Wydarzenia


Ekipa forum
Schronisko dla magicznych stworzeń
AutorWiadomość
Schronisko dla magicznych stworzeń [odnośnik]22.07.16 20:13
First topic message reminder :

Schronisko dla magicznych stworzeń

Schronisko zlokalizowane jest w głębi szkockich borów nad brzegiem niewielkiego leśnego jeziora; podzielone na kilka dużych wybiegów i dwa podłużne budynki stanowi swoistą enklawę w liściastej głuszy, a spokój znajdują tu przeróżne zwierzęta domowe - od szczurów po psy - i magiczne stworzenia. Większe okazy, jak smoki czy jednorożce, są od razu transportowane do odpowiednich rezerwatów, ale pozostałe magiczne stworzenia znajdą tu bezpieczeństwo i profesjonalną opiekę specjalistów. Każdy z odwiedzających schronisko może wybrać sobie jedno z dostępnych stworzeń i je adoptować, ale trzeba uważać - pod urokiem słodkich i smutnych oczu nietrudno się rozpłynąć; w rezultacie wielu gości schroniska wychodzi nie z jednym, ale nawet z kilkoma zwierzakami, zapewniając im nowy, lepszy dom. Po schronisku swobodnie chodzi stado kotów, które miauczeniem zwiastują nadejście kolejnych gości; z kolei w budynkach spotkać można lelka wróżebnika, niuchacza i królika należące do właściciela i niepodlegające adopcji.

W lokacji można zdobyć kota. Warunkiem otrzymania zwierzaka jest rozegranie sesji na co najmniej 5 postów oraz rzut kostką. Jeśli wynik wypadnie między 10-35, 61-85 lub wyrzucisz 100, kotek wędruje w twoje łapki. Każda osoba z sesji może rzucić raz kostką; sesję z rzutem można rozegrać jedną postacią tylko raz w ciągu cyklu fabularnego (nie miesiąca fabularnego); po wygraniu kotka tą samą postacią nie możesz adoptować kolejnego.


Lokacja zawiera kostki.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Schronisko dla magicznych stworzeń - Page 4 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Schronisko dla magicznych stworzeń [odnośnik]21.06.19 13:13
18.12.56r


Mróz szczypał w policzki, zaróżawiał je wkradał się pod każdy skrawek materiału który nie dość mocno okalał skórę. Wydychane powietrze wydostawało się na świat gęstą, jasną parą, mieszając się z równie gęstymi płatkami śniegu i w sumie to dzięki świątecznej atmosferze człowiek mógł trochę zapomnieć o tym, że pogoda jest odrobinkę anormalna, czy raczej anomalna. Przynajmniej Bertie starał się, kiedy liczył potrzebne wypieki na rodzinne spotkanie, biegał za prezentami, zdobił swój lokal w świąteczny nastrój czy puszczał w Ruderze świąteczne piosenki, radośnie rozwieszając wszędzie jemiołę.
Podsumowując - Bertie kochał święta całym sercem i od zawsze, zawsze też już na pół miesiąca przed zaczynał je przeżywać i wszystko przygotowywać, w jego domu dało się słyszeć pierwsze świąteczne piosenki, czy wyczuć zapach winnego grzańca na cynamonie i goździkach. Właśnie takim grzańcem uraczył siostrę, zanim ruszyli do schroniska, skąd zamierzał zabrać kolejne stworzenie do swojego małego zwierzyńca.
- Będę robił też coś w Ruderze dla przyjaciół w dzień przed rozinnymi świętami. Wpadnij koniecznie. - zapowiedział zaraz. Szli z Aną niewielką ścieżką między drzewami. Tutaj śnieg był odrobinę rzadszy, część opadu była blokowana przez koronę drzew. W odległości dało się już słyszeć odgłosy wydawane przez mieszkające nieopodal zwierzęta. - W domu pewnie jak co roku będzie solidny chaos. Trzy lata temu wuj Bob przyleciał na swoim dywanie, kolekcjonuje je. No i wleciał prosto na stół, bo go nie wyhamował, dywan go zawinął, zaczął tarzać, a pod nim dwa ciasta mamy. - stwierdził ze szczerym rozbawieniem, choć wtedy na prawdę martwił się o życie dziadka. Nie to, żeby dywan był aż tak niebezpieczny. Rozjuszona mama za to - owszem. - Biedny człowiek. Choć właściwie co roku ktoś ma wielkie wejście, wyjście albo coś. Pewnie się domyślasz z resztą.
Ana mogła nie pamiętać, jednak miała brata który bardzo lubił gadać, miała kuzynów, miała rodziców i bardzo rozległą rodzinę o której dziwnych i często pokracznych opowieści nasłuchała się już bez wątpienia co nie miara, a kilku sama nawet miała już szansę być świadkiem. Bycie Bottem po prostu takie było i tyle.
Kiedy dotarli pod samo schronisko i zostali wpuszczeni do środka, Bertie zaczął się rozglądać. Najchętniej zabrałby ze sobą wszystkie zwierzęta. Przesuwał spojrzeniem po kolejnych stworzeniach magicznych i niemagicznych, kotach, kugucharach, psach, także tych kopytnych. Wszystkie były wspaniałe.
- Dobra. To teraz ta trudniejsza część. - stwierdził. Plusem był fakt, że zwierzęta zdawały się być tu całkiem szczęśliwe i zadbane, więc myśl o tym że duża część tu zostanie nie była tak przykra jak można było tego oczekiwać. - Musi się dogadać z Rogerem i Jerrym. - czyli nie może zacząć polować na królika, choć tego tak na prawdę nie przewidzą. W razie czego Bertie będzie musiał poświęcić zwierzakom więcej czasu niż pierwotnie zakładał - choć czy byłoby to złe?
- Jak idzie w Mungu swoją drogą? - zagadnął, bo w sumie to sam o swojej pracy mówił szalenie dużo - przez półtorej miesiąca ekscytacja i świeżość tego wszystkiego może lekko opadła, jednak chyba przez okres świąteczny nadal szalenie wiele się działo. Choć czy w Mungu miało prawo dziać się mniej, szczególnie teraz w okresie szalejących anomalii?
Dotarli do psich zagród. Opiekun nie pozwolił im wejść do środka narazie, obserwował więc kolejne czworonogi, a jego spojrzenie podążało w szczególności za jasnym, niewysokim kundlem którego ogon nie przestawał latać w obie strony.



Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Schronisko dla magicznych stworzeń - Page 4 Giphy
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3352-bertie-bott https://www.morsmordre.net/t3460-jerry#60106 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f304-west-country-dolina-godryka-24 https://www.morsmordre.net/t3537-skrytka-bankowa-nr-844 https://www.morsmordre.net/t3389-bertie-bott
Re: Schronisko dla magicznych stworzeń [odnośnik]12.07.19 11:08
szybciorem kończymy z Cysią nasz listopadowy wątek i się ulatniamy!

Dla Caileen czas stanął w miejscu i nie zanosiło się na to, aby sama z siebie chciała go kiedykolwiek popchnąć z powrotem naprzód. Symbolika tego spotkania była dla niej ogromna, w pewnym sensie nawet obezwładniająca: gdyby miała je traktować jak każdą inną pogawedkę, bezpowrotnie zepsułaby całe przeprosiny i raczej nie mogłaby liczyć na sukces. A zależało jej – nieważne, że uważała siebie za ofiarę ani że ofiarą rzeczywiście nawet tamtej pechowej nocy była. Już będąc z Tuilelaith nauczyła się wartości kompromisów. Oczywiście w przypadku nader ambitnej Irlandki ta wartość często bywała czysto fizyczna i tutaj nie znajdowała żadnego zastosowania. Ba, jako główny powód wielkiej kłótni, nie wolno było o niej nawet pomyśleć.
Na wieść o domniemanym duszeniu Kajka skrzywiła się głupio, jak gdyby usłyszała najdziwniejszą rzecz świata. Bojowa posterunkowa, zawsze nad wyraz dumna z tego, że to ona była tą silniejszą, nagle czuła się duszona? Żeby tylko tak chętnie przyznawała się do słabości, kiedy nie chodziło o godzenie się po sprzeczce!
– A ty kp... – Findlayówna w ostatniej chwili ugryzła się w język i powstrzymała uwagę o kpinach, choć nie poluzowała uścisku ani trochę. Dopiero później, kiedy sama też zaczęła czuć narastającą niezręczność, postanowiła odpuścić. Pech chciał, że od razu tego pożałowała.
– Nie rób mi tak – mruknęła, z nie do końca udawanym poirytowaniem machając dłonią przed twarzą, starając się odgonić wrogie palce. Niech będzie, że włosy czesał jej wiatr, ale nikt nie będzie sobie pozwalał na pogarszanie sytuacji.
I na tym się tak właściwie skończyło. Przez dłuższą chwilę władzę sprawowała cisza, przeplatana szumem deszczu. Może długi uścisk nie byłby taki znowu najbardziej niezręczny.
– Nie mogłam cię znaleźć. Masz wolne?
W normalnych okolicznościach łatwo byłoby wymyślić jakiekolwiek lepsze pytania, ale sytuacja, gdzie nie można normalnie się uśmiechnąć do własnej najlepszej przyjaciółki i porozmawiać zupełnie o niczym była niewygodnie daleka od normalności. Może gdyby Kajka nie puściła werbalnych przeprosin Cysi mimo uszu, zamiast tego wręczając jej w prezencie własne, to wszystko byłoby trochę prostsze? Samo przytulenie to jeszcze nie wszystko, a Królową Argyll należało tego kiedyś nauczyć.
Caileen Findlay
Caileen Findlay
Zawód : muzykantka / alchemik
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
through faith united
in unity, undefeated
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6825-caileen-findlay#178275 https://www.morsmordre.net/t6847-donald-macwillavry#178931 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f238-pokatna-22-3 https://www.morsmordre.net/t6849-skrytka-bankowa-nr-1706#178938 https://www.morsmordre.net/t6848-c-findlay#178932
Re: Schronisko dla magicznych stworzeń [odnośnik]14.07.19 18:40
Trudno było uwierzyć, że Caileen była tą, która schowała dume i przyszła tutaj sama, z własnej woli. Przedziwne, nietypowe jak na nią zachowanie, ale pozytywnie zaskoczyło Marcellę, która jakby nie patrzeć odezwała się w tej sprawie pierwsza. I było to dla niej bardzo ważne, przez ten miesiąc czasu wydarzyło się tyle rzeczy... Coś, czego nie mogła powiedzieć Caileen, również. Gdy objęcia dziewczyny ją złapały, przymknęła oczy przypominając sobie sprany blask niebieskich oczu i korzenny, ciężki zapach żółtego swetra. Poczuła ścisk gdzieś w klatce piersiowej, migrujący w stronę żołądka, cięzki do zniesienia i nieprzyjemny.
Poczucie winy.
Nie rozumiała czemu się pojawił ten stary przyjaciel, z którym była za pan brat już tyle lat. Marcella zawsze uważała, że przyjaciół powinno się stawiać na pierwszym miejscu, jednak postępowanie Findlay doprowadziło ją do momentu, kiedy nie wiedziała, co jest odpowiednie. I pojawił się wyrzut, nie była pewna czy powinna to wszystko utrzymywać... Rozmowy ze Sproutem ją zajmowały, nie chciała, by został zapomniany, a źle to znosił. Tak dawno go nie widziała gdzieś blisko dawnych znajomych. Musiała po prostu zadbać, że przyjaciółka się nie dowie. O słodkim smaku gruszkowego wina i cieniu iskier pobladłych oczach, od których odbił się płomień niewielkiej świeczki.
Charakterek Caileen nigdy nie ustępował nostalgii czy skrusze. Nigdy nie udało im się nauczyć kompromisów, zwykle to Figg wyciągała rękę pierwsza, jednak tym razem ta dłoń została odrzucona, nie chciała napierać bardziej, a później po prostu nie miała na to czasu.
Jej życie kręciło się wokół Zakonu Feniksa i pracy, co brzmi źle i brutalnie. Anomalie spowodowały, że chaos ciągnął za sobą świat, nie zatrzymując się ani na chwilę.
- Tak, pierwsze od dwóch tygodni. - Powiedziała. Właśnie dlatego nie potrafiła ustać w miejscu. Przez ten czas ciągle była w locie, ciągle badała jakieś sprawy zaginięć, porwań, problemów z magią, która szalała jak tornado i zabrała ze sobą wielu ludzi oraz stworzeń. Widok okropny, trudno było pogodzić się z takim stanem rzeczy.


nim w popiół się zmienię, będę wielkim
płomieniem
Marcella Figg
Marcella Figg
Zawód : Rebeliantka
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
porysował czas ramiona
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6925-marcella-figg#181615 https://www.morsmordre.net/t6971-arkady#183169 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t6991-skrytka-nr-1723#183527 https://www.morsmordre.net/t6972-marcella-figg#183216
Re: Schronisko dla magicznych stworzeń [odnośnik]07.03.21 22:55
4 października - teoria panmagiczna


Jej stara miotła odmawiała już posłuszeństwa. Nie latała na niej od dawna, porzucona w domu pana Wrighta czekała na powrót właścicielki. Była pewna, że ojciec pastował ją co niedziele, zgodnie ze swoim cotygodniowym rytuałem.
Odkąd pamiętała popołudniem zasiadał przy stole w swoim warsztacie, dbając o ekwipunek swojej rodziny. Nawet po tym jak jej członkowie już dawno opuścili rodzinny dom. Uczucie żalu zaciskało się na krtani za każdym razem gdy przyłapywała go na tym, że się zapominał. Że czasami zamiast trzech mioteł było cztery.
Okoliczności sprowadziły ją do rodzinnej Szkocji. Już pierwszego dnia, gdy zmaterializowali się wraz z Jaydenem tak blisko jej dawnego domu, z tyłu głowy dudniła niewygodna myśl. Rozbiła się po kościach czaszki, męczyła, zmuszała do zastanowienia się nad podjętymi decyzjami. Upartość sprawiała, że trzymała się tego co sobie postanowiła. Czasami przyłapywała się nad tym, że po prostu nie potrafiła odpuścić. Brakowało jej go. Nawet jeśli czasami bywał zbyt trudny. Zbyt uparty. Zbyt podobny. Jego sylwetka rysowała się w umyśle, tęsknota jaką czuła nabierała niemalże namacalnych kształtów. Pojawiał się coraz częściej, odkąd prześladowała ich wojna domowa, odkąd życie nabrało innej wartości, odkąd na jednym ze wzgórz Killarney spoczęło ciało Pomony Vane. Prześladując myślą, że to mogła być Rose. To mógłby być jej ojciec. Myśli przybrały kształty decyzji, pierwszego dnia badań zamiast powrócić z Jaydenem do Upper Cottage, odwiedziła ojca po raz pierwszy od kilku miesięcy. Potem kolejny raz i kolejny, aż do czasu gdy Jayden przestał towarzyszyć jej w drodze do Szkocji.
Ciężko było zorganizować sobie odpowiednio czas. Przez kilka dni obserwacja Thomasa i Jaydena przeplatały ssię.  Oprócz badań, zobowiązana była także do opiekowania się domem i dziećmi.
Grząska ziemia czyniła dotarcie do chaty Thomasa wyjątkowo wymagającym zadaniem. Mieszkał na uboczu terenu zajmowanego przez schronisko dla magicznych stworzeń. Kiedyś  je jego rodzina, a więc Tom mógł pozwolić sobie na zamieszkanie w okolicy.
Wracała tu każdego, aż w końcu nadszedł koniec zaplanowanych przez nich obserwacji.
Jayden wykazywał podobne zachowania co Thomas na początku badań. Mężczyzna również był pobudzony, wykazywał podwyższoną aktywność. Chociaż do tej pory zdawał się być nieco przytłoczony wszystkim procedurami, działanie meteorytu przyczyniło się do zmiany postawy. Był podekscytowany, rozmowny, chętnie dzielił się swoimi przemyśleniami i nowymi doświadczeniami. To właśnie te tworzyły istotę ich odkrycia.
Meteoryt zdawał się wpłynąć nie tylko na jego zachowanie, ale również na potencjał magiczny. Dom Thomasa przeżywał pierwsze wybuchy nieokrzesanej magii. Nie była silna, ani skoncentrowana. Zdawała się kierować emocjami odczuwanymi przez mężczyznę. Świadoma własnych doświadczeń z Melanie, najłatwiej było porównać jej to do tego co obserwowała, gdy jej zdarzało się zaprezentować swoje umiejętności. Zarówno Rose jak i Jayden od jedenastego roku życia uczyli się kontrolować swoją magię oraz mieli z nią do czynienia już wcześniej - obudziła się w nich, a oni byli świadomi swoich talentów. W magii Thomasa odbijała się jej nieświadomość, niemożność jej kontrolowania. Nie był jednak niebezpieczny. Przynajmniej Rose nie zanotowała żadnych zachowań, które mogłyby sprawić, aby wyciągnęła takie wnioski. Był podekscytowany, ciekawy nowych możliwości. Mimo starań nie był jednak w stanie skupić swojej magii.
Prowadził swój dziennik z równym zacięciem co Jayden. Przed rozpoczęciem badań, dokładnie przedyskutowali jak ma wyglądać cały proces, na jakie rzeczy musi zwracać uwagę, nauczyła go badania pulsu, a także wykonała szablon, który miał wypełniać kilka razy dziennie.
Zmiany jakie zaszły zaczęły stopniowo ustępować. Magia wybudzona meteorytem zaczęła słabnąć.
Dzisiejszego dnia Thomas nie był już w stanie niczego wyczarować, nadal był pobudzony, chociaż nie tak bardzo jak wcześniej. Wydawał się być bardziej zawiedziony tym, że stracił swoje umiejętności. Jego organizm chociaż przez kilka dni działał na zwiększonych obrotach, zdawał się powoli dostosowywać do powrotu do dawnej codzienności. Było w tym coś smutnego. Przez całe życie żył ze świadomością, że czegoś mu brakowało, przez kilka dni mógł poczuć się jakby tak wcale nie było, ale tylko po to, żeby to znów stracić.
Miała tu wrócić jeszcze za kilka dni, by sprawdzić stan zdrowia Thomasa, ale dzisiejszego dnia zrobiła wszystko co miała do zrobienia. Przeprowadziła ten sam wywiad, składający się na te same pytania, zabrała dziennik Thomasa, który miała opracować zanim obserwacja Jaydena zostanie ukończona. Nie mogła doczekać się kiedy przekaże je profesorowi, wiedziała jednak że z tym musiała czekać do ostatniego dnia obserwacji astronoma, by nie zaburzać przebiegu badań wiedzą o tym jak zakończyły się w wypadku charłaka.

rzut

|zt



what we have become but a mess of flesh and emotion - naked on all counts

my dearest friend


Roselyn Wright
Roselyn Wright
Zawód : Uzdrowiciel w leśnej lecznicy
Wiek : 31
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
the healer has the
b l o o d i e s t
hands.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
when will enough be enough?
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6412-roselyn-wright https://www.morsmordre.net/t6516-furia#166169 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f415-szkocja-highlands-knieja https://www.morsmordre.net/t6553-skrytka-bankowa-nr-1612#167244 https://www.morsmordre.net/t6551-r-wright#282514
Re: Schronisko dla magicznych stworzeń [odnośnik]01.12.21 21:48
15.02.1958r.

Odkąd tylko wybyła z domu na grzbiecie skrzydlatego aetonana, gderała zwierzęciu o tym, jak to wybrały sobie z Thalią jeden z najmroźniejszych dni tej zimy na czcze wycieczki po schronisku. Nawet ciężki, gruby płaszcz nie chronił jej w pełni przed zimnem, a zapowiadało się co najmniej kilka godzin słusznej, pieszej wycieczki po – wydawałoby się – bezkresnej głuszy. Robiła jednak dobrą minę do złej gry starając się dostrzec również plusy dzisiejszej wyprawy, w końcu mogła wreszcie spędzić czas poza swoją ziemię, a to wszystko w dodatku z towarzystwem kobiety, co samo w sobie było zaskakujące, bowiem Evelyn miała taki charakter iż z kobietami się, zwyczajnie mówiąc, nie dogadywała. Tym razem miała jednak wrażenie, że trafił swój na swego, a ta znajomość będzie mogła trwać dużo dłużej niżeli wszystkie inne relacje z kobietami do tej pory.
Przybyła na ustalone miejsce zapewne mniej więcej o czasie, drapiąc w ramach pochwały szyję karego ogiera, dzięki któremu się tu znalazła. Zsiadła zwinnie z grzbietu, miękko opadając dwiema stopami na twardą, zziębniętą ziemię. Mając kilka chwil w zapasie przyjrzała się dokładnie zwierzęciu, próbując doszukać się niewidzialnych konsekwencji podróży, jednak niczego ostatecznie nie znalazła. Uśmiechnęła się swoim najprawdziwszym uśmiechem, który można było u niej dostrzec jedynie, gdy przebywała przy własnych stworzeniach. Gładziła uspokajająco skrzydło karego ogiera, czerpiąc z niego uspokajającą energię. Zaraz też dostrzegła rudą czuprynę, zapewne należącą właśnie do Thalii. Cmoknęła na zwierzę u swojego boku i nakazała mu powrót do domu, a aetonan od razu skierował się na właściwą ścieżkę, rozwinął swe skrzydła i pogalopował, wzbijając się wreszcie w powietrze, obierając kurs na ziemie należące do niebieskookiej kobiety. Despenser była spokojna, u celu czekał ktoś, kto wiedział aż nazbyt dobrze co zrobić, gdy zwierzę wróci, co zapewniało jedynie dodatkowy komfort.
Odwróciła się w kierunku nadciągającej kobiety, stojąc u brzegu jeziora, w jednym z najbardziej charakterystycznych punktów dla tego miejsca. – Witaj Thalio, gotowa na przygodę? – przywitała się z błyskiem w oku, opierając dziarsko dłonie o swe boki. Zlustrowała kobietę z nieodgadnionym wyrazem twarzy, miała bowiem niespodziankę, swego rodzaju informację, a zarazem propozycję i liczyła na to, że jej nowa znajoma lubiła niezobowiązujące wyzwania, które mogły dać ostatecznie dużo więcej dobrego, nie wyrządzając nikomu ani krzty krzywdy, a działając ze zwykłej dobroci serca.


I survived because the fire inside me burned brighter than the fire around me
Evelyn Despenser
Evelyn Despenser
Zawód : hodowca aetonanów, opiekun magicznych zwierząt
Wiek : 31
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
My poor mother begged for a sheep but raised a wolf.
OPCM : 11 +2
UROKI : 5 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Wilkołak
Schronisko dla magicznych stworzeń - Page 4 Tumblr_o97lpoOPDW1ua7067o2_250
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t9065-evelyn-despender https://www.morsmordre.net/t9070-wloczykij#273545 https://www.morsmordre.net/t12156-evelyn-despenser#374148 https://www.morsmordre.net/f168-szkocja-balmaha-farma-despenser https://www.morsmordre.net/t9075-skrytka-bankowa-2130 https://www.morsmordre.net/t9076-evelyn-despender#273691
Re: Schronisko dla magicznych stworzeń [odnośnik]02.12.21 17:23
Miło było przyjść na miejsce z myślą że oto nie wędrowała sama, szukając miejsca swojego spotkania. W końcu miała spotkać się z kimś, a zapoznanie tej osoby…Thalia mogła powiedzieć, że się do końca tego nie spodziewała. Na pewno nie było nic wyjątkowego z tym, że ich spotkanie nie było takim typowym, ale miło było wypić, ponarzekać…ponarzekać nieco bardziej i umówić się na spotkanie. Miała szczerą nadzieję, że dzisiejsze spotkanie będzie obfitować w mniej uderzeń w twarz, a może w więcej rozmowy. Nie każdy chciał teraz porozmawiać tak samo o swoim życiu, emocjach i uczuciach i po prostu szanowała to, bo nic innego nie zostało. Ciekawa jednak była, czy Evelyn mogła pochwalić się ciekawymi losami, czy raczej tymi ze smutną nutą. Może się kiedyś dowie.
Wolała podróżować pod inną postacią, zarówno dla bezpieczeństwa własnego (samotna osoba wciąż stanowiła dość łakomy kąsek jeżeli chciał zaczepić ją ktoś o reputacji bardziej niż wątpliwej, ale mało kto nie zgodziłby się, że kobieta stanowiła łatwiejszy w oczach wielu przestępców cel), jak i przez fakt, że łatwiej było jej w ten sposób gubić ewentualnych ciekawskich, którzy mogliby postanowić, że przechadzanie się za jej osobą to szczyt zainteresowań. Thalia jednak wolała już z punktu wyjścia przechadzać się jako mężczyzna, dzięki ubraniom od Tessy i pomysłowym systemie rzemieni rozłożonych po całości.
Rozejrzała się za znajomą sylwetką kiedy była już bliżej, uśmiechając się kiedy jej włosy z krótkich i ciemnych przekształciły się w jej rudą czuprynę, tęczówki z ciemnego orzecha powróciły do naturalnego błękitu, blizny na nowo pojawiły się na twarzy, a sylwetka z wysokiej, męskiej postury zmieniła się w damską, również wyższą niż większość kobiet, ale jednak jej własną. Teraz mogła na nowo ściągnąć rzemienie aby strój dopasowany był do niej o wiele bardziej, podchodząc do Evelyn bliżej i wyciągając dłoń na powitanie.
- Miło cię również widzieć, Evelyn. Powiedziałabym, że to raczej przygoda powinna być gotowa na nas, a nie my na nią. – Uśmiechnęła się, rozglądając się po otoczeniu. Pierwszy raz była w tym miejscu i jeszcze nie wiedziała, czy czasem tu nie wróci…może przy okazji rozmowy mogłaby podpytać, czy nie potrzebowaliby teraz jakiejś pomocy. W pełni nie mogłaby się tu poświęcić, ale jeżeli coś im brakowało…mogą dać sobie radę.
- Często tu bywasz? Pierwszy raz odwiedzam to miejsce i zastanawiam się, jakie można tu spotkać zwierzęta. Chętnie przygarnęłabym takie już doświadczone przez los, bo często wiele osób omija je przez to, że nie wyglądają pięknie. – Wybrakowane. Była trochę jak jedna z nich, chociaż bez poważniejszych defektów poza bliznami. Ale wiedziała, jak to jest być niechcianym.

[size=10]Przemiana w mężczyznę (ST 91, 79+40 (bonus z genetyki) = 119)


So heed the words from sailors old
Beware the dreams with eyes of gold
And though he'll speak of quests and powers...
...blessed, ignore the lies you're told
Thalia Wellers
Thalia Wellers
Zawód : Żeglarz, handlarz, przemytnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
I'm makin' my way
From the top of this lowly hillside
Through the realm of the soulless Fey
I'm makin' my way
And all of us dread the trouble that lies ahead
At the end of this wayward day
I'm makin' my way
OPCM : 13+2
UROKI : 10
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0+1
TRANSMUTACJA : 5+2
CZARNA MAGIA : 0

ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Metamorfomag

Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t10111-thalia-wellers#306486 https://www.morsmordre.net/t10173-kymopoleia#308971 https://www.morsmordre.net/t12384-thalia-wellers#381174 https://www.morsmordre.net/f350-walia-llyn-trawsfynydd-syrenia-laguna https://www.morsmordre.net/t10167-skrytka-bankowa-nr-2284#308735 https://www.morsmordre.net/t10164-thalia-wellers#308697
Re: Schronisko dla magicznych stworzeń [odnośnik]30.12.21 15:55
Zmarszczyła brwi dostrzegając męską sylwetkę i trzeba było przyznać, że wyraźnie zbiło ją to z tropu. Niewiele osób poza pracownikami tu zaglądało, mogłaby na palcach jednej ręki wyliczyć ludzi obcych, których spotykała na tej drodze podczas wielokrotnych wizyt w ubiegłych latach. Prawdopodobnie jej wewnętrzna ostrożność kazała zareagować mięśniom, spinając je w wyrażeniu dyskomfortu, ale nawet mimo chwilowego rozbicia, na twarzy kobiety próżno było dojrzeć oznakę zaniepokojenia, czy strachu. Ot, przygotowywała się na wszystko, co mogło teraz nastąpić, lustrując mężczyznę czujnym wzrokiem i zupełnie nie spodziewając się ułudy. W swoim życiu niewiele razy jej ścieżki przecięły się z metamorfomagami, to też teraz nawet nie podejrzewała, że pod barczystą postacią może znajdować się jej nowa znajoma. Nachmurzyła się, gdy ów postać weszła na drogę prowadzącą bezpośrednio do niej, zbliżając się już na tyle, by Despenser mogła dojrzeć szczegóły twarzy i ubioru. W pierwszym odruchu zaczęła przezornie łapać za różdżkę, gdy wtem mężczyzna zaczął… Maleć. Kruczowłosa uniosła jedną z brwi i wyrażeniu swojego podejrzliwego zdumienia obserwując jak nagle wszystko od stóp do głów poczęło się zmieniać, a dostrzegając wyłaniającą się rudą czuprynę, na usta wpełzł jej uśmiech, lekko zgryźliwy, jakby musiała jednocześnie gryźć się w język, by nie powiedzieć dość dosadnie tego, co w tamtym momencie wyrażały jej myśli.
Uścisnęła dłoń kobiety, może ponownie czyniąc ten gest zbyt szorstkim i twardym, jednak nie przykładała do tego zbyt wielkiej wagi, w końcu zdążyła już założyć, że Thalia nie jest osobą, którą by to uraziło, ba, była nawet pewna, że ów gest nie będzie nadmiernie przez drugą stronę analizowany. Dzięki temu Eveyn mogła się bardziej rozluźnić, zachowując oczywiście własne granice, ale patrząc na nią teraz, można było od razu dostrzec zmianę w posturze – nie próbowała udowodnić całemu światu, że jest silniejsza i nie wyglądała tak, jakby miała się właśnie bronić przed niewidzialnymi atakami. Wychodziła właśnie ze swojej strefy komfortu, otworzyła się na drugiego człowieka i pozwoliła przekroczyć mu jedną z wielu barier. Metodą małych kroczków może w przyszłości uda jej się całkowicie zaufać drugiej osobie, miała na to ogromną dozę czasu. – Bardzo prozaiczną postać obrałaś, obawiałaś się, że inaczej ściągniesz za sobą tu szereg zauroczonych kobiet? – zażartowała niezgrabnie z błyskiem w oku i lekkim drżeniem górnej wargi w stonowanym rozbawieniu. Trzeba było przyznać, że ta niezwykła umiejętność panny Wellers poruszyło w Evelyn strunę odpowiadającą za chęć do psot, która od czasów szkolnych nieczęsto dawała o sobie znać. Och, gdyby w tamtych latach miały ze sobą do czynienia na co dzień, to mogłyby wywołać wiele kontrowersji i zapewne również szkód na podłożu moralnym. Cóż, może i dobrze się stało, że wtedy ich losy nie przecięły się grubą ścieżką, bowiem dzięki temu ukończyły szkołę i nie zostały z niej wyrzucone.
- Ostatnio nie miałam okazji… - nawet nie miała zamiaru tłumaczyć, że to „ostatnio” trwało jakieś siedem lat – ale kiedyś bywałam tu w każdej wolnej chwili. Zresztą, mam wrażenie, że wtedy wszystko funkcjonowało z o wiele większą pompą. Teraz wszystko się zmieniło – przyznała ze smutnym uśmiechem, omiatając krajobraz wzrokiem z odrobiną tęsknoty. Ruszyła z wolna, kierując się odpowiednią ścieżką, by nie przedłużać i rozpocząć dzisiejszy spacer – nie było dziś na tyle ciepło, by pozwoliła sobie na przedłużanie miłej pogawędki, skoro i tak mogły rozmawiać podczas chodzenia. – Spotkasz spotkasz i to niestety nie jedno. Dużo jest tu zwierząt i z roku na rok ich nie ubywa, wręcz przeciwnie. Jest szansa, że napatoczymy się na półdzikie koty, które oczywiście nie znają definicji bycia zamkniętym w oczekiwaniu na nowy dom, chodzą po schronisku tak, jakby należało do nich – parsknęła, kręcąc głową z uśmiechem wymalowanym na twarzy. Miała do czynienia z różnymi zwierzętami, od psów począwszy, przez aetonany, aż na smokach kończąc, ale żaden gatunek nie był aż tak niezależny, nie miał aż takiej potrzeby wolności i wyrywania się z okowów jak właśnie koty. Podziwiała je i w pewnym sensie utożsamiała się z nimi. Od lat kroczyła własnymi ścieżkami, często nieutartymi przez nikogo, robiąc sobie tym samym mocno pod górkę, napędzając do wzmożonego wysiłku, ale to był jej wybór i tylko jej, bo wewnętrznie czuła, że właśnie tak musi to rozegrać. Nikt nie musiał tego rozumieć, wystarczyło, że ona wiedziała co chce osiągnąć. Jak kot. – Możliwe, że znajdziemy tu sporo takich, które odpowiadają twojemu opisowi, jednak trzeba pamiętać, że nie jesteśmy w stanie uratować wszystkich. Trzeba się tej myśli mocno trzymać – przez kobietę przemawiał zwykły głos rozsądku, nie tylko czerpiąc z własnej sytuacji, ale też z faktu, że nikt nie jest w stanie wziąć odpowiedzialności za taką ilość zwierząt, ludzi, czy jakichkolwiek istot, by potem śmiało dźwigać to na barkach bez upadku na kolana. Mogły zrobić jeden, pozornie mały, ale jakże dobry uczynek i musiały się na tym skupić, nie zgrywając bohaterów.
Nie przyspieszała tempa, nie zbaczała z trasy i nie oglądała się przesadnie za siebie. Wreszcie miała upragnioną chwilę w której nie musiała robić nic ponad to, co chciała. Żadnego pospiechu, spóźnień, przejmowania się, że mogłaby w tym czasie poświęcić się na wzmożoną pracę. Nie mogła sobie przypomnieć dnia w którym ostatnio pozwoliła sobie na tego typu luksus. Zaczęła nawet dochodzić do wniosku, że mogłaby częściej dawać sobie takie wolne, ale niestety zdawała sobie sprawę, że częstsze dni wolne graniczą z cudem, przynajmniej w jej przypadku. - Opowiedz mi coś więcej o swoich umiejętnościach. Od zawsze było to dla ciebie proste i nigdy nie sprawiało ci dyskomfortu? – zapytała nagle, przerywając momentalnie ciszę, którą poświęcały na obserwowanie otoczenia, zwierząt i mijających ich nielicznych ludzi. Była ciekawa, a już nic dawno nie obudziło w niej tego uczucia, to też postanowiła wykorzystać okazję do jej zaspokojenia.


I survived because the fire inside me burned brighter than the fire around me
Evelyn Despenser
Evelyn Despenser
Zawód : hodowca aetonanów, opiekun magicznych zwierząt
Wiek : 31
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
My poor mother begged for a sheep but raised a wolf.
OPCM : 11 +2
UROKI : 5 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Wilkołak
Schronisko dla magicznych stworzeń - Page 4 Tumblr_o97lpoOPDW1ua7067o2_250
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t9065-evelyn-despender https://www.morsmordre.net/t9070-wloczykij#273545 https://www.morsmordre.net/t12156-evelyn-despenser#374148 https://www.morsmordre.net/f168-szkocja-balmaha-farma-despenser https://www.morsmordre.net/t9075-skrytka-bankowa-2130 https://www.morsmordre.net/t9076-evelyn-despender#273691
Re: Schronisko dla magicznych stworzeń [odnośnik]02.01.22 22:00
Jej celem nie było przestraszenie albo nabijanie się z Evelyn. Prawda, miała ochotę czasem zrobić komuś psikusa metamorfomagią, czasy jednak zdecydowanie temu nie sprzyjały (a i ona wcale nie chciała otrzymać zaklęciem w plecy, o którym mogła liczyć jedynie, że było ogłuszające, nie zaś skończyłoby się jej zgonem), a i poznana już wcześniej panna wydawała się preferować wszelką bezpośredniość, zwłaszcza w sytuacji wojny. Zrezygnować jednak z bezpieczeństwa i komfortu, jaki dawała możliwość przemiany własnego ciała nie zamierzała, dlatego liczyła wielce na to, że teraz jej towarzyszka tego niewielkiego fortelu nie będzie mieć za złe zbyt długo. Oczywiście, rozumiała, że wielkim problemem był w ogóle fakt jej obecności i to, jak bardzo bolesne mogło być teraz dopatrywanie się po każdych rysach, czy to aby nie ktoś znajomy. A mimo to w tych czasach dawało to pewien bufor bezpieczeństwa.
Nie ukrywała, że ucieszyła się z tej lekkiej zmiany w postawie Evelyn, którą zdążyła zaobserwować – ostatnio coraz lepiej wychodziła jej obserwacja innych ludzi i dostrzeganie tych drobnych detali, w których prezentował się również ludzki charakter. Ona zaś wydawała się już o wiele swobodniejsza w sytuacji, kiedy mogła znaleźć się w towarzystwie w którym nie musiała się tłumaczyć z bycia sobą, ani z tego, jakie zadania dziś wybrała i co zamierzała zrobić. Teraz zaś spoglądała z zainteresowaniem na drogę, w którą miała się udać wraz z niedawno poznaną znajomą. Cieszyła się, że dostała propozycję odwiedzenia tego miejsca, bo czuła, ze dzień pośród zwierzaków mógł sprawić tylko dobre kwestie.
- Żarty żartami, niestety musiałam w swojej karierze złamać już parę serc. Na tyle subtelnie i delikatnie, by żadna z panien nie mogła mówić o wiecznym bólu, który mógłby powodować również chęć zemsty albo odwetu, bo jeszcze tylko tego by brakowało. – Uśmiechnęła się lekko, wspominając, że przez pewien czas nawet nosiła obrączkę, którą gdzieś znalazła, uznając, że przynajmniej to mogło odwieźć niektóre panny od kojarzenia jej z dobrą (albo przynajmniej) przystojną partią. Efekt był średni, ale przynajmniej teraz już żadna jej nie ścigała. Jeżeli jednak w Evelyn były skłonności do kawałów, Thalia byłaby pewna, że żadna z nich nie dałaby chyba rady w ogóle podejść do egzaminów, bo spakowano by je do domu. Pamiętała, jak grożono jej tym już parokrotnie, ostatecznie jednak zostawiając ją na miejscu. Może sami rozumieli, że nie miała zbytnio się gdzie podziać.
- Niestety, nie dość, że obowiązków teraz przybyło, to jeszcze czasy same w sobie nie sprzyjają podróżom. – Nie musiała w końcu dodawać, że ceny wszystkiego tak szalały, że z wielu produktów trzeba było po prostu rezygnować, albo szukać dla nich zastępstwa w innych produktów. Nie wiedziała, czy sobie radzi, ale to też nie było pytanie na ten moment – zarzucanie Despenser niechcianą jałmużną absolutnie nie miało sensu.
- Masz jakieś ulubione? Z tego co mi opowiadałaś, prowadzisz hodowlę, nie wiem, jednak, czy to twoje ulubione stworzenia, czy jednak najbardziej przepadasz za jakimiś innymi. Kotom zaś postaramy się nie wchodzić zbytnio w paradę ani też im nie przeszkadzać, ale jak któryś postanowi podejść po głaskanie, to nawet nie odmówię. – Uśmiechnęła się lekko, pozwalając sobie też na rozejrzenie się jeszcze raz dookoła. Ciekawa była, na jakie zwierzaki się natkną, ale też sam wygląd miejsca ją interesował. Śnieg skrzypiał pod jej stopami kiedy poruszała się z miejsca na miejsce, a ona zaś rozglądała się, jakie istoty znalazły tu swoje schronienie.
- Jeżeli przynajmniej dla jednego będzie zmiana, to to już będzie najważniejsze. – Wiedziała, że nie uratuje wszystkich, jej towarzyszka miała rację, Ale przynajmniej jeden kot mógł dożyć starości w spokojnym domu, gdzie miałby dłonie do głaskania i dłonie, które dawałyby mu jedzenie. Dla niej mogłoby to być niewiele, dla takiej małej istoty już miało to mieć znaczenie. Uśmiechnęła się lekko, kiedy wspomniano, że takie stworzenie znajduje tu miejsce – musiała przyznać, że wyobrażała sobie też trochę ojca, który siedziałby z kotem na kolanach, spokojnie majstrując przy futrach. Może by tego nie przyznał, ale na pewno by się ucieszył.
Uśmiechnęła się jeszcze na pytanie, musząc przyznać, że ciekawym dla niej było, że ktoś jednak postanowił zapytać wprost. Przeważnie ludzie tylko spoglądali na dany talent albo tylko rzucali jej spojrzenia, bez większych pytań.
- I tak i nie. Przychodziło mi to o wiele łatwiej niż innym osobom o tym talencie, które zdążyłam poznać, ale niestety, nie znaczyło to, że wszystko było proste. Widzisz, są różne rodzaje przemiany, od prostej zmiany jednego elementu ciała, takich jak kolor włosów. Kiedy jednak zmieniasz całe ciało, skupiasz się na przemianie tęczówek, strun głosowych, chowasz również siebie przed zaklęciami. To już wymaga o wiele większego skupienia. Mimo wszystko, niezależnie czy próbujesz zmienić ciało czy twarz, nieudanie się to tylko jedna alternatywa – jeżeli wyjątkowo pechowo postanowisz zmienić ciało, możesz złamać żebro. – Wiedziała, że to nie brzmiało aż tak dramatycznie i pewnie była gotowa nawet usłyszeć, że przesadza, nie miała jednak nic przeciwko temu aby po prostu opowiedzieć Evelyn jak to wygląda. Metamorfomagia była znaną anomalią i nie było w niej wielu sekretów.
- Ja niestety nie miałam luksusu, by talent ćwiczyć w spokoju i rozwijać go jednostajnie, przy ciepłym kominku. Zaciągnęłam się na statek zaraz po szkole, kiedy całkowicie zmieniłam swoje ciało, pływając na statku jako mężczyzna. Przez około dwa lata miałam tak gwałtowne przemiany, że połamałam parę żeber. Ostatecznie jednak w tym momencie jestem dość sprawna w tej dziedzinie i nie zrobiłam sobie nią krzywdy od dawna.


So heed the words from sailors old
Beware the dreams with eyes of gold
And though he'll speak of quests and powers...
...blessed, ignore the lies you're told
Thalia Wellers
Thalia Wellers
Zawód : Żeglarz, handlarz, przemytnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
I'm makin' my way
From the top of this lowly hillside
Through the realm of the soulless Fey
I'm makin' my way
And all of us dread the trouble that lies ahead
At the end of this wayward day
I'm makin' my way
OPCM : 13+2
UROKI : 10
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0+1
TRANSMUTACJA : 5+2
CZARNA MAGIA : 0

ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Metamorfomag

Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t10111-thalia-wellers#306486 https://www.morsmordre.net/t10173-kymopoleia#308971 https://www.morsmordre.net/t12384-thalia-wellers#381174 https://www.morsmordre.net/f350-walia-llyn-trawsfynydd-syrenia-laguna https://www.morsmordre.net/t10167-skrytka-bankowa-nr-2284#308735 https://www.morsmordre.net/t10164-thalia-wellers#308697
Re: Schronisko dla magicznych stworzeń [odnośnik]18.01.22 18:57
- Ugh, cóż za okrucieństwo – mruknęła z udawaną powagą, jakby próbując ironicznie skarcić Thalię za łamanie niewieścich serc. Możliwe, że w innej sytuacji odczuwałaby choć ociupinę współczucia wobec tak prostolinijnie potraktowanych kobiet, ale Evelyn nigdy nie odczuwała potrzeby wiązania się z drugim człowiekiem, nie rozumiała pojęcia miłości jak inni i przede wszystkim nie przywiązywała się do ludzi – oni przemijali, ona zostawała. Sytuacja była o tyle skomplikowana, że kruczowłosa często łapała się na zauważaniu swojej odmienności w podejściu dopiero wtedy, gdy ktoś bezpośrednio nawiązał w okrężne rejony tego tematu.
Zmarszczyła brwi i machnęła dłonią arogancko. Dla niej to nie było tak, że czasy pozostawały czarno – białe, wręcz przeciwnie, dzięki nim zaczynała się cieszyć, że mieszka z daleka od dużych skupisk ludzi, że nie musi obserwować popłochu, biedy, ludzkich słabości. Jej odczucia były brutalne, ale była kobietą dźwigającą na ramionach całą hodowlę i nigdy na to nie narzekała, niezależnie od tego, czy miała aktualnie co włożyć do garnka, czy musiała karmić się korzonkami, bo i takie czasy miała za sobą. Była egoistką, radziła sobie jak mogła i zwyczajnie jej to wychodziło, więc zupełnie nie pojmowała faktu, że nie wszyscy potrafią iść taką ścieżką, poświęcić coś za coś, pozwolić sobie na odważny ruch w celu polepszenia własnego bytu. Widziała wielu ludzi i cóż, najczęściej byli to ci, co uznali własną przegraną i jedynie wegetowali, a jedyną różnicą między nią, a nimi, był fakt, że ona miała w sobie tyle głupiej odwagi, by móc się z tego wyprowadzić. – Czasy zawsze są trudne – przewróciła oczami z lekką frustracją, naprawdę nie lubiła tego tematu – Nawet, gdy podstawisz wszystkim pod nos to, czego im brakuje, to będą chcieli więcej i więcej. Dla nich sytuacja nadal będzie trudna. To się nigdy nie zmieni – wzruszyła ramionami mówiąc ostatecznie to, o czym tak często myślała. Ludzkość nie mogła pogodzić się z tym, że aby żyć godnie, trzeba pracować często ponad własne siły, żyły sobie wypruwać. Nie każdy mógł być bogaty, czy szlachetnie urodzony. Naprawdę niektórzy woleliby żyć w złotych klatkach niż czuć choć odrobinę wolności? Despenser nigdy tego nie pojmowała.
- Testrale od zawsze były moimi faworytami, ostatecznie hoduję aetonany, ale kto wie, może kiedyś się to zmieni, o ile wszyscy dożyjemy tego „kiedyś” – w jej słowach próżno było szukać smutku, czy zasępienia, ot ciężko było tak nagle zmienić całą hodowlę z wieloletnią tradycją, niemniej trudno byłoby dodać też drugi gatunek, a jeszcze ciężej znaleźć czas na zajmowanie się w tym wszystkim – w pojedynkę praktycznie niemożliwe, z małą pomocą już bardziej, ale wiązałoby się to z zerowym życiem prywatnym, które już i tak w przypadku Evelyn wisiało na włosku. – Te kociska to straszne pieszczochy, prędzej będziesz musiała się od nich opędzać, żeby później nie było, że nie ostrzegałam. – Zwierzęta tu żyjące i tak nie były w pełni samodzielne, czy dzikie. Koty szczególnie, tym bardziej, że oswajano je choćby dokarmianiem, a to sprawiało, że te małe cudaki niewątpliwie lgnęły do ludzi. Można było się zastanawiać, czy tak bardzo pragną kontaktu, czy może jednak widzą w tym jedynie korzyść i człowiek kojarzył im się już z jedzeniem i pełnym brzuchem. Zaczęła się zastanawiać, czy Thalia miała już kiedyś okazję być zaatakowana przez stado wygłodniałych, plączących się pod stopami kotów, które gotów były wejść człowiekowi na głowę, byle tylko dostać odrobinę uwagi. Cóż, niezaprzeczalnie będzie miała dziś okazję się o tym przekonać.
Skrzywiła się z niemałą niechęcią wymalowaną na zmęczonej, poszarzałej twarzy. – To brzmi mało… Zachęcająco. Robicie to sobie tak specjalnie? Wiedząc, że macie poniekąd szansę na wyrządzenie sobie krzywdy? – subtelność nie należała do dominujących cech kruczowłosej, ba, mało kiedy potrafiła utrzymywać w ryzach swoje słowa na dłużej. Teraz tym bardziej ujawniła swoje myśli, w końcu ona sama przeżywała co miesiąc krzywdę, ale cóż, nie miała wyboru, a likantropia nie oszczędzała ani jednej, pojedynczej kości podczas przemiany. Pomijając już fakt, że nie miała na to wpływu, ani tym bardziej chęci. Nawet teraz była w stanie w sekundę przywołać wspomnienie bólu każdej, pojedynczej części ciała, każde rozerwanie mięśnia, czy kręgu. Kilka lat temu zapewne wzdrygnęłaby się na samą myśl, ale teraz? Smutne, ale było to dla niej niczym chleb powszedni – To niczym masochizm, sama bym zapewne nie wykorzystywała tego talentu w ogóle, ale rozumiem to, że w twojej sytuacji może być on konieczny – przytaknęła wolno, próbując sięgnąć umysłem dalej, poza własne horyzonty i ewentualne umotywowania. Thalia miała zupełnie inne życie, pływała na statkach wśród mężczyzn o różnych charakterach, nic dziwnego więc, że nawet ryzykowne przemiany wciąż pozostawały dla niej bezpieczniejsze niż ujawnienie prawdziwej postaci.
Zmarszczyła brwi, gdy dosłyszała charakterystyczny, przeciągły skrzek. Od razu wytężyła wzrok w kierunku jego pochodzenia i nie minęła dłuższa chwila, a już była pewna, że znalazły to, czego szukały. – Chyba mamy towarzystwo – uśmiechnęła się półgębkiem, obserwując co najmniej kilkanaście kotów, małą chmarę, która właśnie zmierzała w ich stronę. Widocznie Evelyn nie doceniała futrzaków, bowiem wcześniej była pewna, że wywąchanie ich zajmie kotom zdecydowanie więcej czasu. Niech Merlin ma nas w opiece, pomyślała z rozbawieniem, przeszukując kieszenie w poszukiwaniu jakichkolwiek łakoci, którymi mogłaby się wkupić w łaski tej futrzastej bandy.


I survived because the fire inside me burned brighter than the fire around me
Evelyn Despenser
Evelyn Despenser
Zawód : hodowca aetonanów, opiekun magicznych zwierząt
Wiek : 31
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
My poor mother begged for a sheep but raised a wolf.
OPCM : 11 +2
UROKI : 5 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Wilkołak
Schronisko dla magicznych stworzeń - Page 4 Tumblr_o97lpoOPDW1ua7067o2_250
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t9065-evelyn-despender https://www.morsmordre.net/t9070-wloczykij#273545 https://www.morsmordre.net/t12156-evelyn-despenser#374148 https://www.morsmordre.net/f168-szkocja-balmaha-farma-despenser https://www.morsmordre.net/t9075-skrytka-bankowa-2130 https://www.morsmordre.net/t9076-evelyn-despender#273691
Re: Schronisko dla magicznych stworzeń [odnośnik]06.02.22 23:36
Nigdy nie kusiła kobiet, nie udawała, że jej zależy, nie mąciła im w głowach. Delikatnie ale wprost stawiała kawę na ławę: „nie będziemy razem”. Można by przytoczyć, że jej doskonałym tekstem było „to nie ty, to ja”, ale mało komu miała ochotę tłumaczyć się, że w zasadzie to przeżywała jedynie dzięki metamorfomagii i faktowi, że nikt w jej spodnie nie zaglądał. Wolała aby panny i panienki szukały sobie kogoś, kto rzeczywiście mógł spełnić ich oczekiwania. Przede wszystkim w tym, aby był mężczyzną.
- Na szczęście teraz mogę mącić w portach w nieco…inny sposób. – Nie musiała już trzymać się jednej osobowości. Chociaż metamorfomagię wykorzystywała dość regularnie w różnych wypadkach, dopiero kiedy mogła odrzucić personę Oliviera puściły jej hamulce. Zmieniała postacie jak szalona, wybierając co raz to nowsze, coraz dziwaczniejsze twarze. Kolejna osoba, kolejna sylwetka, kolejne niedoskonałości. Skupiała się na bliznach, skupiała się na głosie, udawała na nowo to, kim tak naprawdę nie była i nigdy być nie miała. Ale było to ekscytujące, kiedy kolejne kłamstwo nakręcało któreś z nowych. To, jak potrafiła kłamać, to, jak mało kto orientował się, kim naprawdę było. Jak idealnie zapakowane kłamstwo, którego nie dało się przejrzeć. Jej drobna zemsta na świecie, który nigdy nie potrafił docenić jej ani tego, kim była naprawdę.
- Prawda. Gdy wyciągniesz palec, będą chcieli całą rękę. – Doświadczała tego. Niekoniecznie ze swojej perspektywy, bo jej ciężko było w ogóle przyznać, że jakkolwiek potrzebuje pomocy – teraz powoli się to zmieniało, wcześniej jednak wciąż było problemem – ale obserwując innych doświadczała dokładnie tego zjawiska, które poruszała Evelyn. Wystarczyło, aby ktoś rzucił się na pomoc, a ludzie korzystali z tego, niczym potwory morskie ze świeżego poczęstunku w postaci wyrzuconych w wody marynarzy. Okazja czyniła złodzieja, ale ludzie zbyt często na takie okazje po prostu czekali.
- Skoro udało nam się zebrać i wybrać w to miejsce… - dłonią zakreśliła nieco większy łuk, pokazując okolicę, wyjątkowo spokojną jak na wszystkie ostatnie, w których Thalii ostatnio przyszło się odnaleźć -…to myślę, że damy radę jeszcze odwiedzić jakieś miejsce z testralami, prawda? Nie dziś, ale może przy najbliższej okazji? Odkładanie rzeczy na później nigdy nie kończyło się wybitnie dobrze w mojej perspektywie. – Zawsze było później, zawsze było kiedy indziej. Zawsze można było rozmyć się w cieniach, przestać wyciągać ręce po coś, co obarczone było odpowiedzialnością. A jednocześnie zawsze było teraz dla tych specyficznych, wyjątkowych rzeczy. Nie chciała już ani jednego, ani drugiego – chciała działać na swoich zasadach, bo jedynie to pozostawało w chaosie wojny.
- Może przynajmniej zdążę jakiegoś pogłaskać. Dziwne, ale w momencie, kiedy dawno nie miałam kontaktu ze zwierzakami to i tak…tęsknię? Nie miałam nigdy własnego, no, poza moją orlicą. Ale z nią jest zawsze ciekawie. – Naprawdę lubiła przebywanie z Kymopoleią, bo przypominała jej charakterem nią samą. Z potknięciami, nie zawsze tak pełna gracji jakby mogło się wydawać, burzliwa, ale przejawiająca uczucia w głęboki sposób. I robiąca wszystko, aby jednak wyżerać ludziom jedzenie, co Thalia brała jako swoją szczególną dumę.
Zaśmiała się lekko, kiedy dostrzegła skrzywienie na twarzy Despenser, wiedząc, ze chyba trochę przesadziła z opisem.
- Nie, to nie do końca tak, wybacz. Raczej…jeżeli chcesz zmienić kolor włosów albo upięknić sobie twarz, jesteś w miarę bezpieczna. Ale jeżeli nagle postanowisz przekształcić swoje ciało w ciało mężczyzny, wyższego, lepszej postury, zupełnie odmienne, zmieniając tęczówki i głos, tak nagła zmiana może wymagać od ciebie pokładów energii i nie każdy jest na to gotowy. Ja nie miałam możliwości siedzieć sobie przy kominku i ćwiczyć w spokoju, musiałam mieć efekty gotowe na już teraz. – Czy zmieniłaby sposób, w jaki się uczyła? Nie, uważała że to właśnie dzięki temu tak szybko doszła do perfekcji i to pozwoliło jej osiągnąć niesamowite wyniki. Ale z drugiej strony, nigdy nie zmuszałaby kogokolwiek, by uczył się w taki sposób. Jeżeli ktoś chciał przekraczać limity, musiał to robić z własnej woli. – Dla mnie nagroda zawsze była lepsza niż środki do celu. Anonimowość, prywatność, możliwość zniknięcia. Metamorfomagia jest już dla mnie częścią ciała, jak kończyna. Bez niej…to nie byłoby to samo. – Kończyny jednak dało się wyhodować eliksirem, nagle zabraną metamorfomagię nie miało co zastąpić.
Dostrzegła kierujące się w ich kierunku koty, uśmiechając się na ich widok. Wiedziała, że nie powinna zbytnio martwić się o to, co się dzieje, a jednocześnie...jakiś głupkowaty humor uruchomił się, gdy widziała pędzącą w ich kierunku zgraję kotów, jakby to było tak oddzielone od rzeczywistości, że ciężko było temu nadać jakiejkolwiek powagi.
- Widzę właśnie, chyba zostałyśmy nowymi gwiazdami w okolicy – stwierdziła z rozbawieniem, jak koty krążą dookoła niej, wyczuwając zapach ryb którymi przesiąkało jej ubranie. Parę z nich już czepiało się pazurami, a jeden z nich wskoczył na jej plecy, sprawiając, że parsknęła zaskoczona, pochylając się odruchowo do przodu aby zwierzak jednak nie spadł.
- Jakieś porady poza „nie okazuj słabości”?


So heed the words from sailors old
Beware the dreams with eyes of gold
And though he'll speak of quests and powers...
...blessed, ignore the lies you're told
Thalia Wellers
Thalia Wellers
Zawód : Żeglarz, handlarz, przemytnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
I'm makin' my way
From the top of this lowly hillside
Through the realm of the soulless Fey
I'm makin' my way
And all of us dread the trouble that lies ahead
At the end of this wayward day
I'm makin' my way
OPCM : 13+2
UROKI : 10
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0+1
TRANSMUTACJA : 5+2
CZARNA MAGIA : 0

ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Metamorfomag

Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t10111-thalia-wellers#306486 https://www.morsmordre.net/t10173-kymopoleia#308971 https://www.morsmordre.net/t12384-thalia-wellers#381174 https://www.morsmordre.net/f350-walia-llyn-trawsfynydd-syrenia-laguna https://www.morsmordre.net/t10167-skrytka-bankowa-nr-2284#308735 https://www.morsmordre.net/t10164-thalia-wellers#308697
Re: Schronisko dla magicznych stworzeń [odnośnik]12.02.22 3:17
Zgorzkniała. Nie o to do końca jej chodziło. Bardziej miała na myśli sam fakt, że ludzie byli zdesperowani, chcieli ratować wszystko, nie tylko rodziny i dobra, ale też… Własne, dawne życia i działali nieprzewidywalnie, posuwali się do wszystkiego, nawet jeżeli gdzieś tam czekało na nich coś lepszego. Mieli tyle możliwości, a wciąć ich umysły pozostawały w przeszłości, zamknięte na zmieniający się wokół świat, niedowidzące, często wręcz ślepe. Kto miał uświadamiać tych ludzi? Nakierowywać na dobrą, właściwą ścieżkę, która pozwoli im ruszyć dalej? Evelyn sama nie potrafiła ruszyć z własną przeszłością do przodu, pokonać przeciwności, więc się nie nadawała. Światu brakowało przywódców, prowodyrów zmian. Brakowało kogoś za kim ludzie pójdą i komu uwierzą. – To jest bardziej skomplikowane – powiedziała jedynie, zupełnie jakby nie przywiązywała do tego uwagi, a tak naprawdę ciężko było jej puścić jedynie te cztery słowa w przestrzeń, gdy umysł krzyczał i chciał wyjawić więcej z własnych teorii. Nie teraz, było zdecydowanie za wcześnie na takie rozmowy.
Testrale stanowiły większy problem, mało kogo do siebie dopuszczały i trzeba było zachowywać ich określone warunki, by w ogóle dało się je dojrzeć z bliższej niż kilkaset metrów odległości. Wierzyła, że są w stanie to zorganizować, ale oglądanie, to nie to samo, co posiadanie tego typu zwierzęcia, gdzie miałoby się pewność, że jest ono bezpieczne. – Spróbujemy kiedyś. Ja… Widuję je, ale to różnie się kończy – skrzywiła się, przypominając sobie moment w którym uciekała przed samotnym garborogiem, który stał nieopodal stada testrali i którego, o dziwo, nie zauważyła. Cóż, czasami wyglądając jednych zwierząt nie idzie spodziewać się innych.
Uniosła z lekka lewą brew ku górze. Czyżby jej rudowłosa towarzyska wątpiła w spotkanie z tymi stworzeniami? Nawet nie miała zamiaru tego skomentować, bowiem było to bardziej niż pewne. Mogła nie znać tego miejsca tak, jak znała je Despenser, ale jedno było pewne – koty były tu codziennością i wyłaniały się w najmniej spodziewanym momencie.
Niezobowiązująco zerknęła na własne, lekko drżące dłonie i od razu się skrzywiła. Umiejętności Thalii były dla niej inne, odrealnione, całkowicie obce i przez to niewiarygodne, choć wewnętrznie doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że istnieją. - Dziwna umiejętność. Rozumiem zależności, osobiste potrzeby i wrodzone umiejętności, ale to wciąż dość specyficzny temat. Nie wiem, czy chciałabym czegoś takiego doświadczać. Wiem, że z czasem zapewne bywa łatwiej, ale wciąż… Nie jest to czymś, co bym traktowała jako bezpieczne i konieczne, oczywiście ze swojego punktu widzenia – w jej głosie brzmiała przezorność, była przyzwyczajona do utartych schematów – jej umiejętności były zależne od zupełnie innych aspektów, nie potrafiła ich do końca kontrolować, a przynajmniej nie wtedy, gdy naprawdę tego potrzebowała.
Zbliżające się kociska był dla Evelyn rutyną, miała z nimi do czynienia co najmniej kilka razy w miesiącu i za każdym razem podchodziła do tej relacji inaczej, w zależności od humoru – uspokajała się, bądź smuciła ich niedolą, nic pomiędzy. Dziś był ten lepszy dzień. – Właśnie dlatego jest to tak bardzo osobliwe miejsce. Koty są pamiętliwe, ale ufają. Dają szanse, są lepsze od ludzi, bo potrafią jednoczyć – na usta Szkotki wpłynął niewyraźny, zmęczony uśmiech, gdy obserwowała gromadkę nadchodzących stworzeń. - Chyba żartujesz, dobre rady i koty? Ech… Mam jedną, spróbuj przeżyć – parsknęła śmiechem, zbliżając się do stada sierściuchów i pochylając się nad nimi dopiero, gdy ją oblazły wokół. Próbowała każdemu dać namiastkę dotyku. Wiedziała, że to nie wystarczy. Pamiętała każdy moment, gdy sama potrzebowała pomocy, uwagi, zaopiekowania i nikt nie przychodził z doraźną pomogą. Każdy dzień za dniem, który musiała znosić sama, cierpiąc katusze z powodu własnej ułomności i nikt, absolutnie nikt nie mógł jej pomóc w przetrwaniu tej farsy, przekonać jej do innego myślenia, nastawić pozytywnie do obecnego życia. Te koty były takie same. Bezdomne, zdane na siebie, pragnące dłoni, która je pocieszy. Niczym się nie różniły od niej samej sprzed kilku lat. Chciałaby im pomóc, im wszystkim, bo na tym świecie były bezbronne, pozbawione opieki człowieka, choć tak bardzo jej oczekiwały, bo kiedyś, kiedyś miały domy. Z każdą wizytą w tym miejscu mogła próbować zatrzymać któregoś na dłużej niż dwa uderzenia serca, dłużej niżby mogła i tym razem też próbowała.


I survived because the fire inside me burned brighter than the fire around me
Evelyn Despenser
Evelyn Despenser
Zawód : hodowca aetonanów, opiekun magicznych zwierząt
Wiek : 31
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
My poor mother begged for a sheep but raised a wolf.
OPCM : 11 +2
UROKI : 5 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Wilkołak
Schronisko dla magicznych stworzeń - Page 4 Tumblr_o97lpoOPDW1ua7067o2_250
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t9065-evelyn-despender https://www.morsmordre.net/t9070-wloczykij#273545 https://www.morsmordre.net/t12156-evelyn-despenser#374148 https://www.morsmordre.net/f168-szkocja-balmaha-farma-despenser https://www.morsmordre.net/t9075-skrytka-bankowa-2130 https://www.morsmordre.net/t9076-evelyn-despender#273691
Re: Schronisko dla magicznych stworzeń [odnośnik]12.02.22 3:17
The member 'Evelyn Despenser' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 22
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Schronisko dla magicznych stworzeń - Page 4 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Schronisko dla magicznych stworzeń [odnośnik]12.02.22 23:06
Ciężko było mówić o nich w kategoriach innych niż ludzie, którzy bardzo chcieli zatrzymać przy sobie namiastkę dawnego życia. Przynajmniej ona zdecydowanie potrzebowała jakiejś namiastki wszystkiego, co tylko jej się przydawało. Jak drobne okruchy szkła, które już nigdy nie miało być lustrem, ale łatwo było się łudzić, że mimo wszystko można to jeszcze jakoś poskładać. Że dadzą sobie radę z tym, aby życie było jak dawniej. Nie tylko ona, czy może nie Evelyn, ale każda szukała jakiejkolwiek namiastki normalności. Może nie tej codziennej, w końcu mało kto był jakkolwiek chętny, aby wracać do świata w którym cię popychano, ale oczywiście, że mało kto chciał być w stanie wojny, gdzie praktycznie każdy mógł chcieć cię zabić.
- Chcesz o tym opowiedzieć, czy jednak może wolisz zachować to dla siebie? – Naprawdę wolała, żeby Despenser mówiła jej tylko o tym, o czym się czuje, aby mówiła dobrze. W końcu wszyscy wiedzą, że wcale nie zależało jej na mówieniu o rzeczach, które miały kogoś męczyć, chyba że nagle od razu miałaby kogoś, kto mógłby to wykonać za nią. Może też po prostu w dobrej opcji, że w tym momencie też nie chciała psuć tej relacji, która się zaczynała budować pomiędzy nimi.
- Miałam okazje je widzieć czasem w Hogwarcie, ale nawet nie zastanawiałam się, czy są jakieś inne miejsca? – Absolutnie nie znała się na tym, jak wyglądają hodowle w tym kraju, ale to też brzmiało jak coś, czym powinna się zainteresować. Na pewno przyda się poszerzyć listę klientów, zwłaszcza w wypadku obecnych czasów. – Nie musimy też iść, tak jakby co. – Uśmiechnęła się, spoglądając jeszcze na zbliżające się koty. Oto więc armia kocich wojowników nadchodziła i miała je zaraz złapać. Kto wie, może będą w najgorszej sytuacji i już nigdy nie wyjdą, zostając na pastwę kotów.
- Jak dla mnie to po prostu zawsze zagrożenie tak jak inne zagrożenie. Przy teleportacji można się rozszczepić, ale to nagle nie powstrzymuje wszystkich przed znikaniem z jednego miejsca i pojawianiem się w drugim. Ludzie uważają, że zmiana w animaga to trudna sztuka, a jednak wiele osób jest zafascynowana tym, jak to zrobić i próbuje, nawet jeżeli to prawdopodobnie niebezpieczne. – Wzruszyła lekko ramionami, pochylając się w stronę kotów.
Starała się jak najlepiej, aby jednak poświęcić każdemu kotu trochę czasu. Niektóre próbowały podgryzać jej rzemienie od stroju, niektóre próbowały wejść jej na głowę, wszystkie jednak były bez żadnej wątpliwości kochane i cieszyła się niesamowicie, że mogła przez chwilę skupić się na podrapaniu ich albo pogłaskaniu. Chociaż zbliżała się chyba do swojego limitu.
- Któryś kupił twoje serce? – zapytała Despenser, ostrożnie podnosząc się z miejsca.


So heed the words from sailors old
Beware the dreams with eyes of gold
And though he'll speak of quests and powers...
...blessed, ignore the lies you're told
Thalia Wellers
Thalia Wellers
Zawód : Żeglarz, handlarz, przemytnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
I'm makin' my way
From the top of this lowly hillside
Through the realm of the soulless Fey
I'm makin' my way
And all of us dread the trouble that lies ahead
At the end of this wayward day
I'm makin' my way
OPCM : 13+2
UROKI : 10
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0+1
TRANSMUTACJA : 5+2
CZARNA MAGIA : 0

ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Metamorfomag

Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t10111-thalia-wellers#306486 https://www.morsmordre.net/t10173-kymopoleia#308971 https://www.morsmordre.net/t12384-thalia-wellers#381174 https://www.morsmordre.net/f350-walia-llyn-trawsfynydd-syrenia-laguna https://www.morsmordre.net/t10167-skrytka-bankowa-nr-2284#308735 https://www.morsmordre.net/t10164-thalia-wellers#308697
Re: Schronisko dla magicznych stworzeń [odnośnik]12.02.22 23:06
The member 'Thalia Wellers' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 66
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Schronisko dla magicznych stworzeń - Page 4 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Schronisko dla magicznych stworzeń [odnośnik]15.02.22 0:19
Kruczowłosa nie była pewna, czy wyjawianie własnego zdania w tym temacie byłoby na ten moment dobrym rozwiązaniem. Z brutalną surowością podchodziła do otaczającego ją świata i wszystkich jego brudów. Można nawet powiedzieć, że to, co uważała było wręcz niepochlebne i naganne dla sporej grupy społeczeństwa, toteż musiała być naprawdę pewna, że nie rozpęta wyliczanki kontrargumentów, które i tak by do niej nie dotarły. Może kiedyś się zdradzi, ale do tego będzie potrzebny zupełnie inny klimat i większe zaufanie co do Thalii i jej prawdopodobnej reakcji. - Nie czas na wywlekanie moich poglądów, nie psujmy sobie humoru – przywołała na wargi skrzywiony grymas, który przypominał mało uprzejmy, sztuczny uśmiech, który tak często gościł w mimice kruczowłosej, że aż zaczął być jej naturalną reakcją.
Hogwart, no tak. To tam większość uczniów miała okazję na pierwsze, bliskie spotkanie z tymi stworzeniami. Jedni mogli je podziwiać, inni sobie wyobrażać, a jeszcze inni sądzili, że te zwierzęta to bujda, nawet gdy mieli je tuż przed nosem. Testrale żyjące na wolności były jednak zupełnie inne od tych hodowlanych, przeważnie były jeszcze chudsze, ich skóra nie błyszczała, wręcz była zmatowiona i zwyczajnie brudna, ale mimo wszystko oglądanie ich w naturalnym środowisku było tysiąckroć lepszym doświadczeniem. - Huh, jest kilka stad w Szkocji, z dala od skupisk ludzi – rozkojarzyła się na chwilę, próbując trzymać wystarczająco wysoko gruby materiał swojej spódnicy tak, aby nie pozwolić jej na zabrudzenie się w wysokiej, mokrej trawie. – Zabiorę cię, jak tylko znajdę czas na wychodne – była pewna słów, które opuściły jej usta, nawet jeżeli wykonanie tego pomysłu oznaczało swego rodzaju trudność. Hodowla rządziła się swoimi prawami i nawet jeżeli Evelyn była przyzwyczajona do nadmiaru obowiązków, tak każda dodatkowa czynność zmuszała ją do nadwyrężania swoich pokładów sił. Było w tym coś ze strategii i trzeba było przyznać, że do tej pory radziła sobie z organizacją całkiem nieźle, choć widać było po niej wycieńczenie – blada cera, uwydatnione kości policzkowe, cienie pod oczami, to wszystko było ceną za możliwość chwilowej rozrywki, znalezienia czasu na oderwanie się od powinności. Cóż… Ośli upór zapewne też miał w tym znaczącą rolę.
Wiedziała, że Thalia ma rację, ba, nawet nie podejrzewałaby, że posiadacze tych niezwykłych umiejętności obawialiby się korzystania z własnych możliwości, aczkolwiek Despenser była już tak spaczona własną nienaturalnością, lękami i szarpnięta obawą, że na wszystko patrzyła poprzez swoje doświadczenia. Jeżeli coś było dla niej bezpośrednio obce, nieznane, to oswajała się właśnie w ten sposób. – Nie wchodzę w cudze buty, jeżeli wiem, że nie umiem w nich chodzić – wzruszyła ramionami. – Właściciele tych zdolności sami doskonale wiedzą na co się piszą, nikt ich nie poprowadzi za rękę, nie wskaże właściwej drogi, bo każdy ma własną, indywidualną. Mówię jedynie o tym jak ja osobiście bym postępowała, ale nie jest to sugestia, by wszyscy mieli takie samo zdanie, ba, lepiej żeby nikt ochoczo nie kroczył ścieżką moich wypluwanych mądrości – brzmiał w niej dobry humor, choć mogło się wydawać, że właśnie wygłosiła arogancką tyradę, ot Despenser miała w sobie dość niecodzienny sposób bycia, głównie przejawiały się w nim egoistyczne pobudki, konieczne z uwagi na pragnienie zachowania swojego względnie spokojnego życia bez większych zmian w jego obrębie.
Rozglądała się ze zmarszczonymi brwiami, próbując jednocześnie zapanować nad dłońmi i resztą ciała, wszystkim o co aktualnie ocierały się przeróżne kocie osobistości. – Chyba nie, znaczy, każdy coś w sobie ma, ale nie widzę tu takiego, który powaliłby moje serce na kolana. - Wtedy też skrzyżowała spojrzenie z nim. Czarny, z charakterystyczną białą plamą pokrywającą ucho, większy od reszty, choć bardziej wychudzony, kocur trzymał się na uboczu, wciąż blisko stada, ale na tyle daleko, by być poza zasięgiem rąk. Był brudny, jego matowa sierść nosiła na sobie ogrom błota i piachu, a mimo to dało się dostrzec uszczerbki w sierści i charakterystyczną bliznę za lewym uchem, która była tak podobna do tej, którą miała sama Evelyn. Oczy miał w kolorze najprawdziwszej głębi oceanu, wręcz hipnotyzujące, przykuwające uwagę, nawet jeżeli łypał nimi groźnie. Kobieta podniosła się powoli i ostrożnie stąpając podeszła do zwierzęcia w przygarbionej pozycji. Dopiero, gdy była pewna, że stworzenie akceptuje odległość, która ich dzieli, wyciągnęła dłoń w jego kierunku, dając mu szansę na wybór, zdecydowanie, czy pozwoli obcemu człowiekowi się dotknąć. Z bliska dostrzegła więcej mankamentów, ale wciąż nie było to nic z czym nie byłaby w stanie sobie poradzić. Kocur spojrzał na nią nieufnie, prychnął przeciągle, po czym sam podszedł i buńczucznie otarł się o końcówki jej palców tak, jakby to był zaszczyt, że w ogóle jej dotknął. Niebieskooka parsknęła śmiechem, jakby naprawdę cała ta otoczka ją rozbawiła, a następnie podniosła niezadowolonego kota ku górze, moszcząc go sobie po części za poszyciem płaszcza, o dziwo bez większych protestów, prócz naburmuszonych mruknięć, które były dla niej rozbrajające. Ewidentnie sparowali się równie przyjemnymi charakterami. Odwróciła się powoli w stronę Thalii, dostrzegając jak wyciąga dłonie po kota. – Widzę, że nie tylko ja znalazłam sobie towarzysza – skwitowała z pobrzmiewającą w głosie wesołością, która była niespodziewana niczym uderzenie góry lodowej, zupełnie jakby za sprawą zwierzęcia coś przeskoczyło w umyśle kobiety, wprawiając ją w niemal nieosiągalny na co dzień nastrój.
- Będziemy niestety musiały skrócić naszą wycieczkę, wątpię, że ten tu pozwoli mi na dłuższe spacerowanie i bujanie nim na wertepach – nawet nie chciała dodawać, że lubiła swoje ubrania na tyle, iż nie chciała być zmuszona do odłożenia ich na szmaty po wielokrotnym spotkaniu z porządnymi pazurzyskami. – Ale kiedyś tu wrócimy, choć nie jestem pewna, czy nie skończyłoby się to podobnie – prychnęła, bo choć nigdy wcześniej nie zabrała stąd żadnego kota, tak teraz za każdym razem będzie miała z tyłu głowy myśl, że los ponownie może ją zaskoczyć i zwrócić jej uwagę na kolejne stworzenie, któremu nie będzie mogła się oprzeć.

/zt.



I survived because the fire inside me burned brighter than the fire around me
Evelyn Despenser
Evelyn Despenser
Zawód : hodowca aetonanów, opiekun magicznych zwierząt
Wiek : 31
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
My poor mother begged for a sheep but raised a wolf.
OPCM : 11 +2
UROKI : 5 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Wilkołak
Schronisko dla magicznych stworzeń - Page 4 Tumblr_o97lpoOPDW1ua7067o2_250
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t9065-evelyn-despender https://www.morsmordre.net/t9070-wloczykij#273545 https://www.morsmordre.net/t12156-evelyn-despenser#374148 https://www.morsmordre.net/f168-szkocja-balmaha-farma-despenser https://www.morsmordre.net/t9075-skrytka-bankowa-2130 https://www.morsmordre.net/t9076-evelyn-despender#273691

Strona 4 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next

Schronisko dla magicznych stworzeń
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach