Łazienka
Strona 2 z 14 • 1, 2, 3 ... 8 ... 14
AutorWiadomość
First topic message reminder :
W tej lokacji obowiązuje bonus do rzutu kością w wysokości +5 dla Zakonników i +10 dla Gwardzistów.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Łazienka
Łazienki w szpitalu Św. Munga z powodu wiecznie trwającego remontu oraz problemów z kanalizacją są wspólne dla mężczyzn i kobiet. Znajdują się tam dwa spore pomieszczenia oddzielone drzwiami pomalowanych łuszczącą się ze starości białą farbą. Posadzka jest zimna, kamienna, zaś ściany wilgotne od cieknących rur, których nikt nie ma czasu naprawić. Jedno z pomieszczeń służy jako pokój kąpielowy. Znajduje się tam rząd ciasnych pryszniców, odgrodzonych od siebie zaledwie ceratową zasłonką. W drugim pomieszczeniu znalazły się poobtłukiwane zlewy, z dyfuzorami, w których próżno szukać mydła oraz kilka kabin z toaletami, czystymi, choć pozostawionymi w równie opłakanym stanie jak większość wyposażenia.
W tej lokacji obowiązuje bonus do rzutu kością w wysokości +5 dla Zakonników i +10 dla Gwardzistów.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 18.02.19 8:24, w całości zmieniany 1 raz
Horatio. Czas stop. Zaczął biec zbyt szybko, gnać jak spłoszony ogier na polowaniu, mknąć jak pociąg, nie bacząc na wiatr, co w tym pędzie trzaskał policzki, jak uderzenia z otwartej dłoni. Wpierw metodyczne, równe, z krótkim plaskiem, a potem wypełnione gniewem, złością, chaotyczne, pełne dzikich emocji, coraz mocniejsze. Musiał się zatrzymać. Musiał przystanąć na moment, aby po raz pierwszy obejrzeć się za siebie, uspokoić z rodzącej się w nim złości, która miała potencjał zmienić się lada moment w morderczą furię, jakby zbyt długo był spokojny, a teraz musiał dać upust temu wszystkiemu, wyrzucić z siebie to błoto, oczyścić wnętrze, które stało się nieczyste. Zaczęło się źle dziać. Nie tak to sobie zaplanował, nie w taki sposób miały biec zdarzenia — dlaczego tego nie przewidział, dlaczego nie przeczuwał, że to nadchodzi, przystaje na wycieraczce, aż w końcu bez pukania wchodzi do środka. Dlaczego jej nie docenił, dlaczego sądził, że nigdy nie odważy się działać przeciwko niemu? Zlekceważył ją. I popełnił błąd. Którego świadomość dotknęła go bardziej niż konsekwencje, które go dotknęły. To, na co pracował latami, do czego dążył i czym pysznie i arogancko chełpił się w ostatnim czasie wyciekało mu przez ręce. Musiał się zatrzymać, by się przyjrzeć wszystkiemu, co uczynił i poprawić wszystko to, co dziś nazywał niedopatrzeniem.
Nie był w dobrym humorze, lecz emocje już opadły. Całkowicie. Wyzbył się ich dziś, zastępując odbijające się echo dziwnych wrażeń i doznań chłodną kalkulacją. To przez kobietę opuścił gardę. To przez kobietę stal się lekkomyślny i nieuważny, koncentrując swoje myśli w miejscach, do których nie powinien wracać we wspomnieniach. Musiał na nowo odnaleźć siłę i zimny spokój. Wyłonił się z mgły, nieopodal witryny przez którą znów wiodło wejście do Munga. Po raz kolejny pojawił się w tym miejscu. Po dwukrotnym sukcesie przyszła pora na trzeci, co do tego nie miał wątpliwości. Lekko stawiając kroki, cicho i prawie podstępnie dotarł do Magnusa, nie zwracając na siebie uwagi, omijając zakazy i nakazy ostrożności. Ciemne szaty okrywała czarna, matowa peleryna, której kaptur zwisał na plecach luźno. W kieszeni, prócz fiolki z veritaserum i czuwającym strażnikiem miał też maskę śmierciożercy. Różdżkę już trzymał w dłoni, ukrytą pod materiałem i puszczoną wzdłuż strzelistej sylwetki. Pominął pełne kurtuazji powitania, grzeczne słowa. Rosier próbował go wychować jak szlachcica, ale nigdy mu się to nie udało. Nawet jeśli wyniósł z jego nauk wiedzę nie stosował jej nader często. I dziś nie było takowej konieczności. Pierwsze słowa Magnusa przyjął bez lekceważenia, zwracając ku niemu głowę, obdarzając go spojrzeniem. Kolejne zaś mimowolnie odbiły się w jego szarych, lodowych oczach. Bycie przyzwoitym kłamcą powstrzymało zdumienie wyrażone w mięśniach mimicznych i zbyt gwałtownych ruchach, które zdradziłyby jego wrażenia. Ale nie udało mu się powstrzymać naturalnej reakcji organizmu. Źrenice zwiększyły się gwałtownie na znak zainteresowania i niepokoju. Nie miał pojęcia o czym mówił.
Zbył go milczeniem, szybko odwracając głowę. I nie zamierzał w odwecie pytać o samopoczucie jego żony, by nie rozpalił się na myśl, że trafił w jakiś punkt, którego należało się trzymać uparcie.Przeanalizuje jego słowa później, wypyta go o wszystko.
— Badania przebiegają dobrze — poinformował go w zamian, kierując się z nim do łazienki. — Jesteśmy o krok od przełomu — był pewien, że się uda, że będą w stanie uczynić z dzieci obskurodzicieli. Jeśli nie wszystkie, to przynajmniej jedno z nich.
Na widok kaftana zatrzymał się i wyciągnął różdżkę przed siebie, ale Magnus zareagował błyskawicznie i skutecznie obezwładnił zaczarowany materiał, który z pewnością — spętałby ich i unieruchomił, o ile nie zadusił przypadkiem. Skupił się na tym miejscu.
— To tutaj — ocenił, doskonale wyczuwając siłę i kierunek magii, która tu szalała. Ta łazienka pełna była zaburzeń, było tu niebezpiecznie, ale musieli okiełznać ten żywioł. Mógł nie być już niewymownym Departamentu Tajemnic, ale pozostawał świetnym numerologiem. Niestabilna energia będzie wymagać od nich sporo wysiłku.
— Magicus extremos — wyszeptał, unosząc różdżkę lekko.
Nie był w dobrym humorze, lecz emocje już opadły. Całkowicie. Wyzbył się ich dziś, zastępując odbijające się echo dziwnych wrażeń i doznań chłodną kalkulacją. To przez kobietę opuścił gardę. To przez kobietę stal się lekkomyślny i nieuważny, koncentrując swoje myśli w miejscach, do których nie powinien wracać we wspomnieniach. Musiał na nowo odnaleźć siłę i zimny spokój. Wyłonił się z mgły, nieopodal witryny przez którą znów wiodło wejście do Munga. Po raz kolejny pojawił się w tym miejscu. Po dwukrotnym sukcesie przyszła pora na trzeci, co do tego nie miał wątpliwości. Lekko stawiając kroki, cicho i prawie podstępnie dotarł do Magnusa, nie zwracając na siebie uwagi, omijając zakazy i nakazy ostrożności. Ciemne szaty okrywała czarna, matowa peleryna, której kaptur zwisał na plecach luźno. W kieszeni, prócz fiolki z veritaserum i czuwającym strażnikiem miał też maskę śmierciożercy. Różdżkę już trzymał w dłoni, ukrytą pod materiałem i puszczoną wzdłuż strzelistej sylwetki. Pominął pełne kurtuazji powitania, grzeczne słowa. Rosier próbował go wychować jak szlachcica, ale nigdy mu się to nie udało. Nawet jeśli wyniósł z jego nauk wiedzę nie stosował jej nader często. I dziś nie było takowej konieczności. Pierwsze słowa Magnusa przyjął bez lekceważenia, zwracając ku niemu głowę, obdarzając go spojrzeniem. Kolejne zaś mimowolnie odbiły się w jego szarych, lodowych oczach. Bycie przyzwoitym kłamcą powstrzymało zdumienie wyrażone w mięśniach mimicznych i zbyt gwałtownych ruchach, które zdradziłyby jego wrażenia. Ale nie udało mu się powstrzymać naturalnej reakcji organizmu. Źrenice zwiększyły się gwałtownie na znak zainteresowania i niepokoju. Nie miał pojęcia o czym mówił.
Zbył go milczeniem, szybko odwracając głowę. I nie zamierzał w odwecie pytać o samopoczucie jego żony, by nie rozpalił się na myśl, że trafił w jakiś punkt, którego należało się trzymać uparcie.Przeanalizuje jego słowa później, wypyta go o wszystko.
— Badania przebiegają dobrze — poinformował go w zamian, kierując się z nim do łazienki. — Jesteśmy o krok od przełomu — był pewien, że się uda, że będą w stanie uczynić z dzieci obskurodzicieli. Jeśli nie wszystkie, to przynajmniej jedno z nich.
Na widok kaftana zatrzymał się i wyciągnął różdżkę przed siebie, ale Magnus zareagował błyskawicznie i skutecznie obezwładnił zaczarowany materiał, który z pewnością — spętałby ich i unieruchomił, o ile nie zadusił przypadkiem. Skupił się na tym miejscu.
— To tutaj — ocenił, doskonale wyczuwając siłę i kierunek magii, która tu szalała. Ta łazienka pełna była zaburzeń, było tu niebezpiecznie, ale musieli okiełznać ten żywioł. Mógł nie być już niewymownym Departamentu Tajemnic, ale pozostawał świetnym numerologiem. Niestabilna energia będzie wymagać od nich sporo wysiłku.
— Magicus extremos — wyszeptał, unosząc różdżkę lekko.
pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
The member 'Ramsey Mulciber' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 38
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 38
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
| prosimy o przesunięcie terminu na koniec września lub jakiś późniejszy dzień!
Zakradanie się do Świętego Munga nie było wcale aż tak trudnym zadaniem, nawet przy gabarytach Benjamina. Recepcja wypchana była ludźmi, nie tylko cierpiącymi z powodu wybuchów anomalii, ale także przypadkowymi urzędnikami, zmierzającymi na nocną zmianę w potrzebujących całodobowej opieki departamentach. Benjamin starał się sprawiać jak najnormalniejsze wrażenie, przygotowując w środku głowy wytłumaczenie - coś stało się w rezerwacie, gdzie był opiekunem smoków, i musiał natychmiast porozumieć się z kimś z urzędu niebezpiecznych stworzeń. Tak mocno skupiał się na odtwarzaniu w myślach swego alibi, że widocznie jego zafrasowana mina nie wzbudzała jakichkolwiek podejrzeń, pozwalając mu bez najmniejszych problemów przedostać się na klatkę schodową. Później wystarczyło jedynie wejść na odpowiednie piętro, gdzie przed drzwiami miał czekać na niego Brendan. Jaimie wbiegł chyżo po schodkach, przeskakując po kilka na raz i upewniając się, że ma przy sobie rzemyk z kamieniami, fluorytami, perłami i innymi ważnymi amuletami oraz różdżkę. Nie sądził, by przydało mu się coś jeszcze.
Gdy napotkał Weasleya, skinął mu głową, po czym ramię w ramię przekroczyli próg, korzystając z okazji - kilku zagubionych urzędników także straciło orientację w Świętym Mungu, dzięki czemu mogli razem z nim udawać zupełnie zdezorientowanych pracowników Ministerstwa Magii, z obłędem w oczach szukających odpowiedniego piętra. Sprytnie udało im się odłączyć od grupy akurat w miejscu, z którego z łatwością mogli przejść na boczny, opustoszały korytarz, prowadzący do łazienek. - Gotowy? - wyszeptał idąc w stronę drzwi, zerkając na Brendana. Chętnie uśmiechnąłby się do niego zachęcająco, ale prawa połowa twarzy, napuchnięta i pełna blizn, odmawiała mu posłuszeństwa. Czuł już wibrację czarnej magii, pchnął więc drzwi i wszedł do łazienki śmiało, od razu robiąc kilka kroków - i dopiero wtedy zauważył, że nie znajdują się tutaj sami. Mrugnął gwałtownie, ale reagował kierowany instynktem, nie pomyślunkiem; na razie nie mógł skupić się na ich twarzach bądź cechach wyróżniających, uniósł jedynie różdżkę. - Reflexio! - zainkantował, chcąc w pewien sposób zabezpieczyć się przed ewentualną agresją. Mierzył w Ramseya, dopiero po wypowiedzeniu zaklęcia uważniej przyglądając się mężczyźnie.
Zakradanie się do Świętego Munga nie było wcale aż tak trudnym zadaniem, nawet przy gabarytach Benjamina. Recepcja wypchana była ludźmi, nie tylko cierpiącymi z powodu wybuchów anomalii, ale także przypadkowymi urzędnikami, zmierzającymi na nocną zmianę w potrzebujących całodobowej opieki departamentach. Benjamin starał się sprawiać jak najnormalniejsze wrażenie, przygotowując w środku głowy wytłumaczenie - coś stało się w rezerwacie, gdzie był opiekunem smoków, i musiał natychmiast porozumieć się z kimś z urzędu niebezpiecznych stworzeń. Tak mocno skupiał się na odtwarzaniu w myślach swego alibi, że widocznie jego zafrasowana mina nie wzbudzała jakichkolwiek podejrzeń, pozwalając mu bez najmniejszych problemów przedostać się na klatkę schodową. Później wystarczyło jedynie wejść na odpowiednie piętro, gdzie przed drzwiami miał czekać na niego Brendan. Jaimie wbiegł chyżo po schodkach, przeskakując po kilka na raz i upewniając się, że ma przy sobie rzemyk z kamieniami, fluorytami, perłami i innymi ważnymi amuletami oraz różdżkę. Nie sądził, by przydało mu się coś jeszcze.
Gdy napotkał Weasleya, skinął mu głową, po czym ramię w ramię przekroczyli próg, korzystając z okazji - kilku zagubionych urzędników także straciło orientację w Świętym Mungu, dzięki czemu mogli razem z nim udawać zupełnie zdezorientowanych pracowników Ministerstwa Magii, z obłędem w oczach szukających odpowiedniego piętra. Sprytnie udało im się odłączyć od grupy akurat w miejscu, z którego z łatwością mogli przejść na boczny, opustoszały korytarz, prowadzący do łazienek. - Gotowy? - wyszeptał idąc w stronę drzwi, zerkając na Brendana. Chętnie uśmiechnąłby się do niego zachęcająco, ale prawa połowa twarzy, napuchnięta i pełna blizn, odmawiała mu posłuszeństwa. Czuł już wibrację czarnej magii, pchnął więc drzwi i wszedł do łazienki śmiało, od razu robiąc kilka kroków - i dopiero wtedy zauważył, że nie znajdują się tutaj sami. Mrugnął gwałtownie, ale reagował kierowany instynktem, nie pomyślunkiem; na razie nie mógł skupić się na ich twarzach bądź cechach wyróżniających, uniósł jedynie różdżkę. - Reflexio! - zainkantował, chcąc w pewien sposób zabezpieczyć się przed ewentualną agresją. Mierzył w Ramseya, dopiero po wypowiedzeniu zaklęcia uważniej przyglądając się mężczyźnie.
Make my messes matter, make this chaos count.
Benjamin Wright
Zawód : eks-gwiazda quidditcha
Wiek : 34
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I wanna run against the world that's turning
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
OPCM : 37 +7
UROKI : 34
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 43
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Benjamin Wright' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 61
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 61
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Kiedy Benjamin zaproponował mu wspólne zwiady w Mungu, nie mógł ani nie chciał odmówić. Ich wróg poczyniał sobie coraz śmielej - twarz gwardzisty była na to najlepszym przykładem - i Brendan naprawdę żałował, że nie było go na miejscu, żeby pomóc Wrightowi. Miał wobec niego dług wdzięczności - Ben niegdyś ocalił mu przecież życie, a on nie miał zwyczaju zapominać podobnych zdarzeń. Na miejsce dostał się pod pretekstem przesłuchania świadka w ważnej sprawie - możliwość zasłonienia się tajemnicą dobra śledztwa niekiedy była wygodna. A w tym przypadku - konieczna, Ministerstwo nie chciało widzieć przy wybuchach cywili, w zasadzie nikogo - nie wierząc, by ktokolwiek był w stanie poradzić sobie z tą tragedią. Nie wiedzieli, jak bardzo się mylili. Nie miał protezy. Choć Adrien już ją dla niego przygotował, choć już uczył się żyć z przedłużeniem ręki, nie do końca potrafił się do niej przyzwyczaić. W sytuacjach zagrożenia wolał ją zostawiać - bał się, że przez nią utraci zwinność ruchów. Kwestia czasu, prędzej czy później zdoła się nauczyć, jak się nią posługiwać, ale wszystko wymagało czasu.
Stał, oparty o ścianę, w pobliżu zakazanego korytarza, gdy w końcu w oddali wynurzyła się sylwetka Wrighta, któremu na powitanie mocno uścisnął dłoń. Skinął głową na znak, że jest gotowy, choć nie przeczuwając towarzystwa - podjął rozmowę:
- Mówiłeś, że chcesz mi coś powiedzieć - przypomniał, nie bez zaniepokojenia. Obrzucił jego twarz krótkim spojrzeniem, nienachalnym, Ben nie wyglądał dobrze, ale sam pamiętał, jak bardzo drażniła go litość. W zasadzie - wciąż drażni. Ledwie jednak przekroczyli próg pomieszczenia, a z różdżki Benjamina trysnął promień zaklęcia - wyglądało na to, że mieli tutaj towarzystwo. Po wszystkim, co przeszedł Zakon, nie próbował już łudzić się, że ktokolwiek, kogo tutaj zastaną, będzie przyjaźnie nastawiony. Przy anomaliach kręcił się Zakon Feniksa oraz Rycerze Walpurgii - i należało wreszcie położyć kres tym drugim.
Wright zabezpieczył jednego z mężczyzn - Brendan skupił się na drugim (Magnus), wysuwając w jego kierunku własną różdżkę:
- Ignitio - zażądał, ostro, choć krótko, celując w pierś tegoż - dopiero wówczas przyglądając się twarzom obojga.
Stał, oparty o ścianę, w pobliżu zakazanego korytarza, gdy w końcu w oddali wynurzyła się sylwetka Wrighta, któremu na powitanie mocno uścisnął dłoń. Skinął głową na znak, że jest gotowy, choć nie przeczuwając towarzystwa - podjął rozmowę:
- Mówiłeś, że chcesz mi coś powiedzieć - przypomniał, nie bez zaniepokojenia. Obrzucił jego twarz krótkim spojrzeniem, nienachalnym, Ben nie wyglądał dobrze, ale sam pamiętał, jak bardzo drażniła go litość. W zasadzie - wciąż drażni. Ledwie jednak przekroczyli próg pomieszczenia, a z różdżki Benjamina trysnął promień zaklęcia - wyglądało na to, że mieli tutaj towarzystwo. Po wszystkim, co przeszedł Zakon, nie próbował już łudzić się, że ktokolwiek, kogo tutaj zastaną, będzie przyjaźnie nastawiony. Przy anomaliach kręcił się Zakon Feniksa oraz Rycerze Walpurgii - i należało wreszcie położyć kres tym drugim.
Wright zabezpieczył jednego z mężczyzn - Brendan skupił się na drugim (Magnus), wysuwając w jego kierunku własną różdżkę:
- Ignitio - zażądał, ostro, choć krótko, celując w pierś tegoż - dopiero wówczas przyglądając się twarzom obojga.
we penetrated deeper and deeper into the heart of darkness
Brendan Weasley
Zawód : auror, szkoleniowiec
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
don't you ever tame your demons, always keep them on a leash
OPCM : 30 +8
UROKI : 25
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 30 +3
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
The member 'Brendan Weasley' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 91
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 91
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Szpitalny zapach i białe ściany ostrzegały, że igrali z ogniem, zapuszczając się w rewiry zarezerwowane dla umysłowo chorych. Drzwi bez klamek nie czekały wolontariuszy, a oni z dobroczyńcami nie mieli przecież nic wspólnego. Nie teraz, kiedy działali w swoim interesie, który dopiero nabierał znamion projektu optymalizującego świat, by zbudować go od samych podstaw takim, jakim wszyscy czarodzieje powinni go widzieć. Ostre zakazy, te groźnie kiwające palce - jakby byli młodocianymi chuliganami - ministerstwo jawnie sobie kpiło, nie zdając sobie sprawy, że to zakrawa już o wojowanie obosiecznym ostrzem. Z taką samą pogardą z jaką Rowle zrywał magiczną taśmę, naplułby w twarz świętego Longbottoma. Problemy rozwiązywały się przecież same, magia uspokajała się w niezwykły sposób (coś na miarę cudu przemiany wody w wino). Tak pisały o tym gazety, tak szeptały wąskie wargi maluczkich, z których prócz zatęchłego smrodu dobywały się jedynie papuże poiskiwania, tak przedstawiało się to na zewnątrz. Ofiary omijano jak niewygodne tematy, więc jeśli coś się wydarzy, Magnus wróżył nabranie wody w usta. Pełne na tyle, by zaraz wylała się z nich obfita fala, wyrzucająca wszystkie grzeszki, nazwiska, a może nawet ciała. Tych było tu pod dostatkiem, nieruchomych, przypasanych do łóżek skórzanymi pasami, otępiałych, a także tych w kondycji niczego sobie, acz o podkrążonych oczach, zdradzających pewne znurzenie.
-Winszuję - odparł krótko, tobie, sobie, przy kiwnięciu głową kaptur osunął się niżej, kryjąc oblicze Rowle'a w półcieniu. Zapobiegliwie związał długie włosy w niechlujny kucyk, plączące się nie ułatwiały niczego. Sylwetka Ramseya zostająca w tyle - szlachcic nawet się nie obejrzał - i jego zmieniająca się ekspresja nie zaalarmowały Magnusa, skupionego do bólu na forsowaniu śliskiej, okrągłej klamki do drzwi. Nie lubił takich.
Refleks dopisał mu: w ostatniej chwili właściwie kaftan znieruchomiał, posłuszny obezwładniającemu zaklęciu. Jeszcze parę sekund i Rowle znalazłby się w wątpliwym komfortowym uścisku długich, zabójczych ramion. Opadłą na podłogę garderobę trącił czubkiem buta - doskonale, już się nie ruszała.
-Słyszysz to? - momentalnie spoważniał, nastroszył się, jak zwierzę wietrzące niebezpieczeństwo. Może gdyby łaskawy ojciec podrzucił go wilkom, instynkty rozwinęłby się lepiej i prędzej wyczułby zbliżających się intruzów. Zaklęcie Ramseya stanowiło posunięcie strategiczne, natychmiast poczuł ciepło rozpływające się od dołu brzucha i jakby stężoną magię, krążącą w żyłach kilka razy szybciej. Serce przyśpieszyło mu do niezdrowego dygotu, kiedy łazienkę, wciąż wypełnioną niestabilną energią przecięły wstęgi zaklęć. Zniekształcone głosy potoczyły się jakimś wulgarnym echem, a Magnus podjął próbę rozpłynięcia się w czarnej mgle, zgrabnej ucieczki przed celnym urokiem.
-Winszuję - odparł krótko, tobie, sobie, przy kiwnięciu głową kaptur osunął się niżej, kryjąc oblicze Rowle'a w półcieniu. Zapobiegliwie związał długie włosy w niechlujny kucyk, plączące się nie ułatwiały niczego. Sylwetka Ramseya zostająca w tyle - szlachcic nawet się nie obejrzał - i jego zmieniająca się ekspresja nie zaalarmowały Magnusa, skupionego do bólu na forsowaniu śliskiej, okrągłej klamki do drzwi. Nie lubił takich.
Refleks dopisał mu: w ostatniej chwili właściwie kaftan znieruchomiał, posłuszny obezwładniającemu zaklęciu. Jeszcze parę sekund i Rowle znalazłby się w wątpliwym komfortowym uścisku długich, zabójczych ramion. Opadłą na podłogę garderobę trącił czubkiem buta - doskonale, już się nie ruszała.
-Słyszysz to? - momentalnie spoważniał, nastroszył się, jak zwierzę wietrzące niebezpieczeństwo. Może gdyby łaskawy ojciec podrzucił go wilkom, instynkty rozwinęłby się lepiej i prędzej wyczułby zbliżających się intruzów. Zaklęcie Ramseya stanowiło posunięcie strategiczne, natychmiast poczuł ciepło rozpływające się od dołu brzucha i jakby stężoną magię, krążącą w żyłach kilka razy szybciej. Serce przyśpieszyło mu do niezdrowego dygotu, kiedy łazienkę, wciąż wypełnioną niestabilną energią przecięły wstęgi zaklęć. Zniekształcone głosy potoczyły się jakimś wulgarnym echem, a Magnus podjął próbę rozpłynięcia się w czarnej mgle, zgrabnej ucieczki przed celnym urokiem.
Magnus Rowle
Zawód : reporter Walczącego Maga
Wiek : 35
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
O mój słodki Salazarze, o mój słodki
Powiedz mi, że warto
Że przejdziemy przez to wszystko gładko
Będzie wiosna dla mych dzieci przez kolejne tysiąc lat
Powiedz mi, że warto
Że przejdziemy przez to wszystko gładko
Będzie wiosna dla mych dzieci przez kolejne tysiąc lat
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Magnus Rowle' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 54
'k100' : 54
Nieruchomy kaftan spoczywał na ziemi, w bezruchu, bez życia, które jeszcze chwilę części go wypełniało i skłonne było nakierować na nich z zamiarem — jakim właściwie, zaduszenia? Pomimo względnej ciszy, która ich otaczała i zamknięcia dla postronnych, byli tu tylko we dwóch, nie było tu wcale spokojnie. Magia pulsowała, w każdej chwili mogła obrócić się przeciwko im, próbować ich uszkodzić. Jej źródło nie wydawało mu się silniejsze niż te, którym do tej pory się przeciwstawili. Powinni jak najszybciej zająć się naprawą i stabilizować to miejsce, zanim coś potoczy się nie po ich myśli.
Kroki niosły się po cichu, kiedy się zbliżali, a kiedy już było za późno na jakąkolwiek reakcje. Słowa Magnusa to potwierdziły. Tak, słyszał to. Nieznacznie przechylił głowę, instynktownie nasłuchując ludzi, jednocześnie łapiąc też za maskę, którą miał w kieszeni. Nie odwrócił się do drzwi, nie spojrzał na wchodzących, pozostając do nich odwrócony tyłem. Nałożył maskę w chwili, w której padała inkantacja pierwszego zaklęcia, a jego stopy zaczęły rozmywać się w kłębach czarnego dymu. Nie znał tożsamości osób, które postanowiły się przyłączyć do zabawy i one nie musiały znać jego własnej. Głosy, które rozbrzmiały w łazience były jednak znajome i był pewien, że twarze przyszłych ofiar poprawią mu humor.
| rzucam na przemianę
Kroki niosły się po cichu, kiedy się zbliżali, a kiedy już było za późno na jakąkolwiek reakcje. Słowa Magnusa to potwierdziły. Tak, słyszał to. Nieznacznie przechylił głowę, instynktownie nasłuchując ludzi, jednocześnie łapiąc też za maskę, którą miał w kieszeni. Nie odwrócił się do drzwi, nie spojrzał na wchodzących, pozostając do nich odwrócony tyłem. Nałożył maskę w chwili, w której padała inkantacja pierwszego zaklęcia, a jego stopy zaczęły rozmywać się w kłębach czarnego dymu. Nie znał tożsamości osób, które postanowiły się przyłączyć do zabawy i one nie musiały znać jego własnej. Głosy, które rozbrzmiały w łazience były jednak znajome i był pewien, że twarze przyszłych ofiar poprawią mu humor.
| rzucam na przemianę
pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
The member 'Ramsey Mulciber' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 51
'k100' : 51
Chociaż teren szpitalnej łazienki na początku miesiąca odgrodzono, oznaczając jako niebezpieczny, to dwójka Śmierciożerców zdawała się dokładnie wiedzieć, co robi: Magnus bez trudu unieszkodliwił rzucający się w jego kierunku kaftan, który opadł bezwładnie, lądując z powrotem w rozlewającej się na jasnych kafelkach kałuży. Zaklęcie Ramseya również okazało się udane, a jego towarzysz poczuł nagły przypływ sił. Niestabilna magia zadrżała, poruszając lekko nieruchomym do tej pory powietrzem – poplecznicy Czarnego Pana nie mieli jednak okazji, by od razu zająć się jej uspokojeniem.
Benjamin i Brendan, po przekroczeniu progu łazienki, dostrzegli przed sobą dwie sylwetki, obie odwrócone tyłem do wejścia. Zareagowali natychmiast, starając się unieszkodliwić przeciwników, w których stronę pomknęły wiązki zaklęć, jednak ci również wykazali się refleksem, porzucając materialne postacie i zamieniając się w czarne strzępy mgły; rzucone przez Gwardzistów zaklęcia przemknęły przez opary i, nie czyniąc Śmierciożercom żadnej szkody, pomknęły dalej, trafiając w wyłożone płytkami ściany. Zaklęcie Benjamina odłupało od pionowej powierzchni kilka kafelków, a kula ognia wyczarowana przez Brendana, rozbiła się, sypiąc dookoła gorącymi iskrami.
Wypełniająca powietrze, czarna magia, zadrżała ponownie.
Mistrz Gry wita wszystkich serdecznie.
Jak zawsze, walka odbywa się zgodnie z forumową mechaniką, przy czym przypominam, ze wraz z nadejściem nowego miesiąca fabularnego, ujednoliceniu uległy zasady poruszania się po mapie. Proszę o zapoznanie się i stosowanie, istotne zwłaszcza jest dokładne określenie kierunku, w którym się przemieszczacie: obowiązuje orientacja mapy, nie ustawienie Waszych postaci, stosowną deklarację proszę też - dla uniknięcia nieporozumień - umieszczać poza główną treścią posta.
Kaftan bezpieczeństwa, który leży na ziemi, nie blokuje możliwości ruchu - postać może stanąć na tym samym polu.
Drzwi w dalekim końcu łazienki są póki co zamknięte - Wasze postacie mogą przypuszczać, że znajduje się tam sąsiednie pomieszczenie, nie znają jednak jego rozkładu.
Magnus: 280/280 (w postaci mgły, pozostało przemian: 2/3)
Ramsey: 215/215 (w postaci mgły, pozostało przemian: 3/4)
Benjamin: 370/370 (pozostało patronusów: 4/4)
Brendan: 368/368 (pozostało patronusów: 3/3)
Działające zaklęcia
Magicus Extremos (Magnus +18, 2/3 tura)
Kolejka
Śmierciożercy (24 godziny)
Gwardziści (24 godziny)
Pojedynkiem opiekuje się Percival, w razie pytań - zapraszam.
Benjamin i Brendan, po przekroczeniu progu łazienki, dostrzegli przed sobą dwie sylwetki, obie odwrócone tyłem do wejścia. Zareagowali natychmiast, starając się unieszkodliwić przeciwników, w których stronę pomknęły wiązki zaklęć, jednak ci również wykazali się refleksem, porzucając materialne postacie i zamieniając się w czarne strzępy mgły; rzucone przez Gwardzistów zaklęcia przemknęły przez opary i, nie czyniąc Śmierciożercom żadnej szkody, pomknęły dalej, trafiając w wyłożone płytkami ściany. Zaklęcie Benjamina odłupało od pionowej powierzchni kilka kafelków, a kula ognia wyczarowana przez Brendana, rozbiła się, sypiąc dookoła gorącymi iskrami.
Wypełniająca powietrze, czarna magia, zadrżała ponownie.
Mistrz Gry wita wszystkich serdecznie.
Jak zawsze, walka odbywa się zgodnie z forumową mechaniką, przy czym przypominam, ze wraz z nadejściem nowego miesiąca fabularnego, ujednoliceniu uległy zasady poruszania się po mapie. Proszę o zapoznanie się i stosowanie, istotne zwłaszcza jest dokładne określenie kierunku, w którym się przemieszczacie: obowiązuje orientacja mapy, nie ustawienie Waszych postaci, stosowną deklarację proszę też - dla uniknięcia nieporozumień - umieszczać poza główną treścią posta.
Kaftan bezpieczeństwa, który leży na ziemi, nie blokuje możliwości ruchu - postać może stanąć na tym samym polu.
Drzwi w dalekim końcu łazienki są póki co zamknięte - Wasze postacie mogą przypuszczać, że znajduje się tam sąsiednie pomieszczenie, nie znają jednak jego rozkładu.
- mapa:
(kliknij, żeby powiększyć)
- ekwipunek:
- Magnus:
- eliksir wielosokowy (2 porcje, stat. 20)
- Eliksir niezłomności (1 porcja, stat. 21)
- Eliksir garota (1 porcje, stat. 21)
- Eliksir ochrony (1 porcje, stat. 21)
- Eliksir odtworzenia (1 porcja. stat 32)
Ramsey:
- Czuwający strażnik (1 porcja, stat. 26)
- Veritaserum (1 porcja, stat. 20, moc +5)
- maska Śmierciożercy (na twarzy)
Magnus: 280/280 (w postaci mgły, pozostało przemian: 2/3)
Ramsey: 215/215 (w postaci mgły, pozostało przemian: 3/4)
Benjamin: 370/370 (pozostało patronusów: 4/4)
Brendan: 368/368 (pozostało patronusów: 3/3)
Działające zaklęcia
Magicus Extremos (Magnus +18, 2/3 tura)
Kolejka
Śmierciożercy (24 godziny)
Gwardziści (24 godziny)
Pojedynkiem opiekuje się Percival, w razie pytań - zapraszam.
Zaklęcia przeleciały przez miejsca, w których jeszcze chwilę temu stali. Pięknie, brawo. Jeszcze nie zdążyli zamienić słów, przywitać się jak należy, a już kafelki szpitalnej łazienki posypały się w drobny mak. Kto za to zapłaci. Oni? Wątpił, by któregokolwiek z nich było na to stać. Ledwie wkroczyli, a już robią zamieszanie, z hukiem, z przytupem, w naprawdę wielkim stylu. Był ciekaw, cóż to za echa przeszłości, których głosy poznawał stanęły za nim, by bez ostrzeżenia mierzyć w niego różdżką. Spodziewał się szybko zakończonego wieczoru, rutynowej wizyty w Mungu, w której uporają się z zaburzeniami magii i powrócą do swoich zajęć, ale ktoś postanowił urozmaicić im wieczór.
Pojawił się kilka metrów dalej, już w swoim ciele, tuż przy zamkniętych drzwiach, tym razem przodem do pozbawionych honoru agresorów. Na jego twarzy spoczywała już trupia maska, po chwili zaciągnął na głowę i kaptur.
—Vulnerario— wymówił twardo, chłodno, tak jak wypowiada się proste komendy, domagając się oschłych żądań. Różdżką celował w Benjamina, po chwili, po rzuceniu zaklęcia, unosząc nieznacznie wzrok z jego wielkiej piersi na twarz.
| 4 pola w lewo? przy drzwiach, lokalizacja wysłana na PW
Pojawił się kilka metrów dalej, już w swoim ciele, tuż przy zamkniętych drzwiach, tym razem przodem do pozbawionych honoru agresorów. Na jego twarzy spoczywała już trupia maska, po chwili zaciągnął na głowę i kaptur.
—Vulnerario— wymówił twardo, chłodno, tak jak wypowiada się proste komendy, domagając się oschłych żądań. Różdżką celował w Benjamina, po chwili, po rzuceniu zaklęcia, unosząc nieznacznie wzrok z jego wielkiej piersi na twarz.
| 4 pola w lewo? przy drzwiach, lokalizacja wysłana na PW
pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
The member 'Ramsey Mulciber' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 91
--------------------------------
#2 'k10' : 6
--------------------------------
#3 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 91
--------------------------------
#2 'k10' : 6
--------------------------------
#3 'Anomalie - CZ' :
Huk mógłby wybudzić umarłego, wiązki zaklęć wyżłobiły piękne dziury w i tak osypujących się ścianach. Personel Munga na pewno będzie szalenie wdzięczny za zmiany w aranżacji wnętrza, aczkolwiek Rowle głęboko wątpił, czy ich napastnicy cechują się dobrym gustem. Brakowało im smaku, a na pewno ogłady - na szczęście uroki zamiast użądlić ich ciała przecięły powietrze i wywołały ledwie kilka materialnych szkód. Słabe, migające światło nie odsłoniło przed Magnusem twarzy przeciwników, acz zdawało mu się, że rozpoznaje oba męskie głosy. Ciekawe, ale nie o tym myślał, rozpływając się w czarnej mgle i salwując dość brawurowym unikiem w oparach magii. Ryzykownie? Wyraźnie odczuł wibracje anomalii, jakiś wewnętrzny niezadowolony ryk, musieli szybko to zakończyć. Zmaterializował się po chwili, płynnie powracając do swego ciała, gotowy do odpowiedzenia za dyshonor i atak bez żadnego powodu. Nie byli święci, wkradając się na miejsce zakazane, więc za brutalne zdjęcie gagatków nie poczuje wyrzutów sumienia.
- Larynx depopulo - zażądał ostro, twardo i krótko, kierując różdżkę prosto w twarz drugiego z mężczyzn (Brendana), nieco niższego od swego towarzysza, ale również rosłego i krępego. Chłodny spokój, jaki opanował Magnusa przy złowrogiej inkantacji był raczej zaskakujący, ale zbawienny.
|obniżone st zaklęcia
dwa pola w lewo, lokalizacja wysłana na pewu
- Larynx depopulo - zażądał ostro, twardo i krótko, kierując różdżkę prosto w twarz drugiego z mężczyzn (Brendana), nieco niższego od swego towarzysza, ale również rosłego i krępego. Chłodny spokój, jaki opanował Magnusa przy złowrogiej inkantacji był raczej zaskakujący, ale zbawienny.
|obniżone st zaklęcia
dwa pola w lewo, lokalizacja wysłana na pewu
Magnus Rowle
Zawód : reporter Walczącego Maga
Wiek : 35
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
O mój słodki Salazarze, o mój słodki
Powiedz mi, że warto
Że przejdziemy przez to wszystko gładko
Będzie wiosna dla mych dzieci przez kolejne tysiąc lat
Powiedz mi, że warto
Że przejdziemy przez to wszystko gładko
Będzie wiosna dla mych dzieci przez kolejne tysiąc lat
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Magnus Rowle' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 32
--------------------------------
#2 'k10' : 5
--------------------------------
#3 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 32
--------------------------------
#2 'k10' : 5
--------------------------------
#3 'Anomalie - CZ' :
Strona 2 z 14 • 1, 2, 3 ... 8 ... 14
Łazienka
Szybka odpowiedź