Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Irlandia
Schody Głuchych
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Schody Głuchych
Niezwykle strome i zdające się nie mieć końca, prowadzące na przemian we wszystkich kierunkach, jakby chciały zwieść podróżników, dając im znak, że gdziekolwiek chcą dojść, nigdy im się to nie uda. Drzewa szumią, szepczą niezrozumiale, ale gdy ktoś wyjątkowo dobrze się wsłucha, usłyszy to, co faktycznie mają do powiedzenia. Wystarczy tylko otworzyć swoje uszy i poprosić. Mgła zdaje się być wszędobylska.
- Pokażę! - zdążyła energicznie potwierdzić, ale już czasu na to, by dodać kilka słów więcej - nie znalazła. Ich wierzchowiec i zarazem przewodnik widocznie stracił cierpliwość do gromadki 5-letnich indywiduów. Nachyliła się mocniej nad szyją magicznego stworzenia i zacisnęła rączki najmocniej jak potrafiła. Wzlot przyjęła z sercem podchodzącym do gardła, ale coś się zmieniło. Standardowa fala mdłości, gdy tylko wsiadała na miotłę - nie nastąpiła. Otwarte oczy ze zdziwieniem przyjmowały widok rozpościerającego się poniżej krajobrazu. W głowie wciąż jej się kręciło, ale - wyczuwała kolosalną różnicę między lotem na miotle, od podróży na grzbiecie aetonata.
Zachłysnęła się powietrzem i mieszającymi w spojrzeniu, ciemnymi mroczkami, przez co nie zwróciła większej uwagi na fakt, że dwójka chłopców została tak nagle pochwycona. Zamknęła otwartą do tej pory buzię, ale dłonie wciąż kurczowo zaciskała na srebrzystej grzywie. Oczy zamknęła dopiero, gdy pokraczne drzewa i powykręcane substytuty krzewów zaścieliły powierzchnię ziemi. Nie podobało jej się wcale. Tak jak nie podobał się ból, który wtargnął w jej ciało, rozlewając się ostrą nutą wzdłuż rąk i nóg. Nieznośne ciągniecie wzmagało się, a Mia uporczywie zamykała powieki, byleby tylko wytrzymać cisnące bolesnością wrażenia. Tym razem nie płakała. Ból potrafiła znosić bezbłędnie. Przynajmniej - ten fizyczny.
Czuła jak lot zniża swój obieg i nim zdążyła otworzyć oczy - zsunęła się z grzbietu pegaza. W bezgłośnym uderzeniu spotkała się z ziemią, starając się - już w wyuczonym na kursie geście, zamortyzować swój upadek. W głowie wciąż jej się kręciło, ale dawna jasność? wróciła do jej umysłu. A może ograniczenie? Napięła mięśnie, by podnieść się z ziemi. Otrzepała dłonie i spojrzała wymownie....na dorosłych towarzyszy. Tak jak ona sama - wszyscy wrócili do właściwych proporcji, tak ciała - jak i pomyślunku.
Czas jednak - rzeczywiście wieścił spóźnienie, bo nie dał nikomu chwili na zrozumienie sytuacji. Kolejna misa? pokraczne drzewa? Owoc pracy? Wykrzywiła pełne wargi, marszcząc przy okazji brwi, ale to co przykuło jej uwagę, było...krwią. Rana na boku ich przewodnika zalśniła, rosząc czerwienią srebrzystą sierść stworzenia. I byłaby zatrzymała się nad widokiem - pięknym w dziwnym groteskowym zestawieniu barw, ale powyginane, szkaradne "dłonie" drzewa ruszyły z niezapowiedzianym atakiem. Czekajcie...czy Mia nie myślała dziś o drzewach, które miały ich pożreć?
Szarpnęła się mocno do tyłu, starając się uchylić przed pierwszą gałęzią. Druga, która za chwilę miała dołączyć do ataku, postanowiła potraktować zaklęciem - Planta auscultatoris - A nóż uda jej się więcej, niż walka z przerośniętym patyczakiem?
Zachłysnęła się powietrzem i mieszającymi w spojrzeniu, ciemnymi mroczkami, przez co nie zwróciła większej uwagi na fakt, że dwójka chłopców została tak nagle pochwycona. Zamknęła otwartą do tej pory buzię, ale dłonie wciąż kurczowo zaciskała na srebrzystej grzywie. Oczy zamknęła dopiero, gdy pokraczne drzewa i powykręcane substytuty krzewów zaścieliły powierzchnię ziemi. Nie podobało jej się wcale. Tak jak nie podobał się ból, który wtargnął w jej ciało, rozlewając się ostrą nutą wzdłuż rąk i nóg. Nieznośne ciągniecie wzmagało się, a Mia uporczywie zamykała powieki, byleby tylko wytrzymać cisnące bolesnością wrażenia. Tym razem nie płakała. Ból potrafiła znosić bezbłędnie. Przynajmniej - ten fizyczny.
Czuła jak lot zniża swój obieg i nim zdążyła otworzyć oczy - zsunęła się z grzbietu pegaza. W bezgłośnym uderzeniu spotkała się z ziemią, starając się - już w wyuczonym na kursie geście, zamortyzować swój upadek. W głowie wciąż jej się kręciło, ale dawna jasność? wróciła do jej umysłu. A może ograniczenie? Napięła mięśnie, by podnieść się z ziemi. Otrzepała dłonie i spojrzała wymownie....na dorosłych towarzyszy. Tak jak ona sama - wszyscy wrócili do właściwych proporcji, tak ciała - jak i pomyślunku.
Czas jednak - rzeczywiście wieścił spóźnienie, bo nie dał nikomu chwili na zrozumienie sytuacji. Kolejna misa? pokraczne drzewa? Owoc pracy? Wykrzywiła pełne wargi, marszcząc przy okazji brwi, ale to co przykuło jej uwagę, było...krwią. Rana na boku ich przewodnika zalśniła, rosząc czerwienią srebrzystą sierść stworzenia. I byłaby zatrzymała się nad widokiem - pięknym w dziwnym groteskowym zestawieniu barw, ale powyginane, szkaradne "dłonie" drzewa ruszyły z niezapowiedzianym atakiem. Czekajcie...czy Mia nie myślała dziś o drzewach, które miały ich pożreć?
Szarpnęła się mocno do tyłu, starając się uchylić przed pierwszą gałęzią. Druga, która za chwilę miała dołączyć do ataku, postanowiła potraktować zaklęciem - Planta auscultatoris - A nóż uda jej się więcej, niż walka z przerośniętym patyczakiem?
Mia Mulciber
Zawód : byłam
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
And I find it kinda funny, I find it kinda sad
That dreams in which I'm dying are the best I've ever had.
That dreams in which I'm dying are the best I've ever had.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Mia Mulciber' has done the following action : rzut kością
'k100' : 13, 8
'k100' : 13, 8
Spanikowany pegaz popędził przed siebie i rozwinął skrzydła, odlatując, a raczej – wracając tam, skąd przyleciał.
Trzy uniki zdołały osłonić swoich właścicieli przed atakiem, trzy zaklęcia zdołały zadać drzewom na tyle wymierzony cios, że gałęzie prędko się wycofały – pień, trafiony zaklęciem reducto, zajęczał straszliwie, wijąc się z czarną dziurą w korze; calidi spowodowało niekontrolowany wybuch całego konaru, a arresto momentum zatrzymało w powietrzu pęd, który miał zamiar zaatakować Edgara. Nie wszystkim się jednak udało uniknąć ataku.
Dwie gałęzie owinęły się wokół talii i lewego ramienia Mii, z siłą woła ciągnąć ją po ziemi w kierunku drzewa, które nimi władało, i coraz bardziej zaciskając się wokół niej. Kora rozwarła się, trzeszcząc przeraźliwie, najwyraźniej z zamiarem pożarcia młodej aurorki. Ciężko było jej się poruszać, pod ciałem czuła wbijające się w materiał jej ubrania krzewinki i ostre patyki, które w ogromnych ilościach leżały na runie leśnym. Czarna maź, rozlana po ziemi, jęczała, oblepiając całą tylną część ciała Mii.
| Mia – wciąż trzymasz w dłoni różdżkę i możesz się uratować, ale twoje ruchy są ograniczone.
Deirdre, Tristan, Edgar – możecie jej pomóc!
Na odpis macie 48h.
Trzy uniki zdołały osłonić swoich właścicieli przed atakiem, trzy zaklęcia zdołały zadać drzewom na tyle wymierzony cios, że gałęzie prędko się wycofały – pień, trafiony zaklęciem reducto, zajęczał straszliwie, wijąc się z czarną dziurą w korze; calidi spowodowało niekontrolowany wybuch całego konaru, a arresto momentum zatrzymało w powietrzu pęd, który miał zamiar zaatakować Edgara. Nie wszystkim się jednak udało uniknąć ataku.
Dwie gałęzie owinęły się wokół talii i lewego ramienia Mii, z siłą woła ciągnąć ją po ziemi w kierunku drzewa, które nimi władało, i coraz bardziej zaciskając się wokół niej. Kora rozwarła się, trzeszcząc przeraźliwie, najwyraźniej z zamiarem pożarcia młodej aurorki. Ciężko było jej się poruszać, pod ciałem czuła wbijające się w materiał jej ubrania krzewinki i ostre patyki, które w ogromnych ilościach leżały na runie leśnym. Czarna maź, rozlana po ziemi, jęczała, oblepiając całą tylną część ciała Mii.
| Mia – wciąż trzymasz w dłoni różdżkę i możesz się uratować, ale twoje ruchy są ograniczone.
Deirdre, Tristan, Edgar – możecie jej pomóc!
Na odpis macie 48h.
Umknął, a konar, który go zaatakował - wybuchnął. Wszelkie rozważania na temat istoty tego miejsca, kwestii tego, czy ból we śnie istnieje, czy też nie, jak i tego, co właściwie dzieje się z ciałem poza snem, kiedy we śnie ból odczuwa, musiały zejść na dalszy plan. Teraz potrzebne było działanie - szybkie i przemyślane - Deirdre i Edgar poradzili sobie doskonale, ale mała Mia została uwięziona w potrzasku konarów ciągnących ją prosto do... do czego? psychodeliczna wizja rozwartych paszczy przerażającego drzewa zaczynała go przerastać - wątpliwości z wolna zaczynały odchodzić w przestrzeń bardziej odległą, tu i teraz - było bardzo realne.
- Calidi - wypowiedział inkantację zaklęcia, celując w pnącza zaciskające się wokół ciała dziewczyny. Skoro poskutkowało w jego wypadku - oby teraz sprawdziło się z równą skutecznością. Bezsens sytuacji, brak realnego zagrożenia - co mogła im zrobić bajkowa wizja? - przestawały mieć znaczenie, kiedy podjęte działanie musiało oprzeć się na refleksie.
Nawet jeśli to tylko bajka, zły sen, koszmar wysnuty z oparów halucynogennej piołunówki, nie chciał w tym śnie tracić towarzystwa. Ból był równie realny, co w świecie całkowicie rzeczywistym.
- Calidi - wypowiedział inkantację zaklęcia, celując w pnącza zaciskające się wokół ciała dziewczyny. Skoro poskutkowało w jego wypadku - oby teraz sprawdziło się z równą skutecznością. Bezsens sytuacji, brak realnego zagrożenia - co mogła im zrobić bajkowa wizja? - przestawały mieć znaczenie, kiedy podjęte działanie musiało oprzeć się na refleksie.
Nawet jeśli to tylko bajka, zły sen, koszmar wysnuty z oparów halucynogennej piołunówki, nie chciał w tym śnie tracić towarzystwa. Ból był równie realny, co w świecie całkowicie rzeczywistym.
the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Śmierciożercy
The member 'Tristan Rosier' has done the following action : rzut kością
'k100' : 29
'k100' : 29
Deirdre zgrabnie umknęła czyhającym na nią gałęzią a także skutecznie zniwelowała bezpośrednie zagrożenie mocnym zaklęciem. Nie zabrakło jej ani refleksu ani skupienia, co w rzeczywistości w ogóle by jej nie zdziwiło, ale w tym dziwnym, lustrzanym, baśniowym odbiciu realnego świata nieco ją uspokoiło. Wszystko było tak, jak powinno...oprócz tego, że ciągle znajdowali się w dziwnym śnie upojonego staruszka, walcząc z nawiedzonym, suchymi drzewami i głupimi zagadkami. Bez żadnego przewodnika, bez żadnych wskazówek, nie licząc, rzecz jasna, tchórzliwego pegaza, który wzbił się w powietrze, i dziwnych słów uwiecznionych na kamiennej ścianie. Dei od razu zerknęła w jej stronę, jakby chcąc się upewnić, że drzwi prowadzące dalej pozostały zamknięte, ale już w następnej sekundzie odwracała się w stronę swej drużyny marzeń - na szczęście już w normalnych wymiarach i wiekowych gabarytach - zauważając niezbyt ciekawą sytuację Mii. Mężczyźni zdołali się obronić, ale dziewczyna została brutalnie zaatakowana przez jedno z wredniejszych drzew. Tristan zdołał rzucić zaklęcie jako pierwszy, ale Dei reagowała instynktownie, mierząc różdżką trochę wyżej, w sam pień, zdający się pękać i szczerzyć niczym pożerająca paszcza. - Reducto - spróbowała ponownie, właściwie jedynie dla zasady i dla chęci obserwowania krzywiącego się okazu dzikiej fauny.
there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down
✦
I'll lick your wounds
I'll lay you down
✦
OPCM : 45 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
Śmierciożercy
The member 'Deirdre Tsagairt' has done the following action : rzut kością
'k100' : 23
'k100' : 23
Jak bardzo mogłaby się śmiać z ironicznego odwrócenia losu? Świetna w bieganiu wśród dzieciaków, ale gdy rzeczywiste niebezpieczeństwo sięgnęło po nią pokrzywione łapska - głos zawiódł, gdy zaciskająca się wokół jej talii gałąź brutalnie pozbyła jej tchu. Chropowata powierzchnia drugiego, drewnianego czupiradła boleśnie oplotło i teraz Mia została wleczona po ziemi, jak ofiara schwytana przez...dzikie drzewo? I nawet jeśli kiedyś zaśmiałaby się na podobny wytwór wyobraźni, to teraz wybitnie nie było jej do śmiechu. Ostre , połamane gałązki, igły i maziasta ciecz wymieszana z ziemią i coraz silniej zaciskające się "pędy" drzewiszcza - tylko wzmagały ból. próbowała zaprzeć się, wciąż rozpaczliwie zaciskając palce na różdżce, ale nim samej udało się wyswobodzić, ratunek przyszedł...od Trsitana. Słyszała, jak i Dei wypowiada zaklęcie, ale to promień rosierowego zaklęcia ją uwolnił.
Niezidentyfikowany pisk i skwierczenie usychającej gałęzi przyjęła z ulgą i gwałtownych złapaniem oddechu. Nie chciała patrzeć za siebie, by przypadkiem głupio nie cisnąc zaklęciem w powykręcana karykaturę drzewa. Bolały ją żebra, ale wydawało się, że nic poważniejszego się jej nie stało. Powoli przekręciła się, opierając pozdzieraną dłonią i podniosła do pionu. Była cała umazana...w czymś niezidentyfikowanym, ale chwilowo miała w głębokim poważaniu swój wygląd - Dziękuję Lordzie Rosier - wypowiedziała na wydechu, spoglądając na mężczyznę dużo łagodniej, jak jeszcze...niedawno. Zerknęła przelotnie na Edgara, ale wydawało się, że każdy - nie licząc samej Mii, bez problemu poradzili sobie z atakującymi ich drewniakami. Zdecydowanie nie nadawała się na posiłek i tylko drgając nerwowo brwią, zerknęła na czerniejąca paszczę przerośniętego patyczaka. Chwilowo wydawało się, że jest tutaj rzeczywiście śmiesznym balastem. A podobno lubiła baśnie, ta jednak wydawała się z każdą chwilą coraz bardziej realna i niebezpieczna.
Niezidentyfikowany pisk i skwierczenie usychającej gałęzi przyjęła z ulgą i gwałtownych złapaniem oddechu. Nie chciała patrzeć za siebie, by przypadkiem głupio nie cisnąc zaklęciem w powykręcana karykaturę drzewa. Bolały ją żebra, ale wydawało się, że nic poważniejszego się jej nie stało. Powoli przekręciła się, opierając pozdzieraną dłonią i podniosła do pionu. Była cała umazana...w czymś niezidentyfikowanym, ale chwilowo miała w głębokim poważaniu swój wygląd - Dziękuję Lordzie Rosier - wypowiedziała na wydechu, spoglądając na mężczyznę dużo łagodniej, jak jeszcze...niedawno. Zerknęła przelotnie na Edgara, ale wydawało się, że każdy - nie licząc samej Mii, bez problemu poradzili sobie z atakującymi ich drewniakami. Zdecydowanie nie nadawała się na posiłek i tylko drgając nerwowo brwią, zerknęła na czerniejąca paszczę przerośniętego patyczaka. Chwilowo wydawało się, że jest tutaj rzeczywiście śmiesznym balastem. A podobno lubiła baśnie, ta jednak wydawała się z każdą chwilą coraz bardziej realna i niebezpieczna.
Mia Mulciber
Zawód : byłam
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
And I find it kinda funny, I find it kinda sad
That dreams in which I'm dying are the best I've ever had.
That dreams in which I'm dying are the best I've ever had.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Ususzone gałęzie zawyły okrutnie, krusząc się w jednej chwili na ciele Mii. Drzewo otrząsnęło się i zamknęło paszczę, zaprzestając ataków. Młoda panna Mulciber została uratowana, ale nie wyszła z tego bez szwanku – naciągnięty mięsień ramienia rwał wyczuwalnym bólem. Nie ograniczało to jej ruchów, ale niestety dyskomfort pozostał. Na całe szczęście była to lewa ręka.
Las znów zapadł w cichy sen, ale… czuliście na sobie czyjś wzrok. Nieprzyjemne, ciężkie uczucie obserwacji nie mijało i też nie wiadomo nawet, skąd się ono wzięło - jak mieliście wrażenie, obserwowało was wszystko. Czarna maź spływała po schodach i ziemi wolnymi, cienkimi strugami, zalewając ją, zmieniając cały znany do tej pory baśniowy świat. Coś podpowiadało wam, że to nie jest ta biała magia.
A przed wami wciąż stała skalna ściana z zawieszoną na sobie tabliczką i misą leżącą tuż pod nią.
„Zapłać mi owocem swojej pracy”
Jedyna ścieżka wiodła w prawo, a potem stromo do góry, ale była zablokowana wysokimi, zamkniętymi drzwiami. Drewno było przeorane długimi liniami, co mogło kojarzyć się z atakiem uzbrojonego w pazury drapieżnika.
| Przypominam, że możecie korzystać tylko ze swojego ekwipunku, który opisaliście w pierwszym poście. Na odpis macie 48h.
Las znów zapadł w cichy sen, ale… czuliście na sobie czyjś wzrok. Nieprzyjemne, ciężkie uczucie obserwacji nie mijało i też nie wiadomo nawet, skąd się ono wzięło - jak mieliście wrażenie, obserwowało was wszystko. Czarna maź spływała po schodach i ziemi wolnymi, cienkimi strugami, zalewając ją, zmieniając cały znany do tej pory baśniowy świat. Coś podpowiadało wam, że to nie jest ta biała magia.
A przed wami wciąż stała skalna ściana z zawieszoną na sobie tabliczką i misą leżącą tuż pod nią.
„Zapłać mi owocem swojej pracy”
Jedyna ścieżka wiodła w prawo, a potem stromo do góry, ale była zablokowana wysokimi, zamkniętymi drzwiami. Drewno było przeorane długimi liniami, co mogło kojarzyć się z atakiem uzbrojonego w pazury drapieżnika.
| Przypominam, że możecie korzystać tylko ze swojego ekwipunku, który opisaliście w pierwszym poście. Na odpis macie 48h.
Stał - z różdżką gotową do ruchu i powzięcia ataku, jeżeli zaklęcia nie zadziałają - w o gotowości do obrony małej Mii. Gałęzie jednak zdecydowały się - czy gałęzie mogły myśleć? podejmować decyzje? - wycofać, bez znaczenia: to był tylko sen. Ciągnący się koszmar, z którego nie mógł się wybudzić, przez który brnął w absurdalnym towarzystwie lorda Burke'a, małej Mii, Deirdre i gadającego konia. Przestał doszukiwać się racjonalności, przestał oczekiwać na przebudzenie, sen wreszcie zmieszał się z rzeczywistością na tyle mocno, by Tristan nie potrafił już odróżnić jednego od drugiego. Trwał w fantazji, lecz najwyraźniej ta fantazja wynurzyła się ponad świadomość: i zaczęła istnieć naprawdę. Na Mię spojrzał krótko, niedbale skinął jej głową, jego uwagę zaraz przykuła rozlewająca się czerń- niebezpieczna i złowieszcza. Znał czarną magię dość dobrze, by wiedzieć, że należy się jej obawiać, nawet we śnie, a zwłaszcza - być może we śnie na jawie.
Podszedł bliżej skalnej misy, wczytując się w słowa uwieszonej nad nią tabliczki. Owocem jego pracy był zaszczyt i honor, służył swojemu rodowi - niematerialnej rzeczy nie mógł jednak odłożyć na kamień. Pieniądz - pozostawał tak naprawdę niepotrzebnym wobec niewyobrażalnego bogactwa efektem ubocznym, przemnożonym przez budynek baletu, którego od niedawna stał się właścicielem. Niezaprzeczalnym dowodem jego pracy było zmęczenie, a dowodem zmęczenia - pot, wcale nie odległy mu w trakcie jakichkolwiek smoczych wypraw. Zawahał się, nim przytknął dłoń do skroni i odnalazł jego kroplę, wyciśniętą w trakcie długiego lotu na aetonanie, na którym wieszał się w dziecięcej lekkomyślnej odwadze, całą drogę podtrzymując ciężar pięcioletniego ciałka na jego szyi - i zsunął ją na kamień.
Podszedł bliżej skalnej misy, wczytując się w słowa uwieszonej nad nią tabliczki. Owocem jego pracy był zaszczyt i honor, służył swojemu rodowi - niematerialnej rzeczy nie mógł jednak odłożyć na kamień. Pieniądz - pozostawał tak naprawdę niepotrzebnym wobec niewyobrażalnego bogactwa efektem ubocznym, przemnożonym przez budynek baletu, którego od niedawna stał się właścicielem. Niezaprzeczalnym dowodem jego pracy było zmęczenie, a dowodem zmęczenia - pot, wcale nie odległy mu w trakcie jakichkolwiek smoczych wypraw. Zawahał się, nim przytknął dłoń do skroni i odnalazł jego kroplę, wyciśniętą w trakcie długiego lotu na aetonanie, na którym wieszał się w dziecięcej lekkomyślnej odwadze, całą drogę podtrzymując ciężar pięcioletniego ciałka na jego szyi - i zsunął ją na kamień.
the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Śmierciożercy
Drzewo poddało się, opadło z sił, uschło, wypuszczając ze swoich wątpliwie przyjemnych objęć Mię. Jak zawsze uprzejmą, nawet w niesprzyjającym otoczeniu i w pobrudzonej szacie. Deirdre zerknęła na nią kontrolnie, chcąc upewnić się, że krwiożercze okazy mrocznej flory nie dokonały żadnych większych uszczerbków. Należało dbać o młodszą siostrę - zwłaszcza taką, która łagodnie podchodziła do prób egzekucji zaległego czynszu. - Wszystko w porządku? - rzuciła konkretnie w stronę brunetki, rozglądając się jednak dookoła. Kolejne zablokowane schody, czarna maź rozlewająca się po kamiennych stopniach, bulgocząca, nieprzyjemna, wróżąca coś mrocznego, coś niebezpiecznego. Na razie nie stanowiła bezpośredniego zagrożenia, ale sprawiała niezbyt kuszące wrażenie, potęgujące tylko dziwną aurę. Jakby ktoś ich obserwował, ktoś patrzył, śledził każdy krok na tej szaleńczej drodze. Co miało spotkać ich dalej? Zamiana w niemowlęta? W starców? Starcie z pluszowymi, baśniowymi zwierzaczkami - biorąc pod uwagę ślady na drzwiach, zwierzątkami o bardzo dużych pazurach? Deirdre ponownie poczuła narastającą frustrację, ale szybko przywołała się do porządku. Postanowiła przecież porwać się strumieniowi wydarzeń i po prostu nie walczyć z narkotyczną wizją.
Zerknęła na podchodzącego do misy Tristana. Owoc fizycznej pracy, pot. Jakże prymitywnie, jakże bajkowo. To mogło otworzyć te przeklęte drzwi. Nie lubiła jednak czekać bezczynnie; ponownie rozejrzała się dookoła, próbując odnaleźć w otaczającym ich świecie kogoś, kto ich obserwował. - Homenum Revelio - powiedziała cicho, unosząc różdżkę.
Zerknęła na podchodzącego do misy Tristana. Owoc fizycznej pracy, pot. Jakże prymitywnie, jakże bajkowo. To mogło otworzyć te przeklęte drzwi. Nie lubiła jednak czekać bezczynnie; ponownie rozejrzała się dookoła, próbując odnaleźć w otaczającym ich świecie kogoś, kto ich obserwował. - Homenum Revelio - powiedziała cicho, unosząc różdżkę.
there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down
✦
I'll lick your wounds
I'll lay you down
✦
OPCM : 45 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
Śmierciożercy
The member 'Deirdre Tsagairt' has done the following action : rzut kością
'k100' : 32
'k100' : 32
Zaklęcie się powiodło. Gałęzie zastygły przed Edgarem nim zdążyły go uderzyć. Mia nie miała tego szczęścia, ale Edgar zauważył to dopiero po fakcie. Odwrócił się w stronę pegaza, ale nigdzie go nie widział. Wytężył wzrok, próbując go dostrzec, jednak pegaz musiał uciec, kiedy oni byli zaoferowani atakującym ich drzewem. Aż nagle zrobiło się... dziwnie. Edgar bardzo dobrze znał to charakterystyczne uczucie, dlatego też szybko się domyślił, że dookoła nich zaczyna się pojawiać niebezpieczna magia. Podszedł bliżej misy, jednak napis mówił mu tak samo dużo jak poprzedni - czyli niewiele. Podejrzewał, że pot Tristana będzie tak samo skuteczny jak łzy Mii. A owoc jego pracy? Jego praca zdecydowanie odbiegała od wszystkiego, co dobre i szlachetne, więc wątpił, by na cokolwiek się tu zdał. - Veritas Claro - powiedział cicho i rozejrzał się dookoła, mając nadzieję, że dzięki temu zaklęciu uda mu się cokolwiek zobaczyć lub cokolwiek zrozumieć. Przestawał wierzyć w swoją wcześniejszą wersję tego wszystkiego jako sprytnej akcji promocyjnej. Wtedy z pewnością nie używaliby czarnej magii i nie udałoby im się też tak podrobić tego uczucia. To tutaj było prawdą, a Edgar całkowicie zgłupiał, nie wiedząc co o tym wszystkim teraz myśleć.
Edgar Burke
Zawód : nestor, B&B, łamacz klątw
Wiek : 35
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Gdybym był babą, rozpłakałbym się rzewnie nad swym losem, ale jestem Burkiem, więc trzymam fason.
OPCM : 25 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 30 +1
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 9
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Edgar Burke' has done the following action : rzut kością
'k100' : 69
'k100' : 69
Przymknęła powieki, starając się zignorować ból, ale milcząco potwierdziła Dei, że wszystko jest w najlepszym porządku. Prawie. Nie licząc ich wciąż absurdalnej sytuacji, która z bajkowej scenerii rzuciła ich wprost w pokraczny krajobraz...pustki? Jak inaczej mogła nazwać otaczające ją powykręcane, karłowate drzewa, suszone gałęzie i dziwna maź, na której widok zbierały chwilami mdłości. I nawet jeśli wcześniej patrzyła na wszystko przez pryzmat ulotnego snu, tak...ból był wystarczająco silnym bodźcem, by wrócić do rzeczywistości.
Kurczowo zaciskała palce na różdżce, obserwując po kolei, jak zaklęcie rzuca Dei i Edgar, a Tristan...cóż, to on odgadł ich zadanie. A przynajmniej tak stawiała, bo i jej myśli wędrowały wokół wskaźnika, który maleńką, słona kroplą opadła w nastawione naczynie. I czym teraz zaszczyci ich Baśń lub...cokolwiek, co się za nią kryje?
Przekręciła się i zawróciła, zatrzymując się na skraju ciemnej, bulgotliwej cieczy. Kucnęła, ale nie poruszyła dłonią. Miała wystarczająco duży kontakt z czarna magią, by wiedzieć...że jeszcze wiele o niej nie wie. Moc, skrywana w najciemniejszych zakamarkach źródeł, niedostępnych dla każdego. Mocy, której - wyrzekła się, ale - nadal znała.
- Clario - szepnęła, wypowiadając znajoma inkantację. Skoro już każdy działał i ona nie powinna stać bezczynnie, zmywając z pamięci nieprzyjemne wrażenie. Chyba nie będzie lubiła drzew.
Kurczowo zaciskała palce na różdżce, obserwując po kolei, jak zaklęcie rzuca Dei i Edgar, a Tristan...cóż, to on odgadł ich zadanie. A przynajmniej tak stawiała, bo i jej myśli wędrowały wokół wskaźnika, który maleńką, słona kroplą opadła w nastawione naczynie. I czym teraz zaszczyci ich Baśń lub...cokolwiek, co się za nią kryje?
Przekręciła się i zawróciła, zatrzymując się na skraju ciemnej, bulgotliwej cieczy. Kucnęła, ale nie poruszyła dłonią. Miała wystarczająco duży kontakt z czarna magią, by wiedzieć...że jeszcze wiele o niej nie wie. Moc, skrywana w najciemniejszych zakamarkach źródeł, niedostępnych dla każdego. Mocy, której - wyrzekła się, ale - nadal znała.
- Clario - szepnęła, wypowiadając znajoma inkantację. Skoro już każdy działał i ona nie powinna stać bezczynnie, zmywając z pamięci nieprzyjemne wrażenie. Chyba nie będzie lubiła drzew.
Mia Mulciber
Zawód : byłam
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
And I find it kinda funny, I find it kinda sad
That dreams in which I'm dying are the best I've ever had.
That dreams in which I'm dying are the best I've ever had.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Schody Głuchych
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Irlandia