Parkiet
Dziękujemy za zgłoszenie się do zabawy! Jeżeli któryś z uczestników nie zdążył jeszcze napisać posta - nie szkodzi, wciąż możecie dołączyć w tej kolejce (i każdej następnej, gdyż uznaję, że wszystkie zgłoszone pary fabularnie znajdują się na parkiecie). Aktualny ranking uczestników znajduje się poniżej; liczby w nawiasach przy nazwiskach oznaczają wartość bonusu do kostek, który przysługuje za biegłość tańca oraz posiadane przedmioty (jeżeli coś się nie zgadza, dajcie mi znać na pw).
L.p. | Para | I | II | III | IV | V | suma | ||
3. | Marcel Parkinson (20) Odette Baudelaire (15) | 3 | 5 | 5 | 0 | 3 | 2 | 7 | 25 |
10. | Ulysses Ollivander (5) Evelyn Slughorn (5) | 5 | 5 | 0 | 5 | 3 | 0 | 4 | 22 |
4. | Lupus Black (5) Victoria Parkinson (10) | 3 | 3 | 0 | 3 | 3 | 4 | 4 | 20 |
2. | Perseus Avery (1) Deirdre Tsagairt (5) | 3 | 5 | 0 | 0 | 6 | 0 | 2 | 16 |
5. | Craig Burke (1) Auriga Slughorn (5) | 1 | 5 | 0 | 0 | 3 | 2 | 5 | 16 |
9. | Percival Nott (5) Inara Nott (1) | 1 | 0 | 5 | 0 | 6 | 0 | 4 | 16 |
6. | Edgar Burke (5) Ziva Burke (5) | 3 | 0 | 3 | 0 | 3 | -2 | 4 | 11 |
8. | Mortimer Flint (10) Wynonna Burke (0) | 1 | 0 | 0 | 0 | 3 | 2 | 0 | 6 |
7. | Titus F. Ollivander (1) Polly Havisham (0) | 0 | 0 | 3 | 0 | 0 | 0 | 0 | 3 |
1. | Adrien Carrow (1) Darcy Rosier (5) | 3 | 0 | 0 | 0 | 3 | -4 | 0 | 2 |
Zabawa odbywa się na parkiecie sali balowej, który na czas jej trwania został zarezerwowany tylko dla uczestników - pozostali goście znajdują się w innych częściach dworku, bądź obserwują zmagania tańczących. Pary ustawione są na obrzeżach koła, według schematu poniżej (numery odpowiadają numerom z listy rankingowej).
Tańcem wybranym do zabawy jest walc wiedeński, tańczony do muzyki wygrywanej przez orkiestrę. W trakcie całego utworu pary poruszają się po okręgu (niezależnie od tego, jakie figury będą wykonywać).
Opis zadania oraz obowiązującej w nim mechaniki będzie pojawiał się na początku każdej rundy. W razie jakichkolwiek pytań, kontaktujcie się ze mną prywatnie (profil, gg: 2830032).
[bylobrzydkobedzieladnie]
I am not there
I do not sleep
Ostatnio zmieniony przez Percival Nott dnia 22.02.17 2:26, w całości zmieniany 18 razy
'k100' : 81
Wróciła spojrzeniem do mieniących się zielenią tęczówek. Tylko przez sekundę pozostawiając w swoich własnych ulotną nutę smutku. To nie był czas na to, co miała zapomnieć. Jej myśli zajmować miał on i poddała się im bez pośpiechu, ale z przyjemnością. Ostatnie takty prowadzonej melodii niech zagrają w ich krokach coś więcej, niż tętniący na parkiecie rytm. Jeszcze jeden krąg i obrót pośród niewidzialnej linii wirowania.
- Chodźmy stąd - szepnęła ledwie poruszając ustami. Jednak nie odrywając wzroku od jego twarzy - jej słowa mógł sczytać bez kłopotu.
Wyzwanie.
The knife that has pierced my heart, I can’t pull it out Because if I do It’ll send up a huge spray of tears that can’t be stopped
'k100' : 79
In your sorrow, I will dry your tears
When you need me,
I will be the love beside you☙ ❧
jest chwilowym złudzeniem
bo on podaruje Ci władzę, a Ty bez litości
na tronie we krwi odnajdziesz się.
'k100' : 2
Zakończyła się ostatnia runda! Dodatkowe punkty za zaprezentowanie się zdobyli: Marcel (+5), Auriga (+5), Edgar (+4), Inara (+4), Ulysses (+3), Victoria (+3), Perseus (+2), Odette (+2), Lupus (+1) oraz Evelyn (+1).
Ranking, po ostatecznym podliczeniu punktów, przedstawia się następująco:
L.p. | Para | I | II | III | IV | V | suma | ||
3. | Marcel Parkinson (20) Odette Baudelaire (15) | 3 | 5 | 5 | 0 | 3 | 2 | 7 | 25 |
10. | Ulysses Ollivander (5) Evelyn Slughorn (5) | 5 | 5 | 0 | 5 | 3 | 0 | 4 | 22 |
4. | Lupus Black (5) Victoria Parkinson (10) | 3 | 3 | 0 | 3 | 3 | 4 | 4 | 20 |
2. | Perseus Avery (1) Deirdre Tsagairt (5) | 3 | 5 | 0 | 0 | 6 | 0 | 2 | 16 |
5. | Craig Burke (1) Auriga Slughorn (5) | 1 | 5 | 0 | 0 | 3 | 2 | 5 | 16 |
9. | Percival Nott (5) Inara Nott (1) | 1 | 0 | 5 | 0 | 6 | 0 | 4 | 16 |
6. | Edgar Burke (5) Ziva Burke (5) | 3 | 0 | 3 | 0 | 3 | -2 | 4 | 11 |
8. | Mortimer Flint (10) Wynonna Burke (0) | 1 | 0 | 0 | 0 | 3 | 2 | 0 | 6 |
7. | Titus F. Ollivander (1) Polly Havisham (0) | 0 | 0 | 3 | 0 | 0 | 0 | 0 | 3 |
1. | Adrien Carrow (1) Darcy Rosier (5) | 3 | 0 | 0 | 0 | 3 | -4 | 0 | 2 |
Gdy tylko zamilkły ostatnie nuty walca, po sali balowej rozniosło się echo oklasków. Trzem zwycięskim parom, które w trakcie całej zabawy poradziły sobie najlepiej, wręczono nagrody: Marcel, Ulysess oraz Lupus otrzymali po ozdobnej butelce wyśmienitego Toujours Pur, natomiast Odette, Evelyn i Victorii wręczono po okrągłym, złotym puzderku, inkrustowanym kamieniami szlachetnymi, układającymi się w kwiatowe wzory; zawieszone na delikatnym łańcuszku, kryły w sobie miejsce na fotografię oraz lusterko, wygłaszające komplementy pod adresem posiadaczki za każdym razem, gdy się w nie spojrzało.
Po złożeniu gratulacji zwycięzcom, muzyka rozległa się na nowo, a na parkiecie zaczęło pojawiać się coraz więcej par.
Dziękuję wszystkim z całego serduszka za udział w zabawie - mam nadzieję, że bawiliście się chociaż odrobinę dobrze. ♥ Temat z parkietem pozostawiam do Waszej dyspozycji, możecie śmiało pisać tutaj swoje wątki.
Zaraz zostały podane wyniki i z ogromnym zdziwieniem przyjęłam fakt, że zajęliśmy trzecie miejsce. Za te niefortunne początki myślałam, że będziemy gdzieś w połowie stawki, dlatego niezwykle ucieszyłam się, że się nam udało. Przyjęłam prezent z wdzięcznością, z radością spoglądając na Lupusa. Taka głupota, trzecie miejsce w konkursie tanecznym, a jednak niezwykle cieszyło. Otworzyłam prezent, przeglądając się w lusterku.
- O, jakie piękne uczesanie! - usłyszałam od razu.
Z lekkim uśmiechem zamknęłam puzderko i odwróciłam się w stronę lorda. Spojrzałam na niego i na jego prezent. Zaśmiałam się cicho, przykładając dłoń do ust, coby ukryć uśmiech.
- Lordzie, jestem niezwykle szczęśliwa, że dzięki pana idealnemu prowadzeniu udało nam się osiągnąć tak dobry wynik - pochwaliłam go.
Naprawdę uważałam, że to dzięki jego pracy udało nam się tak dobrze zaprezentować. Chociaż faktycznie, na początku nie szło nam najlepiej, być może dlatego, że dawno nie mieliśmy okazji spotkać się w tańcu, być może rozpraszały nas inne fakty, to jednak w końcu znaleźliśmy wspólny język i swoimi umiejętnościami zachwyciliśmy widownię.
Muzyka znów zaczęła grać, a na parkiet wyszły kolejne pary, które wcześniej nie brały udziału w konkursie, ja jednak, mimo że bardzo chciałam ponownie stanąć u boku lorda Black i jeszcze potowarzyszyć mu w tańcu, o ile mnie o to poprosi, chciałam również odpocząć i upić kilka łyków wina. Dlatego wzięłam kieliszek z lewitujących tac, które unosiły się pomiędzy naszymi głowami i odwróciłam w stronę Lupusa.
- Czy zechcesz potowarzyszyć mi przy stole? Chciałabym odpocząć - poprosiłam.
Ruszyłam w stronę stołów, wcześniej układając dłoń na ramieniu towarzyszącego mi mężczyzny. Szliśmy spokojnie, nic nie zapowiadało, że dojdzie do jakiegoś incydentu, kiedy jedna para, zapewne podczas zamyślenia w tańcu, wpadła prosto na mnie. Na szczęście nie przewróciłam się, zapewne dzięki szybkiej reakcji Lupusa, aczkolwiek kieliszek z winem wyślizgnął mi się z ręki i wylądował wprost na sukni kobiety, która, z tego co pamiętam, tańczyła u boku lorda Avery’ego.
Chwile minęło nim to zauważyłam, zajęłam się pierw sobą i dziękowaniem Lupusowi, że nie pozwolił, aby stała mi się krzywda. A gdy już dostrzegłam fakt, że oblałam jakiejś pani suknie, bardzo ładną swoją drogą, przystanęła zdezorientowana, otworzyłam szerzej oczy, zasłaniając usta dłonią i nie wiedząc co mam powiedzieć. Taki wstyd.
Czas płynieAle wspomnienia pozostają na zawsze
Gdy pożegnała się już z lordem Averym, szybko wtopiła się w tłum, poprawiając nieco opadający rękaw pudrowej sukni. Zamierzała udać się prosto do mniejszej sali, gdzie oferowano przekąski (w ogóle nie była głodna, chociaż zdecydowanie powinna spróbować doskonale prezentujących się słodkości - jeśli nie z szacunku do organizatorów, to ze względu na opadające z sił ciało, stające się ostatnimi tygodniami wręcz zbyt szczupłe) oraz alkohol, a potem grzecznie oczekiwać powrotu lorda Selwyna z dżentelmeńskiej dyskusji. Obróciła się lekko i skierowała kroki w stronę wysokich drzwi, lecz nie zdążyła dojść nawet do połowy sali balowej, gdy poczuła nieprzyjemną wilgoć na przodzie sukni.
Mimowolnie przystanęła, spoglądając w dół. Jasnoróżowa kreacja pokryta była teraz krwistoczerwoną plamą, która rozszerzała się z każdą sekundą, doszczętnie przemakając przed tiulowy, lekki materiał. Deirdre zamarła, czując, jak zdziwienie zmienia się w syczącą wściekłość. Opanowała ją jednak (wraz z chęcią sięgnięcia pod suknię i wyszarpania zza pasa pończoch różdżki) natychmiastowo i gdy podnosiła głowę, by spojrzeć na przyczynę swego nieszczęścia, na jej bladej twarzy malował się tylko smutek i szok. - Och - wydała z siebie teatralne westchnięcie ponownie zerkając na swoją zniszczoną suknię. Hojnie oblana winem, zaczynała przylepiać się nieelegancko do jej klatki piersiowej a odstający przed chwilą materiał stawał się przeźroczysty, odsłaniając szorstką fakturę koronkowej bielizny. Tsagairt przywołała na twarzy ostry rumieniec i z doskonale oddaną bezradnością i zakłopotaniem, zakryła dłońmi zabudowany dekolt, niezdolna na razie do podjęcia dalszych działań. Najchętniej odwróciłaby się na pięcie i zniknęła, ale w równie zdziwionej szlachciance rozpoznała lady Parkinson, a w towarzyszącym jej partnerze: Lupusa. Doskonale.
seven deadly sins
I'll lick your wounds
I'll lay you down
✦
- Dziękuję za taniec, lordzie Ollivander. To był naprawdę przyjemny wieczór - podziękowała mu grzecznie. Choć praktycznie go nie znała, czuła, że prowadził ją pewnie, i chociaż nie wyglądał na częstego bywalca parkietów, potrafił się po nich poruszać. Mimowolnie wywarł na niej pewne wrażenie. - Kto wie, może jeszcze kiedyś się spotkamy? - zapytała już ciszej, a kącik jej ust lekko uniósł się do góry. Może będzie ku temu okazja na innym wydarzeniu towarzyskim? Chętnie poznałaby go bliżej, musnęła nieco tę aurę tajemnicy i wycofania, którą zdawał się otaczać. Nie wiedziała jeszcze, że spotkanie nastąpi nawet szybciej, niż myślała, i to wcale nie na kolejnym ślubie ani innym wydarzeniu podobnego typu.
Przyjęła podarowane jej inkrustowane puzderko na łańcuszku, w którym znajdowało się lusterko i miejsce na zdjęcie. A później pożegnała się ze swoim tanecznym partnerem i odeszła z zamiarem odszukania swoich krewnych.
| zt. dla Evelyn
Felix, qui potuit rerum cognoscere causas.
Najgorszym było to, że słowa mojej towarzyszki nie były do końca zgodne z prawdą. A już na pewno nie początek naszych tańców. Jednak nie mogłem (i nie chciałem) się do tego przyznawać, dlatego skinąłem lekko głową spokojnie przyjmując niniejszy komplement.
- Jednak byłoby to niczym bez tak znakomitej partnerki – odpowiedziałem niemal od razu, samemu jednak nie łapiąc za kieliszek wina z powodu braku możliwości manewru. Postanowiłem zrobić to po wybraniu miejsca. Tymczasem zamierzałem właśnie zadać pytanie o jej plany na dzisiejszy wieczór kiedy muzyka rozbrzmiała na nowo. Wraz z nią propozycja ubiegająca moje wszystkie wątpliwości. Ponownie kiwnąłem głową; krótko, oszczędnie. Wystawiłem w kierunku Parkinsonówny swoje własne ramię, na którym kolejny raz mogła się wesprzeć. Zacząłem prowadzić ją w stronę upatrzonego przeze mnie zakątka, ale widocznie nie wszystko miało iść dziś gładko.
Nie wiedziałem nawet co się dokładnie stało. Zobaczyłem jedynie chwiejącą się Victorię, czerwoną plamę na (jeszcze) nieznajomej kobiecie i przerażenie w obu twarzach. Nie zdążyłem zapobiec temu incydentowi, udało mi się tylko odłożyć butelkę na najbliższy blat i chwycić blondynkę zanim by upadła. Wziąłem głęboki wdech starając się zachować spokój. Podniósłszy wzrok na drugą z kobiet rozpoznałem jej twarz.
- Deirdre – powiedziałem cicho, trochę zdezorientowany. – Najmocniej przepraszam, omyłkowo szturchnąłem ręką lady Parkinson – wyjaśniłem zaraz; nie wypadało przecież obarczać kobiety winą, zwłaszcza, że nie była wcale jej, ale tańcząca para już dawno oddaliła się od miejsca zdarzenia. Dopiero po wypowiedzianych słowach dostrzegłem prześwitujący materiał, więc odwróciłem wzrok i ściągnąłem z siebie marynarkę, trochę niedbale zakładając ją na ramiona Tsagairt. Jednocześnie szukałem wzrokiem jakiegoś skrzata, który mógłby pozbyć się plamy. Nie chciałem chyba wyciągać przy wszystkich różdżki, mogło to zostać źle odebrane.
"Znaj z odzieży - rzekł człowiek - co jestem, co mogę".
Wprzód się rozśmiał, rzekł potem człeku wilk ponury;
"Znam, żeś słaby, gdy cudzej potrzebujesz skóry".
- Przyjemność po mojej stronie - odpowiedział krótko, dopełniając ostatnich, wystawnych formalności, z uprzejmym skinieniem głowy decydując się nawet na bardzo subtelny uśmiech. Nikt by się nie połapał, że ma ochotę sobie iść. - Do zobaczenia, lady Slughorn, niech wieczór pozostanie miły - życzył ostatnimi słowami, zanim rozeszli się i pozostawili po sobie nie więcej niż szepty w tle, ale któż chciałby się skupiać na tak błahych otoczkach? Przyjemniej było posłuchać szumu drzew, które czekały już na zewnątrz.
/zt
the sound of rustling leaves or wind in the trees
and somehow
the solitude just found me there
- Najmocniej przepraszam, naprawdę nie chciałam pani oblać. Pani suknia… - spojrzałam na nią jeszcze raz i na Lupusa, mając nadzieję, że nie przygląda jej się zbytnio. - Może uda się jakoś usunąć plamę? Pani służka na pewno sobie z tym poradzi…
Zapewniłam, chociaż sama nie byłam co do tego przekonana. Pamiętam, gdy byłam młodsza, mi również udało się poplamić suknię i już więcej jej nie założyłam, bo nikomu nie udało się jej do końca doprać. Aczkolwiek nie miałam zamiaru mówić tego na głos, liczyłam mocno, że weszły jakieś nowe środki czystości, które potrafią pozbyć się takich plam. Ja się na tym nie znam, ale nasze służące na pewno by wiedziały co z tym począć.
Zerknęłam na Lupusa rumieniąc się ze wstydu. Jeszcze chwilę temu mówiłam mu, że zawsze dbam o to, aby moja opinia dobrze wychowanej panny nie uległa pogorszeniu, a teraz pozwoliłam, aby doszło do takiej sytuacji. Było mi naprawdę wstyd, schyliłam pokornie głowę, biła ode mnie prawdziwa skrucha.
Jak dobrze, że lord Black zajął się tą kobietą narzucając na jej plecy swoją marynarkę. Wydawało mi się, że powiedział jej imię, więc być może się znali? Ja jej absolutnie nie kojarzyłam, nigdy też nie widziałam jej chyba na żadnym balu czy sabacie, nie wiedziałam więc, czy jest to kobieta szlacheckiego pochodzenia. Ale skoro Lupus ją znał, to chyba tak, prawda?
- Tak bardzo mi przykro, naprawdę. To tylko moja wina, proszę nie obarczać nią lorda Black - zapewniłam ją po raz kolejny. - Może mogłabym to jakoś zadośćuczynić?
Nie mogłam tego przecież tak zostawić. Wina była po mojej stronie, nie lorda Black i nie chciałam, aby to na nim skupiła się złość kobiety. Po za tym, lepiej będzie wyglądać jeśli spróbuje jej jakoś wynagrodzić zniszczoną suknię. Miałam nadzieję, że jeśli gazety będą chciały się o tym rozpisać, to nie zapomną wspomnieć i o tym fakcie. O ja biedna, jeśli mój ojciec dowie się jak okropnie się zachowałam i do czego doprowadziłam, będzie bardzo zawiedziony moją postawą. Chciałam więc zrobić wszystko, żeby zamazać ten incydent czymś dobrym, co pozwoli pokazać mi się z lepszej strony. Ze strony dobrze wychowanej panny.
Czas płynieAle wspomnienia pozostają na zawsze
- Nic się nie stało, Lupusie - odpowiedziała cicho, podnosząc głowę, by posłać mężczyźnie nieco zakłopotany uśmiech. Dziękczynnym kiwnięciem głowy przyjęła narzuconą na ramiona marynarkę, otulając się nią ściśle, by ukryć fakturę wyłaniającej się spod mokrego tiulu koronki. Z trudem hamowała zgrzytanie zębami; żałowała, że nie założyła gorsetu; odsłonięcie tego elementu bielizny nie byłoby tak zawstydzające jak ukazanie ramiączka stanika lub linii fiszbin. Właściwie własna pruderyjność mocno ją bawiła, lecz i tę emocję ukrywała pod doskonałą maską zawstydzenia, przylegającą do egzotycznych rysów niczym druga skóra. Odetchnęła cicho, poprawiając rękawy doskonale uszytej marynarki, by ukryć plamę i swoją intymność. - Cieszę się, że cię widzę. Pomimo...niesprzyjających okoliczności - zaśmiała się krótko, perliście acz trochę nerwowo, przenosząc w końcu wzrok na główną winowajczynię. Obcięła ją bardzo uprzejmym spojrzeniem, powoli kręcąc głową.
- Naprawdę nic się nie stało. Najwyżej kupię kolejną - wzruszyła lekko ramionami, perfekcyjnie ukrywając fakt, że na tak drogą suknię zapewne nie będzie ją stać przez najbliższych kilkanaście miesięcy. Nie rozpoznawała dokładnie z szlachcianką z jakiego rodu ma do czynienia, ale biorąc pod uwagę, że towarzyszył jej lord Black, musiała być to przedstawicielka godnego rodu. Uśmiechała się więc do niej pokornie, z szacunkiem, chcąc jak najszybciej zniknąć z parkietu, doprowadzić się do stanu względnej używalności...i zdjąć z siebie przemoczony materiał. W towarzystwie lorda Selwyna lub nie, bez znaczenia. - Nie musi panienka przepraszać, naprawdę. Mam nadzieję, że mimo wszystko reszta wieczoru będzie dla was przyjemna - powiedziała delikatnie, nieco nieporadnie dygając przed Victorią i posyłając ostatni uśmiech Lupusowi, po czym odwróciła się na pięcie i zniknęła w tłumie, ciągle mając na ramionach marynarkę mężczyzny. Miała nadzieję, że brak okrycia wierzchniego nie zepsuje mu wesela: naprawdę potrzebowała w tym momencie dodatkowej porcji materiału, dość dokładnie zakrywającego okropną plamę.
| dei zt
seven deadly sins
I'll lick your wounds
I'll lay you down
✦
Jednym uchem słuchałem dalszych tłumaczeń Victorii, drugim je wypuszczałem nie potrafiąc się dostatecznie skupić. Dobrze, że pamiętałem o marynarce. Dzięki temu plama stała się na tyle niewidoczna, by nie gorszych przebywających na sali ludzi. I wtedy wreszcie mogłem spojrzeć na zakłopotaną Deirdre. Niestety nie byłem mistrzem dedukcji; spokojnie dałem się nabrać na te wszystkie pozorne pozy oraz wystudiowaną mimikę twarzy. Powątpiewałem jedynie w możliwość zakupu kolejnej, tak drogiej sukni, ale posiadałem na szczęście tyle taktu, by nie odezwać się na ten temat ani słowem. W przeciwieństwie do mojej towarzyszki wiedziałem, że Tsagairt nie ma szlachetnej krwi, choć kto wie, może dorwała prestiżową pracę lub zamierza wziąć ślub z którymś lordem? Cóż, przez brak uczęszczania w pewne rejony kraju zupełnie nie miałem pojęcia o niektórych sprawach.
- Też żałuję, że widzimy się właśnie w ten sposób – przytaknąłem ze szczerym zawodem pobrzmiewającym w głosie. Tak naprawdę nie zdążyłem zaproponować niczego więcej, bo znajoma ze szkolnych lat ulotniła się równie szybko co miało miejsce całe to zdarzenie. Odetchnąłem głęboko spoglądając tym razem na lady Parkinson. Widocznie skruszoną oraz przerażoną. Sam odczuwałem lekki dyskomfort spowodowany faktem, że nie wypadało siedzieć bez marynarki. Istniały wręcz odrębne zasady obowiązujące na tego typu spotkaniach. Miałem jednak nadzieję, że towarzystwo przez wzgląd na okoliczności wybaczy mi to niewielkie faux pas.
- Chcesz nadal zostać na ślubie czy wolałabyś wrócić do domu? – spytałem rzeczowo, konkretnie, obracając się w jej kierunku. Nie narzucałem jej niczego, jak dla mnie obie opcje były w porządku. Przede wszystkim zamierzałem dbać o jej komfort psychiczny. Dzisiejszego wieczoru czułem się za nią odpowiedzialny.
"Znaj z odzieży - rzekł człowiek - co jestem, co mogę".
Wprzód się rozśmiał, rzekł potem człeku wilk ponury;
"Znam, żeś słaby, gdy cudzej potrzebujesz skóry".
Westchnęłam cicho odwracając się w jego stronę. Już prezent, który nadal spoczywał w moich ramionach, nie poprawiał mi humoru. Na pewno jak wrócę do domu to zacznę się w nim przeglądać, aby poprawić sobie trochę samopoczucie. Może zrobi mi się milej jeśli usłyszę kilka miłych komplementów. Nawet jeśli nie byłyby one szczere.
Lupus jakby czytał mi w myślach, proponując powrót do domu. Było jeszcze wcześnie i mogliśmy potańczyć, ale powinnam usunąć się w cień i nie powodować swoją osobą więcej nieszczęść. Kiwnęłam lekko głową.
- Chciałabym wrócić do domu - przyznałam. - Odprowadzisz mnie?
Mam nadzieję, że nie będę musiała go długo o to prosić. Zresztą, po tym jak mnie bronił chyba jednak się przejął i jemu również nie uśmiechało się brać udziału w przyjęciu. Po za tym stracił marynarkę, a bez niej nie wypadało poruszać się wśród arystokracji.
Szkoda wieczora, liczyłam na dobrą zabawę, tańce, rozmowę. Chociaż połowa mojej obecności taka była, poruszyliśmy dość trudne tematy, ale dawno nie widzieliśmy się z Lupusem i kilka kwestii musiało zostać wyjaśnionych. Cieszyłam się, że to on dzisiejszego dnia mi towarzyszył, jak dobrze, że udało mu się mnie odnaleźć i zaproponował wspólne spędzenie czasu. Gdyby nie to, być może nadal siedziałabym w ogrodzie przy kwiatach i każdy po kolei obwąchując, aby zapamiętać jak najlepszy zapach, a potem go odtworzyć. Teraz już jednak nic nie pamiętałam, cóż, może następnym razem.
Wsunęłam swoją dłoń na jego ramie. Już nie w głowie był mi żaden kieliszek z alkoholem. Będę miała teraz nauczkę, aby nie sięgać po nic takiego zanim bezpiecznie nie opuszczę strefy tańca. Czego to człowiek mógł się ciągle nauczyć. Miałam już trochę sabatów za sobą, w końcu bywałam na nich od niecałych dwóch lat i myślałam, że już wszystko wiem. Jak się okazało - nie bardzo.
- Dziękuje za twoje towarzystwo, mam nadzieję, że niedługo znów przyjdzie się nam spotkać. Nie zapomnij swojej wygranej - stwierdziłam, kiedy oboje ruszyliśmy w stronę wyjścia.
Miło, że nie musiałam wracać sama. Zawsze towarzystwo mężczyzny było przyjemniejsze. I chociaż nie miałam teraz pierścionka zaręczynowego na palcu, a moja pewność siebie po ostatnich wydarzeniach spadła, to było mi naprawdę miło. Miałam nadzieję, że moja sytuacja już niedługo ponownie się unormuje.
zt
Czas płynieAle wspomnienia pozostają na zawsze
Strona 21 z 22 • 1 ... 12 ... 20, 21, 22