Wydarzenia


Ekipa forum
Sala główna
AutorWiadomość
Sala główna [odnośnik]05.04.15 22:16
First topic message reminder :

Sala główna

Ku brzegom angielskim już ruszać nam pora, i smak waszych ust, hiszpańskie dziewczyny, w noc ciemną i złą nam będzie się śnił... Zabłysną nam bielą skał zęby pod Dover i znów noc w kubryku wśród legend i bajd...  

W tawernie już od wejścia czuć przejmujący swąd nade wszystko męskiego potu, a w drugiej kolejności - męskiego moczu. Silny zapach alkoholi drażniąco przesyca powietrze, skądinąd wyczuć można również nuty aromatów zgniłych ryb. Huk pijackich przyśpiewek dominuje nad wszechobecnym gwarem - prawie nie słychać przechwalającego się przy szynku mężczyzny, który opowiada o swojej ostatniej batalii, w której rzekomo wypatroszył morskiego smoka, mało kto zwraca uwagę na marynarzy tłukących się po mordach po przeciwległej ścianie. Zrezygnowany barman dekadencko przeciera brudną szklankę brudną szmatą, spode łba łypiąc na drzwi, które właśnie otworzyłeś...

Możliwość gry w czarodziejskie oczko, darta, kościanego pokera
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 20:27, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Sala główna - Page 7 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Sala główna [odnośnik]05.04.18 0:11
Wykrzywił usta, jakby nagle zalała je niemożliwa gorycz, kiedy rozmówca o znacznie gorszym statusie pozwolił sobie zmniejszyć dystans między nimi. Jakież to szczęście, że nie zetknęli się ze sobą przy tym, mimo wszystko jakaś odległość została zachowana. Potem zaś uniósł prawą brew w nieco teatralnym wyrazie zdziwienia, bo z ust Bojczuka padły słowa przynajmniej zaskakujące, jeśli nie kontrowersyjne. Gdyby ktokolwiek mu powiedział, że szlama może mieć większe rozeznanie w sztuce od niego, nie wahałby się tej osobie zaśmiać prosto w twarz, najlepiej gromko, aby szyderstwo wylało się z niego wyraźnie. A przecież był niezwykle świadom tego, iż jego wiedza o wszelkich rodzajach sztuki nie jest zbyt obszerna, ponieważ nigdy nie był nią zainteresowany. W dzieciństwie zdołano mu wpoić jedynie podstawy, więc rozróżniał gatunki literackie, techniki malarskie i potrafił wypowiedzieć co najwyżej po kilka kluczowych nazwisk artystów z różnych dziedzin, jak i wymienić najważniejsze ich dzieła. Lecz wiele czasu minęło od przyswojenia tych informacji, fakty już się mieszały, bo czyż wiedza nieużywana nie zanika?
Podejrzenie o spożywaniu alkoholu w dużych ilościach regularnie było dość logiczne, przynajmniej z punktu widzenia Alpharda. Miał przed sobą człowieka, któremu kradzież nie była obca, nazywał się żeglarzem i wcale nie musiał prosić się o kłopoty, bo te same go znajdowały. Całkowicie zasłużył sobie na to, aby mieć o nim złą opinię, jak również spodziewać się po nim najgorszego. Nadużywanie trunków wysokoprocentowych nie byłoby więc największą skazą Johnatana.
Był nawet ciekaw kiedy nadejdzie dzień, w którym to przyjdzie rozmówcy zakraść się ponownie na pokład jakiegoś statku, przynajmniej miałby pewność, że przez jakiś czas nie dane mu będzie spotkać go ponownie. Nie zdążył się dowiedzieć, bo do lokalu w jednej chwili wparowali przedstawiciele czarodziejskiej służby porządkowej, właściwie bez jakiegokolwiek ostrzeżenia dokonując szturmu. Naruszyli tym samym już i tak lewo utrzymywany porządek, przez co rozpoczęła się wymiana zaklęć pomiędzy rzeczonymi stróżami prawa i porządku publicznego a w różnym stopniu podbitymi gośćmi zastanymi w podrzędnym przybytku. Instynktownie poderwał się z miejsca, ale na tym poprzestał, łudząc się, że nie zostanie wciągnięty w stracie. Przez chwilę był skłonny nie reagować, kiedy jednak jedno z zaklęć pomknęło w jego stronę, skarcił się za bezczynność. Za późno, kolejny zbłąkany czar utrafił w ich dwójkę, łącząc ich dłonie mocnymi kajdanami. I jakoś nie było czasu na zniesmaczone reakcje, musieli działać wspólnie, póki nie wykaraskają się z tej paskudnej sytuacji.
Jak wiesz, to nie gadaj, tylko rób, co musisz – wysyczał w jego stronę zirytowany..
Po tych słowach znów rozbłysnął promień jakiegoś zaklęcia, ewidentnie skierowanego ku nim, chwycił więc mocno ramię Bojczuka i przyciągnął go do siebie stanowczo. Gdyby w tej chwili padł bezwładnie, musiałby ciągnąć go za sobą, co było jeszcze gorszą wizją niż uciekanie z nim ramię w ramię. Na całe szczęście odstąpiono od nich na chwilę, policjanci zajęci byli bardziej aktywnymi uczestnikami scysji.
Alphard Black
Alphard Black
Zawód : specjalista ds. stosunków hiszpańsko-brytyjskich w Departamencie MWC
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
step between the having it all
and giving it up
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t5607-alphard-black https://www.morsmordre.net/t5622-tezeusz#131593 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t5636-skrytka-bankowa-nr-1378 https://www.morsmordre.net/t5637-a-r-black
Re: Sala główna [odnośnik]05.04.18 1:24
Kiwam tylko głową, marszcząc przy tym nos i brwi i nawet nie zwracam uwagi, że kolejne zaklęcie leci w moją stronę! Czuję tylko jak Alphard ciągnie mnie za nadgarstek i zanim się zdążę obejrzeć jestem już nieprzyzwoicie wręcz blisko niego! Krzywię się, bo jeśli ja czuję się nader niekomfortowo to nawet nie chcę myśleć co w tym momencie przeżywa lord Black. Ale los lubi czasem płatać nam figle, chociaż od takich mógłby się powstrzymać! W każdym razie nie mam póki co czasu na żadne podziękowania, w zamian ruszając biegiem wzdłuż ściany - zaklęcia śmigają ponad naszymi głowami, odbijając się od murów Parszywego Pasażera, więc garbię się, żeby czasem jakimś nie dostać. Poruszanie się we dwójkę i tak nie jest zbyt łatwe! Kiedy jeden z policjantów zagradza nam drogę i szczerzy zęby w nieprzyjemnym uśmiechu, celując we mnie różdżką, to czym prędzej chwytam na wpół pełny kufel z najbliższego stolika i chlust! Prosto w oczy! To na krótką chwilę zbiło go z tropu, na tyle jednak długą, bym zdążył zasadzić mu mocnego kopniaka między nogi. Przeklina mnie głośno, ale zanim zdąży zrobić cokolwiek więcej dopada do niego dwóch innych marynarzy. Za to właśnie kochałem port - ogólnie każdy tutaj obiłby sobie nawzajem ryja, ale jak przychodziło do starć z policją, to nagle byliśmy jedną, wielką rodziną. Salutuje do nich we wdzięcznym geście i krzyczę.
- Ahoj wilki morskie! - a oni odpowiadają mi tym samym. Ruszam jednak dalej, po drodze, w akompaniamencie kolejnych okrzyków radości, rozbijając kilka butelek na łbach nieuważnych gliniarzy. To co się tu teraz dzieje to jakaś totalna masakra! Oprócz klątw latają butelki, kufle, krzesła i nawet jeden stolik gdzieś po drugiej stronie! Ludzie kłębią się, przewracają, kotłują, uciekają i wracają, można się poczuć jak na karuzeli. Nie wiem jakim cudem... chociaż nie, właściwie szedłem jak jakiś taran, nie odstępując od ściany, więc to właśnie dlatego udało nam się dotrzeć wreszcie do schodów i dalej przeskakując po dwa stopnie, mieszając się z tłumem piszczących tancerek. Tancerek akurat nikt nie tyka, przynajmniej nie umyślnie. One są tutaj świętością, nawet jeśli większe z nich grzesznice niż połowa żeglarzy.
- Schyl się! - krzyczę do lorda Blacka, bo taki z niego dryblas, że wystaje ponad tłum dziewek, który rozbiegł się kiedy tylko znaleźliśmy się na piętrze. Trzasnęły drzwi - jedne, drugie i trzecie, a pannice ukryły się w swoich pokojach. Zostaliśmy tu sami, chociaż wiedziałem, że już za moment pojawią się i inni nieproszeni goście. Dopadam do dębowych wrót, waląc w nie jedną pięścią, a po sekundzie skrzydło odskakuje od framugi i ktoś wciąga nas do środka.
- Taniucha! Nie wierzę! Czemu nie występowałaś dzisiaj? - Tania to była taka kurewka co ją każdy w porcie znał i każdy miał przynajmniej raz, ale lubiłem ją i ona mnie chyba też - Później pogadamy, Johny. - no racja, to zdecydowanie nie był odpowiedni moment na żadne pogaduchy. Mierzy wzrokiem lorda Blacka i puszcza do niego oczko, bo jego jeszcze w sobie nie miała, ale i na flirty nie pora, więc wpycha nas do swojej ogromnej szafy, gdzie toniemy w cekinach i piórach i pończochach i gorsetach i innych damskich pierdoletach, a jak tylko zatrzaskują się za nami drzwi, to słyszę, że wrota do pokoju ktoś otwiera z hukiem. Cały się aż pocę jak wieprz, taki jestem zestresowany, jednak mam nadzieję, że Tania sobie jakoś poradzi. Zawsze sobie radziła i nie raz już mi uratowała moje zacne cztery litery.
- Uuuu, panie władzo, poddaję się, proszę mnie ukarać! - słodki, kobiecy głos dociera do naszych uszu, a odpowiada mu niski, zachrypnięty.
- Mam przeszukać każdy kąt tego pokoju. - serce mi prawie staje w gardle, ale Taniuchna nie daje za wygraną.
- Naprawdę? A może najpierw przeszuka pan moje... kąty. - przez chwilę milczą i mam wrażenie, że ta chwila trwa wiecznie. W ciemności nawet nie widzę twarzy lorda Blacka, chociaż jak sobie ją wyobrażam to maluje się teraz na niej prawdziwe zniesmaczenie albo coś w tym guście. Po tej ciągnącej się w nieskończoność chwili wahania ktoś powoli zamyka drzwi, a po eterze rozchodzą się ciche chichoty. Każdy ulegał Tani, chyba tylko eunuch by na nią nie polecial... Niezbyt to jest może komfortowe słyszeć jak się zabawiają, ale wolę to niż ten sztorm, co się rozpętał w głównej sali. Nie mam pojęcia ile siedzimy w tej szafie, chociaż wydaje mi się, że całą wieczność, już nawet prawie przysypiam, kiedy rozbudza mnie walenie w drzwi pokoju i kolejny męski głos.
- Jest tam kto?! Wychodzimy! Mamy już tych, po których tu przyszliśmy! - wrzeszczy jakiś gość, a zboczuszek co jeszcze przed chwilą baraszkował z Tanią odpowiada - No idę! W tym pokoju czysto! - słyszę jak żegna się z dziewką i wreszcie drzwi się za nim zamykają, więc wypadam z tej szafy (cały w piórach, guziczkach i z pończochą na łbie), łapiąc trochę powietrza.




Johnatan Bojczuk
Johnatan Bojczuk
Zawód : maluje, kantuje, baluje
Wiek : 25
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
kto kombinuje ten żyje
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5318-johnatan-bojczuk https://www.morsmordre.net/t5328-majtek#119230 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f167-gloucestershire-okolice-bibury https://www.morsmordre.net/t7231-skrytka-bankowa-nr-1332 https://www.morsmordre.net/t5516-johnatan-bojczuk
Re: Sala główna [odnośnik]06.04.18 15:15
Nie było czasu na ukazywanie sobie jawnej niechęci, kiedy należało reagować szybko, aby oddalić od siebie niebezpieczeństwo. Choć uratował od nieszczęścia brudną szlamę – o zgrozo! – zrobił to tylko po to, aby uniknąć utrudniania sobie drogi ucieczki. Póki byli ze sobą skuci łańcuchem, na którego pozbycie się również nie mieli zbytnio czasu, byli na siebie skazani. Gorszą wizją od współpracy z Bojczukiem był jeszcze żałośniejszy obrazek złapania lorda Blacka i wtrącenie go na dobę do cuchnącego Tower. Wolał nie wyobrażać sobie, jakie konsekwencje wywołałoby podobne zdarzenie. Już wystarczająco przez te wszystkie lata nadwyrężył samym swoim jestestwem wizerunek rodu. A przecież i w tej sytuacji znalazł się przez własne usposobienie, bo co jakiś czas musi dać o sobie znać jego niespokojna dusza. Dał się więc ciągnąć wzdłuż ściany, po drodze robiąc wszystko, aby tylko nie oberwać nie tylko zaklęciem, co żadnym rzuconym ze sporą siłą przedmiotem. Co rusz schylał się, wyginał to do przodu, to do tyłu, cały czas trzymając się za plecami żeglarza, na chwilę odsuwając na bok wszystkie dzielące się różnice. Teraz coś ich łączyło – za wszelką cenę chcieli uniknąć zatrzymania przez czarodziejską policję.
Przed nimi tak po prostu wyrósł jeden z przedstawicieli służby porządkowej i mierzył ku nim różdżką, lecz Bojczuk wykazał się tak ogromną zwinnością i szybkością, ale i równie dużą pomysłowością, czym wybawił ich z opresji. Skutecznie udało mu się odciągnąć od nich chwilowo uwagę, kiedy chlusnął urzędasowi piwem w twarz. Na pomoc ruszyły im dwa wilki morskie. Sam w końcu chwyta za jakiś kufel i rozbija go na łbie czarodzieja wykonującego czynności zawodowe, nawet nie wiedząc, że tym samym ułatwia pewnemu osiłkowi znokautowanie go. W pewnym momencie liczba rzucanych zaklęć mimo wszystko zaczęła maleć, a zaczęło toczyć się więcej starć na gołe pięści. Myśl o użyciu zwierzęcej siły powinna go zniesmaczać, lecz był szczerze zaintrygowany całą tą burdą, od której zaszumiało mu w głowie, kiedy tylko skronie zaczęły wściekle pulsować z ekscytacji. Skok adrenaliny przypadł mu do gustu.
Dopadli do schodów, gdzie skryli się pomiędzy umykającymi niewiastami, gdy Alphard z łaski swojej dostosował się do wyartykułowanej ku niemu prośbie i schylił się, aby lepiej wtopić się w tłum. Wpadają na piętro, lecz wszystkie drzwi się przed nimi zamykając. Tylko jedne po chwili walenia w nie w końcu się otwierają i zostają wciągnięci do jednego z pomieszczeń. Ciemne spojrzenie Blacka nie wyłapuje zbytnio żadnych szczegółów, co najwyżej puszczone do niego oczko przez Tanię, na które woli nie reagować. W innych okolicznością nie wahałby się uznać ją za ostatnią wywłokę, lecz teraz, kiedy ratuje mu skórę – im – unika zaszufladkowania jej osoby.
Szafa jest wystarczająco duża, aby pomieścić ich obu, jednak Alphard musi być mocno schylony, przez co mimowolnie przylega do kompana i dopiero ten kontakt fizyczny wymusza na nim wykrzywienie twarzy z obrzydzenia. Jednak dźwięki, które do nich dochodzą, zniesmaczając go zdecydowanie bardziej. Kompletnie nie wie za jakie grzechy znalazł się w takiej sytuacji, ale nie chce o tym myśleć. W ciemnej przestrzeni szybko robi się duszno, szal z piór nieprzyjemnie łaskocze go w twarz, a jakiś metalowy element jakiejś części damskiej garderoby wciska w plecy.
Gdy słyszą, że niezbyt profesjonalny policjant wyszedł z pokoju, Bojczuk wypada z szafy, a Alphard za nim i ledwo utrzymuje pion, bo tak mocno został pociągnięty do przodu. Wreszcie udaje mu się porządnie rozejrzeć po pokoju Tani, od razu zauważając, że jest o wiele czyściej i porządniej niż na dole. Przede wszystkim nie śmierdzi tu szczynami, choć czuje, że woń tanich perfum niedawno zmieszała się zapachem potu, ale udaje mu się zachować beznamiętną maskę na twarzy.
Dziękujemy za pomoc, pani – wyrzuca z siebie wdzięcznie, nad wyraz uprzejmym tonem, kierując spojrzenie na ich wybawicielkę. Natychmiast dostrzega, że kobieta próbuje doprowadzić się do porządku, poprawiając kiecę, którą zapewne wcześniej zadarła dla tamtego wielmożnego gościa, więc szybko odwraca wzrok gdzieś w bok, mimo to czerwone plamy wstydu pojawiają się na jego twarzy. Niech to szlag!
Pozbądźmy się tego łańcucha – wyrzuca z siebie w końcu, potrząsając swoją dłonią, a więc i metalem, których łączy ich ręce. – Wiem, że możesz się pochwalić zręcznymi dłońmi, Bojczuk, więc to nie powinien być problem.
Mimo wszystko wolał nie używać zaklęć niecałe dwa tygodnie po tym, jak Wielką Brytanię nawiedziły straszne anomalie. A tancerka, tak rozchwytywana, z pewnością ma do użyczenia jakąś wsuwkę. I nie wątpił w istnienie pewnych talentów swojego towarzysza.
Alphard Black
Alphard Black
Zawód : specjalista ds. stosunków hiszpańsko-brytyjskich w Departamencie MWC
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
step between the having it all
and giving it up
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t5607-alphard-black https://www.morsmordre.net/t5622-tezeusz#131593 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t5636-skrytka-bankowa-nr-1378 https://www.morsmordre.net/t5637-a-r-black
Re: Sala główna [odnośnik]06.04.18 22:43
Zdejmuję z głowy pończochę i odrzucam ją w bok, a później się uśmiecham do Tani i ona do nas również.
- Jaki grzeczny! Ależ proszę, drogi panie, zawsze do usług. - kobieta dyga jak jakaś szlachcianka i zbliża się do nas, a ja od razu ją obejmuję w pas wolną ręką.
- Tania, normalnie jesteś najlepsza! Jestem twoim dłużnikiem... - chylę przed nią głowę, a ona na to, że nie od dzisiaj. W sumie to fakt - gdybym miał zliczyć wszystkie razy, kiedy Tania wyciągała mnie z bagna to by mi palców nie starczyło - i tych u dłoni i tych u stóp. Potrafiła czarować, nie tylko swoim niezwykłym urokiem, była naprawdę wybitną czarownica i jak czasem o tym myślałem, to nie mogłem uwierzyć, że życie zaprowadziło ją właśnie tutaj.
- Może ci się jakoś odwdzięczę? - pytam, mrugając doń jednym okiem i się przysuwam żeby ją ucałować, ale odpycha mnie, śmiejąc się cichutko i wbija spojrzenie w lorda Blacka - Nie chcę żebyś mi się odwdzięczał, ale twój przyjaciel... - wyciąga ku niemu dłoń, a ja ją zaraz odsuwam, bo... cholera, czuję ukłucie zazdrości!
- Mój przyjaciel ma narzeczoną! On z tych wiernych, nie ma szans. - kłamię, wywracając przy tym oczami, a Tania nadyma słodko policzki i zaczyna swoją tyradę, że jego narzeczona to ma szczęście i że ona też kiedyś trafi na swojego rycerza na białym koniu, który ją wyrwie z tego portu, bla, bla, bla... Przechadza się przy tym po pokoju, w końcu zasiadając przy toaletce i poprawiając fryzurę. Widzę, że mimo wszystko obserwuje nas w lustrzanym odbiciu.
- Dobra, dobra, to będzie łatwizna. - kiwam głową, a zanim wyrzucę z siebie kolejną prośbę, kobieta rzuca mi wsuwkę. Łapię ją w locie, po czym wyginam w zębach i unoszę dłoń by rozbroić pierwszy zamek. Mocno marszczę przy tym brwi, chwilę majstruję w dziurce i nagle klik! jestem wolny. Przez moment w sumie dumam czy powinienem jeszcze pomagać Alphardowi, bo jakoś nie widzę wdzięczności w jego oczach, ale w końcu wystawiam do niego rękę.
- Pokaż to. - chwytam go mocno za dłoń i podsuwam ją sobie pod oczy. Wsuwam spinkę w kolejny zamek, znowu chwilę przy nim majstruję, aż słyszymy kolejny klik! i kajdanki opadają na podłogę. Zahaczam wsuwkę o kawałek materiału ponad środkowym guzikiem mojego płaszcza, po czym rozmasowuję nadgarstek, pozbywając się delikatnie czerwonych śladów. Spoglądam na Alpharda.
- Czy ten wieczór dostarczył lo... - na moment milknę, kątem oka zerkając w gładką taflę zwierciadła, gdzie Tania poprawia właśnie makijaż, malując usta bordową szminką. Gdyby się dowiedziała, że ten tutaj to jest najprawdziwszy lord to by mu już w życiu nie dała spokoju! Ona marzyła, że jakiś szlachcic kiedyś tu wpadnie i utonie w jej chudych ramionach, dając swoje nazwisko - ...ci wystarczająco dużo rozrywki? - bo tego tu właśnie szukał, czyż nie? Rozrywki. No to Parszywy Pasażer mu ja zapewnił, chociaż dla lokalsów był to dzień jak co dzień.




Johnatan Bojczuk
Johnatan Bojczuk
Zawód : maluje, kantuje, baluje
Wiek : 25
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
kto kombinuje ten żyje
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5318-johnatan-bojczuk https://www.morsmordre.net/t5328-majtek#119230 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f167-gloucestershire-okolice-bibury https://www.morsmordre.net/t7231-skrytka-bankowa-nr-1332 https://www.morsmordre.net/t5516-johnatan-bojczuk
Re: Sala główna [odnośnik]07.04.18 2:05
Zgadza się – przytaknął natychmiast. – Myślę nawet, że narzeczona trzyma mnie na krótkiej smyczy – skłamał całkiem gładko, chętnie korzystając z wymówki podanej wcześniej przez Bojczuka, jeśli tylko to pozwoli utrzymać Tanię z dala od niego. Rzecz jasna nadal jest jej niezwykle wdzięczny za pomoc, jednak naprawdę nie miał ochoty mieć z nią większej styczności, choćby miało to być jedynie uściśnięcie jej dłoni. Na całe szczęście po jego słowach, jak i reakcji żeglarza, śmieje się perliście, jakby usłyszała najśmieszniejszy żart w swoim życiu, zarazem rezygnując z dalszych prób dążenia do jakiejkolwiek bliskości.
Najwidoczniej na zbyt krótkiej smyczy, skoro tutaj jesteś.
Po tych słowach rozpoczyna litanię, która stanowi listę męskich przywar. Alphard ma okazję usłyszeć z ust Tani, że ta nie ma szczęścia do mężczyzn. Na jej drodze stawali sami krętacze, pijacy i damscy bokserzy. Nie miała wielkich wymagań, najwidoczniej te z czasem zmalały, jak w każdym przypadku, gdy wreszcie następuje konfrontacja pragnień z realnymi możliwościami. Wcale by się nie obraziła, gdyby trafił jej się przystojny lord, co zasypałby ją złotem, ale również nie pogardziłaby rozważnym kawalerem, niekoniecznie bogatym, po prostu z natury dobrym, który mógłby utrzymać dom, a przy okazji ją i dwójkę brzdąców. Przyglądał jej się krótką chwilę, trzeźwym okiem próbując oszacować szanse na jej powodzenie. Jakoś nie chciał pozbawiać jej złudzeń, skoro to z nich czerpała siłę do dalszego stawiania czoła nieprzychylnemu światu.
Nie wątpię – odpowiedział z wrednym uśmieszkiem, w odbiciu lustra dostrzegając, jak tancerka puszcza mu zalotnie oczko i chyba z premedytacją chciała go tym nieco podrażnić, bo uśmiechnęła się z satysfakcją pod nosem, gdy tylko Black odwrócił wzrok. Pierwszy zamek kajdan puszcza i tak oto Bojczuk wyswabadza swą dłoń. Alphard jest gotów już teraz opuścić pomieszczenie, jednak towarzysz z dzisiejszej przygody łapie mocno za jego dłoń, aby również i ją uwolnić z metalowego ucisku. To zaskakujące, prawie jak gest przyjaźni czy może zakopanie topora wojennego. Lord nie skrzywił się po fizycznym kontakcie ze szlamą, nieco zadziwiające, ale prawdziwe.
Wystarczająco, abym uznał, że było całkiem ciekawie – stwierdził z lekkim rozbawieniem po chwili namysłu, bo przecież wcale nie musiał udzielać odpowiedzi. Szybko jednak znów przyobleka twarz w maskę chłodnej, beznamiętnej powagi. – Chyba na nas pora. Nie powinniśmy dłużej nadużywać życzliwości dobrej pani.
Och, nonsens! – odpowiada szybko wspomniana dama, odwracając się gwałtownie w ich stronę, lecz spojrzenie wbijając przede wszystkim w Alpharda. – Nie mam nic przeciw, żeby został pan dłużej.
Za to Black ma już w głowię całą listę argumentów, dla których zostać nie powinien.
Bardzo dziękuję za gościnę, ale obowiązki wzywają – odparł stanowczo, potem ułożył usta w subtelny uśmiech, skinął głową i zaraz skierował się ku wyjściu. Nie obejrzał się za siebie na Bojczuka, lecz w progu rzucił jeszcze: – Do nierychłego zobaczenia, Johny.
Jego imię wymawia kąśliwie, ale zaraz po tym już go nie ma. Szybko opuszcza lokal, wcześniej jednak upewniając się, że nigdzie na ulicy nie czyha jakiś mniejszy patrol złożony z funkcjonariuszy czarodziejskiej policji. Mając już wystarczająco wrażeń w tym dniu powraca do rodzinnego domu z myślą, aby nikt nie dowiedział się o tym incydencie.

| z tematu
Alphard Black
Alphard Black
Zawód : specjalista ds. stosunków hiszpańsko-brytyjskich w Departamencie MWC
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
step between the having it all
and giving it up
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t5607-alphard-black https://www.morsmordre.net/t5622-tezeusz#131593 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t5636-skrytka-bankowa-nr-1378 https://www.morsmordre.net/t5637-a-r-black
Re: Sala główna [odnośnik]09.04.18 18:38
- No cóż, w dokach zawsze tętni życiem. - wzruszam ramionami, bo taka prawda. Nuda to tutaj było jakieś pojęcie całkiem wymarłe, nieużywane od lat. I mi to jak najbardziej pasowało, bo od zawsze byłem żądny przygód. Obserwuję Tanię w lustrze, puszczając do niej oczka, bo mam nadzieję, że mnie nie wyprosi po zniknięciu Alpharda, którego żegnam głośnym.
- Bywaj zdrów! - mimo wszystko nie życzyłem nikomu źle, nie leżało w mojej intencji przeklinanie nawet wrogów. Patrzę jak drzwi się za nim zamykają i chcę już tonąć w ramionach Taniuchny, ale ona coś nie ma dzisiaj nastroju na figlowanie ze mną, więc tylko mi daje buziaka w czółko i mówi, że jest zmęczona, głowa ją boli, musi odpocząć, potrzebuje ciszy... No to trudno! I ją więc żegnam radosnym trzymaj się, najśliczniejsza, a w końcu opuszczam jej pokój i znowu się upijam w barze na dole, śpiewając szanty z tutejszymi marynarzami, aż wreszcie zaczyna świtać i trzeba opuścić Parszywego Pasażera chociaż na tę krótką chwilę zanim słońce nie zawiśnie ponad horyzontem i nie zbierze się tam kolejna ekipa, do której zresztą dołączam jak tylko zaczynają okupywać bar. Lubiłem spędzać czas przy barze, tam zawsze człowiek mógł znaleźć towarzystwo, a i tutejszych barmanów całkiem lubiłem, chociaż mnie zawsze straszyli, że nic już nie dostanę jak nie ureguluję długów, a ja wtedy mówiłem, że ureguluję i proszę mi dopisać do rachunku. Ten mój rachunek to był już pewnie dłuższy niż wszystkie wypracowania co je pisałem podczas mojej szkolnej kariery, ale trudno! Jak już zdobędę wszystkie skarby świata to przecież oddam co do knuta. I to wszystkim, żeby mnie później już nikt nie osądzał o nic... Tak czy siak kolejny dzień zaczął się więc tak samo jak poprzedni i oby tylko nie skończył się podobnie, bo po pierwsze nie miałem ochoty się znowu kryć w jakiejś szafie, dochodzić z policją ani spotykać z lordem Blackiem, bo przecież doskonale wiedziałem, że owa przygoda nic między nami nie zmieniła i on dalej najchętniej widziałby mnie martwego, a ja z kolei bardzo bym chciał położyć łapska na jego sakiewce.

/zt






Ostatnio zmieniony przez Johnatan Bojczuk dnia 07.05.18 1:11, w całości zmieniany 2 razy
Johnatan Bojczuk
Johnatan Bojczuk
Zawód : maluje, kantuje, baluje
Wiek : 25
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
kto kombinuje ten żyje
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5318-johnatan-bojczuk https://www.morsmordre.net/t5328-majtek#119230 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f167-gloucestershire-okolice-bibury https://www.morsmordre.net/t7231-skrytka-bankowa-nr-1332 https://www.morsmordre.net/t5516-johnatan-bojczuk
Re: Sala główna [odnośnik]22.04.18 20:58
20 czerwiec (wieczór)


Gorąca woda zmyła z ciała kurz i resztki zaprawy, którą ubrudziła sobie dłonie jeszcze tego samego popołudnia, poświęconego na - ku chwale ironii - dołożenie swojej cegiełki do Białej Wywerny, którą mieli obowiązek odbudować jak najszybciej, bo taki był rozkaz Pana. Ciepła kąpiel pożegnała lekki ból w ramionach; nie była przecież delikatną dziewczyną, ciało miała wytrenowane i gibkie, nie tak silne jak by sobie tego życzyła, lecz przynajmniej wciąż cieszyła się kobiecą sylwetką. Zmyła z siebie cały bród i smród Śmiertelnego Nokturnu, przesiąkniętego rynsztokiem. Później, przy starym, trzeszczącym gramofonie i płynącej zeń niespokojnej muzyki, piła wielki kubek czarnej, mocnej kawy - nigdzie się przecież nie śpieszyła, zmierzch dopiero zapadał, nie zamierzała się pojawić w Parszywym Pasażerze jako pierwsza. Pszeniczne włosy zdążyły wyschnąć same, a Sigrun spędziła co najmniej dwa kwadranse na rozczesywaniu ich kościanym grzebieniem i rozważaniem, po co właściwie wysunęła propozycję spotkania Caelanowi Goyle - bo nie mieli już ku nim powodów, bo sądziła, ze to rozdział zamknięty. Nie lubiła jednak ograniczeń, tym bardziej nie stawiała ich sobie sama, łamała wszystkie zasady, nawet te własne. Mając za towarzystwo jedynie wiernego owczarka niemieckiego, wylegującego się leniwie na kanapie (nigdy nie miała serca by go przegonić), dopiła zimną już kawę i założyła na siebie czystą, ciemnozieloną szatę. Dopaliła papierosa, poklepała psa po pysku z czułością w spojrzeniu i zniknęła mu z oczu.
Donośny trzask oznajmił teleportację; przez ułamek sekundy czuła się przeciskana przez bardzo ciasną rurę, której nie sposób dostrzec, pomimo szeroko otwartych podczas całego tego procesu oczu, lecz w jedno uderzenie serca stała już gdzie indziej - pod stopami zachrzęścił śnieg, a w nozdrza wdarł się bukiet, nie do końca dlań przyjemnych, zapachów. Powietrze przesycone morską solą, świeżymi i nieco mniej rybami, a także alkoholem. Silny wiatr wzburzył morze, szum fal nie był kojący, a niema złowieszczy. Ciemne, bezgwiezdne, bo przysłonięte ciężkimi chmurami niebo roziskrzyła plątanina błyskawic w oddali. Zbierało się na burzę. Kilka uderzeń serca, a rozległ się potężny grzmot, na wietrze załopotała ciemna, długa spódnica, z wysokim rozcięciem na wysokości uda. Nie wyglądała jednak nieprzyzwoicie, pod nią miała czarne, skórzane spodnie, przylegające do nóg niczym druga skóra. Rookwood przyśpieszyła kroku, nie chcąc zmoknąć w deszczu, który lada chwila miał spaść na ziemię wraz ze śniegiem. Nieopodal majaczyły okna Parszywego Pasażera, pełne ciepłego światła z wnętrza, nie musiała specjalnie nadstawiać ucha, by już teraz usłyszeć płynący zeń hałas: muzykę i głośne rozmowy słychać były już z dystansu, a po przekroczeniu progu niemal rozbolały ją uszy. Zalany mężczyzna przy barze wył wniebogłosy, myśląc, że wszyscy chcą jego bardzo luźnej interpretacji popularnych szant; barman znużony wycierał brudne szklanki, które mimo jego zawziętych ruchów wcale nie stawały się czystsze, a na kawałku wolnej przestrzeni pomiędzy stolikami, służącej za parkiet, kiwało się kilka par. Pora była już późna, lecz rozmowy stawały się tu coraz głośniejsze, głównie za sprawą coraz to głośniejszych awantur, toczonych pod wpływem alkoholu, a marynarska muzyka przebrzmiewała ponad wątpliwie przyjemny śpiew pijaka przy barze.
Miała nadzieję, że go już tuż zastanie; nie chciała przecież, by wyszło na to, że to ona czeka na niego, dlatego zjawiła się na miejscu o późnej godzinie, nie mając nawet pewności czy w ogóle przyjdzie - coś w jego spojrzeniu, które zdążyła uchwycić, nim teleportowała się z placu odbudowy Białej Wyweny, mówiło Sigrun, że owszem. Nie pomyliła się, po kilku chwilach błądzenia między stolikami, podczas których była zmuszona złośliwym zaklęciem powstrzymać lepkie łapska, które wyciągnął ku niej kolejny pijaczek, dostrzegła barczystą, potężną sylwetkę Goyle'a przy stoliku w kącie. Nie zwlekała, bo i po co, podeszła do niego i nie czekając ani na zaproszenie, ani na to, by odsunął jej krzesło, usiadła na nim bezceremonialnie, zakładając nogę na nogę i opierając się łokciem o stół.
- Co za niespodzianka - rzuciła ironicznie, nie widząc potrzeby przywitań, skoro widzieli się kilka godzin temu; w Parszywym Pasażerze cuchnęło pijakami i rumem, lecz kiedy usiadła blisko, ponad ten wątpliwy bukiet zapachów wybiły się ciężkie, lekko piżmowe perfumy. Zsunęła z ramion płaszcz z podszewką z lekkiego futra, przewiesiła go przez oparcie krzesła, po chwili wyciągając z jego kieszeni paczkę papierosów - wyciągnęła jednego i wetknęła sobie do ust, a jakże. - Zagramy? - spytała nagle, ni stąd, ni zowąd, wyciągając z drugiej kieszeni trzy zwykłe kostki do gry i różdżkę. Nie uniosła jej jednak po to, by zaatakować, lecz wyczarować najzwyklejszy, nieprzezroczysty kubeczek, do którego wrzuciła kostki.


She's lost control
again
Sigrun Rookwood
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am

r u i n a t i o n
OPCM : 35 +2
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 47 +5
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Metamorfomag
i n s a n e
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t5310-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/t5379-astrid#121534 https://www.morsmordre.net/t12476-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/f100-harrogate-skala https://www.morsmordre.net/t5380-skrytka-bankowa-nr-1330#121543 https://www.morsmordre.net/t5381-sigrun-n-rookwood#121544
Re: Sala główna [odnośnik]27.04.18 21:22
Nie pobył w swej rezydencji długo. Przede wszystkim dlatego, że wrócił do niej stosunkowo późno - przed opuszczeniem Białej Wywerny dokończył zaczętą przez siebie ścianę i podjął próbę dopilnowania zostających na placu budowy robotników. Inną sprawą było, że odkąd zawinął do portu na dłużej i zaczął spędzać w domu więcej czasu, nie czuł się w nim swobodnie. Miesiące spędzone na morzu sprawiły, że odzwyczaił się od przymusu tolerowania swej czcigodnej małżonki, odpowiadania na jej pytania, rozmawiania o ich wspólnym potomku. Coraz poważniej rozważał zakupienie sobie - lub jej - innego lokum, by ograniczyć ich kontakt jedynie do sporadycznej wymiany sów. Tu jednak pojawiało się pytanie - co mieliby zrobić w takim wypadku z synem? Najrozsądniej było odczekać, aż poślą go do szkoły, do Durmstrangu. Jednak czy wystarczy mu do tego czasu cierpliwości...
W dokach pojawił się wczesnym wieczorem. Przeteleportował się tam z cichym trzaskiem, w duchu klnąc szpetnie na związane z tym nieprzyjemności, i poprawił swój cylinder. Nie od razu jednak skierował się do Parszywego Pasażera. Wpierw udał się do portu, by nacieszyć oczy widokiem rodzinnego żaglowca Goyle'ów. Nie został tam jednak długo; pogoda nadal nie należała do najlepszych, toteż przemierzając powoli zalegające na ziemi zaspy śniegu udał się do wskazanego przez Rookwood lokalu.
Nie skrzywił się, kiedy w nozdrza uderzyły go wymieszane ze sobą zapachy potu, moczu, alkoholu, wszak dla żeglarza nie były one niczym nowym, niczym nadzwyczajnym. Rozejrzał się uważnie po wnętrzu Pasażera - jeszcze nikt się nie bił, jeszcze dało się znaleźć wolny stolik, a Rookwood nie było wśród klientów speluny - i ruszył w kierunku zblazowanego barmana, cierpliwie wycierającego szmatą kolejną ze szklanek. Nie zastanawiając się wiele nad wyborem zakupił butelkę rumu, zabrał ze sobą dwa szkła i przeszedł do luźniejszej części sali, zajmując w końcu miejsce w kącie. Zdjął cylinder i odłożył go na blat stolika, następnie pozbył się swego charakterystycznego płaszcza i podwinął rękawy koszuli.
Z każdą kolejną chwilą w Pasażerze robiło się coraz to głośniej; ktoś najwyraźniej przesadził już z alkoholem, bo zaczął wykrzykiwał słowa przyśpiewek bez ładu i składu, inny podjął próbę zagłuszenia go marynarską muzyką, jeszcze inny - uciszenia go pięścią. Caelan zaś dopiero teraz, gdy dotarł na miejsce i został sam ze swoimi myślami, zaczął zastanawiać się, co on tu właściwie robi. Dlaczego stawił się we wskazanym miejscu? Czego spodziewał się po tym spotkaniu? I czy Rookwood planowała w ogóle do niego dołączyć, czy jedynie bawiła się jego kosztem? Nie znał jej przecież, co było dość istotnym elementem ich wygodnego układu, a co sprawiało, że musiał zadawać sobie te wszystkie pytania.
Nie wiedział, ile minęło czasu, nim ujrzał ją przeciskającą się między pijaczkami, wyraźnie kierującą się w jego stronę. Czas też można było jednak określić połową butelki. Milczał, dopóki nie zajęła miejsca, nie założyła nogi na nogę - eksponując przy tym widowiskowe rozcięcie swej spódnicy - i nie oparła się kokieteryjnie o blat, posyłając mu jeden ze swych charakterystycznych, nieco szalonych uśmiechów.
- Rookwood - zachrypiał cicho, nie widząc potrzeby, by witać się z nią w bardziej wylewny sposób. Nie spuszczał jej z oka, kiedy sięgała po papierosa, kiedy wtykała go sobie między wargi, lecz nie poprosił o jednego dla siebie. Zamiast tego powoli uniósł do ust prawie pustą już szklaneczkę z rumem, a następnie napełnił ją ponownie alkoholem; zrobił to samo z drugim szkłem, nie pytając nawet, czy kobieta zamierza pić. Doskonale znał odpowiedź na to pytanie.
- W porządku - odparł po chwili, spoglądając w kierunku wyczarowanego przez nią kubeczka i wyjętych z kieszeni kostek. - A o co chcesz zagrać? - dodał prędko biorąc sprawy w swoje ręce i jeszcze nim zdążyła mu odpowiedzieć, dokonał swego rzutu. Ulokował wzrok na twarzy łowczyni i odetchnął głębiej, by poczuć zapach jej perfum, nie zaś otaczającego ich zewsząd smrodu, w oczekiwaniu na jej reakcję.



paint me as a villain


Ostatnio zmieniony przez Caelan Goyle dnia 11.05.18 17:54, w całości zmieniany 1 raz
Caelan Goyle
Caelan Goyle
Zawód : Zarządca portu, kapitan statku
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
I must go down to the sea again, to the lonely sea and the sky.

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5834-caelan-goyle https://www.morsmordre.net/t5945-ethelinda https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f174-dzielnica-portowa-high-timber-street-8-5 https://www.morsmordre.net/t6368-skrytka-bankowa-nr-1403#161394 https://www.morsmordre.net/t5874-caelan-goyle#138874
Re: Sala główna [odnośnik]27.04.18 21:22
The member 'Caelan Goyle' has done the following action : Rzut kością


#1 'k6' : 1

--------------------------------

#2 'k6' : 3

--------------------------------

#3 'k6' : 1
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Sala główna - Page 7 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Sala główna [odnośnik]29.04.18 23:09
Odwiedzała Parszywego Pasażera już nie pierwszy raz. Nigdy nie miała nic wspólnego z morzem, nie interesowały ją wodne podróże, najlepiej czuła się w głębi lądu, w leśnej gęstwinie - z kuszą w ręku i w siodle. Polowania nie były jednak jedyną rozrywką, na którą miała ochotę, szlajanie się po pubach i barach wszelkiej maści także do nich należało - zwłaszcza takich, gdzie można było się dobrze napić, potańczyć, albo na kogoś nawrzeszczeć. Parszywy Pasażer należał do ostatniej kategorii. Zawsze znalazł się ktoś, na kim mogła wyładować swoją złość i rzucić wyzwanie pojedynku. Kilkukrotnie spotkali się w tym miejscu także z Goylem, choć preferowała na te spotkania inne miejsca - na górze mili zbyt niewygodne i wąskie łóżka.
- To ja - potwierdziła, wygłaszając na głos oczywistość, czemu towarzyszył niedbały gest komediancko rozłożonych dłoni. Spojrzała na drugą szklanką, którą bez zwłoki zapełnił - niespecjalnie przepadała za rumem, lecz to najpewniej najlepsze, co mogli tu dostać, a z Caelanem piła najczęściej właśnie to - nic dziwnego, skoro był żeglarzem. Nie zamierzała narzekać, co więcej: - Dziękuję - wyrzekła zawadiacko, dłonią, w której trzymała papierosa sięgając po szklankę, którą przytknęła sobie do ust, gdy Goyle odebrał od niej kubeczek i kości. Zagrzechotały cicho w jego wnętrzu, zanim uderzyły o stół. Dokonał rzutu, lecz nie spojrzała na wartość wyrzuconych czek. Wzruszyła ramionami, jakby jeszcze nie wymyśliła. Wzrok miała utkwiony w jego twarzy, gdy wyjaśniła stawkę. - Powiedzmy, że przegrany będzie odpowiadał na pytania, co ty na to? Chyba, że masz specjalne życzenie co do stawki -zaproponowała, ćmiąc papierosa. Kłąb szarego dymu wydostał się z pomiędzy pociągniętych ciemną szminką ust. Granie o pieniądze było niezwykle nudne.
Jak będzie teraz?, spytała kilka godzin wcześniej.
Nie mogło być przecież jak przed laty, sytuacja uległa znacznej zmianie. Wcześniej byli sobie niemal zupełnie obcy, choć dobrze znali swoje ciała. Pamiętała, że miał znamię w okolicach lędźwi, kilka blizn i jak wyglądał jego specyficzny tatuaż. Wiedziała jak się nazywał, kim był z zawodu i że miał żonę. Trudno było tego uniknąć, skoro jej kuzynka, Eir, poślubiła jego młodszego brata. Bardzo odlegle byli spowinowaceni, lecz nic dziwnego, skoro oboje wywodzili się z rodzin pielęgnujących tradycję czystej krwi. W obecnych czasach wszystkie takie rodziny były ze sobą spokrewnione - w mniejszym lub większym stopniu. Oprócz tych kilku podstawowych informacji nie wiedziała wiele, inną wiedzę uznawała za niepotrzebną. To, co ich połączyło tego nie wymagało. To było bardzo wygodne. Mogli się rozstać w każdej chwili - i tak też robili. Nie wiedząc, czy kolejne kilka miesięcy, czy na zawsze. Żadne nie czuło żalu nawet, jeśli miało być już na zawsze. Mogli się więcej już nie spotkać i pozostać dla siebie jedynie przyjemnym, acz mglistym wspomnieniem, pozostawiającym wrażenie słonego posmaku skóry na języku i zapachu diabelskiego ziela.
Teraz łączyło ich niezaprzeczalnie jednak więcej. Wspólna idea i Rycerze Walpurgii. Oboje zdecydowali się służyć Czarnemu Panu i musieli robić to ramię w ramię. Będą zmuszeni oglądać własne twarze, czy będą tego chcieli, czy nie - i obdarzyć się pewną dozą zaufania, której dotąd sobie szczędzili. Chciała więc wiedzieć więcej. Zaczęła być ciekawa tego, kim jest i dlaczego zdecydował się służyć Czarnemu Panu - była to słuszna decyzja, lecz intrygował ją motyw. Wyjaśnienia w Białej Wywernie postrzegała za zbyt lakoniczne.
Dopiero po chwili opuściła spojrzenie na wyrzucone kości - dwie jedynki i trójka. Zacmokała z udawanym współczuciem, racząc się jeszcze rumem. - Mówią, że kto nie ma szczęścia w kartach, ten ma szczęście w miłości, kości może też to dotyczy - kontakty cielesne nazywano przecież miłością fizyczną, czyż nie? Nie wdawała się w szczegóły i nie wyjaśniała co miała na myśli. Uśmiechnęła się kącikiem ust, odstawiła szklankę i sięgnęła po kubeczek, przelotnie dotykając męskiej dłoni, zgarnęła także kości. Wrzuciła je do środa i potrząsnęła nim wielokrotnie, o kilka razy za dużo, niż trzeba było, przeciągając chwilę niepewności. Z zadowoleniem przypomniała sobie jak kilka dni temu ograła Mulcibera w karty. Cóż, może i tego wieczoru szczęście będzie jej sprzyjać?
Po irytująco długiej chwili dokonała swojego rzutu.


She's lost control
again
Sigrun Rookwood
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am

r u i n a t i o n
OPCM : 35 +2
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 47 +5
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Metamorfomag
i n s a n e
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t5310-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/t5379-astrid#121534 https://www.morsmordre.net/t12476-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/f100-harrogate-skala https://www.morsmordre.net/t5380-skrytka-bankowa-nr-1330#121543 https://www.morsmordre.net/t5381-sigrun-n-rookwood#121544
Re: Sala główna [odnośnik]29.04.18 23:09
The member 'Sigrun Rookwood' has done the following action : Rzut kością


'k6' : 5, 2, 4
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Sala główna - Page 7 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Sala główna [odnośnik]12.05.18 10:29
Od razu sprawdził, co udało mu się wyrzucić; nie był bardzo zdziwiony, że kości wskazywały dwie jedynki i trójkę. Kości nigdy nie były dla niego szczególnie szczęśliwe. Następnie przeniósł wzrok na twarz Sigrun - domyślał się, że drwiący zaczepny uśmieszek właśnie wykrzywiał jej usta - i sięgnął po rum, by upić kolejny szczodry łyk alkoholu. Pytania, pytania - niech będzie. Choć do tej pory ich relacja opierała się na braku pytań i dosyć ograniczonej wiedzy na swój temat, to dołączenie do Rycerzy zmieniało trochę zasady, sprawiało, że coś powinni o sobie wiedzieć, również po to, by lepiej służyć ich wspólnemu Panu.
Powiódł dookoła wzrokiem, po tej hałastrze wypełniającej Parszywego Pasażera, by upewnić się, że nie dzieje się nic niepokojącego, że nikt nie chce im przeszkadzać i powrócił wzrokiem do towarzyszącej mu kobiety, wciąż pamiętając o widowiskowym rozcięciu jej spódnicy czy kokieteryjnym sposobie, w jaki ćmiła papierosa i raczyła się zaproponowanym trunkiem.
Kto nie ma szczęścia w kartach, ten ma szczęście w miłości? Cóż, słyszał to już kilka razy i czasem nawet pozwalało to załagodzić ból po utraconych w ten sposób pieniądzach. Teraz zaś nie grali na pieniądze i nie musiał przejmować się pechem aż tak.
- Mam nadzieję, Rookwood - odpowiedział cicho, mrukliwie, wpierw spoglądając na jej twarz, później wodząc wzrokiem po niższych rejonach jej ciała. Oczywiście, że nie musiała to być żadna zawoalowana propozycja, że kobieta mogła się z nim jedynie drażnić, kontynuować kuszenie. Nie widział jednak powodu, by nie odpowiedzieć jej tym samym; alkohol również robił swoje, Caelan zapominał już trochę o dystansie, który powinien względem niej zachowywać. - Inaczej byłbym bardzo nieszczęśliwym czarodziejem, a tak... istnieje jeszcze dla mnie szansa.
Spojrzał ku swej dłoni, kiedy poczuł dotyk Sigrun na swej skórze, później zaś jął obserwować, jak wkłada kości do kubeczka i przeciąga swój rzut, byleby tylko poigrać z nim chwilę dłużej, by sprawdzić jego cierpliwość. W końcu kości wylądowały na blacie okupowanego przez nich stolika i pokazały piątkę, czwórkę i dwójkę. Przegrał - spodziewał się tego od samego początku.
- Odpowiadanie na pytania wydaje się odpowiednią stawką na początek - odpowiedział z opóźnieniem i wyprostował się w swoim krześle, a następnie powiódł dłonią po krótko obciętych włosach. - Co chcesz wiedzieć? Co lubię robić w wolnym czasie? Czy rodzice mnie kochają? - zaczął podsuwać jej najbardziej absurdalne pytania, jakie mogły mu przyjść do głowy, by kpiną pomóc sobie w tej niezbyt komfortowej dla siebie sytuacji. Nie przywykł do opowiadania innym o sobie. Jego zawód wymagał od niego dyskrecji, umiejętnego dystrybuowania informacji. Nie sądził jednak, by Sigrun miała mu zadać pytania, które mogłyby zaszkodzić jego przemytniczemu interesowi. Z drugiej strony, nie miał pojęcia, o co mogłaby go chcieć zapytać, co mogłoby ją zainteresować. Jego pożycie małżeńskie? Czemu nie siedzi teraz w domu ze swoją rodziną?
Dopił swój rum i sięgnął po kości, by wykonać kolejny rzut; miał nadzieję, że tym razem pójdzie mu nieco lepiej i będzie mógł odwdzięczyć się kobiecie pytaniem.



paint me as a villain
Caelan Goyle
Caelan Goyle
Zawód : Zarządca portu, kapitan statku
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
I must go down to the sea again, to the lonely sea and the sky.

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5834-caelan-goyle https://www.morsmordre.net/t5945-ethelinda https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f174-dzielnica-portowa-high-timber-street-8-5 https://www.morsmordre.net/t6368-skrytka-bankowa-nr-1403#161394 https://www.morsmordre.net/t5874-caelan-goyle#138874
Re: Sala główna [odnośnik]12.05.18 10:29
The member 'Caelan Goyle' has done the following action : Rzut kością


'k6' : 3, 1, 4
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Sala główna - Page 7 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Sala główna [odnośnik]13.05.18 16:18
Zawsze ciągnęło ją do hazardu, wszelkich karcianych gier, kości, darta; uwielbiała podejmować ryzyko, a jeszcze bardziej lubiła wygrywać. Porażki znosiła ciężko, zwłaszcza gdy stawką było coś innego, niż pieniądze, znacznie ciekawszego (choć sytuacji, gdy wyszła z pubu z pustymi kieszeniami nie dałaby rady zliczyć...). Raz jej się wiodło, raz nie - ostatnimi czasy fortuna sprzyjała Sigrun, gdy brała karty, bądź kości w dłoń. Udało się jej nawet ograć Mulcibera w pokera, a biorąc pod uwagę jego umiejętnści względem łgania, to niezły wyczyn.
Na usta cisnął się jej żart, czy szansa oznacza, że wciąż czeka na szczęście w miłości i czy brakuje mu go w małżeństwie, lecz powstrzymała za długi język - to nie był czas, ani miejsce, aby rozmawiać o jego żonie, o której wiedziała, lecz Sigrun obchodziła tyle, co zeszłoroczna zima. Nigdy nie czuła najmniejszych wyrzutów sumienia uwodząc żonatych mężczyzn; małżeństwa wśród czystokrwistych czarodziejów zazwyczaj były zwykłą transakcja, korzystnym dla obu rodzin sojuszem, o czym sama przekonała się przed laty. Prędko jednak nawet ten żart umknął Sigrun z mysli, gdy wsłuchała się w jego głos: specyficzny, niski, zachrypnięty, a gdy mówił tak mrukliwie, to dreszcz przebiegał jej wzdłuż kręgosłupa i przypomniała sobie znów jak bardzo lubiła, gdy to robił, zwłaszcza prosto do jej ucha.
Dopiero po chwili spojrzała na wyrzucone przez siebie kości i klasnęła w dłonie, trzymając papierosa w ustach, wydając z siebie jednocześnie triumfalne mrukniecie. Uśmiechnęła się szerzej, rada z dobrej passy, która się jej ostatnio trzymała - czyżby iało to znaczyć, że to ją dosięgnie nieszczęście w miłości?
- Na początek... - powtórzyła za nim, wypuszczając spomiędzy ust obłok szarego dymu. - Czyżbyś miał już pomysł na lepszą stawkę? - dopytała, chcąc pociągnąć go za język - nie należała do kobiet cierpliwych, za to ciekawskich. Parsknęła śmiechem, rozbawiona absurdalnością tych pytań; przypuszczała, że będzie próbował obrócić sytuację w żart. - Bardziej mnie interesuje twój ulubiony kolor - odparła nie mniej kpiąco, ironicznie; chyba nie sądził, że interesowały ją banały. - Na początek... Jak to się stało, że dołączyłeś do Rycerzy Walpurgii? Jak się dowiedziałeś? Od kiedy służysz naszemu Panu - pytania zadała ściszonym tonem, tak, by tylko Caelan mógł je usłyszeć; nie z powodu lęku, czy niepewności własnej obecności w szeregach tej organizacji, a zwykłej przezorności. Nigdy nie wiadomo kto słucha, zwłaszcza w miejscu takim jak to - Parszywy Pasażer słynął z obecności mętów i czarodziejów spod ciemnej gwiazdy, który doskonale wiedzieli jak cenną walutą jest informacja.
Opowiedziała mu o tym, jak w Rycerzach Walpurgii znalazła się ona, była ciekawa jego historii, bo w tym momencie to właśnie służba Czarnemu Panu łączyła ich najmocniej; tamte dni i noce były przelotne, były przyjemnym wspomnieniem, które teraz wyrażały i przywoływały uśmiech przejawiający się w uniesionym kąciku ust, błysk w oku.
Obserwowała jego ruchy, gdy odebrał od niej kości, by wykonać swój rzut. Nie uśmiechała się już tak szeroko, gdy dojrzała wynik. Zazwyczaj mówiła dużo, czasami wręcz nie zamykała się jej buzia, lecz w zasadzie - niewiele mówiła o sobie samej i nie lubiła tego robić, w tym byli podobni. Znów zagarnęła do siebie i kubeczek, i kości, by wykonać drugi rzut.


She's lost control
again


Ostatnio zmieniony przez Sigrun Rookwood dnia 13.05.18 16:20, w całości zmieniany 2 razy
Sigrun Rookwood
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am

r u i n a t i o n
OPCM : 35 +2
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 47 +5
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Metamorfomag
i n s a n e
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t5310-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/t5379-astrid#121534 https://www.morsmordre.net/t12476-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/f100-harrogate-skala https://www.morsmordre.net/t5380-skrytka-bankowa-nr-1330#121543 https://www.morsmordre.net/t5381-sigrun-n-rookwood#121544
Re: Sala główna [odnośnik]13.05.18 16:18
The member 'Sigrun Rookwood' has done the following action : Rzut kością


'k3' : 3, 3, 2
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Sala główna - Page 7 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Strona 7 z 21 Previous  1 ... 6, 7, 8 ... 14 ... 21  Next

Sala główna
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach