Wydarzenia


Ekipa forum
Ławka nad rzeką
AutorWiadomość
Ławka nad rzeką [odnośnik]04.12.16 0:42

Ławka nad rzeką

Nad samą Tamizą znajduje się niewielka ławka, a z tabliczki na jej oparciu można się dowiedzieć, że została zadedykowana Elisabeth, “o której pamięć nigdy nie wygaśnie”. Chociaż ławka, sądząc po wyglądzie, z pewnością jest już wiekowa, czas obchodzi się z nią nad wyraz łagodnie: drewno nie ulega zniszczeniom pod wpływem deszczów, wciąż jest solidne i twarde, niemożliwym jest wyryć w nim jakiekolwiek zadrapania czy wyżłobienia, ewentualne akty wandalizmu zwyczajnie nie przynoszą skutku. Ktokolwiek postawił tę ławkę, zadbał o to, żeby nałożyć nań odpowiednie zaklęcia ochronne. Za dnia często przysiadają się tutaj turyści - ławka oddalona o kilkadziesiąt metrów od Mostu Westminster stanowi doskonały punkt widokowy na wiele słynnych atrakcji Londynu. Wieczorami atmosfera robi się bardziej romantyczna, a dźwięki dobiegające z ulic za plecami cichną.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ławka nad rzeką Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Ławka nad rzeką [odnośnik]04.01.17 18:37
|z somerset

Tego akurat mógł być pewien. Warto było sprawdzić każdy trop, a znając Lynn i jej zmysł do wyszukiwaniu się w najdrobniejszych elementach odpowiedzi, wiedział, że sprawa była w dobrych rękach. Przecież ostatnią sprawę udało im się doprowadzić do końca. I chociaż wynikało z tego wiele komplikacji na poziomie ich znajomości... Którą w tamtym momencie również się zakończyła, ale uratowali jego matkę i zlikwidowali tych, którzy byli za to odpowiedzialni. Przez głowę przeszło mu klatka po klatce wszystko co się wydarzyło. Całe zmagania z tym szaleńcem, po chwile prawdziwego strachu, przez sukces i klęskę. Może tak miało być, chociaż Morgoth nie wierzył w takie rzeczy. Zawsze potrafił postawić na swoim, ale tutaj nie potrafił. Gdy jej zabrakło, wydawało mu się, że zaczyna stawać na nogach, ale tak naprawdę wraz z ponownym spotkaniem czuł, że brakuje mu jej. Ich rozmów, działania, wspólnego główkowania i otrzymywania wyczekiwanych odpowiedzi. Teraz ich wymiany zdań nie były niczym więcej nad sztywnymi formułkami, w których starali się odnaleźć.
- Tak. Lepiej jak zejdziemy z widoku i... Usiądziemy - dodał z małym wahaniem, nie chcąc wymuszać na niej niczego. Ciężko było teraz wyczuć ich nastroje i nastawienia względem siebie, ale Morgothowi dalej zależało, żeby Lucinda nie czuła się w żaden sposób niechętna do dalszych działań. Mogła zrezygnować, ale znał ją na tyle, by wiedzieć, że gdziekolwiek był problem, gdziekolwiek widniała nikła szansa powodzenia - podejmowała się tego i wkładała w to całą siebie. Miał nadzieję, że tym razem emocje zostaną wstrzymane na wodzy, a dziewczyna wykorzysta jedynie swoje talenty do pełnionej pracy. Chciał nie wplątywać w to własnych odczuć i wciąż wierzył w to, że mu się to uda. Chociaż gdzieś w głowie miał świadomość swojej porażki. Zawsze i wszędzie gdzie tylko ją widział. Jednak nie odpowiedział na jej pytanie czy wszystko w porządku. Posłał jej jedynie szybkie spojrzenie i nic ponad to.
Wtedy jednak Lynn ruszyła. Sam nie wiedział, gdzie zmierzali, ale dał jej się prowadzić, oddając się swoim myślom, które wirowały dookoła smoka. Gdzie był? Z kim? Czy był bezpieczny? Na to ostatnie pytanie poniekąd znał odpowiedź. Podskórnie wiedział, że tymczasowo nic nie działo się z jego podopiecznym, ale czy była to tylko wiara, czy coś innego? Może obie te rzeczy mieszały się między sobą? Czy kiedyś powiedziałby jej co się stało tamtej nocy? Mówił jej wiele rzeczy, ale nie wszystko. Dopóki nie był pewny, wolał milczeć. Uśmiechnął się praktycznie niewidocznie na fakt, że zaszli znowu nad Tamizę, chociaż równocześnie szybko przygasł. Kamień księżycowy zapewne dalej leżał na dnie morza, tam gdzie go wrzucił. Najwidoczniej wszystko się zmieniło, a oni byli w karykaturalnej rzeczywistości, tego co się już wydarzyło. Chcąc przerwać niezręczną ciszę, odetchnął.
- Wiem, że to nie czas, ale... Dowiedziałem się dopiero niedawno, że moja matka wysłała do ciebie list - nie wiedział jak to ująć, nie chcąc też jej się za bardzo narzucać. To dziwne że Beatrice nie powiedziała mu wcześniej, że zaraz jak poczuła się lepiej wysłała sowę do Lynn z podziękowaniami za wszystko. Zapewne gdyby była w pełni sił, udałaby się do niej osobiście. - Mam nadzieję, że nie poczułaś się dotknięta.



They call him The Young Wolf. They say he can turn into a wolf himself when he wants. They say he can not be killed.

Morgoth Yaxley
Morgoth Yaxley
Zawód : a gentleman is simply a patient wolf, buduję sobie balet trolli
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Thus he came alone to Angband's gates, and he sounded his horn, and smote once more upon the brazen doors, and challenged Morgoth to come forth to single combat. And Morgoth came.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3063-morgoth-yaxley https://www.morsmordre.net/t3117-kylo#51270 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-palac-yaxleyow https://www.morsmordre.net/t3525-skrytka-bankowa-nr-803#61584 https://www.morsmordre.net/t3124-morgoth-yaxley#51390
Re: Ławka nad rzeką [odnośnik]07.01.17 10:45
Tego mógł być pewien; miała zamiar doprowadzić sprawę do końca bez względu na wszystko. Taka już była i nawet jeżeli nie bardzo chciała tutaj być to wiedziała, że jej chęci nie mają tutaj najmniejszego znaczenia. Zobowiązała się tego by mu pomóc, a dla niej zobowiązanie jest wiążące. Wszystkie szczegóły w ich sprawie miały znaczenie. Nie wierzyła, że rzeczy, które widzi przed sobą są tylko przerywnikiem w dojściu do tego co prawdziwe i konieczne. Dlatego skupiła się na każdym elemencie, a właściwie to próbowała. Przecież nie było to łatwe, kiedy miała go obok siebie. Skupić się w ogóle na pracy, działaniu i funkcjonowaniu w pełni, a nie na piętrzących się uczuciach. Wiedziała, że musi wybrać, a nie była to prosta kalkulacja. Mogła stanąć na wysokości zadania, pomóc mu znaleźć smoka, doprowadzić go bezpiecznie do rezerwatu i odejść, ale mogła też patrzeć jak te wszystkie emocje piętrzą się w niej, narastają dając poczucie złudnej nadziei na to, że wszystko wbrew pozorom wraca na swoje miejsce, a potem pozwolić by wszystko po prostu wybuchło. I tego się bała chociaż w tym momencie nie zaprzątała sobie tym głowy. Nogi niosły ją całkowicie nieświadomie. Widząc przepływającą obok nich Tamizę poczuła się tak jakby dostała wspomnieniem w twarz. Czy to właśnie tak wygląda? Kiedy utracisz coś na czym Ci zależy widzisz później już to wszędzie? W każdym miejscu i wspomnieniu? Mijali ludzi, którzy czując pierwsze promienie słońca wybrali się na spacer. Pary, małżeństwa z dziećmi, czarodzieje, którym samotność nie jest straszna. Słysząc jego głos drgnęła. Nieznacznie. Nie mógł tego zauważyć, ale jej przyśpieszone bicie serca wskazywało na to, że dała się zaskoczyć. Za długo pozwoliła sobie na bycie swobodną nawet jeśli dotyczyło to zwykłego przejścia z jednego miejsca do drugiego. Spojrzała na niego chcąc znaleźć w jego wzroku coś co mogłoby wskazywać na drwinę bądź szerzącą się ironię. - Dlaczego miałam poczuć się dotknięta? - zapytała w końcu nie odrywając od niego wzroku przez dłuższą chwilę. - Twoja matka jest wspaniałą kobietą i nie mogłabym się poczuć dotknięta przez wymienienie kilku listów. - odparła. W końcu to co było między Morgo a Lynn nie miało wpływu na resztę relacji. Poznała lady Yaxley i czuła się w obowiązku by dowiedzieć się jak kobieta to wszystko przeżyła. - Cieszę się wiedząc, że czuje się dobrze. - przynajmniej ma świadomość, że to wszystko coś dało. Odwróciła od niego spojrzenie kiedy dotarli do wolnej i oddalonej od ludzi ławki. Zwolniła by zrównać się z mężczyzną krokiem, a po sekundzie usiadła czując jak słońce uderzają ją promieniami w twarz. Dlatego uwielbiała ciepłe miesiące. - Obiecałam Twojej mamie, że niedługo się spotkamy, ale nie wiem co Ty o tym myślisz. - dodała. Szczerze nie myślała, żeby to był dobry pomysł. W końcu powinna się odciąć całkowicie od niego i całej jego rodziny. Powinna pójść dalej, ale nie potrafiła odmówić. Po prostu nie potrafiła. - Zabierajmy się do pracy. - mruknęła jeszcze, a na jej ustach pojawił się lekki uśmiech. Chwilowy, nieświadomy, ale zaraz jednak zniknął.


Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczona
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Ławka nad rzeką Tumblr_on19yxR5PA1tj4hhyo2_500
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t3072-lucinda-lynn-selwyn https://www.morsmordre.net/t3145-sennett#51834 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t4137-skrytka-bankowa-nr-806#82308 https://www.morsmordre.net/t3214-lucinda-selwyn#55539
Re: Ławka nad rzeką [odnośnik]07.01.17 11:12
Wiedział, że Lynn za bardzo kocha swoją pracę, by przestać. Szczególnie że ta sprawa nie miała zwyczajnego podłoża. Opierała się na jednej wielkiej niewiadomej, a znano jedynie jeden fakt - smok zniknął. Podobnie jak wtedy gdy zaczynali dopiero współpracę, mieli jedynie jego chorującą matkę, której nie wiadomo co się przydarzyło. Z każdym spotkaniem szli do przodu, nawet jeśli ich domysły okazywały się błędne szybko wracali do poprzednich torów. Bo ufali sobie i kombinowali na wszystkie możliwe sposoby, nie chcąc niczego przegapić. Wszystko miało znaczenie. Ale teraz Morgoth nie mógł jej powiedzieć, że połączył się w jakiś sposób ze smokiem. Że zaklęcie przyniosło inne skutki niż te zamierzone. Bardziej... Niebezpieczne, ale przy tym również fascynujące. Smoki były jego życiem, dlatego też podchodził do tego bardzo osobiście. Nie mógł na podstawie domysłu zdradzić jej, że rzucał ciężkie zaklęcie na swojego podopiecznego... Że podejrzewa, że się z nim połączył... Że odczuwa to co on... To było niedorzeczne, a do tego dochodził właśnie fakt, że to była Lynn. Ale już nie ta jego, której mógłby powiedzieć wszystko. Stracił ją i nie miał już jej odzyskać. Tej Lynn się bał. Bał zdradzić jej swoje podejrzenia, bał się jej reakcji i prawdę powiedziawszy nie chciał jej doświadczyć. Czy miała wybuchnąć gniewem? Czy miała mu powiedzieć, że postradał rozum? Czy może znowu rzuciłaby w niego bolesnymi słowami? Nie chciał tego, dlatego też milczał.
Obiecałam twojej mamie, że niedługo się spotkamy.
Zesztywniał lekko na te słowa, dając się zaskoczyć. Nie podejrzewał, że to właśnie Selwyn wyszłaby z taką propozycją. Nie po tym co się wydarzyło między nimi. Sądził, że najchętniej by się od tego odcięła. W końcu była na niego tak wściekała po wybrzeżu i po teatrze... Prędzej powiedziałby, że to właśnie jego matka podjęłaby się tego kroku. Zmieszał się na ułamek sekundy, przypominając sobie jak spotkali się w pałacu. Jak dowiedzieli się pierwszy raz o Oktawianie. Beatrice Yaxley. Jego matka. Kobieta, która była wręcz ideałem. Potrafiąca znaleźć się w każdej sytuacji, a przy tym nie naruszająca swoich przekonań. Piękne, mądra i dobra. Morgoth kochał ją z całego serca i nie wyobrażał sobie życia bez niej. Pomimo ogromnego podziwu jak i przywiązania do ojca, młody Yaxley zawsze lepiej dogadywał się z matką. Była po prostu ostoją spokoju, do której mógł wrócić, mógł się poradzić, chociaż w ostatnim czasie tego nie robił. Nieświadomie ranił ją swoim brakiem wizyt, rozmów, unikania tematów i twierdzenia, że wszystko w porządku.
- Powinnaś ją odwiedzić - odparł w końcu krótko, wiedząc, że matka tego właśnie by chciała. Przynajmniej jedna znajoma twarz miała chwilowo wynagrodzić Beatrice oddalenie się syna. Gdy siedząca obok blondynka uśmiechnęła się instynktownie, Morgoth delikatnie uniósł kącik ust, by zaraz znowu wrócić do normalności. Wyciągnął mapę i przyłożył do niej różdżkę, sprawdzając czy nikt niepożądany nie miał ich zauważyć. Po kilku chwilach czarne kreski ułożyły się w znajome tereny, lasy, wzgórza, rzeki. Przed ich oczami rozciągało się Peak District.



They call him The Young Wolf. They say he can turn into a wolf himself when he wants. They say he can not be killed.

Morgoth Yaxley
Morgoth Yaxley
Zawód : a gentleman is simply a patient wolf, buduję sobie balet trolli
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Thus he came alone to Angband's gates, and he sounded his horn, and smote once more upon the brazen doors, and challenged Morgoth to come forth to single combat. And Morgoth came.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3063-morgoth-yaxley https://www.morsmordre.net/t3117-kylo#51270 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-palac-yaxleyow https://www.morsmordre.net/t3525-skrytka-bankowa-nr-803#61584 https://www.morsmordre.net/t3124-morgoth-yaxley#51390
Re: Ławka nad rzeką [odnośnik]07.01.17 18:20
Powinnaś ją odwiedzić. Oboje dobrze wiedzieli, że nie powinna. Powinna odciąć się od tego. Raz na zawsze. Nigdy nie rozumiała dlaczego ludzie sami robią sobie krzywdę. Dlaczego kiedy mają świadomość, że coś obumarło, że już nigdy nie miało normalnie funkcjonować nadal się w to zagłębiają. Teraz choć nie rozumiała jak to działa potrafiła zrozumieć tych ludzi. Bo choć oboje wiedzieli, że nie powinna to także bardzo dobrze wiedzieli, że to zrobi. Prędzej czy później to zrobi. Mając w głowie myśl, że kobieta nie jest winna temu co się wydarzyło między nimi. Wbrew wszystkiemu Lynn nie powinno w ogóle być tamtego wieczoru w latarni. To nie była jej praca, a czysta chęć pomocy i tylko do siebie mogła mieć pretensje. Skinęła delikatnie głową jakby właśnie takiej odpowiedzi oczekiwała chociaż do końca nie była pewna czego się po nim spodziewać. - Tak zrobię. - mruknęła tym samym podejmując już decyzję. Brzmiało to tak jakby potrzebowała jego pozwolenia i chyba też tak było w tym jednym momencie. A może po prostu nadal liczyło się dla niej jego zdanie? Kiedy wyciągnął mapę, a Lynn zobaczyła tereny Peak District przysunęła się bliżej żeby lepiej spojrzeć na mapę. To co widziała robiło wrażenie i w pewien sposób ją przerażało. Nie dlatego, że spodziewała się zobaczyć kilka drzewek na krzyż. Pewnie dlatego, że smok mógł być już wcześniej. Tak naprawdę mógł być już daleko daleko stąd, ale jakoś nadal wierzyła, że to właśnie rezerwat trzyma go jeszcze w ryzach. - Tutaj byliśmy ostatnio, prawda? - zapytała nie odrywając wzroku od mapy i pokazując palcem miejsce. Znała się na mapach i potrafiła dość szybko spostrzec znajome elementy, ale i tak wolała się upewnić. To było miejsce które znał. Pewnie nie zdołałaby zliczyć wszystkich tych razy kiedy wybierał się tam by tylko kolejny raz przyjrzeć się smokom. To było jego życie. Tak jak jej było i będzie poszukiwanie, podróżowanie… ciągła wędrówka. - A tutaj? Co to za woda? Wodospad? - zapytała znowu tym razem kątem oka spoglądając na mężczyznę. To było dziwne. Siedzieć obok niego, patrzeć na te znajome rysy twarzy i szukać dobrego rozwiązania. Mogłaby sobie wmówić, że nic między nimi się nie zmieniło. Mogłaby nawet udawać, że dalej są tymi samymi ludźmi, ale nie są. Ona widziała w nim zmianę. Był chłodniejszy, zdystansowany. Już dawno przestał jej przypominać chłopca, którego poznała w Dziurawym Kotle. - Oddałam łuskę do alchemika. Znalazł na niej trzy rzeczy, których ja… stwierdzić nie mogłam. Sadzę, drobinki siarki i muł rzeczny. Z tego co widzę najbliższe miejsce, w którym smok mógłby natknąć się na muł rzeczny jest tu – mruknęła cicho jakby ktoś miał ich podsłuchiwać. - Więc albo musiał tam być, a to mało prawdopodobne, albo osoba, która go uprowadziła miała problem z dotarciem do celu i zahaczyła o to miejsce. - wzruszyła ramionami. - Dlatego od razu powiedziałam, że to tylko spekulacje i nie chce niczego obiecywać. Ja po prostu pomyślałam, że mogą tam być jakieś jaskinie, wyrwy… gdzieś gdzie ktoś mógłby się ukryć. Co myślisz? - uniosła brew znowu przenosząc na niego wzrok.


Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczona
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Ławka nad rzeką Tumblr_on19yxR5PA1tj4hhyo2_500
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t3072-lucinda-lynn-selwyn https://www.morsmordre.net/t3145-sennett#51834 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t4137-skrytka-bankowa-nr-806#82308 https://www.morsmordre.net/t3214-lucinda-selwyn#55539
Re: Ławka nad rzeką [odnośnik]07.01.17 19:04
To były dwa różne światy - co powinni, a co chcieli, żeby się działo. Potrafił je rozróżniać, a słowo powinnaś miało dość ciężki przekaz. Oboje wiedzieli jaki, ale musieli odstawić na bok swoje wcześniejsze spory i skupić się na zadaniu. Jeśli nie mogli tego zrobić, oznaczałoby to, że nigdy nie będą w stanie współpracować. Chociaż Morgoth musiał przyznać przed samym sobą, że najchętniej po prostu przemilczałby jej pytanie. Ale było ono tak wymowne, że nie mógł go zignorować. Od razu miał w głowie wszystko, co by się działo, gdyby przyjechała. Bo innej opcji raczej nie widział. Ojciec nie lubił, gdy matka wychodziła gdzieś bez niego, a ona zresztą też czuła się najlepiej, gdy wiedziała, że jest blisko. Miejsce byłoby wiadome. Zwykła wizyta organizowana przez Beatrice Yaxley też nie odbyłaby się bez echa w pałacu. To nie byłaby spokojna rozmowa w salonie, które mieli wcześniej. Matka zawsze dbała o każdego kto przybywał do ich domu, ale nie narzucała się. Zawsze potrafiła wyczuć jak najlepiej poprowadzić spotkanie. Po prostu miała dar obserwacji, a cała reszta nie miała znaczenia. Podobnie zresztą jak to czego by chciał Morgoth. Ale to było nieco bardziej skomplikowane. Chciał być blisko matki, jednak nie potrafił znowu wrócić do dawnego siebie. Nigdy nie potrafił udawać przed bliskimi. Przed ojcem, Leią, matką i Cynericiem. Znali go i nie musiał nic mówić, by wiedzieli, że coś było nie tak. Może powinien był z nią porozmawiać i powiedzieć o czym? Że tamtej nocy zabił człowieka? Zdawał sobie sprawę, że Beatrice domyśla się wielu rzeczy, które zrobił jego ojciec. Tak samo zresztą wiedziała, co robi Morgoth, ale nie mógł zadać jej tego ciosu i powiedzieć prawdę. Gdyby dłużej z nim porozmawiała, bał się, że mógłby się złamać. Dlatego właśnie jej unikał. Nie bał się konsekwencji ewentualnego spotkania matki z Lucindą. Wiedział, że nie powiedziałaby jej o tym, co się wydarzyło na latarni. Czy była to jakaś oznaka dawnego zaufania, czy po prostu znał ją na tyle, by wiedzieć, że by tego nie zrobiła?
Odetchnął nieco silniej, gdy się przysunęła, ale zaraz skupił się na mapie i tak dobrze znajomych terenach. Ponownie się rozluźnił, a lekki uśmiech pojawił się znowu na jego twarzy. Naprawdę uwielbiał tę pracę, cokolwiek by się wydarzyło, wiedział, że postąpił dobrze, stawiając na swoim. Skinął głową na jej pytanie, gdzie się ostatnio znajdowali. Badał spojrzeniem każdy fragment, przypominając sobie od razu gdzie który smok najbardziej lubił spędzać czas. To było takie proste. Praktycznie obrazy same wskakiwały mu przed oczy, a jemu zdawało się, że wszystko jest tak jak powinno. Gostir miał być na polanie, tam gdzie czuł się najlepiej, wygrzewał się w promieniach zachodzącego słońca. To wszystko przypominało Morgothowi jakby codzienny rytuał. Ale smoki były niesamowitymi stworzeniami i nikt nie mógł powiedzieć, że zrozumiał je do końca.
- Niezupełnie. Tu wybija podziemne źródło. Tu jest wodospad - odparł, przenosząc spojrzenie na lewy górny róg mapy i wskazał jej odpowiednie miejsce. Zerknął na nią i zobaczył jej wzrok, wiec szybko wrócił do rysunku. Słuchał jej słów z uwagą, próbując jakoś to przyrównać do wszystkich możliwych opcji. To niemożliwe. Gostir nie zmieściłby się w tym korycie, który wskazywała, ale gdy wspomniała o osobie za to odpowiedzialnej, zastanowił się. - Nie ma tu żadnych jaskiń. Wiem, bo kiedyś przeszukiwałem te okolice, gdy zaginęło nam jedno z młodych... - urwał, ale badając mapę, nie przestawał myśleć. Zupełnie się wyłączył na tę chwilę. Nie słyszał jej końcowego pytania. Po prostu ciągle... Ciągle szukał rozwiązania. Przejechał dłonią po twarzy. Może... - Kawałek dalej na wschód jest jednak stare stanowisko rybackie. Nikt tam nie chodzi, bo nie ma po co. Jest blisko rzeki, a ewentualnego ognia nie dałoby się zobaczyć - odparł, patrząc na nią. - Mało prawdopodobne, ale nie takie niemożliwe. Myślisz, że był tam przez jakiś czas?



They call him The Young Wolf. They say he can turn into a wolf himself when he wants. They say he can not be killed.

Morgoth Yaxley
Morgoth Yaxley
Zawód : a gentleman is simply a patient wolf, buduję sobie balet trolli
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Thus he came alone to Angband's gates, and he sounded his horn, and smote once more upon the brazen doors, and challenged Morgoth to come forth to single combat. And Morgoth came.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3063-morgoth-yaxley https://www.morsmordre.net/t3117-kylo#51270 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-palac-yaxleyow https://www.morsmordre.net/t3525-skrytka-bankowa-nr-803#61584 https://www.morsmordre.net/t3124-morgoth-yaxley#51390
Re: Ławka nad rzeką [odnośnik]08.01.17 22:01
Przenosiła wzrok to na niego to na mapę. Już całkowicie zapomniała o tym o czym przed chwilą rozmawiali. Nawet na chwile zapomniała, że tak wiele rzecz w ciągu tych miesięcy ich podzieliło. Teraz przed oczami miała jedno; cel. Najważniejsze było odnalezienie smoka, a ona czuła, że im więcej współpracują tym większą mają na to szansę. Gdzieś w tym wszystkim trzymała myśl, że łączyli ich źli ludzie. Kiedy się poznali musieli się uporać z czarnoksiężnikiem przez którego cierpiała matka Morgo. Teraz musieli znaleźć kogoś kto porwał smoka, albo pomógł mu wyjść z rezerwatu. W obu przypadkach Lynn czuła, że to wszystko wokół nich dzieje się z konkretnych pobudek. Złych pobudek. W takim razie jaki był teraz Morgo? Czy kiedy dowiedzą się kto za tym stoi Lynn będzie musiała przechodzić przez to samo? Nie. Nie miała zamiaru do tego dopuścić. Dobrze znała swoją rolę i wiedziała kiedy ta rola się kończy. Kiedy tylko wpadną na konkretny trop, kiedy tylko to wszystko przestanie mieć związek z jej profesją. Miała zamiar zniknąć. Tylko, że ten zamiar jak na razie miał swoje podłoże tylko w jej głowie. Nie wiedziała czy znajdzie wystarczająco dużo siły w sobie by to zrobić i by po to sięgnąć. Wszystko teraz wydawało jej się takie realne. Te miejsca na mapie, pokonane kilometry. Słysząc, że w tej okolicy nie ma jaskiń lekko się zmartwiła. To była nadzieja, której się trzymała. Niby miała świadomość tego, że kieruje się tylko domysłami, ale jednak większa część jej wierzyła, że naprawdę coś tam znajdzie. Skinęła głową przenosząc znowu wzrok na mapę. Trudno. Musieli znaleźć coś innego. Coś co dałoby im chociaż punkt zaczepienia. Słysząc jednak jego kolejne słowa poczuła jak to wcześniejsze myślenie do niej wraca. Może wcale aż tak bardzo się nie myliła. Wzruszyła ramionami chociaż na jej ustach pojawił się delikatny uśmiech. - Nie wiem. Wiem, że cała ta sytuacja jest przez kogoś napędzana. A skoro sam mówisz, że nie jest to całkowicie niemożliwe to może powinniśmy spróbować? - zapytała chociaż już wiedziała, że ich następne spotkanie odbędzie się właśnie w tym miejscu. W drodze do starego stanowiska rybackiego. - Widzieliśmy przecież klątwę bijącą od tej łuski co tylko potwierdza, że Twój smok nie robił tego z własnej woli. Prawdopodobnie nie wie co się z nim dzieje i jest przerażony. - chyba pierwszy raz od ich spotkania nazwała tego smoka „jego” smokiem. Nie wiedzieć czemu brzmiało to jak jakiś przełom, ale ona tego nawet nie zauważyła. Wszystko co mówiła, jak działała… robiła to automatycznie. Dlatego, że teraz patrzył na tą drugą Lynn. Tą którą spotkał w Dziurawym Kotle, tą która zajęła się pracą, a nie uczuciami. - Jeżeli nie zajmiemy się tym to kto to zrobi? - zapytała czysto retorycznie.


Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczona
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Ławka nad rzeką Tumblr_on19yxR5PA1tj4hhyo2_500
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t3072-lucinda-lynn-selwyn https://www.morsmordre.net/t3145-sennett#51834 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t4137-skrytka-bankowa-nr-806#82308 https://www.morsmordre.net/t3214-lucinda-selwyn#55539
Re: Ławka nad rzeką [odnośnik]08.01.17 22:36
- Każdy trop musi zostać sprawdzony - odparł pewnie, wiedząc, że przynajmniej mieli coś do sprawdzenia. Zajęło to jego umysł w pełni, że praktycznie cała wcześniejsza rozmowa wyparowała mu z głowy. Myślał o tym co znajdą, gdy dotrą na miejsce. Lub może właśnie nic, ale będą wiedzieli. Będą pewni, że ten ślad ich zaprowadził donikąd i muszą szukać dalej. Nie znosił tkwić w miejscu bez dalszego zapewnienia, że im się uda. To samo czuł, gdy szukali rozwiązania na klątwę. Dokładnie to samo podekscytowanie i chęć poznania już, zaraz, teraz odpowiedzi. Musieli działać nawet jeśli ten trop miał okazać się fałszywy. Pozostawanie w ruchu było najlepszym rozwiązaniem w ich sytuacji. I wcale nie ze względu na to, że szukanie smoka było niezwykle ważne i zajmujące, ale dla ich relacji. Gdy skupiali się na pracy, a nie tym, co było między nimi, mogli razem działać. I najwidoczniej dobrze im szło. Pytanie było jednak takie - na jak długo? Wiadomym było, że Lynn najlepiej nadawała się do tej pracy i gdyby to nie był jego smok, czułby się pewnie, że to właśnie ona zajmuje się tym zaginięciem. Teraz nie mógł znieść tych jej ukradkowych, taksujących spojrzeń, które jakby go oceniały. A za każdym razem gdy to robiła, czuł jak wspomnienie wybrzeża i ataku jej choroby wracały. Potworny strach, żałość, złość miotały się w nim, gdy zdawał sobie sprawę, co się mogło wydarzyć. Co miało miejsce, a o czym nie miał pojęcia. Nie wiedział czy wróciła do domu. Nie wiedział czy wszystko było dobrze. Nic nie wiedział. Był to chyba najgorszy dzień w jego życiu. Niewiedza... Nienawidził jej, dlatego tez poświęcał tak dużo czasu studiom starych książek z zakresu magii. Nie zamierzał popełniać tego samego błędu jak wtedy z Lynn. Musiał, chciał mieć nad wszystkim kontrolę, a jednak na jego drodze stanęła panna Selwyn, która ten ład zburzyła. Ale... Wydawać by się mogło, że dzieliły ich lata, a nie miesiąc od ostatniego spotkania. Ich dawne relacje mogłyby być równie dobrze dawno zapomnianym snem. Przecież tak bardzo się różnili od swoich wcześniejszych wersji... Morgoth słuchał co mówiła Selwyn z dużą uwagą, ale nic nie mówił. Nie musiał. Miała rację i nie trzeba było potakiwać. Gostir był przerażony, ale na pewno nie przez cały czas. W końcu był smokiem, a one nie były niewinnymi myszkami. Oto że wytrwa, aż go znajdą, się nie martwił. Czy spytała go o to kto inny by się tym zajął, milczał. W pewien sposób zaskoczyło go to pytanie, ale nie poruszył się. W końcu po raz ostatni przebiegł spojrzeniem po mapie nim ją zwinął, a potem przeniósł uwagę na Lucindę.
- Spotkajmy się jutro rano przy wejściu do rezerwatu. Przyjdę. Jeśli coś ci wypadnie... Wyślij mi wiadomość.
Rozeszli się każde w swoją stronę, a w Yaxley'u wszystko się trzęsło. Najchętniej udałby się tam już dziś, ale miał umówione spotkanie na wieczór. I nie mógł go przegapić.

|zt x2



They call him The Young Wolf. They say he can turn into a wolf himself when he wants. They say he can not be killed.

Morgoth Yaxley
Morgoth Yaxley
Zawód : a gentleman is simply a patient wolf, buduję sobie balet trolli
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Thus he came alone to Angband's gates, and he sounded his horn, and smote once more upon the brazen doors, and challenged Morgoth to come forth to single combat. And Morgoth came.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3063-morgoth-yaxley https://www.morsmordre.net/t3117-kylo#51270 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-palac-yaxleyow https://www.morsmordre.net/t3525-skrytka-bankowa-nr-803#61584 https://www.morsmordre.net/t3124-morgoth-yaxley#51390
Re: Ławka nad rzeką [odnośnik]27.03.17 0:52
/ 15 kwietnia

Lorraine wyznawała jedną bardzo ważną zasadę, a składała się ona tylko z dwóch, prosty słów; nie panikuj. Jako matka musiała przyzwyczaić się do rozbitych kolan, podrapanych łokci czy groźnie wyglądających skaleczeń. Wiedziała, że nie da się tego uniknąć i zawsze w takich momentach wracała do wspomnień z dzieciństwa kiedy to ona wpadała do domu z płaczem i rozbitym kolanem po zabawie z bratem w ogrodzie. Bycie dzieckiem rządzi się prawami, które nie dotyczą nikogo innego. Nauczyła się też nie panikować jeżeli chodziło o Zakon. Wiedziała, że panika blokuje racjonalne myślenie, a brak takiego myślenia nie wróżyło niczego dobrego. Nie siała też paniki kiedy w jej głowie pojawiały się niezbyt dobre wizje. Co by się nie działo musieli razem sobie radzić i właśnie to trzymało ją wtedy w pionie. Rodzina. Jednak była jedno czego nienawidziła i co zawsze zasiewało w jej głowie bezpodstawną panikę. Listy ogarnięte niepewnością. Dostawała takich wiele. Wyglądają jak każdy inny, przychodzą w momencie gdy mamy najlepszy humor, nie wyjaśniają niczego i sprawiają, że zaczynamy przewidywać najgorsze. Z Archibaldem mieli wiele spraw, które mogły pójść źle. Lorri doskonale wiedziała jak wiele rzeczy w ich życiu jest ryzykiem. Prawdziwym ryzykiem. Czytając kolejne linijki listu tylko tylko zagnębiała się pytaniami co z tych wszystkich rzeczy mogło pójść nie tak. Wyszła więc z domu zostawiając swoje słoneczka z Panią Picks. Czasami dziękowała przekorności losu, że ten podarował im taki skarb w postaci guwernantki. Nie dość, że sprawiała się idealnie to jeszcze była godna zaufania, dzieci ją kochały, a sama Lorrka traktowała ją już jak część ich rodziny. Nie mogła wyobrazić sobie lepszej nauczycielki dla swoich dzieci. Przyszła w umówione miejsce rozglądając się za mężem. Wszędzie poznałaby go razem z rudą czupryną. Pomocna rzecz kiedy musisz w tłumie znaleźć swojego wybranka. Nigdzie go nie widząc oparła się o drewnianą barierkę przy rzece zaraz obok ławki. Jak na połowę kwietnia dzisiejszego dnia było dość chłodno dlatego opatulała się szczelniej płaszczem wpatrując się w tafle brudnej wody. Co chciał jej takiego powiedzieć? Dlaczego było to takie ważne? I co złego się stało, że nie chciał przenosić tego do domu? Zawsze rozmyślała. Zadawała multum pytań szukając odpowiedzi. Czasami żałowała, że jej dar jasnowidzenia nie jest lżejszy. Żałowała, że nie był prawdziwym darem, a jedynie jego imitacją. Mogłaby wtedy bez problemu dowiedzieć jaka czeka ich przyszłość. Nie byłoby już niepewności, strachu, ciągłej walki. Optymizm uderzał jej do głowy bo przecież nie zdawała sobie sprawy z tego, że mogłaby zobaczyć rzeczy, na które niekoniecznie chciała patrzeć. Niektóre wydarzenia skutecznie potrafiły zniszczyć w niej optymizm i doskonale zdawała sobie z tego sprawę jednak nie istniała rzecz, która byłaby w stanie zniszczyć jej odczuwaną ciągle nadzieje. Tak. Ta była nieprzerwana.


nie zgłębi umysł - dobrze wiemczemuż dobro w nas przeplata się ze złem? czemuż miast wiecznego dnia - noc między dniem a dniem?
Lorraine Prewett
Lorraine Prewett
Zawód : znawca prawa & działacz na rzecz magicznych zwierząt
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
"Każdy zabija kiedyś to, co kocha -
Chcę, aby wszyscy tę prawdę poznali.
Jeden to lepkim pochlebstwem uczyni.
Inny - spojrzeniem, co jak piołun pali.
Tchórz się posłuży wtedy pocałunkiem,
Człowiek odważny - ostrzem zimnej stali"
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4343-lorraine-prewett https://www.morsmordre.net/t4553-rosca#97075 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f77-weymouth-siedziba-rodu-prewett https://www.morsmordre.net/t4910-skrytka-bankowa-nr-1115#106844 https://www.morsmordre.net/t4554-lorraine-prewett#97077
Re: Ławka nad rzeką [odnośnik]28.03.17 22:20
Nie mogłem w to uwierzyć. Świniowstręt! Najbardziej arystokratyczna choroba świata okazała się być zapisana w moim DNA, a ja dowiedziałem się o tym dopiero jako trzydziestoletni mężczyzna. Denerwowało mnie to tym bardziej, że zawsze odstawałem od typowej wizji zadufanego w sobie szlachcica. Kiedy byłem dzieckiem denerwowali mnie wszyscy chorowici krewniacy: bladzi i wiecznie zmęczeni, z którymi nigdy nie dało się pobawić. Cieszyłem się, że nie dosięgnął mnie żaden z wadliwych genów i początkowo upatrywałem przyczynę w swoich pochodzeniu. Próżni Malfoy'owie czy Avery'owie zazwyczaj byli chorzy - my, Prewettowie, czy nasi przyjaciele Weasley'owie, najczęściej byliśmy okazem zdrowia. No, pozornie, bo teraz wyszło na jaw, że większość z nas trawił świniowstręt. Chciało mi się śmiać i płakać jednocześnie.
Tak czy inaczej musiałem powiedzieć o tym Lorraine, więc wysłałem do niej list z prośbą o spotkanie. Wybrałem niewielki park w pobliżu szpitala, chcąc spotkać się z nią podczas przerwy w pracy. Nie chciałem z tym czekać do wieczora, a znając życie wróciłbym do domu w środku nocy i wyszedł wcześnie rano. Zdjąłem z siebie limonkowy kitel i zamiast niego zarzuciłem na plecy swój elegancki płaszcz, ponieważ kwiecień wciąż nie zachwycał wysoką temperaturą. Już od miesiąca marzyło mi się lato. Miałem ochotę udać się na plażę nieopodal naszej posiadłości i poczuć gorący piasek pod stopami, zbudować z niego wielki zamek, a przede wszystkim zanurzyć się w chłodzącej wodzie oceanu. Niestety musiałem uzbroić się w cierpliwość i przeczekać kilka najbliższych miesięcy. Dlaczego czarodzieje marnują czas na wymyślanie zaklęć sypiących brokatem z różdżki zamiast zająć się zmianą pogody?
Przyszedłem na miejsce jak zwykle odrobinę spóźniony, ale ludzi było na tyle mało, że szybko odnalazłem tak dobrze znaną mi sylwetkę. - Lorraine - zwróciłem na siebie jej uwagę, podchodząc bliżej. - Przepraszam za spóźnienie - chyba powinienem zapisać te słowa na wewnętrznej stronie dłoni i po prostu wyciągać ją w stronę ludzi, by nie marnować tyle czasu na ich wypowiadanie. Odkąd zacząłem pracę w Mungu, to wyrażenie stało się moim trzecim imieniem. Witajcie, nazywam się Fluvius Archibald Przepraszam za spóźnienie Prewett. Pocałowałem Lorraine w policzek i powędrowałem za jej wzrokiem. Spoglądałem przez moment na przepływającą rzekę aż w końcu się przebudziłem i zrobiłem krok w stronę wydeptanej ścieżki. - Przejdziemy się? - Zapytałem, od zawsze woląc rozmawiać podczas spaceru niźli biernego stania w miejscu. Jakoś tak... Sam nie wiem dlaczego. - Co w domu? - Zapytałem, nie mogąc powstrzymać cisnącego się na usta uśmiechu, bo podejrzewałem jaką dostanę odpowiedź. Często żałowałem, że tyle czasu spędzam w szpitalu. Odnosiłem wrażenie, że dużo mnie omija.


Don't pay attention to the world ending. It has ended many times
and began again in the morning

Archibald Prewett
Archibald Prewett
Zawód : nestor toksykolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Britannia,
You’re so vane
You’ve gone insane
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4341-fluvius-archibald-prewett https://www.morsmordre.net/t4550-baldomero#96909 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f77-weymouth-siedziba-rodu-prewett https://www.morsmordre.net/t4910-skrytka-bankowa-nr-1115#106844 https://www.morsmordre.net/t4549-fluvius-archibald-prewett#96904
Re: Ławka nad rzeką [odnośnik]30.03.17 16:33
Łatwo było cieszyć się życiem mając go u boku. Często słyszała jak wielkie szczęście ma, że trafiła w uczucie, które właściwie w świecie arystokracji się nie zdarza. Szczęście, że to uczucie w ogóle się pojawiło bo w końcu wybór małżonka zwykle nie jest napędzany przez miłość, a przez rozsądek. Jednak jej szczęście nie polegało na uczuciach, które się w niej pojawiły, a na osobie. Chociaż na początku walczyła z rosnącym się uczuciem w końcu zdała sobie sprawę z tego, że nie można oszukać tego kim się dla siebie stali. Teraz po niemalże siedmiu latach małżeństwa właściwie nic się nie zmieniło. Oczywiście byli rodzicami, dbali o swój dom i o dobre imię ich rodu. Jednak pomimo przeciwności jakie los stawiał im na drodze ta beztroska pozostała. Beztroska, za którą go pokochała. Mówi się, że z czasem uczucia ulegają zmianie. Pojawia się przyzwyczajenie i ignorancja. Lorraine nie widziała tego w ich związku. Ciągle byli tą samą dwójką ludzi co jeszcze siedem lat temu, a jedyne co mogło się zmienić w ich uczuciu to to, że stało się proste. Naturalne. Chociaż nic przecież nie jest idealne. Słysząc głos męża odwróciła się. Z przyzwyczajenia przejechała wzrokiem po jego twarzy. Troska zawsze brała nad nią górę gdy wracał do domu. Czy wyglądał na zmęczonego? Czy jest zmartwiony? Czy stało się coś złego? Nie potrafiła jednak stwierdzić czy to co widzi teraz było oznaką dobrych czy złych wieści. Kącik ust drgnął jej w delikatnym uśmiechu. Nie przejmowała się jego spóźnieniami. Wiedziała, że ich umówiona godzina jest tylko i wyłącznie umowna. Zdążyła się przyzwyczaić do tego, że jego – obiecuje dzisiaj wrócę wcześniej – nigdy nie jest stuprocentowym gwarantem jego obecności. Nie miała mu tego za złe. W końcu dlaczego by miała mieć? Nie unikał kontaktu z nią, nie robił tego bo nie chciał spędzać czasu z rodziną. Jego praca tego wymagała i Lorra doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Co nie zmieniało faktu, że chciałaby mieć go w domu częściej, co nie zmieniało faktu, że tak się po prostu nie dało. Skinęła głową i odsunęła się od drewnianej barierki delikatnie ujmując jego ramię. Przy nim była niska, ale taka się nie czuła. Dawał jej często pewność, której nie miała naturalnie. Odetchnęła słysząc jego pytania, a na jej ustach pojawił się szeroki uśmiech. Nie dało się nie uśmiechać kiedy myślało się o tych dwóch kochanych urwisach czekających na nich w domu. - Od rana trwa debata na temat używania słowa „przepraszam”. Winnie już wie, że to słowo składa się z jedenastu liter i myślę, że Pani Picks dostaje szału bo przepraszają od rana za wszystko! - odpowiedziała spoglądając na męża złączając swoją dłoń z jego. - Powiedz mi. Powiedz co się stało, Archie. Przecież nie o spacer tu chodzi, prawda? - uniosła brew zatrzymując się by przyjrzeć się dokładnie jego twarzy. Lorrainie szukała emocji w końcu wiedziała, że po nich dowie się wszystkiego.


nie zgłębi umysł - dobrze wiemczemuż dobro w nas przeplata się ze złem? czemuż miast wiecznego dnia - noc między dniem a dniem?
Lorraine Prewett
Lorraine Prewett
Zawód : znawca prawa & działacz na rzecz magicznych zwierząt
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
"Każdy zabija kiedyś to, co kocha -
Chcę, aby wszyscy tę prawdę poznali.
Jeden to lepkim pochlebstwem uczyni.
Inny - spojrzeniem, co jak piołun pali.
Tchórz się posłuży wtedy pocałunkiem,
Człowiek odważny - ostrzem zimnej stali"
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4343-lorraine-prewett https://www.morsmordre.net/t4553-rosca#97075 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f77-weymouth-siedziba-rodu-prewett https://www.morsmordre.net/t4910-skrytka-bankowa-nr-1115#106844 https://www.morsmordre.net/t4554-lorraine-prewett#97077
Re: Ławka nad rzeką [odnośnik]31.03.17 23:07
Sześć lat temu byłem przerażony wizją posiadania dziecka. Niewiele miesięcy wcześniej pisałem zaszyfrowane listy miłosne, które były dość żałosne (nie wstydzę się tego powiedzieć), i miałem zostać ojcem? Odpowiadać za życie nowego człowieka? Nie wiedziałem czy jestem w stanie tego dokonać. Wydaje mi się, że ostatecznie wychodzi mi to całkiem dobrze, ale wówczas śniły mi się po nocach koszmary. Teraz nie wyobrażam sobie życia bez naszych rudych urwisów. Nie widziałem ich zaledwie dwa dni, a już tęskniłem za nimi jakbym ich nie widział od co najmniej dwóch miesięcy. Niestety miałem urwanie głowy w szpitalu i jak już wracałem do West Lulworth to wszyscy spali. Miałem jednak nadzieję, że dzisiaj wieczorem wrócę do domu o normalnej godzinie i wszystko wróci do względnej normy. Tak czy inaczej przez to jeszcze bardziej byłem ciekawy opowieści Lorraine. - To dopiero paradoks! Żeby się denerwować, że dzieci przepraszają - zaśmiałem się, kręcąc głową z rozbawieniem. - A jaka zagadka wychowawcza! Bo co zrobisz... Zabronisz im przepraszać? - Zastanowiłem się całkiem poważnie, próbując wymyślić rozwiązanie. Co bym zrobił? Najprawdopodobniej po prostu zdałbym się na Lorraine.
Odruchowo spojrzałem na jej dłoń, na moment kładąc na niej swoją własną. Uniosłem wzrok na jej zatroskaną twarz i uśmiechnąłem się blado. Nauczyliśmy się zakładać najgorsze. Żadne z nas nigdy nie mówiło o tym głośno, ale ja wiedziałem co teraz kłębiło się w głowie Lorraine. Wiedziałem, że są to o wiele gorsze rzeczy niż to o czym jej za chwilę powiem. - O spacer też - odparłem, puszczając jej dłoń. Przez krótki moment nic nie mówiłem, zbierając myśli. Powiedzieć jej o tym tak prosto z mostu?  - Ostatnio miałem przeprowadzone badania, żeby dowiedzieć się skąd się u mnie wzięła ta wysypka i duszności - zacząłem. - Nikt nie potrafił tego stwierdzić. Dopiero Alanowi udało się postawić trafną diagnozę - dodałem, podejrzewając, że Lorraine doskonale wie na jakim oddziale pracuje nasz kolega z Zakonu. Westchnąłem cicho i oderwałem wzrok od zieleniejących drzew, by móc spojrzeć na Lori. - Mam świniowstręt - powiedziałem, rozkładając ręce w bezbronnym geście. Tak wyglądała prawda dotycząca mojej tajemniczej choroby. Okazało się, że dostaję duszności na widok bezbronnych świnek.
Archibald Prewett
Archibald Prewett
Zawód : nestor toksykolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Britannia,
You’re so vane
You’ve gone insane
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4341-fluvius-archibald-prewett https://www.morsmordre.net/t4550-baldomero#96909 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f77-weymouth-siedziba-rodu-prewett https://www.morsmordre.net/t4910-skrytka-bankowa-nr-1115#106844 https://www.morsmordre.net/t4549-fluvius-archibald-prewett#96904
Re: Ławka nad rzeką [odnośnik]03.04.17 10:35
Zmienili się. Sześć lat temu Lorraine broniła się rękami i nogami przed rodzącym się w niej uczuciem i chociaż była to walka z przegranej pozycji to w tamtym okresie nie potrafiłaby wyobrazić sobie siebie jako matki. Nie wyobrażała sobie patrzeć na malutką dziewczynkę, albo maleńkiego chłopczyka i mówić o nim lub o niej jako o swoim dziecku. Teraz pamiętała każdą pojedynczą chwile. To jak się dowiedziała, że za parę miesięcy będzie matką, to gdy poczuła jak Winnie pierwszy raz się rusza w jej brzuchu, kiedy Miriam przez chwile nie oddychała, kiedy pierwszy raz zapłakała. Mogła ze szczegółami opowiedzieć o każdej z tych sytuacji. Ponoć dopiero kiedy rodzicielstwo puka do naszych drzwi trzymając w dłoniach małe zawiniątko zdajesz sobie sprawę z tego jakie proste to było i jakie proste to będzie. Jakie wbrew pozorom było. Zaśmiała się. - Zacznijmy od tego, że najpierw mocno starają się by mieć za co przepraszać. - dodała z uśmiechem. Czasami rozbawiali ją samymi pomysłami, które zwykle pochodziły nie z tej ziemi. Dzięki temu też ich dom żył. Wzruszyła ramionami. - Myślę, że musimy poczekać aż im przejdzie powtarzanie ciągle tego słowa. Mieliśmy już… sakiewkę, sasabonsam, pieńki i teraz przepraszam? - zaczęła wyliczać na palcach wszystkie słowa, które w ich domu zostały powtarzane i powtarzane i powtarzane tak długo, że niejeden pomyślałby już o obliviate. Jednak nie oni. Chociaż starali się jak najlepiej wychowywać pociechy czasami rola ta spadała na Panią Picks, która miała stalowe nerwy i anielskie wyczucie. Zakładanie najgorszego było koniecznością w czasach, w których żyli. W czasach o które tak aktywnie walczyli. Chociaż Lorraine zwykle starała się równoważyć to co negatywne z tym co pozytywne, ale często po prostu się tak nie dało i nawet wiecznie uśmiechnięta lady Prewett traciła resztki optymizmu. Spojrzała na męża już z samej twarzy będąc w stanie wyczytać to, że coś złego się stało. Słysząc o wizycie u uzdrowiciela pokiwała głową w końcu sama go wysyłała by w końcu się przebadał. Jednak kiedy do jej uszu doszło imię ich przyjaciela z Zakonu, a dokładniej uzdrowiciela od chorób genetycznych jej blada skóra zbladła jeszcze bardziej. W głowie miała już miliony chorób, które mogły nie zostać zdiagnozowane wcześniej, a teraz dotknęły najbliższą jej osobę. Zszokowany wzrok i ściągnięte ze zdziwienia brwi – jej spojrzenie mówiło wszystko. Czekała aż w końcu jej powie mając już w głowie słowa, które tak bardzo chciałaby wypowiedzieć. Przecież to nie był koniec świata, prawda? Wszystko można leczyć. Wszystko będzie w porządku. Otworzyła już usta by to powiedzieć, kiedy usłyszała chorobę jaką zdiagnozowano u Archiego. - Świniowstręt? - powtórzyła zaskoczona i zaraz poczuła jak ulga rozlewa jej się po ciele. Poczuła jak kącik ust unosi się w delikatnym uśmiechu. - Archie! Ja naprawdę się przestraszyłam, że to coś poważnego! -zaśmiała się, ale widząc wzrok męża zaraz przestała się śmiać. - No chyba nie martwisz się śwniowstrętem. Przecież i tak nie lubisz zwierząt, a ze świnkami nie masz w ogóle kontaktu. - uśmiechnęła się do niego zmuszając go by na nią spojrzał. Jeżeli naprawdę się tym zamartwiał to chciała go pocieszyć, ale jej po prostu ulżyło.


nie zgłębi umysł - dobrze wiemczemuż dobro w nas przeplata się ze złem? czemuż miast wiecznego dnia - noc między dniem a dniem?
Lorraine Prewett
Lorraine Prewett
Zawód : znawca prawa & działacz na rzecz magicznych zwierząt
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
"Każdy zabija kiedyś to, co kocha -
Chcę, aby wszyscy tę prawdę poznali.
Jeden to lepkim pochlebstwem uczyni.
Inny - spojrzeniem, co jak piołun pali.
Tchórz się posłuży wtedy pocałunkiem,
Człowiek odważny - ostrzem zimnej stali"
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4343-lorraine-prewett https://www.morsmordre.net/t4553-rosca#97075 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f77-weymouth-siedziba-rodu-prewett https://www.morsmordre.net/t4910-skrytka-bankowa-nr-1115#106844 https://www.morsmordre.net/t4554-lorraine-prewett#97077
Re: Ławka nad rzeką [odnośnik]09.04.17 23:57
Broniła się rękoma i nogami, a ja musiałem przyjmować ciosy. Przyjmowałem je dzielnie, nie tracąc wiary w ostateczny wynik tej specyficznej wojny. Zresztą moja nadzieja nie powstała z niczego, a z nielicznych sygnałów dawanych mi między wierszami. Możliwe, że Lorraine nie była ich świadoma, jednak w tym wypadku były one jeszcze cenniejsze. I oto szliśmy przez park jako mąż i żona, co było dowodem na to, że marzenia się spełniają jeżeli tylko trochę im się pomoże. - Ah, w ten sposób - westchnąłem rozbawiony, a wszystkie części układanki zaczęły składać się w logiczną całość. W takim razie dylemat rodzicielski przestał być dylematem, ale i tak zapewne bliżej by mi było do śmiechu niż twardego ojcowskiego wychowania. Jak można zachować powagę na twarzy, kiedy dwójka takich urwisów wyraźnie kombinuje. I to kombinuje tylko po to, żeby trafić do rodziców na dywanik i musieć przepraszać. Doprawdy, nasze dzieci były wyjątkowe. - Sasabonsam? - Zaśmiałem się, nie zdając sobie sprawy, że to żywe stworzenie. Ot, brzmiało to dla mnie jak zabawna zbitka sylab. - Brzmi jak jakieś zwierzę - stwierdziłem i aż dumny byłem z tej bujnej wyobraźni swoich dzieci. Często wyobrażałem sobie kim będą jak dorosną i za każdym razem dochodziłem do innych konkluzji. Tak szybko rosły i tym samym tak szybko się zmieniały, że przewidzenie tego graniczyło z cudem. Czasami podpytywałem Lorraine czy coś widzi, ale zawsze odpowiadała przecząco. Ja wtedy się smuciłem, bo co to za dar, skoro nie można z niego skorzystać kiedy się tego chce? Po doświadczeniach Lori śmiałem sądzić, że nawet moja choroba była lepsza od jej jasnowidzenia. - Nie mówiłem, że to coś poważnego! - Powiedziałem, obserwując jak zdenerwowanie na jej twarzy zostaje zastąpione przez wyraźną ulgę. Nie zdawałem sobie sprawy, że moje słowa mogły tak ją nastraszyć. Złapałem ją pod rękę, kładąc swoją dłoń na jej dłoni. Kiwnąłem przechodzącej kobiecie, w której rozpoznałem jedną ze znanych arystokratek, po czym powróciłem spojrzeniem do żony. - Ale... Lorraine, świniowstręt? - Jęknąłem z niedowierzaniem, wciąż uważając tą chorobę za uwłaczającą dla kogoś takiego jak ja. Jakbym był jakimś szlamofobem z dobrego domu, którego przerażała nawet przechadzka po Pokątnej, podczas której mógł się przeziębić i, co gorsza, musnąć ramieniem o ramię mugolaka. - To najbardziej żałosna ze wszystkich genetycznych chorób - stwierdziłem i nic nie mogło we mnie wywołać innego zdania. Wciąż nie mogłem uwierzyć, że dowiedziałem się czegoś takiego dopiero jako trzydziestoletni mężczyzna. A jeżeli przeniosłem ten wadliwy gen Edwinowi i Miriam? - Czy Grusia kiedykolwiek przygotowywała wieprzowinę? - Zapytałem nagle, bo jeżeli tak, to jakim cudem nie dostałem ataku choroby? Jeszcze się łudziłem, że diagnoza wcale nie jest prawidłowa, choć szanse tej nadziei były niezwykle nikłe. Westchnąłem cicho, odwracając twarz w kierunku rzeki. Lorraine miała rację, niepotrzebnie się tym przejmowałem. Ale taki już byłem i podejrzewałem, że nie uda mi się tego zmienić.


Don't pay attention to the world ending. It has ended many times
and began again in the morning

Archibald Prewett
Archibald Prewett
Zawód : nestor toksykolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Britannia,
You’re so vane
You’ve gone insane
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4341-fluvius-archibald-prewett https://www.morsmordre.net/t4550-baldomero#96909 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f77-weymouth-siedziba-rodu-prewett https://www.morsmordre.net/t4910-skrytka-bankowa-nr-1115#106844 https://www.morsmordre.net/t4549-fluvius-archibald-prewett#96904
Re: Ławka nad rzeką [odnośnik]12.04.17 16:49
Brzmi jak jakieś zwierzę. Słysząc to porównanie uśmiechnęła się delikatnie. - Prawie zwierze. Kudłate, z dużymi oczami i kłami. Afrykańska odmiana wampira… albo się mylę. - wzruszyła ramionami. Jeżeli chodziło stworzenia wiedziała naprawdę dużo. To przez księgi, które wertowała kiedy zdała sobie sprawę z tego czym chciałaby się zajmować, a dokładnie kogo chronić. Nie powinna się też dziwić, że jej dzieci znają takie słowa chociaż była przekonana, że żadne z nich nie wiedziało iż chodzi tu o wampira. Lorraine w swoim życiu żadnego nie spotkała i nie chciałaby spotkać. To mrok, którego dotknąć by się z pewnością bała. To, że w ich domu przewija się masa ludzi świadczy o tym, że ich dzieci moją słyszeć różne rzeczy. Ufała jednak na tyle wszystkim tym ludziom by wiedzieć, że żadne z nich nie powiedziałoby czegoś co źle mogłoby wpłynąć na ich pociechy. Zresztą… przecież ich rudowłose maluchy potrafiły każdego zagadać i przepytać niemalże na śmierć. Dla niej alarmujące było tylko; idź zapytaj mamę, idź zapytaj tatę. Wtedy wiedziała, że słuchacze są podparci do mury i wymagają szybkiego ratunku. Oni jako rodzice potrafili już rozwiązywać takie sytuacje chociaż czasami sami też potrzebowali ratunku od pytań. Lorraine chciałaby wierzyć, że jej dar przyniesie ich rodzinie coś dobrego. Jednak wiedziała, że tak  się nie stanie. Nie mogła swobodnie zajrzeć w przyszłość i nie mogła dowiedzieć się tego co czeka ich dzieci w przyszłości. To sprawiało, że czuła się słaba. Bezsilna. Oczywiście, że nie mówił, że to coś poważnego, ale ona nie mogła przewidywać pozytywów. Za bardzo przyzwyczaiła się już do tego negatywne. Złe wieści ostatnimi czasy wzbogacały niemalże każdą nowinę. Poczuła ulgę. Był jej podporą, napędzał ją do każdej decyzji i to dzięki nie mu była taką osobą jaką była. Kochał ją nie za tytuł i nie przez ród. Kochał ją za bycie sobą. Chociaż idąc na każdą misje liczą się z tym co może ich tam spotkać nie potrafiłaby sobie wyobrazić tego prawdziwego zła dotykającego jej rodzinę. Któregokolwiek z jej członków. - Archibaldzie Prewett czy naprawdę chcesz mi powiedzieć, że wolałbyś chorować na jakąś inną? - zapytała unosząc brew bo chociaż wiedziała, że najlepsze byłoby niechorowanie wcale to i tak była wdzięczna Merlinowi, że był to tylko właściwie całkowicie nieszkodliwy Świniowstręt. Skinęła głową. - Masz racje, ale… zobacz ile plusów, mój kochany. Teraz za każdym razem gdy spotkasz któregoś lorda Blacka lub lorda Rowle'a atak choroby skutecznie zakończy to nieprzyjemne spotkanie. - powiedziała ściszając głos i chociaż brzmiało to naprawdę okropnie to chciała poprawić mu humor chociaż trochę. Kącik ust uniósł jej się delikatnie w uśmiechu. - Myślę, że na pewno tak. Chociaż… może skoro nie wiedziałeś to żadne skutki choroby się nie pojawiły? Co powiedział Alan? Mogło być tak, że dopiero teraz się ta choroba uaktywniła? - zapytała podążając na chwile za jego wzrokiem by zaraz wrócić spojrzeniem  do jego zielonych oczu.


nie zgłębi umysł - dobrze wiemczemuż dobro w nas przeplata się ze złem? czemuż miast wiecznego dnia - noc między dniem a dniem?
Lorraine Prewett
Lorraine Prewett
Zawód : znawca prawa & działacz na rzecz magicznych zwierząt
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
"Każdy zabija kiedyś to, co kocha -
Chcę, aby wszyscy tę prawdę poznali.
Jeden to lepkim pochlebstwem uczyni.
Inny - spojrzeniem, co jak piołun pali.
Tchórz się posłuży wtedy pocałunkiem,
Człowiek odważny - ostrzem zimnej stali"
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4343-lorraine-prewett https://www.morsmordre.net/t4553-rosca#97075 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f77-weymouth-siedziba-rodu-prewett https://www.morsmordre.net/t4910-skrytka-bankowa-nr-1115#106844 https://www.morsmordre.net/t4554-lorraine-prewett#97077

Strona 1 z 10 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10  Next

Ławka nad rzeką
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach