Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Szkocja
Głębia lasu
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Głębia lasu
W południowej części Szkocji znajduje się osnuty dziwną aurą las - wydaje się, że aż pulsuje on magią. Mieszkający w pobliżu czarodzieje doskonale wiedzą, że na zarośnięty niebosiężnymi drzewami teren nałożona jest niezliczona ilość zaklęć ochronnych, nikt nie ma jednak pojęcia, z jakiego powodu. Pewne jest jedno: zaklęcia są zbyt silne, by je złamać i tak stare, że wyłącznie legendy opowiadają o ich źródle.
Powietrze w lesie zawsze jest świeże, jakby na podobieństwo tego towarzyszącego burzy. Wśród gęsto rosnących drzew nie mieszkają jednak żadne zwierzęta - w koronach drzew nie świergolą ptaki, przy grubych korzeniach nie wylegują się jeże, a na horyzoncie nie skaczą nawet wiewiórki. Niekiedy tylko pomiędzy nogami przybyszów przemykają żądne magii chropianki.
Powietrze w lesie zawsze jest świeże, jakby na podobieństwo tego towarzyszącego burzy. Wśród gęsto rosnących drzew nie mieszkają jednak żadne zwierzęta - w koronach drzew nie świergolą ptaki, przy grubych korzeniach nie wylegują się jeże, a na horyzoncie nie skaczą nawet wiewiórki. Niekiedy tylko pomiędzy nogami przybyszów przemykają żądne magii chropianki.
The member 'Benjamin Wright' has done the following action : rzut kością
'k100' : 13
'k100' : 13
Przedzieranie się coraz głębiej w pajęczą norę było ostatnią rzeczą, na jaką miała ochotę, ale jeszcze przed wyruszeniem na wyprawę obiecała sobie stanowczo, że nie będzie zachowywać się jak typowa niewiasta i tej myśli twardo się trzymała, mimo że za każdym razem, gdy dotykała jej lepka sieć, wzdragała się z obrzydzeniem. Dobrze, że chociaż jej zaklęcie podziałało; zaciskając zęby, ruszyła za Benem, również trzymając różdżkę w pogotowiu.
W porównaniu z panującymi w korytarzu ciemnościami, grota do której weszli, wydała jej się nienaturalnie wręcz jasna. Wróciły zielonkawe ogniki, nie obyło się też bez kolejnych pajęczyn i… dziwnego kokonu, zwisającego z sufitu? Zrobiła krok w jego stronę, chcąc przyjrzeć mu się bliżej, ale słowa Wrighta zatrzymały ją w miejscu. – Skąd wiesz, jak wygląda Pokój Wspólny Ślizgonów? – zapytała z niemal autentycznym zainteresowaniem, ale kiedy odwracała głowę, gotowa rzucić pytające spojrzenie w stronę brodacza, kątem oka zauważyła coś, co natychmiast odciągnęło jej myśli od Hogwartu. – Och – mruknęła, w tej samej chwili, w której rozległo się ostrzegawcze uwaga. Otworzyła szerzej oczy, w pierwszej chwili wpatrując się jak zahipnotyzowana w wielkie, poruszające się szybko odnóża i wsłuchując się w wyjątkowo nieprzyjemne klekotanie; ocknęła się dopiero, gdy jeden z pająków ruszył prosto w jej stronę. – Arania Exumei! – powtórzyła za Benem, celując różdżką w najbliższą włochatą bestię.
Jej głos zabrzmiał zdecydowanie piskliwiej, niż by sobie tego życzyła.
W porównaniu z panującymi w korytarzu ciemnościami, grota do której weszli, wydała jej się nienaturalnie wręcz jasna. Wróciły zielonkawe ogniki, nie obyło się też bez kolejnych pajęczyn i… dziwnego kokonu, zwisającego z sufitu? Zrobiła krok w jego stronę, chcąc przyjrzeć mu się bliżej, ale słowa Wrighta zatrzymały ją w miejscu. – Skąd wiesz, jak wygląda Pokój Wspólny Ślizgonów? – zapytała z niemal autentycznym zainteresowaniem, ale kiedy odwracała głowę, gotowa rzucić pytające spojrzenie w stronę brodacza, kątem oka zauważyła coś, co natychmiast odciągnęło jej myśli od Hogwartu. – Och – mruknęła, w tej samej chwili, w której rozległo się ostrzegawcze uwaga. Otworzyła szerzej oczy, w pierwszej chwili wpatrując się jak zahipnotyzowana w wielkie, poruszające się szybko odnóża i wsłuchując się w wyjątkowo nieprzyjemne klekotanie; ocknęła się dopiero, gdy jeden z pająków ruszył prosto w jej stronę. – Arania Exumei! – powtórzyła za Benem, celując różdżką w najbliższą włochatą bestię.
Jej głos zabrzmiał zdecydowanie piskliwiej, niż by sobie tego życzyła.
sorrow weighs my shoulders down
and trouble haunts my mind
but I know the present will not last
and tomorrow will be kinder
and trouble haunts my mind
but I know the present will not last
and tomorrow will be kinder
Margaux Vance
Zawód : starszy ratownik magicznego pogotowia ratunkowego
Wiek : 27
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
all those layers
of silence
upon silence
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
The member 'Margaux Vance' has done the following action : rzut kością
'k100' : 28
'k100' : 28
Ochłonął, kiedy zobaczył, że ogniki zniknęły. Wziął głębszy wdech czując jak jego rozszalałe serce nieco zwalnia. Kiedy ponownie spojrzał w dół gotów schodzić dalej zauważył, że schody nie zostały osmolone. Dziwne. Pozbył się jednak problemu, nie miał czasu zastanawiać się szczególnie nad pokonanymi przeszkodami. Zanim jednak wyruszył w dalszą drogę postanowił zdjąć z siebie mokry płaszcz, w którym zaczynało mu się robić gorąco. W momencie zaś, w którym prawie się z niego wyswobodził, ogień ponownie zaczął wspinać się w ich kierunku. Niespecjalnie zastanawiając się nad tym, co robi, pozwalając panice zawładnąć nad jego zdolnością logicznego myślenia rzucił wilgotny nieco jeszcze płaszcz w kierunku zagrożenia, jakby chciał je w ten sposób zakryć, sprawić, że przestanie istnieć. Czyżby zaklęcie Morrisona jednak nie zadziałało? Wyciągnął różdżkę i skierował ją na schody, gdzie niedaleko jego stóp leżało okrycie, które niechybnie niebawem spłonie i zaczął zastanawiać się, co niby mógłby zrobić, żeby uratować siebie i Cassiana. Tylko, że zupełnie nic mu do głowy nie przychodziło. Stał i patrzył na płaszcz licząc na to, że płaszcz jednak będzie na tyle wilgotny, by przynajmniej na chwilę powstrzymać ogień.
Ocalałeś, bo byłeś pierwszy
Ocalałeś, bo byłeś
Ocalałeś, bo byłeś
ostatni
Hereward Bartius
Zawód : Profesor w Hogwarcie
Wiek : 33
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Na szczęście był tam las.
Na szczęście nie było drzew.
Na szczęście brzytwa pływała po wodzie.
Na szczęście nie było drzew.
Na szczęście brzytwa pływała po wodzie.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Hereward Bartius' has done the following action : rzut kością
'k100' : 35
'k100' : 35
- Co do...- zaczyna, zniesmaczony tym co ujrzał pod światłem wydobywajacym się z różdżki. Było to conajmniej obrzydliwe, a przecież nie należał do osób, które się brzydzą pająkami. On sie brzydził pieprzonych piegów na twarzy. Nie znosił tej choroby ludzkiej, która odplamiała twarze na ten.. niezdrowy marchewkowy sposób. Ale pająki? Nie przeszkadzały mu.
W domu był bohaterem. Podejrzewał, że Magrit wcale sie ich tak nie brzydzi. Ale kiedy tylko jakiegoś widziała, zaraz musiał wziąć go do ręki i spuścic w toalecie. Czasami, kiedy nie patrzyła wypuszczał je za okno. Ale gdyby miał wybierać co zrobić z tymi stworami, które pojawiły sie przed nim i Benem i Margo... chciałby mieć tak wielkie stopy, by je wszystkie podeptać.
Czy ten smród, to zapach spoconych wielkoludów o sześciu odnogach?
Cofa się o dwa kroki, ale widząc, że towarzysze zareagowali inaczej, on rzuca pierwsze lepsze co mu na myśl przyszło: - Circo Igni
+smoke rings of my mind+If you missed the train I'm on You will know that I am gone You can hear the whistle blow a hundred miles
Robert Lupin
Zawód : magiczny policjant
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
For somethin' that he never done.
Put in a prison cell, but one time he could-a been
The champion of the world.
Put in a prison cell, but one time he could-a been
The champion of the world.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Robert Lupin' has done the following action : rzut kością
'k100' : 3
'k100' : 3
Cassian nie miał pojęcia co się tu właśnie wydarzyło. W jednym momencie ogień się cofnął. Mogli oboje zaobserwować, że ten nie pozostawił za sobą żadnych śladów po idących w ich kierunku językach ognia. Co było nadzwyczaj dziwne. Schody powinny się sypać, kamienie powinny się żarzyć od gorąca. Nie powinni byli w stanie przejść dalej w dół, natomiast stopnie pozostały niewzruszone. Chłodne, marmurowe, czy kamienne (Cassian tak naprawdę nie rozróżniał) i niezbite. Po pierwszej reakcji Herewarda domyślił się, ze mężczyzna próbuje sprawdzić, czy idący na nich dym nie jest tylko iluzją. Gorąco, wbrew tej teorii, buchające im prosto w twarz, wydawało się bardzo żywe. Cassian w pierwszym odruchu uniósł różdżkę, wymawiając precyzyjnie inkantację zaklęcia, którego jeszcze nigdy wcześniej nie rzucał.
— Lentus — jeśli to była iluzja, a bardzo mocno w to wierzył, na pewno dało się ją kontrolować. Skupił się na ponownie idących w ich kierunkach językach ognia, korzystając ze swojej dobrej passy w rzucaniu zaklęć. Przed jego oczyma falował jeszcze co prawda płaszcz Bartemiusa, ale zza płachty wyłaniały się pomarańczowe, wzbijające się ku górze ognie. Zmarszczył brwi, decydując, że nie tylko Hereward w tym momencie zaryzykuje wszystko, żeby przejść dalej. Musieli podjąć to ryzyko. Jeśli Zakonowi zależało na sercu Grindelwalda i jeśli to rzeczywiście mogło wyzwolić dobrych ludzi z pod niewoli gronych czarnoksiężników, odbijających się już wszystkim czkawką, Cassian był w stanie stawiać swoje życie na szali. Pierwszy raz docenił towarzystwo Herewarda. Jego pieskim żywotem też mógł wachlować do woli. Może najchętniej idący na nich ogień. Za wachlowanie życiem Margo, pewnie beknąłby nawet już po śmierci z rąk jakiegoś na pewno amanta. Margo była kobietą. Doświadczenie uczyło go, że każda z nich posiadała za sobą jakiś gniew – albo zakochanego faceta, albo gniew bogów, jeśli takiej stałaby się krzywda. Cassian już wystarczająco rozgniewał własnego Boga, nie mogąc upilnować własnej żony. Za to, ponosił pokutę po dziś dzień. I chyba jeszcze tylko dlatego kroczył po tej ziemi cały i zdrowy. To była jego kara za grzechy.
— Lentus — jeśli to była iluzja, a bardzo mocno w to wierzył, na pewno dało się ją kontrolować. Skupił się na ponownie idących w ich kierunkach językach ognia, korzystając ze swojej dobrej passy w rzucaniu zaklęć. Przed jego oczyma falował jeszcze co prawda płaszcz Bartemiusa, ale zza płachty wyłaniały się pomarańczowe, wzbijające się ku górze ognie. Zmarszczył brwi, decydując, że nie tylko Hereward w tym momencie zaryzykuje wszystko, żeby przejść dalej. Musieli podjąć to ryzyko. Jeśli Zakonowi zależało na sercu Grindelwalda i jeśli to rzeczywiście mogło wyzwolić dobrych ludzi z pod niewoli gronych czarnoksiężników, odbijających się już wszystkim czkawką, Cassian był w stanie stawiać swoje życie na szali. Pierwszy raz docenił towarzystwo Herewarda. Jego pieskim żywotem też mógł wachlować do woli. Może najchętniej idący na nich ogień. Za wachlowanie życiem Margo, pewnie beknąłby nawet już po śmierci z rąk jakiegoś na pewno amanta. Margo była kobietą. Doświadczenie uczyło go, że każda z nich posiadała za sobą jakiś gniew – albo zakochanego faceta, albo gniew bogów, jeśli takiej stałaby się krzywda. Cassian już wystarczająco rozgniewał własnego Boga, nie mogąc upilnować własnej żony. Za to, ponosił pokutę po dziś dzień. I chyba jeszcze tylko dlatego kroczył po tej ziemi cały i zdrowy. To była jego kara za grzechy.
I don't want to understand this horror
Everybody ends up here in bottles
There's a weight in your eyes
I can't admit
Everybody ends up here in bottles
Cassian Morisson
Zawód : UZDROWICIEL ODDZ. URAZÓW POZAKLĘCIOWYCH
Wiek : 33 LATA
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Wdowiec
I will not budge for no man’s pleasure, I
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Cassian Morisson' has done the following action : rzut kością
'k100' : 3
'k100' : 3
Benjamin, Margaux, Robert, tylko zaklęcie rzucone przez kobiecą dłoń zdołało obezwładnić zbliżającego się w waszym kierunku pająka. Wydał on z siebie dziwny, piskliwy dźwięk, po czym upadł i znieruchomiał. To dziwne, że tak wielki stwór został pokonany banalnie prostym urokiem. Dwa z pozostałych pająków, jakby widząc, co się święci, zamarły, po czym z niewyjaśnionego powodu zaczęły uciekać w przeciwnym kierunku - z dwóch odchodzących z groty korytarzyków wybrały ten kierujący się na lewo. Niestety ten jeden pająk, który zdecydował się zostać i walczyć do końca, zdawał się... zdeterminowany.
Benjamin, na twoje nieszczęście samotny pająk wybrał cię na swoją ofiarę. Zanim mogłeś się spostrzec, rzucił się na ciebie, ciężarem zaskakująco grubego cielska przygwożdżając do nieodległej ściany - wszystko przez to, że dałeś się zaskoczyć. Różdżka wypadła ci z dłoni i upadła na wilgotną skałę nieopodal twojej stopy. Pająk przygniatał cię coraz mocniej, z jakiegoś powodu utrudniając złapanie oddechu i przymierzał się do wgryzienia się w twoje ramię.
ST odepchnięcia pająka za pomocą siły fizycznej to 64, liczbę oczek sumuje się z punktami statystyki sprawności.
---
Cassian, Hereward, języki ognia znów zaczęły się wspinać po drewnianych stopniach, a potem przemknęły po płaszczu profesora Bartiusa, całkowicie ignorując fakt, że odzienie pokryte było wilgocią. Najpewniej przecząc prawom fizyki, płomienie mknęły w waszym kierunku coraz szybciej, coraz niebezpieczniej. Znów owiał was przerażający gorąc, ogień zaczął wspinać się po nogawkach waszych spodni, nieprzyjemnie łaskotał skórę nóg, wgryzał się w nią, ale nie wywoływał jeszcze fali nieznośnego bólu.
W przypadku podjęcia próby ucieczki i biegu z powrotem po schodach, ST wynosi 40; liczbę oczek sumuje się z punktami statystyki sprawności.
---
| Przepraszam za poślizg, w ramach rekompensaty wszyscy otrzymujecie bonus +5 oczek do kolejnego rzutu kością. Na odpis macie 48h.
Benjamin, na twoje nieszczęście samotny pająk wybrał cię na swoją ofiarę. Zanim mogłeś się spostrzec, rzucił się na ciebie, ciężarem zaskakująco grubego cielska przygwożdżając do nieodległej ściany - wszystko przez to, że dałeś się zaskoczyć. Różdżka wypadła ci z dłoni i upadła na wilgotną skałę nieopodal twojej stopy. Pająk przygniatał cię coraz mocniej, z jakiegoś powodu utrudniając złapanie oddechu i przymierzał się do wgryzienia się w twoje ramię.
ST odepchnięcia pająka za pomocą siły fizycznej to 64, liczbę oczek sumuje się z punktami statystyki sprawności.
---
Cassian, Hereward, języki ognia znów zaczęły się wspinać po drewnianych stopniach, a potem przemknęły po płaszczu profesora Bartiusa, całkowicie ignorując fakt, że odzienie pokryte było wilgocią. Najpewniej przecząc prawom fizyki, płomienie mknęły w waszym kierunku coraz szybciej, coraz niebezpieczniej. Znów owiał was przerażający gorąc, ogień zaczął wspinać się po nogawkach waszych spodni, nieprzyjemnie łaskotał skórę nóg, wgryzał się w nią, ale nie wywoływał jeszcze fali nieznośnego bólu.
W przypadku podjęcia próby ucieczki i biegu z powrotem po schodach, ST wynosi 40; liczbę oczek sumuje się z punktami statystyki sprawności.
---
| Przepraszam za poślizg, w ramach rekompensaty wszyscy otrzymujecie bonus +5 oczek do kolejnego rzutu kością. Na odpis macie 48h.
Towarzystwo powszechnie nielubianych zwierząt powinno uspokoić Benjamina i wprowadzić go w jeszcze lepszy nastrój. Przywykł przecież do obecności potworów mniejszego i większego kalibru, zwłaszcza tych niebezpiecznych, które z pewnością nie zostałyby wybrane do zasilenia przydomowego zoo. Czym inny było jednak obcowanie ze smokami czy też nawet jeszcze bardziej oślizgłymi przedstawicielami nieapetycznych gatunków a czym innym mierzenie się z wyjątkowo dorodnymi pająkami w ich naturalnym środowisku. Przygnębiające otoczenie znacznie wpływało na morale Wrighta. Rzucone przez niego zaklęcie nie powiodło się i zanim mógł zareagować w jakikolwiek inny sposób, został zaskoczony przez pierwszego sześcionoga. O niespotykanych rozmiarach, bowiem pająk był na tyle pokaźny, by popchnąć go na ścianę, niemalże odbierając mu dech w piersiach. Różdżka wymsknęła mu się z dłoni, dlatego nie mógł dalej próbować swych sił w widocznie zbyt zaawansowanej magii. Pozostała mu jedynie czysta, fizyczna siła i z niej własnie zamierzał skorzystać, próbując odepchnąć pająka od siebie jak najdalej.
Make my messes matter, make this chaos count.
Benjamin Wright
Zawód : eks-gwiazda quidditcha
Wiek : 34
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I wanna run against the world that's turning
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
OPCM : 37 +7
UROKI : 34
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 43
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Benjamin Wright' has done the following action : rzut kością
'k100' : 63
'k100' : 63
Patrzył na płomyki, które nie naruszały drewnianych schodów, które nie zrobiły nic jego płaszczowi, jakby w ogóle go po drodze nie było.
- Uciekaj - powiedział do Cassiana przez ściśnięte gardło. - Idź pierwszy, bo w razie czego mnie wyleczysz. Jeśli tobie się coś stanie będziemy w sklątkowej dupie - jego głos brzmiał zaskakująco spokojnie, jakby tłumaczył coś swojemu uczniowi. Hereward jednak spokojny wcale nie był. Wszystko w nim zrywało się do panicznej ucieczki. Widział tylko ogień i przypominał sobie swoją siostrę. Obraz sprzed prawie trzydziestu lat wrócił do niego jakby pojawił się przed jego oczami przed sekundą. Każdy fragment, każda emocja, każdy krzyk, wszystko do niego wracało. A on z całych sił starał powstrzymać się swoje reakcje i panikę, która coraz silniej władała jego myślami.
- Jak mnie nie będziesz słyszał, to lepiej nie wracaj - dodał kiedy ogień lizał już ich stopy. Pozwolił Cassianowi ruszyć przed sobą, sam odwrócił się, żeby zrobić krok, a potem zatrzymał się i pozwolił płomieniowi wspinać się po jego ciele. Zagryzł zęby czekając czy jego głupi pomysł ma szansę zadziałać. Ale jeżeli ogień nie spalił niczego, to czy nie powinno skończyć się jedynie na kilku poparzeniach? Na wszelki wypadek spróbował schować się cały pod ubraniem. Ono najwyraźniej podobnie jak schody było odporne. Naciągnął tiarę aż na nos, brodę wcisnął w naciągniętą szatę, zamknął oczy i zaczął w myślach błagać, by nie skończyć tak, jak jego siostra.
/nie wiem, czy rzucać, ale na wszelki wypadek to robię
- Uciekaj - powiedział do Cassiana przez ściśnięte gardło. - Idź pierwszy, bo w razie czego mnie wyleczysz. Jeśli tobie się coś stanie będziemy w sklątkowej dupie - jego głos brzmiał zaskakująco spokojnie, jakby tłumaczył coś swojemu uczniowi. Hereward jednak spokojny wcale nie był. Wszystko w nim zrywało się do panicznej ucieczki. Widział tylko ogień i przypominał sobie swoją siostrę. Obraz sprzed prawie trzydziestu lat wrócił do niego jakby pojawił się przed jego oczami przed sekundą. Każdy fragment, każda emocja, każdy krzyk, wszystko do niego wracało. A on z całych sił starał powstrzymać się swoje reakcje i panikę, która coraz silniej władała jego myślami.
- Jak mnie nie będziesz słyszał, to lepiej nie wracaj - dodał kiedy ogień lizał już ich stopy. Pozwolił Cassianowi ruszyć przed sobą, sam odwrócił się, żeby zrobić krok, a potem zatrzymał się i pozwolił płomieniowi wspinać się po jego ciele. Zagryzł zęby czekając czy jego głupi pomysł ma szansę zadziałać. Ale jeżeli ogień nie spalił niczego, to czy nie powinno skończyć się jedynie na kilku poparzeniach? Na wszelki wypadek spróbował schować się cały pod ubraniem. Ono najwyraźniej podobnie jak schody było odporne. Naciągnął tiarę aż na nos, brodę wcisnął w naciągniętą szatę, zamknął oczy i zaczął w myślach błagać, by nie skończyć tak, jak jego siostra.
/nie wiem, czy rzucać, ale na wszelki wypadek to robię
Ocalałeś, bo byłeś pierwszy
Ocalałeś, bo byłeś
Ocalałeś, bo byłeś
ostatni
Hereward Bartius
Zawód : Profesor w Hogwarcie
Wiek : 33
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Na szczęście był tam las.
Na szczęście nie było drzew.
Na szczęście brzytwa pływała po wodzie.
Na szczęście nie było drzew.
Na szczęście brzytwa pływała po wodzie.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Hereward Bartius' has done the following action : rzut kością
'k100' : 79
'k100' : 79
Lupin zdumiony reakcją pająka, którego zaatakowała Magaroux, przez chwilę nie zrozumiał co się własnie wydarzyło. Czy pająk rzucił się na Benjamina? Jakim cudem to się jeszcze rusza? Robert zaraz znów sięga do pamieci i mówi:
-Orbis- a powiedział to po próbach wyzwoleńczych Wrighta, więc miejmy nadzieję, że to zaklęcie nie spęta biednego Zakonnika.
A swoją drogą, to Robert zauważył, że pająki pobiegły w lewo. Spojrzał porozumiewawczo na Margo i na Bena, jeżeli ten ma jak na niego spojrzeć.
- Idziemy za nimi czy w ten drugi korytarz?
Nie żeby już, ale może lepiej sobie zaplanować, gdzie uciekać.
-Orbis- a powiedział to po próbach wyzwoleńczych Wrighta, więc miejmy nadzieję, że to zaklęcie nie spęta biednego Zakonnika.
A swoją drogą, to Robert zauważył, że pająki pobiegły w lewo. Spojrzał porozumiewawczo na Margo i na Bena, jeżeli ten ma jak na niego spojrzeć.
- Idziemy za nimi czy w ten drugi korytarz?
Nie żeby już, ale może lepiej sobie zaplanować, gdzie uciekać.
+smoke rings of my mind+If you missed the train I'm on You will know that I am gone You can hear the whistle blow a hundred miles
Robert Lupin
Zawód : magiczny policjant
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
For somethin' that he never done.
Put in a prison cell, but one time he could-a been
The champion of the world.
Put in a prison cell, but one time he could-a been
The champion of the world.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Głębia lasu
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Szkocja