Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Wiltshire
Leśne mokradła
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Leśne mokradła
Kilka kilometrów od cmentarza w Salisbury łagodne pagórki zamieniają się w gęsty, porośnięty cierniami las. W samym jego sercu kwitną mokradła. Nikt o zdrowym rozsądku nie zapuszcza się tam samotnie. Mokradła pełne są niebezpiecznych magicznych stworzeń, które tylko na to czekają. Wśród nich są Zwodniki - bagienne demony o jednej nodze, wabiące zbłąkanych wędrowców na trzęsawiska. Miejscowi bajarze powiadają, że na mokradłach mieszka Ambrozjusz Bzik, który dobrych czarodziejów nagradza, wskazując im drogę do jaskini pełnej skarbów, a złych porywa i przywiązuje do drzewa.
Na terenie lasu nie można się teleportować.
Na terenie lasu nie można się teleportować.
Cóż, muszę oddać matce naturze należy jej honor. Niezwykle zaradna z niej kobieta. Dba w jakiś tam pokręcony sposób o każde swoje dziecko. Nawet o takiego brzydala pana kraba. Moje uderzenie okazuje się bezskuteczne, a wszystko dzięki jego pancerzowi. Nie pomyślałem o tym wcześniej. Dopiero teraz dociera do mnie, że nie jest on przecież dla ozdoby. Szkoda, dla mnie szkoda, nie dla niego. Przyglądam się jak lewituje sobie w powietrzu i nie wygląda na w żadnym stopniu uszkodzonego. Może w świetle dnia zauważyłbym coś, drobnego chociaż, ale jestem raczej sceptyczny. Póki co magiczny stwór wydaje się jedynie zdezorientowany i to tylko w powodu nagłych zmian położenia. Wzdycham ciężko. Jestem już zmęczony tą całą sytuacją. Nie mogę się doczekać aż reszta naszej wspaniałej drużyny wróci, o ile zrobi to tą samą drogą, żebyśmy mogli w końcu wrócić. Mam nadzieję, że się nie zgubili ani nie pozabijali po drodze, a może znaleźli tego całego Bzika i tę piekielną książkę.
Krab przypomina mi, że jeszcze nie znikł donośnym trzaskiem swoich szczypiec. Coś muszę z nim zrobić, raczej nie chcę mieć nowego zwierzątka w domu. Wolę się nie przekonać jak żyłby pies z krabem. Nie chcę go zabijać, nie jestem sadystą, a fakt rozmawiania ze zwierzętami prawdę mówiąc uwrażliwił mnie na nie jeszcze bardziej. Mimo wszystko nie chcę skończyć jako jego karma. Rozglądam się więc dookoła aż moją uwagę przykuwa kamień, na którym jeszcze niedawno siedziałem. Fantastycznie. Nakierowuję go przy pomocy różdżki w tamto miejsce, a następnie opuszczam gwałtownie na twardą powierzchnię. Może to go ogłuszy.
Krab przypomina mi, że jeszcze nie znikł donośnym trzaskiem swoich szczypiec. Coś muszę z nim zrobić, raczej nie chcę mieć nowego zwierzątka w domu. Wolę się nie przekonać jak żyłby pies z krabem. Nie chcę go zabijać, nie jestem sadystą, a fakt rozmawiania ze zwierzętami prawdę mówiąc uwrażliwił mnie na nie jeszcze bardziej. Mimo wszystko nie chcę skończyć jako jego karma. Rozglądam się więc dookoła aż moją uwagę przykuwa kamień, na którym jeszcze niedawno siedziałem. Fantastycznie. Nakierowuję go przy pomocy różdżki w tamto miejsce, a następnie opuszczam gwałtownie na twardą powierzchnię. Może to go ogłuszy.
Thank you, I'll say goodbye now though its the end of the world, don't blame yourself and if its true, I will surround you and give life to a world thats our own
Crispin Russell
Zawód : Auror, opiekun testrali
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
sometimes we deliberately step into those traps
I was born in mine; I don't mind it anymore
oh, but you should, you should mind it
I do, but I say I don't
I was born in mine; I don't mind it anymore
oh, but you should, you should mind it
I do, but I say I don't
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Opuściła różdżkę i spojrzała wymownie na Mulcibera. Nie dało się już nic zrobić i o tym, czy Bzik wiedział coś jeszcze, czy może naprawdę był bezużyteczny nie było im dane się dowiedzieć. Cóż, może faktycznie starzec nic nie wiedział. W końcu skądś musiał się wziąć ten przedziwny przydomek (a może po prostu nazwisko?) "Bzik". Weasley pokręciła tylko głową i schowała magiczne narzędzie, po czym rzuciła jeszcze ostatni raz okiem na wnętrze chaty i skierowała się ku wyjściu. Czuła, że z chwili na chwilę staje się coraz słabsza i nawet jej oddech stał się teraz cięższy. Musiała tylko wydostać się z lasu. Tylko na to potrzebuje sił. Nie wierzyła, że Samael, który jeszcze moment temu zamordował starego czarodzieja, będzie chciał udzielić jej jeszcze jakiejś pomocy. Zresztą, trzeba przyznać, że wielkim medykiem nie był, a Samantha nie potrzebowała psychicznego wsparcia.
Starała się powoli i ostrożnie zejść drabiną w dół i podążyć za mężczyznami ku Crispinowi i Caesarowi, którzy zostali gdzieś z tyłu.
- Żeby tylko nie wróciło tu to badziewie... - stęknęła, próbując dorównać Rycerzom kroku.
Starała się powoli i ostrożnie zejść drabiną w dół i podążyć za mężczyznami ku Crispinowi i Caesarowi, którzy zostali gdzieś z tyłu.
- Żeby tylko nie wróciło tu to badziewie... - stęknęła, próbując dorównać Rycerzom kroku.
The member 'Samantha Weasley' has done the following action : rzut kością
'k100' : 61
'k100' : 61
Także pozostałej dwójce udało się bezpiecznie zejść w dół. Samael w między czasie sprawił, że z różdżki Bzika wyłoniła się krótka retrospekcja rzuconego przez Bzika zaklęcia. Widział jak widmowa postać podrywana jest w powietrze, za kostkę. Jeśli Avery uda się z różdżką do osoby, która zna się na ich tworzeniu, dowie się, że wykonana jest z drewna hebanowego, natomiast jej rdzeń to włos z głowy wampira. Giętka, o długości 10 cali.
Brodzenie w bagnach nie jest czynnością łatwą, szczególnie dla osłabionej Samanthy. Wkrótce jednak - jeśli nie wdacie się w żadną dyskusję między sobą - uda wam się bezpiecznie trafić w miejsce, gdzie znajduje się Crispin i przysypiający Caesar.
Crispin, udało ci się oszołomić stworzenie. Jego szczypce przestały się poruszać, zanim się ocknie minie dłuższa chwila, być może do tego czasu opuścicie teren mokradeł.
Na odpis macie 48 godzin.
Brodzenie w bagnach nie jest czynnością łatwą, szczególnie dla osłabionej Samanthy. Wkrótce jednak - jeśli nie wdacie się w żadną dyskusję między sobą - uda wam się bezpiecznie trafić w miejsce, gdzie znajduje się Crispin i przysypiający Caesar.
Crispin, udało ci się oszołomić stworzenie. Jego szczypce przestały się poruszać, zanim się ocknie minie dłuższa chwila, być może do tego czasu opuścicie teren mokradeł.
Na odpis macie 48 godzin.
Zwariować, oszaleć, dostać fioła, bzika - nieistotne.
Trwał w marmurowej, niezachwianej ciszy przerywanej przez pojedyncze, dalekie odgłosy lasu czy walki toczonej przez Russela z... krabem? O Merlinie, że też przyszło mu trwać pod tym drzewem, gdy wokół tyle szaleństw, w których jego ciało odmówiło mu udziału. Nie wiedział, jak daleko zaszli jego towarzysze, ile to będzie jeszcze trwało, więc nic dziwnego, że podczas nużącego posiedzenia zdążył wypić całą herbatę i zjeść wszystkie kanapki od Isoldy. Tym też tragicznie humorystycznym akcentem kończymy tę podróż, bo niebawem z zarośli wyłonili się długo oczekiwani rycerze zwycięsko kroczący przez zarośla: bohaterzy, triumfatorzy z ucieszonymi ryjami. Szkoda, że nie zaczęli wiwatować, cieszyć się i radować, choć to jemu, tak?, przypadała ta niewdzięczna rola witającego strudzonych wędrowców po długiem, wyczerpującej podróży. (niestety Russel w dalszym ciągu zajęty był - chyba - obroną jaja, które, jaką nadzieję żywił Caesar, jest CHOCIAŻBY złote lub ma jakąś nieokreślenie olbrzymią wartość)
-Russel - rzucił w kierunku Crispina znajdującego nieopodal pilnując swojego podopiecznego, dając mu tylko do zrozumienia, by zwrócił swoją uwagę na zarośla.
Podniósł się dosyć niepewnie, choć nogi nie odmawiały mu już posłuszeństwa i nie uginały się pod jego ciężarem. W papierosem w ustach, spojrzeniem zmęczonym aczkolwiek zaciekawionym, obejrzał Ramseya kroczącego na czele parady, aby kolejno zwrócić uwagę na niosącego jakiś przedmiot Avery'ego i ranną Weasley.
-I jak? - spytał tylko, ni to głośno, ni to cicho, zwracając się ze skinięciem głowy do Mulcibera. Czy znaleźli to, czego szukali?
Trwał w marmurowej, niezachwianej ciszy przerywanej przez pojedyncze, dalekie odgłosy lasu czy walki toczonej przez Russela z... krabem? O Merlinie, że też przyszło mu trwać pod tym drzewem, gdy wokół tyle szaleństw, w których jego ciało odmówiło mu udziału. Nie wiedział, jak daleko zaszli jego towarzysze, ile to będzie jeszcze trwało, więc nic dziwnego, że podczas nużącego posiedzenia zdążył wypić całą herbatę i zjeść wszystkie kanapki od Isoldy. Tym też tragicznie humorystycznym akcentem kończymy tę podróż, bo niebawem z zarośli wyłonili się długo oczekiwani rycerze zwycięsko kroczący przez zarośla: bohaterzy, triumfatorzy z ucieszonymi ryjami. Szkoda, że nie zaczęli wiwatować, cieszyć się i radować, choć to jemu, tak?, przypadała ta niewdzięczna rola witającego strudzonych wędrowców po długiem, wyczerpującej podróży. (niestety Russel w dalszym ciągu zajęty był - chyba - obroną jaja, które, jaką nadzieję żywił Caesar, jest CHOCIAŻBY złote lub ma jakąś nieokreślenie olbrzymią wartość)
-Russel - rzucił w kierunku Crispina znajdującego nieopodal pilnując swojego podopiecznego, dając mu tylko do zrozumienia, by zwrócił swoją uwagę na zarośla.
Podniósł się dosyć niepewnie, choć nogi nie odmawiały mu już posłuszeństwa i nie uginały się pod jego ciężarem. W papierosem w ustach, spojrzeniem zmęczonym aczkolwiek zaciekawionym, obejrzał Ramseya kroczącego na czele parady, aby kolejno zwrócić uwagę na niosącego jakiś przedmiot Avery'ego i ranną Weasley.
-I jak? - spytał tylko, ni to głośno, ni to cicho, zwracając się ze skinięciem głowy do Mulcibera. Czy znaleźli to, czego szukali?
Caesar Lestrange
Zawód : sutener oraz brygadzista
Wiek : 30 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
pięć palców co po strunach chodzą
zegną się jak żelazo w ogniu
w owoc granatu martwy splot
zegną się jak żelazo w ogniu
w owoc granatu martwy splot
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Podróż w kierunku domu jakimś cudem zawsze trwa krócej. A może tym razem po prostu szedł (szli?) szybciej, nie rozglądając się, nie próbując zachować żadnego spokoju i czujności. Mulciber już nie był tak rozgorączkowany jak jeszcze niedawno w chacie, kiedy Bzik wydawał z siebie ostatnie tchnienie. Zmęczenie dawało się we znaki, przypominając o tym, że ostatnia dobrze przespana noc nie uczyni z niego nieśmiertelnego bóstwa. Przetarł oczy dłonią i zerknął przez ramię na Weasleyową, by upewnić się, czy jeszcze kuśtyka za nimi. Gdzieś w oddali zamigotały też sylwetki. Co Russel robił z tym kamieniem? Pomylił go z krzesiwem i próbował wywołać iskrę w iście mugolski sposób?
Odetchnął jednak z ulgą widząc ich całych i względnie zdrowych. Szczególnie podnoszący się z ziemi Lestrange był jasnym sygnałem, że nie będzie trzeba go dźwigać, bo jest na tyle sprawny.
— Bzik nie żyje — odpowiedział w momencie, rozglądając się dookoła, kiedy do nich podchodzili. Przez ramię zerknął na Samaela, który trzymał skrzynię, ale już nic nie dopowiedział, szkoda mu było energii na opisywanie tego, co działo się w chacie. Milczał przez chwilę, aż nie stanał na tyle blisko, by ocenić stan zdrowia Lestrange'a.— Caesar... — mruknął, marszcząc brwi. — Ufajczyłeś sobie łapę, nie wiem czy zauważyłeś. Jesteś pewien, że dalsze palenie papierosa jest wskazane dla Ciebie? — Zerknął z rezerwą na dłoń rycerza, a później na Crispina z niemym pytaniem, jakby był winowajcą — w końcu bawił się kamieniem zamiast niańczyć tego tu masochistę. — Zostawić was na pięć minut...
Czuł gorycz porażki, bo nie wierzył, że księga mogła znajdować się w szkatułce. To byłoby zbyt oczywiste. Bardziej spodziewałby się jej na półce pośród wszystkich innych, ale może przeceniał strategię myślenia Ambrozjusza.
— LeMustache, zwijamy się— mruknął do Caesara bez energii i ruszył powoli w stronę, z której przyszli. Przystanął jednak by na niego ( i Crispina rzecz jasna) poczekać na wypadek, gdyby chciał skomentować podobieństwo Avery'ego do swojej upośledzonej córki w tej chwili.
Odetchnął jednak z ulgą widząc ich całych i względnie zdrowych. Szczególnie podnoszący się z ziemi Lestrange był jasnym sygnałem, że nie będzie trzeba go dźwigać, bo jest na tyle sprawny.
— Bzik nie żyje — odpowiedział w momencie, rozglądając się dookoła, kiedy do nich podchodzili. Przez ramię zerknął na Samaela, który trzymał skrzynię, ale już nic nie dopowiedział, szkoda mu było energii na opisywanie tego, co działo się w chacie. Milczał przez chwilę, aż nie stanał na tyle blisko, by ocenić stan zdrowia Lestrange'a.— Caesar... — mruknął, marszcząc brwi. — Ufajczyłeś sobie łapę, nie wiem czy zauważyłeś. Jesteś pewien, że dalsze palenie papierosa jest wskazane dla Ciebie? — Zerknął z rezerwą na dłoń rycerza, a później na Crispina z niemym pytaniem, jakby był winowajcą — w końcu bawił się kamieniem zamiast niańczyć tego tu masochistę. — Zostawić was na pięć minut...
Czuł gorycz porażki, bo nie wierzył, że księga mogła znajdować się w szkatułce. To byłoby zbyt oczywiste. Bardziej spodziewałby się jej na półce pośród wszystkich innych, ale może przeceniał strategię myślenia Ambrozjusza.
— LeMustache, zwijamy się— mruknął do Caesara bez energii i ruszył powoli w stronę, z której przyszli. Przystanął jednak by na niego ( i Crispina rzecz jasna) poczekać na wypadek, gdyby chciał skomentować podobieństwo Avery'ego do swojej upośledzonej córki w tej chwili.
pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Po prostu szła. Parła naprzód, nie oglądając się za siebie - ani myśląc o tym! Nie zamierzała się już więcej zatrzymywać. Czy to żeby poczekać na Caesara, czy tłumaczyć się z tego, co robiła sama na mokradłach albo co wydarzyło się w chacie. Zresztą, nikogo to nie powinno nawet interesować i pewnie nie interesowało. Dlatego broczyła w bagnie, chcąc tylko jak najszybciej wyjść z tego przeklętego lasu i zrobić coś z tymi ranami.
Kiedy tylko znalazła się na suchszym (bo jednak nie całkowicie suchym) lądzie i zauważyła Crispina z Caesarem, nawet nie zwolniła. Nie rzuciła nawet na nich okiem. Wyglądała, jakby była na coś poważnie wkurzona. W dodatku lekko kuśtykała i nerwowo przyspieszała kroku.
Co prawda nie była głupia, żeby znikać reszcie z oczu - nie chciała się znowu zgubić i narazić na śmierć. W wypadku, gdyby znalazła się za daleko, po prostu by zwolniła lub zrobiła sobie przerwę. Lecz z jej... uszkodzonym tempem, ta sytuacja była raczej mało prawdopodobna.
Kiedy tylko znalazła się na suchszym (bo jednak nie całkowicie suchym) lądzie i zauważyła Crispina z Caesarem, nawet nie zwolniła. Nie rzuciła nawet na nich okiem. Wyglądała, jakby była na coś poważnie wkurzona. W dodatku lekko kuśtykała i nerwowo przyspieszała kroku.
Co prawda nie była głupia, żeby znikać reszcie z oczu - nie chciała się znowu zgubić i narazić na śmierć. W wypadku, gdyby znalazła się za daleko, po prostu by zwolniła lub zrobiła sobie przerwę. Lecz z jej... uszkodzonym tempem, ta sytuacja była raczej mało prawdopodobna.
The member 'Samantha Weasley' has done the following action : rzut kością
'k100' : 25
'k100' : 25
Zabawne. Czyżby Bzik nie czarował od tak dawna, czyżby żył w tak ogromnej izolacji od magii, iż ostatnim i jedynym zaklęciem, jakim posłużył się w przeciągu dość długiego - zdawałoby się - czasu, było owo nieszczęsne levicorpus wymierzone w Mulcibera? Avery w milczeniu obserwował jak widmo znika i również zachowując zbawienną ciszę, pomaszerował w kierunku, gdzie zostawili Crispina i Lestrange'a. Tkwili oboje w tym samym miejscu - Caesar chyba nie zmienił pozycji, pewnie nadal głęboko ubolewał nad swoim losem pokrzywdzonej ofiary. Samael zaczął się zastawiać czy podobna klątwa dosięgnęła go po raz pierwszy - pod wpływem uroczego podbudowania zmęczonej psychiki, nawet dziwna szkatułka przestała mu ciążyć - zarówno nieznaną zawartością, jak i pewnym brzemieniem o d p o w i e d z i a l n o ś c i. Nie odezwał się ani słowem do Caesara, jedynie lekko machnął ręką Russelowi - jego mógł ewentualnie wtajemniczyć, w pozostałych towarzyszach nie dostrzegając nic wartościowego. Zachowując zwyczajową rezerwę, podążył drogą, jaką obrali wchodząc na mokradła, powinna ich zaprowadzić prosto na skraj lasu i dać szansę na cholerny powrót. Oby jak najszybciej.
And when my heart began to bleed,
'Twas death and death indeed.
'Twas death and death indeed.
Samael Avery
Zawód : ordynator oddziału magiipsychiatrii
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
Szalony, niech ukocha swe samotne ściany
I nie targa łańcucha, by nie draźnić rany
I nie targa łańcucha, by nie draźnić rany
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Misja była na tyle wykończająca, że najwyraźniej nikt z was nie miał ochoty do niepotrzebnej dyskusji - ot, krótka wymiana najważniejszych informacji, by poinformować nieobecnych w chacie o najważniejszych wydarzeniach. Na szczęście Samantha nie oddaliła się zbytnio, by odłączyć się od pozostałej części grupy. Ona i Caesar byli najbardziej osłabieni i spowalniali cały marsz. Lord Lestrange wciąż odczuwał zawroty głowy, a ból po poparzeniu stawał się coraz to dotkliwszy, natomiast Samantha była osłabiona utratą krwi. Szczęśliwie skorupa stworzona przez Samaela po zranieniu przez sasabonsama wciąż chroniła przed całkowitym otwarciem się rany. Jednakże gdy wyjdą z lasu muszą udać się do Munga lub odszukać pomoc we własnym zakresie.
Wędrówka dłużyła się całej grupie nie tylko przez spowolnienie tempa marszu - zmierzch szybko zamienił się w noc, co ograniczyło waszą widoczność, nawet jeśli użyliście różdżek. Co gorsza, w takich warunkach nie udało wam się natrafić na najmniejszy ślad Juliusa Notta. Droga była dziwnie spokojna, towarzyszyły wam tylko odgłosy przemykających zwierząt, które jednak trzymały się z daleka. Nie natrafiliście na mylące światła zwodników, żaden z was nie skręcił na nierównym terenie kostki ani nie zapadł się w zbyt grząskim terenie. Dopiero po godzinach żmudnego marszu, coś zaczęło się dziać. W całym lesie utrzymywała się mgła, jednakże w pewnym momencie zaczęła ona niezauważalnie gęstnięć - gdy zauważyliście niepokojące objawy, było już za późno. W mgle światła waszych różdżek nie umożliwiały wam swobodnej wędrówki, szybko straciliście nie tylko widok na partnerów, ale także orientacje w terenie. Zostaliście zmuszeni, by wydostać się w pojedynkę.
ST wydostania się z mgły dla Crispina, Ramseya, Samaela oraz Samanthy wynosi 20. Do wyniku nie dolicza się punkty statystyki sprawności. Rzucacie tak długo, dopóki nie wydostaniecie się z mgły, a tym samym wyjdziecie z lasu - wtedy możecie zakończyć wątek.
ST wydostania się z mgły dla Caesara wynosi 75. Do wyniku nie dolicza się punkty statystyki sprawności. Rzucasz tak długo, dopóki nie wydostaniesz się z mgły, a tym samym nie wyjdziesz na skraj lasu.
Caesar: po uzyskaniu odpowiedniej liczby oczek odpowiadającej wyjściu z lasu, odmiennie od pozostałych, skontaktuj się z MG drogą prywatnej wiadomości.
Ramsey: udało ci się ukończyć event bez obrażeń, jesteś wyłącznie zmęczony wędrówką - do pełni sił wrócisz na początku pierwszego tygodnia grudnia.
Samantha: masz liczne, głębokie uszkodzenia ciała. Musisz jak najszybciej odnaleźć pomoc uzdrowicielską, finalnie straciłaś sporo krwi, szczęśliwie, jeśli po wyjściu z lasu, spróbujesz się teleportować, unikniesz rozszczepienia.
Jeśli skorzystasz z pomocy w Mungu, zostaniesz z niego wypuszczona po tygodniu, jednak objawy osłabienia organizmu miną dopiero w połowie grudnia.
Jeśli skorzystasz z pomocy indywidualnych uzdrowicieli np. na Nokturnie, do pełni zdrowia wrócisz dopiero przed Sylwestrem. Możesz wcześniej prowadzić wątki, jednakże pamiętaj o znaczącym osłabieniu i gojących się ranach.
Musisz rozegrać jednorazowo proces leczenia z dowolnie wybranym graczem, bez udziału mistrza gry. Przypominam, że w przypadku ignorowania objawów choroby, na która postać cierpi, bagatelizowania schorzenia i nie podjęcia leczenia, postać może zostać ukarana utratą 30 PD.
Samael: udało ci się ukończyć event bez obrażeń, jesteś wyłącznie zmęczony wędrówką - do pełni sił wrócisz na początku pierwszego tygodnia grudnia. Posiadasz dodatkowo: różdżkę Bzika (heban, włos z głowy wampira, giętka, 10 cali), magicznie zapieczętowana skrzynię z nałożoną klątwą, stare, skórzane rękawice.
Crispin: udało ci się ukończyć event bez obrażeń, jesteś zmęczony wędrówką, jednakże w mniejszym stopniu od innych - do pełni sił wrócisz pod koniec listopada. Posiadasz dodatkowo: jajo niewiadomego gatunku.
Julius: został uznany przez was za zaginionego, nie macie żadnych informacji o jego losie. Jego ród póki co nie wszczął poszukiwań, uznając przedłużającą się nieobecność, dzięki wysłanej wcześniej informacji o wyprawie łamaczy klątw za granicę. W celu kontynuowania gry, kieruj zapytanie na pw mg.
Wędrówka dłużyła się całej grupie nie tylko przez spowolnienie tempa marszu - zmierzch szybko zamienił się w noc, co ograniczyło waszą widoczność, nawet jeśli użyliście różdżek. Co gorsza, w takich warunkach nie udało wam się natrafić na najmniejszy ślad Juliusa Notta. Droga była dziwnie spokojna, towarzyszyły wam tylko odgłosy przemykających zwierząt, które jednak trzymały się z daleka. Nie natrafiliście na mylące światła zwodników, żaden z was nie skręcił na nierównym terenie kostki ani nie zapadł się w zbyt grząskim terenie. Dopiero po godzinach żmudnego marszu, coś zaczęło się dziać. W całym lesie utrzymywała się mgła, jednakże w pewnym momencie zaczęła ona niezauważalnie gęstnięć - gdy zauważyliście niepokojące objawy, było już za późno. W mgle światła waszych różdżek nie umożliwiały wam swobodnej wędrówki, szybko straciliście nie tylko widok na partnerów, ale także orientacje w terenie. Zostaliście zmuszeni, by wydostać się w pojedynkę.
ST wydostania się z mgły dla Crispina, Ramseya, Samaela oraz Samanthy wynosi 20. Do wyniku nie dolicza się punkty statystyki sprawności. Rzucacie tak długo, dopóki nie wydostaniecie się z mgły, a tym samym wyjdziecie z lasu - wtedy możecie zakończyć wątek.
ST wydostania się z mgły dla Caesara wynosi 75. Do wyniku nie dolicza się punkty statystyki sprawności. Rzucasz tak długo, dopóki nie wydostaniesz się z mgły, a tym samym nie wyjdziesz na skraj lasu.
Caesar: po uzyskaniu odpowiedniej liczby oczek odpowiadającej wyjściu z lasu, odmiennie od pozostałych, skontaktuj się z MG drogą prywatnej wiadomości.
Ramsey: udało ci się ukończyć event bez obrażeń, jesteś wyłącznie zmęczony wędrówką - do pełni sił wrócisz na początku pierwszego tygodnia grudnia.
Samantha: masz liczne, głębokie uszkodzenia ciała. Musisz jak najszybciej odnaleźć pomoc uzdrowicielską, finalnie straciłaś sporo krwi, szczęśliwie, jeśli po wyjściu z lasu, spróbujesz się teleportować, unikniesz rozszczepienia.
Jeśli skorzystasz z pomocy w Mungu, zostaniesz z niego wypuszczona po tygodniu, jednak objawy osłabienia organizmu miną dopiero w połowie grudnia.
Jeśli skorzystasz z pomocy indywidualnych uzdrowicieli np. na Nokturnie, do pełni zdrowia wrócisz dopiero przed Sylwestrem. Możesz wcześniej prowadzić wątki, jednakże pamiętaj o znaczącym osłabieniu i gojących się ranach.
Musisz rozegrać jednorazowo proces leczenia z dowolnie wybranym graczem, bez udziału mistrza gry. Przypominam, że w przypadku ignorowania objawów choroby, na która postać cierpi, bagatelizowania schorzenia i nie podjęcia leczenia, postać może zostać ukarana utratą 30 PD.
Samael: udało ci się ukończyć event bez obrażeń, jesteś wyłącznie zmęczony wędrówką - do pełni sił wrócisz na początku pierwszego tygodnia grudnia. Posiadasz dodatkowo: różdżkę Bzika (heban, włos z głowy wampira, giętka, 10 cali), magicznie zapieczętowana skrzynię z nałożoną klątwą, stare, skórzane rękawice.
Crispin: udało ci się ukończyć event bez obrażeń, jesteś zmęczony wędrówką, jednakże w mniejszym stopniu od innych - do pełni sił wrócisz pod koniec listopada. Posiadasz dodatkowo: jajo niewiadomego gatunku.
Julius: został uznany przez was za zaginionego, nie macie żadnych informacji o jego losie. Jego ród póki co nie wszczął poszukiwań, uznając przedłużającą się nieobecność, dzięki wysłanej wcześniej informacji o wyprawie łamaczy klątw za granicę. W celu kontynuowania gry, kieruj zapytanie na pw mg.
Dziękuję za udział w misji Rycerzy :moh: Punkty zostaną przydzielone na Wasze konta po zakończeniu pozostałych zadań zleconych przez Toma Riddle'a.
Data wyjścia z lasu: noc z 25 na 26.11.
Data wyjścia z lasu: noc z 25 na 26.11.
Droga się dłużyła, nieprzyzwyczajone do szybko zapadających ciemności oczy męczyły się, jednakże Samael był zdeterminowany, by jak najszybciej wydostać się z bagien. Im bliższy wydawał się powrót, tym bardziej rozmyślał o małej Jill, stanowczo zbyt długo pozostająca bez opieki ojca. W gęstym lesie mimowolnie stracił rachubę czasu i nie miał pojęcia, ile dni błąkali się po mokradłach. Na ile godzin zostawił swoją kruszynkę samą, nie licząc nawet, iż zatroszczy się o nią jej matka. Ukłucie bólu przywołało Avery'ego do rzeczywistości, zacisnął więc zęby, starając się już za wiele nie myśleć. Zdał sobie jednak sprawę, iż otaczająca ich jeszcze przed chwilą lepka mgła zgęstniała, już nie tylko utrudniając widoczność a wręcz ją uniemożliwiając. Rozejrzał się dookoła, jednak nie dojrzawszy nikogo spośród swej trzódki (Lestrange miał w tym względzie szczęście, gdy to na niego wpadł Avery, ze względu na sentymentalny nastrój zapewne by go dobił), sam zaczął przedzierać się przez białą jak mleko chmurę, starając się utrzymywać obrany uprzednio kierunek.
And when my heart began to bleed,
'Twas death and death indeed.
'Twas death and death indeed.
Samael Avery
Zawód : ordynator oddziału magiipsychiatrii
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
Szalony, niech ukocha swe samotne ściany
I nie targa łańcucha, by nie draźnić rany
I nie targa łańcucha, by nie draźnić rany
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Samael Avery' has done the following action : rzut kością
'k100' : 21
'k100' : 21
Zaatakował mnie ślimak, którego nie zauważyłem, gdy leżałem w błocie lamentując nad swym smutnym losem skatowanego człowieka - takie wytłumaczenie nie brzmi dobrze, ni to reprezentatywnie, ni to jakkolwiek logicznie, choć zapewne fragment o tym, że nie mógł sobie zdjąć rękawicy samodzielnie wydawałby się o wiele bardziej zabawny, więc całość skomentował spojrzeniem, które odmawiało odpowiedzi. Krytycznym, jarzącym się spod ciemnych, zmarszczonych z bólu głowy brwi.
-Nareszcie - i nawet ten pieszczotliwie irytujący przydomek nie zwrócił jego uwagi. Był zbyt zajęty marzeniami o szybkim powrocie. Wyrwaniu się z tej przeklętej dżungli. Znalezieniu Juliusa - może szczęśliwie udało mu się wydostać? - i wyperswadowaniu mu, że od grupy się n i e oddziela, przy grupie (rodzinie) się trwa. Uczono tego w pierwszych latach edukacji, przykre, że jeszcze nie zdążył sobie tego przyswoić. O ile żyje.
Ruszyli gromadą w stronę, jak sądzili, miejsca w którym weszli na mokradła. Podążał przy końcu, zbyt zmęczony, aby choć próbować ruszyć przodem. Rozkojarzony, więc też nic dziwnego, że w pewnym momencie odłączył się (samoistnie?) od swoich towarzyszy, lub oni w szaleńczym galopie odłączyli się od niego, każdy z nich równie mocno tęskniący za domem. Parł więc przed siebie w nadziei, że przy odrobinie szczęścia (i obserwacji) uda mu się prędzej czy później wydostać z bagien. Bardziej prędzej, niż później.
proszetylkoniejeden
-Nareszcie - i nawet ten pieszczotliwie irytujący przydomek nie zwrócił jego uwagi. Był zbyt zajęty marzeniami o szybkim powrocie. Wyrwaniu się z tej przeklętej dżungli. Znalezieniu Juliusa - może szczęśliwie udało mu się wydostać? - i wyperswadowaniu mu, że od grupy się n i e oddziela, przy grupie (rodzinie) się trwa. Uczono tego w pierwszych latach edukacji, przykre, że jeszcze nie zdążył sobie tego przyswoić. O ile żyje.
Ruszyli gromadą w stronę, jak sądzili, miejsca w którym weszli na mokradła. Podążał przy końcu, zbyt zmęczony, aby choć próbować ruszyć przodem. Rozkojarzony, więc też nic dziwnego, że w pewnym momencie odłączył się (samoistnie?) od swoich towarzyszy, lub oni w szaleńczym galopie odłączyli się od niego, każdy z nich równie mocno tęskniący za domem. Parł więc przed siebie w nadziei, że przy odrobinie szczęścia (i obserwacji) uda mu się prędzej czy później wydostać z bagien. Bardziej prędzej, niż później.
proszetylkoniejeden
Caesar Lestrange
Zawód : sutener oraz brygadzista
Wiek : 30 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
pięć palców co po strunach chodzą
zegną się jak żelazo w ogniu
w owoc granatu martwy splot
zegną się jak żelazo w ogniu
w owoc granatu martwy splot
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Caesar Lestrange' has done the following action : rzut kością
'k100' : 39
'k100' : 39
no to lecimy
Wędrówka dłużyła się, powoli wręcz tracił nadzieję, że przed wstaniem świtu wróci do domu. Choć dokuczała mu ogromna chęć, by przysiąść i odpocząć, nadal szedł przed siebie wiedząc, że odpoczynek wytrąci go jedynie z rytmu, rozleniwi i przywoła prawie już zapomniane wspomnienia, które w tej głuchej przerywanymi niepokojącymi odgłosami ciszy, napływały nań salwami. Starał się skupić na zamglonym, niewidocznym otoczeniu, tym bardziej na podłożu, ciągle powracając do nauk, które otrzymał w Ministerstwie oraz doświadczenia, jakie zdobył przez lata pracy starając się znaleźć inne rozwiązanie. Choć wiedział, że jedynym słusznym będzie wędrówka: przemyślana i roztropna. W tym stanie i rozkojarzeniu, nie mógł się skupić dostatecznie. Może więc odpoczynek nie byłby taką złą opcją?
Póki jednak miał siłę iść, szedł. Podążał przed siebie w nadziei, że nie będzie krążył po tym lesie na tyle długo, by nie wrócić na jutrzejszą kolację, na którą zaprosił (dosyć nieroztropnie) Isoldę.
Wędrówka dłużyła się, powoli wręcz tracił nadzieję, że przed wstaniem świtu wróci do domu. Choć dokuczała mu ogromna chęć, by przysiąść i odpocząć, nadal szedł przed siebie wiedząc, że odpoczynek wytrąci go jedynie z rytmu, rozleniwi i przywoła prawie już zapomniane wspomnienia, które w tej głuchej przerywanymi niepokojącymi odgłosami ciszy, napływały nań salwami. Starał się skupić na zamglonym, niewidocznym otoczeniu, tym bardziej na podłożu, ciągle powracając do nauk, które otrzymał w Ministerstwie oraz doświadczenia, jakie zdobył przez lata pracy starając się znaleźć inne rozwiązanie. Choć wiedział, że jedynym słusznym będzie wędrówka: przemyślana i roztropna. W tym stanie i rozkojarzeniu, nie mógł się skupić dostatecznie. Może więc odpoczynek nie byłby taką złą opcją?
Póki jednak miał siłę iść, szedł. Podążał przed siebie w nadziei, że nie będzie krążył po tym lesie na tyle długo, by nie wrócić na jutrzejszą kolację, na którą zaprosił (dosyć nieroztropnie) Isoldę.
Caesar Lestrange
Zawód : sutener oraz brygadzista
Wiek : 30 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
pięć palców co po strunach chodzą
zegną się jak żelazo w ogniu
w owoc granatu martwy splot
zegną się jak żelazo w ogniu
w owoc granatu martwy splot
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Leśne mokradła
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Wiltshire