Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Mniejsze wyspy :: Wyspa Wight
Krucza wieża
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Krucza wieża
Położona na na wzgórzach wyspy Wight, sprawiająca wrażenie opuszczonej, wieża stanowi niezwykłe centrum zainteresowania kruków. Trudno stwierdzić, dlaczego miejsce jest tak licznie obsiadane przez czarnoskrzydłe, wieszcze stworzenia. Jedno jest pewne: jeśli rzeczywiście wybierasz się w te okolice, nie próbuj samotnie zwiedzać ciemnych zakamarków i strzelistej wieży, otulonej ciężkim zapachem piór i ciszy naruszanej tylko przez pojedyncze skrzeki.
Mówi się, że miejsce okryte jest klątwą rzuconą przez zamordowanego czarnoksiężnika, a sama ofiara tuż przed śmiercią oddała dech zemście. Dopóki nie zostanie pomszczony, jego dusza będzie dręczyć napotkanych ostrymi szponami kruczej armii.
Po wieży zostały ruiny.
Mówi się, że miejsce okryte jest klątwą rzuconą przez zamordowanego czarnoksiężnika, a sama ofiara tuż przed śmiercią oddała dech zemście. Dopóki nie zostanie pomszczony, jego dusza będzie dręczyć napotkanych ostrymi szponami kruczej armii.
Po wieży zostały ruiny.
The member 'Sally Moore' has done the following action : rzut kością
'k100' : 57
'k100' : 57
Odetchnął z ulgą widząc jak bestia nie zamachuje się, nie wykonuje skoku, nie krzywdzi przerażonej i niezdolnej do obrony kobiety. Patrzył jak strumień magii, która wypłynęła z jego różdżki ratuje czyjeś życie w sposób nieco inny niż dotychczas. I bardzo dawno nie poczuł tak ogromnej dumy i ulgi jak w tej chwili. Infernus został spetryfikowany, lecz niepewność co do wykonania własnego zaklęcia nie pozwalała mu na określenie ile czasu potrwa ten stan rzeczy. Zwłaszcza, że nie znał się na istotach jakimi były infernusy. A może raczej - na bestiach.
Znalazł się przy kobiecie najszybciej jak mógł. I gdy stanął już nad nią, patrząc to na nią o na infernusa, pierwszy raz nie wiedział co zrobić, zamotał się, choć przecież tak często musiał zachowywać zimną krew w pracy i tak często wiedział co robić . Dopiero słowa kobiety, wyduszone ledwo podziękowanie nieco go ocuciło. Spojrzał na nią i uśmiechnął się - tylko tyle był w stanie zrobić w odpowiedzi. Płakała, miała prawo płakać. A łzy zawsze były jego słabością, w obliczu której stawał się bezbronny niczym dziecko, milczący niczym niemy.
- Spokojnie, spokojnie. - Nachylił się nad nią widząc, że przez łzy kobieta nie może złapać oddechu. Odsunął się, pozwalając na to, by zwymiotowała. Rozumiał tą reakcję, odczytując ją nie tylko jako wynik ciosu w splot słoneczny, lecz również jako reakcję na tak silny stres. Gdy zaczęło jej przechodzić ułożył dłoń na jej plecach w pocieszającym geście.
- Jestem magomedykiem, potem sprawię, że ból i mdłości odejdą, ale teraz nie mamy na to czasu. - Przez chwilę nie wiedział co robić. Wyczarować nosze? Kazać jej oprzeć się na jego ramieniu? Rozejrzał się nerwowo dookoła, jakby w obawie, że zaraz nadejdzie kolejny infernus. Ostatecznie nachylił się i wziął ją na ręce, rzucając tylko ciche ,,proszę się trzymać". A potem krokiem najszybszym jak potrafił niosąc kogoś na rękach udał się w stronę przejścia. Trzymając jednocześnie ją i różdżkę (w dość niedogodnej pozycji) nie oglądał się na to co się działo w sali, kontrolując jedynie to, co działo się dookoła nich.
- Jeżeli znów coś nas zaatakuje będę zmuszony Cię nagle puścić by użyć różdżki, bądź na to gotowa. - Mruknął tylko do kobiety, idąc dalej. Nie mieli czasu.
Znalazł się przy kobiecie najszybciej jak mógł. I gdy stanął już nad nią, patrząc to na nią o na infernusa, pierwszy raz nie wiedział co zrobić, zamotał się, choć przecież tak często musiał zachowywać zimną krew w pracy i tak często wiedział co robić . Dopiero słowa kobiety, wyduszone ledwo podziękowanie nieco go ocuciło. Spojrzał na nią i uśmiechnął się - tylko tyle był w stanie zrobić w odpowiedzi. Płakała, miała prawo płakać. A łzy zawsze były jego słabością, w obliczu której stawał się bezbronny niczym dziecko, milczący niczym niemy.
- Spokojnie, spokojnie. - Nachylił się nad nią widząc, że przez łzy kobieta nie może złapać oddechu. Odsunął się, pozwalając na to, by zwymiotowała. Rozumiał tą reakcję, odczytując ją nie tylko jako wynik ciosu w splot słoneczny, lecz również jako reakcję na tak silny stres. Gdy zaczęło jej przechodzić ułożył dłoń na jej plecach w pocieszającym geście.
- Jestem magomedykiem, potem sprawię, że ból i mdłości odejdą, ale teraz nie mamy na to czasu. - Przez chwilę nie wiedział co robić. Wyczarować nosze? Kazać jej oprzeć się na jego ramieniu? Rozejrzał się nerwowo dookoła, jakby w obawie, że zaraz nadejdzie kolejny infernus. Ostatecznie nachylił się i wziął ją na ręce, rzucając tylko ciche ,,proszę się trzymać". A potem krokiem najszybszym jak potrafił niosąc kogoś na rękach udał się w stronę przejścia. Trzymając jednocześnie ją i różdżkę (w dość niedogodnej pozycji) nie oglądał się na to co się działo w sali, kontrolując jedynie to, co działo się dookoła nich.
- Jeżeli znów coś nas zaatakuje będę zmuszony Cię nagle puścić by użyć różdżki, bądź na to gotowa. - Mruknął tylko do kobiety, idąc dalej. Nie mieli czasu.
There are no escapes There is no more world Gone are the days of mistakes There is no more hope
Alan Bennett
Zawód : Uzdrowiciel - specjalista od chorób genetycznych
Wiek : 28 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Mądrego los prowadzi, głupiego - popycha.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Waldy zbladł wyraźnie, gdy usłyszał słowa Fredericka. Popatrzył się na fiolkę w swojej ręce tak, jakby właśnie zamieniła się w kolejnego inferiusa. Jego ręce zaczęły delikatnie drżeć, jednak dał radę bezpiecznie odłożyć fiolkę kilka metrów dalej na chodniku. W tym czasie dziewczynka wpatrywała się niczym zahipnotyzowana w inferiusa (1), który ruszył za Frederickiem po kamiennym chodniku. Jinx Michaela przeciął powietrze blisko pół metra obok stwora, co było spowodowane nieposłuszną różdżką, która zareagowała jakby z opóźnieniem na wymówioną przez mężczyznę inkantację. Zaraz jednak Frederick podjął udaną próbę spetryfikowania monstrum, które odrzucone w tył zamarło, opadając z pluskiem w toń jeziora i momentalnie znikając z oczu aurora i dziewczynki, która pozostała wpatrzona w kręgi rozchodzące się na wodzie. Waldy cały czas uważnie obserwował sytuację.
- Chodź, musisz przeskoczyć - powiedział. - Na trzy. Raz... dwa... trzy! - policzył i postarał się pomóc małej przeskoczyć wyrwę w chodniku. Dziewczynka jednak nie do końca współpracowała, wciąż zapatrzona w wodę. Była spokojna, kiedy wpadła do wody, jednak po chwili jakby zrozumiała co się stało. Zaczęła rozpaczliwie zagarniać wodę rękoma i odchylać głowę do tyłu szukając oddechu - patrząc na nią oczywistym było, że nie ma pojęcia co robić.
- Pomóż jej! Ja nie umiem pływać - Waldy złapał się za głowę i krzyknął do Foxa, w czasie gdy dziewczynka już zaczynała znikać pod wodą.
Inferius (4) padł pod wpływem nie najmocniejszego, jednak udanego zaklęcia Margaux, zaś uchroniony przed jego atakiem Brendan wprawnie położył umarlaka (7) atakującego Floreana. Tym samym ostatnim inferiusem na polu bitwy chwilowo pozostał potwór (3), który zaatakował Michaela. Inferius zdołał boleśnie uderzyć Tonksa w kostkę i następnie pochwycić go za nogę, wciągając ponownie w zimną, czarną toń. Ożywieniec z całej siły próbował wciągnąć Michaela pod wodę, burząc wodę naokoło nich i utrudniając mężczyźnie wypłynięcie na powierzchnię. Dwie sylwetki było trudno odróżnić od siebie w kipieli, ewentualne nieudane próby pomocy Michaelowi niosły ryzyko trafienia nauczyciela zaklęć zamiast inferiusa.
Everett zgodnie z poleceniem Margaux zaczął zaganiać pozostałych do groty. Wędrówka ciągnęła się dość mocno, a oświetlany migotliwym światłem pochodni korytarz był niezwykle monotonny. W końcu uciekinierzy byli w stanie dostrzec coś jeszcze: słabe światło przed nimi. Chwilę później ich twarze owionął chłodny powiew świeżego powietrza. Korytarz kończył się na plaży pokrytej drobnym, jasnym piaskiem. Wkoło było ciemno, jedynie wąska tarcza księżyca dawała słabe światło. Pochodnie trzymane przez Sally i starsze małżeństwo, wcześniej przydatne, teraz znacząco odcinały się na tle nocy. Słabe światło księżyca wystarczyło jednakże, by spostrzegawcza Sally dostrzegła dwie wydmy o podejrzanie regularnych kształtach. W jednym miejscu osunięty piasek zdradzał, że w ich wnętrzu znajduje się coś innego - dwie drewniane łodzie.
| ST wyciągnięcia jednej łodzi na brzeg wynosi 100. Czynność tę może wykonywać kilka osób na raz, ich rzuty wtedy zostaną zsumowane. Do rzutów zostanie dodana podwojona wartość statystyki sprawności.
Wszyscy, którzy weszli w poprzedniej kolejce do korytarza w tej turze mogą podejmować akcje już na plaży. Tyczy się to również Alana, jednak z powodu opóźnienia spowodowanego niesieniem Catherine i wynikającego z tej czynności chwilowego zmęczenia nie może w tej kolejce wykonać akcji wymagających zaangażowania w nie statystyki sprawności.
Frederick, ST wyciągnięcia dziewczynki na chodnik wynosi 30. Do rzutu doliczona zostanie podwojona wartość statystyki sprawności.
Michael, inferius trzyma Cię za kostkę i wciągnął znów do wody. Jeżeli postanowisz podjąć próbę wydostania się na chodnik ST tej czynności wyniesie 70. Do rzutu zostanie doliczona podwojona wartość statystyki sprawności oraz bonus wynikający z poziomu biegłości pływania.
Rzut
Kolejka dziewiętnasta. Przypominam, że po upływie dwudziestu kolejek powrócą kruczy strażnicy wieży.
Na odpis macie 48 godzin.
- Chodź, musisz przeskoczyć - powiedział. - Na trzy. Raz... dwa... trzy! - policzył i postarał się pomóc małej przeskoczyć wyrwę w chodniku. Dziewczynka jednak nie do końca współpracowała, wciąż zapatrzona w wodę. Była spokojna, kiedy wpadła do wody, jednak po chwili jakby zrozumiała co się stało. Zaczęła rozpaczliwie zagarniać wodę rękoma i odchylać głowę do tyłu szukając oddechu - patrząc na nią oczywistym było, że nie ma pojęcia co robić.
- Pomóż jej! Ja nie umiem pływać - Waldy złapał się za głowę i krzyknął do Foxa, w czasie gdy dziewczynka już zaczynała znikać pod wodą.
Inferius (4) padł pod wpływem nie najmocniejszego, jednak udanego zaklęcia Margaux, zaś uchroniony przed jego atakiem Brendan wprawnie położył umarlaka (7) atakującego Floreana. Tym samym ostatnim inferiusem na polu bitwy chwilowo pozostał potwór (3), który zaatakował Michaela. Inferius zdołał boleśnie uderzyć Tonksa w kostkę i następnie pochwycić go za nogę, wciągając ponownie w zimną, czarną toń. Ożywieniec z całej siły próbował wciągnąć Michaela pod wodę, burząc wodę naokoło nich i utrudniając mężczyźnie wypłynięcie na powierzchnię. Dwie sylwetki było trudno odróżnić od siebie w kipieli, ewentualne nieudane próby pomocy Michaelowi niosły ryzyko trafienia nauczyciela zaklęć zamiast inferiusa.
Everett zgodnie z poleceniem Margaux zaczął zaganiać pozostałych do groty. Wędrówka ciągnęła się dość mocno, a oświetlany migotliwym światłem pochodni korytarz był niezwykle monotonny. W końcu uciekinierzy byli w stanie dostrzec coś jeszcze: słabe światło przed nimi. Chwilę później ich twarze owionął chłodny powiew świeżego powietrza. Korytarz kończył się na plaży pokrytej drobnym, jasnym piaskiem. Wkoło było ciemno, jedynie wąska tarcza księżyca dawała słabe światło. Pochodnie trzymane przez Sally i starsze małżeństwo, wcześniej przydatne, teraz znacząco odcinały się na tle nocy. Słabe światło księżyca wystarczyło jednakże, by spostrzegawcza Sally dostrzegła dwie wydmy o podejrzanie regularnych kształtach. W jednym miejscu osunięty piasek zdradzał, że w ich wnętrzu znajduje się coś innego - dwie drewniane łodzie.
| ST wyciągnięcia jednej łodzi na brzeg wynosi 100. Czynność tę może wykonywać kilka osób na raz, ich rzuty wtedy zostaną zsumowane. Do rzutów zostanie dodana podwojona wartość statystyki sprawności.
Wszyscy, którzy weszli w poprzedniej kolejce do korytarza w tej turze mogą podejmować akcje już na plaży. Tyczy się to również Alana, jednak z powodu opóźnienia spowodowanego niesieniem Catherine i wynikającego z tej czynności chwilowego zmęczenia nie może w tej kolejce wykonać akcji wymagających zaangażowania w nie statystyki sprawności.
Frederick, ST wyciągnięcia dziewczynki na chodnik wynosi 30. Do rzutu doliczona zostanie podwojona wartość statystyki sprawności.
Michael, inferius trzyma Cię za kostkę i wciągnął znów do wody. Jeżeli postanowisz podjąć próbę wydostania się na chodnik ST tej czynności wyniesie 70. Do rzutu zostanie doliczona podwojona wartość statystyki sprawności oraz bonus wynikający z poziomu biegłości pływania.
Rzut
Kolejka dziewiętnasta. Przypominam, że po upływie dwudziestu kolejek powrócą kruczy strażnicy wieży.
Na odpis macie 48 godzin.
- Mapa:
Spalone inferiusy zaznaczone są czarną kropką. Spetryfikowane inferiusy oznaczone są szarą kropką.
Legenda:
Alan | Brendan | Florean | Frederick | Margaux | Michael | Dziewczynka | Waldy | Sally | SP - starszy pan | SPi - starsza Pani | E - Everett | S - Suzanne | Ct - Catherine | Cr - Carolynn | Inferiusy
- Żywotność postaci:
Postać Wartość Kara ALAN 215 Brak BRENDAN 312 Brak FLOREAN 210 Brak FREDERICK 245 Brak MARGAUX 205 Brak MICHAEL 198 -5 [-15 do czarów] SALLY 186 -10
- Żywotność NPC:
Postać Wartość Kara Carolynn 165/215 Catherine 100/200 -30; blokowanie ciosów Dziewczynka 80/80 Everett 137/215 -15; zaklęcia z ST > 90; potężne ciosy Starszy pan 200/200 Starsza pani 200/200 Suzanne 100/100 Waldy 210/210 [-15 do czarów]
- Żywotność inferiusów:
Inferius Wartość Kara 1 30/75 petryfikacja (siedem tur) 2 75 petryfikacja (cztery tury) 3 75 4 75 petryfikacja (dwie tury) 5 57/75 petryfikacja (pięć tur) 6 55/75 petryfikacja (jedna tura) 7 70/75 petryfikacja (cztery tury)
Plan się powiódł – a przynajmniej połowicznie. Krótka wędrówka umarlaka przez kamienną ścieżkę zakończyła się głośnym pluskiem, ale sukces szybko zszedł na dalszy plan. Kątem oka mogłem zobaczyć, jak Tonks dalej szamoce się w wodzie z inferiusem, powoli opadając z sił. Miałem już ruszyć w jego stronę, kiedy kolejny plusk skupił moją uwagę na tym, co działo się na wprost mnie. Widziałem jedynie rozpaczliwie wzburzaną taflę wody, ale to wystarczyło, bym zareagował instynktownie. Zanim Waldy zdążył dokończyć zdanie, byłem już na skraju wyrwy w kamiennej ścieżce, obserwując, jak drobna sylwetka znika pod powierzchnią jeziora.
- Uciekaj! - Krzyknąłem do staruszka, zanim na powrót wskoczyłem do wody – tym razem z własnej woli, nurkując po dziewczynkę. Jedną ręką objąłem jej szamocące się w desperacji ciało wpół, podczas gdy w drugiej nadal ściskałem różdżkę. Wynurzając się, szybko dobiłem do skalistej posadzki. - Już w porządku. - Powiedziałem ze spokojem, po czym przełożyłem różdżkę między zęby – potrzebowałem obu dłoni, aby podsadzić dziewczynkę na stały grunt. Unosząc ją, praktycznie nie odczułem jej ciężaru, a każde drżenie jej filigranowego ciałka pogłębiało moją nienawiść do tych, którzy stali za sprowadzeniem jej do kruczej wierzy, kimkolwiek byli. Musiałem ją stąd wydostać – całą i zdrową. Wystarczyło przecież jedynie wciągnąć na chodnik dziewczynkę, jak i samego siebie...
- Uciekaj! - Krzyknąłem do staruszka, zanim na powrót wskoczyłem do wody – tym razem z własnej woli, nurkując po dziewczynkę. Jedną ręką objąłem jej szamocące się w desperacji ciało wpół, podczas gdy w drugiej nadal ściskałem różdżkę. Wynurzając się, szybko dobiłem do skalistej posadzki. - Już w porządku. - Powiedziałem ze spokojem, po czym przełożyłem różdżkę między zęby – potrzebowałem obu dłoni, aby podsadzić dziewczynkę na stały grunt. Unosząc ją, praktycznie nie odczułem jej ciężaru, a każde drżenie jej filigranowego ciałka pogłębiało moją nienawiść do tych, którzy stali za sprowadzeniem jej do kruczej wierzy, kimkolwiek byli. Musiałem ją stąd wydostać – całą i zdrową. Wystarczyło przecież jedynie wciągnąć na chodnik dziewczynkę, jak i samego siebie...
Kundle, odmieńcy, śmieci, wariaci,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
Róbmy dym
The member 'Frederick Fox' has done the following action : rzut kością
'k100' : 82
'k100' : 82
Różdżka nie słuchała go jak należy. Leżała w jego rękach obco, reagowała z opóźnieniem, zawodziła w najmniej sprzyjających momentach. Zaklęcie, choć należało do prostych i rzucał je nie raz z własnej różdżki, przecięło powietrze dobre pół metra od inferiusa, którego chciał zrzucić do wody. Tym samym stracił też cenny czas na obronę przed stworem, który go zaatakował, ale zdążył jeszcze zauważyć, jak Fredowi udaje się spetryfikować inferiusa, a dziewczynka podejmuje nieudaną próbę skoku przez wyrwę.
Ale w tej chwili już nie mógł pomóc. Chwilę później poczuł, jak coś silnego i lodowatego zaciska się boleśnie na jego kostce. Znowu stracił równowagę i wpadł do ciemnej wody, młócąc rękami powietrze i próbując uwolnić się z uścisku. Czuł, że inferius próbuje go wciągnąć pod wodę, ale mimo to mężczyzna starał się z tym walczyć, nie pozwolić na to, by zostać wciągniętym głębiej. W tych warunkach, choćby chciał, trudno byłoby mu czarować, kiedy woda wokół niego burzyła się, a inferius coraz mocniej ciągnął go w dół. Próbując utrzymać się na wodzie, zaczął wierzgać nogami, by oswobodzić kostkę i wyjść ponownie na pomost. Czuł, że nie mieli wiele czasu, powinni stąd wyjść, zanim ktoś zorientuje się, że doszło do ucieczki. Poza tym, chciał przeżyć i wydostać się stąd; przed jego oczami znowu zamajaczyła twarzyczka córki, którą pragnął jeszcze kiedyś ujrzeć. Miał więc nadzieję, że za chwilę wydostanie się na ścieżkę i umknie martwym ramionom, które tak bardzo chciały go dopaść.
Ale w tej chwili już nie mógł pomóc. Chwilę później poczuł, jak coś silnego i lodowatego zaciska się boleśnie na jego kostce. Znowu stracił równowagę i wpadł do ciemnej wody, młócąc rękami powietrze i próbując uwolnić się z uścisku. Czuł, że inferius próbuje go wciągnąć pod wodę, ale mimo to mężczyzna starał się z tym walczyć, nie pozwolić na to, by zostać wciągniętym głębiej. W tych warunkach, choćby chciał, trudno byłoby mu czarować, kiedy woda wokół niego burzyła się, a inferius coraz mocniej ciągnął go w dół. Próbując utrzymać się na wodzie, zaczął wierzgać nogami, by oswobodzić kostkę i wyjść ponownie na pomost. Czuł, że nie mieli wiele czasu, powinni stąd wyjść, zanim ktoś zorientuje się, że doszło do ucieczki. Poza tym, chciał przeżyć i wydostać się stąd; przed jego oczami znowu zamajaczyła twarzyczka córki, którą pragnął jeszcze kiedyś ujrzeć. Miał więc nadzieję, że za chwilę wydostanie się na ścieżkę i umknie martwym ramionom, które tak bardzo chciały go dopaść.
The member 'Michael Tonks' has done the following action : rzut kością
'k100' : 86
'k100' : 86
Nie wiem w którym momencie to nastąpiło, lecz w głowiemiałam pustkę. Poruszałam się do przodu popychana przez prymitywny instynkt, który kazał mi żyć i się ratować. Był silny do tego stopnia, że gdzieś tam pod skórą czaiła się obawa. Obawa o to, że jak się zatrzymam to nastąpi coś przerażającego.
Nawierzchnia pod moimi stopami z każdymkrokiem ulegała zmianie. Początkowo twarda i chłodna stała się żwirowata, sypka, a potem piaszczysta. Moją twarz owiało powietrze, lecz nie zaznałam z tego tytułu przyjemności. Byłam jak gdyby w transie -ślepa i nieczuła na to wszystko. Miękki piasek ustępował bowiem miejsca wodzie nad którą nocna, rześka bryza nie była w stanie nas ponieść. Moje oczy szukały więc dalej. Z przezornością odniosły się do ponurych kształtów malujących się nieopodal. Zrobiłam jednak krok- jeden, drugi...
- Łodzie... - poczułam że zaczęłam oddychać. Podeszłam bliżej chcąc ocenić ich stan, rozglądałam się za wiosłami - rozsądek podpowiadał mi że to ważne, a ja się nie kłóciłam. Zresztą - nawet jak gdyby miał to być stos drewna ledwie unoszący się na tafli zamierzałam go wykorzystać. Upuściłam trzymaną pochodnię na piasek. Wcześniej tak niezbędna pochodnia teraz zdawała się mi po prostu zawadzać. Gdy podeszłam bliżej. Dłońmi chwyciłam krawędź jednej z łodzi i zaczęłam ją ciągnąć w stronę brzegu
Nawierzchnia pod moimi stopami z każdymkrokiem ulegała zmianie. Początkowo twarda i chłodna stała się żwirowata, sypka, a potem piaszczysta. Moją twarz owiało powietrze, lecz nie zaznałam z tego tytułu przyjemności. Byłam jak gdyby w transie -ślepa i nieczuła na to wszystko. Miękki piasek ustępował bowiem miejsca wodzie nad którą nocna, rześka bryza nie była w stanie nas ponieść. Moje oczy szukały więc dalej. Z przezornością odniosły się do ponurych kształtów malujących się nieopodal. Zrobiłam jednak krok- jeden, drugi...
- Łodzie... - poczułam że zaczęłam oddychać. Podeszłam bliżej chcąc ocenić ich stan, rozglądałam się za wiosłami - rozsądek podpowiadał mi że to ważne, a ja się nie kłóciłam. Zresztą - nawet jak gdyby miał to być stos drewna ledwie unoszący się na tafli zamierzałam go wykorzystać. Upuściłam trzymaną pochodnię na piasek. Wcześniej tak niezbędna pochodnia teraz zdawała się mi po prostu zawadzać. Gdy podeszłam bliżej. Dłońmi chwyciłam krawędź jednej z łodzi i zaczęłam ją ciągnąć w stronę brzegu
The member 'Sally Moore' has done the following action : rzut kością
'k100' : 12
'k100' : 12
Nie miała pojęcia, jak długo trwała ich wędrówka; monotonia otaczającego ich korytarza, oświetlonego jedynie przez drgające światło pochodni, połączona z rosnącym z każdą sekundą zmęczeniem sprawiała, że trudno było mierzyć upływający czas jakąkolwiek inną jednostką, niż nerwowymi uderzeniami łomoczącego w klatce piersiowej serca. Chociaż starała się zachować spokój, ogarniało ją przerażające poczucie niewiadomej – nie wiedziała, dokąd idą, nie potrafiła nawet rozpoznać głównego kierunku. Czy jaskinia rzeczywiście miała wyprowadzić ich na zewnątrz, czy może ona i Florean prowadzili wszystkich ku zgubie, z każdym krokiem coraz bardziej zagłębiając się w wyspę?
Odpowiedź na to pytanie przyszła niespodziewanie, w postaci podmuchu świeżego powietrza i dziwnie znajomego chrzęstu piasku pod stopami. Margaux zadarła głowę do góry i zobaczyła, że skalne sklepienie zniknęło, ustępując miejsca ciemnemu niebu, z lśniącą na nim, srebrną tarczą księżyca. Widok niemalże ją zdziwił; miała wrażenie, że minęła cała wieczność, odkąd wraz z resztą Zakonników pojawili się u stóp wieży, a jakaś część jej przestała chyba wierzyć, że cokolwiek poza jej grubymi murami w ogóle istniało i przez krótką chwilę zastanawiała się, czy nie znaleźli się przypadkiem w kolejnej komnacie, i czy plaża – wypełniona kojącym szumem wody – nie była jedynie magicznym złudzeniem.
Z własnych myśli wyrwał ją cichy głos. Łodzie. Odwróciła się, odruchowo szukając źródła dźwięku i jej spojrzenie zatrzymało się na sylwetce dziewczyny, zmierzającej w kierunku czegoś, co początkowo wzięła tylko za piaskowe wydmy. Podążyła w ich stronę prawie automatycznie, widząc, jak nieznajoma czarownica chwyta za drewnianą burtę i doskonale zdając sobie sprawę, że nie miała szans poruszyć jej sama. Zmuszenie spowolniałych myśli do współpracy było trudne, ale nakazała sobie skupienie; jeszcze nie byli bezpieczni, powietrze w każdej chwili mogło zamienić się w czarną chmarę skrzydeł.
Zbliżywszy się do dziewczyny, uśmiechnęła się ciepło i w ślad za nią zacisnęła palce na chropowatej krawędzi, starając się zebrać resztki siły i pociągnąć łódź do wody. Dopiero wtedy zauważyła ciemną plamę na jasnej skroni; mieszaninę świeżej i krzepnącej krwi, spływającej po policzku i linii szczęki. Nie sięgnęła odruchowo po różdżkę tylko dlatego, że jej dłonie nadal były unieruchomione przez ciężar łukowatej konstrukcji. – Alan? – zawołała w półmrok, co prawda nie odnajdując spojrzeniem sylwetki uzdrowiciela, ale mając nadzieję, że znajdował się w zasięgu słuchu. – Przydałaby nam się twoja pomoc – dodała jeszcze, całkowicie skupiając się już na najpilniejszym zadaniu, od czasu do czasu spoglądając z niepokojem to na swoją towarzyszkę, to na czerniejący otwór jaskini – gdzie podziewała się reszta?
Odpowiedź na to pytanie przyszła niespodziewanie, w postaci podmuchu świeżego powietrza i dziwnie znajomego chrzęstu piasku pod stopami. Margaux zadarła głowę do góry i zobaczyła, że skalne sklepienie zniknęło, ustępując miejsca ciemnemu niebu, z lśniącą na nim, srebrną tarczą księżyca. Widok niemalże ją zdziwił; miała wrażenie, że minęła cała wieczność, odkąd wraz z resztą Zakonników pojawili się u stóp wieży, a jakaś część jej przestała chyba wierzyć, że cokolwiek poza jej grubymi murami w ogóle istniało i przez krótką chwilę zastanawiała się, czy nie znaleźli się przypadkiem w kolejnej komnacie, i czy plaża – wypełniona kojącym szumem wody – nie była jedynie magicznym złudzeniem.
Z własnych myśli wyrwał ją cichy głos. Łodzie. Odwróciła się, odruchowo szukając źródła dźwięku i jej spojrzenie zatrzymało się na sylwetce dziewczyny, zmierzającej w kierunku czegoś, co początkowo wzięła tylko za piaskowe wydmy. Podążyła w ich stronę prawie automatycznie, widząc, jak nieznajoma czarownica chwyta za drewnianą burtę i doskonale zdając sobie sprawę, że nie miała szans poruszyć jej sama. Zmuszenie spowolniałych myśli do współpracy było trudne, ale nakazała sobie skupienie; jeszcze nie byli bezpieczni, powietrze w każdej chwili mogło zamienić się w czarną chmarę skrzydeł.
Zbliżywszy się do dziewczyny, uśmiechnęła się ciepło i w ślad za nią zacisnęła palce na chropowatej krawędzi, starając się zebrać resztki siły i pociągnąć łódź do wody. Dopiero wtedy zauważyła ciemną plamę na jasnej skroni; mieszaninę świeżej i krzepnącej krwi, spływającej po policzku i linii szczęki. Nie sięgnęła odruchowo po różdżkę tylko dlatego, że jej dłonie nadal były unieruchomione przez ciężar łukowatej konstrukcji. – Alan? – zawołała w półmrok, co prawda nie odnajdując spojrzeniem sylwetki uzdrowiciela, ale mając nadzieję, że znajdował się w zasięgu słuchu. – Przydałaby nam się twoja pomoc – dodała jeszcze, całkowicie skupiając się już na najpilniejszym zadaniu, od czasu do czasu spoglądając z niepokojem to na swoją towarzyszkę, to na czerniejący otwór jaskini – gdzie podziewała się reszta?
sorrow weighs my shoulders down
and trouble haunts my mind
but I know the present will not last
and tomorrow will be kinder
and trouble haunts my mind
but I know the present will not last
and tomorrow will be kinder
Margaux Vance
Zawód : starszy ratownik magicznego pogotowia ratunkowego
Wiek : 27
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
all those layers
of silence
upon silence
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
The member 'Margaux Vance' has done the following action : rzut kością
'k100' : 94
'k100' : 94
Uważajcie na ogień, jego dłoń odruchowo mocniej zacisnęła się na trzymanej pochodni, kiedy wycofywał samo ramię. Obserwował Alana, przedostającego się pomiędzy upiornymi inferiusami do tunelu prowadzącego - daj, Merlinie! - wreszcie do wyjścia, którym pobiegli już pozostali. Skinął głową Margaux - kiedy jeszcze utrzymywał z nią kontakt wzrokowy, w podzięce za ratunek. Wszystko szło nie tak, jak iść powinno: dostrzegł problemy z dziewczynką, dostrzegł problemy Tonksa - i choć jego dłoń drżała, nie mógł ryzykować rzucenia zaklęcia, póki nie miał pewności, czy nie trafi nim swojego sprzymierzeńca. Na szczęście, kryzys wyglądał na zażegnany. Towarzysze zdołali wydrapać się na śliski most, a na placu boju pozostał już tylko jeden inferius - i kolejny, który niebawem się przebudzi. Teraz jednak największym zagrożeniem wydawał mu się ten, który mógł nie tylko wciągnąć Tonksa z powrotem do wody, ale przede wszystkim zagrażał dziewczynce, której mógł jeszcze stanąć na drodze. Wysunął więc różdżkę, wypowiadając formułę zaklęcia:
- Petrficius totalus - kierując promień zaklęcia na ostatniego przytomnego inferiusa; musiało zadziałać. - Tonks, tędy - krzyknął, ponaglając Zakonnika; Fox doskonale znał drogę - i to jego wyglądał spojrzeniem, wciąż oczekując towarzyszy i nie wypuszczając z ręki pochodni. Uważajcie na ogień, tak? Być może uda im się pozbyć tego wszystkiego za jednym razem - ale najpierw musieli stąd odejść, wszyscy.
- Petrficius totalus - kierując promień zaklęcia na ostatniego przytomnego inferiusa; musiało zadziałać. - Tonks, tędy - krzyknął, ponaglając Zakonnika; Fox doskonale znał drogę - i to jego wyglądał spojrzeniem, wciąż oczekując towarzyszy i nie wypuszczając z ręki pochodni. Uważajcie na ogień, tak? Być może uda im się pozbyć tego wszystkiego za jednym razem - ale najpierw musieli stąd odejść, wszyscy.
we penetrated deeper and deeper into the heart of darkness
Brendan Weasley
Zawód : auror, szkoleniowiec
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
don't you ever tame your demons, always keep them on a leash
OPCM : 30 +8
UROKI : 25
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 30 +3
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
The member 'Brendan Weasley' has done the following action : rzut kością
'k100' : 31
'k100' : 31
Florean szedł szybkim krokiem wgłąb tunelu, wcale nie będąc pewnym słuszności tego czynu. Co jeżeli na końcu spotka ich coś gorszego? Którą stroną wtedy uciekną? Będą otoczeni czymś okropnym, strasznym i śmiercionośnym z dwóch stron. Czy wtedy sobie poradzą? Palce mu zbielały od silnego trzymania różdżki, ale w pewien sposób dodawało mu to pewności siebie. Szedł więc dalej, bo tak naprawdę nie miał teraz innego wyjścia. Na szczęście jego oczom wcale nie ukazał się potwór. Jego krótkie włosy były lekko smagane przez wiatr, do jego nozdrzy dostało się świeże powietrze. A więc jednak tędy można uciec? To już koniec? - Łodzie - powtórzył po Sally, czując jak nadzieja rozlewa się mu się po ciele. Nie trzeba było mu nic mówić, szybko chwycił za jedną z wystających lin. - Ktoś mi pomoże? - Zapytał wszystkich, choć tak naprawdę miał na myśli przede wszystkim Everetta. Wydawał się być w najlepszym stanie do takiej pracy. Z całych sił zaczął ciągnąć łódź w stronę brzegu.
not a perfect soldier
but a good man
but a good man
Florean Fortescue
Zawód : właściciel lodziarni
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Pijemy z czary istnienia
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Florean Fortescue' has done the following action : rzut kością
'k100' : 64
'k100' : 64
Krucza wieża
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Mniejsze wyspy :: Wyspa Wight