Wydarzenia


Ekipa forum
Pub Rozbrykany Hipogryf
AutorWiadomość
Pub Rozbrykany Hipogryf [odnośnik]05.04.15 21:00
First topic message reminder :

Pub Rozbrykany Hipogryf

-
W powietrzu czuć przyjemny zapach piwa, smażonej ryby, frytek oraz papierosowego dymu. Do uszu dociera odgłos cichej muzyki, szmer rozmów, a od czasu do czasu głośniejszy toast. Za barem kobieta z zapamiętaniem poleruje kufel, żeby po chwili nalać do niego złocistego płynu ozdobionego białą pianą. W znajdującym się w Dolinie Godryka pubie czas płynie leniwie, spokojnie, a wszystkie zmartwienia życia codziennego wydają się błahostkami wobec przyjemności płynącej z kontemplacji uroków życia zapijanych whisky z lodem, tutejszym specjałem. Wnętrze urządzone jest ze smakiem, typowo dla podobnych lokali rozsianych po małych mieścinach na całych Wyspach Brytyjskich. Przy barze ciągnie się rząd wysokich stołków bez oparcia, na brązowej, nieco zakurzonej miejscami podłodze przy stoikach ustawione są obite skórą krzesła. Na oknach naklejono ruchome wycinki z różnych gazet. Do pubu przychodzą wyłącznie czarodzieje, a sam budynek skryty jest za prostą iluzją podniszczonej kamienicy z zablokowanym wejściem.

Możliwość gry w darta.


Lokal zamknięty

Podchodzicie do drzwi wejściowych i dostrzegacie panującą wewnątrz pustkę. Dopiero po chwili odszukujecie spojrzeniem brzydki napis spisany w pośpiechu zamknięte. Domyślacie się, że wojna musiała zmusić właścicieli do wycofania się z prowadzenia biznesu. I kto wie? Może również ucieczki?


Lokal został zamknięty do odwołania. Można jednak prowadzić rozgrywki mające miejsce przed budynkiem.
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 21:01, w całości zmieniany 3 razy
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Pub Rozbrykany Hipogryf - Page 4 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Pub Rozbrykany Hipogryf [odnośnik]28.01.17 3:56
I gdy tak już docieram i na miejsce siadam – bez większych problemów, oczywiście. I gdy słowa wypowiadam – bardzo mądre, oczywiście. To uświadamiam sobie, że to co robię bez sensu kompletnie jest – nic dziwnego, oczywiście. Ha! Zaśmiać się chyba nad swoją własną głupotą powinnam. Podrywać Samuela. Dobre sobie Tonks, chyba lubisz kopać się w żebra i słuchać jak się łamią – mówię sama do siebie. Jakaś resztka mózgu która jeszcze trzeźwości ostatkami się trzymała zaczyna mi uświadamiać, że to wszystko to źle, to nie tak. Ale ta druga, pijana znów, nie może zrozumieć co nie tak i co źle. Przecież dobrze, bo o jabłkach i łóżku. Dało się lepiej? I ta pierwsza mówi że tak i dodaje: na trzeźwo. A ta pijana odpowiada jej: wal się i dalej swoje robi.
- Czemu? – powtarzam za Samem marszcząc brwi. Nie lekko. Nie uroczo. Mocno. Tak, że aż mi się przez środek zmarszczka przetacza. Ale nie ważne to. Bo właściwie siedzę i myślę czemu ja te jabłka tak lubię. Były tanie i dobre. Mama zawsze robiła z nich szarlotkę. Zapach ciepłego ciasta zawsze roznosił się na całą kuchnię i kawałek poza nią, kusił i zwiastował nadchodzące wielkimi krokami kosztowanie. Ale też jabłka lubiły konie. A konie, tego magicznego rodzaju lubili rodzice Sama, a jak rodzice Sama to i in gdzieś po drodze w tej całej mojej głowie się przewijał więc nie wiele myśląc mówię - Bo smakują jak dom i przypominają mi…- ale myśl gubi się w nie do końca pewnym wniosku. Bo nagle zaczynam wątpić w to, czy konie rzeczywiście jabłka lubią. A może to cukier był? W sumie sama już nie wiem. W każdym razie nie ważne już chyba i tak bo co innego skupia moją uwagę.. kto inny. Znaczy nie inny. Ten sam cały czas. Ale kto, a nie co. Moja zmarszczka pogłębia się jeszcze bardziej o ile to możliwe. Bo, że jak to nie powinnam? Że nie chce? A jak nie chce to dlaczego? Dlatego że ja mówię, czy dlatego, że rzeczy takich się nie mówi. Wiedziałam, że podrywanie Skamandera na jabłka to zły pomysł. Wiedziałam, a jednak głupia na tyle byłam by zdanie na głos powiedzieć i mam teraz. Eh, trzeba było wziąć morele, albo wiśnie, jakoś dostojniej – zdaje mi się – brzmią. Jabłka za pewnik chce uznawać? Jabłka to pewnik – w kuchni u mnie. Ale chwila, zaraz. Trochę powoli, ale dociera do mnie. To nic że z opóźnieniem. Dociera, że on nie o jabłkach mówi. Tylko o łóżku. I wyrywa mi się coś co chyba nie powinno. A może powinno już dawno. Zagubiona się trochę czuć zaczynam, zwłaszcza, że dłoń Samuela skutecznie mnie gubi jeszcze bardziej. – Jestem twoim pewnikiem. – mówię, przymykam lekko powieki odczuwając niewypowiedzianą… w sumie trudno mi określić co dokładnie. Ale to wypełniać mnie zaczyna i kończy się nim do końca zdąży lekkim w nos pacnięciem. Otwieram oczy krzywiąc się otwarcie. – Muszę pilnować, żeby jakieś zakażenie nie pozbawiło cię… - zaczynam, ale przerywam, bo naprawdę dobre jakieś słowa potrzebuję. Tak no. Żeby ten. Ale tylko jedne mi się cisną na usta i nim pomyślę to unoszę dłoń i palec wskazujący lokuję na jego czole. – ...resztek mózgu. – i bardzo poważne mi się to wydaje więc i właśnie to tak mówię. Nie wiem czemu uważam że zakażenie właśnie na ten organ miałoby wpłynąć, ale może może, bo kto w sumie mu zabroni?
Przytakuję głową na kolejne słowa, bo chyba nie mam już siły mówić. Wykorzystałam rezerwę na to zdanie całe. W sensie nie to, tylko to ostatnie o mózgu. Więc opieram dłonie o krzesło coby podnieść się, do drogi się usposobić i móc iść. Tyłek od siedzenia odrywam. Ale nie na długo. Unoszę się, ale zanim całkiem do pionu docieram to mój błędnik wariować zaczyna i mówi: o nie koleżanko, ja nie idę, dobrze mi się siedzi. Więc i ja siadam. Samoistnie tak jakoś. Bo w sumie stać nie mogę, bo nie umiem teraz już, więc lepiej siedzieć niż gdzieś po podłodze się walać. Ale to znów trochę psuje całe te plany zbierania się, bo nie bardzo zebrać się mogę, jak mi ten mój błędnik odmawia współpracy.
W końcu pomaga mi Sam, sprawnie wrzucając mnie sobie na ramię. Zdawać by się mogło, jakby nie ważyła nic. Ale nie kłócę się z nim dzisiaj - jak to miewam w zwyczaju. Coś mi podpowiada, że sama to metra nie ujdę.
W końcu w czwórkę opuszczamy bar. Zgodnie z założeniami Samuela wszyscy lądujemy u niego, by tam oddać się zbawiennej sile snu, kompletnie jeszcze nie przejmując się kacem, który nadejdzie z rana.

zt dla wszystkich <3



The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Pub Rozbrykany Hipogryf - Page 4 1
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3583-justine-just-tonks https://www.morsmordre.net/t3653-baron#66389 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f437-lancashire-forest-of-bowland-stocks-reservoir-gajowka https://www.morsmordre.net/t4284-skrytka-bankowa-nr-914#89080 https://www.morsmordre.net/t3701p15-just-tonks
Re: Pub Rozbrykany Hipogryf [odnośnik]17.10.18 15:48
23.08

Odwiedziny w dolinie Godryka, nawet w celu zawodowym, były niczym istna podróż w czasie. Spacer znajomymi ulicami przywołał wspomnienia z dzieciństwa, kiedy to razem z rodziną odwiedzałem te strony przybywając z wizytą do wujostwa. Pamiętałem tę okolice lepiej niż mógłbym przypuszczać, więc bez problemu dotarłem do miejsca, które miałem odczarować spędzając w nim kilkadziesiąt najbliższych minut, a tak przynajmniej sądziłem. Dałem sobie mimo to sporo większy zapas czasu licząc się z tym, że mogą pojawić się pewne komplikacje, a ja nie chciałem ryzykować pojawienia się zbyt późno w Rozbrykanym Hipogryfie, mimo iż z każdą mijającą chwilą coraz bardziej obawiałem się spotkania, które mnie czekało.
Miałem kiedyś z Tildą naprawdę dobrą relację, szczerą i bez żadnych spięć. Była ona chyba jedną członkinią rodziny, której reakcji względem moich oświadczyn się nie obawiałem. Podzielała ona moje poglądy dotyczące czystości krwi innych czarodziejów, stała się powierniczką wielu drobnych sekretów i była towarzyszką w chwilach kiedy potrzebowałem się zwierzyć, bądź frustrować na rodzinę, a ja starałem się również oferować jej to wszystko co ona mi. Wbrew temu jak układało się między nami Tilda, podobnie jak każda inna osoba z mojej przeszłości, zniknęła z mojego życia na moje własne życzenie. Sześć lat temu i z nią również zerwałem kontakt opuszczając wyspy, tym dotkliwiej, że nigdy się z nią nie pożegnałem, nigdy nie napisałem nawet głupiego „wyjeżdżam” na pustym poza tym słowem pergaminie, nie zrobiłem niczego, po prostu nagle przestałem być. Tak jak wiele osób i ona, a może z bliskich w szczególności ona, na to nie zasłużyła. Zawsze była moją dobrą przyjaciółką, a ja złamałem jej serce, o czym dobitnie przypomniały mi słowa napisane jej dłonią. Teraz nie pozostało mi więc nic innego jak tylko ukorzyć się i zrobić wszystko co było możliwe by zadośćuczynić jej moje zachowanie.
Pracę skończyłem punktualnie, według planu, nie pozostało mi więc nic innego, jak ruszenie powolnym krokiem w stronę miejsca umówionego spotkania. Wybrałem drogę naokoło, chciałem pocieszyć się jeszcze chwilę słonecznym blaskiem, zregenerować się i nabrać energii, której moje ciało tak łaknęło po niedawnej pełni. Rozglądałem się po okolicy odnawiając stare wspomnienia, starając się odnaleźć w sobie choć odrobinę beztroski z tamtych lat, nie chciałem wiecznie uchodzić za zmęczonego życiem mężczyznę, który od sześciu lat nieustannie z tą samą rezygnacją patrzył mi co rano w oczy, gdy upewniałem się, że broda wystarczająco zasłania moją bliznę i jeszcze nie trzeba jej przystrzyc. I może również dlatego napisałem list do mojej kuzynki, w końcu była kimś bliskim, elementem pozytywniejszej przeszłości, której tak rozpaczliwie poszukiwałem. Poza oczywistą chęcią przeproszenia, nasze spotkanie mogło mieć drugie, egoistyczne dno.
W końcu zbliżyła się właściwa godzina, więc przyśpieszyłem kroku szybko zbliżając się już do lokalu. Zamówiłem przy barze szklankę słabego piwa, po czym odwróciłem się i ruszyłem w stronę dość widocznego od wejścia miejsca, by usiąść przy wolnym stoliku. Nie pozostało mi nic innego, jak czekać.


I created a monster, a hell within my head
I created a monster

a beast inside my brain

Aidan Bagman
Aidan Bagman
Zawód : Łamacz Klątw, do niedawna przemytnik i krętacz
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
My fingers claw your skin, try to tear my way in
You are the moon that breaks the night for which I have to howl
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6349-aidan-bagman https://www.morsmordre.net/t6352-fenrir#160575 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t6361-skrytka-bankowa-nr-1597 https://www.morsmordre.net/t6353-a-bagman
Re: Pub Rozbrykany Hipogryf [odnośnik]18.10.18 18:34
Opuściła Dolinę Godryka pięć lat temu, myśląc, że już nigdy nie powróci w rodzinne strony.
Przez te wszystkie lata nie poświęcała jej wiele myśli; stopniowo wypierała z umysłu wspomnienie schludnych uliczek, wiekowych domów i sennej atmosfery niewielkiej wioski, w której przyszła na świat i w której mieszkała przez większość swojego życia. Mimo upływu czasu wciąż znała każdy zakątek tego miejsca i naprawdę kochałaby Dolinę Godryka, darzyłaby ją głębokim sentymentem, gdyby nie to, jak boleśnie przypominała jej ona o rodzinnym domu, gdzie jako dziecko nie zaznała ani ciepła, ani zrozumienia.
Przybywając tutaj w jeden z upalnych, sierpniowych dni, nie zamierzała więc złożyć swoim rodzicom wizyty. Milczenie pomiędzy nimi a Tildą trwało już wiele lat i Tilda wolała, aby nic w tej kwestii się nie zmieniło.
Miała poza tym o wiele poważniejszy powód, by darować sobie sentymentalną wędrówkę po Dolinie Godryka i natychmiast skierować swoje kroki do Pubu Pod Rozbrykanym Hipogryfem. Słowa listu, który otrzymała zaledwie cztery dni temu, znała już niemalże na pamięć i powtarzała je bez końca, usiłując znaleźć w nich jakąkolwiek odpowiedź na dręczące ją od lat pytania.
Ale na próżno; z enigmatycznych zdań spisanych ręką jej zaginionego kuzyna nie wynikało zbyt wiele.
Zbliżając się do pubu, wciąż nie mogła uwierzyć, że naprawdę miała go już za moment zobaczyć. Aidan, który rozpłynął się we mgle dokładnie sześć lat temu, nie zostawiając po sobie jakiegokolwiek listu, z biegiem lat stał się dla niej dziwnie obcy, choć przecież w przeszłości łączyła ich przyjacielska więź. Gdyby wówczas miała wskazać kogokolwiek ze swoich krewnych, kogo lubiła i komu ufała, bez wątpienia byłby to Bagman, który podobnie jak Tilda zdawał się nie pasować do ich głęboko konserwatywnej rodziny. Dlatego też w jej wspomnieniach Aidan zawsze jawił się jako dobry, prawy czarodziej – przynajmniej do czasu jego dziwnego zniknięcia i zerwania zaręczyn z Jessą, której zarzucił bycie czarownicą tylko pókrwi.
Nic więc dziwnego, że w głowie Tildy kłębiły się pytania.
Gdy wreszcie znalazła się przed pubem, w którym w całym swoim życiu była może ze dwa razy, zatrzymała się na moment i nerwowym gestem założyła kosmyk włosów za ucho. Nagle uświadomiła sobie, że nie mogła mieć pewności, czy Aidan zdoła ją rozpoznać po tylu latach, ale liczyła na to, iż jej krótkie włosy – za które w przeszłości wielokrotnie ją ganiono, nazywając fryzurę Tildy wyzywającą – zdołają wyróżnić Fancourt spośród tłumu.
Ale czy ona sama była w stanie go rozpoznać? Pamiętała przecież, że nie przypominał siebie już kilka dni przed swoim zniknięciem, co dopiero teraz?
Nie chciała jednak marnować dłużej czasu i biorąc głęboki wdech, pchnęła drzwi pubu. Gdy wkroczyła do środka, natychmiast owinął się wokół niej dość znajomy zapach drewna, piwa i tytoniowego dymu; nieśmiało wciągnęła woń do płuc, po czym zrobiła krok do przodu i wówczas go dostrzegła.
Siedział niedaleko, jak zwykle górując wzrostem nad innymi ludźmi, ze wzrokiem skupionym na wejściu – a więc musiał ją dostrzec. Poza tym wyglądał starzej, nawet nie o kilka lat, ale kilka dekad, oczy miał zmęczone, a jego twarz szpeciła paskudna blizna.
Nie wyglądał jak Aidan, którego znała.
Zbierając się na odwagę, powoli podeszła do jego stolika i usiadła na wolnym krześle, dość nienaturalnie wyprostowana i ze zmarszczonymi brwiami; zapatrzona w Aidana niemalże tak, jakby ujrzała ducha.
- A więc przyszedłeś – powiedziała po dłuższej chwili i ponownie zamilkła, badając wzrokiem jego twarz.


You have witchcraftin your lips





Ostatnio zmieniony przez Tilda Fancourt dnia 20.10.18 13:31, w całości zmieniany 1 raz
Tilda Fancourt
Tilda Fancourt
Zawód : hoduję pająki
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna


the good ones always seem to break


OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3972-tilda-fancourt https://www.morsmordre.net/t3987-arachne https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f149-redwood-avenue-17-3 https://www.morsmordre.net/t4010-skrytka-bankowa-nr-1022 https://www.morsmordre.net/t6385-tilda-fancourt#162295
Re: Pub Rozbrykany Hipogryf [odnośnik]18.10.18 19:42
Stres narastał we mnie z każdą mijającą minutą, serce biło za mocno, dłonie drżały lekko, gdy sięgałem po szklankę. Co prawda, to nie był ten sam poziom stresu, który przeżywałem próbując porozmawiać z Jessą, jednak i ta sytuacja nie była dla mnie łatwa, w końcu Tilda dawniej była bardzo ważną osobą w moim życiu, a ja… Powiedzmy sobie szczerze, spieprzyłem naszą relację. Złamałem serce kuzynki, okazałem się dupkiem i nic nie miało tego zmienić, mogłem jedynie postarać by teraz odbudować naszą relację na nowo. I to chyba w tym wszystkim było najbardziej stresujące, budowanie relacji, która od początku mogła zacząć się od niedopowiedzeń. Nie chciałem mówić o swoim problemie, a przynajmniej nie dosłownie, nie chciałem obarczać kuzynki świadomością tego kim tak naprawdę się stałem, co z jednej strony było mocno niesprawiedliwe dla niej, ale z drugiej… Wydawało mi dość litościwe. Dla nas obojga. To był mroczny sekret, niósł ze sobą wiele obaw, bólu, lepiej było trzymać go w zamknięciu. A jednak, obawiałem się, że mimo moich planów wymknie się on z moich ust niczym zdradziecki wąż.
List kuzynki dał mi wyraźnie do zrozumienia, że dzisiejsze popołudnie nie będzie łatwe, spodziewałem się gradu krzyżowych pytań, spodziewałem się poruszania bolesnych tematów, rozdzierania dawnych ran. Wiedziałem, że nie zadowoli się ona ograniczonym wytłumaczeniem, którego chciałem się trzymać w przypadku osób, które nie były mi do tej pory tak bliskie. Ona miała szansę wyciągnąć ze mnie wszystko, nawet to czego nie chciałem mówić.
Czekając na kuzynkę nerwowo kręciłem szklanką po stole, na zmianę obserwując burzący się bursztynowy napój i zerkając na drzwi. Zdecydowałem się zaledwie na dwa łyki, choć wchodząc tu miałem przemożne pragnienie by napić się i dodać sobie odwagi odrobiną procentów, w tym momencie nawet najdrobniejsza ilość płynu ledwo przechodziła mi przez zaciśnięte ze stresu gardło. Cały byłem spięty, niemal niczym dzikie zwierze w każdej chwili gotowe uciec. Ale ja nie miałem gdzie zniknąć, nie miałem jak tego zrobić, chęć rozwiązania sprawy trzymała mnie na miejscu, a drzwi, które w końcu się otworzyły wpuszczając do środka wyczekiwaną osobę dołożyły mi kolejnych kilogramów niemal przygwożdżając mnie do siedzenia. Zaczęło się.
Nie poznałem jej od razu, pewnie mijając ją w tłumie mógłbym nawet nie wyłapać znajomej twarzy kuzynki skrytej pod krótkimi włosami, jednak znajdując się pod jej skupionym spojrzeniem nie miałem już wątpliwości. Przyglądałem się jej jak podchodziła szukając każdego znajomego elementu w jej wyglądzie, odświeżając w umyśle wszystko co zdążyło się zatrzeć przez sześć długich lat. Tilda, moja kuzynka, przyjaciółka, która usiadła w końcu przede mną, żywa, prawdziwa. Niemal nie mogłem uwierzyć, że wreszcie do tego doszło, że byliśmy tak blisko siebie, jak gdyby nie było tej przerwy. Siedzieliśmy w barze, przede mną stała szklanka piwa, tak jakbyśmy po prostu spotkali się po raz kolejny by porozmawiać o wydarzeniach ostatnich dni. I tylko niepewne spojrzenia i spięte ciała zdradzały nas przed światem, pokazywały, że nie wszystko tutaj gra.
Milczeliśmy długo patrząc na siebie, uzupełniając brakujące kawałki układanki, próbując odnaleźć w sobie to co pamiętaliśmy, aż w końcu dźwięczny głos kobiety przerwał ciszę na krótką chwilę. Skinąłem jej głową w odpowiedzi sam jeszcze nie mogąc się zmusić by cokolwiek powiedzieć, czując, że w tym momencie język odmówił by mi współpracy, a głos zadrżałby zbyt wyraźnie. Zacisnąłem palce na stojącej przede mną szklance mocno, aż pobielały mi knykcie, a mięśnie zaprotestowały lekkim ukłuciem bólu. Na Merlina, tak bardzo nie wiedziałem co teraz robić, mogłem się po prostu patrzeć na nią, szukać w jej oczach wszystkiego czego nie mogłem wyczytać z wyrazu jej twarzy. Czy była na mnie wściekła? Czy powinienem przygotować się na krzyk? Czy może była bardziej zdenerwowana? Może stresowała się jak ja, może też chciała uciec, może bała się podobnie do mnie… Tyle opcji i pytań obijało mi się po głowie.
Nie wiem ile minęło czasu, ale w końcu opuściłem wzrok uciekając przed jej spojrzeniem, czując gwałtowne uderzenie wstydu i zagubienia, które uderzyło we mnie po raz pierwszy z tak dużą siłą. Siedziała przede mną i już nie mogłem uciec od odpowiedzialności za to co zrobiłem jej. Jej i innym osobom.
- Tildo, ja… – szybko urwałem swoją wypowiedź, mój głos zabrzmiał dla mnie obco, dziwnie, niemalże sztywno, jakby każda nuta w nim ukryta napięta była do granic możliwości. Musiałem odetchnąć, odchrząknąć, przywołać się do porządku. – Napijesz się czegoś? – spytałem w końcu cicho w ostatniej próbie odwleczenia tego co miało nastąpić.


I created a monster, a hell within my head
I created a monster

a beast inside my brain

Aidan Bagman
Aidan Bagman
Zawód : Łamacz Klątw, do niedawna przemytnik i krętacz
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
My fingers claw your skin, try to tear my way in
You are the moon that breaks the night for which I have to howl
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6349-aidan-bagman https://www.morsmordre.net/t6352-fenrir#160575 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t6361-skrytka-bankowa-nr-1597 https://www.morsmordre.net/t6353-a-bagman
Re: Pub Rozbrykany Hipogryf [odnośnik]20.10.18 14:26
Zabawne. Sądziła, że będą ją przepełniały silniejsze emocje, że trudno jej będzie zachować spokój i pozwolić Aidanowi wytłumaczyć swoje zniknięcie, lecz teraz, gdy już stanęła z nim twarzą w twarz, była niewzruszona jak woda w jeziorze w bezwietrzny dzień. Patrzyła na Aidana bez słowa, z dłońmi swobodnie splecionymi na wypolerowanym blacie stolika, czując jednak, że jej spokój nie udzielał się kuzynowi. Nerwowość, z jaką zaciskał palce na szklance, mówiła sama za siebie; na jego sercu spoczywał wyimaginowany ciężar, ale zrzucenie go najwidoczniej wymagało równego wysiłku.
Może gdyby odezwał się do niej kilka lat wcześniej, gdy wciąż jeszcze kłębiły się w niej emocje, zareagowałaby inaczej; może nie dawałaby mu tego komfortu milczenia, czasu na pozbieranie słów i myśli, lecz natychmiast wzięłaby go w krzyżowy ogień pytań, dając upust całemu swojemu żalowi. Upływ lat zrobił jednak swoje i Tilda nabrała dystansu, choć wcale nie pomniejszyło to liczby pytań, które ją dręczyły.
Dlaczego zniknął? Co się stało? Dlaczego porzucił Jessę i jej dziecko? Dlaczego zranił ją tak dotkliwie? Gdzie był przez te wszystkie lata?
Co musiało się wydarzyć, że nagle postanowił wrócić?
Była gotowa zadać mu te wszystkie pytania, lecz liczyła na to, że Aidan zdoła choć trochę odbudować swój honor i nie będzie ich potrzebował, aby powiedzieć jej prawdę. W wysłanym do niego liście wyraziła się jasno; nie zamierzała słuchać ani kłamstw, ani nawet półkłamstw, zatem miała nadzieję, że Bagman wziął sobie jej ostrzeżenie do serca.
Wchodząc do pubu, podjęła zresztą decyzję, że nie opuści go, dopóki nie dowie się od kuzyna wszystkiego, co chciała wiedzieć.
Cisza zdawała się jednak trwać w nieskończoność, a Aidan wyraźnie próbował nie patrzeć jej w oczy. Nie potrafiła określić, z czego mogło to wynikać; czy była to wina strachu, wstydu, czy dziwnej niezręczności, która  pojawiła się pomiędzy nimi i jeszcze nie chciała zniknąć. Nie czuła się tym jednak zaskoczona. Odkąd widzieli się po raz ostatni, minęło wiele lat i obydwoje stali się zupełnie innymi osobami, co Tilda wyłapała już w pierwszej chwili, gdy dostrzegła Aidana.
Mimo wszystko ani na moment nie spuściła z niego wzroku, dochodząc do wniosku, że jej chłodne, nieustępliwie spojrzenie było o wiele bardziej wymowne niż inne próby wymuszenia na nim odpowiedzi. Prędzej czy później musiał się jednak odezwać, a przynajmniej taką nadzieję miała Tilda. Przecież zdawał sobie sprawę z tego, że jako pierwszy wyszedł z propozycją spotkania i wyjaśnienia swojego dziwnego zachowania, więc wycofując się z niej, stałby się zwykłym tchórzem.
Wreszcie odważył się jednak odezwać, choć żadne z wypowiedzianych przez niego słów nie było tym, na które czekała Tilda. Mimowolnie zmarszczyła brwi i słysząc pytanie Aidana, potrząsnęła lekko głową. Nie przybyła tutaj, by raczyć się regionalnym piwem.
- Może później – odrzekła wymijająco, starając się, aby jej głos nie brzmiał zbyt ostro, choć mimo to zadźwięczała w nim lodowata nuta. Ale może było to lepsze niż kotłujący się gniew? - Po prostu zacznij od początku, mamy czas – dodała po chwili. - Wiesz przecież, że nie wyjdę stąd, dopóki nie dowiem się prawdy.
Uznała, że musiała dać mu to do zrozumienia, jeżeli naprawdę chciała wydobyć z niego jakiekolwiek wytłumaczenia.


You have witchcraftin your lips



Tilda Fancourt
Tilda Fancourt
Zawód : hoduję pająki
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna


the good ones always seem to break


OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3972-tilda-fancourt https://www.morsmordre.net/t3987-arachne https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f149-redwood-avenue-17-3 https://www.morsmordre.net/t4010-skrytka-bankowa-nr-1022 https://www.morsmordre.net/t6385-tilda-fancourt#162295
Re: Pub Rozbrykany Hipogryf [odnośnik]20.10.18 17:58
Będąc daleko poza granicami rodzinnego kraju przyłapałem się na tym, że chwilami z wielkim rozrzewnieniem wspominałem czasy dzieciństwa. Dopóki byłem mały życie wydawało się prostsze, mówione przez brata słowa były świętymi prawdami, rodzicielskie uznanie największą nagrodą za zachowanie, a największymi problemami jakich doświadczałem, to zbyt niewielka uwaga bliskich… Z perspektywy czasu wydawało mi się to błahą sprawą, wtedy nie byłem i tak w tym wszystkim sam, najpierw miałem wsparcie w bracie, a gdy nasze spojrzenia na życie tak mocno się rozwinęły wokół mnie pojawiły się już inne przyjazne dusze, do których mogłem pisać listy, czy zwierzać im się w trakcie rozmów twarzą w twarz ze wszystkich gryzących mnie problemów. Podczas mojej dobrowolnej banicji pozbawiłem się tej możliwości, odcinając się od ludzi sam sprowadziłem na siebie taki los, a później nie chciałem go zmieniać, nie przywiązywałem się, podróżowałem, szedłem za ciosem. Zmieniłem swoje zachowanie tak mocno, jak to tylko było możliwe, zdusiłem swoje prawdziwe odczucia, nie sprawiło to jednak, że o nich zapomniałem. W spokojne, samotne noce tęskniłem za dawną swobodą.
I ta sama tęsknota dopadła mnie teraz.
Siedząc w pubie naprzeciwko kuzynki nie po raz pierwszy poczułem jak bardzo brakuje mi bratniej duszy, która wiedziałaby o moim życiu, o tym co przechodziłem, której mógłbym się poradzić przed taką jak ta rozmowa. Fenrir był wiernym słuchaczem i mogłem na nim ćwiczyć to co chciałbym powiedzieć, nie potrafił on jednak potrząsnąć mną, pokazać gdzie popełniam jakiś błąd. A tego teraz potrzebowałem. Potrzebowałem czegoś co pomogłoby mi zapanować nad stresem, co postawiło by mnie na nogi, a zdecydowanie łatwiej to było osiągnąć, gdy bodziec pochodził z zewnątrz. Samemu ciężko było przestać użalać się nad swoją sytuacją.
Lód w jej głosie, gdy w końcu zdecydowaliśmy przerwać się ciszę, był niczym zimny prysznic, który wywołał dreszcz wzdłuż kręgosłupa. Przypomniał mi doskonale o tym jak mocno od mojego aktualnego zachowania zależało to, czy odzyskam swoich bliskich, zmusił mnie do otrząśnięcia się z tego zagubienia, odepchnięcia stresu i leków na skraj umysłu. Odetchnąłem głębiej prostując się na krześle, po czym zbierając w sobie resztki odwagi zmusiłem się żeby spojrzeć w kuzynce w oczy. Odsunąłem od siebie szklankę z piwem, dłonie położyłem na stole, pozbierałem przez chwilę myśli, po czym westchnąłem cicho i zacząłem mówić, nadal tym samym, obcym dość głosem:
- Jakkolwiek banalnie to nie zabrzmi, musiałem wtedy wyjechać, musiałem porzucić Jessę, choć kochałem ją i nadal ją kocham – zapewniłem, po raz pierwszy od dawna mówiąc o tym komuś. Byłem świadom, że w te słowa będzie ciężko uwierzyć, ba, sam na miejscu Tildy czy kogokolwiek innego nie uwierzył bym w to, jednak taka była prawda. Choć nie dało się ukryć, że moje uczucia do Jessy były zdecydowanie przygaszone w porównaniu do tych, które żywiłem przed wyjazdem. Lata rozłąki zrobiły swoje, umysł stłumił wszystko pozwalając mi w miarę normalnie funkcjonować. – Te sześć lat temu… Moja ostatnia wyprawa z pracy nie powiodła się za dobrze, to z niej wróciłem z tą blizną i to co się tam zadziało… Tilda, wpakowałem się w straszliwe łajno, coś od czego nie mogłem uciec, coś co by zagroziło jej życiu i życiu naszego dziecka. Od powrotu biłem się z myślami, szukałem innego rozwiązania, chciałem zrobić cokolwiek innego, ale nie znalazłem odpowiedniejszej metody na to by ją chronić. Bałem się, że jeśli zostanę przy niej pewnego dnia będę miał na swoich rękach jej krew, bo przecież to ja sprowadziłem to zagrożenie i to ja nie umiałem ich chronić. Nie mogłem żyć z myślą, że umrą przeze mnie, nie mogłem na to pozwolić. Musiałem odejść, musiałem zostawić ją i zrobić co mogłem by nie ruszyła za mną, nie próbowała mnie szukać, bo wtedy też byłaby zagrożona – westchnąłem ciężko urywając na chwilę, po czym wbiłem spojrzenie w dłonie pogrążając się w dawnych wspomnieniach. – Jestem potworem… Wiem o tym, wiem jak bardzo ją skrzywdziłem… Ale żadne z tych słów wypowiedzianych do niej nie było prawdą, nigdy nie uważałem, że jej pochodzenie jest nieodpowiednie i wcale nie czułem się niegotowym na bycie ojcem, chciałem tego straszliwie, nas jako pełnej rodziny. Ale to nie mogło zaistnieć.
Przepraszam, że wyjeżdżając nie odezwałem się do ciebie, musiałem odciąć wtedy wszystkie mosty, inaczej nie dałbym rady. Poza tym…
- urwałem, zawahałem się na chwilę, by w końcu kontynuować: - Poza tym nie mogłem pozwolić by powód mojego wyjazdu wyszedł na jaw…


I created a monster, a hell within my head
I created a monster

a beast inside my brain

Aidan Bagman
Aidan Bagman
Zawód : Łamacz Klątw, do niedawna przemytnik i krętacz
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
My fingers claw your skin, try to tear my way in
You are the moon that breaks the night for which I have to howl
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6349-aidan-bagman https://www.morsmordre.net/t6352-fenrir#160575 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t6361-skrytka-bankowa-nr-1597 https://www.morsmordre.net/t6353-a-bagman
Re: Pub Rozbrykany Hipogryf [odnośnik]23.10.18 20:56
Żałowała, że nie mogła powitać go inaczej.
Radośniej, ufniej, z naiwną wiarą w to, że wrócił właśnie z jednej ze swoich dalekich podróży, a w domu z niecierpliwością czekała na niego Jessa i rosnący jak na drożdżach Amos. Niczym człowiek, który zaraz po przebudzeniu rozpaczliwie usiłował zatrzymać pod powiekami senny obraz, chciała widzieć w nim swojego kuzyna – nie udręczonego sekretami mężczyznę, siedzącego właśnie tuż przed nią, ze złowrogimi bliznami na twarzy i pełnym bólu spojrzeniem. Patrzyła na niego już od dobrych kilkunastu minut, ignorując ludzi za swoimi plecami, wybuchy śmiechu na drugim końcu sali i bełkotliwą piosenkę śpiewaną gdzieś przy barze; absolutnie wszystko, co w tym momencie było drugoplanowe, nieważne, niezwiązane z tym, po co tu przybyła. W głębi serca wiedziała, że przecież zjawiła się w Dolinie Godryka nie tylko w poszukiwaniu prawdy; w rzeczywistości chciała tak po prostu ujrzeć znów tego energicznego, młodego czarodzieja, który zawsze miał dla niej uśmiech i dobrą radę.
I którego tu nie zastała; na jego miejscu zjawił się ktoś obcy.
Długie, ciężkie westchnienie Aidana było dla niej sygnałem, że skapitulował. Spojrzenie jego ciemnych oczu, teraz utkwione już w twarzy Tildy, mówiło samo za siebie – historia, którą miał opowiedzieć, nie była tą, o jakiej rozprawiało się beztrosko przy szklance piwa, lecz Tilda i tak chciała jej wysłuchać. Gdy więc Bagman zabrał głos, zamieniła się w słuch, obiecując sobie, że pytania oszczędzi na później i pozwoli kuzynowi dobrnąć do końca.
Nie miała pojęcia, ile mówił; przestała zwracać uwagę na czas, łowiąc każde słowo, które padało z jego ust. Szybko uświadomiła sobie, że opowieść Aidana tylko potwierdzała jej wątpliwości co do nagłego zniknięcia kuzyna. Mimo tego, jak zranił ją tą decyzją – nie wspominając już o Jessie – od samego początku intuicja podpowiadała Tildzie, że coś było nie w porządku, że doszło do czegoś strasznego, co skłoniło Aidana do takiego, a nie innego wyboru. Gdy wspomniał o zagrożeniu, zesztywniała lekko, spoglądając na niego ostrzej, prawie gotowa złamać daną sobie obietnicę i przerwać mu pytaniem. Zdusiła jednak w sobie to pragnienie i na powrót skupiła się na słowach Bagmana, czując narastający w głowie mętlik.
Czy to, co powiedział, usprawiedliwiało jego zachowanie wobec rodziny?
Wyjaśniało, lecz nie usprawiedliwiało.
Kiedy wreszcie umilkł, Tilda również pozwoliła sobie na chwilę milczenia, wpatrując się w niego z konsternacją. Nie potrafiła zdobyć się na to, by zaakceptować jego przeprosiny – przynajmniej jeszcze nie teraz – bo odnosiła silne wrażenie, że w tej układance wciąż brakowało kilku znaczących elementów, o których Aidan zdawał się celowo nie wspominać i bez których jego wersja prawdy zdawała się być nieco mglista.
- Dobrze – odezwała się wreszcie, lekko ochryple, bo milczała już od dłuższego czasu. Odchrząknęła cicho, usilnie zastanawiając się nad doborem słów. - Wierzę, że cokolwiek cię spotkało, zmusiło cię do dramatycznej decyzji – podjęła, ostrożnie wypowiadając każde zdanie. - Nie rozumiem natomiast, dlaczego stwierdziłeś, że twoi najbliżsi nie poradzą sobie z ciężarem prawdy. Przecież mogłeś nam ufać – dodała nagle z wyrzutem. Nawet nie zorientowała się, że uniosła lekko głos, mówiąc i za siebie, i za Jessę. - Chciałeś chronić Jessę i jej dziecko, nie mówiąc jej ani słowem o tym, co się stało, ale zapomniałeś, że niewiedza nie chroni przed bólem. Ona go powoduje – znów przerwała na moment, tym razem po to, by opanować lekkie drżenie, które pojawiło się w jej głosie. - Poza tym jest jedna rzecz, której nie rozumiem. Co wydarzyło się podczas twojej ostatniej wyprawy?
Gdy tylko wyrzuciła z siebie to pytanie, zacisnęła usta w wąską linię, nie odrywając wzroku od Aidana. Jeśli chciał wyznać jej prawdę, nie mógł przemilczeć ani jednego faktu.


You have witchcraftin your lips



Tilda Fancourt
Tilda Fancourt
Zawód : hoduję pająki
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna


the good ones always seem to break


OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3972-tilda-fancourt https://www.morsmordre.net/t3987-arachne https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f149-redwood-avenue-17-3 https://www.morsmordre.net/t4010-skrytka-bankowa-nr-1022 https://www.morsmordre.net/t6385-tilda-fancourt#162295
Re: Pub Rozbrykany Hipogryf [odnośnik]30.10.18 20:34
Błądzenie po obcych krajach, ciągłe podróże i zmiana miejsca pozwalały mi oderwać się od ponurych myśli, stłumić ból, zepchnąć go na dalszy plan, znaleźć dla mojego umysłu coś innego na czym mógłbym się skupić. To wszystko sprawiało, że moje wygnanie i lata tułaczki okazały się dla mnie łatwiejsze do zniesienia niż to co czekało mnie teraz, tam w świecie byłem w stanie zignorować wszystkie moje demony, jednak tutaj… Krążąc po znanych mi uliczkach, odwiedzając miejsca, w których kiedyś bywałem ciężko było uciec przed konsekwencjami moich działań. To tu taj po raz pierwszy od dawna tak mocno uderzyły mnie wyrzuty sumienia, to tu ból dusił za każdym razem, gdy widziałem się z nią, a tęsknota za choćby jedną bliską mi osobą dopadała mnie już nie tylko wieczorami, a i za dnia. Byłem sam w miejscu, w którym kiedyś czułem się jak ryba w wodzie.
Wiedziałem, że sam zgotowałem sobie taki los, że wybrałem go w chwili, w której postanowiłem odciąć się od wszystkich opuszczając Londyn i tylko dlatego znosiłem to wszystko bez protestu, nie zmieniało to faktu, że nie było mi z tym łatwo. Dzień za dniem kruszałem, by w końcu złamać się po raz pierwszy wysyłając list do Tildy. Od dawna chciałem stanąć przed nią, przeprosić ją, jednak początkowo planowałem zrobić to w jakiś bardziej… Odpowiedni sposób… I początkowo naprawdę sądziłem, że tak właśnie działam, jednak teraz z każdym wypowiadanym słowem uświadamiałem sobie jak bardzo egoistyczna pobudka wpłynęła na podjęcie takiej a nie innej decyzji. I jak sama samotność ułatwiała rozplątanie języka, pomagała mi zwalczyć opory w mówieniu, bo przecież chciałem ją przeprosić, chciałem by zrozumiała, chciałem jej dać prawdę. Choć ona nie była łatwa. I choć w tym momencie bardzo jej się wstydziłem.
Pochyliłem głowę wbijając wzrok w szklankę, bez słowa protestu przyjmując wyrzuty kuzynki zawstydzony i zły na siebie, że sprawiłem jej taki ból. Że sprawiłem go im wszystkim, choć żadne z moich bliskich na to nie zasługiwało. Nie zmieniało to jednak faktu, że odejście bez słowa nadal uważałem za jedyną właściwą opcję na tamten moment. Co tym bardziej przyprawiało mnie o wyrzuty sumienia.
- Zrozum, gdybym jej powiedział prawdę próbowałaby mnie zatrzymać, jestem i byłem tego pewien, nie odpuściłaby mi – wtrąciłem się między słowa kuzynki, ponownie podnosząc na nią wzrok. Chciałem by spojrzała na to wszystko z mojej perspektywy, by choć trochę zrozumiała sytuację, jednak gdy padło pytanie, które miało być kluczem do całej sytuacji poczułem jak mięsnie odruchowo mi się spinają. Odwróciłem wzrok w stronę baru i trwałem tak w ciszy, niemal jakbym zastanawiał się nad wyborem jednego z trunków ustawionych na regale pod ścianą. Nie potrafiłem od razu odpowiedzieć, nie umiałem przepchnąć przez usta tego jednego słowa, zmusić się do ujawnienia tajemnicy, której tak pilnie strzegłem przez tyle lat. Sama myśl o tym, że ktoś, nawet najbliższy mi, miał wiedzieć napawała mnie swoistym rodzajem paniki, którą musiałem odepchnąć od siebie daleko. Odetchnąłem parę razy, zacisnąłem dłonie w pięści by w końcu zmusić się do powiedzenie: - To nie jest rzecz, do której łatwo się wraca, Tildo. Ta noc… ona zostawiła piętno na całym moim życiu, piętno od którego nigdy się nie uwolnię nie ważne jak bym się nie starał.


I created a monster, a hell within my head
I created a monster

a beast inside my brain

Aidan Bagman
Aidan Bagman
Zawód : Łamacz Klątw, do niedawna przemytnik i krętacz
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
My fingers claw your skin, try to tear my way in
You are the moon that breaks the night for which I have to howl
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6349-aidan-bagman https://www.morsmordre.net/t6352-fenrir#160575 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t6361-skrytka-bankowa-nr-1597 https://www.morsmordre.net/t6353-a-bagman
Re: Pub Rozbrykany Hipogryf [odnośnik]11.11.18 18:43
Brakowało jej wprawy w takich rozmowach.
Szczerych, bezkompromisowych, dotykających bolesnej niekiedy przeszłości, od której nie można było uciec. Skąd mogła wiedzieć, czy formułowane przez nią zdania były właściwe? Czy nie brzmiała zbyt pretensjonalnie? Rzadko kiedy dzieliła się z kimś własnymi myślami i odczuciami; była skryta i samotnie poruszała się po pajęczych niciach własnego świata, zachowując troski tylko dla siebie. Jessa była jedyną osobą, z którą rozmawiała o Aidanie, ale nawet z nią straciła po pewnym czasie bliższy kontakt i choć zniknięcie kuzyna pozostawiło Tildę pełną żalu i niezrozumienia, stosunkowo szybko zdołała pogodzić się z jego nieobecnością. Nie było nic, co mogła zrobić, jej listy pozostawały bez odpowiedzi, a próby dotarcia do ludzi, którzy mogli wiedzieć cokolwiek o zniknięciu Aidana, zwykle kończyły się fiaskiem. Nabrała więc dystansu do wspomnień o nim, pozowiła życiu płynąć nieprzerwanym nurtem, nie spodziewając się, że skręci ono gwałtownie w dniu, gdy otrzyma od kuzyna list.
Choć od lat gdzieś w głębi serca pragnęła odbyć z nim tę rozmowę, dopiero teraz uświadamiała sobie, że chyba nie była na nią gotowa.
Jej słowa musiały zawstydzić Aidana, gdy ten jeszcze raz uciekł wzrokiem i pochylił w milczeniu głowę. Tilda nie mogła więc oprzeć się wrażeniu, że naprawdę żałował tego, co się stało, lecz nie potrafiła zdobyć się na to, by go pocieszyć. Choć był jej drogim kuzynem, krewnym, którego nie widziała od lat, istniał przecież ktoś, kto w innym życiu żywił do niego głębsze uczucia niż wszyscy inni. Tilda nie była w stanie wyobrazić sobie, co czuła Jessa, gdy Aidan w tak okrutny sposób zerwał ich zaręczyny, ale nie miała wątpliwości, że z ich dwojga to Diggory ucierpiała bardziej na zniknięciu Bagmana.
Niezależnie od tego, co przed chwilą powiedział, uderzył w czuły punkt, zarzucając jej niewłaściwą krew.
- Może gdyby zdołała cię zatrzymać, wszystko jakoś by się ułożyło. I nie zraniłbyś jej tak, jak to zrobiłeś – powiedziała, lecz zaraz umilkła, kręcąc lekko głową. Ich gdybanie nie mogło zmienić przeszłości ani uleczyć ran, po których pozostały już blizny. - Swoją drogą, czy zamierzasz się z nią skontaktować? – zapytała ostrożnie. Nie miała wątpliwości, że Diggory również zasługiwała na prawdę, lecz w jej przypadku rozmowa mogła okazać się o wiele boleśniejsza.
Znając zresztą bojowniczy temperament Jessy, Tilda nie oczekiwała, by ta rzuciła się w ramiona Aidana ze łzami w oczach.
Choć czuła, że kuzyn powiedział jej już niemal wszystko, co chciała wiedzieć, jeden kluczowy szczegół jego opowieści wciąż pozostawał niewiadomą. Cokolwiek nim było, musiało wręcz przerażać Aidana; wyraz jego twarz nie kłamał.
- Rozumiem – czy naprawdę rozumiała? Wyrzuciwszy to z siebie, umilkła na moment, nie wiedząc, czy powinna była naciskać. Wreszcie nachyliła się jednak ku Aidanowi i zniżyła głos, tak aby tylko on mógł ją usłyszeć. - Nie musisz opowiadać mi całej historii, ale chcę chociaż mieć pojęcie, z czym się zmagasz – jej głos o dziwo brzmiał łagodnie, kontrastując z kolejnymi słowami, które padły z jej ust. - Czy zadarłeś z kimś, z kim nie powinieneś był zadzierać? Przyczyniłeś się do czyjejś śmierci? Oszukałeś kogoś?
Wiedziała, że była brutalnie bezpośrednia.
Być może miała tego później żałować.


You have witchcraftin your lips



Tilda Fancourt
Tilda Fancourt
Zawód : hoduję pająki
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna


the good ones always seem to break


OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3972-tilda-fancourt https://www.morsmordre.net/t3987-arachne https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f149-redwood-avenue-17-3 https://www.morsmordre.net/t4010-skrytka-bankowa-nr-1022 https://www.morsmordre.net/t6385-tilda-fancourt#162295
Re: Pub Rozbrykany Hipogryf [odnośnik]10.12.18 23:13
Wilcze pazury szarpiące delikatnym ciałem, rozrywające skórę, przecinające mięśnie bez najmniejszego problemu, krew kapiąca z nich i ziejącego pyska pełnego ostrych kłów… To był koszmar, który powracał do mnie co noc od dnia powrotu do domu po wypadku przez długi jeszcze czas, nawet moja ucieczka nie uspokoiła skołowanej wyobraźni podsuwającej mi wizję rozszarpywanego miękkiego ciała mojego nienarodzonego jeszcze dziecka, wizję kłów wbijających się w delikatną szyję kobiety którą kochałem.. Te wizje nie dały mi spokoju dopóki nie byłem wystarczająco daleko od domu i dopóki nie minęły pierwsze miesiące, po których obawa, że najbliżsi mnie odnajdą opadła. Mimo tego, że nie nawiedzała mnie już ona w snach nadal pamiętałem te chwile i to jak się czułem, kiedy zziajany budziłem się w środku nocy błagając wszystko co mi najdroższe w myślach i na głos by to nigdy się nie spełniło. Wspomnienia były żywe, mimo upływu wielu lat, a o ich doskonałej barwności przekonałem się po słowach Tildy.
Myśląc o tym, że miałbym zostać, że cokolwiek miało by się ułożyć, ponownie zobaczyłem krew na swoich pazurach, nawet bardziej realistycznie, w końcu dzięki ostatnim pełniom byłem świadom jak wyglądam w noc pełni. Zacisnąłem odruchowo palce na szklance i odetchnąłem głębiej próbując zapanować nad niespodziewanym ukłuciem mdłości.
- Nie ułożyło by się – zaprotestowałem, po czym otarłem twarz gwałtownym ruchem i zmusiłem się do uspokojenia. Nie było to miejsce ani czas na rozmyślanie o możliwych tragediach. – Już się widzieliśmy, ale… Nasze pierwsze spotkanie nie należało do… przemyślanych ani dobrze rozegranych – westchnąłem cicho na wspomnienie tamtego dnia. – Wyłowiłem jej wianek, zadziałałem spontanicznie i bezmyślnie, ale nie potrafiłem inaczej, kiedy ją zobaczyłem tam puszczającą ten wianek… Jessa w ramach podziękowań złamała mi nos – wyjaśniłem, a na moich ustach pojawił się na chwilę krzywy, nie radosny uśmiech.
Teraz, gdy patrzyłem obiektywnie na ten dzień, wiedziałem jak bardzo źle rozegrałem nasze spotkanie i w pełni rozumiałem reakcję Jessy, może bolesną dla mnie, ale całkowicie uzasadnioną. Nie popisałem się zbytnią elokwencją ani też wyczuciem w taki sposób wtargnąwszy w jej życie po tylu latach nieobecności i to na oczach tych wszystkich ludzi. Jessa zdecydowanie zasługiwała na coś lepszego.
Kolejne pytania kuzynki oderwały moje myśli od tamtego popołudnia przenosząc mnie z powrotem do jaskini zatopionej w nocnych ciemnościach. Czy kogoś zabiłem?  Ha, na swój sposób tak. Czy oszukałem? W zasadzie też, śmierć i wilkołaka, który nie napełnił sobie mną brzucha. Nie mogłem powstrzymać ironicznego uśmiechu, który wypłynął na moje usta spychając wcześniejszy smutek i zmieszanie. Nie przypuszczałem, że poruszanie tego tematu zgotuje mi tak chwiejne emocje.
- Tamtej nocy na swój sposób przyczyniłem się do śmierci, na zawsze zabiłem część siebie – odparłem gorzkim tonem patrząc kuzynce prosto w oczy. Na chwilę niemal zapragnąłem wymówić to jedno słowo, powiedzieć jej kim się stałem, ale to uczcie zniknęło szybko pozostawiając po sobie jedynie strach przed poznaniem przez innych prawdy i narastające z każdą sekundą coraz bardziej rozgoryczenie. – Tilda, ja… Ja po prostu nie umiem tego wyjaśnić, nie umiem zdradzić czegoś co przez tyle lat było sekretem – dodałem w końcu ponownie odwracając wzrok.


I created a monster, a hell within my head
I created a monster

a beast inside my brain

Aidan Bagman
Aidan Bagman
Zawód : Łamacz Klątw, do niedawna przemytnik i krętacz
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
My fingers claw your skin, try to tear my way in
You are the moon that breaks the night for which I have to howl
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6349-aidan-bagman https://www.morsmordre.net/t6352-fenrir#160575 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t6361-skrytka-bankowa-nr-1597 https://www.morsmordre.net/t6353-a-bagman
Re: Pub Rozbrykany Hipogryf [odnośnik]25.12.18 21:34
Uniosła lekko brwi, słysząc, co zrobiła Jessa, gdy Aidan wyłowił jej wianek, ale w gruncie rzeczy nie czuła się zaskoczona.
Temperament Diggory był równie ognisty co jej czupryna.
Przez moment wahała się również, czy nie zasugerować kuzynowi, że mógł rozegrać spotkanie po latach w inny sposób, lecz ostatecznie odpuściła – echo popełnionych błędów i tak podążało za nim krok w krok. Poza tym wyglądało na to, że wyciągnął już wnioski na przyszłość; nie pojawił się w Londynie niespodziewanie, lecz poprosił o spotkanie listownie, co Tilda musiała mimo wszystko docenić.
- Cóż... – zaczęła, choć zaraz urwała, nie mając pewności, czy powinna była postawić na dyplomatyczną odpowiedź, czy otwarcie przyznać Jessie rację. Co prawda nie dzieliła jej doświadczeń życiowych, ale czuła, że na miejscu Diggory postąpiłaby podobnie. Lub chociaż mniej agresywnie. - Miała prawo czuć złość – powiedziała wreszcie, spoglądając na Aidana ze spokojem. Choć jej głos brzmiał stanowczo, w oczach nie malowała się nagana; rozważywszy wszystkie za i przeciw, nie chciała czynić mu wyrzutów, tych z pewnością mu nie brakowało. - Poza tym… to tylko nos. Znasz ją, mogło być o wiele gorzej.
Uniosła nieznacznie kąciki ust, przywołując na twarz blady uśmiech. Jej kontakt z Jessą był co najmniej sporadyczny, nie miała nawet pojęcia, co działo się teraz w jej życiu, ale doskonale pamiętała, że z Diggory lepiej było nie zadzierać.
Uśmiech Tildy zgasł jednak równie szybko, co się pojawił, gdy kuzyn odezwał się ponownie. Jego słowa były gorzkie, zdawały się z trudem przechodzić mu przez gardło i Fancourt szybko pojęła, że cokolwiek popchnęło go do dramatycznej decyzji o opuszczeniu Anglii, musiało pozostać dla niej zagadką. Nie chciała więc naciskać ani wywierać na nim jakiejkolwiek presji, by wydobył z siebie prawdę; skore nie chciał jej wyjawić, Tilda miała zamiar uszanować jego wybór.
Sekrety były przecież częścią jej życia i doskonale wiedziała, że niektóre z nich wolały milczenie niż słowa.
- W porządku. Nie musisz nic więcej wyjaśniać – powiedziała, przerywając wreszcie ciszę. - Ale mam nadzieję, że pewnego dnia zmienisz zdanie i powiesz mi prawdę – bo nawet sekrety bywały czasem zbyt przytłaczające, aby dźwigać ich ciężar samotnie.
Pozwoliła sobie na kolejny uśmiech, tym razem nieco radośniejszy niż poprzedni, tak jakby usiłowała dodać Aidanowi trochę otuchy. Mimo wszystko cieszyła się, że widziała go całego i zdrowego.
- Będę musiała już iść – odezwała się ponownie, zerkając w stronę drzwi. Pająki nie lubiły, gdy zostawiała je same na tak długi czas. - Mam trochę spraw na głowie, ale cieszę się, że mogłam cię zobaczyć. Jeśli będziesz czegoś potrzebował, wiesz, gdzie mnie znaleźć – miała nadzieję, że to nie było ich ostatnie spotkanie i że Aidan rzeczywiście planował zostać w Anglii na stałe. Uciekał przed przeszłością już wystarczająco długo; teraz należało stawić jej czoła.


You have witchcraftin your lips



Tilda Fancourt
Tilda Fancourt
Zawód : hoduję pająki
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna


the good ones always seem to break


OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3972-tilda-fancourt https://www.morsmordre.net/t3987-arachne https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f149-redwood-avenue-17-3 https://www.morsmordre.net/t4010-skrytka-bankowa-nr-1022 https://www.morsmordre.net/t6385-tilda-fancourt#162295
Re: Pub Rozbrykany Hipogryf [odnośnik]28.12.18 14:31
Po tak długim czasie, bo wielu latach samotności i uciekania, nie było mi łatwo siedzieć tutaj, patrzeć na jedną z dawniej tak bliskich mi osób ze świadomością, że ją również zraniłem. Tym trudniej, paradoksalnie, przez podejście kuzynki, które jednocześnie wyciszało mój stres i zwiększało wyrzuty sumienia. Tilda w przeciwieństwie do Jessy była spokojna, nie robiła mi wyrzutów, choć miała do tego takie samo prawo jak każda osoba, którą zostawiłem.
Uśmiechnąłem się krzywo słysząc jej komentarz w sprawie zajścia w trakcie wianków. Niewątpliwie miała rację, absolutnie nie obwiniałem rudowłosej kobiety o jej zdenerwowanie, nie miałem też za złe złamanego nosa, zasłużyłem na to, zasłużyłem na każdą chwilę tego bólu i to między innymi dlatego masochistycznie nie zrobiłem z tym nic po powrocie do domu, a przynajmniej nie od razu, świadomie skazując się na nieprzespaną noc, w jakiś sposób próbując odpokutować tak choć chwilę z tego na co skazałem Jessę przed laty. Byłem również pewien, że fakt, iż nie skończyłem podtopiony czy bardziej połamany, cóż, był większym szczęściem niż oczekiwałem. Wybuch takiego temperamentu mógł skończyć się o wiele gorzej, cieszyłem się więc że nie zadziało się nic więcej. Prawda była jednak taka, że nie z powodu na sutki spotkania uważałem je za za źle rozegrane, miałem sobie za złe to, że podszedłem do niej w ten sposób, że rudowłosa nie doświadczyła z mojej strony odpowiedniej dawki szacunku, o ile w ogóle możliwym było nazwanie jakiegokolwiek mojego działania szacunkiem.
- Wiem, jestem tego świadom - zapewniłem więc kuzynkę, po czym westchnąłem cicho. Chciałem już skończyć ten temat.
Fakt, że kuzynka nie naciskała na dalsze wyjaśnienia w sprawie ferelnej nocy trochę mnie zaskoczył. Spojrzałem na nią niepewnie, by po chwili skinąć głową nie bez ulgi, być może pewnego dnia faktycznie moje nastawienie miało się zmienić, być może kiedyś dojrzę do swobodnej rozmowy o piętnie, z którym przyszło mi żyć, ale ten dzień jeszcze nie nastał i byłem wdzięczny Tildzie, że to zaakceptowała. Na ten moment myśl o przyznaniu się kim... a raczej czym byłem każdej pełni się stawałem przerażała mnie, odpychała. Wiedziałem, że prędzej czy później będę musiał wypowiedzieć te słowa na głos, że jestem winien to Jessie, jednakże inni będą musieli na to poczekać.
- Postaram się - obiecałem cicho, mówiąc całkiem szczerze, by następnie uśmiechnąć się w odpowiedzi na uśmiech kuzynki. Zrobiło mi się trochę lżej na duchu ze świadomością, że moja odmowa nie zakończyła się kłótnią. Jednak już po chwili przygasłem słysząc kolejne słowa, kąciki ust opadły mi, a płuc wyrwało się ciche westchnienie. - Rozumiem, też cieszę się, że się spotkaliśmy, naprawdę. Brakowało mi towarzystwa… kogoś bliskiego – ostatnie słowa wypowiedziałem z wahaniem, wiedząc, że mogą być na ten moment zbytnio oderwane od rzeczywistości. – Jeśli nie będzie ci to przeszkadzać niedługo mogę cię odwiedzić – dodałem jeszcze po czym podniosłem się i zmusiłem się do przywołania na twarz kolejnego uśmiechu. – Do zobaczenia, Tildo.

|ztx2


I created a monster, a hell within my head
I created a monster

a beast inside my brain

Aidan Bagman
Aidan Bagman
Zawód : Łamacz Klątw, do niedawna przemytnik i krętacz
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
My fingers claw your skin, try to tear my way in
You are the moon that breaks the night for which I have to howl
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6349-aidan-bagman https://www.morsmordre.net/t6352-fenrir#160575 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t6361-skrytka-bankowa-nr-1597 https://www.morsmordre.net/t6353-a-bagman
Re: Pub Rozbrykany Hipogryf [odnośnik]15.02.19 1:21
13.10

Naprawdę lubił ten pub. Za gówniarza to właśnie tutaj ściągał ze swoim kuzynostwem bliższym i dalszym. To tutaj mógł na chwilę wyrwać się spod czujnego oka rodziców, jednocześnie wiedząc, że w razie kłopotów może się natychmiast zmyć do domu. I to właśnie tu - Pod Rozbrykanym Hipogryfem - właściwie nie był już od kilku dobrych lat.
Napisanie listu do Percy'ego wydawało mu się teraz takie naturalne. Gdy przyszło mu siąść do biurka, bez zawahania sięgnął po pergamin i pióro. Ignorując ostre dreszcze oraz wysoką gorączkę - którą na szczęście udało się już praktycznie całkowicie zbić - zapisał w notatce jedynie kilkanaście zdań, choć myśli, które kłębiły się w jego głowie, być może wypełnić by mogły opasłe tomiszcze. Z równie wielką determinacją przywiązał list do szponiastej nogi Lokiego i wypuścił sokoła przez okno. Długo spoglądał w niebo, wydawało by się, obserwując ptaka znikającego za horyzontem. Ale tak naprawdę próbował przywołać ku sobie wspomnienia - wspomnienia z lepszych dni, gdy słońce świeciło mocniej, trawa była zieleńsza, a powietrze wypełniało się świergotaniem znikaczy. Czy tylko on tak zapamiętał te dni beztroski, momenty, gdy on sam i Percival byli nie tylko kuzynami, ale także świetnie dogadującym się duetem? Co właściwie poszło nie tak? Gdy teraz przypominał sobie ich kłótnie, wydały mu się one tak bardzo bezsensowne. Ale nic nie mógł poradzić na to, że po ukruszeniu jednej cegły, zaczęły się sypać kolejne - tragedie spadały na każdego z osobna i finalnie łączący ich pomost runął.
Tym razem było inaczej. Tym razem to cała ziemia drżała w posadach. Dlatego też Lucan odetchnął z prawdziwą ulgą, kiedy Percy nie tylko odpisał na jego list, ale także zgodził się na spotkanie. Abbott żałował tylko, że nie może przyjąć kuzyna tak, jak należy, w jednym z wielu wygodnych, eleganckich salonów rezydencji albo też w swoim gabinecie, gdzie mieliby zapewnione komfort oraz dyskrecję. Ale może tak było lepiej. Pub był hałaśliwy, ale przez to też niezwykle swojski. Pomagał chociaż odrobinę zagłuszyć wrażenie, że ledwie przed trzema dniami dokonano nie tylko przewrotu, ale także doprowadzono do śmierci kilkunastu osób. Lucan czuł gorycz na języku ilekroć tylko przypominał sobie rozczłonkowane, zgruchotane ciała, leżące pod kamieniami Stonehenge, miejsca, które kiedyś było otaczane taką czcią. Nie spał zbyt dobrze i nie miał apetytu, co w połączeniu z chorobą zdecydowanie odbiło się na jego wyglądzie. Pod jego oczami bez trudu można było dostrzec zarysy sińców, a jego skóra była znacznie bledsza niż zazwyczaj. Miał nadzieję, że może odnajdzie chociaż odrobinę spokoju, jakiegoś ukojenia, po rozmowie z kuzynem. Że odnajdzie pociechę w nici porozumienia, którą tak bardzo chciał odbudować.
Na miejscu znalazł się nieco wcześniej. Chyba uznał, że przed spotkaniem kuzyna potrzebuje już kilku łyków lżejszego alkoholu, bo innego wytłumaczenia nie potrafił znaleźć - choć tak naprawdę chciał po prostu pokorzystać z radosnej atmosfery tego miejsca. W rezydencji wszyscy chodzili zmartwieni, tutaj natomiast czas płynął zdecydowanie bardziej beztrosko. I dlatego też Lucan zajął jedno z najbardziej oddalonych od wejścia miejsc przy ladzie i powoli popalał sobie papierosa, strzepując popiół do szklanej popielnicy. Zamknął nawet oczy, wsłuchując się w zwykłe, radosne dźwięki rozbrzmiewające dookoła - a w szczególności w skoczną, radosną muzykę płynącą z nowiutkiego, lśniącego radioodbiornika.


We carry on through the stormTired soldiers in this war
Remember what we're fighting for


Lucan Abbott
Lucan Abbott
Zawód : Znawca prawa, pracownik Służb Administracyjnych Wizengamotu
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
If you can't fly, run
If you can't run, walk
If you can't walk, crawl!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6172-lucan-havelock-abbott https://www.morsmordre.net/t6437-loki#164163 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f204-dolina-godryka-norton-avenue-rezydencja-abbottow https://www.morsmordre.net/t6547-l-h-abbott
Re: Pub Rozbrykany Hipogryf [odnośnik]17.02.19 16:41
Od samego początku zdawał sobie sprawę, że po wydarzeniach w Stonehenge zmieni się wszystko – wiedział o tym już wtedy, gdy lądował na trawie w pobliżu domu Alexandra, z trudem utrzymując się na nogach po oderwaniu palców od ciągnącego go za sobą świstoklika – ale rzeczywistość, w której obudził się następnego dnia, podnosząc się z łóżka po prawie nieprzespanej nocy, wstrząsany dreszczami panoszącej się po jego organizmie choroby, przerosła jego najśmielsze oczekiwania. Zaczęło się od Proroka Codziennego, dostarczonego jak gdyby nigdy nic przez pocztową sowę, do którego przeczytania w jakimś masochistycznym odruchu się zmusił, przebiegając wzrokiem po spójnym tekście i trafiając prosto na kolumnę z nazwiskami poległych. Teraz, patrząc z pespektywy czasu, dochodził do wniosku, że wolałby tego nie robić – wolałby, żeby wspomnienie pogruchotanych ciał i krwi zmywanej z kamieni przez strugi lejącego się z nieba deszczu, pozostało pełne postaci bezimiennych, pozbawionych nie tylko przyszłości, ale i przeszłości, tożsamości, realności; nadanie martwym imion sprawiało, że i jego własne koszmary zaczęły się nimi wypełniać, a chociaż wśród nekrologów nie było personaliów nikogo, kogo znałby osobiście, to wypita nad felerną gazetą kawa i tak smakowała popiołem, przemieszana z kwaskowatą goryczą poczucia winy – że nie zareagował wystarczająco szybko, że początkowo próbował uciec, ratując samego siebie.
A później zaczęły przychodzić listy – najpierw od Rosemary, później od Inary, od Artura, Lucana, Lucindy; niektóre spodziewane, inne stanowiące kompletne zaskoczenie, ale i niezbity dowód na to, że świat wywrócił się do góry nogami; trudno było mu uwierzyć, że wystarczyły zaledwie dwadzieścia cztery godziny, by ludzie, których uważał za najbliższych, zaczęli udawać, że nigdy go nie znali – a ci, z którymi nie rozmawiał od lat, zdecydowali się wyciągnąć do niego rękę. Odpisał na wszystkie, chociaż przeczytanie niektórych wymagało od niego jeszcze więcej samozaparcia, niż otworzenie Proroka; do kilku osób odezwał się sam, wygrywając wreszcie wewnętrzną bitwę z samym sobą, a chociaż nie spodziewał się otrzymać odpowiedzi, to nie znosił ciągnącej się za nim niepewności. A pewien był bardzo niewielu rzeczy, nie mając pojęcia, na kogo wciąż mógł liczyć, komu zaufać, kto ufał jemu; czy Fox również został zmuszony do przeorganizowania całego swojego życia, kiedy nestor odebrał mu nazwisko? Wiele by dał, by móc o to zapytać.
Gdy przekraczał próg czarodziejskiego pubu, czuł lekkie zdenerwowanie, a nieznaczne drżenie chwytającej za klamkę dłoni niewiele miało wspólnego z opuszczającą już jego ciało gorączką, poddającą się wreszcie działaniu zażytego przed opuszczeniem Sennen auxiliku. Wahał się, nim zgodził się na to spotkanie, choć bynajmniej nie dlatego, że chciał uniknąć rozmowy z kuzynem – wprost przeciwnie, od dłuższego czasu czuł desperacką potrzebę porozmawiania z kimś o wydarzeniach, które rozegrały się w Salisbury, a chociaż Ben był wyjątkowo dobrym słuchaczem, to nic nie mogło zmienić faktu, że go tam nie było; nie widział świdrujących go oczu Voldemorta, nie słyszał ogłuszającego łopotu szat dementorów; Percival natomiast czuł, że potrzebował potwierdzenia – że nie oszalał, że niczego sobie nie wyobraził; że to wszystko rzeczywiście wydarzyło się naprawdę.
Zatrzymał się tuż przy wejściu, przez moment lustrując wnętrze lokalu, zupełnie jakby – tknięty jakąś paranoiczną myślą – czekał, aż ktoś go wyprosi (albo rzuci w jego kierunku czarnomagiczną klątwę); nic takiego jednak się nie stało, zerknął więc jeszcze jedynie na oklejone wycinkami z Proroka okna, dziękując losowi za to, że gazeta nie umieściła tam jego zdjęcia, po czym skierował się prosto ku siedzącemu przy kontuarze Lucanowi, wślizgując się na barowy stołek obok czarodzieja i przez sekundę lustrując go spojrzeniem. – Wyglądasz okropnie – podsumował, nie tyle planując ukształtować swoje słowa w formę przytyku, co zbudować podwaliny dla wspólnej płaszczyzny porozumienia; był pewien, że cienie pod jego oczami były równie ciemne i głębokie co te, które znaczyły twarz kuzyna, stanowiąc namacalną pamiątkę po nocach przepełnionych niemożliwymi do odpędzenia koszmarami. – Co pijesz? – zapytał, orientując się nagle, że była to tylko jedna z wielu rzeczy, których o nim nie wiedział; jak wiele lat minęło, odkąd zniknęli sobie z oczu?

| przed pojawieniem się w wątku zużywam jedną porcję auxiliku z ekwipunku, zgłoszę w aktualizacjach po zakończeniu gry!




do not stand at my grave and weep
I am not there
I do not sleep

Percival Blake
Percival Blake
Zawód : duch Stonehenge
Wiek : 34
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler

kissing
d e a t h
and losing my breath

OPCM : 26 +5
UROKI : 40 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +1
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 18
Genetyka : Duch

Duchy
Duchy
https://www.morsmordre.net/t1517-percival-nott https://www.morsmordre.net/t1542-tatsu https://www.morsmordre.net/t12179-percival-blake#375108 https://www.morsmordre.net/f449-menazeria-woolmanow https://www.morsmordre.net/t3560-skrytka-bankowa-nr-416#62942 https://www.morsmordre.net/t1602-percival-nott
Re: Pub Rozbrykany Hipogryf [odnośnik]08.05.19 2:12
- Kolego, ty też na pewno nie wygrywasz żadnego konkursu piękności - odgryzł się, chociaż bez złośliwości, podchwytując raczej tę próbę Percivala do nawiązania porozumienia. Miał cichą nadzieję, że przed wyjściem z domu udało mu się chociaż w jakimś stopniu zatuszować oznaki zmęczenia, choroby oraz dręczących go wyrzutów sumienia... nie chciał w końcu straszyć ludzi w pubie. Dość prędko okazało się jednak, że jego wysiłki poszły na marne. No, ale zawsze warto było chociaż spróbować.  
Skoro już Pervical znalazł się tuż obok niego, Lucan postanowił przywitać krewniaka jak należało, wyciągając ku niemu rękę. Przez krótką chwilę miał nawet ochotę zamknąć kuzyna w uścisku, uznał jednak, że to po prostu za wcześnie.
Na zapytanie o trunek, Lucan właściwie nieco od niechcenia tylko wzruszył ramionami. To nie był właściwy moment na rozmowę o ulubionych napitkach, z resztą, Abbott wlałby w siebie teraz tak naprawdę cokolwiek, byleby tylko miało jakieś procenty. Oczywiście, gdyby tylko mógł. Bo przecież zdrowy rozsądek zawsze był mocną stroną jego rodziny i Lucan także starał się nim kierować - nawet jeśli rzadko miał na to ochotę.
- Nie pamiętam, czy zdążyłem ci podziękować - po dłuższej chwili przeciągającej się ciszy Lucan w końcu postanowił powiedzieć na głos to, co męczyło go od momentu ucieczki ze Stonehenge. Była to jedna z nielicznych, zdecydowanie pozytywniejszych rzeczy, która zdarzyła się tamtego feralnego wieczora - ratunek ze strony Percivala. Impuls, który sprawił, że Abbott odczuł tym większą potrzebę pojednania z kuzynem. W pewnym sensie miał u niego dług. I modlił się, by nie musiał go spłacać.
Szczerze mówiąc, kiedy tylko myślał o okolicznościach tragedii w Stonehenge, Lucan był zwyczajnie przerażony i wściekły. Przerażony, bo gdy tylko wspominał łatwość z jaką Voldemort rozstawił wszystkich po kątach, zaczynał się zastanawiać, co tak naprawdę może zrobić Zakon Feniksa. Co zbieranina pętaków, takich jak on sam, mogła uczynić, skoro Czarny Pan z łatwością stawiał czoła doświadczonym aurorom. Z Longbottomem bawił się jak kot z myszą, w jaki sposób mieli się mu więc przeciwstawić?
Był także wściekły, bo czuł się odpowiedzialny. Bo przecież każdej z tych okrutnych śmieci dało się uniknąć. Tymczasem sumienie Lucana było ciężkie niczym ołów, zupełnie jakby to on miał krew zabitych na rękach. Czuł się zły i zawiedziony, a wręcz zdradzony przez człowieka, którego uważał za roztropnego aurora - i swojego najlepszego przyjaciela. Wyrzucał sobie, że gdyby tylko jakoś przewidział działanie Skamandera... być może te wszystkie zmasakrowane, zakrwawione zwłoki wciąż byłyby żyjącymi ludźmi. I o ile z kwestią związaną z Voldemortem mieli zmierzyć się wszyscy członkowie Zakonu, tak z tym palącym poczuciem winy Lucan musiał zmagać się niestety sam. Prawdziwy winny raczej nie miał takich wyrzutów sumienia, co bardzo gniewało samego Abbotta.
- Jak ty się trzymasz? - wypalił nagle nie precyzując jednak swojego pytania i wbijając spojrzenie chmurnych oczu w twarz Percivala.


We carry on through the stormTired soldiers in this war
Remember what we're fighting for


Lucan Abbott
Lucan Abbott
Zawód : Znawca prawa, pracownik Służb Administracyjnych Wizengamotu
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
If you can't fly, run
If you can't run, walk
If you can't walk, crawl!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6172-lucan-havelock-abbott https://www.morsmordre.net/t6437-loki#164163 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f204-dolina-godryka-norton-avenue-rezydencja-abbottow https://www.morsmordre.net/t6547-l-h-abbott

Strona 4 z 14 Previous  1, 2, 3, 4, 5 ... 9 ... 14  Next

Pub Rozbrykany Hipogryf
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach