Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Szkocja
Highlands
AutorWiadomość
First topic message reminder :
[bylobrzydkobedzieladnie]
Highlands
To tereny na północnej Szkocji, gdzie pasma gór i pagórków ciągną się aż po horyzont. Różnorodność flory i fauny jest wręcz zachwycająca. Zielone wzgórza ciągnące się kilometrami urozmaicone są przez liczne jeziora, jak i okalające je lasy. O tych terenach krąży wiele plotek, jednak nie bez przyczyny mugole rzadko zapuszczają się w zalesione tereny okalające jedną z zamkowych ruin bowiem błąka się po nich szyszymora, której jęki i zawodzenie skutecznie odstraszają niemagicznych ludzi. I choć szyszymory to niegroźne magiczne stworzenia, to ich przeszywający jęk z pewnością sprawia, że najodważniejszemu czarodziejowi jeżą się włoski na karku.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Strasznie jej się spodobało to zaangażowanie, w które została wciągnięta. Na jej drobniutkich barkach, które kryły się pod biedronkowym płaszczykiem, spoczywała teraz ogromna odpowiedzialność. Musiała pomóc tacie kierować saneczkami na tyle umiejętnie, żeby nie wypadli z właściwego toru. Póki trzymała głowę pod jego ramieniem i wszystko widziała, zadanie wydawało się łatwiutkie!
– Tutaj, papciu, bo gałązka tam leży! – wskazała rękawiczką sporej wielkości gałąź, która leżała na środku drogi, wadząc im w dalszej, bezproblemowej jeździe, i pociągnęła papę lekko za rękaw, sygnalizując mu, że powinni zmienić trasę teraz. – O tak! Ooooo, papciu rufifer zniknął! – jęknęła przeciągle, kiedy srebrzysta mgła rozrzedziła się i zniknęła, targana wiatrem. Wyprostowała się natychmiast, żeby zobaczyć, gdzie drobiny pyłu polecą, ale nim się zorientowała, już ich nie było. – Renifer? – znów wsunęła się pod pachę papie, żeby patrzeć na drogę. – Renifer Randolf!
Zaśmiała się, bo te dwa słowa w ustach taty brzmiały tak przyjemnie – tak czerwono, przyjemnie, tak ciepło. Razem ze zniknięciem renifera wiatr przybrał na sile. Miriam odruchowo złapała się za kapelusz i obróciła się w stronę cioci Neli. Próbowała chyba rzucać jakieś zaklęcie, ale coś poszło nie tak. Tiara szarpnęła się na jej rudej czuprynce i zwiało ją razem z mocniejszym podmuchem. Zrobiła z ust duże „O”, patrząc, jak kapelusz opada na śnieg; za chwilę z tego „O” zrobiło się smutne „C”.
– Papciu, zgubiłam czapkę! – poskarżyła się tacie, wiercąc się niemiłosiernie na siedzeniu. – O-o-o, piosenkę! Pani Picks śpiewała nam o zielonych elfach, co skakały po żabach! Zielone elfy w żółte kropeczki, co butki mają ze mchu, skaczą po żabkach w żółtych kubraczkach, kum-kum-kum! Ładnie?! – uśmiechnęła się szeroko, całkiem zadowolona ze swoich popisów.
– Tutaj, papciu, bo gałązka tam leży! – wskazała rękawiczką sporej wielkości gałąź, która leżała na środku drogi, wadząc im w dalszej, bezproblemowej jeździe, i pociągnęła papę lekko za rękaw, sygnalizując mu, że powinni zmienić trasę teraz. – O tak! Ooooo, papciu rufifer zniknął! – jęknęła przeciągle, kiedy srebrzysta mgła rozrzedziła się i zniknęła, targana wiatrem. Wyprostowała się natychmiast, żeby zobaczyć, gdzie drobiny pyłu polecą, ale nim się zorientowała, już ich nie było. – Renifer? – znów wsunęła się pod pachę papie, żeby patrzeć na drogę. – Renifer Randolf!
Zaśmiała się, bo te dwa słowa w ustach taty brzmiały tak przyjemnie – tak czerwono, przyjemnie, tak ciepło. Razem ze zniknięciem renifera wiatr przybrał na sile. Miriam odruchowo złapała się za kapelusz i obróciła się w stronę cioci Neli. Próbowała chyba rzucać jakieś zaklęcie, ale coś poszło nie tak. Tiara szarpnęła się na jej rudej czuprynce i zwiało ją razem z mocniejszym podmuchem. Zrobiła z ust duże „O”, patrząc, jak kapelusz opada na śnieg; za chwilę z tego „O” zrobiło się smutne „C”.
– Papciu, zgubiłam czapkę! – poskarżyła się tacie, wiercąc się niemiłosiernie na siedzeniu. – O-o-o, piosenkę! Pani Picks śpiewała nam o zielonych elfach, co skakały po żabach! Zielone elfy w żółte kropeczki, co butki mają ze mchu, skaczą po żabkach w żółtych kubraczkach, kum-kum-kum! Ładnie?! – uśmiechnęła się szeroko, całkiem zadowolona ze swoich popisów.
Zgubiła swe kropki na łące
a może w ogródku na grządce
a może w ogródku na grządce
The member 'Miriam Prewett' has done the following action : Rzut kością
'k3' : 2
'k3' : 2
Była zdecydowanie zbyt absorbowana światem migającym gdzieś dookoła niej, aby w pełni skupić się na słowach Johnatana. Z radosnym, dziecięcym uśmiechem ekscytacji obserwowała pryskające spod płozów drobinki śniegu i wystawiała twarz na działanie wiatru, czując, jak pęd plącze i tak nieznośnie poplątane włosy i jak zimne powietrze nieśmiało wdziera się za kołnierz, przypominając jej, że żyła.
I że zamierzała wygrać.
-Aha!- Entuzjastycznie potwierdziła słowa Johnatana, na chwilę skupiając swoją uwagę na czymkolwiek bardziej konstruktywnym niż tylko własny entuzjazm. Wyczucie czasu ukazało się być słusznym; w tym momencie sanie minęły stojącego tuż-tuż obok wyginającego się w radosnych pląsach bałwana. Nie namyślając się zbyt długo, oderwała jedną rękę od pękniętego oparcia sań, sięgając po zachęcająco pomarańczową marchewkę.
-Oddam!- Zawołała jeszcze, zerkając przez ramię na znikającą gdzieś w oddali śniegową figurę z lekkim wyrzutem sumienia; na Merlina, w końcu pozbawiła go nosa! Wetknęła marchewkę do kieszeni płaszcza, pospiesznie uwalniając dłoń i wracając do oburęcznego trzymania pękniętego wcześniej oparcia sań.
-Ukradłam mu nos- wyznała Johnatanowi, wciąż czując związany z tym psychiczny dyskomfort; coś innego jednak szybko zdołało odwrócić jej uwagę od okradzionego bałwana i doskwierającego nieco samej Penny braku lewego buta.
-Ale jak?- Zapytała z lekkim śladem paniki w głosie, orientując się poniewczasie, że kształt, który wcześniej wzięła za górę, okazał się być całkiem żywym i absolutnie ogromnym okazem trolla. Od długiego myślenia zdecydowanie wolała jednak działanie- dlatego, w pogardzie mając śmieszność widoku pozbawionej buta dziewczyny z cokolwiek okazałą marchwią wetkniętą na bakier w kieszeń płaszcza, odchrząknęła uroczyście i bohatersko spróbowała spełnić prośbę Johnatana.
-Chhrrr-mprfff-tfghrrrr!- Wycharczała, obniżając dziewczęcy głos do złowieszczego basu, z cichą nadzieją, że w języku trollańskim oznaczało to proszę, piękny, miły trollu, zechciej opuścić tenże obszar drogi, a nie jesteśmy wyjątkowo smacznym kąskiem na takie zimne wieczory jak ten. W ostateczności chociaż spróbowała.
I że zamierzała wygrać.
-Aha!- Entuzjastycznie potwierdziła słowa Johnatana, na chwilę skupiając swoją uwagę na czymkolwiek bardziej konstruktywnym niż tylko własny entuzjazm. Wyczucie czasu ukazało się być słusznym; w tym momencie sanie minęły stojącego tuż-tuż obok wyginającego się w radosnych pląsach bałwana. Nie namyślając się zbyt długo, oderwała jedną rękę od pękniętego oparcia sań, sięgając po zachęcająco pomarańczową marchewkę.
-Oddam!- Zawołała jeszcze, zerkając przez ramię na znikającą gdzieś w oddali śniegową figurę z lekkim wyrzutem sumienia; na Merlina, w końcu pozbawiła go nosa! Wetknęła marchewkę do kieszeni płaszcza, pospiesznie uwalniając dłoń i wracając do oburęcznego trzymania pękniętego wcześniej oparcia sań.
-Ukradłam mu nos- wyznała Johnatanowi, wciąż czując związany z tym psychiczny dyskomfort; coś innego jednak szybko zdołało odwrócić jej uwagę od okradzionego bałwana i doskwierającego nieco samej Penny braku lewego buta.
-Ale jak?- Zapytała z lekkim śladem paniki w głosie, orientując się poniewczasie, że kształt, który wcześniej wzięła za górę, okazał się być całkiem żywym i absolutnie ogromnym okazem trolla. Od długiego myślenia zdecydowanie wolała jednak działanie- dlatego, w pogardzie mając śmieszność widoku pozbawionej buta dziewczyny z cokolwiek okazałą marchwią wetkniętą na bakier w kieszeń płaszcza, odchrząknęła uroczyście i bohatersko spróbowała spełnić prośbę Johnatana.
-Chhrrr-mprfff-tfghrrrr!- Wycharczała, obniżając dziewczęcy głos do złowieszczego basu, z cichą nadzieją, że w języku trollańskim oznaczało to proszę, piękny, miły trollu, zechciej opuścić tenże obszar drogi, a nie jesteśmy wyjątkowo smacznym kąskiem na takie zimne wieczory jak ten. W ostateczności chociaż spróbowała.
Penny Vause
Zawód : ścigająca Jastrzębi z Falmouth
Wiek : 26
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Holy light, oh, burn the night, oh keep the spirits strong
Watch it grow, child of wolf
Keep holdin' on
Watch it grow, child of wolf
Keep holdin' on
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Penny Vause' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 87
'k100' : 87
Reparo Glaucusa było niepotrzebne, sanie Wilków Morskich trzymały się dobrze - zaklęcie wzmocniło naprawdę. Pomona nie zdążyła napić się kakao - kubek zniknął, zanim o zrobiła. Śnieżka Archibalda trafiła w plecy Sally.
Co interesujące, wszystkim udało dogadać się z trollami.
BIEDRONKOWÓZ
MANDRAGORY
ŚNIEŻNE KOTY
DEMIBOMBOZY, WILKI MORSKIE, NAUKOWCY, LISY Z HIGHLANDS, PRZYCZAJACZE
ZAWIERUCHA, KOŚCIANE KONIKI, GWIAZDOZBIÓR
Co interesujące, wszystkim udało dogadać się z trollami.
L.p. | Nazwa | Pkt | Dodatkowe |
1. | Lisy z Highlands | 190 (+10 +30) | Skradzione czapki |
2. | Zawierucha | 160 (+10) | Marchewka |
2. | Naukowcy | 160 (+20) | - |
2. | Wilki Morskie | 160 (+20) | - |
3. | Mandragory | 140 (-10 +20) | - |
3. | Gwiazdozbiór | 140 (+20 +20) | - |
3. | Śnieżne Koty | 140 (+20 +20 +5) | - |
4. | Kościane Koniki | 135 (+10 +5) | Pomarańczowy kubek z kakao (3 łyki) |
5. | Demibombozy | 125 (+10 +5) | Niebieski kubek z kakao (1 łyk) |
6. | Przyczajacze | 105 (+10 -10) | Zielony kubek z kakao (1 łyk) |
7. | Biedronkowóz | 80 (-10 -30) | - |
BIEDRONKOWÓZ
- Zdarzenie #1:
- Tor saneczkowy wiedzie przez drogę, gdzie spod grubej fałdy śniegu wystają ostre skały. Płozy najeżdżają na nie, sanie wibrują, skaczą i wywołują u was szczękanie zębów; nagle tylne oparcie saneczek pęka. Druga osoba z pary nie jest w stanie się utrzymać i nie zrobi tego, jeśli szybko nie chwyci obu kawałków drewna. Trzeba je szybko naprawić - anomalie drżące w powietrzu są jednak zbyt niebezpieczne, by robić to przy pomocy magii. Możecie spróbować wykorzystać skrawek materiału, sznurówkę, fragment ubrania, szal lub cokolwiek innego do związania oparcia i jego naprawienia.
Rzut na biegłość zręczne ręce, ST 30.
Rzut może wykonać wyłącznie postać niekierująca saneczkami w tej turze, chyba, że postać kierująca posiada poziom biegłości zręczne ręce na poziomie przynajmniej III.
Powodzenie: zapewnia dalszą bezpieczną drogę.
Niepowodzenie: pozostawia sanie złamane, należy je trzymać do końca drogi (pamiętać o tym w narracji, inaczej saneczki się wysaneczkują i para otrzyma -50 do rankingu ogólnego), do każdego rzutu osoba jadąca z przodu otrzyma -1 do rzutu k3 długo, jak długo saneczki nie zostaną naprawione zaklęciem reparo (któraś z osób musiałaby w tym celu poświęcić turę przeznaczoną na coś innego).
MANDRAGORY
- Zdarzenie #3:
- Osoba siedząca z tyłu nagle zauważa, że w płozy sań wplątały się pnącza.
Rzut na biegłość zielarstwa, ST 50.
Rzut może wykonać wyłącznie postać niekierująca saneczkami w tej turze, chyba, że postać kierująca posiada poziom biegłości zielarstwo na poziomie przynajmniej III.
Krytyczne powodzenie (wynik >80): Wiesz, że jest to rzadka roślina rosnąca na tym terenie, Pnącza Maddocka, która nie odpuści waszym saniom, póki nie wystraszy jej hałas. Potrafisz wyklaskać melodię, która zmusi pnącza do utorowania saniom prostszej, bardziej śliskiej drogi, otrzymujecie +30 do rankingu ogólnego.
Powodzenie: Wiesz, że jest to rzadka roślina rosnąca na tym terenie, Pnącza Maddocka, która nie odpuści waszym saniom, póki nie wystraszy jej hałas. Wystarczy, że klaśniesz w ręce - a sama się zgubi. Możecie kontynuować dalszą drogę bez przeszkód.
Niepowodzenie: Nie rozpoznajesz pnączy i nie wiesz, jak sobie z nimi poradzić. Zostaną wplecione w płozy, hamując was, póki któraś osoba z pary nie przeznaczy swojej kolejki na pozbycie się ich. Do tego czasu otrzymujecie -10 do ogólnej punktacji co turę. Pnącze odpadną same, jeżeli pojawi się hałas (spotkacie jakieś magiczne stworzenia, które wydają głośne dźwięki lub poświęcicie turę na śpiew, nie mając biegłości śpiew).
ŚNIEŻNE KOTY
- Zdarzenie #6:
- Otaczają was chochliki, które zaczynają śpiewać - jednym uchem wyłapujecie w tym szczebiocie coś o pogodzie. Unoszą się nad wami jak chmara szarańczy uniemożliwiając sterowanie saniami; skrzywdzenie chochlików będzie oznaczało dyskwalifikację - pozostaje przyłączyć się do chóru i liczyć na to, że w podzięce za piosenkę dadzą wam spokój.
Rzut na biegłość śpiew, ST 20.
Rzut może wykonać wyłącznie postać niekierująca saneczkami w tej turze, chyba, że postać kierująca posiada poziom biegłości śpiew na poziomie przynajmniej II.
Wysokie powodzenie (wynik > 60): chochliki dołączają się do twojej piosenki, szczebioczą razem z tobą i w pewnym momencie radośnie - całą chmarą - z impetem popychają sanie, niemal was z nich zrzucając. Otrzymujecie +30 do ogólnego rankingu.
Powodzenie: Chochliki ucieszyły się z powodu piosenki i zrobiły do was zabawną głupią minę, po czym odleciały.
Niepowodzenie: Chochliki kradną wam czapki i szaliki.
Wysokie niepowodzenie (wynik < -50): jeżeli jakiekolwiek sanie (również wasze) oplatały pnącze Maddocka, w tej turze odpadają.
DEMIBOMBOZY, WILKI MORSKIE, NAUKOWCY, LISY Z HIGHLANDS, PRZYCZAJACZE
- Zdarzenie #8:
- W powietrzu wibruje anomalia - łatwo to wyczuć - powietrze drży tuż przed wami. To będzie małe oszustwo, ale jeśli nikt nie zauważy, zdołacie rozlać tuż przed sobą trochę wody przy pomocy zaklęcia balneo, która natychmiast zamarznie, a płozy zań gładko przesuną się po zmrożonym lodzie.
Powodzenie: +20 do ogólnego rankingu.
Rzut może wykonać wyłącznie postać niekierująca saneczkami w tej turze, chyba, że postać kierująca posiada poziom statystykę zaklęć na poziomie przynajmniej 20.
ZAWIERUCHA, KOŚCIANE KONIKI, GWIAZDOZBIÓR
- Zdarzenie #10:
- Śnieg zaczyna coraz mocniej zacinać - wieje wam prosto w oczy. Musicie się przed nim osłonić. Pomoże zaklęcie Caelum.
Niepowodzenie: -20 do ogólnego rankingu.
Niepowodzenie, jeżeli postaci nie mają czapek: robi się naprawdę zimno, otrzymujecie -30 do ogólnego rankingu.
Rzut może wykonać wyłącznie postać niekierująca saneczkami w tej turze, chyba, że postać kierująca posiada poziom statystykę OPCM na poziomie przynajmniej 20.
Nie wierzył – ani przez sekundę – że jego amatorskie próby porozumienia się z trollem przyniosą jakikolwiek skutek, ale kiedy już myślał, że za moment zderzą się z żywą górą, ta postanowiła łaskawie usunąć im się z drogi, pozwalając saneczkom przejechać bez żadnego szwanku. Przemknęli obok, gładko mijając trolla, a Billy nie mógł się powstrzymać, żeby nie odwrócić się przez ramię i nie rzucić stworzeniu ostatniego spojrzenia. – Dz-dz-dziękuję uprzejmie! Mrwaaaah! – krzyknął, salutując wesoło, co prawda nie do końca przekonany, czy troll zwyczajnie nie znudził się staniem w miejscu i dlatego postanowił się przesunąć, ale tak czy inaczej niezmiernie wdzięczny, że nie przerobił ich na czerwcowo-zimowy obiad.
Wrócił na swoje miejsce na ławeczce. – W p-porządku? – rzucił, pytanie kierując zarówno do Amelki, jak i do Minnie, dopiero teraz zauważając, że ta pierwsza gdzieś po drodze zgubiła rękawiczkę. Robiło się coraz zimniej, wiatr zaczynał zacinać im w oczy; pochylił się do przodu, żeby złapać dziewczynkę za rączkę. – Z-z-zmarzną ci palce – powiedział, po czym ściągnął własną rękawiczkę – co najmniej trzy razy za dużą – i nieco niezdarnie naciągnął ją na odsłoniętą (i na pewno już bardzo zimną) rączkę Amelii.
Tymczasem pogoda nie ustawała w próbach uprzykrzenia im życia; musieli wjechać w śnieżną zamieć, bo kilka chwil później nawet przyzwyczajone do radzenia sobie w trudnych warunkach oczy Billy’ego niewiele były już w stanie dostrzec. – M-może p-p-przez chwilę p-po-poprowadzę? – zapytał Minnie, przekrzykując świszczący w uszach wiatr. Wstał z ławeczki, starając się jak najostrożniej przepchnąć obok Amelki, żeby zamienić się miejscami z dziewczyną i odrobinę niezdarnie łapiąc ją za łokieć, gdy spotkali się na środku – w zamieci nietrudno było stracić równowagę i wylądować poza saneczkami, a nie chciałby, żeby z jego winy stała jej się krzywda. Ani żadna krzywda w ogóle.
Kiedy znalazł się już na przodzie saneczek, wyciągnął różdżkę. – Facere! – krzyknął najpierw, starając się utrzymać właściwy tor i mając nadzieję, że pójdzie mu lepiej niż poprzednio. – P-postaram się zrobić coś z tym śniegiem. Caelum! – rzucił, celując różdżką w górę i próbując osłonić przed kapryśnymi warunkami całą ich trójkę.
Wrócił na swoje miejsce na ławeczce. – W p-porządku? – rzucił, pytanie kierując zarówno do Amelki, jak i do Minnie, dopiero teraz zauważając, że ta pierwsza gdzieś po drodze zgubiła rękawiczkę. Robiło się coraz zimniej, wiatr zaczynał zacinać im w oczy; pochylił się do przodu, żeby złapać dziewczynkę za rączkę. – Z-z-zmarzną ci palce – powiedział, po czym ściągnął własną rękawiczkę – co najmniej trzy razy za dużą – i nieco niezdarnie naciągnął ją na odsłoniętą (i na pewno już bardzo zimną) rączkę Amelii.
Tymczasem pogoda nie ustawała w próbach uprzykrzenia im życia; musieli wjechać w śnieżną zamieć, bo kilka chwil później nawet przyzwyczajone do radzenia sobie w trudnych warunkach oczy Billy’ego niewiele były już w stanie dostrzec. – M-może p-p-przez chwilę p-po-poprowadzę? – zapytał Minnie, przekrzykując świszczący w uszach wiatr. Wstał z ławeczki, starając się jak najostrożniej przepchnąć obok Amelki, żeby zamienić się miejscami z dziewczyną i odrobinę niezdarnie łapiąc ją za łokieć, gdy spotkali się na środku – w zamieci nietrudno było stracić równowagę i wylądować poza saneczkami, a nie chciałby, żeby z jego winy stała jej się krzywda. Ani żadna krzywda w ogóle.
Kiedy znalazł się już na przodzie saneczek, wyciągnął różdżkę. – Facere! – krzyknął najpierw, starając się utrzymać właściwy tor i mając nadzieję, że pójdzie mu lepiej niż poprzednio. – P-postaram się zrobić coś z tym śniegiem. Caelum! – rzucił, celując różdżką w górę i próbując osłonić przed kapryśnymi warunkami całą ich trójkę.
I came and I was nothing
and time will give us nothing
so why did you choose to lean on
a man you knew was falling?
and time will give us nothing
so why did you choose to lean on
a man you knew was falling?
William Moore
Zawód : lotnik, łącznik, szkoleniowiec
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
jeno odmień czas kaleki,
zakryj groby płaszczem rzeki,
zetrzyj z włosów pył bitewny,
tych lat gniewnych
czarny pył
zakryj groby płaszczem rzeki,
zetrzyj z włosów pył bitewny,
tych lat gniewnych
czarny pył
OPCM : 30 +5
UROKI : 10
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 10 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30
SPRAWNOŚĆ : 25
Genetyka : Czarodziej
Zakon Feniksa
The member 'Billy Moore' has done the following action : Rzut kością
#1 'k3' : 3
--------------------------------
#2 'Saneczki' :
--------------------------------
#3 'k10' : 4
--------------------------------
#4 'k100' : 35
#1 'k3' : 3
--------------------------------
#2 'Saneczki' :
--------------------------------
#3 'k10' : 4
--------------------------------
#4 'k100' : 35
- Mijaaaaaw! - powtórzyła za tatą, nie będąc właściwie pewną, czy chciała podziękować wielkiemu trollowi za przepuszczenie, czy też Billemu, który tak łatwo dogadał się ze stworzeniem (czyż nie był bohaterem?). Prawie zaklaskała, ale paluszki na zmarzniętej już rączce trochę zesztywniały i poklepała tylko niemrawo po ostałej rękawiczce - Tylko troseckę - troszeczkę nawet bardziej, ale zawracanie takimi drobnostkami było teraz nie na miejscu. Mieli przygodę! Saneczki mknęły i tylko letni, mroźny wiatr smagał różowe policzki Amelki, jakby chciał tam wyrysować śnieżkowe wzory.
Bez sprzeciwu wyciągnęła gołą rączkę, przyglądając się, jak ciepła materiał tak bardzo za dużej rękawicy, zakrywa zmarznięte paluszki - Zobac, zobac! - podniosła tym razem obie dłonie i wsunęła jedną, tę opatuloną pozostałą jej rękawiczką, w tę, którą podarował jej tato - mam jedną rąckę! - pomachała przed tatowym nosem, a potem odwróciła się do Minnie, by i jej zademonstrować swój fantastyczny pomysł. Co prawda, trudno było jej teraz trzymać się saneczek, ale gdy śnieżny wiatru uderzył, zasłoniła się przed uderzającym w buzię chłodem - Cy pięknie pomogłam? - nachyliła się trochę bardziej do tyłu, gdy dwójka dorosłych zamieniła się już miejscami. Nie zajmowała zbyt wiele miejsca, ale przy jakichkolwiek manewrach lokalizacyjnych, nie trudno było o upadek. Szczególnie, że saneczki pomknęło do przodu, zrywając bielące się zaspy i skrząc falami, śnieżnego puchu - Tes pomogę! Plosę! - przesunęła się do przodu i złapała znajomego, tatowego rękawka, gdy tak sprawnie kierował ich do przodu. Przytuliła się nieco mocniej do pleców ich kapitana, by nie przeszkadzać, gdy w męskim ręku pojawiła się różdżka. Amelia rozchyliła usteczka, ale zaraz je zamknęła, gdy szumiący wiatr wdarł się na język. Marzyła, że kiedyś będzie miała swoją, że magia, która wprawiała mamowe ciasto w ruch, kiedyś stanie się jej udziałem. Dziś - mocy sie trochę bała. Bała się też siebie. I to co kiedyś tak wypełniało fascynacją, wywoływało w niej niekontrolowany lęk. Zamknęła oczka, a oparte o plecy czółko sprawiło, że czapeczka znowu nasunęła się niemal na czubek nosa.
Bez sprzeciwu wyciągnęła gołą rączkę, przyglądając się, jak ciepła materiał tak bardzo za dużej rękawicy, zakrywa zmarznięte paluszki - Zobac, zobac! - podniosła tym razem obie dłonie i wsunęła jedną, tę opatuloną pozostałą jej rękawiczką, w tę, którą podarował jej tato - mam jedną rąckę! - pomachała przed tatowym nosem, a potem odwróciła się do Minnie, by i jej zademonstrować swój fantastyczny pomysł. Co prawda, trudno było jej teraz trzymać się saneczek, ale gdy śnieżny wiatru uderzył, zasłoniła się przed uderzającym w buzię chłodem - Cy pięknie pomogłam? - nachyliła się trochę bardziej do tyłu, gdy dwójka dorosłych zamieniła się już miejscami. Nie zajmowała zbyt wiele miejsca, ale przy jakichkolwiek manewrach lokalizacyjnych, nie trudno było o upadek. Szczególnie, że saneczki pomknęło do przodu, zrywając bielące się zaspy i skrząc falami, śnieżnego puchu - Tes pomogę! Plosę! - przesunęła się do przodu i złapała znajomego, tatowego rękawka, gdy tak sprawnie kierował ich do przodu. Przytuliła się nieco mocniej do pleców ich kapitana, by nie przeszkadzać, gdy w męskim ręku pojawiła się różdżka. Amelia rozchyliła usteczka, ale zaraz je zamknęła, gdy szumiący wiatr wdarł się na język. Marzyła, że kiedyś będzie miała swoją, że magia, która wprawiała mamowe ciasto w ruch, kiedyś stanie się jej udziałem. Dziś - mocy sie trochę bała. Bała się też siebie. I to co kiedyś tak wypełniało fascynacją, wywoływało w niej niekontrolowany lęk. Zamknęła oczka, a oparte o plecy czółko sprawiło, że czapeczka znowu nasunęła się niemal na czubek nosa.
Gość
Gość
The member 'Amelia Bell' has done the following action : Rzut kością
'k3' : 1
'k3' : 1
- Pom, zamieniamy się? - rzuciła, kiedy okazało się, że całkiem nieźle sobie poradziły z tym etapem drogi. Lżejszym sankom udało się z łatwością pokonać górkę, a po zjeździe z niej nabrały odrobinę prędkości. Jednak żeby się zamienić, musiały się na chwilę zatrzymać. Eileen wskoczyła na miejsce Pomony całkiem sprawnie i natychmiast przygotowała różdżkę, żeby przejąć również po przyjaciółce zadanie. - Facere! - zawołała ochoczo, wykonawszy lekki ruch przy płozach ich mandragoromobilu.
Musiały utrzymać swoje miejsce w szeregu, bo inaczej przegrana będzie bardziej dobitna. Zerknęła na przyjaciółkę, żeby sprawdzić, czy wszystko z nią w porządku i uśmiechnęła się szeroko.
- Teraz woja kolej w dopingowaniu! Tylko nie zedrzyj sobie gardła! - odwróciła się znów w kierunku drogi, by mieć dobry widok na resztę drogi. Ledwo kątem oka dostrzegła pełzające przy ich sankach dziwne pnącza, ale nie zdążyła zareagować, bo byłą skupiona na prowadzeniu. Miała nadzieję, że Pomona sobie z tym poradzi!
Musiały utrzymać swoje miejsce w szeregu, bo inaczej przegrana będzie bardziej dobitna. Zerknęła na przyjaciółkę, żeby sprawdzić, czy wszystko z nią w porządku i uśmiechnęła się szeroko.
- Teraz woja kolej w dopingowaniu! Tylko nie zedrzyj sobie gardła! - odwróciła się znów w kierunku drogi, by mieć dobry widok na resztę drogi. Ledwo kątem oka dostrzegła pełzające przy ich sankach dziwne pnącza, ale nie zdążyła zareagować, bo byłą skupiona na prowadzeniu. Miała nadzieję, że Pomona sobie z tym poradzi!
Ja nie przeczuwałam, tyś nie odgadł, że
Nasze serca świecą w mroku
Nasze serca świecą w mroku
The member 'Eileen Wilde' has done the following action : Rzut kością
#1 'k3' : 2, 2
--------------------------------
#2 'Saneczki' :
--------------------------------
#3 'k10' : 4
#1 'k3' : 2, 2
--------------------------------
#2 'Saneczki' :
--------------------------------
#3 'k10' : 4
Nie czekał na odzew Leanne w sprawie kakao. Widział tylko, że nie była z tego faktu zadowolona. Delikatnie rzecz ujmując. Jeszcze raz zrobił minę niewiniątka, tak na wszelki wypadek. Oczywiście w celu złagodzenia skutków swojego niedbalstwa, a przynajmniej takie odniósł wrażenie. Mógł w końcu nie dopuścić do zniknięcia cennego kubka, bez względu nawet na to, że nie wiedziałby jak to zrobić.
Zaraz potem i tak jego całą uwagę przekuło ogromne stworzenie stojące im na drodze. Naprawdę starał się z nim porozumieć zawczasu, żeby nie wylądowali na jego masywnych nogach, tym samym spowalniając saneczki oraz tracąc całkiem niezłą pozycję w wyścigu. Mimo wszystko starał się podejść do zadania logicznie, zgodnie z jej wytycznymi przemówić do ospałego trolla. Chyba to właśnie to podejście pozwoliło im odnieść sukces. Nim się obejrzał, a wielka istota usunęła im się z drogi. Cyrus nie podejrzewał, że wśród osobników jego gatunków znajdują się tak uprzejme egzemplarze. Aż zacmokał z uznaniem kiedy coraz bardziej oddalali się od swej przeszkody.
- Chyba powinienem zapisać się na naukę trollańskiego, mam do tego talent - rzucił do Tonks, nie kryjąc zdziwienia, jakie go ogarnęło. Naprawdę cieszył się, że nie musieli użerać się z trollem, a co więcej nie musieli wyhamowywać saneczek. Mieli dobry pęd, nawet jeśli do pozycji numer jeden brakowało im bardzo dużo.
- Widzę, że chcesz się zamienić - dodał po chwili, kiedy spojrzał na niezadowoloną kobietę. Zaczęli się zatem gramolić, aż Snape posadził wreszcie swój tyłek na przedzie pojazdu. Wziął głęboki wdech, starając się odpowiednio nakierować ich drewniany pojazd.
- Facere - powiedział, machnąwszy różdżką. Wierzył, że i tym razem nie wjadą w żadną zaspę ani nic podobnego. Co jakiś czas zerkał kontrolnie do tyłu na Leanne, jakby starając się odgadnąć jej nastrój. Wydawała mu się wybuchowa oraz nieprzewidywalna i naprawdę wolał jej się nie narażać. Jako ktoś spokojny, pozbawiony chęci brania udziału w jakichkolwiek konfliktach dążył do pokoju między nimi. Nawet jeśli brzmiało to dziwnie.
Zaraz potem i tak jego całą uwagę przekuło ogromne stworzenie stojące im na drodze. Naprawdę starał się z nim porozumieć zawczasu, żeby nie wylądowali na jego masywnych nogach, tym samym spowalniając saneczki oraz tracąc całkiem niezłą pozycję w wyścigu. Mimo wszystko starał się podejść do zadania logicznie, zgodnie z jej wytycznymi przemówić do ospałego trolla. Chyba to właśnie to podejście pozwoliło im odnieść sukces. Nim się obejrzał, a wielka istota usunęła im się z drogi. Cyrus nie podejrzewał, że wśród osobników jego gatunków znajdują się tak uprzejme egzemplarze. Aż zacmokał z uznaniem kiedy coraz bardziej oddalali się od swej przeszkody.
- Chyba powinienem zapisać się na naukę trollańskiego, mam do tego talent - rzucił do Tonks, nie kryjąc zdziwienia, jakie go ogarnęło. Naprawdę cieszył się, że nie musieli użerać się z trollem, a co więcej nie musieli wyhamowywać saneczek. Mieli dobry pęd, nawet jeśli do pozycji numer jeden brakowało im bardzo dużo.
- Widzę, że chcesz się zamienić - dodał po chwili, kiedy spojrzał na niezadowoloną kobietę. Zaczęli się zatem gramolić, aż Snape posadził wreszcie swój tyłek na przedzie pojazdu. Wziął głęboki wdech, starając się odpowiednio nakierować ich drewniany pojazd.
- Facere - powiedział, machnąwszy różdżką. Wierzył, że i tym razem nie wjadą w żadną zaspę ani nic podobnego. Co jakiś czas zerkał kontrolnie do tyłu na Leanne, jakby starając się odgadnąć jej nastrój. Wydawała mu się wybuchowa oraz nieprzewidywalna i naprawdę wolał jej się nie narażać. Jako ktoś spokojny, pozbawiony chęci brania udziału w jakichkolwiek konfliktach dążył do pokoju między nimi. Nawet jeśli brzmiało to dziwnie.
Love ain't simple
Promise me no promises
Promise me no promises
Cyrus Snape
Zawód : Alchemik
Wiek : 30
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
I wish
we could take it
back in time,
before we crossed the line,
no now, baby
we see a storm is closing in,
I reach out for your hand.
we could take it
back in time,
before we crossed the line,
no now, baby
we see a storm is closing in,
I reach out for your hand.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Cyrus Snape' has done the following action : Rzut kością
#1 'k3' : 2, 2
--------------------------------
#2 'Saneczki' :
--------------------------------
#3 'k10' : 3
#1 'k3' : 2, 2
--------------------------------
#2 'Saneczki' :
--------------------------------
#3 'k10' : 3
Tym razem poszło im trochę lepiej, może dlatego, że Lunara, wykorzystując mgłę, która chwilowo nastała wokół nich, dyskretnie pomogła jej w prowadzeniu sań, które przyspieszyły. Uniknęły tym razem wpadnięcia w zaspę i mogły pomknąć dalej, nie będąc już na samiutkim szarym końcu. Charlie skinęła jej głową w podzięce za tę pomoc.
Ale nie ulegało wątpliwości, że zanim dotrą do końca wyścigu, coś jeszcze się wydarzy. Miała jednak nadzieję, że anomalie nie będą im tak bardzo doskwierać. Jednocześnie była ciekawa dalszego ciągu zabawy.
Jechały wciąż, kiedy po krótkiej chwili spokoju, w której mogły cieszyć się jazdą przez urokliwą, zaśnieżoną drogę, nagle ich sanie otoczyła chmara chochlików. Były to charakterystyczne, złośliwe stworzonka które już miała okazję widzieć w swoim życiu. Najwyraźniej nawet nagła zima nie przeszkadzała im w psotach; fruwały nad ich głowami, a ich przenikliwe głosiki przecinały powietrze. Chyba śpiewały. Nie mogły jednak w żaden sposób odpędzić ich magią, bo mogłoby to zostać źle odebrane i doprowadzić do dyskwalifikacji. Ale wiedziała też, że jeśli nie wymyślą sposobu, by je obłaskawić, stworzenia mogą znacząco utrudnić im dalszą jazdę.
- Masz jakiś pomysł, jak się ich pozbyć? Może któraś z nas powinna im coś zaśpiewać? – zapytała cicho Lunary, która wciąż siedziała z tyłu i mogła działać. Teraz chyba trudno byłoby im się zamienić z krążącymi nad głowami chochlikami, które pewnie tylko czekały na niewłaściwy ruch, by w jakiś sposób skomplikować im dalszą jazdę. – Facere – wymamrotała jeszcze, próbując mimo wszystko pokierować saniami. I miała nadzieję że Lunara śpiewa lepiej od niej; Charlie ostatni raz miała okazję śpiewać kiedy była dzieckiem. Później raczej tego nie robiła, nie posiadała muzycznych talentów.
Ale nie ulegało wątpliwości, że zanim dotrą do końca wyścigu, coś jeszcze się wydarzy. Miała jednak nadzieję, że anomalie nie będą im tak bardzo doskwierać. Jednocześnie była ciekawa dalszego ciągu zabawy.
Jechały wciąż, kiedy po krótkiej chwili spokoju, w której mogły cieszyć się jazdą przez urokliwą, zaśnieżoną drogę, nagle ich sanie otoczyła chmara chochlików. Były to charakterystyczne, złośliwe stworzonka które już miała okazję widzieć w swoim życiu. Najwyraźniej nawet nagła zima nie przeszkadzała im w psotach; fruwały nad ich głowami, a ich przenikliwe głosiki przecinały powietrze. Chyba śpiewały. Nie mogły jednak w żaden sposób odpędzić ich magią, bo mogłoby to zostać źle odebrane i doprowadzić do dyskwalifikacji. Ale wiedziała też, że jeśli nie wymyślą sposobu, by je obłaskawić, stworzenia mogą znacząco utrudnić im dalszą jazdę.
- Masz jakiś pomysł, jak się ich pozbyć? Może któraś z nas powinna im coś zaśpiewać? – zapytała cicho Lunary, która wciąż siedziała z tyłu i mogła działać. Teraz chyba trudno byłoby im się zamienić z krążącymi nad głowami chochlikami, które pewnie tylko czekały na niewłaściwy ruch, by w jakiś sposób skomplikować im dalszą jazdę. – Facere – wymamrotała jeszcze, próbując mimo wszystko pokierować saniami. I miała nadzieję że Lunara śpiewa lepiej od niej; Charlie ostatni raz miała okazję śpiewać kiedy była dzieckiem. Później raczej tego nie robiła, nie posiadała muzycznych talentów.
Best not to look back. Best to believe there will be happily ever afters all the way around - and so there may be; who is to say there
will not be such endings?
The member 'Charlene Leighton' has done the following action : Rzut kością
#1 'k3' : 3, 2
--------------------------------
#2 'Saneczki' :
--------------------------------
#3 'k10' : 4
#1 'k3' : 3, 2
--------------------------------
#2 'Saneczki' :
--------------------------------
#3 'k10' : 4
Highlands
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Szkocja