Wydarzenia


Ekipa forum
Salon
AutorWiadomość
Salon [odnośnik]12.10.16 18:49
First topic message reminder :

Salon

Salon Carterów jest przytulnym pomieszczeniem, niegdyś będącym swoistym centrum życia rodziny. Choć minęło trochę czasu od śmierci rodziców Sophii i Raidena, we wnętrzu niewiele się zmieniło, wciąż widać tu rękę ich matki, która urządziła pokój. Salon jest urządzony w ciepłych barwach, na ścianach oraz na gzymsie kominka znajdują się ruchome fotografie przedstawiające członków rodziny. Znajdują się tu też kanapa, fotele i stół; salon jest miejscem do przyjmowania gości oraz wypoczynku. Ze sporych rozmiarów okna roztacza się widok na znajdujący się za domem ogródek.

[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Sophia Carter dnia 01.10.17 12:52, w całości zmieniany 2 razy
Sophia Carter
Sophia Carter
Zawód : Auror
Wiek : 24
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Świat nie jest czarno-biały. Jest szary i pomieszany.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3633-sophia-carter https://www.morsmordre.net/t3648-listy-do-sophii https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f308-beckenham-overbury-avenue-13 https://www.morsmordre.net/t3765-skrytka-bankowa-nr-925 https://www.morsmordre.net/t3647-sophia-carter

Re: Salon [odnośnik]23.10.16 23:28
Znowu było to samo. Jednak jej podejście przypominało podchodzenie do rozzłoszczonego zwierzęcia, gdy powoli wyciągała dłoń i dotknęła jego policzka. Czuł jak pracuje mu cała żuchwa raz po raz zaciskając się i rozluźniając. Wędrowała przez chwilę palcami po jego twarzy, by w końcu się odsunąć, a on nieznacznie przesunął się w stronę uciekającego ciepła. W pewien sposób zaczynało to na niego działać, chociaż nigdy nie podejrzewał, żeby spokój kiedykolwiek mógł przezwyciężyć gniew. Nawet tak duży jaki tkwił w nim. Słysząc jej miękki głos, nie mógł odpowiedzieć inaczej jak się rozluźnić i zjechać z tonu, który miał jeszcze przed chwilą.
- Sam nie wiem - odparł szczerze, nie robiąc absolutnie nic, gdy delikatnie złapała go za rękę. Wydawało mu się, że niezauważalnie drgnął, ale to bardziej z powodu tego, że tak złagodniała, podczas gdy jego roznosiło kilka sekund temu od środka i gdyby mógł urządziłby coś o wiele gorszego niż nabicie na pale przez Vlada Palownika. Z myślą, że ktoś chciał skrzywdzić jego dziecko, równało się poruszenie czegoś, czego naprawdę niewiele osób na świecie doświadczyło. A Artis była świadkiem jedynie początku. Z każdym jej dotykiem i ciepłem te wszystkie myśli chcąc nie chcąc odchodziły, a Raiden powoli zapominał o co się tak naprawdę zdenerwował. Owszem. Pamiętał główny powód, ale nie potrafił się złościć mając ją przed sobą. Gdy odezwała się ponownie, jego usta otworzyły się, by zareagować w jakikolwiek sposób. - Chyba to drugie jest bardziej chwytliwe z tej dwójki - wymruczał jedynie, przy czym lekko odchrząknął, chcąc pozbyć się tego uścisku w gardle, który powodował, że jego głos przypominał mruczenie niedźwiedzia. - Nie znam się na nazwiskach... - dodał kolejny raz, ale zupełnie zgubił wątek. Oddychał już spokojnie, nie odrywając spojrzenia od jej twarzy. Raz tylko uciekł wzrokiem w bok, ale zaraz wrócił do niej, zupełnie jakby go hipnotyzowała. Jej spokój był niezwykle kojący i podświadomie Raiden czuł, że przemawiał przez nią rodzący się instynkt macierzyński. Nie była swoją matką. I nigdy nią nie miała zostać.


Hello darkness, my old friend
Come to talk with you again

Raiden Carter
Raiden Carter
Zawód : dzień dobry
Wiek : 32
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I don't know but I been told
A big legged woman ain't got no
s o u l
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Salon - Page 4 Tumblr_nd9k6t8Tpx1rjxr81o8_r1_250
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3256-raiden-carter#55069 https://www.morsmordre.net/t3274-tales#55392 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f308-beckenham-overbury-avenue-13 https://www.morsmordre.net/t3526-skrytka-bankowa-nr-834#61585 https://www.morsmordre.net/t3275-raiden-carter#117377
Re: Salon [odnośnik]23.10.16 23:59
- Artis Lockhart. Jak to brzmi? - spytała z bardzo delikatnym uśmiechem, nie przerywając gładzenia jego dłoni. Widziała, że się uspokoił i nie groził już wybuchem, ale tak naprawdę nie chciała się odsuwać. Na nią samą ta bliskość działała kojąco, ale nie dlatego nie próbowała nawet na moment przerywać dotyku. Czuła się lepiej mając go blisko, nawet jeśli jej własne emocje wciąż były nieco przytłaczające, on w jakiś sposób ją przed tym chronił, tak naprawdę nic nie robiąc.
- To chyba dobry pomysł, zupełnie zerwać połączenie - powiedziała cicho i uniosła jego rękę do swojej twarzy. Był to nieco dziwny gest, sama nie wiedziała dlaczego go wykonała, ale ucałowała lekko jego zgięte palce i chwilę trwała w tej pozycji. Nie patrzyła na jego twarz nie będąc pewna co zobaczy i czy rzeczywiście chce to wiedzieć. Cieszyła się tą chwilą spokoju, która nastała i chciała ją przeciągnąć jak najdłużej mogła. W końcu jednak cofnęła się, puszczając jego dłoń.
- Będę musiała dowiedzieć się w Ministerstwie jak to przebiega, nie zastanawiałam się nigdy nad tym - uniosła głowę by spojrzeć mu w twarz, wciąż patrzyła w ten szczególny sposób, który zdarzał się wyjątkowo rzadko i jak na razie tylko i wyłącznie wtedy, kiedy Raiden się wściekał. Martwiła się wtedy o niego, choć sama nie wiedziała czym dokładnie. Może bała się że zrobi coś głupiego? Na przykład popędzi zrobić awanturę z całym klanem szkockich narwańców? Nie przyszło jej to do głowy kiedy go uspokajała. po prostu chciała ukoić jego nerwy, widziała jak był poruszony.
Czuła dziwne zimno w rękach, kiedy nie ściskały już jego dłoni. Poruszyła niepewnie palcami przyzwyczajając się do uczucia, tak naprawdę nie chcąc być tak daleko. Nie chciała jednak naciskać. Dopiero co rozmawiali na ten temat. Zamierzała rzeczywiście skupić się na poznaniu Cartera, dając wiedzę na swój temat w zamian, ale zdecydowanie musieli przestać lądować w łóżku przy każdej okazji. Silnie ciągnęło ich do siebie, ale nie była to najlepsza droga do zbudowania relacji.
Artis Finnleigh
Artis Finnleigh
Zawód : Auror
Wiek : 25
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Panna
I'm gonna trust you, babe
I'm gonna look in your eyes
And if you say, "Be alright"
I'll follow you into the light
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3347-artis-macmillan#56642 https://www.morsmordre.net/t3359-balou https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f308-beckenham-overbury-avenue-13 https://www.morsmordre.net/t3411-skrytka-bankowa-nr-848#59024 https://www.morsmordre.net/t3404-artis-macmillan
Re: Salon [odnośnik]24.10.16 0:25
- Chyba się przyzwyczaję - odparł kolejny raz, zupełnie odpuszczając. Czuł jak spięcie odeszło, a on nawet jakby chciał je zatrzymać to nic z tego. Zwyczajnie się nie dało. I mimo że cel był już osiągnięty w stłamszeniu tej dzikiej bestii w jego wnętrzu tak oboje wiedzieli, że żadne z nich nie chce się odsuwać. Dziwna, niewidzialna łuna spokoju biła od Artis powoli pochłaniając całą złość, która w nim tkwiła. Nie było to złe uczucie, wręcz mógłby powiedzieć, że niezwykle oczyszczające. Ona działała na niego silniej niż mogła przypuszczać. Ale chyba z każdym dniem mieli się o tym przekonywać coraz częściej. - Oni się od ciebie odcięli. Czas na ciebie, prawda? - spytał, nie oczekując jednak odpowiedzi. Zamiast tego obserwował ten niespodziewany gest, który widywał czasami u swoich rodziców. Jednak ze strony Artis było to tak zaskakujące, ale z drugiej strony tak naturalne, że nie wiedział jak zareagować inaczej jak po prostu po raz kolejny nie robiąc nic. Obserwował jedynie jej twarz i przymknięte oczy. Wydawała się taka... Niecodzienna. Artis, której nikt nie skrzywdził, która nie wątpiła w jego intencje i która zwyczajnie chciała być w miejscu, w którym stali - u niego w domu. U nich w domu.
W końcu jednak puściła jego dłoń, podnosząc głowę i patrząc na niego z troską. Ale było tam coś jeszcze. Coś, czego jeszcze nie potrafił rozszyfrować. Mimo to nie liczyło się nic więcej ponad jej twarz i kojący głos, który zdawał się odganiać wszelkie bolączki jakby był magiczny. I zapewne w pewien sposób taki był.
- Też nie musiałem nad tym myśleć. Nie zmieniałem nazwiska - mówił bez sensu. Ale po dłuższej chwili poczuł, że musi coś zrobić. Po raz kolejny tego dnia złapał ją za policzek i schylił się, by byli mniej więcej na tym samym poziomie. Taksował ją spojrzeniem przez chwilę, aż ponownie się odezwał:
- Cokolwiek postanowisz.
I przysunął się do niej, jednak jedynie by złożyć na jej policzku delikatny pocałunek. Musieli zwolnić. I chociaż bardzo jej pragnął w tym momencie, wiedział, że byłoby to rozwiązanie jedynie na chwilę. A sprawy, o których rozmawiali przed chwilą znowu by uciekły dalej powodując kolejne dni niezręczności. Dodatkowo czuł się odpowiedzialny za jej uczucia. Otworzyła się przed nim o wiele bardziej niż podejrzewał, a zanim ponownie mieli się do siebie zbliżyć, obiecał sobie, że sam określi, co do niej czuł. I to bez wahania. Raz na zawsze. Bo to że nie chciał jej stracić wiedział już teraz. A to był dobry początek.


Hello darkness, my old friend
Come to talk with you again

Raiden Carter
Raiden Carter
Zawód : dzień dobry
Wiek : 32
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I don't know but I been told
A big legged woman ain't got no
s o u l
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Salon - Page 4 Tumblr_nd9k6t8Tpx1rjxr81o8_r1_250
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3256-raiden-carter#55069 https://www.morsmordre.net/t3274-tales#55392 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f308-beckenham-overbury-avenue-13 https://www.morsmordre.net/t3526-skrytka-bankowa-nr-834#61585 https://www.morsmordre.net/t3275-raiden-carter#117377
Re: Salon [odnośnik]24.10.16 13:18
Zamknęła oczy czując dotyk jego dłoni na policzku i uśmiechnęła się delikatnie, gdy za ręką poszedł delikatny pocałunek. Jego ciepły oddech na miękkiej skórze twarzy niemal palił, czuła to nawet bardziej kiedy już się odsunął. Ciężko było stwierdzić czy to kwestia fizycznego przyciągania, czy może czegoś więcej. Z pewną dozą zadowolenia przyjęła jednak, że zrozumiał o co jej chodziło i zaprzestał na tym zupełnie niewinnym geście. Dobrze wiedziała, że gdyby poprosił, poszłaby za nim, zapewne działało to w obie strony.
- Usiłowałam zrobić obiad - odezwała się po dłuższej chwili po prostu patrzenia na Cartera z delikatnym uśmiechem - Jak łatwo się domyślić nie wyszło prawie nic, ale sałatka chyba jest jadalna - była tylko odrobinę z siebie dumna. Potrafiła już usmażyć jajecznicę i zrobić tosty. Starała się jak mogła, by za te kilka miesięcy umieć już przygotować pełny posiłek, w końcu czekało ją siedzenie w domu. Miała ciche marzenie by nauczyć się piec, ale najpierw wolała opanować podstawy gotowania.
- Znalazłam w bibliotece książkę kucharską, od jutra zacznę próbować z rzeczywistymi instrukcjami - dodała z trochę winnym uśmiechem. Dobrze wiedziała, że jeśli nie wie co robi, nie powinna próbować, ale chciała chociaż raz coś pomóc. Szczególnie, że zarówno Raiden jak i Sophia niemal ją niańczyli przygotowując dla niej posiłki. Widać było, że już zdołała rozluźnić się w pełni po tej trudnej rozmowie.
- Powinnam przygotowywać się do pracy - oznajmiła, choć nie ruszyła się na krok. Tak jakby nie była w stanie. W końcu zebrała się w sobie, odetchnęła głęboko i po raz ostatni musnąwszy palcami jego policzek, odwróciła się by odejść. Po drodze zatrzymała się jednak i odwróciła.
- Dowiem się jak wygląda zmiana nazwiska, może już dzisiaj wrócę jako inny człowiek - mrugnęła i wyszła z salonu. Jeszcze chwilę było słychać jej kroki na schodach gdy szła do małego pokoju, który z czasem miała zacząć nazywać swoim własnym.
/zt
Artis Finnleigh
Artis Finnleigh
Zawód : Auror
Wiek : 25
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Panna
I'm gonna trust you, babe
I'm gonna look in your eyes
And if you say, "Be alright"
I'll follow you into the light
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3347-artis-macmillan#56642 https://www.morsmordre.net/t3359-balou https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f308-beckenham-overbury-avenue-13 https://www.morsmordre.net/t3411-skrytka-bankowa-nr-848#59024 https://www.morsmordre.net/t3404-artis-macmillan
Re: Salon [odnośnik]24.10.16 19:22
Wyprostował się i chciał przejść dalej, gdy Artis zaskoczyła go kolejny raz tego dnia. Uniósł brwi w zupełnym już geście zdziwienia.
- Rozumiem, że właśnie teraz zostawiasz mnie z tą sałatką sam na sam, żebym umarł? - rzucił wesoło, ale zaraz pocałował czoło blondynki, żeby się zbytnio nie przejmowało. - Ale naprawdę działałaś sama? Bez magii? - pytał dalej szczerze zainteresowany, bo po ich ostatnim byciu razem w kuchni nie mógł stwierdzić czy Artis podobało się gotowanie, czy wręcz przeciwnie. Zaraz jednak szczerze się uśmiechnął, gdy wspomniała o książce i wszystko stało się jasne. - W takim razie powinniśmy wybrać się na targ i pokażę ci gdzie najlepiej kupować składniki. Zgoda?
W tej samej jednak chwili zatrzymał się, gdy Artis znowu go dotknęła, wodząc spojrzeniem po jego twarzy. Później odwróciła się i zamierzała wyjść, gdy po raz ostatni poruszyła temat zmiany nazwiska.
- Ostatnio jak wychodzisz to ciągle wracasz jako inny człowiek - odparł jej, posyłając jej wymowne spojrzenie, a gdy zniknęła, skierował się w stronę kuchni i spojrzał na sałatkę. - No, dobra. Zostaliśmy sami. Jesteś gotowa?
I chociaż był mięsożercą, pochłonął sałatkę bez mrugnięcia okiem.

|zt


Hello darkness, my old friend
Come to talk with you again

Raiden Carter
Raiden Carter
Zawód : dzień dobry
Wiek : 32
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I don't know but I been told
A big legged woman ain't got no
s o u l
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Salon - Page 4 Tumblr_nd9k6t8Tpx1rjxr81o8_r1_250
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3256-raiden-carter#55069 https://www.morsmordre.net/t3274-tales#55392 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f308-beckenham-overbury-avenue-13 https://www.morsmordre.net/t3526-skrytka-bankowa-nr-834#61585 https://www.morsmordre.net/t3275-raiden-carter#117377
Re: Salon [odnośnik]31.10.16 21:33
|z portu

Raczej nie zauważyli tych upływających godzin, które dość szybko ciągnęły ich ku wieczorowi. Co zabawne wróżba od ośmiornicy dla Artis okazała się jak najbardziej prawdziwa i przechodząc koło najdroższej restauracji, zostali tam dosłownie zaciągnięci, usadzeni w najlepszych miejscach i zaczęto im serwować danie za daniem. Okazało się, że mieli dzień otwarty i chcieli naprosić sobie nowych klientów. Całkiem niezły sposób na marketing. Jak i najedzenie się za darmo. Raidenowi wydawało się, że Artis zjadła więcej od niego, ale jego to jedynie rozczulało. Co chwila pytała, co jest w daniu. Raiden musiał zapamiętać, już tworząc sobie w głowie, że kiedyś jej te posiłki odtworzy. Ale po swojemu i co najważniejsze - lepszemu. Potem zostali jeszcze zaatakowani przez ulicznych grajków, którzy zaczęli skakać dookoła nich, wygrywając jakąś lubianą przez blondynkę piosenkę. To były jedynie dwa z wielu przykładów szczęścia, które jej się uczepiło. Odwiedzili też jeden ze statków, gdzie zakupili marynarskie czapki, chociaż wyglądali w nich komicznie. Koniec końców zmęczeni postanowili wracać. Udali się do najbliższego kominka i przenieśli siecią fiuu do domu Carterów. Gdy stanęli na podłodze w salonie, Artis chyba chciała coś powiedzieć, ale Raiden jedynie ją uciszył. Zsunął z ramion płaszcz, odrzucając go na fotel, a potem sięgnął do kołnierzyka koszuli i ściągnął swój krawat. Podszedł do Artis i zatrzymał się tuż przed nią.
- Ufasz mi? - spytał, patrząc na nią uważnie. Od jej odpowiedzi zależało co się wydarzy dalej. Byli niedaleko, a on naprawdę chciał, żeby się zgodziła.


Hello darkness, my old friend
Come to talk with you again

Raiden Carter
Raiden Carter
Zawód : dzień dobry
Wiek : 32
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I don't know but I been told
A big legged woman ain't got no
s o u l
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Salon - Page 4 Tumblr_nd9k6t8Tpx1rjxr81o8_r1_250
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3256-raiden-carter#55069 https://www.morsmordre.net/t3274-tales#55392 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f308-beckenham-overbury-avenue-13 https://www.morsmordre.net/t3526-skrytka-bankowa-nr-834#61585 https://www.morsmordre.net/t3275-raiden-carter#117377
Re: Salon [odnośnik]31.10.16 21:55
Mało brakowało a mruczałaby z zadowolenia i napełnienia pysznym jedzeniem, kiedy opuścili restaurację. Musiała przyznać, że czuła się dziwacznie jedząc za darmo, ale obiecała sobie jeszcze kiedyś wrócić do tej restauracji, było warto. Zaczęła nawet myśleć, że rzeczywiście ma szczęście, kiedy uliczni grajkowie obskoczyli grając piosenkę, która była jej ulubioną. Był to zbyt cudowny zbieg okoliczności by był tylko przypadkiem, choć wyraz twarzy Raidena wskazywał na to, że tego elementu nie zaplanował. Nie odważyła się porwać go do tańca, ale zerkała na niego czule gdy słuchali muzyki. W końcu jednak ruszyli dalej, kontynuując swój spacer po porcie. Jak na marynarzy przystało, zdobyli śmieszne czapki i z poczuciem spełnionego obowiązku wrócili do domu. A przynajmniej tak się Artis wydawało, Carter najwyraźniej miał jeszcze jakąś niespodziankę w zanadrzu.
Jego pytanie ją zaskoczyło, kiedy przewieszała swój płaszcz przez oparcie fotela. Wyprostowała się i patrzyła na niego chwilę z zaskoczoną miną. Po chwili, która mogła trwać i wieczność, odpowiedziała w końcu jedno proste słowo.
- Tak - zapewne na tym powinno się skończyć, gdyby był to książkowy romans. Nie byłaby jednak sobą, gdyby nie dociekała.
- Ale gdzie tym razem mnie porywasz? - spytała, choć z szerokim uśmiechem i nie opierając się, w końcu ten dzień był właściwie idealny, nie musiała się niczym przejmować. Przede wszystkim zadziwiona była jego kreatywnością i tym, jak świetnie znał Londyn. Gdyby to od niej zależało, zapewne mogliby zwiedzić głównie Pokątną lub Ministerstwo. Na pewno byłoby świetnie. Na szczęście to Raiden był u władzy i świetnie mu to wychodziło. Sama Artis nie miała też żadnych wątpliwości, że jej odpowiedź na pytanie była w pełni prawdziwa. Ufała mu, właściwie byłaby w stanie powierzyć swoje życie, choć sama sądziła, że to szalone. Ostatnimi czasy jednak nie można było jej nazwać rozsądną.
/zt x2
Artis Finnleigh
Artis Finnleigh
Zawód : Auror
Wiek : 25
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Panna
I'm gonna trust you, babe
I'm gonna look in your eyes
And if you say, "Be alright"
I'll follow you into the light
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3347-artis-macmillan#56642 https://www.morsmordre.net/t3359-balou https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f308-beckenham-overbury-avenue-13 https://www.morsmordre.net/t3411-skrytka-bankowa-nr-848#59024 https://www.morsmordre.net/t3404-artis-macmillan
Re: Salon [odnośnik]08.01.17 11:43
| Początek kwietnia

Wróciła do domu późnym wieczorem, ledwie trzymając się na nogach. To była już któraś doba z rzędu, kiedy niewiele spała i poświęcała zdecydowanie zbyt dużo czasu pracy, starając się, mimo swojego młodego wieku i niewielkiego doświadczenia, być dobrą pomocą dla swoich kolegów aurorów. Ale może trochę za bardzo starała się zadowolić wszystkich dookoła i udowodnić, że nadaje się do tej pracy?
Zamiast aportować się na schodkach przed domem, niechcący wylądowała na parapecie kuchennego okna, przy okazji uderzając się głową o górną część okiennej wnęki. Syknęła z bólu i zeskoczyła z parapetu na trawnik, mając nadzieję, że Raidena nie było akurat w kuchni. Jeszcze gotów byłby się wystraszyć, widząc siostrę z nikąd materializującą się tuż za szybą. Wiedziała, że to wina zmęczenia, ale pozostawało jej cieszyć się, że w ogóle przeniosła się do domu, a nie gdzieś na drugi koniec kraju. Może jednak powinna była skorzystać z sieci Fiuu?
Pocierając szczypiące z niewyspania oczu przeszła przez pogrążony w półmroku hol, by udać się do salonu. Chciała dosłownie na chwilę położyć się i zmrużyć oczy na kanapie, zanim zje szybką kolację i pójdzie do łóżka. Ledwo jednak usiadła na miękkim materiale narzuty, nagle potężnie czknęła i pociemniało jej w oczach, a potem poczuła nieprzyjemne ciśnienie napierające na całe jej ciało.
I zniknęła.

| zt. --> klik
Sophia Carter
Sophia Carter
Zawód : Auror
Wiek : 24
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Świat nie jest czarno-biały. Jest szary i pomieszany.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3633-sophia-carter https://www.morsmordre.net/t3648-listy-do-sophii https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f308-beckenham-overbury-avenue-13 https://www.morsmordre.net/t3765-skrytka-bankowa-nr-925 https://www.morsmordre.net/t3647-sophia-carter
Re: Salon [odnośnik]10.04.17 14:51
| 23.04

Tego dnia po zakończeniu pracy Sophia wróciła prosto do domu. Na szczęście nie przydarzył się żaden naglący przypadek; przez większość dnia Sophia siedziała w Biurze Aurorów, wykonując papierkową robotę, spędziła też trochę czasu w sali treningowej z innymi początkującymi aurorami, ćwicząc magię obronną. Jej umiejętności w dalszym ciągu nie dorównywały tym, które posiedli aurorzy o dłuższym stażu pracy, ale wszystko było przed nią, nawet jeśli była tylko kobietą, i zdaniem wielu nie powinna w ogóle robić nic więcej niż przekładać papierki i wypisywać dokumentacje.
Sophia bardzo lubiła czuć się przydatna i robić coś, z czego społeczeństwo faktycznie miało pożytek. Czy miało go z papierkowej roboty? Tu by się kłóciła, ale o schludność i zgodność dokumentacji także należało zadbać, żeby nie pogubić się w zdobytych informacjach na temat każdej ze spraw, a w ostatnim czasie trochę ich było. Z tego powodu Sophia często zostawała w pracy dłużej i chodziła ciągle zmęczona. Czuła jednak presję udowodnienia swojej przydatności i umiejętności, a także, co ważniejsze, jej pracoholizm pomagał odreagować po wcale nie tak dawnej śmierci rodziców. Kiedy zginęli Carterowie, jeszcze bardziej niż wcześniej pragnęła zaangażować się w pracę i być dobrym aurorem. Im życia nie przywróci, ale może zapobiegnie innym tragediom... Jakkolwiek mogła to zrobić, biorąc pod uwagę, że nie brano jej na najtrudniejsze misje, woląc oddelegowywać do prostszych zadań, odpowiednich dla żółtodziobów.
Raidena ani Artis nie było. Dom był pusty i cichy, a salon wydawał jej się dobrym miejscem na planowane spotkanie z Margo. Nie starczyło jej czasu, żeby kupić świeże ciasteczka, ale w szafce znalazła paczuszkę czekoladek, zamierzała też zrobić herbatę. Jej umiejętności gotowania niestety kończyły się na parzeniu herbaty, robieniu kanapek czy odgrzewaniu wcześniej zrobionych potraw. Przez pracę nie miała czasu nauczyć się nic więcej, a jeszcze kilka miesięcy temu nie musiała się niczym martwić, bo domowymi sprawami zajmowała się mama. Gdy jej zabrakło, Sophia została tutaj zupełnie sama, dopóki z Ameryki nie powrócił Raiden, a miesiąc temu wprowadziła się do nich także Artis wyrzucona przez własną rodzinę i w trójkę próbowali niezgrabnie zbudować swoje nowe relacje.
Miała nadzieję, że Margo także nie wypadnie żadna pilna sprawa; ostatnio w natłoku obowiązków nie miały zbyt wiele czasu, żeby porozmawiać, bo jeśli się widywały, to zwykle przelotem na ministerialnych korytarzach. Sophia była bardzo ciekawa, o czym kobieta chciała z nią pilnie pomówić. Pierwszym skojarzeniem Sophii były zbliżające się przesłuchania mugolaków, a aurorka wciąż nie mogła pojąć, jak to było możliwe, że ministerstwo w tak krótkim czasie tak drastycznie zmieniło swoją politykę i zaczęło godzić w osoby mugolskiego pochodzenia, także własnych pracowników. Martwiła się o Margaux i była gotowa z nią porozmawiać, chociaż sama nie wiedziała zbyt wiele, w końcu aurorzy nie zajmowali się tą sprawą. Na szczęście, bo Sophia i tak czuła się wystarczająco źle z tym, co wyrabiało się w ministerstwie, a na co absolutnie nic nie mogła poradzić.
Niedługo później kobieta zjawiła się na progu domu Carterów.
- Witaj – powiedziała, wpuszczając ją i prowadząc w stronę przytulnego salonu, urządzanego jeszcze przez Marlene Carter. Właściwie nic się tu nie zmieniło odkąd rodziców zabrakło. – Napijesz się herbaty? – zaproponowała, zachęcając ją, żeby gdzieś usiadła. – Raidena nie ma. Nie wiem, kiedy wróci, ale możemy spokojnie porozmawiać, wątpię, żeby miał cokolwiek przeciwko twojej wizycie. – Z racji różnicy wieku każde miało swoje grono znajomych, zresztą podejrzewała, że brat wróci późno.



Ne­ver fear
sha­dows, for
sha­dows on­ly
mean the­re is
a light shi­ning
so­mewhe­re near by.

Sophia Carter
Sophia Carter
Zawód : Auror
Wiek : 24
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Świat nie jest czarno-biały. Jest szary i pomieszany.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3633-sophia-carter https://www.morsmordre.net/t3648-listy-do-sophii https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f308-beckenham-overbury-avenue-13 https://www.morsmordre.net/t3765-skrytka-bankowa-nr-925 https://www.morsmordre.net/t3647-sophia-carter
Re: Salon [odnośnik]11.04.17 1:09
Wilgotne, białoszare strzępki mgły zdawały się przyklejać do jej włosów i płaszcza, gdy stała nieruchomo przed drzwiami domu, z dłonią zawieszoną kilka centymetrów od dzwonka. Serce biło jej miarowo i spokojnie, ale przygryziony od wewnętrznej strony policzek i lekko drżące palce stanowiły wyraźne ucieleśnienie targających nią wątpliwości. Przycupnięty na przedmieściach Londynu budynek wyglądał w końcu tak spokojnie; być może była to kwestia jej własnej wyobraźni, ale ciche okna i milczące ściany kojarzyły jej się z bezpieczną ostoją, schronieniem przed szalejącą na zewnątrz zawieruchą, nawet jeżeli ciemnofioletowe chmury i przecinające niebo błyskawice zbliżały się w sposób jedynie (aż?) metaforyczny. Wiedziała, że jeżeli przekroczy próg – jeżeli naciśnie guzik dzwonka, przywołując lokatorkę z innej części domu – burzę wniesie razem ze sobą, wciągając kolejną osobę między trybiki wojennej machiny, od tygodni odłupującej fragmenty jej własnego życia kawałek po kawałku. Czy naprawdę była to właściwa decyzja?
Biła się z myślami.
Nie to, żeby nie ufała Sophii; znała aurorkę na tyle długo, żeby wiedzieć, po której stronie znajdowało się jej serce i jeżeli czegokolwiek była pewna, to tego, że była gotowa zaangażować się w sprawę. Choć to ślepy los splótł ze sobą ich ścieżki, to późniejsze decyzje i słowa należały już tylko do nich, i Margaux bez wahania powierzyłaby własne życie w jej ręce; dzisiaj miała jednak powierzyć tam znacznie więcej.
Westchnęła cicho, wypuszczając z płuc wstrzymywane zbyt długo powietrze. Mimo że nie zdawała sobie z tego sprawy, jej sylwetka była szczuplejsza, odrobinę przygarbiona i niższa niż zwykle; zupełnie jakby kwietniowe wydarzenia dołożyły dodatkowych kilogramów na wątłe barki, przyciągając je bliżej ziemi. Właściwie – tak właśnie się czuła, nie potrafiąc przestać przywoływać w myślach migających jak w obiektywie aparatu obrazów; chłodnych nagrobków na cmentarzu w Dolinie Godryka, pogłębiających się cieni na twarzach przyjaciół, jaskrawoczerwonych, świeżych blizn, o których nie mogli mówić. Dłoń znów drgnęła jej lekko, gdy gdzieś głęboko w klatce piersiowej zapłonął jątrzący się tam od jakiegoś czasu gniew i – paradoksalnie – to właśnie on skłonił ją do pokonania centymetrów dzielących jej palce od przycisku dzwonka.
Nie czekała długo, chwilę później posyłając ciepły, choć raczej słaby uśmiech w kierunku rudowłosej kobiety, którą czasami zdarzało jej się już w myślach nazywać przyjaciółką. – Sophia – odpowiedziała na przywitanie, przestępując przez próg i składając serdeczny pocałunek na jasnym policzku. Dopiero teraz zorientowała się, że brakowało jej ich rozmów; wymieniane na korytarzach zdania być może rzadko zamieniały się w głębokie konwersacje, ale dawały jej jakieś nieuchwytne poczucie normalności; ta z kolei zdawała się znikać z otaczającej ją rzeczywistości w zastraszającym tempie. – Bardzo chętnie, dziękuję – odpowiedziała z cichą wdzięcznością. Mimo że kwiecień chylił się już ku końcowi, zapowiadając rychły koniec przedłużającej się zimy, to wciąż trudno było natrafić na ciepłe, słoneczne popołudnia, a przesycone wilgocią powietrze zdawało się wpompowywać chłód prosto do zbyt sztywnych kości. Marzyła o gorącej herbacie.
Przysiadła na krawędzi fotela, czując jak obecność znajomej twarzy i kojący zapach drewna uspokajają nieco burzące się myśli. – Nie zabiorę ci dużo czasu – dodała, ale jeszcze zanim słowa do końca opuściły jej usta, miała ochotę je cofnąć, bo chociaż były jak najbardziej prawdziwe, w jej własnej głowie zabrzmiały nieszczerze. Być może nie miała zamiaru wykorzystać zbyt wielu cennych minut dzisiejszego popołudnia, ale co z czasem, który Sophii przyjdzie utracić później, jeżeli zdecyduje się jej zaufać i dołączyć w szeregi Zakonu? Opuściła spojrzenie na własne dłonie, zatrzymując wzrok na srebrnej obrączce z roślinnym motywem; drobnym, wizualnym przypomnieniu o podjętej decyzji i o tym, gdzie już zawsze miała leżeć jej lojalność.


sorrow weighs my shoulders down
and trouble haunts my mind
but I know the present will not last

and tomorrow will be kinder


Margaux Vance
Margaux Vance
Zawód : starszy ratownik magicznego pogotowia ratunkowego
Wiek : 27
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna

all those layers
of silence
upon silence

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1789-margaux-vance https://www.morsmordre.net/t1809-parapet-margie https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f192-st-james-s-street-13-8 https://www.morsmordre.net/t4449-skrytka-bankowa-nr-479#95033 https://www.morsmordre.net/t1817-margaux-vance
Re: Salon [odnośnik]11.04.17 14:58
Sophia nawet nie zdawała sobie sprawy, o jak wielu rzeczach nie wiedziała. Nie miała pojęcia, że kilkoro z jej przyjaciół, znajomych a nawet krewnych zaangażowało się w coś więcej. W ostatnim czasie jej życie skupiało się na pracy, nawet w okrojonym czasie wolnym myślała o niej stanowczo zbyt dużo, zastanawiając się nad przyczynami tych wszystkich okropieństw, które w ostatnim czasie miały miejsce. Fala zagadkowych zbrodni, ciała mugoli pozbawione głów, sytuacja w ministerstwie, nagła nagonka na osoby mugolskiego pochodzenia... To wszystko zwiastowało, że coś się zbliża. Poprzednią wojnę pamiętała mgliście; była dzieckiem, nie miała zbyt wielkiego pojęcia o sprawach dorosłych, ale nawet wtedy mogła wyczuć wiszący w powietrzu niepokój i grozę. Miała nadzieję, że obecny niepokój nie oznacza tego samego, że to tylko przelotne problemy, które wkrótce miną, a sytuacja znowu zacznie się normować. O ile było to możliwe z obecnym ministerstwem, które pewnie nie powie nagle, że nowe reformy to tylko żart i wszystko wróci do poprzedniego stanu rzeczy.
Wpuściła Margaux do środka, nie mogąc nie zauważyć, że kobieta wyglądała mizerniej niż jeszcze jakiś czas temu. Wydawała się blada i zgarbiona pod ciężarem zmartwień, których zapewne i jej nie brakowało. W końcu nowe zmiany godziły i w nią, ale Sophia nie wiedziała, że było coś więcej, co martwiło kobietę, i że nie były to tylko problemy w pracy.
- Zaraz zrobię – powiedziała, idąc na moment do kuchni, skąd po chwili wróciła, niosąc dwa parujące kubki wypełnione gorącą herbatą. Pamiętała dzień, w którym poznała Margaux, tamtą akcję, podczas której obie w pewnym sensie sobie pomogły, co zaczęło zacieśniać relacje dwóch kobiet wcześniej znających się głównie z widzenia. Nie dane im było poznać się w młodości, bo uczyły się w różnych miejscach, ale wspólna praca, a szczególnie przeżyte razem niebezpieczeństwa zbliżają ludzi. Sophia odkryła później, że dobrze czuje się w towarzystwie Margo i może porozmawiać z nią o wielu sprawach, ale natłok pracy w ostatnich tygodniach nie sprzyjał długim konwersacjom czy regularnym spotkaniom. Mimo to również widziała w niej przyjazną duszę, co było szczególnie cenne w czasach, które zdawały się wymagać ograniczonego zaufania.
Usiadła naprzeciwko kobiety, zaciskając dłonie na swoim kubku. Jej twarz także zdradzała zmęczenie; rude włosy były w lekkim nieładzie, policzki były wyjątkowo blade, a pod złotymi oczami czaiły się cienie. Tak naprawdę Sophia utraciła swoją normalność już wtedy, kiedy w grudniu na progu jej domu pojawili się urzędnicy ministerstwa, mówiąc o śmierci rodziców, a już znacznie później dowiedziała się, że to wcale nie był zwykły wypadek.
- Czy coś się stało, Margie? – zapytała cicho, przyglądając jej się. – Nie wyglądasz najlepiej. Myślisz o... przesłuchaniach? Wiesz, że jeśli masz jakiś problem, możesz o tym powiedzieć.
Skrzywiła się lekko, sama się zastanawiała, w jakim celu ministerstwo wzywało mugolaków, ale miała nadzieję, że nie wydarzy się nic złego. Chociaż zapewne samo przesłuchanie będzie dość upokarzające; Sophia nie wyobrażała sobie, że mogłaby musieć tłumaczyć się z tego, w jakiej rodzinie przyszła na świat. To samo w sobie brzmiało niedorzecznie.



Ne­ver fear
sha­dows, for
sha­dows on­ly
mean the­re is
a light shi­ning
so­mewhe­re near by.

Sophia Carter
Sophia Carter
Zawód : Auror
Wiek : 24
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Świat nie jest czarno-biały. Jest szary i pomieszany.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3633-sophia-carter https://www.morsmordre.net/t3648-listy-do-sophii https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f308-beckenham-overbury-avenue-13 https://www.morsmordre.net/t3765-skrytka-bankowa-nr-925 https://www.morsmordre.net/t3647-sophia-carter
Re: Salon [odnośnik]12.04.17 21:21
Świadomość tego, co naprawdę się działo, przychodziła do niej falami. Chociaż słowo wojna rozbrzmiewało w jej uszach coraz częściej, obijając się o jasne ściany i puste zaułki dziwnie głucho – jak słaby żart, z którego puenty nikt się nie śmieje, albo kiepska anegdota, wywołująca w towarzystwie jedynie milczące zgorszenie – perspektywa otwartej walki przez większość czasu wciąż wydawała jej się zupełnie nierealna. Widziała na własne oczy, co stało się, kiedy za broń chwycili mugole; pamiętała zniszczenie, które wygnało ją z ukochanej Francji i zmusiło do szukania schronienia w Wielkiej Brytanii, i być może właśnie dlatego – paradoksalnie – przeniesienie zatartych wspomnień na ulice Londynu przychodziło jej z trudem. Zdarzały się jednak momenty (coraz częściej, coraz mocniej), w których nieuchronność nadchodzących wydarzeń uderzała w nią nagle i brutalnie; przerażające sekundy krystalicznej jasności, uświadamiające ją, że Dorea i Charlus naprawdę zostali zamordowani za przynależność do Zakonu, niewinni ludzie naprawdę znikali w biały dzień, a ministerstwo naprawdę brało na celownik mugoli, wprowadzając bzdurne, fantomowe dekrety i zasłaniając pozbawione sensu działania okrągłymi słówkami.
Wojna nie była już dłużej ciemnymi chmurami, mgliście zbierającymi się na horyzoncie; wojna stała już na ich progu, nie tyle pukając do drzwi, co wdzierając się za nie siłą i pozostawiając na posadzce krwawe smugi.
Czy coś się stało, Margie?
Nie odpowiedziała od razu, obejmując kubek dłońmi i przez chwilę po prostu ściskając palcami gorącą porcelanę. Ciepło parzyło ją w skórę, ale nie zwalniała uścisku; balansujące na granicy bólu bodźce w pewien sposób pomagały jej utrzymać się na powierzchni wymykającej się rzeczywistości. Opuściła spojrzenie na parujący napój, próbując odnaleźć w sobie zarówno wystarczająco dużo odwagi, jak i odpowiednie słowa, i dopiero po kilku sekundach orientując się, że Sophia mówiła dalej. – Hm? – mruknęła, unosząc wzrok, podczas gdy przepełnione troską zdania docierały do niej z opóźnieniem. – Przesłuchaniach, tak – przytaknęła, nie do końca zdając sobie sprawę, że brzmiała odrobinę nieprzytomnie, zupełnie jakby jej myśli dryfowały wiele kilometrów stąd. I być może właśnie tak było. Odchrząknęła. – Nie wiem, czego mogą ode mnie chcieć. – Od niej. Od Justine. Od Michaela. Od Cassiana. Od Duncana. Nigdy nie była miłośniczką teorii spiskowych, ale pięć nazwisk członków Zakonu na jednej liście nie wyglądało na zbieg okoliczności. – I ten dekret, na który się powołują? Czy ktoś w ogóle widział jego treść? – zapytała, choć nie oczekiwała odpowiedzi; wątpiła, by Sophia wiedziała cokolwiek więcej – gdyby Biuro Aurorów miało wgląd w działania ministerstwa, wiedziałby o tym również Garry.
Uniosła kubek do ust, biorąc łyk parującego płynu; herbata rozpłynęła się na jej języku falą przyjemnego gorąca, ale nie udało jej się zmyć pozostawionej tam przez niedawne słowa goryczy. Odstawiła naczynie powoli, nieco dokładniej przyglądając się siedzącej naprzeciwko kobiecie; jej spojrzenie prześliznęło się po bladej, pergaminowej skórze i szarych okręgach pod oczami o barwie, która niezmiennie ją zachwycała. Nie miała pojęcia, czy Sophia nie zmagała się właśnie z własnymi kłopotami, ale postanowiła o to nie pytać; nie wiedziała, czy byłaby wtedy w stanie dołożyć na jej barki jeszcze więcej zmartwień. – Sophia… – zaczęła niepewnie, jakby pytając o zgodę. – Jest coś innego, o czym chciałabym porozmawiać. – Ścisnęła mocniej trzymany w palcach kubek; srebrna obrączka zastukała cicho o gładką powierzchnię porcelany. – Ale nic co za chwilę ci powiem, nie może opuścić tego pokoju – dodała już spokojniejszym głosem, kładąc nacisk na każdą jedną sylabę. Nie chodziło o brak zaufania; raczej o upewnienie się, że aurorka ufała jej.


sorrow weighs my shoulders down
and trouble haunts my mind
but I know the present will not last

and tomorrow will be kinder


Margaux Vance
Margaux Vance
Zawód : starszy ratownik magicznego pogotowia ratunkowego
Wiek : 27
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna

all those layers
of silence
upon silence

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1789-margaux-vance https://www.morsmordre.net/t1809-parapet-margie https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f192-st-james-s-street-13-8 https://www.morsmordre.net/t4449-skrytka-bankowa-nr-479#95033 https://www.morsmordre.net/t1817-margaux-vance
Re: Salon [odnośnik]12.04.17 23:13
Aurorzy byli świadomi, że coś się zmienia, że podejrzanych zdarzeń jest więcej, a ministerstwo wariuje, co nie sprzyja stabilizacji. Ale Sophia nie wiedziała, czym to wszystko dokładnie jest spowodowane. Mogła tylko obserwować i wysnuwać własne wnioski, zapewne często mylne. Często błądziła we mgle, zastanawiając się, co dalej, co jeszcze wymyśli ministerstwo, jakie jeszcze okropieństwa przyjdzie jej zobaczyć w kolejnych dniach pracy aurora. Nawet trzy lata ciężkiego kursu nie mogły przygotować na absolutnie wszystko, ciągle odkrywała, że istnieją coraz to nowe rodzaje zła. Była jednak osobą, która nie lubiła konfliktów i uważała, że świat byłby dużo piękniejszym miejscem, gdyby panował na nim pokój. Gdyby nadszedł dzień, kiedy poświęcenia ze strony aurorów nie byłyby już konieczne, ale to nie nadejdzie dopóki będzie istnieć czarna magia i czarodzieje, którzy jej używali.
Ale nie tylko ona stanowiła zagrożenie; zamieszanie w ministerstwie samo w sobie groziło ustalonemu porządkowi, naruszało równowagę panującą między czarodziejami a mugolami, ale także wewnątrz samego społeczeństwa czarodziejów, od wieków charakteryzującego się wewnętrznymi podziałami. Nierówności były czymś powszechnym, przywykła do tego już w Hogwarcie, ale nie pamiętała nigdy aż tak rażących przykładów nietolerancji i uprzedzeń. Doskonale pamiętała marcowe referendum i jego późniejsze rezultaty, które kazały jej podejrzewać, że ministerstwo maczało palce w wynikach głosowania. Może doszukiwała się na siłę spisków, ale zdrowy rozsądek kazał jej nie przyjmować tego wszystkiego bezkrytycznie.
Margaux nie wyglądała najlepiej. Było widać, że coś ją trapi, i Sophia siłą rzeczy najpierw pomyślała o przesłuchaniu, które miało odbyć się w najbliższych dniach. Gdyby to ją miało czekać, zapewne też odczuwałaby silny niepokój, ponieważ straciła zaufanie do instytucji ministerstwa. Nie chciała jednak martwić Margie; wolała, żeby się okazało, że jej niepokój jest spowodowany wyłącznie paranoją i skłonnością do węszenia spisków, i że nic złego się nie wydarzy.
- Niestety, wydaje mi się, że nie wiem nic więcej niż ty, ale powoli przestaję nadążać za tempem wydawania tych wszystkich dziwacznych dekretów – powiedziała zgodnie z prawdą. O dekrecie wiedziała tylko tyle, że istnieje, ale nie znała szczegółów. Inni aurorzy również zdawali się niczego nie wiedzieć. – Ale obojętnie, co tam jest, myślę, że sam pomysł takiego przesłuchania zakrawa na absurd. Czasami nie mogę uwierzyć, że to wszystko dzieje się naprawdę. – Bo w końcu co zrobili ci wszyscy ludzie, poza tym, że urodzili się w mugolskich rodzinach? Sophia wiedziała, że kilkoro spośród znajomych jej osób także otrzymało wezwania, a wszystkich ich łączyło to, że byli mugolakami. O co dokładnie będą ich wypytywać, nie wiadomo, ponieważ coś takiego nigdy dotąd nie miało miejsca.
Wysączyła kolejny łyk herbaty, a kiedy Margo znowu się odezwała, oczy aurorki znowu spoczęły na jej wymizerowanej twarzy. Wyprostowała się nieznacznie, jeszcze bardziej zaintrygowana, co to była za niezwykła tajemnica, do której z jakiegoś powodu miała zostać dopuszczona. Czyżby Margo sprowadziło tu coś innego niż chęć zwierzenia się z doskwierającego jej niepokoju w związku z ostatnimi działaniami ministerstwa?
- Oczywiście – zapewniła; nie zamierzała zdradzać pokładanego w niej zaufania. Sama też ufała Margo na tyle by wiedzieć, że nie zrobiłaby czegoś złego. – Obiecuję, że dochowam tajemnicy, ale coraz bardziej nurtuje mnie, co to takiego.
Poruszyła się nieznacznie na kanapie, wciąż obserwując Margo i oczekując w napięciu na jej słowa.



Ne­ver fear
sha­dows, for
sha­dows on­ly
mean the­re is
a light shi­ning
so­mewhe­re near by.

Sophia Carter
Sophia Carter
Zawód : Auror
Wiek : 24
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Świat nie jest czarno-biały. Jest szary i pomieszany.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3633-sophia-carter https://www.morsmordre.net/t3648-listy-do-sophii https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f308-beckenham-overbury-avenue-13 https://www.morsmordre.net/t3765-skrytka-bankowa-nr-925 https://www.morsmordre.net/t3647-sophia-carter
Re: Salon [odnośnik]13.04.17 1:48
Ona też do niedawna nie mogła uwierzyć. Nie chciała uwierzyć; udawanie, że wszystko, co się działo – od niepokojącej noworocznej przemowy minister magii, przez kolejne, wydawane taśmowo dekrety, absurdalne referendum, aż po nadchodzące przesłuchania – stanowiło tylko jedną wielką pomyłkę, było nieporównywalnie łatwiejsze od stawienia czoła rzeczywistości. Przez jakiś czas chyba nawet wychodziło jej to na dobre; okłamywanie samej siebie może i nie wydawało się właściwe, ale przynajmniej pozwalało jej dalej pracować, pomagać ludziom, odnajdywać sens w rzeczach, które bezpowrotnie go traciły, każdego dnia padając ofiarą kruszącego się systemu. Być może wierzyła w ludzkie dobro zbyt mocno, być może zbyt słabo wierzyła w siebie, w każdym razie: uśmiechała się, machała lekceważąco dłonią, zbywała pełne troski pytania pustymi zapewnieniami, że wszystko było w porządku, tygodniami samodzielnie budując mydlaną bańkę iluzji, tylko po to, by ta wreszcie z trzaskiem pękła, pozostawiając jej własny świat w chaosie.
Tamtego dnia, siedząc w gustownie urządzonym salonie Sophii i ściskając w dłoniach kubek z parującą herbatą tak kurczowo, jakby trzymała się utrzymującej ją przy życiu liny, nie była pewna już niczego; śmierć zabierała jej przyjaciół jednego po drugim, władza próbowała za wszelką cenę wypchnąć ją poza nawias, a departament, w którym pracowała, stał się miejscem tak przepełnionym uprzedzeniami, że sama nie była przekonana, czy wciąż chciała podpisywać się pod jego nową nazwą. Jedyną rzeczą, która jaśniała wśród wszechobecnych szarości był Zakon; i to jego uchwyciła się desperacko, w strukturach rozwijającej się i potykającej wciąż organizacji upatrując ostatniej szansy na przywrócenie porządku w świecie ogarniętym szaleństwem.
Zastanawiała się, czy Sophia czuła się tak samo; czy też zaczynała powątpiewać w szczerość intencji instytucji, której szeregi zasilała? Odnalazła wzrokiem jej oczy, wśród złotych refleksów starając się dopatrzeć prawdy. Wiedziała, że siedząca naprzeciwko kobieta nie należała do osób ślepo brnących w sprzedawane tanio kłamstwa, a gdy płonął pożar, nie dawała sobie wmówić, że to ognisko; jej słowa zdawały się tylko to potwierdzać, skinęła więc wreszcie głową, odruchowo i niemal bezwiednie pochylając się do przodu – mimo że jej głos i tak był przecież doskonale słyszalny. – Nie mam pojęcia, jakich słów użyć, żeby nie zabrzmiało to przesadnie dramatycznie, więc po prostu to powiem – zaczęła, początkowo mówiąc odrobinę za szybko, ale po kilku pierwszych wyrazach wyrównując głos. – Jesteśmy na skraju czegoś paskudnego. Morderstwa, zniknięcia – zresztą, sama wiesz, nie muszę ci o tym opowiadać – to nie są pojedyncze, niepowiązane ze sobą przypadki. Ministerstwo udaje, że niczego nie widzi, bo oczywiście, że to robi, ale nie możemy wszyscy siedzieć z założonymi rękami. I… Nie siedzimy. – Wciągnęła do płuc powietrze, na sekundę przymykając powieki. Nie chciała, żeby jej wypowiedź brzmiała tak chaotycznie, ale nie potrafiła nic na to poradzić. – Istnieje organizacja, Zakon Feniksa. Założona jeszcze w lipcu przez Dumbledore’a, a w każdym razie na jego polecenie, i w założeniu mająca walczyć z terrorem Grindelwalda… I innych. – Wciąż nie wiedzieli, kim dokładnie byli podążający za tajemniczą trzecią siłą, ale było już jasne, że w grę wchodziła czarna magia. I że stojący za nią czarodzieje nie cofali się przed niczym. – Z oczywistych powodów Zakon działa – działamy – w ukryciu, ale mamy plan. Ostatnio otrzymaliśmy też niespodziewaną pomoc. Potrzebujemy tylko więcej ludzi, którzy nie mają zamiaru biernie czekać na koniec świata – dodała, spoglądając w twarz Sophii w poszukiwaniu odciskających się tam emocji. Miała do powiedzenia o wiele więcej; o realnym niebezpieczeństwie, które odebrało im już kilku członków; o kwaterze; o rodzącej się Gwardii; o Strażnikach Tajemnicy; o wszystkich informacjach, które przez miesiące udało im się zgromadzić. Póki co jednak milczała, czekając na jakąkolwiek formę odpowiedzi, choć podskórnie wyczuwając, jak będzie brzmiała.


sorrow weighs my shoulders down
and trouble haunts my mind
but I know the present will not last

and tomorrow will be kinder


Margaux Vance
Margaux Vance
Zawód : starszy ratownik magicznego pogotowia ratunkowego
Wiek : 27
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna

all those layers
of silence
upon silence

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1789-margaux-vance https://www.morsmordre.net/t1809-parapet-margie https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f192-st-james-s-street-13-8 https://www.morsmordre.net/t4449-skrytka-bankowa-nr-479#95033 https://www.morsmordre.net/t1817-margaux-vance
Re: Salon [odnośnik]13.04.17 12:23
Sophia często w ostatnim czasie czuła się wewnętrznie rozdarta. Bo chociaż ministerstwo wydawało się zupełnie zwariować, nie chciała rezygnować ze swojej pracy, wierząc, że nawet jeśli źle się dzieje, jako auror ma szansę zrobić coś dobrego. Musiała jednak nieustannie uważać na to, co robi i mówi. Nie była głupia ani bezmyślna, nie chciała wylądować za kratkami pod byle pretekstem, zniknąć czy nawet podzielić losu swoich rodziców. Coraz bardziej zdawała sobie sprawę, że przyczyną zaaranżowania ich „wypadku” mogły być niewygodne poglądy ojca. William Carter nie krył się szczególnie z promugolskimi przekonaniami, był znany ze swojej uczciwości i tego, że nie mierzył ludzi przez pryzmat ich pochodzenia. W dzisiejszych czasach były to przekonania budzące kontrowersje, ale Sophia nadal nie miała pojęcia, kto mógł stać za śmiercią jej rodziców, mogła jedynie się domyślać, że mogło to być jakoś powiązane z obecną sytuacją. Miała jednak dość rozsądku, żeby przestać uparcie drążyć tę sprawę, bo nie warto było zwracać na siebie niepotrzebnej uwagi. Musiała zaciskać zęby i robić swoje, nawet jeśli czasami nie ze wszystkim musiała się zgadzać. Margaux zapewne też znała to ze swojej pracy, a może nawet odczuwała to mocniej niż Sophia. W końcu to jej departament został dotknięty najpoważniejszymi, najbardziej krzywdzącymi zmianami, to ona musiała pracować na jednym piętrze z ludźmi, którzy uważali ją za coś gorszego i wymyślali kolejne utrudnienia dla mugolaków.
Była bardzo ciekawa sekretu, którym chciała podzielić się z nią Margaux, więc uważnie słuchała, wpatrując się w oczy swojej rozmówczyni. Oczywiście że wiedziała, że dzieje się dużo złego, że w ostatnim czasie wydarzyło się zadziwiająco dużo zagadkowych śmierci czy zaginięć, nad którymi nawet aurorzy często załamywali ręce i dreptali w kółko, próbując znaleźć jakiekolwiek poszlaki, podczas gdy ministerstwo wolało udawać, że nic nadzwyczajnego się nie dzieje. Ale to wszystko brzmiało zaskakująco. Zakon Feniksa? Założony przez Dumbledore’a, który od jakichś dziesięciu lat był martwy? Zaciekawiło ją to na tyle, że pragnęła usłyszeć coś więcej.
- Jak Dumbledore stworzył tę organizację, skoro nie żyje? – zapytała, unosząc lekko rudawe brwi, bo brzmiało to naprawdę niewiarygodnie. Tajna organizacja założona przez martwego czarodzieja, kto by pomyślał? I co z tym wszystkim miał wspólnego Grindelwald? Czy to możliwe, że mógł mieć jakiś związek z tym, co się działo, choć przez ostatnie lata czaił się w Hogwarcie? – Ten Zakon Feniksa... W jaki sposób walczy z tym, co się dzieje? Czy ty też do niego należysz? Ministerstwo o niczym nie wie, prawda? – dopytywała. Była jednak pewna, że gdyby ministerstwo wiedziało o tajnej organizacji, z pewnością nie byłoby zadowolone, więc trzymanie tego w sekrecie było całkowicie uzasadnione. Skoro jednak byli i inni ludzie, którzy widzieli, że coś złego się dzieje i nie chcieli siedzieć z założonymi rękami, jak robiło to ministerstwo, może istniała jakaś nadzieja? – To wszystko, co mówisz, brzmi bardzo intrygująco, ale chciałabym dowiedzieć się jak najwięcej. A przynajmniej tego, co możesz mi zdradzić.
Jej dłonie mocniej zacisnęły się na kubku. Wciąż była zaskoczona słowami, które właśnie padły. Zapewne przeżyłaby spory szok, gdyby tylko wiedziała, że całkiem sporo otaczających ją czarodziejów już należało do tej organizacji, o której nigdy wcześniej nie słyszała, póki nazwa nie padła z ust Margo. Chociaż jej dusza rwała się do działania, rozczarowana postawą ministerstwa i chcąca zrobić coś naprawdę dobrego, rozsądek kazał najpierw zdobyć więcej informacji.



Ne­ver fear
sha­dows, for
sha­dows on­ly
mean the­re is
a light shi­ning
so­mewhe­re near by.

Sophia Carter
Sophia Carter
Zawód : Auror
Wiek : 24
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Świat nie jest czarno-biały. Jest szary i pomieszany.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3633-sophia-carter https://www.morsmordre.net/t3648-listy-do-sophii https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f308-beckenham-overbury-avenue-13 https://www.morsmordre.net/t3765-skrytka-bankowa-nr-925 https://www.morsmordre.net/t3647-sophia-carter

Strona 4 z 7 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Next

Salon
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach