Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Wiltshire
Leśne mokradła
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Leśne mokradła
Kilka kilometrów od cmentarza w Salisbury łagodne pagórki zamieniają się w gęsty, porośnięty cierniami las. W samym jego sercu kwitną mokradła. Nikt o zdrowym rozsądku nie zapuszcza się tam samotnie. Mokradła pełne są niebezpiecznych magicznych stworzeń, które tylko na to czekają. Wśród nich są Zwodniki - bagienne demony o jednej nodze, wabiące zbłąkanych wędrowców na trzęsawiska. Miejscowi bajarze powiadają, że na mokradłach mieszka Ambrozjusz Bzik, który dobrych czarodziejów nagradza, wskazując im drogę do jaskini pełnej skarbów, a złych porywa i przywiązuje do drzewa.
Na terenie lasu nie można się teleportować.
Na terenie lasu nie można się teleportować.
The member 'Samantha Weasley' has done the following action : rzut kością
'k100' : 10
'k100' : 10
Samantha, brodzenie w wodzie znacząco ograniczało twoje ruchy. Stwór, choć wciąż znacząco osłabiony, omal cię nie uwięził w stalowym uścisku, z łatwością mogącym skruszyć twoje żebra. W ostatnich chwili uniknęłaś jego ataku. Monstrum nie miał jednak zamiaru ci odpuścić, zaatakował ponownie, by tym razem spróbować rozedrzeć materiał twoich ubrań i skórę ostrymi pazurami.
Po komendzie Ramseya, Samael ruszył przed siebie, by powieść was przez mokradła w kierunku, z którego przyszedł wcześniej Mulciber. I tym razem nie udało mu się odzyskać wolnej woli. Wędrowali w dwójkę, pozostawiając Crispina wraz z Caesarem na brzegu mokradeł. Zaledwie po chwili mogli dostrzec rudowłosą głowę Samanty, ale także coś jeszcze… Choć widzicie swoją towarzyszkę, nie możecie jej pomóc; póki co jesteście zbyt daleko, by w jej przeciwnika trafiło jakiekolwiek zaklęcie.
Crispin, możesz pozostać przy Caesarze lub dołączyć do reszty grupy - wciąż jesteś w stanie ich dogonić. Caesar choć pozostawiony w spokoju wciąż czuje się słabo, o ile nie jeszcze gorzej niż przed chwilą - do silnego osłabienia dołączyły zawroty głowy i wzbierające mdłości.
Samantha, ST uniknięcia ataku wynosi 22.
Przypominam, że na odpis macie 48 godzin.
Po komendzie Ramseya, Samael ruszył przed siebie, by powieść was przez mokradła w kierunku, z którego przyszedł wcześniej Mulciber. I tym razem nie udało mu się odzyskać wolnej woli. Wędrowali w dwójkę, pozostawiając Crispina wraz z Caesarem na brzegu mokradeł. Zaledwie po chwili mogli dostrzec rudowłosą głowę Samanty, ale także coś jeszcze… Choć widzicie swoją towarzyszkę, nie możecie jej pomóc; póki co jesteście zbyt daleko, by w jej przeciwnika trafiło jakiekolwiek zaklęcie.
Crispin, możesz pozostać przy Caesarze lub dołączyć do reszty grupy - wciąż jesteś w stanie ich dogonić. Caesar choć pozostawiony w spokoju wciąż czuje się słabo, o ile nie jeszcze gorzej niż przed chwilą - do silnego osłabienia dołączyły zawroty głowy i wzbierające mdłości.
Samantha, ST uniknięcia ataku wynosi 22.
Przypominam, że na odpis macie 48 godzin.
Dyszała ciężko. Woda o mocnym zapachu gnijącej roślinności ciurkiem spływała po Samantcie prosto do mokradeł, w których ta była zanurzona prawie po pas. Ciecz zostawiała na skórze ściankę śluzu – widać, że flora prosperowała w tych terenach bardzo dobrze. Kropelki skapywały, kap-kap, z koniuszka różdżki wymierzonej w niedającego za wygraną, krwiożerczego potwora. Ta magiczna gałązka nie znalazła swojego zastosowania ponownie.
Weasleyównie ledwo udało się uniknąć ataku stworzenia. Kiedy tylko podniosła się z dna bagniska i wymierzyła w stronę przeciwnika swoją broń, ten już przymierzył się do kolejnego natarcia. Na ofensywę było już za późno. Znowu. Musiała gwałtownie się odsunąć, zejść z linii rażenia – uciec spod jego szponów. Tym razem próbowała z całych sił, by nie upaść, jak wcześniej, do wody – będąc tak blisko monstrum, naraziłaby się wtedy na... Cóż, prawdopodobnie śmierć.
Kiedy walka z dystansu przeniosła się w zwarty pojedynek, Samantha skupiła się na odczytywaniu ruchów bestii. Tylko czekała na odpowiedni moment, by... Może użyć różdżki? Może własnej siły? Niewiele już brakowało do tego, by przestała się zastanawiać nad możliwościami, wyborem... Czarodziejska broń wydawała się jej coraz bardziej krucha, coraz mniejsza i mniej niebezpieczna, co jej własna siła. Krew w jej żyłach przyspieszała z sekundy na sekundę, serce pompowało ją z coraz większym impetem i w końcu ta trafiała do głowy z coraz większymi nakładami.
Bum bum? Dum dum? Puk puk? Nie brzmi to jak wezwanie do walki. Trudno wszakże opisać, nawet przy użyciu dźwiękonaśladownictwa, jak w głowie osoby zarażonej lykantropią brzmią wojenne gongi, strażnicze dzwony... Kołatanie do bramy, za którą rwie się już do walki ogromny wilk. Nie potrafi wytrzymać... Łańcuchy już zerwane – jeszcze tylko otworzyć bramę.
Ale najpierw unik.
Weasleyównie ledwo udało się uniknąć ataku stworzenia. Kiedy tylko podniosła się z dna bagniska i wymierzyła w stronę przeciwnika swoją broń, ten już przymierzył się do kolejnego natarcia. Na ofensywę było już za późno. Znowu. Musiała gwałtownie się odsunąć, zejść z linii rażenia – uciec spod jego szponów. Tym razem próbowała z całych sił, by nie upaść, jak wcześniej, do wody – będąc tak blisko monstrum, naraziłaby się wtedy na... Cóż, prawdopodobnie śmierć.
Kiedy walka z dystansu przeniosła się w zwarty pojedynek, Samantha skupiła się na odczytywaniu ruchów bestii. Tylko czekała na odpowiedni moment, by... Może użyć różdżki? Może własnej siły? Niewiele już brakowało do tego, by przestała się zastanawiać nad możliwościami, wyborem... Czarodziejska broń wydawała się jej coraz bardziej krucha, coraz mniejsza i mniej niebezpieczna, co jej własna siła. Krew w jej żyłach przyspieszała z sekundy na sekundę, serce pompowało ją z coraz większym impetem i w końcu ta trafiała do głowy z coraz większymi nakładami.
Bum bum? Dum dum? Puk puk? Nie brzmi to jak wezwanie do walki. Trudno wszakże opisać, nawet przy użyciu dźwiękonaśladownictwa, jak w głowie osoby zarażonej lykantropią brzmią wojenne gongi, strażnicze dzwony... Kołatanie do bramy, za którą rwie się już do walki ogromny wilk. Nie potrafi wytrzymać... Łańcuchy już zerwane – jeszcze tylko otworzyć bramę.
Ale najpierw unik.
The member 'Samantha Weasley' has done the following action : rzut kością
'k100' : 1
'k100' : 1
Gdyby nie zmęczenie i rozdrażnienie pewnie szybko poddałby Avery'ego złośliwościom swojego poczucia humoru. Miał przeczucie, że i ten by sobie nie odpuścił takiej przyjemności, ot tak dla zabawy. Nie chciało mu się jednak rozpoczynać kolejnego konfliktu, bo ich wędrówka dłużyła się i tak za bardzo. Szli więc w milczeniu, Samael przodem — tak na wszelki wypadek, gdyby coś miało mu ściąć głowę, rzucić się na niego, wciągnąć go w bagna. Wiadomo, lepej aby to była szlachecka koścista dupa Avery'ego niż Ramseya. Dbał jedynie o swój interes i nie miało to nic wspólnego z tchórzostwem. Poza tym Samael miał szansę d o b r o w o l n i e udowodnić swoje umiejętności przywódcze, prowadząc w ich dwuosobowej kompanii braci.
Odchodząc od Cezara i Crispina zbliżali się do Samanty, ale to jej ruda łepetyna fruwała z prawa na lewo walcząc z (niewidzialnym?) niedostrzegalnym dla nich na początku zagrożeniem. Po co? Dlaczego? Skąd ta capoeira? Gdzie się tego nauczyłaś? Zwolnił, mrużąc oczy i dopiero po chwili dostrzegł jej przeciwnika. Może wyglądał jak superbohater ale brak mu było pieprzonej empatii wobec cierpiących aby rzucić się w morderczą pogoń ku zdradliwej żmii, która stanęła na krawędzi życia i śmierci. Westchnął więc, kontynuując swój marsz po śliskich kamieniach w jej stronę.
Był tuż za Samaelem, wystarczająco daleko, aby ten zdecydował się wrócić by dokończyć swoje wielkie dzieło na Lestrange'u. Z przyjemnością zrobiłby sobie z niego maskotkę i kazał mu kicać w kierunku rudej na jednej nodze, może przy okazji wykonać skok z półobrotem i podwójne salto w tył, ale dużo zabawniejsza byłaby świadoma decyzja Samaela wobec tej chwili. Wobec tych zdarzeń losowych i tego dramatu. Zwolnił go więc ze służby sobie, oddając mu wolność i świadomy wybór działań, nie spuszczając wzroku z rudej. Był ciekaw, czy postanowi jak on, kontynuować spacer po błoniach, czy wykaże się krztą litości wobec niej by jej ruszyc na ratunek? A może znajdzie w tym szansę na rozładowanie swojego napięcia i przypadkiem rzuci zaklęciem w nią zamiast potwora? Któż wie. W końcu miał wolna wolę.
Och, Samaelu...
Odchodząc od Cezara i Crispina zbliżali się do Samanty, ale to jej ruda łepetyna fruwała z prawa na lewo walcząc z (niewidzialnym?) niedostrzegalnym dla nich na początku zagrożeniem. Po co? Dlaczego? Skąd ta capoeira? Gdzie się tego nauczyłaś? Zwolnił, mrużąc oczy i dopiero po chwili dostrzegł jej przeciwnika. Może wyglądał jak superbohater ale brak mu było pieprzonej empatii wobec cierpiących aby rzucić się w morderczą pogoń ku zdradliwej żmii, która stanęła na krawędzi życia i śmierci. Westchnął więc, kontynuując swój marsz po śliskich kamieniach w jej stronę.
Był tuż za Samaelem, wystarczająco daleko, aby ten zdecydował się wrócić by dokończyć swoje wielkie dzieło na Lestrange'u. Z przyjemnością zrobiłby sobie z niego maskotkę i kazał mu kicać w kierunku rudej na jednej nodze, może przy okazji wykonać skok z półobrotem i podwójne salto w tył, ale dużo zabawniejsza byłaby świadoma decyzja Samaela wobec tej chwili. Wobec tych zdarzeń losowych i tego dramatu. Zwolnił go więc ze służby sobie, oddając mu wolność i świadomy wybór działań, nie spuszczając wzroku z rudej. Był ciekaw, czy postanowi jak on, kontynuować spacer po błoniach, czy wykaże się krztą litości wobec niej by jej ruszyc na ratunek? A może znajdzie w tym szansę na rozładowanie swojego napięcia i przypadkiem rzuci zaklęciem w nią zamiast potwora? Któż wie. W końcu miał wolna wolę.
Och, Samaelu...
pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Właśnie spełniała się najgorsza obawa Avery'ego a jego największe strachy i lęki przybierały postaci namacalnej. Niespętanej jednak łańcuchami ani niezakutymi w ciężkie kajdany a zwyczajnie i niemalże naturalnie, separującej wolną wolę i bystre myśli od mięśni, porażonych paraliżem posłuszeństwa. I było to zdecydowanie gorsze od narzucenia na niego jarzm fizycznych, ponieważ nagle poczuł się mały i słaby, niewiele znaczący w starciu z napierającym na niego światem. W konfrontacji z rozkazami Mulcibera musiał skapitulować a gorzki smak porażki wypalał mu język niczym plugawa trucizna. Spychającą Samaela z piedestału i nakazująca poczynić krok w przepaść - która miała okazać się zbawieniem czy poddaniem totalnym?
Bał się. Bał się, że już nigdy nie bedzie zdolny spojrzeć na swoje oblicze w lustrze, że pozostanie w nim niesmak i bolesne obrzydzenie do samego siebie. Najgorszy koszmar ze złej mary przeistaczał się w równie przerażającą jawę a on... Nie miał dość siły, by uwolnić się spod złowieszczego wpływu Mulcibera. Przyznanie się przed własnym sumieniem kosztowało go drogo i Avery momentalnie zapłonął wściekłością. Jak on śmiał... Lecz juz po chwili zbawienny spokój spływał na jego myśli, łagodząc gniew i kojąc skołatane nerwy. Znowu była w nim tylko pustka i nicość, jeszcze gorsza od buchających w nim sprzecznych i ludzkich emocji.
Maszerował nieprzerwanie na przód, ślizgając się na pokrytych śluzem kamieniach, całkowicie wyzuty z jakichkolwiek myśli. Pragnień. M u s i a l po prostu iść przed siebie, pełniąc rolę przewodnika oraz... ludzkiej tarczy, czego świadomość jakoś przebijała się przez zamgloną percepcję. Wraz z wrażeniami wzrokowymi; ognistoczerwony wiecheć włosôw jego k u z y n k i odcinał się wyraźnie na tle zatopionych i ponurych szarozielonych odcieni lasu. I w tym właśnie momencie... poczuł, że myśli samodzielnie, że nikt już nie sprawuje nad nim kontroli, że znowu może wszystko. Odwrócił się napięcie, stając twarzą w twarz z Mulciberem i mierząc go zajadłym spojrzeniem. Gdzieś dalek rozgrywała się być może walka na smierć i życie, ale to nie obchodziło Avery'ego. Jeszcze nie wyrównał rachunków.
-Pożałujesz - syknął do Ramseya, usilnie powstrzymując trzęsące się ręce przed powaleniem go na ziemie i rozbiciem mu głowy. Powinien potraktować go Crucio tak samo jak i Caesara i zostawić w lesie, by sczeznął w samotności, ale... Odłożył zemstę (wyjaśnienia?) na pózniej, przyspieszając kroku, by jak najprędzej dotrzeć do Weasley. Głupia kobieta, podobnie jak Lestrange była tylko balastem, ale ona przynajmniej mogła sie jeszcze do czegoś przydać. Jakoś musieli przecież zachęcić Bzika do współpracy...
Bał się. Bał się, że już nigdy nie bedzie zdolny spojrzeć na swoje oblicze w lustrze, że pozostanie w nim niesmak i bolesne obrzydzenie do samego siebie. Najgorszy koszmar ze złej mary przeistaczał się w równie przerażającą jawę a on... Nie miał dość siły, by uwolnić się spod złowieszczego wpływu Mulcibera. Przyznanie się przed własnym sumieniem kosztowało go drogo i Avery momentalnie zapłonął wściekłością. Jak on śmiał... Lecz juz po chwili zbawienny spokój spływał na jego myśli, łagodząc gniew i kojąc skołatane nerwy. Znowu była w nim tylko pustka i nicość, jeszcze gorsza od buchających w nim sprzecznych i ludzkich emocji.
Maszerował nieprzerwanie na przód, ślizgając się na pokrytych śluzem kamieniach, całkowicie wyzuty z jakichkolwiek myśli. Pragnień. M u s i a l po prostu iść przed siebie, pełniąc rolę przewodnika oraz... ludzkiej tarczy, czego świadomość jakoś przebijała się przez zamgloną percepcję. Wraz z wrażeniami wzrokowymi; ognistoczerwony wiecheć włosôw jego k u z y n k i odcinał się wyraźnie na tle zatopionych i ponurych szarozielonych odcieni lasu. I w tym właśnie momencie... poczuł, że myśli samodzielnie, że nikt już nie sprawuje nad nim kontroli, że znowu może wszystko. Odwrócił się napięcie, stając twarzą w twarz z Mulciberem i mierząc go zajadłym spojrzeniem. Gdzieś dalek rozgrywała się być może walka na smierć i życie, ale to nie obchodziło Avery'ego. Jeszcze nie wyrównał rachunków.
-Pożałujesz - syknął do Ramseya, usilnie powstrzymując trzęsące się ręce przed powaleniem go na ziemie i rozbiciem mu głowy. Powinien potraktować go Crucio tak samo jak i Caesara i zostawić w lesie, by sczeznął w samotności, ale... Odłożył zemstę (wyjaśnienia?) na pózniej, przyspieszając kroku, by jak najprędzej dotrzeć do Weasley. Głupia kobieta, podobnie jak Lestrange była tylko balastem, ale ona przynajmniej mogła sie jeszcze do czegoś przydać. Jakoś musieli przecież zachęcić Bzika do współpracy...
And when my heart began to bleed,
'Twas death and death indeed.
'Twas death and death indeed.
Samael Avery
Zawód : ordynator oddziału magiipsychiatrii
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
Szalony, niech ukocha swe samotne ściany
I nie targa łańcucha, by nie draźnić rany
I nie targa łańcucha, by nie draźnić rany
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Samael Avery' has done the following action : rzut kością
'k100' : 59
'k100' : 59
Samantha, tym razem nie udało ci się uniknąć ciosu wymierzonego przez stworzenie. W momencie, gdy szpony przecięły skórę twojego boku, pożałowałaś, że nie uciekłaś z bagnisk, gdy miałaś ku temu okazję. Ból był paraliżujący, a rana zarówno głęboka, jak i długa, bo rozciągająca się od przedramienia poprzez dolną część żeber, aż do bioder. Pod wpływem rozrywającego bólu straciłaś równowagę i wpadłaś do mętnej wody, która w szybkim tempie zaczęła się zabarwiać na kolor czerwony. Całe szczęście, że Ramsey wraz z Samaelem dotarli w pobliże waszej walki - sasabonsam miast cię dobić, zainteresował się mężczyznami. Obnażając kły równie zabójcze jak pazury, ruszył w ich kierunku.
Ramsey, udało wam się przejść bezpiecznie po śliskich i niestabilnych kamieniach, niestety nie na czas - z bezpiecznej odległości mogliście obserwować jak Weasley spotyka się z ostrymi pazurskami, a po chwili wpada do wody. Zwolniłeś Samaela z pod działania zaklęcia niewybaczalnego; Choć rozwścieczony, Avery postanowił zostawić wasze porachunki na później. Może to lepiej, bo powinniście pomóc dotkliwie zranionej Samanthcie i pozbyć się jej przeciwnika, który ruszył w waszym kierunku - macie jeszcze czas, by podjąć się ewentualnej próby ataku zanim znajdziecie się w zasięgu ataku sasabonsama.
Caesar, byłeś zbyt zajęty walką z narastającymi mdłościami, by zauważyć co dzieje się wokół ciebie. Crispin natomiast przyglądał się wodom bagnisk, gdzie zniknął Samael wraz z Ramseyem. Tuż obok miejsca, gdzie przysiadł Caesar przepełzał wielki ślimak, co chwila zmieniający barwę swojej skorupy; przez mdłości Lestrange nie zwrócił uwagi na odór palącej się przybrzeżnej roślinności - dopiero natarczywe szczypanie prawej dłoni, sprawiło, że skupił się na czymś innym. Wkrótce ból zaczął narastać, przypominając przypalanie rozgrzanym przedmiotem.
Samantha, możesz próbować podnieść się z wody i spróbować zatamować cieknącą krew.
Ramsey, Samael, zaatakujecie, spróbujecie pomóc rannej Weasley, a może podzielicie się zadaniami?
Caesar, na twojej dłoni w szybkim tempie powstają paskudne, bolesne poparzenia, tym większe, im dłużej na twojej skórze znajduje się wydzielina toksyczeka, która przeżarła się przez materiał rękawic. Na szczęście w niewielkim wprawdzie stopniu, ale jednak chronią twoje tkanki przed całkowitymi, dogłębnymi poparzeniami - musisz się śpieszyć.
Przypominam, że z odpisu zwalnia was tylko zgłoszona nieobecność.
Macie 48 godzin.
Ramsey, udało wam się przejść bezpiecznie po śliskich i niestabilnych kamieniach, niestety nie na czas - z bezpiecznej odległości mogliście obserwować jak Weasley spotyka się z ostrymi pazurskami, a po chwili wpada do wody. Zwolniłeś Samaela z pod działania zaklęcia niewybaczalnego; Choć rozwścieczony, Avery postanowił zostawić wasze porachunki na później. Może to lepiej, bo powinniście pomóc dotkliwie zranionej Samanthcie i pozbyć się jej przeciwnika, który ruszył w waszym kierunku - macie jeszcze czas, by podjąć się ewentualnej próby ataku zanim znajdziecie się w zasięgu ataku sasabonsama.
Caesar, byłeś zbyt zajęty walką z narastającymi mdłościami, by zauważyć co dzieje się wokół ciebie. Crispin natomiast przyglądał się wodom bagnisk, gdzie zniknął Samael wraz z Ramseyem. Tuż obok miejsca, gdzie przysiadł Caesar przepełzał wielki ślimak, co chwila zmieniający barwę swojej skorupy; przez mdłości Lestrange nie zwrócił uwagi na odór palącej się przybrzeżnej roślinności - dopiero natarczywe szczypanie prawej dłoni, sprawiło, że skupił się na czymś innym. Wkrótce ból zaczął narastać, przypominając przypalanie rozgrzanym przedmiotem.
Samantha, możesz próbować podnieść się z wody i spróbować zatamować cieknącą krew.
Ramsey, Samael, zaatakujecie, spróbujecie pomóc rannej Weasley, a może podzielicie się zadaniami?
Caesar, na twojej dłoni w szybkim tempie powstają paskudne, bolesne poparzenia, tym większe, im dłużej na twojej skórze znajduje się wydzielina toksyczeka, która przeżarła się przez materiał rękawic. Na szczęście w niewielkim wprawdzie stopniu, ale jednak chronią twoje tkanki przed całkowitymi, dogłębnymi poparzeniami - musisz się śpieszyć.
Przypominam, że z odpisu zwalnia was tylko zgłoszona nieobecność.
Macie 48 godzin.
Brnął w zaparte, przedzierając się wąskim szlakiem wytyczonym przez śliskie kamienie wgłąb nieprzyjaznego bagna, za jedyny drogowskaz mając strzechę rudych włosów Weasely. Oraz ryk niewyraźnego jeszcze monstra, najwyraźniej właśnie rozdzierającego ją na strzępy. Avery nawet nie odwrócił się za siebie, aby zerknąć na podążającego za nim Mulcibera - w myślach nazywał go zupełnie inaczej, używając inwektyw wręcz eufemistycznych - jak tchórz - oraz tych bardziej wyszukanych, w języku prostactwa, którego słowa nigdy nie przeszłyby mu przez gardło. Kwestia wyratowania Samanthy z opresji stała się jednak bardzo wątpliwą, bo stwór stracił nią zainteresowanie - czyżby już przeistoczyła się w truchło? - zmierzając w ich stronę. Z zamiarami więcej niż oczywistymi.
Chciał krwi, chciał śmierci, może nawet i ludzkiego mięsa, by później w samotności ucztować nad ciałami ich trojga. Avery jednak nie planował dokonać żywota, sponiewierany przez byle leśną bestię... Miał również dług do spłacenia (nie znosił bycia winnym. Niczego ani nikomu), więc w pierwszym (i ostatnim) akcie altruizmu, zwracał się w kierunku dziewczęcego ciała, bezładnie leżącego w bagiennych wodach. Zdawało się, że wyłącznie on miał pojęcie, jak obchodzić się z rannymi czy poszkodowanymi (aczkolwiek nie czuł żadnych wyrzutów sumienia, iż zostawił Lestrange'a na łasce aurorzyny Russela), zatem zamierzał udzielić pomocy Weasley, zanim ona sama zdoła sobie zaszkodzić. Z delikatną wiarą w Ramseya, iż zechce osłonić jego plecy, miast tylko się za nimi kryć.
- Fosilio - zawołał, mierząc różdżką w Samanthę, koncypując, iż podobne, prowizoryczne opatrzenie jej ran wystarczy, przynajmniej do czasu, aż rozprawią się z potworem. Życie za życie - byliby kwita?
Chciał krwi, chciał śmierci, może nawet i ludzkiego mięsa, by później w samotności ucztować nad ciałami ich trojga. Avery jednak nie planował dokonać żywota, sponiewierany przez byle leśną bestię... Miał również dług do spłacenia (nie znosił bycia winnym. Niczego ani nikomu), więc w pierwszym (i ostatnim) akcie altruizmu, zwracał się w kierunku dziewczęcego ciała, bezładnie leżącego w bagiennych wodach. Zdawało się, że wyłącznie on miał pojęcie, jak obchodzić się z rannymi czy poszkodowanymi (aczkolwiek nie czuł żadnych wyrzutów sumienia, iż zostawił Lestrange'a na łasce aurorzyny Russela), zatem zamierzał udzielić pomocy Weasley, zanim ona sama zdoła sobie zaszkodzić. Z delikatną wiarą w Ramseya, iż zechce osłonić jego plecy, miast tylko się za nimi kryć.
- Fosilio - zawołał, mierząc różdżką w Samanthę, koncypując, iż podobne, prowizoryczne opatrzenie jej ran wystarczy, przynajmniej do czasu, aż rozprawią się z potworem. Życie za życie - byliby kwita?
And when my heart began to bleed,
'Twas death and death indeed.
'Twas death and death indeed.
Samael Avery
Zawód : ordynator oddziału magiipsychiatrii
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
Szalony, niech ukocha swe samotne ściany
I nie targa łańcucha, by nie draźnić rany
I nie targa łańcucha, by nie draźnić rany
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Samael Avery' has done the following action : rzut kością
'k100' : 45
'k100' : 45
Samael, niestety twoje zaklęcie świsnęło tuż obok Samanthy, która akurat w tym momencie próbowała nieudolnie podnieść się z wody i powstrzymać krwawienie. Skoncentrowała się na najgroźniejszej z ran, powstałej na boku i uciskanie rękoma zranienia, przynosiło doskonałe efekty, patrząc oczywiście na możliwości tej prymitywnej metody.
Ramsey, monstrum zbliża się do ciebie, gotowe w każdej chwili zaatakować - powalić cię z kamieni, na których stoisz i przygwoździć do skrytego pod warstwą wody, mulistego podłoża.
Caesar, pieczenie nabiera na sile, swąd palonych rękawiczek oraz ciała staje się coraz to bardziej wyczuwalny.
Zgłoszone nieobecności: Crispin, Samantha.
Ramsey, ST uniknięcia ataku wynosi 7, otrzymujesz -1 oczko do kolejnego rzutu.
Caesar otrzymujesz -25 oczek do kolejnego rzutu.
Na odpis macie 48 godzin.
Ramsey, monstrum zbliża się do ciebie, gotowe w każdej chwili zaatakować - powalić cię z kamieni, na których stoisz i przygwoździć do skrytego pod warstwą wody, mulistego podłoża.
Caesar, pieczenie nabiera na sile, swąd palonych rękawiczek oraz ciała staje się coraz to bardziej wyczuwalny.
Zgłoszone nieobecności: Crispin, Samantha.
Ramsey, ST uniknięcia ataku wynosi 7, otrzymujesz -1 oczko do kolejnego rzutu.
Caesar otrzymujesz -25 oczek do kolejnego rzutu.
Na odpis macie 48 godzin.
/zgłoszona nieobecność do maja była, tak tylko mówię (28-04 też jestem out teoretycznie). Nadrabiam więc za dwa
Szedł uważnie, patrząc pod nogi, starając się uniknąć niefortunnego upadku na śliskich kamieniach i dopiero kiedy ktoś stanął mu na drodze zatrzymał się gwałtownie, unosząc wzrok.
— Może tego nie widać, ale wewnętrznie trzęsę się ze strachu — mruknął beznamiętnie, patrząc Avery'emu prosto w oczy. Strach? U Mulcibera? Był zbyt pewny siebie na to by się obawiać czegokolwiek. Może nuta drwiny zadźwięczała w jego słowach, pozostał jednak niewzruszony, bo złość Samaela była całkiem uzasadniona. W końcu miał go w garści. Miał nad nim władzę. Kontrolował doskonałego Avery'ego, idealnego szlachcica i to będąc kimś pozbawionym równemu mu tytułowi. Ten akt być może stał się rysą na jego perfekcyjnym wizerunku, która pozostanie na nim już do końca życia. Nie miał jednak żadnych wyrzutów sumienia. Nie znał tego określenia. Być może nadeszła pora, żeby zaczął traktować go poważnie, jak równego sobie, bo nawet jeśli żadne sir, nie stało przed nazwiskiem potrafił drapać ostrymi pazurami równie dotkliwie, co on.
Ze spokojem popatrzył więc jak ten oddala się od niego, by pomóc Samancie. Godne pochwały. Cóż mogło być większym upokorzeniem niż dług wdzięczności za uratowane życie. Sam wolałby umrzeć niż tego doświadczyć, więc daleko mu było od lekkomyślności w rwaniu się do przodu. Nie zamierzał jednak stać i się przyglądać, jak Ruda umiera, a Samael próbuje swoich sił w uzdrowieniu jej na odległość. Powrócił do marszu, zbliżając się do Samanty, której krew mieszała się z brudną wodą, Samaela, który próbował ją ratować i stwora, który skupił się właśnie na nim. Wybornie.
— Sectumsempra!— wycedził przez zęby, unosząc różdżkę w kierunku zwierzęcia.
Szedł uważnie, patrząc pod nogi, starając się uniknąć niefortunnego upadku na śliskich kamieniach i dopiero kiedy ktoś stanął mu na drodze zatrzymał się gwałtownie, unosząc wzrok.
— Może tego nie widać, ale wewnętrznie trzęsę się ze strachu — mruknął beznamiętnie, patrząc Avery'emu prosto w oczy. Strach? U Mulcibera? Był zbyt pewny siebie na to by się obawiać czegokolwiek. Może nuta drwiny zadźwięczała w jego słowach, pozostał jednak niewzruszony, bo złość Samaela była całkiem uzasadniona. W końcu miał go w garści. Miał nad nim władzę. Kontrolował doskonałego Avery'ego, idealnego szlachcica i to będąc kimś pozbawionym równemu mu tytułowi. Ten akt być może stał się rysą na jego perfekcyjnym wizerunku, która pozostanie na nim już do końca życia. Nie miał jednak żadnych wyrzutów sumienia. Nie znał tego określenia. Być może nadeszła pora, żeby zaczął traktować go poważnie, jak równego sobie, bo nawet jeśli żadne sir, nie stało przed nazwiskiem potrafił drapać ostrymi pazurami równie dotkliwie, co on.
Ze spokojem popatrzył więc jak ten oddala się od niego, by pomóc Samancie. Godne pochwały. Cóż mogło być większym upokorzeniem niż dług wdzięczności za uratowane życie. Sam wolałby umrzeć niż tego doświadczyć, więc daleko mu było od lekkomyślności w rwaniu się do przodu. Nie zamierzał jednak stać i się przyglądać, jak Ruda umiera, a Samael próbuje swoich sił w uzdrowieniu jej na odległość. Powrócił do marszu, zbliżając się do Samanty, której krew mieszała się z brudną wodą, Samaela, który próbował ją ratować i stwora, który skupił się właśnie na nim. Wybornie.
— Sectumsempra!— wycedził przez zęby, unosząc różdżkę w kierunku zwierzęcia.
pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
The member 'Ramsey Mulciber' has done the following action : rzut kością
'k100' : 72
'k100' : 72
Powinien zmiażdżyć go w tej samej sekundzie, wręcz zawrzeć przymierze z potworem z bagien i dopomóc mu w oderwaniu głowy Mulcibera od jego tułowia. Powinien, lecz uspokoił się na tyle, by wyciągnąć wnioski po ataku na Lestrange'a i nie działać pochopnie. I Ramsey musi doznać upokorzenia z jego ręki. Dotkliwego, a może wówczas mu wybaczy, a grzechy zostaną odpuszczone. W tej chwili, nienawidził go jednak z całych sił.
Prawie tak mocno, jak nienawidził, kiedy coś działo się nie po jego myśli, lecz zazwyczaj wystarczało lekkie uniesienie brwi, subtelna zmiana tonu głosu na bardziej surowy lub inne werbalne czy też niewerbalne znaki, znakomicie odczytywane przez tych, którzy bezmyślnie jęli mu się narażać. Nieszczęsna Samantha; zapewne oszalała z rozrywającego bólu, otępiona przez zadaną jej ranę, nie wiedziała, że w rękach Avery'ego wciąż ważą się jej losy. Próbował i cóż, wyłącznie po jej stronie leżała wina (naturalnie, była kobietą, nawet pominąwszy ów cały infantylny akcent wzajemnego obrzucania się błotem), kiedy miotała się nierozważnie, przez co jego zaklęcie minęło celu. Samael niemalże stracił już motywację, aczkolwiek świadomość, że przynajmniej jeden z nich z tej wyprawy nie powróci żywy (Caesara również spisał na stratę), skłoniła go do podjęcia innej decyzji. Na korzyść Weasely, choć być może śmierć od poniesionych ran i wykrwawienie się na mokradłach, za towarzysza w ostatniej drodze mając jedynie leśne monstrum (które na pewno nie włoży jej obola w usta, by mogła zapłacić Charonowi)
-Fosilio - wypowiedział inkantację po raz drugi, obiecując sobie, że jeśli tym razem Samantha drgnie choć o centymetr, następnym zaklęciem po prostu ją dobije. Był do tego zdolny.
Prawie tak mocno, jak nienawidził, kiedy coś działo się nie po jego myśli, lecz zazwyczaj wystarczało lekkie uniesienie brwi, subtelna zmiana tonu głosu na bardziej surowy lub inne werbalne czy też niewerbalne znaki, znakomicie odczytywane przez tych, którzy bezmyślnie jęli mu się narażać. Nieszczęsna Samantha; zapewne oszalała z rozrywającego bólu, otępiona przez zadaną jej ranę, nie wiedziała, że w rękach Avery'ego wciąż ważą się jej losy. Próbował i cóż, wyłącznie po jej stronie leżała wina (naturalnie, była kobietą, nawet pominąwszy ów cały infantylny akcent wzajemnego obrzucania się błotem), kiedy miotała się nierozważnie, przez co jego zaklęcie minęło celu. Samael niemalże stracił już motywację, aczkolwiek świadomość, że przynajmniej jeden z nich z tej wyprawy nie powróci żywy (Caesara również spisał na stratę), skłoniła go do podjęcia innej decyzji. Na korzyść Weasely, choć być może śmierć od poniesionych ran i wykrwawienie się na mokradłach, za towarzysza w ostatniej drodze mając jedynie leśne monstrum (które na pewno nie włoży jej obola w usta, by mogła zapłacić Charonowi)
-Fosilio - wypowiedział inkantację po raz drugi, obiecując sobie, że jeśli tym razem Samantha drgnie choć o centymetr, następnym zaklęciem po prostu ją dobije. Był do tego zdolny.
And when my heart began to bleed,
'Twas death and death indeed.
'Twas death and death indeed.
Samael Avery
Zawód : ordynator oddziału magiipsychiatrii
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
Szalony, niech ukocha swe samotne ściany
I nie targa łańcucha, by nie draźnić rany
I nie targa łańcucha, by nie draźnić rany
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Samael Avery' has done the following action : rzut kością
'k100' : 84
'k100' : 84
Leśne mokradła
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Wiltshire