Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Szkocja :: Zamek Hogwart
Korytarz w lewym skrzydle
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Korytarz w lewym skrzydle
Do korytarza prowadzi jedno z rzadko uczęszczanych wejść do zamku, choć przez jego wnętrze na co dzień przetacza się chmara uczniów. Wysokie schody pozwalają dostać się na wyższe partie zamku, a odnogi korytarzy prowadzą prosto do sal, w których wykłada się numerologię, mugoloznastwo oraz starożytne runy. Ściany ozdabiają liczne portrety, przedstawiające głównie martwą naturę i zwierzęta, choć pośród nich ukrył się również rudy celtycki wojownik, przezwyciężający magią szarżującą na siebie kelpie.
Eileen, pod ptasią postacią byłaś równym przeciwnikiem dla Irytka - szybkiego i zręcznego poltergeista. Dorównywałaś jego ruchom, ale tym razem poniosłaś porażkę: zapikowałaś po kapelusz, a duch umknął na bok, zaciskając obie dłonie na jego szerokim rondzie zdecydowanie materialnego kapelusza, wypuszczając tym samym resztki czerstwego chleba, które dotąd trzymał. W momencie, w którym to zrobił, rumor ucichł: schody zatrzymały się w pół drogi, zbyt wysoko, by móc zrobić z nich użytek, a niezadowolony grymas zdradzał, że Irytek się zirytował. Kiedy rumor ucichł, usłyszałaś też stłumione odgłosy walki dobiegające z korytarza, w którym zniknął nieznajomy mężczyzna.
- Głupie ptaszysko!!! - zaskrzeczał, odwracając się do ciebie przodem.
- To nie ptaszystko, to kania - oświadczył zdumiony wojownik z obrazu. - Kania w Hogwarcie? - Nikt jednak nie zwrócił na niego większej uwagi.
- Precz! - zakrzyknął Irytek, jak dziecko wydymając obrażone usta. - Precz, do lasu!
Samuel, Garrett, puściliście się biegiem do przodu. Tarcza waszego przeciwnika błysnęła bielą i okazała się niezwykle potężna - Confundus został odbity w kierunku aurora, który je rzucił. Przed wami, z korytarza po prawej, którego dotąd nie widzieliście, wynurzyła się kolejna sylwetka - najwyraźniej zaalarmowana przez czarodzieja. Był to kolejny mężczyzna, którego twarzy nie rozpoznawaliście. Wydawało wam się nieprawdopodobne, żebyście nie pamiętali, jak wyglądają nauczyciele z Hogwartu - nie znaliście tych ludzi. Nie mieliście jednak czasu przyglądać się mu dłużej - nieznajomy cisnął zaklęciem Deprimo prosto w Samuela. Sam, masz czas na reakcję. ST uniku wynosi 93. Zaklęcia lecą ku tobie z dwóch przeciwnych stron; aby się obronić przed obydwoma, musisz rzucić silniejszą wersję protego.
Za plecami Garretta świsnęło zaklęcie - jak usłyszałeś z inkantacji - Lapifors - promień rozprysnął się jednak na ścianie za twoimi plecami i kątem oka dostrzegłeś jedynie szmaragdowe iskry. Zaraz znikniesz za ścianą - zyskasz trochę czasu względem pierwszego z czarodziejów.
Rumor ucichł w jednej chwili: ale wiedzieliście, że dobiegał z naprzeciwka. Nie pamiętaliście tej części zamku. Błyski ciskanych zaklęć zagłuszały cichsze dźwięki, ale gdyby ludzi wokół było dużo więcej -z pewnością byście ich usłyszeli.
Pomona, twój confundus ogłuszył mężczyznę. Skonfundowany, nie stał na przeszkodzie waszej ucieczce. Zaklęcie, które go trafiło, było silne: oboje wiedzieliście, że straci wspomnienia z ostatniej godziny. Hereward, zdawałeś sobie sprawę z tego, że ten czarodziej nie będzie pamiętał, co stało się z profesorem Kazijskim. Oboje ruszyliście korytarzem prowadzącym prosto do zachodniego skrzydła. Znaleźliście drogę i nie zachowywaliście ostrożności, pokonanie jej nie zajęło wam dużo czasu. Minęliście zakręt, gdy w odległości kilkudziesięciu metrów naprzeciw was ujrzeliście sylwetkę czarodzieja, który ciskał zaklęciem w prawą stronę patrząc z waszej perspektywy. Nie słyszeliście inkantacji, ale Hereward bez trudu dostrzegł w niej poprawnie rzucone Lapifros. Dalsze przemieszczanie się przez korytarz nie jest akcją.
Pomona, nos już cię nie bolał, ale wciąż miałaś twarz zalaną krwią.
Hereward, nie musiałeś rzucać na bieganie, stąd brak efektu krytycznej jedynki, ale, żeby ją uczcić, dostajesz różowy kolor na mapie. Na odpis macie 48h.
- Głupie ptaszysko!!! - zaskrzeczał, odwracając się do ciebie przodem.
- To nie ptaszystko, to kania - oświadczył zdumiony wojownik z obrazu. - Kania w Hogwarcie? - Nikt jednak nie zwrócił na niego większej uwagi.
- Precz! - zakrzyknął Irytek, jak dziecko wydymając obrażone usta. - Precz, do lasu!
Samuel, Garrett, puściliście się biegiem do przodu. Tarcza waszego przeciwnika błysnęła bielą i okazała się niezwykle potężna - Confundus został odbity w kierunku aurora, który je rzucił. Przed wami, z korytarza po prawej, którego dotąd nie widzieliście, wynurzyła się kolejna sylwetka - najwyraźniej zaalarmowana przez czarodzieja. Był to kolejny mężczyzna, którego twarzy nie rozpoznawaliście. Wydawało wam się nieprawdopodobne, żebyście nie pamiętali, jak wyglądają nauczyciele z Hogwartu - nie znaliście tych ludzi. Nie mieliście jednak czasu przyglądać się mu dłużej - nieznajomy cisnął zaklęciem Deprimo prosto w Samuela. Sam, masz czas na reakcję. ST uniku wynosi 93. Zaklęcia lecą ku tobie z dwóch przeciwnych stron; aby się obronić przed obydwoma, musisz rzucić silniejszą wersję protego.
Za plecami Garretta świsnęło zaklęcie - jak usłyszałeś z inkantacji - Lapifors - promień rozprysnął się jednak na ścianie za twoimi plecami i kątem oka dostrzegłeś jedynie szmaragdowe iskry. Zaraz znikniesz za ścianą - zyskasz trochę czasu względem pierwszego z czarodziejów.
Rumor ucichł w jednej chwili: ale wiedzieliście, że dobiegał z naprzeciwka. Nie pamiętaliście tej części zamku. Błyski ciskanych zaklęć zagłuszały cichsze dźwięki, ale gdyby ludzi wokół było dużo więcej -z pewnością byście ich usłyszeli.
Pomona, twój confundus ogłuszył mężczyznę. Skonfundowany, nie stał na przeszkodzie waszej ucieczce. Zaklęcie, które go trafiło, było silne: oboje wiedzieliście, że straci wspomnienia z ostatniej godziny. Hereward, zdawałeś sobie sprawę z tego, że ten czarodziej nie będzie pamiętał, co stało się z profesorem Kazijskim. Oboje ruszyliście korytarzem prowadzącym prosto do zachodniego skrzydła. Znaleźliście drogę i nie zachowywaliście ostrożności, pokonanie jej nie zajęło wam dużo czasu. Minęliście zakręt, gdy w odległości kilkudziesięciu metrów naprzeciw was ujrzeliście sylwetkę czarodzieja, który ciskał zaklęciem w prawą stronę patrząc z waszej perspektywy. Nie słyszeliście inkantacji, ale Hereward bez trudu dostrzegł w niej poprawnie rzucone Lapifros. Dalsze przemieszczanie się przez korytarz nie jest akcją.
Pomona, nos już cię nie bolał, ale wciąż miałaś twarz zalaną krwią.
Hereward, nie musiałeś rzucać na bieganie, stąd brak efektu krytycznej jedynki, ale, żeby ją uczcić, dostajesz różowy kolor na mapie. Na odpis macie 48h.
- Dodatkowe:
Mapa obszaru Legenda
• Garrett
• Samuel
• Pomona
• Hereward
Wspaniale. Tylko tyle przeszło mu przez myśl, kiedy zobaczył, z jaką siłą confundus uderzył w nieznajomego mężczyznę. Wygląda na to, że nie było świadków, którzy mogliby zeznawać przeciw niemu. Dodatkowo Pomona oczyściła im drogę. Pogratuluje jej chętnie potem. Teraz jednak zajęty biegiem zmierzał w stronę, w którą poszli Garrett z Samuelem. Z różdżką ciągle gotową do rzucania zaklęć. Kazijski odkicał w dal, jego towarzysz był ogłuszony i nie zapamięta prawie niczego z całego wydarzenia. Nie po tak pięknie rzuconym zaklęciu. Barty naprawdę doceniał, nie miał jednak czasu piać z zachwytu, kiedy po wyjściu zza rogu pierwszym, co rzuciło mu się w oczy był kolejny nieznajomy. Ten jednak nie bał się już ciskać zaklęć. Lapifors zmierzał w swój cel gdzieś poza zasięgiem wzroku Herewarda. Zgadywał, że to tam są Garrett i Samuel. Zapewne cicho i sprawnie przekradający się przez zamek pod postacią uczniów. Naturalnie niezauważeni przez nikogo, wykonujący plan z drobiazgową skrupulatnością.
- Lapifors - odwdzięczył się tym samym w kierunku nieznanego mu czarodzieja. Wiosna i króliki jakoś do siebie pasują.
- Lapifors - odwdzięczył się tym samym w kierunku nieznanego mu czarodzieja. Wiosna i króliki jakoś do siebie pasują.
Ocalałeś, bo byłeś pierwszy
Ocalałeś, bo byłeś
Ocalałeś, bo byłeś
ostatni
Hereward Bartius
Zawód : Profesor w Hogwarcie
Wiek : 33
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Na szczęście był tam las.
Na szczęście nie było drzew.
Na szczęście brzytwa pływała po wodzie.
Na szczęście nie było drzew.
Na szczęście brzytwa pływała po wodzie.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Hereward Bartius' has done the following action : rzut kością
'k100' : 28
'k100' : 28
Szpony zacisnęły się za powietrzu, gdy Irytek zrobił unik, więc musiała natychmiast zrobić zwrot i skierować swój lot na balustradę schodów, gdzie mogła bezpiecznie wylądować. Kłapnęła dziobem na poltergeista i gwizdnęła wściekle, kiedy nazwał ją ptaszyskiem i znów się napuszyła, słysząc z boku chwalebne „to nie ptaszysko, to kania!”. Oczywiście, że była kanią! Najelegantszym z drapieżników, zwinnym i szybkim. Napięłaby dumnie swoją ptasią pierś, gdyby tak nie gonił jej czas. Później podziękuje szanownemu obrazowi za to, że nie potraktował jej jak byle wróbla.
Trzepocące skrzydła znów wzniosły ją ku górze, bo nie miała zamiaru dawać za wygraną. Musiała zdobyć tę czapkę i, o, co zauważyła, ten kawał czerstwego chleba. W pierwszym momencie to wydało jej się absolutnie pozbawione sensu – jak suchy chleb mógłby kontrolować przepływ schodów z góry na dół, ale potem uświadomiła sobie, że musieli chwytać się wszystkiego, czego mogli, żeby uratować sytuację. Krążyła chwilę nad Irytkiem, wzlatując wyżej, potem swój lot obniżając, zataczając nad nim kręgi niczym sęp, aż w końcu znów zaczęła pikować na poltergeista ze szponami wysuniętymi do przodu, żeby chwycić jego czapkę i zabrać mu ją. Jej skryte za miękkimi piórami uszy wychwyciły przytłumiony hałas – inny niż ten, który wywoływały poruszające się, ciężkie schody. Strzępki ludzkich głosów, które przemieniały gardłowe wibracje w inkantacje zaklęć, huk odbijających się od ścian magicznych wstęg?
Musiała się pospieszyć. Jeśli teraz jej refleks drapieżnika nie podoła, poleci im pomóc.
Trzepocące skrzydła znów wzniosły ją ku górze, bo nie miała zamiaru dawać za wygraną. Musiała zdobyć tę czapkę i, o, co zauważyła, ten kawał czerstwego chleba. W pierwszym momencie to wydało jej się absolutnie pozbawione sensu – jak suchy chleb mógłby kontrolować przepływ schodów z góry na dół, ale potem uświadomiła sobie, że musieli chwytać się wszystkiego, czego mogli, żeby uratować sytuację. Krążyła chwilę nad Irytkiem, wzlatując wyżej, potem swój lot obniżając, zataczając nad nim kręgi niczym sęp, aż w końcu znów zaczęła pikować na poltergeista ze szponami wysuniętymi do przodu, żeby chwycić jego czapkę i zabrać mu ją. Jej skryte za miękkimi piórami uszy wychwyciły przytłumiony hałas – inny niż ten, który wywoływały poruszające się, ciężkie schody. Strzępki ludzkich głosów, które przemieniały gardłowe wibracje w inkantacje zaklęć, huk odbijających się od ścian magicznych wstęg?
Musiała się pospieszyć. Jeśli teraz jej refleks drapieżnika nie podoła, poleci im pomóc.
Ja nie przeczuwałam, tyś nie odgadł, że
Nasze serca świecą w mroku
Nasze serca świecą w mroku
The member 'Eileen Wilde' has done the following action : rzut kością
'k100' : 61
'k100' : 61
Błysnęła wyczarowana tarcza i zaraz rozległ dźwięk zbliżających się kroków; Garrett instynktownie uniósł wyżej różdżkę, szykując się do kontrataku. Pierwsze z zaklęć - Deprimo - pomknęło w ich kierunku, więc cofnął się o krok, być może chcąc go uniknąć; to jednak sunęło nie ku niemu, a w kierunku Samuela. Jednocześnie z drugiego końca korytarza trzaskały dwa promienie uroków; pierwszy, nieszczęśliwie odbity Confundus Skamandera, niepokojąco prędko przecinał powietrze świetlistym łukiem i zaraz dołączył do niego kolejny Lapifors - na szczęście w widoczny sposób chybiony; rozbił się na ścianie, zanim Garrett zdążył chociaż zareagować. Wszystko działo się szybko - więc jeszcze szybciej skierował różdżkę na pędzący w stronę jego towarzysza promień zaklęcia, na Deprimo orzące światłem szkolną przestrzeń. Przeklął w duchu, nie do końca wiedząc, jak mógł pomóc; zdał się więc na instynkt, kolejny raz decydując się na dekonspirację. Uczeń nie potrafiłby rzucić Patronusa, a już na pewno nie cielesnego; jaskółka była wizytówką, ale odarty został z innych rozwiązań. Nie pierwszy raz dzisiaj ryzykował wszystko - ale czy właśnie nie to przyrzekł, tnąc nadgarstki ostrzem srebrzystego noża?
- Expecto Patronum - wypowiedział inkantację, chcąc rozproszyć Deprimo wyciągające swe wici ku Skamanderowi.
| 1/3 wykorzystania Patronusa jako Protego - umiejętności Zakonu.
- Expecto Patronum - wypowiedział inkantację, chcąc rozproszyć Deprimo wyciągające swe wici ku Skamanderowi.
| 1/3 wykorzystania Patronusa jako Protego - umiejętności Zakonu.
a gniew twój bezsilny niech będzie jak morze
ilekroć usłyszysz głos poniżonych i bitych
The member 'Garrett Weasley' has done the following action : rzut kością
'k100' : 48
'k100' : 48
Czas nadal ucieka. Dobrze, że przynajmniej zaklęcie konfundujące nieznajomego uwolniło się z końca różdżki, poprawnie, z całą mocą uderzając w jego pierś. Czuję, jak własne serce łomocze mi w klatce piersiowej chcąc się boleśnie wydostać poza obręb ciała. Oddycham jeszcze szybko, płytko, zmęczenie po biegu nie ustępuje. Mimo to zaciskam palce oplatając magiczne drewno w mocnym uścisku. Przypominam sobie nagle, że między biustem posiadam jeszcze jedną różdżkę. Należącą do Melissy. Szybko przekładam ją do torebki zwisającej z ramienia, chcąc mieć większą swobodę ruchów, po czym wraz z Herewardem rzucamy się biegiem jak najdalej od tego miejsca. Powoli zaczynam sądzić, że za chwilę wypluję własne płuca, ale brakuje wolnej chwili na marudzenie bądź przystosowanie się do wzmożonego wysiłku fizycznego. Staram się najmocniej jak potrafię, ale nie jest to zadaniem prostym. Jeszcze raz staram się rękawem wytrzeć krew dookoła nosa, jednak bez wody na nic się to zdaje. Hamuję się przed przekleństwem, wypowiedzianym nawet w duchu. Nie patrzę na subtelność lub uwagę w stawianiu kroków. Ostatecznie możemy się spieszyć do skrzydła szpitalnego. Może niecodziennie nauczyciele biegają po Hogwarcie, ale w szkole magii chyba nikogo nie powinno już nic dziwić.
Skręcamy w kolejny korytarz, na którego końcu majaczy nieznana nam sylwetka. Bez dwóch zdań rzucająca zaklęcie. Marszczę brwi zastanawiając się kto u licha próbuje obezwładnić kogokolwiek w miejscu pełnym uczniów. Oprócz nas. Dociera do mnie, że kimkolwiek nie jest ten mężczyzna, nie należy do Zakonu. A zatem nie można mu ufać. Istnieje też prawdopodobieństwo, że może atakować aurorów lub Eileen odzyskującą swoją człowieczą formę. Dlatego nie możemy stać bezczynnie.
W chwili kiedy profesor Bartius wypowiada zaklęcie, staram się jak najmocniej przycisnąć do ściany, żeby nie być wystawioną na kontratak intruza bardziej niż to konieczne. Na otwartej przestrzeni łatwiej jest namierzyć w cel.
- Conjunctivitis - wypowiadam cicho, celując w mężczyznę oraz cały czas starając się poruszać, chociaż zdecydowanie wolniej niż przed chwilą. Nie jestem pewna, czy przemiana w królika się powiedzie, jednocześnie nie mam gwarancji, że oślepię lub tym bardziej doprowadzę do omdlenia napastnika. I tak już nasze pozycje zostały zdradzone, nie zdołamy pozostać w ukryciu lub przyczajeniu godnym drapieżnika. Pozostaje otwarta walka, mogąca zakończyć się naprawdę różnie. Swoją drogą nigdy nie przypuszczałam, że dożyję dnia, w którym będę musiała rozprawiać się z nieznajomymi we własnej szkole. Będącej niegdyś azylem oraz ostoją wszystkich młodych czarodziei. Dziś pozostającym jedynie nikłym wspomnieniem po tamtych wspaniałych czasach. Dziś jest nam więzieniem.
Skręcamy w kolejny korytarz, na którego końcu majaczy nieznana nam sylwetka. Bez dwóch zdań rzucająca zaklęcie. Marszczę brwi zastanawiając się kto u licha próbuje obezwładnić kogokolwiek w miejscu pełnym uczniów. Oprócz nas. Dociera do mnie, że kimkolwiek nie jest ten mężczyzna, nie należy do Zakonu. A zatem nie można mu ufać. Istnieje też prawdopodobieństwo, że może atakować aurorów lub Eileen odzyskującą swoją człowieczą formę. Dlatego nie możemy stać bezczynnie.
W chwili kiedy profesor Bartius wypowiada zaklęcie, staram się jak najmocniej przycisnąć do ściany, żeby nie być wystawioną na kontratak intruza bardziej niż to konieczne. Na otwartej przestrzeni łatwiej jest namierzyć w cel.
- Conjunctivitis - wypowiadam cicho, celując w mężczyznę oraz cały czas starając się poruszać, chociaż zdecydowanie wolniej niż przed chwilą. Nie jestem pewna, czy przemiana w królika się powiedzie, jednocześnie nie mam gwarancji, że oślepię lub tym bardziej doprowadzę do omdlenia napastnika. I tak już nasze pozycje zostały zdradzone, nie zdołamy pozostać w ukryciu lub przyczajeniu godnym drapieżnika. Pozostaje otwarta walka, mogąca zakończyć się naprawdę różnie. Swoją drogą nigdy nie przypuszczałam, że dożyję dnia, w którym będę musiała rozprawiać się z nieznajomymi we własnej szkole. Będącej niegdyś azylem oraz ostoją wszystkich młodych czarodziei. Dziś pozostającym jedynie nikłym wspomnieniem po tamtych wspaniałych czasach. Dziś jest nam więzieniem.
( i need your teeth )
in me, slow and vicious, to tell me my armor is just skin, bones, only bones
Pomona Vane
Zawód : nauczycielka zielarstwa
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
ty jesteś tym co księżyc
od dawien dawna znaczył
tobą jest co słońce
kiedykolwiek zaśpiewa
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Pomona Sprout' has done the following action : rzut kością
'k100' : 88
'k100' : 88
Kilka następujących po ruszeniu sekund, przypominało serio niekontrolowanych migawek. Kiedyś widział mugolski fragment filmu i to przypominało własnie wyrwany element i rzucony na taśmę rzeczywistości. Jego własny bieg wydawał się działać na zwolnionych obrotach i z dziwną szczegółowością mógł dzięki temu zobaczyć, jak mkną ku niemu świetliste smugi zaklęć w tym - jego własnego, odbitego i poruszającego się z zawrotną prędkością. Nie podobała mu się wizja siebie samego, zdezorientowanego i prawdopodobnie bez pamięci o aktualnej sytuacji. Tym bardziej, że wciąż wyglądał jak młokos. To nie mogło wtedy ułatwiać zrozumienia czegokolwiek. Musiał działać i wierzyć, że jeszcze nie było wszytko stracone, nawet jeśli do tej pory całość przypominała teatralną groteskę.
Trochę jak zabawa w dwa ognie, atakowany z dwóch, przeciwnych strony, ale - nie był sam. Nawet jeśli przeciwnicy się powielili. Biegnący obok Garret zareagował z refleksem i już z pierwszymi słowami wiedział, co planował. Zapewne później będzie musiał mu podziękować, oczywiście - jeśli zdąży. Sam z zaciśniętą w dłoni różdżką nie miał planustać biec bezczynnie. Wyciągnął przed siebie różdżkę, by na jednym tchu wypowiedzieć inkantację. Ryzykował, ale jeśli patronus drugiego aurora zdoła go osłonić, to łatwiej będzie spróbować obronić się przed drugim. Może nawet odbić? I niech już okuty w ciemny płaszcz czarodziej pochłonie się w końcu w niepamięci. Kimkolwiek był.
- Protego
Trochę jak zabawa w dwa ognie, atakowany z dwóch, przeciwnych strony, ale - nie był sam. Nawet jeśli przeciwnicy się powielili. Biegnący obok Garret zareagował z refleksem i już z pierwszymi słowami wiedział, co planował. Zapewne później będzie musiał mu podziękować, oczywiście - jeśli zdąży. Sam z zaciśniętą w dłoni różdżką nie miał planu
- Protego
Darkness brings evil things
the reckoning begins
The member 'Samuel Skamander' has done the following action : rzut kością
'k100' : 56
'k100' : 56
Hereward, wiązka światła z twojej różki zwróciła uwagę czarodzieja, który zdołał umknąć - i wejść prosto w zasięg perfekcyjnie rzuconego Conjunctivitisa Pomony. Usłyszeliście inkantację zaklęcia obronnego - lecz nie mogliście jeszcze dostrzec jej skutków. Oboje wiedzieliście, że jeżeli jego obrona się nie powiedzie, zaklęcie unieszkodliwi czarodzieja na tyle, by na dłuższy czas przestał być dla was problemem. Samuel wyczarował solidną, potężną tarczę, która wchłonęła zaklęcie - jego plecy osłoniła jaskółka Garretta, która z gracją wzleciała w powietrze, po czym rozmyła się jak srebrzysty dym, kiedy wzięła na sobie urok rzucony przez nieznajomego. Mieliście czas na reakcję. Przerwany rumor - rozległ się znów, z komnat znajdujących się na przeciw was. Pomona, Hereward, wiedzieliście, że to właśnie tamtędy powinniście iść. Garrett, Samuel - dostrzegliście cień jeszcze jednej sylwetki nadchodzącej z naprzeciwka.
Eileen, po raz kolejny wyrzuciłasz przed siebie szpony, chcąc złąpać kapelusz, ale Irytek był szybkim i zwinnym poltergeistem, umknął w dół, wynurzając się za twoimi plecami.
- Wyjątkowo zawzięta kania - sprecyzował z zastanowieniem mężczyzna z obrazu; Irytek wydawał się jednak mniej zadowolony z całej sytuacji. Jedną ręką wciąż trzymał kapelusz, drugą oswobodził i zamaszyście ściągnął zaciśniętą pieść w dół - wiszące nad wami schody z dużą prędkością zostały ściągnięte prosto na wasze głowy, rozległ się rumor. Irytek był poltergeistem - schody mu nic nie zrobią, ale ciebie mogły przygwoździć, jeśli nie zdążysz czmychnąć.
- Wstrętna kania!
Na odpis macie 48h
Eileen, po raz kolejny wyrzuciłasz przed siebie szpony, chcąc złąpać kapelusz, ale Irytek był szybkim i zwinnym poltergeistem, umknął w dół, wynurzając się za twoimi plecami.
- Wyjątkowo zawzięta kania - sprecyzował z zastanowieniem mężczyzna z obrazu; Irytek wydawał się jednak mniej zadowolony z całej sytuacji. Jedną ręką wciąż trzymał kapelusz, drugą oswobodził i zamaszyście ściągnął zaciśniętą pieść w dół - wiszące nad wami schody z dużą prędkością zostały ściągnięte prosto na wasze głowy, rozległ się rumor. Irytek był poltergeistem - schody mu nic nie zrobią, ale ciebie mogły przygwoździć, jeśli nie zdążysz czmychnąć.
- Wstrętna kania!
Na odpis macie 48h
- Dodatkowe:
Mapa obszaru Legenda
• Garrett
• Samuel
• Pomona
• Hereward
Plan zmiany mężczyzny w królika nie udaje się, za to moje oślepienie pomieszane z omdleniem ma szansę wypalić. Niewielką, ale jednak. Niestety nie znam umiejętności tego czarodzieja, nie potrafię ocenić jak dobrze włada magią, a przede wszystkim tej z zakresu obrony. Może równie dobrze wchłonąć swoją tarczą każde z zaklęć jak i nawet je odbić, co przysporzy mi wielu problemów. Niestety nie mam czasu na rozmyślania, tak samo jak my nie mamy czasu na patyczkowanie się z nimi. Czas ucieka, a my wcale nie posuwamy się znacząco do przodu. Jeszcze nawet nie odnaleźliśmy właściwej sali, a co dopiero uwolnić więźniów Ministerstwa. Robi się naprawdę nieciekawie. Za dużo przeszkód napotykamy na drodze, za dużo obcych osób znajduje się w szkole. Zaczynam się zastanawiać czy nie pomyliłam przypadkiem zamków, ale to przecież niemożliwe. Jeszcze chwilę temu byliśmy w chatce, na dyniowym poletku, a teraz przecież jesteśmy w lewym skrzydle. To wszystko nie trzyma się kupy. Nie wiem co planuje Grindelwald, ale bardzo mi się to wszystko nie podoba.
Przyciskam się jak najbardziej do ściany, trzymam mocno różdżkę i w lekkiej panice zaczynam myśleć co dalej mogłabym zrobić. Rzucam rozbiegane spojrzenie korytarzowi, odległości od mężczyzny i profesorowi Bartiusowi. Nie wiem co on sam zamierza zrobić, może ma w głowie jakiś sprytny plan, ale na chwilę obecną trudno nam się w tej sprawie porozumieć.
- Confundus - rzucam zatem, celując ponownie w napastnika. Zupełnie nie kontroluję sytuacji. Nie wiem, czy to zaklęcie przemknie przez tarczę, czy nie zdąży na nowo na nie odpowiedzieć, nie wiem nic. Nie mogę jednak stać bezczynnie i patrzeć na rozwój wypadków, coś zrobić muszę. Bieganie oraz powalanie przeciwnika mogłoby nie odnieść pożądanych skutków kiedy ten trzyma w dłoni różdżkę robiąc z niej realny użytek, pomijając już nawet oczywiste względy odległości. Zbyt dużej na kolejną, samowolną akcję. Która wcale nie skończyła się tak dobrze, jak zakładałam na początku. Może po prostu muszę zacząć działać mniej chaotycznie. Tylko to cholernie trudne, kiedy czas ucieka, a reakcje powinny być błyskawiczne.
Przyciskam się jak najbardziej do ściany, trzymam mocno różdżkę i w lekkiej panice zaczynam myśleć co dalej mogłabym zrobić. Rzucam rozbiegane spojrzenie korytarzowi, odległości od mężczyzny i profesorowi Bartiusowi. Nie wiem co on sam zamierza zrobić, może ma w głowie jakiś sprytny plan, ale na chwilę obecną trudno nam się w tej sprawie porozumieć.
- Confundus - rzucam zatem, celując ponownie w napastnika. Zupełnie nie kontroluję sytuacji. Nie wiem, czy to zaklęcie przemknie przez tarczę, czy nie zdąży na nowo na nie odpowiedzieć, nie wiem nic. Nie mogę jednak stać bezczynnie i patrzeć na rozwój wypadków, coś zrobić muszę. Bieganie oraz powalanie przeciwnika mogłoby nie odnieść pożądanych skutków kiedy ten trzyma w dłoni różdżkę robiąc z niej realny użytek, pomijając już nawet oczywiste względy odległości. Zbyt dużej na kolejną, samowolną akcję. Która wcale nie skończyła się tak dobrze, jak zakładałam na początku. Może po prostu muszę zacząć działać mniej chaotycznie. Tylko to cholernie trudne, kiedy czas ucieka, a reakcje powinny być błyskawiczne.
( i need your teeth )
in me, slow and vicious, to tell me my armor is just skin, bones, only bones
Pomona Vane
Zawód : nauczycielka zielarstwa
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
ty jesteś tym co księżyc
od dawien dawna znaczył
tobą jest co słońce
kiedykolwiek zaśpiewa
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Pomona Sprout' has done the following action : rzut kością
'k100' : 16
'k100' : 16
Owszem, była zawzięta. Miała zadanie, którego wykonanie nie brało pod uwagę fiaska. Presja była coraz większa – rosła proporcjonalnie do sprawnych uników Irytka, który w tej sytuacji posiadał zdecydowanie więcej przywilejów niż ona, a to nie działało na jej korzyść. Miał władzę nad architekturą Hogwartu, w jakiś dziwny sposób kradł innym niepisane prawa do kontrolowania ułożenia schodów prowadzących na inne piętra. Ona mogła go tylko atakować i spodziewać się, że tym razem jakaś przeciwność losu da jej moment przewagi nad tym wstrętnym poltergeistem. Walczyła z powietrzem, próbowała złapać wiatr w polu (zamku). Ten wiatr miał kapelusz na głowie, materialny, ale wciąż potrafił pływać między ścianami tak, jak sam tego chciał. Wściekła się na niego i już chciała jeszcze raz zaatakować, kiedy do jej uszu dotarł huk pędzących w dół schodów.
Pragnęła uwolnić mugolaków, gdziekolwiek byli, ale, z całym szacunkiem, by tego dokonać, nie mogła zostać plamą krwi na podłodze. Instynkt zareagował za nią – adrenalina wstrząsnęła jej ptasim sercem i zmusiła opierzone ciało do panicznego uskoku do przodu. Skrzydła zatrzepotały, dziób rozwarł się ze strachem. Nie czuła równowagi, więc rozszerzyła szpony, szukając oparcia w podłodze znajdującej się poza zasięgiem lecących na nią kamiennych stopni.
Wszystko, byleby nie zostać mokrą plamą na podłodze!
Pragnęła uwolnić mugolaków, gdziekolwiek byli, ale, z całym szacunkiem, by tego dokonać, nie mogła zostać plamą krwi na podłodze. Instynkt zareagował za nią – adrenalina wstrząsnęła jej ptasim sercem i zmusiła opierzone ciało do panicznego uskoku do przodu. Skrzydła zatrzepotały, dziób rozwarł się ze strachem. Nie czuła równowagi, więc rozszerzyła szpony, szukając oparcia w podłodze znajdującej się poza zasięgiem lecących na nią kamiennych stopni.
Wszystko, byleby nie zostać mokrą plamą na podłodze!
Ja nie przeczuwałam, tyś nie odgadł, że
Nasze serca świecą w mroku
Nasze serca świecą w mroku
Korytarz w lewym skrzydle
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Szkocja :: Zamek Hogwart