Bertie przetrwał 21 lat, radujmy się!
Strona 3 z 4 • 1, 2, 3, 4
AutorWiadomość
First topic message reminder :
|05.03.1956r
Wiele z osób, jakie dzisiaj przyjdą na imprezę było już w Ruderze i wiedziało, skąd wzięła się jej nazwa. Warto wspomnieć jednak, że od zakupu jej przez Bertiego minęły już ponad cztery miesiące i dom został całkiem-nieźle wyremontowany! Nie ma już wszechobecnego bałaganu, zniszczonych rupieci, opadających farb, niebezpiecznych schodów i innych atrakcji.
Gdzieniegdzie można znaleźć co najwyżej dowód na to, że remontujący byli amatorami, czasami nietrzeźwymi. Ważne jednak, że wszystko stoi i nie wygląda już, jakby miało się zapaść.
Lana Bergman, domowy duch najpewniej lata między Wami.
Po środku pomieszczenia stoi stół z alkoholami wszelkiej maści, naczyniami których prosimy nie tłuc oraz poczęstunkiem. Słodycze prosto ze Słodkiej Próżności! Ale nie tylko słodycze oczywiście. Dodatkowo pomieszczenie udekorowano zaklęciami. Co jakiś czas pojawia się w nim sporo baniek mydlanych, gdzieś leżą balony w kształtach morskich stworzeń, a kolor ścian czasowo (lub nie) zmieniono na niebieski.
|05.03.1956r
Wiele z osób, jakie dzisiaj przyjdą na imprezę było już w Ruderze i wiedziało, skąd wzięła się jej nazwa. Warto wspomnieć jednak, że od zakupu jej przez Bertiego minęły już ponad cztery miesiące i dom został całkiem-nieźle wyremontowany! Nie ma już wszechobecnego bałaganu, zniszczonych rupieci, opadających farb, niebezpiecznych schodów i innych atrakcji.
Gdzieniegdzie można znaleźć co najwyżej dowód na to, że remontujący byli amatorami, czasami nietrzeźwymi. Ważne jednak, że wszystko stoi i nie wygląda już, jakby miało się zapaść.
Lana Bergman, domowy duch najpewniej lata między Wami.
Po środku pomieszczenia stoi stół z alkoholami wszelkiej maści, naczyniami których prosimy nie tłuc oraz poczęstunkiem. Słodycze prosto ze Słodkiej Próżności! Ale nie tylko słodycze oczywiście. Dodatkowo pomieszczenie udekorowano zaklęciami. Co jakiś czas pojawia się w nim sporo baniek mydlanych, gdzieś leżą balony w kształtach morskich stworzeń, a kolor ścian czasowo (lub nie) zmieniono na niebieski.
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
I już chciał odejść i skończyć tę rozmowę, kiedy Sam szarpnął go i chciał przyłożyć i pewnie skończyłoby się to bójką, gdyby go Matt nie zatrzymał. A Bertie sam się na nikogo nie rzucał. Patrzył tylko na tę scenę w której chyba wyszedł na palanta i czekał, aż cała grupka się zawinie. Nie rozumiał, w jakim celu w ogóle tu przyszli. Skąd u Matta pomysł tak chorej zagrywki. Po Judy prędzej by się tego spodziewał. Najpierw ona została zraniona, potem postanowiła się odegrać. Choć taki poziom kopania nie był do niej potrzebny. Ona nie była jakąś zimną suką. Rzucała przedmiotami, krzyczała, może i próbowała wzbudzić zazdrość, ale to co się tu dzisiaj działo to zdecydowanie za wiele.
I nie miał już ochoty na zabawę. Chciał pójść do siebie, zgarnąć tylko flaszkę ze stołu, bo jakikolwiek cel jego drodzy goście mieli, zdecydowanie go osiągnęli. W tym momencie stanął przed nim Titus i chyba chciał ratować mu ten dzień. Co było miłe. Bardzo miłe. Bertie na prawdę doceniał to przyjęcie, to ile wysiłku musieli to razem z Polly włożyć i czuł, że to by było bardzo nie fer tak po prostu sobie pójść. Choć wiele rzeczy dzisiaj było bardzo nie fer. Między innymi nie fer czuł się właśnie wobec Poleczki. Może to jednak kiepska chwila?
Pozwolił założyć sobie opaskę i okręcić kilka razy.
- A jak w kogoś przywalę? - na prawdę nie miał pojęcia gdzie stoi i gdzie ktoś jest. Choć pewnie ludzie nie są głupi i się poodsuwali! Oby. No, zamachnął się kilka razy i kilka razy nawet udało mu się uderzyć w piniatowego morsa. I wcale nie myślał o Judy. Był na nią wściekły i uważał, że to wszystko było cholernie podłe, ale jej by nigdy nie uderzył. Zamiast tego tłukł pałką piniatowego Matta i sądząc po dźwiękach jakie się pojawiały, kiedy trafiał, szło mu to całkiem dobrze.
W końcu jednak zdjął opaskę i przyciągnął Poleczkę, niech ona morsa wykończy.
- No, ubij morsa. - zawiązał jej oczy i dał pałkę. I zakręcił nią, po czym się odsunął. I odszedł prosto do stolika, gdzie polał wódki. I wypił dwa pod rząd, po czym się napił jakiegoś soku o bardzo morskim kolorze.
- Mam ochotę wypić wszystko, co jest na tym stole na raz. - i w takim tempie może nawet mu się uda. Choć chciał porozmawiać z Polly. - W ogóle czemu sam tu jesteś? Czy ta twoja gdzieś tu się kręci? - dopytał Titusa, żeby nie być milczącym krukiem, choć kiepsko mu szło skakanie z radości. Miał ochotę na jeszcze kieliszek, ale postanowił odczekać chociaż chwilkę. Spojrzał w stronę Polly i cały czas nie wiedział, co z tym wszystkim zrobić. Choć czy w ogóle powinien cokolwiek robić? Nie jest z Judy. Nikogo nie zdradził.
I nie miał już ochoty na zabawę. Chciał pójść do siebie, zgarnąć tylko flaszkę ze stołu, bo jakikolwiek cel jego drodzy goście mieli, zdecydowanie go osiągnęli. W tym momencie stanął przed nim Titus i chyba chciał ratować mu ten dzień. Co było miłe. Bardzo miłe. Bertie na prawdę doceniał to przyjęcie, to ile wysiłku musieli to razem z Polly włożyć i czuł, że to by było bardzo nie fer tak po prostu sobie pójść. Choć wiele rzeczy dzisiaj było bardzo nie fer. Między innymi nie fer czuł się właśnie wobec Poleczki. Może to jednak kiepska chwila?
Pozwolił założyć sobie opaskę i okręcić kilka razy.
- A jak w kogoś przywalę? - na prawdę nie miał pojęcia gdzie stoi i gdzie ktoś jest. Choć pewnie ludzie nie są głupi i się poodsuwali! Oby. No, zamachnął się kilka razy i kilka razy nawet udało mu się uderzyć w piniatowego morsa. I wcale nie myślał o Judy. Był na nią wściekły i uważał, że to wszystko było cholernie podłe, ale jej by nigdy nie uderzył. Zamiast tego tłukł pałką piniatowego Matta i sądząc po dźwiękach jakie się pojawiały, kiedy trafiał, szło mu to całkiem dobrze.
W końcu jednak zdjął opaskę i przyciągnął Poleczkę, niech ona morsa wykończy.
- No, ubij morsa. - zawiązał jej oczy i dał pałkę. I zakręcił nią, po czym się odsunął. I odszedł prosto do stolika, gdzie polał wódki. I wypił dwa pod rząd, po czym się napił jakiegoś soku o bardzo morskim kolorze.
- Mam ochotę wypić wszystko, co jest na tym stole na raz. - i w takim tempie może nawet mu się uda. Choć chciał porozmawiać z Polly. - W ogóle czemu sam tu jesteś? Czy ta twoja gdzieś tu się kręci? - dopytał Titusa, żeby nie być milczącym krukiem, choć kiepsko mu szło skakanie z radości. Miał ochotę na jeszcze kieliszek, ale postanowił odczekać chociaż chwilkę. Spojrzał w stronę Polly i cały czas nie wiedział, co z tym wszystkim zrobić. Choć czy w ogóle powinien cokolwiek robić? Nie jest z Judy. Nikogo nie zdradził.
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
- Jak w kogoś przywalisz to będzie miał guza. - stwierdził kiwnąwszy głową - oczywista oczywistość. Sam czym prędzej odskoczył bo jednak nie chciał oberwać drewnianą pałką, robił zresztą uniki jak wszyscy inni, z uwagą obserwując poczynania Bertiego, zaś gdy ten trafiał Titus bił brawo - nie mógł się doczekać aż mors pęknie, bo sam już nie pamiętał czy wsadzili tam z Polly miętówki, landrynki czy ciasteczka z niespodzianką. Jak panna Havisham zamieniała Botta w roli morsowego mordercy, to Ollivander ruszył za nim do stolika, patrząc jak ten spija pierwszy a później drugi kieliszek.
- To pij Bertie! To twoje urodziny, nikt ci nie będzie miał za złe jak się nawalisz w trupa i obsikasz sobie dywan. - roześmiał się - Znaczy no... Może twoi współlokatorzy byliby trochę źli jakby im tu jechało sikiem. - dodał, kolejny raz parskając śmiechem - Może się kręci, a może nie kręci. Jak tu zobaczysz jeszcze jakąś meduzę to pewnie ona. - kiwnął głową w prawo i lewo, sprawiając, że macki opadły mu na oczy - odrzucił je raz jeszcze, dopiero teraz dochodząc do wniosku, że trochę go to irytuje. Kolejny powód dla którego golił się na łyso - jakby mu tak długie włosy atakowały bez przerwy oczy to by chyba oszalał. Widział jak Bott zerka na kieliszki, więc napełnił je wodą ognistą, jeden chwytając w palce, a drugi podsuwając przyjacielowi.
- Twoje zdrowie! - zawołał spijając całość na raz - Nie łam się, Bertie, są twoje urodziny, masz tu przy sobie Polly i mnie i mnóstwo innych ludzi, którzy przyszli tu z tobą świętować, czego ci jeszcze potrzeba? Będziesz się zamartwiał jutro, dzisiaj nie ma na to czasu. - poklepał go po ramieniu w geście pocieszenia. Aż żal było patrzeć na smutnego cukiernika...
- To pij Bertie! To twoje urodziny, nikt ci nie będzie miał za złe jak się nawalisz w trupa i obsikasz sobie dywan. - roześmiał się - Znaczy no... Może twoi współlokatorzy byliby trochę źli jakby im tu jechało sikiem. - dodał, kolejny raz parskając śmiechem - Może się kręci, a może nie kręci. Jak tu zobaczysz jeszcze jakąś meduzę to pewnie ona. - kiwnął głową w prawo i lewo, sprawiając, że macki opadły mu na oczy - odrzucił je raz jeszcze, dopiero teraz dochodząc do wniosku, że trochę go to irytuje. Kolejny powód dla którego golił się na łyso - jakby mu tak długie włosy atakowały bez przerwy oczy to by chyba oszalał. Widział jak Bott zerka na kieliszki, więc napełnił je wodą ognistą, jeden chwytając w palce, a drugi podsuwając przyjacielowi.
- Twoje zdrowie! - zawołał spijając całość na raz - Nie łam się, Bertie, są twoje urodziny, masz tu przy sobie Polly i mnie i mnóstwo innych ludzi, którzy przyszli tu z tobą świętować, czego ci jeszcze potrzeba? Będziesz się zamartwiał jutro, dzisiaj nie ma na to czasu. - poklepał go po ramieniu w geście pocieszenia. Aż żal było patrzeć na smutnego cukiernika...
Every great wizard in history has started out as nothing more than what we are now, students.
If they can do it,
why not us?
If they can do it,
why not us?
Bertie za dużo myślał, za dużo na niego spadło i to na samym początku przyjęcia! Polly oczywiście też było przykro, że właśnie kilka osób w tak dziwnych okolicznościach opuściło przyjęcie, ale hej! Zaraz miała pod ręką Bertiego i już prowadziła go do Titusa. A Olivander przez to że taki wysoki, to głową zachacza o wszystkie meduzy-poprawiaczki humoru i dlatego jest taki uśmiechnięty. Pola się cieszy, że on jest w takim stanie, bo nie przeżyłaby chyba, gdyby nikt jej nie był w stanie pomóc naprawić humoru Bertiego Botta. Przecież to cukiernik, nie powinien się smuteczkować. Och, kiedy ona miała ostatnio doła... przez Barrego Weasleya, ale nikt się nie może dowiedzieć, że to o Barrego chodzi! Ale jak miała doła, to Bertie ją pocieszył. Teraz ona też chciała go pocieszyć.
Dlatego nie sprzecza sie i łapie za kija i zaczyna nim machać w poszukiwaniu piniaty. Niestety nie trafiła prawie ani razu, bo co szła w jakąś stronę, to już tam nie było tego morsa. Dziwne, że nie rozwaliły go uderzenia Botta. Po jakimś czasie pora na zamianę, więc Pola oddaje kija i przepaskę zawiązuje na oczach Eileen, po czym się rozgląda... gdzie ten Titus i Bertie?! Polka biegnie przez tłum, który skanduje pannie Wilde, żeby jej się udało i znajduje chłopców. O czymś tam rozmawiają, ale Pola nie jest mistrzem podsłuchiwania.
- Panowie, cały wieczór spędzicie na piciu? Jeszcze mamy mnóstwo atrakcji do zaliczenia - ciągnie obu za rączki, jej chyba nie odmówią?
Dlatego nie sprzecza sie i łapie za kija i zaczyna nim machać w poszukiwaniu piniaty. Niestety nie trafiła prawie ani razu, bo co szła w jakąś stronę, to już tam nie było tego morsa. Dziwne, że nie rozwaliły go uderzenia Botta. Po jakimś czasie pora na zamianę, więc Pola oddaje kija i przepaskę zawiązuje na oczach Eileen, po czym się rozgląda... gdzie ten Titus i Bertie?! Polka biegnie przez tłum, który skanduje pannie Wilde, żeby jej się udało i znajduje chłopców. O czymś tam rozmawiają, ale Pola nie jest mistrzem podsłuchiwania.
- Panowie, cały wieczór spędzicie na piciu? Jeszcze mamy mnóstwo atrakcji do zaliczenia - ciągnie obu za rączki, jej chyba nie odmówią?
Warto też zaznaczyć, że nieopodal stoi taka specjalna BUDKA FOTOGRAFICZNA, która wam zrobi pamiątkę z tego przyjęcia. Jeżeli chcecie dostać zdjęcie, to zaznaczcie to w poście, że wchodzicie do budki i na koniec wydarzenia dostaniecie pamiątki do swoich wsiąkiewek
I get down to Beat poetry ◇ They say I'm too young to love you I don't know what I need They think I don't understand The freedom land of the seventies I think I'm too cool to know ya You say I'm like the ice I freeze I'm churning out novels like Beat poetry on Amphetamines endlesslove
W ciągu kilku minut na tym przyjęciu stało się wszystko. Ktoś na kogoś wrzeszczał, ktoś się kłócił, ktoś mdlał, ktoś chciał się lać po mordzie, kogoś miała przelecieć, a co to ją wszystko obchodziło? Była duchem, to jej nikt po twarzy nie da. Więc gdy tylko zaczęły się te wszystkie cyrki, była jedynie wkurzona, że ten irytujący brodacz chce lać Bertiego w jej domu. Myślą, że krew się łatwo zmywa ze ścian, co? Będzie brudno, będą zęby znajdywane w dziwnych miejscach, trzeba będzie sprzątać. Zero POSZANOWANIA, zero LUDZKIEJ GODNOŚCI. Żadnego szacunku, wyobraźni, nie, tylko sobie pięścią dać. Ale czemu Lana się dziwiła? To mężczyźni! Jak nie wyzwolą w sobie tych barbarzyńskich instynktów godnych australopiteka, to nie mogą przeżyć. O, ona już coś o tym wiedziała, w końcu kark sam jej się nie skręcił. Byłoby łatwiej, jakby po prostu na świecie istniały tylko kobiety, nie byłoby tych durnych wojenek, Verdun, siniaków na twarzach i upadków ze schodów!
Minęło trochę czasu, nim się wszystko względnie uspokoiło, a Lana w stanie trochę mniejszego zirytowania wychynęła ze ściany, uważając, że jej wnętrze jest dobrą kryjówką, gdy nie ma ochoty na rozmowę, wciąż jednak oburzona zachowaniem gości, pod nosem mamrocząc coś, co brzmiało podejrzanie podobnie do „ohydny testosteron”.
Minęło trochę czasu, nim się wszystko względnie uspokoiło, a Lana w stanie trochę mniejszego zirytowania wychynęła ze ściany, uważając, że jej wnętrze jest dobrą kryjówką, gdy nie ma ochoty na rozmowę, wciąż jednak oburzona zachowaniem gości, pod nosem mamrocząc coś, co brzmiało podejrzanie podobnie do „ohydny testosteron”.
I show not your face but your heart's desire
- Wiem, że masz rację. I serio to wszystko doceniam. Jest mega. - przyznał, choć bez entuzjazmu. Jak tu wszedł, był w wielkim szoku i pod olbrzymim wrażeniem i na pewno to widzieli. Tylko teraz trudno mu było się oderwać od całej tej sceny i miał ochotę się po ludzku napieprzyć, zrobić sobie porządne pranie mózgu i wyprać to, co się działo. Zostawić jedynie słodką piniatę, zwisające z sufitu macki, bańki i całą resztę rzeczy, które są tu niesamowite.
Wypił kielicha jakiego mu polano. Wierzył, że Titus tę potrzebę rozumie i wspomoże go w ogólnym dążeniu do zniszczenia się alkoholem tego dnia.
Patrzył jak Eileen bije piniatowego morsa i uśmiechnął się lekko, bo to chyba najbardziej brutalne, co profesor Wilde zrobiła w swoim życiu. I chyba alkohol razem z mackami zaczął działać.
- To chodźcie zdjęcia porobić. - powiedział, bo może i miał ochotę wziąć flaszkę i się gdzieś zamknąć, ale chociaż spróbuje jeszcze się rozerwać. Pociągnął ich do budki fotofraficznej, żeby porobiła im trochę głupich zdjęć. Miał co prawda swój aparat na dole, ale skoro jest to to nawet lepiej. Zaraz potem poszedł do Eileen, która nie wyglądała, jakby zamierzała morsa piniatowego faktycznie pozbawić życia.
- No dalej! A podobno foki potrafią być groźne. On jest cały w środku pełen pyszności. - dopingował ją, choć to w sumie całkiem słodkie. Jak małe dziewczynki, które opiekują się pluszakami i nigdy nie pozwalają im upaść, bo jeszcze by misia zabolało. Bertie nie sądził jednak, by Flo miał podobne skrupuły.
- Albo przekaż pałeczkę lodziarzowi, a ze mną potańcz w oczekiwaniu na słodycze, co ty na to? - zaproponował jeszcze. Skoro postanowił nie wychodzić to nie może łazić i się dąsać. Nawet, jeśli boli. Nawet, jeśli cholernie boli. Jest alkohol, są macki, są przyjaciele i jest muzyka. Trzeba się bawić. Titus ma rację, na zmartwienia będzie czas jutro.
Wypił kielicha jakiego mu polano. Wierzył, że Titus tę potrzebę rozumie i wspomoże go w ogólnym dążeniu do zniszczenia się alkoholem tego dnia.
Patrzył jak Eileen bije piniatowego morsa i uśmiechnął się lekko, bo to chyba najbardziej brutalne, co profesor Wilde zrobiła w swoim życiu. I chyba alkohol razem z mackami zaczął działać.
- To chodźcie zdjęcia porobić. - powiedział, bo może i miał ochotę wziąć flaszkę i się gdzieś zamknąć, ale chociaż spróbuje jeszcze się rozerwać. Pociągnął ich do budki fotofraficznej, żeby porobiła im trochę głupich zdjęć. Miał co prawda swój aparat na dole, ale skoro jest to to nawet lepiej. Zaraz potem poszedł do Eileen, która nie wyglądała, jakby zamierzała morsa piniatowego faktycznie pozbawić życia.
- No dalej! A podobno foki potrafią być groźne. On jest cały w środku pełen pyszności. - dopingował ją, choć to w sumie całkiem słodkie. Jak małe dziewczynki, które opiekują się pluszakami i nigdy nie pozwalają im upaść, bo jeszcze by misia zabolało. Bertie nie sądził jednak, by Flo miał podobne skrupuły.
- Albo przekaż pałeczkę lodziarzowi, a ze mną potańcz w oczekiwaniu na słodycze, co ty na to? - zaproponował jeszcze. Skoro postanowił nie wychodzić to nie może łazić i się dąsać. Nawet, jeśli boli. Nawet, jeśli cholernie boli. Jest alkohol, są macki, są przyjaciele i jest muzyka. Trzeba się bawić. Titus ma rację, na zmartwienia będzie czas jutro.
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Z lekkim przerażeniem spoglądał na Polkę, która zaciągała Bertiego w sam środek gniazda os. Przeczuwał, że to spotkanie może nie skończyć się dobrze i niestety miał rację. Całą tą sytuację zobaczył jak w zwolnionym tempie i w zwolnionym tempie zaczął biec z drugiego końca salonu do swojego przyjaciela. Statek przechylił mu się na głowie; zerwał nim ze trzy girlandy, które odgarniał dłonią jak przydługie włosy. Na szczęście niemiły incydent został jako tako opanowany przez Matta, więc akurat problemowymi gośćmi nie musiał się już przejmować.
Tak, trzeba się bawić! Momentalnie zamienia strach na twarzy w radość. To święto Bertiego, trzeba było szybko go przywrócić na odpowiedni tor zabawy. Poprawia statkowy kapelusz, który już był naprawdę niebezpiecznie przekrzywiony. Wtedy zauważył nieopodal siebie Lanę i nie mógł zlekceważyć jej obecności, bo duchy zawsze lubił. No... Może nie wszystkie lubił, ale wszystkie go intrygowały! - Dobry wieczór - powiedział grzecznie, kłaniając się lekko coby kapelusz znowu mu się nie przesunął. - Domyślam się, że to przyjęcie nie leży w pani guście? - Zagadnął, spoglądając na resztę, która jakoś daleko od niego stała. Przez Lanę? Domyślał się, że pomimo dobrych chęci i tak zostanie przez nią skrytykowany i zrównany z błotem - duchy często tak miały, ale i tak spróbował nawiązać jakąś pozytywną relację. A nóż widelec! I w tym momencie usłyszał gdzieś swoje imię. - Ja? Co ja? - Powiedział głośno, nieco zdezorientowany. - O, budka! Też chcę zdjęcie - dodał, ale za późno, bo już sobie to zdjęcie zrobili. No nie ogarnął, z Laną się zagadał. - Proszę mi na chwilę wybaczyć - powiedział duchowi równie grzecznie co na początku i znowu się skłonił z uśmiechem na ustach, pędząc do żywych. Wysoki szczególnie nie był, ale za to statek nadrabiał tą wadę i to właśnie masztem zahaczał o rozweselające meduzy. Co oczywiście sprawiło, że był pogodniejszy niż zazwyczaj. Po drodze chwycił za kieliszek alkoholu i tak z tym kieliszkiem stanął obok piniaty. - Tylu was próbowało i jeszcze jej nie rozbiliście? - Zapytał z niedowierzaniem, wypijając zawartość trzymanego kieliszka. Spojrzał ukradkiem na Bertiego, badając jego nastrój po całym zajściu, ale na razie dobrze się maskował. Stojąc tak, zaczął podrygiwać nóżką w rytm muzyki.
Tak, trzeba się bawić! Momentalnie zamienia strach na twarzy w radość. To święto Bertiego, trzeba było szybko go przywrócić na odpowiedni tor zabawy. Poprawia statkowy kapelusz, który już był naprawdę niebezpiecznie przekrzywiony. Wtedy zauważył nieopodal siebie Lanę i nie mógł zlekceważyć jej obecności, bo duchy zawsze lubił. No... Może nie wszystkie lubił, ale wszystkie go intrygowały! - Dobry wieczór - powiedział grzecznie, kłaniając się lekko coby kapelusz znowu mu się nie przesunął. - Domyślam się, że to przyjęcie nie leży w pani guście? - Zagadnął, spoglądając na resztę, która jakoś daleko od niego stała. Przez Lanę? Domyślał się, że pomimo dobrych chęci i tak zostanie przez nią skrytykowany i zrównany z błotem - duchy często tak miały, ale i tak spróbował nawiązać jakąś pozytywną relację. A nóż widelec! I w tym momencie usłyszał gdzieś swoje imię. - Ja? Co ja? - Powiedział głośno, nieco zdezorientowany. - O, budka! Też chcę zdjęcie - dodał, ale za późno, bo już sobie to zdjęcie zrobili. No nie ogarnął, z Laną się zagadał. - Proszę mi na chwilę wybaczyć - powiedział duchowi równie grzecznie co na początku i znowu się skłonił z uśmiechem na ustach, pędząc do żywych. Wysoki szczególnie nie był, ale za to statek nadrabiał tą wadę i to właśnie masztem zahaczał o rozweselające meduzy. Co oczywiście sprawiło, że był pogodniejszy niż zazwyczaj. Po drodze chwycił za kieliszek alkoholu i tak z tym kieliszkiem stanął obok piniaty. - Tylu was próbowało i jeszcze jej nie rozbiliście? - Zapytał z niedowierzaniem, wypijając zawartość trzymanego kieliszka. Spojrzał ukradkiem na Bertiego, badając jego nastrój po całym zajściu, ale na razie dobrze się maskował. Stojąc tak, zaczął podrygiwać nóżką w rytm muzyki.
Florean Fortescue
Zawód : właściciel lodziarni
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Pijemy z czary istnienia
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Pola nie wie co się dzieje, ale bierze nogi za pas, kiedy BB ją wyprzedza i idzie tańcować z Elien. Generalnie bardzo to była dziwna imprezka, więc Polcia postanowiła a) nie przejmować się, b) spytać Titusa albo Floriana co się takiego dzieje. Titus na szczęście poszedł po więcej alkoholu, bo z tego wszystkiego Polka wcale alkoholu już nie piła, więc ta podbiła do Floreana i stanęła sobie obok niego.
- Ale ty jesteś dzisiaj poważny, Florku. Nie wiedziałam, że masz w domu ciemne ubrania - zaśmiała się, bo ona i Florian zawsze wyglądają jakby się z choinki urwali. Teraz zostawił jej pierszeństwo w kolorystyce i co prawa ma super kapelusz, ale HALO on jest ubrany na czarno! Moze jakiś pogrzeb miał ostatnio? Pola nie wnika, ale widzi, że on poryguje wiec tak się niby nic, ale tak ustawia troche, żeby on ją poprosił do tańca. - Widziałam, że gadałeś z Laną. Wiesz, ja myślę, że ona mnei nie lubi, bo nigdy nie odpowiada jak do niej mówię. Może nie rozumie i za szybko mówię? No nie wiem, w Bonbotą nie mieliśmy duchów, to znaczy mieliśmy, ale nie takie. My mieliśmy takie bardziej głośne... o jak ten! - zaśmiała się Polly, bo widzi Franza który strzela gdzieś ze swojej dusznej pukawki. - Ile duchów tu w tej dolnie Godryka, straszne, nie sądzisz?
Generalnie Florian może czuć się zagrożony, bo Pola sobie w nim upatrzyła jakąś taką pokrewną duszę i możliwe, że jeszcze dziś w nocy będzie mu płakać na ramieniu, że nie wieziała, że BB miał kiedyś narzeczoną. Ale póki co, to jest wesoło.
- A może ty rozwalisz tę piniate!? - tak sie tym podnieciła, że aż poskakuje teraz z tej radości.
- Ale ty jesteś dzisiaj poważny, Florku. Nie wiedziałam, że masz w domu ciemne ubrania - zaśmiała się, bo ona i Florian zawsze wyglądają jakby się z choinki urwali. Teraz zostawił jej pierszeństwo w kolorystyce i co prawa ma super kapelusz, ale HALO on jest ubrany na czarno! Moze jakiś pogrzeb miał ostatnio? Pola nie wnika, ale widzi, że on poryguje wiec tak się niby nic, ale tak ustawia troche, żeby on ją poprosił do tańca. - Widziałam, że gadałeś z Laną. Wiesz, ja myślę, że ona mnei nie lubi, bo nigdy nie odpowiada jak do niej mówię. Może nie rozumie i za szybko mówię? No nie wiem, w Bonbotą nie mieliśmy duchów, to znaczy mieliśmy, ale nie takie. My mieliśmy takie bardziej głośne... o jak ten! - zaśmiała się Polly, bo widzi Franza który strzela gdzieś ze swojej dusznej pukawki. - Ile duchów tu w tej dolnie Godryka, straszne, nie sądzisz?
Generalnie Florian może czuć się zagrożony, bo Pola sobie w nim upatrzyła jakąś taką pokrewną duszę i możliwe, że jeszcze dziś w nocy będzie mu płakać na ramieniu, że nie wieziała, że BB miał kiedyś narzeczoną. Ale póki co, to jest wesoło.
- A może ty rozwalisz tę piniate!? - tak sie tym podnieciła, że aż poskakuje teraz z tej radości.
I get down to Beat poetry ◇ They say I'm too young to love you I don't know what I need They think I don't understand The freedom land of the seventies I think I'm too cool to know ya You say I'm like the ice I freeze I'm churning out novels like Beat poetry on Amphetamines endlesslove
No własnie, bo Franz tu przyszedł. Z niewiadomego powodu przetoczyła się jego mizerna dusza aż z Londynu, tutaj - w dolinę Godryka. Może został wessany przez jakiegoś londyńczyka, kiedy ten się teleportował aż tutaj? To możliwe! Musi znaleźć teraz kamrata, coby z nim spowrotem wrócić do świata, który zna.
Franz bowiem nie zapędzał się nigdy w te tereny i czuje się zagubiony. Dlatego ma w pogotowiu pistolet z tymi kulami, co są nieprawdziwe niestety, więc raczej nikogo nimi nie skrzywdzi. Eksploruje ruderę w jakiś taki przezabawny sposób, bo zawsze omija te miejsca, gdzie są żywi i prawie wcale ich nie widzi - ALE SŁYSZY. Słyszy gwar i uśmiechy, słyszy jakąś kłótnię przed domem. Ale sam eksploruje wszystko bez jakiegokolwiek innego człowieka. Aż!
Wtem przechodzi nieforutnnie przez jedną ze ścian i zaraz zaczyna strzelać do memłających pod sufitem meduz - oczywiście nie wie, że to są imitacje zwierząt, bo mu się wydaje, że to są jakieś PNĄCZA albo coś co trzeba prędko się pozbyć tego. I strzela: pif paf, pif paf i huk się niesie po pomieszczeniu, ale to kule są duszne, one nikogo nie zranią, zresztą miały zranić jedynie dekoracje. tak zapędzony w kąt przez owe macki stoi pod ścianą (nawet nie pomyślał, żeby się wycofać za ścianę) i mówi:
- Skaradztwa, oszczędźcie biednego artyste
Z tego stresu nie zauważył ludzi. Czy innego ducha.
Franz bowiem nie zapędzał się nigdy w te tereny i czuje się zagubiony. Dlatego ma w pogotowiu pistolet z tymi kulami, co są nieprawdziwe niestety, więc raczej nikogo nimi nie skrzywdzi. Eksploruje ruderę w jakiś taki przezabawny sposób, bo zawsze omija te miejsca, gdzie są żywi i prawie wcale ich nie widzi - ALE SŁYSZY. Słyszy gwar i uśmiechy, słyszy jakąś kłótnię przed domem. Ale sam eksploruje wszystko bez jakiegokolwiek innego człowieka. Aż!
Wtem przechodzi nieforutnnie przez jedną ze ścian i zaraz zaczyna strzelać do memłających pod sufitem meduz - oczywiście nie wie, że to są imitacje zwierząt, bo mu się wydaje, że to są jakieś PNĄCZA albo coś co trzeba prędko się pozbyć tego. I strzela: pif paf, pif paf i huk się niesie po pomieszczeniu, ale to kule są duszne, one nikogo nie zranią, zresztą miały zranić jedynie dekoracje. tak zapędzony w kąt przez owe macki stoi pod ścianą (nawet nie pomyślał, żeby się wycofać za ścianę) i mówi:
- Skaradztwa, oszczędźcie biednego artyste
Z tego stresu nie zauważył ludzi. Czy innego ducha.
Gość
Gość
Bertie tańczył chwilę z Eileen i starał się unikać rozmowy. Nie czuł się na siłach tłumaczyć zajścia szczególnie, że Eil pewnie ich trochę pamiętała. Uczyła jego przez rok, a Judy dwa lata, a jako, że Jud zawsze spędzała masę czasu w Szklarniach, czasami nie tylko mandragorowe wrzaski można było w nich usłyszeć i nie tylko bertiowo-przypadkowe trzaski też. A jednak nie sądził, żeby panna Wilde miała ochotę się w to mieszać, bo i żaden to przyjemny temat, więc uśmiechnął się tylko i zakręcił nią kilka razy chcąc, żeby się zaśmiała, bo kobiety zazwyczaj się fajnie śmieją, kiedy się nimi tak kręci i odbija, jeśli nie pozwala się im przy okazji uciec.
- Może pora się czegoś napić? - zaproponował na koniec i właśnie foczkę - pociągnął już za sobą, kiedy do jego domu wpadł nowy duch. I to znajomy duch!
Ciekawe, czy ktoś Franza zaprosił? Chociaż on nie jest przebrany. Tylko co on tu wyprawia i dlaczego strzela dookoła?
- Hej, waleczny żołnierzu, one poprawiają humor, nie ma powodu, żeby je niszczyć! - w jego głosie dało się wyczuć, że się już wstawił, uśmiechnął się do ducha, nalewając sobie i wszystkim, którzy chcieli wódki i pijąc zaraz i zapijając sokiem.
Nie wołał jednak Franza dalej, bo pomyślał, że może to i lepiej, że jest, bo może będzie rozrywką dla Lany i może Lana troszkę mniej będzie się potem boczyć?
- Może pora się czegoś napić? - zaproponował na koniec i właśnie foczkę - pociągnął już za sobą, kiedy do jego domu wpadł nowy duch. I to znajomy duch!
Ciekawe, czy ktoś Franza zaprosił? Chociaż on nie jest przebrany. Tylko co on tu wyprawia i dlaczego strzela dookoła?
- Hej, waleczny żołnierzu, one poprawiają humor, nie ma powodu, żeby je niszczyć! - w jego głosie dało się wyczuć, że się już wstawił, uśmiechnął się do ducha, nalewając sobie i wszystkim, którzy chcieli wódki i pijąc zaraz i zapijając sokiem.
Nie wołał jednak Franza dalej, bo pomyślał, że może to i lepiej, że jest, bo może będzie rozrywką dla Lany i może Lana troszkę mniej będzie się potem boczyć?
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
— Komu dobry, temu dobry — odpowiedziała burkliwie Lana na przywitanie Florka. — Przyjęcie… Dużo baniek i meduz. Okropne stworzenia. Mam nadzieję, że nie zabrudzicie mi krwią kafelek, no i że nikt nie umrze, bo wciąż pamiętam, jak szorowano tu po ostatnim zgonie, o, tu. — I wskazała swoim półprzeźroczystym palcem na posadzkę zaledwie trzy czy cztery kroki dalej. — Taka była zabawa, nie masz pojęcia!
Bergman tak naprawdę nie mogła odnaleźć w pamięci żadnego podobnego wspomnienia, ale nic nie mogła poradzić na to, że chęć wkręcenia kogoś była silniejsza od niej. Żywi zawsze tak zabawnie podskakiwali albo się peszyli, czasem nawet piszczeli, jak mówiła im coś takiego! Zresztą nawet jeżeli nie robili żadnej z tych rzeczy, to same ich miny były warte kilku poświęconych na rozmowę chwil. Nigdy jednak nie miała w zwyczaju prostować, że ta informacja była tylko żartem, toteż często tylko wyczekiwała, aż ktoś w końcu spyta ją, ile osób tak właściwie zmarło w tym domu. Jakby się wtedy śmiała…!
Nagle rozbawiona wizją Floreana zadającego takie pytanie (zapewne z przejęciem; on to jakiś taki dziwnie zainteresowany tymi duchami był) nawet uśmiechnęła (!) się, gdy ten odszedł, by zrobić sobie zdjęcie, a sama w dużo lepszym nastroju (humor zmieniał jej się co pięć minut chyba przez te wszystkie meduzy, wprawiające gości w podejrzaną wesołość, a może po prostu była dziś bardziej kapryśna niż zwykle, kto wie) pofrunęła, by pokręcić się trochę po domu, ot tak, z braku laku. Koniec końców nie widziała przecież jeszcze wszystkich dekoracji! Nie, żeby ją interesowały, skąd. Lanę przecież taka błazenada nie bawiła. Nie. W ogóle. Ani trochę.
No naprawdę!
Minęły dokładnie cztery minuty spokoju i względnie dobrego humoru, gdy znowu zaczęło się coś dziać. Nieszczęśliwie znalazła się całkiem blisko źródła tej sprawy, którą był jakiś szaleniec z bronią w ręku, na szczęście duszną, bo by naprawdę na tym przyjęciu ktoś padł trupem. Kolejnym.
Nawet, jeżeli to duch wywołał całe to zamieszanie (a wiadomo, że duchy to zupełnie inna sprawa niż żywi!), to Lana nie miała zamiaru mu odpuszczać. I to nie dlatego, że strzelał do tych wszystkich dziwnych meduz, bo przecież sufitu jej nie dziurawił, tapet też nie, no i nikomu krzywdy nie robił, ale dlatego, że jakaś zbłąkany pocisk przeleciał jej prosto przez nadnercze.
Nadnercze.
NADNERCZE.
Guwernantką aż zatrzęsło. Wciągnęła głęboko powietrze do płuc (a raczej udała, że to robi, bo z oddychaniem u duchów ciężko, ale zwyczaje z okresu za życia pozostają) i ledwo powstrzymując chęć rozerwania temu idiocie tego całego wdzianka z ektoplazmy i zrobienia z niego kuli armatniej. Mimo to zachowywała spokój i miała zamiar utrzymać taki stan rzeczy przynajmniej do momentu, w którym stanie z mężczyzną twarzą w twarz. Podeszła więc do niego, zapędzonego tak w kąt przez te wielce groźne macki, i już, już otwierała usta, by go opieprzyć od stóp do głów, ale wtedy przyjrzała mu się bliżej - i wtedy cały misterny plan szlag trafił.
Gdyby nie była duchem, to by pewnie właśnie ugięły się pod nią nogi, ale jako że była duchem, to pełnego dramatyzmu upadku na kolana nie było. Lana tak stała tylko z tymi wargami ułożonymi w prawie idealne „o”, z tym uniesionym złowrogo palcem i oczami otwartymi tak szeroko, że można byłoby się przestraszyć, że gałki oczne zaraz jej wyskoczą z orbit, i stała, i stała, i wpatrywała się w żołnierza z tą głupią miną, nie mając pojęcia, co powiedzieć.
Miała go przecież zobaczyć dopiero na drugiej stronie, o ile kiedykolwiek by się na nią przedostała. Nie mógł tu być, tak samo jak nie mogło być tu Uriela i Hioba – to znaczy, trochę inaczej, bo oni jednak byli mugolami, a on czarodziejem. Ale i tak – dlaczego tu jest? Jak długo? Od Verdun? Czemu spotkała go akurat t e r a z, a nie wcześniej? A może to po prostu jakieś halucynacje, pomyłka albo naprawdę dziwny sen, o ile duchy je miewają?
— Franz — wykrztusiła wreszcie niezbyt mądrze Lana, wciąż w kompletnym szoku, nieskłonna do wypowiedzenia ni jednego słowa więcej. No Franz. Oczywiście, że Franz, chyba nie Bóg. Spojrzała na jego dziury po kulach, na jego mundur, na tę przeklętą pukawkę i pomyślała nagle, że chyba jednak wypadałoby powiedzieć coś więcej, bo tak głupio stać i wpatrywać się jak cielę w malowane wrota.
— No ja wiedziałam, że to się tak skończy. Ta cała twoja w o j n a! — prychnęła, z trudem odklejając język od podniebienia. — MÓWIŁAM CI!
Bergman tak naprawdę nie mogła odnaleźć w pamięci żadnego podobnego wspomnienia, ale nic nie mogła poradzić na to, że chęć wkręcenia kogoś była silniejsza od niej. Żywi zawsze tak zabawnie podskakiwali albo się peszyli, czasem nawet piszczeli, jak mówiła im coś takiego! Zresztą nawet jeżeli nie robili żadnej z tych rzeczy, to same ich miny były warte kilku poświęconych na rozmowę chwil. Nigdy jednak nie miała w zwyczaju prostować, że ta informacja była tylko żartem, toteż często tylko wyczekiwała, aż ktoś w końcu spyta ją, ile osób tak właściwie zmarło w tym domu. Jakby się wtedy śmiała…!
Nagle rozbawiona wizją Floreana zadającego takie pytanie (zapewne z przejęciem; on to jakiś taki dziwnie zainteresowany tymi duchami był) nawet uśmiechnęła (!) się, gdy ten odszedł, by zrobić sobie zdjęcie, a sama w dużo lepszym nastroju (humor zmieniał jej się co pięć minut chyba przez te wszystkie meduzy, wprawiające gości w podejrzaną wesołość, a może po prostu była dziś bardziej kapryśna niż zwykle, kto wie) pofrunęła, by pokręcić się trochę po domu, ot tak, z braku laku. Koniec końców nie widziała przecież jeszcze wszystkich dekoracji! Nie, żeby ją interesowały, skąd. Lanę przecież taka błazenada nie bawiła. Nie. W ogóle. Ani trochę.
No naprawdę!
Minęły dokładnie cztery minuty spokoju i względnie dobrego humoru, gdy znowu zaczęło się coś dziać. Nieszczęśliwie znalazła się całkiem blisko źródła tej sprawy, którą był jakiś szaleniec z bronią w ręku, na szczęście duszną, bo by naprawdę na tym przyjęciu ktoś padł trupem. Kolejnym.
Nawet, jeżeli to duch wywołał całe to zamieszanie (a wiadomo, że duchy to zupełnie inna sprawa niż żywi!), to Lana nie miała zamiaru mu odpuszczać. I to nie dlatego, że strzelał do tych wszystkich dziwnych meduz, bo przecież sufitu jej nie dziurawił, tapet też nie, no i nikomu krzywdy nie robił, ale dlatego, że jakaś zbłąkany pocisk przeleciał jej prosto przez nadnercze.
Nadnercze.
NADNERCZE.
Guwernantką aż zatrzęsło. Wciągnęła głęboko powietrze do płuc (a raczej udała, że to robi, bo z oddychaniem u duchów ciężko, ale zwyczaje z okresu za życia pozostają) i ledwo powstrzymując chęć rozerwania temu idiocie tego całego wdzianka z ektoplazmy i zrobienia z niego kuli armatniej. Mimo to zachowywała spokój i miała zamiar utrzymać taki stan rzeczy przynajmniej do momentu, w którym stanie z mężczyzną twarzą w twarz. Podeszła więc do niego, zapędzonego tak w kąt przez te wielce groźne macki, i już, już otwierała usta, by go opieprzyć od stóp do głów, ale wtedy przyjrzała mu się bliżej - i wtedy cały misterny plan szlag trafił.
Gdyby nie była duchem, to by pewnie właśnie ugięły się pod nią nogi, ale jako że była duchem, to pełnego dramatyzmu upadku na kolana nie było. Lana tak stała tylko z tymi wargami ułożonymi w prawie idealne „o”, z tym uniesionym złowrogo palcem i oczami otwartymi tak szeroko, że można byłoby się przestraszyć, że gałki oczne zaraz jej wyskoczą z orbit, i stała, i stała, i wpatrywała się w żołnierza z tą głupią miną, nie mając pojęcia, co powiedzieć.
Miała go przecież zobaczyć dopiero na drugiej stronie, o ile kiedykolwiek by się na nią przedostała. Nie mógł tu być, tak samo jak nie mogło być tu Uriela i Hioba – to znaczy, trochę inaczej, bo oni jednak byli mugolami, a on czarodziejem. Ale i tak – dlaczego tu jest? Jak długo? Od Verdun? Czemu spotkała go akurat t e r a z, a nie wcześniej? A może to po prostu jakieś halucynacje, pomyłka albo naprawdę dziwny sen, o ile duchy je miewają?
— Franz — wykrztusiła wreszcie niezbyt mądrze Lana, wciąż w kompletnym szoku, nieskłonna do wypowiedzenia ni jednego słowa więcej. No Franz. Oczywiście, że Franz, chyba nie Bóg. Spojrzała na jego dziury po kulach, na jego mundur, na tę przeklętą pukawkę i pomyślała nagle, że chyba jednak wypadałoby powiedzieć coś więcej, bo tak głupio stać i wpatrywać się jak cielę w malowane wrota.
— No ja wiedziałam, że to się tak skończy. Ta cała twoja w o j n a! — prychnęła, z trudem odklejając język od podniebienia. — MÓWIŁAM CI!
I show not your face but your heart's desire
Florian swego czasu pracował z duchami w ministerstwie i choć nie nabrał wielkiego doświadczenia - to już mu wystarczało, by nie brać wszystkich słów swoich nieżywych rozmówców na serio. Toteż nieszczególnie go przeraziła jej informacja o martwym ciele, aczkolwiek dla grzeczności zrobił zdziwioną minę. - ...Tu? - Zapytał niepewnie, coby zrobić pani Lanie przyjemność. Tak, to musiała być świetna impreza pomyślał. - Gwarantuję, że tym razem wszyscy przeżyją - powiedział jeszcze na odchodne i podbiegł do żywych. - Mam w domu ubrania w każdym kolorze - odparł, wzruszywszy ramionami. I mówił prawdę! Czarny, biały, zielony, niebieski, żółty, burgund, akwamaryna czy nawet soczysty róż. Akurat dzisiaj postawił na troszkę bardziej stonowany strój, a właściwie jego modowy ekspert, ale Florek nie narzekał. Tylko na kapelusz narzekał, bo mu ciągle spadał z głowy, ale z drugiej strony zahaczał o meduzy, więc robiło się wesoło. - Nikogo nie lubi. Duchy już tak mają odparł, jednocześnie odwracając się, żeby zobaczyć o kim Polka mówi. Drugi duch! Coś niesamowitego! Przynajmniej dla Florka. Już postanowił, że z nim też będzie musiał zamienić parę słów - ale na razie IMPREZA. - Niesamowite - poprawił ją z lekka zafascynowany Franzem. No ale po chwili się opanował i spojrzał na Polkę. - Ja? Pewnie - powiedział, szybciutko dopił zawartość swojego kieliszka i podał go Polce. Przecież nic nie może mu przeszkadzać! Bierze również kija i (zapominając o przewiązaniu oczu) zaczyna uderzać w piniatę. A raczej próbuje, bo kapelusz znowu mu się dosyć niebezpiecznie zsuwa na przód twarzy i przerywa zabawę, żeby go poprawić. - Ale ja najpierw chcę zdjęcie - mówi nagle, całkiem zapominając o piniacie. Łapie Polkę za nadgarstek, przechodzi obok Bertiego to też go łapie, a że Bertie już wcześniej trzymał Foczkę to wychodzi na to, że Florek trzy osoby ciągnie do budki fotograficznej.
Florean Fortescue
Zawód : właściciel lodziarni
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Pijemy z czary istnienia
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Titus znowu kręcił się gdzieś po parkiecie, bo go Pola wysłała po więcej alkoholu, a on zapomniał, bo znowu szorował łepetyną o macki... Zanim się więc ludzie zdążyli obejrzeć znowu wirował na parkiecie, co jakiś czas głośno dopingując wszystkich tych, którzy próbowali swoich sił w starciu z piniatą. Uwalony był już jak biszkopt, a te wszystkie poprawiacze nastroju wcale nie polepszały sprawy... Znaczy, pogarszać też nie pogarszały, jednakoż im dłużej tu siedział, tym dalej był od rzeczywistości...
- Ja dobiję morsa! - zakrzyknął, jak zobaczył, że Florek zaciąga resztę do budki - ktoś w końcu musiał ubić to grube zwierze, więc dał sobie zawiązać oczy i zaczął machać kijem, walić tą piniatę dopóki nie pękła z głośnym rykiem. Ryczał mors, ryczał i Titus, bo czym prędzej odrzucił zasłonkę na oczy, od razu zapełniając dłonie smakołykami, które opuściły ciało piniaty. Natomiast jak już miał pełne kieszenie i pełne usta to chwiejnym krokiem ruszył w kierunku budki, gdzie inni robili sobie głupkowate zdjęcia, bo chciał im towarzyszyć i nieważne, że miejsca było mało. Wbił się Ollivander do środka, od razu szczerząc w szerokim uśmiechu.
- Ja dobiję morsa! - zakrzyknął, jak zobaczył, że Florek zaciąga resztę do budki - ktoś w końcu musiał ubić to grube zwierze, więc dał sobie zawiązać oczy i zaczął machać kijem, walić tą piniatę dopóki nie pękła z głośnym rykiem. Ryczał mors, ryczał i Titus, bo czym prędzej odrzucił zasłonkę na oczy, od razu zapełniając dłonie smakołykami, które opuściły ciało piniaty. Natomiast jak już miał pełne kieszenie i pełne usta to chwiejnym krokiem ruszył w kierunku budki, gdzie inni robili sobie głupkowate zdjęcia, bo chciał im towarzyszyć i nieważne, że miejsca było mało. Wbił się Ollivander do środka, od razu szczerząc w szerokim uśmiechu.
Every great wizard in history has started out as nothing more than what we are now, students.
If they can do it,
why not us?
If they can do it,
why not us?
Kończymy zabawę, co wy na to?
Pola świetnie się bawiła i absolutnie nie wiedziała, że coś się pozmieniało w jej związku kwitnącym. Była święcie przekonana, że nie ma się co przejmować tym zajściem kilka godzin wczesniej. Tańcowała ze wszystkimi i ze wszystkimi piła wódeczkę, jadła przekąski i robiła sobie focisze. Generalnie rano było, jak skończyli imprezować. Pola wyszła trzymając się Floreana albo Titusa, albo obu na raz, a Bertie zezgonował gdzieś kilka godzin wcześniej. Foczka też się upiła i tak na prawdę to cięzko było stwierdzić, czy ktoś będzie miał siłę to kiedyś posprzątać.
Ale ci, którzy mają dobrą pamieć zapamiętają te urodziny jako jedne z najlepszych. Ci, którzy mają słabszą, to bedą pamietali wielkiego kaca.
łapcie ci co zostaliście, ci dostaniecie foteczke
I get down to Beat poetry ◇ They say I'm too young to love you I don't know what I need They think I don't understand The freedom land of the seventies I think I'm too cool to know ya You say I'm like the ice I freeze I'm churning out novels like Beat poetry on Amphetamines endlesslove
Już miał na celowniku tego parszywego stwora, już przyciskał spust, kiedy nagle... pojawia się świecąca inaczej od ciepłych osoba. Nie, to tylko jej prześwist, to tylko jej dusza. Bo osoby już dawno nie ma, pewnie zgniła i się nie może już ruszać. Ale duch panny, bo panienką ją zapamiętał, Bergman pojawia się nieopodal. Jest... bardzo piękna, tak piękna jak tego dnia, kiedy zostawił ją samą w kawiarni, obiecując, że wróci kiedyś z frontu i weźmie ją wtedy za żone. Tyle, że on nie wrócił, więc jak to się stalo, że się spotykają teraz? Przygląda się oniemiały, na tyle na ile może być oniemiały duch, kiedy Lana się do niego zbliża.
I nagle wykrzyknęła, a on zrozumiał, że nic się w życiu i po śmierci nie zmienia. Brwi jego się zmarszczyły, opuszcza broń i wysłuchuje co ta nieszczęsna dusza ma mu do powiedzenia. No dalej Lano, wykrzycz wszystko. Tylko, że on nie chce tego słuchać, jest przerażony na ile może być przerażony ktoś, kto już nie zyje. Dlatego chowa spluwe za pazuche i kłania się.
- To ja już pójdę, wybaczy pani - i znika za ścianą by lecieć, lecieć lecieć, no coż, aż go nie dorwie.
I nagle wykrzyknęła, a on zrozumiał, że nic się w życiu i po śmierci nie zmienia. Brwi jego się zmarszczyły, opuszcza broń i wysłuchuje co ta nieszczęsna dusza ma mu do powiedzenia. No dalej Lano, wykrzycz wszystko. Tylko, że on nie chce tego słuchać, jest przerażony na ile może być przerażony ktoś, kto już nie zyje. Dlatego chowa spluwe za pazuche i kłania się.
- To ja już pójdę, wybaczy pani - i znika za ścianą by lecieć, lecieć lecieć, no coż, aż go nie dorwie.
Gość
Gość
Robili całą masę zdjęć, Titus w końcu dobił piniatę i można było jeść słodycze. Bertie dość często wracał do stołu, bo potrzebował się upić, nawalić. Nawet nie sądził, że potrzebuje tego tak mocno, ale na to wyszło. Jednocześnie wracał co chwila tańczyć z innymi i zjadać wnętrzności piniaty, śmiać się. Nawet, kiedy już mu się lekko wirowało, wtedy było w sumie weselej i weselej. Obojętne było mu już z kim tańczy i samego końca imprezy nie pamiętał bardzo mocno. Chyba podziękował za tę imprezę, bo na prawdę była świetna i się Titus z Polly bardzo postarali i zszedł ze schodów do swojej sypialni i padł na łóżko i czuł, jak świat mu się kręci jeszcze długo zanim usnął.
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Strona 3 z 4 • 1, 2, 3, 4
Bertie przetrwał 21 lat, radujmy się!
Szybka odpowiedź