brwi, przez chwilę nad tym dumając, ostatecznie wzruszył ramionami - będzie musiał odświeżyć sobie pamięć jakąś krótką lekturką na ten temat - Mhm, koty z reguły są super stworzeniami, ale mają też trochę... nieprzyjemną naturę. To jedne z nielicznych zwierząt, które zabijają dla przyjemności, nie z przymusu. - westchnął. Lubił te małe, futrzasne istotki, ale jednocześnie troszkę im nie ufał. Tak czy inaczej ich puchate ogonki i miękkie łapki zawsze go rozczulały - Myślę, że niedługo się przekonamy. Chodźmy do biura, już widzę budynek. - powoli powstał z kucka, tym samym ciągnąc w górę także Clem, otoczył ramieniem jej rękę, wspierając dłoń na dłoni dziewczęcia, która pewnie teraz znajdowała się w okolicach jego łokcia. Powoli ruszył ugniecioną ścieżąką, prowadząc za sobą pannę Baudelaire. Wtem jednak usłyszeli cichy trzask, a Titus w momencie przystanął - To ten ptak! Dirikrak! - zawołał i już ciągnął ją w stronę ptaszyska, kiedy to ponownie zniknęło rozpływając się w powietrzu - O nie! Zniknął! Chyba zgubił przy tym pióro, myślisz, że mogę je wziąć? - wolał się upewnić, w końcu nie chciał wyjść na złodzieja, ale z drugiej strony... Może nikt by tego nie zauważył? Ollivander rzucił okiem naokoło, marszcząc przy tym brwi. Taki egzemplarz w kolekcji egzotycznych piór spoczywających gdzieś na półkach warsztatu wyglądałby super! Ale byli już blisko biura, więc może lepiej zapytać?...
- Jasne! Będę cię informował o każdym, którego zobaczę! - obiecał pełen entuzjazmu, od razu rzucając okiem naokoło - niestety aktualnie widział tylko ściany powozu i Clementine, która z powodzeniem zajmowała całą jego uwagę. Któż jednak mógłby się skupić mając przy sobie taką kobietę?...
Kiedy wysiedli poprawił poły płaszcza, chwytając mocno jej dłoń by nic sobie nie zrobiła - nie chciałby widzieć żadnych niedoskonałości wykwitających na tej bladej skórze. Poczuł, że mocniej ściska jego rękę, więc nieznacznie się uśmiechnął.
- Tak, to koty, cała masa kotów. - pokiwał głową, przykucając obok i wyciągając dłoń by złapać jedno zwierze na kark - niestety kociak sprawnie uniknął jego palców - Wiesz, że mruczenie kota dobrze wpływa na człowieka? Już nie pamiętam o co dokładnie chodziło, ale z pewnością o coś ważnego. - zmarszczył brwi, przez chwilę nad tym dumając, ostatecznie wzruszył ramionami - będzie musiał odświeżyć sobie pamięć jakąś krótką lekturką na ten temat - Mhm, koty z reguły są super stworzeniami, ale mają też trochę... nieprzyjemną naturę. To jedne z nielicznych zwierząt, które zabijają dla przyjemności, nie z przymusu. - westchnął. Lubił te małe, futrzasne istotki, ale jednocześnie troszkę im nie ufał. Tak czy inaczej ich puchate ogonki i miękkie łapki zawsze go rozczulały - Myślę, że niedługo się przekonamy. Chodźmy do biura, już widzę budynek. - powoli powstał z kucka, tym samym ciągnąc w górę także Clem, otoczył ramieniem jej rękę, wspierając dłoń na dłoni dziewczęcia, która pewnie teraz znajdowała się w okolicach jego łokcia. Powoli ruszył ugniecioną ścieżąką, prowadząc za sobą pannę Baudelaire. Wtem jednak usłyszeli cichy trzask, a Titus w momencie przystanął - To ten ptak! Dirikrak! - zawołał i już ciągnął ją w stronę ptaszyska, kiedy to ponownie zniknęło rozpływając się w powietrzu - O nie! Zniknął! Chyba zgubił przy tym pióro, myślisz, że mogę je wziąć? - wolał się upewnić, w końcu nie chciał wyjść na złodzieja, ale z drugiej strony... Może nikt by tego nie zauważył? Ollivander rzucił okiem naokoło, marszcząc przy tym brwi. Taki egzemplarz w kolekcji egzotycznych piór spoczywających gdzieś na półkach warsztatu wyglądałby super! Ale byli już blisko biura, więc może lepiej zapytać?...
Every great wizard in history has started out as nothing more than what we are now, students.
If they can do it,
why not us?
If they can do it,
why not us?
Emmie zauważa, że jest jej cieplej na sercu i przyjemniej, kiedy witają ich kociaki w drodze do budynku. Wierzy Titusowi na słowo, chociaż i bez żywego dowodu jego teorii, nie miałaby powodu u nie ufać. Clementine nigdy wcześniej nie miała do czynienia z kotami, ale ten, który łasi się najbardziej przy jej stopie, którego dziewczę głaszcze za uchem i po brzuchu, wydaje się już przez nią kupiony, jej łagodnością i szczodrością, z jaką bezinteresownie smyra go po brzuchu. Wyjątkowo, kot nie ucieka. Lubi pieszczoty, albo lubi je w tym momencie, bo teraz jest mu tak wygodnie. Pozwala się nawet wziąć na ręce. Clementine mierzy jego ciężar w ramionach i opiera go na swoim udzie. Kotek wdrapuje się po sukni, zaczepiając się o nią pazurkami. Pozostawia zadziory na materiale, ale Emmie to nie przeszkadza. Przechyla lekko głowę na bok, pozwalając mu wspiąć się wyżej. Po cieżarze poznaje, że kotek znalazł się już najwyżej jak mógł. Dlatego puszczając dloń Titusa, pomaga mu wejść jeszcze wyżej. Chwyta go w rękach i razem z Olivanderem wstaje do góry. Kot jeży się na okrzyk mężczyzny, Clementine wygładza jego sierść uspokajająco. Mimo to, sierści uszek zaraz czmycha z jej rąk na ziemię i ucieka. Panienka Baudeaire spogląda teraz na Titusa bez cienia złości, chociaż powinna mu mieć za złe spłoszenie zwierzęcia. Nie ma czasu na dodanie swojej uwagi, bo chłopak ciągnie ją w kierunku źródła dźwięku. Biegnie za nim, schodząc z wydeptanej ścieżki. Trzymając jego rękę w łokciu, przystaje, nasłuchując.
— Gdyby to ode mnie zależało, ja bym Ci je oddala — stwierdziła Clementine, z punktu widzenia hodowcy ptaków. Ale Clementine nie hodowała ich dla pieniędzy. Emmie robiła to z pasji, więc nawet nie przeszło jej przez myśl, że ktoś mógłby chcieć sprzedać to pióro dla zysku.
— Coś jest nie w porządku — szepce jednak Emmie, wsłuchując się cały czas w przestrzeń wokół nich — Dirikrak nie powinien być tak głośny. To bardzo płochliwe zwierzęta, nie starają się rzucać w oczy. Tylko trzask ich ucieczki słychać bardzo głośno.
Clementine zapomina, że mieli iść do budynku. Unosi twarz do swojego towarzysza, składając cichą prośbę.
— Wydaje mi się, że może być ranny. Pomożesz mi go złapać i uleczyć?
Emmie patrzy na niego wielkimi oczętami. Odwraca spojrzenie tylko dlatego, ze słyszy kolejny dźwięk, gdzieś bardzo daleko, w miejscu mocno oddalonym od głównej strzechy schroniska. Ciało panienki Baudelaire samo rwie się w tym kierunku, kiedy prostuje się, patrząc w tamtą stronę. Podnosi rąbek sukni, zastanawiajac się czy zdążą pomóc dirikrakowi zanim stanie mu się jakaś krzywda.
Oboje rzucacie kostką 'k100':
suma waszych rzutów + spostrzegawczość = wynik
1-70 – nie możecie znaleźć żadnego śladu po dirikraku, nie macie więc nic innego prócz przeczucia Clementine
71-140 – Tito znajduje ślady, połamane gałązki i ślady krwi na liściach, którymi podążacie w kierunku Dirikraka. Jeśli suma kości była parzysta - znajdujecie go, jeśli nieparzysta - niestety nie. Jednak uważajcie, w każdej chwili może się teleportować!
140+ – Clementine podąża za dźwiękami, bezbłędnie odczytując położenie Dirikraka. Znaleźliście go pod drzewem, rannego. Nie może się teleportować.
— Gdyby to ode mnie zależało, ja bym Ci je oddala — stwierdziła Clementine, z punktu widzenia hodowcy ptaków. Ale Clementine nie hodowała ich dla pieniędzy. Emmie robiła to z pasji, więc nawet nie przeszło jej przez myśl, że ktoś mógłby chcieć sprzedać to pióro dla zysku.
— Coś jest nie w porządku — szepce jednak Emmie, wsłuchując się cały czas w przestrzeń wokół nich — Dirikrak nie powinien być tak głośny. To bardzo płochliwe zwierzęta, nie starają się rzucać w oczy. Tylko trzask ich ucieczki słychać bardzo głośno.
Clementine zapomina, że mieli iść do budynku. Unosi twarz do swojego towarzysza, składając cichą prośbę.
— Wydaje mi się, że może być ranny. Pomożesz mi go złapać i uleczyć?
Emmie patrzy na niego wielkimi oczętami. Odwraca spojrzenie tylko dlatego, ze słyszy kolejny dźwięk, gdzieś bardzo daleko, w miejscu mocno oddalonym od głównej strzechy schroniska. Ciało panienki Baudelaire samo rwie się w tym kierunku, kiedy prostuje się, patrząc w tamtą stronę. Podnosi rąbek sukni, zastanawiajac się czy zdążą pomóc dirikrakowi zanim stanie mu się jakaś krzywda.
Oboje rzucacie kostką 'k100':
suma waszych rzutów + spostrzegawczość = wynik
1-70 – nie możecie znaleźć żadnego śladu po dirikraku, nie macie więc nic innego prócz przeczucia Clementine
71-140 – Tito znajduje ślady, połamane gałązki i ślady krwi na liściach, którymi podążacie w kierunku Dirikraka. Jeśli suma kości była parzysta - znajdujecie go, jeśli nieparzysta - niestety nie. Jednak uważajcie, w każdej chwili może się teleportować!
140+ – Clementine podąża za dźwiękami, bezbłędnie odczytując położenie Dirikraka. Znaleźliście go pod drzewem, rannego. Nie może się teleportować.
" There's no need to be perfect to inspire others let people get inspired by how you deal with your imperfections |
Clementine Baudelaire
Zawód : hodowczyni ptaków
Wiek : 19 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
There's no need to be perfect to inspire others let people get inspired by how you deal with your imperfections.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Nieaktywni
The member 'Clementine Baudelaire' has done the following action : rzut kością
'k100' : 31
'k100' : 31
Zatrzymał się rozglądając na boki - najpierw za ptakiem, później innym towarzystwem, a gdy nie zauważył żywej duszy, schylił się by podnieść niewielkie piórko. Uniósł je na wysokość oczu, oglądając ze wszystkich stron - złączone gładkie włókienka i nieco bardziej rozcapierzony pióropusz w górnej części - ciekawe czy uda się zrobić zeń rdzeń? Czy to oto pióro zechce współpracować z drewnem? Jeśli tak - z którym? I wreszcie jakiego czarodzieja sobie wybierze?... Oh! Z całego cyklu tworzenia Titus najbardziej lubił testy, kiedy to okazywało się komu można zaproponować owy egzemplarz, a od kogo trzymać go z daleka. Uwielbiał ten dreszczyk emocji oraz czarowanie pełne słodkiej niepewności. Oczywiście kilka razy zdarzyło się, że różdżka zwyczajnie wybuchła mu w dłoni podczas rzucania bardziej skomplikowanego zaklęcia, ale w żaden sposób go to nie zniechęciło! Wręcz przeciwnie! Rozbudziło tylko ciekawość i popchnęło do szukania odpowiedzi na jedno ważne pytanie - dlaczego właściwie tak się dzieje?
- Nie w porządku? - powtórzył, odrywając myśli od piórka, które skrył w obszernych kieszeniach płaszcza. Różne idee wciąż biegły przez jego głowę, ale starał się ignorować te dotyczące różdżek, w zamian skupiając się na słowach Clementine - ufał jej w kwestii ptaków (nie tylko zresztą), a jego wrodzona ciekawość i przede wszystkim empatia, którą darzył każde żywe stworzenie nie pozwoliły odmówić. Zresztą... czy to nie będzie wspaniała przygoda? Podróż przez zaśnieżone lasy, z zamiarem uratowania rannego ptaka!... O tak! Pożywka dla mózgu i ciała gwarantowana.
- Tak, oczywiście, zaraz go znajdziemy. - pokiwał głową. Rozejrzał się naokoło w poszukiwaniu... chyba sam tak do końca nie wiedział czego, ale może jakiś ślad rzuci mu się w oczy? W końcu był całkiem spostrzegawczym typem, od zawsze zwracał uwagę na szczegóły, które dla innych nie miały żadnego znaczenia.
- Nie w porządku? - powtórzył, odrywając myśli od piórka, które skrył w obszernych kieszeniach płaszcza. Różne idee wciąż biegły przez jego głowę, ale starał się ignorować te dotyczące różdżek, w zamian skupiając się na słowach Clementine - ufał jej w kwestii ptaków (nie tylko zresztą), a jego wrodzona ciekawość i przede wszystkim empatia, którą darzył każde żywe stworzenie nie pozwoliły odmówić. Zresztą... czy to nie będzie wspaniała przygoda? Podróż przez zaśnieżone lasy, z zamiarem uratowania rannego ptaka!... O tak! Pożywka dla mózgu i ciała gwarantowana.
- Tak, oczywiście, zaraz go znajdziemy. - pokiwał głową. Rozejrzał się naokoło w poszukiwaniu... chyba sam tak do końca nie wiedział czego, ale może jakiś ślad rzuci mu się w oczy? W końcu był całkiem spostrzegawczym typem, od zawsze zwracał uwagę na szczegóły, które dla innych nie miały żadnego znaczenia.
Every great wizard in history has started out as nothing more than what we are now, students.
If they can do it,
why not us?
If they can do it,
why not us?
The member 'Titus F. Ollivander' has done the following action : rzut kością
'k100' : 70
'k100' : 70
Clementine nie wyczuwał sarkazmu. Nie cierpiała na żadno schorzenie, ale zwyczajnie w naturze nie miala wyczuwac ani kpiny, ani ironii, wszystkie takie emocje traktowała jako sceptycyzm czy cynizm. Nie wiedziała dlaczego Titus powtarzał jej słowa, ale w nich cynizmu nie wyczuwała. Spojrzała więc na niego, kierując się dźwiękiem i jej usta drgnęły w lekkim uśmiechu. Nie za dużym, bo okazywanie emocji nie było jej mocną stroną. W jakiś sposób zawsze było po niej widać radość i smutek, ale nigdy nie było to afiszowanie się tymi emocjami z rozmachem. Clementine nie mogła sobie na takowy pozwolić. Przyzwyczajona do błądzenia w ciemnościach, w nich czuła się najbezpieczniej. Poza uwagą innych.
— Tak, wydaje mi się, że nie jest z nim dobrze. Mógł sobie coś zrobić, to bardzo duży teren, jest tu dużo gatunków zwierząt. Może się natknął na coś niebezpiecznego. Musimy go znaleźć, Titusie.
Nawet „musimy” w ustach Clementine brzmiało jak cicha prośba. Emmie przysunęła się do mężczyzny, podążając jego śladami. Nie znała tych terenów. Wyciągnęła dłoń na bok, wyczuwając pod nią liście i gałązki i nie miała czasu zachwycać się nad nieznaną jej fakturą, bo być może trzeba było pomóc niewinnemu istnieniu, zagubionemu i prawdopodobnie przestraszonemu, bo żaden dirikrak nie powinien tyle razy w ciągu tak krótkiego czasu się teleportować w dodatku na tak niewielkie odległości.
— Powiedz, że coś widzisz — Clementine była pełna nadziei w możliwości Titusa. Liczyła na jego spostrzegawczość. Sama, niestety, niewiele mogła pomóc. Pozbawiona zmysłu wzroku, zdana była zupełnie na niego. Ufała mu, jak każdemu. Dlatego czekała co on powie, jaki osąd wyda i czy będzie kazał im iść w jakimś konkretnym kierunku.
— Nic mu nie będzie, prawda? — zaniepokoiła się, że mogliby nie znaleźć Dirikraka na czas.
Rzućcie kością ‘k100’.
Suma waszych rzutów wynosi 141 (suma rzutów + spostrzegawczość). Aby znaleźć Dirikraka, potrzebujecie 250. Jeśli znajdziecie go w:
1-2 kolejnych rzutach; znajdujecie go przy strumyku w schronisku. Próbuje się napić wody. Ma jednak ranne skrzydełko i jest zmęczony. Jednak po odpowiedniej diagnozie i przy udzieleniu pomocy, powinien szybko dojść do zdrowia.
2-4 rzutach; Dirikrak jest mocno ranny. Leży przy strumieniu, nie może się nawet ruszyć. Wygląda jakby zrobił sobie coś bardzo poważnego. Potrzebuje bardziej profesjonalnej opieki medycznej.
5+ rzutach; znajdujecie ptaka, ale jest martwy. Być może cierpiał na jakąś chorobę, której nikt nie mógł zdiagnozować. Nie pozostaje nic innego jak zgłosić jego śmierć władzom schroniska.
— Tak, wydaje mi się, że nie jest z nim dobrze. Mógł sobie coś zrobić, to bardzo duży teren, jest tu dużo gatunków zwierząt. Może się natknął na coś niebezpiecznego. Musimy go znaleźć, Titusie.
Nawet „musimy” w ustach Clementine brzmiało jak cicha prośba. Emmie przysunęła się do mężczyzny, podążając jego śladami. Nie znała tych terenów. Wyciągnęła dłoń na bok, wyczuwając pod nią liście i gałązki i nie miała czasu zachwycać się nad nieznaną jej fakturą, bo być może trzeba było pomóc niewinnemu istnieniu, zagubionemu i prawdopodobnie przestraszonemu, bo żaden dirikrak nie powinien tyle razy w ciągu tak krótkiego czasu się teleportować w dodatku na tak niewielkie odległości.
— Powiedz, że coś widzisz — Clementine była pełna nadziei w możliwości Titusa. Liczyła na jego spostrzegawczość. Sama, niestety, niewiele mogła pomóc. Pozbawiona zmysłu wzroku, zdana była zupełnie na niego. Ufała mu, jak każdemu. Dlatego czekała co on powie, jaki osąd wyda i czy będzie kazał im iść w jakimś konkretnym kierunku.
— Nic mu nie będzie, prawda? — zaniepokoiła się, że mogliby nie znaleźć Dirikraka na czas.
Rzućcie kością ‘k100’.
Suma waszych rzutów wynosi 141 (suma rzutów + spostrzegawczość). Aby znaleźć Dirikraka, potrzebujecie 250. Jeśli znajdziecie go w:
1-2 kolejnych rzutach; znajdujecie go przy strumyku w schronisku. Próbuje się napić wody. Ma jednak ranne skrzydełko i jest zmęczony. Jednak po odpowiedniej diagnozie i przy udzieleniu pomocy, powinien szybko dojść do zdrowia.
2-4 rzutach; Dirikrak jest mocno ranny. Leży przy strumieniu, nie może się nawet ruszyć. Wygląda jakby zrobił sobie coś bardzo poważnego. Potrzebuje bardziej profesjonalnej opieki medycznej.
5+ rzutach; znajdujecie ptaka, ale jest martwy. Być może cierpiał na jakąś chorobę, której nikt nie mógł zdiagnozować. Nie pozostaje nic innego jak zgłosić jego śmierć władzom schroniska.
" There's no need to be perfect to inspire others let people get inspired by how you deal with your imperfections |
Clementine Baudelaire
Zawód : hodowczyni ptaków
Wiek : 19 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
There's no need to be perfect to inspire others let people get inspired by how you deal with your imperfections.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Nieaktywni
The member 'Clementine Baudelaire' has done the following action : rzut kością
'k100' : 95
'k100' : 95
- Mhm, znajdziemy go. - pokiwał głową. Nie potrafił jej odmówić! Choćby miał przebyć cały ten teren wzdłuż i wszerz, znajdzie tego ptaka! Ponownie rozejrzał się dookoła, stawiając kilka kroków w przód, dopiero po chwili ściskając dłoń Clementine, by prowadzić ją przez gęstwinę - przecież nie darowałby sobie, gdyby coś jej się stało! Gdyby wpadła w jakąś dziurę, albo gdyby ostre gałęzie zadrapały tę gładką, mleczną skórę. Była jak porcelanowa lalka, a on dzisiaj robił za jej ołowianego żołnierzyka.
- Widzę! - zawołał, wyciągając przed siebie palec wolnej dłoni. Widział ślady w śniegu i na liściach, które całą zimę gniły pod pierzyną ze śnieżnego puchu, by teraz wyjrzeć zza niej na świat. Widział plamy krwi pośród bieli i na korze drzew, o które opierał się zraniony nielot. Nie chciał jednak mówić o tym głośno, przynajmniej dopóki nie znajdą ptaka.
- Widzę ślady i połamane gałązki, musiał się tędy toczyć, biedaczek... - mocniej ścisnął jej rękę, przyciągając ją do siebie bardzo blisko - Nic mu nie będzie, pewnie jest gdzieś w okolicy, daleko nie zajdzie w takim sta... To znaczy... W takim krótkim czasie. - prawie ugryzł się w język. Wiedział, że w końcu będzie musiał podzielić się z nią wszystkimi informacjami, przecież w tym duecie to Clementine znała się na skrzydlatych, ale wolał odwlec tę chwilę przynajmniej do czasu, kiedy staną z ptakiem twarzą w dziób. Teraz mógł tylko gdybać, a gdybanie wcale nie musiało wyjść mu na dobre. Cały czas podążał za ścieżką z połamanych gałązek i krwistymi śladami na śniegu, co jakiś czas rozglądając się na boki w poszukiwaniu innych śladów albo samego dirikraka.
- Widzę! - zawołał, wyciągając przed siebie palec wolnej dłoni. Widział ślady w śniegu i na liściach, które całą zimę gniły pod pierzyną ze śnieżnego puchu, by teraz wyjrzeć zza niej na świat. Widział plamy krwi pośród bieli i na korze drzew, o które opierał się zraniony nielot. Nie chciał jednak mówić o tym głośno, przynajmniej dopóki nie znajdą ptaka.
- Widzę ślady i połamane gałązki, musiał się tędy toczyć, biedaczek... - mocniej ścisnął jej rękę, przyciągając ją do siebie bardzo blisko - Nic mu nie będzie, pewnie jest gdzieś w okolicy, daleko nie zajdzie w takim sta... To znaczy... W takim krótkim czasie. - prawie ugryzł się w język. Wiedział, że w końcu będzie musiał podzielić się z nią wszystkimi informacjami, przecież w tym duecie to Clementine znała się na skrzydlatych, ale wolał odwlec tę chwilę przynajmniej do czasu, kiedy staną z ptakiem twarzą w dziób. Teraz mógł tylko gdybać, a gdybanie wcale nie musiało wyjść mu na dobre. Cały czas podążał za ścieżką z połamanych gałązek i krwistymi śladami na śniegu, co jakiś czas rozglądając się na boki w poszukiwaniu innych śladów albo samego dirikraka.
Every great wizard in history has started out as nothing more than what we are now, students.
If they can do it,
why not us?
If they can do it,
why not us?
The member 'Titus F. Ollivander' has done the following action : rzut kością
'k100' : 98
'k100' : 98
Rzeczywiście, dotarli do dirikraka. Nie bez niezastąpionej pomocy Titusa, tory prowadził ich oboje. Uchwyciła jego dłoń we własną, podążając za nim, starając się nadać szybszego tempa swoim krokom. Niepokoiła się o stan ptaka, który musial być bardzo zaniepokojony, samotny, przestraszony i najpewniej coś mu się stało. Nieświadomie nieco mocniej zacisnęła dłoń na ręce Ollivandera, wpadając na niego, kiedy zatrzymał się w miejscu. Uderzyła lekko o jego plecy, mimo to poruszając go trochę. Niewielka siła odepchnęła go w przód. Wyciągnęła dłoń przed siebie, sięgając jego pleców i zbliżyła się utrzymując dłoń na jego ramieniu.
— Ja… przepraszam.
Pewnie było wiele kobiet, które wykazywały się większą gracją niż Clementine. Nie była ona jednak całkowicie niezdarna. Był jakiś sposób i jakaś zasada w jej blądzeniu po omacku. Zdawala się dostrzegać więcej, niż ludzie by po niej zakładali. Chociaż wpadła na mężczyznę, widać było, ze wyraźnie starała się zatrzymać i cofnąć, a wpadła na jego plecy nie dlatego, że nie spodziewała się jego postoju. Zdawała się wyczuć go w napięciach jego mięśni. Opadła na jego plecy, ponieważ sama zaczepiła się o rąbek swojej sukni.
— Woda? — wychylila się trochę a pleców Tito, który zagłuszał jej dźwięki dochodzące z nad strumienia. — Widzisz go?
Stał tam, nad strumieniem, ale ledwo co, chwiał się na boki, niezdolny do teleportowania się. Clementine, nie odnotowując, ze stala przyczepiona do piersi Titusa, nie była tym faktem onieśmielona, jej mysli krążyły tylko wokół stanu zdrowia nieszczęsnego stworzonka.
— Podejdźmy bliżej.
Ruszyła przodem, wysuwając dłoń z pod uścisku mężczyzny. Przesuwała się powoli w kierunku zwierzęcia. To zdawało się wyjątkowo szybko pogodzić się z obecnością Clementine, która zdawała mu się w jakiś sposób bliska. Instynktownie zwierzę wyczuwało jej dobrotliwość i łagodność. Zaskrzeczalo jednak na Titusa, poruszającego się z tyłu.
Rzućcie kością 'k100'. Bonus do rzutu: ONMS
Kostki dla Clementine:
1-50 – udaje jej się zbliżyć do zwierzęcia na niewielką odległość, ale nic poza tym.
51-100 – zwierzę nie tylko daje się do siebie zbliżyć, ale też wstępnie przebadać jego stan
Kostki Titusa:
1-50 – Twoja obecność drażni zwierzę, przynajmniej na razie. Być może to przez pióro, które trzymasz w płaszczu, może powinieneś się go pozbyć?
51-100 – ptak, chociaż z początku trochę podejrzliwy względem Ciebie, przekonuje się do Twojej osoby i pozwala Ci się zbliżyć na odległość tak samo niewielką, jak Clementine.
— Ja… przepraszam.
Pewnie było wiele kobiet, które wykazywały się większą gracją niż Clementine. Nie była ona jednak całkowicie niezdarna. Był jakiś sposób i jakaś zasada w jej blądzeniu po omacku. Zdawala się dostrzegać więcej, niż ludzie by po niej zakładali. Chociaż wpadła na mężczyznę, widać było, ze wyraźnie starała się zatrzymać i cofnąć, a wpadła na jego plecy nie dlatego, że nie spodziewała się jego postoju. Zdawała się wyczuć go w napięciach jego mięśni. Opadła na jego plecy, ponieważ sama zaczepiła się o rąbek swojej sukni.
— Woda? — wychylila się trochę a pleców Tito, który zagłuszał jej dźwięki dochodzące z nad strumienia. — Widzisz go?
Stał tam, nad strumieniem, ale ledwo co, chwiał się na boki, niezdolny do teleportowania się. Clementine, nie odnotowując, ze stala przyczepiona do piersi Titusa, nie była tym faktem onieśmielona, jej mysli krążyły tylko wokół stanu zdrowia nieszczęsnego stworzonka.
— Podejdźmy bliżej.
Ruszyła przodem, wysuwając dłoń z pod uścisku mężczyzny. Przesuwała się powoli w kierunku zwierzęcia. To zdawało się wyjątkowo szybko pogodzić się z obecnością Clementine, która zdawała mu się w jakiś sposób bliska. Instynktownie zwierzę wyczuwało jej dobrotliwość i łagodność. Zaskrzeczalo jednak na Titusa, poruszającego się z tyłu.
Rzućcie kością 'k100'. Bonus do rzutu: ONMS
Kostki dla Clementine:
1-50 – udaje jej się zbliżyć do zwierzęcia na niewielką odległość, ale nic poza tym.
51-100 – zwierzę nie tylko daje się do siebie zbliżyć, ale też wstępnie przebadać jego stan
Kostki Titusa:
1-50 – Twoja obecność drażni zwierzę, przynajmniej na razie. Być może to przez pióro, które trzymasz w płaszczu, może powinieneś się go pozbyć?
51-100 – ptak, chociaż z początku trochę podejrzliwy względem Ciebie, przekonuje się do Twojej osoby i pozwala Ci się zbliżyć na odległość tak samo niewielką, jak Clementine.
" There's no need to be perfect to inspire others let people get inspired by how you deal with your imperfections |
Clementine Baudelaire
Zawód : hodowczyni ptaków
Wiek : 19 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
There's no need to be perfect to inspire others let people get inspired by how you deal with your imperfections.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Nieaktywni
The member 'Clementine Baudelaire' has done the following action : rzut kością
'k100' : 22
'k100' : 22
Strona 1 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
Schronisko dla magicznych stworzeń
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Szkocja