Schody
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Schody
Dość strome i dość wysokie schody, przy których radzimy raczej trzymać balustrady. Dokładnie czternaście stopni dzielących piętro domu od znajdującego się właściwie pod ziemią parteru. Na piętrze znajduje się kuchnia, salon i pokój Eileen. Na dole pozostałe pomieszczenia. Sama poręcz razem z balustradą została prawie niezmieniona (a jedynie trochę naprawiona zaklęciami) jeszcze sprzed remontu.
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
/sorki chłopaki, ogólnie to nie przeszkadzajcie sobie, ja do sue :*
Podobnie jak Susanne opadam na podłogę, krzyżując pod sobą nogi i wbijam w nią rozbudzone spojrzenie, całkowicie pozbawione zalegającego w kącikach oczu piachu, którym Piaskowy Dziadek chciał utulić mnie do snu. Wzruszam lekko ramionami.
- Zaciągnąłem się na statek, mieliśmy płynąć do Francji, ale... los zechciał inaczej - i ktoś mu w tym pomógł, ale to nie czas i miejsce na rozpamiętywanie dawnych spisków. Uśmiecham się lekko na to gradobicie pytań i marszczę nieznacznie brwi, pozwalając jej wyrzucić z siebie prawdziwe potoki słów - Okej, po kolei - śmieję się, kiedy wreszcie daje mi dojść do słowa, po czym drapię się na głowie, tym samym sprawiając, że na mojej łepetynie zagościł jeszcze większy chaos - Wiesz, nie bardzo znam się na smokach, wodny taki - więcej raczej nie mogłem powiedzieć w tej kwestii, bo dla mnie każdy smok był po prostu... smokiem; chyba przespałem te wszystkie zajęcia z opieki nad magicznymi stworzeniami, kiedy próbowali nam wtoczyć do głów pewne różnice między danymi gatunkami. Właściwie przespałem także mnóstwo innych lekcji, ale nie samą nauką Hogwart żyje, prawda? Prawda, ja miałem ciekawsze rzeczy do roboty niż ślęczenie nad książkami - Mieliśmy w grupie naprawdę inteligentnych czarodziejów - kiwam lekko głową, a później cień dziwnego smutku, zasnuwa rozświetlający moją twarz uśmiech - Był tam jeden marynarz - kiwam lekko łepetyną, jednak nie chcę się wdawać w szczegóły; to było potworne doświadczenie, przyglądać się jak ludzie umierają, właściwie samemu skazywać ich na śmierć, bo może gdyby... ach, nie, zdecydowanie nie chcę o tym myśleć, więc potrząsam delikatnie głową, tym samym odganiając od siebie wszelkie depresyjne wizje. Teraz już i tak nic nie mogłem zrobić, chociaż tamta straszliwa tragedia wciąż czasem śniła mi się po nocach, słyszałem krzyki setek ludzi rozszarpywanych przez inferiusy; być może dlatego czasem nie mogłem spać - Noooo wiesz - wspieram dłonie na wystających kolanach i posyłam Sue jakiś dziwny, figlarny uśmieszek - Ale najpierw musielibyśmy uprowadzić jakiś statek, albo chociaż łódkę, byłabyś gotowa porwać się na morską przygodę by spotkać Murigheal? - w pytającym geście unoszę nieznacznie jedną brew; podobna można wszystko jeśli bardzo się czegoś chce, więc wierzyłem, że i nam by się udało dotrzeć do owianej enigmą wyspy, do której drogę znała, być może, tylko jedna osoba w Anglii - Chciałbym usłyszeć wasz duet - wzdycham lekko i wspieram łokieć na kolanie, podbródek układając na nadgarstku - Chociaż właściwie wystarczyłaby mi twoja solówka - dodaję po chwili, na nowo wbijając w pannę Lovegood intensywne spojrzenie - Zaśpiewasz mi coś jeszcze?
Podobnie jak Susanne opadam na podłogę, krzyżując pod sobą nogi i wbijam w nią rozbudzone spojrzenie, całkowicie pozbawione zalegającego w kącikach oczu piachu, którym Piaskowy Dziadek chciał utulić mnie do snu. Wzruszam lekko ramionami.
- Zaciągnąłem się na statek, mieliśmy płynąć do Francji, ale... los zechciał inaczej - i ktoś mu w tym pomógł, ale to nie czas i miejsce na rozpamiętywanie dawnych spisków. Uśmiecham się lekko na to gradobicie pytań i marszczę nieznacznie brwi, pozwalając jej wyrzucić z siebie prawdziwe potoki słów - Okej, po kolei - śmieję się, kiedy wreszcie daje mi dojść do słowa, po czym drapię się na głowie, tym samym sprawiając, że na mojej łepetynie zagościł jeszcze większy chaos - Wiesz, nie bardzo znam się na smokach, wodny taki - więcej raczej nie mogłem powiedzieć w tej kwestii, bo dla mnie każdy smok był po prostu... smokiem; chyba przespałem te wszystkie zajęcia z opieki nad magicznymi stworzeniami, kiedy próbowali nam wtoczyć do głów pewne różnice między danymi gatunkami. Właściwie przespałem także mnóstwo innych lekcji, ale nie samą nauką Hogwart żyje, prawda? Prawda, ja miałem ciekawsze rzeczy do roboty niż ślęczenie nad książkami - Mieliśmy w grupie naprawdę inteligentnych czarodziejów - kiwam lekko głową, a później cień dziwnego smutku, zasnuwa rozświetlający moją twarz uśmiech - Był tam jeden marynarz - kiwam lekko łepetyną, jednak nie chcę się wdawać w szczegóły; to było potworne doświadczenie, przyglądać się jak ludzie umierają, właściwie samemu skazywać ich na śmierć, bo może gdyby... ach, nie, zdecydowanie nie chcę o tym myśleć, więc potrząsam delikatnie głową, tym samym odganiając od siebie wszelkie depresyjne wizje. Teraz już i tak nic nie mogłem zrobić, chociaż tamta straszliwa tragedia wciąż czasem śniła mi się po nocach, słyszałem krzyki setek ludzi rozszarpywanych przez inferiusy; być może dlatego czasem nie mogłem spać - Noooo wiesz - wspieram dłonie na wystających kolanach i posyłam Sue jakiś dziwny, figlarny uśmieszek - Ale najpierw musielibyśmy uprowadzić jakiś statek, albo chociaż łódkę, byłabyś gotowa porwać się na morską przygodę by spotkać Murigheal? - w pytającym geście unoszę nieznacznie jedną brew; podobna można wszystko jeśli bardzo się czegoś chce, więc wierzyłem, że i nam by się udało dotrzeć do owianej enigmą wyspy, do której drogę znała, być może, tylko jedna osoba w Anglii - Chciałbym usłyszeć wasz duet - wzdycham lekko i wspieram łokieć na kolanie, podbródek układając na nadgarstku - Chociaż właściwie wystarczyłaby mi twoja solówka - dodaję po chwili, na nowo wbijając w pannę Lovegood intensywne spojrzenie - Zaśpiewasz mi coś jeszcze?
- Prędzej zapożyczę się po dwadzieścia galeonów od połowy Londyńczyków, niż jeszcze raz zajrzę w te przeklęte progi. - prychnął pod nosem. Nie było szans, żeby jeszcze raz tam wszedł, nadal oblewał go zimny dreszcz za każdym razem kiedy widział jakiegoś goblina, wystarczy tych rozrywek. Doskonale pamiętał uczucie dziwnej miękkości w kolanach, kiedy tylko zszedł z tych wielkich schodów banku, o mało się nie wywracając.
- Sam widziałeś jak było w święta. Aż takie tłumy już nie przychodzą, ale generalnie jest dobrze. Nawet bardzo dobrze. - wierzył, że ludzie trochę odreagowują, albo po prostu mimo tego co się dzieje tak jak mogą, żyją dalej. Głupia cukiernia była po prostu urywkiem normalności. - O ile nic złego się nie stanie, to może się całkiem ładnie rozwinąć i może kiedyś pomyślę o czymś więcej. - oczywiście, że już miał marzenia i plany na więcej, ale póki co musiał poczekać aż solidnie rozkręci się ten jeden biznes. No i zobaczyć czy w ciągu kilku miesięcy nie spłonie, bo to by dość skutecznie utrudniło mu realizację planów.
- Mhm. Zobaczę. - uśmiechnął się lekko. W sumie to nie sądził żeby Matt mówił prawdę, może ewentualnie był tam jakimś odźwiernym od czasu do czasu ale jeśli dzięki temu mógłby go wpuścić do rezerwatu smoków to warto spróbować. A nuż, widelec jeszcze się okaże że Matt się serio na tym zna i go oprowadzi. Albo postanowi się popisać i wystawi ich na śmierć przez spalenie, ale Bertiemu tak podobały się smoki, że gotów był podjąć ryzyko.
Napił się piwka, kiedy padło wspomnienie, Bert musiał chwilkę przetrawić o którego z lokatorów chodzi, po czym uśmiechnął się szerzej.
- Chcesz to zajrzyj do niego, wiesz gdzie go szukać. - Wzruszył ramionami. - Ale no, je cokolwiek się do piwnicy wrzuci, a przy tylu lokatorach nawet sporo tego jest. Mam nadzieję, że trochę utył. - przyznał. Zastanawiał się nawet, żeby trochę ograniczyć ghulowi porcje, ale narazie wyglądał jeszcze całkiem okej. Jak Matt poszedł, sam wyrzucił butelki, odstawił talerz do mycia i siadł w kuchni żeby przemyśleć kwestię jednego przepisu.
zt <3
- Sam widziałeś jak było w święta. Aż takie tłumy już nie przychodzą, ale generalnie jest dobrze. Nawet bardzo dobrze. - wierzył, że ludzie trochę odreagowują, albo po prostu mimo tego co się dzieje tak jak mogą, żyją dalej. Głupia cukiernia była po prostu urywkiem normalności. - O ile nic złego się nie stanie, to może się całkiem ładnie rozwinąć i może kiedyś pomyślę o czymś więcej. - oczywiście, że już miał marzenia i plany na więcej, ale póki co musiał poczekać aż solidnie rozkręci się ten jeden biznes. No i zobaczyć czy w ciągu kilku miesięcy nie spłonie, bo to by dość skutecznie utrudniło mu realizację planów.
- Mhm. Zobaczę. - uśmiechnął się lekko. W sumie to nie sądził żeby Matt mówił prawdę, może ewentualnie był tam jakimś odźwiernym od czasu do czasu ale jeśli dzięki temu mógłby go wpuścić do rezerwatu smoków to warto spróbować. A nuż, widelec jeszcze się okaże że Matt się serio na tym zna i go oprowadzi. Albo postanowi się popisać i wystawi ich na śmierć przez spalenie, ale Bertiemu tak podobały się smoki, że gotów był podjąć ryzyko.
Napił się piwka, kiedy padło wspomnienie, Bert musiał chwilkę przetrawić o którego z lokatorów chodzi, po czym uśmiechnął się szerzej.
- Chcesz to zajrzyj do niego, wiesz gdzie go szukać. - Wzruszył ramionami. - Ale no, je cokolwiek się do piwnicy wrzuci, a przy tylu lokatorach nawet sporo tego jest. Mam nadzieję, że trochę utył. - przyznał. Zastanawiał się nawet, żeby trochę ograniczyć ghulowi porcje, ale narazie wyglądał jeszcze całkiem okej. Jak Matt poszedł, sam wyrzucił butelki, odstawił talerz do mycia i siadł w kuchni żeby przemyśleć kwestię jednego przepisu.
zt <3
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Błyszczące oczy pozostawały wpatrzone w Bojczuka, jak w obrazek, niezmiernie ciekawe odpowiedzi i historii - te jednak zamykały się powoli, kurczyły w krótkie zdania, zdawkowe i mało konkretne. Z jednej strony otrzymywała dzięki nim pole do wyobraźni i mogła dopowiadać każdy szczegół wedle własnej woli, z drugiej - miała wrażenie, że Johnny gaśnie i unika tematu. Nie znała mrocznych, nieprzyjemnych szczegółów, jedynie podróż pełną fantastycznych przygód, szlachetny ratunek i wzburzone fale, malowniczo dopełniające dzieło. Nawet teraz, gdy smutek przemykał po twarzy artysty, nie doszukała się w tym wszystkim śmierci - wręcz przeciwnie, wydawało jej się, że cała grupa dzieliła przygodę i zakończyła ją z powodzeniem, razem, ramię w ramię. Jasne włosy musnęły jej własne, gdy Sue przechyliła głowę w zastanowieniu, próbując rozszyfrować tę inną emocję, a jednocześnie nie chcąc wypytywać. Musiała przyznać, że czasem bała się smutku - w jej sytuacji trudno było się dziwić, w ostatnich miesiącach znacznie przechylał skalę emocji na swoją stronę. Z tego powodu obawiała się pogłębiać bliźniacze odczucia w innych. W jej naturze leżało rozweselanie, otucha, miłość. Musiała nauczyć się na nowo, jak współpracować ze rozżaleniem .
- Wodny smok - powiedziała z zastanowieniem. Nie był to chyba żaden z najpopularniejszych gatunków, musiałaby trochę poczytać żeby dowiedzieć się więcej. Zmarszczyła brwi, ale niewiele wykopała z pamięci. Tym bardziej chciała się tam znaleźć, zobaczyć go na własne oczy - jak kelpie. - Jak wyglądał? - zapytała, nie mogąc powstrzymać się przed tym jednym, jedynym pytaniem - obiecała sobie, że więcej ich nie zada, choć była to obietnica bardzo chwiejna i niepewna.
Mogłaby przysiąc, że widziała smugi myśli, odpływające od Bojczuka, jakby posłał je na fale - wcześniej wyrysowane cieniami. Dziewczę rozejrzało się, błądząc wzrokiem wokół głowy mężczyzny, wyszukując zmartwień - szczupłe ręce zwiewnie chwytały powietrze, przesiewając je między poruszającymi się palcami, by na koniec, jak gdyby nigdy nic, usiąść nieco bliżej i uśmiechnąć się z rozbrajającą szczerością, konfrontującą figlarność Bojczuka. Odpowiedziała bez zastanowienia - jeszcze pytał, czy była gotowa na takie wyzwanie! Światło zatańczyło wesoło w roziskrzonych oczach. - Choćby zaraz - odparła, z senną zaczepnością, ale w jej głosie było coś, co pozwalało sądzić, że mówi zupełnie serio. - Oczywiście, jeśli potem zwrócimy statek właścicielowi - nie chciałaby go rozzłościć. Statki chyba były dosyć kosztowne, a poza tym - gdyby miała swój, na pewno byłaby do takiego przywiązana. Nie bez powodu miały imiona. - Nigdy nie byłam na morskiej przygodzie. Ostatnio tylko szwendałam się po zdezelowanej łajbie - mruknęła z zawodem, zachowując w tajemnicy, że celem tej wycieczki było uśpienie ogniska anomalii i właśnie tam usłyszała o Murigheal. Z lekkim zakłopotaniem przyjęła fantazję o duecie - mogłaby się uczyć od syreny, ale czy nie przyćmiłaby jej lichego głosu jedną nutą? Kiwnęła ledwie głową, zastanawiając się, w jaką melodię mogłaby tchnąć życie tej nocy.
- Moja babcia śpiewała dziadkowi, kiedy nie mógł spać - powiedziała cicho, z szelestem podnosząc się z podłogi. Nie lubiła krepować ruchów, zwłaszcza wtedy, gdy miała do przekazania ładunek emocjonalny. Śpiewała delikatnie, nie ruszając się przy tym wiele, w wolnych obrotach przymykając oczy - widziała, jak jej własny cień rozmazuje się na ścianach.
| śpiewam śliczne Ribbon
- Wodny smok - powiedziała z zastanowieniem. Nie był to chyba żaden z najpopularniejszych gatunków, musiałaby trochę poczytać żeby dowiedzieć się więcej. Zmarszczyła brwi, ale niewiele wykopała z pamięci. Tym bardziej chciała się tam znaleźć, zobaczyć go na własne oczy - jak kelpie. - Jak wyglądał? - zapytała, nie mogąc powstrzymać się przed tym jednym, jedynym pytaniem - obiecała sobie, że więcej ich nie zada, choć była to obietnica bardzo chwiejna i niepewna.
Mogłaby przysiąc, że widziała smugi myśli, odpływające od Bojczuka, jakby posłał je na fale - wcześniej wyrysowane cieniami. Dziewczę rozejrzało się, błądząc wzrokiem wokół głowy mężczyzny, wyszukując zmartwień - szczupłe ręce zwiewnie chwytały powietrze, przesiewając je między poruszającymi się palcami, by na koniec, jak gdyby nigdy nic, usiąść nieco bliżej i uśmiechnąć się z rozbrajającą szczerością, konfrontującą figlarność Bojczuka. Odpowiedziała bez zastanowienia - jeszcze pytał, czy była gotowa na takie wyzwanie! Światło zatańczyło wesoło w roziskrzonych oczach. - Choćby zaraz - odparła, z senną zaczepnością, ale w jej głosie było coś, co pozwalało sądzić, że mówi zupełnie serio. - Oczywiście, jeśli potem zwrócimy statek właścicielowi - nie chciałaby go rozzłościć. Statki chyba były dosyć kosztowne, a poza tym - gdyby miała swój, na pewno byłaby do takiego przywiązana. Nie bez powodu miały imiona. - Nigdy nie byłam na morskiej przygodzie. Ostatnio tylko szwendałam się po zdezelowanej łajbie - mruknęła z zawodem, zachowując w tajemnicy, że celem tej wycieczki było uśpienie ogniska anomalii i właśnie tam usłyszała o Murigheal. Z lekkim zakłopotaniem przyjęła fantazję o duecie - mogłaby się uczyć od syreny, ale czy nie przyćmiłaby jej lichego głosu jedną nutą? Kiwnęła ledwie głową, zastanawiając się, w jaką melodię mogłaby tchnąć życie tej nocy.
- Moja babcia śpiewała dziadkowi, kiedy nie mógł spać - powiedziała cicho, z szelestem podnosząc się z podłogi. Nie lubiła krepować ruchów, zwłaszcza wtedy, gdy miała do przekazania ładunek emocjonalny. Śpiewała delikatnie, nie ruszając się przy tym wiele, w wolnych obrotach przymykając oczy - widziała, jak jej własny cień rozmazuje się na ścianach.
| śpiewam śliczne Ribbon
how would you feel
if you were the sunset
sailing alone
behind the mountains?
how would you feel
if you were the sunrise
woke up at dawn
once in a lifetime?
if you were the sunset
sailing alone
behind the mountains?
how would you feel
if you were the sunrise
woke up at dawn
once in a lifetime?
Schody
Szybka odpowiedź