Morsmordre :: County of London :: Dalsze dzielnice :: Port of London :: Doki :: Parszywy Pasażer
Syreni obraz
AutorWiadomość
First topic message reminder :
★
[bylobrzydkobedzieladnie]
Syreni obraz
Ku brzegom angielskim już ruszać nam pora, i smak waszych ust, hiszpańskie dziewczyny, w noc ciemną i złą nam będzie się śnił... Zabłysną nam bielą skał zęby pod Dover i znów noc w kubryku wśród legend i bajd...
W tawernie już od wejścia czuć przejmujący swąd nade wszystko męskiego potu, a w drugiej kolejności - męskiego moczu. Silny zapach alkoholi drażniąco przesyca powietrze, skądinąd wyczuć można również nuty aromatów zgniłych ryb. Huk pijackich przyśpiewek dominuje nad wszechobecnym gwarem - prawie nie słychać przechwalającego się przy szynku mężczyzny, który opowiada o swojej ostatniej batalii, w której rzekomo wypatroszył morskiego smoka, mało kto zwraca uwagę na marynarzy tłukących się po mordach po przeciwległej ścianie. Zrezygnowany barman dekadencko przeciera brudną szklankę brudną szmatą, spode łba łypiąc na drzwi, które właśnie otworzyłeś...
W tawernie już od wejścia czuć przejmujący swąd nade wszystko męskiego potu, a w drugiej kolejności - męskiego moczu. Silny zapach alkoholi drażniąco przesyca powietrze, skądinąd wyczuć można również nuty aromatów zgniłych ryb. Huk pijackich przyśpiewek dominuje nad wszechobecnym gwarem - prawie nie słychać przechwalającego się przy szynku mężczyzny, który opowiada o swojej ostatniej batalii, w której rzekomo wypatroszył morskiego smoka, mało kto zwraca uwagę na marynarzy tłukących się po mordach po przeciwległej ścianie. Zrezygnowany barman dekadencko przeciera brudną szklankę brudną szmatą, spode łba łypiąc na drzwi, które właśnie otworzyłeś...
Możliwość gry w czarodziejskie oczko, darta, kościanego pokera
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 20:27, w całości zmieniany 1 raz
Życie było piękne, kiedy mógł przebąkiwać dni jak ten w Parszywym Pasażerze. Nie potrzebował niczego więcej poza kuflem bez dna, pysznymi potrawkami oraz hazardowymi przyjemnościami, które doprowadzały o emocjonalną karuzelę uczuć. Raz przegrana, raz wygrana, choć częściej zdarzało mu się kończyć jako zwycięzca, jednak niektórzy potrafili lepiej rozpędzić kości, które zatrzymywały się dokładnie wtedy, kiedy było to na jego największą niekorzyść.
Tym razem szczęście mu dopisywało i nawet nie potrzebował wspomagać się zbyt dodatkowymi zdolnościami ręcznymi, które przesuwały oczka na inne wartości. Koledzy, widząc jego dobrą passę, odpuścili sobie dalsze próby wytrącenia go z nadmiaru gotówki, co też spowodowało, że przesiadywał przy pustawym stoliku. Jedynie odór chmielu wydobywający się zarówno z jego brodatej gęby, jak i sporego kufla towarzyszył mu w każdej sekundzie. Nie były to zbyt wyróżniające się zapachy, można nawet rzec, że wybijał się nadzwyczajną przeciętnością, bo jako Jim zawsze starał się wtopić w tłum Parszywego.
- Hej kolego! Choć-no tutaj! - zawołał do nieznajomego, którego rysy wydawały się jakby znajome. Podła gra, nie każdy przyjemniaczek o niej wiedział, co powodowało, że ciemnowłosy jegomość wydał się całkiem ciekawą jednostką. Ładną miał buźkę na taką grę, za ładną. Weasleyowi ciężko było uwierzyć, że tamten często grywał w tak parszywe gry. Niejednokrotnie przecież ktoś wychodził z rozgrywki zakrwawiony, więc dlaczegóż panicz wyglądał jakby fortuna mu sprzyjała?
- Nie mówili, że ta gra to dobry powód na kilka siniaków? Ty wyglądasz jeszcze całkiem normalnie, więc dobrze oszukujesz... albo mocno dostajesz wciry. - stwierdził śmiało, odsuwając ciemnowłosemu krzesło naprzeciwko siebie. Akurat kości były na samym środku stolika, a wszystko to dzięki wspaniałej kulturze Parszywego, gdzie można było wypożyczyć kości i inne przedmioty potrzebne do gry u barmanek. - Mam nadzieję, że przodujesz w tym drugim. Jim, tutaj mówią na mnie Mały Jim. - wyciągnął do niego rękę ponad stołem, bo przecież trzeba się najpierw porządnie dostroić do gry, coby nie myślał, że gra z jakimś byle chłystkiem!
Tym razem szczęście mu dopisywało i nawet nie potrzebował wspomagać się zbyt dodatkowymi zdolnościami ręcznymi, które przesuwały oczka na inne wartości. Koledzy, widząc jego dobrą passę, odpuścili sobie dalsze próby wytrącenia go z nadmiaru gotówki, co też spowodowało, że przesiadywał przy pustawym stoliku. Jedynie odór chmielu wydobywający się zarówno z jego brodatej gęby, jak i sporego kufla towarzyszył mu w każdej sekundzie. Nie były to zbyt wyróżniające się zapachy, można nawet rzec, że wybijał się nadzwyczajną przeciętnością, bo jako Jim zawsze starał się wtopić w tłum Parszywego.
- Hej kolego! Choć-no tutaj! - zawołał do nieznajomego, którego rysy wydawały się jakby znajome. Podła gra, nie każdy przyjemniaczek o niej wiedział, co powodowało, że ciemnowłosy jegomość wydał się całkiem ciekawą jednostką. Ładną miał buźkę na taką grę, za ładną. Weasleyowi ciężko było uwierzyć, że tamten często grywał w tak parszywe gry. Niejednokrotnie przecież ktoś wychodził z rozgrywki zakrwawiony, więc dlaczegóż panicz wyglądał jakby fortuna mu sprzyjała?
- Nie mówili, że ta gra to dobry powód na kilka siniaków? Ty wyglądasz jeszcze całkiem normalnie, więc dobrze oszukujesz... albo mocno dostajesz wciry. - stwierdził śmiało, odsuwając ciemnowłosemu krzesło naprzeciwko siebie. Akurat kości były na samym środku stolika, a wszystko to dzięki wspaniałej kulturze Parszywego, gdzie można było wypożyczyć kości i inne przedmioty potrzebne do gry u barmanek. - Mam nadzieję, że przodujesz w tym drugim. Jim, tutaj mówią na mnie Mały Jim. - wyciągnął do niego rękę ponad stołem, bo przecież trzeba się najpierw porządnie dostroić do gry, coby nie myślał, że gra z jakimś byle chłystkiem!
Serce mnie bije
Duszazapije
Dusza
Żyję
Ostatnio zmieniony przez Regi Weasley dnia 11.01.21 2:51, w całości zmieniany 1 raz
Już myślał, że nikt mu nie odpowie, że tym razem nie znajdzie się żaden chętny i wypije swój trunek by pójść do kolejnej speluny. Wiedział, że sam się prosił o pokiereszowanie twarzy. Ponadto nadal był ogorzały od słońca i nie wtopił się jeszcze idealnie w tłum zniszczonego społeczeństwa magicznego. Kiedy już miał zdecydować się, że wyjdzie jednak z Parszywego usłyszał głos, który go nawoływał. Zobaczył człowieka, którego życie musiało doświadczyć nie raz. Jednak to go nie odrzucało. Odbił się do lady by podejść do stolika i usiąść we wskazanym miejscu. Nie zwrócił wcześniej na Jima uwagi, jak zresztą na większość bywalców tego lokalu. Teraz jednak był w centrum zainteresowania podróżnika. Uścisnął dłoń Jima pewnym ruchem dłoni, nie mając pojęcia, że oto spotkał dawnego kumpla, który ukrywał się pod inną tożsamością.
-Herbert Grey – odpowiedział zgodnie z prawdą i zasiadł za stolikiem. Pokiwał lekko głową. - Cóż... obili mnie nie raz.
Przyznał otwarcie i z rozbrajającą szczerością uśmiechając się przy tym niefrasobliwie. Hal twierdził, ze Herberta ściga jakiś pech, albo sam Grey go kusi i przywołuje do siebie. Nie zdziwiłby się gdyby wszystko było prawdą. Zerknął na kości, które były na środku stolika.
-Ty zaczynasz czy ja? - Zapytał. W końcu nie siedzieli przy stoliku aby sobie gadać o pierdołach tylko aby pograć. Być może będzie to lekka i przyjemna gra, a może straci sporą sumkę. Tego nie wiedział, ale był ryzykantem. Szukał cały czas adrenaliny. Zdawało się, że to ona płynie w jego żyłach, a nie krew. Zbyt często ryzykował swoim życiem aby sam siebie oszukiwać. Herbert lubił stąpać po krawędzi. W dżungli musiał mieć się ciągle na baczności, w Dorset było bezpiecznie i leniwie. Wobec tego Herbert szukał niebezpieczeństwa i dreszczyku emocji tam gdzie miał pewność iż to znajdzie. Parszywy był właśnie idealnym miejscem na napełnienie żył na powrót adrenaliną. Czekał na decyzję Jima.
-Herbert Grey – odpowiedział zgodnie z prawdą i zasiadł za stolikiem. Pokiwał lekko głową. - Cóż... obili mnie nie raz.
Przyznał otwarcie i z rozbrajającą szczerością uśmiechając się przy tym niefrasobliwie. Hal twierdził, ze Herberta ściga jakiś pech, albo sam Grey go kusi i przywołuje do siebie. Nie zdziwiłby się gdyby wszystko było prawdą. Zerknął na kości, które były na środku stolika.
-Ty zaczynasz czy ja? - Zapytał. W końcu nie siedzieli przy stoliku aby sobie gadać o pierdołach tylko aby pograć. Być może będzie to lekka i przyjemna gra, a może straci sporą sumkę. Tego nie wiedział, ale był ryzykantem. Szukał cały czas adrenaliny. Zdawało się, że to ona płynie w jego żyłach, a nie krew. Zbyt często ryzykował swoim życiem aby sam siebie oszukiwać. Herbert lubił stąpać po krawędzi. W dżungli musiał mieć się ciągle na baczności, w Dorset było bezpiecznie i leniwie. Wobec tego Herbert szukał niebezpieczeństwa i dreszczyku emocji tam gdzie miał pewność iż to znajdzie. Parszywy był właśnie idealnym miejscem na napełnienie żył na powrót adrenaliną. Czekał na decyzję Jima.
Herbert Grey
Zawód : Botanik, podróżnik, awanturnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Podróżowanie to nie jest coś, do czego się nadajesz. To coś, co robisz. Jak oddychanie
OPCM : 18 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2 +1
TRANSMUTACJA : 15 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Zakon Feniksa
Doskonale wiedział, że to właśnie gość powinien zaczynać każdą grę, ale w tym konkretnym momencie nie było to tak istotne. Grey... Herbert Grey! To było to! Umysł metamorfomaga działał na najwyższych obrotach, choć powoli zaczynało mu się przejaśniać, z kim miał do czynienia i gdyby nie to, że wyskokowe napoje spożyte do tego czasu silnie trzymały go na siedzeniu, z pewnością podskoczyłby w ekscytacji, zakleszczając ciemnowłosego w mocnym uścisku, jednakże nadal siedział. Przygwożdżająca moc chmielu odczuwanego na podniebieniu dawała o sobie znać, choć pozwalała na choćby tak małe gest, jak zbłąkany uśmiech schowany gdzieś pod gęstym wąsem łączącym się z brązową brodą.
- Bez sensu, tutaj nikt bić nie będzie, a przynajmniej nie jeśli będziesz grzeczny. - śmiało oświadczył koledze, którego zapamiętał jako dość pozytywnego jegomościa. Raczej nie powinni robić problemu Hagridowi, choć kto ich tam wie, kiedy porządna rozgrywka weźmie w swoje szpony dwóch mężczyzn? Na szczęście potężna postać półolbrzyma potrafiła skutecznie odstraszyć wszelakiego rodzaju kłopoty z klientelą, która nieco się rozbryka. Patrząc na ich dwójkę, raczej nikt nie powinien spodziewać się potężnych rozrób.
- Zwykle to goście rozpoczynają, ale możemy zrobić wyjątek skoro tak ci spieszno. - stwierdził raźno, momentalnie biorąc się za rzut rozpoczynający rozgrywkę. Nawet nie potrzebował patrzeć na stół, bo wszystko był w stanie odczytać z twarzy swojego towarzysza, choć faktycznie jedno z oczu jakby zezowało bardziej w kierunku stołu, a może to było to wezwanie po kolejnego łyka? Płynnym ruchem podniósł kufel, nawilżając gardło i już bez przeszkód patrząc na swój pierwszy wynik, który przecież po miesiącach doświadczenia powinien mu nieco sprzyjać, choć czy faktycznie miało to coś do rzeczy? Czy taka rozgrywka nie była tylko losowym rzutem, który był niezależny, ale czy temu ruchowi nie należało nieco pomóc? Może lekki podmuch wiatru spowodowanego mocnym wydechem, silniejszym wyrzutem ręki, a może wręcz niezauważalnym przesunięciem ostatni dwóch kostek, które z wyczuciem uciekały lekko opóźnione? Na szczęście Herberta metamorfomag nie brał się za tak nieczyste ruchy, przynajmniej na razie. Najpierw należało rozegrać pierwszą partię, ładną i czystą partię!
| I tura:
- Bez sensu, tutaj nikt bić nie będzie, a przynajmniej nie jeśli będziesz grzeczny. - śmiało oświadczył koledze, którego zapamiętał jako dość pozytywnego jegomościa. Raczej nie powinni robić problemu Hagridowi, choć kto ich tam wie, kiedy porządna rozgrywka weźmie w swoje szpony dwóch mężczyzn? Na szczęście potężna postać półolbrzyma potrafiła skutecznie odstraszyć wszelakiego rodzaju kłopoty z klientelą, która nieco się rozbryka. Patrząc na ich dwójkę, raczej nikt nie powinien spodziewać się potężnych rozrób.
- Zwykle to goście rozpoczynają, ale możemy zrobić wyjątek skoro tak ci spieszno. - stwierdził raźno, momentalnie biorąc się za rzut rozpoczynający rozgrywkę. Nawet nie potrzebował patrzeć na stół, bo wszystko był w stanie odczytać z twarzy swojego towarzysza, choć faktycznie jedno z oczu jakby zezowało bardziej w kierunku stołu, a może to było to wezwanie po kolejnego łyka? Płynnym ruchem podniósł kufel, nawilżając gardło i już bez przeszkód patrząc na swój pierwszy wynik, który przecież po miesiącach doświadczenia powinien mu nieco sprzyjać, choć czy faktycznie miało to coś do rzeczy? Czy taka rozgrywka nie była tylko losowym rzutem, który był niezależny, ale czy temu ruchowi nie należało nieco pomóc? Może lekki podmuch wiatru spowodowanego mocnym wydechem, silniejszym wyrzutem ręki, a może wręcz niezauważalnym przesunięciem ostatni dwóch kostek, które z wyczuciem uciekały lekko opóźnione? Na szczęście Herberta metamorfomag nie brał się za tak nieczyste ruchy, przynajmniej na razie. Najpierw należało rozegrać pierwszą partię, ładną i czystą partię!
| I tura:
Serce mnie bije
Duszazapije
Dusza
Żyję
The member 'Regi Weasley' has done the following action : Rzut kością
'k6' : 6, 4, 1, 6, 6
'k6' : 6, 4, 1, 6, 6
Nie miał pojęcia, że pod surową i zaniedbaną twarzą skrywa się dawny znajomy. Duże byłoby zdumienie Herberta gdyby poznał prawdę, ale teraz siedział za stołem stawiając na jego blacie kufel z wątpliwej jakości piwem, ale tego właśnie potrzebował. Tego łaknął jego niespokojny duch. Choć nie dążył tym razem do żadnej bitki ani awantury bo ileż można? Był przekonany, że na jeszcze nie jedną się załapie i nastręczy bratu kłopotów oraz zmartwień.
-Dziś w niesmak mi jakiekolwiek obicie – zapewnił z lekkim rozbawieniem w głosie i popił piwem. Miało zapach i smak typowego chrzczonego piwa, ale nie miała zamiaru się oto wykłócać z barmanem, w końcu był w Parszywym więc czego się mógł spodziewać? Zapomniał już części zasad, kto kiedy zaczyna, w Amazonii nie grywał w kości, a Indianie pokazali mu inne swoje rozrywki, choć zwykle czas wolny spędzali na odpoczywaniu. Właściwie to nie znali pojęcia czasu. Nie wiedzieli ile kto ma lat, nie dzielili roku na miesiące, a miesiące na tygodnie, a tygodnia na dni. Dzień przechodził w nocy, a życie mijało. Żyli zgodnie z naturalnym rytmem lasów deszczowych. W takich miejscach można było zapomnieć o Bożym Narodzeniu i jemu raz się to zdarzyło. Patrzył jak nieznajomy sięga po kości i rzuca nimi. Cicho turlały się po blacie by w końcu się zatrzymać i dać Jimiemu Trójkę. Uniósł lekko brwi w geście uznania. Miał jego towarzysz szczęście, był ciekaw jak z jego? Halbert twierdził, że Herberta trzyma się głównie pech. Czy i tym razem będzie podobnie? Tak mogło być, gdyż kiedy Grey miał szczęście w podróżach, znajdowaniu rzadkich okazów roślin czy zwierząt, przeżycia spotkania z pijawkami, uniknięcia ślepoty z powodu pewnego motylka, którego śmiercionośny pyłek siał spustoszenie, tak w interakcjach międzyludzkich miał totalnego pecha. Sięgnął po kości i przez chwilę nimi potrząsał licząc na to, że nie straci nie tylko majątku, ale również własnej godności. Rzucił kości na stół patrząc jaki otrzymał wynik i popił piwem. Musiał pić szybko, im stawało się cieplejsze tym smakowało coraz gorzej.
-Dziś w niesmak mi jakiekolwiek obicie – zapewnił z lekkim rozbawieniem w głosie i popił piwem. Miało zapach i smak typowego chrzczonego piwa, ale nie miała zamiaru się oto wykłócać z barmanem, w końcu był w Parszywym więc czego się mógł spodziewać? Zapomniał już części zasad, kto kiedy zaczyna, w Amazonii nie grywał w kości, a Indianie pokazali mu inne swoje rozrywki, choć zwykle czas wolny spędzali na odpoczywaniu. Właściwie to nie znali pojęcia czasu. Nie wiedzieli ile kto ma lat, nie dzielili roku na miesiące, a miesiące na tygodnie, a tygodnia na dni. Dzień przechodził w nocy, a życie mijało. Żyli zgodnie z naturalnym rytmem lasów deszczowych. W takich miejscach można było zapomnieć o Bożym Narodzeniu i jemu raz się to zdarzyło. Patrzył jak nieznajomy sięga po kości i rzuca nimi. Cicho turlały się po blacie by w końcu się zatrzymać i dać Jimiemu Trójkę. Uniósł lekko brwi w geście uznania. Miał jego towarzysz szczęście, był ciekaw jak z jego? Halbert twierdził, że Herberta trzyma się głównie pech. Czy i tym razem będzie podobnie? Tak mogło być, gdyż kiedy Grey miał szczęście w podróżach, znajdowaniu rzadkich okazów roślin czy zwierząt, przeżycia spotkania z pijawkami, uniknięcia ślepoty z powodu pewnego motylka, którego śmiercionośny pyłek siał spustoszenie, tak w interakcjach międzyludzkich miał totalnego pecha. Sięgnął po kości i przez chwilę nimi potrząsał licząc na to, że nie straci nie tylko majątku, ale również własnej godności. Rzucił kości na stół patrząc jaki otrzymał wynik i popił piwem. Musiał pić szybko, im stawało się cieplejsze tym smakowało coraz gorzej.
Zły pomysł?Nie ma czegoś takiego jak zły pomysł, tylko złe wykonanie go
Herbert Grey
Zawód : Botanik, podróżnik, awanturnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Podróżowanie to nie jest coś, do czego się nadajesz. To coś, co robisz. Jak oddychanie
OPCM : 18 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2 +1
TRANSMUTACJA : 15 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Zakon Feniksa
The member 'Herbert Grey' has done the following action : Rzut kością
'k6' : 2, 4, 2, 3, 6
'k6' : 2, 4, 2, 3, 6
Lekkim uśmiechem skwitował słowa ciemnowłosego, bo przecież nikt nie chciał wracać do domu ze szkarłatnymi plamami na odzieniu. Sam metamorfomag nie przewidywał żadnych rozrób, choć bywały takie dni, kiedy najmniej oczekiwany towarzysz wyciągał ostry kaliber po wyjściu z lokalu. Port rządził się swoimi prawami, więc należało przyzwyczaić się do sztormów czasem rzucających za burtę.
- A niech mnie Morgana kopnie! Idealna trójeczka! - zagwizdał pod nosem, będąc równie zdziwionym co wściekłym, że też nie postawił pieniężnej stawki na szali. Niestety było już za późno na próbę naprawienia tegoż błędu, choć sprzyjający pierwszy rzut był zapowiedzią jedynie dobrego, a przynajmniej taką miał nadzieję.
Obserwując wynik towarzysza, niemal zaklaskał z radości. Rudna dawała mu prowadzenie i to nie byle jakie, choć wiadomo, jak często kości bywają kapryśne. Nigdy nie należało ufać tym małym sześciennym przedmiotom, które w swej prostocie zawsze były w stanie jakoś oszukać. Jeśli zaś o samych oszustwach mowa, to zdecydowanie nie był to moment na wykorzystywanie znanych trików, bo przecież głupio tak kusić los!
- To powiedz wędrowcze, cóż cię przywiało do Parszywego? Chyba nie bywasz tu zbyt często? - zagaił jakby nigdy nic, jednocześnie starając się przypomnieć, skąd kojarzył tę twarz. Znajomy nieznajomy, czyli sytuacja, która powtarzała się od dnia powrotu do Anglii, ponownie zaczęła prześladować Weasleya, ani na chwilę nie pozwalając mu odetchnąć. Duchy przeszłości tradycyjnie już dostawały się za jego kołnierz, choć był bardzo dobrze świadom, że nie był w stanie nic na to poradzić, bo któż normalny wyleciałby z pubu, próbując zaraz dotrzeć do najbliższej rodziny żyjącej z myślą jego śmierci, ucieczki, niewyjaśnionego zniknięcia? Śmiech ze stolika obok wyrwał go z chwilowego zamyślenia. Zwyczajnym ruchem uniósł kufel, starając się zapić sentymentalne myśli rozdzierające jego serce. Nie był to czas, a tym bardziej miejsce na takie niuanse. Błękitne tęczówki spoczęły na kościach przeciwnika, niegrzecznie było mu kazać czekać, teraz jego ruch! Bez zawahania się uniósł kości, zaraz rozpoczynając kolejną turę. Oby znów były łaskawe!
- A niech mnie Morgana kopnie! Idealna trójeczka! - zagwizdał pod nosem, będąc równie zdziwionym co wściekłym, że też nie postawił pieniężnej stawki na szali. Niestety było już za późno na próbę naprawienia tegoż błędu, choć sprzyjający pierwszy rzut był zapowiedzią jedynie dobrego, a przynajmniej taką miał nadzieję.
Obserwując wynik towarzysza, niemal zaklaskał z radości. Rudna dawała mu prowadzenie i to nie byle jakie, choć wiadomo, jak często kości bywają kapryśne. Nigdy nie należało ufać tym małym sześciennym przedmiotom, które w swej prostocie zawsze były w stanie jakoś oszukać. Jeśli zaś o samych oszustwach mowa, to zdecydowanie nie był to moment na wykorzystywanie znanych trików, bo przecież głupio tak kusić los!
- To powiedz wędrowcze, cóż cię przywiało do Parszywego? Chyba nie bywasz tu zbyt często? - zagaił jakby nigdy nic, jednocześnie starając się przypomnieć, skąd kojarzył tę twarz. Znajomy nieznajomy, czyli sytuacja, która powtarzała się od dnia powrotu do Anglii, ponownie zaczęła prześladować Weasleya, ani na chwilę nie pozwalając mu odetchnąć. Duchy przeszłości tradycyjnie już dostawały się za jego kołnierz, choć był bardzo dobrze świadom, że nie był w stanie nic na to poradzić, bo któż normalny wyleciałby z pubu, próbując zaraz dotrzeć do najbliższej rodziny żyjącej z myślą jego śmierci, ucieczki, niewyjaśnionego zniknięcia? Śmiech ze stolika obok wyrwał go z chwilowego zamyślenia. Zwyczajnym ruchem uniósł kufel, starając się zapić sentymentalne myśli rozdzierające jego serce. Nie był to czas, a tym bardziej miejsce na takie niuanse. Błękitne tęczówki spoczęły na kościach przeciwnika, niegrzecznie było mu kazać czekać, teraz jego ruch! Bez zawahania się uniósł kości, zaraz rozpoczynając kolejną turę. Oby znów były łaskawe!
- Wyniki:
Herbert:
I Para (4)
Regi:
I Trójka (18)
Serce mnie bije
Duszazapije
Dusza
Żyję
The member 'Regi Weasley' has done the following action : Rzut kością
'k6' : 1, 2, 5, 2, 5
'k6' : 1, 2, 5, 2, 5
Kości toczyły się po blacie pokazując Herbertowi, ze pech jest jego odwiecznym przyjacielem i nie ma zamiaru go opuścić. Był to jeden z tych kompanów, których chętnie by się pozbył ale nie wiedział jak. Upił kolejny łyk piwa i sięgnął po kości by sprawdzić czy może jednak pecha popatrzy teraz w inną stronę. Przeciwnik miał piękny rzut, który ciężko będzie przebić mając tylko jedną parę na stole. Jest powiedzenie, że jak nie masz szczęścia w kościach to w miłości, a Herbert był chodzącym przykładem, że jest wyjątkiem od reguły. Ani w miłości, ani w kościach. Był przekonany, że to Hal założy rodzinę, a on pozostanie wiecznym kawalerem szwendającym się po lasach tropikalnych. Zaś dzieci brata będą słuchać jego opowieści z wypiekami na twarzy, a on sam po paru tygodniach stwierdzi, że ma dość siedzenia w domu i wyruszy na kolejną podróż. Istniało ryzyko, że kiedyś z jakieś już nie wróci. Dużo rzeczy może się wydarzyć w dżungli i podróżnik zaginie bez wieści.
-Bywam od czasu do czasu, jak zajeżdżam do domu rodzinnego - odpowiedział towarzyszowi. Nie była to żadna tajemnica, którą musiał skrzętnie ukrywać. Ot prawda, gdyż takie życie prowadził. - Z pytania wnioskuję, że ty bywasz tu stale. Z jakiegoś konkretnego powodu?
Niby głupie pytanie, ale odpowiedź mogła przynieść wiele ciekawych informacji. W końcu mógł przebywać tu z czystego sentymentu, a może lubił ten cienkusz, który tu podawali, a może była to knajpa najbliżej jego domu. A może nieznajomy wciśnie mu bajeczkę zupełnie inną usypiając jego czujność, sam będąc szpiegiem lub donosiciel. Scenariusze mogły być różne, gdyż życie nie raz pokazało, że potrafi tworzyć lepsze niż niejeden twórca. Chyba jednak za dużo słucha opowieści Hattie, o książkach jakie ta czyta, a że głównie są to kryminały i szpiegowskie to włączył mu się tryb myślenia rodem z książki, w których się ona zaczytuje. Nie było co mitrężyć czasu i rzucił kości na stół patrząc jak powoli układają się w jego przegraną albo nadzieję na wygraną.
-Bywam od czasu do czasu, jak zajeżdżam do domu rodzinnego - odpowiedział towarzyszowi. Nie była to żadna tajemnica, którą musiał skrzętnie ukrywać. Ot prawda, gdyż takie życie prowadził. - Z pytania wnioskuję, że ty bywasz tu stale. Z jakiegoś konkretnego powodu?
Niby głupie pytanie, ale odpowiedź mogła przynieść wiele ciekawych informacji. W końcu mógł przebywać tu z czystego sentymentu, a może lubił ten cienkusz, który tu podawali, a może była to knajpa najbliżej jego domu. A może nieznajomy wciśnie mu bajeczkę zupełnie inną usypiając jego czujność, sam będąc szpiegiem lub donosiciel. Scenariusze mogły być różne, gdyż życie nie raz pokazało, że potrafi tworzyć lepsze niż niejeden twórca. Chyba jednak za dużo słucha opowieści Hattie, o książkach jakie ta czyta, a że głównie są to kryminały i szpiegowskie to włączył mu się tryb myślenia rodem z książki, w których się ona zaczytuje. Nie było co mitrężyć czasu i rzucił kości na stół patrząc jak powoli układają się w jego przegraną albo nadzieję na wygraną.
Zły pomysł?Nie ma czegoś takiego jak zły pomysł, tylko złe wykonanie go
Herbert Grey
Zawód : Botanik, podróżnik, awanturnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Podróżowanie to nie jest coś, do czego się nadajesz. To coś, co robisz. Jak oddychanie
OPCM : 18 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2 +1
TRANSMUTACJA : 15 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Zakon Feniksa
The member 'Herbert Grey' has done the following action : Rzut kością
'k6' : 5, 3, 2, 5, 1
'k6' : 5, 3, 2, 5, 1
Powiedzieć, że towarzysz był ciekawym obiektem do badań nie było ciężko, choć ze względu na minione dni Weasley nie do końca czuł się sobą. Z drugiej strony, gdyby faktycznie pozwalał jednemu ze swoich zmyślnych charakterów przejąć ster, z pewnością nie graliby dla samego przyuczenia się. Przecież porządna rozgrywka wymagała nieco poświęcenia, żeby emocje w końcu bardziej brały górę niż zdrowy rozsądek. Być może to właśnie była strategia rozmówcy, który wciąż pozostawał z ładną twarzyczką, po prostu nie grał o wielkie kwoty! Weasley musiał nieco zastanowić się nad tym dziwactwem, które wychodziło poza zdolności jego rozumienia. Może był to odpowiedni czas na delikatną zmianę własnej taktyki, której w rzeczywistości do końca nie posiadał, o ile styl 'wygrać' wchodził w jakąkolwiek rachubę.
- Okropne szczyny zamiast piwa, ładniutka obsługa, możliwość gry w kości, a czasem nawet obijania ich i co najważniejsze, przepyszne potrawki. Warte to każdego zarobionego knuta. - rozsmakował się na ponowną myśl o jedzeniu, co idealnie odwzorował jego maślany wzrok, którym patrzył w swój częściowo już pusty kufelek. W mig otrząsając się z letargu i porządnym haustem pociągnął resztę rzeczonego piwa. Nie było to najlepsze co w życiu pił, ale nie chodziło bezpośrednio o smak, a wrażenia jakie wytwarzało i tych z pewnością było pod dostatkiem! - Czyli sporo podróżujesz. - bardziej stwierdził niż zapytał, bo przecież dobrze już by się znali, gdyby tamten przebywał w okolicy często. - I jakie kierunki najbardziej zagrały w duszy? - spytał w końcu, ciesząc się ze swojego wyniku kolejnej tury, która zdawała się dawać mu całkiem spore prowadzenie nad przeciwnikiem, jednak wszystko mogło się jeszcze odmienić iiii... niestety kostki nie były równie łaskawe dla przybysza. Być może przyzwyczajone już były do spracowanych rąk pracownika portu, który ani myślał odpuszczać ostatnią turę, a skoro tak mu dobrze szło, nie było nawet sensu próbować oszukać, bo dalej będzie jeszcze lepiej, prawda?
Kości ponownie zostały rzucone!
- Okropne szczyny zamiast piwa, ładniutka obsługa, możliwość gry w kości, a czasem nawet obijania ich i co najważniejsze, przepyszne potrawki. Warte to każdego zarobionego knuta. - rozsmakował się na ponowną myśl o jedzeniu, co idealnie odwzorował jego maślany wzrok, którym patrzył w swój częściowo już pusty kufelek. W mig otrząsając się z letargu i porządnym haustem pociągnął resztę rzeczonego piwa. Nie było to najlepsze co w życiu pił, ale nie chodziło bezpośrednio o smak, a wrażenia jakie wytwarzało i tych z pewnością było pod dostatkiem! - Czyli sporo podróżujesz. - bardziej stwierdził niż zapytał, bo przecież dobrze już by się znali, gdyby tamten przebywał w okolicy często. - I jakie kierunki najbardziej zagrały w duszy? - spytał w końcu, ciesząc się ze swojego wyniku kolejnej tury, która zdawała się dawać mu całkiem spore prowadzenie nad przeciwnikiem, jednak wszystko mogło się jeszcze odmienić iiii... niestety kostki nie były równie łaskawe dla przybysza. Być może przyzwyczajone już były do spracowanych rąk pracownika portu, który ani myślał odpuszczać ostatnią turę, a skoro tak mu dobrze szło, nie było nawet sensu próbować oszukać, bo dalej będzie jeszcze lepiej, prawda?
Kości ponownie zostały rzucone!
- Wyniki:
Herbert:
I Para (4)
II Para (10)
Regi:
I Trójka (18)
II Dwie pary (14)
Serce mnie bije
Duszazapije
Dusza
Żyję
The member 'Regi Weasley' has done the following action : Rzut kością
'k6' : 4, 5, 1, 5, 2
'k6' : 4, 5, 1, 5, 2
Był pechowcem. Tego nie dało się ukryć. Kości same mu to pokazywały i zdawało się, że parę innych osób zainteresowało się ich grą zaglądając ukradkiem na stół. Kaprawe ślepia innych bywalców Parszywego widziały jak potoczyły się kości. Ktoś cicho kaszlnął, ktoś inny prychnął, a jeszcze ktoś inny zacmokał. Nie musiał tego słyszeć aby wiedzieć, że jest w czarnej.... że ma problem i już przegrał. Wszystko zależało od tego czy przegra z klasą, czy jednak ostatni rzut sprawi, że będzie stawiał kolejkę towarzyszowi od kości w ramach wygranej. Okrutny los, po raz kolejny postanowił zakpić z Herberta, który myślał, że może choć raz będzie mógł powiedzieć, że miał szczęście. Choć Hal pewnie by zaraz mu oznajmił, że szczęście miał jak mu Szmidt kości w lesie nie połamał, a u siebie w domu nie skręcił karku. Prawda była tak, że nie przyszedł do Parszywego tylko po to aby napić się chrzczonego piwa i wąchać mieszaniny wymiocin i szczyn. Był w okolicy, ponieważ szukał odpowiedniego miejsca dla interesów Szmidta. Zawarł z nim układ, który uratował mu głowę i chyba również życie, ale chciał jak najszybciej się z tego wyplątać. Nie mając pojęcia jeszcze kto jest kim, kto po jakiej stronie stoi uznał, ze dawny znajomy z lat szkolnych nie może być zagrożeniem. A potem dotarły do niego plotki, połączył je ze słowami Austriaka i już wiedział, ze musi się jak najszybciej z tego układu wykręcić. Doki zdawały się odpowiednim miejscem na jego interesy. Takim, w którym nikt nie zadaje zbędnych pytań, a każdy patrzy na swoje ręce i nie gapi się w okno sąsiada. A nawet jeśli to nie w głowie mu donoszenie na kogokolwiek.
Herbert często ryzykował w życiu, podejmował nieprzemyślane decyzje, nagle wpadał na jakiś pomysł i zaczynał go realizować. Zwykle kończyło się to jakimś wypadkiem, z tego wychodził cało. Jednak w grze w kości starał się nie grać o wysokie stawki. Zbytnio cenił swoje życie aby dostać kose między żebra.
-Zwykle lasy tropikalne. - Odpowiedział zgodnie z prawdą. Nie była to wielka tajemnica, a i tak chciał wydać na ten temat swoje pamiętniki. Sięgnął po kości, które zastukały o siebie w jego dłoni i rzucił je po stole. - Wróciłem niedawno. Dopiero staram się rozeznać w sytuacji.
Kości toczyły się leniwie, a Herbert zastanawiał się jak bardzo pech pokaże mu kto tu dzisiaj rządzi. Upił łyk ze swojego kufla czując dziwny posmak na języku.
Herbert często ryzykował w życiu, podejmował nieprzemyślane decyzje, nagle wpadał na jakiś pomysł i zaczynał go realizować. Zwykle kończyło się to jakimś wypadkiem, z tego wychodził cało. Jednak w grze w kości starał się nie grać o wysokie stawki. Zbytnio cenił swoje życie aby dostać kose między żebra.
-Zwykle lasy tropikalne. - Odpowiedział zgodnie z prawdą. Nie była to wielka tajemnica, a i tak chciał wydać na ten temat swoje pamiętniki. Sięgnął po kości, które zastukały o siebie w jego dłoni i rzucił je po stole. - Wróciłem niedawno. Dopiero staram się rozeznać w sytuacji.
Kości toczyły się leniwie, a Herbert zastanawiał się jak bardzo pech pokaże mu kto tu dzisiaj rządzi. Upił łyk ze swojego kufla czując dziwny posmak na języku.
Zły pomysł?Nie ma czegoś takiego jak zły pomysł, tylko złe wykonanie go
Herbert Grey
Zawód : Botanik, podróżnik, awanturnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Podróżowanie to nie jest coś, do czego się nadajesz. To coś, co robisz. Jak oddychanie
OPCM : 18 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2 +1
TRANSMUTACJA : 15 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Zakon Feniksa
The member 'Herbert Grey' has done the following action : Rzut kością
'k6' : 6, 4, 3, 1, 1
'k6' : 6, 4, 3, 1, 1
Szczęście jednego gracza oznaczało zawsze nieszczęście drugiego, co w tym przypadku było jedynie przykrym widokiem w wynikach zaciętych graczy. Być może były to felerne trzy próby, choć szczerze powiedziawszy, Wealsey tak dawno nie miał równie dobrej passy, co przy tej rozgrywce. Oczywiście miewało się lepsze wyniki, ale zdobyć 42 punkty bez żadnych oszustw? To faktycznie było coś wyjątkowego, czego z pewnością nie miał zamiaru tak szybko zapomnieć. Być może gdyby tylko miał pamiętniczek, zakreśliłby ten dzień jako jeden z bardziej fortunnych, kiedy coś się udało, bo przecież należało się też cieszyć z małych rzeczy!
Twarz Małego Jima nie kryła uśmiechu, który rozciągał się na jego schowanych pod brodą ustami. Oczy dodatkowo zamigotały w zadowoleniu, przeskakując z twarzy swojego oponenta do reszty towarzystwa, które zebrało się gdzieś w trakcie gry. Weasley był ciekaw, dlaczegóż to jego towarzysz był tak małomówny, ale też nie miał jak obarczać go winą za bycie uważnym. Parszywy być może nie był sam w sobie wielce groźny, ale niektóre postacie przesiadujące w nim już owszem.
Skinął głową na jego słowa, zostawiając je bez komentarza, bo co też mógł mu powiedzieć, czy też dopytać skoro ewidentnie gość przyszedł w jednym celu, żeby dostać w kość!
- Chyba to nie twój dzień, zapraszam na kolejną partyjkę, kiedy tylko będziesz miał ochotę. Można mnie tu spotkać, jeśli akurat nie mam wachty w dokach. - powiedział przyjaźnie, zbierając swoje manatki, a także kufel, który dopił dwoma haustami. - Szerokości podróżniku. - rzekł na odchodne, zaraz zajmując się rzeczami godnymi jego uwagi, czyli kolejką do baru, która była tradycyjnym chaosem wielokolorowych głów gotowych podbić oko za złe słowo. Jim miał to jednak w nosie, bo bardzo szybkim i sprawnym ruchem odłożył kufel na skraju baru, wyciągając się gdzieś ponad ramionami mężczyzn. Jasne, że wszyscy chcieli dzisiaj być aktywnymi wyjadaczami przy ladzie, bo też Rose pracowała z tym swoim niebotycznie potężnym dekoltem. Weasley niestety tym razem nie miał czasu, żeby przyglądać się, jak wielki był jej biust, ponieważ zwyczajnie stracił ochotę na przebywanie w Pasażerze, tym bardziej że kolejnego dnia szykowała się jakaś robota. Czasem należało zwyczajnie wypocząć, czego też życzył swojemu kompanowi od kości.
| zt.x2
Twarz Małego Jima nie kryła uśmiechu, który rozciągał się na jego schowanych pod brodą ustami. Oczy dodatkowo zamigotały w zadowoleniu, przeskakując z twarzy swojego oponenta do reszty towarzystwa, które zebrało się gdzieś w trakcie gry. Weasley był ciekaw, dlaczegóż to jego towarzysz był tak małomówny, ale też nie miał jak obarczać go winą za bycie uważnym. Parszywy być może nie był sam w sobie wielce groźny, ale niektóre postacie przesiadujące w nim już owszem.
Skinął głową na jego słowa, zostawiając je bez komentarza, bo co też mógł mu powiedzieć, czy też dopytać skoro ewidentnie gość przyszedł w jednym celu, żeby dostać w kość!
- Chyba to nie twój dzień, zapraszam na kolejną partyjkę, kiedy tylko będziesz miał ochotę. Można mnie tu spotkać, jeśli akurat nie mam wachty w dokach. - powiedział przyjaźnie, zbierając swoje manatki, a także kufel, który dopił dwoma haustami. - Szerokości podróżniku. - rzekł na odchodne, zaraz zajmując się rzeczami godnymi jego uwagi, czyli kolejką do baru, która była tradycyjnym chaosem wielokolorowych głów gotowych podbić oko za złe słowo. Jim miał to jednak w nosie, bo bardzo szybkim i sprawnym ruchem odłożył kufel na skraju baru, wyciągając się gdzieś ponad ramionami mężczyzn. Jasne, że wszyscy chcieli dzisiaj być aktywnymi wyjadaczami przy ladzie, bo też Rose pracowała z tym swoim niebotycznie potężnym dekoltem. Weasley niestety tym razem nie miał czasu, żeby przyglądać się, jak wielki był jej biust, ponieważ zwyczajnie stracił ochotę na przebywanie w Pasażerze, tym bardziej że kolejnego dnia szykowała się jakaś robota. Czasem należało zwyczajnie wypocząć, czego też życzył swojemu kompanowi od kości.
- Wyniki:
Herbert:
I Para (4)
II Para (10)
III Para (2)
= 16
Regi:
I Trójka (18)
II Dwie pary (14)
III Para (10)
= 42
| zt.x2
Serce mnie bije
Duszazapije
Dusza
Żyję
Syreni obraz
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: County of London :: Dalsze dzielnice :: Port of London :: Doki :: Parszywy Pasażer