Wybrzeże
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Wybrzeże
Pokryte zaczarowanym drobnym, białym piaskiem wybrzeże, zejście do którego prowadzi od sali balowej; szerokie, o miękkiej, przyjemnej dla bosych stóp powierzchni jest doskonałym miejscem do dalekich spacerów bez towarzystwa zbędnych gapiów. Przyjemna bryza stanowi rześkie orzeźwienie w trakcie dusznych przyjęć, a na co dzień - pozwala na zaznanie odpoczynku. Od tej strony wybrzeża można obserwować imponujące wschody słońca.
Sama o to prosiła. Nie miała więc powodów do narzekań i chociaż dłoń piekła, to była nawet dumna, że udało się jej jedno zaklęcie. Na cztery próby, jedno wyszło, to nawet nie najgorzej jak na nowicjusza. Służka upewniwszy się, ze jej pani jest w dobrych rękach znów się oddaliła na odpowiednią odległość.
-Dziękuję - Z pomocą mężczyzny wstała z ziemi starając się nie nadwyrężać rannej dłoni. Chłodne powietrze łagodziło trochę pieczenie oraz ból. Kiedy ruszyła palcami znów uczucie ognia przebiegło po dłoni, syknęła cicho. Nie mogła odmówić pomocy, coś sprawiało, że każde polecenie wykonywała bez szemrania, pytanie czy byłaby chętna każde wypełnić? Nie rozumiała do końca co się właśnie z nią działo, ale jakoś wybitnie nie chciała się temu opierać. Kiedy padły słowa o tym, że by ją obronił, wystąpił lekki rumieniec na jej twarzy. Mówili o walce, o ranach, o czymś okrutnym, a ona się rumieniła! Co jednak mogła poradzić na to, że trochę jej schlebiała owa deklaracja. Może powiedziana z czystej kurtuazji a może jednak nie?
-W takim razie nie mam się czego obawiać. - Odpowiedziała zanim zdążyła się ugryźć w język. Przez chwilę trwali w milczeniu, aż Mathieu się nie odsunął i wtedy zdała sobie sprawę jak blisko stał. Na chwilę spojrzała w bok i otrzepała zdrową dłonią żakiet z piasku, żeby ukryć swoje zakłopotanie. -Dziękuję. Nie zapędzaj jednak służby do wielkiego posiłku. Coś prostego wystarczy, nie chcę nadużywać gościnności. - Dodała jeszcze, bo nie wypadało aby cały dzień spędziła w jego towarzystwie. Chociaż od kiedy Primrose przejmowała się tym co wypada, a co nie? Miała mętlik w głowie. Z jednej strony chciała spełnić każde jego życzenie, a z drugiej wiedziała, że powinna zachować dystans. Zaśmiała się cicho kiedy ujął ją pod rękę i zaczął prowadzić w drogę powrotną od posiadłości lordów Róż.
-Czyli jednak zaplusowałam. To dobrze, jestem pełna determinacji i przygotuję się jeszcze lepiej do kolejnych ćwiczeń. - Zapewniła gorliwie, a całe zmieszanie minęło kiedy wracali.
|Tura 2/2, zt x 2
May god have mercy on my enemies
'cause I won't
'cause I won't
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
| 18/11/1957 |
Wybrzeże nieopodal Chateau Rose było jego ulubionym miejscem treningowym. To właśnie tutaj uwielbiał odbywać spotkania, w których różdżki szły w ruch, a zaklęcia świstały jedno za drugim, przecinając powietrze różnokolorowymi wstęgami. Morska bryza, mokry piasek pod stopami i panująca tutaj aura wyjątkowo sprzyjały trenowaniu. Listopadowe popołudnie było wyjątkowo mgliste i chłodne, idealne dla osiągnięcia fantastycznej, treningowej atmosfery. Umówiony był z Xavierem. Lord Burke miał zamiar podszkolić się w Czarnej Magii, a Rosier… no cóż. W swoim najsłabszym punkcie – w urokach i zaklęciach. O wiele wprawniej władał Czarną Magią, czuł się w tych zaklęciach pewniejszy, ale musiał doskonalić również inne aspekty magii, aby jego rozwój przebiegał prawidłowo. To w tym miejscu chciał skupić się na czarach i na odpowiednim doborze zaklęć, aby przeciwnik mógł paść przed nim na kolana. I nie mowa tu o Xavierze, a o sytuacjach, w których wykorzystanie tej magii przynosić miało zamierzone efekty.
Z Lordem Burke spotkał się przed głównymi drzwiami Chateau Rose, skąd powoli przeszli w stronę Wybrzeża rozmawiając o planach na najbliższy czas i wspominając mgliste wspomnienia z Palarnii Opium, gdzie odbywał się koncert charytatywny. – Wspaniałe spotkanie, przyjacielu. Primrose w rzeczy samej olśniła wszystkich tego wieczoru. – skwitował po dłuższej chwili namysłu. Miał nadzieję, ze nie będą rozważać długo tego tematu. Wszak przyszli tutaj po to, aby rzucać w siebie zaklęciami. To miał być standardowy pojedynek, nie jakieś tam…. suche rzucanie zaklęć, bo nie na tym polegały treningi. Nie wiedział czego może się spodziewać, a w pamięci miał fakt, że nadal nie czuł się nadmiernie dobrze i rany boleśnie przypominały o swojej obecności bliznami, które pozostawiły. Nic przyjemnego.
- Dobrze, że ja nie muszę organizować takich spotkań, zapewne zleciłbym to Tobie. – zaśmiał się, stawiając pierwsze kroki na piasku Wybrzeża. Przekręcił lekko głowę w bok, poprawiając skórzane poły kurtki. Pogoda nie była sprzyjająca, łatwo tutaj o przeziębienie, jednak później mogą zagrzać się przy ogniu kominka i raczyć rozgrzewającym alkoholem. Nie sądził, aby Xavier zamierzał mu odmówić w kwestii tych zaklęć. – Zaczynamy? – spytał. Czas na pogaduchy będzie później, teraz lepiej skupić się na działaniu, bo jeszcze rozproszą się zanadto.
Wybrzeże nieopodal Chateau Rose było jego ulubionym miejscem treningowym. To właśnie tutaj uwielbiał odbywać spotkania, w których różdżki szły w ruch, a zaklęcia świstały jedno za drugim, przecinając powietrze różnokolorowymi wstęgami. Morska bryza, mokry piasek pod stopami i panująca tutaj aura wyjątkowo sprzyjały trenowaniu. Listopadowe popołudnie było wyjątkowo mgliste i chłodne, idealne dla osiągnięcia fantastycznej, treningowej atmosfery. Umówiony był z Xavierem. Lord Burke miał zamiar podszkolić się w Czarnej Magii, a Rosier… no cóż. W swoim najsłabszym punkcie – w urokach i zaklęciach. O wiele wprawniej władał Czarną Magią, czuł się w tych zaklęciach pewniejszy, ale musiał doskonalić również inne aspekty magii, aby jego rozwój przebiegał prawidłowo. To w tym miejscu chciał skupić się na czarach i na odpowiednim doborze zaklęć, aby przeciwnik mógł paść przed nim na kolana. I nie mowa tu o Xavierze, a o sytuacjach, w których wykorzystanie tej magii przynosić miało zamierzone efekty.
Z Lordem Burke spotkał się przed głównymi drzwiami Chateau Rose, skąd powoli przeszli w stronę Wybrzeża rozmawiając o planach na najbliższy czas i wspominając mgliste wspomnienia z Palarnii Opium, gdzie odbywał się koncert charytatywny. – Wspaniałe spotkanie, przyjacielu. Primrose w rzeczy samej olśniła wszystkich tego wieczoru. – skwitował po dłuższej chwili namysłu. Miał nadzieję, ze nie będą rozważać długo tego tematu. Wszak przyszli tutaj po to, aby rzucać w siebie zaklęciami. To miał być standardowy pojedynek, nie jakieś tam…. suche rzucanie zaklęć, bo nie na tym polegały treningi. Nie wiedział czego może się spodziewać, a w pamięci miał fakt, że nadal nie czuł się nadmiernie dobrze i rany boleśnie przypominały o swojej obecności bliznami, które pozostawiły. Nic przyjemnego.
- Dobrze, że ja nie muszę organizować takich spotkań, zapewne zleciłbym to Tobie. – zaśmiał się, stawiając pierwsze kroki na piasku Wybrzeża. Przekręcił lekko głowę w bok, poprawiając skórzane poły kurtki. Pogoda nie była sprzyjająca, łatwo tutaj o przeziębienie, jednak później mogą zagrzać się przy ogniu kominka i raczyć rozgrzewającym alkoholem. Nie sądził, aby Xavier zamierzał mu odmówić w kwestii tych zaklęć. – Zaczynamy? – spytał. Czas na pogaduchy będzie później, teraz lepiej skupić się na działaniu, bo jeszcze rozproszą się zanadto.
Mathieu Rosier
The last enemy that shall be destroyed is | death |
Wybrali odpowiedni dzień na przyjacielski trening. Pogoda nie była najgorsza i nawet wiatr nie powinien im za bardzo przeszkadzać. Z resztą, biorąc pod uwagę w jakim kraju mieszkali, wiatr nigdy nie sprawiał im za bardzo problemu. Zdecydowanie ten dzień był idealny. Dodatkowo Xavier miał naprawdę dobry humor i wiedział, że nie ważne jak potoczy się ich trening to nie ma opcji by humor mu się zepsuł. Najwyżej wróci do domu trochę poobijany, ale nic więcej. A prawdopodobieństwo, że w domu będzie obolały było dość duże, bo jednak jego treningowy partner, wieloletni przyjaciel Mathieu Rosier bił go na głowę jeśli chodziło o Czarną Magię. Jednak w mniemaniu Burke’a było to dobre, bo mimo wszystko najlepiej było się uczyć od kogoś, kto był od ciebie lepszy i choć sam nie był lepszy od Mathieu w zakresie Zaklęć i Uroków, to mimo wszystko miał nadzieję, że w jakiś sposób przyczyni się do poprawy tych umiejętności u przyjaciela.
W Chateau Rose nie bywał za często. Przeważnie kiedy się spotykali to w Durham, dlatego też za każdym razem posiadłość Rosierów robiła na nim wrażenie. Xavier potrafił docenić dobrą architekturę chociaż nie koniecznie się na niej znał. Tym razem jednak nie wchodził do środka, tylko po tym jak dołączył do niego Mathieu od razu ruszyli w kierunku wybrzeża. Tak, zdecydowanie to było odpowiednie miejsce na ich trening.
- Ależ oczywiście, że tak. Od początku wiedziałem, że Prim wszystkich zachwyci. – pokiwał głową z uśmiechem, a na słowa przyjacirla odnośnie organizowania dla niego przyjęć roześmiał się rozbawiony – Jakbyś mi zapłacił odpowiednią kwotę to bym ci taką uroczystość zorganizował, że wszyscy by padli trupem z zachwytu. – pokiwał głową z rozbawieniem.
Kilka chwil później już byli na miejscu. Było mimo wszystko chłodno, w końcu mieli listopad, więc Xavier postanowił zaryzykować zniszczenie płaszcza na rzecz ciepła.
- Możemy zaczynać. – pokiwał lekko głową sięgając do kiszeni po swoją różdżkę, tym samym będąc już gotowy do ich pojedynku-treningu.
W Chateau Rose nie bywał za często. Przeważnie kiedy się spotykali to w Durham, dlatego też za każdym razem posiadłość Rosierów robiła na nim wrażenie. Xavier potrafił docenić dobrą architekturę chociaż nie koniecznie się na niej znał. Tym razem jednak nie wchodził do środka, tylko po tym jak dołączył do niego Mathieu od razu ruszyli w kierunku wybrzeża. Tak, zdecydowanie to było odpowiednie miejsce na ich trening.
- Ależ oczywiście, że tak. Od początku wiedziałem, że Prim wszystkich zachwyci. – pokiwał głową z uśmiechem, a na słowa przyjacirla odnośnie organizowania dla niego przyjęć roześmiał się rozbawiony – Jakbyś mi zapłacił odpowiednią kwotę to bym ci taką uroczystość zorganizował, że wszyscy by padli trupem z zachwytu. – pokiwał głową z rozbawieniem.
Kilka chwil później już byli na miejscu. Było mimo wszystko chłodno, w końcu mieli listopad, więc Xavier postanowił zaryzykować zniszczenie płaszcza na rzecz ciepła.
- Możemy zaczynać. – pokiwał lekko głową sięgając do kiszeni po swoją różdżkę, tym samym będąc już gotowy do ich pojedynku-treningu.
Xavier Burke
Zawód : artefakciarz, gospodarz Palarni Opium
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
I know what you are doing in the dark, I know what your greatest desires are
OPCM : 10 +2
UROKI : 11 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 18 +2
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Czarodziej
Rycerze Walpurgii
Trenowanie zaklęć było koniecznością, nie mógł rozwijać się tylko na jednej płaszczyźnie, to nieodpowiednie podejście. O wiele prościej było szlifować to, co było już biegłe, bardzo dobrze wytrenowane. Tym razem jednak postanowił na odrobinę trudniejszą opcję i zdecydował się na trening Zaklęć u Uroków. Xavier musiał podciągnąć się w Czarnej Magii i powiedzmy… szanse były wyrównane, chociaż Czarna Magia zadawała poważniejsze i bardziej bolesne obrażenia. No trudno, będzie musiał to jakoś przełknąć i poradzić sobie z Xavierem, chociaż o ile dobrze pamiętał, większość jego prób rzucania uroków zwyczajnie spełzała na niczym. Może tym razem pójdzie mu trochę lepiej, oby.
- Może pewnego dnia zorganizujesz mój wieczór kawalerski, jak zdecyduję się pojąć którąś za żonę… – zażartował. Dobry humor był jak najbardziej wskazany, szczególnie, że jego ostatni rok życia miłosnego przebiegał wykresem fali sinusoidalnej. Zaręczyny, ich zerwanie, zaręczyny, ich zerwanie… O wiele łatwiej będzie jak na razie odpuści sobie wszelkiego rodzaju podboje, aż go nie olśni, albo do momentu kiedy Tristan uzna to za stosowne. Ostatnimi czasy żaden z Rosierów nie miał szczęścia w „miłości”, biorąc pod uwagę to co przydarzyło się Melisande… Ten rok zdecydowanie nie leżał im pod znakiem małżeństw.
- Zasady? – spytał, przekręcając głowę w bok. Zapewne najlepszym pomysłem w przypadku ich dwójki powinno być pozbawienie gry kompletnie zasad, bo i tak w końcu któryś się wykruszy i dojdzie do wniosku, że zasady mają gdzieś, bo te są dla słabych. To nie klub pojedynków, w trakcie którego może rzucać jedynie wybrane zaklęcia i po prostu olewać resztę, bo kwestie bezpieczeństwa. To nie sprawdzi się w tym przypadku, przecież mają pracować nad szlifowaniem Czarnej Magii u Xaviera, bo Mathieu raczej będzie kierował się w stronę tych użytecznych czarów z zakresu Zaklęć i Uroków. Ot, nawet poprzypominał sobie co nieco na ten temat. – Żadnych zasad. Pamiętaj, że nadal odczuwam skutki kontuzji. – przypomniał, chcąc mu delikatnie dać do zrozumienia, żeby darował sobie tym razem wszelkie zaklęcie rozcinające czy upuszczajcie krew, bo Mathieu jeszcze nie opłacił pakietu zdrowotnego u Zachary’ego. – Zaczynajmy. – powiedział z cwanym uśmiechem. Nie ma na co czekać.
Szafka
- Może pewnego dnia zorganizujesz mój wieczór kawalerski, jak zdecyduję się pojąć którąś za żonę… – zażartował. Dobry humor był jak najbardziej wskazany, szczególnie, że jego ostatni rok życia miłosnego przebiegał wykresem fali sinusoidalnej. Zaręczyny, ich zerwanie, zaręczyny, ich zerwanie… O wiele łatwiej będzie jak na razie odpuści sobie wszelkiego rodzaju podboje, aż go nie olśni, albo do momentu kiedy Tristan uzna to za stosowne. Ostatnimi czasy żaden z Rosierów nie miał szczęścia w „miłości”, biorąc pod uwagę to co przydarzyło się Melisande… Ten rok zdecydowanie nie leżał im pod znakiem małżeństw.
- Zasady? – spytał, przekręcając głowę w bok. Zapewne najlepszym pomysłem w przypadku ich dwójki powinno być pozbawienie gry kompletnie zasad, bo i tak w końcu któryś się wykruszy i dojdzie do wniosku, że zasady mają gdzieś, bo te są dla słabych. To nie klub pojedynków, w trakcie którego może rzucać jedynie wybrane zaklęcia i po prostu olewać resztę, bo kwestie bezpieczeństwa. To nie sprawdzi się w tym przypadku, przecież mają pracować nad szlifowaniem Czarnej Magii u Xaviera, bo Mathieu raczej będzie kierował się w stronę tych użytecznych czarów z zakresu Zaklęć i Uroków. Ot, nawet poprzypominał sobie co nieco na ten temat. – Żadnych zasad. Pamiętaj, że nadal odczuwam skutki kontuzji. – przypomniał, chcąc mu delikatnie dać do zrozumienia, żeby darował sobie tym razem wszelkie zaklęcie rozcinające czy upuszczajcie krew, bo Mathieu jeszcze nie opłacił pakietu zdrowotnego u Zachary’ego. – Zaczynajmy. – powiedział z cwanym uśmiechem. Nie ma na co czekać.
Szafka
Mathieu Rosier
The last enemy that shall be destroyed is | death |
Mimowolnie cicho zaśmiał się na słowa przyjaciela. Nie miało go to w zamiarze w żaden sposób urazić. Xavier wiedział jakie w tym momencie nastawienie do ożenku miał Mathieu i domyślał się, że jeszcze na pewno przez jakiś czas nie będzie się podejmował kolejnych kroków w kierunku tego jakże zobowiązującego procederu.
- I kawalerski, nie zapominajmy o wieczorze kawalerskim. - powiedział kiwając głową z lekkim uśmiechem.
Xavier gdzieś po cichu, choć nigdy nie powiedział tego na głos, zastanawiał się czy Mathieu poprosi go o bycie jego drużbą, tak jak on poprosił jego te kilka lat temu. Nie śmiał jednak zapytać wprost, bo nie chciał się w żaden sposób narzucać. Pozostawało to więc tylko w jego głowie.
Teraz jednak nie był czas na rozmyślanie o wydarzeniach, które nie wiadomo kiedy będą miały miejsce. Teraz należało się skupić na teraźniejszości. Mieli się zmierzyć. On miał sprawdzić się w Czarnej Magii, w pełni świadomy konsekwencji jakie może przez to ponieść, a przyjaciel chciał poprawić swoje umiejętności w tej mimo wszystko bezpieczniejszej dla niego, ale równie groźnej dla jego przeciwnika, dziedzinie magii jakim były Uroki i Zaklęcia. Xavier oczywiście życzył mu jak najlepiej, bo jak to się mówi, człowiek uczy się najlepiej na własnych porażkach i zwycięstwach.
- Spokojnie, pamiętam o twoich kontuzjach. Ty za to mnie nie oszczędzaj, w najgorszym wypadku zawleczesz mnie do domu. - odparł spokojnie kiwając głową, będąc już gotowym do pojedynku.
Xavier zdawał sobie sprawę, że ich trening nie będzie należał do najłatwiejszych, wiedział, że będzie od niego wymagał dużej dawki skupienia i siły. Mimo wszystko nie podejrzewał jednak, że magia okaże się tak kapryśna dla niego. Owszem, wyszło mu kilka zaklęć i był z tego powodu jak najbardziej zadowolony, jednak jednocześnie kilka kompletnie mu się nie powiodły. I jak to się skończyło? Dla niego w skutkach bardzo niekorzystnie. Pierwsze nieudane Protego spowodowało u niego bolesne poparzenie lewej ręki, drugie sprawiło iż oberwał rykoszetem własnym zaklęciem, które połamało mu prawą rękę, a dokładniej ujmując nadgarstek. Mimo tych obrażeń dalej starał się walczyć, choć siły ulatywały z niego jak powietrze z przedziurawionego balona. Przez osłabienie widocznymi obrażeniami jak i tymi mniej oczywistymi, spowodowanymi Czarną Magią, mężczyzna stracił siły w pewnym momencie na tyle, że nie był już w stanie wykonać żadnego zaklęcia poprawnie, a nawet z tego wszystkiego pomylił zaklęcia. Koniec końców ich trening skończył się szybko, a Burke poobijany i bardzo słaby skończył w głębokiej na 4 metry dziurze w ziemi z najprawdopodobniej skręconą, od upadku, kostką. Nie ważne jak bardzo jeszcze chciał kontynuować, brak sił i w końcu zdrowy rozsądek przemówił, dając mu do zrozumienia, że poniósł sromotną porażkę.
Miał zamiar jednaj wyciągnąć z tej porażki bardzo poważne wnioski i wiedział, ba, był przekonany, że jak tylko poskłada go go ich rodzinny uzdrowiciel, z pewnością ponownie zwróci się do przyjaciela z prośbą o taki trening, chociaż teraz bardziej myślał o lekcji, gdyż jakby nie patrzeć, Mathieu miał w Czarnej Magii zdecydowannie większe doświadczenie niż on sam.
- Zdajesz sobie sprawę, że teraz musisz mnie wyciągnąć...? - uniósł głowę by spojrzeć na przyjaciela, siedząc na mokrej ziemi, na dnie wielkiego dołu.
- I kawalerski, nie zapominajmy o wieczorze kawalerskim. - powiedział kiwając głową z lekkim uśmiechem.
Xavier gdzieś po cichu, choć nigdy nie powiedział tego na głos, zastanawiał się czy Mathieu poprosi go o bycie jego drużbą, tak jak on poprosił jego te kilka lat temu. Nie śmiał jednak zapytać wprost, bo nie chciał się w żaden sposób narzucać. Pozostawało to więc tylko w jego głowie.
Teraz jednak nie był czas na rozmyślanie o wydarzeniach, które nie wiadomo kiedy będą miały miejsce. Teraz należało się skupić na teraźniejszości. Mieli się zmierzyć. On miał sprawdzić się w Czarnej Magii, w pełni świadomy konsekwencji jakie może przez to ponieść, a przyjaciel chciał poprawić swoje umiejętności w tej mimo wszystko bezpieczniejszej dla niego, ale równie groźnej dla jego przeciwnika, dziedzinie magii jakim były Uroki i Zaklęcia. Xavier oczywiście życzył mu jak najlepiej, bo jak to się mówi, człowiek uczy się najlepiej na własnych porażkach i zwycięstwach.
- Spokojnie, pamiętam o twoich kontuzjach. Ty za to mnie nie oszczędzaj, w najgorszym wypadku zawleczesz mnie do domu. - odparł spokojnie kiwając głową, będąc już gotowym do pojedynku.
Xavier zdawał sobie sprawę, że ich trening nie będzie należał do najłatwiejszych, wiedział, że będzie od niego wymagał dużej dawki skupienia i siły. Mimo wszystko nie podejrzewał jednak, że magia okaże się tak kapryśna dla niego. Owszem, wyszło mu kilka zaklęć i był z tego powodu jak najbardziej zadowolony, jednak jednocześnie kilka kompletnie mu się nie powiodły. I jak to się skończyło? Dla niego w skutkach bardzo niekorzystnie. Pierwsze nieudane Protego spowodowało u niego bolesne poparzenie lewej ręki, drugie sprawiło iż oberwał rykoszetem własnym zaklęciem, które połamało mu prawą rękę, a dokładniej ujmując nadgarstek. Mimo tych obrażeń dalej starał się walczyć, choć siły ulatywały z niego jak powietrze z przedziurawionego balona. Przez osłabienie widocznymi obrażeniami jak i tymi mniej oczywistymi, spowodowanymi Czarną Magią, mężczyzna stracił siły w pewnym momencie na tyle, że nie był już w stanie wykonać żadnego zaklęcia poprawnie, a nawet z tego wszystkiego pomylił zaklęcia. Koniec końców ich trening skończył się szybko, a Burke poobijany i bardzo słaby skończył w głębokiej na 4 metry dziurze w ziemi z najprawdopodobniej skręconą, od upadku, kostką. Nie ważne jak bardzo jeszcze chciał kontynuować, brak sił i w końcu zdrowy rozsądek przemówił, dając mu do zrozumienia, że poniósł sromotną porażkę.
Miał zamiar jednaj wyciągnąć z tej porażki bardzo poważne wnioski i wiedział, ba, był przekonany, że jak tylko poskłada go go ich rodzinny uzdrowiciel, z pewnością ponownie zwróci się do przyjaciela z prośbą o taki trening, chociaż teraz bardziej myślał o lekcji, gdyż jakby nie patrzeć, Mathieu miał w Czarnej Magii zdecydowannie większe doświadczenie niż on sam.
- Zdajesz sobie sprawę, że teraz musisz mnie wyciągnąć...? - uniósł głowę by spojrzeć na przyjaciela, siedząc na mokrej ziemi, na dnie wielkiego dołu.
Xavier Burke
Zawód : artefakciarz, gospodarz Palarni Opium
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
I know what you are doing in the dark, I know what your greatest desires are
OPCM : 10 +2
UROKI : 11 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 18 +2
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Czarodziej
Rycerze Walpurgii
Szczerze powiedziawszy nie był zadowolony z przebiegu tego małego pojedynku, bo Xavier w zasadzie wykończył się sam. Nie mógł narzekać, choć większość jego prób okazywała się bezskuteczna i uzmysławiało mu to, jak bardzo dużo musi poświęcić, aby zaklęcia pojedynkowe, z zakresu uroków i im podobnych zaczęły wychodzić mu poprawnie. Udało mu się rzucić zaklęcie, które chciał wypróbować, było to dla niego zadowalające, chociaż i tak pojedynek trwał zbyt krótko. Następnym razem powinni obrać inną taktykę, jednego razu szlifować zaklęcia z zakresu Czarnej Magii, aby Xavier mógł się od niego uczyć taktyki działania, a innego dnia z ćwiczyć zaklęcia i uroki, bo to na chwilę obecną zdawało słaby egzamin.
Po zakończeniu tej zabawnej walki podszedł do dołu i spojrzał na Xaviera. Biedaczek, sam doprowadził siebie do takiego stanu, a Mathieu tylko go „pogrzebał” dzięki skutecznie rzuconemu Orcumiano.. Machnął różdżką, aby pomóc przyjacielowi wydostać się z dołka i spojrzał na niego. Faktycznie, wyglądał słabo, chociaż większość jego obrażeń to efekt działania Czarnej Magii, odziaływującej na psychikę niezwykle silnie. Musiał przez to przejść, aby w przyszłości jego działania były skuteczniejsze. Tak samo jak Mathieu musiał podszkolić się w zaklęciach, rzucanie uroków powinno przychodzić mu równie łatwo, co rzucanie klątw.
- Nieźle się sponiewierałeś. – zażartował, otrzepując ubranie Xaviera z kurzu. Nie spodziewał się, że to pójdzie tak szybko. – Czarna Magia potrafi dać w kość. – dopowiedział po chwili i spojrzał na niego uważnie. Jemu nie było nic, fuksem odbił jego zaklęcia i nie doznał uszczerbku na własnym zdrowiu. A to już było coś. Wiele się zmieniło, wierzył we własne możliwości i pracował nad nimi, a to było przecież najważniejsze. – Wiesz, że ja Cię nie poskładam, bo prędzej zrobiłbym Ci krzywdę niż naprawił jakąkolwiek szkodę? – spytał, śmiejąc się. Ewentualnie mógł mu podać jakiś eliksir, ale raczej… podać fiolkę niż podać fizycznie, bo do tego nie nadawał się za bardzo tak w zasadzie. Mathieu z leczeniem miał tyle wspólnego, co ze śpiewem, a jedyne co pomagało mu przetrwać to posiadanie przyjaciela w postaci Zachary’ego.
Po zakończeniu tej zabawnej walki podszedł do dołu i spojrzał na Xaviera. Biedaczek, sam doprowadził siebie do takiego stanu, a Mathieu tylko go „pogrzebał” dzięki skutecznie rzuconemu Orcumiano.. Machnął różdżką, aby pomóc przyjacielowi wydostać się z dołka i spojrzał na niego. Faktycznie, wyglądał słabo, chociaż większość jego obrażeń to efekt działania Czarnej Magii, odziaływującej na psychikę niezwykle silnie. Musiał przez to przejść, aby w przyszłości jego działania były skuteczniejsze. Tak samo jak Mathieu musiał podszkolić się w zaklęciach, rzucanie uroków powinno przychodzić mu równie łatwo, co rzucanie klątw.
- Nieźle się sponiewierałeś. – zażartował, otrzepując ubranie Xaviera z kurzu. Nie spodziewał się, że to pójdzie tak szybko. – Czarna Magia potrafi dać w kość. – dopowiedział po chwili i spojrzał na niego uważnie. Jemu nie było nic, fuksem odbił jego zaklęcia i nie doznał uszczerbku na własnym zdrowiu. A to już było coś. Wiele się zmieniło, wierzył we własne możliwości i pracował nad nimi, a to było przecież najważniejsze. – Wiesz, że ja Cię nie poskładam, bo prędzej zrobiłbym Ci krzywdę niż naprawił jakąkolwiek szkodę? – spytał, śmiejąc się. Ewentualnie mógł mu podać jakiś eliksir, ale raczej… podać fiolkę niż podać fizycznie, bo do tego nie nadawał się za bardzo tak w zasadzie. Mathieu z leczeniem miał tyle wspólnego, co ze śpiewem, a jedyne co pomagało mu przetrwać to posiadanie przyjaciela w postaci Zachary’ego.
Mathieu Rosier
The last enemy that shall be destroyed is | death |
Xavier również nie był zadowolony z tego wszystkiego. Przede wszystkim nie był zadowolony z siebie. Przecież doskonale zdawał sobie sprawę, że stosowanie Czarnej Magii ma swoje konsekwencje i to poważne, ale mimo tego brnął dalej. Krytykował się wewnętrznie za to, że jako doświadczony organizator powinien bardziej przewidzieć działania i skutki, powinien dokładniej przemyśleć swoje działania. Przecież jak powie w domu, że sam się poskładał podczas treningowego pojedynku to Craig go najpierw wyśmieje, a potem pewnie zruga jak psa...chociaż czasy rugania już dawno mieli za sobą. No cóż, najwyraźniej, jak widać na załączonym obrazu najpierw trzeba boleśnie upaść, żeby potem wiedzieć jak zachować równowagę i uniknąć podobnych zdarzeń.
Kiedy Matheiu pomógł mu się wydostać z tej przeklętej dziury, spojrzał na niego i pokręcił lekko głową, jednocześnie mimo wszystko lekko się uśmiechając.
- Mówisz? - uniósł brew ku górze, po czym z rozbawieniem przysiadł na leżącym nieopodal pniaku.
Kostka bolała, o rękach nawet nie wspominał. Chciał sobie jakoś usztywnić rękę, ale niestety nie zauważył nic przydatnego w okolicy, a sam też nie był już w stanie rzucać żadnych zaklęć. Był zbyt wyczerpany i obolały.
- Wiem wiem... - westchnął i na nowo przeniósł wzrok na przyjaciela - To nie był mój najlepszy popis. Jestem sobą niezwykle rozczarowany. Za to ty poradziłeś sobie świetnie mój przyjacielu. - odparł po czym musiał na chwilę zamilknąć.
Nawet mówienie sprawiało mu trochę problemy. Wcześniej aż tak mocno nigdy nie odczuł skutków ubocznych praktykowania tej dziedziny magii, więc teraz, może nie tyle co był zaskoczony, co lekko zdziwiony, że wpływa to aż tak na człowieka. Nie sprawiło to jednak, że miał zamiar porzucić Czarną Magię. O nie, wręcz przeciwnie. Zachęciło go to do jeszcze bardziej dogłębnego i dokładniejszego studiowania Czarnej Magii i jej praktykowania, by w przyszłości być w stanie zmniejszyć, a może nawet całkowicie zniwelować te przykre skutki.
- Nie obraź się, ale nawet bym nie chciał byś mnie składał. - pokręcił głową patrząc na niego - Jak pomożesz mi dojść do Chateau wyślę sowę do Cassandry aby jak najszybciej się pojawiła w Durham. - powiedział spokojnie przenosząc wzrok na mocno napuchnięty już prawy nadgarstek.
Kiedy Matheiu pomógł mu się wydostać z tej przeklętej dziury, spojrzał na niego i pokręcił lekko głową, jednocześnie mimo wszystko lekko się uśmiechając.
- Mówisz? - uniósł brew ku górze, po czym z rozbawieniem przysiadł na leżącym nieopodal pniaku.
Kostka bolała, o rękach nawet nie wspominał. Chciał sobie jakoś usztywnić rękę, ale niestety nie zauważył nic przydatnego w okolicy, a sam też nie był już w stanie rzucać żadnych zaklęć. Był zbyt wyczerpany i obolały.
- Wiem wiem... - westchnął i na nowo przeniósł wzrok na przyjaciela - To nie był mój najlepszy popis. Jestem sobą niezwykle rozczarowany. Za to ty poradziłeś sobie świetnie mój przyjacielu. - odparł po czym musiał na chwilę zamilknąć.
Nawet mówienie sprawiało mu trochę problemy. Wcześniej aż tak mocno nigdy nie odczuł skutków ubocznych praktykowania tej dziedziny magii, więc teraz, może nie tyle co był zaskoczony, co lekko zdziwiony, że wpływa to aż tak na człowieka. Nie sprawiło to jednak, że miał zamiar porzucić Czarną Magię. O nie, wręcz przeciwnie. Zachęciło go to do jeszcze bardziej dogłębnego i dokładniejszego studiowania Czarnej Magii i jej praktykowania, by w przyszłości być w stanie zmniejszyć, a może nawet całkowicie zniwelować te przykre skutki.
- Nie obraź się, ale nawet bym nie chciał byś mnie składał. - pokręcił głową patrząc na niego - Jak pomożesz mi dojść do Chateau wyślę sowę do Cassandry aby jak najszybciej się pojawiła w Durham. - powiedział spokojnie przenosząc wzrok na mocno napuchnięty już prawy nadgarstek.
Xavier Burke
Zawód : artefakciarz, gospodarz Palarni Opium
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
I know what you are doing in the dark, I know what your greatest desires are
OPCM : 10 +2
UROKI : 11 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 18 +2
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Czarodziej
Rycerze Walpurgii
- Początki zawsze są trudne, a jak sam przyznałeś, miałeś sporą przerwę. – powiedział mu na pokrzepienie. Xavier nie powinien być dla siebie tak surowy, prawa jest taka, że poświęcił swoje życie rodzinie, odchowaniu dzieci, zapewnieniu im przyszłości. Widział go nieraz, kiedy zajmował się swoimi pociechami. Z reguły odchowaniem dzieci zajmowały się matki, mężczyźni mieli ważniejsze sprawy do zrobienia, a jednak Xavier gdzieś w tym wszystkim znajdował dla nich więcej czasu. Mathieu pamiętał swoje dzieciństwo, ojciec wciąż był w Rezerwacie lub jeździł na wyprawy poznawać nowe gatunki, ale gdzieś w tym wszystkim była jakaś odrobina wolnego czasu, wieczorami przy kominku, gdzie małemu chłopcu opowiadał te wszystkie fantastyczne historie. – Nie poradziłbym sobie tak dobrze, gdyby nie to, że dzisiaj Czarna Magia wyjątkowo intensywnie oddziaływała na Ciebie samego. Ile z tych zaklęć mi wyszło? Dwa? Też nie jestem zadowolony. – odpowiedział na jego słowa po dłuższej chwili. Podejdźmy do tego uczciwie, Mathieu chciałby, aby sprawiedliwie podejść do tematu, bo Xavier też dał z siebie wszystko, ale najwyraźniej dzisiejsza aura nie była sprzyjająca. Czasem tak było, gorszy dzień, rozproszenie, słabsze skupienie. Wiedział jak to wyglądało, zdarzały się dni kiedy nie do końca był w stanie się skupić i w zasadzie działał tylko na swoja niekorzyść.
- Też bym się nie chciał składać. – zaśmiał się, podając mu rękę i pomagając wstać. Wsparł go na ramieniu tak, aby był względnie stabilny. Sponiewierany do granic przyjaciel to zawsze przykry widok. Takie znajomości nie zdarzają się codziennie, ale na osobę, na którą można liczyć o każdej porze dnia i nocy… Był pewien, że gdyby zjawił się w Durham w środku nocy i powiedział, że potrzebuje się ukryć, Xavier zrobiłby mu bunkier we własnej szafie i udawał, że go nie zna, kiedy ktoś by się po niego zjawił. – Przecież nie zostawię Cię na tej plaży… Do kogo będę przychodził się napić, jak zejdziesz? – zażartował, żeby poprawić mu humor i powoli ruszył w stronę Château Rose. - Jak będziesz potrzebował przerwy, to mów. - dodał jeszcze, już całkiem na poważnie. Xavier był mu potrzebny do większych celów.
- Też bym się nie chciał składać. – zaśmiał się, podając mu rękę i pomagając wstać. Wsparł go na ramieniu tak, aby był względnie stabilny. Sponiewierany do granic przyjaciel to zawsze przykry widok. Takie znajomości nie zdarzają się codziennie, ale na osobę, na którą można liczyć o każdej porze dnia i nocy… Był pewien, że gdyby zjawił się w Durham w środku nocy i powiedział, że potrzebuje się ukryć, Xavier zrobiłby mu bunkier we własnej szafie i udawał, że go nie zna, kiedy ktoś by się po niego zjawił. – Przecież nie zostawię Cię na tej plaży… Do kogo będę przychodził się napić, jak zejdziesz? – zażartował, żeby poprawić mu humor i powoli ruszył w stronę Château Rose. - Jak będziesz potrzebował przerwy, to mów. - dodał jeszcze, już całkiem na poważnie. Xavier był mu potrzebny do większych celów.
Mathieu Rosier
The last enemy that shall be destroyed is | death |
Pokiwał głową, w pełni zgadzając się z jego słowami. Jego przerwa trwała dobre kilka lat. W szkole czynnie się interesował i praktykował Czarną Magię, jednak kiedy rozpoczęło się jego dorosłe życie, zatrzymał się na samym interesowaniu się. Czytał o niej, zgłębiał wiedzę, jednak brakło czasu na praktykę. Zwłaszcza kiedy założył rodzinę, urodziły się jego dzieci. Nie żałował lat poświęconych rodzinie i pracy, jednak teraz wiedział, że nie należało zaniedbywać praktyki. Teraz na własnym tyłku poczuł dokładnie jak duży to był błąd.
- To prawda. - pokiwał lekko głową unosząc na niego wzrok - Jeżeli chodzi o same zaklęcia to jestem nawet zadowolony. Wyszły całkiem nieźle, ale to twoje Protego jest cholernie dobre nie ma co. - odparł uśmiechając się do Mathieu, by dać mu też tym znać, że mimo marnego skończenia, humor mimo wszystko go nie opuścił.
Posiedział tak jeszcze chwilę, po czym złapał dłoń przyjaciela i powoli podniósł się z pieńka. Wyprostował się powoli, po czym wsparł się na nim.
Mógł iść, ale nie był pewny swoich nóg za bardzo. Bał się, że nie daj Merlinie, załamią się pod nim nagle i wyrżnie się jak długi na piach. Już wystarczająco się dzisiaj ośmieszył i dał się sponiewierać...w sumie sam się sponiewierał o ironio.
Zerknął na przyjaciela i ostatkami sił roześmiał się cicho rozbawiony jego słowami.
- A więc o to chodzi? - uniósł brew ku górze nadal się śmiejąc - No dobrze, pocieszę się tym, że mój przyjaciel przychodzi do mnie tylko po to by się napić, a nie dla towarzystwa. - pokręcił głową udając obrażonego.
Jakby dopiero po chwili dotarły do niego jego własne słowa. Nigdy tak nie mówił, w sensie nie żartował z takich rzeczy. Nie robił śmiesznych i naturalnie nieprawdziwych wyrzutów jak jakaś rozpieszczona panna. Czyżby aż tak mu się dzisiaj pomieszało w głowie?
- Wybacz, nie wiem co we mnie wstąpiło. - pokręcił głową wracając wzrokiem do Mathieu i uśmiechnął się do niego przepraszająco - Naturalnie, na razie daje radę, na spokojnie możemy iść. - dodał po chwili.
- To prawda. - pokiwał lekko głową unosząc na niego wzrok - Jeżeli chodzi o same zaklęcia to jestem nawet zadowolony. Wyszły całkiem nieźle, ale to twoje Protego jest cholernie dobre nie ma co. - odparł uśmiechając się do Mathieu, by dać mu też tym znać, że mimo marnego skończenia, humor mimo wszystko go nie opuścił.
Posiedział tak jeszcze chwilę, po czym złapał dłoń przyjaciela i powoli podniósł się z pieńka. Wyprostował się powoli, po czym wsparł się na nim.
Mógł iść, ale nie był pewny swoich nóg za bardzo. Bał się, że nie daj Merlinie, załamią się pod nim nagle i wyrżnie się jak długi na piach. Już wystarczająco się dzisiaj ośmieszył i dał się sponiewierać...w sumie sam się sponiewierał o ironio.
Zerknął na przyjaciela i ostatkami sił roześmiał się cicho rozbawiony jego słowami.
- A więc o to chodzi? - uniósł brew ku górze nadal się śmiejąc - No dobrze, pocieszę się tym, że mój przyjaciel przychodzi do mnie tylko po to by się napić, a nie dla towarzystwa. - pokręcił głową udając obrażonego.
Jakby dopiero po chwili dotarły do niego jego własne słowa. Nigdy tak nie mówił, w sensie nie żartował z takich rzeczy. Nie robił śmiesznych i naturalnie nieprawdziwych wyrzutów jak jakaś rozpieszczona panna. Czyżby aż tak mu się dzisiaj pomieszało w głowie?
- Wybacz, nie wiem co we mnie wstąpiło. - pokręcił głową wracając wzrokiem do Mathieu i uśmiechnął się do niego przepraszająco - Naturalnie, na razie daje radę, na spokojnie możemy iść. - dodał po chwili.
Xavier Burke
Zawód : artefakciarz, gospodarz Palarni Opium
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
I know what you are doing in the dark, I know what your greatest desires are
OPCM : 10 +2
UROKI : 11 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 18 +2
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Czarodziej
Rycerze Walpurgii
- Poza atakami trzeba też umieć się bronić. – stwierdził całkiem poważnie i przekręcił głowę w bok. Długo trenował, poświęcił temu naprawdę wiele czasu, aby obrony mogły mu wychodzić. Umiejętność skutecznego podjęcia obrony była dla niego dość istotna, szczególnie, że często przychodziło mu mierzyć się z przeciwnikami silnymi, którzy miotali zaklęciami bez najmniejszego problemu. Lepiej posiąść również takie umiejętności, które pozwolą na odparcie ataków.
Wiedział, że Xavier jest skory do żartowania, a i tego nie zamierzał mu oszczędzać. To na pewno poprawi mu humor, bo Xavier wyglądał bardzo słabo. Mieli specyficzne poczucie humoru i tego też nikt nie mógł im zabrać, ale wieloletnia przyjaźń robiła swoje. To dobrze, że wtedy wpadli na pomysł ukrywania się przed światem, bo obaj nie lubią towarzystwa grona ludzi. Przynajmniej mogli na siebie liczyć w każdej sytuacji i o każdej porze. To dziwne, ze tak wiele osób żyło bez przyjaźni, bez wsparcia drugiej osoby. Nie potrafił pojąć, jak można było funkcjonować w ten sposób, całkowicie pozbawiony sensu. Chociażby po to, żeby móc się z kimś napić…
- Ależ oczywiście, musiałem Cię kiedyś wyprowadzić z błędu. – zaśmiał się. Wolał, żeby Xavier skupił się na głupkowatych żartach, niż na tym, że go boli, a tego akurat Rosier był pewien. Musiało go boleć jak cholera. Wiedział jak to jest być poturbowanym, chociaż zmęczenie psychiczne w jego przypadku było o wiele, wiele poważniejszą sprawą. Niemniej jednak, na pewno wykaraska się z tego i będzie dobrze.
- Wybacz? To tylko żarty. – dodał jeszcze, kiedy zauważył, że Xavier zmieszał się całą sytuacją. Nie brzmiało to jak wyrzuty nastolatki, raczej jak ironia i zabawa z tego powodu. Dla niego to nie było nic, co wykraczało poza ogólnie przyjęte normy. Poza tym, naprawdę musieli się sobie tłumaczyć? Nie widział w tym najmniejszego sensu. Bądź co bądź, obaj byli dorośli i znali się jak łyse konie.
- Chodź, jesteś naprawdę zmęczony, a do Chateau już niedaleko. – mruknął, widząc majaczące we mgle mury zamku Róż.
Wiedział, że Xavier jest skory do żartowania, a i tego nie zamierzał mu oszczędzać. To na pewno poprawi mu humor, bo Xavier wyglądał bardzo słabo. Mieli specyficzne poczucie humoru i tego też nikt nie mógł im zabrać, ale wieloletnia przyjaźń robiła swoje. To dobrze, że wtedy wpadli na pomysł ukrywania się przed światem, bo obaj nie lubią towarzystwa grona ludzi. Przynajmniej mogli na siebie liczyć w każdej sytuacji i o każdej porze. To dziwne, ze tak wiele osób żyło bez przyjaźni, bez wsparcia drugiej osoby. Nie potrafił pojąć, jak można było funkcjonować w ten sposób, całkowicie pozbawiony sensu. Chociażby po to, żeby móc się z kimś napić…
- Ależ oczywiście, musiałem Cię kiedyś wyprowadzić z błędu. – zaśmiał się. Wolał, żeby Xavier skupił się na głupkowatych żartach, niż na tym, że go boli, a tego akurat Rosier był pewien. Musiało go boleć jak cholera. Wiedział jak to jest być poturbowanym, chociaż zmęczenie psychiczne w jego przypadku było o wiele, wiele poważniejszą sprawą. Niemniej jednak, na pewno wykaraska się z tego i będzie dobrze.
- Wybacz? To tylko żarty. – dodał jeszcze, kiedy zauważył, że Xavier zmieszał się całą sytuacją. Nie brzmiało to jak wyrzuty nastolatki, raczej jak ironia i zabawa z tego powodu. Dla niego to nie było nic, co wykraczało poza ogólnie przyjęte normy. Poza tym, naprawdę musieli się sobie tłumaczyć? Nie widział w tym najmniejszego sensu. Bądź co bądź, obaj byli dorośli i znali się jak łyse konie.
- Chodź, jesteś naprawdę zmęczony, a do Chateau już niedaleko. – mruknął, widząc majaczące we mgle mury zamku Róż.
Mathieu Rosier
The last enemy that shall be destroyed is | death |
- Masz jak najbardziej rację. Obrona jest równie ważna jak atak... - pokiwał głową uśmiechając się lekko.
Jak widać na załączonym obrazku w jego przypadku wystarczyły dwa czy trzy nieudane zaklęcia obronne by skończył tak jak skończył. Oczywiście nie winił nikogo innego oprócz siebie. Nie poszło mu i wiedział, że musi się skupić teraz jeszcze bardziej na treningu niż do tej pory. Do tej pory praktycznie nie miał na to czasu, jednak jeśli chciał osiągnąć więcej musiał się wziąć za siebie i za swoje umiejętności. Nie spodziewał się, że będzie to bułka z masłem, wiedział doskonale, że będzie to od niego wymagało dużo czasu, cierpliwości i z pewnością jeszcze nie raz dostanie po tyłku. Miał jednak nadzieję, że mimo wszystko Mathieu mu pomoże. Wiedział, że może na niego liczyć, tak samo jak on na niego. Przyjaźń ich łącząca była wyjątkowa i Xav nigdy tego nie negował. Zawsze postrzegał Rosiera jako kogoś wyjątkowego w swoim życiu, kogoś do kogo mógł przyjść z każdą sprawą i wiedział, że ten go wysłucha, wspomoże radą. Zdecydowanie, dla niego Mathieu był jak rodzina, jak drugi brat.
- Lepiej późno niż wcale jak to mówią. - pokiwał głową z rozbawieniem zerkając na niego.
Dopiero po chwili dotarły do niego jego słowa. No przecież nie musiał go przepraszać za takie słowa. Nie myślał trzeźwo, miał mętlik w głowie i ciężko teraz mu się myślało. Przecież znali się tak dobrze, że takie przekomarzanki w ich wykonaniu tak naprawdę były na porządku dzienny.
- Masz racje...zmęczenie daje mi się we znaki. - odezwał się po dłuższej chwili.
Nawet mówiło mu się ciężko. Poprosił go o chwilkę przerwy, po czym ruszyli ponownie przed siebie. Widział już przed sobą mury Chateau Rose. Wiedział, że to już niedaleko, ale każdy krok sprawił mu trochę problem. Dlatego naprawdę się ucieszył kiedy w końcu dotarli do celu i usiadł na spokojnie by chwilę odpocząć, zanim wróci do siebie.
zt x2
Jak widać na załączonym obrazku w jego przypadku wystarczyły dwa czy trzy nieudane zaklęcia obronne by skończył tak jak skończył. Oczywiście nie winił nikogo innego oprócz siebie. Nie poszło mu i wiedział, że musi się skupić teraz jeszcze bardziej na treningu niż do tej pory. Do tej pory praktycznie nie miał na to czasu, jednak jeśli chciał osiągnąć więcej musiał się wziąć za siebie i za swoje umiejętności. Nie spodziewał się, że będzie to bułka z masłem, wiedział doskonale, że będzie to od niego wymagało dużo czasu, cierpliwości i z pewnością jeszcze nie raz dostanie po tyłku. Miał jednak nadzieję, że mimo wszystko Mathieu mu pomoże. Wiedział, że może na niego liczyć, tak samo jak on na niego. Przyjaźń ich łącząca była wyjątkowa i Xav nigdy tego nie negował. Zawsze postrzegał Rosiera jako kogoś wyjątkowego w swoim życiu, kogoś do kogo mógł przyjść z każdą sprawą i wiedział, że ten go wysłucha, wspomoże radą. Zdecydowanie, dla niego Mathieu był jak rodzina, jak drugi brat.
- Lepiej późno niż wcale jak to mówią. - pokiwał głową z rozbawieniem zerkając na niego.
Dopiero po chwili dotarły do niego jego słowa. No przecież nie musiał go przepraszać za takie słowa. Nie myślał trzeźwo, miał mętlik w głowie i ciężko teraz mu się myślało. Przecież znali się tak dobrze, że takie przekomarzanki w ich wykonaniu tak naprawdę były na porządku dzienny.
- Masz racje...zmęczenie daje mi się we znaki. - odezwał się po dłuższej chwili.
Nawet mówiło mu się ciężko. Poprosił go o chwilkę przerwy, po czym ruszyli ponownie przed siebie. Widział już przed sobą mury Chateau Rose. Wiedział, że to już niedaleko, ale każdy krok sprawił mu trochę problem. Dlatego naprawdę się ucieszył kiedy w końcu dotarli do celu i usiadł na spokojnie by chwilę odpocząć, zanim wróci do siebie.
zt x2
Xavier Burke
Zawód : artefakciarz, gospodarz Palarni Opium
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
I know what you are doing in the dark, I know what your greatest desires are
OPCM : 10 +2
UROKI : 11 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 18 +2
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Czarodziej
Rycerze Walpurgii
Wiatr zawiewał mocno od strony morza, a piasek pokryty śniegiem skrzypiał pod nogami, kiedy Mathieu stawiał pierwsze kroki na Wybrzeżu przy Różanym Zamku. Podczas tych ponad dwóch tygodni spędzonych poza terenami Anglii pochłoniętymi mrokiem wojny, zdążył zatęsknić za domem i wszystkimi jego mieszkańcami. Możliwość zdobycia doświadczeń przyćmiewała jednak tęsknotę za bliskimi, musiał dążyć do rozwoju samego siebie, poszerzania horyzontów i pozwolić sobie na nowe szanse. Nie mógł rywalizować z Tristanem w wielu kwestiach, ale mógł podążać własną drogą, stworzyć coś zupełnie własnego, z czego nie tylko będzie czerpał korzyści, ale co również stanie się jego dumą, spuścizną, którą przekaże kolejnym pokoleniom. W czasach wojny było to niebywale trudne zadanie, biorąc pod uwagę fakt, że to na niej powinni się skupić. Nie należał do tych, którzy skarżyli się na natłok obowiązków – zwyczajowo realizował je z zaparciem, upartością i pełnym skupieniem. Czuł się zobowiązany nie tylko wobec Smoczych Ogrodów, ale również wobec Rycerzy Waplurgii. Jeszcze w grudniu obiecał wsparcie dla przyjaciół, którzy wciąż pragnęli rozwijać swoje umiejętności magiczne. Dzisiejsze czasy wymagały od nich ciągłego rozwoju, ciągłej walki i bezustannego działania.
Na wybrzeżu musiał zebrać myśli. Ktoś ze służby Chateau Rose miał odprowadzić Xaviera na docelowe miejsce spotkania. Mathieu wyjątkowo przepadał za trudnymi warunkami, które oferowały tereny przy kredowych klifach – pojedynku i walki z przeciwnikami nigdy nie odbywały się w sterylnych warunkach, musieli więc być przygotowani na wszystko. Sam dzisiaj zamierzał praktykować, a raczej szkolić się intensywniej w kwestii Uroków, wiedział, że ta dziedzina Magii wypadała u niego dość słabo, a narastające frustracje wywoływały niespodziewane efekty, których sam nie mógł przewidzieć. Miał nadzieję, że tym razem jednak wszystko pójdzie zgodnie z planem i efekty, które odczuwał od wielu tygodni nie przejmą sterów. Nie zamierzał jednak ostrzegać Lorda Burke, to niekonieczne i niepotrzebne, szczególnie, że Xavier wiedział już na co go stać.
- Witaj przyjacielu. – przywitał swojego towarzysza z uśmiechem na twarzy, przyjemnie wspominał ich ostatnie spotkanie, podczas którego Xavier poskładał się w zasadzie sam.– Mam nadzieję, że dzisiaj dasz mi trochę więcej... się sponiewierać. – Zażartował. Luźna atmsfera była najważniejsza, a ich wieloletnia przyjaźń świadczyła o bliskim kontakcie i możliwościach, które wzajemnie sobie oferowali. - Następne spotkanie zorganizujemy w Durham. - zapowiedział z uśmiechem. - Mam nadzieję, że moja krótka nieobecność nie odbyła się zanadto na Twoim zdrowiu psychicznym. Ta wyprawa jednak była mi potrzebna, powinieneś kiedyś wypłynąć ze mną w morze. - dodał, spoglądając na Xaviera. Był ciekaw jak Lod Burke zapatrywał się na tego typu rozrywki.
Mathieu Rosier
The last enemy that shall be destroyed is | death |
Był dopiero pierwszy dzień lutego, a on miał za sobą już tyle rzeczy, że zaczął się zastanawiać jak on znajduje na to wszystko czas. Z początkiem roku, chwilę po, jak zawsze wspaniałym, Sabacie, od razu rozpoczęły się zwarte i świetnie skoordynowane działania Rycerzy na terenie Staffordshire, w których miał przyjemność wziąć udział. Nie tylko bawił się wtedy świetnie, ale też wiedział, że jego działania jak i działania innych członków organizacji sprawiły, że z całą pewnością pokazali mieszkańcom tego hrabstwa, po której stronie należy się opowiedzieć. Kilka dni później jego brat został znaleziony ciężko ranny na progu domu i teraz przechodził rekonwalescencje, co jednocześnie oznaczało, że większość jego pracy związanej z Palarnią spadła na Xaviera. Oczywiście Burke nie narzekał, bo i tak teraz siedział nad planowaniem rozbudowania ich rodzinnego interesu, ale uraz Craig’a spowodował, że miał teraz dodatkowe rzeczy na głowie. No i oczywiście też pomagał zarówno Mathieu jak i Primrose z ich rozterkami ekonomicznymi. Każde z nich przyszło do niego z innym problemem i starał się im pomóc naprawdę najlepiej jak tylko potrafił. I między tym wszystkim jeszcze udało mu się znaleźć chwilę na lekcje tańca z żoną i w ogóle spędzanie czasu z rodziną.
Xavier nie należał do ludzi, którzy narzekali na swój los. Mimo wszystko jakoś ostatnio zaczynało mu brakować takiego spędzania czasu z ludźmi dla samego spędzania czasu. Nie z powodu interesów, a po prostu żeby być razem. I choć wiedział, że pewnie czasami bierze na swoje barki trochę za dużo, to jednak nadal to robił. Charlotta mu to wypominała, ale jednocześnie wiedziała, że jej mąż taki jest i niestety pod tym względem się nie zmieni. Burke już teraz czuł się troszkę zmęczony, a co dopiero przyniesie luty?
Jak się okazało luty postanowił rozpocząć kolejnym treningiem ze swoim przyjacielem. Mathieu ostatnio był nieobecny, wypłyną na rozległe wody i Xavier był ciekaw jak mu tam było. Zastanawiał się czy wziął sobie do serca jego rady i dokładniej przyjrzał się tym wszystkim aspektom, o których wspominał mu na ich ostatnim spotkaniu na początku roku. Jednocześnie, pomijając fakt doskonalenia swoich umiejętności magicznych, dzisiejszy dzień był dobrym pretekstem to spędzenia czasu w miłym towarzystwie.
W Chateau pojawił się chwilę przed ustaloną godziną. Służba chciała go zaprowadzić na miejsce treningu, ale Xavier pokręcił głową i sam skierował się w, doskonale sobie znanym, kierunku, po drodze odpalając papierosa. Co prawda wolałby by tym razem walczyli w jakimś cieplejszym miejscu, nie był fanem zimowej pogody. No, ale to Mathieu wybierał miejsce i najwyraźniej upodobał sobie bardzo wybrzeże.
Tym razem miał w planach nie poskładać się samemu. Przede wszystkim nie zamierzał używać aż tyle czarnej magii co ostatnio. Wiedział, że Rosier pewnie będzie chciał znów ćwiczyć uroki, więc oczywiście mu na to pozwoli, sam jednak również nie pozostanie mu dłużny.
- Dobrze cię widzieć Mathieu – powiedział z uśmiechem wyrzucając niedopałek papierosa w śnieg – Na dzisiaj mam troszkę inne plany. Zobaczymy kto kogo sponiewiera. - pokręcił głową z rozbawieniem – Zdecydowanie w Durham i to tam, gdzie będzie ciepło. - dodał z uśmiechem – No cóż, ja jakoś to zniosłem, ale Melody się mnie ostatnio pytała czy wujek Matt się obraził na nią, że jej nie odwiedza? - uniósł brew ku górze uśmiechając się pod nosem, a na kolejne słowa przyjaciela uniósł brew ku górze – Nawet sobie nie wyobrażasz nawet jak bardzo bym chciał. Nie pamiętam już kiedy moja noga stała na statku… z 4 lata temu może? - zamyślił się na moment.
Xavier nie należał do ludzi, którzy narzekali na swój los. Mimo wszystko jakoś ostatnio zaczynało mu brakować takiego spędzania czasu z ludźmi dla samego spędzania czasu. Nie z powodu interesów, a po prostu żeby być razem. I choć wiedział, że pewnie czasami bierze na swoje barki trochę za dużo, to jednak nadal to robił. Charlotta mu to wypominała, ale jednocześnie wiedziała, że jej mąż taki jest i niestety pod tym względem się nie zmieni. Burke już teraz czuł się troszkę zmęczony, a co dopiero przyniesie luty?
Jak się okazało luty postanowił rozpocząć kolejnym treningiem ze swoim przyjacielem. Mathieu ostatnio był nieobecny, wypłyną na rozległe wody i Xavier był ciekaw jak mu tam było. Zastanawiał się czy wziął sobie do serca jego rady i dokładniej przyjrzał się tym wszystkim aspektom, o których wspominał mu na ich ostatnim spotkaniu na początku roku. Jednocześnie, pomijając fakt doskonalenia swoich umiejętności magicznych, dzisiejszy dzień był dobrym pretekstem to spędzenia czasu w miłym towarzystwie.
W Chateau pojawił się chwilę przed ustaloną godziną. Służba chciała go zaprowadzić na miejsce treningu, ale Xavier pokręcił głową i sam skierował się w, doskonale sobie znanym, kierunku, po drodze odpalając papierosa. Co prawda wolałby by tym razem walczyli w jakimś cieplejszym miejscu, nie był fanem zimowej pogody. No, ale to Mathieu wybierał miejsce i najwyraźniej upodobał sobie bardzo wybrzeże.
Tym razem miał w planach nie poskładać się samemu. Przede wszystkim nie zamierzał używać aż tyle czarnej magii co ostatnio. Wiedział, że Rosier pewnie będzie chciał znów ćwiczyć uroki, więc oczywiście mu na to pozwoli, sam jednak również nie pozostanie mu dłużny.
- Dobrze cię widzieć Mathieu – powiedział z uśmiechem wyrzucając niedopałek papierosa w śnieg – Na dzisiaj mam troszkę inne plany. Zobaczymy kto kogo sponiewiera. - pokręcił głową z rozbawieniem – Zdecydowanie w Durham i to tam, gdzie będzie ciepło. - dodał z uśmiechem – No cóż, ja jakoś to zniosłem, ale Melody się mnie ostatnio pytała czy wujek Matt się obraził na nią, że jej nie odwiedza? - uniósł brew ku górze uśmiechając się pod nosem, a na kolejne słowa przyjaciela uniósł brew ku górze – Nawet sobie nie wyobrażasz nawet jak bardzo bym chciał. Nie pamiętam już kiedy moja noga stała na statku… z 4 lata temu może? - zamyślił się na moment.
Xavier Burke
Zawód : artefakciarz, gospodarz Palarni Opium
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
I know what you are doing in the dark, I know what your greatest desires are
OPCM : 10 +2
UROKI : 11 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 18 +2
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Czarodziej
Rycerze Walpurgii
Wywrócił oczami, kiedy Xavier stwierdził, że następne spotkanie zdecydowanie w Durham i to w cieple. Chłód bijący od morza i wiatr niosący drobiny zamarzniętych kropli wody był klimatyczny, idealny wręcz do treningu. Sam fakt, w jaki sposób zimą wyglądało wybrzeże. Mathieu przepadał za trudnymi warunkami, to zawsze w pewien sposób budowało i zbliżało warunków panujących w sytuacjach normalnych. Bądź co bądź, Zakon Feniksa nie będzie wybierał miejsc na prowadzenie działań i nie będą się zastanawiać czy powinien lub nie wybrać ciepły teatr, niżeli zimną uliczkę w Hyde Parku.
- Miałem sporo spraw na głowie po powrocie, ale wybiorę się do Durham nie tylko ze względów treningowych. Podczas wyprawy kiedy przyjmowałem towar na statek Brzask zauważyłem kilka kwestii, doczytałem w księdze później, że ma to związek z prowadzeniem struktur w systemie… ale to jednak nie do rozmowy na dziś. – zaśmiał się. Rozwijał się ekonomicznie, to prawda. Mógł zagłębić się w temat w Smoczych Ogrodach, ale też miał ku temu świetną okazję w Tortudze, kiedy przyjmował towar na statek Traversów. To wiele dawało do myślenia, tamte protokoły przejęcie towaru były zupełnie inaczej zbudowane niż ich własne i przyznał, że tamte podobały mu się dużo bardziej, były jaśniejsze i klarowniejsze, łatwiej było odczytać z niego wszystko. Wbrew pozorom były bardzo czytelne. Teraz jednak mieli trenować zaklęcia i uroki, a nie skupiać się na ekonomii.
- Zmienimy to. Staniesz na Róży Oceanów z pewnością jako jedna z pierwszych osób. – powiedział z lekkim uśmiechem, był dumny z realizacji swojego pomysłu. Pojęcie podstaw żeglugi i podstaw ekonomii miało naprawdę ogromne znaczenie, jeśli chodziło o plan. Zapragnął tego, zapragnął czegoś swojego, co nie wiązało się jedynie z nazwiskiem. Rosierowie od wielu lat zajmowali się prowadzeniem Smoczych Ogrodów, zwanych kiedyś Rezerwatem Albionów Czarnookich. Musieli jednak iść na przód, musieli się rozwijać… Flota będzie jego dziełem, jego dziedzictwem, które zostawi kolejnym pokoleniom. Do tego czasu jednak minie jeszcze wiele miesięcy.
- Przekaż Melody, że zjawię jak najszybciej to możliwe. – powiedział z uśmiechem. No tak, mieszkańcu Durham przywykli do jego częstych widać. Życie jednak było nieubłagalne, musiał skupić się na działaniach, a panująca w świecie wojna nie ułatwiała tych spraw. - Zaczynamy?
- Miałem sporo spraw na głowie po powrocie, ale wybiorę się do Durham nie tylko ze względów treningowych. Podczas wyprawy kiedy przyjmowałem towar na statek Brzask zauważyłem kilka kwestii, doczytałem w księdze później, że ma to związek z prowadzeniem struktur w systemie… ale to jednak nie do rozmowy na dziś. – zaśmiał się. Rozwijał się ekonomicznie, to prawda. Mógł zagłębić się w temat w Smoczych Ogrodach, ale też miał ku temu świetną okazję w Tortudze, kiedy przyjmował towar na statek Traversów. To wiele dawało do myślenia, tamte protokoły przejęcie towaru były zupełnie inaczej zbudowane niż ich własne i przyznał, że tamte podobały mu się dużo bardziej, były jaśniejsze i klarowniejsze, łatwiej było odczytać z niego wszystko. Wbrew pozorom były bardzo czytelne. Teraz jednak mieli trenować zaklęcia i uroki, a nie skupiać się na ekonomii.
- Zmienimy to. Staniesz na Róży Oceanów z pewnością jako jedna z pierwszych osób. – powiedział z lekkim uśmiechem, był dumny z realizacji swojego pomysłu. Pojęcie podstaw żeglugi i podstaw ekonomii miało naprawdę ogromne znaczenie, jeśli chodziło o plan. Zapragnął tego, zapragnął czegoś swojego, co nie wiązało się jedynie z nazwiskiem. Rosierowie od wielu lat zajmowali się prowadzeniem Smoczych Ogrodów, zwanych kiedyś Rezerwatem Albionów Czarnookich. Musieli jednak iść na przód, musieli się rozwijać… Flota będzie jego dziełem, jego dziedzictwem, które zostawi kolejnym pokoleniom. Do tego czasu jednak minie jeszcze wiele miesięcy.
- Przekaż Melody, że zjawię jak najszybciej to możliwe. – powiedział z uśmiechem. No tak, mieszkańcu Durham przywykli do jego częstych widać. Życie jednak było nieubłagalne, musiał skupić się na działaniach, a panująca w świecie wojna nie ułatwiała tych spraw. - Zaczynamy?
Mathieu Rosier
The last enemy that shall be destroyed is | death |
Burke po prostu nie przepadał za zimnem. Lubił to miejsce, lubił jak wygląda morze w zimie, jak gdzie niegdzie woda jest zamarznięta, jak fale zostały uwięzione w lodzie, tworzące ciekawe kształty. Trudne warunki mu również nie przeszkadzały, pracował w o wiele mniej sprzyjających warunkach niż teraz. On po prostu nie lubił zimna. Nie umknęło mu jednak jak jego przyjaciel przewraca oczyma.
- A idź ty zimnolubie. - zażartował kręcąc głową z lekkim rozbawieniem, po czym wysłuchał jego słów – Dobrze, bardzo dobrze bym powiedział. Znaczy się odrobiłeś zadanie domowe. - zaśmiał się puszczając mu oczko.
Cieszył się, że mógł wspomóc Mathieu swoją wiedzą. Wiedział, że ten jest pojętnym uczniem, a dodatkowo motywowała go do nauki chęć poszerzania swojej wiedzy jak i chęć posiadania własnej floty. Więc dobrali się tak naprawdę idealnie, on , lubiący dzielić się swoją wiedzą i Mathieu, chętny ta wiedzę przyswajać.
- Ależ zapraszam serdecznie. Doskonale wiesz, że nasz dom jest dla ciebie otwarty. - powiedział z uśmiechem – Z przyjemnością pomogę ci w twoich zagwostkach ekonomicznych. - dodał spokojnie kiwając głową, a po chwili roześmiał się – Trzymam cię za słowo. Ale najpierw ciężka praca, a dopiero potem przyjemności i świętowania.
Jego przyjaciel był ambitny, doskonale zdawał sobie sprawę. Zawsze dążył do czegoś więcej niż do bycia tylko lordem Kent, chciał coś osiągnąć i między innymi Xavier właśnie za to go szanował. Burke zajmował się rodzinnym interesem, rozwijał go tak jak sam chciał i nikt mu się nie wtrącał. Dodatkowo ostatnimi czasy więcej zaczął się angażować w życie polityczne. Może nie do końca chodziło o politykę międzylordowską, ale przede wszystkim chodziło o politykę państwową. Wcześniej wolał się w to nie mieszać, teraz jednak kiedy dotarło do niego dobitnie jak to wszystko wygląda, stwierdził, że czas najwyższy w końcu zacząć działać, zwłaszcza, że nie cierpiał siedzieć z założonymi rękami.
- I będziesz musiał jej przynieść prezent. Nie zapomnij o prezencie. - powiedział rozbawiony grążąc zabawnie mu palcem, po czym sięgnął po swoją różdżkę.
- Zaczynamy.
- A idź ty zimnolubie. - zażartował kręcąc głową z lekkim rozbawieniem, po czym wysłuchał jego słów – Dobrze, bardzo dobrze bym powiedział. Znaczy się odrobiłeś zadanie domowe. - zaśmiał się puszczając mu oczko.
Cieszył się, że mógł wspomóc Mathieu swoją wiedzą. Wiedział, że ten jest pojętnym uczniem, a dodatkowo motywowała go do nauki chęć poszerzania swojej wiedzy jak i chęć posiadania własnej floty. Więc dobrali się tak naprawdę idealnie, on , lubiący dzielić się swoją wiedzą i Mathieu, chętny ta wiedzę przyswajać.
- Ależ zapraszam serdecznie. Doskonale wiesz, że nasz dom jest dla ciebie otwarty. - powiedział z uśmiechem – Z przyjemnością pomogę ci w twoich zagwostkach ekonomicznych. - dodał spokojnie kiwając głową, a po chwili roześmiał się – Trzymam cię za słowo. Ale najpierw ciężka praca, a dopiero potem przyjemności i świętowania.
Jego przyjaciel był ambitny, doskonale zdawał sobie sprawę. Zawsze dążył do czegoś więcej niż do bycia tylko lordem Kent, chciał coś osiągnąć i między innymi Xavier właśnie za to go szanował. Burke zajmował się rodzinnym interesem, rozwijał go tak jak sam chciał i nikt mu się nie wtrącał. Dodatkowo ostatnimi czasy więcej zaczął się angażować w życie polityczne. Może nie do końca chodziło o politykę międzylordowską, ale przede wszystkim chodziło o politykę państwową. Wcześniej wolał się w to nie mieszać, teraz jednak kiedy dotarło do niego dobitnie jak to wszystko wygląda, stwierdził, że czas najwyższy w końcu zacząć działać, zwłaszcza, że nie cierpiał siedzieć z założonymi rękami.
- I będziesz musiał jej przynieść prezent. Nie zapomnij o prezencie. - powiedział rozbawiony grążąc zabawnie mu palcem, po czym sięgnął po swoją różdżkę.
- Zaczynamy.
Xavier Burke
Zawód : artefakciarz, gospodarz Palarni Opium
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
I know what you are doing in the dark, I know what your greatest desires are
OPCM : 10 +2
UROKI : 11 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 18 +2
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Czarodziej
Rycerze Walpurgii
Wybrzeże
Szybka odpowiedź