Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Szkocja
Głębia lasu
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Głębia lasu
W południowej części Szkocji znajduje się osnuty dziwną aurą las - wydaje się, że aż pulsuje on magią. Mieszkający w pobliżu czarodzieje doskonale wiedzą, że na zarośnięty niebosiężnymi drzewami teren nałożona jest niezliczona ilość zaklęć ochronnych, nikt nie ma jednak pojęcia, z jakiego powodu. Pewne jest jedno: zaklęcia są zbyt silne, by je złamać i tak stare, że wyłącznie legendy opowiadają o ich źródle.
Powietrze w lesie zawsze jest świeże, jakby na podobieństwo tego towarzyszącego burzy. Wśród gęsto rosnących drzew nie mieszkają jednak żadne zwierzęta - w koronach drzew nie świergolą ptaki, przy grubych korzeniach nie wylegują się jeże, a na horyzoncie nie skaczą nawet wiewiórki. Niekiedy tylko pomiędzy nogami przybyszów przemykają żądne magii chropianki.
Powietrze w lesie zawsze jest świeże, jakby na podobieństwo tego towarzyszącego burzy. Wśród gęsto rosnących drzew nie mieszkają jednak żadne zwierzęta - w koronach drzew nie świergolą ptaki, przy grubych korzeniach nie wylegują się jeże, a na horyzoncie nie skaczą nawet wiewiórki. Niekiedy tylko pomiędzy nogami przybyszów przemykają żądne magii chropianki.
Margaux, Robert, z końców waszych różdżek rozbłysnęła jasność, bez zwątpienia ułatwiając trzeciemu towarzyszowi poszukiwania zaginionej różdżki. Liche światło sprawiło, że na ścianach jaskini zaczęły tańczyć cienie rzucane przez gęste pajęcze sieci.
Benjamin, różdżka utknęła pomiędzy dwoma wilgotnymi skałkami, ale udało ci się wydostać ją bez większych problemów. Nie wydawała się w żaden sposób uszkodzona.
Idąc korytarzem prowadzącym w prawo, mogliście poczuć, jak temperatura powietrza gwałtownie opada. Waszymi ciałami wstrząsały dreszcze, z każdym głębszym oddechem wymykał się mały obłoczek kłębiącej się pary. Nie pozostawiało to wątpliwości - najwidoczniej cała jaskinia stanowiła istny labirynt przesączony starą, potężną i nieprzewidywalną magią. Wreszcie korytarz się skończył; na jego krańcu nie znajdowała się jednak kolejna grota, a stromy, niemalże pionowy klif. Żeby sprawdzić, co znajduje się pod nim, musicie podejść bliżej.
---
Cassian, Hereward, ogień przestał was kąsać, ale nie oznaczało to końca niebezpieczeństw. Długi kontakt z płomieniami miał jednak jakiś wpływ na drewniane schody - zaczęły one czernieć, złowieszczo skrzypieć, wyginać się i krzywić. Mogliście nabrać wrażenia, że z każdą chwilą zwłoki stopnie stawały się coraz wyższe, coraz bardziej strome, a jednocześnie kruszyły się i węgliły; z pewnością miała z tym coś wspólnego magia... ale czy jest to powód, aby odgonić obawy? Pozostawanie w bezruchu bez zwątpienia nie jest najlepszym pomysłem.
Możecie kontynuować drogę w dół po stromych schodkach albo wycofać się, w obu przypadkach obowiązuje was rzut kością k100.
Kara do rzutów Cassiana to -5, a Herewarda to -3. Niweluje ją biegłość silna wola.
---
| Na odpis macie 48h.
Benjamin, różdżka utknęła pomiędzy dwoma wilgotnymi skałkami, ale udało ci się wydostać ją bez większych problemów. Nie wydawała się w żaden sposób uszkodzona.
Idąc korytarzem prowadzącym w prawo, mogliście poczuć, jak temperatura powietrza gwałtownie opada. Waszymi ciałami wstrząsały dreszcze, z każdym głębszym oddechem wymykał się mały obłoczek kłębiącej się pary. Nie pozostawiało to wątpliwości - najwidoczniej cała jaskinia stanowiła istny labirynt przesączony starą, potężną i nieprzewidywalną magią. Wreszcie korytarz się skończył; na jego krańcu nie znajdowała się jednak kolejna grota, a stromy, niemalże pionowy klif. Żeby sprawdzić, co znajduje się pod nim, musicie podejść bliżej.
---
Cassian, Hereward, ogień przestał was kąsać, ale nie oznaczało to końca niebezpieczeństw. Długi kontakt z płomieniami miał jednak jakiś wpływ na drewniane schody - zaczęły one czernieć, złowieszczo skrzypieć, wyginać się i krzywić. Mogliście nabrać wrażenia, że z każdą chwilą zwłoki stopnie stawały się coraz wyższe, coraz bardziej strome, a jednocześnie kruszyły się i węgliły; z pewnością miała z tym coś wspólnego magia... ale czy jest to powód, aby odgonić obawy? Pozostawanie w bezruchu bez zwątpienia nie jest najlepszym pomysłem.
Możecie kontynuować drogę w dół po stromych schodkach albo wycofać się, w obu przypadkach obowiązuje was rzut kością k100.
Kara do rzutów Cassiana to -5, a Herewarda to -3. Niweluje ją biegłość silna wola.
---
| Na odpis macie 48h.
Benjamin nie kłócił się z decyzją Margaux, kiwając tylko głową, gdy skierowała się w prawą stronę rozwidlonego korytarza. Humanoidalny kształt pajęczego kokonu ciągle go niepokoił, ale nie oglądał się za siebie, idąc do przodu z uniesioną w pogotowiu różdżką. Trzymał ją mocno, nie chcąc, by znów wyleciała w powietrze lub - nie daj Merlinie - na dobre zniknęła pomiędzy wystającymi gdzieniegdzie skałami. Ciepłe drewno różdżki wydawało się jedyną, oprócz płytkich oddechów Margaux i Roberta, pociechą w coraz paskudniejszej wędrówce. Robiło się chłodniej, wilgotniej; powietrze oblepiało twarz lodowatą zasłonką, przepuszczającą ich głębiej w plątaninę korytarzy. Wright starał się zapamiętywać odpowiednie zakręty, lecz po jakimś czasie stracił rachubę. Z ulgą przyjął więc następną grotę...tym razem zupełnie inną. W półmroku ukazał się stromy klif a reszta pomieszczenia pozostawała w mroku.
- Dlaczego mam wrażenie, że to cudo zarwie się pod naszym ciężarem? - mruknął właściwie do siebie niż do towarzyszy. - Lumos maxima - spróbował rzucić zaklęcie, mając nadzieję, że świetlista kula rozjaśni nieco dalszą część groty, po czym zrobił kilka ostrożnych kroków do przodu, by lepiej rozejrzeć się po okolicach klifu.
- Dlaczego mam wrażenie, że to cudo zarwie się pod naszym ciężarem? - mruknął właściwie do siebie niż do towarzyszy. - Lumos maxima - spróbował rzucić zaklęcie, mając nadzieję, że świetlista kula rozjaśni nieco dalszą część groty, po czym zrobił kilka ostrożnych kroków do przodu, by lepiej rozejrzeć się po okolicach klifu.
Make my messes matter, make this chaos count.
Benjamin Wright
Zawód : eks-gwiazda quidditcha
Wiek : 34
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I wanna run against the world that's turning
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
OPCM : 37 +7
UROKI : 34
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 43
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Benjamin Wright' has done the following action : rzut kością
'k100' : 27
'k100' : 27
Dopiero po kilku chwilach udało mu się dojść do siebie i w pełni zrozumieć, co się dzieje. Stał w ogniu, który nie czynił mu żadnej szkody. po pierwszym szoku przyszło otrzeźwienie. Pozostanie w miejscu było najgłupszym z możliwych pomysłów.
- Chodźmy - rzucił do Cassiana pozwalając swojej panice choć na chwilę zawładną jego poczynaniami. Wbrew jednak temu, co podpowiadał zdrowy rozsądek sugerujący powrót o domu, Hereward ruszył w dół po schodach, które coraz bardziej uginały się i skrzypiały. Czyżby mieli skończyć spadając razem z nimi na samo dno jaskini? Ruszył się więc zmuszając obolałe nogi do stawiania kolejnych kroków. Było to wyjątkowo nieprzyjemne, ale nie mógł zostać na wieki otoczony płomieniami. Zostawił na schodach swój płaszcz razem ze wspomnieniem o Belli, które z całych sił wymazywał z głowy. Trzymając różdżkę w pogotowiu prowadził ich małą eskapadę i miał nadzieję, że dużo gorzej się nie zrobi.
- Chodźmy - rzucił do Cassiana pozwalając swojej panice choć na chwilę zawładną jego poczynaniami. Wbrew jednak temu, co podpowiadał zdrowy rozsądek sugerujący powrót o domu, Hereward ruszył w dół po schodach, które coraz bardziej uginały się i skrzypiały. Czyżby mieli skończyć spadając razem z nimi na samo dno jaskini? Ruszył się więc zmuszając obolałe nogi do stawiania kolejnych kroków. Było to wyjątkowo nieprzyjemne, ale nie mógł zostać na wieki otoczony płomieniami. Zostawił na schodach swój płaszcz razem ze wspomnieniem o Belli, które z całych sił wymazywał z głowy. Trzymając różdżkę w pogotowiu prowadził ich małą eskapadę i miał nadzieję, że dużo gorzej się nie zrobi.
Ocalałeś, bo byłeś pierwszy
Ocalałeś, bo byłeś
Ocalałeś, bo byłeś
ostatni
Hereward Bartius
Zawód : Profesor w Hogwarcie
Wiek : 33
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Na szczęście był tam las.
Na szczęście nie było drzew.
Na szczęście brzytwa pływała po wodzie.
Na szczęście nie było drzew.
Na szczęście brzytwa pływała po wodzie.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Hereward Bartius' has done the following action : rzut kością
'k100' : 61
'k100' : 61
Robert jeszcze się obejrzał na kokon, który mieli ochotę rozciąć jego towarzysze. Niestety, jako porażony wielką stratą ukochanej Magrit, nie miał za bardzo wiele do powiedzenia i zachowywał należyty dystans do wszystkiego. Nawet do pomysłów. Dlatego nie wypowiedział się. Szedł za Margo i Benem, ale obejrzał się jeszcze za siebie. Ma w ręku rozbłyśniętą lumosem różdżką, wiec nie są mu straszne ciemności żadne. Idzie i coś tam pod nosem sobie mówi, jest chyba niezadowolony z tego, że wylądował w jaskini jakiejś z tysiącem pająków. Niby nic, a jednak wcale to nie jest przyjemne.
W pewnej chwili zaczął odczuwać zimno, to go bardzo dobija. Jeszcze na dodatek nieprzyjemności otoczenia, ma mieć problem z pogodą, och, no pewnie że tak. Bardzo zasmucony, idzie więc noga za nogą w ślad za Margo i Benem.
- To bezsensowne, żeby szukać tego bez żadnych wskazówek, moi drodzy - narzeka i zatrzymuje sie, kiedy Ben wychyla się do przodu. Nawet nie spojrzał, taki jest niezaciekawiony.
W pewnej chwili zaczął odczuwać zimno, to go bardzo dobija. Jeszcze na dodatek nieprzyjemności otoczenia, ma mieć problem z pogodą, och, no pewnie że tak. Bardzo zasmucony, idzie więc noga za nogą w ślad za Margo i Benem.
- To bezsensowne, żeby szukać tego bez żadnych wskazówek, moi drodzy - narzeka i zatrzymuje sie, kiedy Ben wychyla się do przodu. Nawet nie spojrzał, taki jest niezaciekawiony.
+smoke rings of my mind+If you missed the train I'm on You will know that I am gone You can hear the whistle blow a hundred miles
Robert Lupin
Zawód : magiczny policjant
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
For somethin' that he never done.
Put in a prison cell, but one time he could-a been
The champion of the world.
Put in a prison cell, but one time he could-a been
The champion of the world.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Cassian nie zdążył się zastanowić w jakim kierunku chce się udać, kiedy Hereward postanowił za ich oboje. Poruszali się w na tyle niekomfortowym miejscu, że nie miał wcale ochoty dyskutować i zmieniać ich trajektorii chodu. Nawet jeśli to rzeczywiście miałoby być zjechanie na tyłku po schodach. Morisson próbował i nie polecał, ale starał się przekonywać swoje pesymistyczne i sceptyczne ja, że ich droga jest usłana takimi przeszkodami tylko dlatego, że na końcu może ich czekać to, po co tu przybyli, więc pokonać będą musieli wiele pułapek na swojej drodze. Włócząc się za Bartym, wyciągnął różdzkę, nakierowując ją na jego łydki. Uznał, ze może nie być lepszej okazji na zniwelowanie jego obrażeń niż obecny moment. Schody z chwili na chwilę stawały się coraz bardziej niepewne i strome. Przytulił się więc do ściany, chociaż wcale nie była ona pokrzepiająca, a niemile chropowata, pozostawiająca sadzę na opuszkach palców.
— Cauma sanavi — szepnął skupiając się na zaklęciu tak samo, jak na schodach, na ktorych wolałby nie wywinać kozla.
— Cauma sanavi — szepnął skupiając się na zaklęciu tak samo, jak na schodach, na ktorych wolałby nie wywinać kozla.
I don't want to understand this horror
Everybody ends up here in bottles
There's a weight in your eyes
I can't admit
Everybody ends up here in bottles
Cassian Morisson
Zawód : UZDROWICIEL ODDZ. URAZÓW POZAKLĘCIOWYCH
Wiek : 33 LATA
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Wdowiec
I will not budge for no man’s pleasure, I
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Cassian Morisson' has done the following action : rzut kością
'k100' : 55
'k100' : 55
Opuszczenie pajęczej groty, wypełnionej niepokojącymi światełkami i nieprzyjemnym zapachem, odrobinę poprawiło jej nastrój. Idąc korytarzem oddychała swobodniej, jedynie podświadomie zauważając spadającą z każdym krokiem temperaturę i mgliście żałując, że mimo wszystko nie ubrała się cieplej; nie odzywała się jednak przez większość drogi, skupiona na unikaniu ewentualnych przeszkód i cichej obserwacji własnego, wydychanego powietrza, które w pewnym momencie zaczęło zamieniać się w białe obłoczki pary. Świat na powierzchni mógł zimę właśnie zostawiać za sobą, wyglądało jednak na to, że tutaj trzeba było liczyć się z czymś więcej, niż tylko wpływem pór roku.
Zajęta śledzeniem ziemi umykającej jej spod stóp, nie od razu zauważyła, że ich droga urywała się nagle, zamieniając się w stromy klif. Wyczuła jednak, że jej towarzysze się zatrzymali i zrobiła to samo, unosząc spojrzenie i szybko odnajdując wzrokiem krawędź urwiska. Uśmiechnęła się pod nosem, słysząc ciche słowa Bena. – Chyba pod twoim – odpowiedziała lekko, choć w jaskini nawet żartobliwa uwaga zabrzmiała dziwnie i głucho. – Lumos maxima – powtórzyła, również planując trochę rozjaśnić okolicę; światło wydobywające się z jej różdżki ledwie docierało do kamiennych ścian korytarza. – Wskazówki na pewno by się przydały, ale wygląda na to, że Grindelwald zapomniał umieścić drogowskazów – odpowiedziała, posyłając Robertowi słaby uśmiech i robiąc kilka kroków do przodu, żeby móc zajrzeć w dół.
Zajęta śledzeniem ziemi umykającej jej spod stóp, nie od razu zauważyła, że ich droga urywała się nagle, zamieniając się w stromy klif. Wyczuła jednak, że jej towarzysze się zatrzymali i zrobiła to samo, unosząc spojrzenie i szybko odnajdując wzrokiem krawędź urwiska. Uśmiechnęła się pod nosem, słysząc ciche słowa Bena. – Chyba pod twoim – odpowiedziała lekko, choć w jaskini nawet żartobliwa uwaga zabrzmiała dziwnie i głucho. – Lumos maxima – powtórzyła, również planując trochę rozjaśnić okolicę; światło wydobywające się z jej różdżki ledwie docierało do kamiennych ścian korytarza. – Wskazówki na pewno by się przydały, ale wygląda na to, że Grindelwald zapomniał umieścić drogowskazów – odpowiedziała, posyłając Robertowi słaby uśmiech i robiąc kilka kroków do przodu, żeby móc zajrzeć w dół.
sorrow weighs my shoulders down
and trouble haunts my mind
but I know the present will not last
and tomorrow will be kinder
and trouble haunts my mind
but I know the present will not last
and tomorrow will be kinder
Margaux Vance
Zawód : starszy ratownik magicznego pogotowia ratunkowego
Wiek : 27
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
all those layers
of silence
upon silence
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
The member 'Margaux Vance' has done the following action : rzut kością
'k100' : 41
'k100' : 41
Robert, być może pozostanie w tyle było najrozsądniejszą decyzją - nie zdecydowałeś się podejść bliżej klifu, by sprawdzić, co znajduje się na dnie.
Margaux, Benjamin, pomimo nieudanej próby oświetlenia groty postanowiliście zaryzykować i rozejrzeć się po okolicy. Mogliście zauważyć, że kilka metrów pod klifem znajdował się podłużny zbiornik wodny, jakby rzeka płynąca wzdłuż dna kanionu, która zdawała się dokądś prowadzić. Dokąd? - tego nie wiedzieliście, gdyż jej dalszy tor zasłaniała jedna z licznych skalnych półek. Woda wypełniająca koryto rzeki była mętna, ciemna, biła od niej lekko zielonkawa poświata.
Nie było żadnej innej drogi - przed wami dziwna rzeka torowała sobie drogę wśród skał, za plecami mieliście korytarz prowadzący z powrotem do jaskini, z której dopiero co wyszliście.
---
Hereward, Cassian, droga w dół schodami zaczęła się dłużyć, zauważyliście jednak, że płomienie stawały się coraz rzadsze, z każdą chwilą tliły się lżej, aż w końcu całkowicie zgasły. Towarzyszący wam jeszcze przed chwilą gorąc odszedł w niepamięć, znów zrobiło się chłodniej. Gdy pokonaliście już ostatni stopień, mogliście dostrzec, że jedyną dalszą drogę stanowi wąski, choć (na szczęście) krótki korytarz.
Cassian, twoje zaklęcie usuwające oparzenia nie było całkiem udane, jednak wystarczyło, by zasklepić płytsze rany na nogach Herewarda.
Na końcu wąskiego korytarza znajdowały się zamknięte drzwi.
Kara do rzutów Cassiana to -5, a Herewarda to -1. Niweluje ją biegłość silna wola.
---
| Na odpis macie 48h.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Margaux, Benjamin, pomimo nieudanej próby oświetlenia groty postanowiliście zaryzykować i rozejrzeć się po okolicy. Mogliście zauważyć, że kilka metrów pod klifem znajdował się podłużny zbiornik wodny, jakby rzeka płynąca wzdłuż dna kanionu, która zdawała się dokądś prowadzić. Dokąd? - tego nie wiedzieliście, gdyż jej dalszy tor zasłaniała jedna z licznych skalnych półek. Woda wypełniająca koryto rzeki była mętna, ciemna, biła od niej lekko zielonkawa poświata.
Nie było żadnej innej drogi - przed wami dziwna rzeka torowała sobie drogę wśród skał, za plecami mieliście korytarz prowadzący z powrotem do jaskini, z której dopiero co wyszliście.
---
Hereward, Cassian, droga w dół schodami zaczęła się dłużyć, zauważyliście jednak, że płomienie stawały się coraz rzadsze, z każdą chwilą tliły się lżej, aż w końcu całkowicie zgasły. Towarzyszący wam jeszcze przed chwilą gorąc odszedł w niepamięć, znów zrobiło się chłodniej. Gdy pokonaliście już ostatni stopień, mogliście dostrzec, że jedyną dalszą drogę stanowi wąski, choć (na szczęście) krótki korytarz.
Cassian, twoje zaklęcie usuwające oparzenia nie było całkiem udane, jednak wystarczyło, by zasklepić płytsze rany na nogach Herewarda.
Na końcu wąskiego korytarza znajdowały się zamknięte drzwi.
Kara do rzutów Cassiana to -5, a Herewarda to -1. Niweluje ją biegłość silna wola.
---
| Na odpis macie 48h.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 08.11.16 16:10, w całości zmieniany 2 razy
W pewnym momencie spacer po ogniu przestawał dziwić. W prawdzie jakaś część Herewardowej jaźni ciągle buntowała się przeciwko podobnym przechadzkom i rwała do ucieczki, była jednak na tyle mała, że Barty mógł ją bez większego problemu zignorować. Szczególnie, gdy zaklęcie Cassiana złagodziło ból spieczonych łydek.
- Dzięki - uśmiechnął się z prawdziwą i nieukrywaną ulgą. Ból stał się mniejszy, niemalże niezauważalny i kiedy Hereward stał miejscu prawie w ogóle go nie czuł. Z pewnością rozpraszał go znacznie mniej niż jeszcze chwilę wcześniej.
Kiedy skończył się ogień i pojawił wąski korytarz, Barty spodziewał się najgorszego. Spodziewał się tego nadal, kiedy położył dłoń na klamce i spojrzał na swojego towarzysza przygód chcąc uzyskać jego pozwolenie zanim spróbuje otworzyć drzwi do nowego niebezpieczeństwa.
- Dzięki - uśmiechnął się z prawdziwą i nieukrywaną ulgą. Ból stał się mniejszy, niemalże niezauważalny i kiedy Hereward stał miejscu prawie w ogóle go nie czuł. Z pewnością rozpraszał go znacznie mniej niż jeszcze chwilę wcześniej.
Kiedy skończył się ogień i pojawił wąski korytarz, Barty spodziewał się najgorszego. Spodziewał się tego nadal, kiedy położył dłoń na klamce i spojrzał na swojego towarzysza przygód chcąc uzyskać jego pozwolenie zanim spróbuje otworzyć drzwi do nowego niebezpieczeństwa.
Ocalałeś, bo byłeś pierwszy
Ocalałeś, bo byłeś
Ocalałeś, bo byłeś
ostatni
Hereward Bartius
Zawód : Profesor w Hogwarcie
Wiek : 33
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Na szczęście był tam las.
Na szczęście nie było drzew.
Na szczęście brzytwa pływała po wodzie.
Na szczęście nie było drzew.
Na szczęście brzytwa pływała po wodzie.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Benjamin wspaniałomyślnie skomentował sugestię Margaux tylko krótkim, urwanym rechocikiem, który wypełnił puste pomieszczenie nieznośnym echem. Radosne odgłosy nie pasowały w ogóle do tego miejsca i pojmował to nawet Wright. Westchnął ponownie, ostrożnie podchodząc blisko krawędzi klifu, z którego rozpościerał się mało optymistyczny widok na przygnębiający kanion, pośrodku którego szemrał cicho strumyk...lub raczej pluskały piekielne odmęty, emanujące niepokojącą poświatą. Dno geograficznej niespodzianki nie wydawało się aż tak odległe - czym było kilka metrów wobec prawdziwych wysokości nadmorskich klifów - ale i tak nie zachęcało do podjęcia szybkiej, lekkomyślnej wspinaczki. Może i jemu udałoby się nie złamać karku podczas stromej drogi w dół, ale wątpił w umiejętności Margo i Roberta. Przystanął więc w lekkim oddaleniu, podpierając się rękami o boki, w idealnej pozie zafrasowanego trapera, natrafiającego na wyjątkową przeszkodę w zdobywczym marszu naprzód.
- Pewnie nie macie przy sobie jakiejś dość długiej liny? - spytał, nie kryjąc nadziei. - Możemy spróbować wyżłobić jakieś przejście w dół albo liczyć na działanie Lento albo... - zaczął w głębokim zastanowieniu, po czym urwał, unosząc różdżkę. Kto wie, może istniały już jakieś schody, ukryte jednak przed wzrokiem niechcianych gości? - Veritas Claro - mruknął, z nadzieją, że zaklęcie się powiedzie a on będzie mógł rozejrzeć się po wnętrzu jaskini, wyszukując jakichś znaków bądź ułatwień w podróży w dół klifu.
- Pewnie nie macie przy sobie jakiejś dość długiej liny? - spytał, nie kryjąc nadziei. - Możemy spróbować wyżłobić jakieś przejście w dół albo liczyć na działanie Lento albo... - zaczął w głębokim zastanowieniu, po czym urwał, unosząc różdżkę. Kto wie, może istniały już jakieś schody, ukryte jednak przed wzrokiem niechcianych gości? - Veritas Claro - mruknął, z nadzieją, że zaklęcie się powiedzie a on będzie mógł rozejrzeć się po wnętrzu jaskini, wyszukując jakichś znaków bądź ułatwień w podróży w dół klifu.
Make my messes matter, make this chaos count.
Benjamin Wright
Zawód : eks-gwiazda quidditcha
Wiek : 34
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I wanna run against the world that's turning
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
OPCM : 37 +7
UROKI : 34
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 43
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Benjamin Wright' has done the following action : rzut kością
'k100' : 9
'k100' : 9
Widząc wąski korytarz przed nimi, Cassianowi udało się jedynie szepnąć pod nosem:
— O Panie…
Na bunt nie było tu miejsca. Nawet jeśli kolejny etap ich wędrówki oznaczał przeciskanie się przez nieznaną przestrzeń. Zanim to by nastąpiło, Morisson przekrzywił głowę na boki, aż nie strzyknęło mu w karku i z tylko minimalnym ociąganiem – miał na uwadze, że nie mieli czasu na zbędne czynności – wyciągnął różdżkę, żeby tym razem opatrzyć siebie. Chociaż przez większość czasu był w stanie lekceważyć swój ból, nie wiedział co jeszcze ich czeka dalej. Wtedy warto żeby był gotowy na każdą sposobność.
— Ferula.
Zaklęcie o ile nie opatrzy go całkiem, przynajmniej załagodzi ból i pozwoli mu myśleć trzeźwo w dalszych etapach poruszania się do przodu. Bez względu na jego efekt, Cassian podążyl za Bartym. Zatrzymując się za nim, wyczuł jego intencję, kiwnął do niego porozumiewawczo glową, kiedy ten naciskał już na klamkę.
Wszedł do nieznanego im pomieszczenia pierwszy. Uznał, że ktoś z ich dwójki musiał, a przy okazji dość już miał tego klaustrofobicznego poczucia, pomiędzy dwoma, zbliżonymi do siebie ścianami.
— O Panie…
Na bunt nie było tu miejsca. Nawet jeśli kolejny etap ich wędrówki oznaczał przeciskanie się przez nieznaną przestrzeń. Zanim to by nastąpiło, Morisson przekrzywił głowę na boki, aż nie strzyknęło mu w karku i z tylko minimalnym ociąganiem – miał na uwadze, że nie mieli czasu na zbędne czynności – wyciągnął różdżkę, żeby tym razem opatrzyć siebie. Chociaż przez większość czasu był w stanie lekceważyć swój ból, nie wiedział co jeszcze ich czeka dalej. Wtedy warto żeby był gotowy na każdą sposobność.
— Ferula.
Zaklęcie o ile nie opatrzy go całkiem, przynajmniej załagodzi ból i pozwoli mu myśleć trzeźwo w dalszych etapach poruszania się do przodu. Bez względu na jego efekt, Cassian podążyl za Bartym. Zatrzymując się za nim, wyczuł jego intencję, kiwnął do niego porozumiewawczo glową, kiedy ten naciskał już na klamkę.
Wszedł do nieznanego im pomieszczenia pierwszy. Uznał, że ktoś z ich dwójki musiał, a przy okazji dość już miał tego klaustrofobicznego poczucia, pomiędzy dwoma, zbliżonymi do siebie ścianami.
I don't want to understand this horror
Everybody ends up here in bottles
There's a weight in your eyes
I can't admit
Everybody ends up here in bottles
Cassian Morisson
Zawód : UZDROWICIEL ODDZ. URAZÓW POZAKLĘCIOWYCH
Wiek : 33 LATA
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Wdowiec
I will not budge for no man’s pleasure, I
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Głębia lasu
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Szkocja