Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Szkocja
Highlands
AutorWiadomość
First topic message reminder :
[bylobrzydkobedzieladnie]
Highlands
To tereny na północnej Szkocji, gdzie pasma gór i pagórków ciągną się aż po horyzont. Różnorodność flory i fauny jest wręcz zachwycająca. Zielone wzgórza ciągnące się kilometrami urozmaicone są przez liczne jeziora, jak i okalające je lasy. O tych terenach krąży wiele plotek, jednak nie bez przyczyny mugole rzadko zapuszczają się w zalesione tereny okalające jedną z zamkowych ruin bowiem błąka się po nich szyszymora, której jęki i zawodzenie skutecznie odstraszają niemagicznych ludzi. I choć szyszymory to niegroźne magiczne stworzenia, to ich przeszywający jęk z pewnością sprawia, że najodważniejszemu czarodziejowi jeżą się włoski na karku.
[bylobrzydkobedzieladnie]
The member 'Johnatan Bojczuk' has done the following action : Rzut kością
#1 'k3' : 1
--------------------------------
#2 'k3' : 3
--------------------------------
#3 'Saneczki' :
--------------------------------
#4 'k10' : 4
#1 'k3' : 1
--------------------------------
#2 'k3' : 3
--------------------------------
#3 'Saneczki' :
--------------------------------
#4 'k10' : 4
Tatko ma rację, mnóstwo tutaj czarodziejów, co to w ogóle nie powinni nimi być. Nie powinni mieć prawa bytu. Kiedy mówi, żebym nie patrzyła, to staram się nie patrzeć. To trudne, kiedy wszyscy rozmawiają ze sobą, piszczą i krzyczą. Oczy mi odruchowo uciekają gdzieś tam, gdzie słyszę dźwięk. Wtedy dopiero kontruję i patrzę przed siebie, żeby się o nic nie potknąć i nie zranić, lub co gorsza ubrudzić sukienkę i płaszczyk.
- Co mówisz tatko? - dopytuję z troską, kiedy tak niewyraźnie coś mamrocze. Nie słyszę. Zerkam jeszcze na Brutusa, gdyż naprawdę się martwię, ale skoro tato mówi, że chłopiec na pewno przyszedł tu z opiekunem, to ja już niczego nie dodam. Chociaż oczywiście mogłabym, że chyba lord Abraxas nie pozwala mu bawić się z kimś spoza szlachty, w dodatku brudnym, ale milczę pokornie. Staram się całkowicie skoncentrować na saneczkowym wyścigu.
Tylko kiwam głową kiedy ojciec mówi o brudzie, bo to prawda. Wygląda na to, że lord Selwyn ma na to inne spojrzenie. Patrzę na niego szczerze zdziwiona, bo przecież jako przedstawiciel starej, angielskiej szlachty nie powinien mówić podobnych rzeczy. Nawet jeśli naprawdę tak uważa, co samo w sobie jest hańbą dla jego rodu. Z drugiej strony tatko mi zawsze mówił, że Selwynowie są szaleńcami i w ogóle. Widocznie od tego czasu się nic nie zmieniło, chociaż nie powinnam ich oceniać na podstawie jednej osoby. Przecież czarodzieje spoza naszej socjety naprawdę mają brudną krew, to fakt, nie pogląd. I to czyni ich gorszymi. Jednak nie zabieram głosu w tej sprawie, skoro to mężczyźni rozmawiają. Nie powinnam się wtrącać dopóki tatko nie powie, żebym wyraziła swoje zdanie. W dodatku jedna z tych wstrętnych kobiet zwraca nam uwagę, co kwituję spojrzeniem sugerującym, że jest chyba kosmitką. Jak tak w ogóle można się odzywać do arystokratów, dumnych, starożytnych Rowle? Powinna i ona zamilknąć, albo najlepiej przeprosić za swoje haniebne zachowanie.
Uśmiecham się do lorda Alexandra, kiedy próbuje mi pomóc wejść do saneczek i nie ma nic przeciwko naszej nazwie. Tato widocznie jest bardzo zaborczy i chyba rozumiem o co mu chodzi. Dlatego obdarowuję uśmiechem także jego.
Ze szczerym zainteresowaniem słucham opowieści o fajerwerkach, rzeczywiście nie zauważając, że tato oddaje tamtemu niegodziwcowi śnieżką. Oczy mi błyszczą i w ogóle to mimo wszystko cudowna opowieść. - Cudownie byłoby zobaczyć watahę wilków mknącą po nieboskłonie - stwierdzam niejako z rozmarzeniem. Przynajmniej dopóki nie ruszamy z kopyta. Wtedy to już się tylko cieszę, że suniemy po miękkim śniegu i że wiatr wieje w twarz. Jeszcze nie czuję zimna, ale kiedy lądujemy w zaspie, to wtedy nie pozostaje nic innego jak się otrzepać. Tato znów sadza mnie do środka i pędzimy dalej. Trochę mnie boli, kiedy ojciec mnie tak mocno ściska za boki, ale może się boi, tylko nie chce tego pokazać. Też się trochę boję, w końcu pędzimy bardzo szybko.
Nadal nie wtrącam się w dyskusję, gdyż to nieładnie, ale całym serduszkiem popieram zdanie tatki. W zasadzie to się trochę boję teraz dotykać ramienia lorda Selwyna, kto wie kto jeszcze go dotykał przede mną. Ostatecznie mam jednak rękawiczki, dlatego nakierowuję rękę mężczyzny, ciesząc się, że mogę nam pomóc w zwycięstwie.
- Wszystko dobrze - mówię rozweselona, ciesząc się po prostu tą przejażdżką. Kiedy zaś na naszej drodze pojawia się troll, to aż piszczę przerażona. Ufam jednak tatce, na pewno poradzi sobie z przepędzeniem tego stwora. Nieznacznie jednak cofam się do tyłu, jakby ojcowska bliskość była gwarancją, że ten stwór nie zrobi nam krzywdy.
- Co mówisz tatko? - dopytuję z troską, kiedy tak niewyraźnie coś mamrocze. Nie słyszę. Zerkam jeszcze na Brutusa, gdyż naprawdę się martwię, ale skoro tato mówi, że chłopiec na pewno przyszedł tu z opiekunem, to ja już niczego nie dodam. Chociaż oczywiście mogłabym, że chyba lord Abraxas nie pozwala mu bawić się z kimś spoza szlachty, w dodatku brudnym, ale milczę pokornie. Staram się całkowicie skoncentrować na saneczkowym wyścigu.
Tylko kiwam głową kiedy ojciec mówi o brudzie, bo to prawda. Wygląda na to, że lord Selwyn ma na to inne spojrzenie. Patrzę na niego szczerze zdziwiona, bo przecież jako przedstawiciel starej, angielskiej szlachty nie powinien mówić podobnych rzeczy. Nawet jeśli naprawdę tak uważa, co samo w sobie jest hańbą dla jego rodu. Z drugiej strony tatko mi zawsze mówił, że Selwynowie są szaleńcami i w ogóle. Widocznie od tego czasu się nic nie zmieniło, chociaż nie powinnam ich oceniać na podstawie jednej osoby. Przecież czarodzieje spoza naszej socjety naprawdę mają brudną krew, to fakt, nie pogląd. I to czyni ich gorszymi. Jednak nie zabieram głosu w tej sprawie, skoro to mężczyźni rozmawiają. Nie powinnam się wtrącać dopóki tatko nie powie, żebym wyraziła swoje zdanie. W dodatku jedna z tych wstrętnych kobiet zwraca nam uwagę, co kwituję spojrzeniem sugerującym, że jest chyba kosmitką. Jak tak w ogóle można się odzywać do arystokratów, dumnych, starożytnych Rowle? Powinna i ona zamilknąć, albo najlepiej przeprosić za swoje haniebne zachowanie.
Uśmiecham się do lorda Alexandra, kiedy próbuje mi pomóc wejść do saneczek i nie ma nic przeciwko naszej nazwie. Tato widocznie jest bardzo zaborczy i chyba rozumiem o co mu chodzi. Dlatego obdarowuję uśmiechem także jego.
Ze szczerym zainteresowaniem słucham opowieści o fajerwerkach, rzeczywiście nie zauważając, że tato oddaje tamtemu niegodziwcowi śnieżką. Oczy mi błyszczą i w ogóle to mimo wszystko cudowna opowieść. - Cudownie byłoby zobaczyć watahę wilków mknącą po nieboskłonie - stwierdzam niejako z rozmarzeniem. Przynajmniej dopóki nie ruszamy z kopyta. Wtedy to już się tylko cieszę, że suniemy po miękkim śniegu i że wiatr wieje w twarz. Jeszcze nie czuję zimna, ale kiedy lądujemy w zaspie, to wtedy nie pozostaje nic innego jak się otrzepać. Tato znów sadza mnie do środka i pędzimy dalej. Trochę mnie boli, kiedy ojciec mnie tak mocno ściska za boki, ale może się boi, tylko nie chce tego pokazać. Też się trochę boję, w końcu pędzimy bardzo szybko.
Nadal nie wtrącam się w dyskusję, gdyż to nieładnie, ale całym serduszkiem popieram zdanie tatki. W zasadzie to się trochę boję teraz dotykać ramienia lorda Selwyna, kto wie kto jeszcze go dotykał przede mną. Ostatecznie mam jednak rękawiczki, dlatego nakierowuję rękę mężczyzny, ciesząc się, że mogę nam pomóc w zwycięstwie.
- Wszystko dobrze - mówię rozweselona, ciesząc się po prostu tą przejażdżką. Kiedy zaś na naszej drodze pojawia się troll, to aż piszczę przerażona. Ufam jednak tatce, na pewno poradzi sobie z przepędzeniem tego stwora. Nieznacznie jednak cofam się do tyłu, jakby ojcowska bliskość była gwarancją, że ten stwór nie zrobi nam krzywdy.
Gość
Gość
The member 'Helene Rowle' has done the following action : Rzut kością
'k3' : 2
'k3' : 2
Wyrwa wyrosła tuż przed jej zadartym nosem jakby w ostatniej chwili; odruchowo zaklęła wyjątkowo szpetnie (niemal natychmiast skarciła się za to w myślach, ale na Merlina, istniały chwilę, kiedy myślała o rzeczach ważniejszych niż etykieta) i poderwała przód sanek, przygotowując się do lotu. Który zakończył się zresztą cokolwiek zgrabnie- lekko odwróciła głowę, szukając wzrokiem Johnatana i szczerząc się do niego radośnie.
Kierowanie sankami sprawiało jej prawdopodobnie więcej radości, niż wszystkim obecnym na kuligu dzieciom; jednakże kiedy jej partner w (nie)szczęściu zmienił pozycję, przesuwając się do przodu, jedynie z niewielką dozą zawodu ustąpiła mu miejsca.
-Jeśli znasz się na kierowaniu tak dobrze, jak na dziurawych mostach w Szkocji, to nie, absolutnie się nie obrażę- Odparła, ponownie rozciągając twarz w uśmiechu i przeciskając się na tylne siedzenie, które zajęła z cichym klapnięciem.
W samą porę- w momencie, w którym w absolutnie nieprzystający kobiecie sposób rozsiadła się na sankach, płozy zawibrowały nagle i zatrzeszczały przeciągle. Wiedziona refleksem, Penny rozejrzała się błyskawicznie, szukając pod płozami pochodzącej znikąd nagłej przeszkody.
-Cholerne skały- zdążyła tylko sapnąć, zanim nagły trzask i huk całkowicie nie odwrócił jej uwagi. Poczuła, jak świat usuwa się nagle spod jej pleców i nóg; automatycznie rzuciła się w przód, łapiąc za bok sanek i brzeg Johnatanowego płaszcza.
-Na Mer-rrlina- Zaszczękała zębami, kiedy podskoczyli nagle na kolejnym skalnym odłamku. Zmarszczyła gniewnie brwi, zerkając przez ramię i szacując straty w postaci całkiem pękniętego tylnego oparcia.- Cholerne ustr-rojstwo.
Przygryzła dolną wargę, próbując błyskawicznie znaleźć rozwiązanie w sytuacji raczej beznadziejnej.
-Och, po prostu jedź- Rzuciła pospiesznie w stronę Johnatana, puszczając wreszcie jego płaszcz i poklepując go dziarsko po plecach w geście zapewnienia, że tak, absolutnie radziła sobie sama, jak zawsze. Nie namyślając się dłużej, ściągnęła z lewej nogi sznurowany czarny trzewik i pospiesznie wysłupłała z niego długą sznurówkę. Po chwili namysłu uznała, że i tak był już absolutnie bezużyteczny, więc beztrosko odrzuciła go w bok, pozostawiając na trasie. Pantofelek natychmiast zaginął gdzieś w zaspie śniegu, a Kopciuszek, marszcząc brwi, zaczął pospiesznie wiązać popękane elementy, sznurując najsilniej, jak tylko był w stanie. Stworzywszy ogromną liczbę supłów, przekrzywiła głowę w bok, oceniając wygląd swojego dzieła.
-To najlepiej związane sznurówką sanie, jakie widziałam- Oznajmiła z zadowoleniem, mimo tego i tak przytrzymując rękoma pęknięte oparcie. W końcu przezorny zawsze był ubezpieczony.
Kierowanie sankami sprawiało jej prawdopodobnie więcej radości, niż wszystkim obecnym na kuligu dzieciom; jednakże kiedy jej partner w (nie)szczęściu zmienił pozycję, przesuwając się do przodu, jedynie z niewielką dozą zawodu ustąpiła mu miejsca.
-Jeśli znasz się na kierowaniu tak dobrze, jak na dziurawych mostach w Szkocji, to nie, absolutnie się nie obrażę- Odparła, ponownie rozciągając twarz w uśmiechu i przeciskając się na tylne siedzenie, które zajęła z cichym klapnięciem.
W samą porę- w momencie, w którym w absolutnie nieprzystający kobiecie sposób rozsiadła się na sankach, płozy zawibrowały nagle i zatrzeszczały przeciągle. Wiedziona refleksem, Penny rozejrzała się błyskawicznie, szukając pod płozami pochodzącej znikąd nagłej przeszkody.
-Cholerne skały- zdążyła tylko sapnąć, zanim nagły trzask i huk całkowicie nie odwrócił jej uwagi. Poczuła, jak świat usuwa się nagle spod jej pleców i nóg; automatycznie rzuciła się w przód, łapiąc za bok sanek i brzeg Johnatanowego płaszcza.
-Na Mer-rrlina- Zaszczękała zębami, kiedy podskoczyli nagle na kolejnym skalnym odłamku. Zmarszczyła gniewnie brwi, zerkając przez ramię i szacując straty w postaci całkiem pękniętego tylnego oparcia.- Cholerne ustr-rojstwo.
Przygryzła dolną wargę, próbując błyskawicznie znaleźć rozwiązanie w sytuacji raczej beznadziejnej.
-Och, po prostu jedź- Rzuciła pospiesznie w stronę Johnatana, puszczając wreszcie jego płaszcz i poklepując go dziarsko po plecach w geście zapewnienia, że tak, absolutnie radziła sobie sama, jak zawsze. Nie namyślając się dłużej, ściągnęła z lewej nogi sznurowany czarny trzewik i pospiesznie wysłupłała z niego długą sznurówkę. Po chwili namysłu uznała, że i tak był już absolutnie bezużyteczny, więc beztrosko odrzuciła go w bok, pozostawiając na trasie. Pantofelek natychmiast zaginął gdzieś w zaspie śniegu, a Kopciuszek, marszcząc brwi, zaczął pospiesznie wiązać popękane elementy, sznurując najsilniej, jak tylko był w stanie. Stworzywszy ogromną liczbę supłów, przekrzywiła głowę w bok, oceniając wygląd swojego dzieła.
-To najlepiej związane sznurówką sanie, jakie widziałam- Oznajmiła z zadowoleniem, mimo tego i tak przytrzymując rękoma pęknięte oparcie. W końcu przezorny zawsze był ubezpieczony.
Penny Vause
Zawód : ścigająca Jastrzębi z Falmouth
Wiek : 26
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Holy light, oh, burn the night, oh keep the spirits strong
Watch it grow, child of wolf
Keep holdin' on
Watch it grow, child of wolf
Keep holdin' on
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Penny Vause' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 85
'k100' : 85
Cieszyłem się beztroskimi chwilami saneczkowego pościgu, skutecznie zapominając o zmartwieniach. Tylko czasem przypominałem sobie o biednej Lyrze, która siedziała w zamku ze złym samopoczuciem. To z kolei doprowadzało do wyrzutów sumienia. Śnieg oraz wiatr smagający policzki otrzeźwiał i nie pozwalał mi smucić się zbyt długo. Chyba bym nie mógł, skoro tak świetnie się bawiłem. I to nic, że nie prowadziłem sań, może jeszcze będę miał ku temu okazję. Póki co rozglądałem się dookoła, w zadowoleniu kontemplując nad pędem powietrza niosącym nas dalej i dalej.
W pewnym momencie przyglądania się mostowi skojarzyłem wreszcie, co to za miejsce. Ledwie wydobyłem te informacje z odmętów zakurzonej pamięci, ale udało się. Od razu krzyknąłem do Poppy, że ta droga urywa się w połowie, dlatego musi wybić sanie szybciej. I udało się, po chwili znów wylądowaliśmy na miękkim śniegu po drugiej stronie wyrwy. Zaśmiałem się, bo było to naprawdę zabawnym przeżyciem. Aż musiałem przytrzymać szalik, by się nie odwinął i nie odleciał w siną dal na nie daj Merlinie kolejną parę w wyścigu za nami. Nie byliśmy ostatni i to mi wystarczało. A nawet jeśli bylibyśmy, to zostaną nam przyjemne wspomnienia z tego wydarzenia.
Jechaliśmy gładko dalej, przynajmniej dopóki płozy nie najechały na jakieś ostre, wystające kamienie. Wychyliłem się chcąc ocenić sytuację i zrozumiałem, że nie było dobrze. Zaraz to zresztą odczułem, kiedy sanie zaczęły podskakiwać, a my wraz z nimi. Cholera, mogłem ostrzec kobietę, że zaraz najedziemy na coś kanciastego. Teraz było już za późno.
Mogłem jedynie wykazać się refleksem. Po usłyszeniu trzaśnięcia za swoimi plecami, szybko się obróciłem chcąc chwycić w ręce dwie części oparcia, na którym do tej pory utrzymywałem równowagę. Niech to.
- Nie jestem pewien. Spróbuję – odpowiedziałem na zadane pytanie. Nie miałem zbyt zręcznych rąk, choć nie wiedziałem też dlaczego. Próbowałem przypomnieć sobie szybkie zwijanie liny oraz inne działania wymagające zręczności wykonywane na statku. – Dzięki, ale wezmę swój – dodałem zaraz. Nie wybaczyłbym sobie tego, gdybym zabrał Poppy szalik. Przede wszystkim byłem mężczyzną, zaprawionym w zimnie, dlatego odwinięcie tej części garderoby z mojej szyi wydawało się być rozsądniejsze. I w dobrym guście. Jeszcze tak chwilę jechaliśmy, aż postanowiłem wymanewrować dłońmi tak, by scalić ze sobą dwie odpadające części oparcia. Jeśli się nie uda, czyli konstrukcja okaże się być zbyt nietrwała, będę musiał sięgnąć po różdżkę i spróbować z magią.
W pewnym momencie przyglądania się mostowi skojarzyłem wreszcie, co to za miejsce. Ledwie wydobyłem te informacje z odmętów zakurzonej pamięci, ale udało się. Od razu krzyknąłem do Poppy, że ta droga urywa się w połowie, dlatego musi wybić sanie szybciej. I udało się, po chwili znów wylądowaliśmy na miękkim śniegu po drugiej stronie wyrwy. Zaśmiałem się, bo było to naprawdę zabawnym przeżyciem. Aż musiałem przytrzymać szalik, by się nie odwinął i nie odleciał w siną dal na nie daj Merlinie kolejną parę w wyścigu za nami. Nie byliśmy ostatni i to mi wystarczało. A nawet jeśli bylibyśmy, to zostaną nam przyjemne wspomnienia z tego wydarzenia.
Jechaliśmy gładko dalej, przynajmniej dopóki płozy nie najechały na jakieś ostre, wystające kamienie. Wychyliłem się chcąc ocenić sytuację i zrozumiałem, że nie było dobrze. Zaraz to zresztą odczułem, kiedy sanie zaczęły podskakiwać, a my wraz z nimi. Cholera, mogłem ostrzec kobietę, że zaraz najedziemy na coś kanciastego. Teraz było już za późno.
Mogłem jedynie wykazać się refleksem. Po usłyszeniu trzaśnięcia za swoimi plecami, szybko się obróciłem chcąc chwycić w ręce dwie części oparcia, na którym do tej pory utrzymywałem równowagę. Niech to.
- Nie jestem pewien. Spróbuję – odpowiedziałem na zadane pytanie. Nie miałem zbyt zręcznych rąk, choć nie wiedziałem też dlaczego. Próbowałem przypomnieć sobie szybkie zwijanie liny oraz inne działania wymagające zręczności wykonywane na statku. – Dzięki, ale wezmę swój – dodałem zaraz. Nie wybaczyłbym sobie tego, gdybym zabrał Poppy szalik. Przede wszystkim byłem mężczyzną, zaprawionym w zimnie, dlatego odwinięcie tej części garderoby z mojej szyi wydawało się być rozsądniejsze. I w dobrym guście. Jeszcze tak chwilę jechaliśmy, aż postanowiłem wymanewrować dłońmi tak, by scalić ze sobą dwie odpadające części oparcia. Jeśli się nie uda, czyli konstrukcja okaże się być zbyt nietrwała, będę musiał sięgnąć po różdżkę i spróbować z magią.
i'm a storm with skin
Glaucus Travers
Zawód : żeglarz
Wiek : 31
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Kiedy rum zaszumi w głowie cały świat nabiera treści, wtedy chętniej słucha człowiek morskich opowieści!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Glaucus Travers' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 77
'k100' : 77
Hereward nie za bardzo znał się ma trollach. Wiedział, że są duże, głupie i śmierdzące. Ale na tym jego fachowa wiedza łowcy trolli się kończyła. Nie potrafił domyślić się, co dziwne pochrumkiwania i chrząkania oznaczały. Co gorsza, zdawało się, że przejście obok niego będzie w zasadzie niemożliwe, o dogadaniu się Barty nawet nie myślał. Z płonącymi intensywną czerwienią wstydu uszami wyciągnął rękę i wyszeptał - facere. Następnie spojrzał przepraszającym wzrokiem na swoją towarzyszkę.
- Zupełnie nie znam się na trollach - przyznał. - Ale może nas nie zabije - podzielił się swoim nieodłącznym optymizmem z Sally. Miał złe przeczucie, że oszustwo mu nie popłaci, ale jednocześnie był przekonany, że próba rozmowy z trollem skończyłaby się dość tragicznie. Pewnie by go obraził. A nikt o zdrowych zmysłach raczej nie powinien ryzykować urażenia wrażliwych uczuć trolla.
- Mam nadzieję, że nie pogniewa się pani o to małe oszustwo, sam jestem bardzo przeciwny postępowaniu wbrew regułom, ale ostatecznie możemy zaryzykować stwierdzenie, że robimy to dla naszego dobra i w próbie przeżycia ataku trolla, który niewątpliwie nastąpi, jeśli będziemy zbyt wolni.
A potem już tylko patrzył na wielkie stworzenie po cichu licząc na to, że nie zostanie pierwszym Gwardzistą, który zginie na wyścigu saneczek.
- Zupełnie nie znam się na trollach - przyznał. - Ale może nas nie zabije - podzielił się swoim nieodłącznym optymizmem z Sally. Miał złe przeczucie, że oszustwo mu nie popłaci, ale jednocześnie był przekonany, że próba rozmowy z trollem skończyłaby się dość tragicznie. Pewnie by go obraził. A nikt o zdrowych zmysłach raczej nie powinien ryzykować urażenia wrażliwych uczuć trolla.
- Mam nadzieję, że nie pogniewa się pani o to małe oszustwo, sam jestem bardzo przeciwny postępowaniu wbrew regułom, ale ostatecznie możemy zaryzykować stwierdzenie, że robimy to dla naszego dobra i w próbie przeżycia ataku trolla, który niewątpliwie nastąpi, jeśli będziemy zbyt wolni.
A potem już tylko patrzył na wielkie stworzenie po cichu licząc na to, że nie zostanie pierwszym Gwardzistą, który zginie na wyścigu saneczek.
Ocalałeś, bo byłeś pierwszy
Ocalałeś, bo byłeś
Ocalałeś, bo byłeś
ostatni
Hereward Bartius
Zawód : Profesor w Hogwarcie
Wiek : 33
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Na szczęście był tam las.
Na szczęście nie było drzew.
Na szczęście brzytwa pływała po wodzie.
Na szczęście nie było drzew.
Na szczęście brzytwa pływała po wodzie.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Hereward Bartius' has done the following action : Rzut kością
#1 'k3' : 2
--------------------------------
#2 'k3' : 3
--------------------------------
#3 'Saneczki' :
#1 'k3' : 2
--------------------------------
#2 'k3' : 3
--------------------------------
#3 'Saneczki' :
Śnieżka Herewarda trafiła w Nealę siedzącą z tyłu Biedronkowozu. Jechaliście dalej; ranking ulegał dynamicznej zmianie, jedni z was wpadali w zaspy, inni w trolle, wszystkie saneczki parły przed siebie. Magicus extremos rzucony przez Alexandra pomógł dwóm saneczkowym parom. Kubki z kakaem wciąż krążyły, Lisy z Highlands straciły czapki. Cyrus zdołał rozpoznać pnącza Maddocka, kiedy dotarł do niego blask zaklęcia Alexandra, pomagając wyciągnąć z pamięci to, co istotne.
Ranking
Zdarzenia
PRZYCZAJACZE
DEMIBOMBOZY
LISY Z HIGHLANDS
NAUKOWCY, ZAWIERUCHA, KOŚCIANE KONIKI
WILKI MORSKIE, ŚNIEŻNE KOTY
GWIAZDOZBIÓR, MANDRAGORY
BIEDRONKOWÓZ
L.p. | Nazwa | Pkt | Dodatkowe |
1. | Lisy z Highlands | 150 (+10) | Skradzione czapki |
1. | Zawierucha | 150 (+10) | - |
2. | Naukowcy | 140 (+10 +5) | Zielony kubek kakao (został 1 łyk) |
2. | Wilki Morskie | 140 (+20) | - |
3. | Mandragory | 130 (+10) | Niebieski kubek z kakao (został 1 łyk) |
4. | Kościane Koniki | 120 (+20 -15 +5) | - |
4. | Biedronkowóz | 120 (+10 -10) | - |
5. | Demibombozy | 110 (-10 -30 +5) | - |
6. | Przyczajacze | 105 (+10 +10 -30) | - |
7. | Gwiazdozbiór | 100 (-10 -30) | - |
8. | Śnieżne Koty | 95 (-20, -30) | - |
PRZYCZAJACZE
- Zdarzenie #1:
- Tor saneczkowy wiedzie przez drogę, gdzie spod grubej fałdy śniegu wystają ostre skały. Płozy najeżdżają na nie, sanie wibrują, skaczą i wywołują u was szczękanie zębów; nagle tylne oparcie saneczek pęka. Druga osoba z pary nie jest w stanie się utrzymać i nie zrobi tego, jeśli szybko nie chwyci obu kawałków drewna. Trzeba je szybko naprawić - anomalie drżące w powietrzu są jednak zbyt niebezpieczne, by robić to przy pomocy magii. Możecie spróbować wykorzystać skrawek materiału, sznurówkę, fragment ubrania, szal lub cokolwiek innego do związania oparcia i jego naprawienia.
Rzut na biegłość zręczne ręce, ST 30.
Rzut może wykonać wyłącznie postać niekierująca saneczkami w tej turze, chyba, że postać kierująca posiada poziom biegłości zręczne ręce na poziomie przynajmniej III.
Powodzenie: zapewnia dalszą bezpieczną drogę.
Niepowodzenie: pozostawia sanie złamane, należy je trzymać do końca drogi (pamiętać o tym w narracji, inaczej saneczki się wysaneczkują i para otrzyma -50 do rankingu ogólnego), do każdego rzutu osoba jadąca z przodu otrzyma -1 do rzutu k3 długo, jak długo saneczki nie zostaną naprawione zaklęciem reparo (któraś z osób musiałaby w tym celu poświęcić turę przeznaczoną na coś innego).
DEMIBOMBOZY
- Zdarzenie #2:
- Śnieg zmieszany z błotem bryzga na boki, a wy suniecie przed siebie w dół, zjeżdżając z większej skarpy. Nagle nad saneczkami pojawia się żmijoptak, zlatuje coraz niżej i już czujecie na głowach smagnięcia jego skrzydeł - wydaje z siebie głośny skrzek. Musicie go przegonić, nie rozdrażniając go. Wiecie, że skrzywdzenie stworzenia oznaczać będzie dyskwalifikację.
Rzut na biegłość ONMS, ST 60
Rzut może wykonać wyłącznie postać niekierująca saneczkami w tej turze, chyba, że postać kierująca posiada poziom biegłości ONMS na poziomie przynajmniej III.
Krytyczne powodzenie (wynik >80): nie zdążyłeś zareagować, zanim ptak zacisnął szpony na oparciu sań i uniósł je w górę; potrafisz jednak pokierować stworzeniem w taki sposób, by obrócić tę sytuację na waszą korzyść. Kawałek trasy pokonacie uniesieni w powietrze przez żmijoptaka i, przecinając powietrze z zawrotną prędkością, otrzymujecie +30 do ogólnego wyniku.
Powodzenie: Udało wam się odpędzić żmijoptaka, stworzenie wzleciało w powietrze, dając wam podziwiać się jeszcze przez chwilę i wkrótce zniknęło z okolicy.
Niepowodzenie: Żmijoptak szarpnął sanie, zakłócając wasz kurs i szybko stracił wami zainteresowanie, otrzymujecie -15 do ogólnego wyniku.
Krytyczne niepowodzenie (wynik <0): Żmijoptak porwał w szpony wasze sanie i wyrzucił do najbliższej (kolejnej) zaspy, potrzebujecie czasu, żeby się z niej wydostać. Otrzymujecie -30 do ogólnego wyniku.
LISY Z HIGHLANDS
- Zdarzenie #3:
- Osoba siedząca z tyłu nagle zauważa, że w płozy sań wplątały się pnącza.
Rzut na biegłość zielarstwa, ST 50.
Rzut może wykonać wyłącznie postać niekierująca saneczkami w tej turze, chyba, że postać kierująca posiada poziom biegłości zielarstwo na poziomie przynajmniej III.
Krytyczne powodzenie (wynik >80): Wiesz, że jest to rzadka roślina rosnąca na tym terenie, Pnącza Maddocka, która nie odpuści waszym saniom, póki nie wystraszy jej hałas. Potrafisz wyklaskać melodię, która zmusi pnącza do utorowania saniom prostszej, bardziej śliskiej drogi, otrzymujecie +30 do rankingu ogólnego.
Powodzenie: Wiesz, że jest to rzadka roślina rosnąca na tym terenie, Pnącza Maddocka, która nie odpuści waszym saniom, póki nie wystraszy jej hałas. Wystarczy, że klaśniesz w ręce - a sama się zgubi. Możecie kontynuować dalszą drogę bez przeszkód.
Niepowodzenie: Nie rozpoznajesz pnączy i nie wiesz, jak sobie z nimi poradzić. Zostaną wplecione w płozy, hamując was, póki któraś osoba z pary nie przeznaczy swojej kolejki na pozbycie się ich. Do tego czasu otrzymujecie -10 do ogólnej punktacji co turę. Pnącze odpadną same, jeżeli pojawi się hałas (spotkacie jakieś magiczne stworzenia, które wydają głośne dźwięki lub poświęcicie turę na śpiew, nie mając biegłości śpiew).
NAUKOWCY, ZAWIERUCHA, KOŚCIANE KONIKI
- Zdarzenie #5:
- Na waszej drodze pojawia się troll - zaczyna do was mówić; jest jeszcze daleko, ale wiecie, że na wydarzeniu poświęconym ochronie magicznych zwierząt nie wolno wam go skrzywdzić nawet, jeżeli nie jest gatunkiem zagrożonym. Powinniście go przekonać do zejścia wam z drogi - postarajcie się, żeby was zrozumiał. Troll milczy - nie jest głośno.
Rzut na biegłość język trollański, ST 20.
Rzut może wykonać wyłącznie postać niekierująca saneczkami w tej turze, chyba, że postać kierująca posiada poziom biegłości język trollański na poziomie przynajmniej I.
Brak poziomu skutkuje karą -50, poziom I oznacza +50, poziom II +100 do rzutu.
Powodzenie: Troll usuwa się z drogi, możecie przejechać.
Niepowodzenie: wjeżdżacie prosto w trolla. Na szczęście to wytrzymałe i powolne stworzenie, zanim zorientuje się, co się właśnie stało, zdążycie naprostować sanie na właściwy kurs. Otrzymujecie -30 do ogólnego rankingu.
WILKI MORSKIE, ŚNIEŻNE KOTY
- Zdarzenie #8:
- W powietrzu wibruje anomalia - łatwo to wyczuć - powietrze drży tuż przed wami. To będzie małe oszustwo, ale jeśli nikt nie zauważy, zdołacie rozlać tuż przed sobą trochę wody przy pomocy zaklęcia balneo, która natychmiast zamarznie, a płozy zań gładko przesuną się po zmrożonym lodzie.
Powodzenie: +20 do ogólnego rankingu.
Rzut może wykonać wyłącznie postać niekierująca saneczkami w tej turze, chyba, że postać kierująca posiada poziom statystykę zaklęć na poziomie przynajmniej 20.
GWIAZDOZBIÓR, MANDRAGORY
- Zdarzenie #9:
- Droga wzniosła się lekko wzwyż. To będzie mało oszustwo, ale jeśli nikt nie zauważy, możesz pomniejszyć wagę saneczek prostym zaklęciem libramuto - i pomóc im lżej pokonać tę drogę.
Powodzenie: +20 do ogólnego rankingu.
Rzut może wykonać wyłącznie postać niekierująca saneczkami w tej turze, chyba, że postać kierująca posiada poziom statystykę transmutacji na poziomie przynajmniej 20.
BIEDRONKOWÓZ
- Zdarzenie #10:
- Śnieg zaczyna coraz mocniej zacinać - wieje wam prosto w oczy. Musicie się przed nim osłonić. Pomoże zaklęcie Caelum.
Niepowodzenie: -20 do ogólnego rankingu.
Niepowodzenie, jeżeli postaci nie mają czapek: robi się naprawdę zimno, otrzymujecie -30 do ogólnego rankingu.
Rzut może wykonać wyłącznie postać niekierująca saneczkami w tej turze, chyba, że postać kierująca posiada poziom statystykę OPCM na poziomie przynajmniej 20.
Jay nawet nie zdążył nic powiedzieć, gdy nieprzyjemne zdarzenie z trollem zostało za nimi. Teraz jednak musieli sobie poradzić z innym wyzwaniem, a mianowicie nad głowami pojawił się jakiś ciemny cień, ale zaraz profesor mógł dostrzec żmijoptaka. Wyglądał trochę jak smok z tej odległości, ale gdy stworzenie zniżyło lot, widać było już różnice. A przynajmniej dla takiego laika jakim był właśnie Vane. Chyba nawet poczuł jakieś poruszenie na czuprynie, po której przejechał dłonią i bynajmniej nie był to zwyczajny wiatr od pędu sanek. Żmijoptak był tuż nad nimi. Nie mogli mu zrobić krzywdy, ale musieli go również przegonić, bo JJ zaczął martwić się o swoich towarzyszy.
- Sio! - rzucił, a sanki podskoczyły. - Leć sobie gdzieś indziej! - dodał, delikatnie machnąwszy przy tym ręką, by odgonić stworzenie. Absolutnie nie miał pojęcia co robić, bo chociaż lubił zajęcia z opieki nad magicznymi stworzeniami, było to tak dawno...
|ONMS I
- Sio! - rzucił, a sanki podskoczyły. - Leć sobie gdzieś indziej! - dodał, delikatnie machnąwszy przy tym ręką, by odgonić stworzenie. Absolutnie nie miał pojęcia co robić, bo chociaż lubił zajęcia z opieki nad magicznymi stworzeniami, było to tak dawno...
|ONMS I
Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Ostatnio zmieniony przez Jayden Vane dnia 08.08.19 13:04, w całości zmieniany 1 raz
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Jayden Vane' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 50
'k100' : 50
Zderzyliśmy się z tym trollem, ale prawdę mówiąc to wiedziałam, że tak się stanie. Po minie mężczyzny gdy zapytałam go, czy umie w język trollański widać było, że nie bardzo wie co odpowiedzieć. I nim zdążyliśmy cokolwiek zrobić, to w niego uderzyliśmy. Całe szczęście, że nic mu się nie stało! Nie chciałam odpaść. Jednak to wydarzenie sprawiło, że parę saneczkowych par nas przegoniło. Po chwili jednak ruszyliśmy dalej z zamiarem przegonienia naszych rywali. Z początku nie zauważyłam tego dziwnego stworzenia nad naszymi głowami.
- Antonin, musisz mi pomóc kierować sankami, bo musimy dogo... CO TO ZA PRZEDZIWNE STWORZENIE?! - krzyknęłam zadzierając głowę ku górze.
Nie znałam się na zwierzętach, nie miałam bladego pojęcia czy to smok, ptak czy inne dziwactwo. Miało skrzydła, latało i właśnie smyrało mnie po głowie. Zacisnęłam usta, starając się uchylić. Może jeśli pojedziemy wystarczająco szybko, to zostawi nas w spokoju?
- Antonin tylko proszę mi tego nie dotykać! NIE DOTYKAJ BO CI PALCA ODGRYZIE! - krzyknęłam do syna, tak na zapas i pewnie trochę głośniej niż bym chciała. Miałam wrażenie, że strasznie głośno na tych sankach jest. - Facere! - rzuciłam na sanki.
- Antonin, musisz mi pomóc kierować sankami, bo musimy dogo... CO TO ZA PRZEDZIWNE STWORZENIE?! - krzyknęłam zadzierając głowę ku górze.
Nie znałam się na zwierzętach, nie miałam bladego pojęcia czy to smok, ptak czy inne dziwactwo. Miało skrzydła, latało i właśnie smyrało mnie po głowie. Zacisnęłam usta, starając się uchylić. Może jeśli pojedziemy wystarczająco szybko, to zostawi nas w spokoju?
- Antonin tylko proszę mi tego nie dotykać! NIE DOTYKAJ BO CI PALCA ODGRYZIE! - krzyknęłam do syna, tak na zapas i pewnie trochę głośniej niż bym chciała. Miałam wrażenie, że strasznie głośno na tych sankach jest. - Facere! - rzuciłam na sanki.
Złamałeś tyle serc
A teraz robisz to i mnie
A ja się na to wszystko godzę
W nadziei na choć kilka chwil
I będę wciąż tu tkwić tak beznadziejnie
wierna ciBo całe moje życie to Ty
A teraz robisz to i mnie
A ja się na to wszystko godzę
W nadziei na choć kilka chwil
I będę wciąż tu tkwić tak beznadziejnie
wierna ciBo całe moje życie to Ty
Masza Dolohov
Zawód : Złodziejka, handlarka i oszustka
Wiek : 28 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
The member 'Masza Dolohov' has done the following action : Rzut kością
#1 'k3' : 3
--------------------------------
#2 'Saneczki' :
--------------------------------
#3 'k10' : 7
#1 'k3' : 3
--------------------------------
#2 'Saneczki' :
--------------------------------
#3 'k10' : 7
Charlene wychowała się w miejscu zupełnie innym niż to. Jej codziennością nie były ośnieżone szczyty i soczysto zielone lasy, a szum morza, piaszczyste klify, szorstka trawa i charakterystyczna woń unosząca się w powietrzu. Dorastała daleko stąd, w Kornwalii. Ale nawet ona nie mogłaby przejść obojętnie wobec piękna szkockich krajobrazów, choć doskonale wiedziała, że nawet tu śnieg w czerwcu był daleki od normy. Mimo wszystko było pięknie i jeśli nie myśleć o pewnych rzeczach, jak anomalie, to naprawdę dobrze się bawiła.
Mogła jednak zauważyć, że kierowanie sankami nie poszło jej za dobrze, bo chwilę później wpadły w zaspę, tracąc cenne chwile.
- Następnym razem pójdzie mi lepiej – obiecała, mając nadzieję, że tak właśnie będzie.
Długo jednak nie pojechały, kiedy pojawiła się następna przeszkoda – troll. Niestety jak się okazało, Lunara również nie znała trollańskiego i ich sanie zderzyły się ze zwalistym stworzeniem. Szczęśliwie dla nich trolle były potężnie zbudowane i na tyle wolno myślące, że miały czas uciec zanim do stworzenia w ogóle dotarło, że coś go uderzyło.
- Lepiej stąd zmykajmy – rzuciła do swojej towarzyszki. Nie spadły z sań ani nie doznały poważniejszych uszkodzeń. Straciły tylko trochę czasu i ryzykowały rozzłoszczenie trolla, ale na szczęście udało im się naprowadzić sanie na właściwy kurs. Mogły jechać dalej.
- Ciekawe, co jeszcze napotkamy po drodze – zastanawiała się. Czy były tam kolejne trolle lub inne stworzenia? Biorąc pod uwagę ten obszar, zapewne tak. W dodatku magia wciąż nie była stabilna i również groziła pewnymi komplikacjami. Czego przykład miała kilka chwil temu, gdy wcześniej próbując rozpędzić sanki zaklęciem sprawiła, że śnieg pod nimi się roztopił i znacznie je spowolnił.
Mogła też odnieść wrażenie, że inni zdążyli je wyprzedzić. Może tylko jej się zdawało, że wszystkie dźwięki dobiegają z przodu, a za nimi nie słychać już skrzypienia jadących sań?
- Spróbuję jeszcze raz... – szepnęła. – Facere!
Oby tym razem wyszło jak należy.
Mogła jednak zauważyć, że kierowanie sankami nie poszło jej za dobrze, bo chwilę później wpadły w zaspę, tracąc cenne chwile.
- Następnym razem pójdzie mi lepiej – obiecała, mając nadzieję, że tak właśnie będzie.
Długo jednak nie pojechały, kiedy pojawiła się następna przeszkoda – troll. Niestety jak się okazało, Lunara również nie znała trollańskiego i ich sanie zderzyły się ze zwalistym stworzeniem. Szczęśliwie dla nich trolle były potężnie zbudowane i na tyle wolno myślące, że miały czas uciec zanim do stworzenia w ogóle dotarło, że coś go uderzyło.
- Lepiej stąd zmykajmy – rzuciła do swojej towarzyszki. Nie spadły z sań ani nie doznały poważniejszych uszkodzeń. Straciły tylko trochę czasu i ryzykowały rozzłoszczenie trolla, ale na szczęście udało im się naprowadzić sanie na właściwy kurs. Mogły jechać dalej.
- Ciekawe, co jeszcze napotkamy po drodze – zastanawiała się. Czy były tam kolejne trolle lub inne stworzenia? Biorąc pod uwagę ten obszar, zapewne tak. W dodatku magia wciąż nie była stabilna i również groziła pewnymi komplikacjami. Czego przykład miała kilka chwil temu, gdy wcześniej próbując rozpędzić sanki zaklęciem sprawiła, że śnieg pod nimi się roztopił i znacznie je spowolnił.
Mogła też odnieść wrażenie, że inni zdążyli je wyprzedzić. Może tylko jej się zdawało, że wszystkie dźwięki dobiegają z przodu, a za nimi nie słychać już skrzypienia jadących sań?
- Spróbuję jeszcze raz... – szepnęła. – Facere!
Oby tym razem wyszło jak należy.
Best not to look back. Best to believe there will be happily ever afters all the way around - and so there may be; who is to say there
will not be such endings?
Highlands
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Szkocja