Lada
AutorWiadomość
First topic message reminder :
-
Lokal zamknięty
Podchodzicie do drzwi wejściowych i dostrzegacie panującą wewnątrz pustkę. Dopiero po chwili odszukujecie spojrzeniem brzydki napis spisany w pośpiechu zamknięte. Domyślacie się, że wojna musiała zmusić właścicieli do wycofania się z prowadzenia biznesu. I kto wie? Może również ucieczki?
[bylobrzydkobedzieladnie]
Lada
W szerokiej, oszklonej ladzie codziennie rano pojawiają się pojemniki wypełnione lodami we wszystkich możliwych kolorach. Znajdą się tutaj zarówno klasyczne lody waniliowe i czekoladowe, jak i te mniej oczywiste smaki: fiołkowy, marchewkowy czy kremowe piwo. Wiele smaków pojawia się tylko raz w sezonie, inne są stałymi pozycjami menu. Lody do wafelków, pucharków lub termosów nakładają właściciele lokalu, a w ruchliwym okresie letnim również zatrudnieni przez nich pomocnicy. Na życzenie lody mogą zostać podane z dowolnymi dodatkami, których listę wymalowano na ścianie. Zawsze można tutaj również zamówić doskonałą włoską kawę, soki oraz oczywiście herbatę.
Podchodzicie do drzwi wejściowych i dostrzegacie panującą wewnątrz pustkę. Dopiero po chwili odszukujecie spojrzeniem brzydki napis spisany w pośpiechu zamknięte. Domyślacie się, że wojna musiała zmusić właścicieli do wycofania się z prowadzenia biznesu. I kto wie? Może również ucieczki?
Lokal został zamknięty do odwołania. Można jednak prowadzić rozgrywki mające miejsce przed budynkiem.
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 19:34, w całości zmieniany 2 razy
The member 'Heath Macmillan' has done the following action : Rzut kością
'Anomalie - DN' :
'Anomalie - DN' :
Zawsze podziwiałem optymizm dzieci i uważam, że należy się od nich tego uczyć. Dla dziecka w wieku przedszkolnym nie dało smucić się z lodami - przecież to wspaniałe podejście do życia! Nawet nie miałem zamiaru mu tłumaczyć, że czasami w życiu dzieją się tak przykre rzeczy, że nawet najpyszniejsza gałka lodów nie jest w stanie pomóc. Pewnie przekona się o tym kiedy dorośnie - każdy prędzej czy później poznawał tę przykrą prawdę i chyba nie dało się od tego uniknąć. - Masz rację, Heath. Niestety niektórzy nie potrafią tak się cieszyć - wzruszam ramionami, przy okazji obiecując sobie, że nie będę się dołował bez większego powodu. To znaczy i tak staram się tego nie robić, ale jako osoba, która tworzy lody i jeszcze dostaje za to pieniądze, chyba naprawdę nie mam ku temu zbyt wielu powodów.
- Jesteś naprawdę mądrym chłopcem, nie pomyślałem o tym - musiałem przyznać mu rację - kto zostawiłby w pucharku resztkę przepysznego smaku lodów? Do tego pewnie rozpuściłby się i zmieszał z pozostałymi gałkami, a wtedy prawdopodobnie nawet ja miałbym problem z jego rozpoznaniem.
- Dobrze, więc będzie żółta truskawka - mówię cicho, nakładając odpowiednią gałkę do kolorowego pucharka. Pomysł na ten smak wyszedł spod skrzydeł Florence i na początku podchodziłem do niego dość sceptycznie - bo niby czym miała się różnić żółta truskawka od zwykłej czerwonej? A jednak się różniła i była pyszna. - Tak, właśnie takie jak w szarlotce - kiwnąłem głową, już się przymierzając, żeby je nałożyć, ale czekałem na ostateczną decyzję. - Dobrze, to karmelu nie będzie. Mamy jeszcze mnóstwo innych smaków do wybrania! - Pocieszyłem chłopca, zamykając pudełko z karmelem, żeby się za bardzo nie rozmroziło. - Hmm... Może chodzi ci o kiwi? Taki smak też mamy - chyba muszę ściągnąć nazwę od Bertiego i nazwać lodziarnię "Lodziarnią wszystkich smaków rodzeństwa Fortescue". Czy to nie genialny pomysł? Genialny! Smak kiwi był schowany piętro niżej, więc wysunąłem niewielką szufladkę i - Nakładamy kiwi? - Upewniłem się, bo nie chciałem chłopcu wpychać czegoś na co wcale nie ma ochoty. - Widzę, że lubisz owoce. W takim razie co powiedziałbyś na maliny? - Chyba wszyscy lubili maliny, zdziwię się, jeżeli chłopiec odmówi.
- Jesteś naprawdę mądrym chłopcem, nie pomyślałem o tym - musiałem przyznać mu rację - kto zostawiłby w pucharku resztkę przepysznego smaku lodów? Do tego pewnie rozpuściłby się i zmieszał z pozostałymi gałkami, a wtedy prawdopodobnie nawet ja miałbym problem z jego rozpoznaniem.
- Dobrze, więc będzie żółta truskawka - mówię cicho, nakładając odpowiednią gałkę do kolorowego pucharka. Pomysł na ten smak wyszedł spod skrzydeł Florence i na początku podchodziłem do niego dość sceptycznie - bo niby czym miała się różnić żółta truskawka od zwykłej czerwonej? A jednak się różniła i była pyszna. - Tak, właśnie takie jak w szarlotce - kiwnąłem głową, już się przymierzając, żeby je nałożyć, ale czekałem na ostateczną decyzję. - Dobrze, to karmelu nie będzie. Mamy jeszcze mnóstwo innych smaków do wybrania! - Pocieszyłem chłopca, zamykając pudełko z karmelem, żeby się za bardzo nie rozmroziło. - Hmm... Może chodzi ci o kiwi? Taki smak też mamy - chyba muszę ściągnąć nazwę od Bertiego i nazwać lodziarnię "Lodziarnią wszystkich smaków rodzeństwa Fortescue". Czy to nie genialny pomysł? Genialny! Smak kiwi był schowany piętro niżej, więc wysunąłem niewielką szufladkę i - Nakładamy kiwi? - Upewniłem się, bo nie chciałem chłopcu wpychać czegoś na co wcale nie ma ochoty. - Widzę, że lubisz owoce. W takim razie co powiedziałbyś na maliny? - Chyba wszyscy lubili maliny, zdziwię się, jeżeli chłopiec odmówi.
not a perfect soldier
but a good man
but a good man
Florean Fortescue
Zawód : właściciel lodziarni
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Pijemy z czary istnienia
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
To akurat była cecha chłopca. Heath był niepoprawnym optymistą nawet gdy porównamy go do innych rówieśników. No, ale fakt. Młody wiek pozwalał mu bardziej cieszyć się rzeczami ogólnie uznawanymi przez dorosłych za błahe. Chociaż dla Heatha wybór lodów wcale nie był sprawą trywialną.
-Och… ale i tak trochę kiepsko siedzieć smutnym z lodami…- powiedział tylko i już nie wracał więcej do tego tematu.
Wyszczerzył cały garnitur swoich zębów, w uśmiechu, w odpowiedzi na pochwałę Floreana. Co prawda sam nie wpadł na to, że mogłyby się rozpuścić i całkiem wymieszać. Zresztą nawet gdyby tak się stało, to mały Macmillan niechybnie pożarłby nawet takie wymieszane słodkości i wcale by z tego powodu nie narzekał.
No ale potem czarodziej zaczął nakładać po kolei wybrane smaki, a Heath z ciekawością obserwował które to były. Truskawka faktycznie była żółta i ciekawiła go najbardziej. Była słodsza od zwykłej? Może kwaśniejsza? A może miała inny posmak? Za chwilę pewnie jego ciekawość zostanie zaspokojona. -To muszą być fajne. Szarlotka jest pyszna!- skomentował tylko kolejny smak lodów. Te raczej nie stanowiły dla niego niespodzianki, wyglądały tak jak się spodziewał, ale na pewno ciekawie będzie zjeść taką „zimną” szarlotkę.
Heath w zasadzie lubił karmel, ale ostatnio jakby trochę mu się przejadł, w końcu to dość popularny dodatek do różnych słodyczy. Poza tym gdy miało się tyle rodzajów lodów do wyboru to głupio się decydować na taki pospolity smak, prawda? – O właśnie… kiwi!- ucieszył się gdy Florean podpowiedział mu nazwę. Spodobał mu się smak tego owocu, chociaż sam z siebie był dla niego zbyt kwaśny i musiał je nieco słodzić. – Nakładamy- zadecydował od razu. Skoro było kiwi to chciał spróbować jak smakuje w wersji lodowej. –Maliny też będą super!- zgodził się na propozycję lodziarza, w końcu to świetny pomysł. Gdy już wszystkie smaki znalazły się w pucharku Heath wpadł na jeszcze jeden pomysł. – A są może takie waflowe rurki? Chciałbym taką do lodów- kiedyś dostał taki deser i bardzo mu smakowały.
-Och… ale i tak trochę kiepsko siedzieć smutnym z lodami…- powiedział tylko i już nie wracał więcej do tego tematu.
Wyszczerzył cały garnitur swoich zębów, w uśmiechu, w odpowiedzi na pochwałę Floreana. Co prawda sam nie wpadł na to, że mogłyby się rozpuścić i całkiem wymieszać. Zresztą nawet gdyby tak się stało, to mały Macmillan niechybnie pożarłby nawet takie wymieszane słodkości i wcale by z tego powodu nie narzekał.
No ale potem czarodziej zaczął nakładać po kolei wybrane smaki, a Heath z ciekawością obserwował które to były. Truskawka faktycznie była żółta i ciekawiła go najbardziej. Była słodsza od zwykłej? Może kwaśniejsza? A może miała inny posmak? Za chwilę pewnie jego ciekawość zostanie zaspokojona. -To muszą być fajne. Szarlotka jest pyszna!- skomentował tylko kolejny smak lodów. Te raczej nie stanowiły dla niego niespodzianki, wyglądały tak jak się spodziewał, ale na pewno ciekawie będzie zjeść taką „zimną” szarlotkę.
Heath w zasadzie lubił karmel, ale ostatnio jakby trochę mu się przejadł, w końcu to dość popularny dodatek do różnych słodyczy. Poza tym gdy miało się tyle rodzajów lodów do wyboru to głupio się decydować na taki pospolity smak, prawda? – O właśnie… kiwi!- ucieszył się gdy Florean podpowiedział mu nazwę. Spodobał mu się smak tego owocu, chociaż sam z siebie był dla niego zbyt kwaśny i musiał je nieco słodzić. – Nakładamy- zadecydował od razu. Skoro było kiwi to chciał spróbować jak smakuje w wersji lodowej. –Maliny też będą super!- zgodził się na propozycję lodziarza, w końcu to świetny pomysł. Gdy już wszystkie smaki znalazły się w pucharku Heath wpadł na jeszcze jeden pomysł. – A są może takie waflowe rurki? Chciałbym taką do lodów- kiedyś dostał taki deser i bardzo mu smakowały.
The member 'Heath Macmillan' has done the following action : Rzut kością
'Anomalie - DN' :
'Anomalie - DN' :
- Cóż, nie mogę się z tobą nie zgodzić. Szarlotka jest przepyszna, to chyba moje ulubione ciasto - uśmiechnąłem się do chłopca, nakładając do pucharka wskazany smak. Całe szczęście, że wziąłem trochę większy niż wcześniej miałem w zamiarze, bo tych gałek było całkiem sporo, ale skoro zamierzał tyle wziąć to przecież nie moja rola, żeby mu odmówić. Ba! Ja tam namawiałbym go na jeszcze więcej i to wcale nie po to, żeby więcej zarobić, ale po to, żeby po prostu zjadł więcej lodów bo jedzenie lodów to czysta przyjemność! - A ty masz jakieś ulubione ciasto? - Podpytałem, ponieważ obsługa tak ważnego klienta to jednocześnie szansa na przeprowadzenie krótkiego wywiadu i dowiedzenia się czegoś ciekawego. Chłopiec wychowywał się w zupełnie innej rzeczywistości niż ja, a więc prawdopodobnie zna inne smaki. Z chęcią bym je poznał i uwzględnił podczas tworzenia lodów - wszak chcę przypaść do gustu każdemu podniebieniu, i temu zwykłemu, i temu z wyższych sfer.
- Kiwi - powtórzyłem rozbawiony, kiedy Heath tak żywo zareagował na ten owoc. Nie znam się jakoś szczególnie na dzieciach, ale mimo wszystko odniosłem wrażenie, że raczej nie przepadają za owocami czy warzywami i generalnie jest u nich problem z jedzeniem. Najwidoczniej Heath do tych dzieci nie należał, ale to bardzo dobrze, przecież jedzenie to sama przyjemność. - I maliny, już się robi - jak powiedziałem tak zrobiłem - kolejna gałka lodów wylądowała w pucharku. Za to kolejne pytanie chłopca wywołało podejrzany uśmiech na mojej twarzy, bo wiedziałem coś, czego on jeszcze nie był świadomy. - Mój drogi, oczywiście, że mamy waflowe rurki. Mamy też posypki i polewy... - zacząłem, spoglądając kontrolnie na chłopca, bo nie wiedziałem jak zareaguje na kolejną ilość rzeczy do wybrania. Wtedy do lokalu weszli kolejny klienci, więc musiałem szybko skończyć zamówienie chłopca, bo w przeciwnym wypadku będą czekać na swoją kolej przez naprawdę długi czas. - Ale proponuję ci tym razem wziąć bez polewy, bo nie będziesz w stanie wyczuć smaku wybranych lodów. W takim razie co powiedz na rurkę i kolorową posypkę, żeby było weselej? - Poczekałem cierpliwie aż się zdecyduje, po czym zrobiłem dokładnie tak jak kazał, ale dodałem do tego jeszcze akcent od siebie - miniaturowe fajerwerki, wyskakujące z jego pucharka. - Razem będzie pięć galeonów i dziesięć sykli. Smacznego! - Odprowadziłem go wzrokiem czy aby na pewno dotarł do swojego stoliczka i pomachałem mu jeszcze na odchodne. Miłe dziecko, oby przyszło tutaj jeszcze raz, lubię takich klientów: odważnych i dociekliwych.
- Dzień dobry, witam w lodziarni Fortescue!
zt <3
- Kiwi - powtórzyłem rozbawiony, kiedy Heath tak żywo zareagował na ten owoc. Nie znam się jakoś szczególnie na dzieciach, ale mimo wszystko odniosłem wrażenie, że raczej nie przepadają za owocami czy warzywami i generalnie jest u nich problem z jedzeniem. Najwidoczniej Heath do tych dzieci nie należał, ale to bardzo dobrze, przecież jedzenie to sama przyjemność. - I maliny, już się robi - jak powiedziałem tak zrobiłem - kolejna gałka lodów wylądowała w pucharku. Za to kolejne pytanie chłopca wywołało podejrzany uśmiech na mojej twarzy, bo wiedziałem coś, czego on jeszcze nie był świadomy. - Mój drogi, oczywiście, że mamy waflowe rurki. Mamy też posypki i polewy... - zacząłem, spoglądając kontrolnie na chłopca, bo nie wiedziałem jak zareaguje na kolejną ilość rzeczy do wybrania. Wtedy do lokalu weszli kolejny klienci, więc musiałem szybko skończyć zamówienie chłopca, bo w przeciwnym wypadku będą czekać na swoją kolej przez naprawdę długi czas. - Ale proponuję ci tym razem wziąć bez polewy, bo nie będziesz w stanie wyczuć smaku wybranych lodów. W takim razie co powiedz na rurkę i kolorową posypkę, żeby było weselej? - Poczekałem cierpliwie aż się zdecyduje, po czym zrobiłem dokładnie tak jak kazał, ale dodałem do tego jeszcze akcent od siebie - miniaturowe fajerwerki, wyskakujące z jego pucharka. - Razem będzie pięć galeonów i dziesięć sykli. Smacznego! - Odprowadziłem go wzrokiem czy aby na pewno dotarł do swojego stoliczka i pomachałem mu jeszcze na odchodne. Miłe dziecko, oby przyszło tutaj jeszcze raz, lubię takich klientów: odważnych i dociekliwych.
- Dzień dobry, witam w lodziarni Fortescue!
zt <3
not a perfect soldier
but a good man
but a good man
Florean Fortescue
Zawód : właściciel lodziarni
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Pijemy z czary istnienia
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
W sumie to Heath dopiero niedawno poznał smak szarlotki. Wcześniej jakoś nie było okazji. No i stąd jego zafascynowanie tym konkretnym smakiem. Ciekawe tylko czy w przyszłości nadal zostanie na liście jego ulubionych, czy może szarlotkę zastąpi coś innego. Na razie pieczone jabłko była strzałem w dziesiątkę. Ciekawe czy Florean miał jakiś szósty zmysł, który pomagał mu w proponowaniu różnych smaków takim niezdecydowanym klientom jak Heath.
-No… oprócz szarlotki…- czarodziej zadał mu bardzo trudne pytanie. Nie dało się na nie od tak po prostu odpowiedzieć. –Bardzo lubię takie ciasto, które ma lekko cytrynowy smak. Nie wiem jak się nazywa- odpowiedział w końcu z bardzo poważną miną.
Co do samych owoców, Heath miał to szczęście, że pochodził z bogatego rodu. Potrawy, które lądowały na jego talerzu nie dość, że były pyszne, to jeszcze często były ładnie podane. W końcu dzieci „jedzą” też oczami. Pewnie nie raz i nie dwa dostawał jakąś ciekawą kompozycję na talerzu zrobioną z owoców. No, a że te były słodkie… Czemu miałby ich nie lubić? Problem pojawiał się dopiero z warzywami był problem. Tych nie chciał się tknąć za żadne skarby świata.
Ucieszył się, gdy Florean potwierdził, że mają te waflowe rurki, które sobie akurat umyślał. Za to minę miał już nie pewną, gdy czarodziej zaczął mówić o posypkach i polewach. Za dużo rzeczy do wyboru. Następnym razem chyba przyjdzie tutaj z listą co chce wziąć.
-Mhm – przytaknął tylko na propozycję Floreana. To on tutaj był ekspertem od lodów, a Heath nie chciał już tracić czasu na wybieranie kolejnych dodatków, skoro lody były prawie gotowe. Cierpliwie poczekał, aż mężczyzna skończy przygotowywać jego zamówienie. Czy muszę wspominać o tym, że był zachwycony miniaturowymi fajerwerkami? Były niesamowite. Odwrócił od nich wzrok dopiero wtedy gdy Florean podał cenę lodów. Wyciągnął w jego kierunku kilka monet, które dostał wcześniej od swojej opiekunki. Poczekał, aż sprzedawca wyda mu resztę i uśmiechnął się do niego szeroko –Dziękuję!- rzucił tylko i odmaszerował z pucharkami w stronę swojego stolika. Dotarł tam bez przeszkód i zajął się pałaszowaniem zimnego deseru.
-No… oprócz szarlotki…- czarodziej zadał mu bardzo trudne pytanie. Nie dało się na nie od tak po prostu odpowiedzieć. –Bardzo lubię takie ciasto, które ma lekko cytrynowy smak. Nie wiem jak się nazywa- odpowiedział w końcu z bardzo poważną miną.
Co do samych owoców, Heath miał to szczęście, że pochodził z bogatego rodu. Potrawy, które lądowały na jego talerzu nie dość, że były pyszne, to jeszcze często były ładnie podane. W końcu dzieci „jedzą” też oczami. Pewnie nie raz i nie dwa dostawał jakąś ciekawą kompozycję na talerzu zrobioną z owoców. No, a że te były słodkie… Czemu miałby ich nie lubić? Problem pojawiał się dopiero z warzywami był problem. Tych nie chciał się tknąć za żadne skarby świata.
Ucieszył się, gdy Florean potwierdził, że mają te waflowe rurki, które sobie akurat umyślał. Za to minę miał już nie pewną, gdy czarodziej zaczął mówić o posypkach i polewach. Za dużo rzeczy do wyboru. Następnym razem chyba przyjdzie tutaj z listą co chce wziąć.
-Mhm – przytaknął tylko na propozycję Floreana. To on tutaj był ekspertem od lodów, a Heath nie chciał już tracić czasu na wybieranie kolejnych dodatków, skoro lody były prawie gotowe. Cierpliwie poczekał, aż mężczyzna skończy przygotowywać jego zamówienie. Czy muszę wspominać o tym, że był zachwycony miniaturowymi fajerwerkami? Były niesamowite. Odwrócił od nich wzrok dopiero wtedy gdy Florean podał cenę lodów. Wyciągnął w jego kierunku kilka monet, które dostał wcześniej od swojej opiekunki. Poczekał, aż sprzedawca wyda mu resztę i uśmiechnął się do niego szeroko –Dziękuję!- rzucił tylko i odmaszerował z pucharkami w stronę swojego stolika. Dotarł tam bez przeszkód i zajął się pałaszowaniem zimnego deseru.
Ostatnio zmieniony przez Heath Macmillan dnia 02.03.19 20:03, w całości zmieniany 1 raz
The member 'Heath Macmillan' has done the following action : Rzut kością
'Anomalie - DN' :
'Anomalie - DN' :
| 1 listopada
Zapadł już wieczór. Pogoda na zewnątrz była fatalna - deszcz nie ustępował od rana, a pioruny co i rusz przecinały niebo z głośnym hukiem. Nigdy nie lubiłem burzy. Może nawet trochę się jej bałem, ale to przez ten niespodziewany hałas, zawsze wtedy podskakuję. Ciężko mi też zasnąć, bo mam wrażenie, że dach zaraz mi spadnie na głowę. Chyba dlatego nie śpieszyłem się do mieszkania tylko siedziałem w lodziarni i czytałem książkę. Czasem wolałem tutaj spędzać wolny czas, sam nie wiem dlaczego, w końcu na górze było tak samo cicho i na pewno przytulniej. Tak czy inaczej usiadłem pod ścianą z dość grubą książką na temat buntów goblinów - jeszcze nigdy wcześniej nie trafiłem nigdzie na tę pozycję, wygrzebałem ją przypadkowo w magicznym antykwariacie i obiecałem sobie ją przeczytać. Zaczęła się całkiem ciekawie, ale każdy kolejny rozdział jest coraz nudniejszy - autor sprawia wrażenie jakby sam nie wiedział co właściwie chce przekazać. Skacze od faktu do faktu bez żadnego ładu, a czytelnik zaczyna się gubić w którym właściwie aktualnie jest wieku. Niemniej mam zwyczaj kończenia książek, które już zacząłem, choćby okazały się najnudniejsze pod słońcem. Głupie trochę, wiem, ale tak już mam. A nóż autor podzieli się pod koniec mądrą myślą, dla której lektura okaże się jednak warta czytania? Nigdy nic nie wiadomo! Obok siebie trzymałem kubek z gorącą herbatą i parę ciasteczek na talerzyku - w miarę błogi relaks, o ile nie liczyć tych ciągłych piorunów, brr. Lokal był wysprzątany i gotowy na przyjęcie klientów następnego dnia, chociaż trochę się martwiłem o ich ilość. Wrzesień i październik jeszcze były trochę letnie, tak z rozpędu, ale listopad to już głęboka jesień. Szczególnie w taki deszcz jak dzisiaj. Bałem się, że wydatki przeważą dochody, koniecznie musimy z Florence wymyślić coś na zachęcenie klientów do zakupów. Tylko jak kogokolwiek zachęcić do wychodzenia z domu w taką pogodę? Nawet mi nie chce się iść na spacer, a przecież staram się robić to codziennie. Nastały ciężkie czasy, co tu kryć, nawet pogoda się zbuntowała.
Zapadł już wieczór. Pogoda na zewnątrz była fatalna - deszcz nie ustępował od rana, a pioruny co i rusz przecinały niebo z głośnym hukiem. Nigdy nie lubiłem burzy. Może nawet trochę się jej bałem, ale to przez ten niespodziewany hałas, zawsze wtedy podskakuję. Ciężko mi też zasnąć, bo mam wrażenie, że dach zaraz mi spadnie na głowę. Chyba dlatego nie śpieszyłem się do mieszkania tylko siedziałem w lodziarni i czytałem książkę. Czasem wolałem tutaj spędzać wolny czas, sam nie wiem dlaczego, w końcu na górze było tak samo cicho i na pewno przytulniej. Tak czy inaczej usiadłem pod ścianą z dość grubą książką na temat buntów goblinów - jeszcze nigdy wcześniej nie trafiłem nigdzie na tę pozycję, wygrzebałem ją przypadkowo w magicznym antykwariacie i obiecałem sobie ją przeczytać. Zaczęła się całkiem ciekawie, ale każdy kolejny rozdział jest coraz nudniejszy - autor sprawia wrażenie jakby sam nie wiedział co właściwie chce przekazać. Skacze od faktu do faktu bez żadnego ładu, a czytelnik zaczyna się gubić w którym właściwie aktualnie jest wieku. Niemniej mam zwyczaj kończenia książek, które już zacząłem, choćby okazały się najnudniejsze pod słońcem. Głupie trochę, wiem, ale tak już mam. A nóż autor podzieli się pod koniec mądrą myślą, dla której lektura okaże się jednak warta czytania? Nigdy nic nie wiadomo! Obok siebie trzymałem kubek z gorącą herbatą i parę ciasteczek na talerzyku - w miarę błogi relaks, o ile nie liczyć tych ciągłych piorunów, brr. Lokal był wysprzątany i gotowy na przyjęcie klientów następnego dnia, chociaż trochę się martwiłem o ich ilość. Wrzesień i październik jeszcze były trochę letnie, tak z rozpędu, ale listopad to już głęboka jesień. Szczególnie w taki deszcz jak dzisiaj. Bałem się, że wydatki przeważą dochody, koniecznie musimy z Florence wymyślić coś na zachęcenie klientów do zakupów. Tylko jak kogokolwiek zachęcić do wychodzenia z domu w taką pogodę? Nawet mi nie chce się iść na spacer, a przecież staram się robić to codziennie. Nastały ciężkie czasy, co tu kryć, nawet pogoda się zbuntowała.
not a perfect soldier
but a good man
but a good man
Florean Fortescue
Zawód : właściciel lodziarni
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Pijemy z czary istnienia
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Dawno, dawno temu naprawdę lubiła burzową pogodę. Uwielbiała zwłaszcza te w porze letniej, najbardziej gwałtowne i silne, kiedy niebo nagle zachodziły chmury tak ciemne i ciężkie, że w środku dnia zapadała noc, gdy silne grzmoty wprawiały ziemię w drżenie, a jedynym źródłem światła były liczne błyskawice. Siła natury bywała porażająca, było w tym coś niezwykle magicznego i mistycznego. Lubiła przyglądać się im zza okiennicy swego domostwa, najbardziej jednak uwielbiała wychodzić wówczas boso na zewnątrz, moknąć w tym deszczu, drżeć przez huki piorunów. Rozkładała ręce, wystawiała twarz do nieba, czuła wtedy ogromną więź z naturą - odczuwała jej moc.
Wszystko zmieniło się, gdy zmarła.
Pozostała na tym padole łez na wieku, choć cóż to była za egzystencja? Marna, jałowa i przykra. Nie lubiła już burz i deszczu. Nie znosiła tego uczucia, gdy wychodziła na zewnątrz, a krople deszczu, lejące się jak z cebra, dosłownie przechodziły przez jej ciało. To było paskudne uczucie, nie znosiła go równie mocno jak tego, gdy żywy czarodziej przypadkiem w nią wchodził. Nieuważni głupcy! Myśleli, że jeśli nie żyje, to nic już nie czuje - błąd.
Nad kamienicą rodziny Dolohov niebo grzmiało i błyskało, ich piwnica była jednak pusta; Valerij zniknął gdzieś, nie wiedziała gdzie, w palenisku pod jego kociołkiem nie trzaskał radośnie ogień. Hesper unosiła się w powietrzu, nie mogąc znaleźć dla siebie miejsca i rozrywki, westchnęła ciężko. Ubiegła noc była wspaniała - tak jaka każda Noc Duchów, choć Polowanie bez głów przerwała burza. Żaden z nieżywych nie lubił moknąć. Zabawa pozostawiła więc w Hesper niedosyt; nie wygadała się tak, jak chciała, nie nacieszyła towarzystwem innych. Czuła się tego wieczoru samotna i opuszczona. Nie mogła doczekać się powrotu Valerija, a w końcu, wpadłszy w irytację, opuściła jego kamienicę, szukając dla siebie rozrywki.
Błąkała się po ulicy Śmiertelnego Nokturnu i później po Pokątnej, lewitując pod zadaszeniami, aż w końcu przeniknęła przez jedną ze ścian - lokalu należącego do rodzeństwa Fortescue. Nie wiedziała, czy ich lodziarnia jest zamknięta, czy otwarta, właściwie niewiele ją to obchodziło, zamknięte drzwi nie stanowiły dla Hesper żadnej przeszkody.
Wtargnęła do środka, a jej blade oblicze spowijał wyraźny smutek i zawiedzenie; nie wiedziała, czego tu szukała, chyba towarzysza rozmowy - a Florean Fortescue zawsze próbował wciągnąć ją w dysputę.
- Nie przeszkadzam? - spytała, oznajmiając mu swoją obecność nagle i zaskoczenia, gdy ujrzała mężczyznę pochylonego nad książką.
Wszystko zmieniło się, gdy zmarła.
Pozostała na tym padole łez na wieku, choć cóż to była za egzystencja? Marna, jałowa i przykra. Nie lubiła już burz i deszczu. Nie znosiła tego uczucia, gdy wychodziła na zewnątrz, a krople deszczu, lejące się jak z cebra, dosłownie przechodziły przez jej ciało. To było paskudne uczucie, nie znosiła go równie mocno jak tego, gdy żywy czarodziej przypadkiem w nią wchodził. Nieuważni głupcy! Myśleli, że jeśli nie żyje, to nic już nie czuje - błąd.
Nad kamienicą rodziny Dolohov niebo grzmiało i błyskało, ich piwnica była jednak pusta; Valerij zniknął gdzieś, nie wiedziała gdzie, w palenisku pod jego kociołkiem nie trzaskał radośnie ogień. Hesper unosiła się w powietrzu, nie mogąc znaleźć dla siebie miejsca i rozrywki, westchnęła ciężko. Ubiegła noc była wspaniała - tak jaka każda Noc Duchów, choć Polowanie bez głów przerwała burza. Żaden z nieżywych nie lubił moknąć. Zabawa pozostawiła więc w Hesper niedosyt; nie wygadała się tak, jak chciała, nie nacieszyła towarzystwem innych. Czuła się tego wieczoru samotna i opuszczona. Nie mogła doczekać się powrotu Valerija, a w końcu, wpadłszy w irytację, opuściła jego kamienicę, szukając dla siebie rozrywki.
Błąkała się po ulicy Śmiertelnego Nokturnu i później po Pokątnej, lewitując pod zadaszeniami, aż w końcu przeniknęła przez jedną ze ścian - lokalu należącego do rodzeństwa Fortescue. Nie wiedziała, czy ich lodziarnia jest zamknięta, czy otwarta, właściwie niewiele ją to obchodziło, zamknięte drzwi nie stanowiły dla Hesper żadnej przeszkody.
Wtargnęła do środka, a jej blade oblicze spowijał wyraźny smutek i zawiedzenie; nie wiedziała, czego tu szukała, chyba towarzysza rozmowy - a Florean Fortescue zawsze próbował wciągnąć ją w dysputę.
- Nie przeszkadzam? - spytała, oznajmiając mu swoją obecność nagle i zaskoczenia, gdy ujrzała mężczyznę pochylonego nad książką.
my skin and bones have seen some better days
Nigdy nie słyszałem kiedy pojawiała się w lodziarni. Robiła to bezszelestnie, czemu wcale się nie dziwiłem, wszak była duchem. Przenikała przez ściany bez nawet najmniejszego dźwięku. Gdyby tylko chciała, mogłaby prześledzić życie każdego mieszkańca Pokątnej - a może to robiła? Miała do dyspozycji całą wieczność, więc mogła robić na co tylko miała ochotę, włączając w to podglądanie mieszkańców ulicy. Chociaż to było tylko takie gadanie, bo znałem Hesper na tyle dobrze, by zdawać sobie sprawę, że taka czynność w żadnym wypadku by jej nie usatysfakcjonowała.
Oczywiście podskoczyłem, kiedy usłyszałem nieopodal jej głos. Nie spodziewałem się o tej godzinie żadnego gościa, a już szczególnie nie Hesper. Dawno jej tutaj nie było. Zacząłem się już martwić, że nigdy się tutaj nie pojawi - czasem lubiłem ją porównywać do dzikiego zwierzęcia, które należało odpowiednio podejść, żeby go nie przestraszyć. Oczywiście nie dzieliłem się z nią tą wizją, bo by się na mnie obraziła - nie uważałem ją za zwierzę, absolutnie nie! Tylko w jej zachowaniu odnajdowałem czasem analogie.
- Hesper! - Nie ukrywałem zdziwienia, zamykając książkę. Bunty gobliny nie uciekną, mogłem o nich poczytać w innej wolnej chwili. - Oczywiście, że nie przeszkadzasz. Zawsze jesteś tutaj mile widziana - zapewniłem, odkładając książkę na ladę. Jakże mógłbym narzekać, że zagląda do mnie najprawdziwszy duch? Co prawda miałem nadzieję, że przyjdzie tutaj wczoraj podczas Święta Duchów, ale przecież nie byłem nikim ważnym, pewnie spędziła ten dzień w bliższym towarzystwie. - To co zawsze? - Zapytałem, podchodząc bliżej pudełek z lodami. Gdzieś na dole trzymałem te o naprawdę mocnym zapachu, który dla człowieka był nie do wytrzymania, a duchy zdawały się je lubić. Nie byłem pewny jak działają zmysły nieżywych istot, ale mogłem wywnioskować, że znacznie gorzej odczuwały zapachy. Oczywiście zauważyłem nietęgą minę Hesper, ale wolałem tego nie drążyć. Była wrażliwą kobietą, a ja nie chciałem jej odstraszyć. Może sama się podzieli swoimi smutkami; w zasadzie trochę na to liczyłem.
Oczywiście podskoczyłem, kiedy usłyszałem nieopodal jej głos. Nie spodziewałem się o tej godzinie żadnego gościa, a już szczególnie nie Hesper. Dawno jej tutaj nie było. Zacząłem się już martwić, że nigdy się tutaj nie pojawi - czasem lubiłem ją porównywać do dzikiego zwierzęcia, które należało odpowiednio podejść, żeby go nie przestraszyć. Oczywiście nie dzieliłem się z nią tą wizją, bo by się na mnie obraziła - nie uważałem ją za zwierzę, absolutnie nie! Tylko w jej zachowaniu odnajdowałem czasem analogie.
- Hesper! - Nie ukrywałem zdziwienia, zamykając książkę. Bunty gobliny nie uciekną, mogłem o nich poczytać w innej wolnej chwili. - Oczywiście, że nie przeszkadzasz. Zawsze jesteś tutaj mile widziana - zapewniłem, odkładając książkę na ladę. Jakże mógłbym narzekać, że zagląda do mnie najprawdziwszy duch? Co prawda miałem nadzieję, że przyjdzie tutaj wczoraj podczas Święta Duchów, ale przecież nie byłem nikim ważnym, pewnie spędziła ten dzień w bliższym towarzystwie. - To co zawsze? - Zapytałem, podchodząc bliżej pudełek z lodami. Gdzieś na dole trzymałem te o naprawdę mocnym zapachu, który dla człowieka był nie do wytrzymania, a duchy zdawały się je lubić. Nie byłem pewny jak działają zmysły nieżywych istot, ale mogłem wywnioskować, że znacznie gorzej odczuwały zapachy. Oczywiście zauważyłem nietęgą minę Hesper, ale wolałem tego nie drążyć. Była wrażliwą kobietą, a ja nie chciałem jej odstraszyć. Może sama się podzieli swoimi smutkami; w zasadzie trochę na to liczyłem.
not a perfect soldier
but a good man
but a good man
Florean Fortescue
Zawód : właściciel lodziarni
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Pijemy z czary istnienia
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Niewątpliwie niematerialność miała także swoje zalety. Żadna brama, mur, ściana, czy zamknięte drzwi nie stanowiły dla Hesper przeszkody; brak schodów, wysokość, czy obszar pozbawiony tlenu także. Mogła dostać się wszędzie, gdzie tylko miała ochotę - do tego pozostawała niezauważona, jeśli tylko chciała. Nie omieszkała tego wykorzystywać, była sprytna i wolała wiedzieć więcej, tak na wszelki wypadek. Nierzadko podsłuchiwała rozmowy na ulicy Pokątnej i Śmiertelnym Nokturnie, nie widząc w tym nic złego, cóż innego miała robić? Jak miała spędzać wieczność?
Porównanie ją do dzikiego zwierzęcia mogłoby okazać się całkiem trafne, wypowiedziane w odpowiedni sposób, dopasowane do kontekstu - i jeśli tyczyłoby się czegoś tak bliskiego wiedźmie jak czarny kot. Z nim mogłaby się utożsamić. Z nieudomowioną, czarną kotką, która chadza własnymi ścieżkami i nikogo nie słucha, żyje dla siebie i robi jedynie to, na co ma ochotę.
Florean miał jednak rację, zważając na słowa i podchodząc do Hesper z dużą ostrożnością; tak jak inne duchy była wyjątkowo wrażliwa na obelgi, zwłaszcza te, które sugerowały ich nieludzkość, porównywały je do bytów niższych i podrzędnych. Młoda kobieta, wiedźma i duch - to mieszanka gwarantująca uniesienie się honorem i teatralne wyjście, pewnie gdyby tylko mogła, trzasnęłaby drzwiami; czasami wysilała się, by wpłynąć na wiatr, by uczynił to za nią.
- To takie uprzejme z twojej strony, Floreanie, zawsze jesteś dla mnie taki dobry - odezwała się Hesper, a jej głos zabrzmiał ciepło i serdecznie; obdarzyła cukiernika ujmującym uśmiechem, chcąc tym samym zdobyć jego uwagę i zainteresowania - potrzebowała ich dzisiaj. Nie zawiodła się na czarodzieju, który przepadał za jej towarzystwem na tyle, by stworzyć dla niej specjalny smak lodów (miała nadzieję, że innych duchów nimi nie częstował, mogłaby zrobić się zazdrosna); od razu jej je zaproponował. Oczy Hesper rozbłysły, uniosła przed sobą splecione dłonie, wyraźnie wzruszona. - Och, z najwyższą chęcią! - przytaknęła, śledząc spojrzeniem jego ruchy. - Polowanie bez głów ubiegłej nocy nie było tak emocjonujące jak zawsze - pożaliła mu się ostatecznie.
Porównanie ją do dzikiego zwierzęcia mogłoby okazać się całkiem trafne, wypowiedziane w odpowiedni sposób, dopasowane do kontekstu - i jeśli tyczyłoby się czegoś tak bliskiego wiedźmie jak czarny kot. Z nim mogłaby się utożsamić. Z nieudomowioną, czarną kotką, która chadza własnymi ścieżkami i nikogo nie słucha, żyje dla siebie i robi jedynie to, na co ma ochotę.
Florean miał jednak rację, zważając na słowa i podchodząc do Hesper z dużą ostrożnością; tak jak inne duchy była wyjątkowo wrażliwa na obelgi, zwłaszcza te, które sugerowały ich nieludzkość, porównywały je do bytów niższych i podrzędnych. Młoda kobieta, wiedźma i duch - to mieszanka gwarantująca uniesienie się honorem i teatralne wyjście, pewnie gdyby tylko mogła, trzasnęłaby drzwiami; czasami wysilała się, by wpłynąć na wiatr, by uczynił to za nią.
- To takie uprzejme z twojej strony, Floreanie, zawsze jesteś dla mnie taki dobry - odezwała się Hesper, a jej głos zabrzmiał ciepło i serdecznie; obdarzyła cukiernika ujmującym uśmiechem, chcąc tym samym zdobyć jego uwagę i zainteresowania - potrzebowała ich dzisiaj. Nie zawiodła się na czarodzieju, który przepadał za jej towarzystwem na tyle, by stworzyć dla niej specjalny smak lodów (miała nadzieję, że innych duchów nimi nie częstował, mogłaby zrobić się zazdrosna); od razu jej je zaproponował. Oczy Hesper rozbłysły, uniosła przed sobą splecione dłonie, wyraźnie wzruszona. - Och, z najwyższą chęcią! - przytaknęła, śledząc spojrzeniem jego ruchy. - Polowanie bez głów ubiegłej nocy nie było tak emocjonujące jak zawsze - pożaliła mu się ostatecznie.
my skin and bones have seen some better days
Nie pamiętam kiedy zaczęła się moja fascynacja duchami. Historię magii uwielbiam od dziecka, więc podejrzewam, że to uwielbienie do istot nieżywych pojawiło się równie wcześnie. Wciąż doskonale pamiętam te godziny spędzone na słuchaniu ojcowskich opowieści – naprawdę posiadał ogromną wiedzę, o której ja na razie mogę jedynie pomarzyć, choć cały czas się staram, żeby mu dorównać. Bo to jedna rzecz umieć wyrecytować wszystkie nazwiska i daty, a druga umieć tę wiedzę połączyć i znajdować odniesienia do jednego wydarzenia w drugim. On posiadał taką wyobraźnię; potrafił umiejscowić wszystkie wielkie i małe bitwy na mapie i linii czasu. Ja czasami się w tym gubię, a znalezione odniesienie traktuję z ekscytacją jakbym co najmniej odkrył Amerykę. W każdym razie duchy były chodzącą lekcją historii. Tylko one były w stanie opowiedzieć prawdziwe historie, często tyczące się ich codziennego życia, co nie raz okazywało się jeszcze bardziej pasjonujące niż zawarcie jakiegoś ważnego paktu na przełomie wieku. Hesper również mogła poszczycić się świetną pamięcią i chociaż nierzadko ubarwiała swoje opowieści, wciąż niezwykle się cieszyłem, mogąc ich wysłuchać. Odnosiłem wrażenie, że i Hesper cieszy się, że wśród żywych istnieją osoby takie jak ja, które są w stanie się zatrzymać i zainteresować.
– Oj tam – wzruszyłem ramionami, słysząc te miłe słowa. – Dlaczego miałbym być niedobry? – Zapytałem, chociaż było to pytanie retoryczne. Ot, Hesper nigdy nie uprzykrzyła mi życia, a ja nie byłem dla nikogo niemiły (bez względu na żywotność) jeżeli nie dał mi ku temu konkretnego powodu. Odpowiedziałem jej równie szczęśliwym uśmiechem, kiedy zgodziła się na lody. Wyjąłem z samego dna nieco tak rzadko wyjmowane pudło, naprawdę się starając, żeby nie nie zmienić wyrazu twarzy. Te lody miały naprawdę intensywny zapach, to aż cud, że nie przeszedł na inne produkty! Nałożyłem do pucharka trzy gałki, na samą górę sypiąc trochę kolorowych, skrzących się w świetle żarówki draży, żeby deser można było również podziwiać ze względu na jego wygląd. Skoro nie mogła ich posmakować, musiałem wyeksponować pozostałe cechy lodów. - Znowu wygrał ten sam zawodnik? - Zapytałem uprzejmie, choć muszę powiedzieć, że polowanie bez głów wydawało mi się niezwykle pasjonującym sportem i wiele bym dał, żeby chociaż raz usiąść na trybunach. - Czy coś się stało? - Zapytałem jeszcze po chwili, podając jej pucharek lodów, bo minę miała nietęgą, jakby wydarzyło się coś więcej niż tylko nudne zawody.
– Oj tam – wzruszyłem ramionami, słysząc te miłe słowa. – Dlaczego miałbym być niedobry? – Zapytałem, chociaż było to pytanie retoryczne. Ot, Hesper nigdy nie uprzykrzyła mi życia, a ja nie byłem dla nikogo niemiły (bez względu na żywotność) jeżeli nie dał mi ku temu konkretnego powodu. Odpowiedziałem jej równie szczęśliwym uśmiechem, kiedy zgodziła się na lody. Wyjąłem z samego dna nieco tak rzadko wyjmowane pudło, naprawdę się starając, żeby nie nie zmienić wyrazu twarzy. Te lody miały naprawdę intensywny zapach, to aż cud, że nie przeszedł na inne produkty! Nałożyłem do pucharka trzy gałki, na samą górę sypiąc trochę kolorowych, skrzących się w świetle żarówki draży, żeby deser można było również podziwiać ze względu na jego wygląd. Skoro nie mogła ich posmakować, musiałem wyeksponować pozostałe cechy lodów. - Znowu wygrał ten sam zawodnik? - Zapytałem uprzejmie, choć muszę powiedzieć, że polowanie bez głów wydawało mi się niezwykle pasjonującym sportem i wiele bym dał, żeby chociaż raz usiąść na trybunach. - Czy coś się stało? - Zapytałem jeszcze po chwili, podając jej pucharek lodów, bo minę miała nietęgą, jakby wydarzyło się coś więcej niż tylko nudne zawody.
not a perfect soldier
but a good man
but a good man
Florean Fortescue
Zawód : właściciel lodziarni
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Pijemy z czary istnienia
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
- Niektórzy żywi nie przepadają za naszym towarzystwem, po prostu, chcąc się nas pozbyć bywają opryskliwi i okropni, a wystarczyłoby jedynie uprzejmie zwróćić uwagę - odparła Hesper, wzruszając przy tym ramionami; była świadoma, że jej obecność oddziaływała na żywych mocniej. W komnatach robiło się zimnej, wilgotniej, a ona sama mogła człowieka wpędzić w dyskomfort absolutnym brakiem potrzeb fizjologicznych, niemożliwością zaproszenia jej na herbatę, czy posiłek, możliwość wejścia w nią całkowitym przypadkiem. Niektórym po prostu duchy działały na nerwy, zwłaszcza, gdy szukały towarzystwa i uwagi.
Ożywiła się wyraźnie, gdy Florean wyciągnął pudełko z lodami, które stworzył specjalne dla niej - niezwykle to jej schlebiało - i częstował Hesper zawsze, gdy pojawiła się w jego progach. Hojnie nałożył trzy gałki na pucharek, a ona przyjęła taką pozycję, jakby siedziała na krześle, przy ladzie z nogą założoną na nogę i łokciami wspartymi o stół. Pochylała się lekko nad pucharkiem, chłonąc jego zapach: był bardzo intensywny, mocny, dla żywych drażniący. Jedynie jednak taki - zapach zepsucia, mocny smród była w stanie wyczuć. Zgniłe ryby, zepsute jajka i mięso. Przed setkami lat, gdy jej serce jeszcze biło, najpewniej i ją zebrałoby na wymioty, ale nie pamiętała już tych chwil. Smaku prawdziwych deserów truskawkowych, brzoskwiniowych, czekoladowych. Teraz jedynie lody takie jak te sprawiały Hesper radość. W jej dłoni pojawiła się nie mniej niż ona sama niematerialna łyżeczka. Udawała, że je je, chociaż nie nabierała nań choćby odrobiny lodów: nie szkodzi, dopóki Florean sam udawał, że nie zwraca na to uwagi, to i ona się nie przejmowała.
- Tak - przytaknęła z wyraźną dezaprobatą w głosie; była rozdarta pomiędzy żalem z powodu niesatysfakcjonującej zabawy, a radością ze spotkania i zapachu lodów. - Sir Patrick Delaney−Podmore, opowiadałam ci o nim, czyż nie? Bardzo to zarozumiały duch, pełen pychy, aż zbyt pewny siebie - kontynuowała, mrużąc przy tym oczy jak rozgniewana kotka; odkąd większość swego czasu zaczęła spędzać z małomównym, skrytym alchemikiem, bardzo skromnym i pracowitym, sir Patrick zaczął działać jej na nerwy. - Uparcie odmawia uczestnictwa sir Nicholasa de Mimsy-Porpingtona w zabawie. Przecież on też niemal nie ma głowy! Pewnie obawia się, że z nim przegra - po prostu - podzieliła się ze swym drogim przyjacielem - bo tak postrzegała Floreana - swymi spostrzeżeniami i żalem, wciąż młócąc nieprawdziwą łyżeczką w powietrzu, zadowolona, że ktoś poświęca jej czas i uwagę.
Ożywiła się wyraźnie, gdy Florean wyciągnął pudełko z lodami, które stworzył specjalne dla niej - niezwykle to jej schlebiało - i częstował Hesper zawsze, gdy pojawiła się w jego progach. Hojnie nałożył trzy gałki na pucharek, a ona przyjęła taką pozycję, jakby siedziała na krześle, przy ladzie z nogą założoną na nogę i łokciami wspartymi o stół. Pochylała się lekko nad pucharkiem, chłonąc jego zapach: był bardzo intensywny, mocny, dla żywych drażniący. Jedynie jednak taki - zapach zepsucia, mocny smród była w stanie wyczuć. Zgniłe ryby, zepsute jajka i mięso. Przed setkami lat, gdy jej serce jeszcze biło, najpewniej i ją zebrałoby na wymioty, ale nie pamiętała już tych chwil. Smaku prawdziwych deserów truskawkowych, brzoskwiniowych, czekoladowych. Teraz jedynie lody takie jak te sprawiały Hesper radość. W jej dłoni pojawiła się nie mniej niż ona sama niematerialna łyżeczka. Udawała, że je je, chociaż nie nabierała nań choćby odrobiny lodów: nie szkodzi, dopóki Florean sam udawał, że nie zwraca na to uwagi, to i ona się nie przejmowała.
- Tak - przytaknęła z wyraźną dezaprobatą w głosie; była rozdarta pomiędzy żalem z powodu niesatysfakcjonującej zabawy, a radością ze spotkania i zapachu lodów. - Sir Patrick Delaney−Podmore, opowiadałam ci o nim, czyż nie? Bardzo to zarozumiały duch, pełen pychy, aż zbyt pewny siebie - kontynuowała, mrużąc przy tym oczy jak rozgniewana kotka; odkąd większość swego czasu zaczęła spędzać z małomównym, skrytym alchemikiem, bardzo skromnym i pracowitym, sir Patrick zaczął działać jej na nerwy. - Uparcie odmawia uczestnictwa sir Nicholasa de Mimsy-Porpingtona w zabawie. Przecież on też niemal nie ma głowy! Pewnie obawia się, że z nim przegra - po prostu - podzieliła się ze swym drogim przyjacielem - bo tak postrzegała Floreana - swymi spostrzeżeniami i żalem, wciąż młócąc nieprawdziwą łyżeczką w powietrzu, zadowolona, że ktoś poświęca jej czas i uwagę.
my skin and bones have seen some better days