Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Szkocja :: Zamek Hogwart
Korytarz w lewym skrzydle
Strona 1 z 17 • 1, 2, 3 ... 9 ... 17
AutorWiadomość
Korytarz w lewym skrzydle
Do korytarza prowadzi jedno z rzadko uczęszczanych wejść do zamku, choć przez jego wnętrze na co dzień przetacza się chmara uczniów. Wysokie schody pozwalają dostać się na wyższe partie zamku, a odnogi korytarzy prowadzą prosto do sal, w których wykłada się numerologię, mugoloznastwo oraz starożytne runy. Ściany ozdabiają liczne portrety, przedstawiające głównie martwą naturę i zwierzęta, choć pośród nich ukrył się również rudy celtycki wojownik, przezwyciężający magią szarżującą na siebie kelpie.
Fala wspomnień zapewne zajęłaby umysł Skamandera na sam fakt pojawienia się w murach zamczyska. Kiedyś - domu, dziś - nie wiedział co mógłby powiedzieć. Miejsce odizolowane i zamknięte..na prawdę. I wszystko za przyczyna jedno czarodzieja. Czy taki był plan od samego początku? Czy każde z absurdalnych uczynków doprowadzić miał do jakiegoś, nieznanego im celu? I po wtóry, jak wiele miał wspólnego z ministerialnymi absurdami i dekretami, które jeden za drugim uderzały w społeczeństwo mugolskie, coraz mocniej rysując nie tylko granicę dzielącą, ale barykadę sunąca z prawdziwa wojną? Czy intuicja Samuela była prawdziwa, gdy już na jednym z pierwszych spotkań zasugerował działanie czarnej magii na ich Minister? Imperius, niewybaczalne zaklęcie w końcu potrafiło zmusić do wszystkiego...
Przekroczyli w końcu progu Zamku i zatrzymali się w komnacie obitej dziwnym chłodem. Trzy biegnące od niego korytarze wyznaczył rożne ścieżki dotarcia do celu. Sam zapewne kluczyłby zbyt długo, szukaj ac odpowiedniej drogi, ale mieli w końcu przewodnika. Zerknął w stronę Herewarda, dziwnie czując się, spoglądając z perspektywy dużo niższego. I dzięki profesorowi wiedzieli, że najsensowniej będzie skręcić w boczny korytarz - Chyba musimy nastawić priorytet na pośpiech, a ...- mówił szeptem, starając się ledwie poruszać ustami, ale przerwał, gdy echo poniosło urywki słów. Zmarszczył brwi, bo ewidentne skojarzenie nasuwało się samo. W milczeniu trącił rękę Herewarda w niemym pytaniu kto. Ale i tym razem musieli wybrać. Zostać? Spróbować wyciągnąć informacje? Czy znaleźć się w końcu u celu? Wiedzieli już gdzie powinni znajdować się porwani. Kłopotem był jak tam dostrzec bez zwracania na siebie uwagi.
Przeniósł wzrok na Garretta i ruchem głowy wskazał boczny korytarz. Jedną dłoń wciąż trzymał na ramieniu drugiego z Gwardzistów, by w końcu ruszyć. Początkowo wolno, by na ugiętych nogach, starając się jak najciszej stawiać kolejne kroki - przyspieszyć do raźnego truchtu. Miał nadzieję, że jeśli ktoś ich zobaczy, będą przypominali po prostu schwytanych na niecnym? uczynku uczniów. A Hereward bohatersko prowadzi ich na odbycie szlabanu. Tak było!
Byle się nie potknąć, bo na chudych, Thomasowych nogach czuł się trochę jak na szczudłach.
Przekroczyli w końcu progu Zamku i zatrzymali się w komnacie obitej dziwnym chłodem. Trzy biegnące od niego korytarze wyznaczył rożne ścieżki dotarcia do celu. Sam zapewne kluczyłby zbyt długo, szukaj ac odpowiedniej drogi, ale mieli w końcu przewodnika. Zerknął w stronę Herewarda, dziwnie czując się, spoglądając z perspektywy dużo niższego. I dzięki profesorowi wiedzieli, że najsensowniej będzie skręcić w boczny korytarz - Chyba musimy nastawić priorytet na pośpiech, a ...- mówił szeptem, starając się ledwie poruszać ustami, ale przerwał, gdy echo poniosło urywki słów. Zmarszczył brwi, bo ewidentne skojarzenie nasuwało się samo. W milczeniu trącił rękę Herewarda w niemym pytaniu kto. Ale i tym razem musieli wybrać. Zostać? Spróbować wyciągnąć informacje? Czy znaleźć się w końcu u celu? Wiedzieli już gdzie powinni znajdować się porwani. Kłopotem był jak tam dostrzec bez zwracania na siebie uwagi.
Przeniósł wzrok na Garretta i ruchem głowy wskazał boczny korytarz. Jedną dłoń wciąż trzymał na ramieniu drugiego z Gwardzistów, by w końcu ruszyć. Początkowo wolno, by na ugiętych nogach, starając się jak najciszej stawiać kolejne kroki - przyspieszyć do raźnego truchtu. Miał nadzieję, że jeśli ktoś ich zobaczy, będą przypominali po prostu schwytanych na niecnym? uczynku uczniów. A Hereward bohatersko prowadzi ich na odbycie szlabanu. Tak było!
Byle się nie potknąć, bo na chudych, Thomasowych nogach czuł się trochę jak na szczudłach.
Darkness brings evil things
the reckoning begins
The member 'Samuel Skamander' has done the following action : rzut kością
'k100' : 87
'k100' : 87
Uważał to za absurd - gdy wchodzili do zamku, a Samuel postawił nacisk na pośpiech, Garrett pokręcił głową. Chciał odezwać się, chciał powiedzieć, że nie mogą ryzykować; bo stracili przywilej pozwolenia sobie na błąd. Zostali zaklęci w ciała uczniów, ale czy rzeczywiście mogłoby dać im to całkowitą obronę? W rozmowie z jakimkolwiek pracownikiem szkoły dekonspiracja stałaby się formalnością; dodanie dwóch do dwóch nie mogło być trudne, szczególnie że wyglądali tak samo. Szlaban? Szlaban odbywało się w lochach, w Zakazanym Lesie, na dywaniku u dyrektora - nie w wieży, w której (o czym Grindelwald musiał wiedzieć) przetrzymywano więźniów. Jeżeli chcieli cokolwiek zdziałać - i nie zaszkodzić przy tym uwięzionym - nikt nie mógł ich dostrzec. Ani zatrzymać. Ani zmusić do rozmowy; jeśli tak się stanie, był gotowy. Skrywał różdżkę w kieszeni ciemnego płaszcza, lecz w sposób, który umożliwiłby mu bezproblemowe sięgnięcie po nią w chwili kryzysu. Wiedział, że nie mieli już czasu na dysputy i dalsze balansowanie na granicy ryzyka; zmarnowali go zbyt wiele. Wiedział też, co winien uczynić, jeśli jednak ktoś się na nich natknie - i zrobi to, nawet kosztem zaprzepaszczenia szlabanowej scenki rodzajowej, którą zamierzali odegrać jego towarzysze. Dobiegające echo słów i kroków utwierdziło go tylko w przekonaniu, że walka była jedyną możliwością; póki co jednak cicho, w milczeniu skręcił w lewy korytarz, który był w stanie najszybciej poprowadzić ich do celu. Starał się iść najciszej, jak tylko potrafił - z uwagą stawiał kroki, jednocześnie dbając o to, by w sytuacji czyjegoś nagłego przybycia miał gdzie się ukryć. Przyspieszając (choć wciąż z dbałością o konspirację), raz jeszcze przywoływał wszystkie pożyteczne słowa, które przecięły nocną ciszę, gdy błąkali się wciąż po błoniach - a z potoku wywodów o dyniach mógł przydać się tylko fakt, że Irytek kręcił się przy sali. Skończył szkołę dziesięć lat temu, ale nie mógł zapomnieć przekorności poltergeista (tego szkodnika); Garrett miał wrażenie, że ten prędzej ogłosiłby alarm i przywołał Grindelwalda, niż pozwoliłby im swobodnie przejść. Mieli mało czasu - ale może wystarczająco wiele, by zbudować w milczeniu nowy plan. Przeklinając w duchu, doszukiwał się winnych: teraz odnalazł ich w Eileen i Pomonie, które, zamiast oszołomić przeszkadzającą im kobietę, marnowały czas. Ich miękkie serca zaważyły na powodzeniu misji - do wieży mieli udać się w pięć osób, nie trzy. Zaczynał odczuwać złość, bo, choć wszystko wskazywało na taki koniec, nie mógł zawieść - ani Bathildy, ani siebie, ani potrzebujących, ani Margaux, której obiecał uratować politycznych (czy na pewno?) więźniów.
a gniew twój bezsilny niech będzie jak morze
ilekroć usłyszysz głos poniżonych i bitych
The member 'Garrett Weasley' has done the following action : rzut kością
'k100' : 56
'k100' : 56
Samuel, Garrett, ruszyliście wgłąb korytarza prowadzącego do zachodniego skrzydła, nie mając czasu oglądać się za siebie ani spoglądać wgłąb pozostałych korytarzy. Samuel przodem - bezszelestnie, Garrett tuż za nim, takoż dokładając do ruchów wszelkiej staranności. Być może zbyt wielkiej: tuż przed zakrętem jego podeszwa szurnęła o kamienne płytki, echo umilkło - ktoś zwrócił na to uwagę - ale auror nie wystawiał się na widok; był niemal pewien, że nikt nie zdążył go zauważyć. Hereward został przy wejściu, echo stłumionej rozmowy umilkło - tylko na chwilę. Żaden z aurorów nie popełnił drugiego błędu, czarodzieje wrócili do rozmowy. Hereward po odgłosach mógł się zorientować, że zbliżają się w jego kierunku.
Przed aurorami rozciągała się prosta droga - dwadzieścia, może trzydzieści metrów - prowadząca do większego pomieszczenia. Niewątpliwie był do korytarz, od którego odchodziły schody. Mogliście się jedynie domyślać, czy było to już wspomniane zachodnie skrzydło. Co istotniejsze, przed wami dostrzegliście ruch sylwetki dorosłego czarodzieja okrytego czarnym płaszczem. Stał tyłem do was, przy poziomej balustradzie schodów, których jednak nie dostrzegaliście - raczej był to mężczyzna. Póki nie podejdziecie bliżej wejścia, wasza widoczność na wnętrze korytarza, do którego prowadziło przejście, będzie ograniczona.
Słyszeliście też zgrzyt. Rumor. Jakby ktoś przesuwał właśnie olbrzymi głaz (?).
Na odpis macie 48h. Poruszania się wzdłuż korytarza nie liczycie jako akcji.
Przed aurorami rozciągała się prosta droga - dwadzieścia, może trzydzieści metrów - prowadząca do większego pomieszczenia. Niewątpliwie był do korytarz, od którego odchodziły schody. Mogliście się jedynie domyślać, czy było to już wspomniane zachodnie skrzydło. Co istotniejsze, przed wami dostrzegliście ruch sylwetki dorosłego czarodzieja okrytego czarnym płaszczem. Stał tyłem do was, przy poziomej balustradzie schodów, których jednak nie dostrzegaliście - raczej był to mężczyzna. Póki nie podejdziecie bliżej wejścia, wasza widoczność na wnętrze korytarza, do którego prowadziło przejście, będzie ograniczona.
Słyszeliście też zgrzyt. Rumor. Jakby ktoś przesuwał właśnie olbrzymi głaz (?).
Na odpis macie 48h. Poruszania się wzdłuż korytarza nie liczycie jako akcji.
Ruszył truchtem, przyspieszając. Nim jednak jego dłoń właściwie zacisnęła się na rękawie Herewarda już był w korytarzu. I na tym się skupił. Słyszał stłumione kroki za sobą, więc wiedział, że nie jest sam. I tylko serce wygrywało dziwną, łomocząca kawalkadę w piersi - wprost proporcjonalnie do milczenia, które zaciskało usta Skamandera. Nadal czuł się nieswojo wiedząc, ze biegnie niczym zbieg przez korytarz szkoły. Kiedyś bezpiecznej ostoi, dziś? jego karykatura.
Zwolnił kroku, gdy echo odbiło się od ścian i przez kilka sekund zaciskał dłoń na różdżce, gotowy do reakcji. Ale tocząca się, stłumiona odległością rozmowa, wróciła do swojego biegu. Żałował, ze nie mógł zrozumieć treści przekazywanych słów, wyłapując tylko pojedyncze znaczniki bez kontekstu. Nawet jeśli mocno kojarzące się z ich sprawą.
Szczudłowate nogi, na których teraz biegł - przynajmniej teraz nie były tak "niewygodne", jak początkowo mu się zdawało. Nie zwrócił uwagi potknięciem, ale przedwczesne cieszyć się nie mógł. W oddali majaczyło wejście do pomieszczenia. Zachodnie skrzydło? Zapewne. Tylko czemu znowu brakowało im Profesorskiego wskaźnika. Czemu się zatrzymał? Miał jakiś plan?
Przez ramię zerknął na sunącego tuż obok Garretta, a dopiero potem, gdy wzrok powrócił do spoglądania przed siebie - dostrzegł sylwetkę otuloną czarnym płaszczem. Kim był znowu ten? Musieli go minąć lub jakoś unieszkodliwić. Inaczej zostaną skazani na tłumaczenia, których..zbytnio nie mieli. Ich plan omawiany na początku - posypał się, a kolejne wydarzenia tylko złośliwie podkopywały ich - wymyślane na poczekaniu - pomysły. Samuel miał wrażenie, że ktoś (los?) uwziął się na nich, stawiając sobie za cel pokrzyżowania ich zamierzeń. Albo...Zamek miał w sobie więcej złego, niż mogli przypuszczać. Każdy z nich wiedział na co się pisze, ale w aktualnej sytuacji, więcej było złośliwych zbiegów okoliczności niż czegokolwiek innego. Nie było z nimi Eileen, Pomocy, teraz gdzieś za nimi trwał Barty. Rozdzieleni. Nie tak miało to być.
Tylko szybkim zerknięciem zatrzymał się na Weasleya, w niemym porozumieniu. Musieli działać - Petrificus Totalus - wysunął różdżkę przed siebie, by inkantacja - chociaż chicha - popłynęła z jego ust. Zaklęcie wystarczająco silne do powalenia nieznajomego....albo i nie. O konsekwencjach będzie myślał później.
Zwolnił kroku, gdy echo odbiło się od ścian i przez kilka sekund zaciskał dłoń na różdżce, gotowy do reakcji. Ale tocząca się, stłumiona odległością rozmowa, wróciła do swojego biegu. Żałował, ze nie mógł zrozumieć treści przekazywanych słów, wyłapując tylko pojedyncze znaczniki bez kontekstu. Nawet jeśli mocno kojarzące się z ich sprawą.
Szczudłowate nogi, na których teraz biegł - przynajmniej teraz nie były tak "niewygodne", jak początkowo mu się zdawało. Nie zwrócił uwagi potknięciem, ale przedwczesne cieszyć się nie mógł. W oddali majaczyło wejście do pomieszczenia. Zachodnie skrzydło? Zapewne. Tylko czemu znowu brakowało im Profesorskiego wskaźnika. Czemu się zatrzymał? Miał jakiś plan?
Przez ramię zerknął na sunącego tuż obok Garretta, a dopiero potem, gdy wzrok powrócił do spoglądania przed siebie - dostrzegł sylwetkę otuloną czarnym płaszczem. Kim był znowu ten? Musieli go minąć lub jakoś unieszkodliwić. Inaczej zostaną skazani na tłumaczenia, których..zbytnio nie mieli. Ich plan omawiany na początku - posypał się, a kolejne wydarzenia tylko złośliwie podkopywały ich - wymyślane na poczekaniu - pomysły. Samuel miał wrażenie, że ktoś (los?) uwziął się na nich, stawiając sobie za cel pokrzyżowania ich zamierzeń. Albo...Zamek miał w sobie więcej złego, niż mogli przypuszczać. Każdy z nich wiedział na co się pisze, ale w aktualnej sytuacji, więcej było złośliwych zbiegów okoliczności niż czegokolwiek innego. Nie było z nimi Eileen, Pomocy, teraz gdzieś za nimi trwał Barty. Rozdzieleni. Nie tak miało to być.
Tylko szybkim zerknięciem zatrzymał się na Weasleya, w niemym porozumieniu. Musieli działać - Petrificus Totalus - wysunął różdżkę przed siebie, by inkantacja - chociaż chicha - popłynęła z jego ust. Zaklęcie wystarczająco silne do powalenia nieznajomego....albo i nie. O konsekwencjach będzie myślał później.
Darkness brings evil things
the reckoning begins
The member 'Samuel Skamander' has done the following action : rzut kością
'k100' : 31
'k100' : 31
Szli w milczeniu, dbając o cicho stawiane kroki; na nic zdawały się jednak konspiracje w obliczu zagrożeń wyskakujących im na drodze tak, jak po deszczu gnomy wyskakują z zalanych, podziemnych nor. Najpierw narobił hałasu, przypadkowo krzywo stawiając stopę (na co przeklął przeraźliwie w myślach, a potem odetchnął w ulgą, nie dostrzegłszy symptomów czyjegoś ataku); potem szybko dostrzegli odzianą w czerń postać, najpewniej mężczyznę, który najprawdopodobniej był źródłem rumoru. Tak dbali o bezszelestne poruszanie się - a tutaj, no proszę, ktoś nie przejmował się tym w najmniejszym nawet stopniu. Nie spuszczając z nieznajomego spojrzenia, postarał się przycisnąć do ściany, nie chciał zostać zauważony. Wiedział tyle, że obcy nie mógł być przyjacielem (jakkolwiek rozpaczliwie to brzmiało, nie mieli tu przyjaciół) - a jeśli nim nie był, stawał się wrogiem. Cokolwiek czynił, stał im na drodze; nie mieli czasu na rozmowy, na polemiki, na zastanawianie się, musieli działać. I brnąć do przodu za wszelką cenę.
Kątem oka dostrzegając, że Samuelowi nie powiodło się zaklęcie, nie czekał długo - i tak zdradzili już najpewniej swoją pozycję, pozostało im działać.
- Regressio - wypowiedział starannie inkantację, kierując różdżkę na odzianego w czerń intruza i nie dbając nawet o szept - mówił cicho, choć bardziej zależało mu na tym, by nie szeleścić błędnie głoskami. Nie mógł pozwolić już sobie na błąd. Nie mógł.
Kątem oka dostrzegając, że Samuelowi nie powiodło się zaklęcie, nie czekał długo - i tak zdradzili już najpewniej swoją pozycję, pozostało im działać.
- Regressio - wypowiedział starannie inkantację, kierując różdżkę na odzianego w czerń intruza i nie dbając nawet o szept - mówił cicho, choć bardziej zależało mu na tym, by nie szeleścić błędnie głoskami. Nie mógł pozwolić już sobie na błąd. Nie mógł.
a gniew twój bezsilny niech będzie jak morze
ilekroć usłyszysz głos poniżonych i bitych
The member 'Garrett Weasley' has done the following action : rzut kością
'k100' : 51
'k100' : 51
Obserwował w napięciu, kiedy Garrett z Samuelem przemykali korytarzem. Stał w bezruchu świadomy, że on sam może im tylko zaszkodzić zwracając na siebie niepotrzebną uwagę, przyciągając ją także do dwójki aurorów, których nie powinno tu być. Czekał więc i odetchnął dopiero, gdy udało im się bezpiecznie, niezauważenie przejść pod nosami rozmawiających czarodziejów. Kim byli, Barty mógł przypuszczać. Nie polubił się z nowym nauczycielem eliksirów. I to nie tylko dlatego że zastąpienie Horacego było po prostu niezwykle trudne. Mężczyzna zdawał się być typem człowieka, któremu nie należy ufać. Jego obecność tutaj także nie wróżyła niczego dobrego. Ostatecznie jednak, na miłość Merlina, był tu nauczycielem, nie musiał przemykać po zamku, mógł po nim chodzić normalnie, gdzie chciał i kiedy chciał. Chociaż faktycznie lepiej by było, gdyby w razie ucieczki nikt nie powiązał go z wieżą, w której mieli znajdować się przetrzymywani. Widząc, że Garrett i Samuel bezpiecznie dotarli na miejsce, biorąc głęboki oddech sam ruszył w ich stronę. Teraz, nawet jeśli ktoś go zauważy, przynajmniej nie skaże na porażkę całej misji ratunkowej. A to ona była tu najważniejsza.
Ocalałeś, bo byłeś pierwszy
Ocalałeś, bo byłeś
Ocalałeś, bo byłeś
ostatni
Hereward Bartius
Zawód : Profesor w Hogwarcie
Wiek : 33
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Na szczęście był tam las.
Na szczęście nie było drzew.
Na szczęście brzytwa pływała po wodzie.
Na szczęście nie było drzew.
Na szczęście brzytwa pływała po wodzie.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Hereward Bartius' has done the following action : rzut kością
'k100' : 38
'k100' : 38
Samuel, twoje zaklęcie chybiło celu, zwracając na siebie uwagę mężczyzny. Ten, z refleksem, jaki mógłby wydać się wykraczający znacznie ponad refleks naukowca-gryzipiórka, zdążył zareagować na zaklęcie Garretta solidną, silną tarczą, która odbiła zaklęcie z powrotem do aurora. Choć w tym momencie odwrócił się w waszą stronę, jego twarz nic wam nie mówiła.
- Lapifors - ledwie tarcza rozmyła się we mgle, mężczyzna zareagował kontratakiem. Smuga zaklęcia przecięła powietrze tuż obok was, niecelnie. - Wynocha, ale już. Zaraz zawołam profesora!
Dziwny rumor trwał nieprzerwanie - z odleglejszego krańca korytarza.
Garrett, kryłeś się blisko ściany - która mogła ochronić cię przed własnym zaklęciem, ST uniku wynosi 30.
- Profesorze, to pan. - Hereward, zatrzymał cię głos nauczyciela eliksirów, który wynurzył się już z najodleglejszego spośród korytarzy. - Zachodnie skrzydło jest zamknięte z rozkazu dyrektora. Właśnie informowałem o tym naszych kolegów. - Nie był sam. Towarzyszył mu mężczyzna, którego nigdy dotąd nie widziałeś, a z którym musiał rozmawiać wcześniej.
- Musi pan zmienić plany na wieczór, w grę wchodzą kwestie bezpieczeństwa.
Ukłonił się grzecznie, flegmatycznie. I wyczekująco.
Na odpis macie 48h.
- Lapifors - ledwie tarcza rozmyła się we mgle, mężczyzna zareagował kontratakiem. Smuga zaklęcia przecięła powietrze tuż obok was, niecelnie. - Wynocha, ale już. Zaraz zawołam profesora!
Dziwny rumor trwał nieprzerwanie - z odleglejszego krańca korytarza.
Garrett, kryłeś się blisko ściany - która mogła ochronić cię przed własnym zaklęciem, ST uniku wynosi 30.
- Dodatkowe:
Garrett: czerowona kropka
Samuel: szaroniebieska kropka
- Profesorze, to pan. - Hereward, zatrzymał cię głos nauczyciela eliksirów, który wynurzył się już z najodleglejszego spośród korytarzy. - Zachodnie skrzydło jest zamknięte z rozkazu dyrektora. Właśnie informowałem o tym naszych kolegów. - Nie był sam. Towarzyszył mu mężczyzna, którego nigdy dotąd nie widziałeś, a z którym musiał rozmawiać wcześniej.
- Musi pan zmienić plany na wieczór, w grę wchodzą kwestie bezpieczeństwa.
Ukłonił się grzecznie, flegmatycznie. I wyczekująco.
Na odpis macie 48h.
Coś stało się z wyobrażeniem Hogwartu, jaki Eileen zawsze nosiła w swojej wyobraźni – kilka elementów zniknęło, a kilka zupełnie nie pasowało do całego obrazu, jakby były źle dopasowanymi puzzlami. Jej pamięć oburzyła się niemal, gdy bystre oko drapieżnika nie wypatrzyło schodów, które z jasnych względów architektonicznych powinny się tam znajdować i robić za drabinę na wyższe piętra. Rozumiała sens wędrujących schodów w Hogwarcie, ale te, jeśli dobrze pamiętała, miały funkcję stałą. Spojrzenie niebieskawych oczu przeniosła na mężczyznę, który jeszcze przed chwilą rozmawiał z lewitującym gdzieś z tyłu Irytkiem, a który właśnie na pięcie obracał się, by zniknąć zaraz za ścianą. Napuszyła pióra, czując rozlewające się po jej zminiaturyzowanym ciele dreszcze. Nie znała go – tego mężczyzny – i coś jej mówiło, że bardzo nie powinno go tu być. Kim jednak był? Samuel wspominał na początku ich spotkania w chatce o policji antymugolskiej, która swoją tymczasową (stałą?) siedzibę miała aktualnie w Hogsmeade. Merlinie, czy oni naprawdę chcieli rozpanoszyć się również w Hogwarcie?
Zamknięte okno uniemożliwiło jej dostanie się do środka, więc musiała szukać innego wejścia. Kilka obrotów łebkiem wystarczyło, by jej uwagę zwróciła wnęka w ścianie – jej jedyna droga, która prowadziła wprost do sali do numerologii, a oprócz tego miejsce, z którego mogła zobaczyć nieco więcej. Obróciła się więc na parapecie, rozpięła skrzydła i odepchnęła się szponami od niego, by wzlecieć do góry i skierować swój lot na drugą stronę korytarza. Minęła chwila, nim Eileen znów przysiadła na kamiennym podokienniku. Rozejrzała się po wnętrzu korytarza, jakby trzymając się nieco bardziej z lewej strony okna. Bała się, że zobaczy ją Irytek. On nigdy nie dawał za wygraną.
Wzrokiem popędziła w stronę ściany, za którą zniknął obcy mężczyzna. Za chwilę wleci do środka, ale najpierw wolała bezpiecznie sprawdzić, w jakiej znajduje się pozycji.
Zamknięte okno uniemożliwiło jej dostanie się do środka, więc musiała szukać innego wejścia. Kilka obrotów łebkiem wystarczyło, by jej uwagę zwróciła wnęka w ścianie – jej jedyna droga, która prowadziła wprost do sali do numerologii, a oprócz tego miejsce, z którego mogła zobaczyć nieco więcej. Obróciła się więc na parapecie, rozpięła skrzydła i odepchnęła się szponami od niego, by wzlecieć do góry i skierować swój lot na drugą stronę korytarza. Minęła chwila, nim Eileen znów przysiadła na kamiennym podokienniku. Rozejrzała się po wnętrzu korytarza, jakby trzymając się nieco bardziej z lewej strony okna. Bała się, że zobaczy ją Irytek. On nigdy nie dawał za wygraną.
Wzrokiem popędziła w stronę ściany, za którą zniknął obcy mężczyzna. Za chwilę wleci do środka, ale najpierw wolała bezpiecznie sprawdzić, w jakiej znajduje się pozycji.
Ja nie przeczuwałam, tyś nie odgadł, że
Nasze serca świecą w mroku
Nasze serca świecą w mroku
Zmełł w ustach przekleństwo, gdy promień zaklęcia minął cel dodatkowo zwracając niepotrzebną uwagę. Tylko co tu w ogóle było potrzebne? W oczach nieznajomego wyglądali jak dwa uczniaki, którzy prawdopodobnie kręcą jakiś dziwny pomysł. W końcu sam będąc w tym wieku (w jakim wieku był Thomas?) doprowadzał do szewskiej pasji wybrańców, którzy go przyłapywali. Pomiędzy kolejnymi, migającymi w krótkich przebłyskach myśli - Samuel zastanawiał się nad wypowiedzianymi słowami Zaraz zawołam profesora! . Kim więc był jeśli nie nauczycielem?
Kwestii roztrząsać nie miał zamiaru zbyt długo, bo i czas nie pozwalał na większą refleksję. Błysk zaklęć mignął, odbił się i popłyną w stronę Garretta. Gorąco mu się zrobiło na myśl, że sam mógłby oberwać własna petryfikacją. Może była w tym odrobina szczęścia, którego tak mocno potrzebowali?
- Confundus! - wskazał powtórnie nieznajomego. Nie było mowy, żeby się wycofali. Miał tylko cichą nadzieję, że Garrett umknie świetlistej smudze, które w niego pędziła. Potrzebowali w końcu dostać się na miejsce, a mijający czas działał na ich niekorzyść. Z tył za nimi? asekurował? ich Hereward. I chociaż wolał nie rozbijać i tak uszczuplonej drużyny, a momentami ich działania zahaczały o absurd, to wolał poruszać się wciąż do celu. Zadanie było trudne, ale nie po to przygotowywali się do całej akcji, by spalić się już na samym początku.
Działaj myślał, gdy inkantacja wypłynęła z jego warg, czekając, aż moc różdżki zabłyśnie pod palcami, słuchając jego woli.
Kwestii roztrząsać nie miał zamiaru zbyt długo, bo i czas nie pozwalał na większą refleksję. Błysk zaklęć mignął, odbił się i popłyną w stronę Garretta. Gorąco mu się zrobiło na myśl, że sam mógłby oberwać własna petryfikacją. Może była w tym odrobina szczęścia, którego tak mocno potrzebowali?
- Confundus! - wskazał powtórnie nieznajomego. Nie było mowy, żeby się wycofali. Miał tylko cichą nadzieję, że Garrett umknie świetlistej smudze, które w niego pędziła. Potrzebowali w końcu dostać się na miejsce, a mijający czas działał na ich niekorzyść. Z tył za nimi? asekurował? ich Hereward. I chociaż wolał nie rozbijać i tak uszczuplonej drużyny, a momentami ich działania zahaczały o absurd, to wolał poruszać się wciąż do celu. Zadanie było trudne, ale nie po to przygotowywali się do całej akcji, by spalić się już na samym początku.
Działaj myślał, gdy inkantacja wypłynęła z jego warg, czekając, aż moc różdżki zabłyśnie pod palcami, słuchając jego woli.
Darkness brings evil things
the reckoning begins
Strona 1 z 17 • 1, 2, 3 ... 9 ... 17
Korytarz w lewym skrzydle
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Szkocja :: Zamek Hogwart