Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Mniejsze wyspy :: Wyspa Wight
Krucza wieża
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Krucza wieża
Położona na na wzgórzach wyspy Wight, sprawiająca wrażenie opuszczonej, wieża stanowi niezwykłe centrum zainteresowania kruków. Trudno stwierdzić, dlaczego miejsce jest tak licznie obsiadane przez czarnoskrzydłe, wieszcze stworzenia. Jedno jest pewne: jeśli rzeczywiście wybierasz się w te okolice, nie próbuj samotnie zwiedzać ciemnych zakamarków i strzelistej wieży, otulonej ciężkim zapachem piór i ciszy naruszanej tylko przez pojedyncze skrzeki.
Mówi się, że miejsce okryte jest klątwą rzuconą przez zamordowanego czarnoksiężnika, a sama ofiara tuż przed śmiercią oddała dech zemście. Dopóki nie zostanie pomszczony, jego dusza będzie dręczyć napotkanych ostrymi szponami kruczej armii.
Po wieży zostały ruiny.
Mówi się, że miejsce okryte jest klątwą rzuconą przez zamordowanego czarnoksiężnika, a sama ofiara tuż przed śmiercią oddała dech zemście. Dopóki nie zostanie pomszczony, jego dusza będzie dręczyć napotkanych ostrymi szponami kruczej armii.
Po wieży zostały ruiny.
Sally.
Poczuł niemiły uścisk w żołądku, gdy usłyszał te imię. Wiedział, że po świecie chodziło naprawdę wiele kobiet o tym imieniu, a jednak coś sprawiło, że czuł niepokój, a przed oczami pojawiała mu się twarz tej pyskatej, nierozgarniętej, lecz uroczej dziewczyny, z którą spędził parę zabawnych chwil i wymienił parę listów. Wierzył jednak, że to nie ona. Chciał wierzyć. A przecież nawet nie miał pojęcia jakiej krwi była. Pytanie o to nigdy nie wydawało mu się ważne, przecież gardził tymi, dla których kwestia krwi była tak istotna, że stawiała człowieka na pewnym szczeblu absurdalnej hierarchii. Tymczasem wychodziło na to, iż ta wiedza czasem się przydawała.
Poszedł za staruszkiem, początkowo oglądając kraty z niechęcią, jak gdyby miały okazać się nie do przejścia. Z ulgą przyjął fakt, że Fox miał klucze. Mogli przejść, ale czy to na pewno dobra droga? Skoro tędy przeszli to czy przejście nie powinno być otwarte? Jego wątpliwości momentalnie rozwiały się, podobnie jak chwilowy dobry nastrój. Usłyszał bowiem krzyk. I nie był to krzyk radości czy powitania. Ktoś potrzebował pomocy.
Z trudem powstrzymał odruch poganiania Fredericka, gdy ten mocował się z kluczami. Szybko ruszył przed siebie, gdy w głowie majaczyło mu tylko jedno imię. Jeżeli to była ona - chciał jej pomóc. Czy nie dał jej kiedyś do zrozumienia, że może na niego liczyć? Pewne poczucie obowiązku opieki nad nią żarzyło się w nim i paliło. Obraz stawał się coraz bliższy, a co za tym idzie - coraz bardziej wyraźny. Nie mógł uwierzyć w to, że to była rzeczywiście ona.
- Uważajcie! - krzyknął, choć sam nie wiedział po co. Wyciągnął różdżkę, przez chwilę nie wiedział jaką inkantację wypowiedzieć, jakiego zaklęcia użyć. Wycelował w infernusa znajdującego się najdalej od więźniów. Było to bowiem zaklęcie, które mogło im wyrządzić krzywdę.
- Bombarda Maxima!
Nie patrząc na to czy mu się udało czy nie, ruszył przed siebie przez śliski chodnik, starając się nie wywrócić.
|1 rzut zaklęcie, 2 bieg
Poczuł niemiły uścisk w żołądku, gdy usłyszał te imię. Wiedział, że po świecie chodziło naprawdę wiele kobiet o tym imieniu, a jednak coś sprawiło, że czuł niepokój, a przed oczami pojawiała mu się twarz tej pyskatej, nierozgarniętej, lecz uroczej dziewczyny, z którą spędził parę zabawnych chwil i wymienił parę listów. Wierzył jednak, że to nie ona. Chciał wierzyć. A przecież nawet nie miał pojęcia jakiej krwi była. Pytanie o to nigdy nie wydawało mu się ważne, przecież gardził tymi, dla których kwestia krwi była tak istotna, że stawiała człowieka na pewnym szczeblu absurdalnej hierarchii. Tymczasem wychodziło na to, iż ta wiedza czasem się przydawała.
Poszedł za staruszkiem, początkowo oglądając kraty z niechęcią, jak gdyby miały okazać się nie do przejścia. Z ulgą przyjął fakt, że Fox miał klucze. Mogli przejść, ale czy to na pewno dobra droga? Skoro tędy przeszli to czy przejście nie powinno być otwarte? Jego wątpliwości momentalnie rozwiały się, podobnie jak chwilowy dobry nastrój. Usłyszał bowiem krzyk. I nie był to krzyk radości czy powitania. Ktoś potrzebował pomocy.
Z trudem powstrzymał odruch poganiania Fredericka, gdy ten mocował się z kluczami. Szybko ruszył przed siebie, gdy w głowie majaczyło mu tylko jedno imię. Jeżeli to była ona - chciał jej pomóc. Czy nie dał jej kiedyś do zrozumienia, że może na niego liczyć? Pewne poczucie obowiązku opieki nad nią żarzyło się w nim i paliło. Obraz stawał się coraz bliższy, a co za tym idzie - coraz bardziej wyraźny. Nie mógł uwierzyć w to, że to była rzeczywiście ona.
- Uważajcie! - krzyknął, choć sam nie wiedział po co. Wyciągnął różdżkę, przez chwilę nie wiedział jaką inkantację wypowiedzieć, jakiego zaklęcia użyć. Wycelował w infernusa znajdującego się najdalej od więźniów. Było to bowiem zaklęcie, które mogło im wyrządzić krzywdę.
- Bombarda Maxima!
Nie patrząc na to czy mu się udało czy nie, ruszył przed siebie przez śliski chodnik, starając się nie wywrócić.
|1 rzut zaklęcie, 2 bieg
There are no escapes There is no more world Gone are the days of mistakes There is no more hope
Alan Bennett
Zawód : Uzdrowiciel - specjalista od chorób genetycznych
Wiek : 28 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Mądrego los prowadzi, głupiego - popycha.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Alan Bennett' has done the following action : rzut kością
#1 'k100' : 89
--------------------------------
#2 'k100' : 94
#1 'k100' : 89
--------------------------------
#2 'k100' : 94
Florean uznał zabranie ciasteczek za dobry znak. Uśmiechnął się lekko, kiedy tylko dziewczynka zdecydowała się na ten odważny krok, zerkając z ulgą na Margo. Nie mieli czasu na pogawędki; kruki mogły wrócić tutaj w każdej chwili i na razie to właśnie one napawały Floreana największym strachem. Czas przeciekał im przez palce, a reszta więzionych tutaj ludzi czekała na ratunek. Już miał wyjść z pomieszczenia, kiedy dziewczynka chwyciła go za rękę - tego się nie spodziewał, ale najwidoczniej posiadanie zaczarowanych ciasteczek sprawiło, że dostał się na jej listę zaufania. Zawsze uważał, że ma dobry kontakt z dziećmi, choć jego kontakt z nimi ograniczał się do małych klientów w lodziarni. Tylko tutaj nie byli w lodziarni, zielonym parku czy zoo pełnym prawdziwych zwierzaczków. Byli w przerażającej wieży bez widocznego wyjścia z zakrwawioną salą tortur. Ścisnął nieco mocniej dłoń dziewczynki, czując się teraz za nią odpowiedzialny, ponownie zerkając na Margo. - To idziemy - powiedział, starając się nadać tonowi swojemu głosu dość pogodny ton, ale nie potrafił ocenić jak mu wyszło. Kiwnął głową w niemej odpowiedzi na pytanie Brendana, po czym ruszył zaraz za nim. Rozejrzał się po sali, w której się znaleźli, i dostał ścisku żołądka na widok tych wszystkich klatek. A już szczególnie na widok martwego ciała w jednej z nich. - Jakie zwierzęta lubisz najbardziej? - Zapytał od razu, mając nadzieję, że dziewczynka nie zwróci na nie uwagi. Może i widziała tutaj mnóstwo złych rzeczy, ale to nie oznaczało, że musiała oglądać jeszcze jedną. Mocniej ścisnął palce na różdżce, z drugiej strony próbując sobie wmówić, że wcale nie będzie już potrzebna.
not a perfect soldier
but a good man
but a good man
Florean Fortescue
Zawód : właściciel lodziarni
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Pijemy z czary istnienia
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Widok ruchomych zwierzątek – wędrujących do drobnych dłoni przestraszonej (choć nagle zdecydowanie mniej nieufnej) dziewczynki – sprawił, że Margaux miała ochotę uściskać ratującego (ponownie!) sytuację Floreana; odetchnęła z ulgą, dopiero teraz orientując się, że przez dłuższy czas w napięciu wstrzymywała oddech. Gdy jednak poczuła na wyciągniętej dłoni dotyk chłodnej, dziecięcej rączki, złapała ją bez wahania. Dziękuję, mruknęła bezgłośnie, wyłapując przelotne spojrzenie mężczyzny i nie potrzebowała dodatkowej zachęty, żeby skierować się ku wyjściu z łazienki. We trójkę musieli stanowić osobliwy obrazek, chociaż starała się nie myśleć o tym, jak bardzo obecność dziewczynki zmieniała ich sytuację; nie była pewna, czy czuła się z tego powodu silniejsza, czy wprost przeciwnie – bardziej bezbronna.
Dołączyli do Brendana na korytarzu, ale nie marnowali czasu na niepotrzebne słowa; słysząc jego polecenie, kiwnęła po prostu posłusznie głową, raz po raz kontrolnie zerkając na ich nową towarzyszkę i starając się dopasować tempo marszu zarówno do jej krótkich nóżek, jak i długich kroków aurora. Gdy znaleźli się w okrągłym pomieszczeniu, rozejrzała się odruchowo, ale pożałowała tego prawie natychmiast; musiała mocno zacisnąć usta, żeby nie krzyknąć na widok wygiętego pod nienaturalnym kątem ciała, spoczywającego w zawieszonej pod sufitem klatce. Wysunęła się automatycznie do przodu, nieznacznie, wystarczająco jednak, żeby zasłonić widok dziecku. Chociaż coś w jej nieskomplikowanym kodeksie moralnym burzyło się cicho na myśl o zostawieniu tutaj zwłok, nie ośmieliła się nawet zasugerować niczego innego; umykający czas nie pozwalał na roszady między priorytetami. Ścisnęła więc po prostu mocniej dłoń dziewczynki i – nie oglądając się za siebie – przeszła za Brenem przez drzwi szafy, starając się pozostawać w obrębie światła dawanego przez pochodnię. Pamiętała o spoczywającym w kieszeni eliksirze kociego wzroku, wolała jednak zachować go na czarną (dosłownie) godzinę.
Dołączyli do Brendana na korytarzu, ale nie marnowali czasu na niepotrzebne słowa; słysząc jego polecenie, kiwnęła po prostu posłusznie głową, raz po raz kontrolnie zerkając na ich nową towarzyszkę i starając się dopasować tempo marszu zarówno do jej krótkich nóżek, jak i długich kroków aurora. Gdy znaleźli się w okrągłym pomieszczeniu, rozejrzała się odruchowo, ale pożałowała tego prawie natychmiast; musiała mocno zacisnąć usta, żeby nie krzyknąć na widok wygiętego pod nienaturalnym kątem ciała, spoczywającego w zawieszonej pod sufitem klatce. Wysunęła się automatycznie do przodu, nieznacznie, wystarczająco jednak, żeby zasłonić widok dziecku. Chociaż coś w jej nieskomplikowanym kodeksie moralnym burzyło się cicho na myśl o zostawieniu tutaj zwłok, nie ośmieliła się nawet zasugerować niczego innego; umykający czas nie pozwalał na roszady między priorytetami. Ścisnęła więc po prostu mocniej dłoń dziewczynki i – nie oglądając się za siebie – przeszła za Brenem przez drzwi szafy, starając się pozostawać w obrębie światła dawanego przez pochodnię. Pamiętała o spoczywającym w kieszeni eliksirze kociego wzroku, wolała jednak zachować go na czarną (dosłownie) godzinę.
sorrow weighs my shoulders down
and trouble haunts my mind
but I know the present will not last
and tomorrow will be kinder
and trouble haunts my mind
but I know the present will not last
and tomorrow will be kinder
Margaux Vance
Zawód : starszy ratownik magicznego pogotowia ratunkowego
Wiek : 27
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
all those layers
of silence
upon silence
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Brendan wylał odrobinę eliksiru na podłogę, jednak z plamką nic się nie stało. Krew dodana przez Brendana do roztworu musiała zaburzyć jego działanie, uniemożliwiając namierzenie osoby, której kroplę krwi dodano tam wcześniej. Mała znajda, trzymająca za ręce Floreana i Margaux wyraźnie spięła się, gdy weszli do komnaty więzeinnej z klatkami. Jej wzrok od razu powędrował tam, gdzie tego nie chcieli, jednak Margaux zgrabnie zasłoniła małej widok. Dziewczynka patrzyła się na Vance swoimi intensywnie błękitnymi oczami, przywodzącymi na myśl mroźny, zimowy poranek tak, jakby mimo to wiedziała. Przenosząc spojrzenie na plecy idącego przed nią Brendana nie odpowiedziała na pytanie Fortescue.
Waldy nie oponował, gdy Frederick zasugerował pozostawienie go w korytarzu. Nie został tam zresztą sam na długo. Parę chwil później po schodach do podziemi zeszli pozostali Zakonnicy z dziewczynką. Z przejścia pierwszy wynurzył się Brendan z pochodnią. Waldy powiódł spojrzeniem od aurora do pozostałych, spojrzenie zatrzymując na małej dziewczynce.
- Mogę tu z nią zostać, a wy... - nie dokończył, wskazując tylko kciukiem w stronę prawego korytarza, z którego docierał plusk wody i krzyki - mniej lub bardziej rozpaczliwe. I w końcu dźwięk wybuchu.
Suzanne zemdlała, a wraz z tym urwał się jej krzyk, odbijający się jeszcze chwilę echem w jaskini. Stało się to chwilę po tym, gdy na przeciwległej stronie jeziora pojawili się Alan, Frederick i Michael. Zaklęcie rzucone przez Foxa niestety minęło celu, wypalając ślad w pokrytej luminescentnymi roślinkami ścianie. Zaklęcie Michaela również chybiło celu, gdy inferius w którego celował poruszył się. W potwora trafił za to Alan. Bombarda Maxima trafiła monstrum w bok straszącej żebrami klatki piersiowej. Stwór zaskrzeczał, gdy siła wybuchu rozerwała jego ciało, powodując wylanie się zeń i rozbryzg na wpół zgniłych wnętrzności. Nie tylko to uległo rozdrobnieniu na części pierwsze - część chodnika na którą udało się wdrapać stworowi stała się gruzem, który bardzo szybko zatonął w czarnych odmętach jeziora. Teraz chodnik miał wyrwę, którą trzeba było przeskoczyć, co na pewno nie ułatwi przeprawy na drugi brzeg, gdzie znajdowali się mugolacy.
Alanowi i Michaelowi dało się jednak pokonać tę nową przeszkodę, lecz na samym końcu chodnika drogę zastąpił im inferius, rzucając się z silnym ciosem na klatkę piersiową Tonksa. Drugi odciął drogę z powrotem do miejsca, z którego właśnie biegli. Alan usłyszał, że maszkara jest za nim, bowiem ta rzucając się z silnym ciosem na jego nogi wydała z siebie okropny skrzeczący krzyk.
Starszy mężczyzna rzucił pochodnię na ziemię i odwrócił się plecami do rozgrywającej się aktualnie sceny walki; chwytając za kraty próbował je wyszarpnąć z zawiasów - co było niemożliwe. Spanikowany czarodziej nie przyjmował jednak tego do wiadomości, wciąż szarpiąc i wrzeszcząc, wzywając pomocy. Jego krzyki były niesione echem jaskini, zwielokrotnione i niezwykle głośne.
Sally zamachnęła się pochodnią, uderzając inferiusa w bok głowy. W czasie tego manewru z głowy pochodni buchnął potężny snop iskier, który w ułamku sekundy doprowadził do wybuchu. Wszystko stało się bardzo szybko. Moore znalazła się na ziemi, a w jej uszach rozbrzmiewał pisk. Słabł z każdą chwilą, jednakże utrudniał orientację w terenie i skoncentrowanie się.
Everett, Carolynn oraz Catherine również byli w zasięgu eksplozji, która rozrzuciła ich od siebie i ogłuszyła tak jak Sally. Everett dał radę stanąć znów na nogi. Na mężczyznę rzucił się kolejny potwór, jednak Everett nie był w stanie zablokować jego ataku, ponieważ się poślizgnął. Inferius rzucił się na niego celując w głowę - siła jego ciosu sprawiła, że Everett uderzył potylicą w skaliste podłoże, tracąc na chwilę rozeznanie w sytuacji. Z dłoni wysunął mu się pręt, lądując przy jego boku. Carolynn również powstała, mając przed sobą następnego potwora. Zamachnęła się łańcuchem, lecz po wybuchu nie dała rady wymierzyć tak dobrze jak poprzednim razem i inferius otrzymał tylko lekki cios w głowę i dalej szarżował w kierunku dziewczyny. Catherine jednak to wszystko przerosło. Kiedy upadła pod wpływem wybuchu rozpłakała się, oszołomiona, niezdolna do tego, by samodzielnie powstać - wtedy dopadł ją inferius. Potężne uderzenie w klatkę piersiową pozbawiło Cathy tchu, a potwór znów unosił okropnie chudą rękę by zadać cios.
| Brendan, Florean, Margaux - w tej turze możecie wykonać dwie akcje wymagające rzutu kością: atak z dystansu oraz próbę przebiegnięcia chodnikiem przez środek jeziora. Dziewczynka pozostanie z Waldym, jeżeli Florean lub Margaux wyrażą taką wolę w poście.
Z powodu zniszczenia części chodnika ST bezpiecznego przedostania się na drugi brzeg wynosi obecnie 60.
Alan, zadałeś inferiusowi (1) 40 punktów obrażeń. Inferius (2) rzucił się na Twoje nogi z silnym ciosem.
Michael, ponieważ Twoje kostki nie były podpisane w poprzednim poście to zostały rozdysponowane zgodnie z chronologią: 57 - bieg, 20 - zaklęcie. Inferius (3) wymierzył silny cios w Twoją klatkę piersiową.
Sally, z powodu wybuchu otrzymujesz -50 PŻ. Twoja obecna kara do rzutów wynosi -10. Inferius (4) wymierzył w Twój brzuch silny cios.
Everett otrzymał obrażenia w wysokości 78 PŻ (50 - wybuch; 18 - cios inferiusa; 10 - uderzenie głową o skałę). Żywotność: 137/215. Jest oszołomiony i niezdolny na okres tury do jakichkolwiek reakcji.
Carolynn otrzymała obrażenia w wysokości 50 PŻ (od wybuchu). Żywotność: 165/215.
Catherine otrzymała obrażenia w wysokości 95 PŻ. Żywotność: 105/200. Ponadto jest unieruchomiona przez inferiusa oraz ma atak paniki, więc nie jest zdolna do podjęcia jakichkolwiek samodzielnych akcji.
Legenda do rzutów MG, wartości rzutów MG.
Kolejka siedemnasta.
Na odpis macie 48 godzin.
Waldy nie oponował, gdy Frederick zasugerował pozostawienie go w korytarzu. Nie został tam zresztą sam na długo. Parę chwil później po schodach do podziemi zeszli pozostali Zakonnicy z dziewczynką. Z przejścia pierwszy wynurzył się Brendan z pochodnią. Waldy powiódł spojrzeniem od aurora do pozostałych, spojrzenie zatrzymując na małej dziewczynce.
- Mogę tu z nią zostać, a wy... - nie dokończył, wskazując tylko kciukiem w stronę prawego korytarza, z którego docierał plusk wody i krzyki - mniej lub bardziej rozpaczliwe. I w końcu dźwięk wybuchu.
Suzanne zemdlała, a wraz z tym urwał się jej krzyk, odbijający się jeszcze chwilę echem w jaskini. Stało się to chwilę po tym, gdy na przeciwległej stronie jeziora pojawili się Alan, Frederick i Michael. Zaklęcie rzucone przez Foxa niestety minęło celu, wypalając ślad w pokrytej luminescentnymi roślinkami ścianie. Zaklęcie Michaela również chybiło celu, gdy inferius w którego celował poruszył się. W potwora trafił za to Alan. Bombarda Maxima trafiła monstrum w bok straszącej żebrami klatki piersiowej. Stwór zaskrzeczał, gdy siła wybuchu rozerwała jego ciało, powodując wylanie się zeń i rozbryzg na wpół zgniłych wnętrzności. Nie tylko to uległo rozdrobnieniu na części pierwsze - część chodnika na którą udało się wdrapać stworowi stała się gruzem, który bardzo szybko zatonął w czarnych odmętach jeziora. Teraz chodnik miał wyrwę, którą trzeba było przeskoczyć, co na pewno nie ułatwi przeprawy na drugi brzeg, gdzie znajdowali się mugolacy.
Alanowi i Michaelowi dało się jednak pokonać tę nową przeszkodę, lecz na samym końcu chodnika drogę zastąpił im inferius, rzucając się z silnym ciosem na klatkę piersiową Tonksa. Drugi odciął drogę z powrotem do miejsca, z którego właśnie biegli. Alan usłyszał, że maszkara jest za nim, bowiem ta rzucając się z silnym ciosem na jego nogi wydała z siebie okropny skrzeczący krzyk.
Starszy mężczyzna rzucił pochodnię na ziemię i odwrócił się plecami do rozgrywającej się aktualnie sceny walki; chwytając za kraty próbował je wyszarpnąć z zawiasów - co było niemożliwe. Spanikowany czarodziej nie przyjmował jednak tego do wiadomości, wciąż szarpiąc i wrzeszcząc, wzywając pomocy. Jego krzyki były niesione echem jaskini, zwielokrotnione i niezwykle głośne.
Sally zamachnęła się pochodnią, uderzając inferiusa w bok głowy. W czasie tego manewru z głowy pochodni buchnął potężny snop iskier, który w ułamku sekundy doprowadził do wybuchu. Wszystko stało się bardzo szybko. Moore znalazła się na ziemi, a w jej uszach rozbrzmiewał pisk. Słabł z każdą chwilą, jednakże utrudniał orientację w terenie i skoncentrowanie się.
Everett, Carolynn oraz Catherine również byli w zasięgu eksplozji, która rozrzuciła ich od siebie i ogłuszyła tak jak Sally. Everett dał radę stanąć znów na nogi. Na mężczyznę rzucił się kolejny potwór, jednak Everett nie był w stanie zablokować jego ataku, ponieważ się poślizgnął. Inferius rzucił się na niego celując w głowę - siła jego ciosu sprawiła, że Everett uderzył potylicą w skaliste podłoże, tracąc na chwilę rozeznanie w sytuacji. Z dłoni wysunął mu się pręt, lądując przy jego boku. Carolynn również powstała, mając przed sobą następnego potwora. Zamachnęła się łańcuchem, lecz po wybuchu nie dała rady wymierzyć tak dobrze jak poprzednim razem i inferius otrzymał tylko lekki cios w głowę i dalej szarżował w kierunku dziewczyny. Catherine jednak to wszystko przerosło. Kiedy upadła pod wpływem wybuchu rozpłakała się, oszołomiona, niezdolna do tego, by samodzielnie powstać - wtedy dopadł ją inferius. Potężne uderzenie w klatkę piersiową pozbawiło Cathy tchu, a potwór znów unosił okropnie chudą rękę by zadać cios.
| Brendan, Florean, Margaux - w tej turze możecie wykonać dwie akcje wymagające rzutu kością: atak z dystansu oraz próbę przebiegnięcia chodnikiem przez środek jeziora. Dziewczynka pozostanie z Waldym, jeżeli Florean lub Margaux wyrażą taką wolę w poście.
Z powodu zniszczenia części chodnika ST bezpiecznego przedostania się na drugi brzeg wynosi obecnie 60.
Alan, zadałeś inferiusowi (1) 40 punktów obrażeń. Inferius (2) rzucił się na Twoje nogi z silnym ciosem.
Michael, ponieważ Twoje kostki nie były podpisane w poprzednim poście to zostały rozdysponowane zgodnie z chronologią: 57 - bieg, 20 - zaklęcie. Inferius (3) wymierzył silny cios w Twoją klatkę piersiową.
Sally, z powodu wybuchu otrzymujesz -50 PŻ. Twoja obecna kara do rzutów wynosi -10. Inferius (4) wymierzył w Twój brzuch silny cios.
Everett otrzymał obrażenia w wysokości 78 PŻ (50 - wybuch; 18 - cios inferiusa; 10 - uderzenie głową o skałę). Żywotność: 137/215. Jest oszołomiony i niezdolny na okres tury do jakichkolwiek reakcji.
Carolynn otrzymała obrażenia w wysokości 50 PŻ (od wybuchu). Żywotność: 165/215.
Catherine otrzymała obrażenia w wysokości 95 PŻ. Żywotność: 105/200. Ponadto jest unieruchomiona przez inferiusa oraz ma atak paniki, więc nie jest zdolna do podjęcia jakichkolwiek samodzielnych akcji.
Legenda do rzutów MG, wartości rzutów MG.
Kolejka siedemnasta.
Na odpis macie 48 godzin.
- Mapa:
Spalone inferiusy zaznaczone są czarną kropką. Nieprzytomni czarodzieje są oznaczeni szarą kropką.
Legenda:
Alan | Brendan | Florean | Frederick | Margaux | Michael | Dziewczynka | Waldy | Sally | SP - starszy pan | SPi - starsza Pani | E - Everett | S - Suzanne | Ct - Catherine | Cr - Carolynn | Inferiusy
- Żywotność postaci:
Postać Wartość Kara ALAN 215 Brak BRENDAN 312 Brak FLOREAN 210 Brak FREDERICK 245 Brak MARGAUX 205 Brak MICHAEL 228 Brak SALLY 186 -10
- Żywotność inferiusów:
Inferius Wartość Kara 1 35/75 2 75 3 75 4 75 5 75 6 75 7 70/75
Żadnej bombardy więcej.
To właśnie to przemknęło przez myśl Bennetta, gdy w akompaniamencie własnych przekleństw biegł przed siebie, spoglądając na wyrwę, którą sam zrobił. Nie wiedział jakim cudem udało mu się ją przeskoczyć i nie poślizgnąć się; miał jednak nadzieję, że reszta będzie miała tyle samo szczęścia, a on nie wpędzi przez to nikogo w porządne kłopoty. Zwłaszcza, że już je mieli. Teoretycznie mógł się cieszyć z udanego zaklęcia, które skutecznie pokonało infernusa, jednak rozbryzgujące się dookoła podgniłe wnętrzności skutecznie mu to uniemożliwiały. Stanowczo powinien wymyślić jakieś inne zaklęcie i na drugi raz porządnie się zastanowić nim rzuci jakiekolwiek.
Biegnąc cały czas widział to, co działo się w oddali. Jasnym już było dla niego, że Sally, którą tak bardzo błagał w myślach, by nie okazała się tą Sally, o której myślał - jak zwykle go nie posłuchała. Z przerażeniem zamarł, gdy zobaczył wybuch, choć średnio orientował się skąd ten się wziął. Był zbyt daleko aby im pomóc, mógł tylko ocenić sytuację z daleka. A ta nie przedstawiała się dobrze. Chciał jak najszybciej dobiec do nich, pomóc im, uratować i Sally i resztę. Garrett miał jednak rację - nie miał pojęcia jak wygląda prawdziwa walka, a scenariusze snute w myślach zawsze były dużo lepsze od tych, które pisało życie. Drogę zastąpił im infernus. I wyglądało na to, że drugi zrobił to samo, stając tuż za nim. Całe jego ciało zdawało się szykować na atak, który miał zaraz nastąpić. W pierwszym odruchu chciał się bronić, jednak wtedy ponownie przypomniał sobie ostatnią rozmowę z Garrettem. Czy był gotowy na próbę? Czy był gotowy na bycie w Zakonie Feniksa? Dopiero teraz zrozumiał z czym wiązała się przynależność do tej organizacji. W tej chwili bycie w Zakonie Feniksa oznaczało walkę z infernusami, podejmowanie ryzyka, stawianie własnego życia na szali. Jedno było pewne - nie ważne czy on był gotowy, czy nie - Ci ludzie nie byli.
- Everte Stati - krzyknął, celując różdżką w stronę Infernusa, który atakował leżącą na ziemi kobietę, która najprawdopodobniej nie planowała się bronić.
- Uciekaj, broń się, cokolwiek! Chcesz zginąć?! - Wrzasnął, czując jak wściekłość gotuje się w nim i wybucha, znajdując ujście w tych słowach. Nie potrafił zrozumieć poddania się, gdy śmierć dosięgała ich swoimi łapskami. Nie mógł na to patrzeć.
To właśnie to przemknęło przez myśl Bennetta, gdy w akompaniamencie własnych przekleństw biegł przed siebie, spoglądając na wyrwę, którą sam zrobił. Nie wiedział jakim cudem udało mu się ją przeskoczyć i nie poślizgnąć się; miał jednak nadzieję, że reszta będzie miała tyle samo szczęścia, a on nie wpędzi przez to nikogo w porządne kłopoty. Zwłaszcza, że już je mieli. Teoretycznie mógł się cieszyć z udanego zaklęcia, które skutecznie pokonało infernusa, jednak rozbryzgujące się dookoła podgniłe wnętrzności skutecznie mu to uniemożliwiały. Stanowczo powinien wymyślić jakieś inne zaklęcie i na drugi raz porządnie się zastanowić nim rzuci jakiekolwiek.
Biegnąc cały czas widział to, co działo się w oddali. Jasnym już było dla niego, że Sally, którą tak bardzo błagał w myślach, by nie okazała się tą Sally, o której myślał - jak zwykle go nie posłuchała. Z przerażeniem zamarł, gdy zobaczył wybuch, choć średnio orientował się skąd ten się wziął. Był zbyt daleko aby im pomóc, mógł tylko ocenić sytuację z daleka. A ta nie przedstawiała się dobrze. Chciał jak najszybciej dobiec do nich, pomóc im, uratować i Sally i resztę. Garrett miał jednak rację - nie miał pojęcia jak wygląda prawdziwa walka, a scenariusze snute w myślach zawsze były dużo lepsze od tych, które pisało życie. Drogę zastąpił im infernus. I wyglądało na to, że drugi zrobił to samo, stając tuż za nim. Całe jego ciało zdawało się szykować na atak, który miał zaraz nastąpić. W pierwszym odruchu chciał się bronić, jednak wtedy ponownie przypomniał sobie ostatnią rozmowę z Garrettem. Czy był gotowy na próbę? Czy był gotowy na bycie w Zakonie Feniksa? Dopiero teraz zrozumiał z czym wiązała się przynależność do tej organizacji. W tej chwili bycie w Zakonie Feniksa oznaczało walkę z infernusami, podejmowanie ryzyka, stawianie własnego życia na szali. Jedno było pewne - nie ważne czy on był gotowy, czy nie - Ci ludzie nie byli.
- Everte Stati - krzyknął, celując różdżką w stronę Infernusa, który atakował leżącą na ziemi kobietę, która najprawdopodobniej nie planowała się bronić.
- Uciekaj, broń się, cokolwiek! Chcesz zginąć?! - Wrzasnął, czując jak wściekłość gotuje się w nim i wybucha, znajdując ujście w tych słowach. Nie potrafił zrozumieć poddania się, gdy śmierć dosięgała ich swoimi łapskami. Nie mógł na to patrzeć.
There are no escapes There is no more world Gone are the days of mistakes There is no more hope
Alan Bennett
Zawód : Uzdrowiciel - specjalista od chorób genetycznych
Wiek : 28 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Mądrego los prowadzi, głupiego - popycha.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Alan Bennett' has done the following action : rzut kością
'k100' : 50
'k100' : 50
Znów to zrobiłam - zachowałam się instynktownie. Widząc zagrożenie, stając z nim twarza w twarz straciłam zimną krew, a moje ciało samo się poruszyło w panicznym akcie próby wywalczenia sobie bezpieczeństwa. Nie myślałam wówczas czym wymachuję, co unosi się w powietrzu...Liczyło się tylko to by uderzyć jak najmocniej i uratować siebie. Nie spodziewałam się niczego.Być może właśnie dlatego, gdy rozległ się huk, a moje ciało uderzyło o ziemię przez myśl mi przemknęło, że to już koniec. Pisk w uszach jednak nie milkł, świat wokół mnie nie stał się zaś ani na moment lepszy. Z trudem zmusiłam oczy do tego by rozchyliły się mocniej, bo nachodzące łzy rozmywały kontury, zacierały kształty. Wokół mnie działa się walka. Ludzie, których chwilę wcześniej prowadziłam teraz walczyli o życie. Ja też musiałam, bo właśnie dostrzegłam kątem oka szarżującego na mnie nieumarłego. Zamachnął się pokracznie ręką, a ja spróbowałam wykonać unik nie chcąc by mnie dosięgnęła.
The member 'Sally Moore' has done the following action : rzut kością
'k10' : 4
'k10' : 4
Przeklął pod nosem, trudno - odrzucił fiolkę na bok, pozostanie bezużyteczna; działanie napędzało go, by szedł do przodu, wypierając przeszłe błędy. Raz po razie oglądał się przez ramię na małą, wydawała się spokojna w rękach Margie i Floreana, choć nie był pewien, czy to dobry omen. Nieważne, zdawał sobie sprawę z tego, że nie byłoby mu łatwo zdobyć zaufania dziewczynki - więc unikał rozmowy i kontaktu z nią, nie chcąc jej płoszyć. Co za chory umysł zamyka dziecko w takim miejscu? Nagle - wybuch. Zostawił fiolkę z niebezpiecznym eliksirem w przejściu, nie mógł ryzykować samozapłonu, gestem przestrzegając Waldy'ego przed jej dotknięciem. Nie zatrzymywał się ani chwili dłużej, bez słowa wyminął nieznajomego mężczyznę, nie oglądając się na towarzyszy, którzy będą wiedzieli najlepiej, co zrobić z małą. Pognał przed siebie, aż nad most. Gdzieś tam był Fred, Alan i pozostali zagubieni więźniowie, których musieli stąd wydostać. Żywych, nie przyszli tutaj wyciągać ciał.
I - inferiusy. Nigdy dotąd nie widział tego tworu naprawdę, poza podręcznikami, poza modelami w trakcie kursu i przygotowań do cięższych akcji, jako auror nie miał wieloletniego doświadczenia. Inferius, stworzony z najczarniejszej magii, twór tak obrzydliwy, jak nic, co jest w stanie chodzić po tym świecie. Esencja zgnilizny i rozpadu. I ludzie - przerażeni więźniowie, wśród których, znajdowali się zapewne wyłącznie niewinni. Ktokolwiek tego dokonał - odpowie za to, Zakon Feniksa nie puści płazem takiej krzywdy. Lecz póki co, musieli się stąd wydostać.
- Petrificus totalus - krzyknął, celując różdżką w inferiusa atakującego Everetta (5), dobiegając na skraj przepaści, nad którą wybił się wyskokiem - oby szczęśliwym. Nie mogli pozwolić im podejść do tych starszych ludzi. Nie mogli pozwolić na niezawinioną śmierć.
atak, a potem bieg
I - inferiusy. Nigdy dotąd nie widział tego tworu naprawdę, poza podręcznikami, poza modelami w trakcie kursu i przygotowań do cięższych akcji, jako auror nie miał wieloletniego doświadczenia. Inferius, stworzony z najczarniejszej magii, twór tak obrzydliwy, jak nic, co jest w stanie chodzić po tym świecie. Esencja zgnilizny i rozpadu. I ludzie - przerażeni więźniowie, wśród których, znajdowali się zapewne wyłącznie niewinni. Ktokolwiek tego dokonał - odpowie za to, Zakon Feniksa nie puści płazem takiej krzywdy. Lecz póki co, musieli się stąd wydostać.
- Petrificus totalus - krzyknął, celując różdżką w inferiusa atakującego Everetta (5), dobiegając na skraj przepaści, nad którą wybił się wyskokiem - oby szczęśliwym. Nie mogli pozwolić im podejść do tych starszych ludzi. Nie mogli pozwolić na niezawinioną śmierć.
atak, a potem bieg
we penetrated deeper and deeper into the heart of darkness
Brendan Weasley
Zawód : auror, szkoleniowiec
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
don't you ever tame your demons, always keep them on a leash
OPCM : 30 +8
UROKI : 25
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 30 +3
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
The member 'Brendan Weasley' has done the following action : rzut kością
'k100' : 72, 70
'k100' : 72, 70
Niestety Michaelowi nie udało się trafić w inferiusa. Może znajdował się zbyt daleko, by dobrze wymierzyć, a może było to kwestią tego, że różdżka strażnika nie leżała w jego rękach tak dobrze jak własna. Była obca, ale że swoją prawdopodobnie utracił, musiał korzystać z tego, co udało mu się zdobyć. Miał nadzieję, że nie zawiedzie go w najbardziej decydującym momencie.
Inferius poruszył się, ale został trafiony przez jednego z jego towarzyszy. Niestety wybuch oprócz stwora rozerwał też sporą część chodnika, którym się poruszali, zapewne utrudniając przeprawę tym spośród nich, którzy zostali w tyle. Ale Tonks nie miał czasu teraz się tym martwić, gdy widział rozgrywające się przed nimi zagrożenie, sylwetki pozostałych mugolaków próbujące bronić się przed atakiem inferiusów, i nagły wybuch, który spowodował spore zamieszanie. Michael był poza jego zasięgiem, ale już wcześniej, idąc pomostem, mógł wyczuć lekką woń gazu znaną mu ze świata mugoli. To nie było dobrym znakiem.
Ale zanim dotarł do mugolaków, drogę nagle zagrodził mu kolejny inferius, wymierzając cios częściowo nadgniłej ręki prosto w jego klatkę piersiową. Michael zareagował instynktownie:
- Protego! – rzucił, mając nadzieję, że zaklęcie będzie wystarczająco silne na odparcie fizycznego ataku. W końcu nie pomoże nikomu, jeśli sam w międzyczasie zostanie pokonany przez ożywionego trupa.
Inferius poruszył się, ale został trafiony przez jednego z jego towarzyszy. Niestety wybuch oprócz stwora rozerwał też sporą część chodnika, którym się poruszali, zapewne utrudniając przeprawę tym spośród nich, którzy zostali w tyle. Ale Tonks nie miał czasu teraz się tym martwić, gdy widział rozgrywające się przed nimi zagrożenie, sylwetki pozostałych mugolaków próbujące bronić się przed atakiem inferiusów, i nagły wybuch, który spowodował spore zamieszanie. Michael był poza jego zasięgiem, ale już wcześniej, idąc pomostem, mógł wyczuć lekką woń gazu znaną mu ze świata mugoli. To nie było dobrym znakiem.
Ale zanim dotarł do mugolaków, drogę nagle zagrodził mu kolejny inferius, wymierzając cios częściowo nadgniłej ręki prosto w jego klatkę piersiową. Michael zareagował instynktownie:
- Protego! – rzucił, mając nadzieję, że zaklęcie będzie wystarczająco silne na odparcie fizycznego ataku. W końcu nie pomoże nikomu, jeśli sam w międzyczasie zostanie pokonany przez ożywionego trupa.
The member 'Michael Tonks' has done the following action : rzut kością
'k100' : 36
'k100' : 36
Zawahanie, które zmusiło mnie do zatrzymania, okazało się ślepym zaukiem. Wąska ścieżka, która dzieliła mnie od uciekających czarodziejów powoli zaczynała się rozpadać. Dopiero teraz dostrzegłem kraty majaczące na drugim końcu. Być może klucze spoczywające w mojej kieszeni były przepustką do tego, aby wszyscy wyszli stąd żywi. Zerwałem się do biegu dopiero wtedy, gdy obok mnie przemknął Brendan. Ale nawet dotarcie na skraj rozpadliny nie poprawiło mojego położenia – musiałem ostrożnie dobrać cel i zaklęcia, aby przypadkiem nie zranić pozostałych. Miałem jednak szansę dostrzec coś, czego najwyraźniej nie zauważył Bennett, skupiony na zgoła innym punkcie niż własne plecy. Jeden z inferiusów rzucił się w jego stronę – a jeśli potrzebowaliśmy czegoś w tej chwili, to z pewnością jak największej ilości różdżek.
I uzdrowiciela w jednym kawałku.
- Petrificus Totalus! - Nie był to najskuteczniejszy sposób na walkę z inferiusami – ale celem samym w sobie była ucieczka, nie walka. Spojrzałem na wyrwę w ścieżce, po czym spróbowałem przedostać się na druga stronę, jak najbliżej krat.
atak + bieg na drugą stronę (jeśli też mogę)
I uzdrowiciela w jednym kawałku.
- Petrificus Totalus! - Nie był to najskuteczniejszy sposób na walkę z inferiusami – ale celem samym w sobie była ucieczka, nie walka. Spojrzałem na wyrwę w ścieżce, po czym spróbowałem przedostać się na druga stronę, jak najbliżej krat.
atak + bieg na drugą stronę (jeśli też mogę)
Kundle, odmieńcy, śmieci, wariaci,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
Róbmy dym
The member 'Frederick Fox' has done the following action : rzut kością
'k100' : 60, 37
'k100' : 60, 37
Krucza wieża
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Mniejsze wyspy :: Wyspa Wight