Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Szkocja
Highlands
AutorWiadomość
First topic message reminder :
[bylobrzydkobedzieladnie]
Highlands
To tereny na północnej Szkocji, gdzie pasma gór i pagórków ciągną się aż po horyzont. Różnorodność flory i fauny jest wręcz zachwycająca. Zielone wzgórza ciągnące się kilometrami urozmaicone są przez liczne jeziora, jak i okalające je lasy. O tych terenach krąży wiele plotek, jednak nie bez przyczyny mugole rzadko zapuszczają się w zalesione tereny okalające jedną z zamkowych ruin bowiem błąka się po nich szyszymora, której jęki i zawodzenie skutecznie odstraszają niemagicznych ludzi. I choć szyszymory to niegroźne magiczne stworzenia, to ich przeszywający jęk z pewnością sprawia, że najodważniejszemu czarodziejowi jeżą się włoski na karku.
[bylobrzydkobedzieladnie]
The member 'Charlene Leighton' has done the following action : Rzut kością
#1 'k3' : 2, 1
--------------------------------
#2 'Saneczki' :
--------------------------------
#3 'k10' : 4
#1 'k3' : 2, 1
--------------------------------
#2 'Saneczki' :
--------------------------------
#3 'k10' : 4
Udało im się niknąć zaspy oraz co gorsza runięcia w przepaść, Poppy miała nadzieję, że najgorsze już za nimi, lecz najwyraźniej się myliła; trzask pękającego drewna mocno ją niepokoił, nie chciała kończyć jeszcze wyścigu. Lord Travers niczym dżentelmen odmówił użycia jej szalika, za co była mu wdzięczna, bo sama była wielkim zmarzluchem i najpewniej zamieniłaby ię w kostkę lodu bez niego przy takiej pogodzie. Nie wiedziała tylko na ile taka prowizoryczna naprawa im wystarczy. Wciąż strach było używać magii, ze wzgędu na zaburzenia energii, lecz zaklęcie naprawiające nie powinno wyrządzi szkody... Raczej.
-Och, może spróbuj rzucić Reparo, Glaucusie? Tylko ostrożnie! Możemy się po tym zamienić - zaproponowała Poppy. Sama nie czuła się dość pewnie, by to uczynć, a poza tym ręce wciąż miała zajęte.
-Facere! - powiedziała, ignorując to co działo się wokół. Czuła wibrujące powietrze wokół nich, coś dobrego, miała takie przeczucie, że coś mogłoby ujść im na sucho, lecz...
Dla Poppy Pomfrey regulamin był rzeczą absolutnie świętą.
Skoro rodzinie pacjenta nie pozwalała zostać przy chorym pięć minut po czasie odwiedzin, tym bardziej nie będzie oszukiwać na wyścigu saneczek. Co to, to nie!
-Och, może spróbuj rzucić Reparo, Glaucusie? Tylko ostrożnie! Możemy się po tym zamienić - zaproponowała Poppy. Sama nie czuła się dość pewnie, by to uczynć, a poza tym ręce wciąż miała zajęte.
-Facere! - powiedziała, ignorując to co działo się wokół. Czuła wibrujące powietrze wokół nich, coś dobrego, miała takie przeczucie, że coś mogłoby ujść im na sucho, lecz...
Dla Poppy Pomfrey regulamin był rzeczą absolutnie świętą.
Skoro rodzinie pacjenta nie pozwalała zostać przy chorym pięć minut po czasie odwiedzin, tym bardziej nie będzie oszukiwać na wyścigu saneczek. Co to, to nie!
Poppy Pomfrey
Zawód : pielęgniarka w Hogwarcie
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
nie przeczułam w głębi snu,
że jeżeli gdzieś jest piekło,
to tu
że jeżeli gdzieś jest piekło,
to tu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
The member 'Poppy Pomfrey' has done the following action : Rzut kością
#1 'k3' : 2
--------------------------------
#2 'k3' : 3
--------------------------------
#3 'Saneczki' :
--------------------------------
#4 'k10' : 7
#1 'k3' : 2
--------------------------------
#2 'k3' : 3
--------------------------------
#3 'Saneczki' :
--------------------------------
#4 'k10' : 7
- Atrakcje skutecznie rozgrzewają - odparła na dżentelmeńskie słowa Billy'ego, unosząc spojrzenie na wieczorne niebo - wydawało jej się. Na pewno jej się wydawało, to nie mogł być żmijoptak, one tutaj nawet nie żyją... za wyjątkiem tych kilku okazów, które zostały wspaniałomyślnie wypuszczone na wolność przez organizatorów. - O, nie - jak echo powtórzyła za Billym, drżącym z przejęcia głosem; szarpnęła różdżką z zamiarem popędzenia sań do przodu, niepewnie oglądając się na Amelię - czy dziewczynka nie bała się za bardzo? ale gdzieżby, dziewczynka była dzielna i odważna, nawet za bardzo mylnie interpretując ruchy Billy'ego... zaczynając zwabiać stworzenie w ich stronę. Minnie otworzyła szerzej oczy, jej serce zabiło jak dzwon, kiedy sanie sunęły dalej po śniegu, rozbryzgując miękki puch na boki. - Amelio, usiądź! - zawołała, mniej karcąco, bardziej stanowczo; tonem doświadczonej starszej siostry i kogoś, kto w przyszłości mógłby zostać nauczycielem. Żmijoptaki nie były przyjazne, o ile Billy prawdopodobnie przynajmniej częściowo wiedział, co robił, to dziewczynka jedynie narażała się na atak. Nic dziwnego, że ich sanie ostatecznie zjechały z toru, szarpnięte przez zaczarowane ptaszę; była pewna, że gdyby nie interwencja Moore'a ich spotkanie zakończyłoby się znacznie gorzej. - Facere - powtórzyła, jeszcze nim rozchwiane sanie odzyskały dawny tor; mimo nieprzyjemnej przygody nadrobili nieco wyścig, plasując się w połowie zabawowego kuligu. - To działa - stwierdziła z lekkim, choć szczerym zaskoczeniem, mając w pamięci twierdzenie o zmyleniu przeciwnika - choć nagle nabrała ochoty odpukania swoich słów w niemalowane drewno. - Postaraj się ich nie podrzeć już do końca, dobrze? - Rajstopek, Amelio. To dopiero jedna bitwa, a wygrać musieli całą wojnę.
- Facere - powtórzyła inkantacje, unosząc lekko różdżkę, jak nad niewidzialnymi końmi sań. Zmarszczyła lekko brew. - Billy? - lekka obawa zadrżała w jej głosie. - Billy, co to jest? To przed nami? Nie wyminę tego - Nie było szans, sanie sunęły przed siebie.
- Facere - powtórzyła inkantacje, unosząc lekko różdżkę, jak nad niewidzialnymi końmi sań. Zmarszczyła lekko brew. - Billy? - lekka obawa zadrżała w jej głosie. - Billy, co to jest? To przed nami? Nie wyminę tego - Nie było szans, sanie sunęły przed siebie.
Kto pierwszy został królem? A kto chciał zostać bogiem? Kto pierwszy był człowiekiem? Kto będzie nim
ostatni?
ostatni?
The member 'Minnie McGonagall' has done the following action : Rzut kością
#1 'k3' : 2
--------------------------------
#2 'k10' : 10
--------------------------------
#3 'Saneczki' :
#1 'k3' : 2
--------------------------------
#2 'k10' : 10
--------------------------------
#3 'Saneczki' :
Rozmowa z małą lady Rowle o fajerwerkach miała być chyba najprzyjemniejszą częścią dysput prowadzonych dzisiejszego dnia w sankach Gwiazdozbioru. Uśmiechnąłem się do niej, lekko skłaniając głowę.
- Sądzę, że taka wilcza wataha nie stanowiłaby wyzwania dla naszych wytwórców fajerwerków - zapewniłem dziewczynkę, starając się nie myśleć o tym, kim był jej ojciec. Rodziny się nie wybiera, jednakże czym skorupka za młodu przesiąknie... mogłem tylko bić się później z myślami, kiedy zjeżdżaliśmy w dół toru. Z każdym słowem narażałem się Rycerzowi coraz bardziej, jednak nie zamierzałem ukrywać się z moimi poglądami - nawet jeżeli stawiało mnie to w kręgu podejrzanych o bycie w Zakonie Feniksa.
Rzuciłem Magnusowi spojrzenie przez ramię, lekko unosząc brew.
- Niby - jest to partykuła wyrażająca dystans mówcy wobec przytaczanego sądu. Czy redaktor nie powinien wiedzieć takich rzeczy? - zapytałem retorycznie, po czym po raz kolejny próbowałem skupić się bardziej na prowadzeniu sanek niźli kłótniach z Magnusem. Nie było mi to jednak dane, sukinkot się nie zamykał. - Czarowanie bez magii! - zawołałem, wspominając ciepło moje dni w Ameryce, kiedy pomieszkiwałem razem z mugolakami. - Nie piorą wcale w rzekach, mają od tego w mieszkaniach wielkie buczące pudła z wodą, które się kręcą - rzuciłem przez plecy nad głową Helene, z satysfakcją obserwując rumieniec wylewający się na twarz Magnusa. Ojej, czyżbym uderzył w czułą strunę i mości lorda zdenerwował? Szkoda, bo nawet nie było mi przykro. Czułem pociągnięcie za rękaw, kiedy Helene starała się pomagać mi w prowadzeniu sanek. - Niestety, kuzynka nie miała okazji nauczyć mnie nic z trollańskiego, z trytońskiego także - odparłem swobodnie nawiązując do zdolnej siostry Archibalda, ciągnąc w tym samym czasie za lejce by skręcić i nie wjechać w nieskorego do współpracy intruza na torze. Nasze wysiłki jednakże spełzły na niczym, troll był wielki niczym góra i nie sposób było go ominąć. Pochrząkiwania mości wielmożnego lorda również na nic się zdały. Zahaczyliśmy prawą płozą o jego przypominającą pień drzewa nogę. Naszymi sankami zarzuciło, obracając je bokiem, ba, nawet przez chwilę jechaliśmy tyłem! Nie byłem w stanie pohamować radosnego śmiechu, kiedy wzbijając w powietrze tumany bielutkiego puchu wirowaliśmy po trasie. Po chwili jednak udało mi się naprostować nasz powóz i odjechać w siną dal, kiedy troll dopiero zorientował się, że coś się stało - szczęśliwie byliśmy już jakiś kawałek od niego, toteż stworzenie nie mogło nam nic zrobić. - Czy lady nic się nie stało? - zapytałem, odwracając się lekko do tyłu. Z wyraźną troską odbitą na twarzy upewniłem się, że wszystko w porządku, po czym znów z uśmiechem na ustach, kontynuowałem moją małą sprzeczkę z Magnusem.
- Lord powinien się cieszyć z faktu, że mimo lat ożenku z kuzynkami u lorda nie ma żadnej genetycznej pomyłki - rzuciłem ze śmiechem, nie mogąc wytrzymać z poziomu absurdu tej całej sytuacji. A niech Rowle uważa mnie sobie za idiotę, miałem go za jeszcze większego. I do tego buca. - Facere! - zawołałem, machając różdżką. Wjeżdżaliśmy właśnie na lekkie wzniesienie, toteż przydałoby się nam odrobinę przyspieszyć.
- Sądzę, że taka wilcza wataha nie stanowiłaby wyzwania dla naszych wytwórców fajerwerków - zapewniłem dziewczynkę, starając się nie myśleć o tym, kim był jej ojciec. Rodziny się nie wybiera, jednakże czym skorupka za młodu przesiąknie... mogłem tylko bić się później z myślami, kiedy zjeżdżaliśmy w dół toru. Z każdym słowem narażałem się Rycerzowi coraz bardziej, jednak nie zamierzałem ukrywać się z moimi poglądami - nawet jeżeli stawiało mnie to w kręgu podejrzanych o bycie w Zakonie Feniksa.
Rzuciłem Magnusowi spojrzenie przez ramię, lekko unosząc brew.
- Niby - jest to partykuła wyrażająca dystans mówcy wobec przytaczanego sądu. Czy redaktor nie powinien wiedzieć takich rzeczy? - zapytałem retorycznie, po czym po raz kolejny próbowałem skupić się bardziej na prowadzeniu sanek niźli kłótniach z Magnusem. Nie było mi to jednak dane, sukinkot się nie zamykał. - Czarowanie bez magii! - zawołałem, wspominając ciepło moje dni w Ameryce, kiedy pomieszkiwałem razem z mugolakami. - Nie piorą wcale w rzekach, mają od tego w mieszkaniach wielkie buczące pudła z wodą, które się kręcą - rzuciłem przez plecy nad głową Helene, z satysfakcją obserwując rumieniec wylewający się na twarz Magnusa. Ojej, czyżbym uderzył w czułą strunę i mości lorda zdenerwował? Szkoda, bo nawet nie było mi przykro. Czułem pociągnięcie za rękaw, kiedy Helene starała się pomagać mi w prowadzeniu sanek. - Niestety, kuzynka nie miała okazji nauczyć mnie nic z trollańskiego, z trytońskiego także - odparłem swobodnie nawiązując do zdolnej siostry Archibalda, ciągnąc w tym samym czasie za lejce by skręcić i nie wjechać w nieskorego do współpracy intruza na torze. Nasze wysiłki jednakże spełzły na niczym, troll był wielki niczym góra i nie sposób było go ominąć. Pochrząkiwania mości wielmożnego lorda również na nic się zdały. Zahaczyliśmy prawą płozą o jego przypominającą pień drzewa nogę. Naszymi sankami zarzuciło, obracając je bokiem, ba, nawet przez chwilę jechaliśmy tyłem! Nie byłem w stanie pohamować radosnego śmiechu, kiedy wzbijając w powietrze tumany bielutkiego puchu wirowaliśmy po trasie. Po chwili jednak udało mi się naprostować nasz powóz i odjechać w siną dal, kiedy troll dopiero zorientował się, że coś się stało - szczęśliwie byliśmy już jakiś kawałek od niego, toteż stworzenie nie mogło nam nic zrobić. - Czy lady nic się nie stało? - zapytałem, odwracając się lekko do tyłu. Z wyraźną troską odbitą na twarzy upewniłem się, że wszystko w porządku, po czym znów z uśmiechem na ustach, kontynuowałem moją małą sprzeczkę z Magnusem.
- Lord powinien się cieszyć z faktu, że mimo lat ożenku z kuzynkami u lorda nie ma żadnej genetycznej pomyłki - rzuciłem ze śmiechem, nie mogąc wytrzymać z poziomu absurdu tej całej sytuacji. A niech Rowle uważa mnie sobie za idiotę, miałem go za jeszcze większego. I do tego buca. - Facere! - zawołałem, machając różdżką. Wjeżdżaliśmy właśnie na lekkie wzniesienie, toteż przydałoby się nam odrobinę przyspieszyć.
The member 'Alexander Selwyn' has done the following action : Rzut kością
#1 'k3' : 3
--------------------------------
#2 'Saneczki' :
--------------------------------
#3 'k10' : 10
#1 'k3' : 3
--------------------------------
#2 'Saneczki' :
--------------------------------
#3 'k10' : 10
Twój tata zabrzmiało w ustach dzieciaka tak nienaturalnie, że coś w Oscarze się skłębiło i skręciło, zmusiło go do odwrócenia wzroku od tej koszmarnie niekomfortowej sytuacji. Nie potrafiłby chyba w tej chwili wyjaśnić swoich uczuć, wykorzystywane w rozmowie słowo ojciec było rzeczowe, świadczyło o połączeniu genetycznym któremu nie mogli zaprzeczyć, tata brzmiało dziwnie, nie na miejscu, krępująco, nienaturalnie. I właściwie to nie powinno go to ruszać, skoro w gruncie rzeczy jak ciągle powtarzał nic ich nie łączyło, skoro był to w gruncie rzeczy obcy człowiek. Może jednak coś w tym słowie było. Coś w jakiś dziwny sposób przyciągającego. Nie ważne z resztą.
- Nie jestem pewien czy aż tak mądry jak twój. - odpowiedział, nie mogąc odmówić sobie ucieczki w odrobinę uszczypliwości, najpewniej mając przy tym o wiele niższe mniemanie o inteligencji Abraxasa Malfoya niż jego własny syn. Na jakieś dwieście pięćdziesiąt procent, sądząc po tym, iż w ciągu dwóch lat zdołał już poznać kilku przedstawicieli podobnych rodów.
Choć myśl o tym, że śmieszny maluch też jest Malfoyem była dziwna - wydawał się całkiem w porządku i niczym nie przypominał napuszonych bufonów ze szkoły. Oby nie czekała go ciężka transformacja.
Nie do końca wiedział jak ma interpretować historię księcia Botta, nie wiedział kim jest ów człowiek, nie do końca też rozumiał całą sytuację, nie był zapoznany ze światem szlachty jakoś bardzo dobrze, choć po trochę zgrzytała mu myśl o małej szlachciance piekącej ciasto. Czy to jednak wystarczy żeby zarobić długi szlaban?
- Pieczenie ciast to coś złego? - dopytał więc jedynie, choć w gruncie rzeczy mógł domyślać się odpowiedzi. W jednej chwili pomyślał o wypiekach mamy i babci i nabrał ochoty na ciasto czekoladowe, zdecydowanie będzie musiał poprosić o nie na powrót!
Dalsze słowa chłopca z resztą wyjaśniały o wiele więcej. Uniósł brwi słuchając o tym, jak to przynosi ojcu wstyd nie panując nad czymś nad czym po prostu jeszcze nie nauczył się panować. Nie skomentował tego nijak, nie zamierzając się kłócić, czy urazić malca który w gruncie rzeczy nic złego nie robił, był całkiem wesołym dodatkiem do tych sanek, dodatkiem bez którego pewnie byłoby szalenie dziwnie. Lot był całkiem fajny, szczególnie że zakończył się dobrze, no prawie dobrze, bo zaraz pojawiły się wredne chochliki.
Oscar patrzył przed siebie, kiedy stworzonka odleciały z ich rzeczami, prowadził dalej, z zadowoleniem zauważając, iż wysuwają się coraz bardziej do przodu! Pełen tym większej ambicji i zwyczajnie rozbawiony prędkością i wiatrem, za którymi zawsze przepadał leciał więc dalej, patrząc przed siebie uważnie, słuchając przy tym dziecięcego zakończenia piosenki.
- Facere.
Rzucił ponownie, chcąc znów napędzić sanie.
- Nie jestem pewien czy aż tak mądry jak twój. - odpowiedział, nie mogąc odmówić sobie ucieczki w odrobinę uszczypliwości, najpewniej mając przy tym o wiele niższe mniemanie o inteligencji Abraxasa Malfoya niż jego własny syn. Na jakieś dwieście pięćdziesiąt procent, sądząc po tym, iż w ciągu dwóch lat zdołał już poznać kilku przedstawicieli podobnych rodów.
Choć myśl o tym, że śmieszny maluch też jest Malfoyem była dziwna - wydawał się całkiem w porządku i niczym nie przypominał napuszonych bufonów ze szkoły. Oby nie czekała go ciężka transformacja.
Nie do końca wiedział jak ma interpretować historię księcia Botta, nie wiedział kim jest ów człowiek, nie do końca też rozumiał całą sytuację, nie był zapoznany ze światem szlachty jakoś bardzo dobrze, choć po trochę zgrzytała mu myśl o małej szlachciance piekącej ciasto. Czy to jednak wystarczy żeby zarobić długi szlaban?
- Pieczenie ciast to coś złego? - dopytał więc jedynie, choć w gruncie rzeczy mógł domyślać się odpowiedzi. W jednej chwili pomyślał o wypiekach mamy i babci i nabrał ochoty na ciasto czekoladowe, zdecydowanie będzie musiał poprosić o nie na powrót!
Dalsze słowa chłopca z resztą wyjaśniały o wiele więcej. Uniósł brwi słuchając o tym, jak to przynosi ojcu wstyd nie panując nad czymś nad czym po prostu jeszcze nie nauczył się panować. Nie skomentował tego nijak, nie zamierzając się kłócić, czy urazić malca który w gruncie rzeczy nic złego nie robił, był całkiem wesołym dodatkiem do tych sanek, dodatkiem bez którego pewnie byłoby szalenie dziwnie. Lot był całkiem fajny, szczególnie że zakończył się dobrze, no prawie dobrze, bo zaraz pojawiły się wredne chochliki.
Oscar patrzył przed siebie, kiedy stworzonka odleciały z ich rzeczami, prowadził dalej, z zadowoleniem zauważając, iż wysuwają się coraz bardziej do przodu! Pełen tym większej ambicji i zwyczajnie rozbawiony prędkością i wiatrem, za którymi zawsze przepadał leciał więc dalej, patrząc przed siebie uważnie, słuchając przy tym dziecięcego zakończenia piosenki.
- Facere.
Rzucił ponownie, chcąc znów napędzić sanie.
The member 'Oscar Reid' has done the following action : Rzut kością
#1 'k3' : 1
--------------------------------
#2 'k10' : 6
--------------------------------
#3 'Saneczki' :
#1 'k3' : 1
--------------------------------
#2 'k10' : 6
--------------------------------
#3 'Saneczki' :
Ekscytacja nie zniknęła z twarzy Antonina nawet wtedy, kiedy zderzyli się z trollem - to też była swego rodzaju atrakcja, prawda? Tylko mocniej przytrzymał czapkę, żeby mu przypadkiem nie spadła podczas zderzenia. Dzisiejszego dnia było naprawdę zimno i już czuł szczypiące policzki, ale jeszcze się na nich nie skupiał - zbyt wiele interesujących rzeczy działo się dookoła. Zaśmiał się głośno, kiedy tak zderzyli się z tym trollem, podejmując kolejną próbę porozumienia się z wielkim stworzeniem, ale jego chrząkanie ponownie nie przyniosło żadnego rezultatu. Dlatego też odchrząkał mamie na prośbę o pomoc w kierowaniu, łapiąc ją za rękaw i ciągnąc w stronę, która jemu wydawała się właściwa. - To żmijoptaaaaki! - Krzyknął, spoglądając na nie zafascynowany, obracając się w stronę nieznajomego mężczyzny. - Zna się pan na zwierzętach?! - Zapytał, próbując przekrzyczeć wiatr, kiedy usłyszał donośny krzyk matki. Aż podskoczył z wrażenia, trochę się przy tym denerwując. Nie lubił jak mu się zwracało uwagę! - Nie dotykam! - Odkrzyknął, choć właśnie w tym momencie wyciągał rękę, żeby to zrobić. I już prawie jednego z tych ptaków dotknął, ale ostatecznie trochę przestraszył się ich mocnych skrzydeł.
The member 'Antonin Dolohov' has done the following action : Rzut kością
'k3' : 2
'k3' : 2
Nim zdążyłam się zorientować kubek z kakao trafił do rąk Cyrusa - nie napiłam się ani jednego łyka, ale w tej chwili nie przejmowałam się tym, w końcu udało nam się pozbyć pnącza! Sanki ruszyły, droga chwilowo nie wydawała się szczególnie trudna, dopóki nie dojrzałam przed sobą wielkiego trolla. Podczas jednej z wypraw miałam z nimi co prawda do czynienia, a jednak za cholerę nie wiedziałam co zrobić. Nie umiałam języka, nie mogłam nawet pokazać mu ręką, by się przesunął, żeby nie stracić kontroli nad sterowaniem.
- Halo, panie trollu, proszę się przesunąć! Sio sio! - Krzyknęłam wspaniałomyślnie, nie sądząc nawet, że usłyszał. Spróbowałam więc podjąć się próby wyminięcia go, rzucając do Cyrusa, by lepiej się trzymał, bo możemy zrobić sobie kuku.
- Daj mi proszę to kakao, tak ładnie pachniało... a ja zamarzłam. Nie mogę nawet ruszać buzią. - Poprosiłam, nie odwracając się, lecz informacja o zniknięciu kubka zasmuciła mnie na tyle mocno, że o ciut ciut prawie wjechałam w zaspę. Z każdą sekundą zbliżaliśmy się do wielkiego stworzenia. - Facere.
- Halo, panie trollu, proszę się przesunąć! Sio sio! - Krzyknęłam wspaniałomyślnie, nie sądząc nawet, że usłyszał. Spróbowałam więc podjąć się próby wyminięcia go, rzucając do Cyrusa, by lepiej się trzymał, bo możemy zrobić sobie kuku.
- Daj mi proszę to kakao, tak ładnie pachniało... a ja zamarzłam. Nie mogę nawet ruszać buzią. - Poprosiłam, nie odwracając się, lecz informacja o zniknięciu kubka zasmuciła mnie na tyle mocno, że o ciut ciut prawie wjechałam w zaspę. Z każdą sekundą zbliżaliśmy się do wielkiego stworzenia. - Facere.
Ostatnio zmieniony przez Leanne Tonks dnia 13.12.17 23:19, w całości zmieniany 1 raz
The member 'Leanne Tonks' has done the following action : Rzut kością
#1 'k3' : 3, 3
--------------------------------
#2 'k10' : 7
--------------------------------
#3 'Saneczki' :
#1 'k3' : 3, 3
--------------------------------
#2 'k10' : 7
--------------------------------
#3 'Saneczki' :
Archibald starał się jak mógł, żeby utrzymać sanie na torze, ale to naprawdę nie było takie proste jak myślał. Szczególnie, gdy w pewnym momencie trasa zaczęła się lekko wznosić, a sanie znacznie zwolniły i Archie nic nie mógł na to poradzić. Znaczy zapewne mógł, ale nie potrafił - akurat w tej sferze jeszcze nie posiadał żadnego doświadczenia. - Niesamowite, Miriam! - Krzyknął mimo wszystko, kiedy córka pomogła mu pokierować. - Świetnie ci idzie! Teraz już musisz mi cały czas pomagać - powiedział, zerkając na nią przez ramię. I wtedy zauważył jak w ich kierunku pędzi okrąglutka śnieżka. - Nela, schyl się! - Krzyknął, ale o sekundę za późno - śnieżka rozbiła się o jej głowę, ale Archibald wątpił, by coś się biednej Neli stało oprócz zaskoczenia. Wyostrzył wzrok, zauważając, że śnieżkę posłał... Hereward. Doprawdy, a z taką przyjemnością przyjął jego zaproszenie na ślub! - Do wesela się zagoi - odparł, jakoś tak nawiązując do swoich myśli, puszczając Neli oko. - Eee - zaczął mało inteligentnie, ponownie skupiając się na trasie, bo to tak jakby jawiło się teraz jego najważniejszym zadaniem. - Tak, wyczarowałem renifera. Renifera Randolfa - dodał po chwili, uznając, że korzystniej będzie sobie przypisać tę miłą anomalię. Miła anomalia - dotychczas sądził, że to niemożliwy oksymoron. Natomiast renifer Randolf był bohaterem mugolskich podań, o którym Archibald kiedyś słyszał. Od któregoś z Zakonników? Od jednego z pacjentów? Już nie pamiętał, zapamiętał jedynie gatunek i imię. No, prawie.
Przyjrzał się trollom na tyle na ile mógł, przejeżdżając obok nich. Od razu pomyślał o siostrze i o tym jaka byłaby zachwycona możliwością zamienienia kilku słów z tymi posmarkanymi zielonymi potworami - niegdyś uważał jej lingwistyczną pasję za co najmniej dziwną, teraz marzył, by to na niej się skupiła. Westchnął przeciągle, nagle odczuwając na swojej twarzy zimno ale o wiele większe niż wcześniej. - Opatulić się szalikiem bo inaczej będę musiał wam dać eliksir pieprzowy! - Zagroził swoim nieletnim towarzyszom, samemu żałując, że nie zabrał czapki. Dziecko ubrał, a sam nic nie wziął - typowe, szczególnie dla uzdrowicieli. - Facere! - Rzucił, uznając, że trzeba jak najszybciej wydostać się z tego chłodu. - Mirciu, zaśpiewaj jakąś piosenkę - zaproponował po chwili, ot tak.
Przyjrzał się trollom na tyle na ile mógł, przejeżdżając obok nich. Od razu pomyślał o siostrze i o tym jaka byłaby zachwycona możliwością zamienienia kilku słów z tymi posmarkanymi zielonymi potworami - niegdyś uważał jej lingwistyczną pasję za co najmniej dziwną, teraz marzył, by to na niej się skupiła. Westchnął przeciągle, nagle odczuwając na swojej twarzy zimno ale o wiele większe niż wcześniej. - Opatulić się szalikiem bo inaczej będę musiał wam dać eliksir pieprzowy! - Zagroził swoim nieletnim towarzyszom, samemu żałując, że nie zabrał czapki. Dziecko ubrał, a sam nic nie wziął - typowe, szczególnie dla uzdrowicieli. - Facere! - Rzucił, uznając, że trzeba jak najszybciej wydostać się z tego chłodu. - Mirciu, zaśpiewaj jakąś piosenkę - zaproponował po chwili, ot tak.
Don't pay attention to the world ending. It has ended many times
and began again in the morning
and began again in the morning
The member 'Archibald Prewett' has done the following action : Rzut kością
#1 'k3' : 1
--------------------------------
#2 'k10' : 1
--------------------------------
#3 'Saneczki' :
#1 'k3' : 1
--------------------------------
#2 'k10' : 1
--------------------------------
#3 'Saneczki' :
Highlands
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Szkocja