Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Szkocja
Głębia lasu
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Głębia lasu
W południowej części Szkocji znajduje się osnuty dziwną aurą las - wydaje się, że aż pulsuje on magią. Mieszkający w pobliżu czarodzieje doskonale wiedzą, że na zarośnięty niebosiężnymi drzewami teren nałożona jest niezliczona ilość zaklęć ochronnych, nikt nie ma jednak pojęcia, z jakiego powodu. Pewne jest jedno: zaklęcia są zbyt silne, by je złamać i tak stare, że wyłącznie legendy opowiadają o ich źródle.
Powietrze w lesie zawsze jest świeże, jakby na podobieństwo tego towarzyszącego burzy. Wśród gęsto rosnących drzew nie mieszkają jednak żadne zwierzęta - w koronach drzew nie świergolą ptaki, przy grubych korzeniach nie wylegują się jeże, a na horyzoncie nie skaczą nawet wiewiórki. Niekiedy tylko pomiędzy nogami przybyszów przemykają żądne magii chropianki.
Powietrze w lesie zawsze jest świeże, jakby na podobieństwo tego towarzyszącego burzy. Wśród gęsto rosnących drzew nie mieszkają jednak żadne zwierzęta - w koronach drzew nie świergolą ptaki, przy grubych korzeniach nie wylegują się jeże, a na horyzoncie nie skaczą nawet wiewiórki. Niekiedy tylko pomiędzy nogami przybyszów przemykają żądne magii chropianki.
The member 'Margaux Vance' has done the following action : rzut kością
'k100' : 28
'k100' : 28
Schodzenie po drabince w kompletnej ciemności było nieprzyjemne. Nieprzyjemne było też przemoknięte ubranie, które kleiło się do skóry. Nieprzyjemny był sam mrok, który otaczała, a raczej pochłaniał Herewarda. Jakby był przez niego pożerany. Tak jak wszyscy jego towarzysze, którzy zeszli przed nim. Zastanawiał się czy gdyby zamknął oczy, to cokolwiek by się zmieniło. Może mógłby sobie przynajmniej wyobrazić, że schodzi z domu na drzewie, a nie wkracza do jaskini, w której pewnie nie czeka go nic przyjemnego. Starał się kontrolować oddech, jednak z każdym szczebelkiem torba i mokre ubranie ciążyły mu coraz bardziej. Wreszcie jednak zaczął słyszeć towarzyszy. Świadomość, że jednak żyją poprawiła mu nieco humor. W ciemności wyobraźnia podsuwała mu różne paskudne scenariusze, które wprawdzie starał się odpychać, ale wciąż miał je przed oczami. Zaczynało mu brakować powietrza, rozpaczliwie zaczął potrzebować chociaż odrobiny światła albo chociaż wiatru na twarzy. Kiedy myślał, że już dłużej nie wytrzyma wylądował na dole, w dziwnie oświetlonej jaskini. Wziął głębszy wdech dochodząc do siebie jak najszybciej. Nie miał czasu ani sił protestować, kiedy rozdzielali go z Margo, którą zamierzał pilnować. Ufał jednak, że Ben i Robert nie pozwolą, żeby coś jej się stało. Skinął Cassianowi głową bojąc się, że próba odpowiedzi zdradzi jego prawdziwy, dość niepewny stan. Potrzebował tylko chwili na zebranie się, nie więcej. Przeczesał palcami mokre włosy.
- Powodzenia - rzucił i zabrzmiało to znacznie pewniej niż się spodziewał. Usłyszenie głosów, odezwanie się, stabilny grunt pod nogami poprawiły mu humor. Szczególnie, że Morisson zatroszczył się o światło. - I do zobaczenia - dodał po chwili w stronę już oddalającej się trójki.
- Powodzenia - rzucił i zabrzmiało to znacznie pewniej niż się spodziewał. Usłyszenie głosów, odezwanie się, stabilny grunt pod nogami poprawiły mu humor. Szczególnie, że Morisson zatroszczył się o światło. - I do zobaczenia - dodał po chwili w stronę już oddalającej się trójki.
Ocalałeś, bo byłeś pierwszy
Ocalałeś, bo byłeś
Ocalałeś, bo byłeś
ostatni
Hereward Bartius
Zawód : Profesor w Hogwarcie
Wiek : 33
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Na szczęście był tam las.
Na szczęście nie było drzew.
Na szczęście brzytwa pływała po wodzie.
Na szczęście nie było drzew.
Na szczęście brzytwa pływała po wodzie.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Benjamin, Robert, Margaux, zdecydowaliście się wybrać lewą odnogę jaskini, która okazała się ciemnym, podejrzanie wąskim korytarzem. Żadne z was nie rzuciło poprawnie zaklęcia, które oświetliłoby wilgotne ściany, więc błądziliście po omacku, czując, że powietrze z każdym krokiem staje się coraz cięższe i coraz zimniejsze.
Benjamin, ramieniem zahaczyłeś o coś gęstego, lepkiego, jakby o cienką, zwiewną, klejącą się woalkę. Okleiła ci skórę, przypominając... wyjątkowo uprzykrzającą się pajęczą sieć. Jeżeli przyjrzałeś się swojej ręce, mogłeś dostrzec, że kroczyły po niej liczne, małe pajączki.
Robert, idąc naprzód, wdepnąłeś w coś miękkiego, lepkiego, co w całości okleiło twój but, choć nie zatrzymało cię w miejscu. Czy nie była to pajęczyna?
Margaux, zamykając aktualnie pochód, miałaś najwięcej szczęścia - nie wpadłaś w pajęcze sieci, jednak cały czas miałaś wrażenie, że ktoś wbija spojrzenie w twoje plecy i ciężkim oddechem owiewa ci kark. Coś otarło się o twoje kolano (przez ciemność nie mogłaś dostrzec, czym było); wyglądało na to, że mknęło w kierunku, z którego właśnie przyszliście.
Wreszcie na końcu korytarza dostrzegliście rozproszone, liche światło. Gdy podeszliście bliżej jego źródła, mogliście zobaczyć coś, co wyglądało jak wejście do kolejnej, dobrze oświetlonej groty. Problem w tym, że wyrwa została zasłonięta warstwą wyjątkowo lepkiej pajęczyny, która była tak gruba, że nie byliście w stanie dostrzec, co się za nią kryło.
---
Cassian, Hereward, drogę szerokim, prostym, dziwnie pustym i sterylnym korytarzem oświetlała wam wyczarowana przez Morissona kula światła. Wasze kroki niosły się echem, a całkowita, podejrzana cisza mogła wywołać przemykający po karku dreszcz. W pewnym momencie hol się skończył i jedyną dalszą drogą były kręte, drewniane schody prowadzące w dół. Każdy kolejny stopień okazywał się coraz węższy, coraz wyższy, schodzenie stało się uciążliwe. Mogliście jednak poczuć, że chłód jaskini pozostawiliście daleko za sobą. Temperatura nagle urosła do pokojowej, a potem jeszcze wyżej, aż w końcu zaczęliście pocić się w swoich szatach.
A gdy mogliście mieć już pewność, że coś rzeczywiście było nie tak, jak na zawołanie dostrzegliście, że po niższych schodkach suną się jęzory ognia i z nienaturalną szybkością zbliżają się w waszą stronę.
| Na odpis macie 48h.
Benjamin, ramieniem zahaczyłeś o coś gęstego, lepkiego, jakby o cienką, zwiewną, klejącą się woalkę. Okleiła ci skórę, przypominając... wyjątkowo uprzykrzającą się pajęczą sieć. Jeżeli przyjrzałeś się swojej ręce, mogłeś dostrzec, że kroczyły po niej liczne, małe pajączki.
Robert, idąc naprzód, wdepnąłeś w coś miękkiego, lepkiego, co w całości okleiło twój but, choć nie zatrzymało cię w miejscu. Czy nie była to pajęczyna?
Margaux, zamykając aktualnie pochód, miałaś najwięcej szczęścia - nie wpadłaś w pajęcze sieci, jednak cały czas miałaś wrażenie, że ktoś wbija spojrzenie w twoje plecy i ciężkim oddechem owiewa ci kark. Coś otarło się o twoje kolano (przez ciemność nie mogłaś dostrzec, czym było); wyglądało na to, że mknęło w kierunku, z którego właśnie przyszliście.
Wreszcie na końcu korytarza dostrzegliście rozproszone, liche światło. Gdy podeszliście bliżej jego źródła, mogliście zobaczyć coś, co wyglądało jak wejście do kolejnej, dobrze oświetlonej groty. Problem w tym, że wyrwa została zasłonięta warstwą wyjątkowo lepkiej pajęczyny, która była tak gruba, że nie byliście w stanie dostrzec, co się za nią kryło.
---
Cassian, Hereward, drogę szerokim, prostym, dziwnie pustym i sterylnym korytarzem oświetlała wam wyczarowana przez Morissona kula światła. Wasze kroki niosły się echem, a całkowita, podejrzana cisza mogła wywołać przemykający po karku dreszcz. W pewnym momencie hol się skończył i jedyną dalszą drogą były kręte, drewniane schody prowadzące w dół. Każdy kolejny stopień okazywał się coraz węższy, coraz wyższy, schodzenie stało się uciążliwe. Mogliście jednak poczuć, że chłód jaskini pozostawiliście daleko za sobą. Temperatura nagle urosła do pokojowej, a potem jeszcze wyżej, aż w końcu zaczęliście pocić się w swoich szatach.
A gdy mogliście mieć już pewność, że coś rzeczywiście było nie tak, jak na zawołanie dostrzegliście, że po niższych schodkach suną się jęzory ognia i z nienaturalną szybkością zbliżają się w waszą stronę.
| Na odpis macie 48h.
Początkowo spacer przez jaskinię, choć nieco niepokojący, nie był zbyt problematyczny. Echo kroków w prawdzie irytowało i przyprawiało o gęsią skórkę, ale poza tym nie działo się nic niepokojącego. Nie kapało im na głowy, z ciemności nic niepokojącego nie wyskoczyło, wszystko zdawało się iść w dobrym kierunku. Aż doszli do schodów wiodących w dól.
- Jak głęboko jesteśmy pod ziemią? - Zapytał Cassiana zanim stanął na pierwszym stopniu i rozpoczął mozolne schodzenie. Nie bał się za bardzo ciasnej przestrzeni, nie kiedy nie było już tak upiornie ciemno. A w pewnym momencie zaczęło się nawet robić cieplej. Poza uczuciem niepokoju, Hereward musiał przyznać, że cieszy go ta nieco wyższa temperatura. Po zmoknięciu wreszcie przestawał telepać się z zimna. Może nawet wyschnie? Utrudnieniem jednak były zwężając się schody. Stawianie stóp na stopniach robiło się coraz trudniejsze i Barty musiał bardzo uważać, żeby spektakularnie nie spaść i nie skręcić karku. Kiedy jednak zszedł jeszcze niżej okazało się to być jego mniejszym problemem. Jęzory ognia sunęły w jego stronę w zastraszającym tempie, zdecydowanie za szybko jak na jego gust. On zaś stał sparaliżowany i nie miał pojęcia, co mógłby zrobić. Wspomnienia momentalnie ożyły w jego głowie, podobny jęzor spalił Bellę. Naprawdę tak skończy, pożarty przez ogień jak jego siostra? Wyciągnął różdżkę i skierował ją w stronę nadchodzącego zagrożenia.
- Nebula exstiguere - wydusił z siebie wreszcie nie mogąc oderwać oczu od pomarańczowych języków, które z każdą chwilą były coraz bliżej.
- Jak głęboko jesteśmy pod ziemią? - Zapytał Cassiana zanim stanął na pierwszym stopniu i rozpoczął mozolne schodzenie. Nie bał się za bardzo ciasnej przestrzeni, nie kiedy nie było już tak upiornie ciemno. A w pewnym momencie zaczęło się nawet robić cieplej. Poza uczuciem niepokoju, Hereward musiał przyznać, że cieszy go ta nieco wyższa temperatura. Po zmoknięciu wreszcie przestawał telepać się z zimna. Może nawet wyschnie? Utrudnieniem jednak były zwężając się schody. Stawianie stóp na stopniach robiło się coraz trudniejsze i Barty musiał bardzo uważać, żeby spektakularnie nie spaść i nie skręcić karku. Kiedy jednak zszedł jeszcze niżej okazało się to być jego mniejszym problemem. Jęzory ognia sunęły w jego stronę w zastraszającym tempie, zdecydowanie za szybko jak na jego gust. On zaś stał sparaliżowany i nie miał pojęcia, co mógłby zrobić. Wspomnienia momentalnie ożyły w jego głowie, podobny jęzor spalił Bellę. Naprawdę tak skończy, pożarty przez ogień jak jego siostra? Wyciągnął różdżkę i skierował ją w stronę nadchodzącego zagrożenia.
- Nebula exstiguere - wydusił z siebie wreszcie nie mogąc oderwać oczu od pomarańczowych języków, które z każdą chwilą były coraz bliżej.
Ocalałeś, bo byłeś pierwszy
Ocalałeś, bo byłeś
Ocalałeś, bo byłeś
ostatni
Hereward Bartius
Zawód : Profesor w Hogwarcie
Wiek : 33
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Na szczęście był tam las.
Na szczęście nie było drzew.
Na szczęście brzytwa pływała po wodzie.
Na szczęście nie było drzew.
Na szczęście brzytwa pływała po wodzie.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Hereward Bartius' has done the following action : rzut kością
'k100' : 16
'k100' : 16
Lewy korytarz nie prezentował się zachęcająco. Stęchły, wąski, ciemny, przypominał wejście do wyjątkowo wilgotnych, zapleśniałych piekieł. Nawet wizualnie wpisywał się w te nieświeże realia. Już po kilkunastu krokach Wright poczuł, że wchodzi w pajęczyny. Zwieszały się z sufitu długimi, lepkimi mackami, przyklejającymi się do jego ramienia niczym mosty dla małych, sześcionożnych stworzonek. Nie obawiał się ich, przywykł do gorszego robactwa, dlatego też strącał je z dłoni raczej ostrożnie, cały czas bacznie rozglądając się dookoła. Co nie było takie łatwe w ciemności.
W końcu jednak zauważył światełko na końcu lodowatego tunelu. Przystanął kilka kroków od pajęczynowej zasłony, wyciągając przed siebie różdżkę.
- Nie jest to najprzyjemniejsze miejsce, jakie widziałem w życiu, chociaż w porównaniu z dolnym barem Wywerny jest tu dość przytulnie - rzucił wesoło w kierunku Roberta i Margaux, dbając o morale drużyny, a następnie ponownie przesunął wzrok na przeszkodę tarasującą wejście dalej. - Miejcie różdżki w pogotowiu, nie wiadomo co stamtąd wypełznie. Deprimo - powiedział, celując różdżką dokładnie w zabandażowaną pajęczynami wyrwę, z nadzieją, że ostry podmuch wiatru przerwie lepką przeszkodę, pozwalając im przejść dalej.
W końcu jednak zauważył światełko na końcu lodowatego tunelu. Przystanął kilka kroków od pajęczynowej zasłony, wyciągając przed siebie różdżkę.
- Nie jest to najprzyjemniejsze miejsce, jakie widziałem w życiu, chociaż w porównaniu z dolnym barem Wywerny jest tu dość przytulnie - rzucił wesoło w kierunku Roberta i Margaux, dbając o morale drużyny, a następnie ponownie przesunął wzrok na przeszkodę tarasującą wejście dalej. - Miejcie różdżki w pogotowiu, nie wiadomo co stamtąd wypełznie. Deprimo - powiedział, celując różdżką dokładnie w zabandażowaną pajęczynami wyrwę, z nadzieją, że ostry podmuch wiatru przerwie lepką przeszkodę, pozwalając im przejść dalej.
Make my messes matter, make this chaos count.
Benjamin Wright
Zawód : eks-gwiazda quidditcha
Wiek : 34
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I wanna run against the world that's turning
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
OPCM : 37 +7
UROKI : 34
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 43
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Benjamin Wright' has done the following action : rzut kością
'k100' : 16
'k100' : 16
Cassian z początku nawet liczył stopnie, jakby chciał się dowiedzieć jak głęboko znajdowali się już pod ziemią. Im dalej jednak szli, stopnie stawały się coraz wyższe, a korytarzyk krętych schodków coraz węższy, wiec zabrakło mu i koncentracji i możliwości, żeby mierzyć te odległości dalej. Starał się iść równo z Herewardem, aby kula światła nad ich głowami poruszała się tak samo nad nim jak i nad mężczyzną. Z początku schody były śliskie, późniejsze coraz cięższe do pokonywania. Niczego nie ułatwiał zaduch panujący w pomieszczeniu. Cassian musiał odpiąć kurtkę, poprawiając kołnierz, który wcześniej chronił go przed chłodem, a teraz mocno mu przeszkadzał.
— Nie wiem, ale mam wrażenie, jakbyśmy zbliżali się do czeluści piekiel — oczywiście jeszcze nie wiedział, jak bardzo jego stwierdzenie było bliskie prawdy. Mogli się tego spodziewać po Grindelwaldzie.
Zatrzymał się za Herewardem, widząc jak przed nimi wylania się łuna pomarańczowego światła, a dopiero później widać było atakujące ich języki ognia, jak z szatańskiej pożogi. Instynktownie zasłonił twarz połami kurtki, w ochronie przed bijącym w nich nagle dymem, żeby móc jak małpa powtórzyć słowa Bartemiusa.
— Nebula exstiguere!
Pozostało mu wierzyć, że zaklęcie, które zastosował odniesie lepszy skutek niż to rzucone przez jego kolegę.
— Albo idziemy dobrą drogą i czeka nas wiele takich niespodzianek, albo wkraczamy w totalne bagno, będące tylko zabawną zmyłką Grindelwalda. Co by to nie było, jest PIEKIELNIE przekonujące.
— Nie wiem, ale mam wrażenie, jakbyśmy zbliżali się do czeluści piekiel — oczywiście jeszcze nie wiedział, jak bardzo jego stwierdzenie było bliskie prawdy. Mogli się tego spodziewać po Grindelwaldzie.
Zatrzymał się za Herewardem, widząc jak przed nimi wylania się łuna pomarańczowego światła, a dopiero później widać było atakujące ich języki ognia, jak z szatańskiej pożogi. Instynktownie zasłonił twarz połami kurtki, w ochronie przed bijącym w nich nagle dymem, żeby móc jak małpa powtórzyć słowa Bartemiusa.
— Nebula exstiguere!
Pozostało mu wierzyć, że zaklęcie, które zastosował odniesie lepszy skutek niż to rzucone przez jego kolegę.
— Albo idziemy dobrą drogą i czeka nas wiele takich niespodzianek, albo wkraczamy w totalne bagno, będące tylko zabawną zmyłką Grindelwalda. Co by to nie było, jest PIEKIELNIE przekonujące.
I don't want to understand this horror
Everybody ends up here in bottles
There's a weight in your eyes
I can't admit
Everybody ends up here in bottles
Cassian Morisson
Zawód : UZDROWICIEL ODDZ. URAZÓW POZAKLĘCIOWYCH
Wiek : 33 LATA
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Wdowiec
I will not budge for no man’s pleasure, I
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Cassian Morisson' has done the following action : rzut kością
'k100' : 66
'k100' : 66
Zachowanie jasności umysłu i wewnętrznego spokoju sprawiało jej coraz więcej trudności; o ile oświetlona zielonymi ognikami grota wywoływała na jej plecach nieprzyjemne dreszcze niepokoju, o tyle spacer wąskim, ciemnym korytarzem sprawiał, że strach zaczynał oplatać ją niczym rozciągnięte tu i ówdzie pajęczyny. Czyjaś wroga obecność, którą wyczuła jeszcze w lesie, nabrała na intensywności i krocząca na tyłach pochodu Margaux nie kryła się już nawet z notorycznym, nerwowym zerkaniem za siebie. Chociaż czuła, że było to bezcelowe, nie mogła pozbyć się wrażenia, że byli śledzeni i za każdym razem, gdy obracała głowę, bała się, że zobaczy wpatrzone w nią, błyszczące ślepia.
Gdy coś musnęło jej kolano, wzdrygnęła się z obrzydzeniem i natychmiast podążyła spojrzeniem w tamtym kierunku, ale jej wzrok nie był w stanie przebić się przez panujące dookoła ciemności.
Prawie ucieszyła się na widok rozproszonego miękko światła, ulga była jednak krótkotrwała i wyparowała w momencie, w którym Margaux zauważyła pajęczą barierę, oddzielającą korytarz od kolejnej groty. Zatrzymała się obok swoich towarzyszy, odrobinę bledsza niż jeszcze sekundę wcześniej, ledwie powstrzymując się przed złapaniem Bena za ramię w celu uniemożliwienia mu rzucenia zaklęcia. Wiedziała, że muszą iść dalej, ale nie była przekonana, czy chciała na własnej skórze sprawdzić, co kryło się dalej. Ani odkryć, jaki rodzaj stworzenia zablokował przejście.
Nie odezwała się jednak, zamiast tego biorąc dwa głębokie wdechy i wyciągając różdżkę przed siebie. – Jesteśmy pewni, że – nie chcemy się wrócić? – chcemy zobaczyć, co jest po drugiej stronie? – zapytała, ale nie czekała na odpowiedź. – Diffindo – mruknęła, kierując zaklęcie na pajęczynę. Nie wiedziała, czy będzie wystarczająco silne, żeby całkowicie zniszczyć zasłonę, ale liczyła na przecięcie jej na tyle, by umożliwić przedostanie się całej ich trójce.
Gdy coś musnęło jej kolano, wzdrygnęła się z obrzydzeniem i natychmiast podążyła spojrzeniem w tamtym kierunku, ale jej wzrok nie był w stanie przebić się przez panujące dookoła ciemności.
Prawie ucieszyła się na widok rozproszonego miękko światła, ulga była jednak krótkotrwała i wyparowała w momencie, w którym Margaux zauważyła pajęczą barierę, oddzielającą korytarz od kolejnej groty. Zatrzymała się obok swoich towarzyszy, odrobinę bledsza niż jeszcze sekundę wcześniej, ledwie powstrzymując się przed złapaniem Bena za ramię w celu uniemożliwienia mu rzucenia zaklęcia. Wiedziała, że muszą iść dalej, ale nie była przekonana, czy chciała na własnej skórze sprawdzić, co kryło się dalej. Ani odkryć, jaki rodzaj stworzenia zablokował przejście.
Nie odezwała się jednak, zamiast tego biorąc dwa głębokie wdechy i wyciągając różdżkę przed siebie. – Jesteśmy pewni, że – nie chcemy się wrócić? – chcemy zobaczyć, co jest po drugiej stronie? – zapytała, ale nie czekała na odpowiedź. – Diffindo – mruknęła, kierując zaklęcie na pajęczynę. Nie wiedziała, czy będzie wystarczająco silne, żeby całkowicie zniszczyć zasłonę, ale liczyła na przecięcie jej na tyle, by umożliwić przedostanie się całej ich trójce.
sorrow weighs my shoulders down
and trouble haunts my mind
but I know the present will not last
and tomorrow will be kinder
and trouble haunts my mind
but I know the present will not last
and tomorrow will be kinder
Margaux Vance
Zawód : starszy ratownik magicznego pogotowia ratunkowego
Wiek : 27
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
all those layers
of silence
upon silence
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
The member 'Margaux Vance' has done the following action : rzut kością
'k100' : 83
'k100' : 83
- Słyszałem o tym miejscu - kiwnął głową Robert. Pewnie gdyby jeszcze kilka dni pozostał bez zajęcia, to też skończyłby imprezując w Wiwernie - Ale równie niepochlebne ma opinie o każdej innej sali. Jeżeli lokal ma złą renomę nawet w tamtym dysktyrkcie, to mogę sobie tylko wyobrażać co sobą reprezentuje - podśmiewując sie, ma jednak nadzieję, że Margo nie podchwyci tematu. Wolałby raczej jej nie zachęcać do odwiedzania Nokturnu. To okolica, której nawet magiczni policjanci nie lubią.
Może to nie było specjalnie rozważne, zostawiać Margo na tyle, ale skoro oboje idą z przodu, to powinni przynajmniej się do czegoś przydać. Oby pozbycie się pajęczyny z drogi nie było aż takim trudnym zadaniem. W czasie, kiedy oni zajmowali się tamtym, Robert mówi: - Lumos - coby sobie sprawdzić co ma na bucie.
Na oko ta materia wyglądała jak pajęczyna, ale Robert nie był do końca pewny. Prawdę mówiąc, kiedy wdepnął w coś miękkiego, troche sie skrzywił, że wdepnął w czyjeś odchody. Natomiast prócz stęchlizny i mokrego zaduchu gnilizny raczej nie wyczuł żadnych zapachów, które można by było porównać do kału. Zwierzęcego, oby nie ludzkiego.
Może to nie było specjalnie rozważne, zostawiać Margo na tyle, ale skoro oboje idą z przodu, to powinni przynajmniej się do czegoś przydać. Oby pozbycie się pajęczyny z drogi nie było aż takim trudnym zadaniem. W czasie, kiedy oni zajmowali się tamtym, Robert mówi: - Lumos - coby sobie sprawdzić co ma na bucie.
Na oko ta materia wyglądała jak pajęczyna, ale Robert nie był do końca pewny. Prawdę mówiąc, kiedy wdepnął w coś miękkiego, troche sie skrzywił, że wdepnął w czyjeś odchody. Natomiast prócz stęchlizny i mokrego zaduchu gnilizny raczej nie wyczuł żadnych zapachów, które można by było porównać do kału. Zwierzęcego, oby nie ludzkiego.
+smoke rings of my mind+If you missed the train I'm on You will know that I am gone You can hear the whistle blow a hundred miles
Robert Lupin
Zawód : magiczny policjant
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
For somethin' that he never done.
Put in a prison cell, but one time he could-a been
The champion of the world.
Put in a prison cell, but one time he could-a been
The champion of the world.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Robert Lupin' has done the following action : rzut kością
'k100' : 47
'k100' : 47
Hereward, Cassian, rzucone zaklęcie przywołało gęstą, fioletowawą mgłę, która rozlała się po niższych stopniach, gasząc ogień. Wtedy mogliście zobaczyć, że schody, które wcześniej były kąsane przez liczne płomienie, ostały się w nienaruszonym stanie - pędzący ogień nie tylko ich nie strawił, ale nawet nie zwęglił. Krótką chwilę później nadeszła jednak kolejna fala języków ognia. Wasze twarze znów owiał nieprzyjemny gorąc i mogło wam się zdawać, że lada moment płomyki zaczną wspinać się po materiale waszych ubrań.
---
Margaux, rzucone przez ciebie zaklęcie przecięło sieć, pozostawiając na niej długą, pionową szramę. Światło padające z sąsiedniej groty przestało być mgliste, błysnęło intensywniej, gdy nie musiało już przebijać się przez grubą warstwę pajęczej woalki.
Robert, udało ci się rozpalić jasne światło na końcu różdżki. Mogłeś zobaczyć, że otaczające cię ściany oblepia pajęcza sieć. Pomiędzy waszymi stopami przechadzały się liczne pająki, żaden z nich nie był większy od męskiej dłoni.
Po przedarciu się przez zasłonę lepkiej sieci, która przyklejała się do waszych ubrań, znaleźliście się w wielkiej grocie. Jej przeciwległą ścianę oświetlały liczne zielone świetliki zamknięte w szklanych kulach. Lumos Roberta w tak ogromnym pomieszczeniu okazało się niepotrzebne - rzucało światło na zbyt mały teren, by w czymkolwiek wam pomóc.
Wilgotne ściany również pokrywały strzępy pajęczych nici. W jednym miejscu wisiało coś, co przypominało kokon o... humanoidalnych kształtach? Mogliście dostrzec, że ta grota też rozwidlała się w dwa korytarze: jeden z nich prowadził w lewo, a drugi w prawo. Zanim jednak zdążyliście podjąć decyzję, co dalej, zobaczyliście, że z sufitu zaczynają zsuwać się cztery wielkie, ciemne pająki. Nie wyglądały, jakby miały dobre intencje, szczególnie wtedy, gdy zaczęły biec w waszym kierunku.
| Na odpis macie 48h.
---
Margaux, rzucone przez ciebie zaklęcie przecięło sieć, pozostawiając na niej długą, pionową szramę. Światło padające z sąsiedniej groty przestało być mgliste, błysnęło intensywniej, gdy nie musiało już przebijać się przez grubą warstwę pajęczej woalki.
Robert, udało ci się rozpalić jasne światło na końcu różdżki. Mogłeś zobaczyć, że otaczające cię ściany oblepia pajęcza sieć. Pomiędzy waszymi stopami przechadzały się liczne pająki, żaden z nich nie był większy od męskiej dłoni.
Po przedarciu się przez zasłonę lepkiej sieci, która przyklejała się do waszych ubrań, znaleźliście się w wielkiej grocie. Jej przeciwległą ścianę oświetlały liczne zielone świetliki zamknięte w szklanych kulach. Lumos Roberta w tak ogromnym pomieszczeniu okazało się niepotrzebne - rzucało światło na zbyt mały teren, by w czymkolwiek wam pomóc.
Wilgotne ściany również pokrywały strzępy pajęczych nici. W jednym miejscu wisiało coś, co przypominało kokon o... humanoidalnych kształtach? Mogliście dostrzec, że ta grota też rozwidlała się w dwa korytarze: jeden z nich prowadził w lewo, a drugi w prawo. Zanim jednak zdążyliście podjąć decyzję, co dalej, zobaczyliście, że z sufitu zaczynają zsuwać się cztery wielkie, ciemne pająki. Nie wyglądały, jakby miały dobre intencje, szczególnie wtedy, gdy zaczęły biec w waszym kierunku.
| Na odpis macie 48h.
Kolejne nieudane zaklęcie. Cóż, to nie był jego dzień i chyba powinien zabrać się za rozdzieranie pajęczyny przy użyciu siły rąk, ale na szczęście szybka reakcja Margaux uchroniła go przed mocowaniem się z lepką siecią. W niezbyt przyjemnej zasłonie pojawiło się rozcięcie, zachęcające do ruszenia dalej, głębiej w tę niepokojącą przygodę. Ben ani razu nie rozważał cofnięcia się: napędzany siłą ducha, narkotykami i pewnością, że uda im się obejść każdą paskudną pułapkę, jaką mogli tutaj napotkać, parł dalej. Upewnił się tylko spojrzeniem, że Robert i Vance podążają za nim, po czym przedarł się przez lepką sieć, zapewne ułatwiając przedostanie się pozostałej dwójce. Z ciągle uniesioną różdżką rozejrzał się po pomieszczeniu: o ile już przedsionek wydawał się paskudny, to kolejne, rozwidlające się również pomieszczenie, z pewnością był jeszcze gorszy od Wywerny.
- No, to wygląda zupełnie jak Pokój Wspólny Ślizgonów - podsumował swe obserwacje niemalże wesoło, starając się nie zastanawiać, co-do-Merlińskiej-nędzy wisi w jednym z podejrzanie obłych kokonów. Ewentualne dyskusje o wybraniu dalszej drogi musiały na razie poczekać na swoją kolej, bowiem z sufitu zsunęła się gromadka pająków. - Uwaga - ostrzegł Margaux i Roberta, a następnie skierował różdżkę na najbliższe stworzenie- Arania Exumei - mruknął, zastanawiając się, czy te bydlęta są jadowite. A jeśli tak: to jak bardzo
- No, to wygląda zupełnie jak Pokój Wspólny Ślizgonów - podsumował swe obserwacje niemalże wesoło, starając się nie zastanawiać, co-do-Merlińskiej-nędzy wisi w jednym z podejrzanie obłych kokonów. Ewentualne dyskusje o wybraniu dalszej drogi musiały na razie poczekać na swoją kolej, bowiem z sufitu zsunęła się gromadka pająków. - Uwaga - ostrzegł Margaux i Roberta, a następnie skierował różdżkę na najbliższe stworzenie- Arania Exumei - mruknął, zastanawiając się, czy te bydlęta są jadowite. A jeśli tak: to jak bardzo
Make my messes matter, make this chaos count.
Benjamin Wright
Zawód : eks-gwiazda quidditcha
Wiek : 34
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I wanna run against the world that's turning
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
OPCM : 37 +7
UROKI : 34
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 43
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Głębia lasu
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Szkocja