Herbarium
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Herbarium
Niewielkich rozmiarów pokoik, który nie służy ani do spania, ani do gotowania w nim obiadów. Jego główną powierzchnię stanowią półki zrobione ze starych desek i wszelkiej maści szafki, gdzie można schować wszystkie zielarskie narzędzia i postawić na nich kolejne doniczki z roślinami. Znajdziemy tam również kilka kolorowych konewek, a okna przesłonione są starą, stalowoszarą kotarą.
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Machnęła ręką. Nie mogła się do końca zgodzić z chłopakiem.
– Talent to tylko drobny ułamek nas. – Wzruszyła ramionami. – Chyba istotniejsze jest zainteresowanie. Tak mi się wydaje przynajmniej. Jeśli cię coś nudzi to po co się tym zajmować? – stwierdziła prostolinijnie.
Jeśli czegoś nie lubiła i nie musiała po prostu się tym nie zajmowała. Choć z drugiej strony, naprawdę mało co leżało poza terytorium jej zainteresowań. We wszystkim można było w końcu znaleźć coś ciekawego i pasjonującego. Takie podejście miało jednak pewną zasadniczą wadę: trudno było skupić się na jednej dziedzinie.
– Możesz zapisać to w testamencie, wtedy na pewno! – powiedziała z żartobliwym uśmiechem na ustach. Następnie skłoniła się delikatnie przez Bertiem, cały czas lewitując w powietrzu: – Dziękuję! Może za rok okaże się, że stoisz przed mistrzynią klubu! O ile w międzyczasie sama w siebie nie trafię błyskawicą, to całkiem możliwe – stwierdziła.
Naprawdę, nie zdziwiłaby się, gdyby tak zakończyła swój własny żywot. Magia bywała w końcu kapryśna, o czym doskonale przekonali się w dobie anomalii. A ona… cóż, czasem po prostu miała pecha. Albo była niedokładna. Albo i jedno, i drugie.
– Jasne! Zdarza mi się, ale raczej nie robię niczego trudnego. Do alchemika mi daleko, musiałabym się podszkolić w astronomii… A nie mam na to za bardzo czasu. Zależy ci na czymś konkretnym? – spytała.
Praca twórcza była naprawdę czasochłonna, a Gwen w końcu utrzymywała się zupełnie sama. Nie mogła sobie pozwolić na nic nie robienie. Szczególnie, że w ostatnim czasie wiedza z tej dziedziny nieszczególnie jej się przydawała. Bywała pomocna, ale nie czuła wielkiej potrzeby, aby ją zgłębiać.
Cały czas chodziła po kuchni, zafascynowana swoją lewitacją. Czuła, że jest nad ziemią, ale jej nogi napotykały na dziwny, nienaturalny opór, który nie pozwalał jej opaść. Co chwilę zerkała na swoje stopy, robiąc różnej wielkości kroki i podskoki, starając się przetestować nowy dla siebie stan.
– Właściwie… racja – powiedziała, spoglądając na Bertiego tylko kątem oka. – Och, ale to wszystko daje tyle możliwości! Pracujesz teraz nad czymś jeszcze?
| babeczke 2/3
– Talent to tylko drobny ułamek nas. – Wzruszyła ramionami. – Chyba istotniejsze jest zainteresowanie. Tak mi się wydaje przynajmniej. Jeśli cię coś nudzi to po co się tym zajmować? – stwierdziła prostolinijnie.
Jeśli czegoś nie lubiła i nie musiała po prostu się tym nie zajmowała. Choć z drugiej strony, naprawdę mało co leżało poza terytorium jej zainteresowań. We wszystkim można było w końcu znaleźć coś ciekawego i pasjonującego. Takie podejście miało jednak pewną zasadniczą wadę: trudno było skupić się na jednej dziedzinie.
– Możesz zapisać to w testamencie, wtedy na pewno! – powiedziała z żartobliwym uśmiechem na ustach. Następnie skłoniła się delikatnie przez Bertiem, cały czas lewitując w powietrzu: – Dziękuję! Może za rok okaże się, że stoisz przed mistrzynią klubu! O ile w międzyczasie sama w siebie nie trafię błyskawicą, to całkiem możliwe – stwierdziła.
Naprawdę, nie zdziwiłaby się, gdyby tak zakończyła swój własny żywot. Magia bywała w końcu kapryśna, o czym doskonale przekonali się w dobie anomalii. A ona… cóż, czasem po prostu miała pecha. Albo była niedokładna. Albo i jedno, i drugie.
– Jasne! Zdarza mi się, ale raczej nie robię niczego trudnego. Do alchemika mi daleko, musiałabym się podszkolić w astronomii… A nie mam na to za bardzo czasu. Zależy ci na czymś konkretnym? – spytała.
Praca twórcza była naprawdę czasochłonna, a Gwen w końcu utrzymywała się zupełnie sama. Nie mogła sobie pozwolić na nic nie robienie. Szczególnie, że w ostatnim czasie wiedza z tej dziedziny nieszczególnie jej się przydawała. Bywała pomocna, ale nie czuła wielkiej potrzeby, aby ją zgłębiać.
Cały czas chodziła po kuchni, zafascynowana swoją lewitacją. Czuła, że jest nad ziemią, ale jej nogi napotykały na dziwny, nienaturalny opór, który nie pozwalał jej opaść. Co chwilę zerkała na swoje stopy, robiąc różnej wielkości kroki i podskoki, starając się przetestować nowy dla siebie stan.
– Właściwie… racja – powiedziała, spoglądając na Bertiego tylko kątem oka. – Och, ale to wszystko daje tyle możliwości! Pracujesz teraz nad czymś jeszcze?
| babeczke 2/3
But I would lay my armor down if you said you’d rather
love than fight
love than fight
- Z nudą się zgodzę. Choć chwilami cierpię, że w niektórych dziedzinach jestem kretynem. - przyznał wprost, nadal z uśmiechem na twarzy. Taka prawda, Bertie kiedy już zaczynał się tym interesować to wchodził w temat całym sobą. Rzecz w tym, że jeśli coś go nie zaciekawiło, równie dobrze mogło po prostu nie istnieć. Tym sposobem jeśli w domu trzeba było chociażby powiększyć czy pomniejszyć jakiś mebel, zawsze wołał Sue, żeby nie ryzykować że swoimi żałosnymi umiejętnościami transmutacji ją po prostu nieodwracalnie rozwali.
- To jest w sumie bardzo dobry pomysł. - stwierdził z namysłem. Pomiędzy setką górnolotnych epitafiów mówiących o honorze, odwadze czy pięknie życia, nie chciał źle brzmiało zdecydowanie jak coś, co mogłoby znaleźć się na jego nagrobku. A każdy Bott i Bottny znajomy na pewno by to zrozumiał.
- To ćwicz żeby tak się nie stało, a chętnie ci pogratuluję. - Uśmiechnął się lekko. Wiedział, że walka nie jest dla każdego, w gruncie rzeczy to trudny sport w którym trzeba przyjąć, że zrobi się krzywdę drugiej osobie. To nie łatwe. Jest to jednak zdolność bardzo przydatna, żeby w razie potrzeby po prostu móc się bronić. Niezależnie nawet od tego czy trwa wojna czy nie.
- Mógłbym ci nawet pomóc jeśli będziesz chciała. Mistrzem nie jestem, ale mam do tego smykałkę. - dodał jeszcze, wzruszając lekko ramionami. Zaraz temat przeszedł do eliksirów i tu Bertie rozłożył ręce.
- Mam szaloną tendencję do wyrządzania sobie krzywdy. To ucho stracę w jakimś dziwnym wypadku, to palec sobie utnę, to ze schodów zlecę. Przydaje mi się wszystko. - uśmiechnął się trochę szerzej. - A to czego nie zużyję dolewam do babeczek i sprawdzam co się stanie, o ile to nie jest coś nudnego. - dodał z rozbawieniem. - Tylko raz mi poważnie zaszkodziło. To nawet zadziwiające. - przyznał szczerze. A ile wspaniałych rzeczy mógł w ten sposób odkryć!
Obserwował jak Gwen się porusza i czekał na moment w którym delikatnie opadnie na ziemię, żeby upewnić się, że faktycznie będzie to delikatny ruch. Nie chce w końcu powodować wypadków.
- Po głowie ciągle chodzą mi myśli o ogrodzie z rosnącymi słodyczami. Ale brakuje mi czasu na próby tak na poważnie. Pewnie kiedyś się za to zabiorę. - przyznał.
- To jest w sumie bardzo dobry pomysł. - stwierdził z namysłem. Pomiędzy setką górnolotnych epitafiów mówiących o honorze, odwadze czy pięknie życia, nie chciał źle brzmiało zdecydowanie jak coś, co mogłoby znaleźć się na jego nagrobku. A każdy Bott i Bottny znajomy na pewno by to zrozumiał.
- To ćwicz żeby tak się nie stało, a chętnie ci pogratuluję. - Uśmiechnął się lekko. Wiedział, że walka nie jest dla każdego, w gruncie rzeczy to trudny sport w którym trzeba przyjąć, że zrobi się krzywdę drugiej osobie. To nie łatwe. Jest to jednak zdolność bardzo przydatna, żeby w razie potrzeby po prostu móc się bronić. Niezależnie nawet od tego czy trwa wojna czy nie.
- Mógłbym ci nawet pomóc jeśli będziesz chciała. Mistrzem nie jestem, ale mam do tego smykałkę. - dodał jeszcze, wzruszając lekko ramionami. Zaraz temat przeszedł do eliksirów i tu Bertie rozłożył ręce.
- Mam szaloną tendencję do wyrządzania sobie krzywdy. To ucho stracę w jakimś dziwnym wypadku, to palec sobie utnę, to ze schodów zlecę. Przydaje mi się wszystko. - uśmiechnął się trochę szerzej. - A to czego nie zużyję dolewam do babeczek i sprawdzam co się stanie, o ile to nie jest coś nudnego. - dodał z rozbawieniem. - Tylko raz mi poważnie zaszkodziło. To nawet zadziwiające. - przyznał szczerze. A ile wspaniałych rzeczy mógł w ten sposób odkryć!
Obserwował jak Gwen się porusza i czekał na moment w którym delikatnie opadnie na ziemię, żeby upewnić się, że faktycznie będzie to delikatny ruch. Nie chce w końcu powodować wypadków.
- Po głowie ciągle chodzą mi myśli o ogrodzie z rosnącymi słodyczami. Ale brakuje mi czasu na próby tak na poważnie. Pewnie kiedyś się za to zabiorę. - przyznał.
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
– Staram się, naprawdę! Ale czasem trudno przewidzieć, co zrobi różdżka – stwierdziła z uśmiechem. – Jak już wydaje mi się, że zaczyna się mnie słuchać to potem znów odmawia posłuszeństwa. – Wzruszyła ramionami.
Uniosła brew, słysząc propozycję Bertiego.
– Chcesz podjąć to ryzyko? Ostrzegam, przy mnie niebiosa naprawdę potrafią się otworzyć i wypluć pioruny – zastrzegła, z cieniem smutku w głosie.
Tamten dzień… jeszcze całkiem niedawno wydawało jej się, że jest wstępem do czegoś istotnego. Czegoś, co sprawi, że w jej życiu pojawi się naprawdę istotny człowiek. Myliła się jednak i obecnie robiła wszystko, aby po prostu przestać myśleć o Nim w tym kontekście. Na całe szczęście relacja, choć początkowo wydawała jej się bardzo silna, trwała dość krótko i z każdym dniem łatwiej jej było odsuwać od siebie myśli na ten temat. Z resztą, podobnie było przecież z młodym Bottem. Gdy spotkali się po latach sądziła, że miesiącami będzie przeżywać fakt nagłego „dokochania”, że będzie co chwilę wracać do niego myślami, analizować, co by było gdyby… a teraz, kilka miesięcy później, swobodnie z nim rozmawiała, nawet nie myśląc o chłopaku w tym kontekście.
– Więc ta noga nie była pierwsza? – spytała. – Zobaczę co tam mam, spróbuję ci wysłać jakieś ciekawsze rzeczy – obiecała. – Bardzo! Może bezpieczniej byłoby je testować najpierw na jakiś roślinach… czy coś?
Na zwierzętach lepiej nie. Co prawda, to lepsze niż testy na ludziach (z dwojga złego Gwen wolałaby jednak, aby to chomikowi stała się krzywda, niż Bottowi), ale jeśli była możliwość, aby tego uniknąć… dobrze byłoby z tego skorzystać.
Zrobiła kolejny krok do przodu i nagle poczuła, że moc, która uniosła ją do góry jakby zaczyna się ulatniać. Po chwili opadła na ziemię: dość gwałtownie i bez szczególnej gracji, ale na tyle bezpiecznie, że raczej nikt nie zrobiłby sobie krzywdy. Nie miała problemu z utrzymaniem równowagi.
– Oj! – wyrwało jej się. – I to chyba byłoby na tyle. Ale to było fajne! – przyznała. – A ten pomysł brzmi świetnie! Jak z jakiejś baśni! Och, jak by co to mów, mogę pomóc! Może nie przy gotowaniu, ale jakbyś potrzebował nie wiem, jakiś inscenizacji może? – zaproponowała. W końcu sztuki plastyczne mogłyby jakoś urozmaicić cukierkowy ogród Bertiego. Kto wie, jaką dokładnie miał na niego wizję.
Głos dziewczyny skierował się na zegar.
– Och… chyba trochę za długo tu zabawiłam – powiedziała, przygryzając wargę. – Dzięki za wszystko, ale chyba muszę wracać… Pies na mnie czeka, pewnie już narobiła w domu – wyjaśniła.
| zt x2
Uniosła brew, słysząc propozycję Bertiego.
– Chcesz podjąć to ryzyko? Ostrzegam, przy mnie niebiosa naprawdę potrafią się otworzyć i wypluć pioruny – zastrzegła, z cieniem smutku w głosie.
Tamten dzień… jeszcze całkiem niedawno wydawało jej się, że jest wstępem do czegoś istotnego. Czegoś, co sprawi, że w jej życiu pojawi się naprawdę istotny człowiek. Myliła się jednak i obecnie robiła wszystko, aby po prostu przestać myśleć o Nim w tym kontekście. Na całe szczęście relacja, choć początkowo wydawała jej się bardzo silna, trwała dość krótko i z każdym dniem łatwiej jej było odsuwać od siebie myśli na ten temat. Z resztą, podobnie było przecież z młodym Bottem. Gdy spotkali się po latach sądziła, że miesiącami będzie przeżywać fakt nagłego „dokochania”, że będzie co chwilę wracać do niego myślami, analizować, co by było gdyby… a teraz, kilka miesięcy później, swobodnie z nim rozmawiała, nawet nie myśląc o chłopaku w tym kontekście.
– Więc ta noga nie była pierwsza? – spytała. – Zobaczę co tam mam, spróbuję ci wysłać jakieś ciekawsze rzeczy – obiecała. – Bardzo! Może bezpieczniej byłoby je testować najpierw na jakiś roślinach… czy coś?
Na zwierzętach lepiej nie. Co prawda, to lepsze niż testy na ludziach (z dwojga złego Gwen wolałaby jednak, aby to chomikowi stała się krzywda, niż Bottowi), ale jeśli była możliwość, aby tego uniknąć… dobrze byłoby z tego skorzystać.
Zrobiła kolejny krok do przodu i nagle poczuła, że moc, która uniosła ją do góry jakby zaczyna się ulatniać. Po chwili opadła na ziemię: dość gwałtownie i bez szczególnej gracji, ale na tyle bezpiecznie, że raczej nikt nie zrobiłby sobie krzywdy. Nie miała problemu z utrzymaniem równowagi.
– Oj! – wyrwało jej się. – I to chyba byłoby na tyle. Ale to było fajne! – przyznała. – A ten pomysł brzmi świetnie! Jak z jakiejś baśni! Och, jak by co to mów, mogę pomóc! Może nie przy gotowaniu, ale jakbyś potrzebował nie wiem, jakiś inscenizacji może? – zaproponowała. W końcu sztuki plastyczne mogłyby jakoś urozmaicić cukierkowy ogród Bertiego. Kto wie, jaką dokładnie miał na niego wizję.
Głos dziewczyny skierował się na zegar.
– Och… chyba trochę za długo tu zabawiłam – powiedziała, przygryzając wargę. – Dzięki za wszystko, ale chyba muszę wracać… Pies na mnie czeka, pewnie już narobiła w domu – wyjaśniła.
| zt x2
But I would lay my armor down if you said you’d rather
love than fight
love than fight
Herbarium
Szybka odpowiedź