Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Wiltshire
Cmentarz
Strona 4 z 4 • 1, 2, 3, 4
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Cmentarz
Znajdujący się za wzgórzem cmentarz jest stosunkowo niewielki. Otacza go zieleń rozłożystych łąk oraz kamienny, rozpadający się już murek - niegdyś o wiele większy, dziś sięgający jedynie połowy jarda. Ponad czterema rzędami maleńkich, nadgryzionych zębem czasu grobów dawnych mieszkańców Salisbury górują przepiękne brzozy, w których cieniu umiejscowiono kilka drewnianych ławeczek. Panuje tu cicha, spokojna atmosfera. Zewsząd pachnie kwiatami, słychać szumy sunących w powietrzu owadów. W oddali zaś, tuż za wzgórzem, znajduje się wioska - czerwone dachy przepięknie odcinają się na tle zieleni i błękitu nieba, jakby przypominając, że zaledwie sześćset jardów dalej toczy się normalne życie.
Nie tylko Veronica pomyślała, że to miejsce jest dobre na bardzo prywatne spotkanie, prowadzące do konkluzji, które nie spotykały się z ogólną aprobatą. Ona tylko spotkała się z przyjacielem, którego wizerunek nie był ostatnio mile widziany, natomiast niektórzy ludzie korzystali z panującego w Wielkiej Brytanii chaosu. Ministerstwo było bardzo zajęte sprawami w Londynie, przez co przemyt i kradzieże w innych miastach działały prężnie. Bez dobrze skoordynowanej policji, która nie zawsze była mile widziana w każdym hrabstwie w tej chwili, niektórzy święcili swoje tryumfy.
Mężczyźni rozmawiali, jednak początkowo Veronica była za daleko, by to podsłuchać. Widziała, że jeden z mężczyzn uklęknął na jedno kolano przy nagrobku, drugi zaś przy machnięciu różdżki, odwrócił się w stronę kobiety i wytężył wzrok w stronę rozprzestrzeniającej się ciemności. Nie dostrzegł kobiety z racji użytego zaklęcia, jednak z pewnością usłyszał jej różdżkę. Po chwili jednak odwrócił się ponownie i pomachał głową. - Chyba... Zdawało mi się. Czemu widzimy się akurat tutaj? Cmentarze są straszne. - Mruknął. Widać nie czuł się tutaj komfortowo, dlatego był bardziej czujny niż jego kolega, który wyraźnie był bardzo zajęty nagrobkiem.
- Chciałem porozmawiać z Fioną. Powinna wiedzieć, co robimy. - powiedział drugi z nich, tonem stoicko spokojnym. Niestety dla małego ptaszka schowanego w ciemności tego wieczoru, panowie nie wyglądali jakby mieli zostać tutaj długo. Pod naporem nerwów jednego z nich, prawdopodobnie mieli zaraz się stąd zabrać. Rozświetlony nagrobek mógł teraz zostać przeczytany przez oczy przemienionej w jerzyka kobiety i zapewne od razu mogła dostrzec pewną zbieżność - nazwisko kobiety zgadzało się z nazwiskiem mężczyzny, który kazał jej poszukać informacji na temat ludzi okradających jego sklep. Daty na nagrobku wskazywały, że zmarła kilka miesięcy temu, zaś rok urodzenia to 1938. - Niedługo pójdziemy do jego domu... Nie spocznę, póki nie straci wszystkiego. Jak ja straciłem... - Ton wydawał się przerażająco chłodny. Do tego stopnia, że nawet towarzysz mężczyzny wyglądał na niego wystraszonego tą postawą. Następnie mężczyzna podniósł się i obaj ruszyli w stronę bramki, która kierowała w stronę głównej ulicy.
Mężczyźni rozmawiali, jednak początkowo Veronica była za daleko, by to podsłuchać. Widziała, że jeden z mężczyzn uklęknął na jedno kolano przy nagrobku, drugi zaś przy machnięciu różdżki, odwrócił się w stronę kobiety i wytężył wzrok w stronę rozprzestrzeniającej się ciemności. Nie dostrzegł kobiety z racji użytego zaklęcia, jednak z pewnością usłyszał jej różdżkę. Po chwili jednak odwrócił się ponownie i pomachał głową. - Chyba... Zdawało mi się. Czemu widzimy się akurat tutaj? Cmentarze są straszne. - Mruknął. Widać nie czuł się tutaj komfortowo, dlatego był bardziej czujny niż jego kolega, który wyraźnie był bardzo zajęty nagrobkiem.
- Chciałem porozmawiać z Fioną. Powinna wiedzieć, co robimy. - powiedział drugi z nich, tonem stoicko spokojnym. Niestety dla małego ptaszka schowanego w ciemności tego wieczoru, panowie nie wyglądali jakby mieli zostać tutaj długo. Pod naporem nerwów jednego z nich, prawdopodobnie mieli zaraz się stąd zabrać. Rozświetlony nagrobek mógł teraz zostać przeczytany przez oczy przemienionej w jerzyka kobiety i zapewne od razu mogła dostrzec pewną zbieżność - nazwisko kobiety zgadzało się z nazwiskiem mężczyzny, który kazał jej poszukać informacji na temat ludzi okradających jego sklep. Daty na nagrobku wskazywały, że zmarła kilka miesięcy temu, zaś rok urodzenia to 1938. - Niedługo pójdziemy do jego domu... Nie spocznę, póki nie straci wszystkiego. Jak ja straciłem... - Ton wydawał się przerażająco chłodny. Do tego stopnia, że nawet towarzysz mężczyzny wyglądał na niego wystraszonego tą postawą. Następnie mężczyzna podniósł się i obaj ruszyli w stronę bramki, która kierowała w stronę głównej ulicy.
I show not your face but your heart's desire
Nie obawiała się wspomnień. Nie tych zepchniętych w cień przeszłości, przykrytych milczącą żałobą. Nie, kiedy działała w terenie i siłą woli przekierowywała uwagę na przyjęte zadanie. Z milczącym zaskoczeniem przyjmując również, że zlecenie miało znamiona zupełnie innego klienta, niż przewidywała. Poszukiwany listem gończym auror zniknął z pola widzenia, a Veronica podjęła się złapania nici tropu, który los tak łaskawie jej podsunął. Zabawne, że tak z pozoru "przypadkowe" miejsce mogło posłużyć jej jako skuteczne narzędzie do zdobycia koniecznych informacji.
Znieruchomiała. Już w ptasiej postaci przysiadła na cienkiej gałęzi jednego z drzew, by paciorkami jasnych oczu śledzić dwójkę mężczyzn, pochylających się nad nie tak starym grobem. Animagiczna postać dawała jej ogrom możliwości, idealnie wpisujących się w pełnioną wciąż profesję. Dziś, bez przyzwolenia Ministerstwa.
Poruszyła skrzydełkiem, pochylając się przy okazji, uważniej wpatrując się w odsłonięty napis. Kilka wymienionych zdań, nakreślało coraz wyraźniejszy obraz odpowiedzi, jaką mogła posłużyć się w rozmowie ze zleceniodawcą. Zemsta. Zbyt często spotykała się w swojej pracy z jej znamionami, by była realnie zaskoczona, ale jeśli się rzeczywiście chciało odkryć prawdę, należało być przygotowanym na niespodzianki. A tę serwowano jej właśnie przed... dziobem.
Fiona. Musiała być bardzo młoda i nie sądził, by odeszła śmiercią naturalną. Jaka była prawda? Miała zapamiętać imię i tożsamość ukrytą pod szczelną osłoną grobu. Wyglądało na to, że zlecenie miało swoje drugie dno, chociaż - w tym wypadku, nie jej było oceniać, która strona była tą słuszną. Była za to pewna, że właściciel upadającego sklepu musiał uzupełnić swoją historię i odpowiedzieć na kilka pytań. I to - zanim rzeczeni obserwowani, zrealizują plan odwiedzin - czymkolwiek być miały. Musiała ostrzec klienta. Nim to jednak miało nastąpić, potrzebowała jeszcze kilku informacji. Zakładała, że zleceniodawca szybko zlokalizuje winnego, gdy przekaże opisy, ale nie lubiła niedopowiedzeń. Jeśli miała szansę na potwierdzenie, nie zamierzała odpuszczać.
Utrzymała czujna obserwację, jeszcze moment siedząc na gałęzi i nie ruszając się, gdy mężczyźni ruszyli ścieżką do wyjścia. Zapamiętała lokację samego nagrobka, ale nim dwie sylwetki umknęły jej z pola widzenia, a głosy umilkły, zerwała się do lotu, doganiając cel. Zatoczyła krókie koło, siadając tym razem wcześniej, mając widok na zbliżającą się parę. Wyczulone, ptasie zmysły reagowały dużo skutecznie, gdy przychodziło jej tak do obserwacji, jak i śledzenia. Wciąż jednak pozostawała w ukryciu tak swoich umiejętności, jak i utrzymywanego zaklęcie, rozmywającego jej obecność. Potrzebowała szczegółów. Imion i być może, terminu planowanych odwiedzin jej klienta. Skupiła się, trzymają pazurkami chropowatej gałązki i skupiła na kolejnych, padających słowach.
Znieruchomiała. Już w ptasiej postaci przysiadła na cienkiej gałęzi jednego z drzew, by paciorkami jasnych oczu śledzić dwójkę mężczyzn, pochylających się nad nie tak starym grobem. Animagiczna postać dawała jej ogrom możliwości, idealnie wpisujących się w pełnioną wciąż profesję. Dziś, bez przyzwolenia Ministerstwa.
Poruszyła skrzydełkiem, pochylając się przy okazji, uważniej wpatrując się w odsłonięty napis. Kilka wymienionych zdań, nakreślało coraz wyraźniejszy obraz odpowiedzi, jaką mogła posłużyć się w rozmowie ze zleceniodawcą. Zemsta. Zbyt często spotykała się w swojej pracy z jej znamionami, by była realnie zaskoczona, ale jeśli się rzeczywiście chciało odkryć prawdę, należało być przygotowanym na niespodzianki. A tę serwowano jej właśnie przed... dziobem.
Fiona. Musiała być bardzo młoda i nie sądził, by odeszła śmiercią naturalną. Jaka była prawda? Miała zapamiętać imię i tożsamość ukrytą pod szczelną osłoną grobu. Wyglądało na to, że zlecenie miało swoje drugie dno, chociaż - w tym wypadku, nie jej było oceniać, która strona była tą słuszną. Była za to pewna, że właściciel upadającego sklepu musiał uzupełnić swoją historię i odpowiedzieć na kilka pytań. I to - zanim rzeczeni obserwowani, zrealizują plan odwiedzin - czymkolwiek być miały. Musiała ostrzec klienta. Nim to jednak miało nastąpić, potrzebowała jeszcze kilku informacji. Zakładała, że zleceniodawca szybko zlokalizuje winnego, gdy przekaże opisy, ale nie lubiła niedopowiedzeń. Jeśli miała szansę na potwierdzenie, nie zamierzała odpuszczać.
Utrzymała czujna obserwację, jeszcze moment siedząc na gałęzi i nie ruszając się, gdy mężczyźni ruszyli ścieżką do wyjścia. Zapamiętała lokację samego nagrobka, ale nim dwie sylwetki umknęły jej z pola widzenia, a głosy umilkły, zerwała się do lotu, doganiając cel. Zatoczyła krókie koło, siadając tym razem wcześniej, mając widok na zbliżającą się parę. Wyczulone, ptasie zmysły reagowały dużo skutecznie, gdy przychodziło jej tak do obserwacji, jak i śledzenia. Wciąż jednak pozostawała w ukryciu tak swoich umiejętności, jak i utrzymywanego zaklęcie, rozmywającego jej obecność. Potrzebowała szczegółów. Imion i być może, terminu planowanych odwiedzin jej klienta. Skupiła się, trzymają pazurkami chropowatej gałązki i skupiła na kolejnych, padających słowach.
As a child you would wait
And watch from far away
But you always knew that you'd be the one
That work while they all play
And watch from far away
But you always knew that you'd be the one
That work while they all play
Veronica Findlay
Zawód : Szuka informacji
Wiek : 38
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
Potrzeba wielkiego talentu i umiejętności, by ukryć swój talent i umiejętności
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Ciemne uliczki Silesbury otworzyły się przed ptasimi ramionami Veronici. Miasteczko miało swój bardzo specyficzny urok. Wszystkie drogi otulała szara kostka brukowa, barwą przypominająca poranną mgłę w środku ponurej jesieni, sprawiająca, że miasteczko wyglądało na chłodne nawet w środku lata. Trawa miała kolor ciepłej, soczystej zieleni, jednak teraz skąpana była w mroku zbliżającej się nieubłaganie nocy, a cała okolica pokryta była tylko cieniem słońca lekko wystającym zza horyzontu, bo to prawie całkowicie schowało się już za nim, zostawiając za sobą jedynie poświatę, która umożliwiała dostrzeżenie okolicy. Mężczyźni szli ramię w ramię, w ciszy, rozstając się dopiero pod jednym z budynków, który Veronica również znała.
Był to stary pensjonat prowadzący przez staruszkę o mętnym spojrzeniu, którą podejrzewano o większą wiedzę na temat magii, niż ktokolwiek mógłby powiedzieć na podstawie jej wyglądu. Plotki głosiły, że kobieta gasiła wszystkie świece w budynku ledwie kiwnięciem głowy. Jeden z mężczyzn, ten bardziej ostrożny i spięty, teleportował się zaraz po pożegnaniu z towarzyszem i został tylko jeden do obserwowania. Ten najwyraźniej zatrzymał się w tym miejscu. Gdy wchodził do środka przywitał się ze starszą kobietą. Szczęśliwie lub nie, kiedy tylko udał się do swojego pokoju, świeca rozświetliła jeden z tych parterowych. Niestety bardzo trudno było cokolwiek dostrzec przez zamknięte okno poza tym, że mężczyzna był w środku i miał tam mnóstwo zeszytów i dokumentów. Jeśli Veronica zdecydowała się przeczekać, mogła spróbować wejść do środka przez okno, które było dosyć proste do otwarcia - z resztą trochę przepuszczało wiatr, gdy tylko mocniej w nie bił. Po może godzinie podejrzany mężczyzna zniknął z pokoju, prawdopodobnie w celu skorzystania z łazienki z pensjonacie. Nie były one pojedyncze na każdy pokój, a na jedno piętro znajdowała się jedna, a holu. Dlatego też to miejsce miało reputację bardzo taniego przytułku, w którym może zatrzymać się każdy za kilka knutów.
Był to stary pensjonat prowadzący przez staruszkę o mętnym spojrzeniu, którą podejrzewano o większą wiedzę na temat magii, niż ktokolwiek mógłby powiedzieć na podstawie jej wyglądu. Plotki głosiły, że kobieta gasiła wszystkie świece w budynku ledwie kiwnięciem głowy. Jeden z mężczyzn, ten bardziej ostrożny i spięty, teleportował się zaraz po pożegnaniu z towarzyszem i został tylko jeden do obserwowania. Ten najwyraźniej zatrzymał się w tym miejscu. Gdy wchodził do środka przywitał się ze starszą kobietą. Szczęśliwie lub nie, kiedy tylko udał się do swojego pokoju, świeca rozświetliła jeden z tych parterowych. Niestety bardzo trudno było cokolwiek dostrzec przez zamknięte okno poza tym, że mężczyzna był w środku i miał tam mnóstwo zeszytów i dokumentów. Jeśli Veronica zdecydowała się przeczekać, mogła spróbować wejść do środka przez okno, które było dosyć proste do otwarcia - z resztą trochę przepuszczało wiatr, gdy tylko mocniej w nie bił. Po może godzinie podejrzany mężczyzna zniknął z pokoju, prawdopodobnie w celu skorzystania z łazienki z pensjonacie. Nie były one pojedyncze na każdy pokój, a na jedno piętro znajdowała się jedna, a holu. Dlatego też to miejsce miało reputację bardzo taniego przytułku, w którym może zatrzymać się każdy za kilka knutów.
I show not your face but your heart's desire
Praca jaką wykonywała, wymagała wielu umiejętności, czasem wręcz skrajnie różnych. tak, jak potrzebowała opanować do perfekcji sztukę manipulacji słowem, jak i... zwykłego milczenia. A z tym, należało był zdecydowanie czujnym. Nie chodziło nawet tylko o konieczność - w animagicznej formie nie była w stanie komunikować się z ludźmi, ale miało to swoje plusy. Skupiała się na obserwacji, na śledzeniu upatrzonych sylwetek, a wskazówki oraz informacje zdobywała drogą niewerbalną. Nie tylko przesyłane nieświadomie przez dwójkę mężczyzn, ale i okoliczną faunę, która bywała na tyle czasem łaskawa, że odpowiadała na cichy świergot.
Głosy zamilkły jednak wraz z nią, gdy wkroczyli na teren bardziej zaludniony, tam, gdzie ptasia obecność była bardziej znikoma, a naznaczona niebezpieczeństwem. Ciemne, brukowane uliczki było idealnym siedliskiem choćby do błąkających się kotów, które z przyjemnością upolowałyby maleńkiego ptaszka. Jeśli chciała dopełnić powierzonego jej zlecenia, musiała być bardziej ostrożna. Nieważne, ze zaklęcie kameleona jeszcze chwilę miało działać. Koty, zdawały się być dużo bardziej wyczulone na magię. Ale ryzyko opłaciło się.
Przycupnęła w pobliżu starego pensjonatu, na jednej z wystających przy budynku krokwi, skrytej pod upstrzonym brudem dachem. Obróciła łebek, by paciorkiem oka śledzić najpierw, jak jeden z mężczyzn znika w akompaniamencie charakterystycznego trzasku, a drugi, znika w skrzypiących drzwiach pensjonatu. Blask świecy rozświetlił parterowe mieszkanie i nawet z odległości była w stanie rozróżnić męską sylwetkę. krótkim lotem zeskoczyła niżej, skrobiąc pazurkami nóżek po śliskiej nawierzchni uliczki. Wcześniej rozejrzała się dokładnie i w cieniu, wróciła do ludzkiej postaci. Nie liczyła na większe zainteresowanie ciekawskich spojrzeń. Pora i okolica działały na jej korzyść. Wahaniem obdarzyła sam budynek i nieszczelne okno, które zapraszało do konfrontacji. Nie była pewna, czy stara wiedźma - właścicielka, nie zadbała nieco lepiej o swoich pensjonariuszy. Pozostała ostrożna z różdżką w gotowości, gdyby przyszło jej do nagłej ewakuacji.
Podeszła bliżej, skubiąc dłońmi ramy okna, które zaklekotały, gdy rozchyliła otwór, odsuwając się z widoku, ale ciemność pozostawała taka sama. Lokator musiał zni9knąć gdzieś na korytarzu, w łazience. A ona potrzebowała tylko szybkiego wglądu w rozrzucone dokumenty. Dowodu, który będzie potwierdzał zdobyte do tej pory informacje. Nie próbowała przeskakiwać przez wylot. Powtórnie zmieniła formę, by w ciszy wlecieć do środka. usiadła na niewielkim stosiku, katem oka wciąż obserwując, czy właściciel pokoju, nie wraca.
Głosy zamilkły jednak wraz z nią, gdy wkroczyli na teren bardziej zaludniony, tam, gdzie ptasia obecność była bardziej znikoma, a naznaczona niebezpieczeństwem. Ciemne, brukowane uliczki było idealnym siedliskiem choćby do błąkających się kotów, które z przyjemnością upolowałyby maleńkiego ptaszka. Jeśli chciała dopełnić powierzonego jej zlecenia, musiała być bardziej ostrożna. Nieważne, ze zaklęcie kameleona jeszcze chwilę miało działać. Koty, zdawały się być dużo bardziej wyczulone na magię. Ale ryzyko opłaciło się.
Przycupnęła w pobliżu starego pensjonatu, na jednej z wystających przy budynku krokwi, skrytej pod upstrzonym brudem dachem. Obróciła łebek, by paciorkiem oka śledzić najpierw, jak jeden z mężczyzn znika w akompaniamencie charakterystycznego trzasku, a drugi, znika w skrzypiących drzwiach pensjonatu. Blask świecy rozświetlił parterowe mieszkanie i nawet z odległości była w stanie rozróżnić męską sylwetkę. krótkim lotem zeskoczyła niżej, skrobiąc pazurkami nóżek po śliskiej nawierzchni uliczki. Wcześniej rozejrzała się dokładnie i w cieniu, wróciła do ludzkiej postaci. Nie liczyła na większe zainteresowanie ciekawskich spojrzeń. Pora i okolica działały na jej korzyść. Wahaniem obdarzyła sam budynek i nieszczelne okno, które zapraszało do konfrontacji. Nie była pewna, czy stara wiedźma - właścicielka, nie zadbała nieco lepiej o swoich pensjonariuszy. Pozostała ostrożna z różdżką w gotowości, gdyby przyszło jej do nagłej ewakuacji.
Podeszła bliżej, skubiąc dłońmi ramy okna, które zaklekotały, gdy rozchyliła otwór, odsuwając się z widoku, ale ciemność pozostawała taka sama. Lokator musiał zni9knąć gdzieś na korytarzu, w łazience. A ona potrzebowała tylko szybkiego wglądu w rozrzucone dokumenty. Dowodu, który będzie potwierdzał zdobyte do tej pory informacje. Nie próbowała przeskakiwać przez wylot. Powtórnie zmieniła formę, by w ciszy wlecieć do środka. usiadła na niewielkim stosiku, katem oka wciąż obserwując, czy właściciel pokoju, nie wraca.
As a child you would wait
And watch from far away
But you always knew that you'd be the one
That work while they all play
And watch from far away
But you always knew that you'd be the one
That work while they all play
Veronica Findlay
Zawód : Szuka informacji
Wiek : 38
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
Potrzeba wielkiego talentu i umiejętności, by ukryć swój talent i umiejętności
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Pokój wyglądał bardzo obskurnie. Biały sufit przybrudzony został rosnącą intensywnie pleśnią, w niektórych miejscach tapeta odchodziła od ścian, pachniało tu wilgocią nieprzyjemnie, a same papiery wydawały się bardzo odczuć atmosferę przez zwijanie się w prawdziwe górki i doliny, zwłaszcza z perspektywy niewielkiego ptaszka, w którego postaci była teraz pani Findlay. Czyli musiały leżeć tutaj dłuższy czas, inaczej nie miałyby czasu nabrać takiej postaci. Pokój był malutki, ledwie mieściła się w nim wąska szafa, jednoosobowe łóżko i mały nocny stolik, który służył tutaj za biurko. Stos papierów, na których stanęła kobieta... Nie był właściwie niczym wyjątkowym i nie dał jej zupełnie nic z rzeczami, które wiedziała teraz. Był to bowiem zwykły stos gazet, numerów z ostatniego roku, do pewnego momentu Prorok Codzienny, później Walczący Mag. Zaraz przy tym stosie stało zdjęcie kobiety - uśmiechała się łagodnie na portrecie, trochę peszyła, gdy się na nią patrzyło, w pętli powtarzając jeden ruch - złączonymi dłońmi dotykała swojego policzka. Zaraz obok zdjęcia stał również mały pojemniczek z zamszu, głównie używany na biżuterię i jeśli Veronica choć trochę znała te rejony wiedziała, że takich pudełek używano w biżuterii atelieu Parkinsonów. Nie potrzebowała jednak tego wiedzieć, by domyślić się, że musi kryć bardzo drogi przedmiot, a wielkość pudełeczka wskazywała, że nie był on dużych rozmiarów. Dopiero leżąca na łóżku gazeta nieco rozjaśniała trochę sytuację. Numer z sierpnia 56 roku, czasu gdy w Anglii szalały anomalie. Gazeta leżała złożona na stronie, która nie była tą główną, a na samym środku dało się przeczytać o samobójstwie młodej kobiety, Fiony Sawyer. Bardzo niewielka rubryczka, wydająca się nie mieć żadnego znaczenia na tle przytłaczających informacji o celebrytach i ich zabawach.
Wśród rzeczy, które mogła zauważyć też było to, że mężczyzna miał bardzo mało ubrań. Dzisiaj chodził w bardzo eleganckich i drogich, ale jego inne ubrania wyglądały na biedniejsze.
Veronica zdążyła się właściwie tylko rozejrzeć i mogła ponownie usłyszeć kroki. Były one cięższe niż mężczyzny, więc to pewnie stara wiedźma zorientowała się, że coś jest nie tak.
Findlay musiała teraz podjąć decyzję co zrobić z zebranymi informacjami i z kim się skonfrontować - ze zleceniodawcą czy mężczyzną przez nią śledzonym.
Wśród rzeczy, które mogła zauważyć też było to, że mężczyzna miał bardzo mało ubrań. Dzisiaj chodził w bardzo eleganckich i drogich, ale jego inne ubrania wyglądały na biedniejsze.
Veronica zdążyła się właściwie tylko rozejrzeć i mogła ponownie usłyszeć kroki. Były one cięższe niż mężczyzny, więc to pewnie stara wiedźma zorientowała się, że coś jest nie tak.
Findlay musiała teraz podjąć decyzję co zrobić z zebranymi informacjami i z kim się skonfrontować - ze zleceniodawcą czy mężczyzną przez nią śledzonym.
I show not your face but your heart's desire
Rozglądała się w niejakim pośpiechu, chwytając docierające ku niej wrażenia. Panujący półmrok nie był większą przeszkodą, gdy była w postaci animagicznej. Przejmowała rzeczywiste zdolności przyjętej, ptasiej formy. I to na wzroku skupiła się najbardziej, ignorując brzydką woń panującej pleśni. Przeskakiwała wprawnie z pergaminu na pergamin, zerkając na rysującą się przed nią mapę. Co właściwie planował mężczyzna? Bo o tym, że chciał zemsty już wiedziała. Potrzebowała tylko dopasować kilka brakujących elementów historii.
Stosy gazet, ogólny nieład mówił tez wiele o samym mężczyźnie. Ten sam chaos, zapewne pośpiech i nieład musiał być w życiu tego nieszczęśnika. Bo o tym, że nim był, nawet nie zaprzeczała. Każdy owładnięty chęcią zemsty był taki. Każdy kto działał pod wpływem emocji, dawał się manipulować. Poddawał się władzy innej, niż własna wola.
Jeśli już się mścić, to powoli. Nie w afekcie.
Szurnęła pazurkiem gazetę, na której stała i krótkim lotem przeskoczyła na łóżko i kolejną prasową informację. Aż drgnęła na wspomnienie koszmarnych wydarzeń i panujących anomalii. To, co działo się z jej synem, było czasem przerażające i mogła tylko dziękować Rowenie, że nie stało się najgorsze. To jednak nie ta tragedia musiała zapoczątkować historię, którą sprawdzała. Samobójstwo?...
Zatrzymała się dłużej, zerkając na informację. Fiony Sawyer. I jakoś automatycznie szukając wzrokiem ruchomego zdjęcia, które dostrzegał wcześniej. Powoli, układanka historii zdawała się być bardziej jasna. Musiała jeszcze zdecydować, gdzie uzupełnić ostatnie informacje. A szum kroków w oddali podpowiadał, że powinna była się pospieszyć z decyzją.
Przez sekundę zastanawiała się, czy nie porwać jeden z kartek, ale czuła niechęć. Wolała zaglądać do cudzych spraw, odkrywać tajemnice, ale nie ingerowała. Miała przecież być cieniem. Fakt, już nie pracującym z ramienia Ministerstwa, ale wciąż zachowała wiele z dawnych nawyków. Zwinnie przeskoczyła z łóżka na parapet i wymknęła się przez uchylone okno. Zostawiła za sobą nieduży pokój i zapewne wchodząca do środka właścicielkę pensjonatu. Przez kilka chwil jeszcze obserwowała widok, lokując się po drugiej stronie uliczki. ostatecznie jednak, znikając z pola widzenia. Miała do porozmawiania ze zleceniodawcą.
| zt
Stosy gazet, ogólny nieład mówił tez wiele o samym mężczyźnie. Ten sam chaos, zapewne pośpiech i nieład musiał być w życiu tego nieszczęśnika. Bo o tym, że nim był, nawet nie zaprzeczała. Każdy owładnięty chęcią zemsty był taki. Każdy kto działał pod wpływem emocji, dawał się manipulować. Poddawał się władzy innej, niż własna wola.
Jeśli już się mścić, to powoli. Nie w afekcie.
Szurnęła pazurkiem gazetę, na której stała i krótkim lotem przeskoczyła na łóżko i kolejną prasową informację. Aż drgnęła na wspomnienie koszmarnych wydarzeń i panujących anomalii. To, co działo się z jej synem, było czasem przerażające i mogła tylko dziękować Rowenie, że nie stało się najgorsze. To jednak nie ta tragedia musiała zapoczątkować historię, którą sprawdzała. Samobójstwo?...
Zatrzymała się dłużej, zerkając na informację. Fiony Sawyer. I jakoś automatycznie szukając wzrokiem ruchomego zdjęcia, które dostrzegał wcześniej. Powoli, układanka historii zdawała się być bardziej jasna. Musiała jeszcze zdecydować, gdzie uzupełnić ostatnie informacje. A szum kroków w oddali podpowiadał, że powinna była się pospieszyć z decyzją.
Przez sekundę zastanawiała się, czy nie porwać jeden z kartek, ale czuła niechęć. Wolała zaglądać do cudzych spraw, odkrywać tajemnice, ale nie ingerowała. Miała przecież być cieniem. Fakt, już nie pracującym z ramienia Ministerstwa, ale wciąż zachowała wiele z dawnych nawyków. Zwinnie przeskoczyła z łóżka na parapet i wymknęła się przez uchylone okno. Zostawiła za sobą nieduży pokój i zapewne wchodząca do środka właścicielkę pensjonatu. Przez kilka chwil jeszcze obserwowała widok, lokując się po drugiej stronie uliczki. ostatecznie jednak, znikając z pola widzenia. Miała do porozmawiania ze zleceniodawcą.
| zt
As a child you would wait
And watch from far away
But you always knew that you'd be the one
That work while they all play
And watch from far away
But you always knew that you'd be the one
That work while they all play
Veronica Findlay
Zawód : Szuka informacji
Wiek : 38
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
Potrzeba wielkiego talentu i umiejętności, by ukryć swój talent i umiejętności
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Strona 4 z 4 • 1, 2, 3, 4
Cmentarz
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Wiltshire