Pasaż Laverne de Montmorency
AutorWiadomość
First topic message reminder :
★★★ [bylobrzydkobedzieladnie]
Pasaż Laverne de Montmorency
Jedna z bocznych uliczek Pokątnej, pomimo niepokojących czasów, zwracająca uwagę swoją elegancją. Panuje tutaj o wiele mniejszy tłok niż na głównej ulicy, być może to przez wysokie ceny, a być może przez nietypowość sprzedawanych rzeczy? Znajdują się tutaj małe kawiarenki, kilka restauracji, malutkich księgarni oraz bardziej nietypowe sklepy, gdzie można odnaleźć rzadkie przedmioty. Zegary wskazujące miejsce pobytu, a może wrzeszczące lustro? Mówi się, że pierwszy sklep założyła tutaj sama Laverne de Montmorency, czarownica, która wymyśliła eliksir miłosny, by zamaskować własną brzydotę - być może jest w tym odrobina prawdy, gdyż tuż u wylotu pasażu znajduje się niewielki sklep z gotowymi eliksirami.
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 19:23, w całości zmieniany 1 raz
-Szczerze liczę, że się trzyma. Sama nie wiem co będzie po wojnie, kiedy wszyscy będą chcieli wrócić do normalności, a nie będzie za bardzo jak - westchnęła smutno mając nadzieję, że obraz pełnych, gwarnych uliczek jeszcze kiedyś do nich powróci. - Znasz mnie, nie mogłam przepuścić takiej okazji, a odpowiednia sukienka wręcz sama wpadła mi w ręce - uśmiechnęła się, jak gdyby chodziło o całkiem nieznaczącą rzecz. - Nie wiem. Póki co raczej nie, w obecnych czasach jest skazany na jeden rodzaj klientów, a ci raczej wolą trzymać się schematów. Ale kiedyś? Kto wie, mam nadzieję. Może po jednym projekcie poczuje wolność i zobaczy nowe możliwości, a artystę przy pracy ciężko powstrzymać.
Parkinsonowie wiele by ryzykowali podobnym działaniem, z drugiej strony mieli to zabezpieczenie, że nie miał ich zbytnio kto zastąpić. Nie musieli też przecież od razu rzucać konwencjonalnych projektów dla tych bardziej postępowych. Jeden czy dwa na kolekcję co bardziej sztywni po kilku komentarzach pewnie by przełknęli, a byłby to już maleńki krok na przód. Bo kiedy złamie się choćby i minimalnie jakąś zasadę później idzie to już lawinowo. Gdyby też Octavia znała plany Primrose o przechadzce ulicami w spodniach natychmiast zgłosiłaby się, aby móc jej towarzyszyć. Nie ona jedna paradowała po domowych korytarzach w zdecydowanie męskim stroju marząc skrycie, że kiedyś będzie mogła nosić go otwarcie. Nie rozumiała czemu na takie zmiany największym oporem reagują same kobiety. To o ich wolność, ich wartość chodziło. Nikt nie zmuszał je do porzucania własnych przyzwyczajeń, w końcu nie ma różnicy co się narzuca, jeżeli narzuca się cokolwiek. A jednak to kobiety nawzajem się obgadywały, oceniały, siłą wciągały do szeregu i zrównywały z resztą. Czy na wolnościowe pomysły buntem reagowali mężczyźni? Odrobinę tak, ale wcale nie w każdej dziedzinie i nie tak mocno. W walce o prawa kobiet największą przeszkodą były, o ironio, kobiety.
Gdy znalazły się w kawiarni ogarnęła ją doprawdy cudowna atmosfera. Na chwilę można było zapomnieć o tym, co dzieje się na zewnątrz i dać się ponieść ciepłu i nostalgii. Obdarzyła właścicielkę przyjaznym uśmiechem i zajęła wskazane miejsce. Jej wybór padł na herbatę korzenną i piernik, które powinny pomóc się rozgrzać.
-Trzymam? Ciężko to określić. Czuję się nieco, jakbym była we śnie. Część rzeczy daje się odsunąć i skupić na innych. Martwię się tylko, co będzie po obudzeniu - w tej chwili na plany większe niż za krótka sukienka nie było raczej co liczyć. Odejście Francisa, a raczej jego sposób, postawił ich w bardzo nieciekawej sytuacji. Granice się przybliżyły zacieśniając otaczająca ją klatkę, a ich przekroczenie mogło być dużo boleśniejsze. Wiedziała o tym i póki co priorytetem było dla niej nie przysparzanie rodzinie jeszcze większych zmartwień. - Mówiąc szczerze mam w głowie mętlik. Raczej minie sporo czasu nim go poukładam, wolę więc skupiać się na funkcjonowaniu z dnia na dzień. Ale nie mówmy o takich ponurych rzeczach, zwłaszcza po twoim fenomenalny występie i zapewne sporym sukcesie zbiórki. Stałaś się wręcz gwiazdą, mówią o tobie wszyscy - patrzyła na Primrose z niemałym zachwytem wciąż wspominając niedawny koncert.
Parkinsonowie wiele by ryzykowali podobnym działaniem, z drugiej strony mieli to zabezpieczenie, że nie miał ich zbytnio kto zastąpić. Nie musieli też przecież od razu rzucać konwencjonalnych projektów dla tych bardziej postępowych. Jeden czy dwa na kolekcję co bardziej sztywni po kilku komentarzach pewnie by przełknęli, a byłby to już maleńki krok na przód. Bo kiedy złamie się choćby i minimalnie jakąś zasadę później idzie to już lawinowo. Gdyby też Octavia znała plany Primrose o przechadzce ulicami w spodniach natychmiast zgłosiłaby się, aby móc jej towarzyszyć. Nie ona jedna paradowała po domowych korytarzach w zdecydowanie męskim stroju marząc skrycie, że kiedyś będzie mogła nosić go otwarcie. Nie rozumiała czemu na takie zmiany największym oporem reagują same kobiety. To o ich wolność, ich wartość chodziło. Nikt nie zmuszał je do porzucania własnych przyzwyczajeń, w końcu nie ma różnicy co się narzuca, jeżeli narzuca się cokolwiek. A jednak to kobiety nawzajem się obgadywały, oceniały, siłą wciągały do szeregu i zrównywały z resztą. Czy na wolnościowe pomysły buntem reagowali mężczyźni? Odrobinę tak, ale wcale nie w każdej dziedzinie i nie tak mocno. W walce o prawa kobiet największą przeszkodą były, o ironio, kobiety.
Gdy znalazły się w kawiarni ogarnęła ją doprawdy cudowna atmosfera. Na chwilę można było zapomnieć o tym, co dzieje się na zewnątrz i dać się ponieść ciepłu i nostalgii. Obdarzyła właścicielkę przyjaznym uśmiechem i zajęła wskazane miejsce. Jej wybór padł na herbatę korzenną i piernik, które powinny pomóc się rozgrzać.
-Trzymam? Ciężko to określić. Czuję się nieco, jakbym była we śnie. Część rzeczy daje się odsunąć i skupić na innych. Martwię się tylko, co będzie po obudzeniu - w tej chwili na plany większe niż za krótka sukienka nie było raczej co liczyć. Odejście Francisa, a raczej jego sposób, postawił ich w bardzo nieciekawej sytuacji. Granice się przybliżyły zacieśniając otaczająca ją klatkę, a ich przekroczenie mogło być dużo boleśniejsze. Wiedziała o tym i póki co priorytetem było dla niej nie przysparzanie rodzinie jeszcze większych zmartwień. - Mówiąc szczerze mam w głowie mętlik. Raczej minie sporo czasu nim go poukładam, wolę więc skupiać się na funkcjonowaniu z dnia na dzień. Ale nie mówmy o takich ponurych rzeczach, zwłaszcza po twoim fenomenalny występie i zapewne sporym sukcesie zbiórki. Stałaś się wręcz gwiazdą, mówią o tobie wszyscy - patrzyła na Primrose z niemałym zachwytem wciąż wspominając niedawny koncert.
Octavia A. Lestrange
Zawód : Konsultant artystyczny w rodzinnej operze
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Odrobina szaleństwa jeszcze nikomu nie zaszkodziła
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Uśmiechnęła się smutno na słowa Octavii. Moda dla kobiet była bezwzględna, a przecież to one wiedziały co ubierają, czy jest strój wygodny, a może krępuje ruchy, ogranicza i zmusza do przyjmowania nienaturalnej pozy? Mimo wszystko społeczeństwo, tak mało elastyczne, przywiązane do starych zasad nie chciało spojrzeć przychylniejszym wzrokiem na nowe pomysły. Pocieszała jedna myśl: stare zwyczaje kiedyś też były nowe. To dawało nadzieję, że z czasem pewne rzeczy wejdą do środowiska, zostaną uznane w oczach socjety, a one musiały drążyć niczym kropla skałę; uparcie i do przodu. W końcu, pewnego dnia zdobędą inne sojuszniczki, które razem z nimi, ramię w ramię będą zmieniać świat. Żyć pełnią życia to robić wszystko to na co nas stać. Taka myśl zawsze przyświecała Primrose, która każdemu swojemu działaniu oddawała pełne serce, jeżeli w nie wierzyła.
Otoczenie sprawiało, że na chwilę można było zapomnieć o toczącej się wojnie i wydarzeniach, które trawiły kraj, żłobiąc w nim głębokie blizny spływające krwią czarodziejów. Jak bardzo myśl i idea mogą podzielić społeczeństwo, a nawet rodziny. Wiedziała co się stało z Francisem, Evandra nie szczędziła szczegółów. Nie rozumiała motywów lorda Lestrange, nie znała go na tyle aby móc o nich rozprawiać, ale nie zwykła oceniać reszty rodziny przez pryzmat jednej osoby. Niestety nie każdy tak potrafił.
-Po obudzeniu wokół nadal będziecie mieć osoby wam życzliwe - Zapewniła Octavię, sama zaliczała się do tego grona. Sięgnęła po gorący napój, który zamówiła i skosztowała go zachwycona smakiem i zapachem. Słysząc pochwałę na temat koncertu pokręciła głową.
-Byłam cała zdenerwowana. Nie jest to moje naturalne środowisko, być w centrum wydarzeń - przyznała otwarcie. -Jednak liczył się cel i mogę oznajmił, że był to sukces. Mam jednak nadzieję, że na sabacie uwaga innych skupi się na debiutantkach.
Liczyła na to, że będzie mogła stać na tyłach i obserwować, a to było jedno z jej bardziej ulubionych czynności w trakcie takich spotkań. Ludzi zdradzały drobne rzeczy, takie jak gesty, nerwowe tiki, pojedyncze słowa, wystarczyło być uważnym i skupionym na szczegółach. -Myślałaś o tym aby samej się bardziej zaangażować? - Na pewno działania takie mogły pomóc w odbiorze rodu po śmierci Francisa, którego sama Prim przeklinała, ponieważ powiedział, że powie Evandrze, a jednak to na jej barkach spoczęła ta odpowiedzialność i podjęcie decyzji, która nie była ani łatwa ani przyjemna. Zdała przyjaciółce kolejny cios, choć nie robiła tego z wrodzonej złośliwości.
Trwała wojna i kiedy mężczyźni na niej walczyli przelewając własną krew, one mogły stać na straży ich spokoju; być ostoją, do której zawsze mogą wrócić. Primrose nie była wojownikiem, ale mogła walczyć o swoją rodzinę.
Otoczenie sprawiało, że na chwilę można było zapomnieć o toczącej się wojnie i wydarzeniach, które trawiły kraj, żłobiąc w nim głębokie blizny spływające krwią czarodziejów. Jak bardzo myśl i idea mogą podzielić społeczeństwo, a nawet rodziny. Wiedziała co się stało z Francisem, Evandra nie szczędziła szczegółów. Nie rozumiała motywów lorda Lestrange, nie znała go na tyle aby móc o nich rozprawiać, ale nie zwykła oceniać reszty rodziny przez pryzmat jednej osoby. Niestety nie każdy tak potrafił.
-Po obudzeniu wokół nadal będziecie mieć osoby wam życzliwe - Zapewniła Octavię, sama zaliczała się do tego grona. Sięgnęła po gorący napój, który zamówiła i skosztowała go zachwycona smakiem i zapachem. Słysząc pochwałę na temat koncertu pokręciła głową.
-Byłam cała zdenerwowana. Nie jest to moje naturalne środowisko, być w centrum wydarzeń - przyznała otwarcie. -Jednak liczył się cel i mogę oznajmił, że był to sukces. Mam jednak nadzieję, że na sabacie uwaga innych skupi się na debiutantkach.
Liczyła na to, że będzie mogła stać na tyłach i obserwować, a to było jedno z jej bardziej ulubionych czynności w trakcie takich spotkań. Ludzi zdradzały drobne rzeczy, takie jak gesty, nerwowe tiki, pojedyncze słowa, wystarczyło być uważnym i skupionym na szczegółach. -Myślałaś o tym aby samej się bardziej zaangażować? - Na pewno działania takie mogły pomóc w odbiorze rodu po śmierci Francisa, którego sama Prim przeklinała, ponieważ powiedział, że powie Evandrze, a jednak to na jej barkach spoczęła ta odpowiedzialność i podjęcie decyzji, która nie była ani łatwa ani przyjemna. Zdała przyjaciółce kolejny cios, choć nie robiła tego z wrodzonej złośliwości.
Trwała wojna i kiedy mężczyźni na niej walczyli przelewając własną krew, one mogły stać na straży ich spokoju; być ostoją, do której zawsze mogą wrócić. Primrose nie była wojownikiem, ale mogła walczyć o swoją rodzinę.
May god have mercy on my enemies
'cause I won't
'cause I won't
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Znamienny był tutaj fakt, że nawet w takich kwestiach jak kobieca moda, najwięcej do powiedzenia mieli mężczyźni i to oni zajmowali się tą dziedziną. Dopóki kobiety nie zostaną dopuszczone do jakichkolwiek spraw ich dotyczących raczej niewiele się zmieni. A skoro nikt dopuścić ich nie chciał, musiały przepchnąć się same, choćby i siłą. I nawet jeśli było to ciut okrutne podejście to niezaprzeczalnym było, że stare zwyczaje umierały wraz z ludźmi, którzy tak zaciekle je bronili. Czas natomiast był nieubłagany i działał zdecydowanie na ich korzyść, nie zaszkodziło jednak go wspomagać i przyspieszać pewne procesy.
Pytanie, czy podobne podziały tworzyły same idee, czy były jedynie pretekstem? Ludzie różnili się od zawsze, nie zgadzali się ze sobą odkąd istnieje ludzkość. Ile jednak razy nie było to problemem dla pokojowej współegzystencji, o przyjaźni a nawet miłości nie wspominając. Odmienne poglądy, zwłaszcza radykalne, były jednak fantastycznym wytłumaczeniem dla działań, które w normalnych warunkach nie miałyby prawa bytu. Teraz natomiast mieli nie jedną, a dwie grupy znajdujące się na przeciwległych biegunach i nie mające zamiaru ruszyć się ku porozumieniu choćby o cal. Efekty widzieli, nawet jeśli większość ludzi starała się przed nimi usilnie uciec.
-Wiem... wiem to - spojrzała na nią z uśmiechem, chociaż w oczach przez chwilę zagościł smutek, chowany usilnie przed światem.
-Tym większe należą się gratulacje. Już sama gra jest trudna, a w takich warunkach? Naprawdę powinnaś być z siebie dumna i to z wielu powodów - widelczyk zatopił się w pierniku, a intensywne przyprawy zapiekły po chwili język obiecując, że rozgrzeją i resztę ciała. - Debiutantki to zawsze główny punkt programu. Ale jest jeszcze inny, równie ważny. Jak rozumiem nie zamierzasz dołączać do mnie w klubie starych panien - starała się utrzymać lekki ton chociaż wiedziała, że sprawa zapewne nie jest tak prosta i przyjemna jak by się chciało. Nie, żeby nie życzyła Prim szczęśliwego, udanego małżeństwa. Po protu w kwestii tej miały podobne poglądy, a o ile jej wiadomo, z Aresem nie łączyły ją stosunki na tyle zażyłe, by podobna inicjatywa wypłynęła z ich strony.
-Nie wiem... to chyba nie dla mnie. Pomaganie pokrzywdzonym, coś takiego byłoby mi bliskie. Jeśli jednak chodziłoby o coś więcej... widzę efekty tej wojny, spokój i bezpieczeństwo są niezaprzeczalne, ich perspektywa jest też z pewnością trwalsza. Ale... nie jestem przekonana co do środków osiągnięcia tego stanu - ostatnie zdanie powiedziała na tyle cicho, że pewnie nawet Prim musiała się nachylić, by dobrze je usłyszeć.
Nie było rady, Octavia brzydziła się przemocą, a ta otaczała ich ostatnio ze wszystkich stron. Jej ideałem byłoby zakończenie tego chaosu i usadzenie wszystkich przy stole, aby nowy ład wypracowano wspólnie, bez rozlewu krwi. Wiedziała jednak, że jest to wizja nierealna do zrealizowania i nie było nawet co sobie nią zaprzątać głowy.
Pytanie, czy podobne podziały tworzyły same idee, czy były jedynie pretekstem? Ludzie różnili się od zawsze, nie zgadzali się ze sobą odkąd istnieje ludzkość. Ile jednak razy nie było to problemem dla pokojowej współegzystencji, o przyjaźni a nawet miłości nie wspominając. Odmienne poglądy, zwłaszcza radykalne, były jednak fantastycznym wytłumaczeniem dla działań, które w normalnych warunkach nie miałyby prawa bytu. Teraz natomiast mieli nie jedną, a dwie grupy znajdujące się na przeciwległych biegunach i nie mające zamiaru ruszyć się ku porozumieniu choćby o cal. Efekty widzieli, nawet jeśli większość ludzi starała się przed nimi usilnie uciec.
-Wiem... wiem to - spojrzała na nią z uśmiechem, chociaż w oczach przez chwilę zagościł smutek, chowany usilnie przed światem.
-Tym większe należą się gratulacje. Już sama gra jest trudna, a w takich warunkach? Naprawdę powinnaś być z siebie dumna i to z wielu powodów - widelczyk zatopił się w pierniku, a intensywne przyprawy zapiekły po chwili język obiecując, że rozgrzeją i resztę ciała. - Debiutantki to zawsze główny punkt programu. Ale jest jeszcze inny, równie ważny. Jak rozumiem nie zamierzasz dołączać do mnie w klubie starych panien - starała się utrzymać lekki ton chociaż wiedziała, że sprawa zapewne nie jest tak prosta i przyjemna jak by się chciało. Nie, żeby nie życzyła Prim szczęśliwego, udanego małżeństwa. Po protu w kwestii tej miały podobne poglądy, a o ile jej wiadomo, z Aresem nie łączyły ją stosunki na tyle zażyłe, by podobna inicjatywa wypłynęła z ich strony.
-Nie wiem... to chyba nie dla mnie. Pomaganie pokrzywdzonym, coś takiego byłoby mi bliskie. Jeśli jednak chodziłoby o coś więcej... widzę efekty tej wojny, spokój i bezpieczeństwo są niezaprzeczalne, ich perspektywa jest też z pewnością trwalsza. Ale... nie jestem przekonana co do środków osiągnięcia tego stanu - ostatnie zdanie powiedziała na tyle cicho, że pewnie nawet Prim musiała się nachylić, by dobrze je usłyszeć.
Nie było rady, Octavia brzydziła się przemocą, a ta otaczała ich ostatnio ze wszystkich stron. Jej ideałem byłoby zakończenie tego chaosu i usadzenie wszystkich przy stole, aby nowy ład wypracowano wspólnie, bez rozlewu krwi. Wiedziała jednak, że jest to wizja nierealna do zrealizowania i nie było nawet co sobie nią zaprzątać głowy.
Octavia A. Lestrange
Zawód : Konsultant artystyczny w rodzinnej operze
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Odrobina szaleństwa jeszcze nikomu nie zaszkodziła
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Herbata różana kusiła swoim zapachem i wyglądem, a kruche ciasto z makiem idealnie się komponowało z ciepłym naparem. Ujęła filiżankę wraz ze spodeczkiem aby upić łyk herbaty. Przyjemny smak rozpłynął się w ustach lady Burke, a ta słuchała uważnie słów Octavii. Nie miała zamiaru drążyć tematu Francisa, który nie był łatwy dla żadnej z nich. Ważne było to aby młoda kobieta wiedziała, że ma wsparcie w innych i nie pozostała na placu boju sama. Rezerwa i chłód szlachty było wyuczone latami knowań i spisków na salonach, ale nawet w gnieździe żmij można było znaleźć sprzymierzeńców. Skosztowała kruchego ciasta i zerknęła na lady Lestrange, kiedy ta poruszyła drażliwy dla Primrose temat w postaci zamążpójścia.
-Nie była to moja decyzja. – Odparła niezrażonym głosem. –Decyzja została podjęta beze mnie. Zostałam poinformowana, że Ares Carrow zostanie moim mężem. – Brat nie chciał podejmować w tej kwestii dyskusji, układ rodów był korzystny, a ona to widziała. Ich ziemie sąsiadowały ze sobą, mogli stworzyć silny sojusz. Carrowowie posiadali intratny biznes, nie zgorszy niż Burke oraz potrzebowali silnych sojuszników. –Nie pozostaje mi nic innego jak przyjąć decyzje rodów i przygotować się do bycia lady… Carrow.
Nie było jej w smak to małżeństwo, ale znała swoje obowiązki i miała zamiar je wypełniać jak najlepiej potrafiła. Nie zamierzała jednak rezygnować z siebie i swoich planów. Podejrzewała, że każde z nich będzie żyć własnym życiem, obok siebie, widząc się jedynie w trakcie posiłków, wymieniając zdawkowe zdania, a po tym czasie będą znów siebie unikać. Nie było to spełnieniem marzeń lady Burke, ale ponoć nie można mieć wszystkiego; każdy dostaje od życia to co dostaje, a nie to na co sobie zasłużył. Należało jedynie przekuć okoliczności na swoją korzyść. Nie miała tej sytuacji, w której ktoś starał się o jej rękę, szedł w konkury i stawał na rzęsach. Rigel musiał kogoś wybrać i Prim nie miała mu za złe, że zdecydował się na nią. Jeżeli to miało mu ułatwić zadanie, ona nie stawała okoniem. Wręcz chciała mu pomóc i zrobić wszystko by przyjaciel z tej batalii wyszedł obronną ręką.
-Teraz pomoc potrzebującym będzie jeszcze bardziej potrzebna. Zbliża się zimowa pora, a ta najciężej doświadcza pokrzywdzonych. – Spojrzała na Octavię uważniej. –Nie spodziewam się, że ruszysz w bój. – Kolejny kawałek ciasta zniknął w ustach Primrose kiedy przyjaciółka wypowiadała ostatnie zdanie. –Nigdy nie było sprawiedliwej wojny i dobrego pokoju, a ludzkość zawsze będzie ścigała te dwa ideały by je osiągnąć.
Sama nie zgadzała się z metodami, uważała je za okrutne i brutalne, ale to było nieuniknione. Od dawna dwie strony dążyły do tego i przekroczyły pewne granice, z której nie było już odwrotu. Jedyne co one mogły zrobić to choć trochę złagodzić jej skutki.
-Zastanów się. Jestem przekonana, że na ziemiach rodu Lestrange jest co robić i wielu ludzi z chęcią przyjmie okazaną pomoc. Kto wie, może te działania sprawią, że wojna szybciej się zakończy? Przynajmniej można mieć taką nadzieję.
-Nie była to moja decyzja. – Odparła niezrażonym głosem. –Decyzja została podjęta beze mnie. Zostałam poinformowana, że Ares Carrow zostanie moim mężem. – Brat nie chciał podejmować w tej kwestii dyskusji, układ rodów był korzystny, a ona to widziała. Ich ziemie sąsiadowały ze sobą, mogli stworzyć silny sojusz. Carrowowie posiadali intratny biznes, nie zgorszy niż Burke oraz potrzebowali silnych sojuszników. –Nie pozostaje mi nic innego jak przyjąć decyzje rodów i przygotować się do bycia lady… Carrow.
Nie było jej w smak to małżeństwo, ale znała swoje obowiązki i miała zamiar je wypełniać jak najlepiej potrafiła. Nie zamierzała jednak rezygnować z siebie i swoich planów. Podejrzewała, że każde z nich będzie żyć własnym życiem, obok siebie, widząc się jedynie w trakcie posiłków, wymieniając zdawkowe zdania, a po tym czasie będą znów siebie unikać. Nie było to spełnieniem marzeń lady Burke, ale ponoć nie można mieć wszystkiego; każdy dostaje od życia to co dostaje, a nie to na co sobie zasłużył. Należało jedynie przekuć okoliczności na swoją korzyść. Nie miała tej sytuacji, w której ktoś starał się o jej rękę, szedł w konkury i stawał na rzęsach. Rigel musiał kogoś wybrać i Prim nie miała mu za złe, że zdecydował się na nią. Jeżeli to miało mu ułatwić zadanie, ona nie stawała okoniem. Wręcz chciała mu pomóc i zrobić wszystko by przyjaciel z tej batalii wyszedł obronną ręką.
-Teraz pomoc potrzebującym będzie jeszcze bardziej potrzebna. Zbliża się zimowa pora, a ta najciężej doświadcza pokrzywdzonych. – Spojrzała na Octavię uważniej. –Nie spodziewam się, że ruszysz w bój. – Kolejny kawałek ciasta zniknął w ustach Primrose kiedy przyjaciółka wypowiadała ostatnie zdanie. –Nigdy nie było sprawiedliwej wojny i dobrego pokoju, a ludzkość zawsze będzie ścigała te dwa ideały by je osiągnąć.
Sama nie zgadzała się z metodami, uważała je za okrutne i brutalne, ale to było nieuniknione. Od dawna dwie strony dążyły do tego i przekroczyły pewne granice, z której nie było już odwrotu. Jedyne co one mogły zrobić to choć trochę złagodzić jej skutki.
-Zastanów się. Jestem przekonana, że na ziemiach rodu Lestrange jest co robić i wielu ludzi z chęcią przyjmie okazaną pomoc. Kto wie, może te działania sprawią, że wojna szybciej się zakończy? Przynajmniej można mieć taką nadzieję.
May god have mercy on my enemies
'cause I won't
'cause I won't
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Octavia z całych sił próbowała nie wchodzić w grę, w którą wciągano ją od urodzenia. Nie lubiła kłamstw, zdrad i knowań, stąd chyba wolała trzymać się od podobnych rzeczy z daleka. Na każdym kroku chciała udowodnić, że można żyć inaczej, a wciąż podążać za pewnymi ideałami i wspierać rodzinę. Że sztuczne konwenanse i wymuszone uśmiechy nie są potrzebne do nawiązywania relacji. Nie wiedziała kto i kiedy zaczął przemianę teoretycznie tak bliskich sobie rodów w ukrytych wrogów, ale niestety wyszło mu to śpiewająco, a odkręcenie tego wydawało się póki co niemożliwe.
-Tak podejrzewałam... żadne z was raczej słowem nie wspominało o ewentualnej sympatii, a co dopiero czymś tak poważnym - westchnęła cicho. Ona sama w podobnej sytuacji raczej nie dałaby rady pozostać tak spokojną. Wizja spędzenia reszty życia z praktycznie obcym człowiekiem? W takim przypadku funkcjonowanie obok siebie wcale nie musiało być takie złe. Ileż przecież razy małżonkowie nawzajem rujnują sobie życie, przy czymś takim obojętność brzmi nawet znośnie. - Nie dało się... nic zrobić?
Ona sama, chociaż dla rodziny zrobiłaby wiele, raczej stawałaby na głowie, byleby tylko podobną rzecz odkręcić. Jej gorące zapowiedzi o ewentualnej ucieczce z domu przy próbie przymusowego zamążpójścia słyszeli pewnie wszyscy domownicy i chociaż tak daleko pewnie by się nie posunęła to wiedzieli, że wciąż sprawiałaby ogromne problemy. Mało było dla niej rzeczy tak ważnych jak możliwość wyboru mężczyzny, z którym stanie przed ołtarzem. Bo o wyborze całkowitego nie stanięcia przed nim nawet nie marzyła. Nawet jej nadzieje i naiwność nie sięgały tak daleko.
-Wiem. Z jednej strony chciałabym im ulżyć, z drugiej nawet w takiej rzeczy patrzono by mi na ręce. Mogłabym pomagać tylko wybranym i uznanym za odpowiednich do tego. Pozostaje też fakt naprawiania szkód, jakie wyrządzają - nie sprecyzowała tu o kogo konkretniej jej chodzi, jednak nie dziwne byłoby, gdyby obwiniała obie strony konfliktu po równo. - Jak mają się czegoś nauczyć i wziąć odpowiedzialność, kiedy inni będą wyręczać ich w ponoszeniu konsekwencji?
Z drugiej strony na ponoszeniu konsekwencji przez tych na górze cierpieli ci na samym dole. Żadna z opcji działania jakie rozważała nie wydawała jej się do końca słuszna, a wybieranie mniejszego zła coraz bardziej ją męczyło. Małe czy duże, zawsze jednak do jakiegoś się przyczyniała.
-Obecnie chyba wszędzie jest co robić, nasze ziemie nie są tu wyjątkiem. Niczego tak nie wypatruję jak ponownego spokoju.
Zerknęła na talerzyk, który nie wiadomo kiedy opustoszał. Ostatnimi czasy zdarzało jej się nieco zajadać stres, zwłaszcza słodkościami, zapewne więc nieświadomie zwiększyła tempo, gdy weszły na nieco poważniejsze tematy. Z herbatą postarała się być już uważniejsza, skupienie się na tak teoretycznie prostej czynności pozwalało lepiej zebrać myśli.
-Tak podejrzewałam... żadne z was raczej słowem nie wspominało o ewentualnej sympatii, a co dopiero czymś tak poważnym - westchnęła cicho. Ona sama w podobnej sytuacji raczej nie dałaby rady pozostać tak spokojną. Wizja spędzenia reszty życia z praktycznie obcym człowiekiem? W takim przypadku funkcjonowanie obok siebie wcale nie musiało być takie złe. Ileż przecież razy małżonkowie nawzajem rujnują sobie życie, przy czymś takim obojętność brzmi nawet znośnie. - Nie dało się... nic zrobić?
Ona sama, chociaż dla rodziny zrobiłaby wiele, raczej stawałaby na głowie, byleby tylko podobną rzecz odkręcić. Jej gorące zapowiedzi o ewentualnej ucieczce z domu przy próbie przymusowego zamążpójścia słyszeli pewnie wszyscy domownicy i chociaż tak daleko pewnie by się nie posunęła to wiedzieli, że wciąż sprawiałaby ogromne problemy. Mało było dla niej rzeczy tak ważnych jak możliwość wyboru mężczyzny, z którym stanie przed ołtarzem. Bo o wyborze całkowitego nie stanięcia przed nim nawet nie marzyła. Nawet jej nadzieje i naiwność nie sięgały tak daleko.
-Wiem. Z jednej strony chciałabym im ulżyć, z drugiej nawet w takiej rzeczy patrzono by mi na ręce. Mogłabym pomagać tylko wybranym i uznanym za odpowiednich do tego. Pozostaje też fakt naprawiania szkód, jakie wyrządzają - nie sprecyzowała tu o kogo konkretniej jej chodzi, jednak nie dziwne byłoby, gdyby obwiniała obie strony konfliktu po równo. - Jak mają się czegoś nauczyć i wziąć odpowiedzialność, kiedy inni będą wyręczać ich w ponoszeniu konsekwencji?
Z drugiej strony na ponoszeniu konsekwencji przez tych na górze cierpieli ci na samym dole. Żadna z opcji działania jakie rozważała nie wydawała jej się do końca słuszna, a wybieranie mniejszego zła coraz bardziej ją męczyło. Małe czy duże, zawsze jednak do jakiegoś się przyczyniała.
-Obecnie chyba wszędzie jest co robić, nasze ziemie nie są tu wyjątkiem. Niczego tak nie wypatruję jak ponownego spokoju.
Zerknęła na talerzyk, który nie wiadomo kiedy opustoszał. Ostatnimi czasy zdarzało jej się nieco zajadać stres, zwłaszcza słodkościami, zapewne więc nieświadomie zwiększyła tempo, gdy weszły na nieco poważniejsze tematy. Z herbatą postarała się być już uważniejsza, skupienie się na tak teoretycznie prostej czynności pozwalało lepiej zebrać myśli.
Octavia A. Lestrange
Zawód : Konsultant artystyczny w rodzinnej operze
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Odrobina szaleństwa jeszcze nikomu nie zaszkodziła
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Od maleńkości uczono ich jak grać w tę grę, jak sprawnie poruszać się na planszy słów, gestów i spojrzeń. Niedomówienia oraz półprawdy były mówione już przy śniadaniu, a największe kłamstwa zwykle padały wieczorami i w nocy, kiedy ich świadkami były jedynie gwiazdy, wymownie milczące na granatowym tle. Primrose uśmiechnęła się delikatnie, a w kącikach ust drżało rozbawienie.
-Czasami nic nie da się zrobić. - Odpowiedziała spokojnie, jakby była pogodzona ze swoim losem.-Należy więc znaleźć możliwości jakie daje nam taka sytuacja.
Jako żona mogła więcej niż jako panna. Będąc matką i szanowaną małżonką mogła pozwolić sobie na wprowadzanie pewnych… zmian, na które krzywo by patrzono gdyby wciąż pozostawała panną. Miała zamiar czerpać pełnymi garściami z tego, że może coś więcej. Przestawała wierzyć w porywy serca i motyle w brzuchu na widok mężczyzny. Nie była jej pisana pełna pasji i żądzy miłość; pocieszenie musiała znaleźć gdzie indziej. -Zawsze ktoś będzie ponosił konsekwencje, nie jest jedynie powiedziane kto to będzie.
Starała się trzeźwo patrzeć na świat i nie żyć mrzonkami. Realnie oceniała szanse i straty kalkulując na zimno co się bardziej opłaca. Nie zmieniało to faktu, że najbardziej cierpieli ci, którzy najzwyczajniej starali się przetrwać i dożyć kolejnego dnia w spokoju. Bieda i głód zaglądały w oczy i choć one nigdy nie pojmą tragedii jakie toczyły się wśród zwykłych mieszkańców tak mogli trochę ułatwić przetrwanie. Nie łudziła się, że zbawi cały świat i za pomocą jednego gestu uratuje wiele istnień. Nie była aż tak pyszna i dumna, na tyle jednak się orientowała by wiedzieć, że każda pomoc, nawet ta doraźna jest potrzebna i zostanie przyjęta. Przynajmniej przez część ludzi, bo buntownicy nie spali i cały czas robili wszystko aby oczernić Rycerzy Walpurgii i każdego kto z nimi współpracował, także tych, którzy nosili znaczące nazwisko. I to właśnie ci z nazwiskiem powinni najbardziej się starać.
-Wraz z Aquilą i Evandrą planujemy parę akcji w okresie zimowym i wczesnowiosennym. Możesz spróbować nam pomóc. Zaczynamy od rozdawania żywności oraz tworzenia ochronek dla sierot i wdów, które potrzebują wsparcia.
Trzy czarownice mocno zaangażowały się w działalność charytatywną, a Prim nie pytała o poglądy wychodząc z założenia, że pracą i wytrwałością pokażą mieszkańcom nie tylko Londynu, ale też innych hrabstw, że aktualna władza realnie się o nich troszczy. Powoli kończyła swoją herbatę, ciastko również zniknęło z jej talerza tym samym oznajmiając, że czas spotkania powoli mijał.
-Jeżeli masz wątpliwości czy wahasz się myślę, że Evandra zawsze będzie służyć ci pomocą. Nie wahaj się również odezwać do mnie od czasu do czasu. - Nachyliła się przez stół.-Zwłaszcza, że prosto z Francji zamówiłam piękne, jedwabne spodnie. Nie mogę się doczekać aż je przymierzę.
Mogła spokojnie Octavii wyznać to ostatnie nie obawiając się z jej strony ostracyzmu czy karcącego spojrzenia. Po tych słowach wstała aby pożegnać się z lady Lestrange i udać się do Durham Castle.
|zt dla Prim
-Czasami nic nie da się zrobić. - Odpowiedziała spokojnie, jakby była pogodzona ze swoim losem.-Należy więc znaleźć możliwości jakie daje nam taka sytuacja.
Jako żona mogła więcej niż jako panna. Będąc matką i szanowaną małżonką mogła pozwolić sobie na wprowadzanie pewnych… zmian, na które krzywo by patrzono gdyby wciąż pozostawała panną. Miała zamiar czerpać pełnymi garściami z tego, że może coś więcej. Przestawała wierzyć w porywy serca i motyle w brzuchu na widok mężczyzny. Nie była jej pisana pełna pasji i żądzy miłość; pocieszenie musiała znaleźć gdzie indziej. -Zawsze ktoś będzie ponosił konsekwencje, nie jest jedynie powiedziane kto to będzie.
Starała się trzeźwo patrzeć na świat i nie żyć mrzonkami. Realnie oceniała szanse i straty kalkulując na zimno co się bardziej opłaca. Nie zmieniało to faktu, że najbardziej cierpieli ci, którzy najzwyczajniej starali się przetrwać i dożyć kolejnego dnia w spokoju. Bieda i głód zaglądały w oczy i choć one nigdy nie pojmą tragedii jakie toczyły się wśród zwykłych mieszkańców tak mogli trochę ułatwić przetrwanie. Nie łudziła się, że zbawi cały świat i za pomocą jednego gestu uratuje wiele istnień. Nie była aż tak pyszna i dumna, na tyle jednak się orientowała by wiedzieć, że każda pomoc, nawet ta doraźna jest potrzebna i zostanie przyjęta. Przynajmniej przez część ludzi, bo buntownicy nie spali i cały czas robili wszystko aby oczernić Rycerzy Walpurgii i każdego kto z nimi współpracował, także tych, którzy nosili znaczące nazwisko. I to właśnie ci z nazwiskiem powinni najbardziej się starać.
-Wraz z Aquilą i Evandrą planujemy parę akcji w okresie zimowym i wczesnowiosennym. Możesz spróbować nam pomóc. Zaczynamy od rozdawania żywności oraz tworzenia ochronek dla sierot i wdów, które potrzebują wsparcia.
Trzy czarownice mocno zaangażowały się w działalność charytatywną, a Prim nie pytała o poglądy wychodząc z założenia, że pracą i wytrwałością pokażą mieszkańcom nie tylko Londynu, ale też innych hrabstw, że aktualna władza realnie się o nich troszczy. Powoli kończyła swoją herbatę, ciastko również zniknęło z jej talerza tym samym oznajmiając, że czas spotkania powoli mijał.
-Jeżeli masz wątpliwości czy wahasz się myślę, że Evandra zawsze będzie służyć ci pomocą. Nie wahaj się również odezwać do mnie od czasu do czasu. - Nachyliła się przez stół.-Zwłaszcza, że prosto z Francji zamówiłam piękne, jedwabne spodnie. Nie mogę się doczekać aż je przymierzę.
Mogła spokojnie Octavii wyznać to ostatnie nie obawiając się z jej strony ostracyzmu czy karcącego spojrzenia. Po tych słowach wstała aby pożegnać się z lady Lestrange i udać się do Durham Castle.
|zt dla Prim
May god have mercy on my enemies
'cause I won't
'cause I won't
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
-Możliwości... podziwiam, że potrafisz patrzeć na to w ten sposób.
Ona sama, chociaż świadoma, że małżeństwo, nawet to aranżowane, potrafiło nieść za sobą pewne korzyści, nie potrafiła się przebić przez mur wad, jaki się przed nią rysował. Wolność w jednych dziedzinach oznaczała ograniczenia w innych. Jako żona i matka, a chyba zwłaszcza matka, posiadało się wiele obowiązków, o ile chciało się należycie z tych ról wywiązać. Octavia też, mimo wieku, wciąż chciała wierzyć w coś, co określić by można prawdziwą miłością. A nie musiała mieć ona wcale szybkiego bicia serca, uderzeń gorąca czy miękkich nóg. Dla niej miłość taka była czymś dużo więcej, czymś toczącym w duszy wojnę z rozsądkiem. Rozrywającym od środka, a jednocześnie dającym poczucie wolności i spełnienia.
-Wolałabym, aby byli to ci, którzy są za nie odpowiedzialni. Niestety nie zawsze tak jest. W sumie chyba rzadko
Jej zdaniem człowiek naprawdę potrzebujący powinien przyjmować pomoc nie patrząc kto jej udziela. Jak nie dla siebie to dla bliskich. A później, cóż, później niech się obraża i gniewa. Dla niej, może naiwnie, najpierw liczył się człowiek, a potem dopiero jego przekonania. Zapewne gdyby więcej osób podzielało ten punkt widzenia żyliby w dużo spokojniejszych i przyjaźniejszych czasach.
-Jak najbardziej chcę pomóc. Zimą podobne działania są szczególnie ważne, a na dodatek w mieście. Na wsiach ludzie mają jeszcze ogródki, zwierzęta. Tutaj są skazani na nieregularne dostawy żywności, a na dodatek mają tak niewiele środków. Byle przetrwać mrozy i mam nadzieję, że będzie im już łatwiej.
Również filiżanka Octavii robiła się pusta pokazując, jak czas nieubłaganie mijał i trzeba było wyjść z przytulnej kawiarenki pozwalającej nieco odciąć się od świata.
-Z Francji? No proszę... widać możemy im kilku rzeczy pozazdrościć - uśmiechnęła się na te wieść nie mogąc się doczekać okazji, aby zobaczyć jak w nowym nabytku Prim się prezentuje.
Kiedy została sama dopiła spokojnie herbatę, zamieniła też kilka słów z właścicielką pytając uprzejmie o biznes i klientów. W końcu jednak nadszedł czas przekroczenia progu i wyjścia na chłodne powietrze, chociaż jeszcze kawałek towarzyszyły jej zapachy słodkich wypieków.
|zt Oc
Ona sama, chociaż świadoma, że małżeństwo, nawet to aranżowane, potrafiło nieść za sobą pewne korzyści, nie potrafiła się przebić przez mur wad, jaki się przed nią rysował. Wolność w jednych dziedzinach oznaczała ograniczenia w innych. Jako żona i matka, a chyba zwłaszcza matka, posiadało się wiele obowiązków, o ile chciało się należycie z tych ról wywiązać. Octavia też, mimo wieku, wciąż chciała wierzyć w coś, co określić by można prawdziwą miłością. A nie musiała mieć ona wcale szybkiego bicia serca, uderzeń gorąca czy miękkich nóg. Dla niej miłość taka była czymś dużo więcej, czymś toczącym w duszy wojnę z rozsądkiem. Rozrywającym od środka, a jednocześnie dającym poczucie wolności i spełnienia.
-Wolałabym, aby byli to ci, którzy są za nie odpowiedzialni. Niestety nie zawsze tak jest. W sumie chyba rzadko
Jej zdaniem człowiek naprawdę potrzebujący powinien przyjmować pomoc nie patrząc kto jej udziela. Jak nie dla siebie to dla bliskich. A później, cóż, później niech się obraża i gniewa. Dla niej, może naiwnie, najpierw liczył się człowiek, a potem dopiero jego przekonania. Zapewne gdyby więcej osób podzielało ten punkt widzenia żyliby w dużo spokojniejszych i przyjaźniejszych czasach.
-Jak najbardziej chcę pomóc. Zimą podobne działania są szczególnie ważne, a na dodatek w mieście. Na wsiach ludzie mają jeszcze ogródki, zwierzęta. Tutaj są skazani na nieregularne dostawy żywności, a na dodatek mają tak niewiele środków. Byle przetrwać mrozy i mam nadzieję, że będzie im już łatwiej.
Również filiżanka Octavii robiła się pusta pokazując, jak czas nieubłaganie mijał i trzeba było wyjść z przytulnej kawiarenki pozwalającej nieco odciąć się od świata.
-Z Francji? No proszę... widać możemy im kilku rzeczy pozazdrościć - uśmiechnęła się na te wieść nie mogąc się doczekać okazji, aby zobaczyć jak w nowym nabytku Prim się prezentuje.
Kiedy została sama dopiła spokojnie herbatę, zamieniła też kilka słów z właścicielką pytając uprzejmie o biznes i klientów. W końcu jednak nadszedł czas przekroczenia progu i wyjścia na chłodne powietrze, chociaż jeszcze kawałek towarzyszyły jej zapachy słodkich wypieków.
|zt Oc
Octavia A. Lestrange
Zawód : Konsultant artystyczny w rodzinnej operze
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Odrobina szaleństwa jeszcze nikomu nie zaszkodziła
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
|9.01.1958
Spotkania z klientami zwykle odbywały się na Nokturnie, ale bywali i tacy, którzy nie chcieli zapuszczać się w tamte rejony, a lady Burke w pełni to akceptowała i rozumiała.
Dlatego też na spotkanie z tą kobietą wybrała gustowny i przyjemny kącik w Pasażu, gdzie mogły usiąść i porozmawiać.
Zabrała ze sobą swoje szkice oraz projekty już wykonanych prac jakie zrobiła do tej pory. Jej portfolio powiększało się z każdym miesiącem, a teczka stawała się coraz grubsza. Z takiego obrotu spraw była bardzo zadowolona, bo zależało jej na rozwoju. Od kiedy znów stała się panną na wydaniu oddała się swojej pracy z ogromnym zaangażowaniem. Zdawała sobie sprawę, że musi inwestować w siebie, a lady Burke miała wielkie ambicje i dorównujący tej ambicji upór oraz samozaparcie. Między innymi dlatego nigdy nie odmawiała spotkań z klientami w innych miejscach i starała się zawsze pomóc w doborze najlepszego talizmanu. Cały swój czas teraz dzieliła pomiędzy realizacją zamówień a działalnością charytatywną i nauką czarnej magii i eliksirów. Wiedziała, że im lepiej pozna i zrozumie alchemie tym będzie jej łatwiej tworzyć kolejne talizmany. Umiejętność łączenia składników, tak bardzo delikatna była jej teraz niezwykle potrzebna. Na szczęście miała wokół siebie osoby, które były chętne ją wesprzeć i pomóc. Nie mogła narzekać na brak wsparcia i zrozumienia w dążeniu do zdobycia jeszcze większej wiedzy. Inna sprawa, że pociągała ją ta mroczna i zwykle postrzegana jako zbyt trudna i ciężka dla szlachcianki. To jednak jej nie odstraszało, wręcz przeciwnie niczym ćma do ognia lgnęła do niej.
Weszła do wybranej wcześniej kawiarni ubrana w elegancki szary płaszcza obszyty srebrnym lisem, zaraz jednak zdjęła odzienie wierzchnie pozostając w prostej, zebranej w talii granatowej sukni, obszytej delikatnym haftem przy dekolcie i mankietach. Strój podkreślał smukłą figurę lady Burke oraz jej pozycję społeczną. Nie potrzebowała diamentów i ekstrawaganckiej sukni by ta mówiła kogo przed sobą mają. Na dekolcie w kształ łódki pysznił się sznur czarnych pereł, takie same były w uszach lady Burke oraz spince podtrzymującej ciemne pukle. Udała się do wolnego stolika i usiadła, była chwilę przed czasem więc spokojnie czekała na klientkę.
Spotkania z klientami zwykle odbywały się na Nokturnie, ale bywali i tacy, którzy nie chcieli zapuszczać się w tamte rejony, a lady Burke w pełni to akceptowała i rozumiała.
Dlatego też na spotkanie z tą kobietą wybrała gustowny i przyjemny kącik w Pasażu, gdzie mogły usiąść i porozmawiać.
Zabrała ze sobą swoje szkice oraz projekty już wykonanych prac jakie zrobiła do tej pory. Jej portfolio powiększało się z każdym miesiącem, a teczka stawała się coraz grubsza. Z takiego obrotu spraw była bardzo zadowolona, bo zależało jej na rozwoju. Od kiedy znów stała się panną na wydaniu oddała się swojej pracy z ogromnym zaangażowaniem. Zdawała sobie sprawę, że musi inwestować w siebie, a lady Burke miała wielkie ambicje i dorównujący tej ambicji upór oraz samozaparcie. Między innymi dlatego nigdy nie odmawiała spotkań z klientami w innych miejscach i starała się zawsze pomóc w doborze najlepszego talizmanu. Cały swój czas teraz dzieliła pomiędzy realizacją zamówień a działalnością charytatywną i nauką czarnej magii i eliksirów. Wiedziała, że im lepiej pozna i zrozumie alchemie tym będzie jej łatwiej tworzyć kolejne talizmany. Umiejętność łączenia składników, tak bardzo delikatna była jej teraz niezwykle potrzebna. Na szczęście miała wokół siebie osoby, które były chętne ją wesprzeć i pomóc. Nie mogła narzekać na brak wsparcia i zrozumienia w dążeniu do zdobycia jeszcze większej wiedzy. Inna sprawa, że pociągała ją ta mroczna i zwykle postrzegana jako zbyt trudna i ciężka dla szlachcianki. To jednak jej nie odstraszało, wręcz przeciwnie niczym ćma do ognia lgnęła do niej.
Weszła do wybranej wcześniej kawiarni ubrana w elegancki szary płaszcza obszyty srebrnym lisem, zaraz jednak zdjęła odzienie wierzchnie pozostając w prostej, zebranej w talii granatowej sukni, obszytej delikatnym haftem przy dekolcie i mankietach. Strój podkreślał smukłą figurę lady Burke oraz jej pozycję społeczną. Nie potrzebowała diamentów i ekstrawaganckiej sukni by ta mówiła kogo przed sobą mają. Na dekolcie w kształ łódki pysznił się sznur czarnych pereł, takie same były w uszach lady Burke oraz spince podtrzymującej ciemne pukle. Udała się do wolnego stolika i usiadła, była chwilę przed czasem więc spokojnie czekała na klientkę.
May god have mercy on my enemies
'cause I won't
'cause I won't
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
To była z jej strony zachcianka. Jedna z wielu, bo Silke lubiła posiadać rzeczy ładne i ciągnęło ją do nich nieubłaganie, ale od kiedy oszczędności zaczęły się kurczyć, miała coraz mniej okazji do wydawania pieniędzy na rzeczy nie do końca potrzebne. Była teraz pracownikiem Ministerstwa, jej zadaniem było asystowanie politykowi, a nie tworzenie świstoklików i wykonywanie skomplikowanych obliczeń, ale i tak chciała sprawić sobie jakiś prezent. Jedyną osobą, która obdarowywała ją rzeczami, które naprawdę lubiła dostawać, był jej mąż. Dzisiaj miał status tylko i wyłącznie smutnego wspomnienia, więc Silke musiała nagradzać się nimi samodzielnie. Wybrała nagrodę za kolejny krok na drodze życia nie do końca rozważnie, ale pewnością, że otrzymanie go przyniesie jej naprawdę sporą satysfakcję. Szczególnie, że miała wykonać ją własnoręcznie Primrose Burke, a w umiejętności rodziny Burke nie przyszło wątpić nikomu, kogo znała. Spodziewała się wysokiej ceny, ale musiała iść w parze z jakością — nie mogła liczyć na nią oszczędzając, lub wybierając niesprawdzone miejsca. Zjawiła się na miejscu punktualnie, jakby specjalnie liczyła kroki, aby przekroczyć próg kawiarni dokładnie w tym momencie, kiedy wskazówki wiszącego na ścianie zegara pokazały umówioną godzinę spotkania. W porównaniu do lady Burke ubrała się dość skromnie. Nie była człowiekiem pozbawionym gustu, więc nie dało się odmówić jej szyku zarówno w doborze garderoby, jak i sposobie poruszania się, ale nie była ani nadprogramowo majętna, ani nie cieszyła się wyjątkowym statusem. Poza tym wpasowała się w rolę asystentki, kogoś z tła — już sama ozdobność czarnej, wsadzonej w spódnicę koszuli, którą dzisiaj założyła, była zbyt niestosowna aby mogła założyć ją do pracy, a że kryzys nie sprzyjał regularnym powiększaniu garderoby (poza tym — jej dziecko rosło, a ona nie żyła tylko jako ona i czasami musiała się za kogoś przebrać), Multon musiała przyzwyczaić się do wyglądania zwyczajnie, tak jak reszta klasy średniej. Bardzo tego nie lubiła.
Ściągnęła płaszcz i beret, a po odwieszeniu ich ruszyła spokojnym krokiem w stronę wybranego przez arystokratkę stolika. Znalazłszy się przed nią upewniła się, że jej obecność została zauważona, dopiero wtedy ukłoniła się lekko.
— Lady Burke — powiedziała jeszcze wpół zgięta. Była gotowa na wysunięcie dłoni w geście powitania, ale nie śmiała uczynić tego pierwsza. Ręce kobiety wciąż zakryte były długimi, czarnymi, jedwabnymi rękawiczkami. Oczywiście na moment potencjalnego uścisku ściągnęła jedną z tej ręki, którą chciała podać, ale zaraz po tym założyła ją znów. Najwyraźniej nie miała zamiaru ściągać ich nawet w pomieszczeniu, z tylko sobie znanego powodu. — Silke Multon — przedstawiła się — naprawdę rada jestem, że zdecydowała się Lady ze mną spotkać. — I pełna nadziei, że zlecenie zostanie przez Lady przyjęte — tego jednak nie dodała na głos. W skórzanej torebce przewieszonej przez ramię posiadała zakupione przez nią komponenty — byłaby zawiedziona, gdyby nie udało im się porozumieć. Wpierw jednak, nim się znów odezwała, usiadła na miejscu obok i poprawiła włosy, aby się o nie nie opierać.
— Skontaktowałam się z szanowną Lady, ponieważ poszukuję kogoś, kto wykona dla mnie talizman, który pomoże mi oczyścić umysł przy wykonywaniu obliczeń — których w gabinecie Rzecznika nie wykonywała zbyt wiele, ale zachcianka była przecież zachcianką, a ona wciąż mogła ruszyć badania porzucone przez Wilhelma. — Wyjątkowo zależy mi przy tym na jego estetyce. — Ostatnie słowo wypowiedziała tak, jakby chciała na nie wyjątkowo nacisnąć — nietrudno było się domyślić, że dla Silke przedmiot ten miał mieć nie tylko zastosowanie praktyczne, miał być przy tym ozdobą.
Ściągnęła płaszcz i beret, a po odwieszeniu ich ruszyła spokojnym krokiem w stronę wybranego przez arystokratkę stolika. Znalazłszy się przed nią upewniła się, że jej obecność została zauważona, dopiero wtedy ukłoniła się lekko.
— Lady Burke — powiedziała jeszcze wpół zgięta. Była gotowa na wysunięcie dłoni w geście powitania, ale nie śmiała uczynić tego pierwsza. Ręce kobiety wciąż zakryte były długimi, czarnymi, jedwabnymi rękawiczkami. Oczywiście na moment potencjalnego uścisku ściągnęła jedną z tej ręki, którą chciała podać, ale zaraz po tym założyła ją znów. Najwyraźniej nie miała zamiaru ściągać ich nawet w pomieszczeniu, z tylko sobie znanego powodu. — Silke Multon — przedstawiła się — naprawdę rada jestem, że zdecydowała się Lady ze mną spotkać. — I pełna nadziei, że zlecenie zostanie przez Lady przyjęte — tego jednak nie dodała na głos. W skórzanej torebce przewieszonej przez ramię posiadała zakupione przez nią komponenty — byłaby zawiedziona, gdyby nie udało im się porozumieć. Wpierw jednak, nim się znów odezwała, usiadła na miejscu obok i poprawiła włosy, aby się o nie nie opierać.
— Skontaktowałam się z szanowną Lady, ponieważ poszukuję kogoś, kto wykona dla mnie talizman, który pomoże mi oczyścić umysł przy wykonywaniu obliczeń — których w gabinecie Rzecznika nie wykonywała zbyt wiele, ale zachcianka była przecież zachcianką, a ona wciąż mogła ruszyć badania porzucone przez Wilhelma. — Wyjątkowo zależy mi przy tym na jego estetyce. — Ostatnie słowo wypowiedziała tak, jakby chciała na nie wyjątkowo nacisnąć — nietrudno było się domyślić, że dla Silke przedmiot ten miał mieć nie tylko zastosowanie praktyczne, miał być przy tym ozdobą.
if cats looked like frogs we'd realize what nasty, cruel little bastards they are. style. that's what people remember
motyw
motyw
Silke Multon
Zawód : Asystentka Sallowa, badaczka, numerolożka
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
The truth may be out there, but the lies are inside your head.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Nieaktywni
Wstała na widok kobiety i podała jej dłoń na powitanie.
-Dzień dobry, pani Multon. Primrose Burke. - Przywitała się uściskiem dłoni pewnym, ale nie miażdżącym, a świadczącym o tym, że czarownica ma przed sobą pewną siebie młodą wytwórczynię talizmanów. Kiedy zajęły miejsca przy stoliku zaraz pojawiła się obsługa podająca kartę menu. Nie mieli wiele do zaoferowania, wojna na wszystkich odcisnęła swoje piętno, więc wybór był dość ograniczony. Primrose zamówiła herbatę oraz parę biszkoptów do niej i talerzy powideł owocowych. Poczekała aż zamówienie złoży też klientka, a kiedy na powrót zostały same zwróciła się do niej. -Oczywiście, proszę zdradzić coś więcej. Czego pani poszukuje?
Z tymi słowami wyciągnęła swój notatnik i zaczęła zapisywać hasłowo to czego potrzebuje kobieta. Ucieszyła się, że doskonale wiedziała czego poszukuje i po co właściwie przyszła do lady Burke.
-Rozumiem. - Pokiwała głową odkładając pióro na bok. -Chce pani zamówić talizman zwany runą otwartego umysłu czy otwartego oka a może runa nieskończonej liczby? - Wolała jeszcze doprecyzować, bo każda z nich pasowała do ogólnego opisu jaki przedstawiła jej pani Multon. Była ciekawa jakie relacje rodzinne łączą ją z Elvirą Multon, która też ostatnio zamawiała u niej kolejne talizmany. Słysząc zaś o estetyce na jej twarzy pojawił się delikatny, wyćwiczony uśmiech, który wydawał się być całkowicie naturalny, a jednak pozostawał tym z rodzaju profesjonalnych. Sięgnęła niespiesznie po szkice oraz projekty.
-Co dokładnie panią interesuje? - Zapytała podając kobiecie teczkę ze szkicami. -Myślała pani o formie? Wisior, broszka, zapinka, szpila do włosów, pierścień? - Większość klientów chciała aby talizman był swego rodzaju ozdobą więc Primrose szkolił się w złotnictwie i coraz częściej korzystała z własnej wyobraźni i wzorów a nie gotowych odlewów, które zamówiła jakiś czas temu. Ostatnio odlew był tylko dla niej bazą, a całe dodatki i zdobienia zrobiła z głowy. Bardzo była zadowolona z ćmy wykonanej dla Elviry Multon oraz szpili do włosów dla Evandry. Była ciekawa co też zamówiła jej nowa klientka.
-Dzień dobry, pani Multon. Primrose Burke. - Przywitała się uściskiem dłoni pewnym, ale nie miażdżącym, a świadczącym o tym, że czarownica ma przed sobą pewną siebie młodą wytwórczynię talizmanów. Kiedy zajęły miejsca przy stoliku zaraz pojawiła się obsługa podająca kartę menu. Nie mieli wiele do zaoferowania, wojna na wszystkich odcisnęła swoje piętno, więc wybór był dość ograniczony. Primrose zamówiła herbatę oraz parę biszkoptów do niej i talerzy powideł owocowych. Poczekała aż zamówienie złoży też klientka, a kiedy na powrót zostały same zwróciła się do niej. -Oczywiście, proszę zdradzić coś więcej. Czego pani poszukuje?
Z tymi słowami wyciągnęła swój notatnik i zaczęła zapisywać hasłowo to czego potrzebuje kobieta. Ucieszyła się, że doskonale wiedziała czego poszukuje i po co właściwie przyszła do lady Burke.
-Rozumiem. - Pokiwała głową odkładając pióro na bok. -Chce pani zamówić talizman zwany runą otwartego umysłu czy otwartego oka a może runa nieskończonej liczby? - Wolała jeszcze doprecyzować, bo każda z nich pasowała do ogólnego opisu jaki przedstawiła jej pani Multon. Była ciekawa jakie relacje rodzinne łączą ją z Elvirą Multon, która też ostatnio zamawiała u niej kolejne talizmany. Słysząc zaś o estetyce na jej twarzy pojawił się delikatny, wyćwiczony uśmiech, który wydawał się być całkowicie naturalny, a jednak pozostawał tym z rodzaju profesjonalnych. Sięgnęła niespiesznie po szkice oraz projekty.
-Co dokładnie panią interesuje? - Zapytała podając kobiecie teczkę ze szkicami. -Myślała pani o formie? Wisior, broszka, zapinka, szpila do włosów, pierścień? - Większość klientów chciała aby talizman był swego rodzaju ozdobą więc Primrose szkolił się w złotnictwie i coraz częściej korzystała z własnej wyobraźni i wzorów a nie gotowych odlewów, które zamówiła jakiś czas temu. Ostatnio odlew był tylko dla niej bazą, a całe dodatki i zdobienia zrobiła z głowy. Bardzo była zadowolona z ćmy wykonanej dla Elviry Multon oraz szpili do włosów dla Evandry. Była ciekawa co też zamówiła jej nowa klientka.
May god have mercy on my enemies
'cause I won't
'cause I won't
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Obserwowała ruchy witającej się z nią i siadające naprzeciwko arystokratki z wyraźnym zaciekawieniem. Nie przywykła do tego. Nie do uprzejmości oczywiście, ale do takiej dawki… jak to w ogóle nazwać? Samodzielności? Znane jej panie z dobrych domów rzadko poruszały się gdziekolwiek bez towarzyszącej im służącej, tutaj jednak takowej nie dostrzegła, a przynajmniej nie w zasięgu wzroku. Musiała zapewne siedzieć gdzieś daleko? Albo po prostu Silke przywykła do innych standardów. W końcu niewiele znała dam, które zajmowały się jakąkolwiek pracą wykraczającą poza zwykłe hobby. Odetta pomagała w rodzinnym Domu Mody, ale pomagała było tu słowem, na które trzeba było postawić nacisk. Primrose, poza niebywałą elegancją ruchów, zdawała się (przynajmniej na pierwszy rzut oka, ale przecież pierwsze wrażenie było ważne) budować swój wizerunek jako kobiety uzdolnionej, silnej i kompetentnej. To sprawiło, że Multon była jej coraz ciekawsza — chciała wiedzieć więcej o tym kim Burke była, co tworzyła i jaką pozycję zajmowała.
— Chodzi konkretnie o runę nieskończonej liczby — powiedziała spokojnie, wpatrując się w oblicze runistki wyraźnie oczarowana jej prezencją. Możliwe, że powinna to zainteresowanie w jakiś sposób ukryć, ale nie zrobiła tego.
— Szczerze mówiąc zastanawiałam się nad broszką — ale to głównie dlatego, że Multon nie znała się zupełnie na tworzeniu talizmanów i nie potrafiła spojrzeć na to szerzej — ale kiedy powiedziała Lady szpila do włosów… — Widać było, jak ta koncepcja momentalnie rozświetla jej oczy. Usiadła wygodniej, chwytając za przekazaną jej teczkę, ale przeglądając szkice znalazła się na moment gdzieś daleko we własnej wyobraźni. Ozdoba do włosów była elegancka. Pasowała do pracy przy biurku, bo wtedy też zwykła upinać je wysoko, aby nie przeszkadzały przy pisaniu. Gdyby pomyślała o tym wcześniej i (co chyba ważniejsze) wiedziała o tym, że umieszczenie runy na ozdobie do włosów było możliwe, najprawdopodobniej nie rozważałaby w ogóle innych opcji.
— Przyznam, że taka szpila lub o ile potrafiłaby Lady takową wykonać — duża spinka, która mogłaby utrzymać moje włosy — a były długie i gęste — wymagałoby to na pewno solidnej konstrukcji — przemawiają do mnie o wiele bardziej niż broszka… — mówiła, przeglądając szkice. — Nie miałam jednak pojęcia, że można umieścić runę na takiej ozdobie — przyznała — i jest to dla mnie lekkim zaskoczeniem. Pozytywnym, rzecz jasna.
— Chodzi konkretnie o runę nieskończonej liczby — powiedziała spokojnie, wpatrując się w oblicze runistki wyraźnie oczarowana jej prezencją. Możliwe, że powinna to zainteresowanie w jakiś sposób ukryć, ale nie zrobiła tego.
— Szczerze mówiąc zastanawiałam się nad broszką — ale to głównie dlatego, że Multon nie znała się zupełnie na tworzeniu talizmanów i nie potrafiła spojrzeć na to szerzej — ale kiedy powiedziała Lady szpila do włosów… — Widać było, jak ta koncepcja momentalnie rozświetla jej oczy. Usiadła wygodniej, chwytając za przekazaną jej teczkę, ale przeglądając szkice znalazła się na moment gdzieś daleko we własnej wyobraźni. Ozdoba do włosów była elegancka. Pasowała do pracy przy biurku, bo wtedy też zwykła upinać je wysoko, aby nie przeszkadzały przy pisaniu. Gdyby pomyślała o tym wcześniej i (co chyba ważniejsze) wiedziała o tym, że umieszczenie runy na ozdobie do włosów było możliwe, najprawdopodobniej nie rozważałaby w ogóle innych opcji.
— Przyznam, że taka szpila lub o ile potrafiłaby Lady takową wykonać — duża spinka, która mogłaby utrzymać moje włosy — a były długie i gęste — wymagałoby to na pewno solidnej konstrukcji — przemawiają do mnie o wiele bardziej niż broszka… — mówiła, przeglądając szkice. — Nie miałam jednak pojęcia, że można umieścić runę na takiej ozdobie — przyznała — i jest to dla mnie lekkim zaskoczeniem. Pozytywnym, rzecz jasna.
if cats looked like frogs we'd realize what nasty, cruel little bastards they are. style. that's what people remember
motyw
motyw
Silke Multon
Zawód : Asystentka Sallowa, badaczka, numerolożka
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
The truth may be out there, but the lies are inside your head.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Nieaktywni
Po ulicy Pokątnej Primrose praktycznie poruszała się bez służby, czasami towarzyszył jej skrzat domowy, ale nie tym razem. Maczek miał inne obowiązki więc Prim jedynie opuściła sklep na Nokturnie i udała się na spotkanie z panią Multon. Teraz siedząc wraz z nią w kawiarni zbierała cały wywiad na temat tego czego klienta poszukuje czy też potrzebuje.
-Zatem runa nieskończonej liczby. - Zanotowała i ponownie spojrzała na czarownicę szaro zielonymi oczami i kontynuoowała. - Talizmany zawsze warto zabezpieczyć odpowiednią runą, która wzmacnia jego działanie lub też pieczętuje i zamyka w przedmiocie, w którym talizman jest umieszczony. W pani przypadku sugeruję Nauthiz. Runa, który symbolizuje cierpliwość i wytrwałość. - Sięgnęła po czystą kartkę i napisała na niej kształt rzeczonej runy, jedna kreska prosta, a druga przecinała ją pod kątem. - Symbol runy przedstawia dwa drewna pocierane w celu rozniecenia ognia.
Przesunęła w stronę Silke rozrysowaną runę na kartce i dała jej chwilę z zapoznaniem się z nią oraz tym co symbolizuje. Primrose zgłębiała tajniki run od kiedy tylko pamiętała i wiedziała, że jeszcze sporo tajemnic one w sobie kryją. Miała nadzieję, że kiedyś uda się jej odkryć je wszystkie, a być może pewnego dnia skonstruuje własny talizman, stworzyć coś całkowicie nowego zainspirowana właśnie runami.
-Szpila do włosów, w takim razie… proszę zobaczyć te projekty. - Podpowiedziała czarownicy wskazując na konkretne szkice, w tym ten wykonany dla lady Rosier, posiadający różane płatki oraz główki różyczek, a na płatkach spoczywały trzy diamenty niczym krople rosy. Była z tego projektu bardzo dumna, choć spędzał jej sen z powiek. Każda szpila była inna, jedne miały zdobienie w formie półksiężyca, inne kwiatowe, a jeszcze jedna przyjęła kształt zwierząt.
-Mogę dla pani przygotować coś specjalnie pasującego bezpośrednio do pani. - Była przygotowana aby na miejscu zacząć szkicować i opracowywać z klientką całe zamówienie. W tym momencie przyszła również obsługa kawiarni stawiając na stoliku herbaty, filiżanki oraz łakocie. Primrose ujęła filiżankę wraz ze spodeczkiem i ostrożnie upiła łyk ciepłej herbaty. Zima dawała się we znaki więc z wielką przyjemnością się rozgrzała bursztynowym płynem.
-Zatem runa nieskończonej liczby. - Zanotowała i ponownie spojrzała na czarownicę szaro zielonymi oczami i kontynuoowała. - Talizmany zawsze warto zabezpieczyć odpowiednią runą, która wzmacnia jego działanie lub też pieczętuje i zamyka w przedmiocie, w którym talizman jest umieszczony. W pani przypadku sugeruję Nauthiz. Runa, który symbolizuje cierpliwość i wytrwałość. - Sięgnęła po czystą kartkę i napisała na niej kształt rzeczonej runy, jedna kreska prosta, a druga przecinała ją pod kątem. - Symbol runy przedstawia dwa drewna pocierane w celu rozniecenia ognia.
Przesunęła w stronę Silke rozrysowaną runę na kartce i dała jej chwilę z zapoznaniem się z nią oraz tym co symbolizuje. Primrose zgłębiała tajniki run od kiedy tylko pamiętała i wiedziała, że jeszcze sporo tajemnic one w sobie kryją. Miała nadzieję, że kiedyś uda się jej odkryć je wszystkie, a być może pewnego dnia skonstruuje własny talizman, stworzyć coś całkowicie nowego zainspirowana właśnie runami.
-Szpila do włosów, w takim razie… proszę zobaczyć te projekty. - Podpowiedziała czarownicy wskazując na konkretne szkice, w tym ten wykonany dla lady Rosier, posiadający różane płatki oraz główki różyczek, a na płatkach spoczywały trzy diamenty niczym krople rosy. Była z tego projektu bardzo dumna, choć spędzał jej sen z powiek. Każda szpila była inna, jedne miały zdobienie w formie półksiężyca, inne kwiatowe, a jeszcze jedna przyjęła kształt zwierząt.
-Mogę dla pani przygotować coś specjalnie pasującego bezpośrednio do pani. - Była przygotowana aby na miejscu zacząć szkicować i opracowywać z klientką całe zamówienie. W tym momencie przyszła również obsługa kawiarni stawiając na stoliku herbaty, filiżanki oraz łakocie. Primrose ujęła filiżankę wraz ze spodeczkiem i ostrożnie upiła łyk ciepłej herbaty. Zima dawała się we znaki więc z wielką przyjemnością się rozgrzała bursztynowym płynem.
May god have mercy on my enemies
'cause I won't
'cause I won't
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Mogła to sobie wyobrazić. To, jak zakłada fartuch i siada przy biurku, a następnie wyciąga z jego kieszeni szpilę, którą upina włosy przed rozpoczęciem pracy. Zaraz po jej zakończeniu wyciąga ją i potrząsa głową, pozwalając grubym pasmom opaść na zmęczone od pochylania się nad blatem szyję i ramiona. To było ciekawe. Dodawało jej trochę świeżości. Szpila do włosów mogła dodać jej trochę charakteru — byłaby tą owianą mgiełką tajemniczości numerolożką, która zakłada ją żeby się skupić. Wykonując jakieś zlecenia w terenie mogłaby zagrać nieco mimiką. Oh tak, Silke jest teraz taka skupiona. Ciekawe o czym myśli? Myślałaby pewnie o tym, co zje dzisiaj na obiad, bo jak zawsze umierała z głodu (Wieczna dieta nie oszczędza, ale nie mogła pozwolić sobie na choćby jeden nadprogramowy kilogram, bo jeszcze ktoś by na nią krzywo spojrzał. I tak, zdawała sobie sprawę z tego, jak absurdalne to było w dobie kryzysu ekonomicznego, kiedy to biedacy z desperacji częstowali się zupą reklamowaną jako „zupa z trupa”.), ale na szczęście nikt nie musiał o tym wiedzieć. Tak samo jak Primrose nie musiała wiedzieć o tym, jak dziecinne przemyślenia przepływały przez głowę siedzącej naprzeciw niej kobiety o kamiennej twarzy.
Skinęła głową.
— Cudownie — powiedziała. Czy tak się bezpiecznie odpowiadało, kiedy nie miało się zielonego pojęcia o tym co mówi druga strona? Naprawdę nie rozumiała konstrukcji talizmanów. Runy. Potrafiła otworzyć książkę na odpowiedniej stronie, kiedy akurat były jej do czegoś potrzebne, ale tak ogólnie, to… znała się głównie na modzie i liczbach. Potrafiła też całkiem uważnie czytać i robić zakupy, inaczej przyszłaby tu zapewne z pustymi rękoma.
Zawiesiła wzrok na wskazanych jej rysunkach.
— Podobają mi się — stwierdziła zgodnie z prawdą. Silke wydawało się jednak, że sama nie pasowała do czegoś tak… nietypowego kształtem?
— Wolałabym jednak aby ta ozdoba była prostsza. Delikatna. Lubię błękit, srebro i złoto, perły, ale… nic związanego ani kojarzącego się z morzem — motywy marynistyczne były obrzydliwe. Dotykając czegoś, co miałoby przyjmować kształt jakiegoś koralowca, albo czegokolwiek oślizgłego, przy każdym spojrzeniu musiałaby walczyć z konwulsjami obrzydzenia. Podobnie było z projektami nadającymi im zwierzęce kształty — potrafiła docenić rozwijające się zdolności rysunkowe lady Burke, ale jednocześnie tak niesamowicie nie znosiła zwierząt… — Jedynym czego jestem pewna jest to, że nie chcę aby kojarzyła się z czymkolwiek konkretnym. Może przywodzić coś na myśl, ale niech to nie będzie oczywiste. Czy nie mieszam? Rozsądnie pewnie byłoby przyjść tutaj z jakąś wizją, ale nie przewidziałam, że tak szybko zmienię zdanie co do formy.
Skinęła głową.
— Cudownie — powiedziała. Czy tak się bezpiecznie odpowiadało, kiedy nie miało się zielonego pojęcia o tym co mówi druga strona? Naprawdę nie rozumiała konstrukcji talizmanów. Runy. Potrafiła otworzyć książkę na odpowiedniej stronie, kiedy akurat były jej do czegoś potrzebne, ale tak ogólnie, to… znała się głównie na modzie i liczbach. Potrafiła też całkiem uważnie czytać i robić zakupy, inaczej przyszłaby tu zapewne z pustymi rękoma.
Zawiesiła wzrok na wskazanych jej rysunkach.
— Podobają mi się — stwierdziła zgodnie z prawdą. Silke wydawało się jednak, że sama nie pasowała do czegoś tak… nietypowego kształtem?
— Wolałabym jednak aby ta ozdoba była prostsza. Delikatna. Lubię błękit, srebro i złoto, perły, ale… nic związanego ani kojarzącego się z morzem — motywy marynistyczne były obrzydliwe. Dotykając czegoś, co miałoby przyjmować kształt jakiegoś koralowca, albo czegokolwiek oślizgłego, przy każdym spojrzeniu musiałaby walczyć z konwulsjami obrzydzenia. Podobnie było z projektami nadającymi im zwierzęce kształty — potrafiła docenić rozwijające się zdolności rysunkowe lady Burke, ale jednocześnie tak niesamowicie nie znosiła zwierząt… — Jedynym czego jestem pewna jest to, że nie chcę aby kojarzyła się z czymkolwiek konkretnym. Może przywodzić coś na myśl, ale niech to nie będzie oczywiste. Czy nie mieszam? Rozsądnie pewnie byłoby przyjść tutaj z jakąś wizją, ale nie przewidziałam, że tak szybko zmienię zdanie co do formy.
if cats looked like frogs we'd realize what nasty, cruel little bastards they are. style. that's what people remember
motyw
motyw
Silke Multon
Zawód : Asystentka Sallowa, badaczka, numerolożka
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
The truth may be out there, but the lies are inside your head.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Nieaktywni
Starała się nigdy nie oceniać swoich klientów, ale wyobrażanie sobie jak noszą rzecz jaką wykonała była bardzo dobra strategią. Osoba taka widziała siebie i tego jak korzysta z amuletu, który nie dość, że chronił to jeszcze stanowił ozdobę, a te były pożądane w czasie wojny jeszcze bardziej niż w okresie pokoju. Pokazała kobiecie swoje szkice i wykonane pracę oczekując w spokoju na informacje co wpadnie jej w oko. Upiła herbaty i wyjrzała przez okno niespiesznie delektując się chwilą ciszy i zadumy, bo taka atmosfera zawsze towarzyszyła przy wyborze jak dokładnie ma być wykonany amulet. Nie należało nikogo pospieszać, to była niezwykle istotna decyzja a one miały czas.
-Błękit, srebro, złoto i perły ale nic marynistycznego. – Powtórzyła za Silke wiedząc już po tych słowach, że ma przed sobą wyzwanie. Kobieta wymieniła wszystko to co wiąże się z morzem, a jednocześnie nie chciała aby amulet do tego nawiązywał. Kolejne za słowa nie ułatwiły lady Burke zdecydowania co naszkicować celem przedstawienia pierwszej wizji. –Nic nie szkodzi. To naturalne, że kiedy omówi się założenia wizja wyglądu amuletu może się diametralnie zmienić. – Zapewniła ze spokojem panią Multon, po czym sięgnęła po ołówek by zacząć tworzyć szkic potencjalnej szpili do włosów. Uznała, że najprostsza forma może okazać się najlepsza w tym wypadku, wystarczyło parę ruchów nadgarstka, aby powstał projekt zamówienia. Pokazała go kobiecie – sama szpila była lekko falowana, a nie całkowicie prosta jak w klasycznym układzie bywało. Góra zaś stanowiła swego rodzaju koszyczek stworzony z ażurowego zdobienia, w którym na szycie była umieszczona perła. – Sugeruję więc połączenie czystego złota i perły, która to stanowiłaby największa ozdobę. Perła zaś nie wymaga wielkiej oprawy aby nie została przytłoczona.
Wyjaśniła po krótce swoją propozycję i spojrzała teraz wyczekująco na Multon, ta musiała określić czy Primrose wcelowała się w wyobrażenie Silke czy jednak są pewne kwestie, które należy doprecyzować, zwłaszcza w sytuacji, w której klient sam do końca nie wie czego dokładnie oczekuje i jaką ma pełną wizję zamówienia. Należało być dokładnym, ale na sam koniec pani Multon była zadowolona z otrzymanego amuletu. Dokładność i precyzja była mocno wpisane w ten zawód, a sama lady Burke pedantycznie podchodziła do swojej pracy.
-Błękit, srebro, złoto i perły ale nic marynistycznego. – Powtórzyła za Silke wiedząc już po tych słowach, że ma przed sobą wyzwanie. Kobieta wymieniła wszystko to co wiąże się z morzem, a jednocześnie nie chciała aby amulet do tego nawiązywał. Kolejne za słowa nie ułatwiły lady Burke zdecydowania co naszkicować celem przedstawienia pierwszej wizji. –Nic nie szkodzi. To naturalne, że kiedy omówi się założenia wizja wyglądu amuletu może się diametralnie zmienić. – Zapewniła ze spokojem panią Multon, po czym sięgnęła po ołówek by zacząć tworzyć szkic potencjalnej szpili do włosów. Uznała, że najprostsza forma może okazać się najlepsza w tym wypadku, wystarczyło parę ruchów nadgarstka, aby powstał projekt zamówienia. Pokazała go kobiecie – sama szpila była lekko falowana, a nie całkowicie prosta jak w klasycznym układzie bywało. Góra zaś stanowiła swego rodzaju koszyczek stworzony z ażurowego zdobienia, w którym na szycie była umieszczona perła. – Sugeruję więc połączenie czystego złota i perły, która to stanowiłaby największa ozdobę. Perła zaś nie wymaga wielkiej oprawy aby nie została przytłoczona.
Wyjaśniła po krótce swoją propozycję i spojrzała teraz wyczekująco na Multon, ta musiała określić czy Primrose wcelowała się w wyobrażenie Silke czy jednak są pewne kwestie, które należy doprecyzować, zwłaszcza w sytuacji, w której klient sam do końca nie wie czego dokładnie oczekuje i jaką ma pełną wizję zamówienia. Należało być dokładnym, ale na sam koniec pani Multon była zadowolona z otrzymanego amuletu. Dokładność i precyzja była mocno wpisane w ten zawód, a sama lady Burke pedantycznie podchodziła do swojej pracy.
May god have mercy on my enemies
'cause I won't
'cause I won't
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Życie byłoby o wiele łatwiejsze gdyby Silke mogła kupić sobie więcej niż jedną ozdóbkę. Bo prace Primrose były ładne. Nie mogła nosić przy sobie więcej niż jednego talizmanu, ale mogłaby nosić niezliczone ilości ozdób. Kiedy jeszcze żył jej mąż, prezentował jej takie rzeczy regularnie. Dzisiaj, kiedy przyszło jej utrzymywać się samodzielnie (no dobra — spójrzmy prawdzie w oczy — pomagała jej rodzina), musiała podchodzić do takich rzeczy z rozwagą. Dobrze, że obchodzenie świąt i urodzin było czymś realnym, bo dzięki temu miała jakiś pretekst, żeby zrobić coś dla siebie. Bez tego jej głowa przestałaby działać już dawno.
— Otóż to — powiedziała za nią. Nie miała pojęcia, że przekreślenie motywów marynistycznych było w jakikolwiek sposób kłopotliwe, ale zdania nie zmieniłaby tak czy siak. Nie nosiłaby szpili, która sugerowałaby w jakikolwiek sposób, że coś może być jej pasją. „Oh, piękna spinka, ty też uwielbiasz morze?” Czy istniało cokolwiek, co mogłoby zdenerwować ją bardziej? No tak, koty... Ale to już nie było ważne. Tym razem Primrose strzeliła w dziesiątkę. Prostota i brak jakichkolwiek skojarzeń były w przypadku Silke czymś koniecznym. Oczywiście przedmiot nie mógł wyglądać biednie, bo wtedy nigdy nie wyszłaby w nim z domu, a wtedy uczynienie go talizmanem mijało się z celem, ale nie mógł też być tandetny, chociaż Silke wielokrotnie udowodniła, że rozumiała to słowo nieco inaczej niż reszta społeczeństwa.
— Oh, jak szybko — aż tak szybko! Ale zaskoczenie, jakim ją obdarowała, było niewątpliwie pozytywne — spodziewała się naprawdę długiego czasu oczekiwania na jakiekolwiek słowa z jej strony. Być może nie doceniała artystów tak bardzo jak powinna... Zawsze wydawało jej się, że ślęczą nad jedną kreską godzinami, a kiedy już ją wreszcie namalują, to zaczynają ją chaotycznie ścierać, bo wyszła krzywo.
— Ma Lady naprawdę wyćwiczoną rękę — przyznała, chociaż chyba nie na komplementach jej teraz zależało, tylko na opinii, czy trafiało to w gusta Silke. — Podoba mi się ta forma — dodała wreszcie. Nie miała też żadnych uwag, a tym samym zatwierdziła pokazany jej szkic. Liczyła na to, że efekt końcowy będzie równie zadowalający, ale nie spodziewała się też niczego innego — Lady Burke zrobiła na niej dobre wrażenie.
— Otóż to — powiedziała za nią. Nie miała pojęcia, że przekreślenie motywów marynistycznych było w jakikolwiek sposób kłopotliwe, ale zdania nie zmieniłaby tak czy siak. Nie nosiłaby szpili, która sugerowałaby w jakikolwiek sposób, że coś może być jej pasją. „Oh, piękna spinka, ty też uwielbiasz morze?” Czy istniało cokolwiek, co mogłoby zdenerwować ją bardziej? No tak, koty... Ale to już nie było ważne. Tym razem Primrose strzeliła w dziesiątkę. Prostota i brak jakichkolwiek skojarzeń były w przypadku Silke czymś koniecznym. Oczywiście przedmiot nie mógł wyglądać biednie, bo wtedy nigdy nie wyszłaby w nim z domu, a wtedy uczynienie go talizmanem mijało się z celem, ale nie mógł też być tandetny, chociaż Silke wielokrotnie udowodniła, że rozumiała to słowo nieco inaczej niż reszta społeczeństwa.
— Oh, jak szybko — aż tak szybko! Ale zaskoczenie, jakim ją obdarowała, było niewątpliwie pozytywne — spodziewała się naprawdę długiego czasu oczekiwania na jakiekolwiek słowa z jej strony. Być może nie doceniała artystów tak bardzo jak powinna... Zawsze wydawało jej się, że ślęczą nad jedną kreską godzinami, a kiedy już ją wreszcie namalują, to zaczynają ją chaotycznie ścierać, bo wyszła krzywo.
— Ma Lady naprawdę wyćwiczoną rękę — przyznała, chociaż chyba nie na komplementach jej teraz zależało, tylko na opinii, czy trafiało to w gusta Silke. — Podoba mi się ta forma — dodała wreszcie. Nie miała też żadnych uwag, a tym samym zatwierdziła pokazany jej szkic. Liczyła na to, że efekt końcowy będzie równie zadowalający, ale nie spodziewała się też niczego innego — Lady Burke zrobiła na niej dobre wrażenie.
if cats looked like frogs we'd realize what nasty, cruel little bastards they are. style. that's what people remember
motyw
motyw
Silke Multon
Zawód : Asystentka Sallowa, badaczka, numerolożka
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
The truth may be out there, but the lies are inside your head.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Nieaktywni
Pasaż Laverne de Montmorency
Szybka odpowiedź