Sala główna
AutorWiadomość
First topic message reminder :
★★
[bylobrzydkobedzieladnie]
Sala główna
Wnętrze "Białej Wiwerny" nie odbiega od wyglądu przeciętnej, niezbyt szanowanej knajpy. Sala główna, która znajduje się na parterze kamienicy, na pierwszy rzut oka wydaje się niezbyt pokaźna, lecz to tylko złudzenie - po przekroczeniu progu widać jedynie jej niewielką część, tę, w której znajdują się dobrze zaopatrzony bar oraz schody prowadzące na piętro. Odnogi izby prowadzą do kilku odrębnych skupisk stolików, gdzie można w spokoju przeprowadzać niezbyt legalne interesy czy rozmawiać w kameralnej, prywatnej atmosferze. Cały lokal oświetlany jest światłem licznych magicznych świec, zaś podniszczone blaty są regularnie czyszczone przez kilka zatrudnionych tam dziewczyn, toteż "Biała Wywerna" nie odstrasza potencjalnych klientów swym stanem, a przynajmniej nie wszystkich.
Możliwość gry w kościanego pokera
Mimo faktu, że mgielna apatia otulająca do tej pory przeciwników - opadła, Mia poczuła dziwną ciężkość narastającego napięcia. Czarodziej (czarnoksiężnik?) bez najmniejszego kłopotu rozbił zaklęcie do tej pory trzymające w ryzach zgromadzonych. Musiał posiadać zdolności, których Mulciber ...zbrakło. Poczuła pod palcami znajome ciepło, pełznącej przez różdżkę magii, ale wrażenie rozpłynęło się, finalnie nie kończąc się żadnym (skutecznym) efektem.
Zacisnęła zęby. Skończył się dla nich efekt zaskoczenia i zdecydowanie byli w mniejszości. Jeśli zebrani zdecydują się zaatakować, będą mieli duże kłopoty. Tym bardziej, że w korytarzu dostrzegła kolejną, zakapturzoną sylwetkę. Ile tu jeszcze ich miało się pojawić?
Zaklęcia jej towarzyszy z ta samą, urwaną w połowie celu magią - nie sięgnęły celu. Jeśli cokolwiek musieli zdziałać - potrzebowali wsparcia to natychmiastowego - Zawiadomię aurorów na zewnątrz - nachyliła się ku Aspenowi, by ledwie szeptem wypowiedzieć słowa i cofnąć się do drzwi wejściowych. Mogła bawić się w chojraka i rzucać na oślep, czekając na wymierzone zaklęcie i..narażając całość akcji (odkąd myślała tak racjonalnie?) - Wrócę - dodała, ale wyraz padł skierowany nie do konkretnej jednostki. Mówiła w przestrzeń, jakby oprzędzając rzeczywistość. Musiała wrócić. Najlepiej z oferowanym wsparciem doświadczonych aurorów.
Uderzyła plecami o ciężkie wiejcie, nie śmiejąc odwrócić się plecami. Była na Nokturnie, a tu zbyt łatwo było o ukryty, zdradziecki cios. Zbyt wiele takich otrzymała, by teraz wykazywać się podobna ignorancją.
Zniknęła za drzwiami, by po drugiej stronie odnaleźć aurorkę, która ją tu wpuszczała i powiadomić o rozgrywającej się sytuacji. Potrzebowali wsparcia, a wyglądało, że mogło być ich więcej, niż widoczni na miejscu. I gdzie w końcu był ów Carter i Diggory, którzy zostali posłani w inne miejsce i do tej pory nie wrócili? Nie sadziła, by wytłumaczenie nosiły znamiona zwykłego spóźnienia. Nie było też Runcorna, który miał być jej opiekunem. Gdyby działała sama, kombinowałaby na różne sposoby samodzielnie. Teraz musiała współgrać z funkcjonariuszami - nawet jeśli się w tym gubiła. Wolała pracować sama. Tylko nie dziś.
Zacisnęła zęby. Skończył się dla nich efekt zaskoczenia i zdecydowanie byli w mniejszości. Jeśli zebrani zdecydują się zaatakować, będą mieli duże kłopoty. Tym bardziej, że w korytarzu dostrzegła kolejną, zakapturzoną sylwetkę. Ile tu jeszcze ich miało się pojawić?
Zaklęcia jej towarzyszy z ta samą, urwaną w połowie celu magią - nie sięgnęły celu. Jeśli cokolwiek musieli zdziałać - potrzebowali wsparcia to natychmiastowego - Zawiadomię aurorów na zewnątrz - nachyliła się ku Aspenowi, by ledwie szeptem wypowiedzieć słowa i cofnąć się do drzwi wejściowych. Mogła bawić się w chojraka i rzucać na oślep, czekając na wymierzone zaklęcie i..narażając całość akcji (odkąd myślała tak racjonalnie?) - Wrócę - dodała, ale wyraz padł skierowany nie do konkretnej jednostki. Mówiła w przestrzeń, jakby oprzędzając rzeczywistość. Musiała wrócić. Najlepiej z oferowanym wsparciem doświadczonych aurorów.
Uderzyła plecami o ciężkie wiejcie, nie śmiejąc odwrócić się plecami. Była na Nokturnie, a tu zbyt łatwo było o ukryty, zdradziecki cios. Zbyt wiele takich otrzymała, by teraz wykazywać się podobna ignorancją.
Zniknęła za drzwiami, by po drugiej stronie odnaleźć aurorkę, która ją tu wpuszczała i powiadomić o rozgrywającej się sytuacji. Potrzebowali wsparcia, a wyglądało, że mogło być ich więcej, niż widoczni na miejscu. I gdzie w końcu był ów Carter i Diggory, którzy zostali posłani w inne miejsce i do tej pory nie wrócili? Nie sadziła, by wytłumaczenie nosiły znamiona zwykłego spóźnienia. Nie było też Runcorna, który miał być jej opiekunem. Gdyby działała sama, kombinowałaby na różne sposoby samodzielnie. Teraz musiała współgrać z funkcjonariuszami - nawet jeśli się w tym gubiła. Wolała pracować sama. Tylko nie dziś.
Mia Mulciber
Zawód : byłam
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
And I find it kinda funny, I find it kinda sad
That dreams in which I'm dying are the best I've ever had.
That dreams in which I'm dying are the best I've ever had.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Nadal cała sytuacja pozostawała niejasna. Żadna ze stron nie garnęła się do polemiki, wszyscy widocznie decydowali się na działania siłowe. Cyneric nie zamierzał wyłamywać się z tego kręgu, pozwalając sobie na pozostanie w bliżej nieokreślonej strefie komfortu. Chwycił za różdżkę, mocniej oplatając rękojeść palcami. Czekał, chociaż nie wiedział dokładnie na co. Starał się zachować zimną krew, jednocześnie nie czując potrzeby wyprowadzenia ataku na przedstawicieli prawa. Dopiero kiedy Apollinare zdecydował się przełamać zaklęcie, Yaxley postanowił wziąć sprawy w swoje ręce, cokolwiek to miało oznaczać. Poczuł nagły przypływ sił oraz woli walki. Zmarszczył brwi widząc serię kolejnych, nieudanych zaklęć, tym razem o dziwo po obydwóch stronach. Najchętniej faktycznie zmierzyłby się z nimi w walce wręcz, lecz najprawdopodobniej zanim dobiegłby do kogokolwiek, zostałby trafiony serią zaklęć unieszkodliwiających. Zachowanie dystansu wydawało się na tę chwilę rozsądniejszą z opcji.
Dobrze byłoby też spacyfikować przynajmniej część z atakujących. Pomijając aktualną niemożność Cynerica do rzucania czarnomagicznych zaklęć, byłoby to raczej niespecjalnie roztropnym posunięciem. Mężczyzna szybko wykluczył również transmutacyjne przemiany, uznając, że całkowicie się na nich nie zna, a każda z nich i tak trwała określoną ilość czasu.
- Petrificus Totalus - rzucił po krótkiej chwili wahania, tak jak próbował to wcześniej zrobić ktoś inny na sali. Wycelował końcem różdżki w najbliżej stojącego aurora, Elliotta. Dostrzegłszy kątem oka wychodzącą kobietę podejrzewał próbę wezwania posiłków, chociaż były to jedynie jego domysły. Nie zachowywała się, jak gdyby uciekała w popłochu, dlatego ta opcja wydawała mu się najbardziej prawdopodobna. Mimo to raczej nikt nie zdołałby jej przeszkodzić, lecz to dowodziło tylko, że musieli przygotować się na ewentualną, dalszą walkę. Jak dotąd szło im raczej marnie, co wyprowadzało Cynerica z równowagi.
Dobrze byłoby też spacyfikować przynajmniej część z atakujących. Pomijając aktualną niemożność Cynerica do rzucania czarnomagicznych zaklęć, byłoby to raczej niespecjalnie roztropnym posunięciem. Mężczyzna szybko wykluczył również transmutacyjne przemiany, uznając, że całkowicie się na nich nie zna, a każda z nich i tak trwała określoną ilość czasu.
- Petrificus Totalus - rzucił po krótkiej chwili wahania, tak jak próbował to wcześniej zrobić ktoś inny na sali. Wycelował końcem różdżki w najbliżej stojącego aurora, Elliotta. Dostrzegłszy kątem oka wychodzącą kobietę podejrzewał próbę wezwania posiłków, chociaż były to jedynie jego domysły. Nie zachowywała się, jak gdyby uciekała w popłochu, dlatego ta opcja wydawała mu się najbardziej prawdopodobna. Mimo to raczej nikt nie zdołałby jej przeszkodzić, lecz to dowodziło tylko, że musieli przygotować się na ewentualną, dalszą walkę. Jak dotąd szło im raczej marnie, co wyprowadzało Cynerica z równowagi.
Sanguinem et ferrum potentia immitis.
The member 'Cyneric Yaxley' has done the following action : rzut kością
'k100' : 74
'k100' : 74
Niestety zaklęcie, które miało na celu osłabić ich przeciwników oraz zniechęcić ich do dalszej walki ustąpiło, tym samym likwidując ich przewagę. Nie wyglądało to za dobrze, a już tym bardziej, gdy rzucane przez niego zaklęcia zawodziły. Miał nadzieję, że jego pechowa passa szybko się skończy, bo robiło się coraz bardziej niebezpiecznie. Słysząc słowa Mii kiwnął jedynie głową, wciąż nie odwracając wzroku od przeciwników. Dziewczyna podjęła słuszną decyzję. Muszą wyrównać siły po obu stronach. Co prawda brak Mii chwilowo ich osłabi, ale gdy ta pojawi się już z posiłkami miał nadzieję, że będą wstanie bez problemu unieszkodliwić grupkę. Ponownie uniósł różdżkę, znów kierując ją w tego samego mężczyznę co wcześniej. Stwierdzenie, że Sprout był na tą chwilę uparty to zdecydowanie mało powiedziane. Mężczyźnie udało się zneutralizować działanie dość potężnego zaklęcia, co na pewno nie było łatwą sztuką. Utwierdziło go to tylko w tym, że stanowił on poważne zagrożenie, choć nie miał też zamiaru bagatelizować pozostałych osób stojących przed nim. Na tą chwilę każda z tych osób była niebezpieczna. Oczywistym faktem również było to, ze nie umknęła mu nowa postać, która pojawiła się w pomieszczeniu. To uświadczyło go jedynie w tym, że jest ich tu więcej. Miał cichą nadzieję, że liczba niespodziewanych gości kończyła się właśnie na nowo przybyłej osobie.
- Everte Stati. - Spróbuje jeszcze raz, ostatni raz. Naprawdę ma nadzieję, że posiłki pojawią się dość szybko. Nie wiedział jak długo będą mogli w trójkę walczyć z taką ilością przeciwników, na dodatek przy pomocy dość kapryśnej dziś magii.
- Everte Stati. - Spróbuje jeszcze raz, ostatni raz. Naprawdę ma nadzieję, że posiłki pojawią się dość szybko. Nie wiedział jak długo będą mogli w trójkę walczyć z taką ilością przeciwników, na dodatek przy pomocy dość kapryśnej dziś magii.
Aspen Sprout
Zawód : Funkcjonariusz policji
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
"Every Night & every Morn
Some to Misery are Born
Every Morn & every Night
Some are Born to sweet delight"
Some to Misery are Born
Every Morn & every Night
Some are Born to sweet delight"
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Aspen Sprout' has done the following action : rzut kością
'k100' : 75
'k100' : 75
W głowie Daphne rodziła się panika.
Czarny Pan z pewnością pomyśli, że to jej wina. Czy posądzi ją o zdradę? Nie, na pewno nie… Musiał wszak wiedzieć, że nie byłaby do tego zdolna. Nie ona. Trwała u jego boku jeszcze za czasów szkolnych, gdy wszyscy mieli śmiałość wypowiadać jego prawdziwe imię. Była gotowa poświęcić dla niego życie, w walce o ich ideały, o świat, o który walczyli. Czy dała kiedykolwiek powód, by w nią zwątpił?
Alchemiczka nie mogła jednak powstrzymać się od tych myśli, od lęku i bezsilności, która nią zawładnęła. Czuła się słaba i bezużyteczna. Stała wciśnięta w ścianę, obserwując co się dzieje: sytuacja robiła się coraz gorsza, a jeden z aurorów najpewniej wyszedł po wsparcie.
Zrobiła kilka kroków w stronę baru i przykucnęła za nim, próbując uwolnić się od tej przeklętej bezsilności i gorączkowo myśląc…
… co dalej zrobić.
Czarny Pan z pewnością pomyśli, że to jej wina. Czy posądzi ją o zdradę? Nie, na pewno nie… Musiał wszak wiedzieć, że nie byłaby do tego zdolna. Nie ona. Trwała u jego boku jeszcze za czasów szkolnych, gdy wszyscy mieli śmiałość wypowiadać jego prawdziwe imię. Była gotowa poświęcić dla niego życie, w walce o ich ideały, o świat, o który walczyli. Czy dała kiedykolwiek powód, by w nią zwątpił?
Alchemiczka nie mogła jednak powstrzymać się od tych myśli, od lęku i bezsilności, która nią zawładnęła. Czuła się słaba i bezużyteczna. Stała wciśnięta w ścianę, obserwując co się dzieje: sytuacja robiła się coraz gorsza, a jeden z aurorów najpewniej wyszedł po wsparcie.
Zrobiła kilka kroków w stronę baru i przykucnęła za nim, próbując uwolnić się od tej przeklętej bezsilności i gorączkowo myśląc…
… co dalej zrobić.
here in the forest, dark and deep,
I offer you eternal sleep
I offer you eternal sleep
Daphne Rowle
Zawód : Niewymowna, alchemiczka i trucicielka
Wiek : 28
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
jeśli przeżyje choć jeden wilk,
owce nigdy nie będą bezpieczne
owce nigdy nie będą bezpieczne
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Daphne Rowle' has done the following action : rzut kością
'k100' : 52
'k100' : 52
Uchyliłem się lekko widząc zaklęcie lecące w moją stronę zaraz po tym, jak skutecznie rzucony przeze mnie czar odegnał jęzory wcześniejszego zaklęcia. Zerknąłem za siebie obserwując tylko przez chwilę miejsce w które uderzył czar, a potem przesunąłem spojrzeniem po torze z którego leciało wzrok swój skupiając na właścicielu różdżki, która go rzuciła. Niepochamowany grymas złości przebiegł mi przez twarz. Ledwie widoczny. Oczy zwęziły się, a usta przekształciły w płaską linię. Anglia musiała stanąć na głowie od czasów, kiedy ostatnio tutaj byłem, skoro zamiast kulturalnej rozmowy od razu zaczynało rzucać w siebie zaklęciami. Nie byłem na bieżąco ze wszystkim, ale stare przyzwyczajenie nie pozwoliło mi zrezygnować z czytania Proroka. Orientowałem się co nieco, nie sądziłem jednak, że organy Ministerstwa najpierw działają, dopiero potem zadając pytania – jeśli w ogóle? Gdzie w tym wszystkim domniemanie niewinności? Może po prostu przybyłem tu, by skosztować wyśmienitego trunku i porozmawiać z charyzmatycznym barmanem. Który swoją drogą zniknął mi gdzieś z pola widzenia.
Nim jednak zdążyłem wypowiedzieć choćby słowo, mężczyzna – na oko mojego wzrostu – o wnoszącej o tym, że posiada IQ przeciętnego gumochłona ponownie wyprowadził atak. Naprawdę chyba lubił robić sobie wrogów. Kolejne ciężkie westchnięcie przetoczyło się przez moje płuca. Przypomniałem sobie o nieskończonym obrazie i tekście kuratorskim, który mógłbym dzisiaj poprawiać, zamiast tego. Ale jednocześnie wiedziałem, że to musiało być tego warte. Gdyby nie było, Ramzey nigdy nie wyszedł by w moją stronę z propozycją wzięcia udziału w tym przedsięwzięciu. Przystąpieniu do Czarnego Pana. Odnalezieniu prawdziwej mocy. Dlatego uniosłem różdżkę. Szybka matematyka dokonana w mojej głowie zakładała niepowodzenie zaklęcia. Moja różdżka miała dziś swoje nastroje. Co drugie zaklęcie zdawało się być skuteczne. Nawet nie tyle co zdawało, a było. Wedle obliczeń tym razem znów miała mnie zawieść. Przymknąłem lekko powieki, czując jak rozdrażnienie wprawia w drgania moją dłoń. Musiałem się opanować.
-Protego. – wypowiedziałem, wykonując pionowy gest różdżką. Mogłem mieć tylko nadzieję, że tym razem drewno posłucha mojej prośby. Jakiś dziwny podszept podświadomości jednak mówił mi, że wcale nie przejąłbym się, gdyby było inaczej. Lubiłem ból. Nie tylko zadawać, ale i chłonąć go, odczuwać. Stał się moją nową muzą, ale i moim remedium. Nie, nie miałem szansy skosztować go od dawna. Cielesne odczuwanie tego uczucia dawno nie nawiedzało mojej jednostki. Jedynie ma dusza cierpiała katusze, ale i one zdawały się wodą odległych mórz, poruszonych niedawno twoim widokiem. Co sprawić miał atak aurora? Czy moja tarcza zawiedzie? Miałem za chwilę się o tym przekonać.
Nim jednak zdążyłem wypowiedzieć choćby słowo, mężczyzna – na oko mojego wzrostu – o wnoszącej o tym, że posiada IQ przeciętnego gumochłona ponownie wyprowadził atak. Naprawdę chyba lubił robić sobie wrogów. Kolejne ciężkie westchnięcie przetoczyło się przez moje płuca. Przypomniałem sobie o nieskończonym obrazie i tekście kuratorskim, który mógłbym dzisiaj poprawiać, zamiast tego. Ale jednocześnie wiedziałem, że to musiało być tego warte. Gdyby nie było, Ramzey nigdy nie wyszedł by w moją stronę z propozycją wzięcia udziału w tym przedsięwzięciu. Przystąpieniu do Czarnego Pana. Odnalezieniu prawdziwej mocy. Dlatego uniosłem różdżkę. Szybka matematyka dokonana w mojej głowie zakładała niepowodzenie zaklęcia. Moja różdżka miała dziś swoje nastroje. Co drugie zaklęcie zdawało się być skuteczne. Nawet nie tyle co zdawało, a było. Wedle obliczeń tym razem znów miała mnie zawieść. Przymknąłem lekko powieki, czując jak rozdrażnienie wprawia w drgania moją dłoń. Musiałem się opanować.
-Protego. – wypowiedziałem, wykonując pionowy gest różdżką. Mogłem mieć tylko nadzieję, że tym razem drewno posłucha mojej prośby. Jakiś dziwny podszept podświadomości jednak mówił mi, że wcale nie przejąłbym się, gdyby było inaczej. Lubiłem ból. Nie tylko zadawać, ale i chłonąć go, odczuwać. Stał się moją nową muzą, ale i moim remedium. Nie, nie miałem szansy skosztować go od dawna. Cielesne odczuwanie tego uczucia dawno nie nawiedzało mojej jednostki. Jedynie ma dusza cierpiała katusze, ale i one zdawały się wodą odległych mórz, poruszonych niedawno twoim widokiem. Co sprawić miał atak aurora? Czy moja tarcza zawiedzie? Miałem za chwilę się o tym przekonać.
Just wait and see, what am I capable of
Apollinare Sauveterre
Zawód : artysta, krytyk, dyrektor Galerii Sztuki
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Sztuka zawsze, nieustannie zajmuje się dwiema sprawami: wiecznie rozmyśla o śmierci i dzięki temu wiecznie tworzy życie.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Apollinare Sauveterre' has done the following action : rzut kością
'k100' : 98
'k100' : 98
I nic. Zgodnie z najczarniejszymi przewidywaniami, mogącymi zawstydzić nawet Cassandrę. Czuję przepływającą różdżką moc, ale kończy się na kilku nic nieznaczących iskrach. Cholera. Zaciskam mocniej zęby wiedząc już, że nie uratuję Edgara od mknącego na niego zaklęcia. Mogłem go odsunąć, przysunąć siebie, cokolwiek, co być może miałoby więcej szans na powodzenie niż ta przeklęta obrona przed czarną magią, która nawet czarną magią nie jest. Tysiące przekleństw aż krzyczy w mojej głowie kiedy w tym krótkim ułamku sekundy nawet on nie daje rady z ochronną tarczą, a silny confundus uderza w jego klatkę piersiową. Unoszę na chwilę wzrok przyglądając się walce innych zastanawiając się jakie mam w tym starciu szanse. Bilans wygląda koszmarnie, ale nie mogę się przecież tak po prostu poddać, nawet jeśli nic mi się nie udaje.
- Jesteśmy w Białej Wywernie, zostaliśmy zaatakowani - relacjonuję szybko bratu, żeby prędzej się zorientował o co chodzi i spróbował ponownie rzucić jakieś zaklęcie. Pomimo wyraźnych niedogodnień. Nie mogę uwierzyć, że te paskudne gnidy podnoszą różdżkę na kogoś wyraźnie słabszego. Ktoś, kto siedzi starając się obronić jest pewnie dla nich łatwym przeciwnikiem do pokonania, tylko nie jestem pewien czy to powinno współgrać z ich patetycznymi, aurorskimi ideałami. Zwykłe, nędzne szczury. I nie, żeby mi wychodziło lepiej, ale to akurat mało istotne.
- Petrificus totalus - powtarzam ponownie, kierując je do czającego się za stołem Wadocka, sądząc, że to najlepsze z zaklęć, jakie teraz możemy wystosować. Burkowie mają wiele na sumieniu, jednak dawać im jawny powód do zabrania do Azkabanu nie jest dobrym pomysłem. Za to kiedy taki robak nie mógłby się poruszyć, wtedy sprawa wyglądałaby inaczej. Niestety nie wierzę w nagłe odwrócenie się fortuny, ale coś muszę zrobić zamiast stać i nędznie wyglądać.
- Jesteśmy w Białej Wywernie, zostaliśmy zaatakowani - relacjonuję szybko bratu, żeby prędzej się zorientował o co chodzi i spróbował ponownie rzucić jakieś zaklęcie. Pomimo wyraźnych niedogodnień. Nie mogę uwierzyć, że te paskudne gnidy podnoszą różdżkę na kogoś wyraźnie słabszego. Ktoś, kto siedzi starając się obronić jest pewnie dla nich łatwym przeciwnikiem do pokonania, tylko nie jestem pewien czy to powinno współgrać z ich patetycznymi, aurorskimi ideałami. Zwykłe, nędzne szczury. I nie, żeby mi wychodziło lepiej, ale to akurat mało istotne.
- Petrificus totalus - powtarzam ponownie, kierując je do czającego się za stołem Wadocka, sądząc, że to najlepsze z zaklęć, jakie teraz możemy wystosować. Burkowie mają wiele na sumieniu, jednak dawać im jawny powód do zabrania do Azkabanu nie jest dobrym pomysłem. Za to kiedy taki robak nie mógłby się poruszyć, wtedy sprawa wyglądałaby inaczej. Niestety nie wierzę w nagłe odwrócenie się fortuny, ale coś muszę zrobić zamiast stać i nędznie wyglądać.
Milczenie, cisza grobowa, a jakże wymowna. Zdmuchnęła iskry złudzeń. Zostawiła tło straconych nadziei.
I powiedziała więcej niż słowa.
I powiedziała więcej niż słowa.
Quentin Burke
Zawód : alchemik, ale pomaga u Borgina & Burke'a
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Unikaj milczenia
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Quentin Burke' has done the following action : rzut kością
'k100' : 87
'k100' : 87
Zaklęcie się nie powiodło, na szczęście nie spowodowało to niczego złego, bo zaraz inny z rycerzy usunął jego działanie i mgła zaczęła się cofać, na co Marianna odetchnęła z ulgą. Niestety, została zauważona, a aurorzy, którzy wpadli do pomieszczenia wiedzieli już o jej obecności. Ale czy rozpoznali? Jedyną osobą, która mogła to zrobić była chyba Mia, która planowała opuszczenie pomieszczenia. Czyżby uciekała, a może szła po posiłki? Musieli sobie szybko z nimi poradzić, całe spotkanie zostało zaburzone. Trzeba było się ich pozbyć, inaczej wszyscy będą mieli problemy. Chociaż to oni wpadli i bez słowa zaczęli atakować osoby znajdujące się w środku, czy to coś dziwnego, że zaczęli się bronić? Póki nikt nie użyje żadnego czarnomagicznego zaklęcia byli bezpieczni. Ostatnie na czym im zależało, to wyjście na jaw prawdy o tym w jakiej organizacji się znajdują i komu służą.
Zaklęcia leciały na prawo i lewo, ciągle coś się działo i Marianna mogła z pewnością stwierdzić, że dawno nie brała udziału w czymś takim. Adrenalina szalała w jej ciele połączona ze strachem, że jeśli nie uda im się poradzić sobie z przeciwnikami, to nie mają co tu szukać, a kara była surowa. Ale, to chyba był dobry strach, bo zdawało się, że dopingował wszystkich do tego, aby działać i się nie poddawać.
Nagle obok niej pojawiła się Daphne, która ciągle wyglądała dość niemrawo. Jakby coś uniemożliwiało jej walkę. Marianna spojrzała na nią ze złością.
- Weź się w garść, zdobądź różdżkę i nam pomóż - upomniała ją.
Sama swoją różdżkę skierowała w stronę Aspena, którego miała zamiar zaatakować. Ruchy powinny być rozłożone równomiernie, aby każdy miał swojego własnego przeciwnika. Według niej atakowanie jednej osoby przez wszystkich było nielogiczne, więc robiła tak, jak uznała za słuszne.
- Petrificus Totalus - rzuciła również.
Teraz tylko liczyć na to, że uda jej się go trafić.
Zaklęcia leciały na prawo i lewo, ciągle coś się działo i Marianna mogła z pewnością stwierdzić, że dawno nie brała udziału w czymś takim. Adrenalina szalała w jej ciele połączona ze strachem, że jeśli nie uda im się poradzić sobie z przeciwnikami, to nie mają co tu szukać, a kara była surowa. Ale, to chyba był dobry strach, bo zdawało się, że dopingował wszystkich do tego, aby działać i się nie poddawać.
Nagle obok niej pojawiła się Daphne, która ciągle wyglądała dość niemrawo. Jakby coś uniemożliwiało jej walkę. Marianna spojrzała na nią ze złością.
- Weź się w garść, zdobądź różdżkę i nam pomóż - upomniała ją.
Sama swoją różdżkę skierowała w stronę Aspena, którego miała zamiar zaatakować. Ruchy powinny być rozłożone równomiernie, aby każdy miał swojego własnego przeciwnika. Według niej atakowanie jednej osoby przez wszystkich było nielogiczne, więc robiła tak, jak uznała za słuszne.
- Petrificus Totalus - rzuciła również.
Teraz tylko liczyć na to, że uda jej się go trafić.
A ty? Czy ty? Już rozumiesz też
Czy chcemy czy nie, czeka na nas śmierć
Po tym co się tu stało każdy chyba wie
Pod drzewem dziś to wszystko zacznie się
Czy chcemy czy nie, czeka na nas śmierć
Po tym co się tu stało każdy chyba wie
Pod drzewem dziś to wszystko zacznie się
Marianna Goshawk
Zawód : Uzdrowicielka rodziny Burke, pomocnica Cassandry
Wiek : 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Jam jest Myśląca Tiara,Los wam wyznaczę na starcie!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Marianna Goshawk' has done the following action : rzut kością
'k100' : 52
'k100' : 52
Już po wypowiedzeniu słów defensywnej inkantacji Edgar wiedział, że nie uda mu się uchronić przed pędzącym w jego kierunku atakiem. Dostał nim prosto w pierś i dokładnie w tym samym momencie zapomniał gdzie się znajduje. Przymknął na chwilę oczy, a gdy ponownie je otworzył, rozglądał się po wnętrzu pomieszczenia wyraźnie zdezorientowany. Czuł się dokładnie tak jak ostatnio w szpitalu: bezsilny. Zaklęcia śmigały mu nad głową, czarodzieje biegali i ukrywali się. Spojrzał na brata, na jego różdżkę gotową do ataku, na zdeterminowaną minę. Zmarszczył lekko czoło, słysząc jego słowa. Jeszcze raz rozejrzał się po Wywernie i nagle wziął głęboki wdech jak gdyby wypłynął na powierzchnię. Wszystko do niego wróciło. Wciąż nieco zdezorientowany wyciągnął różdżkę w kierunku Aspena i rzucił - Regressio! - Dziwnym trafem to było pierwsze zaklęcie, które w tym momencie przyszło mu do głowy.
Edgar Burke
Zawód : nestor, B&B, łamacz klątw
Wiek : 35
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Gdybym był babą, rozpłakałbym się rzewnie nad swym losem, ale jestem Burkiem, więc trzymam fason.
OPCM : 25 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 30 +1
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 9
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Edgar Burke' has done the following action : rzut kością
'k100' : 69
'k100' : 69
Sala główna
Szybka odpowiedź