Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Norfolk
Kasyno
AutorWiadomość
First topic message reminder :
★★★
W tej lokacji obowiązuje bonus do rzutu kością w wysokości +5 dla Rycerzy Walpurgii i +10 dla Śmierciożerców.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Kasyno
Kasyno znajduje się na głównej ulicy Cliodny, niedaleko pubu Siwy Dym. Taka lokalizacja nie jest przypadkowa - wszak pijani klienci przynoszą największe zyski. W tym miejscu nie gra się w Eksplodującego Durnia, lecz nawet nieletni mogą obstawiać zakłady, o ile zostaną na ulicach do otwarcia lokalu. Toczy się tu nocne życie; oprócz rozrywki z zawierania zakładów, można także zażyć rozkoszy alkoholowych (a nieoficjalnie również cielesnych), przez co zdarza się, że w ruch idą pięści niepoprawnych hazardzistów. W kasynie gra się przede wszystkim w pokera, black jacka, a także w kości kłamców. Wśród miejscowych chodzą plotki, że stali bywalcy kasyna gromadzą się raz w tygodniu w pomieszczeniu nieudostępnionym przez właściciela, gdzie razem grają w rosyjską ruletkę.
Możliwość gry w czarodziejskie oczko, kościanego pokera
W tej lokacji obowiązuje bonus do rzutu kością w wysokości +5 dla Rycerzy Walpurgii i +10 dla Śmierciożerców.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 19:36, w całości zmieniany 4 razy
Jestem bardzo szalony, że decyduję się na podejście tam do tego baru. Ściskam różdżkę niepewnie, ale chwilowo jest ona jedynym źródłem światła, więc pilnuję jej jak oka w głowie. Chociaż potem temu przeczę idąc na spotkanie z nieznajomym człowiekiem. Serce bije mi jak oszalałe nie mogąc się uspokoić. Mam nieodparte wrażenie, że ze wszystkich zebranych to ja jestem w najgorszej kondycji, a to ja się decyduję na podejście do potencjalnego zagrożenia. Staję jednak w takiej sensownej odległości jakby koleś był trędowaty, ale jednocześnie mógłbym zareagować i naprawdę walnąć go tym kociołkiem. Może bym nawet trafił, chociaż mam co do tego mieszane uczucia.
Robi się zdecydowanie lepiej kiedy jasna kula zawisa pod stropem. Teraz widać, że to ktoś, kto się rusza przywalony gruzami. I ma poranioną nogę. Chyba od poparzeń, tak domniemywam, bo żadnym uzdrowicielem to ja nie jestem. Boję się coraz bardziej. Znów przypomina mi się koszmar z Białej Wywerny. Ten smród, te rany, te hałasy. Wzdrygam się na te tragiczne wspomnienia.
- Wingardium leviosa - powtarzam za Valerijem, chcąc rzeczywiście zebrać te najcięższe belki czy co to tam jest z jeszcze żyjącego jegomościa. Trochę strach, ale jeśli mógłby nam coś powiedzieć, a my go świadomie zabijemy, to Czarny Pan zada nam większy ból. Wiem coś o tym, niestety. Dlatego jego gniew przeraża mnie mocniej niż śmierć z rąk nieznajomego przygniecionego kawałkami budynku. Z drugiej strony ja wcale nie jestem dobry z żadnych zaklęć, ale spróbować trzeba.
Robi się zdecydowanie lepiej kiedy jasna kula zawisa pod stropem. Teraz widać, że to ktoś, kto się rusza przywalony gruzami. I ma poranioną nogę. Chyba od poparzeń, tak domniemywam, bo żadnym uzdrowicielem to ja nie jestem. Boję się coraz bardziej. Znów przypomina mi się koszmar z Białej Wywerny. Ten smród, te rany, te hałasy. Wzdrygam się na te tragiczne wspomnienia.
- Wingardium leviosa - powtarzam za Valerijem, chcąc rzeczywiście zebrać te najcięższe belki czy co to tam jest z jeszcze żyjącego jegomościa. Trochę strach, ale jeśli mógłby nam coś powiedzieć, a my go świadomie zabijemy, to Czarny Pan zada nam większy ból. Wiem coś o tym, niestety. Dlatego jego gniew przeraża mnie mocniej niż śmierć z rąk nieznajomego przygniecionego kawałkami budynku. Z drugiej strony ja wcale nie jestem dobry z żadnych zaklęć, ale spróbować trzeba.
Milczenie, cisza grobowa, a jakże wymowna. Zdmuchnęła iskry złudzeń. Zostawiła tło straconych nadziei.
I powiedziała więcej niż słowa.
I powiedziała więcej niż słowa.
Quentin Burke
Zawód : alchemik, ale pomaga u Borgina & Burke'a
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Unikaj milczenia
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Quentin Burke' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 26
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 26
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Byłem niepewny co do skutków rzucanego zaklęcia, ale pomyślałem sobie, że przecież kiedyś musi się po prostu udać. I udało się w końcu. Świetlista kula zawisła pod sufitem dając więcej światła na całe kasyno. Będące w fatalnym stanie. Wszystko było porozwalane, porozrzucane, istny chaos. Skrzywiłem się lekko, bo nie byłem przyzwyczajony do takich warunków. Już nawet w Mungu było czyściej. Z drugiej strony przecież to oczywiste, że po pożarze tak to właśnie będzie wyglądać.
- Ten kurz się dziwnie mieni – rzuciłem na głos, bo jeszcze nikt o tym nie powiedział i nie wiedziałem czy tylko mi się tak wydaje, czy jednak naprawdę w ciemnej masie znajdowały się jaśniejsze drobinki.
Zaniepokoiłem się kiedy dźwięki stały się wyraźniejsze. To jednak nie był trup, a żywy jeszcze człowiek. Przełknąłem ślinę uważnie zbliżając się do baru, gdzie stali tam już pozostali mężczyźni. Jakoś tak odruchowo zerknąłem na upierzoną Cassandrę, a potem na wystającą z gruzowiska nogę. Paskudne oparzenia. Musiał bardzo cierpieć.
- Wingardium Leviosa – wypowiedziałem inkantację starając się ulżyć mężczyźnie w cierpieniu i kierując promień na przygniatające go elementy budynku. Na pewno się dusił. Swoją drogą musieliśmy wyglądać bardzo groteskowo kiedy trzech czarodziejów stało nad poszkodowanym i próbowało rzucić proste przecież zaklęcie. Nie miałem gwarancji, że to mi się uda ta wytworna sztuka, ale nie mogłem zostawić nieznajomego samemu sobie. Zwykle nie ruszało mnie cierpienie innych, ale on mógł być kluczem do odpowiedzi. Może gdybyśmy mu pomogli, udałoby się zebrać jakieś informacje dotyczące tej anomalii. Należało więc skorzystać z tej możliwości zamiast oczekiwać, że wszystko zrobi się samo.
- Ten kurz się dziwnie mieni – rzuciłem na głos, bo jeszcze nikt o tym nie powiedział i nie wiedziałem czy tylko mi się tak wydaje, czy jednak naprawdę w ciemnej masie znajdowały się jaśniejsze drobinki.
Zaniepokoiłem się kiedy dźwięki stały się wyraźniejsze. To jednak nie był trup, a żywy jeszcze człowiek. Przełknąłem ślinę uważnie zbliżając się do baru, gdzie stali tam już pozostali mężczyźni. Jakoś tak odruchowo zerknąłem na upierzoną Cassandrę, a potem na wystającą z gruzowiska nogę. Paskudne oparzenia. Musiał bardzo cierpieć.
- Wingardium Leviosa – wypowiedziałem inkantację starając się ulżyć mężczyźnie w cierpieniu i kierując promień na przygniatające go elementy budynku. Na pewno się dusił. Swoją drogą musieliśmy wyglądać bardzo groteskowo kiedy trzech czarodziejów stało nad poszkodowanym i próbowało rzucić proste przecież zaklęcie. Nie miałem gwarancji, że to mi się uda ta wytworna sztuka, ale nie mogłem zostawić nieznajomego samemu sobie. Zwykle nie ruszało mnie cierpienie innych, ale on mógł być kluczem do odpowiedzi. Może gdybyśmy mu pomogli, udałoby się zebrać jakieś informacje dotyczące tej anomalii. Należało więc skorzystać z tej możliwości zamiast oczekiwać, że wszystko zrobi się samo.
Lupus Black
Zawód : Uzdrowiciel na oddziale urazów pozaklęciowych
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Szedł podróżny w wilczurze, zaszedł mu wilk drogę.
"Znaj z odzieży - rzekł człowiek - co jestem, co mogę".
Wprzód się rozśmiał, rzekł potem człeku wilk ponury;
"Znam, żeś słaby, gdy cudzej potrzebujesz skóry".
"Znaj z odzieży - rzekł człowiek - co jestem, co mogę".
Wprzód się rozśmiał, rzekł potem człeku wilk ponury;
"Znam, żeś słaby, gdy cudzej potrzebujesz skóry".
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Lupus Black' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 47
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 47
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Valerij miał szansę udowodnić swoim towarzyszom, że magia użytkowa rzeczywiście nie jest jego najmocniejszą stroną. Pomimo olbrzymich chęci i wielkiej woli nie udało mu się podnieść kawałku gruzu, który tkwił przed nimi. Próbę sił podjął równiez Burke, lecz zmęczenie dawało mu się wciąż we znaki, nie podołał. Jednocześnie światło z jego różdżki zgasło - zostało tylko to wyczarowane nad głowami Rycerzy. Cały maraton podnoszenia stery zniszczeń zakończył dopiero Lupus, któremu udało się podnieść zawalone elementy budynku.
Cassandra miała w tym czasie chwilę, by przyjrzeć się sytuacji - i potencjalnej ofierze. Był nią mężczyzna. Uzdrowicielka mogła dostrzec słaby ruch — wciąż żył, lecz musiał być bardzo słaby, nie potrafiąc się wyswobodzić spod zniszczeń. Jego ciało było zrujnowane, pokryte licznymi ranami i liszajami, wybroczynami, a miejscami wyglądało na całkiem zwęglone. Przyglądając mu się mogła wywnioskować, że obrażenia przypominały te spowodowane ogniem szatańskiej pożogi, doskonale znała podobne ślady. Ta jednak nie pozostawiła po sobie śladu w tym miejscu, przynajmniej na pierwszy rzut oka.
Kiedy wszyscy mogli w świetle przyjrzeć się rannemu, rozchylił powieki i jęknął. Wąskimi oczami spojrzał na czarodziejów, a w kącikach pojawiły się łzy. Jego twarz również była silnie poparzona. Próbował wyciągnąć do nich rękę, lecz był słaby, by podjąć próbę podniesienia się.
— Ogień... ogi...ogień...—mruknął cicho, chrapliwie. — Poja...wił się znikąd, ta-ak nagle... Na-agle.
| Na odpis macie czas do jutra g.21:00
Cassandra miała w tym czasie chwilę, by przyjrzeć się sytuacji - i potencjalnej ofierze. Był nią mężczyzna. Uzdrowicielka mogła dostrzec słaby ruch — wciąż żył, lecz musiał być bardzo słaby, nie potrafiąc się wyswobodzić spod zniszczeń. Jego ciało było zrujnowane, pokryte licznymi ranami i liszajami, wybroczynami, a miejscami wyglądało na całkiem zwęglone. Przyglądając mu się mogła wywnioskować, że obrażenia przypominały te spowodowane ogniem szatańskiej pożogi, doskonale znała podobne ślady. Ta jednak nie pozostawiła po sobie śladu w tym miejscu, przynajmniej na pierwszy rzut oka.
Kiedy wszyscy mogli w świetle przyjrzeć się rannemu, rozchylił powieki i jęknął. Wąskimi oczami spojrzał na czarodziejów, a w kącikach pojawiły się łzy. Jego twarz również była silnie poparzona. Próbował wyciągnąć do nich rękę, lecz był słaby, by podjąć próbę podniesienia się.
— Ogień... ogi...ogień...—mruknął cicho, chrapliwie. — Poja...wił się znikąd, ta-ak nagle... Na-agle.
| Na odpis macie czas do jutra g.21:00
Sfrunęła w dół, nad ziemią przeobrażając się ponownie w ludzką postać - w bezpiecznej odległości od rannego człowieka. Krytycznym okiem usiłowała ocenić, na jak długo jego aktualny stan pozwoli zachować go przy życiu. Mogli mu pomóc, zarówno ona jak i Lupus, obejrzała się przez ramię na uzdrowiciela, nie była jednak pewna, czy to dobry pomysł. Chęć pomocy mogli wykorzystać jako groźbę lub szantaż, łzy pokazywały, jak mocno cierpiał. Nie mógł jednak umrzeć zanim wyciągną z niego wszystkiego.
- Ten kurz - mruknęła na głos, zastanawiając się nad losem półmartwego człowieka - mienił się srebrem, nie jest kurzem. Powinniśmy się mu przyjrzeć.
Przekrzywiła lekko głowę- jak ptak - wsłuchując się w jego słowa, ogień, to ogień trawił kości, ogień od wewnątrz - raniący kości, ale nie narządy. Czy i on zaznał tego uczucia? Obrzuciła spojrzeniem jego ubranie, był przypadkową ofiarą czy kolejnym więźniem? Odsunęła się, kiedy wyciągnął w ich stronę dłoń.
- Kim jesteś? - zapytała zamiast tego - skąd się tu wziąłeś? - znów obejrzała się na pozostałych, któreś z nich bez wątpienia miało lepsze talenty do trudnych rozmów. By jednak móc z nim pomówić - musiał nabrać sił. Podeszła do niego bliżej, nachylając się nad jego pokrytym oznakami szatańskiej pożogi ciałem - odpędzajac wspomneinia. - Cauma Sanavi Maxima - wypowiedziała spokojnie, z nadzieją, że głos jej nie zadrży - że człowiek nie okaże się mieć twarzy zwłok, które widziała trzecim okiem. Śmierć nie chciała, żeby je odnaleźli.
- Ten kurz - mruknęła na głos, zastanawiając się nad losem półmartwego człowieka - mienił się srebrem, nie jest kurzem. Powinniśmy się mu przyjrzeć.
Przekrzywiła lekko głowę- jak ptak - wsłuchując się w jego słowa, ogień, to ogień trawił kości, ogień od wewnątrz - raniący kości, ale nie narządy. Czy i on zaznał tego uczucia? Obrzuciła spojrzeniem jego ubranie, był przypadkową ofiarą czy kolejnym więźniem? Odsunęła się, kiedy wyciągnął w ich stronę dłoń.
- Kim jesteś? - zapytała zamiast tego - skąd się tu wziąłeś? - znów obejrzała się na pozostałych, któreś z nich bez wątpienia miało lepsze talenty do trudnych rozmów. By jednak móc z nim pomówić - musiał nabrać sił. Podeszła do niego bliżej, nachylając się nad jego pokrytym oznakami szatańskiej pożogi ciałem - odpędzajac wspomneinia. - Cauma Sanavi Maxima - wypowiedziała spokojnie, z nadzieją, że głos jej nie zadrży - że człowiek nie okaże się mieć twarzy zwłok, które widziała trzecim okiem. Śmierć nie chciała, żeby je odnaleźli.
bo ty jesteś
prządką
prządką
The member 'Cassandra Vablatsky' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 20
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 20
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Wreszcie się udało. Odetchnąłem z ulgą widząc, że elementy gruzu wreszcie uniosły się w powietrzu, rzucając tym samym więcej widoku na rannego człowieka. Nie wyglądał najlepiej. Właściwie to wyglądał beznadziejnie. Był w stanie krytycznym. To i tak cud, że potrafił jeszcze mówić. Przyglądałem mu się jednak bez cienia współczucia. Widziałem podobnych pacjentów wiele razy, często udawało się ich jeszcze odratować. Przynajmniej wtedy, kiedy od razu zabieraliśmy się do pracy. Mimowolnie przypomniałem sobie poszkodowanych z Białej Wywerny. Wydawało się wtedy, że balansowali oni na granicy życia oraz śmierci, a jednak wciąż żyli. Jeden nawet stał tutaj z nami. Potęga magii była doprawdy ogromna.
Obejrzałem się na przemieniającą się Cassandrę, a potem patrzyłem jak próbuje mężczyznę podleczyć. Chwilę później wyczułem dziwne pulsowanie. To anomalia, kojarzyłem ją z własnego domu kiedy leczyłem Rycerzy Walpurgii. Zdarzyło mi się ją wywołać. Wzdrygnąłem się ledwo zauważalnie, ale postanowiłem zachęcić czarodzieja do rozmowy.
- Z nami nic ci nie grozi – zapewniłem solennie. – Jesteśmy uzdrowicielami i alchemikami. Co więcej, możemy ci pomóc – kontynuowałem. – Ale najpierw ty musisz pomóc nam. Potrzebujemy odpowiedzi na pytania – dodałem jeszcze, znów zerkając na kobietę. – To kim jesteś, co tu robiłeś i jak do tego doszło będą wystarczające na początek – zakończyłem. Starałem się mówić spokojnie, będąc pewny siebie oraz przekonujący, a przynajmniej bardzo chciałem wywrzeć takie wrażenie. Nie bawiłem się w przesadną erudycję, w stanie zdrowia nieznajomego nie zrozumiałby za wiele. Dlatego postawiłem na prostotę wypowiedzi okraszoną zdecydowaniem. Miałem nadzieję, że to pomoże w uzyskaniu satysfakcjonujących nas informacji.
/Retoryka
Obejrzałem się na przemieniającą się Cassandrę, a potem patrzyłem jak próbuje mężczyznę podleczyć. Chwilę później wyczułem dziwne pulsowanie. To anomalia, kojarzyłem ją z własnego domu kiedy leczyłem Rycerzy Walpurgii. Zdarzyło mi się ją wywołać. Wzdrygnąłem się ledwo zauważalnie, ale postanowiłem zachęcić czarodzieja do rozmowy.
- Z nami nic ci nie grozi – zapewniłem solennie. – Jesteśmy uzdrowicielami i alchemikami. Co więcej, możemy ci pomóc – kontynuowałem. – Ale najpierw ty musisz pomóc nam. Potrzebujemy odpowiedzi na pytania – dodałem jeszcze, znów zerkając na kobietę. – To kim jesteś, co tu robiłeś i jak do tego doszło będą wystarczające na początek – zakończyłem. Starałem się mówić spokojnie, będąc pewny siebie oraz przekonujący, a przynajmniej bardzo chciałem wywrzeć takie wrażenie. Nie bawiłem się w przesadną erudycję, w stanie zdrowia nieznajomego nie zrozumiałby za wiele. Dlatego postawiłem na prostotę wypowiedzi okraszoną zdecydowaniem. Miałem nadzieję, że to pomoże w uzyskaniu satysfakcjonujących nas informacji.
/Retoryka
Lupus Black
Zawód : Uzdrowiciel na oddziale urazów pozaklęciowych
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Szedł podróżny w wilczurze, zaszedł mu wilk drogę.
"Znaj z odzieży - rzekł człowiek - co jestem, co mogę".
Wprzód się rozśmiał, rzekł potem człeku wilk ponury;
"Znam, żeś słaby, gdy cudzej potrzebujesz skóry".
"Znaj z odzieży - rzekł człowiek - co jestem, co mogę".
Wprzód się rozśmiał, rzekł potem człeku wilk ponury;
"Znam, żeś słaby, gdy cudzej potrzebujesz skóry".
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Lupus Black' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 54
'k100' : 54
Zacisnął usta w wąską kreskę zastygając w pozie do wypuszczenia zaklęcia. Z różdżki wydobyło się jednak mdłe westchnięcie. Dolohov zbliżył ją do swej twarzy artykułując do niej coś w swym rodzimym języku znacząc ton głosu szczerym niedowierzaniem. Sam po tym westchnął stojąc za plecami swych towarzyszy. Nigdy nie cechował się nadmierną odwagą ani empatią. Przynajmniej w stosunku do żywych. Patrzył więc na niego z nieufnością spłoszonego dzikiego zwierzęcia chociaż ten wyglądał na pół martwego i nieszkodliwego. Ale to nic - potwory z elektrowni również nie wyglądały na najżywsze. Przez myśl mu przeszedł głupi pomysł by może tak poczekać aż umrze i liczyć na to, że przybierze mniej niebezpieczną, niecielesną formę...?
Trudno było powiedzieć, jak nieznajomy zareaguje na śmiałość Cassandry oraz spokój Lupusa, lecz Rosjanina trochę to uspokoiło i zachęciło do tego by również podejść bliżej człowieka. To i fakt, że całej trójce na raz nie będzie raczej wstanie oderwać twarzy od czaszki. Prosty rachunek numerologiczny podszeptywał, że ma szansę dwa do trzech na potencjalne wyjście bez szwanku w razie w. Było to więcej niż szansa na poprawne uwarzenie eliksiru euforii, a to już coś.
Alchemik, przykucnął gdzieś w nogach nieznajomego patrząc na te obrzydliwe rany wiedząc dlaczego nigdy go nie kusiło zainteresowanie się magią leczniczą. Próbował dojrzeć czy przy człowieku tym leży coś ciekawego...
|Obszukuję - zręczne ręce?spostrzegawczość?
Trudno było powiedzieć, jak nieznajomy zareaguje na śmiałość Cassandry oraz spokój Lupusa, lecz Rosjanina trochę to uspokoiło i zachęciło do tego by również podejść bliżej człowieka. To i fakt, że całej trójce na raz nie będzie raczej wstanie oderwać twarzy od czaszki. Prosty rachunek numerologiczny podszeptywał, że ma szansę dwa do trzech na potencjalne wyjście bez szwanku w razie w. Było to więcej niż szansa na poprawne uwarzenie eliksiru euforii, a to już coś.
Alchemik, przykucnął gdzieś w nogach nieznajomego patrząc na te obrzydliwe rany wiedząc dlaczego nigdy go nie kusiło zainteresowanie się magią leczniczą. Próbował dojrzeć czy przy człowieku tym leży coś ciekawego...
|Obszukuję - zręczne ręce?spostrzegawczość?
The member 'Valerij Dolohov' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 93
'k100' : 93
Nie udaje się. Fatalnie. Patrzę, jak różdżka drży, jak smętna mgiełka wydobywa się z jej końca oraz momentalnie rozpływa się w powietrzu. Wzdycham cicho, cierpiętniczo, bo nie lubię kiedy coś mi nie wychodzi. Fakt, że i Valerij ma dziś problem z magią w ogóle nie jest pocieszający. Ważne, że innym się wszystko udaje, co od razu stawia mnie na samym dole przydatności. Zresztą szybko orientuję się, że nie ma w tym wszystkim zbyt wiele pracy dla mnie. Nie uzdrowię wijącego się pod gruzami mężczyzny, nawet nie umiem go z nich wydobyć. Skądinąd wygląda paskudnie. Ciekawe czy wyglądałem identycznie jak usmażony trafiłem do szpitala. Nawet nie chcę sobie tego wyobrażać. Oglądam się na Cass, która wspomina o mieniącym się kurzu. Kiwam głową. Mówca ze mnie żaden, więc decyduję się zabrać za zbieranie próbek. Inni wiedzą co robią.
Wyjmuję jakąś pustą fiolkę spośród kilku innych, zapełnionych eliksirami. Zawsze trzeba coś przy sobie mieć, na wszelki wypadek, żeby odlać miksturę na więcej porcji lub mieć zapas w przypadku pękającego czy przeciekającego szkła. Podchodzę do miejsca, w którym nieznanego pochodzenia pył spoczywa na jakimś przedmiocie. Pomagam sobie różdżką, żeby napełnić naczynie popiołem (tak wygląda) zmieszanym z jasnymi drobinkami. Mam nadzieję, że taka ilość wystarczy do szczegółowych badań. W międzyczasie zerkam na pozostałych starając się ocenić jak im idzie wydobywanie informacji z tamtego nieznajomego.
Wyjmuję jakąś pustą fiolkę spośród kilku innych, zapełnionych eliksirami. Zawsze trzeba coś przy sobie mieć, na wszelki wypadek, żeby odlać miksturę na więcej porcji lub mieć zapas w przypadku pękającego czy przeciekającego szkła. Podchodzę do miejsca, w którym nieznanego pochodzenia pył spoczywa na jakimś przedmiocie. Pomagam sobie różdżką, żeby napełnić naczynie popiołem (tak wygląda) zmieszanym z jasnymi drobinkami. Mam nadzieję, że taka ilość wystarczy do szczegółowych badań. W międzyczasie zerkam na pozostałych starając się ocenić jak im idzie wydobywanie informacji z tamtego nieznajomego.
Milczenie, cisza grobowa, a jakże wymowna. Zdmuchnęła iskry złudzeń. Zostawiła tło straconych nadziei.
I powiedziała więcej niż słowa.
I powiedziała więcej niż słowa.
Quentin Burke
Zawód : alchemik, ale pomaga u Borgina & Burke'a
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Unikaj milczenia
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Cassandra powróciła do swojej ludzkiej postaci i postanowiła podjąć próbę pomocy ofierze. Z bliska widziała jego obrażenia bardzo wyraźnie. Dziwne, trudne do wyleczenia ślady, wyjątkowo paskudne i bez wątpienia spowodowane czarną magią. Były jednak nie tylko rozległe, lecz bardzo głębokie. W niektórych miejscach nie tylko obejmowały pierwsze warstwy skóry, ale i część mięśni, ścięgien, a może nawet i głębiej. Krwi było dużo, była wartka i ciemnoczerwona, a skóra na wierzchu mocno zwęglona.
Pacjent spojrzał na uzdrowicielkę ze spokojem. Nie wyglądał na przerażonego tym, co zamierzali zrobić - cokolwiek to było, ani na agresywnego. W obliczu satysfacji zdawał się być pogodzony ze swoim ponurym losem. Rozchylił usta i wychrypiał coś całkiem niezrozumiałego w pierwszej chwili. Wyrzucił z siebie niezrozumiały bełkot, a w oczach znów pojawiły się łzy.
— Jestem... żeglarzem... pani — jęknął z trudem. Jego twarz wykrzywiona była w bólu i w cierpieniu. Wyraźnie miał trudności z mówieniem, wokół jego ust poparzenia były bardzo silne, poruszanie wargami musiało sprawiać mu ogromny ból. — Przyszedłem... szukałem... alk-oholu — Zacisnął powieki, próbując unormować oddech. Był bardzo słaby, praktycznie się nie ruszał. — Nie było... ognia... nic... tylko szkło i popiół... Potem nagle... Ogień...Nagle... Znikąd. Boli — odpowiedział obu uzdrowicielom, spoglądając jednak na Lupusa.
Kiedy Cassandra wypowiedziała leczniczą inkantację, powietrze wokół zadrżało. Wszyscy poczuli dziwne pulsowanie. Valerij nie miał wątpliwości, że obecna w tym miejscu magia została zaburzona, a zaklęcie wywołało anomalię, która poruszyła to miejsce i energię w nim drzemiącą. Był w stanie też zrozumieć w tej samej chwili, że tuż pod jego stopami i wokół nich wszystkich tkwiła olbrzmia moc, która wydawała się uśpiona - przebudziła się przed sekundą, kiedy uzdrowicielka wypowiedziała inkantację i utrzymywała się w lekkim pobudzeniu. Wszyscy zdawali się znajdować wewnątrz uśpionego wulkanu, w którym mogło dojść do erupcji w każdej chwili. Jednocześnie każdy z obecnych tu Rycerzy miał świadomość, że to miejsce należało do terenów, w których Rycerze Walpurgii opanowali anomalie. Quentin doskonale wiedział, że to stąd jego brat miał odebrać powracających z Azkabanu, a Cassandra mogła skojarzyć, że to tu znajdował się świstoklik przenoszący rannych do jej lecznicy.
Rany ofiary nieco się zmniejszyły, tkanki zaczęły się zasklepiać, tworząc na brzegach wypukłe blizny. I ten proces trwał chwilę, aż w końcu się zatrzymał. Przypatrujący się człowiekowi Valerij mógł dostrzec rozległe i głębokie rany, ale przede wszystkim mógł wyczuć od niego promieniowanie magii. Czarnej magii. Nie odnalazł przy ofierze niczego szczególnego - jego szata, a raczej to, co z niej pozostało, było nadpalone i śmierdziało spaloną rybą. Nie miał przy sobie niczego — jeśli posiadał różdżkę, nie było jej nigdzie.
Quentin zebrał popiół lub proch, który znajdował się wokół nich wszystkich do małej fiolki. Kiedy mu się przyjrzał z bliska, rzeczywiście to dostrzegł — był szary, jak popiół, z czarnymi drobinkami jak proch - pozostałości po spaleniu, ale nie był matowy. Mienił się delikatnie, iskrzał jak przykurzony śnieg w słońcu, odbijając od siebie światło.
| Na odpis macie czas do 21:00. Jeśli będziecie potrzebować go więcej to proszę o kontakt.
Pacjent spojrzał na uzdrowicielkę ze spokojem. Nie wyglądał na przerażonego tym, co zamierzali zrobić - cokolwiek to było, ani na agresywnego. W obliczu satysfacji zdawał się być pogodzony ze swoim ponurym losem. Rozchylił usta i wychrypiał coś całkiem niezrozumiałego w pierwszej chwili. Wyrzucił z siebie niezrozumiały bełkot, a w oczach znów pojawiły się łzy.
— Jestem... żeglarzem... pani — jęknął z trudem. Jego twarz wykrzywiona była w bólu i w cierpieniu. Wyraźnie miał trudności z mówieniem, wokół jego ust poparzenia były bardzo silne, poruszanie wargami musiało sprawiać mu ogromny ból. — Przyszedłem... szukałem... alk-oholu — Zacisnął powieki, próbując unormować oddech. Był bardzo słaby, praktycznie się nie ruszał. — Nie było... ognia... nic... tylko szkło i popiół... Potem nagle... Ogień...Nagle... Znikąd. Boli — odpowiedział obu uzdrowicielom, spoglądając jednak na Lupusa.
Kiedy Cassandra wypowiedziała leczniczą inkantację, powietrze wokół zadrżało. Wszyscy poczuli dziwne pulsowanie. Valerij nie miał wątpliwości, że obecna w tym miejscu magia została zaburzona, a zaklęcie wywołało anomalię, która poruszyła to miejsce i energię w nim drzemiącą. Był w stanie też zrozumieć w tej samej chwili, że tuż pod jego stopami i wokół nich wszystkich tkwiła olbrzmia moc, która wydawała się uśpiona - przebudziła się przed sekundą, kiedy uzdrowicielka wypowiedziała inkantację i utrzymywała się w lekkim pobudzeniu. Wszyscy zdawali się znajdować wewnątrz uśpionego wulkanu, w którym mogło dojść do erupcji w każdej chwili. Jednocześnie każdy z obecnych tu Rycerzy miał świadomość, że to miejsce należało do terenów, w których Rycerze Walpurgii opanowali anomalie. Quentin doskonale wiedział, że to stąd jego brat miał odebrać powracających z Azkabanu, a Cassandra mogła skojarzyć, że to tu znajdował się świstoklik przenoszący rannych do jej lecznicy.
Rany ofiary nieco się zmniejszyły, tkanki zaczęły się zasklepiać, tworząc na brzegach wypukłe blizny. I ten proces trwał chwilę, aż w końcu się zatrzymał. Przypatrujący się człowiekowi Valerij mógł dostrzec rozległe i głębokie rany, ale przede wszystkim mógł wyczuć od niego promieniowanie magii. Czarnej magii. Nie odnalazł przy ofierze niczego szczególnego - jego szata, a raczej to, co z niej pozostało, było nadpalone i śmierdziało spaloną rybą. Nie miał przy sobie niczego — jeśli posiadał różdżkę, nie było jej nigdzie.
Quentin zebrał popiół lub proch, który znajdował się wokół nich wszystkich do małej fiolki. Kiedy mu się przyjrzał z bliska, rzeczywiście to dostrzegł — był szary, jak popiół, z czarnymi drobinkami jak proch - pozostałości po spaleniu, ale nie był matowy. Mienił się delikatnie, iskrzał jak przykurzony śnieg w słońcu, odbijając od siebie światło.
| Na odpis macie czas do 21:00. Jeśli będziecie potrzebować go więcej to proszę o kontakt.
Uważnie obserwowałem zarówno rany mężczyzny jak i jego twarz. Wyglądał naprawdę źle. A mówić musiało mu się jeszcze trudniej. Ale tym razem wolałem nie rzucać magią kiedy ta zrobiła się tak skrajnie niestabilna. Powietrze dookoła pulsowało niebezpiecznie, najlepiej było się chwilowo wstrzymać z czarowaniem. Choć to oznaczało złą wiadomość dla poszkodowanego. Trudno było stwierdzić czy pogodził się ze swoim losem czy jednak miał nadzieję, że faktycznie mu pomożemy.
Gorsza była jednak świadomość, że mężczyzna majaczył. Uniosłem brwi słuchając jego urywanych rewelacji. Ogień znikąd? Cóż, anomalie były nieprzewidywalne, naprawdę pojawiały się znikąd. Ale co do tego miało szkło i alkohol?
- Ktoś podpalił alkohol? – spytałem nie rozumiejąc. Nijak miało się to ostatnich wybryków magii. Tak samo nie łączyło się to w całość, choć może powinienem być bardziej spostrzegawczy i lepiej łączyć fakty. Niestety wciąż odczuwałem zmęczenie z wczoraj, a na dodatek jeszcze dzisiejszego ranka mieliśmy z Cassandrą dodatkowy wysiłek umysłowy podczas sekcji zwłok wyrzuconego przez Azkaban trupa. – Będziemy potrzebowali jego krwi – zasugerowałem cicho Valerijowi, skoro stał najbliżej ledwie żyjącego czarodzieja. Ponadto był alchemikiem i pewnie miał jakieś fiolki czy cokolwiek, w co mógłby ową krew zebrać. Nie wszystkie rany się zasklepiły, więc należało zebrać materiał do badań póki był na to czas oraz odpowiednie warunki.
Gorsza była jednak świadomość, że mężczyzna majaczył. Uniosłem brwi słuchając jego urywanych rewelacji. Ogień znikąd? Cóż, anomalie były nieprzewidywalne, naprawdę pojawiały się znikąd. Ale co do tego miało szkło i alkohol?
- Ktoś podpalił alkohol? – spytałem nie rozumiejąc. Nijak miało się to ostatnich wybryków magii. Tak samo nie łączyło się to w całość, choć może powinienem być bardziej spostrzegawczy i lepiej łączyć fakty. Niestety wciąż odczuwałem zmęczenie z wczoraj, a na dodatek jeszcze dzisiejszego ranka mieliśmy z Cassandrą dodatkowy wysiłek umysłowy podczas sekcji zwłok wyrzuconego przez Azkaban trupa. – Będziemy potrzebowali jego krwi – zasugerowałem cicho Valerijowi, skoro stał najbliżej ledwie żyjącego czarodzieja. Ponadto był alchemikiem i pewnie miał jakieś fiolki czy cokolwiek, w co mógłby ową krew zebrać. Nie wszystkie rany się zasklepiły, więc należało zebrać materiał do badań póki był na to czas oraz odpowiednie warunki.
Lupus Black
Zawód : Uzdrowiciel na oddziale urazów pozaklęciowych
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Szedł podróżny w wilczurze, zaszedł mu wilk drogę.
"Znaj z odzieży - rzekł człowiek - co jestem, co mogę".
Wprzód się rozśmiał, rzekł potem człeku wilk ponury;
"Znam, żeś słaby, gdy cudzej potrzebujesz skóry".
"Znaj z odzieży - rzekł człowiek - co jestem, co mogę".
Wprzód się rozśmiał, rzekł potem człeku wilk ponury;
"Znam, żeś słaby, gdy cudzej potrzebujesz skóry".
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Skrupulatnie pakuję popiół do fiolki, jednocześnie przyglądając mu się intensywnie. Te małe, świecące się pod wpływem światła drobinki są bardzo interesujące. Już się nie mogę doczekać aż to wszystko zbadamy i dowiemy się czegoś więcej o tej tajemniczej substancji. Ostrożnie wkładam naczynie do pozostałego ekwipunku, żeby potem przenieść wzrok na przestrzeń wokół. Rzeczywiście powietrze dziwnie pulsuje. Przenoszę spojrzenie na Valerija, który powinien coś więcej o tym wiedzieć. Ale on koncentruje całą swoją uwagę na poparzonym nieznajomym. Jego widok kłuje w oczy oraz boli mnie aż serce, bo wywołuje we mnie przykre wspomnienia. Wciąż i wciąż, nie mogę się pozbyć tego paskudnego odczucia. Staram się zatem patrzeć gdzie indziej, ale niestety jątrzące się rany automatycznie przykuwają wzrok. Jest w tym coś hipnotyzującego, chociaż nie znam się za bardzo na anatomii, tyle o ile co liznąłem podstaw podczas krwawej demonstracji Deirdre.
Nie wiem czy postanowimy odratować tajemniczego jegomościa czy też poczekamy, aż padnie, ale najważniejsza jest anomalia oraz dokładne jej zbadanie. - To chyba tutaj było jedno z tych ściągających z więzienia miejsc - rzucam nagle, dzieląc się swoimi przypuszczeniami, chociaż inni też je pewnie posiadają. W każdym razie to może mieć znaczenie, ale nie musi. Staram się rozwikłać tę zagadkę pożaru, który pojawił się sam z siebie. Wiele jest w tym niewiadomych, żałuję, że nie byliśmy tutaj wcześniej lub nie dowiedzieliśmy się czegoś od naprawiających zepsutą w tym miejscu magię.
Nie wiem czy postanowimy odratować tajemniczego jegomościa czy też poczekamy, aż padnie, ale najważniejsza jest anomalia oraz dokładne jej zbadanie. - To chyba tutaj było jedno z tych ściągających z więzienia miejsc - rzucam nagle, dzieląc się swoimi przypuszczeniami, chociaż inni też je pewnie posiadają. W każdym razie to może mieć znaczenie, ale nie musi. Staram się rozwikłać tę zagadkę pożaru, który pojawił się sam z siebie. Wiele jest w tym niewiadomych, żałuję, że nie byliśmy tutaj wcześniej lub nie dowiedzieliśmy się czegoś od naprawiających zepsutą w tym miejscu magię.
Milczenie, cisza grobowa, a jakże wymowna. Zdmuchnęła iskry złudzeń. Zostawiła tło straconych nadziei.
I powiedziała więcej niż słowa.
I powiedziała więcej niż słowa.
Quentin Burke
Zawód : alchemik, ale pomaga u Borgina & Burke'a
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Unikaj milczenia
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Kasyno
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Norfolk