Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Somerset :: Dolina Godryka
Dawny dom rodziny Dumbledore
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Dawny dom rodziny Dumbledore
Mieszczący się w Dolinie Godryka dom państwa Dumbledore stoi pusty i smutny przypominając o tragicznej historii jego rodziny. Magicznie zamknięty skutecznie powstrzymuje ciekawskich przed wejściem do środka. Ponoć czasem nawet pojawia się w nim Aberforth, młodszy brat słynnego Albusa. Chowa się wtedy gdzieś w budynku i nie wychyla nosa na zewnątrz, pozwalając ludziom odwiedzać ogródek, w którym stoi kamień upamiętniający historię rodu, który niegdyś tu zamieszkiwał. Na nim pojawiają się coraz częściej dopiski od czarodziejów szukających wsparcia w tych trudnych czasach. Początkowo systematycznie usuwane przez Abertfortha, później pozostawione, gdy właściciel posesji zdał sobie sprawę z bezsensowności swych wysiłków. Obiekt chroniony jest przed mugolami prostym zaklęciem, które sprawia, że gdy tylko pojawią się w pobliżu, mają wrażenie, że zauważyli jak ktoś przechadza się po domu. Z resztą bardzo niepozornego z wyglądu, nieco zapuszczonego z zarośniętym trawnikiem i brudnymi oknami, w których wiszą szare firanki, które zapewne kilkanaście lat tamu świeciły idealną bielą.
Ledwie wyczuwalne drgnienie powietrza świadczyło, że przynajmniej jedna osoba za nim zdołała się teleportować. Leo miał głowę na karku i musiał wielokrotnie stawać w obliczu zagrożenia, by potrafić trzeźwo myśleć. W końcu był brygadzistą. Miał nadzieję, że i Lilith podążyła jego śladem, kiedy już w ciemności pomknął na dół, do swoich towarzyszy - tym razem z pracy.
Zatrzymał się z wyciągniętą różdżką, słysząc znajomy głos aurora - Tak, Skamander - i w jego głosie można było usłyszeć nutę ulgi. Wciąż czuł lekkie oszołomienie, a drobne ranki na ciele przypominały o sobie piekącym, chociaż nie uciążliwym bólem. Przynajmniej na to liczył, pamiętając, że adrenalina wciąż wartko krążyła w jego żyłach. Ciemność potęgowała łomot jego serca i miał wrażenie, że każde uderzenie rozbija się echem w pomieszczeniu.
- Zdaje się, że to co wy...tylko wcześniej - zmrużył powieki, widząc przed sobą blask, przyzwyczajając się do jasności, na moment drażniącej źrenice - Ktoś splądrował dom, a wiesz kto był właścicielem, prawda?.. - zawiesił głos, w końcu zbliżając się do mężczyzny - W porządku? - Skamander przechylił głowę szukając w słabym świetle skonfundowaną postać - Lumos - podobnie jak rozmawiający z Samuelem czarodziej, użył zaklęcia, by oświetlić sobie widoczność - Tu często przychodzą czarodzieje, którzy pamiętają kto tutaj mieszkał - dodał ciszej, przyglądając się amnezjatorowi. Stawiał, że nie tylko Zakon pamiętał Dumbledore'a, który żył w pamięci wielu czarodziei. jego zasługi i mądrość nie mogła odejść w niepamięć i stawiał, że większość aurorów zgadzała się z ta ideą - ..tylko chyba nie wszyscy po to, by uczcić jego pamięć - zakończył, spoglądając już gdzieś przez otwarte drzwi, oświetlane blaskiem lumosa. Mówił prawdę. I chyba to dodawało mu większej pewności siebie. Chociaż kłamstwo było skutecznym narzędziem w wielu sytuacjach, czuł, że w tej chwili tylko prawda go może poprowadzić. W końcu to było słuszne, chociaż..nie było, aż tak proste.
Zatrzymał się z wyciągniętą różdżką, słysząc znajomy głos aurora - Tak, Skamander - i w jego głosie można było usłyszeć nutę ulgi. Wciąż czuł lekkie oszołomienie, a drobne ranki na ciele przypominały o sobie piekącym, chociaż nie uciążliwym bólem. Przynajmniej na to liczył, pamiętając, że adrenalina wciąż wartko krążyła w jego żyłach. Ciemność potęgowała łomot jego serca i miał wrażenie, że każde uderzenie rozbija się echem w pomieszczeniu.
- Zdaje się, że to co wy...tylko wcześniej - zmrużył powieki, widząc przed sobą blask, przyzwyczajając się do jasności, na moment drażniącej źrenice - Ktoś splądrował dom, a wiesz kto był właścicielem, prawda?.. - zawiesił głos, w końcu zbliżając się do mężczyzny - W porządku? - Skamander przechylił głowę szukając w słabym świetle skonfundowaną postać - Lumos - podobnie jak rozmawiający z Samuelem czarodziej, użył zaklęcia, by oświetlić sobie widoczność - Tu często przychodzą czarodzieje, którzy pamiętają kto tutaj mieszkał - dodał ciszej, przyglądając się amnezjatorowi. Stawiał, że nie tylko Zakon pamiętał Dumbledore'a, który żył w pamięci wielu czarodziei. jego zasługi i mądrość nie mogła odejść w niepamięć i stawiał, że większość aurorów zgadzała się z ta ideą - ..tylko chyba nie wszyscy po to, by uczcić jego pamięć - zakończył, spoglądając już gdzieś przez otwarte drzwi, oświetlane blaskiem lumosa. Mówił prawdę. I chyba to dodawało mu większej pewności siebie. Chociaż kłamstwo było skutecznym narzędziem w wielu sytuacjach, czuł, że w tej chwili tylko prawda go może poprowadzić. W końcu to było słuszne, chociaż..nie było, aż tak proste.
Darkness brings evil things
the reckoning begins
The member 'Samuel Skamander' has done the following action : rzut kością
'k100' : 58
'k100' : 58
Gdy zdał sobie sprawę, że już nic nie uratuje go prze upadkiem, postarał zrobić się to na tyle zgrabnie by Miennie nie musiała płacić, za jego szczęście. Chyba się to udało, bo jak się Carrow rozłożył to dziewczę ciągle żyło. Odetchnął z ulgą, zaraz jednak wstrzymując powietrze i łapiąc porozumiewawcze spojrzenie ze swoją towarzyszką ucieczki. Najwyraźniej tyle tego szczęścia w nieszczęściu było, że hałas upadku Ariena zbiegł się z nasileniem się zamieszaniem na piętrze. Nie było to bardzo pocieszające.
Uzdrowiciel poniósł się na swoje nogi, kiwając Miennie, że żyje, chociaż bardzo sobie miał za złe, że krzywdę mógł większą jeszcze jej wyrządzić. Nie było to jednak ani miejsce, ani czas do rozczulania się na sobą. Z niezadowoleniem zacisnął zęby i ruszył ku wyjściu też uważając na to gdzie stąpa. Pośpiech był wskazany, lecz jak pokazała sytuacja przed chwilą należało znajdować we wszystkim odpowiednią równowagę. Jeżeli była potrzeba to tak jak zakonniczka dla niego, tak on dla niej był podporą w razie konieczności. Ostrożnie, metodycznie się przemieszczali ku tylnemu wyjściu. Miał nadzieję za nim zniknąć wraz z Miennie.
Uzdrowiciel poniósł się na swoje nogi, kiwając Miennie, że żyje, chociaż bardzo sobie miał za złe, że krzywdę mógł większą jeszcze jej wyrządzić. Nie było to jednak ani miejsce, ani czas do rozczulania się na sobą. Z niezadowoleniem zacisnął zęby i ruszył ku wyjściu też uważając na to gdzie stąpa. Pośpiech był wskazany, lecz jak pokazała sytuacja przed chwilą należało znajdować we wszystkim odpowiednią równowagę. Jeżeli była potrzeba to tak jak zakonniczka dla niego, tak on dla niej był podporą w razie konieczności. Ostrożnie, metodycznie się przemieszczali ku tylnemu wyjściu. Miał nadzieję za nim zniknąć wraz z Miennie.
Adrien Carrow
Zawód : Ordynator oddziału Zakażeń Magicznych
Wiek : 46
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Wznosić się i upadać jest rzeczą ludzką. Ważne jest by nie bać się na nowo rozkładać swych skrzydeł i sięgać wyżej.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Lilith z trudem podjęła decyzję o zniknięciu z domu Dumbledore'a. Nie chciała zostawiać przyjaciela, ale uległa jego woli i pomyślnie się deportowała.
Minnie i Adrienowi również udało się pomyślnie opuścić piwnicę i wyjść na ogród. Oprócz poprawienia wcześniejszych potłuczeń upadek nie był dla nich groźny. Mieli sporo szczęścia. Znaleźli się zarośniętym ogrodzie, z którego prowadziła wydeptana ścieżka obok kamienia upamiętniającego rodzinę w kierunku bramy. Przejście przez nią na ulicę lub wydostanie się w jakikolwiek inny sposób z terenu posiadłości rodziny Dumbledore było jedynym problemem z jakim musiała się jeszcze zmierzyć ta dwójka.
— Co ci się przytrafiło?— spytał auror, spoglądając na Samuela. Zbliżył różdżkę, by mu się przyjrzeć, a twarz mu stężała. — W biurze aurorów pojawił się alarm, że ktoś aktywował barierę ochronną jakiś czas temu. Uznaliśmy to za pomyłkę, mugole od czasu do czasu zaglądają tutaj, ale alert informował o obecności czarodzieja. To irracjonalne. Nie sądziliśmy, że dom jest chroniony w ten sposób.— Pokiwał głową na słowa Samuela. Nie pojmował po co na terenie domu ktoś ulokował barierę, skoro powszechnie wiadome jest, że czarodzieje od czasu do czasu odwiedzają to miejsce. A nigdy wcześniej nie mieli takiego doniesienia w Ministerstwie.
Rozejrzał się jeszcze dookoła i minął Skamandera, by spojrzeć na zdewastowany salon. Ta sprawa wymagała interwencji i być może była o wiele poważniejsza niż początkowo im się zdawało? A może było to zwykłe włamanie?
— Widziałeś tu kogoś?- odezwał się w końcu skonfundowany mężczyzna.
— To ty, rzuciłeś w niego zaklęciem? — spytał ten drugi, odwracając się przez ramię. Zmarszczył brwi, wciąż będąc bardzo podejrzliwym wobec obecności Samuela tutaj i to przed nimi. — Mugole słyszeli w okolicy przeraźliwy huk. Na ulicy znajduje się dwóch amnezjatorów, którzy zajmują się sprawą.
|Lilith udało się teleportować w wybrane przez nią miejsce. Jeśli pojawiła się w okolicy, może lecz nie musi pisać posty do zakończenia eventu. Adrien i Minnie, musicie niezauważeni wydostać się poza posesję Dumbledore'ów. Jeśli wychodzicie bramą: oboje rzucacie kością K100. ST uniknięcia spotkania z amnezjatorami wynosi 20(dla każdego z osobna).
Samuel, poradź sobie z pracownikami Ministerstwa.
Minnie, Adrien, Samuel, na odpis macie 24 h.
Minnie i Adrienowi również udało się pomyślnie opuścić piwnicę i wyjść na ogród. Oprócz poprawienia wcześniejszych potłuczeń upadek nie był dla nich groźny. Mieli sporo szczęścia. Znaleźli się zarośniętym ogrodzie, z którego prowadziła wydeptana ścieżka obok kamienia upamiętniającego rodzinę w kierunku bramy. Przejście przez nią na ulicę lub wydostanie się w jakikolwiek inny sposób z terenu posiadłości rodziny Dumbledore było jedynym problemem z jakim musiała się jeszcze zmierzyć ta dwójka.
— Co ci się przytrafiło?— spytał auror, spoglądając na Samuela. Zbliżył różdżkę, by mu się przyjrzeć, a twarz mu stężała. — W biurze aurorów pojawił się alarm, że ktoś aktywował barierę ochronną jakiś czas temu. Uznaliśmy to za pomyłkę, mugole od czasu do czasu zaglądają tutaj, ale alert informował o obecności czarodzieja. To irracjonalne. Nie sądziliśmy, że dom jest chroniony w ten sposób.— Pokiwał głową na słowa Samuela. Nie pojmował po co na terenie domu ktoś ulokował barierę, skoro powszechnie wiadome jest, że czarodzieje od czasu do czasu odwiedzają to miejsce. A nigdy wcześniej nie mieli takiego doniesienia w Ministerstwie.
Rozejrzał się jeszcze dookoła i minął Skamandera, by spojrzeć na zdewastowany salon. Ta sprawa wymagała interwencji i być może była o wiele poważniejsza niż początkowo im się zdawało? A może było to zwykłe włamanie?
— Widziałeś tu kogoś?- odezwał się w końcu skonfundowany mężczyzna.
— To ty, rzuciłeś w niego zaklęciem? — spytał ten drugi, odwracając się przez ramię. Zmarszczył brwi, wciąż będąc bardzo podejrzliwym wobec obecności Samuela tutaj i to przed nimi. — Mugole słyszeli w okolicy przeraźliwy huk. Na ulicy znajduje się dwóch amnezjatorów, którzy zajmują się sprawą.
|Lilith udało się teleportować w wybrane przez nią miejsce. Jeśli pojawiła się w okolicy, może lecz nie musi pisać posty do zakończenia eventu. Adrien i Minnie, musicie niezauważeni wydostać się poza posesję Dumbledore'ów. Jeśli wychodzicie bramą: oboje rzucacie kością K100. ST uniknięcia spotkania z amnezjatorami wynosi 20(dla każdego z osobna).
Samuel, poradź sobie z pracownikami Ministerstwa.
Minnie, Adrien, Samuel, na odpis macie 24 h.
Zmrużył oczy, gdy światło przybliżyło się ku jego twarzy - Ten huk był magiczny - uniósł dłoń z różdżka wyżej, spoglądając na ślady zranień - ale szkło było już całkiem materialne - przez twarz przebiegł mu chwilowy grymas bólu, na wspomnienie wybuchu - Do tej pory słyszę w uszach pisk. Tam na górze, w pokoju na lewo było źródło - powędrował spojrzeniem w stronę schodów, wskazując oświetlonym końcem różdżki miejsce, w których lokalizowało się dziwne lustro.
- Ostatnimi czasy mam wrażenie, że ciężko mówić o pomyłce, szczególnie jeśli mówimy o takim miejscu. Dlatego tutaj byłem wcześniej. Sami doskonale wiecie co się aktualnie dzieje w świecie czarodziejskim. A dawny dom Profesora...cóż, dla wielu stanowi źródło tajemnic? - obrócił się za aurorem, który go wyminął, wędrując spojrzeniem za jego sylwetką - Przed nami - celowo wskazał na siebie i pozostałych aurorów, jako drużynę - na pewno ktoś tu był. Czegoś szukał...i zbytnio nie przebierał w środkach - wiedział co towarzysz zastał w zdemolowanym salonie. I sam bardzo chętnie dowie się, kto był sprawcą - Spójrz w dół na podłogę - różdżkę tym razem wskazał na mokre ślady buciorów na drewnianej podłodze. Przyglądał się im wcześniej, wiedział gdzie i którędy prowadziły, znacząc brudem i wilgocią ścieżkę do salonu. Był aurorem. I nawet jeśli przybył tu w sprawie Zakonu, działał też z ramienia Biura Aurorów. Znalezienie włamywacza? złodzieja? należało do jego pracy. Tym bardziej jeśli działała tu tak zaskakująca magia.
- Przepraszam - że musiałeś tego doświadczyć. Wzruszył ramieniem, spoglądając na skonfundowanego wcześniej mężczyznę. Nie powiedział, że zrobił to on, ale - rzeczywiście było mu w pewien sposób szkoda kolegi z pracy. I to własnie wyrażał szczerze - Po tym magicznym wybuchu, ciężko było rozpoznać, kto tutaj wchodził, kto był wrogiem, a kto nie... - zawiesił głos na ostatnie słowa pracownika ministerstwa - Sprawdziliście wszystkich? - chodziło mu o mugoli i zebranych wokół domu ludzi - Mówi się, że winny zawsze wraca na miejsce zbrodni - mogli coś widzieć, nawet nieświadomie - Pójdę do nich - wskazał ruchem głowy na amnezjatorów - Nie zdążyłem sprawdzić całej góry - zasugerował jednoznacznie - Chyba, że idziecie ze mną - dodał przyglądając się obu postaciom aurorów. Powoli czuł, jak adrenalina ustępowała miejscu zmęczeniu. Wciąż czuł w głowie pulsowanie, a ciało przypominało o drobnych ranach. Ignorował i jedno i drugie. I chociaż aurorzy mogli dostrzegać w oczach Skamandera charakterystyczną nieustępliwość, to migały też ślady zmęczenia. Lilith z powodzeniem teleportowała się, więc był o nią spokojny. I była z Leo. Pozostawała kwestia Adriena, Minnie i Margrit. Cisza w domu sugerowała, że dwójka wydostała się na zewnątrz. Co jednak stało się z panią Lupin? Szum w głowie nie ułatwiał myślenia nad podobnymi kwestiami. Dowie się później.
- Ostatnimi czasy mam wrażenie, że ciężko mówić o pomyłce, szczególnie jeśli mówimy o takim miejscu. Dlatego tutaj byłem wcześniej. Sami doskonale wiecie co się aktualnie dzieje w świecie czarodziejskim. A dawny dom Profesora...cóż, dla wielu stanowi źródło tajemnic? - obrócił się za aurorem, który go wyminął, wędrując spojrzeniem za jego sylwetką - Przed nami - celowo wskazał na siebie i pozostałych aurorów, jako drużynę - na pewno ktoś tu był. Czegoś szukał...i zbytnio nie przebierał w środkach - wiedział co towarzysz zastał w zdemolowanym salonie. I sam bardzo chętnie dowie się, kto był sprawcą - Spójrz w dół na podłogę - różdżkę tym razem wskazał na mokre ślady buciorów na drewnianej podłodze. Przyglądał się im wcześniej, wiedział gdzie i którędy prowadziły, znacząc brudem i wilgocią ścieżkę do salonu. Był aurorem. I nawet jeśli przybył tu w sprawie Zakonu, działał też z ramienia Biura Aurorów. Znalezienie włamywacza? złodzieja? należało do jego pracy. Tym bardziej jeśli działała tu tak zaskakująca magia.
- Przepraszam - że musiałeś tego doświadczyć. Wzruszył ramieniem, spoglądając na skonfundowanego wcześniej mężczyznę. Nie powiedział, że zrobił to on, ale - rzeczywiście było mu w pewien sposób szkoda kolegi z pracy. I to własnie wyrażał szczerze - Po tym magicznym wybuchu, ciężko było rozpoznać, kto tutaj wchodził, kto był wrogiem, a kto nie... - zawiesił głos na ostatnie słowa pracownika ministerstwa - Sprawdziliście wszystkich? - chodziło mu o mugoli i zebranych wokół domu ludzi - Mówi się, że winny zawsze wraca na miejsce zbrodni - mogli coś widzieć, nawet nieświadomie - Pójdę do nich - wskazał ruchem głowy na amnezjatorów - Nie zdążyłem sprawdzić całej góry - zasugerował jednoznacznie - Chyba, że idziecie ze mną - dodał przyglądając się obu postaciom aurorów. Powoli czuł, jak adrenalina ustępowała miejscu zmęczeniu. Wciąż czuł w głowie pulsowanie, a ciało przypominało o drobnych ranach. Ignorował i jedno i drugie. I chociaż aurorzy mogli dostrzegać w oczach Skamandera charakterystyczną nieustępliwość, to migały też ślady zmęczenia. Lilith z powodzeniem teleportowała się, więc był o nią spokojny. I była z Leo. Pozostawała kwestia Adriena, Minnie i Margrit. Cisza w domu sugerowała, że dwójka wydostała się na zewnątrz. Co jednak stało się z panią Lupin? Szum w głowie nie ułatwiał myślenia nad podobnymi kwestiami. Dowie się później.
Darkness brings evil things
the reckoning begins
Połowa drogi za nimi. Ta paradoksalnie łatwiejsza połowa. Jeszcze musieli przejść przez bramę, uniknąć niechcianych spojrzeń i się oddalić. Późna pora i rzadka mgła mogła była ich sprzymierzeńcem. Prawda była też taka, ze zamieszanie przeniosło się na front mieszkania. Musieli korzystać z okazji póki mieli ku temu możliwość. Taki stan rzeczy nie będzie w końcu trwał wiecznie.
Carrow wypuścił więc powoli powietrze z płuc i spojrzał na Miennie pokrzepiająco. Już nie daleko, Kruszynko - mówiły jego oczy. Uśmiechnął się blado i ruszył. Tym razem z podwojoną uwagą starał się stawiać swoje kroki na radzieckiej powierzchni, zwracając jednocześnie uwagę na to, czy czyjeś oczy były zwrócone w ich kierunku. Niewygodnym byłoby zostać teraz zauważonym. Krew ciągle się gotowała w jego żyłach.
Carrow wypuścił więc powoli powietrze z płuc i spojrzał na Miennie pokrzepiająco. Już nie daleko, Kruszynko - mówiły jego oczy. Uśmiechnął się blado i ruszył. Tym razem z podwojoną uwagą starał się stawiać swoje kroki na radzieckiej powierzchni, zwracając jednocześnie uwagę na to, czy czyjeś oczy były zwrócone w ich kierunku. Niewygodnym byłoby zostać teraz zauważonym. Krew ciągle się gotowała w jego żyłach.
Adrien Carrow
Zawód : Ordynator oddziału Zakażeń Magicznych
Wiek : 46
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Wznosić się i upadać jest rzeczą ludzką. Ważne jest by nie bać się na nowo rozkładać swych skrzydeł i sięgać wyżej.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Adrien Carrow' has done the following action : rzut kością
'k100' : 18
'k100' : 18
Na zewnątrz wciąż znajdowali się amnezjatorzy, a oni wciąż znajdowali się na terenie posiadłości, na którym nie powinno ich być. Choć ich obecność na zewnątrz budynku byłaby już dużo łatwiejsza do wytłumaczenia niż och obecność wewnątrz, to wciąż ich sytuacja wydawała się... mało komfortowa. Minnie przygryzła wargi, rzucając okiem w kierunku bramy wyjściowej. Zastanawiała się nad drogą ucieczki, czy nie lepiej bokiem, od tyłu? Adrien ruszył jako pierwszy, Minerwa nie drgnęła z miejsca, zachodząc lekko za ścianę. Przezorny zawsze ubezpieczony.
Machnęła różdżką, usiłując rzucić zaklęcie Kameleona na Adriena z nadzieją, że wreszcie doszła do siebie i w końcu uda się jej skorzystać z transmutacji, w której ponoć była najlepsza. Czcze przechwałki, Minerwo McGonagall.
Machnęła różdżką, usiłując rzucić zaklęcie Kameleona na Adriena z nadzieją, że wreszcie doszła do siebie i w końcu uda się jej skorzystać z transmutacji, w której ponoć była najlepsza. Czcze przechwałki, Minerwo McGonagall.
Kto pierwszy został królem? A kto chciał zostać bogiem? Kto pierwszy był człowiekiem? Kto będzie nim
ostatni?
ostatni?
The member 'Minnie McGonagall' has done the following action : rzut kością
'k100' : 27
'k100' : 27
Auror rozejrzał się dookoła, podążając spojrzeniem za światłem wydostającym się z ich różdżek. Na ziemi rzeczywiście było pełno mokrych śladów, a salon wyglądał na zdemolowany. Nie powinno tu być nikogo, to był dom należący do rodziny wielkiego czarodzieja, powinni uszanować pamięć o nim, lecz takiego alarmu nie można było pominąć.
— W porządku — Drugi mężczyzna, ten dochodzący do siebie, skinął głową Samuelowi i również się rozejrzał.
— Sprawdziliśmy, nikogo nie widziano. Poza tym hukiem i jakimiś fajerwerkami nikt niczego nie zauważył. — Auror stanął w progu do salonu i rozświetlił go, by móc się dokładniej przyjrzeć. — My tu sprawdzimy wszystko jeszcze. Najwyżej porozmawiamy w ministerstwie.
I wszedł do salonu, zajmując się oglądaniem wszystkich zniszczeń. Drugi mężczyzna zrobił Samuelowi miejsce w drzwiach, przechodząc do holu i zerknął na komodę, w której szuflady były otwarte.
Zaklęcie Minnie się nie powiodło, ale Adrien był na tyle sprytny, że i tak udało się przemknąć. Choć jego kroki odbiły się cichym echem, co zwróciło uwagę amnezjatorów, to gdy się odwrócili za siebie, nikogo nie dostrzegli. Uzdrowiciel znajdował się już za gzymsem, kilkanaście metrów od Leonarda.
| W domu został jedynie Samuel, a na podwórku jedynie Minerwa. Minnie, aby opuścić teren niezauważona rzucasz kością. ST po zwiększonej czujności pracowników ministerstwa wynosi 22. Sam i Minnie, na odpis macie 24h. Jeśli odpiszecie wcześniej, kolejny post pojawi się wcześniej. Adrien, jesteś zwolniony z pisania posta w tej kolejce, podobnie jak Leonard i Lilith — możesz to zrobić, lecz nie musisz.
— W porządku — Drugi mężczyzna, ten dochodzący do siebie, skinął głową Samuelowi i również się rozejrzał.
— Sprawdziliśmy, nikogo nie widziano. Poza tym hukiem i jakimiś fajerwerkami nikt niczego nie zauważył. — Auror stanął w progu do salonu i rozświetlił go, by móc się dokładniej przyjrzeć. — My tu sprawdzimy wszystko jeszcze. Najwyżej porozmawiamy w ministerstwie.
I wszedł do salonu, zajmując się oglądaniem wszystkich zniszczeń. Drugi mężczyzna zrobił Samuelowi miejsce w drzwiach, przechodząc do holu i zerknął na komodę, w której szuflady były otwarte.
Zaklęcie Minnie się nie powiodło, ale Adrien był na tyle sprytny, że i tak udało się przemknąć. Choć jego kroki odbiły się cichym echem, co zwróciło uwagę amnezjatorów, to gdy się odwrócili za siebie, nikogo nie dostrzegli. Uzdrowiciel znajdował się już za gzymsem, kilkanaście metrów od Leonarda.
| W domu został jedynie Samuel, a na podwórku jedynie Minerwa. Minnie, aby opuścić teren niezauważona rzucasz kością. ST po zwiększonej czujności pracowników ministerstwa wynosi 22. Sam i Minnie, na odpis macie 24h. Jeśli odpiszecie wcześniej, kolejny post pojawi się wcześniej. Adrien, jesteś zwolniony z pisania posta w tej kolejce, podobnie jak Leonard i Lilith — możesz to zrobić, lecz nie musisz.
Jej zaklęcie nie zostało zauważone, ale z pewnością czas nie działał na ich korzyść; amnezjatorzy mogli być bardziej czujni. Wbrew jej obawom Adrien przemknął się niezauważenie - a jej nie pozostało nic innego, jak ruszyć za nim. Przygryzła wargę, opuściła różdżkę i lekko wychyliła się zza muru, po czym ostrożnym krokiem przemknęła za starszym czarodziejem. Serce kołatało jej w piersi, wiedziała, że to, co robiła, było nieostrożne, że mogła wcześniej spróbować się zakamuflować i zabezpieczyć tak, by z pewnością nikt jej nie zauważył, ale po tych wszystkich potłuczeniach rzucanie zaklęć wyraźnie jej nie szło. Być może potrzebowała więcej czasu, być może musiała dojść do siebie po kolejnych zamroczeniach, a może zwyczajnie zapomniała, czym jest transmutacja.
Ruszyła - śladami Adriena.
Ruszyła - śladami Adriena.
Kto pierwszy został królem? A kto chciał zostać bogiem? Kto pierwszy był człowiekiem? Kto będzie nim
ostatni?
ostatni?
The member 'Minnie McGonagall' has done the following action : rzut kością
'k100' : 62
'k100' : 62
Lekkie szarpnięcie, chwilowy zawrót głowy i już znajdowałam się w pobliskiej uliczce, niedaleko Leonadra. Szybkie omiecenie wzrokiem ciała, a zaraz potem ciche wypuszczenie powietrza z płuc. Udało Ci się nie rozszczepić, brawo. Zabrzmiał ironiczny głos w mojej głowie, który skwitowałam kwaśnym grymasem. Podeszłam bliżej mego towarzysza, z którym to spędziłam ostatnie godziny na przedzieraniu się przez wąskie korytarze piwnic. - Leo - Mruknęłam cicho, stając tuż za nim, bardziej w celu poinformowania go o swej obecności, niżeli chęci podjęcia rozmowy. Gdzieś przed nami, amnezjatorzy odprawiali ostatnich mugoli. Sprawa wyglądała poważnie. Gdzie Adrien? Gdzie Minnie? Miałam wrażenie, że moje wnętrzności tańczą nerwową salsę. - Co z Magrit? Widziałeś ją? - Spytałam nagle, kiedy uświadomiłam sobie, że brakuje nam jeszcze jednego Zakonnika. Przecież była tuż za nami i... Może ciągle czekała na podwórzu? Cholera. Jak mogliśmy zapomnieć o jednym z nas... Przygryzłam wargę, świdrując wzrokiem okolicę, która z minuty na minutę pustoszała.
- Co robimy? Czekamy? - Kolejne pytanie wycelowane w Leonarda i spojrzenie pełne zdenerwowanie. Stanie jak kołek i czekanie na rozwój wydarzeń wyjątkowo mi nie pasowały.
- Co robimy? Czekamy? - Kolejne pytanie wycelowane w Leonarda i spojrzenie pełne zdenerwowanie. Stanie jak kołek i czekanie na rozwój wydarzeń wyjątkowo mi nie pasowały.
And on purpose,
I choose you.
.
I choose you.
.
Lilith Greengrass
Zawód : Auror
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Don't mistake my kindness for weakness,
I'll choke you with the same hands I fed you with.
I'll choke you with the same hands I fed you with.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Schował się za gzymsem przylegając plecami do ściany. Obawiał się trochę, że szczęk zapadającego się w cienkim lodzie obcasa jego buta okaże się gwoździem do trumny, lecz na szczęście nikt nie zwrócił na niego uwagi. Zwinny słoń wychylił się gdy uznał to za bezpieczne by dać Minni znać, że droga wolna i może do niego czmychać. Przecież nie uciekłby nie upewniwszy się, że jej się to też udało. Dopiero gdy dołączy do niego oddaliłby się wraz z nią z tego miejsca. Nie myślał jeszcze o tym gdzie udała się reszta i czy kogoś brakowało. Jeszcze.
Adrien Carrow
Zawód : Ordynator oddziału Zakażeń Magicznych
Wiek : 46
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Wznosić się i upadać jest rzeczą ludzką. Ważne jest by nie bać się na nowo rozkładać swych skrzydeł i sięgać wyżej.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Stał jeszcze chwilę, przyglądając się jednemu z aurorów z uwagą, by zaraz skinąć mu głową. Nie dziwił się koledze z pracy, jego przenikliwemu spojrzeniu i próbom uchwycenia jakichkolwiek symptomów kłamstwa. Tylko Skamander nie kłamał. Po prostu nie mówił wszystkiego co wiedział, a przynajmniej - jeśli chodziło o obecność Zakonu.
Uśmiechnął się lekko mijając skonfundowanemu niedawno mężczyźnie. Odwrócił głowę na słowa kolejnego - Mogę rozmawiać z Rogeresem jeśli trzeba - dodał pewnie, ale bez wyzwania. Wiedział po prostu co było w tej sytuacji słuszne, a szefa Biura Aurorów cenił sobie wyjątkowo mocno. Jego zaufania nie umiały zawieść i wierzył, że Jordan potrafił też obdarzyć zaufaniem Skamandera. Jeśli..rzeczywiście przyjdzie im rozmawiać o dzisiejszych wydarzeniach.
- ...fajerwerki były moje - dopowiedział jeszcze, przekraczając próg - Lepiej by skojarzyli huk ze znaną im "atrakcją" niż..z czymkolwiek innym - przeszedł przez drzwi, wstępując na ścieżkę, która już dziś pokonywał. Może w zupełnie innej formie, bez magicznych, roślinnych korytarzy, ale...nadal ten sam. Skierował kroki w stronę amnezjatorów, rejestrując po drodze obecność innych osób - Jeśli będę potrzebny, wiecie gdzie mnie znaleźć - zwrócił się do pracowników Ministerstwa, po czym wyciągnął (w końcu) - paczkę papierosów, by odpalić jednego zwyczajną, mogolską zapalniczką. Zaciągnął się mocno, czując jak zbawiennie drażniący dym obejmuje powierzchnię jego oddechu. Skierował kroki w stronę uliczki, w której zostawił motocykl. Może nie był obserwowany, ale nie chciał od razu gnać do przyjaciół, zakładał jednak, że towarzysze zdążyli już go zauważyć. Ruszył do nich później w następnej kolejności i z następnym, wypalanym papierosem.
Uśmiechnął się lekko mijając skonfundowanemu niedawno mężczyźnie. Odwrócił głowę na słowa kolejnego - Mogę rozmawiać z Rogeresem jeśli trzeba - dodał pewnie, ale bez wyzwania. Wiedział po prostu co było w tej sytuacji słuszne, a szefa Biura Aurorów cenił sobie wyjątkowo mocno. Jego zaufania nie umiały zawieść i wierzył, że Jordan potrafił też obdarzyć zaufaniem Skamandera. Jeśli..rzeczywiście przyjdzie im rozmawiać o dzisiejszych wydarzeniach.
- ...fajerwerki były moje - dopowiedział jeszcze, przekraczając próg - Lepiej by skojarzyli huk ze znaną im "atrakcją" niż..z czymkolwiek innym - przeszedł przez drzwi, wstępując na ścieżkę, która już dziś pokonywał. Może w zupełnie innej formie, bez magicznych, roślinnych korytarzy, ale...nadal ten sam. Skierował kroki w stronę amnezjatorów, rejestrując po drodze obecność innych osób - Jeśli będę potrzebny, wiecie gdzie mnie znaleźć - zwrócił się do pracowników Ministerstwa, po czym wyciągnął (w końcu) - paczkę papierosów, by odpalić jednego zwyczajną, mogolską zapalniczką. Zaciągnął się mocno, czując jak zbawiennie drażniący dym obejmuje powierzchnię jego oddechu. Skierował kroki w stronę uliczki, w której zostawił motocykl. Może nie był obserwowany, ale nie chciał od razu gnać do przyjaciół, zakładał jednak, że towarzysze zdążyli już go zauważyć. Ruszył do nich później w następnej kolejności i z następnym, wypalanym papierosem.
Darkness brings evil things
the reckoning begins
Dawny dom rodziny Dumbledore
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Somerset :: Dolina Godryka