Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Szkocja :: Zamek Hogwart
Korytarz w lewym skrzydle
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Korytarz w lewym skrzydle
Do korytarza prowadzi jedno z rzadko uczęszczanych wejść do zamku, choć przez jego wnętrze na co dzień przetacza się chmara uczniów. Wysokie schody pozwalają dostać się na wyższe partie zamku, a odnogi korytarzy prowadzą prosto do sal, w których wykłada się numerologię, mugoloznastwo oraz starożytne runy. Ściany ozdabiają liczne portrety, przedstawiające głównie martwą naturę i zwierzęta, choć pośród nich ukrył się również rudy celtycki wojownik, przezwyciężający magią szarżującą na siebie kelpie.
The member 'Eileen Wilde' has done the following action : rzut kością
'k100' : 4
'k100' : 4
Jeśli w początkowych planach mieli konspirację - ta rozsypywała się z równą skutecznością, co ich pierwotne założenia. W Hogwarcie zdecydowanie działo się więcej, niż ktokolwiek przypuszczał i Samuel w migawkach przypominał sobie przestrach, który malował się w oczach urzędniczki, z której próbował wyciągnąć jakiekolwiek informacje. Czasem nawet milczenie wskazywało na ukrytą prawdę, w tym wypadku nie było też mowy o pomyłce. Zdawał sobie sprawę, że nawet za jego czasów nauczyciele nie należeli do biernych, ale ci, których własnie spotykali (jeśli w ogóle należeli do kardy nauczycielskiej), wykazywali się zdecydowanie agresywną postawą.
Samuel z ulgą dostrzegł, że dwa ognie zaklęć, w który wpadł - zostawił go bez urazów. Wyłącznie spojrzeniem przekazał Garrettowi milczące podziękowanie, na słowa inne - niż wypowiadane zaklęcie - nie mieli czasu. Tym bardziej, że w oddali zamajaczył kolejny cień. Niech by to zeżarły bahanki. A najlepiej wszystkie te tajemnicze sylwetki, co rusz wyłaniające się z korytarzy. Czy autentycznie, tylu nauczycieli miałoby błąkać się w miejscu, które stanowiło ich cel?
Zwolnił bieg, ale nie opuścił różdżki, która jeszcze przed momentem zawrzała ciepłem, otulając aurora barierą. Nie było mowy o półśrodkach. Wszystko lawinowo zrywało się ze wcześniejszych ustaleń i w tym momencie musieli zakładać bardziej otwarte starcie. Może nie tak ciche, ale musiało być skuteczne, by cokolwiek zdziałali. Czasu było mało, a oni wciąż tkwili na korytarzach, daleko? od porwanych.
- Ascendio - wskazał nowy cel różdżce w postaci bliższego czarodzieja przed nimi. Jeśli tylko się uda, a skumulowana magia pociągnie go za sobą, zdoła powalić przeciwnika. I jeśli miał obstawiać, mieli do czynienie z przedstawicielami policji? antymugolskiej....albo innego cholerstwa, które zorganizował dyrektor. Tak liczna obstawa nie wieściła im dobrych znaków, ale i potwierdzała, że wędrowali w dobrym kierunku. Bez względu na wszystko - musieli przedostać się dalej. I z przyjemnością po drodze rozetrzeć kilku popleczników Grindewalda.
Albo oni ich...
Samuel z ulgą dostrzegł, że dwa ognie zaklęć, w który wpadł - zostawił go bez urazów. Wyłącznie spojrzeniem przekazał Garrettowi milczące podziękowanie, na słowa inne - niż wypowiadane zaklęcie - nie mieli czasu. Tym bardziej, że w oddali zamajaczył kolejny cień. Niech by to zeżarły bahanki. A najlepiej wszystkie te tajemnicze sylwetki, co rusz wyłaniające się z korytarzy. Czy autentycznie, tylu nauczycieli miałoby błąkać się w miejscu, które stanowiło ich cel?
Zwolnił bieg, ale nie opuścił różdżki, która jeszcze przed momentem zawrzała ciepłem, otulając aurora barierą. Nie było mowy o półśrodkach. Wszystko lawinowo zrywało się ze wcześniejszych ustaleń i w tym momencie musieli zakładać bardziej otwarte starcie. Może nie tak ciche, ale musiało być skuteczne, by cokolwiek zdziałali. Czasu było mało, a oni wciąż tkwili na korytarzach, daleko? od porwanych.
- Ascendio - wskazał nowy cel różdżce w postaci bliższego czarodzieja przed nimi. Jeśli tylko się uda, a skumulowana magia pociągnie go za sobą, zdoła powalić przeciwnika. I jeśli miał obstawiać, mieli do czynienie z przedstawicielami policji? antymugolskiej....albo innego cholerstwa, które zorganizował dyrektor. Tak liczna obstawa nie wieściła im dobrych znaków, ale i potwierdzała, że wędrowali w dobrym kierunku. Bez względu na wszystko - musieli przedostać się dalej. I z przyjemnością po drodze rozetrzeć kilku popleczników Grindewalda.
Albo oni ich...
Darkness brings evil things
the reckoning begins
The member 'Samuel Skamander' has done the following action : rzut kością
'k100' : 79
'k100' : 79
Pomona, tarcza twojego przeciwnika okazała się zbyt słaba, by powstrzymać zaklęcie. Conjunctivitis powalił go nieprzytomnego na plecy - i wiedziałaś, że nie stanowił już dla was problemu. Twój confundus okazał się niecelny, ale to nie miało już żadnego znaczenia. Przed tobą rozciągał się pusty korytarz, po swojej prawej stronie słyszałaś trzaskanie zaklęć.
Samuel, pociągnęła cię różdżka: z dużą siłą uderzyłeś prosto w nieznajomego czarodzieja. Choć próbował umknąć - nie zdążył, udało ci się go powalić. Leżał tuż przed tobą na na plecach. Stęknął, zaciskając dłoń na różdżce - wciąż był przytomny, ale mocno osłabiony; podparł się łokciami o kamienną posadzkę z zamiarem powstania. Trzeci z czarodziejów podjął próbę ataku - usłyszałeś inkantację Deprimo, a promień zaklęcia uderzył w ścianę za tobą. Atakujący, ostatni z czarodziejów, biegł w waszą stronę.
Garrett, koło ciebie przeleciała świetlista smuga; nie musiałeś się przed nią bronić.
Eileen, schody zwaliły ci się na kuper: dosłownie. Obiły ci plecy, w których poczułaś przeszywający ból - w tej formie twoje ciało było bardzo kruche. Na szczęście udało ci się spod nich wydostać zanim cię zmiażdżyły: wyleciałaś jednak dość niefortunnie, bo prosto na Irytka - który właśnie próbował cię złapać do swojego kapelusza, zupełnie jak motyla w siatkę. ST uniku wynosi 95, do rzutu doliczana jest twoja sprawność (+20*).
- To ci dopiero... - zdziwiła się postać z obrazu.
* Doliczono karę -10 za uderzenie.
Na odpis macie 48h
Samuel, pociągnęła cię różdżka: z dużą siłą uderzyłeś prosto w nieznajomego czarodzieja. Choć próbował umknąć - nie zdążył, udało ci się go powalić. Leżał tuż przed tobą na na plecach. Stęknął, zaciskając dłoń na różdżce - wciąż był przytomny, ale mocno osłabiony; podparł się łokciami o kamienną posadzkę z zamiarem powstania. Trzeci z czarodziejów podjął próbę ataku - usłyszałeś inkantację Deprimo, a promień zaklęcia uderzył w ścianę za tobą. Atakujący, ostatni z czarodziejów, biegł w waszą stronę.
Garrett, koło ciebie przeleciała świetlista smuga; nie musiałeś się przed nią bronić.
Eileen, schody zwaliły ci się na kuper: dosłownie. Obiły ci plecy, w których poczułaś przeszywający ból - w tej formie twoje ciało było bardzo kruche. Na szczęście udało ci się spod nich wydostać zanim cię zmiażdżyły: wyleciałaś jednak dość niefortunnie, bo prosto na Irytka - który właśnie próbował cię złapać do swojego kapelusza, zupełnie jak motyla w siatkę. ST uniku wynosi 95, do rzutu doliczana jest twoja sprawność (+20*).
- To ci dopiero... - zdziwiła się postać z obrazu.
* Doliczono karę -10 za uderzenie.
Na odpis macie 48h
- Dodatkowe:
Mapa obszaru Legenda
• Garrett
• Samuel
• Pomona
• Hereward
Mknęła przed siebie niemal na ślepo, nie widząc niczego poza kawałkiem podłogi i fragmentem ściany, więc kiedy zimny, twardy kamień uderzył w jej grzbiet, poczuła, jak piorunujący ból wędruje od samego ogona po dziób, jeżąc przy tym pióra. Chciała jęknąć, ale z jej gardła wydarł się tylko paniczny gwizd kanii, która w tej chwili czuła się jak kijem bity po karku pies. Chciała atakować, ale jak zwykle się przeliczyła, dochodząc ostatecznie do wniosku, że jeśli następnym razem (będzie następny raz?!) będzie chciała zaskoczyć siebie samą swoimi umiejętnościami, najpierw może je wyćwiczy, żeby uniknąć kompromitacji. Jedno z jej dłuższych piór na ogonie utknęło pod schodami, a gdy Eileen w panice próbowała wyrwać się spod nich, po prostu je tam zostawiła, chybocąc się na szponach, ślizgając się na nich jak kilkumiesięczne dziecko, które dopiero uczy się chodzić. I wtedy zobaczyła nadchodzący kataklizm.
Jej źrenice zmniejszyły się tak, że przypominały drobne ziarenka maku, kiedy w zasięgu jej wzroku znalazła się ciemna plama i wiszący nad nią Irytek – mógł czuć się jak pan tej sytuacji, ale to nie powinno trwać długo. Miał jednak nad nią przewagę. Teraz. To ona była tą, która za chwilę straci możliwość ruchu, a on zadowolony będzie lewitował nad nią i śmiał się do rozpuku. W tej postaci była ofiarą.
Więc zamiast starać się uciec, przemieniła się w człowieka, natychmiast wystawiając przed siebie ręce, jakoby miało to pomóc jej w osłonięciu się przed zdradzieckimi ruchami tego małego, wstrętnego poltergeista.
- Jeśli coś jeszcze mi zrobisz, przysięgam, że obudzę wszystkie obrazy w tym zamku, żeby odnalazły Krwawego Barona i przyprowadziły go do mnie! – warknęła do niego, nie patrząc już na to, na jak niskim horyzoncie się znajdowała. – A on potem, przysięgam, Irytku, na wszystkie tiary, jakiekolwiek widziałam w życiu, weźmie ten kapelusz i ZROBI CIĘ Z NIEGO JESIEŃ ŚREDNIOWIECZA!
Wściekłe zielarki były bardzo ciekawymi stworzeniami. Zdawać by się mogło, że głosem nadawały atmosferze charakteru łamanych w dłoniach gałęzi albo siłą odłupywanej od drzewa kory. Może pachniały wtedy ostro jak odrywane od łodyżki listki rozmarynu, które za chwilę wylądują w moździerzu i zostaną siłą roztarte w drobny mak.
Wściekłe zielarki były więc groźne. A wściekła Eileen nie zostawi na Irytku ani jednej suchej nitki.
Jej źrenice zmniejszyły się tak, że przypominały drobne ziarenka maku, kiedy w zasięgu jej wzroku znalazła się ciemna plama i wiszący nad nią Irytek – mógł czuć się jak pan tej sytuacji, ale to nie powinno trwać długo. Miał jednak nad nią przewagę. Teraz. To ona była tą, która za chwilę straci możliwość ruchu, a on zadowolony będzie lewitował nad nią i śmiał się do rozpuku. W tej postaci była ofiarą.
Więc zamiast starać się uciec, przemieniła się w człowieka, natychmiast wystawiając przed siebie ręce, jakoby miało to pomóc jej w osłonięciu się przed zdradzieckimi ruchami tego małego, wstrętnego poltergeista.
- Jeśli coś jeszcze mi zrobisz, przysięgam, że obudzę wszystkie obrazy w tym zamku, żeby odnalazły Krwawego Barona i przyprowadziły go do mnie! – warknęła do niego, nie patrząc już na to, na jak niskim horyzoncie się znajdowała. – A on potem, przysięgam, Irytku, na wszystkie tiary, jakiekolwiek widziałam w życiu, weźmie ten kapelusz i ZROBI CIĘ Z NIEGO JESIEŃ ŚREDNIOWIECZA!
Wściekłe zielarki były bardzo ciekawymi stworzeniami. Zdawać by się mogło, że głosem nadawały atmosferze charakteru łamanych w dłoniach gałęzi albo siłą odłupywanej od drzewa kory. Może pachniały wtedy ostro jak odrywane od łodyżki listki rozmarynu, które za chwilę wylądują w moździerzu i zostaną siłą roztarte w drobny mak.
Wściekłe zielarki były więc groźne. A wściekła Eileen nie zostawi na Irytku ani jednej suchej nitki.
Ja nie przeczuwałam, tyś nie odgadł, że
Nasze serca świecą w mroku
Nasze serca świecą w mroku
The member 'Eileen Wilde' has done the following action : rzut kością
'k100' : 95
'k100' : 95
Chwila nieuwagi wystarcza, żeby różdżka omsknęła się ze swojego pierwotnego celu oraz wystrzeliła nie tak jak trzeba oraz nie tym, co trzeba. Zaklęcie konfundujące jest tylko piękną wizją pozostającą zamkniętą w umyśle. Natomiast brak solidnej tarczy wyczarowanej przez napastnika jest już faktem bardzo namacalnym. Z niepokojem obserwuję jak urok oszałamiający dotyka celu przebijając się przez kruche zalążki obrony. Oddycham z ulgą oraz ze zdenerwowaniem kiedy mężczyzna osuwa się nieprzytomny na ziemię. Mimo wszystko nie przyszłam tutaj zabijać. Chyba. W każdym razie słysząc odgłosy walki nieopodal rzucam Herewardowi uważne, ale krótkie spojrzenie oraz rzucam się biegiem do przodu. Mijam nieszczęsną ofiarę mojego zaklęcia, czując przyspieszone bicie serca, za to zupełnie zapominając o zakrwawionej twarzy oraz bolącym nosie. Oddycham coraz głębiej, łapczywie łapiąc powietrze, rozglądam się na tyle, na ile to możliwe. Po prawej stronie widzę Garretta lub Sama, trudno mi w tej chwili jednoznacznie stwierdzić. Boję się powodu, dla którego stoi sam, ale to teraz musi poczekać. Podbiegam do niego złorzecząc w myślach na tak paskudny dystans. Robię dość nieroztropną rzecz, bowiem staję tuż przed nim wystawiając się na pole rażenia ataku, ale trudno. To oni są aurorami, nawet jeśli zamienionymi w nastolatków, to oni muszą iść dalej. Wolę zatem, żeby to mnie powalono. Zresztą, idzie mi dziś uznajmy przeciętnie.
- Wstydzilibyście się atakować uczniów! - krzyczę oburzona, nie wiedząc nawet, że konspiracja jest już daremna, skoro tajemnica została naruszona wprawnym zaklęciem patronusa. Nie było mnie tu, nie wiem nawet co się dzieje i dlaczego jeden z mężczyzn leży na tym drugim. Nie ma czasu na zastanawianie się.
- Confundus - rzucam po raz kolejny dzisiaj, mając nadzieję, że tym razem się uda. I że profesor Bartius jest tu obok. Z tego wszystkiego nie spojrzałam za siebie. Nieważne. Teraz trzeba pozbyć się tych wszystkich ludzi nieznanego pochodzenia. Nieznanej tożsamości oraz równie nieznanych zamiarów. Nie wiem gdzie podziała się szkoła, w której jeszcze niedawno mogliśmy się czuć naprawdę bezpieczni. Jestem zła, sfrustrowana. W dodatku nigdzie nie widzę Eileen. To kumuluje negatywne emocje, które mają mieć odzwierciedlenie w rzucanym przeze mnie uroku. Wprost na napastnika przede mną, który próbuje pomóc swojemu wspólnikowi. To wszystko wygląda naprawdę źle, a my działając bez jakiegokolwiek planu narażamy nie tylko siebie, ale przede wszystkim osoby, które są tu uwięzione. Ściska mi serce oraz żołądek, ale nie ma już odwrotu. Możemy najwyżej brnąć do przodu.
- Wstydzilibyście się atakować uczniów! - krzyczę oburzona, nie wiedząc nawet, że konspiracja jest już daremna, skoro tajemnica została naruszona wprawnym zaklęciem patronusa. Nie było mnie tu, nie wiem nawet co się dzieje i dlaczego jeden z mężczyzn leży na tym drugim. Nie ma czasu na zastanawianie się.
- Confundus - rzucam po raz kolejny dzisiaj, mając nadzieję, że tym razem się uda. I że profesor Bartius jest tu obok. Z tego wszystkiego nie spojrzałam za siebie. Nieważne. Teraz trzeba pozbyć się tych wszystkich ludzi nieznanego pochodzenia. Nieznanej tożsamości oraz równie nieznanych zamiarów. Nie wiem gdzie podziała się szkoła, w której jeszcze niedawno mogliśmy się czuć naprawdę bezpieczni. Jestem zła, sfrustrowana. W dodatku nigdzie nie widzę Eileen. To kumuluje negatywne emocje, które mają mieć odzwierciedlenie w rzucanym przeze mnie uroku. Wprost na napastnika przede mną, który próbuje pomóc swojemu wspólnikowi. To wszystko wygląda naprawdę źle, a my działając bez jakiegokolwiek planu narażamy nie tylko siebie, ale przede wszystkim osoby, które są tu uwięzione. Ściska mi serce oraz żołądek, ale nie ma już odwrotu. Możemy najwyżej brnąć do przodu.
( i need your teeth )
in me, slow and vicious, to tell me my armor is just skin, bones, only bones
Pomona Vane
Zawód : nauczycielka zielarstwa
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
ty jesteś tym co księżyc
od dawien dawna znaczył
tobą jest co słońce
kiedykolwiek zaśpiewa
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Pomona Sprout' has done the following action : rzut kością
'k100' : 1
'k100' : 1
Szarpnięcie należało do tych nieprzyjemnych. Coś zacisnęło mu się w żołądku, ale było to zaledwie chwilą, migawką, gdy z zawrotna prędkością pokonał odległość dzieląca go od atakującego czarodzieja. uderzenie było nagłe, ale udało mu się powalić przeciwnika. Cichy jęk nieznanego mu mężczyzny potwierdzał jego zamierzenia. Sam też czuł lekki zawrót w głowie, ale miał wystarczająco skuteczną amortyzację, by nie skończyć podobnie. Świszczące mu nad uchem zaklęcie nie poprawiało sytuacji, ale nie słysząc głosu broniącego się Garretta - w pewien groteskowy? (dla sytuacji) sposób była uspokajająca. Wolał mieć za plecami przyjaciele niż wroga.
Zerwał się natychmiastowo do siadu, gdy dostrzegł nadciągającego w jego stronę czarodzieja. Krótka kalkulacja kazała mu wykorzystać każdą możliwość, a ta - jęczała cicho na podłodze przed nim. Mimo, że powalony mężczyzna był osłabiony i oszołomiony, wciąż stanowił zagrożenie. To nie był trening. Nie było taryfy ulgowej. A dwoma - ciężko byłoby mu radzić sobie samemu. Musiał improwizować.
Nadal tkwiąc w pozycji siedzącej wychylił się w stronę leżącego czarodzieja, by lewą ręką chwycić za bark przeciwnika, tym samym pociągając go w swoją stronę. Drugą dłoń, w której zaciskał różdżkę - zwinął w pięść, aby wykorzystać impet pociągniętego ku sobie przeciwnika i wykonać cios w okolicach skroni nieszczęśnika. Jeśli zabieg się powiedzie - znokautuje już zamroczonego czarownika otrzymując dodatkowo osłonę przed ewentualnym atakiem nadbiegającego cienia. Jeśli tylko się uda. Na kursie w końcu nie uczyli tylko machania różdżką, czas było sięgnąć po siłę. I cokolwiek robił Weasley, miał nadzieję, że zrobi to szybko - nim skończą mu się pomysły, jak przestać bawić się w dwa ognie. Znowu. Wsparcie zdecydowanie, by się przydało.
Rusz się Skamander.
Zerwał się natychmiastowo do siadu, gdy dostrzegł nadciągającego w jego stronę czarodzieja. Krótka kalkulacja kazała mu wykorzystać każdą możliwość, a ta - jęczała cicho na podłodze przed nim. Mimo, że powalony mężczyzna był osłabiony i oszołomiony, wciąż stanowił zagrożenie. To nie był trening. Nie było taryfy ulgowej. A dwoma - ciężko byłoby mu radzić sobie samemu. Musiał improwizować.
Nadal tkwiąc w pozycji siedzącej wychylił się w stronę leżącego czarodzieja, by lewą ręką chwycić za bark przeciwnika, tym samym pociągając go w swoją stronę. Drugą dłoń, w której zaciskał różdżkę - zwinął w pięść, aby wykorzystać impet pociągniętego ku sobie przeciwnika i wykonać cios w okolicach skroni nieszczęśnika. Jeśli zabieg się powiedzie - znokautuje już zamroczonego czarownika otrzymując dodatkowo osłonę przed ewentualnym atakiem nadbiegającego cienia. Jeśli tylko się uda. Na kursie w końcu nie uczyli tylko machania różdżką, czas było sięgnąć po siłę. I cokolwiek robił Weasley, miał nadzieję, że zrobi to szybko - nim skończą mu się pomysły, jak przestać bawić się w dwa ognie. Znowu. Wsparcie zdecydowanie, by się przydało.
Rusz się Skamander.
Darkness brings evil things
the reckoning begins
The member 'Samuel Skamander' has done the following action : rzut kością
'k100' : 72
'k100' : 72
Ruszył za Pomoną przez korytarz z różdżką wyciągniętą w pogotowiu. Wypatrywał przeciwników, których głosy słyszał. Po drodze natknął się na jednego z przebranych aurorów. Chciał nawet zatrzymać się, żeby sprawdzić czy wszystko z nim w porządku, ale po krótkiej kalkulacji doszedł do wniosku, że lepiej będzie jednak pomóc Pomonie, która nie planowała najwyraźniej żadnego postoju. Gdy usłyszał początek inkantacji również wyciągnął swoją różdżkę w kierunku przeciwnika.
- Lapifors - spróbował po raz kolejny. Zastanawiał się, ile jeszcze osób będzie mógł pozamieniać w króliki zanim wyleci z pracy. Nie powinien chyba czekać aż dostanie wypowiedzenie. Lepiej od razu uciec dyrektorowi z oczu. Schować się w lesie albo gdzieś w szkockich górach, zacząć grać na kobzie i paść owce aż Grindelwald nie przestanie go szukać. Zwolnienie z posady nauczyciela transmutacji w obecnych okolicznościach mogłoby się bowiem dla Herewarda zakończyć niewesoło. Co gorsza, bezrobocie zapewne okazałoby się jego najmniejszym problemem. Spróbował nie myśleć o tym, co będzie robił jutro i skupić się na obecnej chwili. A teraz właśnie próbował zamienić kolejnego człowieka w królika. Abstrahując od nieprzyjemnych okoliczności, było w tym coś zabawnego ostatecznie. Przedzieranie się przez Hogwart i zostawianie za sobą króliczego stada. Oby tylko nie wyskubało całej trawy przed zamkiem. Albo Merlinie broń jakiejś sałaty w ogródku Eileen. W kwietniu chyba już rośnie sałata, prawda?
- Lapifors - spróbował po raz kolejny. Zastanawiał się, ile jeszcze osób będzie mógł pozamieniać w króliki zanim wyleci z pracy. Nie powinien chyba czekać aż dostanie wypowiedzenie. Lepiej od razu uciec dyrektorowi z oczu. Schować się w lesie albo gdzieś w szkockich górach, zacząć grać na kobzie i paść owce aż Grindelwald nie przestanie go szukać. Zwolnienie z posady nauczyciela transmutacji w obecnych okolicznościach mogłoby się bowiem dla Herewarda zakończyć niewesoło. Co gorsza, bezrobocie zapewne okazałoby się jego najmniejszym problemem. Spróbował nie myśleć o tym, co będzie robił jutro i skupić się na obecnej chwili. A teraz właśnie próbował zamienić kolejnego człowieka w królika. Abstrahując od nieprzyjemnych okoliczności, było w tym coś zabawnego ostatecznie. Przedzieranie się przez Hogwart i zostawianie za sobą króliczego stada. Oby tylko nie wyskubało całej trawy przed zamkiem. Albo Merlinie broń jakiejś sałaty w ogródku Eileen. W kwietniu chyba już rośnie sałata, prawda?
Ocalałeś, bo byłeś pierwszy
Ocalałeś, bo byłeś
Ocalałeś, bo byłeś
ostatni
Hereward Bartius
Zawód : Profesor w Hogwarcie
Wiek : 33
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Na szczęście był tam las.
Na szczęście nie było drzew.
Na szczęście brzytwa pływała po wodzie.
Na szczęście nie było drzew.
Na szczęście brzytwa pływała po wodzie.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Hereward Bartius' has done the following action : rzut kością
'k100' : 43
'k100' : 43
Własne zaklęcie, które trafiło w Garretta sekundy wcześniej, odbiło się na jasności jego umysłu nieco mocniej, niż pierwotnie to przewidział - zawahał się, świat zawirował i tylko fakt, że przeciwnik spudłował, uchronił go przed zostaniem trafionym kolejnym urokiem. Iskry świetlistego promienia rozpierzchły się po kontakcie z gładką ścianą i to był właśnie ten moment, w którym zareagował: drgnął, by po sekundzie ruszyć z miejsca i wykonać parę kroków naprzód. Uniósł jednocześnie różdżkę, wbijając spojrzenie w zbliżającego się przeciwnika - tego, który znajdował się na lewo od Samuela szamocącego się z jednym z intruzów. Nakierował na niego też koniec jasnego jak kość słoniowa drewna.
- Expelliarmus - wypowiedział szybko, niezbyt głośno, choć dosadnie inkantację, mając nadzieję, że różdżka nieznajomego wystrzeli zaraz w powietrze i zagubi się gdzieś w półmroku korytarza. I uczyni go bezbronnym.
- Expelliarmus - wypowiedział szybko, niezbyt głośno, choć dosadnie inkantację, mając nadzieję, że różdżka nieznajomego wystrzeli zaraz w powietrze i zagubi się gdzieś w półmroku korytarza. I uczyni go bezbronnym.
a gniew twój bezsilny niech będzie jak morze
ilekroć usłyszysz głos poniżonych i bitych
The member 'Garrett Weasley' has done the following action : rzut kością
'k100' : 12
'k100' : 12
Eileen, zamieniłaś się w człowieka: Twoje stopy z lekkim, cichym stukotem opadły na marmurową posadzkę. Bolała cię dolna część pleców. Uderzenie, które otrzymałaś w ptasiej formie, odczułaś znacznie poważniej, niż odczułabyś je, gdyby uderzono prawdziwą ciebie, ptaki były wszak od ludzi znacznie delikatniejsze. Wyciągnęłaś przed siebie dłonie - Irytek wycofał się wraz z kapeluszem, byłaś już za duża, żeby cię zamknął w jego wnętrzu.
Zdaniem Eileen wściekłe zielarki były groźne i nie zostawiały na swoich przeciwnikach suchej nitki; niestety najwyraźniej Irytek nie podzielał tego przekonania. Próba zastraszania okazała się nietrafiona, poltergeist wpierw wpatrywał się w ciebie dużymi, szeroko otwartymi oczyma, lewitując kilka stóp nad ziemią i trzymając w rękach kapelusz, by dosłownie moment później wybuchnąć głośnym gromkim śmiechem, którym zaśmiewał się jeszcze długo. Śmiał się, a jego piskliwy, irytujący głos niósł się echem po korytarzach: jeżeli ktokolwiek znajdował się jeszcze w pobliżu, z pewnością został zaalarmowany.
- Jesień... jesień średniowiecza! - powtarzał, jakby z trudem nabierał oddechu, choć przecież wcale nie oddychał. - Zrobię z ciebie jesień średniowiecza!!! - powtórzył, przedrzeźniając zielarkę; Eileen mogła sobie pogratulować - Irytek wyglądał, jakby miał zamiar sprawdzić znaczenie tej frazy w praktyce. Dopiero kiedy się uspokoił, zerknął na nią pobłażliwie - z lekką obawą w oku - wywołanie autorytetu Krwawego Barona najwyraźniej zasiało w nim ziarno niepewności. Duch rozmył się w powietrzu, usłyszałaś rumor schodów.
- Pani Wilde? - mężczyzna z obrazu ze zdumieniem wciąż przyglądał się całej scenie; a właściwe schody - wydawały się być już dość nisko, byś mogła wydrapać się po nich ku wejściu do wieży. Pierwszy schodek zawieszony był - mniej więcej - pół metra nad posadzką.
Pomona, twoje słowa uciekły razem z inkantacjami kolejnych rzucanych zaklęć; nikt cię nie słyszał. Narastająca frustracja mocno dekoncentrowała twoje myśli - na tyle mocno, że popełniłaś karygodny błąd w ruchu różdżką i nagle twoje oczy zobaczyły ciemność. Ta ciemność cię wchłonęła, a kiedy otworzyłaś oczy, nie mogłaś sobie przypomnieć, po co szłaś tym korytarzem. Obok stał profesor Bartius, dalej, na prawo, dwóch uczniów tłukło się z obcymi ludźmi, których nie powinno być w zamku i spośród których jeden leżał już nieprzytomny. Ostatnie, co pamiętałaś, to moment, w którym zbierałaś się do chatki Eileen na naradę z pozostałymi Zakonnikami. Do wszystkich rzutów w następnej turze otrzymujesz karę -10.
Samuel, siedziałeś na oponencie; z impetem uderzyłeś go pięścią w skroń - próbował zablokować twój cios, ale nie zdążył - z jego nosa trysnął wysięk - i już przechodził do kontrofensywy, kiedy przeobraził się w królika pod wpływem zaklęcia Herewarda. Hereward, szedłeś tuż za Pomoną - widziałeś jej błąd i zdawałeś sobie sprawę z tego, co jej się przytrafiło. Z dużym prawdopodobieństwem mogłeś stwierdzić, że kapryśna magia sobie z niej zadrwiła i zaatakowała ją samą urokiem wymierzonym w przeciwnika.
Królik był skołowany i po przemianie sprawiał wrażenie bardzo osłabionego. Nie poruszał się, skulił w kłębek i drżał.
Garrett, twoje zaklęcie chybiło o włos; czarodziej wciąż się zbliżał - ale miałeś więcej refleksu, mogłeś zareagować.
Na odpis macie 48h
Zdaniem Eileen wściekłe zielarki były groźne i nie zostawiały na swoich przeciwnikach suchej nitki; niestety najwyraźniej Irytek nie podzielał tego przekonania. Próba zastraszania okazała się nietrafiona, poltergeist wpierw wpatrywał się w ciebie dużymi, szeroko otwartymi oczyma, lewitując kilka stóp nad ziemią i trzymając w rękach kapelusz, by dosłownie moment później wybuchnąć głośnym gromkim śmiechem, którym zaśmiewał się jeszcze długo. Śmiał się, a jego piskliwy, irytujący głos niósł się echem po korytarzach: jeżeli ktokolwiek znajdował się jeszcze w pobliżu, z pewnością został zaalarmowany.
- Jesień... jesień średniowiecza! - powtarzał, jakby z trudem nabierał oddechu, choć przecież wcale nie oddychał. - Zrobię z ciebie jesień średniowiecza!!! - powtórzył, przedrzeźniając zielarkę; Eileen mogła sobie pogratulować - Irytek wyglądał, jakby miał zamiar sprawdzić znaczenie tej frazy w praktyce. Dopiero kiedy się uspokoił, zerknął na nią pobłażliwie - z lekką obawą w oku - wywołanie autorytetu Krwawego Barona najwyraźniej zasiało w nim ziarno niepewności. Duch rozmył się w powietrzu, usłyszałaś rumor schodów.
- Pani Wilde? - mężczyzna z obrazu ze zdumieniem wciąż przyglądał się całej scenie; a właściwe schody - wydawały się być już dość nisko, byś mogła wydrapać się po nich ku wejściu do wieży. Pierwszy schodek zawieszony był - mniej więcej - pół metra nad posadzką.
Pomona, twoje słowa uciekły razem z inkantacjami kolejnych rzucanych zaklęć; nikt cię nie słyszał. Narastająca frustracja mocno dekoncentrowała twoje myśli - na tyle mocno, że popełniłaś karygodny błąd w ruchu różdżką i nagle twoje oczy zobaczyły ciemność. Ta ciemność cię wchłonęła, a kiedy otworzyłaś oczy, nie mogłaś sobie przypomnieć, po co szłaś tym korytarzem. Obok stał profesor Bartius, dalej, na prawo, dwóch uczniów tłukło się z obcymi ludźmi, których nie powinno być w zamku i spośród których jeden leżał już nieprzytomny. Ostatnie, co pamiętałaś, to moment, w którym zbierałaś się do chatki Eileen na naradę z pozostałymi Zakonnikami. Do wszystkich rzutów w następnej turze otrzymujesz karę -10.
Samuel, siedziałeś na oponencie; z impetem uderzyłeś go pięścią w skroń - próbował zablokować twój cios, ale nie zdążył - z jego nosa trysnął wysięk - i już przechodził do kontrofensywy, kiedy przeobraził się w królika pod wpływem zaklęcia Herewarda. Hereward, szedłeś tuż za Pomoną - widziałeś jej błąd i zdawałeś sobie sprawę z tego, co jej się przytrafiło. Z dużym prawdopodobieństwem mogłeś stwierdzić, że kapryśna magia sobie z niej zadrwiła i zaatakowała ją samą urokiem wymierzonym w przeciwnika.
Królik był skołowany i po przemianie sprawiał wrażenie bardzo osłabionego. Nie poruszał się, skulił w kłębek i drżał.
Garrett, twoje zaklęcie chybiło o włos; czarodziej wciąż się zbliżał - ale miałeś więcej refleksu, mogłeś zareagować.
Na odpis macie 48h
- Dodatkowe:
Mapa obszaru Legenda
• Garrett
• Samuel
• Pomona
• Hereward
Korytarz w lewym skrzydle
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Szkocja :: Zamek Hogwart