Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Wiltshire
Leśne mokradła
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Leśne mokradła
Kilka kilometrów od cmentarza w Salisbury łagodne pagórki zamieniają się w gęsty, porośnięty cierniami las. W samym jego sercu kwitną mokradła. Nikt o zdrowym rozsądku nie zapuszcza się tam samotnie. Mokradła pełne są niebezpiecznych magicznych stworzeń, które tylko na to czekają. Wśród nich są Zwodniki - bagienne demony o jednej nodze, wabiące zbłąkanych wędrowców na trzęsawiska. Miejscowi bajarze powiadają, że na mokradłach mieszka Ambrozjusz Bzik, który dobrych czarodziejów nagradza, wskazując im drogę do jaskini pełnej skarbów, a złych porywa i przywiązuje do drzewa.
Na terenie lasu nie można się teleportować.
Na terenie lasu nie można się teleportować.
The member 'Samael Avery' has done the following action : rzut kością
'k100' : 98
'k100' : 98
Kobieta?
Przeniósł wzrok z Bzika na Avery'ego, który otrząsnął się od razu z pytaniem na ustach. Nie podobało mu się to, że Samael nie dzielił się informacjami. Nie ufał im, ale przecież on sam zrobiłby dokładnie to samo. Wiedza była cenna, wiedza była potęgą. Ale właśnie dlatego, że choć nie dziwiło go zachowanie Avery'ego, a irytowało spojrzał na niego podejrzliwie, mrużąc przy tym oczy. Był w gotowości zawsze, szczególnie do tego, aby zadać ból. Nie przywykł jednak do wykonywania czyiś poleceń i zawsze źle to na niego wpływało. Uaktywniała się wtedy czysta złośliwość, ale Mulciber był zbyt mądry, aby reagować pochopnie, więc... właściwie nie zrobił nic. Jedynie cofnął się o krok, aby przypadkiem nie zderzyć się z rozgorączkowanym Samaelem, który doskoczywszy do łóżka, wyciągnął spod niego coś, a następnie wrócił do skrzyni. Splótł ręce na piersi i przygryzł policzek od środka, ze stoicką cierpliwością obserwując zmagania Averyego, choć ten raczej wydawał się być właśnie w swoim żywiole. Samaela - Sam. Więc i niech sam w nim tkwi.
Przeniósł wzrok z Bzika na Avery'ego, który otrząsnął się od razu z pytaniem na ustach. Nie podobało mu się to, że Samael nie dzielił się informacjami. Nie ufał im, ale przecież on sam zrobiłby dokładnie to samo. Wiedza była cenna, wiedza była potęgą. Ale właśnie dlatego, że choć nie dziwiło go zachowanie Avery'ego, a irytowało spojrzał na niego podejrzliwie, mrużąc przy tym oczy. Był w gotowości zawsze, szczególnie do tego, aby zadać ból. Nie przywykł jednak do wykonywania czyiś poleceń i zawsze źle to na niego wpływało. Uaktywniała się wtedy czysta złośliwość, ale Mulciber był zbyt mądry, aby reagować pochopnie, więc... właściwie nie zrobił nic. Jedynie cofnął się o krok, aby przypadkiem nie zderzyć się z rozgorączkowanym Samaelem, który doskoczywszy do łóżka, wyciągnął spod niego coś, a następnie wrócił do skrzyni. Splótł ręce na piersi i przygryzł policzek od środka, ze stoicką cierpliwością obserwując zmagania Averyego, choć ten raczej wydawał się być właśnie w swoim żywiole. Samaela - Sam. Więc i niech sam w nim tkwi.
pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Różdżka zgasła wraz z inkantacją kolejnego zaklęcia. Chociaż byłem przekonany, że uda mi się rzucić zaklęcie mimo braku odpowiedniej widoczności to istniało prawdopodobieństwo, niestety bardzo wysokie, że coś pójdzie nie tak. Oczywiście zgodnie z wszelkimi prawami absurdu rzeczywistość wykorzystała w punkt ten procent. Krab cały czas był w ruchu, widocznie nie przeraziła go moja groźna osoba celująca w niego z patyka. Nie zamarł więc ani nie pozował, dlatego zaklęcie uderzyło prosto w piach obok niego. Nie moja wina, że jeszcze przed chwilą tam był, a w następnej już zapieprzał dalej. Nie stłamsiłem przekleństwa, jakie cisnęło mi się na usta. Cholerny krab, cholerne jajo, cholerna misja i pieprzona książka. Lestrange miał mnie w dupie, reszta bawiła się gdzieś w najlepsze. Moja irytacja rosła z minuty na minutę. Nie wiedziałem czy na moją korzyść czy wręcz przeciwnie. Upierdliwe stworzenie zbliżało się już w najlepsze i miałem ostatnie chwile, aby spróbować ostatni raz. Cholernie mało czasu, potrzebowałem kupić go sobie chociaż trochę. Może się uda. Przynajmniej umrę próbując.
- Arresto momentum - mówię, starając się panować nad głosem. Krab to też obiekt, prawda? Powinien się zatrzymać. M u s i się zatrzymać.
- Arresto momentum - mówię, starając się panować nad głosem. Krab to też obiekt, prawda? Powinien się zatrzymać. M u s i się zatrzymać.
Thank you, I'll say goodbye now though its the end of the world, don't blame yourself and if its true, I will surround you and give life to a world thats our own
Crispin Russell
Zawód : Auror, opiekun testrali
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
sometimes we deliberately step into those traps
I was born in mine; I don't mind it anymore
oh, but you should, you should mind it
I do, but I say I don't
I was born in mine; I don't mind it anymore
oh, but you should, you should mind it
I do, but I say I don't
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Crispin Russell' has done the following action : rzut kością
'k100' : 2
'k100' : 2
Sytuacja w pomieszczeniu zaczęła się nieźle rozwijać, jednak jedynie pomiędzy Samaelem a Bzikiem. Widocznie Avery nie chciał dawać Wesleyównie i Ramseyowi pola do popisu. Chciał zrobić wszystko sam, bo myślał, że "tak będzie szybciej". I pewnie miał rację. W końcu tylko on w tym momencie znał wspomnienia starca. W jednej chwili znalazł jakieś rękawice i zabrał się za otwieranie szkatuły. Samantha w tym momencie stała z boku, oparta o ścianę ze skrzyżowanymi na piersiach rękami. To był długi dzień, a co najgorsze - jeszcze się nie skończył. Była więc mimo wszystko wdzięczna swojemu... kuzynowi za przyspieszanie tego wszystkiego i przechodzenie od razu do sedna sprawy. Może rzeczywiście dzielili ten pokój z księgą, której tak szukał Riddle? Szukał Riddle. Spoglądając na to wszystko, co spotkało ekipę na mokradłach można stwierdzić, że używanie tych dwóch wyrazów jest w tym wypadku nadużyciem.
Samael, gdy wycofałeś się z umysłu mężczyzny, ten był wyraźnie zbyt roztrzęsiony, by odpowiadać na twoje pytania. W kufrze, tak jak we wspomnieniu, znajdowały się rękawice, które ubrałeś. Szczęśliwie nie były one przetarte w żadnym miejscu, więc gdy chwyciłeś szkatułkę, nic się nie stało. Jednak próba otworzenia wieczka, okazała się porażką - nieważne ile wkładałbyś w to siły, nie potrafiłeś jej otworzyć, by sprawdzić zawartość znaleziska.
- Nie znajdziesz jej... nieważne jak bardzo ty... i twoje pieski byście się starali - Bzik odezwał się nagle głosem zachrypniętym i urywanym, pomimo to mogłeś wyczuć, że to wszystko go bawi w sposób zakrawający o szaleństwo. - To ona znajdzie was, gdy to zabierzesz - ostrzegł wciąż chichocząc i kołysząc się w przód i tył.
Crispin, stworzenie odskoczyło w bok, gdy próbowałeś go trafić. Błoto pod wpływem zaklęcia rozchlapało się na wszystkie strony, które zawisły w powietrzu na kilka chwil - mogłeś obserwować, jak w zwolniony sposób opadają w dół. Niestety, krab zbliżył się już zbyt bardzo, na tyle blisko, byś mógł spróbować się go pozbyć bez użycia czarów.
ST kopnięcia kraba lub próba jego fizycznego unieszkodliwienia wynosi 70.
Na odpis macie 48 godzin.
- Nie znajdziesz jej... nieważne jak bardzo ty... i twoje pieski byście się starali - Bzik odezwał się nagle głosem zachrypniętym i urywanym, pomimo to mogłeś wyczuć, że to wszystko go bawi w sposób zakrawający o szaleństwo. - To ona znajdzie was, gdy to zabierzesz - ostrzegł wciąż chichocząc i kołysząc się w przód i tył.
Crispin, stworzenie odskoczyło w bok, gdy próbowałeś go trafić. Błoto pod wpływem zaklęcia rozchlapało się na wszystkie strony, które zawisły w powietrzu na kilka chwil - mogłeś obserwować, jak w zwolniony sposób opadają w dół. Niestety, krab zbliżył się już zbyt bardzo, na tyle blisko, byś mógł spróbować się go pozbyć bez użycia czarów.
ST kopnięcia kraba lub próba jego fizycznego unieszkodliwienia wynosi 70.
Na odpis macie 48 godzin.
— To nie ma sensu — mruknął pod nosem zniecierpliwiony. Avery miał swoją wizję ogarnięcia tej sytuacji; widział coś, czym nie chciał się z nimi podzielić, a oni nie mieli wobec tego żadnego obowiązku wykonywania jego sugestii. Nie tyle oni, co on, Mulciber. Współpraca przychodziła mu ciężko, był indywidualistą, a nawet jeśli pojmował sposób zachowania Samaela i chęć trzymania Samanthy z dala od tego, co się działo — był najzwyczajniej w świecie zmęczony b e z o w o c n o ś c i ą tej akcji. Tom nie będzie zachwycony. — Bierz teraz tą szkatułkę i się stąd zmywamy, chyba, że zamierzasz próbować przekonać go siłą. Jednak patrząc na niego musiałby najpierw wrócić do zdrowych zmysłów.
Nie chciał tu tkwić dłużej i zastanawiać się w jaki sposób namówić Bzika do mówienia. Znał tylko jeden. Jeden słuszny. Jeden sprawdzony.
— Imperio . — Wycelował różdżką w Bzika, bo lekkomyślne byłoby go zostawienie tutaj samego sobie.
Nie chciał tu tkwić dłużej i zastanawiać się w jaki sposób namówić Bzika do mówienia. Znał tylko jeden. Jeden słuszny. Jeden sprawdzony.
— Imperio . — Wycelował różdżką w Bzika, bo lekkomyślne byłoby go zostawienie tutaj samego sobie.
pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
The member 'Ramsey Mulciber' has done the following action : rzut kością
'k100' : 61
'k100' : 61
Cholerne krabisko, czy musi tak mocno wierzgać? Nie mogło być jakoś bardziej niezgrabne, ślamazarne? Nie mogła omsknąć mu się noga, poślizgnąć się i rozjechać czy utknąć w błocie? Oczywiście, że nie, paskudny stwór musiał mieć szczęście, o wiele większe szczęście niż ja. Nieszczęsny, niewidzący w ciemności pogromca błota. Akurat tyle jestem w stanie dostrzec, rozbryzgane błoto lewituje kilka chwil w powietrzu dzięki zaklęciu, a potem opada gwałtownie. Niestety nie jest to krab. Zapewne westchnąłbym z rozczarowania, ale nie było na to czasu. Na nic nie było cholernego czasu. Pierś unosiła mi się szybko, gwałtownie, a trybiki umysłu działały na najwyższych obrotach. Był już cholernie blisko, ostatnia szansa. Mogłem spróbować kopnąć go, ale bałem się, że te sprytne i niestety dosyć szybkie szczypce mogą łatwo złapać moją nogę. Nie chciałem ryzykować aż tak. Noga może mi się jeszcze przydać. Postanawiam po raz trzeci oprzeć się na magii i liczyć, że tym razem, a przede wszystkim z takiej odległości, uda mi się trafić jak należy.
- Wingardium leviosa - no nie wierzę, że znowu tego używam. Ale raz mi się udało, może drugi też uratuje mi skórę.
- Wingardium leviosa - no nie wierzę, że znowu tego używam. Ale raz mi się udało, może drugi też uratuje mi skórę.
Thank you, I'll say goodbye now though its the end of the world, don't blame yourself and if its true, I will surround you and give life to a world thats our own
Crispin Russell
Zawód : Auror, opiekun testrali
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
sometimes we deliberately step into those traps
I was born in mine; I don't mind it anymore
oh, but you should, you should mind it
I do, but I say I don't
I was born in mine; I don't mind it anymore
oh, but you should, you should mind it
I do, but I say I don't
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Crispin Russell' has done the following action : rzut kością
'k100' : 77
'k100' : 77
|yodo
Groźby wraku mężczyzny nie zrobiły na Averym żadnego wrażenia. Miał się przestraszyć? Zatrząść się ze strachu i załkać jak lękliwe dziecko? Rozpłakać się rzewnymi łzami nad marnym losem, jaki zgotuje mu owa nieznana k o b i e t a? Samael byłby tym bardziej szczęśliwy, mogąc ją zobaczyć. Całą siłą woli powstrzymał się, by nie wymierzyć Bzikowi potężnego kopniaka; chętnie widziałby go w kałuży własnej krwi skomlącego o litość, jednak starzec albo stał się już znieczulony na fizyczne ataki, albo oszalał do reszty i cierpienie nie znajdowało odbicia w jego wymiarze rzeczywistości. Jego mamrotanie, podobnie jak uwagi Mulcibera (i tym razem, niestety trefne Imperio; zupełnie niepotrzebnie jak widać przechwalał się swymi umiejętnościami) wyłącznie bardziej rozsierdziły Samaela, boleśnie odczuwającego impas.
-Przywitam j ą ze wszystkimi honorami - wypluł jadowicie w twarz starca, z czającym się między wierszami niewypowiedzianym ostrzeżeniem - twoja ostatnia szansa - dodał twardo, kierując w niego różdżkę.
-Plumosa! - wypowiedział starannie, oczekując, iż czarnomagiczne zaklęcie się powiedzie i skłoni Bzika do zwierzeń. W przeciwnym razie bowiem sczeźnie i to na swoje własne życzenie.
Groźby wraku mężczyzny nie zrobiły na Averym żadnego wrażenia. Miał się przestraszyć? Zatrząść się ze strachu i załkać jak lękliwe dziecko? Rozpłakać się rzewnymi łzami nad marnym losem, jaki zgotuje mu owa nieznana k o b i e t a? Samael byłby tym bardziej szczęśliwy, mogąc ją zobaczyć. Całą siłą woli powstrzymał się, by nie wymierzyć Bzikowi potężnego kopniaka; chętnie widziałby go w kałuży własnej krwi skomlącego o litość, jednak starzec albo stał się już znieczulony na fizyczne ataki, albo oszalał do reszty i cierpienie nie znajdowało odbicia w jego wymiarze rzeczywistości. Jego mamrotanie, podobnie jak uwagi Mulcibera (i tym razem, niestety trefne Imperio; zupełnie niepotrzebnie jak widać przechwalał się swymi umiejętnościami) wyłącznie bardziej rozsierdziły Samaela, boleśnie odczuwającego impas.
-Przywitam j ą ze wszystkimi honorami - wypluł jadowicie w twarz starca, z czającym się między wierszami niewypowiedzianym ostrzeżeniem - twoja ostatnia szansa - dodał twardo, kierując w niego różdżkę.
-Plumosa! - wypowiedział starannie, oczekując, iż czarnomagiczne zaklęcie się powiedzie i skłoni Bzika do zwierzeń. W przeciwnym razie bowiem sczeźnie i to na swoje własne życzenie.
And when my heart began to bleed,
'Twas death and death indeed.
'Twas death and death indeed.
Samael Avery
Zawód : ordynator oddziału magiipsychiatrii
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
Szalony, niech ukocha swe samotne ściany
I nie targa łańcucha, by nie draźnić rany
I nie targa łańcucha, by nie draźnić rany
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Samael Avery' has done the following action : rzut kością
'k100' : 66
'k100' : 66
Weasley już całkowicie straciła rozpoznanie w sytuacji. Nie mogła podjąć żadnego działania, bo zwyczajnie nie miała pojęcia co się właśnie wyprawiało. Ramsey w końcu wtrącił się w istny monodram Samaela, jednak - chociaż zapewne chciał przyspieszyć jego tempo - jego udział prawdopodobnie wydłuży tylko oczekiwanie Samanthy na wyjście z chatki. Zmieniła już nawet miejsce oparcia - powędrowała cicho pod ścianę z drzwiami. Tam, obok nich, spoczęła i kontynuowała obserwację. Słowa nie mogą opisać jak bardzo by chciała stłuc tę trójkę mężczyzn, wziąć szkatułkę i wrócić z Crispinem do rycerskiej siedziby. Może zdążyłaby jeszcze zobaczyć ledwo żywego Lestrange'a, lekko nad nim zachichotać i zostawić samemu sobie? Pewnie było już na to za późno.
- Ruszcie się, na Merlina... - mruknęła pod nosem.
- Ruszcie się, na Merlina... - mruknęła pod nosem.
Ramsey, tym razem twoje imperio się nie powiodło. Bzik wciąż kołysał się w przód i w tył, a jego mina nie zmieniła się ani na chwilę pod wpływem błogiego spokoju, charakterystycznego dla zaklęcia.
Samael, natomiast pod wpływem twojego zaklęcia starzec zaczął się dusić. Tracił tlen tym bardziej, że wciąż nie przestawał się śmiać. Szybko stał się czerwony, a jego ciałem wstrząsnął brak tlenu. Choć poruszał ustami podobnie jak ryba wyciągnięta z wody, nie mógł nabrać powietrza. - Nie znajdziesz... Jej. Nie znajdziesz... Nie... – powtarzał wciąż i wciąż niczym obłąkany, skoro nie byłeś w stanie zmusić go do mówienia nawet niewyobrażalnym bólem. Jeśli nie cofniesz zaklęcia, najprawdopodobniej się udusi.
Crispin, tym razem trafiłeś – stworzenie uniosło się do góry, po raz kolejny niezdolne, by zrobić tobie i jaju jakąkolwiek krzywdę.
Jeśli chcecie możecie spróbować wydostać się z chaty. ST bezpiecznego zejścia po drabinie wynosi 25. Dla Samaela wynosi 35, gdyż trzyma szkatułkę.
Na odpis macie 48 godzin.
Samael, natomiast pod wpływem twojego zaklęcia starzec zaczął się dusić. Tracił tlen tym bardziej, że wciąż nie przestawał się śmiać. Szybko stał się czerwony, a jego ciałem wstrząsnął brak tlenu. Choć poruszał ustami podobnie jak ryba wyciągnięta z wody, nie mógł nabrać powietrza. - Nie znajdziesz... Jej. Nie znajdziesz... Nie... – powtarzał wciąż i wciąż niczym obłąkany, skoro nie byłeś w stanie zmusić go do mówienia nawet niewyobrażalnym bólem. Jeśli nie cofniesz zaklęcia, najprawdopodobniej się udusi.
Crispin, tym razem trafiłeś – stworzenie uniosło się do góry, po raz kolejny niezdolne, by zrobić tobie i jaju jakąkolwiek krzywdę.
Jeśli chcecie możecie spróbować wydostać się z chaty. ST bezpiecznego zejścia po drabinie wynosi 25. Dla Samaela wynosi 35, gdyż trzyma szkatułkę.
Na odpis macie 48 godzin.
Śmierć z powodu niedotlenienia nie mogła być przyjemna. Avery wszakże miał możliwości zgotowania Bzikowi losu dużo gorszego, gdzie umieranie ciągnęłoby się godzinami. Na tyle dobrze opanował magię leczniczą, iż przeciągałby agonię staruszka w nieskończoność, pastwiąc się nad umęczonym ciałem, nie różniącym się niczym od zwierzęcego zewłoku. Sam wybrał swój los, postępując tak ze szlachetności (akurat) lub skrajnej głupoty, wierząc, iż zdejmie ich litość. Paradne, Avery nigdy jej nie okazywał i tym razem również nie miał zamiaru ani pozwolić Bzikowi ujść z życiem, ani skrócić jego cierpienia. Niech się dusi, krztusi, niech czuje, jak niewidzialna pętla ściska mu gardło. Zaczerwieniona twarz starca prędko zmieniła barwę na siną, kiedy martwe (niedługo) usta charczały ostatnie słowa pożegnania. Komiczne wręcz, zważywszy iż staruszek wydawał właśnie swoje ostatnie tchnienia.
- Zdychaj - powiedział cicho, wykrzywiając wąskie wargi w okrutnym grymasie, po czym ściskając szkatułkę w rękach, wyszedł z zagraconego pomieszczenia. Ostrożnie postawił stopę na szczeblu drabiny, nie opierając się jednak całym ciężarem ciała, chcąc sprawdzić, czy stopień się nie złamie i czy nie wyląduje na ziemi ze skręconym karkiem. Powoli zaczął schodzić w dół, licząc, iż obejdzie się bez zderzenia z twardym podłożem.
- Zdychaj - powiedział cicho, wykrzywiając wąskie wargi w okrutnym grymasie, po czym ściskając szkatułkę w rękach, wyszedł z zagraconego pomieszczenia. Ostrożnie postawił stopę na szczeblu drabiny, nie opierając się jednak całym ciężarem ciała, chcąc sprawdzić, czy stopień się nie złamie i czy nie wyląduje na ziemi ze skręconym karkiem. Powoli zaczął schodzić w dół, licząc, iż obejdzie się bez zderzenia z twardym podłożem.
And when my heart began to bleed,
'Twas death and death indeed.
'Twas death and death indeed.
Samael Avery
Zawód : ordynator oddziału magiipsychiatrii
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
Szalony, niech ukocha swe samotne ściany
I nie targa łańcucha, by nie draźnić rany
I nie targa łańcucha, by nie draźnić rany
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Leśne mokradła
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Wiltshire